Profil użytkownika


komentarze: 79, w dziale opowiadań: 70, opowiadania: 38

Ostatnie sto komentarzy

Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze. Obiecuję odnieść się do nich i przysiąść do poprawek w przyszłym tygodniu – ten mam nieco wyjęty z życia. 

Krikosie, właśnie przywoływanie Pamięci Absolutnej jest dla mnie największym zaskoczeniem (no, może obok Hrabiego MC), bo chociaż i czytałem i oglądałem obie wersje, to podczas pisania kompletnie nie miałem tego w głowie. Jeśli inspiracja, to całkowicie nieuświadomiona. Ale nie ma co się obruszać na skojarzenie z nią, bo ja Pamięć bardzo lubię.

Dzięki za ocenę, miło wiedzieć, że również należysz do grona osób, którym poziom opowiadania wydaje się niezły. Wierzę, że w przyszłości nie rozczaruję! ;)

@CM, dzięki wielkie za komentarz. Po raz kolejny mogę tylko pokiwać głową i – tak jak przedmówcom – przyznać, że może faktycznie można było wyciągnąć z tego więcej. Zastrzegam jednak, że tekst jest takiej długości nie przez ograniczenia konkursowe, a przez moje ograniczenia – dłuższy pewnie nigdy nie zostałby dokończony albo rozsypałby mi się w rękach gdzieś w połowie, a potem do końca bezradnie próbowałbym go kleić.

 

@MrBrighside, wow, tutaj to już w ogóle stokrotne dzięki za wnikliwe czytanie i podzielenie się przemyśleniami w tak obszerny sposób. Za wszystkie miłe słowa również uprzejmie dziękuję, a do Twoich wątpliwości postaram się odnieść – lub, tam gdzie zabraknie mi wyjaśnień, posypać głowę popiołem. ;)

 

Kim są ciała, w które można się wcielić w strefach z wyższych sfer? Zasmakowanie luksusu jest z pewnością kuszące dla osób z niskich warstw społecznych, ale jaki interes w użyczaniu samych siebie mają te pojemniki na świadomość? Do tego 1000 kredytów za najwyższą klasę brzmi jak śmieszna cena.

W moim wyobrażeniu nie były to ciała rzeczywistych ludzi, a sztuczne syntetyki. Ewentualnie ciała ludzi zmarłych, pośmiertnie podrasowane i czekające na “tchnienie w nie życia”. Przyznaję bez bicia, że nie przygotowałem odpowiednio tła projektu, więc teraz możemy tylko wspólnie pogdybać.

Jeśli natomiast chodzi o niską cenę – zależy od wartości 1 kredytu, prawda? Uzbierał, ale przeznaczył na to całe oszczędności. To jak, nie wiem, wyprawa dookoła świata. Teoretycznie większość z nas, gdyby przeznaczyli oszczędności całego życia, byłoby na to stać. W praktyce prawie nikt tego nie robi, bo zawsze jest więcej rzeczy do ogarnięcia tu i teraz.

 

Co z ciałami, gdy klient nie zdąży wrócić do hotelu, tak jak główny bohater? Dlaczego nie niesie to żadnego ryzyka, a umowa nie jest obwarowana obostrzeniami na taki wypadek? Przecież to żywe ciała, a nie żadne projekcje.

Ze względu na moje wyobrażenie na temat pozyskiwania powłok, ja widzę to po prostu jako pozostawienie pustej łupiny. Oczywiście zaraz pojawiają się pracownicy Pantofelka, żeby posprzątać. Choć to rodzi kilka problemów, bo co, jeśli dwunasta wybije przerywając scenę łóżkową albo jazdę samochodem z zawrotną prędkością. Zdecydowanie powinni to jakoś rozwiązać, prawnicy projektu na pewno już nad tym pracują. ;)

 

Technologia blokowania pamięci i transferu umysłu to bardzo potężne narzędzia. Biorąc pod uwagę łatwość, z jaką wylany z pracy robotnik mógł dostać się na przyjęcie śmietanki w najwyższej strefie używając wyłącznie swoich zaskórniaków, niepojętym dla mnie jest na przykład fakt zaistnienia rozmowy między głównym bohaterem a dziennikarzem. Przecież na tym przyjęciu mógł pojawić się każdy, zatem gdzie dyskrecja, gdzie podejrzliwość? Znowu: firma udostępniająca usługę nijak nie kontroluje poczynań klientów; bohater wszedł na przyjęcie z prawdopodobnie wieloma szychami najwyższego dystryktu i nikt go nie powstrzymał.

Tutaj założyłem, że przepustka otrzymana od Oskara jest wystarczającym argumentem. Może nienależycie podkreśliłem, że było mu ogromnie trudno ją zdobyć i to niesamowite szczęście, że ją mają. Ale ogólnie spostrzeżenie, że za mało prawnych regulacji ubezpiecza ludzi w dobie Pantofelka to fakt i moje niedopracowanie. Tutaj nie pozostaje mi nic, jak przyznać Ci (i pozostałym) rację i się pokajać. ;)

 

Godzina transferu została wybrana nie wiem według jakiego kryterium. Istnieje limit sześciu godzin, a wiadomo, że o 18-19 bankiety się dopiero ledwie co zaczynają i mało kogo można spotkać, mało co załatwić. Dodatkowo przez te wszystkie godziny nic się nie dzieje. Prócz rozmowy z dziennikarzem mamy tu jeden wielki timeskip do dramatycznego wyścigu z czasem w końcówce.

True. Zastanawiałem się, jak to ugryźć, żeby nie robić dłużyzn. W końcu uznałem, żeby po prostu przeskoczyć, sugerując, że cały czas drinkował i jakoś to zeszło. Choć w sumie pewnie gdyby podrążył swoje prywatne śledztwo, mógłbym wpleść więcej smaczków. 

