Profil użytkownika


komentarze: 180, w dziale opowiadań: 175, opowiadania: 92

Ostatnie sto komentarzy

Czytało się naprawdę przyjemnie. Najmocniejszym elementem tekstu jest dla mnie postać Hansa, który jest bohaterem złożonym, przez co ciekawym. W praktyce to właśnie ciekawość poznania jego historii i dowiedzenia się o nim czegoś więcej, ciągnęła mnie od początku do końca opowiadania.

Pierwsza część pokazuje nam jedno z jego oblicz, druga zaś tłumaczy zachowanie i naprawdę dużo wyjaśnia w kwestii charakteru tej postaci, aż czuje się tę zemstę na wampirach za los jaki zgotował mu ojciec. Wychodzi też typowy ludzki mechanizm – wampiry są złe i trzeba je zabijać, ale już ktoś bliski kto jest wampirem jest nietykalny. Jest tu więc klimat, jest jakiś ciekawy bohater, którego tajemnicę i los chce się poznać. 

Ja osobiście nie szukam w fantastyce żadnego powiewu świeżości, oryginalności itd. Dla mnie liczy się konstrukcja fabuły, historia, to czy dobrze się to czyta i czy jest ciekawe, dlatego fakt iż bazujesz na znanych kliszach tj. wampiry i łowcy w ogóle mi nie przeszkadza. Nie jestem obecnie zbyt aktywny na forum, ale swojego czasu miałem wrażenie, że dużym minusem jest tutaj pisanie czegoś co korzysta z utartych schematów. 

Co do minusów, to możliwe, że kilka razy coś mi zgrzytnęło w stylizacji, do tego chciałbym się więcej dowiedzieć o tych łowcach i o tym jakim sposobem radzą sobie z wampirami. Narrator, czyli teoretycznie bohater, którego oczami widzimy świat jest też dla mnie tutaj postacią trochę nijaką, nudną, ale w tak krótkiej opowieści liczył się Hans i pewnie nie bardzo byłoby miejsce dla dwóch ciekawych bohaterów – chociaż może? 

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za umilenie mi tym tekstem weekendu :) 

Trochę nie moje klimaty. Początek mnie nie zachwycił, ale końcówka, w której dużo więcej się dzieje sprawiła, że mam pozytywne wrażenia. :) 

odległość dwadzieścia parseków . Śmieszny akcent 

Zbędna spacja. 

 

Historię znam, dlatego u mnie podobnie, jedynie nostalgiczny uśmiech. :)

Troszkę spoilerów w komentarzu :)

 

Czyta się przyjemnie, tekst jest lekki i moim zdaniem dobrze napisany. Najmocniejszą stroną są dla mnie listy, które podobały mi się najbardziej. W dobry sposób przedstawiają charakter i rozterki Fand, która wzbudziła moją sympatie. Jest dumna, momentami zabawna, ale i trochę naiwna. Przykładowo bardzo szybko zmienia zdanie o Culainie, po tym jak zostaje przez niego uratowana. Tutaj trochę powiało sztampą. W jaki sposób szybko połączyć dwoje bohaterów? Niech jedno uratuje drugie i już mamy zauroczenie. Co do postaci Culaina – nie wzbudził mojej sympatii. Ostatecznie nawet się chyba cieszę, że mu się nie udało, zresztą specjalnie nie rozpaczał umilając sobie czas do następnego wcielenia Fand w ramionach Emer… uh wredny typ. 

Opowiadanie stoi relacją tej dwójki i tutaj to wypada trochę średnio. Brakuje iskier w tym romansie. Może to dziwnie zabrzmi, ale moim zdaniem jako czytelnik powinienem kibicować głównemu bohaterowi związania się z kobietą swojego przeznaczenia. A tutaj on chciałby być z Fand, chyba tylko z przekory, że być nie może i traktuje to jako jakiś cel do osiągnięcia, którym by się pewnie znudził po pewnym czasie. Ona jest troszkę naiwna w swoich emocjach. W pewnym sensie wychodzą też tutaj realia tamtych czasów tj. wie, że musi za kogoś wyjść i szuka po prostu dobrej partii dla siebie (to jest akurat fajne). Mimo wszystko jej zauroczenie jest jakby to powiedzieć… uroczo naiwne, przez co nie ekscytuję się nim aż tak mocno i przestaje ją brać na poważnie. 

Oprócz tego mało było dla mnie opisów. Jesteśmy w Szkocji, tam przecież jest pięknie. Chciałbym poczuć trochę tego krajobrazu, tej melancholii. Z drugiej strony ktoś by powiedział, że nie lubi opisów przyrody, bo spowalniają opowieść itd. 

Podsumowując, przeczytałem z przyjemnością :)

Oidrin, dziękuję za lekturę i komentarz :). Cieszę się na tę opinię, zwłaszcza, że z tego co widzę, byłaś świeżo po “Zamkowej robocie” i widzisz progres. Zgadzam się, że w tekście szwankowało zakończenie i brakuje jasnego rozwiązania co się właściwie stało – mam nauczkę na przyszłość. Zależało mi jednak właśnie na tym napięciu i ogólnie szlifowaniu warsztatu, a to się chyba udało :). 

Dziękuję Oidrin :). Relacja pomiędzy Zinem a Nes była dla mnie istotna. Myślę, że kiedyś wrócę do tych bohaterów. 

– A taka, że grupa chłopów zaciągnęła moją ukochaną do puszczy. Za wiedźmę ją uznali. Przywiązali do drzewa, przypalali pochodniami każdy skrawek ciała, potem jeden po drugim, zbryzgali własnymi nasieniami. Na koniec zostawili wilkom na pożarcie…

Ty też zemściłabyś się na mordercy matki. Tak jak i na tym chamie, który perfidnie wykupił wasz dom i wyrzucił cię na ulicę. Na koniec zemściłabyś się na tym, który przez tyle lat dawał ci pracę, a zarazem sprawiał tyle bólu.

Z jednej strony rozumiem, bo w ten sposób przedstawiasz mi ich historię, a limit jednak sporo ogranicza. Z drugiej mam wrażenie, że oni to mówią do mnie, streszczają swoje życie, żebym to ja coś o nich się dowiedział, a nie oni dowiedzieli się coś o sobie. Nie wiem, tak czuję po prostu.

Bo może np. on w jakiś sposób jest samotny i chciał się podzielić swoją historią. Może zwyczajnie jest gadatliwy, albo po prostu, skoro zapytała, postanowił odpowiedzieć, bo nie przeszkadza mu mówienie o tym. Dla mnie takie życiowe tragedie jednak trzyma się gdzieś w głębi i raczej nie opowiada od tak, bo mimo wszystko oni się w sumie w ogóle nie znali.

 

Tylko zważ na fakt, że pracuje tam przez połowe swojego zycia i to nie była zapewne pierwsza taka sytuacja. W tekście mamy wzmianki o tym, jak była traktowana oraz inne sytuacje.

Dla mnie to chyba za mało wybrzmiało. Bo z jednej strony jej szef przyprawia ją o mdłości, ale właściwie to pracę nawet mogłaby polubić do tego kocha swoje miasto. Może nie ma perspektyw, ale tak jakby nie ma tragedii. Za szybko to poleciało wszystko i nie zdążyłem się wczuć. Dla mnie to po części historia kobiety, która ma beznadziejne życie, ale postanawia to zmienić i ta góra to taka jej walka z samą sobą, walka o lepsze życie o godność i poczucie własnej wartości, o siebie. Takie swoiste katharsis jak dla mnie. I taką historię chciałbym przeczytać. O tym jak wspina się na tę górę i ją zdobywa mimo wielu przeciwności losu i przy tym wygrywa siebie. A tutaj dostałem zawrotne tempo i kościeja, który jest mi po prostu trochę zbędny i jeszcze ma monolog o swoim i jej życiu. Myślę też sobie, że może po prostu ja szukałem tu trochę innej historii? Zamotałem się już :) Także:

Takie moje zdanie, mam nadzieję, że chociaż trochę pomocne :) 

 

NearDeath, 

 

jest klimacik, jest tajemniczo i niepokojąco, dobrze się to czyta. Mam jednak wrażenie, jakbyś się miarkował. Jakby ten horror taki z tych lekkich, co tylko muskamy tego zła, tego niepokoju, a ja czekam na coś mocniejszego, na jakiś rollercoaster wprost do krainy grozy. Że jak przeczytam to z kamienną twarzą odłożę laptopa, wyjdę na taras i zapalę (choć nie palę i nie polecam). Pozdrawiam i czekam na kolejne opowiadania. 

