Profil użytkownika


komentarze: 185, w dziale opowiadań: 111, opowiadania: 46

Ostatnie sto komentarzy

O! Łał! Ale fajnie. :)))

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Trup musiał być. Bezwględnie.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Dodaję mój głos na "Osadę", ponieważ jeśli opowiadanie tak mnie wciąga, że zapominam szukać błędów, to znaczy, że zasługuje na zauważenie.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ryszardzie, Adamie – ukłony. Nie nazwałabym tego komentarza "powrotem". Wracam w odmęty mojego zbyt rozbudowanego świata, który od kilku miesięcy usiłuję poukładać w coś czytelnego. Jak postawię kropkę po słowie "koniec" to na wrócę na dłużej. ;)   Ocho, jeszcze raz dzięki za pułapkę i za przynętę, i za "brak wyrafinowania" też. :D  Warto było.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Uh. O-kej. ;) Przeczytałam. :) Fajne. :))) Zgodnie z przewidywaniami nadal uważam, że świetnie Ci wychodzą postaci. Asger jest dla mnie coraz bardziej interesujący, ta jego tajemniczość, aluzje do stresu pourazowego, czy cototam jest. Na mnie to robi wrażenie.    Niestety, nie potrafię oddzielić tego, co wiem o nim z opowiadania (tego i wcześniejszego), a co wiem z rozmów z Tobą. I prawdę mówiąc nie chcę. Nie potrafię i nie zamierzam oceniać opowiadania, jako takiego. Jak już Ci się przyznałam, nie lubię opowiadań. Nigdy nie lubiłam ich czytać a pisanie nie daje mi takiej frajdy, jak dłuższe teksty. Nie wiem, czy jest spójne, dokończone, czy intryga jest rozwiązana. Losy Osady tak naprawdę mnie nie interesują. Dla mnie Osada nie jest główną bohaterką tego opowiadania – jest nim, oczywiście, Asger.   Patrzę na to opowiadanie zupełnie niezgodnie z zasadami panującymi na portalu – jako na fragment większej całości. Obraz jaki się wyłania mógłby mnie zafascynować. Bardzo chętnie dałabym mu się zafascynować na dłużej. :) Chcę poznać historię Asgera i dowiedzieć się, dokąd zmierza. Miejsce w którym jest w tej chwili wydaje się dość mroczne. To, w jaki sposób dokonuje zabójstwa, wydaje mi się jednocześnie pozbawione emocji i niesamowicie bolesne. Asger nie widzi innego wyjścia z sytuacji. Uważa, że jest jedynym, który może tego dokonać. Tak, jakby sądził, że jeden mord już go bardziej nie zbruka. Jest w tym jakaś czarna desperacja i zimne wyrachowanie zarazem.    To jedno z tych "ćwiczeń z postaci", o których kiedyś rozmawiałyśmy, prawda? Wyszło dobrze, wieloznacznie i intrygująco.    Jeszcz mała uwaga na marginesie – coś się podziało z językiem. Chyba tylko na początku, a potem albo historia stała się tak wciągająca, albo się stylistycznie poprawiło, bo przestałam zwracać uwagę. Ale pierwszy fragment, może dwa, robią wrażenie trochę manierystycznych. Nie potrafię powiedzieć z czego się to bierze, składnia może? Albo trochę cyniczne i z dystansem podejście do "świeżej dziury w barku", która, jeśli świeża, neguje możliwość zachowania do niej dystansu. Bo k^#$@ boli. Tyle jeśli chodzi o uwagę krytyczną.   Poza tym, dziękuję, że mi o sobie przypomniałaś, bo przeczytanie tego opowiadania było przyjemnością. To kiedy następne? ;)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Wow, Alex! Gratulacje jak nie wiem co. :)))

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ryszardzie, moim skromnym zdaniem, by brać się za awangardę należy albo być geniuszem, albo perfekcyjnie opanować metody klasyczne, by nie rzec – konformistyczne. :) Waszimie, nie mam nic do dodania.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ryszardzie, otóż, z całym szacunkiem – da się. Ty piszesz wiersze rytmiczne, z rymami nie-częstochowskimi. A to jakby matematyka, tylko taka artystyczna.   Analizując ze "szkiełkiem" wiersz wyżej przedstawiony widzę przede wszystkim brak rytmu (pierwsze sześć (dłuższych) wersów ma iloś sylab: 13-15, 13-12, 16-12). Poza tym zestawianie ze sobą językołamaczy takich jak "czyś przecież" sprawia, że w czytanie trzeba włożyć pewien wysiłek a przy wierszu to naprawdę nie jest dobrze.  Ale bardzo – naprawdę BARDZO – podoba mi się to: "No. Ja myślę.

