Profil użytkownika


komentarze: 37, w dziale opowiadań: 30, opowiadania: 22

Ostatnie sto komentarzy

Uniosła wzrok i spojrzała na mnie, jakbyśmy się znali od dawna.

Unosi wzrok i spogląda na mnie, (…).

 

Wychodziłoby na to, że jej kolejna śmierć powinna zdarzyć się za dekadę.

Kompletnie nie rozumiem, czemu bohater zakłada, że może być jedna śmierć na 10 lat. 

 

Opowiadanie w porządku, przypomniał mi się nieśmiertelny Bezimienny z Planescape: Torment. Też mógł dać się zabić kobiecie (chyba w gmachu Czuciowców), bo była ciekawa, jak to jest zabić człowieka. 

 

 

Folan – dzięki za przychylną opinię i Caps Locka :) 

 

Polskie klimaty nie przeszkadzały mi praktycznie w ogóle (jestem uprzedzony, co poradzę) –

Tak, mój beta czytelnik ma podobną przypadłość i jego również tekst nie drażnił. Wynika to pewnie z tego, że jest to urban fantasy umiejscowione wprawdzie w Polsce ale nie odnoszące się bezpośrednio do kwestii politycznych ani społecznych (no może poza uwagą o rosnącej liczbie niechrzczonych dzieci, ale to dość ogólne). Unikałem też ulubionych tematów polskich filmowców, czyli – patologii, alkoholizmu, i ogólnej beznadziei, które sprzedaje się jako inteligentną i wnikliwą refleksję naszej polskiej codzienności. Obawiam się jedynie, że w przypadku ekranizacji nie byłoby jak obsadzić Więckiewicza ani Jakubika :D 

 

Lubię taki humor. Śmiechłem jak mało kiedy.

To dobrze, humor był ważnym składnikiem tego dania. 

 

Zanais – cieszę się, że się podobało. I podziw, że udało Ci się przeczytać (chyba) wszystkie opowiadania i merytorycznie skomentować.

 

Zdecydowanie przypomniało mi opowiadanie „Wiedźma i wilk” Grzędowicza.

Muszę zerknąć, ostatnio czytałem “Popiół i kurz” i się nieco zawiodłem. 

Treść nieco poszatkowana (nie przepadam za takim zabiegiem), ale dałam radę poskładać.

A mi się ten zabieg podobał. Żałuję jedynie, że wynika z niego tylko fakt, że mężczyzna jest inkwizytorem. To już coś, ale oczywiście byłoby ciekawiej, gdyby miał bardziej osobiste porachunki z wiedźmą. 

 

Mam pytanie, czy Twoja bohaterka jest “łowczynią” czy też “inkwizytorką” ludzi pokroju Joela?

Jest wiedźmą, na zlecenie Wisielczego Króla tropi swoich prześladowców. Pośrednio mści się za krzywdy wyrządzone jej i jej podobnym kobietom. Mści się na mężczyznach, którzy rządzą światem, zaprzedając duszę kolejnemu mężczyźnie – Wisielczemu Królowi. 

 

Tekst był w porządku. Czy brakuje mi próby podjęcia walki z wiedźmą? Nieszczególnie. Aczkolwiek inkwizytor chyba powinien być chociaż odrobinę wyszkolony i przez to świadomy swojego losu.

Kobieta przeklęta, która nie potrafi pogodzić się ze stratą. Zaprzedaje duszę, zaślepiona zemstą i chęcią połączenia z córką, że godzi się na absurdalne zadanie. Nigdy nie sprowadzi stu inkwizytorów.

Zabawne, rozbawiło mnie :D O dziwo najbardziej, jak jajodzieje zamienili się w ludzi z miasta :D

 

Po trzecie, scena z psychiatrą trochę sucha, odstaje od reszty. Nie obraziłbym się, gdyby zniknęła z tekstu.

Moim zdaniem ta scena pasowała idealnie jako zakończenie.

 

Jedyne co bym zmienił to zmniejszył amunicje jajodziejowych karabinów. Dałbym po dwa albo 3 na karabin. Potem zniszczył jeden (albo ktoś mógłby się wystrzelać na głupoty), żeby liczenie czarów miało znaczenie. Żeby było poczucie, że mogą im się te zasoby wyczerpać. 

Faktycznie nie ma tutaj akcji, ale podobało mi się, bo skłania do refleksji nad wartością nieśmiertelności. Zastanawiam się, czy bohater faktycznie znajduje się gdzieś w przestrzeni, czy może zamknięty jest w jakiejś symulacji, wsunięty do szafy i zapomniany (jak w black mirror).

Natomiast, jeżeli faktycznie ma tyle czasu i dostęp do wszelkiej wiedzy zgromadzonej przez ludzi, to sądzę, że skupiłby się nad rozpracowaniem problemu swojej nieśmietelności. I (jeżeli nie wchodzą w grę jakieś elementy fantastyczne typu wola bogów) to prawdopodobnie doszedłby do jakiegoś rozwiązania albo chociaż zrozumiał istotę swego uwięzienia (czy regenerują go nanoboty, czy jest w symulacji). Zastanawiam się jeszcze, co działoby się z psychiką takiego człowieka. Sugerujesz stały rozwój, więc na przestrzeni lat mógłby się zmieniać jego charakter i usposobienie. 

Podobało mi się, a tytuł “Jesteś drożdżem!” faktycznie miałby więcej odsłon :D Bardzo zgrabnie nakreśleni bohaterowie (i to raptem w kilku słowach) i dobre dialogi. Wiadomo mało tu akcji, zwrotów akcji i jakiś efektów wow, ale nie oczekiwałem tego i mi tego nie brakowało. 

Cześć! Jak dla mnie za szybkie, za krótkie. Mało miejsca na budowanie napięcia, a to podstawa grozy i horroru. Gdy wprowadzały się nowe rodziny od razu zaznaczyłeś, że zginą. Więc nie było to zaskoczenie. 

Zaznaczyłbym bardziej upływ lat. “Mijały kolejne lata” to dla mnie 20, 30, może 80 lat. Ale nie kilkaset. A tu nagle media, aparaty, dziennikarze. Minęły stulecia. 

 

Kąpiele we krwi odbywały się codziennie, bo czarownica wmówiła księżnej, że jest to starożytny rytuał, który nie tylko ją odmłodzi, ale pozwoli przejąć duchowe i cielesne cechy zamordowanych osób.