Czytało się przyjemnie, podoba mi się Twój styl…

 

Od tego momentu zaczynam sobie zrzędzić :) 

 

… ale sama historia mi nie podeszła. Wiem, że o to chodziło w konkursie, ale jakoś mi się wydawało, że to tak trochę na siłę pisane i połączone, że nie rozwinięte do końca, że niektóre wydarzenia jakoś mało przekonujące. Przykładowo, przebiegła sobie przez tę górę, a ja nawet nie poczułem ani zimna, ani trudu tej wędrówki. Jest w miasteczku, potem przeskakujemy do namiotu i praktycznie za chwilę mamy szczyt. Za szybko jak dla mnie. Miałem wrażenie, że w dialogach bohaterowie trochę zamiast do siebie, mówią do mnie, streszczając mi historię swego życia. Mariee rozmawia z dziwną postacią jakby nigdy nic, jakby ufała kościejowi, który ewidentnie jest dziwny i nienaturalny. Ja tam bym jednak czuł niepokój. Do tego wspomnienie o gwałcie – zgwałcono ją, a ja mam wrażenie, że doszła po tym bardzo szybko do siebie i za bardzo to na nią nie wpłynęło. No cóż takie mam subiektywne odczucia.

 

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony moim zdaniem, bardzo ładnie piszesz, lekko. Przyjemnie płynąłem przez tekst. Do tego ciekawy pomysł z tajemniczą maszyną i dziwnym asystentem, to mnie zaintrygowało. 

Podobało mi się jak ładnie zapowiedziałaś cały zamysł z piecem, który potem został wykorzystany przez Ludwiga w wiadomych celach. 

Czułem, że tekst jest spokojny, powoli się rozwija, budujesz napięcie i na końcu będzie z przytupem. Tekst płynął spokojnie, a ja zachodziłem o głowę: czy ten Ludwig to jakiś dziwny rodzaj wampira. Poruszał się bez lampy, “Jego nieruchoma twarz zdawałaby się martwa”, a może jego znudzenie dziełami mecenasa wynikało z jego długiego wieku i tego, że dużo w życiu widział? Szedłem dalej. Ciekawa maszyna: zaczynałem myśleć, może ten cały twórca został np. jakoś zamieniony w tę maszynę, bo ewidentnie czułem niepokój, tak jak zresztą pan mecenas. Myślałem, że ta maszyna kryje w sobie jakąś przerażającą prawdę. No i doszedłem do końca i trochę czar prysł. Zakończenie oczywiście jest całkiem sensowne, spójne, ale mi brakowało czegoś takiego co bym zapamiętał na dłużej, co by wywołało we mnie większe emocje. 

Jeszcze kilka słów o kreacji bohaterów. Brakowało mi u nich pokazania ich motywacji. Nie wiem czy taki był zamysł, ale tutaj Ludwig wydaje mi się po prostu chciwym socjopatą, który zabija ludzi. Nie wiem, czy ma jakiś powód do tego co robi, czy po prostu bardzo chce być bogaty. No bo czemu on właściwie jest, jaki jest? No i jak zawsze, to wszystko to tylko subiektywna opinia :)

Dziękuję CM,

 

faktycznie pewną osią jest tutaj tajemnica i wokoło niej budowane jest napięcie. Tutaj miałem zamysł, żeby pozostawić rozwiązanie zagadki w sferze domyślań, dając jedynie delikatne wskazówki. Wydaję mi się, że faktycznie nie była to dobra decyzja. Myślę, że przy następnych tekstach możliwe, że będę zostawiał pojedyncze kwestie bez jednoznacznej odpowiedzi, ale raczej nie mogę robić tego z głównym wątkiem. Dobre porównanie z wypłatą. Ja to widzę teraz tak, jakbym pisał kryminał z morderstwem w tle i nie powiedział na końcu kto zabił, a jedynie, że ten którego budowałem na głównego podejrzanego (w tym przypadku mityczne stwory o których krążą legendy), nie. Niemniej, bardzo dziękuję za komentarz, dał mi do myślenia :). 

Wciągnęło mnie i przeczytałem z dużą przyjemnością. Czułem tę narastającą atmosferę szaleństwa. Podobało mi się, że bohaterowie w pewnym sensie wypierają myśl, że mogą być chorzy. Wszyscy inni tak i trzeba ich np. zabić, ale oni sami są całkowicie zdrowi i nic im nie dolega. Zasadniczo nie wiem jak wyglądają raporty z takich misji, ale wydaje mi się, że to były bardziej wpisy z dzienników osobistych. Do tego pytanie, czy był jakiś kontakt z ziemią, a jeśli tak, to czemu nie próbowała cokolwiek zaradzić? 

 

Podsumowując, odchodzę ukontentowany :) 

Podobało mi się. Jak dla mnie porządny warsztat – płynnie się to czyta, dobrze poprowadzona fabuła, ciekawa historia i pomysł. Trochę mi brakowało mocniejszego zakończenia, czegoś co by mnie zostawiło z poczuciem niepokoju. A tak, po prostu wzruszyłem ramionami, stwierdzając, że miła lektura i dobrze spędzony czas. 

Dziękuję NearDeath :) 

 

Cieszę się, że opowiadanie jest zrozumiałe. Co do tajemniczości – jest to jak dla mnie mój najcięższy tekst, jak do tej pory. Docelowo, lepiej się chyba czuję w czymś w rodzaju “Zamkowej roboty”, chociaż nie powiem, korci trochę, żeby się sprawdzić w horrorze. 

 

Dziękuję, Perrux 

 

Nie napisałem jeszcze za wielu tekstów, więc na ten moment szlifowanie jest dla mnie najważniejsze. Faktycznie bohaterowie wyszli mi mizernie. Ewidentnie zabrakło kogoś ciekawego, komu czytelnik by kibicował, kogo by polubił. Wydaje mi się, że zalążkiem takiej postaci mogła być Szkarłatna skorpionica, ale ją dość szybko porzuciłem na rzecz Wicka. Co do opisywania emocji: ciekawe spostrzeżenie, muszę nad tym popracować. 

“Misja Trargo” dodana do kolejki, chętnie przeczytam :) 

Podobało mi się :). Nie czytałem dużo horrorów i sklepikarz skojarzył mi się trochę z szalonym klaunem z “TO”. Najciekawszy był dla mnie początkowy dialog ze sklepikarzem, to on był dla mnie najbardziej niepokojący i pełen grozy, którą dobrze stopniowałeś. 

 

Ludzie wyrywali sobie z rąk biżuterię, złote monety, no i…zegarki rzecz jasna.

 

Brak spacji. Często korzystasz z wielokropka i tak jak nie mam nic przeciwko, kiedy jest wykorzystany w odpowiednich momentach, tak tutaj czasami mi to przeszkadzało. 

 

Siedział po drugiej stronie lady, lecz nic dziwnego, że nie zauważył mnie i pałętającego się po sklepie Cypriana, gdyż… miał zamknięte oczy.

