Profil użytkownika


komentarze: 297, w dziale opowiadań: 232, opowiadania: 109

Ostatnie sto komentarzy

A to pierwsza jaskółka odnośnie tego, o czym pisałem. Źródło: niezależna.pl. 8:22 Agencja ratingowa Fitch obniżyła perspektywę oceny wiarogodności kredytowej Rosji ze stabilnej na negatywną, swą decyzję uzasadniając ryzykiem związanym z sankcjami, jakie Zachód nałożył na Moskwę po dokonaniu przez nią aneksji Krymu. "Banki oraz amerykańscy i europejscy inwestorzy mogą mieć opory przed pożyczaniem Rosji pieniędzy w obecnej sytuacji, (rosyjska) gospodarka może jeszcze spowolnić, a sektor prywatny może potrzebować państwowego wsparcia" – podała agencja w oświadczeniu. To na razie drobiazg, można zrobić dużo więcej :-)

A teraz tygodniowa przerwa. Poczytam chyba trochę opowiadań Kinga. Tak sobie zaglądam od czasu do czasu do "szkieletowej załogi". No i szykuję na nową stronkę najdłuższe opko, jakie w życiu napisałem.

Autorze, jeśli publikujesz tekst niepełny to powinieneś zamieścić o tym jakąś wzmiankę. Jak ktokolwiek może odnieść się do treści opowiadania, skoro nie wie, o co w nim chodzi? Marnujesz czas czytelników.

Ocha, nie upieram się przy żadnej tezie, którą napisałem. Chciałem tylko przedstawić pewne niebezpieczne analogie historyczne. Co do obecnego kryzysu finansowego, to trzeba sobie uświadomić, że nie jest to kwestia zrezygnowania z wakacji. Dobrobyt zachodu jest sonsorowany coraz większym kredytem, niespłacalnym kredytem. Póki co trwa wciąż rolowanie długów, czyli: pożyczam od x, żeby oddać y, potem pożyczam od z, żeby oddać x itd. To tak, jakbym ożyczył z banku milion, kupił dom i drogie auto i szpanował przed kumplami, jaki to jestem bogaty. Kiedy przychodzi termin spłaty długu, szukam innego banku, który pożyczy mi ten milion plus odsetki, potem następnego i następnego a dług zwiększa się coraz bardziej. Kiedyś jednak przychodzi taki czas, że nie ma już od kogo pożyczyć. Amerykanie, choć pożyczają od Chińczyków setki miliardów i tak zmuszeni są już drukować biliony. To jak narkoman, który leczy się wciąż większymi dawkami narkotyku.

Korekta: Cicho, spokojnie jak tylko w zonie być potrafi – ale to nie zmienia sensu.

No, coś jest w opowiadaniu, ale jak dla mnie, zbyt dużo różnych niezręczności. Odwołując się do pierwszego akapitu, dla przykładu: Po nieprzespanej nocy na dachu zamieniłbym na: po bezsennej nocy. widmo przeziębienia – zestawienie tych słów uważam za niezręczne. W końcu przeziębienie to nie aż akie widmo, no chyba że dla kogoś, kto właściwie nie ma już żadnej odporności na zarazki. Jest zimno, jak tylko potrafi być w zonie. Aż dziw… – dlaczego to ma być dziwne, skoro właśnie tam potrafi być tak zimno, a nie gdzie indziej?

No właśnie, Berylu. Wątek ekonomiczny, który jest właściwie kluczowy w większości konfliktów zbrojnych zazwyczaj pomija się w mediach. powód jest pewnie taki, że to są trudne zagadnienia i przy ekonomicznej wiedzy społeczeństwa, praktycznie niezrozumiały. I jeszcze taka ciekawostka z naszego podwórka. Jak sądzicie, ile osób się orientuje, że płacąc 20 i 30 procent więcej za paliwo, niż kilka lat temu, spłacamy amerykańskie długi? To ten sam mechanizm jak przy Arabskiej Wiośnie, tylko że oni nie mieli na żarełko a my jesteśmy trochę bogatsi.