To nie głos był… Tylko liście." Nie dość, że rym to zestawienie czasownika i rzeczownika, to jest to zdanie naprawdę poetyckie. Tak więc, Autorze, potrafisz. 

Jak najbardziej uważam, że próbować trzeba. Ale jak już się próbuje, to należy przyjąć, że nie jesteśmy nieomylni. A jeśli już ktoś zwraca uwagę, że wkradł się błąd (lub błędy, wiele błędów), to trzeba przyjąć, że tak jest, poszukać tych błędów i poprawić. W tym, jeśli jeszcze się da, lub w kolejnym utworze. Pozdrawiam.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Dobre pytanie Ocha. :) Ja na przykład chciałabym móc pisać cztery do sześciu godzin dziennie. Plus dwie na zrobienie kawy i przejrzenie maili i wychodzi taki normalny urzędniczy dzień pracy. Niestety, muszę na tą kawę zarobić i na inne prozaiczne rzeczy, więc te osiem godzin schodzi mi na coś innego i … lipa. I tylko z tego powodu chciałabym, by moje pisanie zostało wydane i żeby ktoś mi za nie zapłacił. Bo tak poza tym, to do szczęścia wystarczy mi samo pisanie i może jeszcze to, że ktoś to, co wymyślę, później przeczyta – na przykład tutaj. Kilka osób skomentuje, może wywiąże się jakaś dyskusja. Z marzeń o wielkiej pisarskiej sławie zrezygnowałam już jakiś czas temu. ;) A wygląda na to, że i z realizacją tych obecnych muszę poczekać do emerytury. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Michale3, a które anglojęzyczne czasopisma polecasz? Sądzisz, że osobnik z "dalekiego wschodu" naprawdę ma szansę zaistnieć na amerykańskim rynku?

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ocho, ja też mogę dołączyć? A jak szpilki przyciasne, to może przyniosę glany…   I tak wyszło szydło z worka, też zazdroszczę syf.owi. ;) Muszę się bardziej postarać, żebym chociaż ten brąz wreszcie dostała, lol…

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Gratulacje! :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ocha: Ale jak ciągniesz ten tekst bez planowanej fabuły? Co robią bohaterowie?  Jest taka technika pisania "scena-sequel". W scenie opisujesz wydarzenia, w sequelu reakcje bohatera na to, co się wydarzyło i w jaki sposób zmieniają się jego zamierzenia i cele. Kluczem do takiego pisania jest to, by bohater zawsze miał jasno określony cel na początku sceny i by go nie osiągnął. Na przykład wstaje rano, głodny i chce zjeść śniadanie a tu… pusta lodówka. Sequel. Następna scena. I tak w kółko.  Szczerze mówiąc nie próbowałam, bo jakoś nie widzę, żeby takie pisanie mogło dokądś doprowadzić. Wolę już to rozkładanie fabuły na czynniki pierwsze. Ale nigdy jeszcze nie udało mi się zacząć opowiadania od zakończenia. O, nie przepraszam, raz mi się udało, tylko, że w trakcie opowiadania bohaterownie robili takie rzeczy, że po napisaniu tekstu okazało się, że początkowo wymyślone zakończenie, zupełnie już nie pasowało do treści.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Kiedyś układałam fabułę aż do kompletnego zajechania pomysłu. Dla takej jednej powieści historycznej (oh, jakiz to był wspaniały risercz!) miałam rozpisane kolejne etapy w punktach i podpunktach od cyfr rzymskich, po myślniki (I, 1, A, a, – … nieważne) i z przewidywaną ilością słów. Wyszło mi, że powieść będzie miała około 600 tys. znaków. Napisałam połowę i ta połowa miała 800 tys. znaków.   Teraz próbuję pisać bez fabuły. W opowiadaniu, które zmęczam teraz nie wiedziałam nawet nic o głównym bohaterze, kiedy zaczęłam pisać. I też nie mogę skończyć, więc nie wiem, która metoda jest lepsza. :)   Achika: w powieściach lubię, jak strzelby z pierwszego aktu wypalają w ostatnim, wszystkie szczegóły się zazębiają i tak dalej Och, tak, też to lubię. A zwłaszcza, kiedy coś takiego pojawia się w trakcie pisania. Kiedy odkrywam, że niezwiązane ze sobą wątki w jakiś sposób się jednak zazębiają, wystarczy zmienić jakiś drobny szczegół w szesnastym rozdziale i nagle cała książka zaczyna mieć sens. Chyba dlatego nie mam serca do pisania opowiadań, bo w opowiadaniach nie da się czegoś takiego poczuć.