 

Finkla, dziękuję za lekturę i klika. Cieszę się, że się podobało. Pomysł na opowiadanie zrodził mi się po części po lekturze pewnego artykułu, w którym informowano, że naukowcy odnaleźli w rdzeniach lodowych 33 rodzaje wirusów, w tym wiele nieznanych. Artykuł sugerował, że topniejące lodowce mogą część z nich uwolnić. Pomyślałem sobie, co by było gdyby jakiś wirus wywoływał w ludziach niepohamowaną agresję, tak, żeby nie bardzo nawet rozumieli dlaczego są wściekli i agresywni i czemu nie panują nad swoimi odruchami. W tym przypadku co silniejsze, bardziej świadome jednostki starałyby się z tym walczyć – Szkarłatna skorpionica. Aczkolwiek faktycznie słabym punktem jest tutaj czas zarażenia. Faktycznie jest go zbyt mało i jak na wirusa za szybko się wszyscy zarażają. Tutaj klątwa pasowałaby idealnie. Do tego kto wie, może właśnie została rzucona poniekąd jako swoisty czar obronny. Co by się nikt nie dokopał do tego, co ukryte w lodowcu. 

Przyjemny, lekki i nawet zabawny tekst. Mail międzygwiezdny całkowicie zmienił mi jego odbiór.  Podobały mi się wstawki z artykułów, wywiadów itp. Liczyłem na dobrą lekturę i co tu dużo mówić, nie zawiodłem się :).

Właściwie to nie wiem co myśleć. Dobrze mi się czytało, chociaż nie porwało. Poczułem melancholię i smutek starego półboga, który wiele widział i ma już trochę dość. Mitologia to nie są za bardzo moje klimaty, ale przyznam, że zawędrowałem do Ciebie, bo bardzo podobała mi się “Velloma”.

Silva, cieszę się, że czytało się nieźle :). Coś za mną chodzą te fragmenty, przy “Zamkowej robocie“ było podobnie. Co do wątku Skorpionic (zmieniłem na “Szkarłatna skorpionica”, bo w mojej głowie to jest organizacja zrzeszająca kobiety), to wydaje mi się, że mogłem popełnić błąd i stworzyć ciekawą bohaterkę, którą szybko porzuciłem, na rzecz tych mniej interesujących.

Ciężko by mi było to rozwinąć. Wydaje mi się, że wyszłoby z tego zupełnie inne opowiadanie. Tutaj główną osią jest właśnie ten pomysł na zombi. Chciałem trochę oddać w tym tekście klimat takiego narastającego napięcia/szaleństwa i poczucia, że dzieją się rzeczy dziwne i dla tych ludzi niezrozumiałe. 

Co do słowa zmasakrować. Nie zgadzam się: 

 

zmasakrować

1. «ciężko pokaleczyć lub zabić, bijąc ze szczególnym okrucieństwem»

 

Z brzucha dziewczyny wystawał trzonek kuchennego noża, a na całym ciele widać było liczne rany po uderzeniach.

Jak dla mnie mieści się w definicji. 

 

Życzę powodzenia przy kolejnych tekstach :)

Dziękuję :) 

Przeczytałem jednym tchem. Piękny warsztat, ciekawy pomysł, który zostawia mnie z pewnymi przemyśleniami. Działa na kilku płaszczyznach. To opowiadanie ma głębie i można je różnie interpretować. 

Dla mnie to historia kobiety, która nie chciała pamiętać, widzieć, bała się mówić na głos o rzeczach, które trawiły ją od środka (ciężkie dzieciństwo) i przez to straciła swoją tożsamość. Odejście męża jest w pewien sposób naturalne w takiej sytuacji. Kobieta z którą się ożenił odeszła. To nie jest jego historia tylko jej, dlatego w ogóle mi nie przeszkadza, że jego wątek nie jest rozbudowany. Wydaje się, że klinika to w pewien sposób miejsce, które ma ją pozbierać i oczywiście robi to, chociaż dla mnie fakt, że w pewien sposób to ktoś inny musi jej tą tożsamość stworzyć, zrekonstruować, pomóc i w jakiś sposób ją za nią wybrać jest jednak trochę smutny. Niemniej jednak rozumiem to, bo czasami po prostu bez leczenia, nie jesteśmy w stanie sami sobie pomóc i pewnych rzeczy po prostu się nie poskłada. Końcówka daje nadzieję, że dla tej kobiety jeszcze zaświeci słońce :) 

Regulatorzy, dodałem trochę informacji, ale nie wiem, czy to pomoże. Poniżej zmienione/dodane fragmenty: 

 

– Czego tu w ogóle szuka?

– Wiem tylko tyle, że planuje kopać w lodowcu. A co chce tam znaleźć? Pojęcia nie mam.

– Swoją drogą, spójrz na jej ludzi. Żebyśmy mieli chociaż jednego takiego. 

– Doborowe oddziały króla. Nie chciałbyś mieć z nimi do czynienia. To ja już wolę dowodzić tą hałastrą i pilnować naszego uroczego zadupia. 

 

– Kilka tygodni temu, w kierunku Starychwyj ruszyła karawana. Chciałbym, żebyś sprawdził, czy wszystko z nią w porządku. Nie ufam tej kobiecie, a nie chcę, żeby zaraz zaroiło mi się tutaj od innych, ważnych osobistości.

 

Pójdziecie do tej cholernej wioski, sprawdzicie co knuje ta kobieta i wrócicie zdać raport. Zrozumiano?

 

Miasto w którym mieszkała, było dość niewielkie. Położone na rubieżach królestwa, stanowiło raczej jego zaścianek. Nie działo się tutaj zbyt wiele. Wymarsz karawany, kilka tygodni temu, do tej pory stanowił najczęstszy temat do rozmów. Chociaż dla dziewczynki, było to raczej przerażające wydarzenie. 

 

– Właściwie, to nie tylko oni. Każdy kto miał z nim kontakt. A potem, to już… – Irvin rozmasował skronie. – Po prostu chodź ze mną. Coś ci pokażę.

Dziękuję NearDeath :) Cieszę się, że się podobało i dziękuję za klika. To prawda, bardzo cenię sobie łapanki od Regulatorzy. Nie mogę też nie wspomnieć o betujących, oni także odwalili kawał dobrej roboty. 

Regulatorzy, bardzo dziękuję za ten komentarz. Pomoże mi w przyszłości pisać lepiej :) Spróbuję trochę wytłumaczyć:

 

……………Spoilery………………….

 

Kobieta w futrze jest kimś ważnym wysłanym ze stolicy w ważnej misji, której szczegóły nie są znane głównym bohaterom. Wyrusza w stronę lodowca, prawdopodobnie w poszukiwaniu jakiegoś artefaktu, ale wydawało mi się, że nasi bohaterowie nie muszą o tym wiedzieć :). Wypowiedź pułkownika sugeruje, że lepiej jej nie podskakiwać, bo takie jak one na wojnie są bardzo niebezpieczne. Może np. jest to jakaś czarodziejka. 

Wysłany oddział ma się dowiedzieć, co się z nią stało, bo długo nie ma od niej wieści. Pułkownik denerwuje się, że jeśli tam zaginęła, to zwali mu się na głowę więcej “ważnych” osób, a na to nie ma ochoty. Przynajmniej tak to sobie wyobraziłem. 

Przypadki po drodze są niezrozumiałe i tak mają reagować na nie żołnierze. 

Dziewczynka lepiąca bałwana jest po prostu mieszkańcem. Po części ta scena miała służyć mi jako lekki oddech po tej w której umiera główny bohater. Po części miała pokazać taką normalność miasta, po scenie w której nic nie jest normalne. A do tego zasugerować, że za chwilę i w mieście normalnie nie będzie. 

Ogólnie cała historia opiera się na tym, że szkarłatny skorpion odkopała w lodowcu jakiegoś wirusa, który sprawia, że ludzie stają się agresywni i do tego jest strasznie zaraźliwy. A jak nie wirusa to może jakąś klątwę. Dla mnie osobiście jest to wirus, którego bohaterowie nie mają prawa rozumieć. 

Co do miejsca gdzie się to dzieje, to dzieje się na prowincji jakiegoś królestwa. Tuż pod wielkim lodowcem. 

 

PS Błędy poprawione 

Regulatorzy, dziękuję za lekturę i komentarz. Zabieram się za wszystkie wskazane błędy. Czy to oznacza, że historia się nie spodobała? 