Ocha – niestety, nie nauczono się niczego. Republika Weimarska to oczywiście wielka inflacja. Przy obecnym, szalonym druku pieniędzy jest duża szansa, że właśnie zachód podąża w jej kierunku. Niemcy, co prawda trochę się obawiały i bały się początkowo drukować Euro i faktem jest, że Europa drukuje najmniej, ale jednak, pod dziwnymi nazwami EMS drukuje. Przerażający wniosek z kryzysu 2007 jest taki, że ludzie nie uczą się na błędach. Dominuje przeważnie dość naiwny i optymistyczny pogląd: this time is different. Ale czy rzeczywiście jest taki different? Oglądając wczorajsze wystąpienie Putinokia, mam duże wątpliwości.

Co do prawdopodobieństwa samej wojny. W 2007 roku zaczął się wielki kryzys finansowy, który przez poważnych ekonomistów porównywany jest z Wielkim Kryzysem lat dwudziestych XX wieku. Już siedem lat temu czytałem wiele poważnych opinii, że świat do tej pory rozwiązywał takie kryzysy wojną. Wbrew temu, co słyszy się w mediach, obecny kryzys wcale nie został rozwiązany. Nie wprowadzono nawet jednej reformy, poza przerzuceniem zadłużenia z wielkich korporacji prywatnych na budżety narodowe. Cały świat zachodni tonie w długach. Jedyne co do tej pory zrobiono, to wydrukowanie masy pustych dolarów (już około trzech bilionów), Euro, Jenów, Franków szwajcarskich i Funtów. Nie jest tak, że drukowanie pustej kasy nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji. Jednym z przykładów jest Arabska Wiosna. Dolar stracił na wartości, podrożały towary pierwszej potrzeby, w wyniku czego w krajach, gdzie większość pieniędzy rodzinnego budżetu przeznacza się na żywność doszło do rewolucji. Piszę o tym, bo to jest szerszy kontekst całej sprawy. Rozwiązanie kryzysu wojną zawsze było na rękę, bo anulowało niezpłacalne w praktyce długi i biznes zaczynał kręcić się od nowa. II Wojna Światowa wybuchła dziesięć lat po wybuchu kryzysu, dzisiaj mija siedem lat od kryzysu chyba jeszcze większego. Poczynania Moskwy mogą okazać się, niestety, ponurym preludium. to tak w wielkim skrócie, bardzo wielkim.

@vokker Na tyle, na ile znam się na rynkach finansowych, a interesuję się tym zagadnieniem od niemal dziesięciu lat pewien jestem, że banki inwestycyjne mogą rozwalić Rosję w bardzo krótkim czasie. Rezerw Rosji wystarczy na obronę rubla na zaledwie kilka dni, ale nie jest to najlepsza metoda. Najlepsza polega na wykorzystaniu instrumentów CDS – będących, w skrócie, wyceną ryzyka bankructwa danego panstwa. Podbija się wycenę, w wyniku czego cena obligacji leci na łeb. W konsekwencji takie państwo zaciąga pożyczki nie a 5 a na 15 procent, co właściwie oznacza już niewypłacalność. Metod jest dużo więcej, nie mówiąc już o jednoczesnym zbiciu kursu ropy i gazu. To da się zrobić przy odpowiednio dużym kapitale naprawdę w kilka dni. Światem rządzi forsa, jak zawsze obecnie jest to już dużo bardziej widoczne. @Ocha – po co doprowadzić do bankructwa Rosji? Po to samo, po co wielu niewygodnym krajom wprowadza się sankcje gospodarcze. Kraj biednieje i niezadowolone społeczeństwo samo wywozi swoich władców na taczkach.