Kudłacz, dzięki za ten temat. Chyba po miesiącach frustracji wrócę jednak do konstruowania fabuł dla dłuuuugaśnych powieści. ;) Bo ta cała teoria o tym, żeby uczyć się na opowiadaniach, jakoś się w moim przypadku nie sprawdza.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Pyszna ta mandarynka. :) Dzięki!

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Nie, nie poprawiaj tego opowiadania. Jest, jakie jest, pisz następne, szukaj. :)   chociaż opisana sytuacja wywołała u niego jaieś poczucie niesprawiedliwości, jaieś uczucie dotąd nieznane, to przejdzie nad tym do porządku dziennego

To jest clue. Opowieść – mówię o takiej zwykłej, prostej, opowieści, pisanej ściśle według prawideł sztuki etc. – powinna pokazywać bohatera w chwili jego przemiany. Bohater na końcu jest innym człowiekiem, niż na początku. Tu tego nie ma i myślę, że tej zmiany brakuje mi w Twoim opowiadaniu. Oczywiście można inaczej. Można pokazać brak zmiany, jej niemożliwość, nieosiągalność, tylko – wydaje mi się – jest to zadanie znacznie trudniejsze. Ale Twój pomysł i jego ujęcie świadczy o tym, że zmierzasz w interesującym kierunku. Próbuj. Trzymam kciuki. :) 

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Opowiadanie jest bardzo porządnie napisane. Widać u Ciebie dużą sprawność warsztatową. Podoba mi się pomysł, bo lubię takie Orwellowskie motywy, ale nie mówisz tutaj nic nowego. Jest grupa, która ma władzę i rzesza ludzi im podległych, ogłupianych, mamionych. Tylko zastanawiam się – po co to wszystko? Czemu służą "plantacje"? Za murem jest "kilkunastu zarządców teatru cieni" – ale w czym ich życie jest lepsze od życia tych spod muru? Dlaczego warto być zarządcą?  Być może jest jeszcze ktoś ponad nimi, ci prawdziwi "władcy świata", ale z opowiadania wcale to nie wynika. No i są jeszcze policjanci, urzędnicy – czy oni wiedzą co jest poza murem? Czy żyją w świecie spod muru i też mają nadzieję na wybawienie?   Jest to pewnie jakaś alegoria naszego świata, może gapienia się w telewizor, zachwycania się nieprawdziwym życiem bohaterów telenowel, albo wręcz życiem gwiazd ekranu. Ale brakuje, nie wiem… Konsekwencji? Czegoś co i dla mnie, czytelnika, wskazywałoby na mogące się ziścić zagrożenie, bo to, że kogoś gdzieś zabierają, jest nieco zbyt odrealnione.    Jako głównego bohatera swojej historii wybrałaś gościa, który siedzi po właściwej (w sensie – tej świadomej) stronie muru. Zakochał się, lecz jego miłość nie ma prawa istnieć. No i co? Twój bohater właściwie jest bezradny. Nie ma nawet szans na dokonanie wyboru, nie ma dylematów, rozterek, bo wierzy, że zastany porządek świata jest jedynym możliwym, nawet nie przychodzi mu do głowy, że mógłby z nim walczyć. Ale też jego inercja nie jest pokazana dość wyraźnie, by czytelnik mógł jednoznacznie zdać sobie z niej sprawę – pomyśleć, że to właśnie jest główny problem bohatera – wydaje się raczej wynikiem przypadku. Nie jestem pewna gdzie w Twoim opowiadaniu znajduje się sedno konfliktu.    Fabuła jest poprowadzona bardzo dobrze, od zawiązania akcji do punktu zwrotnego i kulminacji. Wszystko gra. Konstrukcja opowiadania jak najbardziej prawidłowa, tempo zwalnia tam gdzie powinno i przyspiesza w momentach większego napięcia. Dialogi czyta się naturalnie. Ogólnie Twoje opowiadanie bardzo mi się podobało.   A rozpisałam się tak bardzo, bo ten tekst jest bliski historii nad którą teraz pracuję i odnajdywanie niedoskonałości u Ciebie pomaga mi też znaleźć je w moim pomyśle. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. :)   Pozdrawiam i życzę wielu pomysłów. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Chociaż chyba nie musiałam, bo nominowane przez członka Loży *face!palm*

