Profil użytkownika

Jeśli jesteś nowy na portalu i próbując się odnaleźć, zbłądziłeś na ten profil, możesz napisać. Spróbuję pomóc, wyjaśnić, naprowadzić, mogę też zabetować tekst.


komentarze: 1357, w dziale opowiadań: 958, opowiadania: 242

Ostatnie sto komentarzy

Ja będę!

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

O jak mnie LisanAlgaib wziął z zaskoczenia XDDDD

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Będę

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Cześć i ja w końcu dotarłem na miejsce! Jak obiecałem.

To tak… opowiadanie mi się podobało nawet bardzo, ale momentami byłem aż zły. Robiłeś miejscami błędy, które w innych miejscach opowiadania nie istniały, a to psuło tak dobre sceny.

Z czepialstwa – łatwo, za łatwo pogubić się w imionach i nazwach, a przez to początek wydaje się bardzo chaotyczny. Kto jest kim ogarnąłem dopiero w środku opowiadania momentami, bo były wzmianki o tym przypominające (na szczęście, bo inaczej bohaterowie wisieliby w powietrzu i byli nijacy).

Mrowienie między barkami Murshiliego szeptało wojenne pieśni[MŚ1] 

 Bardzo dziwnie brzmi to zdanie, na tyle, że zaburzyło mocno flow.

Zakrzywione ostrza Murshiliego, pogrążone w krwawym tańcu, przebijały pancerze, cięły skórę i mięśnie, zanurzały wszystko wokół w lepkim szkarłacie.

Nie wiem czy to czepialstwo czy nie, ale to na pewno odpowiednie słowo? Ostrza mogły zanużać się w ciała, ale w tym przypadku to tak jakby z każdego wypływał basen krwi.

Miecze wręcz wyrastały z rąk wojownika, nie były odrębnymi przedmiotami

To zdanie zgrzyta i się na nim zaciąłem, da się je lepiej przebudować moim zdaniem

Zakrzywione ostrza Murshiliego, pogrążone w krwawym tańcu, przebijały pancerze, cięły skórę i mięśnie, zanurzały wszystko wokół w lepkim szkarłacie. Miecze wręcz wyrastały z rąk wojownika, nie były odrębnymi przedmiotami. Stali się jednością, szermierz i jego oręż. Na ten widok twarze Taberów zastygały w wyrazie absolutnego przerażenia. Dar dla Diobakkusa. Ofiara, składana na ołtarzu duszy Murshiliego.

W tym akapicie masz mocno zaburzone flow, pomyśl czy nie lepiej by było, gdyby "miecze wręcz wyrastały z rąk… Stali się jednością, szermierz i jego oręż" jakoś poredukować i ograniczyć do jednego zdania, bo w zasadzie mówisz o tym samym

Może i przywykł do tego, jednak nawet to, co często człowiekowi towarzyszy, może zacząć mu ciążyć.

W takich momentach fajnie dodać reakcję ciała odpowiednią do nastroju, czy jakieś westchnienie, czy chwilowe podparcie się na broni, przygarbienie i tak dalej, bo wtedy te przemyślenia nie są tak oddalone, a bohaterowie też są bardziej żywi.

Nie bez powodu został wybrany na przybocznego oficera jednego z wielkich, hakannerskich pułków. Nie mógł zawieść. Teraz, w obliczu straty dziewczyny, poczuł taką determinację, jaka jeszcze nigdy nie przepływała przez jego ciało.

Takimi wstawkami zabijasz dynamikę akcji w tej chwili, one są potrzebne, ale staraj się może krócej albo coś. Jeszcze mówisz o przepływie determinacji bezpośrednio, pokaż to w jego zachowaniu, a nie mówisz wprost jak się czuł.

– Dotałłeś tutaj, bławo.

XDDDDDD <3

Gdy zobaczyli rozciągający się przed nimi kanion, poczuli wzbierające w sercach emocje.

Nie brzmi to zbyt dobrze. Takie nijakie, nie wiem, co to ma przekazać

 

Bardzo dobre opowiadanie tu poczyniłeś, wciągnąłem się w światotwórstwo i jestem fanem dziejów bóstw w tym świecie. Historia ma dobre tempo, momentami może aż za dobra, na przykład nie przekonało mnie jak szybko główny bohater dał się przekonać, może dlatego, że za słabo pokazywałeś wcześniej jego ogóle zwątpienie. Gdybyś pielęgnował to od początku wyszłoby dużo lepiej.

Podobała mi się chemia między postaciami, to się wydawało stosunkowo realne i byłem ciekaw, co będzie działo się dalej.

Zakończenie jest turbo dobre, uwielbiam takie.

I równocześnie było czuć w tym coś świeżego. Dobrze mi się czytało i to fantasy takie, które najbardziej lubię. Dobra robota!

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Będę

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Moim zdaniem komentarz “fajne :)” itp. ma w sobie wystarczająco dużo treści, bo przekazuje wrażenia z lektury, nie popadajmy w paranoję.

Za to wpis “pączki z budyniem” treści ma niewiele, mimo sporej ilości kalorii.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Oj w tym wątku będę buszował często.

Na pewno przymierzę się do Tadźinu od None’a i tarty od Dogsdumpling.

 

To i od siebie coś dorzucę, a jako że kupiłem jakiś czas temu woka i lubię się bawić w stir fry, to dam przepis właśnie tego typu. I nie trzeba do tego woka! Wszystko można zrobić na zwykłej patelni na dużym ogniu (jak największym, więc teflon odradzam), będzie miało nieco inny smak, ale wciąż będzie dobre.

 

Makron Chow Main z kapustą pekińską:

Składniki:

¼ kapusty pekińskiej, jeśli jest mała to pół

½ średniej cebuli

½ papryki jakiejkolwiek

1 średnia marchewka

2 ząbki czosnku

kilka cebulek dymek ze szczypiorem (jak to się odmienia? XD), najlepiej takich, w których jest ta biała część cieńsza, jeśli są tylko te z wyrośniętą grubą końcówką, to można odkroić i użyć zamiast cebuli

1 porcja suszonego makaronu (taki co w biedronkach nawet jest lub podobny, ale nie ryżowy!)

2 łyżki sosu sojowego jasnego

2 łyżki sosu sojowego ciemnego (niekonieczne, ale daje ładny kolor makaronowi

na oko (tak też z dwie łyżki) wina Shaoxing, jeśli nie ma to internet poleca wytrawne sherry

 

Składniki bardzo opcjonalne, czyli jak ktoś ma albo chce mu się szukać:

kilka suszonych grzybów schitake

pędy fasoli

 

Przygotowanie:

Najpierw pokroić wszystkie składniki: cebulę w paski/piórka jak chcecie, paprykę w paski, marchew w “zapałki” i kapustę skroić zwyczajnie, najważniejsze, żeby warzywa były podobnej grubości. Czosnek skroić na drobno, natomiast szczypiorek pokroić na kilka kawałków tej samej długości, następnie położyć obok siebie na desce do krojenia i skroić wzdłuż, żeby mieć cienkie paseczki. Makaron ugotować w międzyczasie, odcedzić i polać zimną wodą.

Rozgrzać patelnię, można natrzeć odrobiną oleju i jak ten zacznie parować, to znaczy że można dodać go więcej i wrzucić warzywa. Chwile nimi poruszać na patelni, podrzucić kilka razy, jeśli ktoś potrafi i zostawić w bezruchu aż kapusta nieco się przypiecze (miejscami zbrązowieje, miejscami nawet lekko przypadli) wtedy poruszać nimi jeszcze chwilę aż warzywa nieco zmienią kolor i marchewka przestanie smakować surowo (to nie powinno trwać na dużym gazie dłużej niż dwie/maksymalnie trzy minuty), wyjąć warzywa dodać olej i na nie więcej jak 10 sekund wrzucić czosnek i paski szczypiorku, odsunąć na bok patelni, wrzucić makaron (jeśli jest ryzyko przyklejenia dodać nieco oleju), wrzucić warzywa znów, pomieszać trochę, popodrzucać (jeśli używacie pędów fasoli to jest moment na ich dodanie) i jak całość się rozgrzeje to dodać nieco oleju i wlać do niego sosy sojowe i wino tak, żeby mocno zabulgotał i szybko się wygotowywał. Wtedy intensywnie mieszać aż cały makaron przejdzie sosem i przestać grzać dopiero, gdy cała woda odparuje i makaron nie będzie “mokry”, żeby nic po patelni nie pływało.

Trochę się rozpisałem, ale nie umiem inaczej XD

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Gratulacje! 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

BasementKey

Bravincjusz

Darcon

Gekikara

Golodh

Gravel

Krokus

Ninedin

None

Psychofish

Verus

Zanais

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Czeeeść, dzięki za miłe słowa wszystkim. I odpowiadając na pytanie Tarniny, jakbym umiał i byście chcieli, to bym Wam umysły związał :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

To i ja przychodzę ze swoją dawką (nie)świątecznego nastroju. 

 

                                                             Niedługo będę świętować

 

Umysł jest spięty do granic możliwości, splątany  nerwami czeka jak szynka na ladzie w mięsnym. Od kawałka wędliny różni się tym, że gdy drobne łączenia pękną, to wnętrze się rozleje. Najpierw zatańczy jak galaretka, później rozpadnie na płaty i rozpuści, żeby zalać czaszkę, najść na oczy i przede wszystkim utopić serce.

– Mogę to pani poluzować nieco, wtedy umysł się odciąży stopniowo i stres przepłynie przez organizm, zamiast go zalać.

– Nie może pan docisnąć jeszcze na kilka dni? Zaraz będzie po wszystkim.

Zbite myśli delikatnie pęcznieją, ciemna masa pulsuje jak czarne, wyschnięte na wiór serce.

– Wszystko gotowe na święta?

– Jeszcze nie – odpowiada, a mózg trwa względnie wyciszony.

– Jedzie pani do kogoś?

– U siebie robimy.

– Kto przyjedzie? – pytam i rozluźniam na moment więzy, gdy umysł pęcznieje i zaczyna pulsować. Wychodzi poza formę, ale nie zmienia stanu skupienia. – Nie musi pani odpowiadać, już wiem. Mogę związać myśli, ale jeśli nie będzie pani tej osoby unikać, to wszystko popęka i się rozleje.

– I co wtedy?

– Po świętach. Albo bardziej po spokoju ducha czy czegokolwiek tam. Albo mogę pani poluzować więzy, jak teraz, tylko bardziej i na całe święta.

 – A to znaczy…?

– Że się pani nie wyrobi, ale będzie spokojniej, o ile uniknie pani konfliktów. Umysł jest strasznie splątany, niewiele więcej możemy robić, jak unikać szkód. Taki to czas w roku. Święta.

– To niech pan doktor zwiąże.

Czwarta osoba z pięciu dziś. Ale pacjent mówi, pacjent ma.

Otworzyłem jej głowę, przeplatając między nerwami złotą nić. Klientka złapała torebkę, zapłaciła na odchodnym i wybiegła z gabinetu, a w pomieszczeniu jeszcze przez kilka minut unosiła się woń choinki, którą jednak trzeba kupić jeszcze dziś, nieciast, dokładnie tych, których brakuje i trzeba dokupić. Starych bombek, bo te sprzed roku trzeba wywalić i przedwonienie żalu, bo niedługo pacjentka przypomni sobie, że zapomniała pójść do spowiedzi.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Co Ty robisz na moim bagnie Barbarian? (eng. what are you doing in my swamp barbarian?) [esp. ¿que haces en mi pantano bárbaro?].

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Fajne, Tarnino :)

Pozostałe postaram się na dniach nadrobić.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

XDDDDD

Żałuję, że nie mam tutaj żadnych reakcji, które mógłbym dać bezpośrednio pod memami.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

A Maskrol nie myślał.

obraz twarzy nieskalanej żadną myślą i stróżka śliny ściekająca po podbródku

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Dobre Bruce XD

jeden pozwoliłem sobie nieco przerobić.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Peleryna widka na krętej drodze.

Ciekawe kim był ten Widek.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Ja też rezygnuję

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Dzień dobry,

1. Jestem bardzo za rozwinięciem działu publicystyki i tamtejszego systemu poczekalni/biblioteki, Verus dobrze mówi. I za usunięciem ocen też.

2. I myślałem o jakiejś możliwości śledzenia autorów. Przykładowo chcę widzieć jak CM opowiadanie wstawi, to żeby mi na przykład jakieś małe powiadomienie przyszło na stronie :D

Później jak mi wpadną inne rzeczy do głowy, to napiszę :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

@ninedin 

O tak, właśnie to. Dziękuję za sprostowanie.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Ja dam trzy opowiadania, które zapamiętałem, a jako że od dawna nie czytałem na portalu, to oszukane raczej nie będą:

– Wiktor Orłowski: Dach Świata – Niewiele mogę powiedzieć, bo jest wszystko, czego potrzeba, a ja co jakiś czas sobie o tym opowiadaniu przypominam tak z niczego. Drugie najlepsze jakie przeczytałem kiedykolwiek zaraz po “Domu Motta” Guni.

– Jedno z pierwszych opowiadań jakie czytałem było Dracona (mam nadzieję, że nie pomyliłem się w nicku), nazywało się “Teatr mistrza T…” dalszej części zapomniałem, w sumie nie mam nawet pewności, czy zapamiętałem dobrze tytuł, ale opowiadanie było niesamowite. Opisy najlepiej oddające emocje, z jakimi się spotkałem.

– Niebieski Kosmita: Igrzyska wstydu. – Tutaj historia wgniatała w ziemię i rzadko cokolwiek tak dobrze mi się czytało.

Z kolej z najlżejszych i najmilszych tekstów jakie czytałem to:

Verus – Wszystkie autostopy, które przeżyłam (większość nawet na trzeźwo)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Podbijam temat i będę!

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

No co mogę powiedzieć? Dobre jest i nie zostało tu zbyt wiele do przejechania, a właściwie to nic, prawie jakbym czytał rozdział wyrwany z książki fantasy. Nawet nie mam do wymiany żadnych konkretnych błędów w tym tekście, bo flow się trzyma, całość jest dobrze skompresowana, a emocje są wyrażone w zniszczonych sandałach i spękanych ustach, czyli tak, jak powinno być.

Bardzo dobre opowiadanie. Poniżej kilka rzeczy, które przyszły mi do głowy, gdy czytałem:

Pustynia próbowała wyssać z niego ostatnie kropelki wody, które jeszcze resztkami sił trzymały się spękanych ust.