 

Jasne, Oskarem kierowała chęć popchnięcia swojej kariery na wyższy poziom, ale dlaczego zwlekał aż siedemnaście lat?

Przez ostatnie lata miał materiały i jakoś trzymał się dobrze. Teraz zaczął cierpieć na brak dobrego tematu, a to nałożyło się w czasie z jubileuszem firmy i masz – temat marzenie na wyciągnięcie ręki, w idealnym momencie.

 

Podsumowując – wiem, że trochę rzeczy kuleje, ale i tak bardzo dziękuję za zwrócenie na nie uwagi. Ogólne przesłanie też wezmę sobie do serca i spróbuję nad tym pracować, choć to niestety znacznie większy trud niż ogarnięcie, nie wiem, interpunkcji. Bo wymaga wyrobienia w sobie totalnie innego podejścia do pisania i odejścia od załatwiania rzeczy na łatwiznę. No ale w sumie o to chyba chodzi w rozwoju. Więc dzięki! ;)

 

Opowiadanie? Charakterystyka? Ja nie mam pojęcia, jak to nazwać, Ty, Cerlegu, pewnie też nie do końca. Ale w sumie po co nazywać, skoro czyta się przyjemnie, więc najważniejszy efekt osiągnięty. Nie wyniosłem z lektury nic poza miło spędzonymi paroma minutami. Ale to i tak sporo. Dobra robota.

Trochę się nawet przestraszyłem, czy nie jestem jakiś wynaturzony, bo to przecież stare próchno jest.

Złoto. 

 

Nie bardzo wiem, jak skomentować całość, więc ograniczę się do krótkiego komentarza – mnie tekst się spodobał. A jeśli zastanawiasz się, czy nie przekroczyłeś granicy dobrego smaku, to, według mnie, nie. Wszystkiego było akurat na tyle, żeby zrozumieć, jak chory był Neron, a jednocześnie nie czuć, że przeginasz.

 

 

Dzięki, Anet! Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu. ;)

Szlag, napisałem długi komentarz i z jakiegoś powodu komputer postanowił mi go nie wysłać – więc przepadł. To teraz w skrócie.

Reg – masz z czego się cieszyć, bo mnie, już po szlifach, czytało się bardzo dobrze. ;)

Bardzo fajny tekst. Niby temat przerabiany wielokrotnie, ale ugryziony z ciekawej strony. Najbardziej przypadło mi chyba do gustu stwierdzenie, że niedotrzymane obietnice wytworzyły ujemną energię – błyskotliwe i jednocześnie zabawne, mnie kupiło.

Na duży plus też opisy spotkań z Cyganką i facetem od zagadek. Uruchomiły skojarzenia z Gaimanem, a to w moim prywatnym rankingu porównanie, które stawia naprawdę wysoko. 

Na minus zagadka z inwokacją, mam wrażenie, że wepchnięta nieco na siłę. Druga natomiast, paradoksalnie, choć dziadowska, to fajowska. ;)

Bardzo dobra robota, szacuneczek!

Ocho, Król (i Królestwo), to także jedyne książki spod pióra Twardocha, jakie ja mam na swoim koncie. Robiłem podejścia do Morfiny, ale nie mogłem poświęcić jej odpowiednio dużo uwagi, więc odpuściłem. Król jest dużo prostszy, bardziej przystępny, a jednocześnie wciąż robi wrażenie. Mnie również bardzo się podobał, kontynuacja także.

A obecnie czytam Exodus Orbitowskiego i jak na początku byłem mocno zajarany, tak im dalej w las, tym bardziej mam wrażenie, że książka jest nieco przegadana i skondensowanie wyszłoby jej na plus.

Cześć. Skoro pisane ćwiczeniowo i w ramach wprawki, to i czepiać się za bardzo nie ma czego. Napisane całkiem poprawnie, bez znacznych potknięć. Jak najbardziej zjadliwe, a całość łatwa do wyobrażenia sobie. Lektura nie bolała. ;)

Ale też nie powaliła. Zdecydowanie nic odkrywczego, emocji też zbytnio nie wzbudziło. 

Dobre jako ćwiczenie na przejrzystą, obrazową narrację, przeciętne jako pełnoprawny tekst. Czekam na więcej ;)

@Zauroxor, wielkie dzięki za wizytę i poświęcony czas. ;) Cieszę się, że tekst się spodobał i że przykuł uwagę na tyle, żebyś się nie rozproszył. Miło mi. Kiedyś miałem wrażenie, że zdarza mi się pisać chaotycznie i nie do końca obrazowo. Twój i wcześniejsze komentarze pokazują mi, że pod tym kątem jest już lepiej. Dobrze to wiedzieć. ;) Jeszcze raz dzięki za opinię!

@CountPrimagen

Cieszę się, że mimo sporej liczby zarzutów (z którymi właściwie się zgadzam), tekst i tak wywarł na Tobie raczej pozytywne wrażenie. Miło wiedzieć, że jest potencjał – i na co zwrócić uwagę, żeby go rozwinąć. Wezmę Twoje sugestie pod uwagę. przy konstrukcji kolejnych tekstów.

 

@rosebelle

No cóż, brakło mi pary i oleju w głowie na zaskakujący, ale wiarygodny twist. Zresztą bardzo chciałem sceny, w której do drzwi puka facet z butem, a nie miałem pomysłu, jak ją inaczej ugryźć. :)

Przeczytałem. Nie zrozumiałem. ;)

@thargone, tym bardziej szanuję, szalony człowieku!

 

@rosebelle, dołączasz jednocześnie do grona osób, których opinia mega mnie cieszy. Dziękuję za miłe słowa! 

Zakończenie faktycznie może nie być szalenie zaskakujące, ale z drugiej strony – czy uwierzyłabyś, gdyby jednak skończyło się happy endem? Taki pijany, wariacki plan?

Włożę kij w mrowisko – rap to muzyka, tylko nieprawione, starcze ucho nie potrafi jej docenić, bo przywykło do swoich rocków i klasyki. 