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Dziękuję za podzielenie się kulisami warsztatu. :) Sztuka Ci się udała, a nawet więcej. Przynajmniej w moim przypadku, bo, jak już napisałam, oprócz zaskoczenia to zakończenie spowodowało zmianę opinii o opowiadaniu.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Bohdanie, musisz mi zdradzić swój sekret dotyczący zakończeń, bo to tutaj sprawiło, że cały tekst, który odbierałam – czytając go – jako płaski i bez wyrazu, niespodziewanie zyskał trzeci wymiar.   Co mi przeszkadzało? Początek wydawał mi się zbyt suchy. Podawane po kolei fakty, opisy i charakterystyka – jak z wypracowania. Wszystko poprawne i nie ma się czego przyczepić, ale jakieś takie pozbawione emocji. Ale. No właśnie. Atmosfera miasta, duszna, mroczna, zyskała – być może dzięki temu zabiegowi – na plastyczności. Z perspektywy "po przeczytaniu" opowiadanie pozostawia wrażenie niemal namacalnej ciężkości.   Główny bohater podobnie – jest jakiś taki… W trakcie czytania nie mogłam się z nim zidentyfikować, doświadczyć jego uczuć i wydawało mi się, że to błąd charakteryzacji. Myślałam też o nim, "co za bałwan". Wykorzystanie tak potężnego i zarazem niepewnego narzędzia zemsty uważałam za nieuzasadnione. Przecież ta dziewczyna nie zrobiła mu nic aż tak okropnego. Uraziła jego dumę, była podła, zgadza się, ale żeby mścić się z wykorzystaniem czarnej magii? Bohater nie sprawiał wrażenia ani zdesperowanego, doprowadzonego nieszczęściem do ostateczności zawistnika, ani nie zdającego sobie sprawy z konsekwencji swoich poczynań durnia.   No i cóż? Okazało się, że wyprowadziłeś mnie w pole. Nie czułam nienawiści Roberta wobec Marty, bo jej tam po prostu nie było.   Chylę czoła. :)     I chciałabym się od Ciebie dowiedzieć, jeśli oczywiście zechcesz się podzielić, w jaki sposób powstało to opowiadanie. Kiedy w Twoim umyśle pojawiła się ta końcowa volta? Czy to był początkowy pomysł i wokół niego urosło opowiadanie, czy też pojawił się w trakcie pisania? I jeszcze – jak długo powstawał ten tekst i czy jest to pierwotna wersja z poprawionymi literówkami itp., czy też było dużo przeróbek fabularnych?

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Lepiej mi idzie liczenie w słowach, niż w znakach. I chyba napisałam ze trzy takie, które możnaby zakwalifikować jako mikropowieści, czyli nieco ponad 20 tys. słów (razy ~5 to właście 100 tys. znaków) i jedną 40 tys. słów. Ale nie uznałabym tego tekstu za "powieść".    Tak zazwyczaj, jeśli planuję coś na 2 tys. to wychodzi mi 10 tys. Ale jeśli planuję na 20 tys. to wychodzi jak trzeba. :) Tylko kto to potem będzie czytał. :p