Dwie uwagi. “Wmówiła” sugeruje, że to nie jest prawda. A jednak klątwa/rytuał jakoś tam zadziałał. Natomiast, jeżeli uwierzyła wiedźmie, to powinna starać się o osoby wyjątkowo uzdolnione, urodziwe, albo w inny sposób się wyróżniające. Raczej nie chciałaby przejąć cech duchowych i cielesnych pospolitych sług. Tylko jakiś wybitnych osobistości. 

– Tym razem ci się poszczęściło. – wycedził przez zęby, spoglądając na Pulpeta. – Poczekaj no, jeszcze przyjdzie dzień gdy Pan Grzebała nie zdoła cię ocali.

ocalić.

 

Poza tym, warzyły się losy życia jednej z Księżniczek.

ważyły

 

– Złamanie nerwowe? – zapytał Kacper.

Załamanie

 

Ciekawe, coś co początkowo było baśniowe i kojarzyło mi się z “Tajemniczym światem Arrietty” przerodziło się w koszmar. 

Fajny pomysł, faktycznie użycie psów faktycznie wydaje się sensowne, ponieważ należą do świata ludzi. Natomiast nie do końca zrozumiałem czym są te istoty. Początkowo zakładałem, że to mali ludzie, potem, że mrówki, bo pojawiły się wzmianki o feromonach. Ale też nadal narracja była taka, że połamał sobie nogę. Gdyby był mrówką to miałby ich więcej. Pojawiały się wzmianki o roju i o zielonym kolorze skóry. Podejrzewam, że odpowiedź jest oczywista, ale nie załapałem.

 

Jedna komenda i do kolekcji psowatych dołączy nowy okręt.

– Wstrzymać ogień! – Kapitan aż zerwał się z krzesła, drąc się w niebogłosy. Wiedział jednak że załoga nie zdoła już tego zrobić.

Tu na początku myślałem, że to podstęp kapitana. Dopiero potem zrozumiałem, że wkroczył człowiek i coś się zmieniło. Brakuje mi tu jakiejś przerwy, albo zaznaczenia zmiany warunków. 

 

Papierowy zwój. Używano ich jeszcze za panowania Królowej Jarii. Teraz, stosowane jako kontra na szerzącą się plagę hakerów. Znane wyłącznie z wiadomości najwyższej wagi.

Nie rozumiem skąd ten zwój się nagle wziął. Podejrzewam, że jest to tylko blef kapitana, ale trudno to wywnioskować.

Nie rozumiem, czemu kapitan rozkazał zabić wszystkich podwładnych. To były żółtodzioby, jeden się sprzeciwił, odstrzelił go, to zrozumiałe. W tym momencie ich sterroryzował, pokazał, czym grozi odmowa wykonania rozkazu przełożonego lub dezercja. Jako doświadczony dowódca byłby w stanie ich sobie podporządkować. Miał ich w garści. Ale zaczął do strzelać do kolejnego, wychodząc na wariata. 

Hej, bardzo klimatyczne. Podoba mi się, że elementy fantastyczne można uznać za chorobę psychiczną starego lokaja, który o wszelkie zło oskarża kota. I że cały dramat mógł się wydarzyć bez udziału magii, a nawet i pałającego zemstą Wiktora. Być może faktycznie im wybaczył, pogodził się z faktami, a rodzina rozpadła się pod wpływem wyrzutów sumienia ojca i zaginięcia dziecka.

 

Pokierował wszystkim z ukrycia, więc chyba śmiało można nazwać go szarą eminencją. Opłacało się sporządzić tę notkę, chociaż przeszedłem przez nią katusze. W każdym razie kot jest szary, tak samo eminencja jest szara – pasuje idealnie i każdy głupi zrozumie, o co chodzi.

Ostatnie słowa utrwalone wielkimi, koślawymi literami brzmiały: SZARA EMINENCJA MIAU.

 

Rozumiem, że policjant chce być pisarzem ale pierwszy cytat mocno wybił mnie z klimatu. Miałem poczucie, że autor nie jest przekonany czy pisze na temat i chce się usprawiedliwić oraz wykazać związek treści z tytułem. Niepotrzebnie, bo związek jest. Moim zdaniem lepiej by było, gdyby pierwszy cytat skreślić i zostawić jedynie “SZARA EMINENCJA MIAU.” jako tytuł powieści, którą planuje napisać bohater. 

– Profesor Bennet czeka na ciebie w salonie od półgodziny.

od pół godziny.

 

lazanit kontrolowali lepiej, niż własne ciało. 

Lazanit

 

Ekscytacja krzesała iskry jego w oczach.

w jego oczach

 

Jego ojciec wszedł do pokoju, zamknął za sobą drzwi i oparł się pośladkami o skraj stołu.

Coś mi te pośladki tu nie pasują. Może “i oparł się o skraj stołu.”?

 

To samo, z w które przed laty puszczał zajączki lusterkiem, by zirytować guwernantkę brata;

skreślić “z”

 

Ostatnimi obrazami ulatującej rzeczywistości była świetlista, niebieska smuga ulatująca spomiędzy jego warg i materializująca się w dłoni odzianego w czerń młodzieńca.

Powtórzenie

 

– Wypoleruję przy okazji kamyszek, zaszedł z lekka brudem.

kamyczek

 

Niechby któraś z nich potknęła się na łączniku, nie zdołała złapać poręczy

brak kropki na końcu

 

Na jego oczach z nicości wyrosła męska postać pustych, rozjarzonych oczach i ostro zarysowanej twarzy.

brakuje “o” – o pustych …

 

a gdy arystokrata wychodził z karocy musiał uważać, by nie wdepnąć w brudne niedobitki śniegu zalegające plac.

Moim zdaniem można skreślić “arystokrata”, wiadomo kto wysiada

 

Minęli przejścia do sypialni, garderoby i pokoju gościnnego, pod do kryjących całą ścianę zasłon

Coś tu jest nie tak.

 

Arystokrata cofnął się kilka kroków z rękoma w kieszeniach, rozkoszując niezrozumieniem w oczach Elvire, które teraz utkwione były w postaci jej zmarłego syna. Wzbierały w nich łzy.

Tu też bym wyciął arystokratę, bo wiemy kto się cofa.

 

 

Podobało mi się, zgrabnie i fajnie napisane. Ładny język. Krótkie rozdziały dostarczają wystarczającą ilość informacji, aby pchnąć fabułę do przodu. 

 

W trakcie czytania zastanawiałem się, dlaczego brat miałby umrzeć, ale faktycznie samobójstwo było uzasadnione.