Jastek Telica, dziękuję za komentarz i lekturę. W pierwszej scenie dowódca zachowuje się jak człowiek, który mając trochę doświadczenia w życiu wie, że takim osobom po prostu się nie pyskuje i jest się miłym. Do tego może po prostu ma taki charakter. Co do porucznika, to on chłoptasiem jest. Co do żołdaków, to co innego ćwiczenia i poranna musztra, a co innego widok martwego człowieka w miejscu o którym krążą pewne legendy i nikt się w te rejony nie zapędza. Nigdzie nie jest powiedziane, że to są doświadczeni weterani. Ludzie to po prostu ludzie i nie wszyscy wojskowi to twardziele i silne jednostki. To wojsko może być zbieraniną chłopów siłą zaciągniętych w obowiązkowym poborze i może właśnie taką kpiną są. Nie każda historia, w której jest wojsko, musi przedstawiać je jako twardych bohaterskich i ostrych siłaczy. 

Prosiłbym także o bardziej taktowne formułowanie swoich myśli. Użyte przez Ciebie epitety są w moim mniemaniu obraźliwe i dyskryminujące. 

Błędy oczywiście poprawię. 

Najpierw pani – wskazał na reporterkę CNN.

 

Jak dla mnie zły zapis dialogu. 

 

– Czy czeka nas zagłada? Jakie mamy szanse?– Dziennikarze zaczęli się przekrzykiwać.

 

Brak spacji. 

 

Podobało mi się. Świat, który się resetuje, trochę jak program komputerowy, nie patrząc na to jakie mamy plany i ważne “sprawy” do załatwienia. 

 

 

Ręką jednak w połowie drogi zamarła i odpadła.

Ręka 

 

ta jednak bezładnie spadła na podłogę. Krew buchnęła, chlapiąc gapiów i wsiąkając w drewnianą podłogę,

Powtórzenie

 

– Nigdy żem nie widział tak równego cięcia. – dorzucił fachowo rzeźnik.

Błędy zapis dialogów. 

 

Jest to specyficzne i trochę napompowane wspomnianym wcześniej językowym klimatem. Dialogi wydają mi się trochę sztuczne, tak jak reakcje bohaterów. 

 

– Nie ma co deliberować po próżnicy! – rzucił właściciel przybytku.

– Hola, hola. Despekt to tak o nieboszczyku gadoć.

 

Czy takiego słownictwa używają prości chłopi, którzy chleją w karczmie?

Co do wulgaryzmów, to ja osobiście nie przepadam, ale stosuję, bo moim zdaniem czasami po prostu trzeba. Jest to część języka i jak dla mnie naturalne jest, że chłopi w karczmie pijąc piwo, mogą przeklinać. 

Moim zdaniem kłótnia to ogólnie jakiś konflikt i dobrze poprowadzona jak najbardziej może zachęcić do lektury. 

To co wydaje mi się ciekawe, to poetycki narrator (dla mnie jest to taki narrator, który patrzy na wszystko z góry i okrasza wszystko zabawnym komentarzem – trochę jak w bajkach), kontrastujący z rubasznym klimatem karczmy. Historia jest dość prosta, ale w sumie jak dla mnie w porządku, jak na krótkie preludium. Jest sobie istota, która siedzi w karczmie i widzi, że ktoś chce uderzyć żonę, to i sprawia, że temu komuś zgodnie z powiedzeniem “ręka uschła”. Oczywiście jak to w życiu bywa nikogo to nic nie nauczyło, więc można nawet powiedzieć, że jest tu jakiś morał. Trochę jednak ta historia kryje się pod złożonymi opisami. No jest tu ogólnie nad czym pracować. 

 

 

 

Wraz z nim,o zimne, wypolerowane przez pokolenia wiernych kamienne płyty, grzmotnął z metalicznym brzęknięciem ciężki pakunek.

Brak spacji. 

 

“Autor raczej nobla nie weźmie, ale ostatecznie nawet czyta się nieźle” :) Co prawda nie znam się na weirdach, ale chyba szukałbym w nich raczej takiego niepokoju, uczucia, że to co czytam jest trochę jakby to powiedzieć… porąbane? Tutaj miałem poczucie takiego sielskiego klimatu – przynajmniej na tym pierwszym planie. Może właśnie ten kontrast lekkiego pierwszego planu z obecnością jakiś nieznanych mocy i tego jak wpływają na niczego nieświadomy pierwszy plan i jak z nim koegzystują jest właśnie takie weirdowe. Nie wiem.

Powiem Ci, że ująłeś mnie przedmową :) Co do tekstu: dobrze się to czyta, ale niestety nie było efektu łał. 

Wokół mnie była sama pustka. Ciemność otaczała mnie ze wszystkich stron.

 

Pogłaskałem ją lekko po głowie i zamknąłem oczy 

Otworzyłem oczy, słysząc bezlitosny budzik.

 

- Już się ubieram

Ubrałem się i pobiegłem do kuchni.

 

Powtórzenia. 

 

Jedno z nich był informacją na temat pewnego chłopca. 

 

Gryzie mi się to “był” z tym, że to jedno z “nich”. 

 

– Nie, nie, tylko… Pomyślałem o czymś… - Powiedziałem nadal będąc nieobecnym. 

 

Warto popracować nad dialogami. Powinna być półpauza, a “powiedziałem” z małej litery. 

 

Tutaj jeden z linków na ten temat:

 

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

 

Z tego co wiem, gdzieś tam w odmętach Hyde parku jest tego więcej. W sumie szkoda, że nie w dziale poradników… no ale cóż. 

 

Kiedy już wychodziłem, powiedziałem cicho: “Przepraszam. I wyszedłem”.

 

Tutaj tak samo warto przyjrzeć się dialogom, bo to jest nie spójne. Dla mnie też brzmi jakby dosłownie powiedział: przepraszam i wyszedłem. 

 

– Czyżby panicz się nudził? – Spytała sarkastycznie, patrząc na mnie.

 

Tutaj tak samo dialogi. Jeśli sformułowanie jest “odgębowe” to piszemy z małej (powiedział, zapytała, warknął itp.) Tutaj np. jest półpauza taka jaka być powinna. 

 

Ogólnie historia mnie nie przekonała, choć były fajne fragmenty. Zrobiło mi się przykro, kiedy mama zapłakała, czyli emocje udało Ci się ze mnie jakieś wyciągnąć. Do tego wyobraziłem sobie tego świecącego się w ciemności smoka i to było naprawdę fajne. Niestety trochę się też pogubiłem. Najpierw wspominasz, że spalił się dom i tylko jeden chłopiec przeżył, a potem, że siostra zginęła w wypadku samochodowym i ja już nie wiem kto tam przeżył, a kto nie. Do tego nie jestem pewien: czy te smoki naprawdę istnieją, czy to tylko jego wyobraźnia?

Warto popracować nad wykonaniem, ale to już wiesz. Do tego faktycznie brzmi to jak fragment większej całości. Moim zdaniem, gdyby to obudować jakimś wstępem i zakończeniem, byłoby z tego całkiem fajne opowiadanie, bo czytało mi się dobrze. Ogólnie polecam teksty betować, to bardzo pomaga. A, no i tak jak pisałeś w przedmowie, absolutnie nie ma co się poddawać i trzeba próbować :)

 

Nie była pokryta kurzem, co oznacza że była często używana.

Nie ufasz czytelnikowi. 

 

Zwykły człowiek raczej nie byłby do tego zdolny, ale on trenował szybkość swej reakcji, oraz zabójczą celność od dziecka.

Wyglądał mi na jakiegoś zabójcę potworów, więc założyłem, że jest wytrenowany. 

 

Regulatorzy, dziękuję za lekturę i uwagi techniczne. Szkoda, że nie porwało, ale cieszę się, że czytało się nie najgorzej. Co do kolejnych opowiadań, to także mam nadzieję, że będą coraz lepsze. Na pewno będę nad tym pracował. :)

 

 

Kilka kwestii co do technikaliów: 

 

Zmieniłem fragment włamywania się:

 

Sięgnęła po wytrych, przycisnęła odpowiednie bolce i za pomocą płaskiego narzędzia przekręciła mechanizm zamka, otwierając go.