Zastanawiam się nieco nad zaimkami, bo zdecydowanie ich nie nadużywasz, ale równie dobrze mogłoby tutaj go nie być. Pytanie, czy brzmi lepiej – bo to nie jest tak jednoznaczne . Jeśli chodzi o płynięcie z tekstem, to przy “z niego” flow nie jest jakoś specjalnie zaburzone, ale na moim zdaniem nie jest takie gładkie. Do tego tak naprawdę masz wystarczająco szeroki opis, żeby z zaimka zrezygnować, wiadomo, że te usta są czyjeś i za chwilę będziemy wiedzieć.

A jego jedynym towarzyszem były wyrzuty sumienia.

Tutaj to samo, zaimek nie jest błędem, ale czy tekst nie wybrzmiewa lepiej bez niego? I jak to Kam mi powtarza zawsze nie lubimy bycia i eksterminujemy je przy każdej możliwej okazji, to takie słowo cegła, że nawet gdy nie powtarzamy go za dużo, to jest średnie, więc warto zawsze się wystrzegać. “A jedynym towarzystwem (albo towarzyszem) pozostawały wyrzuty sumienia”. Czy to brzmi lepiej? Nie mam pojęcia XDDDD, ale na pewno robi za pewien przykład.

To “jego” jest w kontekście, wiemy, że gość idzie sam.

W tle rozbrzmiewały liry, bębny i bambusowe flety. Obwieszone spiżowymi dzwonkami tancerki wyginały lśniące od oliwy ciała w fantazyjnych pozach. Niczym smukłe gepardy, przeskakiwały lekko z miejsca na miejsce, co jakiś czas muskając gładkimi dłońmi tłuste ciała generałów i urzędników.

Kurde, nieźle, jak w książkach w sumie, mi takie opisy często nie wychodzą.

Wielki lampion, przypominający gigantyczną kulę ognia, zwisał ze stropu i zalewał obszerne atrium boskim wręcz światłem.

Nie wiem czy wręcz jest potrzebne. To pomaga gdy opis może być przesadzony, ale tutaj wszystko jest fantazyjnie porównywane. Trzeba też pamiętać, że zawsze tym “wręcz” ujmujemy nieco tej wielkości i niesamowitości, więc o ile tutaj psuje, to podczas, gdy chcemy utrzymać dynamikę tekstu nie będzie zawsze pasować. Tak czytam ten opis i im więcej razy to widzę, to samo boskie światło brzmi jakoś nadobniej, już dałeś, że przypomina kulę ognia, więc utrzymujesz mnie jako czytelnika w tym kolorowym, fantastycznym porównaniu, nie potrzebujesz kolejnego zabezpieczenia przed przesadą i czepialstwem. 

Darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby, przyjacielu.

Makelesz łypnął na przyjaciela spode łba.

Kapkie to czuć to powtórzenie.

 

Samych opisów to nieco sam zazdroszczę, bardzo dobre, estetyczne i nie przesadzone.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Oczywiście, że sytuacja wiele robi, tylko bardziej skusiłbym się na wniosek – że opowiadanie bez dobrych okoliczności przystosowanych do bohatera jak i bohatera niewiele zdziała. To i to ważne niemal na równi.

Dobry setting z nijakim bohaterem nie jest tak ujmujący, a bohater bez settingu – no istnieje sobie po prostu i ucieka przed jakimś śmiesznym czymś XD

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Dla mnie bohater/ka jest jaka jest. W  horrorach ważniejsza jest sytuacja. I jasne , że bohater waży, ale opresje bardziej.

Ja teraz piszę bardziej z perspektywy weird fiction, bo horrory piszę rzadziej, więc nieco odejdę od tematu. Na przykład do mnie przemawia bardziej ta niemożliwie straszna i przytłaczająca groza, która zawsze jest związana mniej lub bardziej z bohaterem i atakuje jego osobę w pełni. W zasadzie groza i bohater się dopełnia, bo reakcje na stres windują poczucie niebezpieczeństwa, a świat finalnie musi przytłoczyć i dognieść postać do ziemi, tego nie da się osiągnąć bez perspektywy silnie związanej z bohaterem i jego charakterem.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

I myśląc o tym, że jest prawdziwy, to chce też trwać za wszelką cenę, czyli to wiąże się z walką, o której wspomniała Alicella.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Ja bym powiedział, że bohaterowie horrorów i grozy przede wszystkim mają być mało bohaterscy. Jak najbardziej podobni do nas, tak samo skupieni na własnym życiu, własnej wędrówce, częściowo zamknięci wśród swoich przemyśleń, bo w wypadku grozy perspektywa ma wielką rolę.

Niezrozumienie tego co się dzieje, irracjonalność wydarzeń – trudno jest przestraszyć czymś, co opisuje się obiektywnie. Grozę każdy odczuwa inaczej, poprzez swoje własne przeżycia i fobie. Inna osoba pchnie drzwi od domu, kiedy coś mu łazi po podwórku, a inna schowa się pod kołdrą.

Nie wiem, czy jest przepis na dobrego bohatera do grozy poza tym, że ma być do bólu prawdziwy i realistycznie odpowiadać na źródło strachu. Ja lubię, kiedy taszczą jakiś ciężar, nie radzą sobie w jakimś stopniu – bo to jest zapalnikiem do “co gorszego może się stać?”.

Zależy też od grozy. Na ostatnie SU napisałem tekst o rzeczy, która dla dorosłego człowieka nie okazała by się aż tak przerażająca jak dla bohatera. Strach i postać mogę się niejako dopełniać. Można grać na fobiach czasem, żeby windować reakcję, albo na obsesjach, albo na skrajnościach, albo doprowadzać bohatera do takiego stanu.

Ja bym powiedział, że idealny bohater grozy nie może być idealizowany i wrzucony w pewną kliszę, bo wtedy ciężko jest nam w nią wejść. A najlepiej opisywać to, czego sami byśmy się bali na jego miejscu.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

To teraz ja, jako że wiem o tym jak bardzo stresują Cię wrzucone opowiadania i próbujesz zdusić strach pisząc takie głupkowato-brawurowe wstępy. Wiem, że bardzo Ci zależy na rozwoju, tylko boisz się dopytać o porady i wiem, że bardzo chcesz, żeby ludzie mieli radochę z twoich opowiadań, ale nie są jeszcze wystarczająco dobre. Dlatego wyczerpujący komentarz.

Pierwsze dwie rzeczy to progres. Rzadko przesadzasz z zaimkami i byciem, wciąż to robisz, ale przypadków jest drastycznie mniej (nauczyłaś się dużo szybciej niż ja). Coraz więcej pokazujesz i mniej opisujesz, a dysproporcja wciąż jest za duża, robisz tak czy inaczej postępy. Najgorsze są te powtórzenia, bo przesadzasz z nimi tak jak ja kiedyś z wielokropkami.

Pamiętaj, żeby podziękować w przedmowie, gdy ktoś Cię zbetuję, bo tutaj chyba zapomniałaś o kimś. 

Generalnie klimat grozy Ci nie wychodzi zbytnio, ale to nic dziwnego, więc się nie przejmuj. Dopiero zaczynasz i mało pisałaś grozy, musisz nieco podchwycić, popatrzeć z czym to się je i następna próba będzie dużo lepsza. Trudny tekst wybrałaś, bo groza wymaga jeszcze większego skupienia na obrazie i emocjach niż “zwykłe” opowiadania.

Jeśli te powtórzenia po kilka razy tego samego słowa w środku zdań lub na ich początku zniknęły, czytałoby się bardzo dobrze. I wiem, że one się tutaj znalazły trochę dlatego, że kiedyś dałem Ci z nimi przykład. Najwidoczniej wtedy nie wyjaśniłem Ci tego w pełni i to trochę moje wina.

Poniżej moje rozłożenie tekstu na części pierwsze:

Zwykle, nawet o tak późnej godzinie, kilka świateł się paliło.

“kilka świateł się paliło” chyba brzmi nieco poprawniej.

Zwykle, nawet o tak późnej godzinie, kilka świateł się paliło. Teraz wszystkie[+,| poza gabinetem wicedyrektora, były zgaszone.

W taj budowie drugie zdanie budzi lekkie potknięcie i gubi się flow, może z powodu dwóch zdań poświęconych światłu. Niby to nie jest generalnie tak bardzo palące w oczy, ale właśnie takimi drobnostkami zaczynasz niejako budować klimat. Zastanówmy się, co tutaj może być może być nie tak, co jest potrzebne, a co mniej. Generalnie lubimy za bardzo podkreślać pewne rzeczy (co jest dość intuicyjne i ja też wciąż to robię), jednak tak naprawdę cała struktura ze “zwykle, nawet o tak późnej…” jest formą opisu, jakbyś próbowała przekonać czytelnika, że coś było jakieś. I to czasem się sprawdza, ale najczęściej chcemy pokazywać podczas budowani klimatu. Czyli:

“Wszystkie światła, poza tymi w gabinecie dyrektora, były zgaszone” – to wciąż nie jest idealne zadnie, możesz pomyśleć co z nim zrobić, żeby brzmiało lepiej, ale jednak dajesz czytelnikowi obraz.

To działa na podobnych zasadach do rzeczywistości – powiesz komuś kilka razy, że ławka jest świeżo malowana, postawisz nawet znak, że jest świeżo malowana, a on i tak chce sprawdzić i ubrudzi palucha. W przypadku pisania sami chcemy mu od razu pobrudzić palucha, żeby nie musiał sprawdzać i szukać.

– Ta[+.] – Zaśmiałam się i odchodząc od okna, dołączyłam do niej[+.] – Pewnie, zamiast bawić się do późna na piasku, siedzą pozamykani w pokojach[+.] – Złapałam jej dłoń.

Błąd w zapisie dialogu. Da się to też nieco inaczej zapisać zależnie od Był o tym artykuł tutaj na portalu, ale niestety nie pamiętam gdzie można go znaleźć. Wytłuszczam to zdanie, żeby ktoś zobaczył i może on podlinkuje.

– Niby jesteśmy tą superprestiżową szkołą z internatem, a w ciągu roku szkolnego wszyscy po prostu jadą sobie nad morze, ignorując całkowicie naukę… – Zaczęła bawić się swoimi cudownymi kasztanowymi włosami – Mamy tu więcej wyjazdów niż lekcji – Mruknęła z nutką rozbawienia.

To moje własne zdanie, ale chyba taką informację wstawiłbym jako opis, ale rozbił na dłuższy dialog, bo w tej sytuacji brzmi jak próba przekazania informacji trochę na siłę, śmierdzi infodumpem.

Kolejny grzmot. Cicho pisnęłam i odskoczyłam.

Przesadziłaś nieco z reakcją, pewnie od tego momentu ktoś mógł uznać, ze to żartobliwe. Rzeczywiście trochę wjeżdża na sztampę, hmm. Polecam spojrzeć na jakieś opowiadania grozy bardziej poczytnych portalowiczów i zobaczyć jak budują klimat.

Chyba, że to miał być taki humorystyczny ala horror z elementami sztampy jako żart, to wtedy spoko.

Rzuciłam w nią poduszką. Chociaż wiedziałam, jak irracjonalne to było, sprawdziłam za oknem czy na pewno żadne zombiaki nie powstały z ziemi. Zdecydowanie czytałam za dużo każdego rodzaju fantastyki.

Bardzo mocno odpływasz i przez to ponownie gubi się klimat. 

Podkreśliłem czasowniki z takimi samymi końcówkami, generalnie nie możesz mieć ich za dużo obok siebie, bo wtedy zdania brzmią bardzo źle, a flow upada na łeb na szyję. Pogrubione brzmi po prostu zbyt absurdalnie i niszczy klimat. Natomiast skreślone to taka niepotrzebna informacja, którą podsumowałaś średnio potrzebny wniosek. Generalnie w powieściach może i mogłoby to ujść, ale w przypadku opowiadań wolisz unikać takich informacji, o ile niczego ważnego nie wnoszą. I (moje osobiste zdanie), takie autopodsumowania brzmią dość tendetnie – jeśli chodzi oczywiście o wnioski tego typu, bo w jakimś specyficznym overthinku widziałbym nawet niezły sposób na przedstawienie bohatera.

Ile osób nie pojechało na wycieczkę? – spytałam.

Wycieczka leży w kontekście, nie musisz znów o tym wspominać. I “zostało” brzmi chyba nieco normalniej, w sensie, że prędzej tak by ktoś powiedział.

Wiem, tak że mają pokoje na tyle daleko od siebie, że nikt nie usłyszałby gdybyśmy krzyczały – Zachichotała.

A to brzmi… takie skąd w ogóle ten wniosek? Brzmi jak dość nieudolne robienie gruntu pod coś niby strasznego, że niby usłyszą krzyk z tak daleka czy coś. Generalnie dialog do przekazywania tak specyficznych informacji chyba nie jest najlepszy… ale z kolei mógłby pasować do overthinku głównej bohaterki, skoro chcesz zrobić z niej tę bardzo wystraszoną.

Na przykład jej koleżanka mówi kto nie pojechał i dodaje, że w sumie i tak pokoje mają bardzo daleko. Wtedy bohaterka dodaje tę myśl o krzyku, jeśli już musiałaby ją dodawać – ale to moja myśl i nieco odpłynąłem.

Siadając na parapecie, zauważyłam to, o czym na śmierć zapomniałam.

Zdanie brzmi źle głównie przez pogrubioną strukturę. Gdybym miał to zamienić, w sposób który jako pierwszy przyszedł mi do głowy (czyli na pewno nie najlepszy), to:

“Cicho przeklęłam pod nosem. Zauważyłam na parapecie figurkę Space Marines, którą pożyczył mi Tim do jednej gry.”

Malowanie ze zdania zniknęło, bo nie wnosiło niczego aż tak ważnego. Ewentualnie dałbym “ręcznie malowaną figurkę”. Problem z tym zdaniem był w powtórzeniu słowa “figurka”, jakbyś próbowała zrobić super emocjonalne, dość wyniosłe zdanie przez co całość zabrzmiała śmiesznie. Generalnie lubię te strukturę, często jej używasz do budowani klimatu, ale użyłaś jej w złym miejscu.

Wyszłam z pokoju na korytarz części sypialnej szkoły. Gdy tylko z cichym stuknięciem, zamknęłam drzwi naszego pokoju, kojąca muzyka całkowicie wygasła. Poza odgłosami deszczu panowała niepokojąca cisza. Stukot moich trampków wypełnił przestrzeń. Czemu Tim musiał mieć pokój tak daleko? Potężny grzmot rozbrzmiał tuż przy budynku. Pisnęłam ze strachu. 