Całość kojarzy mi się z Fullmetal Alchemist (kwestia brata, przemiany materii itd.)

Na początku miałem problem z tym, że nie potrafiłem określić wieku brata. Zastanawiałem się, czy jest starszy, na ile jest dorosły. 

Rozumiem, że główny bohater został katem aby bronić prosty lud, ale nie rozumiem jak mógł zabić magnata magią w 1880 roku, skoro brata wygrzebał dopiero rok później. Bo zakładam, że tylko dzięki szczątkom brata opanował moc? Czy zyskał te zdoloności już wcześniej, poprzez naświetlanie kryształu lampą?

 

Mam wrażenie że na końcówce gonił cię limit; climax, jakim jest odnalezienie Jasia, zawarłeś w sześciu linijkach, a na początku występowały dłuższe opisy wprowadzające do świata, np. scena z panem Bogusiem. Trochę tu dysproporcji kompozycyjnej, ale ma to swój urok.

Nawet nie limit, raczej błąd przy tworzeniu planu. Założyłem, że konfrontacja z bebokiem ma być finałem opowiadania. Że w tej scenie zostanie rozwiązana intryga z włosami oraz odpowiedzialnością za porwanie. Że otworzy to na tyle oczy Jowicie, że skłoni ją do szczerej rozmowy z mężem. A wyjaśniwszy sobie wszystko, odnalezienie Jasia będzie tylko formalnością. Dlatego w pierwotnej wersji kończyłem na scenie, gdy podchodzi do auta i mówi: “Jurek, musimy porozmawiać, Jaś uciekł z domu”. 

 

(Nie zrozumiałam tylko reakcji Brunona na pobicie jego syna – nawet się nie zdenerwował chłop :D)

Wychodzi zły, dostrzega, że ma do czynienia z obeznaną wiedźmą, uzbrojoną w stal i spuszcza z tonu. Być może wie, że syn tak naprawdę nie ucierpiał, bo tylko stal trwale rani stwory nocy, być może rozumie, że jest współwinny sytuacji albo obwinia żonę. Na pewno jest bebokiem cywilizowanym, który rozwiązuje problemy zamiast rozpamiętywać i je tworzyć ;) 

 

Ghlas cailin – dzięki za komentarz!

 

 

Fajne opowiadanie!!! Jest humor.

Cieszę się, humor był ważny. 

 

dawidiq150 – dzięki!

 

Jak widać powyżej, sporo bytozy.

Faktycznie. Zastanawiam się tylko, czy jest to słowo, które się przeskakuje podczas czytania, czy faktycznie lepiej tego unikać. Zwróce na to uwagę następnym razem, można to zastąpić przy redagowaniu tekstu: “nie stanowiło przestępstwa”, “pracował w policji”,

 

Nieuzasadniony headhopping.

Miałem poczucie, że uzasadniony, ale rozumiem uwagę. Mogłe napisać: “Stara wiedźma przyglądała się przez dłuższą chwilę swojej córce. Wyglądała, jakby biła się z myślami” czy coś podobnego.

 

Najpierw mruży oczy ze złości, a potem zachowuje się w tak wyluzowany sposób?

Wyglądania na złego, wkurzonego stwora jest wpisane w jego jestestwo. Ale potem się uspokaja, bo rozumie, że tylko w ten sposób będzie mógł zapobiec eskalacji konfliktu. Boi się też pasa ;) Wyżej też poruszałem tę kwestię.

 

Natomiast wewnętrzna klamra jest w mojej opinii zupełnie niesatysfakcjonująca. Owszem, Jaś zostaje odnaleziony, ale cała scena jest opisana w zaledwie kilku zdaniach. To tym bardziej bolesne, że informacja beboka o konieczności wspólnego działania z Jurkiem zapowiada potężną eskalację fabuły, która jednak nie następuje w ogóle.

Rozumiem. Ponieważ jesteś już kolejną osobą, która porusza tę kwestię, to przyjmuje, że popełniłem błąd. Mój beta czytelnik również zarzucił mi brak satysfakcjonującego zakończenia. Tak jak zaznaczyłem wyżej, uznałem, że rozwiązanie intrygi (Laura-mąż-Jowita) kończy tą historię. Że teraz będą działać razem i bez problemu odnajdą syna. Ale tak, rozumiem, że chce się to zobaczyć. Że powinni faktycznie wejść do Czarnego Lasu i pokonać koszmary syna. I nawet jeżeli nie zakochaliby się w sobie na nowo, to zrozumieliby, że muszą działać razem, żeby pokonać mroki Lasu (i trudności wychowywania dziecka). Być może na to wszystko wpadłaby jeszcze babka na miotle i mąż “mugol” miałby szansę się wykazać i ją uratować. Dowiedziałby się również prawdy o magii i zrozumiał inność byłej żony.

 

opis fajermana, który dla fabuły ma zerowe znaczenie.

Tak, ma zerowe znaczenie. Początkowo Jowiat miała mieszkać własnie z duchem górnika. Ale był to zbyt mało dynamiczny duet, więc fajerman wylądował w kotłowni. A, że nie skracałem opowiadania, to został. Gdybym rozbudowywał końcówkę, to na pewno musiałby wylecieć. 

 

Także zabieg z rozsądnym bebokiem był niezły, choć tu niestety nieco psuje wrażenie brak wyjaśnienia, dlaczego miałby pozbywać się swego dziecka (jeśli mu zależy na nim, raczej nie oddawałby go komuś innemu, nawet w ramach pomocy; jeśli nie zależy, po co po nie wrócił?).

Według podań mamuny porywały i podmieniały dzieci. Aby odzyskać dziecko, należało bić podmieńca święconą rózgą na kupie gnoju w lesie (stąd pomysł Jowity).

Ale w mojej wersji mamuna działa ze współczucia. Być może pokutuje za dawne winy, albo się nawróciła. Widząc zrozpaczoną matkę, próbuje złagodzić jej ból. Bebok jest temu przeciwny, ale ma niewiele do gadania. Gdy jednak podmieniec cierpi, to mamuna chce odzyskać dziecko i wysyła męża, który przewracając oczami powstrzymuje się przed powiedzeniem “a nie mówiłem?” i idzie po syna. Cóż, mamuny i beboki również mają swoje problemy i konflikty małżeńskie ;)

 

Żeby wyłącznie nie smędzić, wspomnę jeszcze raz, że sam koncept moim zdaniem bardzo zgrabny.

Ależ konstruktywna krytyka jest bardzo cenna. Dzięki, Światowider.