 

Staram się tutaj powiedzieć, że Nes powciskała odpowiednie bolce wytrychem, a następnie włożyła tam coś w rodzaju płaskiego śrubokręta i przekręciła ten śrubokręt, tym samym przekręcając bębenek zamka, co otworzyło drzwi. Czyli jakby bardziej chodzi o to, że ona przekręca ten bębenek. Przynajmniej tak to widzę, po obejrzeniu kilku filmików na YouTube. 

 

Stała tam też wielka szafa z książkami, zajmująca jedną ze ścian.

Zmieniłem obejmowanie na zajmowanie, choć sam już nie wiem. Chodzi mi o to, że to taka szafa na całą ścianę

 

Co do wicia się Zina:

 

«o człowieku: wyginać się w różne strony»

«przybierać kształt serpentyny»

 

Tak, właśnie tak to widziałem, jak pisałem… :) Oczywiście “wijąc się” do wycięcia. :)

 

Reszta błędów poprawiona. 

Deirdriu, dziękuję za miłe słowa i lekturę. Kiedy pisałem ten tekst, gdzieś z tyłu głowy wyobrażałem sobie większe uniwersum i myślę, że historia czarodzieja Zina i Nes będzie miała swoją kontynuację. Początkowo w opowiadaniu miał brać udział niejaki Igir, z mojego innego opowiadania “Uciechy ciała”, ale doszedłem do wniosku (tutaj pomocni byli betujący), że nie wniósłby on nic do samej historii, a jedynie stanowił kolejny otwarty wątek w tekście, który i tak niebezpiecznie zbliżał się do fragmentu. Co do przyszłych planów: aktualnie pracuję nad kolejnym opowiadaniem, w trochę innym klimacie (chociaż też stricte fantasy), a na becie dopracowuje się cały czas “Mroźne szaleństwo” :) 

Przeczytałem :) Poniżej kilka rzeczy, których nie jestem pewien:

 

 

Ech, o mało co, a miałabym poważne kłopoty: płomień należałoby na nowo rozpalić, a mnie samą czekałaby mnie publiczna chłosta do krwi, oraz, co gorsza, niełaska Virgo Maxima trwająca bez wątpienia do samego końca mojej służby.

Powtórzenie 

Nie zgodziła się też na cztery kolejne miejsce, które zaproponowałam.

Głowę i tak bym osłoniła, bo czekał nasz dłuższy spacerek, a rzymskie słońce o tej porze roku potrafiło już grzać całkiem mocno.

‑ Daj spokój, przecież go nie cierpiałaś.

Kluentia popatrzyła na mnie ze świętym oburzeniem.

– Awito! – prychnęła.

 

Różnica w zapisie dialogów

 

W tej rodzinie wszyscy umierają wcześnie….

wielokropek połączony z kropką 

 

– Powiązane?! – oburzyła się Kluentia. – To Sassja i jej Furie….

Tu też i w kilku innych miejscach 

 

‑ To nie były Furie – powtórzyłam. – Trzeba się zastanowić, kto inny mógł coś takiego zrobić.

 

***

 

Tydzień po śmierci Newii i dzień po jej pogrzebie usiadłyśmy z moją siostrą, aby zastanowić się, co dalej.

Gwiazdki są do lewej, a w innych miejscach wyśrodkowane. 

 

Jest dobrze, Awito, powtórzyłam sama do siebie po raz setny , przestań panikować.

Spacja 

 

No dobrze, pomyślałam, niech raz przynajmniej mam coś [+z?]tego, że jestem kapłanką Westy.

Dodałbym “z”

 

Ogólnie antyk to nie moje klimaty. Mimo to czytało się bardzo dobrze, a i tempo przyspiesza w końcówce. Podobało mi się jak powoli odkrywana jest tajemnica z przeszłości i jak zręcznie zamaskowana. Początkowo widać strach bohaterek i taką niemoc (nie wiedzą co się dzieje), a potem krok po kroku odkrywają tajemnicę i ostatecznie rozprawiają się z “problemem”. Swoją drogą “tajemnica” jest tragiczna, ale w pełni byłem w stanie w nią uwierzyć, bo jest też bardzo prawdopodobna. 

 

Zygfryd89, dziękuję za lekturę i komentarz. Cieszę się, że nieźle się czyta, bo w sumie właśnie na tym mi zależało :) Co do oryginalności, to tak jak już wcześniej pisałem, będę musiał nad tym popracować, bo wiele osób zwraca na to uwagę. Dla mnie jest to jednak sprawa mniej ważna niż np. dobrze skonstruowany konflikt i ciekawi bohaterowie. Mam nadzieję, że z czasem uda mi się tworzyć opowiadania, które będą zarówno oryginalne, jak i ciekawe pod względem bohaterów, fabuły i wykreowanego świata. 

 

towarzyszył by im rozrywający bębenki

 

Wydaje mi się, że to powinno być razem. 

 

Tekst mnie nie przekonał. Trochę jakby wzięto jakieś opowiadanie i wycięto z niego kilka linijek. W sumie zgadzam się z Sagittem, że nie ma tu praktycznie żadnej historii. 

 

Podobało mi się. Właściwie, to nawet bardzo bym się nie zdziwił, gdyby gdzieś w jakimś korpo, ktoś zaczął motywować ludzi w ten sposób :) Tekst o tyle mi bliski, że nocki w biurze zdarzają mi się dość regularnie (aktualnie co prawda home office do odwołania) i fakt faktem, biuro w nocy jest zupełnie inne. 

Bardzo przyjemny tekst :) Początkowo pachniało Wiedźminem i już się nastawiłem na pewien typ historii, ale potem rozwój wydarzeń bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. “Brzydka ona, brzydki on, a taka ładna miłość.” :) 

Tak jak pisałem na czacie, jestem :) 

 

Marta Kirin

„Wielka gra”

 

Myślę, że można to usunąć z samego opowiadania. Tytuł jest widoczny na górze drukowanymi, więc to w sumie powtórzenie jest. 

 

Galen wyprostował się, fotel dostosował się do linii kręgosłupa i pobudził nerwy krótkimi impulsami elektromechanicznymi.

Ja ogólnie jestem zwolennikiem tępienia nadmiernej ilości się w tekście (co nie znaczy, że mi np. to jakoś świetnie wychodzi)

Stanowiła pozostałość po przednim ustroju.

Tu powinno być chyba “po poprzednim”

 

*** 

Wypośrodkowałbym gwiazdki 

 

 

Sięgnął ręką do nowego wszczepu i zamknął oczy. Kiedy je otworzył wydały się mechaniczne, bez wyrazu, zimne. Otworzył drzwi do węzła komunikacyjnego i wyciągnął pistolet zza paska. Zgromadzeni w pokoju technicy zginęli zanim zdążyli się zorientować, kto wszedł do pokoju.

 

***

Jakoś mam tutaj uczucie niedosytu. Jest strzelanina, która jest czymś ciekawym i jestem cały w napięciu, a tu nagle się urywa i przeskakujemy do tego, że główny bohater siedzi na krześle. Poczułem się zdezorientowany na początku tej drugiej sceny. 

 

 

Transmisja się skończyła. Hologram zniknął.

***

Wolf wszedł z powrotem do pokoju przesłuchań.

Raz przy kropkach są entery, raz ich nie ma. 

 

Nawet nie wiem, kiedy gdzieś mi przeleciało te troszkę ponad 70 tys. znaków. Czyta się szybko, jest ciekawie. Intrygi polityczne, interesujący bohater z jakimś swoim pragnieniem. Podobało mi się, że miał rzucane kłody pod nogi i ogólnie nie miał łatwo. Miał marzenia, coś poświęcił. Kibicowałem mu i zrobiło mi się go naprawdę przykro na koniec. Wszyscy mają tu jakąś swoją motywację, co jest bardzo na plus. Kawał bardzo dobrej roboty :) Co do info dumpów to mnie tutaj nic nie raziło. 

 

Jestem tak jak pisałem :) 

 

 

Wypracowanie na 6 arkuszy miało trafić na biurko nauczyciela historii w przyszłym tygodniu. 