A tak bardziej poważnie – miło się Was czyta. I choćby to, jakim zainteresowaniem ten temat się cieszy, moim zdaniem pięknie obala tezę, że dla dzisiejszych młodych muzyka nie jest ważna. Gdyby nie była, nie byłoby tu takiej walki.

Chyba że dzisiejsza młodzież z tematu to piętnastolatkowie – nie wiem, czy wypowiada się w tym wątku ktoś przed dwudziestką. 

Historia z jednej strony przedstawia dużo i działa na wyobraźnię, a z drugiej jest o niczym. Jakkolwiek to zestawienie wydaje się bezsensowne, tak po lekturze mam dokładnie takie odczucie. To prawda, poznałem nową rasę, ich zwyczaje, sposób bycia i poniekąd myślenia, ale te informacje stworzyły od razu mnóstwo pytań, które pozostawiasz bez odpowiedzi.

Przychylam się do opinii reg i sugeruję, żeby nieco rozwinąć świat i historie bohaterów, bo masz zalążek, który nieźle się zapowiada.

Thargone, nawet nie wiesz, jak szanuję, że z braku czasu w pracy piszesz komentarze o 6:22. :)

Miło mi, że tekst nie był na tyle zły, żeby nie dało się pominąć kręcenia nosem. Z zarzutem o to, że za krótki – i przez to nie wykorzystałem w pełni potencjału historii – godziłem się już wcześniej, więc teraz pozostaje mi tylko z pokorą skinąć głową. 

Dzięki za powrót z drugim komentarzem. :)

Kiedy napisałem swój tekst na ten konkurs, po pierwszej lekturze otrzymałem od czytającego komentarz, że mocno rozczarowała go końcówka, sprowadzająca się do puf, to się tylko śniło. Wtedy myślałem, że ogranie tego w trochę mniej oczywisty sposób, pokazanie, że owszem, to był sen, ale też coś więcej, wystarczy, żeby zatrzeć to wrażenie oszukania i rozczarowania.

Po tej lekturze wiem, że nie do końca wystarczy. I dlatego, chociaż opowiadanie samo w sobie jest przyjemne, nieźle (poza przecinkami) napisane i czyta się ze sporą radością, to jednak końcówka pozostawia nieco do życzenia.

Cześć, Cerlegu!

Mnie tekst przypadł do gustu. Bardzo podobał mi się od strony językowej i narracyjnej – fajnie, żartobliwie, humor do mnie trafiał i mam wrażenie, że uśmiechnąłem się wszędzie tam, gdzie chciałeś, żeby czytelnik się uśmiechnął.

Jestem też pod wrażeniem, że w 10000 znaków zawarłeś tak naprawdę jakąś minutę, może dwie, fabuły. I zrobiłeś to w taki sposób, że tekst nie zanudza. 

Fantastyki jest tu tylko lekkie liźnięcie, mam wrażenie, że równie dobrze mogłoby jej nie być. Ten wątek widzenia na kilka chwil do przodu zasługuje na większe rozbudowanie – planujesz jeszcze stworzyć coś z Niedźwiedziem i narratorem w rolach głównych? :)

Podsumowując – ja się bawiłem bardzo dobrze.

Dodałem sobie ten tekst do kolejki, a potem nie miałem czasu do niego usiąść. Teraz nadrabiam. ;)

Tekst czytało mi się naprawdę dobrze, prawdopodobnie to w dużej mierze przez to, że jest już po poprawkach. Więc językowo bardzo mi się podobało, zdania nie kulały i nie utrudniały lektury. A to duży plus.

Sama fabuła również okej, choć nie jest raczej zaskakująca i odkrywcza. Zdziwiłem się tylko, kiedy poprzedni komentujący zaczęli rozważać androidy – dla mnie z tekstu jednoznacznie wynikało, że to omamy psychiczne albo jakiś duch. Można poznać Twój zamysł, crowy? ;)

Zabrakło mi tylko jakiejś większej akcji, smaczka na przełamanie mimo wszystko szablonowej fabuły.

Finklo, pytanie techniczne (a przy okazji informacja, o czym piszę, ale tekst planuję wrzucić w pierwszym tygodniu, więc nie myślcie, żeby mi go na złość zajmować! :D) – czy Hawaje na kilkanaście lat przed zjednoczeniem przez Kamehameha I to twór państwopodobny który sprosta wymaganiom konkursu?

Przeczytałem pierwszy i trzeci. Oba mi się całkiem podobały, choć w trzecim faktycznie pomyliłeś absurd z fantastyką. Są dobre na tyle, że nie żałuję lektury, a jednocześnie nie na tyle, żebym pragnął czytać jeszcze środkowy.

We mnie trzeci wzbudził dodatkowo miłe wspomnienia z sesji RPG, którą Mistrz Gry zaczął od słów budzicie się w pomieszczeniu dziesięć na dziesięć na dziesięć centymetrów. ;)

 

@NoWhereMan

Dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że tekst się spodobał. :) W pierwszej wersji tekstu akcja w ogóle szła jak po sznurku, w taki sposób, że czytelnik od pierwszej sceny wiedział, czego spodziewać się na końcu. Cieszę się, że tutaj tylko jedna scena daje takie wrażenie, które potem jest zacierane. ;)

 

@regulatorzy

Milutko, dzięki!

 

@BasementKey

Dzięki za zgłębienie tematu. W takim razie chyba zmienię na formę, która mnie też bardziej odpowiada.

 

@Draconis

Cała przyjemność po mojej stronie! A skojarzenia, cóż… nie wkuwasz przed maturą z biologii? ;)

Umieramy, kiedy wschód wschodzi

Niefortunne zdanie.