Wiemy, że z pokoju. Ta część sypialna też jest pod znakiem zapytania, bo tego też niejako można się domyślić. “z cichym stuknięciem” z tym mam problem, bo to nie ma takiego ładunku klimatycznego jak powinno. Na pewno po części przez “gdy tylko”, bo już kiedyś Ci o tym mówiłem, takie formy w wielu zdaniach brzmi jak ostrzeżenie, że coś się stanie, a my nie chcemy nikogo ostrzegać. Ja bym to widział tak:

“Wyszłam na korytarz, drzwi stuknęły cicho, odcinając mnie od kojącej muzyki. Pozostała cisza, zlewająca się z odgłosami deszczu. Stukot trampków wypełniał przestrzeń”

Przyrównaj mój fragment ze swoim. Pomyśl, co konkretnie z niego zabrałem, co zmieniłem i jak to wpłynęło na odczucia związane z tym zdaniem. Jak już to zrobisz, to powiedz mi o tym w odpowiedzi na komentarz, a ja dokładnie Ci opiszę co jak i dlaczego.

A podkreślona część brzmi śmiesznie, dlatego ludzie mogli uznać, ze to żartobliwe.

Niespodziewanie zgasło światło.

Właśnie dzięki użyciu słowa “niespodziewanie” sprawdziłaś, że coś stało się bardziej spodziewane. Samo “zgasło światło” jest zdecydowanie bardziej odczuwalne, tak samo jak dużo innych zdań. Wiadomo, czasem można użyć tego “nagle” lub “niespodziewanie”, ale najczęściej to daje efekt odwrotny do zamierzonego.

Przyspieszyłam kroku, coraz bardziej się spinając. Bałam się ciemności. Każde tupnięcie moich własnych stóp, każde depnięcie na schodach. Wszystko dodawało grozy.

Po kolei zdaniami. Fajne, niefajne, fajne, niefajne.

Pierwsze dobre, bo buduje dynamikę. Drugie nie, bo to powinnaś pokazać, a nie mówić o tym wprost. Dosłownie brak tego zdania przekazuje strach lepiej niż jego obecność. Groza to klimat, a klimat masz budować, a nie przekonywać do niego.

Jeśli ktoś chce cię wkurwić, to będzie robił rzeczy, które Cię zdenerwują, zamiast powiedzieć Ci na ucho, że “powinnaś czuć się zdenerwowana”. Więc niech bohaterka tutaj robi rzeczy, które pokażą, że się boi, a nie mówi, że się boi.

Uśmiechnęłam się na widok charakterystycznej naklejki Pikachu tuż nad klamką.

Ale ona widziała, skoro zgasło światło?

Mojego najlepszego przyjaciela, mojego kompana od figurek.

Takie powtórzenia wcale nie dodają jakiejś magicznej atmosfery.

Zmieniłbym na “Mojego najlepszego przyjaciela i kompana od figurek”.

Przyjaciela, z którym oglądanie fantastyki zawsze było najlepsze. Przyjaciela, którego cała szkoła uważała za mojego chłopaka, całkowicie ignorując fakt, że żadne z nas nie było w najmniejszym stopniu hetero

Ej serio, spokojnie. On od takich opisów nie urośnie do miana półboga. Generalnie one działają, tylko kiedy ich się używa bardzo oszczędnie i w odpowiednich miejscach. I wiem, że ciężko się czegoś odczuć, jak się tylko to odkryje, ale musisz na to uważać.

Wczoraj siedzieliśmy razem w jego pokoju. Jedliśmy popcorn, oglądając stare trailery filmów, gdy Tim opowiedział mi, że przez jego uczulenie na glony woli nie jechać na wycieczkę, a ja zaproponowałam, że również nie pojadę i razem z Brooke urządzimy sobie maraton Władcy Pierścieni. 

W sensie wczoraj powiedział, że ma uczulenie i nie jedzie, a ona też wczoraj, czyli dzień wcześniej stwierdziła, że nie jedzie na wycieczkę, która jest dziś? Mało to chyba możliwe. Może “a ja zaproponowałam, że skoro również nie pojadę, urządzimy sobie…”

Gdy zorientowałam się, że Tim nie odpowiadał.

Wygląda jak nie do końca poprawiany resztek z betowania, bo to “gdy” nie jest do niczego podpięte.

Było to dziwne, on raczej nie opuszczał pokoju.

Pamiętaj o ograniczaniu “było”, kiedy tylko możesz. Tutaj możesz spróbować połączyć dwa zdania, pierwsze z tym powyżej. Pomyśl jak to zrobić.

Jak już to po to, by wyjść na dwór. W taką pogodę było to niemożliwe. Wyszedł do łazienki? Jeśli tak to znając go, pewnie zamknął drzwi.

Generalnie taka rozkmina niby coś wnosi, ale nie za dużo. Mogłabyś to nawet pominąć. Pierwsze zdanie niby może zostać, ale pogrubiona część brzmi dość nieprzyjemnie. Pomyśl jak inaczej można to sformuować.

Pociągnęłam za klamkę, ku zdziwieniu drzwi się uchyliły. Moje nozdrza zalał dziwny zapach, którego nigdy wcześniej nie czułam.

W czterech zdaniach masz trzy razy słowo “dziwny”, ogranicz do jednego i zastanów się czy w każdym miejscu w ogóle potrzeby jest przymiotnik.

Na przykład w pokazanym zdaniu, możesz po prostu skasować dziwny i już będzie brzmiało lepiej.

Otworzyłam drzwi, gdy huknął kolejny piorun.

Trzy razy powtórzenie “drzwi” w czterech zdaniach.

Zobaczyłam wnętrze pokoju, Zawartość mojego żołądka od razu cofnęła się do gardła. Wymiotując, wspomnienia naszych wspólnych chwil przelatywały mi przez głowę.

Tutaj możesz nieco podkręcić dynamikę. Generalnie wiemy, że drzwi się uchyliły, więc kontekst – boi się, widzi wnętrze pokoju, więc bach, możemy skasować “zobaczyłam…”. “Od razu” tutaj nie służy dobrze i nieco spowalnia wszystko. 

Coś jest mocno nie tak.

Generalnie jak mówiłem wcześniej, zapewnienie takie wcale nie zbuduje klimatu, pamiętaj próbuj pokazywać co się dzieje. Jeśli coś jest mocno nie tak, musisz opisać coś, co się kojarzy mocno z byciem nie tak. Wiem, że to bardzo trudne, ale kiedy nauczysz się pokazywać rzeczy, które pokazują emocje bez pośredniego wskazywania na nie, nauczysz się to odróżniać i wykorzystywać, to to pisanie bardzo na tym skorzysta. I muszę też dodać, że to Ci się już całkiem często udaje, nawet w tym tekście było już kilka takich rzeczy, tylko przeplatasz to z tymi zapewnieniami, które wszystko psują.

Siedzieliśmy przy stoliku pełnym nieschnących palet,

Co to nieschnące palety?

pociągnięcie za pociągnięciem pędzla, nadawaliśmy barwy małym, czarnym figurkom.

Wstawiłbym jako oddzielne zdanie.

Upadłam na kolana, patrząc na blade zwłoki mojego najlepszego przyjaciela. Patrzyłam na jego nieruchomą pierś, rozszerzone źrenice i usta wykrzywione w grymasie bólu.

Zmieniłbym na:

“Upadłam na kolana, patrząc na blade zwłoki mojego najlepszego przyjaciela, nieruchomą pierś, rozszerzone źrenice i usta wykrzywione w grymasie bólu.”

Tutaj takie wymienianie brzmi chyba lepiej, dodatkowo nie powtarzasz patrzenia.

Na dwie kłute rany, znaczące jego szyję. Na ciało, które zmarło, chociaż nie leżało we krwi. Na ciało wyglądające, jakby straciło jakąkolwiek krew. Patrzyłam się na niego, nie wierząc, że to nie sen, że mój przyjaciel naprawdę umarł. Nawet nie zorientowałam się, kiedy łzy zaczęły moczyć moje policzki, spadając z twarzy, stukając o podłogę. Donośne kroki tak znanych mi butów biegły w moją stronę.

Pierwsze skreślone, bo potwarzasz w zasadzie dwa razy to samo. Pogrubione niestety brzmi nieco… żałośnie, jakby nie było emocji w tym wszystkim, więc też bym kasował, a “Nawet nie zorientowałam się”, jest tym, co spowalnia wydarzenia i jest ostrzeżeniem przed tym, co napiszesz.

Spróbuj tutaj opisać nieco bardziej realną akcję. Na przykład roztrzęsioną dziewczynę, która sprawdza puls, mówi jak potłuczona i nie ma pojęcia, co ze sobą zrobić. Ewentualnie, zależy od charakteru, osobę przerażoną, ale automatycznie bardzo czujną.

Co do podkreślonego – nie wiem czy tak naprawdę rozpoznanie dźwięków butów jest takie łatwe i na pewno kroki nie mogą biec w czyjąś stronę. Odgłos mógł być bliższy i głośniejszy.

Patrzyła się bez słów na martwe ciało Tima.

Bez słów jest w kontekście, bo nie mówi.

Wiatr połączony z deszczem zaczął mocniej dobijać się do okien. Jakby chciał wejść do środka, jakby chciał razem z nami patrzeć się na to, co kiedyś było przyjacielem.

“Deszcz tłukł o okna, jakby chciał wejść do środka”. Czasem mniej znaczy lepiej, immersja jest nieco inna. I generalnie ten opis jest bardzo fajny, ale drugie jakby jest znów takim wbijaniem dobitego gwoździa.

Lub jakby chciał się śmiać. Śmiać się ze śmierci Tima, śmierci, która nie służy niczemu, niczemu poza rozpaczą.

W tym momencie to po prostu męczy czytelnika. To powtarzanie na początku zdań. A z drugiej strony byłoby tutaj lepsze niż w innych miejscach, gdybyś tego nie nadużywała do granic możliwości. Pamiętaj o umiarze. Z zabiegami stylistycznymi jest trochę jak z przyprawami – musisz dać nieco soli, a później octu i cukru, żeby każdy smak się wyrównał, jeśli nie dasz niczego to będzie do dupy, ale jeżeli dasz czegokolwiek za dużo, okaże się jeszcze gorsze.

– Chodź – Pociągnęła mnie za ramię – Chodź… Do nauczyciela. Nauczyciela… Nauczycielowi musimy… – Wzięła głęboki wdech – Musimy powiedzieć nauczycielowi, że coś stało się Timowi…

Jeśli skasujesz podkreślone, to będzie absolutnie świetna i realistyczna reakcja.

Deszcz coraz mocniej uderzał w szyby.

Już miałaś o dobijaniu, ale w sumie kolejne wspomnienie o deszczu to nie jest najgorszy pomysł. Podnieś to nieco, ale nie do granicy absurdu “Deszcz tłukł w szyby”, albo “Deszcz uderzał w szyby, jakby chciał je sforsować”.

Deszcz coraz mocniej uderzał w szyby. Ciemność korytarza przestała być straszna, zamiast tego była po prostu smutna. Właściwie smutek to złe słowo. Mój najlepszy przyjaciel właśnie był trupem, trupem, który już nigdy nie uśmiechnie się, który nigdy nie pomaluje ze mną figurki, który nigdy nie pokłóci się z nauczycielem i już nigdy nie obejrzy z nikim Władcy Pierścieni.

Tutaj zaczęłaś z potencjałem, brzmiało naprawdę ładnie, ale dwa czepy:

– Generalnie raczej byłoby strasznie, bo wyobraź sobie, że jesteś w takiej sytuacji, straszne, że hej.

– Podkreślona część to takie rozgadanie, którym rozumiem, że chcesz zbudować smutek, ale to nie powieść, nikt nie jest na tyle przywiązany do bohatera, żeby się przejmować.

– Idziemy w złą stronę… Oddalamy się od niego…

Jeśli chodzi o jej przyjaciela, to może coś w stylu “nie zostawię go”? Choć to absurdalne w sytuacji, gdy jest trupem, ale nieco bardziej emocjonalne.

Nawet w tym słabym świetle, widziałam, że jej skóra stała się blada.

Jej bladą skórę po prostu.

Patrzyła ze strachem na coś, co stało tuż za mną. Oblał mnie zimny pot. Co sprawiło, że moja ukochana Brooke, dziewczyna, która nigdy niczego się nie boi, właśnie wyglądała, jakby miała paść ze strachu? Chociaż moje ciało były sztywne, zaczęłam powoli się odwracać.

Podkreślone brzmi nieco sztywno, znacznie lepiej bez framentu skreślonego, ale wciąż nieidealnie.

Pogrubione jest przegadaniem, którego w tym momencie tu absolutnie nie powinno być. 

Chociaż moje ciało były sztywne, zaczęłam powoli się odwracać” Nie operuj na chociażach i tak dalej, bo to jest za mało dynamiczne. “Odwróciłam sztywne ciało, które za wszelką cenę chciało pozostać w miejscu” – nieidealne, ale nieco bardziej bezpośrednie.

Brooke w panice przycisnęła się do mnie. Gdy tylko zobaczyłam to, co stało za mną, ogarnął mnie strach.

Kasacja, nie mów o strachu bezpośrednio, na pewno nie w takim zdaniu i nie tak często.

Znałam go, chociaż nie takiego, jakim widziałam go [+jak] teraz. Pamiętałam go jako bruneta, bruneta, z którym już kilka razy grałam w RPG, z którym [+i] mierzyłam się w figurkowych grach bitewnych. Jako bruneta, z którym chciałam zerwać znajomość. Zerwać znajomość, bo pomimo ciągłego odrzucania, wciąż zalecał się do mnie. Który nie potrafił zrozumieć, że mam dziewczynę i jestem lesbijką. Chłopaka, który kochał się we mnie w najbardziej toksyczny sposób. Chłopaka, który na imię miał Joseph. Tylko tym razem nie był zwykłym uczniem, w za dużej bluzie, z zawsze idealnie pomalowanymi figurkami.

Podkreślone nie pasuje. Ogólnie fragment z potencjałem, bo przedstawiasz go w dobrym momencie i dość dobrze – O ILE odliczymy to ciągłe powtarzanie, to przesolenie z przesłodzeniem i z ilością octu, która wykręca twarz. Od teraz twoim głównym zadaniem przy pisaniu jest wystrzeganie się tych powtórzeń, zawsze gdy je napiszesz, zastanów się, czy na pewno robią dobrą robotę i czy na pewno chcesz je tutaj dać, bo może później będziesz chciał tego użyć kilkukrotnie w lepszych miesjcach.

Teraz wyglądał zupełnie inaczej, budził ogromną grozę. Jego wcześniej drobna sylwetka, teraz była muskularna. Brązowe oczy ustąpiły miejsca szkarłatowi. Zwykła blada skóra, barwiła się szarością. Jego twarz umorusana była we krwi, która powinna płynąć w czyimś krwiobiegu i powstrzymywać życie. Jego twarz tkwiła w martwym uśmiechu, przez który widać było okropne i przerażające kły.