Napisałbym po prostu sześć. 

 

A takich nie znajdzie, przesiadując w bibliotece, co lubił najbardziej, ale właśnie w trakcie godnych pożałowania, głośnych i obfitujących w sprośności i alkohol zabawach kolegów, pochodzących z dobrze sytuowanych mieszczańskich rodzin.

Długie to zdanie. Jest jeszcze kilka takich długich zdań. 

 

Następnie razem z innymi paniami udała się do wnętrza chatki, aby zobaczyć, jak prezentuje się ich dzisiejsze schronisko. Trochę kręciły nosem na brak szczególnych wygód. Dały się jednak udobruchać i zajęły się zanoszeniem do kuchni wiklinowych koszy z jedzeniem, które furman wystawiał z dachu wozu na ziemię.

– Może zapadł się od dołu ze starości – zastanowił się na głos Moradzky.

 

W całym tekście jest sporo się, ja bym spróbował jakoś z tym powalczyć. 

 

Moradzky, chociaż mężczyzna, nie mógł być aż tak głupi, aby żartować w podobny sposób.

Brakuje mi tutaj tego był: “chociaż był mężczyzną, nie mógł być aż tak głupi”. Z drugiej strony mamy wtedy był/być. Nie wiem. 

Zsunęła buty i kolejne części garderoby.

Zaczęła płynąć ku górze.

Nie uwierzyłem w to. Jeśli stracili przytomność, a nie mieli na sobie kapoków tylko ubrania, które ciągnęły ich pod wodę, a ich płuca zalały się wodą, to jedyne co mogło im pomóc to wyciągnięcie przez kogoś i zrobienie reanimacji. 

 

W pewnym momencie wpadła na Moradzky'ego, którym zaczęła szarpać, starając się go przebudzić.

Mając płuca pełne wody szarpała drugiego człowieka, który obudził się pod wodą i zaczął płynąć. Pozostanę sceptyczny. 

 

– Dobrze zaprojektowane klątwy są w stanie zmienić całkowicie naturę człowieka, zawiesić jego istotę między wymiarami, sprawiając tym samym, że żyje wszędzie i nigdzie, a czas jest dla niego tylko jednym z wymiarów, po jakich się porusza. Nic dziwnego, że był w stanie, zresztą nie bez konsekwencji dla swojego ciała, przeżyć, a w każdym razie przehibernować tyle lat w całkowitym zamknięciu.

Początkowo wyglądało to dla mnie na monolog narratora, zwłaszcza, że później jest nowy akapit i dalej jest to kontynuowane. Do ja po czymś takim co się stało, nie miał bym na nic ochoty, a ona jedzie z monologiem. 

 

– Prawdopodobnie uciekł wprost do lasu – skonstatowała Maria. – Wezwał go zew natury.

 

Ta kobieta jest wyjątkowo odporna, ja bym chyba zwymiotował, albo dostał ataku histerii na taki widok. 

 

Powoli się rozkręca, ale potem jest już ciekawiej. Nie wiem czemu główny bohater jest tak nielubiany, a do tego jego koledzy zlali mi się w szarą studencką masę. On sam też nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia (chociaż miałem wrażenie, że coś się za nim kryje – jakaś tajemnica). Za to Levit jest bardzo fajną postacią. Opowiadanie czytało się płynnie i przyjemnie. Poczułem klimat XIX wieku. Skojarzyło mi się z Lalką, tak stylowo i ogólnie. Jednym słowem kawał porządnej roboty :) 

Nie łatwo wybrać :(

 

Opowiadania anonimowe 

 

3 pkt – Cząstka tej siły – Za porządną fabułę i dobre wykonanie. Za ciekawego i zabawnego bohatera oraz liczne nawiązania. 

 

2 pkt – Wypchana pustka – Za porządną fabułę z satysfakcjonującym zakończeniem. Do tego za mroczny klimat i dobrze wykreowanego bohatera w którego byłem w stanie uwierzyć (a raczej w jego szaleństwo).

 

1 pkt – Folwark leśny – Za przesłanie i  humor. 

 

0.5 – Biurko – Za świetny koncept, który chodzi za mną do dziś.

 

0.5  – Niezadowolony Klient – Za wartką akcję i prostą ale satysfakcjonującą fabułę. 

 

Gdybym miał więcej punktów do rozdysponowania, to na pewno dodałbym Rozpad theta i Jesteś jednym z nas. 

 

Opowiadania nieanonimowe

 

3 pkt. Mała Księżniczka – nawiązanie do Małego Księcia, klimat i po prostu za to, że tekst mnie wzruszył.  

 

2 pkt – Biełka – Za klimat takiej starszej rosyjskości. Za ciepło tekstu i jego malowniczość. 

 

1 pkt. Rudzielec u jabłoni – Mimo, że tekstu nie zrozumiałem, to w gruncie rzeczy jest to bardzo dobrze napisane opowiadanie. Kiedy potraktowałem monolog i całą sytuację po prostu w kategorii absurdu, zdało mi się to wszystko nawet zabawne. 

 

 

Na początku mi nie podeszło, ale po przeczytaniu komentarzy i zrozumieniu o co chodzi, nawet przyjemnie się czytało :)

Bardzo mi się podobało. Ciekawa, wciągająca fabuła, a do tego zabawny główny bohater :) 

Z jeden strony czuję, że gdzieś w tym tekście kryję się ciekawy pomysł, a z drugiej strony to wykonanie mnie nie przekonało. Brakowało mi ciekawszej końcówki. Myślę, że warto by popracować tu nad fabułą. 

Nie przekonało mnie. Nie bałem się, a chyba powinienem. Ludzie giną, a ja nie mam w związku z tym żadnych emocji. 

Pozostanę nieprzekonany :( Niestety nie wzbudziło we mnie większych emocji. 

Finkla, dziękuję za punkt i lekturę :) No ja takie fantasy po prostu lubię, chociaż ostatnio czytam Trylogię Magów Prochowych i przekonuję się do fantastyki osadzonej w późniejszych okresach dziejów i z trochę inną magią. Co do oryginalności: coś pomyślę w przyszłości, bo sporej części czytelników na tym zależy i czegoś takiego w tekstach szukają. Chociaż mi np. czasami wystarczy nawet sztampowy tekst, ale dobrze zrobiony i potrafiący wzbudzić we mnie emocje. 

Taki przyjemny, lekki. Podobało mi się przedstawienie przedmiotów z perspektywy zwierząt np. zraszacz. Opowiadanie klimatem przypomina mi trochę filmy Disneya (nie liczac przekleństw). Porusza istotny problem, który miejmy nadzieję uda się jakoś wyplenić. Jednym słowem tekst o czymś, dobrze napisany, podobał mi się.

Smutne, wzruszające, ale moim zdaniem też pełne ciepła. Do tego pięknie napisane i bardzo mi się podobało. 

Dobrze napisane opowiadanie. Trochę nie moje klimaty, ale bardzo mi się podobało. Do tego plus za szczegóły typu:

 

Teraz, kiedy nie broni mnie THC, jestem zdany na łaskę fal theta. Faza REM będzie anomalnie wydłużona, sny… bardziej pokręcone.

– Tak, tatku.

W mojej głowie to zdanie było pytaniem. 

 

Tekst bardzo lekki, przyjemny, malowniczy. Porządne wykonanie. Poczułem klimat, bardzo ładnie wykreowanego świata. Taki obrazek trochę, urywek – bo fabularnie czuję niedosyt. 

Wciągnąłem się i dobrze mi się czytało. Fajnie, że bohater pod koniec postanowił działać i się z tego wszystkiego wyrwać.

Bardzo sympatyczne i porządne opowiadanie. Przyznam, że nie wiedziałem o problemie i z niepokojem czytam teraz różne artykuły na ten temat. Jeszcze co do opowiadania to jest w nim sporo tematów: wojna, dyskryminacja, statek kosmiczny (SF) – razem daje to fajne połączenie, ale wydaje mi się, że tym samym te wątki nie są porządnie rozwinięte. 