 

Odpowiedź na pytanie, która z tych twarzy elona jest prawdziwa

Zapomniałem dodać, że tytuł “elona” był dla mnie najbardziej smakowitym kąskiem w tym daniu. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ciekawą genezę i teorię spiskową. Podejrzewam, że to właśnie on mógł stać się impulsem do napisania tego opowiadania.

 

Zostawiam piosenkę o wspomnianym naziście, autorze nazwy tego urzędu.

https://youtu.be/QEJ9HrZq7Ro

No wiem, że opowiadania na NFie muszą kończyć się jebnięciem tudzież przewrotem lub zawrotem głowy, bo inaczej coś jest nie tak i w ogóle niefajnie, ale jakoś nie miałem ochoty tym razem dociskać pedału gazu.

Rozumiem. Chodziło mi o uczucie, jak oglądasz horror i wiesz, że zaraz coś się wydarzy. Napięcie, które szuka ujścia. Klimat był dobry, miałem poczucie, że zakończenie ma klimat rodem z filmu “Inni”. I podobnie jak Ambush uważałem, że oni tam zawsze byli, nigdy nie opuścili tego domu. Po prostu zabrakło mi czegoś co pozwoliłoby się w tym odnaleźć, połączyć wszystkie elementy. Ale rozumiem, eksperymentujesz z formą.

Opowiadanie momentami było bardzo niepokojące.

 

To chyba pytanie natury filozoficznej ;)

Po prostu nie jestem przekonany, czy toczący się żwir wydaje ponury dźwięk ;) czy użyłbym tego przymotnika w tym kontekście

 

wprowadzasz Olivie i jej listy (byloby milo na poczatku wspomniec, kim ona byla – czy oni ja zatrudnili do opieki?),

Nie zgodzę się, to akurat wynika jasno z tekstu

 

Na początki mi się dłużyło, czekałem aż tempo się podkręci i coś się wydarzy.

Potem się bardziej wczułem i czułem irytację i zniecierpliwienie, sam chciałem wsiąść do tego samochodu i pojechać do rodziców (to komplement, bo taki chyba był zamiar autora). Następnie przeszło to w horror, czekałem na uderzenie. Ale ono nie nadeszło. Klimat był dobry, był też niepokój, jak w dobrym filmie. Ale zabrakło mi na końcu jakiejś wisienki na torcie, zwrotu akcji lub mocniejszego akcentu, który zamknąłby opowiadanie w zgrabną całość. A tak raczej pozostało w onirycznych klimatach.

 

Kilka uwag:

 

Myślałem, że przyjęcie jest u rodziców Roba, że wciąż tam jesteśmy.

 

Rob miał niejasne wrażenie, że tamtej nocy dzwonił też telefon. W pewym momencie poczuł się, jakby słuchawka telefonu przylegała ściśle do jego ucha

Telefon – słuchawka telefonu. Wystarczyłaby sama “słuchawka”

 

przypominające ponury szmer toczącego się żwiru.

Czy szmer toczącego się żwiru jest/może być ponury?

 

− Potrzebujemy tylko trochę więcej miejsca – powiedziała Emily.

wyciąłbym “powiedziała Emily”. Wiemy, że to ona.

 

Dziwnie to wygląda – odpowiedział Rob.

Robby, myślisz, że to poważne?

Czegoś tu brakuje, jakiejś półpauzy −

 

− Nazywam się Allister Moore. Zamieniliśmy parę słów, kiedy podpisywał pan umowę Olivią. Jestem jej mężem

z Oliwią.

 

Pozdrawiam

Podoba mi się, bardzo zgrabnie napisane. Chciałbym tylko widzieć większy opór ze strony wrogów politycznych, ale rozumiem, że zabrakło miejsca. 

Zastanawiam się, co chciał osiągnąć Felix Sull. Jego działania w istocie zdestabilizowały sytuację na Marsie, zapewne na dziesięciolecia. Chyba, że sprzedał z zyskiem akcje firm, które teraz stracą na wartości lub wzbogaci się na układzie z Whiteheadem i Oranje. 

 

Podoba mi się, że “sto mieczy” ma wartość polityczną, nie czysto militarną. Stanowi jedynie swoistą legitymizację nowych rządów i sprawia, że w przypadku ew. ataku korporacje wejdą w konflikt z siłami USA, co doprowadzi do eskalacji konfliktu. 

Nie jestem tylko przekonany, czy to się uda. Ziemia będzie wspierać tego, kto ma faktyczną władzę, zapewnia wydobycie lub rynek zbytu i nie ma skłonności niepodległościowych.

Korporacje mogą teraz odpowiedzieć podsycaniem komunistycznego zapału. Doprowadzić do zamieszek, w wyniku których zginęliby czołowi oligarchowie. Najlepiej z konkurencji. Następnie wzmocnić nastroje niepodległościowe, skłonić nowo utworzoną i naćpaną milicję do ataku na “sto mieczy”, których można przedstawić jako macki tyrana. Taki incydent mógłby zapoczątkować wojnę o niepodległość koloni. Dość prawdopodobną, biorąc pod uwagę odległość i opóźnioną zdolność reakcji z Ziemi. Ziemia raczej nie będzie się przejmowała legitymacją rządu, tylko własnymi interesami.

 

– Wobec tego chcę zostać wysłuchany przez Senat,

Powinna być kropka. 

 

Jeśli na Marsie równie trudno znaleźć pracę, jak w innych miejscach, to po co kampania reklamowa? Przecież przewożenie niepotrzebnych ludzi nie może być tanie.

Pewnie mieli jakieś plany, które nie wypaliły. Albo reklamy pochodziły od przewoźników, którzy chcieli sobie zwiększyć obroty, a naiwni ludzie sprzedawali cały majątek, licząc na ziemię obiecaną. 

Cześć, chciałbym zamienić zaklepany tytuł “My, którzy czekamy” na “Przyjdzie bebok i cię zje”. Dziękuję. 

No cóż, wygląda na to, że jednak nie jest w stu procentach skuteczna :)

Jeszcze pozostała zgadywanka. Jeżeli opracowana przeze mnie metoda jest skuteczna to autorem My, którzy czekamy” jest bez wątpienia Irka_Luz.

Cześć, poproszę : My, którzy czekamy. 

Podobało mi się. Tekst jest stary, więc moje uwagi pewnie na nic się zdadzą ale i tak napiszę.

 

 

– Sugeruje pan, że to Zenek? Ale niby dlaczego miałby to robić? Ale… gdyby nie… po co przychodziłby tu w dzień jej śmierci? A może ktoś ją zmusił? Upozorował śmierć… ale kto miałby w tym interes? 