Zasadna nr1. nie piszemy dosłownie o grozie, jeśli coś m wzbudzać grozę.

Podkreślone brzmi nieco gorzej i wybija z rytmu, chodzi o samą budowę zdania i dobrane słowa. Dalsza część w sumie spoko, jednak zaczynasz za dużo czasu poświęcać na taki właśnie opis i po prostu najzwyczajniej w świecie nudzić.

– Isabella – mruknął – Och Isabella? – Zbliżył się, teraz dokładnie widziałam jego obrzydliwe oblicze.

NIepotrzebne przy tak długim opisie.

Nawet niebędący takimi nerdami jak ja, mogli by jasno stwierdzić kim był Joseph. Wampir, lub coś bardzo podobnego do wampira. Przez strach nie mogłam się ruszyć.

Mało emocji w tym opisie.

Gdy pPozbyłem się tego drania, możesz kochać tylko mnie.

Ostatnie zdanie sprawiło, że coś we mnie pękło. Nie patrząc na to, jak bardzo nie miało to sensu, ani że był wampirem.

To jest opis typu niepotrzebny i przygotowuje Cię na coś dynamicznego, niszcząc dynamikę. Fragment będzie super, jeśli się go pozbędziesz.

To on zabił Tima. Tima, który już nigdy nie wyjdzie do lasu, nigdy nie wyśle mi zdjęcia znalezionego grzyba, pytając, czy jest jadalny.

XD to jest generalnie fajne, ale przez masę takich powtórzeń niestrawne niestety.

Mrugając, powoli otworzyłam oczy. Moje uszy wypełniało okropne piszczenie. Spojrzenie nie chciało zebrać ostrości. Z trudem próbowałam, dostrzec gdzie się znajduję.

Generalnie unikaj rymów tak blisko siebie. Trzecie zdanie jest niemal równoważne z drugim, więc możesz zrezygnować z drugiego i po prosblemie.

Jedyne co czułam, to przywiązania do krzesła.

To nie po polsku.

Słyszałam, że deszcz padał jeszcze mocniej.

Wystarczy tego pisania o deszczu, bo to czwarty raz. Możesz o nim wspomnieć, ale już nie zwiększaj poziomu mocy, bo się stanie to samo co w dragon ballu. Spróbuj wymyślić coś innego. Możesz nawet opisać tego gościa, który coś robi odwrócony do niej placami, tak naprawdę wszystko, co może być dziwne i przerażające, niby normalne, ale wykraczające poza tę normalność. Coś niezwykłego – jak na przykład nieskończone klatki schodowe. To bardziej pasuje do weird fiction, ale przykład sprawdzi się i tutaj. Graj na niedopowiedzeniu i niepełnej percepcji bohaterki. Możesz zbudować duszny klimat, mówiąc o tym, jak ciężko jej się oddycha, o tym jak przytłacza ją obecność tego gościa w pokoju, jak walczy pod sznurem, o każdą drobinę powietrza, a sznury obcierają jej nadgarstki.

Plakaty z różnych serii fantasy wisiały tak jak wcześniej, tylko jeden spadł. Spadł ku ironii. Wielki plakat z Wiedźminem, plakat, który jeszcze miesiąc temu wieszałam tu razem z Timem. Przede mną nadal stał znajomy stół. Nadal leżała na nim mapka do gier bitewnych. A na niej znajome figurki orków. Którymi jeszcze niedawno grał mój porywacz. Niecały tydzień temu, używał ich przeciw Timowi. Pamiętam, jak przesuwali figurki, używali ataków i grozili sobie nawzajem. Tim przejmował się tą walką bardziej niż jakąkolwiek inną. Nie wiem czemu i już nigdy się nie dowiem.

Generalnie ten opis jest za długi i niepotrzebny – ponieważ nie potęguje klimatu i zabija dynamikę. Większość trzeba by usunąć lub zastąpić.

Pisnęłam ze strachu.

W mojej głowie pojawiły się wspomnienia tych wszystkich horrorów, które jeszcze tak niedawno oglądałam z Brooke. Mocno ściskałam jej ramię, piszcząc gdy coś się działo. A moja ukochana delikatnie głaskała mnie po głowie. Jej dłonie były ciepłem, były bezpieczeństwem. Jednak teraz nie dotykały mnie miękkie rączki mojej dziewczyny, teraz łapały mnie ohydne łapy. Łapy wampira, który właśnie związał mnie we własnej sali klubowej. Który zabił mojego najlepszego przyjaciela.

Też za długie, plus odwołanie do wspomnień horrorów… no trudno w to nieco uwierzyć. Trudno myśleć o tych wspomnieniach nagłych. Dodatkowo ciągle te powtórzenia na początku zdań, nie dopisuję tu nic więcej, bo wszystko opisałem już powyżej.

polik

W sensie policzek?

Uszy wypełniły się krótkim piśnięciem.

Pisz o niektórych rzeczach bardziej bezpośniednio. “Piszczało mi w uszach”. Tylko utaj dopiero co miałaś pisk, więc zamieniłbym tamtą reakcję na coś innego.

Jego twarz wypełnił ten sam, przerażający uśmiech[+.]

Gdy tylko do niej dotarł, zebrało mi się na wymioty.

Dokładnie to samo, co wcześniej. Takie przedłużanie i ostrzeganie.

Jednak byłam związana. Przyparta do muru.

O i tutaj urywane zdanie wyszło Ci świetnie! Dobre użycie.

Nawet nie ważne było to, że był mężczyzną, świadomie dotykającym sfery, które dla większości dziewczyn jest erogenna.

Takie no nie wiem, nie wiem czy potrzebny ten fakt.

Nawet nie ważne było to, że był mężczyzną, świadomie dotykającym sfery, które dla większości dziewczyn jest erogenna. Nie chodziło nawet o to, że byłam lesbijką. Dotykał mnie bez mojej zgody. Dotykał mnie zaraz po tym jak skrzywdził każdą moją sferę życia.

Teraz masz mech akapit, a jak skasujesz skreślone, to walisz czytelnika w brzuch, mocne.

Kiedy Brooke dotykała mnie, w podobny sposób czułam się dobrze, czułam, że ją kocham, że zależy mi na niej a jej na mnie. Gdy mówiłam jej nie, odsuwała się ode mnie i przepraszała. Bez względu na wszystko wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi. Z Josephem było na odwrót. Aż do tych kilku miźnięć dłonią, nie sądziłam, że zwykłe dotykanie szyi może być tak okropne.

Nie wiem czy potrzebne w sumie, kolejne przedłużanie i wchodzenie w głowę bohaterki, kiedy to nie jest potrzebne. Musisz wiedzieć, kiedy jest czas na opisy, a kiedy na utrzymanie dużej dynamiki.

Odsunął się i został w spokoju moje ucho i szyję.

Zostawił.

Łudząc się, że chociaż już przestanie mnie dotykać, wzięłam wdech ulgi.

Takie średnie, bo – generalnie wyjaśnianie własnych motywacji przez bohatera w większość przypadków brzmi dość dziwnie.

Jednak gdy uchyliłam wargi, natychmiast [+mnie] pocałował mnie.

Z całej siły próbowałam go odepchnąć. Jednak on nacierał na mnie bardziej, łamiąc jakiekolwiek granice prywatności. Po kilku sekundach, w końcu zostawił w spokoju moje usta.

Nie mogła ugryźć? I dałbym “w końcu odpuścił”

– Och… Isabella – Pogłaskał mój policzek – Ty nie wiesz, jak bardzo cię uwielbiam… Twój delikatny głos… miękką skórę… Włosy w kolorze słomy… Kocham cię Isabella! Dlatego porwę cię i zrobię z ciebie moją żonę… – Puścił moją twarz i położył dłoń na moim udzie. Jego dotyk powodował dreszcze, dreszcze strachu, dreszcze błagające, żeby odszedł ode mnie jak najdalej.

Generalnie bardzo fajny fragment, poza ostatnim zdaniem, które jest średnie. Nie mów o przyczynowości, tylko pokazuj. Pokazuj, pokazuj, cały czas pokazuj. “Nie mogłam opanować drżenia, dreszcze… coś tam”.

No i te powtórzenia, jeśli analizuję twój tekst teraz, to o nie głównie się rozchodzi. Przez ich przesyt i wrzucenie w złych miejscach, całość brzmi bardzo dziwnie.

Wiedziałam, że był szalony, że był wampirem.

Do kasacji, co wchodzenie w myśli i to powtórzenie.

Wiedziałam że gdy powiem cokolwiek, stanie się jeszcze gorzej.

Kolejne niepotrzebne wchodzenie w głowe, wyjaśnianie oczywistości. Ufaj czytelnikowi.

Łdziłam się, że milczenie sprawi, że może się mną znudzi, że może [+i] da mi spokój.

A to się świetnie zgrywa, jeśli usuniesz jedno poprzednie zdanie.

Jednak przerwało to [+mu] gwałtowne huknięcie drzwi.

O, a tutaj bardziej przeszkadza “jednak” niż “gwałtowne”, więc masz przykład, kiedy to bywa spoko.

Wykorzystując jego rozkojarzenie, uderzyła Josepha w głowę. Wampir padł zemdlony.

Tutaj zamiast coś tak spowalniającego możesz właśnie użyć czegoś typu “bez wahania”, albo nawet “natychmiast”, potrzebujesz tego punku zaczepiania, żeby zacząć zdanie, więc te jakby “ostrzegacza” tutaj działają sprawnie. Przepraszam, że piszę już mniej zrozumiale, ale nieco jestem zmęczony od tych literek.

Wyciągnęła z kieszeni nożyczki i rozcięła moje więzy. Złapała mnie za rękę i wybiegłyśmy z pokoju.

Zmień ni

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

No i jest :)

Mam chyba pomysł na to:

 

44. Tymoteusz jest bibliotekarzem, kocha literaturę i czyta książki w każdej wolnej chwili. Uwielbia wyobrażać sobie, że sam staje się bohaterem tych opowieści. Najbardziej nie znosi osób, które przetrzymują książki albo w ogóle zapominają je oddać.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

MaSkrol, nic straconego, będzie jeszcze kolejna dostaw bohaterów :)

Postaram się czuwać, bo bardzo się przyjaźnię z narracją pierwszoosobową :)

I grozą też.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Czemu zobaczyłem dopiero teraz, na listach już prawie nic nie ma :<

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Znajomy tego z piórami zamiast rąk. :P

Przy okazji dziękuję za pomoc, bo przy przedmowie mi to umknęło.

A luz, nawet nie sprawdziłem, czy podziękowałeś xD

Cieszę się, że mogłem pomóc :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Czy czasami żałujesz, że wybrałeś sobie taki krótki nick? Z dwiema literkami sobie nie poszalejesz. Tym bardziej, że MC jakby korzystał z tego samego zestawu.

On by mógł się przedstawić jako pewien intrygujący bóg aztecki :P 

Wtedy niektórzy by się domyślili, a byłoby nieco trudniej.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Radzi sobie coraz lepiej :)

Ale korzystanie z bety to zawsze dobra rada :D

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Ech, Nikaszko, mogę się tylko domyślać, iż rzeczona dwójka przeczytała opowiadanie niezbyt uważnie, skoro zostało w nim tak wiele usterek.

Jedna osoba z rzeczonej dwójki czytała uważnie, ale autorka jeszcze nie nauczyła się cierpliwości do poprawiania :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Miałem być wcześniej, ale zapomniałem – przepraszam.

Jak mówiłem, podoba mi się pomysł narratora jako lalki, która sama w sobie coś niby widzi, ale nie do końca rozumie wydarzenia. Bardzo dobrze to zrealizowałaś najpierw w pewniej nieświadomości pokazanej w opisach. Historia oczywiście smutna, ale ten świat generalnie jest smutny, więc nie trudno się dziwić. Ja lubię smutne.

Bardzo ładne opko, gratki :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Rzadko ostatnio się udzielam, więc nikt mnie nie wybierze, ale na wszelki wypadek rezygnuję :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Cześć, Tarnino. Bardzo, bardzo, przeogromnie dziękuję… i przepraszam od razu, bo mam w ostatnich dniach niebo spada mi na głowę i nie będę miał czasu, żeby wprowadzać poprawki. Jak tylko nieco obowiązków mi ucieknie, to wszystko sprawdzę, wdrożę i na wszystko odpowiem ;)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Ja też będę w SU :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Niebieski_kosmita – Igrzyska rozpaczy  

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

– ale akurat tego mógłbyś nie mówić :V Bo sugeruje to, że portal jest przeznaczony dla tekstów średnich i kiepskich, a ja tak nie uważam.

Rozumiem, w takim razie cofam moje słowa, ja niby też tak nie uważam, ale wspomnienie o wydaniu papierowym uważam raczej za komplement. Może źle to ująłem w słowa.

to chyba dobrze, że czytelnicy mają jakieś “oczekiwania” w stosunku do moich opowiadań, bo sugeruje, że uważają moją pisaninę za dobrą… ale jednak mi się ten pomysł nie podoba. Lepiej byłoby, gdyby podchodzili do tekstu bez oczekiwań, wtedy nie mogliby się rozczarować :)

Prawda :)

Najważniejsze, że podoba się Tobie i miałeś radochę podczas pisania :D

Wyjaśnijmy sobie coś od razu – nie mam parcia na piórko i zdecydowanie nie chcę, żeby mój tekst był nominowany “na siłę”, z poczucia obowiązku, koleżeństwa czy czego tam jeszcze. Oczywiście jeśli chcesz nominować, to nie mogę cię powstrzymać, ale poważnie się nad tym zastanów.

Ale chyba nie do końca zrozumiałeś. Pisałem o tym, że to świetny tekst, a przeszkodziły mi tylko oczekiwania z poprzedniego, do niczego innego nie mogę się przyczepić i wielu elementów Ci tutaj zazdroszczę. Na siłę byłoby nienominowanie tego, bo wtedy oceniłby bardziej subiektywnie niż obiektywnie. Zresztą to wciąż opowiadanie piórkowe i tyle, spełnia wszystkie moje kryteria, choć głos znaczy niewiele :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Niebieski_kosmita – Igrzyska rozpaczy

Astley – Nigdy z ciebie nie zrezygnuję

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

 Co mogę powiedzieć? Jak zawsze masz autentycznych bohaterów, jak zawsze świetnie manipulujesz emocjami czytelnika, a opowiadanie jak zwykle natychmiast się połyka. Nie będę rozgadywał się o dynamice akcji, motywacji bohaterów i całej uplecionej historii, bo robiłeś to sprawnie i często wodziłeś czytelnika za nos. Dużo zaskakiwałeś i to kolejna, naprawdę rewelacyjna rozrywka, aż szkoda taką wrzucać na portal, a nie słać na nabór. Nawet się nie zatrzymałem podczas czytania, nie zazgrzytało mi nic (a niestety ostatnio bardzo często się to zdarza), tylko… no czytałem poprzednie Igrzyska i co tutaj zmieniło się względem tych poprzednich? Gdyby wziąć pod uwagę cały szkielet, od podstaw i patrząc na najprostszy schemat, to zmieniło się niewiele.