 

Zgadzam się z reg, tekst zyskałby, gdyby był od początku do końca Twój. :)

@BasementKey

Cieszę się, że tekst się spodobał i dziękuję za Twój czas na lekturę i komentarz. Miło, że doceniłeś porównania, bo w pierwszych zdaniach faktycznie najbardziej zależało mi na tym, żeby za ich pomocą wprowadzić w klimat i realia. Choć teraz mam wrażenia, że im dalej w tekst, tym bardziej o tym zapominałem. 

Literówki za chwilę poprawię.

A z penisem, uwaga, uwaga, mam problem. I tutaj bardzo przepraszam, Drakaino, ale pozwolę sobie na ciąg dalszy rozważań na jego temat. Choć tym razem wierzę, że powód będzie dla Ciebie w pełni usprawiedliwiał zdarzenie. 

Penis to rzeczownik. Męski, nieżywotny. Więc, zgodnie z paradygmatem odmiany takowych, powinien mieć biernik równy z mianownikiem. Tak jak wzmiankowany wyżej w komentarzach pet, tak jak widzę stółkupuję samochód czy – bliżej tematycznie – uderzyłem się w łokieć

Biernik równy z dopełniaczem to cecha męskoosobowych, żywotnych – a więc widzę psapoluję na ptaka.

No i tu pojawia się kłopotliwa kwestia. Penis, jak łokieć, to część ciała i sama w sobie powinna pozostać nieżywotną. A więc skoro uderzyłem się w łokieć, to uderzyłem się w penis. Tymczasem dla wielu – dla mnie też! – brzmi to dość nienaturalnie. Pewnie ze względu na przyzwyczajenia językowe. I tu zagadka. Czy penis, z przyczyn dość oczywistych, jest powszechnie traktowany jako dobry ziomek, przyjaciel i towarzysz, co rzutuje na jego traktowanie jako żywotnego? ;)

Nigdzie nie znalazłem dobrego opracowania i jasnej odpowiedzi, a bardzo chętnie bym się z takową zapoznał. Wydaje mi się też znamienne, że w wypowiedziach medycznych penis odmienia się już zgodnie z regułą i tam często słyszy się, że trzeba zoperować penis. Ale trudno, żeby lekarz traktował go jako ziomeczka – dla niego to po prosu część ciała, element do operacji, co dość mocno… pozbawia duszy. :D

Rozważania te snuję w dużej mierze z przymrużeniem oka, ale gdyby ktoś miał jakąś konkretną wiedzę i bibliografię, to bardzo chętnie doczytam! 

 

@Drakaina

Tobie również bardzo dziękuję za wizytę. Cieszę się, że tekst się spodobał i z pokorą przyjmuję uwagi. Z pokorą i w sumie również z radością bo skoro uwagi sprowadzają się przede wszystkim do szkoda, że nie napisałeś więcej, to dla mnie to dobry znak. Znak, że byłabyś w stanie przeczytać więcej mojej pisaniny i nie uznałabyś tego za stratę czasu. A to miłe.

Przyznaję, temat potraktowany może nazbyt pobieżnie. Może rzeczywiście, gdyby na przykład dać więcej miejsca na podkreślenie tragicznej sytuacji życiowej w Siódemce, decyzja Tomasza o wyruszeniu do Jedynki byłaby bardziej czytelna. Uwierzył czy nie, dostał szansę, by się wyrwać, więc w to poszedł. Wierzyłem, że strata pracy, zagrzybiała kawalerka i alkoholizm jakoś to zarysują, ale widocznie trzeba było więcej.

Tekst ma takie rozmiary, jakie ma, ponieważ… nie dojrzałem jeszcze do pisania dłuższych rzeczy. Planowanie obszernych opowiadań zawsze kończy się na planowaniu. Im więcej pomysłów i wątków po drodze, tym większa szansa, że gdzieś to porzucę. A nie lubię porzucać tekstów, dlatego staram się małymi kroczkami zbliżać do coraz większych objętości. Niestety wygląda na to, że tym razem trochę za bardzo wszystko upchałem.

Rozkminami o penisie nie chciałem szokować i wywoływać emocji. Jeśli zniesmaczyłem, przykro mi. Po prostu zastanowiłem się, na co może zwrócić uwagę nagi facet w obcym ciele i akurat członek wydał mi się jednym z najbardziej oczywistych elementów. A że był większy, to wzbudził zazdrość, a zazdrość przyniosła kolejną myśl – mógłby takiego mieć. Celowałem w prawdę postaci, nie w sensację. :)

I na koniec – kiedy przeczytałem o nominacji, przeszukałem forum, by zrozumieć, o czym piszesz. Znalazłem post o propozycji Finkli, który nie do końca rozjaśnił mi, do czego zostałem nominowany i jakie są tego konsekwencje, ale skoro jedną z nich jest Twoje pojawienie się pod moim tekstem, to ja ogromnie dziękuję i w ogóle!

Akurat w momencie, kiedy cierpiałem na totalny brak pomysłu, wyskoczyła mi informacja o tym konkursie. A potem miałem 3 godziny w samochodzie, żeby wszystko przegadać i przemyśleć. Dzięki, Finklo, za inspirację! Nawet jeśli okaże się, że tekst nie jest do końca dopasowany do konkursu, bo tu się ciągle trochę waham i ocenę pozostawię jednak jurorom, to najważniejszy cel osiągnięty – mam w głowie historię. ;)

Teraz dajcie mi tylko trochę wolnego czasu. 

przydatne byłoby dla mnie, gdyby przy ich porównywaniu jednak te powody lubienia/nielubienia wybrzmiały. Mógłbym wtedy z tym pracować.

Wiem, rozumiem i uwierz – sam z dziką chęcią bym Ci je wymienił! Ale tym razem po prostu naprawdę nie umiem. ;) 

Czuć Lema. I właśnie przez to czyta się lekko i sprawnie, jako absurdalne SF. Ale z tekstów Twojego autorstwa, które do tej pory czytałem, ten chyba najmniej przypadł mi do gustu. Trudno powiedzieć dlaczego, w zasadzie nie mam żadnego konkretnego powodu. Ot, subiektywna opinia.