Chyba raczej “upozorował samobójstwo”. O tym, że śmierć była upozorowana dowiadujemy się później.

 

 

– To na nic – pokręcił głową Smółka. – Nikt z Machlejdów, ani nawet nikt ze służących, nie ukryłby trupa w kadzi ze świeżym piwem. Za bardzo dbają o smak, żeby nawet mogło im to przejść przez głowę.

On mówi o swoim bracie. O ukochanym bracie co do którego ma nadzieję, że wciąż żyje… 

 

 

Nie, Adam wolał, żeby to, co dawno temu wydarzyło się między nim i Anną Teresą von Grebestetter, pozostało tajemnicą.

Myślałem, że to błąd i że powinno być “co dawno temu łączyło go z…”. Ale jednak był jakiś romans.

 

Do samego końca nie wiedziałem kim jest Zenek, myślałem, że to syn “zleceniodawcy”.

 

Na tej podstawie można stwierdzić, że właściwie spora część literatury może iść do kosza. Wszystko się już wydarzyło, o wszystkim wszystko zostało powiedziane, po co pisać – wystarczy poszukać, a się znajdzie. Można mieć takie podejście, ale ja to widzę bardziej jednostkowo, personalnie. Ktoś chce opowiedzieć historię – opowiada ją.

@Silva – ale tutaj nie ma żadnej historii. To opowiadanie jest jak… opowiadanie erotyczne. Tylko bez erotyki. Zmierza do określonego celu, nie zważając na inne elementy i czerpie podnietę z paragrafów a nie cielesności. 

 

Oczywiście, że przekaz jest ważny, ale to jest przedstawione tak dosadne, że aż boli. I po co tyle cytatów paragrafów? Brr, aż mi się studia przypomniały. Nie można napisać: “jest pan oskarżony o współudział”? Każdy zrozumie, o co chodzi. 

 

Pod względem prawnym też się kupy nie trzyma. Życzę powodzenia w wykazaniu związku przyczynowo skutkowego między spożyciem dwóch kropli grzańca 12% a poronieniem. Jeżeli autor nie jest karnistą i nie chce edukować prosty lud (a raczej studentów) to lepiej sięgać po bardziej abstrakcyjne czasy i światy, a dzieło stanie się bardziej uniwersalne. 

 

Na koniec jeszcze pytanie do wszystkich. Czy jest tutaj ktoś, dla kogo przedstawiony proces i jego konsekwencje wydały się sprawiedliwe? Podobne pytanie dla osób o poglądach pro-life, które takiego zapisu w konstytucji by chciały: czy przedstawiony system prawny jest dla Was do zaakceptowania? A jeżeli nie, to który element byście zmienili, by uniknąć patologii?

@Chrościsko – Jak mamy uznać proces i konsekwencja za sprawiedliwe, skoro je przedstawiłeś jako skrajnie niesprawiedliwe? Słodka rodzinka nie robi nic złego, zachodzą zjawiska losowe, pozbawieni są wszelkiej pomocy prawnej, uwziął się na nich prokurator… Brakuje Dartha Vadera i czerwonych mieczy świetlnych – żebyśmy na pewno wiedzieli którzy to ci źli. 

Czy taki taki system prawny mógłby zostać wprowadzony? Oczywiście, że tak. Jeżeli uznamy, że dzieci należą do państwa i jego rolą jest ich ochrona to ma to sens. Tylko zamiast biednej rodzinki podstaw panią w 8 miesiącu ciąży, która nałogowo pije wódkę, w konsekwencji trwale upośledzając dziecko. Czy sprawiedliwe byłoby ukaranie takiej osoby?

Opowiadanie będzie zbierało plusiki, bo jest jest zgodne z poglądami politycznymi czytelników. A tak samo można napisać antyutopie o negatywnych i przejaskrawionych konsekwencjach swobodnego dostępu do aborcji.

Cześć. Na wstępie zaznaczę, że nie czytałem pozostałych komentarzy. Niestety opowiadanie nie przypadło mi do gustu, jak dla mnie jest ono zbyt dosłowne.

 

Piękno literatury dystopijnej polega na tym, że podejmuje trudne tematy posługując się elementami fantastycznymi i hiperbolą. Fikcyjny świat, borykający się z wyolbrzmionymi problemami stanowi krytykę naszej rzeczywistości. Dzięki temu dzieło nawet po latach pozostaje aktualne i uniwersalne w swym przesłaniu. Skłaniając do myślenia, unika zbyt bezpośredniego powiązania z aktualną sytuacją polityczną i pozwala oszukać cenzorów.

 

To opowiadanie jest subtelne jak cios pięścią w nos. Bolą mnie te wstawki z kk i kkw. Tytuł jest dobry. Pierwszy cytat jest dobry. I tyle by wystarczyło. Dalsze wstawki z konstytucji itd. są zupełnie zbędne, sprawiają że tekst jest ciężkostrawny. Główny zarzut, że tutaj został przedstawiony problem. Nie bohaterowie, nie ich relacje. Problem. Dlatego jest to dla mnie bardziej fabularyzowany manifest polityczny niż opowiadanie.

 

Adwokat państwa Kęckich został im chyba przyznany z urzędu albo jest po ciężkiej imprezie. Mam nadzieję, że jego nieudolność i brak przygotowania klientów jest zamierzona.

 

Dowody się kupy nie trzymają. Wykrycie tak śladowej ilości alkoholu to już sci fi. Więcej promili by miała po zjedzeniu “Pawełka”. GPS w górach w czasie burzy? No ale czepianie się wynika właśnie z tego, że tkwimy jednak w naszej polskiej rzeczywistości.

 

Kwestii prawnych nie będe komentował bo musiałbym to brać zbyt poważnie i byłoby to nudne. Odeślę Cię tylko do formuły Radbrucha, może Cię zainteresuje. 

 

Jadę powoli, ostrożnie, jakbym wiózł nitroglicerynę albo mleko w otwartych kankach. Ręce drżą mi na kierownicy. Czasem spoglądam ukradkiem na siedzenie pasażera po czym szybko odwracam wzrok.

Droga przed nami tonie w mgle. Co jakiś czas wyłaniają się z niej widmowe ciężarówki, tnące gęsty opar światłem reflektorów. Tuż za Bolkowem, koło zjazdu z nowej es trójki, wiemy już, że nie ma na co czekać.