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

W pierwszej zwrotce masz 12-13-9-13, w drugiej 15-12-12-14 a w trzeciej 15-14-13-11. Ballada to nie tylko rymy, to również rytm, a tego tu nie ma zupełnie. Bardzo trudno czytać tekst napisany wierszem bez rytmu. Przykro mi, dobrnęłam zaledwie do szóstej zwrotki, bo takie wersy "Gdzieś pomiędzy nimi jeleń sobie żwawo hasa" też mnie trochę odstraszają od lektury. To zdanie nie ma innego celu, niż dodanie kolejnego rymu, a w poezji każde słowo powinno być na wagę złota. Ale powodzenia – eksperymentuj, bo bez mniej lub bardziej udanych prób, niczego się nie nauczymy. Na początek policz sylaby w "Panu Tadeuszu" albo w "Balladynie", a potem spróbuj napisać trzy zwrotki w ten sposób. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Oszustwo, nie oszustwo, ale działa. Fakt, trochę trudno jest się wkręcić po przerwie, ale da się – wykręcałam i wkręcałam się kilka razy. :) Trzeba tylko nieco cierpliwości do siebie samej.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Zgadzam się co do Hala. Nie nazwałabym tej postaci "niekonsekwentną" (i nie nazwałam :). Zwróciłam tylko uwagę na drobne potknięcie na początku. A początek przecież ważny jest. Chodzi mi o to, że tam albo zabrakło dwóch zdań, albo można było nieco inaczej rozłożyć akcenty, albo coś – nie wiem co – żeby przejście między mroczną nieufnością przedświtu w samozachwyt przystojnego szlachcica było bardziej płynne, naturalne. I gdyby ten fragment znalazł się w środku opowiadania, kiedy Hal jest już ukształtowaną postacią, zbyłabym go machnięciem ręki. Ale to jest początek, moment kiedy ja – czytelnik – tworzę sobie obraz tej postaci w głowie i, mimo że rozumiem dwoistość (a nawet troistość i czworzystość, i nieskończonostość) natury ludzkiej i podoba mi się to – tutaj widzę drobne rozwarstwienie, które powoduje, że tracę kontakt ze sceną. Uświadamiam sobie, że czytam.   Oczywiście jest to uwaga na przyszłość i nawet nie będę próbowała Ci mówić jak uczynić postać wieloaspektową a jednocześnie spójną, bo wiem, że potrafisz (Królowa, Liwia). Po prostu – dopieszczaj. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Próbowałam i próbowałam. Znaczy podzielić zachwyty innych i pisać o dzieciach. To o dzieciach, to był początek koza-Castingu, ale – nie mam pojęcia czemu – zamiast protagonisty wyszła mi protagonistka. To znaczy wiem czemu. Bo mam taką kozę w domu. Ale tak naprawdę to chyba takie "zwierzanie się" pomaga najbardziej. Dzisiaj jest jakby (tfu-tfu) lepiej. Napisałam już 125 słów i nie mam ochoty ich wszystkich wykasować. :) Z tego wynika, że (wracając do tematu posta i odpowiedzi na pytanie Ceterari) do pisania potrzebuję … odbiorców. Nawet jeśli tylko do pogadania o tym, jak nam się w danej chwili pisze. Kogoś, komu można ponarzekać i kto zrozumie, a może nawet coś doradzi. I jeszcze potrzebuję konkretnych limitów. Jeśli staram się pisać codziennie, jeśli mam określoną minimalną ilość słów, które powinnam napisać, to jakoś to idzie. Oczywiście zazwyczaj nie osiągam tego minimum (np. 750 słów dziennie), ale przynajmniej piszę cokolwiek. No. To trzeba się wziąć w karby. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ależ ja tak robię od prawie roku! I teraz już nawet to nie pomaga. *naprawdę beznadzieja mode on* ;)   Muszę szybko dorosnąć dzieci. 

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

A ja mam bloka. Znaczy blok. Znaczy zacięło mnie. I nic nie pomaga. Próbowałam o czwartej rano, o dwunastej w nocy, na kompie, na papierze, w wannie, na łóżku, pod łóżkiem, w pracy, po pracy, czekając na dziecko będące na zajęciach pozalekcyjnych, czekając kiedy z drugiego pokoju ktoś wrzaśnie "maaaamoooo!!!!" i nic. Po prostu ostatnio wydaje mi się, że wszystkie moje pomysły są banalne. I na to nic nie pomoże. *beznadzieja mode on*