 To wciąż rewelacyjne opowiadanie, ale czekałem na nieco więcej jak kilka innych rozgałęzień na identycznym pniu. Bohater znów chciał mieć wysoki wynik z jakiegoś osobistego powodu i znów na koniec miał zniszczone życie, a po drodze odciął się od bliskich i to ma sens logiczny, wiem, co chciałeś przekazać, ale wciąż czekałem na jakieś większe złamanie schematu. Może historię kogoś, kto wciąż przegrywa w niszowych rozgrywkach? Może jakiegoś specjalisty od sprzętu w MENTAL WARS, który nieumyślnie wplątuje się w walkę między mentalnymi gigantami lub po prostu obserwuje ludzi na ich drodze ku zagładzie.

 To wciąż wspaniałe opowiadanie, ale chyba moje oczekiwania trochę rozminęły się z twoją wizją, za co, oczywiście, nie mogę Cię obwiniać. Zakończenie może mnie trochę nie przekonało, może wydawało się nieco zbyt nagłe, może za bardzo naiwne biorąc po uwagę niektórych bohaterów, sam nie wiem, co sprawiło, że nie coś mi nie pasuje. Chyba nic poza oczekiwaniami.

Nominuję do piórka, bo to wciąż niesamowity tekst, którego bardziej wyglądałbym w druku, a nie na portalu. Gdybym nie widział pierwszego, na pewno w ogóle bym nie narzekał. :P

Pozdrawiam i czymaj się :D

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Tutaj to przynajmniej mogę napisać, że doskonale Cię rozumiem. ;)

Tylko Tobie to wyszło lepiej :P

Wiesz, generalnie najbardziej przy lekturze tego tekstu wybijało się to “zwiedzanie” wnętrza bohaterów, dlatego sądziłem, że fabuła miała być na drugim miejscu. Może zwyczajnie ten element mniej ucierpiał na ścinaniu i dlatego mocniej wybrzmiał niż fabuła.

Oj sam już nie wiem. Chyba chciałem, żeby wszystko było względnie wyrównane, ale no xD

Z tym pisaniem to tak właśnie jest. Możesz harować, przepisywać, poprawiać. A wystarczy, że raz Ci się “ciachnie” coś za mocno i później za diabła nie idzie tego poskładać.

Dokładnie. :/

Nie. XD

Machnąłem się przy przepisywaniu komentarza. Miałem na myśli ten tekst na “Kawkę…”. ;)

Tak właśnie mi się wydawało :P

W każdym razie, niezależnie od tego, że nie wszystko tu w stu procentach mi zagrało, to pod kątem pisania kolejnych opowiadań ten tekst może mocno zaprocentować. I to raczej w bliższej przyszłości niż dalszej. ;)

Dzięki, ale póki co niech sobie poczeka. Zacząłem pisać na Sny Umarłych :P

To nie jest tak, że tekst jest zły. I myślę, że jemu paradoksalnie mogły najbardziej zaszkodzić te stery rzeczy, które zapewne miałeś na głowie, pisząc ten tekst.

Tu mam problem ze zrozumieniem. Chodzi o “cztery”, “stare” czy o co? :P

A gdybyś jednak nie chciał wracać do tego tekstu (choć uważam, że będzie go bardzo szkoda) to chociaż zrób użytek z tych pomysłów, które tutaj są, bo aż szkoda je marnować.

Wrócić będę chciał, tylko nie wiem jeszcze kiedy :P

No i przede wszystkim bardzo się cieszę, że dałeś radę nam coś wrzucić na konkurs. Pamiętaj, że myśmy musieli odpalić ok. 30 opowiadań, żeby przyznać wyróżnienia, więc siłą rzeczy musieliśmy szukać wszelkich możliwych niedociągnięć. I naprawdę uważam, że w dłuższej perspektywie powstanie tego tekstu da Ci bardzo dużo. ;-)

Wiem, masz rację. Trochę zżerał mnie żal, bo dużo pracy w to włożyłem, ale zobaczyłem dzięki temu opowiadaniu kilka nowych rzeczy. Dobrze, że je napisałem. Kiedyś wrócę i spróbuję je nieco wygładzić i poprawić. :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Nie zarżnąłeś tego w tekście, jest obecne. Cały tekst nim nasączyłeś. Ja, tak myślę, przekaz odebrałam. Był naprawdę ciekawy!

Dziękuję heart

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Finko,

Nie no, to ja wpadłam na pomysł, ja napisałam, więc jakieś zasługi mam. Ale że urodził się pomysł, że zdążyłam w terminie, że lud tęskni do SF – to już fart.

Rozumiem teraz, ma to trochę sensu :)

 

Regulatorzy

Dziękuje za dyspensę, MaSkrolu, ale mam tak, że czytając nawet mało zrozumiały tekst, zawsze żywię nadzieję, że jeszcze wydarzy się coś, co otworzy mi oczy i pozwoli pojąć zamysł twórcy. Więc kiedy zacznę czytać Twoje kolejne dzieło, pewnie przeczytam je do końca i pewnie zrobię łapankę. Choć wolałabym, żeby obeszło się bez niej. ;D

Może następnym razem nie popełnię tylu błędów :P

A ja mam tak, że kiedy trafię na podobne sformułowanie, mocno się zastanawiam, jak można było tego nie zauważyć… ;D

Przypuszczam, że przy kilkukrotnym czytaniu i wielu innych poprawkach już ciężko niektóre rzeczy zauważyć, szczególnie te, które dopiero co się dodało.

O nie, MaSkrolu, pokuty nie będzie, bo jakąż mogłabym Ci zadać? Przecież nie każę Ci napisać stu zdań z użyciem brudu i brodu, bo to kara z zamierzchłej przeszłości i szkoda nie nią czasu. A poza tym jestem przekonana, że już zawsze będziesz wiedział, co różni brud od brodu.

I już przestań się wstydzić, bo taki byczek może przytrafić się każdemu. ;)

Będę już wiedział na pewno :P

 

No i CMie,

Chyba ochłonąłem na tyle, żeby już odpisać.

Dokładnie wiem, co na temat Twojego tekstu mam w komentarzu napisać, a jednocześnie mam olbrzymi problem z jego oceną.

Okej, potraktuję to jak swego rodzaju wyróżnienie XD

Do czego zmierzam. Tekst wydał mi się w wielu miejscach niejasny. Na przestrzeni tych blisko 40 000 znaków właściwie bez przerwy tańczysz na granicy niezrozumienia.

Niestety tak wyszło. Po części to moja wina, bo może przeceniłem swoje wyjaśnienia, po drugie brakowało mi na wiele miejsca. Opisy stopniowo wszystko wyjaśniały, ale musiałem je pościnać.

Lektura Twojego tekstu przypominała w moim przypadku permanentną walkę o uchwycenie tych niedopowiedzeń.

I właśnie dlatego nie jestem z tego tekstu zadowolony. Bez względu jak inne rzeczy wyszły dobrze, to nie powinno tak wyglądać. Wylałem tutaj dużo siebie i własnych spostrzeżeń, szkoda, że nie udało się dobrze wszystkiego ująć.

Natomiast muszę też jasno zaznaczyć, że to nie jest opowiadanie na więcej niż 40 000 znaków. Tu nie ma złożonej fabuły, wartkiej akcji, a bez tego nie możesz zbyt mocno szarżować ze znakami, bo zmęczysz czytelnika konwencją.

Tylko że ona miała tu być. To opowiadanie było zarzynane od kiedy przekroczyłem 20k znaków podczas pisania. Nie wiem. Może nie umiem tego wyważyć, ale gdybym to ścisnął w 25k, to nic nie zdążyłoby wybrzmieć. Wszystko by było mechaniczne i waliło po schemacie jak streszczenie, chciałem spróbować czegoś innego. Operować trochę obrazem, chciałem żeby cała akcja skupiała się na powolnym upadku, ale nie wyszło. Trudno.

Jest bohater, później bohaterka – tu jeszcze wszystko było OK, chociaż na imionach oszczędzałeś, jak tylko się dało. Później pojawia się Arkani, dostajemy wzmiankę o Kindze. Zwróć uwagę, że w pierwszych dwóch podrozdziałach nie przedstawiasz nam nikogo, przez co ten trzeci, gdy imiona się pojawią, wprowadza lekki mętlik. Na szczęście później jest już dużo czytelniej, zwłaszcza, że mocno ograniczyłeś liczbę bohaterów w tekście, by jak najmocniej zbudować charaktery tych najważniejszych postaci – to akurat bardzo dobra decyzja.

Ja tam zjadłem ponad półtorej sceny i wszystko się sypnęło, później już tego nie opanowałem, ale masz całkowicie rację.

Generalnie ich konstrukcja wydaje się być bardzo ciekawa (o tym jeszcze będzie), ale nie potrafię w pełni zrozumieć ich roli – krok za daleko w niedopowiedzeniach (ale właśnie tylko krok, bo ja… prawie rozumiem ;)).

To chyba problem ucinania dialogów, przesadziłem przypuszczalnie i Cię rozumiem.

Ten sam problem był trochę w przypadku planety Manekinów – tu z kolei miałem poczucie nie tyle niezrozumienia, co raczej, że coś mi umyka, że tam jest jeszcze więcej, niż widzę.

Na pewno o ten tytuł chodzi? :P

Strasznie irytujące uczucie swoją drogą, bo to trochę tak, jakby oglądać film czy mecz przy lekko śnieżącym obrazie.

Też go nie lubię, jak ironicznie to nie brzmi.

Dialogi bardzo szarpane. Tutaj z kolei mój problem polegał na tym, że nie do końca wiedziałem, ile w tym celowości, a ile cięć.

Prawdę mówiąc, też sam już nie wiem. Ciąłem je chyba dużo, ale w sumie ciąłem wszystko. Miejscami na pewno zabiłem mocno ten dialog.

Tyle że zbyt duża część tego, co wymyśliłeś, została jednak w twojej głowie. I właśnie dlatego tekst zdaje się sprawiać wrażenie, jakby działał trochę „na udo” – zbyt dużo muszę wymyślić tu sam, żeby opowiadanie stało się pełne.

Rozumiem i mogę tylko przeprosić, bo co innego mi zostaje.

Natomiast tak czy inaczej jedno mogę napisać z całym przekonaniem: to bez wątpienia nie są papierowe postaci.

Przynajmniej tyle dobrze, myślałem, że nie umiem pisać bohaterów.

Jedyne, czego można szczerze żałować, to że część kluczy do zrozumienia podstaw tego ich cierpienia, niepokoju u dylematów została w Twoich kieszeniach. ;)

Wiesz co mnie boli? Że ja to w którejś wersji pokazywałem paluchem, wyjaśniałem wprost, a teraz nawet nie wiem, czy to zdechło w tekście, czy to wyciąłem… a szukać już nawet mi się tego nie chce.

Dialogi. Znów, trochę zaznaczałem, że „z wierzchu” wygląda to na efekt cięć (i być może po części tak jest), ale ja nie mam wątpliwości, że te szarpnięcia, urywanie, krótkie wypowiedzi – że to wszystko jest celowym zabiegiem dopasowanym do bohaterów, ich sytuacji i charakterów, a przede wszystkim do atmosfery, jaka ma towarzyszyć lekturze tego opowiadania.

Z tego też się cieszę, bo mam problem z dialogami.

U Ciebie nie podążamy za biegiem zdarzeń, ale raczej do wnętrza bohaterów.

W tych wszystkich komentarzach czekałem na to właśnie zdanie. :)

Wiesz, ja potraktowałem ten temat dwojako, to skakanie po planetach jest w zasadzie drugorzędne. I tak miało być od samego początku.

Kolejny raz napiszę: na granicy pełnego zrozumienia, ale znów jest w tym jakaś fajna głębia oraz osobliwość, której próżno szukać w innych opowiadaniach.

Element światów był rozbudowany, ale musiałem wyciąć ważna scenę i kilka fragmentów :(

Swędziała mnie ręka, którą straciłem.

Przy takich zapisach nie do końca wiadomo, czy to błąd autora, czy kolejna osobliwość wynikająca z charakteru tekstu.

To raczej konieczna redukcja dłuższego opisu, która dopiero po jakimś czasie od skrócenia zaczęła brzmieć strasznie.

Gęsta mgła sprawia, że czytelnik musi się już jednak przebijać, a całą tę subtelność tego zabiegu biorą diabli.

Tak. I tekst w zasadzie do niczego więcej się nie nadaje. Przelałem tu bardzo dużo siebie, szkoda, że finalnie tak wyszło.

Bardzo dziękuję za ten komentarz, jest niesamowity. :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Dziękuję, przyfarciło. :-)

Nie no zasłużone, nie żartuj :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Cześć, witam, wybaczcie, że nie odpisałem wcześniej. Najpierw gonił czas, a później, jakoś zabrało sił, gdy miałem kilka minut.

 

Finklo,

Po pierwsze gratuluję wygranej. :)

Hmmm. Świat ciekawy, ale bardzo nie mój. Ja sobie początek zinterpretowałam tak, że bohaterowie są bogami emocji. Porozumiewali się jakimś szyfrem słabo dostępnym dla mnie, koncentrowali się na emocjach, a przy tym wpływali na los światów.

Dzięki i rozumiem, czasem odpływam trochę za bardzo. A momenty, w których wyjaśniałem wszystko nieco lepiej musiałem wyciąć. Niekoniecznie chodziło o bogów i niestety ten element… no zabrakło tych znaków, albo ja po prostu nie potrafiłem zrobić tego przejrzyście.

Co do manipulowania – pod wpływem tekstu można dojść do wniosku, że emocje służą do manipulowania ludźmi. Chcesz sprawić, żeby człowiek kupił coś, czego wcale nie potrzebuje – grasz jego emocjami; wzbudzasz zazdrość, pożądanie, ciekawość… Chcesz dać mu wybór – wręczasz instrukcję obsługi i tłumaczysz; “naciśniesz tutaj, uzyskasz taki wynik”.

Hmm, trochę tak. Może nie chodziło tylko o to, ale tak, masz rację. Do takiego wniosku można dojść.