Z krawiącą ciężarną to się jedzie na sygnale, a nie powoli i ostrożnie. Skąd wiedzą, że nie ma na co czekać? W sensie na dziecko? Ludzie tracący bliskich tak nie reagują. Kierowca tym bardziej skupiłby się na dotarciu do szpitala, żeby mieć jakieś zadanie, poczucie że coś robi. Skąd pewność?

 

Scena seksu obrzydliwa. 

 

Wyszło dość mocno krytycznie. Teraz pozytywy. Opisywana sytuacja jak najbardziej ma sens i może skłaniać do refleksji. Rodzice faktycznie wykazali się lekkomyślnością i w przedstawionym systemie prawnym mogliby zostać pociągnięci do odpowiedzialności. I faktycznie nie jest to odległa wizja, politycy już dyskutowali nad koniecznością wprowadzenia kar za picie alkoholu w ciąży. Czy słusznie? Można się kłócić. Zachęcam, żeby nie robić tego na forum miłośników fantastyki. Pozdrawiam

Irka_Luz, super, że Ci się podobało :) Na szczęście nie było potrzeby przycinania opowiadania, ale faktycznie, ten limit znaków ciągle był z tyłu głowy. Myślę jednak, że ograniczenie znaków zadziałało na korzyść, ponieważ miałem jasno określone ramy i wiedziałem, czego się mam trzymać. Cieszę się, że mimo początkowej podejrzliwości (a może właśnie przez) przeczytałaś mój debiut ;) 

 

katia72, dzięki za klika, to właśnie dzięki Tobie mój tekst pojawił się w bibliotece :) A już od paru dni niecierpliwie czekałem, aż ktoś z redakcji zatwierdzi dwie wyczekujące polecajki. 

 

Naz, mam nadzieję, że mimo goniących terminów udało Ci się czerpać satysfakcje z lektury. 36 opowiadań na konkurs to chyba ładny wynik.

Ciekawy konkurs, na pewno wezmę udział. Termin jest do końca stycznia, tak jak w zakładce “konkursy”?

 

Swoją drogą, wydaje mi się, że Kopciuszek nie jest idealnym przykładem i nie do końca spełnia wymagania konkursu. Zaklęcie minie o północy, niezależnie od działań Kopciuszka. Nie dochodzi do złamania warunku udzielenia pomocy. 

Kolejna sprawa to “ale dzięki czemuś, co zrobił wcześniej, odzyskuje to z nawiązką.” Kopciuszek niczego aktywnie nie zrobił, raptem zgubił pantofelek. 

Kopciuszek mógłby dostać wszystkie cuda pod warunkiem zatrucia na balu rodziny królewskiej. Godzi się, ale nie robi tego bo jednak ma dobre serduszko/się zakochuje i czar pryska. Jest ścigany przez ludzi króla ale ponieważ wcześniej nakarmił biednego smolarza to ukrywa się w jego chacie i poznaje prawdziwą miłość i tajniki wypalania węgla drzewnego. 

Łukaszu, dziękuję bardzo za wsparcie i betę. I za zakład, który zachęcił mnie do wzięcia udziału w konkursie. 

 

Krar85, fajnie, że Ci się podobało i nie przeszkadzała Ci pewna stereotypowość inspektora. Dzięki za polecajkę. Występując z imienia i nazwiska to anonimem raczej nie jestem wink Polecam się na przyszłość. 

Cześć, fajne opowiadanie, czytało się przyjemnie. Podoba mi się wykorzystanie demona, który demonem nie jest. Skutecznie mnie to zmyliło. 

 

Parę uwag i pytań:

 Ktoś przyniósł wiadomość dla pana. To od tego włóczęgi, któremu kiedyś postawił pan piwo.  

– wyciąłbym drugie zdanie. Wiadomo, że od włóczęgi, a kelner raczej by nie pamiętał, kto stawiał komuś piwo parę miesięcy temu.

 

Nie rozumiem też jednej kwestii. Obaj panowie twierdzą, że to ten drugi jest naiwny i chciał naprawić amuletami świat. Czy tak miało być? Chyba jednak tak, skoro użyli tego samego sformułowania…

 

1. Tomek chce ratować świat. Mówi, że amulety doprowadziłyby do zagłady. Oskarża Franka o naiwność:

– Po odkryciu Franek zupełnie stracił rozum – rozpoczął tak cicho, że musiałem wytężyć słuch. – Domagał się, abyśmy opublikowali wyniki, wygłaszał jakieś komunały o naszym obowiązku moralnym wobec ludzkości… Argumentowałem, że świat nie jest przygotowany na takie odkrycie, że konsekwencje mogą być tragiczne, czy zdaje sobie sprawę, co oznacza w rękach mafii, wojska, polityków możliwość sterowania zdarzeniami?

– Nie myśli pan, że to czarnowidztwo?

– Co, pan także z klubu naiwniaków? – prychnął z niedowierzaniem.

  1. Franek chce ratować świat. Mówi, że amulety doprowadziłyby do zagłady. Oskarża Tomka o naiwność:

– Nie przyszło panu do głowy, że to odkrycie mogłoby oddać przysługę ludzkości? Zapobiec powszechnym nieszczęściom, zlikwidować głód, konflikty?

 

– Żartuje pan? Zupełnie jakbym Tomka słyszał! Też mu chodziły po głowie takie mrzonki. Zlikwidować głód, konflikty? Tak jak na Wyspie Wielkanocnej? Przepraszam, pan z klubu naiwniaków?

Kolejna sprawa. Nie rozumiem w jaki sposób Franek miałby świadomie “sterować” tym amuletem. Tutaj padają takie słowa jak “wybrał”, “ratuje”. Jakby Franek siedział przed kryształową kulą i aktywnie wpływał na wydarzenia. Poza tym, chyba bohater jednak miał farta, skoro spóźnił się na samolot, który się rozbił:

Lecz on wybrał mniej drastyczny sposób na uniknięcie kontaktu. Po prostu w taksówce, którą jechałem na lotnisko, zdechł silnik. Oczywiście komórka, przez którą chciałem zamówić następną taksówkę, nie miała zasięgu, a radiostacja taksówkarza także odmówiła posłuszeństwa.

 

W końcu złapałem jakąś okazję, ale nie zdążyłem. Patrząc w bezsilnej złości na niknącą w niskich chmurach sylwetkę boeinga, przeklinałem Franciszka, nie mając pojęcia, że właśnie w tej chwili ratuje mi życie.