 

„Okręt” wciąż poruszał się z prędkością światła. Po dwudziestojednoletniej podróży dział telemetrii obliczył, że w czasie jej trwania przebyli ponad 198 biliardów kilometrów.

To nieźle. Czemu nie uznali po prostu, że przebyli 21 lat świetlnych? ;)

 

„Okręt” bezpiecznie wyszedł z prędkości światła.

W zasadzie wyszedł z niej już osiągając 0,9 prędkości światła. 

 

Mam wrażenie, że zakazałaś nazwania “Okrętu” prawdziwą nazwą przede wszystkim ze względu na brak dobrego pomysłu na tę nazwę. Jeśli nie i faktycznie załoga miała ku temu mocne (choć niekoniecznie racjonalne) powody, dobrze byłoby je bardziej podkreślić.

Ponadto mam wrażenie, że w dużej mierze pisałaś o rzeczach, na których nie do końca się znasz. Nie zrozum mnie źle – też niewiele wiem o podróżowaniu z prędkością światła, nigdy nie byłem nawet na orbicie! Ale jeśli opisy techniczne i fizyczne zajmowały większą część tekstu, dobrze byłoby przygotować się do nich jak należy. Albo w drugą stronę, odejść od nich na rzecz mocniejszego zarysowana bohaterów, relacji i napięcia. Myślę, że tekst zyskałby najwięcej właśnie na tym drugim rozwiązaniu.

Trudno powiedzieć, żebym dobrze bawił się przy lekturze. Ale pomysł z kosmicznymi obrońcami życia poczętego, że tak to nazwę, jest na plus. ;)

Z fantastyki mamy tu tylko imiona, to prawda. Szkoda.

Ale tekst sam w sobie jest niezły. Sympatycznie powolny, rozwija się w odpowiednim tempie i pozwala spokojnie zrozumieć relację bohaterów. Faktycznie brakuje tylko nieco tła, cóż to za wojna, cóż to za świat. Może to rzeczywiście temat na coś większego. 

Największy plus za wskazanie na chęć samobójstwa przez czyste ubranie i wypastowane buty. Schemat w jakimś stopniu znany, ale i tak dużo bardziej subtelny i klimatyczny niż lina w kącie czy żyletki na blacie. 

Da się wyłapać kilka literówek.

Tak przypuszczałem, ale miło mieć potwierdzenie. Jeszcze raz dzięki!

Pomysł bardzo dobry i kiedy przeczytałem dwa pierwsze fragmenty, byłem już naprawdę wkręcony w historię. A potem przyszedł trzeci fragment – końcowy, jak się okazało – i bardzo się zdziwiłem. Nieco to dla mnie za krótkie, przez co nie wybrzmiewa tak dobrze, jak by mogło. 

No i prywatnie wzbudził bardzo przyjemne skojarzenia z czasów fascynacji świadomym śnieniem i notowania własnych marzeń sennych. O rany, gdybym wtedy mógł żyć tylko do 80 zapamiętanych, pewnie nie przeżyłbym nawet tych jednych wakacji. :)

Siemasz,

w całej rozciągłości zgodzę się z mr.marasem, że sposób podania można było wymarzyć sobie lepszy. Chętniej byłbym świadkiem zamieszania wśród sztabu po tym, jak wykryto te obiekty, a całe tło poznał w krótszych fragmentach i dialogach.

Błędy są, mnie rzuciła się w oczy głównie interpunkcja. O naukowości się nie wypowiem, bo do tego brak mi kompetencji.

Spodobało mi się stwierdzenie, że przedstawienie się siema, jesteśmy tu i tu we wszechświecie, wpadaj jakiejś totalnie obcej rasie może nie być do końca rozsądne. Ładnie gasi hura optymizm niektórych.

Na plus też pierwsze zdanie, bo stanowi od razu niezłą zapowiedź tego, że coś się spaprało i będzie trzeba łatać. Szkoda tylko, że całe łatanie odbywa się dopiero po napisach końcowych. Może warto odważyć się ugryźć ten tekst z nieco innej strony i pozwolić sobie na skok nieco dalej w czasie? ;)

 

Reg, dzięki za wskazanie błędów i poświęcony czas. Już poprawiłem. Ogromnie szanuję wypatrzenie dywizu :) No i niezła siara z tym salonem.

Chciałem dopytać o te wielokropki – czy brak spacji po nich tylko na początku zdania? Bo wydaje mi się, że np. w sytuacji O rany… niech będzie spacja jest ok? Ale mogę się mylić.

 

Śmiesznie z tymi inspiracjami, bo zupełnie poważnie siadałem do tekstu z tylko jedną – Kopciuszkiem. I chęcią zeswatania go z transhumanizmem. 

 

Program nazywał się Pantofelek, bo… hm. Bo spece od marketingu szukali dobrej nazwy do hasła reklamowego Wejdź w buty elity. Tak, to jest ten powód.

Kurczę, tego też nie. No cóż, kolejne książki do listy zabiorę się, jak skończę z półką wstydu. ;)

Dzięki za komentarz i za poświęcony czas! ;) Cieszę się, że uznajesz tekst za dobry i że mimo dopatrzenia się inspiracji (choć Hrabiego Monte Christo, głupio się przyznać, nie znam z lektury, a jedynie ogólnikowo), nadal jesteś w stanie ocenić go jako udany. 

Znalazł go po wypożyczalni. A przynajmniej taki miałem zamysł, choć chyba nie dałem mu należycie wybrzmieć, skoro pojawiła się u Ciebie taka wątpliwość. But był tylko żarcikiem – moim autorskim albo wyjątkowo oczytanego w baśniach sprzed setek lat ochroniarza. ;)

Trochę rozczarował mnie fakt, że bohater cały czas miał szatę na sobie. Wydaje mi się to takim prostym rozwiązaniem na odczepnego, byle domknąć wątek. 