A Twój bohater ni cholery nie tłumaczy dziewczynie, o co chodzi…

Trochę tłumaczył, podstawy, ile musiał, ale to wyciąłem. Niektórych rzeczy nie chciał tłumaczyć, ze względów zawartych w tekście, najwidoczniej zawartych zbyt niejasno. Taki już los tych moich tekstów, że czasem piszę zbyt niewyraźnie, niestety.

 

Cześć Regulatorzy,

 Przeczytałam i nie wiem co więcej mogłabym powiedzieć, bo widzisz, MaSkrolu, głupio się przyznać, ale ja tego opowiadania nie zrozumiałam… :(

To mi powinno być głupio w pewnym stopniu, ale chyba już zobaczyliśmy zależność, że jakoś nie mogę do Ciebie trafić. I to nie jest ani moja, ani twoja wina, piszę specyficznie i niestety tekst nie trafi do każdego. Bardzo doceniam twoje komentarze, ale całkowicie rozumiem, że opowiadania mogą być nieczytelne i w ogóle jakieś rozmyte, przez to nieciekawe. Więc po raz kolejny mówię – jeśli kolejne będzie równie ciężkie, masz moje oficjalne pozwolenie na rzucenie go w kąt, w dowolnym momencie czytania, z zapewnieniem, że się nie obrażę. :P

– Otwórz oczy. – Próbowałem modulować głos, żeby brzmiał nieco cieplej. ―> – Otwórz oczy – próbowałem modulować głos, żeby brzmiał nieco cieplej.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

Niby to wiem, ale tutaj chyba nieco się pospieszyłem :P

wyobraź sobie, że rozglądasz za tym samym… ―> Chyba miało być: …wyobraź sobie, że rozglądasz się za tym samym

A tak, zdecydowanie tak miało być :)

skóra cały czas była podrażniona. Nie słyszałem jej emocji, musiała wciąż spać. ―> Czy dobrze rozumiem, że nie słyszał emocji podrażnionej skóry, która pewnie wciąż spała?

Ojoj. No i jak to jest, że normalnie tego w ogóle nie widać xD

W sensie, gdy sam próbuję poprawiać.

Czułam jego wstyd, gromadzący się jak bród pod paznokciami. ―> Bój się bogów, MaSkrolu! Sprawdź znaczenie słowa bród.

O niee… zawsze takie coś się trafi. Zawszę! Reg, proszę, daj mi jeszcze jedną szansę. Odpokutuję. Jejku. Jaki wstyd.

 – Jes.. eś a a, le związz. ―> Jakiś taki niedorobiony ten wielokropek.

Ups.

– Ze wszyss.. kimi, kóre uratow. ―> Tu też.

Ups x2

 

Jeśli nie odpisałem na niektóre części łapanki, to znaczy, że po prostu je poprawiłem. Bardzo dziękuję, jak zawsze jesteś niesamowita :D

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Gratulacje! :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Długo czekałem z komentarzem. Nie chcę też przeklejać tego z bety, a na czytanie brakuje mi nieco czasu…

Jednak niewiele to zmienia, bo opowiadanie pamiętam bardzo dobrze. Zobaczymy jak ten komentarz pokryje się z poprzednim :)

Masz śliczne opisy, w których zawierasz dużo uczuć bohaterki. Czasem moim zdaniem nieco za bardzo skupiałaś się na opisie świata względem uczuć, ale w większość opowiadanie to było nierozerwalne – każdy element świata odsłaniał pewną część psychiki bohaterki. Nie lubiłem dynamiki początku, ale końcowa niesamowicie pędzi, znajdując jeszcze czas, aby na moment przystanąć, zamyślić się i znów ruszyć do biegu.

To smutne opowiadanie, ale bardzo dojrzale traktuje emocje. Czuć zagubienie, czuć rozbicie i chęć poznania prawdy, mimo braku chęci jej poznania… czytałem jako pierwszy tekst w konkursie, a jednak wciąż mam wrażenie, że te emocje podrygują gdzieś w głębi umysłu. Naprawdę świetne robota.

Szkoda, że skończyło się właśnie tak.

Nominowana już jesteś, więc dam sobie spokój. Ale zrobiłbym to.

:)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Cześć, :)

Jest tu jakiś świat i całkiem ładnie piszesz, ale to wszystko było dla mnie nieco zbyt statyczne. Bardzo powoli się dzieje, bohaterowie jakoś mnie nie kupili, dialogi też niezbyt. Jednak nie powinnaś się poddawać, bo widać tu pewien potencjał. :P

Wiecie, że tutaj wszystko jest surowcem. Niestety drukarki 3D wszystkiego nie wydrukują.

Powtórzenie.

–Zbliża się do nas…! Są zakłócenia. Nie mamy połączenia ze statkiem-matką!!!

Brak spacji po myślniku.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Bardzo podobał mi się ten świat, początek arcyciekawie mnie wciągnął, lubię takie archeologiczne wątki. Bardzo ciekawie to wymyśliłeś. I wybacz, zostawię Cię tylko z takim komentarzem póki co, bo bardzo mi się spieszy. :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Muszę przyznać, że opowiadanie bardzo mi się podobało, choć najciekawsza była walka pod sam koniec. Sam motyw dziewięciu żyć i niepamięci, świetny pomysł. Główny bohater bardzo fajnie Ci wyszedł. Wybacz, że nie napiszę wiele więcej, ale muszę się spieszyć.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

No i jak Wy piszecie takie rzeczy? No jak?! Serce mnie boli no. Kolejny świat z rozmachem, przepraszam, że porównuję “Wartownika” silvana, ale tutaj historia jest dokończona. Jejku, jak ja bym to czytał. To jest trochę smutne, że największy mój żal do opowiadanie polega na tym, że się kończy i nie ma nic więcej. Ehh, to akurat takie czytanki, które lubię i widziałbym je na papierze.

I nic więcej nie mogę zrobić, poza poproszeniem cię o jakieś kolejne ich przygody XDD

Gdy byli już blisko, Jork dał znak, by zgasić latarkę

Latarki nie zostały w plecaku?

Akademicka natura doszła do głosu i Jork zapomniał już o strachu, bo teraz liczyło się tylko przedstawienie swoich racji.

Kocham XD

Powodzenia w konkursie. :)

Najlepsze opowiadanie z takich akcji przygodowych do tej pory. :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Niesamowite jak bardzo mnie wciągnęło. Uznałem, że jeśli skończy się nie po mojej myśli, to się załamię… na szczęście nie.

Chyba najbardziej pochłaniające opowiadanie w konkursie. Emocje było czuć, nie tak jednostkowe, jak w innych opowiadaniach, tutaj widziałem emocje jeden społeczności, bijące niczym serce. Wszystko dyktowały wydarzenia, a od nich biła desperacja każdego wokół. Bohatera bardzo polubiłem, zresztą pewnie jak inni.

Bardzo mi się podobało i niewiele więcej mogę powiedzieć. Wszystko mi się podobało :D

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

O cholibka, jakie to jest dobre. Czytało się szybko, potwornie szybko, mimo trzech narracji. Miałaś mało czasu na postacie, a wyszły tak dobrze, pomimo ciągłej akcji… akcji niby niezbyt szybkiej, a tyle w niej smutku, utrapienia i ciężkiego życia. Tyle czystych emocji, a im dalej tym lepiej, czyli w zasadzie gorzej.

Lubię takie teksty, po których mam wrażenie, że muszę zaraz iść i je z siebie zmyć. Czas na prysznic.

Pojutrze nominuję.

 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Dobre opowiadanie, ciekawe, z niezłym światem i poukładaną fabułą. Bohaterowie są z krwi i kości, widać, że nie istnieją tylko na potrzeby opowiadania, jakieś życie tam istnieje i toczy się, mimo że go nie śledzimy.

Było zabawnie, momentami aż za bardzo i chodzi mi tu o tę scenę w dojo. Akcja kryminału na moment zamieniła się w absurdalną komedyjkę, nie wiem czy przez dialogi, czy przez dziwnie porozciągane opisy. Poszła się przebrać do samochodu… jako żart fajne, jako część kryminału niezbyt, więc masz mieszane uczucia, co do tego fragmentu.

Wiem, że to nie pierwsze opowiadanie z detektywem Lowinem, nie wiem, co było w poprzednim niestety, ale spokojnie można czytać te bez tej wiedzy. Generalnie podobało mi się :D

I bardzo ładnie budowałeś emocje, przeżycia głównego bohatera i radzenie sobie z nimi. :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Fajne, przyjemny koncept, prosty, nie wchodzący w szczegóły, ale takie też czasem dobrze się czyta. Lubię tę nie do końca pewną relację, odnalezienie w jakiejś nieznanej rzeczywistości. Początek był bardzo mętny, z czasem względnie się wyjaśniło, nie widzę tu specjalnej fabuły, jest mało szczegółowa, zakrawa o typową, jeśli chodzi o bohaterów i ich wspomnienia – jakieś słodkie skojarzenia z domem, walka dobra ze złem. A0le nie powiem, ładne to wszystko.

Najbardziej podobała mi się prosta rzecz, o której nigdy nie pomyślałem i nie widziałem. Zmiana perspektywy, natychmiastowa, płynna, tylko poprzez jednolinijkową przerwę. Opowiadanie dużo na tym zyskało.

Powodzenia w konkursie ;) 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Opko dobre, choć początkowa poranna rutyna jest bardzo przegadana. W gimnazjum na polskim nauczycielka włączyła nam film o dokładnie takim samym motywie. Tylko, że tam dzieci wychowywały się bez rodziców w szkołach.

Domyśliłem się też niestety dość szybko, o co będzie w tym chodzi… choć może taki właśnie był cel. To propagowanie zdrowego życia dało dobry trop. Generalnie z lektury jestem zadowolony, czytało się bardzo płynnie i szybko. Emocjonalnie też bardzo ładnie to wyważyłaś. :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Witam nowych czytelników :)

 

PanDomingo,

Dziękuję za opinię i rozumiem, że część opowiadanie wydaje się przeładowana informacjami. Nawet się nie wydaje, po prostu taka właśnie jest. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko miło spędziłeś czas przy tym opku :P

 

Golodh,

Nigdy nie wiem, jak dokładnie odpisać na pozytywne uwagi… dziękuję. Miałem w głowie te obrazy, bardzo wyraźne i cieszę się, że zdołałem dobrze przelać je na “papier”. I wagonik… tak, tak to wyszło, choć nie myślałem o tym w trakcie pisania.

Tak, nie zwróciłem na uwagi, ale imiona rzeczywiście podobne. Będę następnym razem uważał.

O ile ogólnie nie czułem niedosytu/skracania tekstu, to w jednym momencie przydałoby się trochę więcej. Mianowicie na początku, po porwaniu Kingi, zabrakło mi trochę czasu na poznanie się z tym światem, który kreujesz.

Był tam długi fragment, ładny, ale niestety mało wnosił do samej fabuły, więc był pierwszy do cięcia.

 

Dziękuję za komentarze! :D

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Coś pięknego.

Niby jest oniryczne, ale przemyślane. Większość świata przedstawionego jest wewnętrznym przeżyciem, sposobem na przetrawienie emocji. Opowiadanie słodkie i gorzkie zarazem, pokazujące, że żadna “decyzja”, jeżeli możemy tak to nazywać nie jest zła, ani dobra. Krótkie opowiadanie napisałeś, dodatkowo z dwiema perspektywami, a tutaj jest tyle bólu… jest tak przejmujące.

I miałeś opis wnętrza, który najbardziej lubię – nie był czysty, był oniryczną, schowaną przygodną, która wyrażała całą wolę przeżycia. Podoba mi się, jak z początku ciężko było to pojąć, ale z ostatnimi akapitami każde zdanie nabrało sensu. Dałeś czytelnikowi czas na przetrawienie wszystkiego, zrozumienie na swój sposób.

Końcówka jest smutna. Dla obu stron. A z drugiej strony mamy cud, bo się wybudził. Źle i dobrze… chyba nawet gorzej niż lepiej. Niesamowite.

Za dwa dni nominuję.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Ładnie piszesz, słowa wciągają. Ciekawy zabieg, z tym zawieszeniem pomiędzy rzeczywistościami, rozdarciem pomiędzy dwiema osobami. Czysto opisujesz uczucia, ale też bardzo nienachalnie, co wcale nie jest takie łatwe.

Bardzo ładne opko. :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Co mogę powiedzieć? To informację o jakimś świecie, może artykuł.

Ładnie, przejrzyście napisane, a same pomysły są świetne, chętnie przeczytałbym coś umieszczonego w tym świecie.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Świetne opowiadanie, niewiele więcej mogę dodać, bo na szachach się nie znam. Muszę przyznać, że trzeba naprawdę dobrze coś opisać, żeby wciągnęły mnie ruchy figur na szachownicy.

Co do samego tematu nie będę wnikać, bo inni pewnie widzą znacznie więcej ode mnie.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Podoba mi się, ale jest trochę błędów, na przykład w zapisie dialogów. Zerknij tutaj.

Lubię takie historię, niby proste, niby sama rozmowa, ale bardzo dużo tutaj emocji. Może i Lucyfer chodzący po ziemi może należeć do tajemnic, ale najbardziej w konkursie podobają mi się te tajemnice ludzkich myśli, które niektórzy próbują odkrywać. Na początku nieco streszczałeś, ale przemknąłem przez fragment dość szybko i nie przeszkadzał tak bardzo. O dziwo, oczywiście, bo streszczanie to generalnie zło wcielone.

– Skąd wiesz jak mam na imię!

Tutaj chyba zabrakło znaku zapytania.

Jak poprawisz dialogi, to chętnie do biblioteki nominuję. :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Szczerze, jeśli zignorować potknięcia warsztatowe, to jedno z moich ulubionych opowiadań w konkursie. Bardzo prosta, niesamowicie satysfakcjonująca baśń. Niby motyw jest nieco ograny, ale nie widziałem jeszcze takiej prezentacji. I wiem, że wiele osób, mogłoby się tego czepiać, ale mi bardzo się podobało.

Co było źle?

Początek, zdecydowanie. Masz potężne streszczenie na samym wstępie i infodump (napakowanie ogromniej ilości informacji). Wiesz, myślę, że opowiadanie byłoby znacznie bardziej wyrównane, gdybyś te elementy wplótł w części jego podróży, nawet jeśli wtedy opowiadanie byłoby dłuższe. Gdybyś nie zaczynał on suchego opisu bohatera, tylko na przykład od sceny, w której walczy ze skorpionem, bądź do tej walki się szykuje. Powolne odkrywanie bohatera jest znacznie ciekawsze, a przygody, które streściłeś mają potencjał, więc trochę szkoda.