Przeczytałem z przyjemnością, ale w gruncie rzeczy moim zdaniem, to bohater nie ma tu praktycznie żadnego wyzwania/przeszkody do pokonania, rozgryzienia. Jest przestępstwo – idziemy po sznurku bez żadnych problemów, czy rozważań do sprawcy, dajemy mu w “mordę” – the end. 

Anonimie, mówiłem ogólnie :) W końcu nigdy go przecież ostatecznie nie wytropiła, więc raczej nie mogła wiedzieć. 

Dobrze się czytało. Ciekawy koncept :) Twórczy mebel, chociaż to jakim kosztem powstawały jego dzieła jest trochę przerażające. Pytanie, czy np. takie dzieła powinny być traktowane w odseparowaniu od autora, czy nie? Ja chybabym takiej twórczości nie przeczytał, wiedząc ile osób mogło stracić życie, bym mógł czytać sobie ciekawy kryminał, czy bajkę. 

Dobry tytuł, dobre wykonanie, jak dla mnie dobrze poprowadzona fabuła. Jednym słowem porządna robota. Bohater jest wyrazisty i jestem w stanie zrozumieć skąd się wzięło jego szaleństwo. No po prostu naprawdę dobry tekst :)

 Co tu się odwiewiórczyło?

Fajnie powiedziane :) 

 

Ogólnie opowiadanie miało potencjał na ponury horror i w takiej formie chyba bardziej by mi się podobało. Końcówka mroczna i przerażająca. 

Wykonanie nie zachwyca – niestety odpadłem na starcie. 

 

 

Zasłony zeszłej nocy dokładnie zaciągnięte , przepuszczały wąski pas światła. Po pokoju pływał jeszcze dym z wypalonej paczki papierosów .

W kilku innych miejscach też zauważyłem tę spację. 

 

Bardzo ładny rysunek. Tekst przewrotny, podobał mi się :) 

 

 

Według naszych informatorów psionik planuje niedługo wycofać się ze swojej działalności i skupić się na szkoleniu swojego następcy.

Bez tego ostatniego “się” chyba też by było dobrze. 

 

Neuromancer debiutował w 1980 podczas napadu… – Mary ściszyła radio.

– Myślisz, że wpadnę na jednego z nich? – zapytał niepewnie chłopak. Momentalnie odezwały się dawne blizny z napadu, który zapewnił mu bilet do poprawczaka. 

 

Ten napad powtarza się dość często w tekście. 

 

Zajrzał przez szybę, po czym szybko wkroczył do środka

Tak jak myśleli, w środku nie było dużo osób.

Powtórzenie 

 

– Ręce do góry albo poleje się krew! – wrzasnął, po czym oddał strzał w górę. Sprzedawca błyskawicznie wyprostował się, wciąż trzymając słodycze w dłoniach.

Staruszka wykonała polecenie równie szybko, posyłając przy okazji w powietrze zawartość jej portfela. Jack ponownie przesunął wzrokiem po pomieszczeniu.

Jack wrzasnął i oddał strzał w górę, aby zastraszyć starca.

 

Może jakoś, że strzelił w sufit, bo znowu tu jest ta góra. 

 

– Bo co mi zrobisz? Zastanów się.

– Bo rozwalę ci łeb? – Starzec westchnął.

– Dawaj to – Nim Jack spostrzegł się, jego broń znajdowała się ponownie w potężnych dłoniach starca. – Słuchaj mnie… chłopcze? Mogę być z tobą szczery?

Znaczy o to pyta starzec, czy nasz bohater? Jeśli bohater to chyba, raczej (nie znam się, ale się wypowiem :D ) powinno być tak 

 

– Bo co mi zrobisz? Zastanów się.

– Bo rozwalę ci łeb? (może tutaj jakieś didaskalia)

Starzec westchnął.

– Dawaj to

Nim Jack spostrzegł się (może nim Jack się spostrzegł), jego broń znajdowała się ponownie w potężnych dłoniach starca

 – Słuchaj mnie… chłopcze? Mogę być z tobą szczery? (tutaj nie pasuje mi ten znak zapytania przy chłopcze. Może po prostu Słuchaj mnie chłopcze! Mogę być z tobą szczery?)

 

– Dawaj to – Nim Jack spostrzegł się, jego broń znajdowała się ponownie w potężnych dłoniach starca.

Ten starzec jest za często 

 

Jack był zaskoczony. Oczywiście nie tym, co powiedział mężczyzna, lecz tym, że przyjął to z takim spokojem. Normalnie nawet nie rozmawiałbym ze starcem, tylko zapoznałbym podwórkową odmianą mowy niewerbalnej. Parafrazując ulubione powiedzenie ojca Jacka:

A tutaj brakuje mi jakiegoś oddzielenia myśli bohatera. Chyba, że nagle nastąpiła zmiana narracji, na pierwszoosobową?

 

– Naprawdę tak Pan myśli? – zapytał zaskoczony.

Ty, twój, pan itp. w dialogach małą literą.

 

Starzec szybkim ruchem potarł zapałkę po pudełko i ruszył w głąb ciemnej uliczki. Nie był jednak sam. Z ciemności (dosłownie) wyłoniła zakapturzona postać.

po pudełko?

 

Opowiadanie ma trochę niedoróbek, ale czytało się bardzo przyjemnie. Byłem ciekawy co dalej, a absurd sytuacji bardzo mi się podobał. Tekst o rodzynkach i ogólnie dialog ze staruszkiem naprawdę fajne. 

Ubawiłem się :), ale trochę nie pasuje mi tu ten detektyw. Tytuł sugerował mi jakieś śledztwo, jakąś akcję, tajemnicę do rozwiązania, a tutaj właściwie niczego takiego nie ma. Coś się zaczyna, ale właściwie nic nie wnosi, jedynie rozpalając nadzieję. Fajna jest jego rozpacz i to, że popadł w uzależnienie od orzeszków – mógłby kupować takie słone w puszce :D, ale nie poczułem tego, że jest detektywem i trochę mnie to rozpraszało od tego co w tekście najfajniejsze, czyli jego urocza, wiewiórcza rozpacz. 

Podobało mi się. Inteligentne wiewiórki eksplorujące galaktykę :) Myślałem, że całość skończy się nieprzyjemnie dla Dawisa, ale fajnie, że tak się nie stało, a wiewiórki okazały się bardzo kulturalne… no powiedzmy, że kulturalne :) 

-Zbychu…

-Hm..

-Rusz dupę..

“Wielokropek jest znakiem interpunkcyjnym składającym się z trzech kropek.” (https://sjp.pwn.pl/zasady/Wielokropek;629814.html)

 

Do tego brakuje spacji np. tutaj: 

-A to gnida! Już ja Ci za raz…– os

Ogólnie raz te spacje są, raz ich nie ma. 

-Dziewczyna…..tam!!

np. tutaj za dużo kropek i brak spacji. 

Proszę się nie bać, jestem Policjantem pomogę Pani!

W dialogach piszemy z małej.

 

Co do tych wołaczy to np. 

– Krzychu[+,] widzisz to?

Ja też mam z tym problemy :) 

 

Co do fabuły: dla mnie jest to początek opowiadania i brakuje tu dalszego ciągu. 

 

 

No mi nie podeszło, głównie dlatego, że nie rozumiem o co chodzi. Nie czytałem “Dziewczyna u płota” i w sumie niewiele zrozumiałem. 

Dzięki Abbadon. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że Beta robi robotę. Jak tylko znajdę trochę czasu, zabiorę się za poprawki :) 

Przez chwilę dobrze się bawiłem Anonimie :) Dobrze się czytało, ale te fermentowane wiewiórki… z cynamonem i imbirem… Ale, sprawdziłem i np. w Anglii wiewiórki to ponoć przysmak… Brr

Wypoczywam kande…kto c – 

Brak spacji. 

 

_ Trochę lepiej, Mózg wypoczywa, 

 

Podłoga zamiast półpauzy. Czemu mózg z dużej? Chyba, że to nowe zdanie, to powinna być kropka zamiast przecinka. 