Cała reszta natomiast na plus. Bardzo spodobał mi się pomysł zestawienia korpo z Necronomiconem. ;) 

Cześć, Crucis. 

Zacznę od nieprzyjemności, o których trzeba wspomnieć – tu i ówdzie widać problemy z interpunkcją, masz też problemy z zapisem dialogów. Często wkradają Ci się kropki po wypowiedziach, choć w znacznej części z tych przypadków nie powinno ich tam być.

A jeśli chodzi o sam pomysł – jest przyjemny, ale nie do końca odkrywczy. Kosmos tworzy w maszynie i podglądany z zewnątrz był już choćby u Pratchetta. I pewne w przynajmniej kilku innych miejscach również. 

Osobiście nie pogardziłbym też jakąś informacją o rzeczywistości w której są Kosmek i Gwiazdek. Bo skoro jest jakaś przestrzeń poza wszechświatem, to ja jestem bardzo ciekaw, co to za przestrzeń. Tym bardziej, że bohaterowie chodzą po niej, gubią się wzajemnie i tęsknią za sobą – więc musi tam być sporo ciekawych rzeczy!

Lektura przyjemna, ale zabrakło mi czegoś nowego, nietuzinkowego. Albo po prostu mocnego. ;)

 

Haha ;) Ja oglądałem zaraz po premierze, ale kończyłem czytać jakoś w grudniu. Więc możliwe, że opcja z powłokami silnie inspirowana – choć podświadomie – właśnie tym. 

Kartkę mógł przeczytać od razu, ale skąd miałby pewność, że nie jest fejkiem?

Dzięki za wizytę! ;)

Fajnie zagrałaś emocjami. Najpierw było mi smutno i współczułem Alinie, potem zrozumiałem trochę Jacusia i nie byłem już tak pewien tego współczucia dla jego mamy. Biorąc pod uwagę, że tekst jest niedługi, wywołałaś naprawdę dużo różnych odczuć. 

Trochę nie podeszła mi ta duża część narracji w formie przemyśleń bohaterki. Momentami wydawały mi się mało wiarygodne w tej formie i osobiście wolałbym, aby fundował je narrator trzecioosobowy. 

Zakończenie jest bardzo fajne, choć kilka sekund zajęło mi pojęcie, co to za skrzydła – za bardzo zasugerowałem się anielskim klimatem. Ale jak już skumałem, to przyznaję, pierwsza klasa. ;)

Pozostaje zgodzić się z przedmówcami. Tekst jest, niestety, trochę rozczarowujący. Nie mam tu na myśli potknięć interpunkcyjnych czy ogromnej – jak na tak krótkie dziełko – liczby wielokropków. Nawet ta powtarzająca się “piękna”, o której pisze wyżej Anet, nie jest w mojej ocenie zbyt dużym problemem (to tytuł, może też refren, niech sobie wybrzmi).

Kłopotem jest zakończenie, które nie pozostawia w czytelniku nic więcej niż aha, okej. Wampiry to temat tak popularny, że trudno go nomen omen ugryźć w nowatorski sposób. Tutaj też próba jest nie do końca udana. Zabrakło mi zaskoczenia, jakiejś przewrotności.

W pewnym stopniu zgadzam się ze śniącą – przeczytałem, ale nie potrafię do końca zrozumieć. Nie wiem, czy to kwestia mojej nieuważnej lektury, czy sporadycznych literówek i błędów interpunkcyjnych, czy jeszcze czegoś innego. W każdym razie, nie dotarło do mnie do końca.

Ale bardzo podoba mi się kilka rzeczy. Przede wszystkim nieoczywiste nazywanie postaci człowiekiem z dobrego domu. Super zabieg, bardzo klimatyczny. Pod koniec doceniłem też ten tryb przypuszczający, co ktoś by mógł zobaczyć, gdyby tam był. Początkowo trochę mnie to męczyło i wybijało z rytmu, ale im dalej w las, tym bardziej się oswajałem, a ostatnie zdanie bardzo ładnie mi to wynagrodziło. ;)

 

Dzięki za te wskazówki, autorze. Choć ja błędami w tekstach przejmuję się już teraz. Więc Twój, niestety, skończyłem czytać, będąc już dość mocno przejętym. 

Jest nad czym popracować. Trzymam kciuki.

Pochłania się z prawdziwą przyjemnością. Sysu sysu!

Dzięki, Staruchu! Skrobię odpowiedź na szybko, więc tylko jedna sprawa, bardziej odniosę się po pracy: pet, jako nieżywotny, biernik ma równy z mianownikiem. Przynajmniej tak mnie uczono, choć też na co dzień odmieniam. ;) 

 

Edit:

Ok, mam chwilę po pracy – odnoszę się szerzej. :)

Jeśli chodzi o to, że byle łachudra może wejść na przyjęcie. Moszyn załatwił Tomaszowi legitymację prasową – a Moszyn to dziennikarz z Jedynki, więc pewnie też ma swoje sposoby i dojścia. Nie jest więc tak, że taka możliwość leży w zasięgu pierwszego lepszego mieszkańca niższych stref.

Podobnie z tym, że bawienie się jak król jest dość tanie. Te tysiąc kredytów, które kosztował Pantofelek, starałem się podkreślić jako oszczędności ciułane przez siedemnaście lat.  Owszem, sporo pewnie szło w międzyczasie na wódę, owszem, nie jest to nieosiągalna kwota, ale Tomek naprawdę wpakował w tę akcję całą swoją świnkę skarbonkę. Możliwe, że za mało dałem temu wybrzmieć.