Nie potrafił pojąć sensu tych słów. Bardzo go to zaniepokoiło, a może nawet zirytowało. 

Czasem lepiej powiedzieć mniej, pokazać to w reakcjach lub zostawić w kontekście. Kilka słów potrafi zepsuć obraz, zbyt dokładne opisanie nie dość, że będzie nudne, to może męczyć czytelnika.

Przy ostatnim słowie wyszczerzył zęby trochę przesadnie chciał ukryć zakłopotanie.

Tutaj jest problem z tym myślnikiem, zastąpiłbym go kropką i od “chciał” dał kolejne zdanie, bo póki co, to wygląda, jak kontynuacja wypowiedzi.

Uśmiechnęła się ciepło i zrobiła krok do przodu. 

Moim zdaniem tutaj rodzaj uśmiechu leży w kontekście sceny, jest zawarty w dialogu i każdy dobrze go sobie wyobrazi, dodaniem “ciepła” tylko rozganiasz wrażenie. Przysłówki nie zawsze są dobre, a często wręcz bardzo przeszkadzają.

Opowiadanie z gatunku tych przyjemnych i bez przesadnych komplikacji. Bardzo mi się podobało.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

chalbarczyk – Podniebny byt

Lupus90Gno – Życie bez końca

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Bardzo przyjemne opowiadanie. Krótkie, szybkie, fajnie śledziło mi się przygodę chłopców. Mógłbym napisać długi komentarz, ale niewiele poza tym przychodzi mi do głowy. No miłe :)

Wszędzie było pusto i cicho. Pewnie wszyscy byli na obiedzie.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Podoba mi się ta symbolika jednak nie będę się wgłębiał bardziej, bo inni już to zrobili, a ja bym się powtórzył. Podobają mi się relacje społeczne i zachowania, które tutaj pokazałeś. Całkiem nieźle opisujesz myśli i dialogi, brzmią autentycznie, momentami jak ciągi skojarzeń, gdzie czasem ktoś na moment gubi poprzedni wątek – jakby uwypuklasz proces myślowy, widać, że bohater to formułuje, a nie jakaś siła z góry wrzuca tylko na papier.

Nominuję do biblioteki, lubię takie rzeczy.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Dobre opowiadanie. Bardzo podoba mi się, że ująłeś temat nie tylko w znaczeniu jakiś ukrytych wydarzeń, ale także emocji. Pewnego rodzaju znieczulicy, którą zobaczyła dopiero bohaterka.

Lubię też twoje otwarte zakończenia. Bonnie niby zataiła informacje, ale kontekst zdaje się sugerować, że nie będzie to trwało w nieskończoność.

Jak zawsze pięknie operujesz emocjami, choć bohaterka do nich dojrzewała. One nie uderzały tak mocno jak w “Skłębione, ciemne, gęste”, ale to jest bardzo uzasadnione.

Troszkę zabrakło mi dłuższego opisu jej wewnętrznych przeżyć, ale nie czepiam się, bo po pierwsze limit, a po drugie wiem, że zrobiłbyś to jak nikt inny.

Stąd z dziedzictwa ludzkości z czasów sprzed katastrofy zachowało się wybitnie niewiele.

Nie chcę się czepiać zbytnio merytoryki, ale… tak na logikę. Jeśli dziedzictwa zachowało się wybitnie niewiele, to jakim cudem technologia nie została nic a nic upośledzona, a nawet drastycznie zdołali ją rozwinąć?

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Hmm, czyli nie ma bytu nadrzędnego. A skąd wiesz, że tak przewrotnie zapytam? ;)

On sam nie wiem do końca jak się tam znalazł. Przypuszcza, domniemywa, mówi o woli czynienia dobra, ale musi być jakaś podstawa, jakaś teoria, na której się opierasz. I właściwie wybór nie jest duży, biorąc pod uwagę, że autor pochodzi z Ziemi ;) Może to być albo jakaś istota wyższa, albo wziąłeś za punkt wyjścia jakąś dalekowschodnią mistykę: zen, buddyzm, albo fizyka. Na mistyce się średnio znam. Jeśli chodzi o fizykę, to musiałby być to ten rodzaj, który próbuje połączyć fizykę z duchem, świadomością i wychodzi połączenie, za którym nie przepadam, bo mi się równanie E=mc² nie zgadza. Choć przyznaję, że literacko jest to ciekawe połączenie. W siłę wyższą też nie wierzę, ale akceptuję bezproblemowo wiarę innych. Stąd mój wybór padł akurat na siłę wyższą ;) Krótko mówiąc, to jest przykład tego, że za dużo zostało w Twojej głowie, a ponieważ ja też jestem uwarunkowana, to wybrałam, jak wybrałam.

Na pocieszenie, nie twierdzę, że poza faktem przeniesienia ta siła wywierała jakiś wpływ. To było raczej, jakby ktoś umieścił mrówkę w zamkniętym słoiku i patrzył, jak po nim krąży.

Rozumiem, co masz na myśli. I jeśli bardziej się nad tym zastanowić, to możesz mieć rację. Czasem operuję rzeczami trochę mniej wyjaśnionymi, ale nie lubię nikomu narzucać konkretnej interpretacji.\

Aaa, to faktycznie jest marionetką. Myślałam raczej, że jest to suma jego życiowych doświadczeń plus jakaś pozytywna energia świata, ale w momencie jego śmierci. Nie zajarzyłam, że jego podstawowy świat nadal na niego oddziaływuje.

Miałem to całkiem dobrze opisane, niestety fragment miał konieczną redukcję.

A nie, wręcz przeciwnie, to Ci się udało pokazać :)

Uff :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Cześć, Irko, długo kogoś wypatrywałem. :P

Niektóre informację musiałem skracać i upychać, niektóre subtelniejsze wyjaśnienia redukować, więc nie dziwię się, że właśnie takie wrażenie odniosłaś. Prawdopodobnie opowiadanie mogłoby być jeszcze dłuższe, z innymi światami i wątkami, ale limit.

Sam tekst wydaje mi się piekielnie pesymistyczny. Zakładasz, że każda cywilizacja zmierza do samozagłady. Nie może być inaczej, skoro są tacy jak Aliqius, istoty, które próbują te światy ratować.

W zasadzie to miało wyglądać inaczej, ten świat z dwoma słońcami miał być przykładem innego, ale wątek zaginął podczas skracania tekstu w pierwszych fazach. 

On czuje się marionetką, ale mnie się wydaje, że jest raczej zabawką Boga, albo bogów. Gdzieś, kiedyś musiał się poświęcić, więc jakiś byt nadrzędny zaśmiał mu się w gębę i powiedział: Skoroś taki altruista, to zajmij się naprawą światów.

Hmm… starałem się nie wspominać o żadnej sile wyższej. Podkreślałem raczej oddziaływanie wzajemne, ale trochę ta relacja ucierpiała, wiadomo z jakiego powodu.

Inna sprawa to, czy ci bezsilni, którzy się poświęcają rzeczywiście robią to z altruizmu. Chyba jednak nie zawsze, skoro są jacyś inni, którzy bawią się światami im powierzonymi. A może altruizm jest ograniczony tylko do swoich, sobie podobnych?

Ten motyw był akurat bardzo ucięty i nie było jak lepiej go opisać, chyba nie do końca się udało. Zachowanie istot pokroju Aliego rozwija się wraz z pojmowaniem i postrzeganiem heroizmu, miłosierdzia w ich podstawowych światach.

Myślę, że pokazałeś go w chwili kompletnego wypalenia. Jego rozpadające się ciało jest dla mnie tego symbolem. Już nie wierzy, że może pomóc, przytłaczają go wszystkie porażki, które poniósł. Z jednej strony ma dość, chciałby, żeby to wszystko wreszcie się skończyło, ale z drugiej, jak każda żyjąca istota nie chce umrzeć.

Dobrze to odczytałaś :)

Walczą jego dwa charaktery, ten z pierwotnego świata, który od jakiegoś czasu się przewartościowuje i zmienia oraz ta spychana do wewnątrz pozostałość.

I w tym momencie pojawia się Kinga. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że on ją ratuje, ale chyba nie do końca tak to było. Myślę, że złapał ją w momencie między życiem a śmiercią. I nie tyle śmierci ją wyrwał, co losowi, który był jego udziałem. Uratowała dwójkę dzieci, pewnie i tak by tam trafiła, a on zawiesił ją pomiędzy życiem i śmiercią. Spróbował oszukać ten byt nadrzędny. Czego od niej chciał. Chyba sam nie wiedział, wahał się pomiędzy oddaniem swoich światów w dobre ręce i pragnieniem, by go ocaliła. Wiedział, że czas jej się kończy, zniknął, ale zostawił ślad. Ale przed tym dał jej poczuć smak porażki. Sam potraktował ją jak marionetkę. Niby miała wybór, ale myślę, że od początku było jasne, co wybierz, bo w gruncie rzeczy nie mogła inaczej.

Dobrze rozumiesz tekst, Irko. :)

No poza tym bytem nadrzędnym… cały czas walczył sam ze sobą, ale nie udało mi się tego dobrze pokazać.

Kinga go ratuje, ale jednocześnie skazuje na zagładę setki istnień. Robi to, bo być może wierzy, że on może uratować jeszcze więcej istnień, ale równie dobrze on może rozpieprzyć kolejne światy. Myśle, że raczej ratuje go, bo nie może znieść myśli, że mogłaby go tak zostawić. On jest znany, a ci którzy umierają – nie.

Nie będę się powtarza, ale wspomnę, że świetnie się czyta takie komentarze :)

I pytanie o altruizm i egoizm. To jest coś, co na własny użytek nazwałam syndromem lustra. Robisz coś, co teoretycznie jest dla Ciebie niekorzystne, na przykład trzymając się przykładu Kingi – ryzykujesz życiem, żeby wyciągnąć dzieciaki sprzed pędzącego auta. Możesz zginąć, ale jeśli tego nie zrobisz i dzieciaki zginą, to będzie Ci trudno patrzeć w lustro bez wstrętu. Egoizm czy altruizm?

Ładnie to nazywasz. I… no nie mogę nic więcej tutaj dodać, w punkt.

Generalnie mimo zastrzeżeń, o których pisałam na początku, podobało mi się. Twój tekst zmusza do zastanowienia się. Kliczek :)

Dziękuję, Irko :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Niezłe opowiadanie, czytało się nawet nieźle. Fabuła sama w sobie wydawała się błądzić nie było większego celu, ani jakiegokolwiek nawiązania do problemów w życiu rzeczywistym (czego można było się teoretycznie spodziewać po takim początku opowiadania). W porządku tekst do poczytania dla zwykłej rozrywki, bohater nieco mnie irytował, ale to dobrze. Nie był bezpłciowy.

Powodzenia w konkursie.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Przykro mi, że odniosłeś takie wrażenie. Mam nadzieję, że następne historie, które będę pisał czymś Cię zaskoczą.

Nie, nie, to nie jest tak. Świat mnie nie zaskoczył, ale historia już jak najbardziej. Dobry pozytywny twist fabularny, nawet nie jeden, troszkę źle to opisałem. Fabularnie jestem bardzo zadowolony z lektury :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Czeeeść,

Najpierw kilka informacji, które mogą się przydać w przyszłych tekstach.

Pamiętał dokładnie chwilę kiedy wszedł tutaj i zobaczył ją po raz pierwszy.

Generalnie poza omijaniem zaimków, które źle brzmią i przy niewyrobionym warsztacie bardzo często wplatają się w tekst, możesz próbować dawkować informację. Wtedy zdania mogą brzmieć płynniej, na przykład to “wszedł tutaj” nie jest konieczne i raczej “jakieś” miejsce leży w kontekście.

Powolne to opowiadanie, bez bardzo długiej fabuły. Taki powolny opis wrażeń, przepleciony opowieścią, ale ten sposób narracji nadaje jej specyficznego klimatu. Całkiem fajne ;)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Cześć. Fajne to światotwórstwo, ale mam wrażenie, że ta historia mogłaby zdarzyć się wszędzie. W sensie poza stworzonym światem, innym nazewnictwem nie ma tu nic nowego, jakiegoś haczyku, który by zaskoczył, pokazał tę tajemnicę. Jest coś w rodzaju religii, niezrozumiane proroctwo, ale ten moty już się pojawiał, a inny świat przedstawiony to za mało, że znów wydawał się świeży. I wiem, że wiele rzeczy zostało już napisanych, teraz często po prostu przerabiamy, ozdabiamy i nieco tylko korygujemy schematy, ale tutaj czegoś mi zabrakło.

Co nie zmienia faktu, że historia była naprawdę fajna. Po prostu realia wydawały się powtarzalne. Na początku tekstu męczyły mnie bardzo neologizmy.

Orężnie stawisz czoła najgorszemu złu naszych czasów, a o mnie się obawiasz?

Jest takie słowo? Nie widzę, dziwnie brzmi… czy tu coś innego miało być? Mężnie? Nie wiem XD

Poważnie nie mam pojęcia i nie nabijam się z niczego.

Ogólnie jestem zadowolony :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Szybko się czytało, nawet bardzo szybko. Niewiele jest tutaj do przyczepienia się, a jeśli już jest, to bardziej od strony zaintrygowanego czytelnika, który chciał się dowiedzieć co z tym statkiem i kiedy pójdą znów spać. Nie spodziewałem się oczywiście podobnego zakończenia. Najpierw byłem zły, ale bardzo podoba mi się to zagranie, z wypchnięciem osobowości. Bardzo dobry tekst.

I… czytałbym dalej, gdyby dalej coś było. ;)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Podobało mi się, ciekawy ten świat. Całkiem zabawna, miła lektura. Choć pewnie jedyne, co z niej zapamiętam, to fakt, że była zabawna i mi się podobało. Tak, “przyjemna” to słowo najodpowiedniejsze, takie coś, co czyta się dla czystej rozrywki, ale nie da huśtawki emocjonalnej.

– Mówiłem – szepnął Skowronek do bandytki. – Żadnego wymachiwania bronią!

 – Napijecie się? – kontynuował już w środku Stryjcio. – Mocniejszego nic nie m

Myślnik się przesunął.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Uwielbiam takie ograniczenie perspektywy, narracja strumieniem myśli jest bardziej chaotyczna, ale przecież taki sam jest schemat patrzenia na świat. Skaczmy z jednej rzeczy, do innej, aby później pogrążyć się w kontemplacji. Kapsuły, hibernacja – motyw niby ograny, ale pierwszy raz widzę go w takim wydaniu. To się wydaje realistyczne w pewnym sensie. Ta gonitwa za myślą i w ogóle za jakimkolwiek sensem, który powinniśmy pamiętać, ale w zasadzie go nie rozumiemy.