 

Raz był w komorze deprywacyjnej i wyparzył stamtąd po kilkunastu minutach z przejmującym go do głębi lękiem.

wyparzyć – wyparzać «umyć we wrzątku lub zdezynfekować wrzątkiem»

wyparzyć się – wyparzać się

1. «zostać zdezynfekowanym w wysokiej temperaturze»

2. pot. «wziąć gorącą kąpiel wodną lub parową»

 

 

Wiadomo było, że komora deprywacyjna używana była także do torturowania, nieoficjalnie ma się rozumieć, a Jason miał być wprawiony w waterboarding i white torture. Były to informacje nieoficjalne

Powtórzenia. 

 

No nie podeszło mi. Trochę za bardzo chaotyczne i nie wiem w końcu, kto tam był kim i co się właściwie działo i o co chodzi z tą zamianą ról. Czytało się jednak płynnie i w sumie był klimat, więc chętnie spojrzę na Twoją wcześniejszą twórczość, w poszukiwaniu czegoś dłuższego.

 

PS też czytałem tekst dwa razy, bo początkowo totalnie się pogubiłem. 

 

Ninedin, dziękuję za lekturę i komentarz. Wspomniani autorzy są jedynymi z moich ulubionych i chyba podświadomie staram się na nich wzorować. Cieszę się, że moi bohaterowie nie są nijacy, bardzo mi na tym zależało. Siedzi mi w głowie, żeby napisać jakąś większa historię, ale na ten moment czuję, że to jeszcze za wysokie progi. 

Daleka droga przede mną, ale cieszę się, że idę w dobrym kierunku :) 

 

CM, dziękuję za przybycie. Jeśli to jest jeden z Twoich krótkich komentarzy, to chyba faktycznie powinieneś trafić do legend portalu :) Chociaż do tej pory pamiętam kilometrową łapankę Tarniny, przy moim pierwszym tekście. Ale może nie będę wywoływał… 

Wracając do opowiadania: trochę dokładnie tak jest :) Szukam przestrzeni do rozwoju i trochę szukam siebie jako autora. Docelowo nie chcę chyba pisać niczego wyjątkowo oryginalnego, po prostu opowiadać dobre ciekawe historie, napisane z ładnym i wypracowanym warsztatem. 

Na betalistę wrzuciłem tekst “Mroźne szaleństwo”. Tekst w klimatach fantasy, około 12 tys. znaków opowiadających historię pewnego wirusa (no cóż mojej wenie udzieliła się obecna sytuacja) i jego wpływu na ludzi. Jeśli ktoś znalazłby trochę czasu, zapraszam do betowania. 

Melduję, że przeczytałem. Tekst jest sprzed kilku lat, więc nie będę powielał tego, co już zostało powiedziane. Planujesz jakieś kolejne opowiadania, albo może pociągnąłeś tę historię do przodu? 

Jak dla mnie dobra robota. Dobrze mi się czytało, klimat jest, ale co do rozważań, kiedy już zabił alchemika, to jak dla mnie trochę wiało nudą. Podoba mi się jak rozważania są wplecione w fabule, a tutaj w tym fragmencie w sumie zatrzymałeś akcje i miał facet monolog. 

 

Nie po­zna­jesz mnie? – na jej twa­rzy po­ja­wił się wyraz zdu­mie­nia. – Je­stem Ali­sja

To jest w sumie nowe zdanie, a nie sformułowanie "od gębowe" więc chyba "na" powinno być z dużej. 

Ok, teraz wszystko rozumiem. Prawie 38 tys. znaków i czarny pas? Eeeee tam, co najwyżej jedna beleczka na białym, a i to nie ;-) 

 

 

Ciekawe opowiadanie z przewrotną końcówką. Dobry klimat. Do przodu ciągnęła mnie chęć poznania tajemnicy owej zjawy. Chyba trochę za mało poczułem ich strach, żeby uwierzyc, że to on był przyczyną ich śmierci. Śledzili sobie zjawę, a jeden nawet do niej biegł i wszyscy padli na zawał? No nie wiem. 

Naprawdę dobrze mi się czytało. Byłem w stanie wczuć się w każdą z postaci. Chętnie bym poczytał np. o tym jak by się rozwijała relacja Wargi z Niedźwiedziem i ich przygodach. Chyba, że niedźwiedź nie żyje i np. dziewczyna trafia pod opiekę tego starego wikinga – otwarte zakonczenie, więc moze to pójść w różne kierunki. Oczywiście jeśli w ogóle planujesz coś więcej z tymi bohaterami. 

A mi się podobało. Nie czytałem wcześniej nic z Twojej twórczości, a to opowiadanie mnie do tego zachęciło. Ogólnie trochę nie rozumiem funkcji jaką pełni krew w tym opowiadaniu. Przez chwilę miałem nawet wrazenie, że on jest wampirem i zabił tę kobiete. 

Dziękuję, Herox002 :) Ta tendencja do fragmentów to jakaś moja zmora… Ogólnie głównym wątkiem jest tutaj tytułowa “Zamkowa robota” i ten temat jest zakończony. Znam wielu pisarzy, którzy tworzą swoje opowiadania pozostawiając wiele wątków otwartych. Przykładowo Wegner stworzył kilka opowiadań, które pozostawiają bardzo otwarte zakończenie i mocno sugerują, że ma się do czynienia z czymś większym. Opowiadanie Brandona Sandersona “11 metal”, czy “Nadzieja Elantris”, także słabo funkcjonują samodzielnie, mimo to figurują jako opowiadania. 

Cieszę się, że udało się z tempem akcji. Taki był główny cel :)

 

PS zaraz zajmę się tą skrzynią :) 

Dziękuję za lekturę i punkt – mój pierwszy :) Nie dochodzi do mnie myśl, że Igirowi mogłyby nie posmakować pierogi! Jak dla mnie to wszystko wina mizernych zdolności kucharskich czarodzieja… jak nic.

Bardzo dobre. Jest świetny klimat i do tego wzbudza emocje. Podobała mi się główna bohaterka, jest wyrazista. W sumie to smutno troche… Ale tak to już bywa czasami.

stworzyli świat. Tworzyli jedność i żaden nie mógł żyć bez drugiego. Stworzyli wiele stworzeń, ale najdoskonalszym był człowiek. – dużo tych stworzeń

 

Wiesniak raczej padłby na ziemię przerażony. Do tego brzmi jak mędrzec, a nie prosty chop.

 

Lud ten był spokojny nie, uznawał wojen. – ten przecinek jest źle postawiony.

 

nie zrozumienie – piszemy razem

 

nie przynosząc żadnych konsekwen – przynosząc? Ja bym napisał ponosząc

 

Popatrz na przecinki. W sumie to mi się nawet podobało :)

Ministerstwo, Mugole: jak dla mnie świadomy fanfik. Podobało mi sie, zwłaszcza twist. Az poczułem gdzieś z tyłu głowy coachingowe memy. Wziąć kogoś z talentem magicznym i potraktować tę sentencje na serio. Wyczuwam satyrę?

Podobało mi się :) Jak wspomniałeś o fabrykach i dymie, myślałem, że zatrują sobie ten swój mały ekosystem i cywilizacja upadnie, ale jednak inwazja na pokój bardziej mi się podoba :)

Na betę wrzuciłem tekst “Przerwany spokój”. Jest to moja próba pisania bardziej zwartej akcji. Szukam betujących, którzy pomogą zrozumieć, co w tekście zagrało, a co nie :) 

Melduję, że przeczytałem. Z cyklu: życie potrafi być dziwne. Szybko się czytało, ale widać, że rzutem na taśmę :)

Szczególnie uważajcie populizm i demagogię, łatwo wpaść w ich pułapkę!

Nie powinno być “na” populizm i demagogię?

 

Ciekawy pomysł. Dobrze się czytało :)

Czytam sobie czytam, uśmiecham się, jest miło, niepozornie, ot będzie taka przyjemna historyjka, a potem mam uczucie… ej ten człowiek to psychopata… No i cóż ostatnia scena to potwierdza. Fajne :)

Nowa Fantastyka