 

Chyba wolałbym jeden amulet, który udało im się stworzyć wielkim trudem. I który przynosi szczęście jednemu, kosztem drugiego. Tutaj mamy trochę takie strzelanie do siebie z magicznych różdżek.

Zimowy wilku, dzięki za komentarz i cenne uwagi! Cieszę się, że w tekście nie ma niepotrzebnych elementów. Co ciekawe, praktycznie niczego nie wycinałem. Przyjąłem założenie, że na każdą scenę mam max 5tys znaków i całkiem nieźle się tego trzymałem. Potem wszystko faktycznie przyspiesza i zmierza do finału.

 

Fajnie, że nie przeszkadzały Ci klisze. Spodziewałem się krytyki pod tym kątem. 

 

Ocena “jest dobrze” w zupełności mnie zadowala. Jest to moje pierwsze opowiadanie, więc może być tylko lepiej a i na eksperymenty przyjdzie czas. 

 

Co do zwrotów akcji i zaskoczeń – starałem się umieścić ich kilka. Rozumiem, że ani tożsamość i motywacja zabójcy ani ostatnie zdanie Cię nie zaskoczyły? 

 

Faktycznie, z akapitami mam chyba problem. Muszę je lepiej wyczuć. 

 

Tak, na pewno zamierzam jeszcze coś wstawić. Przymierzam się teraz do kopciuszkowego konkursu.

Pozdrawiam! 

Cześć i czołem! Pragnę wykorzystać tę niepowtarzalną okazję i serdecznie się przywitać. Niech nie zwiedzie Was data rejestracji mojego konta, które jutro obchodzić będzie swoje drugie urodziny. Jestem tutaj zupełnie nowy (błogosławiona niech będzie funkcja przywracania hasła). 

 

Mam nadzieję, że przebywając tutaj wiele się nauczę. Liczę również na wiele konkursów z konkretnym terminem, albowiem jako istota z natury leniwa lubię poddawać się prokrastynacji. 

 

Opublikowałem jedno opowiadanie na konkurs z macką, które niniejszym bezczelnie reklamuje: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/25717

 

Teraz zamierzam skupić się na Kopciuszkach i ich rzekomych powiązaniach ze smokami, krukami i kradzioną biżuterią. 

 

Jestem otwarty na krytykę i łasy na pochwały. 

Bardzo fajne przedstawienie dystopijnej rzeczywistości. Poprzez umiejscowienie w przyszłości i wyolbrzymianie podejmujesz krytykę istniejącego zjawiska. Bohater, wykonujący bezmyślną pracę, odkrywa korzyści płynące ze stabilności finansowej i wpędza się w pułapkę bez wyjścia. Sprzedaje własny czas w zamian za wygody i możliwość wykorzystywania podobnie innej osoby. Wniosek taki, że warto wykonywać pracę, którą się lubi. 

 

Na plus to, że nie załapałem że podkupuje go konkurencja. Myślałem, że to jacyś aktywiści. Że na wideo będzie nagranie pokazujące, jak jego ciało jest wykorzystywane do strasznych rzeczy. 

 

Niestety końcówka jest troszkę chaotyczna. Przez to nie od razu zrozumiałem, że dostał nowe warunki pracy. Może przydałoby się tam dodać jedno krótkie zdanie. 

 

Całość fajna i to przy takiej małej ilości słów.

 

Co do konkursu, to wydaje mi się, że bohater nie złamał warunku udzielenia pomocy. 

Hej! Myslę, że udało Ci się oddać nastrój tekstów Lovecrafta. Początek jest klimatyczny – szaleństwo, samobójstwo, w tle kult i tajemnica. Jest dziennik, kosmiczna groza i mężczyźni mieszkający samotnie na prowincji.

 

Co do zarzutów: brakuje mi akcji w samym finale. Niewiele się dowiadujemy, nie poznajemy kultu, ani relacji jakie go łączyły z wujaszkiem. Czy był jego członkiem, czy przed nim uciekał? Koniec jest przewidywalny. Bohater chce poznać tajemnice i sam stanie się ofiarą snów. Jest jednak w całej opowieści raczej biernym obserwatorem, nie podejmuje jakiś istotnych działań.

No i anatomia strażników nie do końca mnie przekonała.

 

Warto natomiast podkreślić, że Lovecraft pisał podobnie. W jego dziełach nie ma jakiś zwrotów akcji, z góry wiadomo dokąd zmierza fabuła. Dlatego uważam, że moje zarzuty tyczą się całego tego gatunku, który jak najbardziej udało Ci się odtworzyć.

 

„Wspominałem o tym, że w ciągu trzech miesięcy, które wujek spędził pod naszym dachem, kontakt między nim a mną właściwie nie istniał. Prawdę mówiąc, nie tylko w ogóle ze mną nie rozmawiał, ale też nigdy nawet na mnie nie patrzył. Przez cały czas zachowywał się tak, jakby mnie nie było, jakbym wcale nie istniał.” – powtórzenie

 

„Długo się mu przyglądałem, on jakby przyglądał się mi, wciąż jednak trwał w tej samej pozycji, z tym samym wyrazem twarzy.” – tu też, ale może tak to ma być.

 

„Jego ciało było zarośnięte i potwornie blade – tak samo, jak wtedy, gdy martwy leżał w wannie.” – zarośnięte? W sensie, że pokryte sierścią? Włosami?

 

„Po pierwsze, mogłem policzyć, jakiego dnia wujek wyczekiwałem w takim napięciu. Trzydzieści trzy dni po piętnastym listopada wypadał dwudziestego marca – w Równonoc wiosenną” – wypadał dwudziesty marca. I “wujek wyczekiwał”.

 

Pozdrawiam

 

Oidrin, dzięki za komentarz. Cieszę się, że Ci się podobało smiley

 

Bardzo klimatyczne opowiadanie, gratuluję. Dobrze się czytało.

 

Jedyne co bym zmienił to rozmowę prowadzoną przez maila, brzmi ona dla mnie nienaturalnie. Wręcz, jakby ta kobieta pracowała dla policji i chciała wyciągnąć zeznania :D 

 

“Załatwić niezbędne formalności, wykorzystać fach do perfekcyjnego upozorowania samobójstwa i zgarnąć majątek” – to zdanie jest zupełnie niepotrzebne. 

 

I tak wiemy o co chodzi, równie dobrze mogło by być:

 

“Tak, wprowadzę się do ciebie od przyszłego miesiąca. Uwielbiam twoją chatę! Nieźle to rozegrałeś z żonką.

 

Ja: Nie inaczej.