Ochrona się nie wykazała – tutaj pozostaje mi się zgodzić. Pewnie więcej ich nie zatrudnią. ;)

 

Kurde. Wracam, żeby dać znać, że dziś to miałem. A świadomość, że już wiem, jak nazwać te umiejętności panowania nad czasem, wcale nie sprawiła, że łatwiej było wybrać którąś z opcji. Ale wiedz, że tekst zostawił coś po sobie, bo od razu przyszedł mi do głowy! ;)

ninedin, dziękuję uprzejmie! ;) 

@ac

Twoją opinię znam od dawna i w sumie to to entuzjastyczne przyjęcie tekstu po pierwszej lekturze zadecydowało, że akurat ten pojawił się tu jako debiut. Ale dzięki za ponowną lekturę i ponowne komplementy, miód na oczy. :)

 

@maciekzolnowski

Wieeeelkie dzięki. Łał. Cieszę się, że aż tak się spodobało! ;)

@Finkla

Nie chcę Cię martwić, ale wiele na to wskazuje… :( 

 

@Matsu123

DZIĘKI!

Na plus – duży – bardzo fajnie ujęta rozterka, tak bliska wielu z nas. (Choć komentarze pokazują, że nie wszystkim, czego z całego serca zazdroszczę). Sam często mam dokładnie te same dylematy, choć nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby tak ładnie nazwać każdą możliwość z puli. 

Na minus natomiast lekkie przegadanie. W połowie tekstu wiemy już, o co chodzi i dlaczego. Dalej nie zaczyna dziać się jakoś szczególnie więcej, więc myślę, że spokojnie można nieco okroić całość. ;)

postaram się aby tym razem się udało.

Zgubiony przecinek przed aby.

 

Mózg dobrze wie jak zareagować

Tu zgubiony przecinek przed jak.

 

Ograniczyłem ilość drzemek do dwóch

Liczbę.

 

 

@BasementKey

Gdyby tylko nie durne postanowienie, że nie kupię nowej książki, dopóki nie przeczytam wszystkich zaległych… ;) Ale dzięki, jak odkopię się z zaległości, zainteresuję się tym tytułem!

 

@wilk-zimowy

Dzięki za wizytę, cieszę się, że się spodobało. ;)

Ale to było smaczne. Kupiła mnie narracja, tak bardzo przypominająca lemowską. Nie wiem, na ile celowo nawiązywałeś, a na ile to przypadek, ale jeśli celowo, to zabieg udany, a jeśli przypadek… nie, nie sądzę.

Świetny tekst. Głównie ze względu na przemieszanie rozkmin moralno-filozoficznych z dobrze podanym humorem. A to znowu brzmi dziwnie znajomo… :)

Skoro okazuje się, że to kontynuacja i na forum jest gdzieś pierwsza część, na pewno nadrobię!

Dzięki, chłopaki. Miło wiedzieć, że jeżeli wpadnie mi do głowy pomysł na coś krótszego, to to też znajdzie tutaj czytelników. ;)

Kereta do tej pory nie znałem, pierwsze słyszę. Ale na pewno się zapoznam, dzięki!

Jedyne, co przychodzi mi do głowy po lekturze, to dziecko bawiące się wszystkim, co akurat wpadnie pod rękę w mieszkaniu. A to kredkami, a to maskotkami, a to niedojedzonym tortem, a to prezerwatywami. Nie wiem, jak daleki jestem zamysłu – pewnie bardzo. Bo sanatorium mi totalnie do tego zamysłu nie pasuje. Dlatego chętnie zajrzę tu jeszcze raz, na wypadek, gdyby coś miało się wyjaśnić. ;)

miała ubraną szarą

Była ubrana w szarą?

 

rozchlapał jęzorem próbując się napić

Przecinek pomiędzy jęzorem a próbując.

 

kilkanaście metrów dalej twa budowa linii kolejowej.

Trwa. ;)

 

Potem się zreflektował i powiedział, że w sumie w diabły to on sam idzie, i żeby za nim nie łazić.

A to jest bardzo ładne zdanie. Na tyle, że aż postanowiłem zacytować, żeby to podkreślić!

 

Czytało się nieźle. Co prawda nie parskałem śmiechem, ale ogólny wydźwięk jak najbardziej na plus i sympatyczny. Komediowo zdecydowanie bardziej podobała mi się dalsza część, kiedy zacząłeś się bawić humorem w inny sposób niż poprzez slapstick i potrącanie, wywracanie i wdeptywane w rzeczy. Mam wrażenie, że tego typu gagi są zabawne tylko w animacjach i to głównie wtedy, kiedy odbiorca ma 10 lat. Potem na szczęście żart wszedł już na wyższy poziom.

Gdzieniegdzie brakowało przecinka, tu i tam pojawił się nadmiarowy, ale fabuła wciągnęła na tyle, że nie chciałem się odrywać, żeby to wypunktowywać. A to dobrze świadczy o całości. Podsumowując – fajny kryminał z wyrazistymi postaciami. Nie żałuję lektury.

Co to za demokracja bez stołu.

Bardzo mnie to zdanie ubawiło. Więcej chyba nie jestem w stanie dodać, bo wszystko już padło. Sympatyczny tekst, miłe wrażenie, ale za tydzień pewne zapomnę. ;)

Przyznaję, że przed lekturą przypomniałem sobie wiersz-inspirację i opowiadanie czytałem w stu procentach świadom, ze czytam próbę kontynuacji. Dlatego trudno mi powiedzieć cokolwiek o czytelności kontekstu – bo sam go sobie uczyniłem klarownym. 

Historia sama w sobie jest dość interesująca, choć brakuje mi w niej przytupu. Jest facet, który rozkłada tarota (i chwała Ci za poważne potraktowanie tego, ucieszyłem się, kiedy sprawdziłem numery poszczególnych kart i przekonałem się, że nie ściemniasz), tęskni i w końcu się wiesza. I z tym ostatnim mam problem, bo totalne nie poczułem emocji związanych z, jak się okazało, bezsensownym samobójstwem. Może gdyby go trochę poddusić, dać nieco pocharczeć do Kruka?