Unfallu, Rosja straciła wiarygodność na długi czas, USA nie może sobie na to pozwolić. Nie mam pojęcia, co zrobią, ale podejrzewam, że nie odpuszczą łatwo tej sprawy. Na szczęście, mają w ręku współczesną broń ekonomiczną. Ich duże banki inwestycyjne są w stanie doprowadzić do bankructwa większość państw, w tym Rosję, w ciągu kilku dni. Pozostaje tylko pytanie, czy Rosja podstawiona pod ścianą będzie mniej, czy bardziej groźna?

Sam Krym byłby drobiazgiem, gdyby nie to, że USA dało Ukrainie gwarancje nienaruszalności granic za oddanie broni atomowej. Teraz ciężko będzie przekonać jakiekolwiek państwo, żeby się rozbroiło. USA traci twarz – bardzo niedobrze. Okazuje się, że prawo międzynarodowe, na którym opiera się kruchy porządek współczesnego świata, jest niewiele warte i w przypadku takich krajów jak Rosja, niewiele można zrobić, nie narażając się na ogólną rozpierduchę.

Gnoomie – nie odpowiem, bo nie bardzo rozumiem pytanie. Jeśli chodzi o Twoje stwierdzenie "płakać można z klasą" – to dla mnie jest to druga klasa gimnazjum. Napisałem przecież, że to wzruszające, niestety również infantylne. Jeśli uważasz inaczej, pozostańmy przy swoich zdaniach. Nie widzę w tym tekście nic godnego uwagi i raczej nie zobaczę.

No więc dobrze. Wymyśliłeś kota, wymyśliłeś świat. Co z tego ma wynikać? Historia nie staje się przez to ciekawsza. Chciałeś coś przekazać, czy tak, po prostu, troszeczkę popłakać? p.s. Ja tam bym wolał, żeby były takie koty. Wystarczyłoby je poszczuć jakimś porządnym psem i mielibyśmy powszechną szczęśliwość.

Idealizm nastolatków jest równie wzruszający, co infantylny. Zła wiadomość jest taka, że kotów o których piszesz, nie ma na świecie. Nie ma na kogo zwalić winy. Dobra wiadomość – nasz zachodni świat jest coraz lepszy. Spójrz bardziej optymistycznie.

No, ja się przynajmniej dobrze ubawiłem. Genialne :D

Tak się zastanawiam Finkla, czy jest jeszcze jakiś sklep z odzieżą, do którego Cię wpuszczają? Gdybyś chciała u mnie kupić żółtą bluzeczkę… ;-) Powyższy tekst jest dowodem na to, że kobiety potrafią rozprawiać o kolorach. p.s. Jak to tam? … Marengo… antracyt… boże jedyny…

"Szkapo, i to właśnie jest piękne – ilu czytelników, tyle ocen tekstu." – Piękna idea, jednak w rzeczywistości hm… myślę, że do dużo bardziej skomplikowane.

I dla jasności, nie chodzi mi o fabułę – zarówno w tym jak i w poprzednim opowiadaniu jest mocno średnia. Z drugiej jednak strony, nie musi być arcyciekawa, bo tutaj nie chodzi tyle o historię, co o sposób jej przedstawienia, stworzenie klimatu, nastroju; czegoś, co jest między słowami. Tego nie da się nauczyć, z taką umiejętnością po prostu trzeba się urodzić. Naprawdę, wielki talent.

To jest, oczywiście, profesjonalnie napisany tekst. Czyta się go na jednym wdechu. Dialogi doskonałe. @bemik – poważnie sądzisz, że nie jest tragicznie? Ja uważam, że tak nie potrafi pisać nikt na tym portalu, włącznie ze mną, ma się rozumieć. Jestem zdumiony, naprawdę zdumiony, że aż tak bardzo można różnić się w ocenie. Uważam, że Boreli bije wszystkich na głowę ale świadom jestem, niestety, że to co pisze jest niszowe i nigdy nie zdobędzie większej popularności.

Stary, dobry… styl. Mam nadzieję, że nikt nie napisze "sprawnie napisane" ;-) Można było uniknąć kilku powtórzeń, ale to drobiazg. Pewnie napisałeś to w jeden dzień? No cóż… kawał dobrej literatury.