 

Vera: Od początku to planowałeś? W sensie, odkąd się dowiedziałeś o jej majątku?”

 

 

 

Całość mi się bardzo podobała. Nie przekonuje mnie zarzut o wtórności. Nie zgadzam się ze stwierdzenie, że brakuje emocji– uważam, że bohater podejmuje gigantyczny (jak na siebie) wysiłek próbując odnaleźć ukochaną. Zamiast naćpać się i poczekać – włóczy się, myśli, tęskni, nawet przeszukał całe mieszkanie czy nie zostawiła jakiś rzeczy. Scena na moście jest przecież naładowana emocjami, tęsknotą i jego rozpaczą. Zarzut odnośnie infantylności też do mnie nie przemawia – świadczy co najwyżej o psychice głównego bohatera, bo to w końcu jego fantazja. Co do zakończenia – ja się nie domyśliłem.

 

Nie podoba mi się natomiast tłumaczenie przez autora swojej wizji w komentarzach. Psuje mi to zabawę bo potencjalnie mogę natknąć się na inną interpretację niż moja własna. Moim zdaniem rola i udział autora kończy się wraz z postawieniem ostatniej kropki, ale biorę poprawkę na to, że to w celach edukacyjnych.  

 

Przechodząc do analizy.

 

Podoba mi się początkowy opis miasta – budka telefoniczna stanowi dobry kontrast w stosunku do futurystycznej scenerii i latającej taksówki.  

 

Zastanawiałem się nad sceną z androidami w sklepie. Ciuchy wiszą chyba na wieszakach albo na manekinach i dlatego nie do końca rozumiałem co to znaczy, że androidy wiszą na stelażach. W sensie bezwładnie, z głową opadającą na bok niczym zwłoki?

Wydawało mi się to nieatrakcyjne – wystawa byłaby zapewne bardziej kusząca dla potencjalnego klienta, gdyby androidy stały w jakiś odpowiednich pozach, poruszały się lub zaczepiały przechodniów przekonując ich tym samym o swojej „ludzkości”, a te tutaj wydają się być wyłączone, nieobecne, martwe niczym przedmioty, którymi tak naprawdę są.  

Nie można tego na pewno tłumaczyć oszczędnością lub nie przemyślaną kompozycją witryny – sprzedawany tu jest towar luksusowy, pieniędzy na marketing na pewno nie brakuje. Prowadzi to do wniosku, że zamierzonym zabiegiem było stworzenie kompozycji upiornej, wrecz zakrawającej o nekrofilie by podkreślić pełnię władzy nad produktem – możesz zrobić z tym co chcesz– włączyć, wyłączyć – w każdej chwili. Jednocześnie tworząc kontrast i odcinając się od tandetnych, nachalnych, tanich i prawdziwych dziewczyn z klubu Marylin Monroe Girls zaczepiających ludzi na ulicy.

 

Podoba mi się zdanie, które wypowiada dziewczyna stojąc na moście–  „Moje życie nie jest zbyt dobre.” Po poprzednim wulgaryzmie i przy ogólnie niezbyt wyrafinowanym poziomie dyskusji to zdanie brzmi wręcz poetycko. Nie jest chujowe. Jest niezbyt dobre.

 

Cała scena poznania się naszych bohaterów jest urzekająca. Z uwagi na późniejsze wydarzenia wiemy, że stanowi kwintesencję pragnień naszego bohatera – uratować księżniczkę z opresji, być czułym opiekunem, wyciągnąć ją z bagna (!), większego niż to w którym on sam tkwi. To wszystko okraszone szczyptą romantyzmu (wszak nie o seks mu chodzi!) ale jednak całość interakcji przywodzi na myśl (zarówno ze względu na infantylność jak i długość) raczej wstęp do filmu porno.

 

Zabrawszy księżniczkę do swego zamku, książę nawet załatwił pracę swojej wybrance. Zaczyna ją naprawiać.

 

Następnie wybranka znika, bohater rozpoczyna poszukiwania.

 

Następuje ładny opis miasta, krótki ale bardzo treściwy.

 

I przechodzimy do kulminacji. Uważam się za dość domyślną osobę a jednak nie załapałem o co chodzi nawet jak przeczytałem „nie wyszła jeszcze” . Zakładałem, że leży w jakiejś komorze w laboratorium i montują jej organy do przetestowania.

Wypowiedź, że naszemu bohaterowi namieszali w głowie rozumiałem jako komentarz dotyczący skutków ubocznych testów. Spodziewałem się raczej, że Mecenas ją wykorzystał lub sprzedał. Zakładałem , że tłumaczenia z poprzedniego dnia zapomniał, bo się naćpał.

Ciekawy jest również fakt, że zapomina czym jest Miyuki. Być może to wina narkotyków, a może zobowiązał się do zachowania poufności a korporacja nie ufała ćpunowi i zagwarantowała sobie dotrzymanie umowy poprzez umieszczenie mu w głowie odpowiedniego implantu kasującego wspomnienia dotyczące prototypu.

I potem scena ostatnia. Smutna. Nasz książe twierdzi, że Miyuki będzie wisieć na witrynie, ale może jednak się myli, skoro to jedynie wszczepka i elektronika, bez ciała. A może moduł zostanie połączony z jakąś skorupą, żeby rozszerzyć wrażenia fizyczne o testowane aspekty rozwiniętych więzi międzyludzkich? Tragedia tkwi w tym, że tak czy inaczej  ona wcale tam nie zawiśnie. Nikt jej nie kupi, książe nie będzie mógł jej odbić z rąk złego bogacza. Bo ona istnieje jedynie w jego wyobraźni, jest jego fantazją.

 

To, że idzie grać w pachinko nie neguje jego przywiązania czy miłości. Świadczy jedynie o wyuczonej bezradności, o bezrefleksyjnym podążaniu za tłumem, o braku pomysłu na siebie i na zmianę swojego losu, o tkwieniu w bezpiecznej strefie marazmu. On nawet nie marzy o idealnej kobiecie, która go wyprowadzi z biedy i nędzy. Marzy o dziwce, która chce ze sobą skończyć, bo kto inny mógłby go docenić za otoczenie opieką, kto inny mógłby być wdzięczny za przenocowanie w tej jego brudnej norze i kupienie makaronu z automatu, kto inny mógłby go pokochać? Smutne.

 

Cała nadzieja w pachinko. Gapiąc się bezmyślnie w kolorowe światełka, całe życie i wszelkie marzenia uzależniając od losowej i mało prawdopodobnej wygranej.

Nowa Fantastyka