No i zgadzam się, fajny refren z tym stukaniem o okno, buduje klimat, ale boli brak wyjaśnienia. ;)

stn, dzięki za wizytę i motywujący prztyczek w nos! 

Rodzi mi się w głowie pomysł na coś nieco dłuższego, więc mam nadzieję, że na przełomie lutego i marca będę w stanie podrzucić tekst rozmiarowo zbliżony przynajmniej do instrukcji obsługi nieco bardziej skomplikowanego odkurzacza.

O ludzie, pójdzie człowiek spać, a tu go rano takie miłe słowa witają. Wielkie dzięki za wszystkie komentarze i polecenia do biblioteki – Mr.maras, Tobie to chyba muszę nawet podwójnie podziękować. ;) 

@master-of-orion

Rumienię się! Ogromnie miło czytać tak pozytywną opinię, stokrotne dzięki! A jeśli chodzi o debiut-giganta, to wdzięczni możemy być przede wszystkim mojemu słomianemu zapałowi i tendencji do nudzenia się pomysłami przed ukończeniem. Choć ciągle staram się z tym walczyć.

 

@Krikos

Cieszę się, że dałem powód do śmiechu. ;) Właśnie zastanawiałem się, czy to, że sowa nie dają nie będzie zbyt raziło w oczy już na samym starcie. Ale chyba okazuje się, że jest do przebolenia, skoro potrafi nawet umknąć. 

 

@Ospały Leniwiec

Znam ten ból, za dzieciaka często męczyłem się z klawiaturą, na której w losowych momentach przestawały działać niektóre litery. Może ta trauma z dzieciństwa zakorzeniła się gdzieś w podświadomości i stanowiła ukrytą inspirację. :D

Dzięki za wizytę, belhaju! Miło mi, że doceniasz pomysł – nie ma co ukrywać, od początku było wiadomo, że to właśnie ten trik będzie najmocniejszą stroną tekstu. 

Cóż, nie pozostaje nic innego, niż przysiąść do opowiadania z krwi i kości. 

Jestem tak bardzo poza kontekstem, że aż miło było dotrzeć do tego Himilsbacha i jego angielskiego na końcu i stwierdzić, że w końcu się coś zrozumiało. :) Ale napisane zgrabnie!

Drakaino, musieliśmy wysłać komentarze chwilę po sobie, bo nie widziałem wcześniej Twojej odpowiedzi. Tobie również wielkie dzięki za poświęcenie czasu na lekturę i komentarz. Pomyłkę traktuję jak komplement dla tekstu! :)

Dzięki za wizytę! Cieszę się, że pomysł przypadł do gustu. Gdyby stracił “a”, z opowiadań musiałby przerzucić się na tagowanie murów. ;) 

Jak tylko będę miał coś z przesłaniem, czego nie wstyd tutaj wrzucić, pochwalę się! 

Przeczytałem, pomyślałem nad komentarzem, a potem przeczytałem opinię sy i nie pozostaje mi nic innego, jak się pod nią podpisać. ;)

A ja i tak przeczytałem. I nasuwa mi się przede wszystkim pytanie – czy świr na każdym kroku akcentujący, że jest świrem, pozostaje wiarygodny? Może gdyby ktoś go chwilę wcześniej tak zdiagnozował albo wyzwał, wyprowadzając z równowagi, uwierzyłbym w te wszystkie muszę, bo jestem szajbusem. Ale bez tego odniosłem wrażenie, że po prostu starasz mi się powiedzieć najjaśniej jak się da, że ten facet jest nienormalny.

I, przyznam szczerze, nie do końca potrafię zrozumieć, co więcej chciałeś opowiedzieć. 

Podoba mi się. Bardzo interesujący pomysł, z dobrym twistem na końcu. Stukanie dało fajny efekt – do końca zastanawiałem się, czy to było po prostu przebicie rzeczywistości do snu i zwykłe mrugnięcie okiem, czy coś więcej. Miło, że okazało się, że coś więcej. 

Bardzo przyjemna lektura. Choć przyjemna to raczej nie do końca właściwe słowo. Poetycka, inna, interesująca, obrazowa… no, przyjemna. ;)

Mam tylko takie spostrzeżenie, że opowiadanie w zasadzie powinno zostawić po sobie jakieś poczucie mroku, przygnębienia. Jest przecież Pożeracz, są koszmary, jest chora dziewczyna. A mimo tego wszystkiego po przeczytaniu pierwszym słowem, jakie mi się nasuwa, jest właśnie przyjemne.

Może przez język tekstu, może przez jakieś własne skojarzenia przy lekturze. A może z tekstem wszystko jest ok, tylko ja mam zbyt ubogie słownictwo. ;)

Obawiam się, że nie napiszę wiele więcej niż poprzednicy. Czytało się sympatycznie i gładko, bo warsztatowo jest bardzo dobrze. Pomysł na połączenie kryminału z lekkim wątkiem fantastycznym też wyszedł zgrabnie. Więc ogólnie super.

Ale – i tu też nie będę oryginalny – końcówka jest trochę rozczarowująca. Rozumiem, że wynika to z limitu, lecz bez względu na przyczynę, trochę za szybko się to urywa. Bawimy się, bawimy, a tu nagle bach, koniec.

Może gdyby zamiast podania na tacy, Tamara w śnie zobaczyła własnego męża, byłoby to łatwiej przełknąć. I gdyby po prostu to się stało – i koniec, bez przemyśleń i rozterek. Tych możemy się domyśleć. ;)

Cześć. ;) Jestem, bo podobno można znaleźć tu dużo dobrego – od ludzi, przez teksty, po komentarze. Chętnie skorzystam z tego wszystkiego. A że ostatnimi czasy znów częściej zdarza mi się przysiąść do pisania, to i moment wydaje się odpowiedni.

Nowa Fantastyka