Związana, zakneblowana, przygnieciona do ziemi wyrwała się Grzesiowi i wskoczyła do autobusu – sorry, ale tego nie łyknę, no chyba, że masz na popitkę parę browarków ;-)

Może po prostu nie jestem w formie, ale nie kapuję :-(

Pewnie powiecie, że marudzę, ale nie podoba mi się ani fabuła, ani tym bardziej sposób, w jaki opowiadanie zostało napisane. Czyta się ciężko, brakuje lekkości, zbyt dużo technicznych terminów, za dużo opisó i sporo zdań, jak na mój gust, przekombinowanych. Można to było przedstawić bardziej miękko i po ludzku, wtedy przesłanie miałoby, być może, większą siłę rażenia. Nagminne zastępowanie Tobiasza synonimem mężczyzna – choć niby poprawne, brzmi okropnie sztucznie. Dialogi: "moja ukochana", "twoja ukochana" – czy ktoś tak w ogóle mówi? No i te "niesforne pukle" na co już zwróciła uwagę Bemik. Oczywiście wszystkie moje uwagi są mocno subiektywne, ale po prostu nie trafia do mnie taki sposób narracji. Ocha nazwała ją "suchą", ja nazwałbym ją raczej "kanciastą" lub do bólu "techniczną". Niby każde zdanie poprawne, ale zupełnie nie ma w nim życia, nie ma emocji, jakby pisał komputer. Cóż, Vyzart już taki ma styl. Jednym się podoba, innym nie. Ja należę do tej drugiej grupy. Mam nadzieję, autorze, że nie masz mi tego za złe. Pozdrawiam

W dzieciństwie czytałem sporo komiksów. do dziś pamiętam tekst z "Kajko i Kokosz" Christy. Kokosz włożył dłonie do miseczki z maścią, która powodowała nienaturalne powiększenie ciała. Przyjrzał się swoim dłoniom i powiedział z przerażeniem: "Jak balerony z tura. Nawet nie da się podłubać w nosie."

Profesjonalnie napisane, więc czytało się bardzo przyjemnie. Chociaż o przyszłości to dosyć refleksyjne. Fabuła jednak taka sobie, trochę bez polotu – domyśliłem się kilka zdań wcześniej kim był kustosz, zanim zostało to wyjaśnione. Jakość Twoich opowiadań uzależniona będzie chyba tylko od tego, jak ciekawy będzie pomysł. Z techniką nie masz raczej żadnych problemów. Co prawda, nie przepadam za taką "suchą" narracją, ale to już kwestia gustu.

…ale być może mi się tylko tak wydaje. Może, po prostu: gadam, jak potłuczony i głupi jestem, jak but z lewej nogi, lub też tępy, jak kołek w płocie, albo ciemny, jak tabaka w rogu. A jeśli już mowa o ciemności to: Jest ciemno, jak w dupie u murzyna po czarnej kawie. A tutaj jeszcze kwiatek z czasów, kiedy "Dynastia" biła rekordy oglądalności: Jesteś sexy, jak Alexis. Apropos kwiatków: Pasuje, jak kwiatek do korzucha. Jesteś, jak kwiat róży po burzy… tylko łeb za duży. Pasuje, jak pięść do oka. Uff, gadam, jak najęty. No po prostu – język lata, jak łopata…

Przypomniało mi się jeszcze coś takiego: Zakręcony, jak słoik na zimę. To jest proste, jak rogalik/jak metr sznurka w kieszeni.