To smutna historia, z trochę trudnym wprowadzeniem, nie jestem pewny, czy dobrze pojąłem początek. Być może będę musiał wrócić, ale wrócę chętnie. Lubię opowieści, w których ekspozycja nie gra pierwszej roli, najważniejsze są czyste przeżycia bohaterów. Podoba mi się, że niektóre fragmenty są prawie odarte z jednostkowego charakteru, bo przeżycia są tak ciężkie i surowe, że jedyne decyzje to poddać się, lub przeć naprzód… dla i tak niepewnego celu.

Ładnie stworzyłaś ten świat. Jest surowy, klimatyczny, rzeczywistość jest na swój sposób gęsta i czuć, że bohaterowi ciężko stawiać kolejne kroki.

To opowiadanie jest inne od reszty, które czytałem w konkursie, ale na pewno nie gorsze. Jest cięższe, ale zostaje w głowie, zakotwicza się gdzieś w kącie umysłu. Świetna robota. Gdybym miał czas przeczytał bym po raz kolejny, mam wrażenie, że to tekst z gatunku tych, które dają nam coś nowego za każdym kolejnym podejściem.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Witam jurora, dziękuję za przerażający obrazek.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Cześć, AmonRa,

Przyszedłem chwalić i krytykować. Zaczynając opowiadanie, szczerze mówiąc, myślałem, że przerwę skończę je dopiero jutro. Te opisy są trochę jak kula u nogi opowiadania. Bardzo długa, niepotrzebna ekspozycja, dużo opisów, które ani nie dodawały smaku, ani zapachu miejscu. Takich zapychajek. Wiem, że chciałem dobrze przedstawić miasto, ale czasem “zbyt dobrze” zaczyna męczyć, tak było tutaj. Jeśli chcesz, mogę wskazać, które opisy mi wydawały się za długie, wtedy wrócę i pokażę, jeśli nie zapomnę w natłoku kolejnych tekstów.

Berenika jęknęła jeszcze raz, po czym pobiegła za nim, nie chcąc zostawać bez towarzystwa.

Tutaj przykład pojedynczy rzeczy, która nie dość, ze wszystko przedłużała, to jeszcze nieco psuła samo działanie. Wykreślone zdanie już twardo leży w kontekście, nie ma potrzeby go tutaj wrzucać i bez niego opis raczej brzmi lepiej.

Absolutnie uwielbiam te dialogi, podoba mi się historia i akcja, która zaczęła pędzić, kiedy tylko skończyłeś opisywać miasto oraz zbyt dokładny wygląd postaci. Podobają mi się bohaterowie, różnią się charakterami, zdecydowanie da się ich lubić.

Ogólnie świetna robota, ale nierówna. Początek jest nieco toporny. Samą scenę pierwszą skróciłbym kilku zdań, bo mamy dokładny pokaz bohatera, który nie ma większego znaczenia dla historii. W książę to byłoby całkiem niezłe, podobną scenę widziałem w “Szóstce Wron”, ale dla opowiadania to niezbyt dobry pomysł.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Cześć,

Jest jak jest, więcej tego nie zrobię.

Mam ochotę pytać o to samo za każdym razem, kiedy czytam Twoje opko :O

No… it is what it is XDD

ponownie dałbym emotkę „:O”, ale duża literka O nie oddaje mojego zdziwienia.

Aż tak odjechałem? XD

Czyżby jakaś spacja przeniosła się na inną strunę rzeczywistości?

Nie inaczej.

Z bólem stwierdzam, że to skracanie jednak trochę widać. Nie pomogło ono opowiadaniu, które od początku i tak miało na pewno duży poziom abstrakcji. W Skali Odcieni poziom abstrakcji był spory, ale znośny. Tu obawiam się, że abstrakcja wylewa się zbyt szerokim strumieniem :V

Trochę to… smutne no. W sensie zgadzam się ze skracaniem, ale głównym planem było stworzenie opowiadania mniej oderwanego od rzeczywistość jak zazwyczaj. No jest jak jest XD

Opowiadanie jest napisane ładnie, oczywiście, ale składa się tak jakby głównie z myśli. Nie wywołało wielu obrazów w mojej głowie, a że jestem wzrokowcem, to obrazy lubię. Więc pewnie go nie będę pamiętał niedługo. Moja rada: nie skracaj tak dramatycznie opowiadań :)

Jak już wspominałem w odpowiedzi dla Wilka, obrazów wyciąłem za dużo, więc rozumiem. Opowiadanie przyspiesza znów, zanim zdąży zwolnić, nie tak miało być. Niestety.

I nie mam zamiaru już więcej tak skracać na siłę.

Pozdrawiam również i dziękuję! :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Nie to nie jest tekst, Ty mnie zainspirowałeś, właściwie Twoje opko, myśli, aby skreślić kilka słów.  :-)

Bardzo ładnych słów :)

Dla mnie tak, znaczy – wyróżnia się. Bardzo pasuje do porozumiewania się postaci. Jest w punkt, podkreśla inność. To takie myślomowo-odczuwanie, chyba precyzyjniej nie potrafię określić. W sensie wykorzystywania tego zabiegu we w ogóle, we wszystkich, zawsze (i cała reszta dużych kwantyfikatorów) naturalnie nie, ale tutaj pasuje idealnie. Może gdzieś tam trafiły się jeszcze jakieś kiksy, ale są bez znaczenia, bo poprowadziłeś mega konsekwentnie po ich czuciu.

Zresztą, męczy cię to, ciekawi, próbujesz przybliżyć i uchwycić w kolejnym opowiadaniu. Mam tak, gdy coś mnie jeszcze fascynuje, bo sama nie wiem, wtedy najczęściej mam siłę, aby poprawiać, korygować, zastanawiać się.

Już rozumiem, dziękuję.

To mi bliskie. :P Dobrze zrobiłeś.

Cieszę się :D

Fajnie, zatem będzie. Szkoda, że nie jestem dyżurną, mój głos bardziej by się liczył, ale cóż, jest jak jest. 

Jeden głos to dla mnie bardzo dużo :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Cześć, Asylum, dziękuję za wizytę.

Lubię samą wizję manekinów. Czasami zdaje mi się symbolem tego odchodzącego już świata.

Mam podobne odczucia, chyba dlatego tak często pojawia się u mnie ten wątek.

Tak więc, MaSkrolu… bardzo, bardzo misię Twoje opowiadanie! Jest głęboko humanistyczne. Każda jego litera. 

Dziękuję… bardzo się cieszę, bo taki właśnie był główny cel.

Szarpie się. Zabawne są te podrygi drewnianej kukły. 

– Myślisz, że drewno coś czuje? Tak, nawet jeśli umarło i jest wysuszone.

– Żywe i martwe czuje.

– Co je ożywia?

– Ruch?

Podźwignął się jeszcze raz i tak już będzie do końca, aż światy ogarnie wieczny mrok. W ciemności wirują świetliste drobiny. Wyglądają jak płatki cynfolii. Może zbliżą się do siebie jeszcze raz. Może. Na pewno.

Zastanawiasz się jak powinno wyglądać zakończenie, a sama napisałaś lepsze ode mnie. Bardziej oddalone od historii, bardziej motywujące. Dokładnie takie, jakie powinno być. Wymyśliłaś to, czy wkleiłaś fragment jakiegoś tekstu?

Jeśli to tekst, to chciałbym go przeczytać.

Dobrze już, bo ciągle będę odpływać, zamiast coś ci – z sensem lub bez  -napisać, znaczy komentarz.

Lubię twoje odpływanie, bardzo ładnie wtedy piszesz. :)

Chyba najbardziej poruszyły mnie dwie rzeczy: sposób dialogu postaci oraz dojmujące odczucie nadchodzącej porażki głównego bohatyra, rodzaj powiększającego się rozdarcia.

Nadchodząca porażka… wokół niej było budowane całe opowiadanie, ale dobre dialogi to mój mały sukces. Tak naprawdę nie wiedziałem, że potrafię je pisać. I chciałem zapytać, co masz na myśli przez sposób dialogu? On aż tak bardzo się wyróżnia?

Odnośnie samej treści mi akurat średnio się podobało zakończenie, ale w tym momencie nie mam pomysłu na inne, poza tym literacko i konkursowo jest niezłe, choć trochę ograne.

Masz rację, ale przyznaję się… czasem lubię widzieć w czymś schemat, o ile dobrze się sprawdza. :P

Warsztatowo mam problem z zapisem wypowiedzi, w których atrybucje odnoszą się do innej postaci. Przykłady poniże , ale zdarza się też w innych miejscach. W obydwu przypadkach wypowiedzi są jej, a atrybucje należą do niego. 

Masz rację, w zasadzie napisałem tak odruchowo. W końcu narracja jest pierwszoosobowa, on mówi, co robi ona. Kierowałem się logiką, że skoro ma tę niesamowitą zdolność, że może widzieć jej emocje, może też komentować je podczas prowadzenia narracji. Nie wiem czy to poprawne w zasadzie.

I teraz tak: nie wiem, jak można byłoby to zrobić inaczej; czytało mi się dobrze i rozumiałam bez kłopotu; zauważyłam tylko i wyłącznie dlatego, że jestem przetrenowana w tej materii przez portal NF; co więcej podobało mi się, bo uwiarygadniało sposób komunikacji pomiędzy nimi.

Rozumiem, teraz jeszcze bardziej nie wiem, czy to poprawić, czy nie. Póki co zostawię.

Naturalnie skarżę do biblio. :-) Po czym po dwóch dniach zgłoszę wątku na piórka. :-) Jeśli tego nie chcesz – daj znaka.

Dziękuję… i oczywiście, nie mam nic przeciwko, bardzo się cieszę :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Cześć, Wilku, dziękuję.

Nie myślałem o tym, szczerze mówiąc. Trochę elementów chciałem użyć, ale nawiązanie do “Zejdziemy jeszcze głębiej” nie było celowe. Może podświadomie łączę teksty, schematy, dopóki nie uda mi się dojść do czegoś konkretnego. Może podoba mi się ta metafora człowieka-marionetki. Może lubię przedstawiać w ten sposób schematy zachowań. A może po prostu tonę we własnych schematach.

Zgadzam się z dynamiką, ten tekst miał być wolniejszy, bardziej emocjonalny. Eksploatacja światów miała przypominać pielęgnowanie sadzonki, a nie wklejanie dębu w miejsce świerku. Chciałem, żeby to było nieco kontemplacyjne, to opowiadanie powinno mieć więcej znaków, ale w innych miejscach. Powinienem zmienić tę historię, zamiast tylko ją skracać, skrócić i rozbudować znów. Straciłem najważniejszy element, nierozerwalną część. Nie zdołałem pokazać tej ukrytej zażyłości z każdym światem, który odwiedzał. Niestety.

I wyobraź sobie, że wcześniej napisałem nieco lepszy komentarz, ale natychmiast chciałem poprawić błąd i go zniknąłem…

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Nie musiałaś heart

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Czekałem na piękny, epicki obrazek… ale przyznam, że to zdecydowanie bardziej pasuje. Witaj, Saro :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

O, nie wiedziałem, dzięki. Tag dodany :D

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Czeeeść,

Ja się poczepiam w swoim rodzaju czapialstwa:

Szymek zamknął dziennik starannie oprawiony skórą, który był nieznacznie przetarty na jednym rogu. Następnie wrzucił go do najmniejszej kieszeni starego wojskowego plecaka. Był w jednolitym, brązowym kolorze i poza srebrnymi niegdyś zamkami, ozdabiała go jedynie naszywka na przedniej kieszeni. Była to mordka wściekłego kreta.

Trochę zalatuje “byłozą” – dużo tego być, a to słowo zupełnie bierne, najlepiej go unikać, kiedy tylko się da. Poza tym pogrubione zdania to sam opis, bardzo szczegółowy, aż zbyt szczegółowy, to chyba ponad 50% akapitu. Taki styl będzie czytelnika po prostu nużył, niektóre elementy tak naprawdę są niepotrzebne. Opisy to, oczywiście, ważna część opowiadania, ale one powinny coś wnosić poza ozdobą. Niech zdradzają nastrój bohatera, jego pochodzenie, małe części charakteru. Jeżeli jest naszywka, niech oznacza przynależność do jakiejś grupy, jeżeli ma brązowy kolor – niech on będzie wyblakły, wtedy nie będziesz musiał wspominać, że plecak jest stary. Tego wymaga ekonomia językowa, opisy nie mogą być puste. Nawet jeśli ktoś nie zgadza się zupełnie ze Strzelbą Czechowa, musi znaleźć jakiś środek, dzięki temu opowiadania będą znaczenie lepsze. Na stronie fantazmatów był fajny artykuł na temat ekonomii języka, nie wiem, czy wciąż tam wisi.

Generalnie w dalszych akapitach jest to samo, ale nie będę już zaznaczał wszystkiego.

Niestety topornie napisane, widać tu jakiś pomysł, który nawet mógłby być dobry, ale wszystko zostało utopione w opisach. Pozdrówko i powodzenia w dalszym pisaniu! ;)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Sonato!

Znów czytam ten komentarz i znów nie wiem, co powiedzieć poza: dziękuję, cieszę się, że tekst Ci podpasował. Serce rośnie, gdy czyta się takie komentarze, bo wiem, że większość rzeczy udało mi się zrealizować. Dziękuję jeszcze raz. :D

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Cześć, Jimie,

Spory błąd, tylko przynajmniej u mnie z tekstami bywa tak, że zawsze muszę je trochę skrócić. Gdy piszę dodaję dużo niepotrzebnych rzeczy. Co nie zmienia faktu, że kilka ostatnich tysięcy było na siłę. Z tego co wiem, Ty też chyba bardzo swoje skróciłeś, prawda? :P

Aliqius – ktoś inny.

Byłem ciekaw kto pierwszy zauważy, gratuluję :D

Nie wiem czemu przypomina mi to “Gwiazdy moje przeznaczenie”

Niestety nie czytałem tego :/

Cieszę się, że opowiadanie się podobało. Obszerny komentarz będzie miły, ale zrozumiem, jeśli nie zdążysz :P

 

Verus,

A ja pozwolę sobie podziękować ponownie. Dziękuję za miłe słowa i pomoc.

To opowiadanie bardzo w Twoim stylu, delikatnie weirdowskim, czasami nieco poetyckim. :D Dobra lektura, choć wcale nie lekka – ale też jej celem chyba nie miało być “lekką”.

No to już chyba się do mnie przypięło. Chciałem tym razem opowiadania, które będzie nieco inne od większości moich. Najwidoczniej taki już mój styl :D

I w sumie mi to pasuje.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Nowa Fantastyka