Co robisz źle? Np. 1. "nie potrafił jednoznacznie stwierdzić czy taka terapia mu pomaga, ale na pewno ułatwiała mu przetrwanie upływu czasu w tej pustce." W powyższym zdaniu jest za dużo słów, w tym dwa powtórzenia – mu, mu i taka, tej. Poza tym "przetrwanie upływu czasu" jest bez sensu. Zdecydowanie lepiej byłoby: Nie potrafił jednoznacznie ocenić, czy terapia mu pomaga, ale z pewnością ułatwiała przetrwanie w tej pustce. "Prom już od kliku miesięcy znajdował się zawieszony w niebycie, co zwolniało Jana z tradycyjnych obowiązków pilota. Nie musiał codziennie pobierać nowych danych o lokalizacji i nagromadzeniu obiektów w przestrzeni. O dłuższego czasu on i jego prom byli jedynymi obiektami w bliżej nieokreślonej miejscu." Pomijając już natłok literówek… 1. Prom zawieszony w niebycie? – Jakby powiedział filozof "niebyt, nie jest". 2. Nie musiał codziennie pobierać danych o lokalizacji obiektów w przestrzeni. 3. W zdaniu nr. 3 są powtórzenia: prom i obiekt, poza tym pilot, znajdujący się wewnątrz statku nie powinien być traktowany jako odrębny obiekt, bo równie dobrze możnaby napisać, że on, stół, kibel, łóżko, komputer (itd.) oraz prom byli jedynymi obiektami w bliżej nieokreślonej przestrzeni. Jest też sporo innych błędów, np. "Skończył swój spacer" – po co to "swój"? To chyba oczywiste, że to pilot spacerował, nie? Odnośnie techniki, moja rada jest następująca: Zastanów się dwa razy, czy słowo, które właśnie napisałeś jest rzeczywiście niezbędne.

Sposób, w jaki napisany jest powyższy tekst, przyprawia mnie o ból głowy. Nie jest to jeszcze totalna katastrofa, ale niebezpiecznie się do niej zbliża.

A oto jedna z porad kulinarnych Makłowicza: "Ciasto musi być kruche, jak pokój na bliskim wschodzie."

Dziad Ambroży? Znam osobiście. Charakterystyka: Wystrojony, jak stróż w Boże Ciało. Rudy, jak lis na wiosnę. Oczy, jak jajka sadzone, no i rży… jak kobyła Łosiaków, gdy jej Stefek wcisnął w zadek gorący kartofel.

Bardzo fajne. Lekkie, zabawne, dobrze napisane. Wątek sf mocno średni, ale czyta się bardzo przyjemnie.

King, o klatce schodowej w akademiku: "Klatka pachniała, jak bokserski ochraniacz na jądra, po wyjątkowo zajadłej walce." I jeszcze trochę z innej beczki – stare porównania nosa: Miał nos, jak klamka od zachrystii. Miał nos, jak hamulec do karuzeli. Miał nos, jak stopa cyganiątka.

Mój dziadek miał kiedyś psa. Pies wszedł na łóżko i położył się na poduszce. Dziadek wskazał go ręką i powiedział do mnie: – Patrz, jak pieron leży, jakby miesiąc w kopalni robił.

Kiedyś stworzyłem jeszcze coś takiego: 9. Wcinał się, jak stringi w dupę. 10. Słońce było czerwone, jak dupa Winnetou.

A to chyba z "Konopielki": 7. Poważny, jakby skwarka polizał. I jeszcze coś od Kinga: 8. Płyta lotniska była gładka, jak cycek studentki z koedukacyjnego akademika.

3. Pić się chce, jak we żniwa. 4. Otrzaskany, jak drzwi od kibla. 5. Mojego skromnego autorstwa: wścibski, jak wziernik do odbytu.

1. Masz usta, jak brzegi od wanny. 2. Zgrzał się, jak siekiera na saniach.

Finkla odniosła się do nieścisłości fabularnych, ja dodam jeszcze, że w tekście jest sporo powtórzeń – przeczytaj, autorze, choćby kilka pierwszych zdań swojego opowiadania. Dialogi w większości są lepsze od opisów, ale całość wymaga jeszcze sporo poprawek.

Wątpliwości wyrażone przez krytykę w pełni uzasadnione – po co ten mózg w ciele cyborga? Poza tym przesłanie to sterta bzdur – kompilacja lęków rodem z dziennika "Fakt".

Och! Tak, tak, Meldranie. Mów do mnie jeszcze. Ja ze swojej strony przyznać muszę, iż kluczem do zrozumienia Twojego tekstu stał się dla mnie ów krzak pelargonii, zza któregoż niecny czarodziej postanowił dokonać aktu defloracji na nieszczęsnej dziewce, która to przecież – nie spodziewawszy się niczego dobrego, musiała już spodziewać się przecie wszystkiego najgorszego. Tak, krzak to symbol, jakiego w literaturze nie brakuje, że wspomnę choćby o krzewie ognistym czy ptakach ciernistych krzewów itp. jednak musisz wziąć pod uwagę, iż bez dogłębnej znajomości Freuda przesłanie powyższego dzieła może być cokolwiek niejasne dla niewyrobionego czytelnika. Pozdrawiam serdecznie, ciao.

Zaiste, Meldranie, jest to grafomania straszliwa i totalna, sięgająca swymi korzeniami w głąb żyznej gleby twórczej impotencji, niedościgniona w braku smaku i polotu, nie siląca się na humor i nie dająca czytelnikowi najmniejszej choćby satysfakcji intelektualnej czy ewtetycznej. Mdła, bełkotliwa, rozpaczliwie nijaka wywołuje u mnie, jako czytelnika, chęć mordu i zagłady. Gdyby powyższy tekst napisał Putin, niechybnie najechałbym Rosję. Pierwsze miejsce! Brawo!

@Karol Gumowski – nie wiem, które pytanie chciałeś zadać – czy to, które ja zadałem, czy to, które zadał brawincjusz ? :-) Mnie chodziło raczej o takich autorów, których ktoś wydał i nie potrzebował do tego szeleszczącej zachęty ;)

Wspaniale! To naprawdę coś. Gratuluję. A swoją drogą, czy @ajwenhoł jest jedynym użytkownikiem portalu, który opublikował powieść, czy są też inni? No, pochwalcie się.

Najlepiej pisze mi się między 8.00 – 12.00 – wtedy mój umysł funkcjonuje najlepiej. Wieczorami daje się we znaki zmęczenie i ociężałość intelektualna. Oczywiście najlepiej, kiedy nikt nie przeszkadza, nie zagaduje. Muzyka – tylko jako tło wypełniające ciszę. Nie może być absorbująca, dekoncentrująca.

Na szczęście, autorze, Twój problem z pisaniem polega tylko na wyeliminowaniu kulku banalnych błędów z zapisami dialogów i drobnych powtórzeń. Można nauczyć się tego bardzo szybko. Całą resztę masz – coś, czego wielu próbujących pisać, nigdy nie będzie miało. Bardzo dobre opowiadanie. Wciągające, żywe, ciekawe i zabawne.

Beryl, czeka Cię wspaniała przygoda. Czterdzieści fantastycznych tekstów… :D

No, po prostu nie lubię udawać, że pada deszcz. Ale ok, w porządku. Pozdrawiam

Alicjo, nie mam pojęcia, skąd pani promotor czerpie wiedzę o moich zainteresowaniach, ale przekaż jej, że nie jest ze mną aż tak źle ;)

Zapomniałaś napisać, Alicjo, że Twoja promotorka odradza Ci publikowanie tekstów na tym portalu. Myślę, że użytkownicy chętnie się dowiedzą, dlaczego. Przynajmniej dla mnie to o wiele ciekawszy temat, niż Twój fantastyczny dzień.

Właśnie mi się przypomniało, że problem pamięci u żyjących w nieskończoność naukowców porusza K. S. Robinson w trylogii "Czerwony Mars", "Niebieski Mars", "Zielony Mars". Tak na marginesie – ktoś czytał? Dobry kawałek hard sf.

Właściwie zgadzam się z Syfem. Pamiętamy wydarzenia dla nas ważne oraz informacje, które są nam w jakiś sposób potrzebne i przydatne. Resztę zaciera czas. Ile pamiętamy z okresu, kiedy mieliśmy na przykład osiem lat? Jedni mniej, innni trochę więcej, ale ogólnie, szału nie ma. Z tym pogarszaniem się pamięci na starość to trochę mit. Większość staruszków do ludzie prości, którzy pamięci nigdy nie ćwiczyli, nie uczyli się, nie czytali. Znam natomiast kilku profesorów, którzy mimo podeszłego wieku mają pamięć wyśmienitą. Co pamiętałby człowiek, który żyłby tysiąc lat? Zapewne ważne wydarzenia ze swojego życia i mnóstwo praktycznych informacji. Poza tym pamięć zbiera różnego rodzaju przeżycia i kompiluje je w życiowe doświadczenie – system wartości, który determinuje zachowanie człowieka w różnych sytuacjach. Zakładając tysiącletnie życie, należałoby także przyjąć, że komórki organizmu w jakiś sposób się regenerują, a więc neurony i połączenia między nimi również.

A to w zbiorku są teksty opublikowane wcześniej na portalu?

Czy my się przypadkiem nie znamy? ;-) Zdrówko i wesołych.

Beryl, no właśnie. Moim zdaniem Sapkowski pisze fantastyczne dialogi, ale to kwestia gustu.

Posłuchajcie, nie twierdzę, że przepisywanie jest jakąś cudowną mtodą. Nie przepisuję całych książek, ale niewielkie fragmenty – takie, z którymi miałbym problem, żeby samemu je napisać, na przykład opisy. Przepisywanie traktuję jako część analizy tekstu. Mam z czymś problem – zastanawiam się, jakby to zrobił taki a taki pisarz. Wyszukuję w jego powieści podobny fragment. Czytam, ale niewiele mi z tego zostaje w głowie po kilku dniach. Jeśli dany fragment przepiszę, zostaje w pamięci na dłuższy czas. Koncentruję się głównie na odpowiednim rytmie i budowie zdań. Dla mnie to jest dobra metoda, dla innych może nie być przydatna. W końcu nie metoda, ale efekty się liczą. Co do przesiąkania stylem jakiegoś pisarza – po pierwsze sądzę, że żaden początkujący pisarz nie jest w stanie tego uniknąć, po drugie – na dłuższą metę i tak wypracuje się własny styl. Na przepisywanie nie poświęcam więcej, niż pół godziny dziennie. To jest 25% czasu przeznaczonego na analizę tekstu. Dwie godziny analizy i dwie godziny pisania – na więcej, niestety, nie mam czasu. Każdy uczy się inaczej i każdy ma własne metody. Opisałem po prostu jedną z moich. Nie namawiam, nie mówię, że jest najlepsza. Pozdrawiam

Mistrzostwo przyznajemy bardzo subiektywnie, nie uważasz?

Gwidon, czyżby Twój komentarz był delikatną próbą wywierania presji na jednym z członków jury?

Ja czytałem jakiś czas temu "Warsztat pisarza. Jak pisać, żeby publikować" Swaina. Myślę, że dla początkującego jest tam wiele praktycznych porad. Poza tym oczywiście "Pamiętnik rzemieślnika" Kinga. Wiedza teoretyczna, przedstawiająca różne podejścia do pisania jest ważna, ale nic nie zastąpi codziennych ćwiczeń. Tutaj w pełni zgadzam się z Berylem. Niestety wielu początkujących wpada w pułapkę czytania wszelkich poradników kosztem czasu, który można wykorzystać na pisanie. Pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Jeśli czytać, to dzieła ulubionych autorów, ze zrozumieniem, analizując ich warsztat. Jeśli masz kłopot z opisami, dialogami itp. zobacz, jak robią to najlepsi. Mi bardzo pomaga np. przepisywanie fragmentów ulubionych dzieł. Wtedy najlepiej się pamięta specyficzną budowę i układy zdań. Powoli nabierzesz dobrych nawyków – tak mi się przynajmniej wydaje. Czy ktoś z was bawił się kiedyś w przepisywanie? Co o tym sądzicie?

Nowa Fantastyka