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

*powinnam napisać "zdarza Ci się gubić punk widzenia", bo trzy razy na takie opowiadanie to przecież naprawdę odrobinka. ;)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Och, jej, chyba przesadziłam.   Jestem zdania, że zakończenie pasuje, dopełnia opowieść, zamyka ją. Oczywiście zgodziłabym się z tymi, co chcą więcej, bo Twoja historia pozostawia pole wyobraźni a postaci są tak żywe i pełne emocji, że chciałoby się pobyć z nimi jeszcze trochę, jeszcze długo, ale ten epizod kończy się właśnie tutaj, tuż przed podjęciem przez Hala decyzji, która odmieni – lub nie – jego życie. Czy można pisać dalej? Ależ taaak. Czy trzeba? Moim zdaniem nie jest to niezbędne.   O postaciach chciałabym nieco więcej, bo nie wszystko mi gra, głównie na początku. Z jednej strony przedstawiasz Hala jako człowieka zmęczonego, może trochę mającego problem z bezsennością, który chwilę potem, nieco narcystycznie, zachwyca się swoją atrakcyjną postacią w lustrze. Najpierw używasz słów takich jak niepokój, niechęć, przestrach, co kreuje pewien obraz w umyśle czytelnika, a potem przeskakujesz na "podobał się sobie", "z zadowoleniem przyglądał się". Wydaję mi się, że to taki drobny zgrzyt, trudno mi uwierzyć w taką postać. To trochę tak, jakbyś zmieszała dwa kolory z plasteliny i wyszło prawie jednolicie, ale gdzieś, w jednym miejscu spod fioletu przebija niebieski lub czerwony.   Jeśli chodzi o innych, to Osa pojawia się znienacka i na początku zupełnie nie wiadomo o co z nim chodzi, jego rola wyjaśnia się dopiero w rozmowie Hala z namiestniczką. Tu widziałabym przyczynę, dlaczego wydaje się, że to rozdział powieści – wchodzisz w świat przedstawiony nie wyjaśniając niczego i pokazujesz postaci w środku jakiejś sytuacji, nie informując kto jest kim i dlaczego tak jest. Dla Ciebie to wszystko jest jasne, ale dla nas – nie. Pod koniec wszystko się wyjaśnia i można wrócić i przeczytać jeszcze raz, ale czyni to początek nieco wyboistym. Namiestniczka wyszła Ci chyba najlepiej, jest postacią dopowiedzianą, konsekwentną i wyrazistą. Ferej niestety jest tłem. Pojawia się, cośtam mówi, ale jest raczej mdły.   Pomimo tych drobiazgów, bo to naprawdę są drobiazgi, Twoje postaci żyją. Rozumiem, że opis wyglądu Hala był niezbędny na początku, bo musimy wiedzieć, że to młody, atrakcyjny mężczyzna (a może jakby sam początek był z perspektywy Nuty? Dałoby to miłą klamrę, jej spojrzenie na niego na początku i na końcu, hm… /koniec dygresji), to istotny element jego charakterystyki. Jego emocje później pokazujesz w sposób bardzo intymny, mocny, nie boisz się skrajności. Najbardziej podobała mi się końcówka rozmowy Hala z namiestniczą – całe to narastające napięcie i wewnętrzne rozdarcie Hala. Czytając ją byłam jakby w środku wydarzeń, czułam to, co Hal. Magia, po prostu magia. :)   Świat przedstawiony niestety podoba mi się mniej. Bohar to dość oczywista wariacja na temat Jezusa. Nie wiem, może zostałam "skażona" naszymi rozmowami tuż przed napisaniem przez Ciebie tego opowiadania, może jakbym nie wiedziała, nie raziłoby mnie to aż tak, nie mniej jednak sądzę, że byłby to o wiele lepszy tekst historyczny, niż fantastyczny, albo musiałabyś mocno się przyłożyć do ideologii wyznawców Bohara, bo w tej chwili widać, że to jest jakby z boku.     Co jeszcze? Język i narracja. Zdarza Ci się używać określeń ogólnych, kiedy mogłabyś pokusić się o bardziej szczegółowe. Na przykład "Namiestniczka gotowa była przysiąc, że w jego oczach zapaliły się wesołe ogniki". Wesoły to może być – rozbawiony, radosny, pogodny, ale także ironiczny lub drwiący. Im bardziej konkretnie, tym lepiej.   Poza tym wciąż gubisz punkt widzenia. Nie używasz narratora wszechwiedzącego, więc nie możesz równocześnie znać opinii i uczuć dwóch postaci. Co najwyżej postać z punktu widzenia której opisujesz scenę może się domyślać, co sądzi ta druga postać. I może też być w błędzie. Pojawiło się to może w trzech miejscach, ale teraz jestem w stanie odnaleźć tylko jedno: Punkt widzenia namiestniczki i zdanie odnoszące się do Hala: "Uspokoił się jednak szybko, wiedział, że nie było sensu protestować". Może raczej – "widać wiedział", "musiał wiedzieć", albo "przecież wiedział". Coś zaznaczającego, że to zdaniem namiestniczki – wiedział.   Drobiazg, szczegół. Ale to dobrze, że u Ciebie można czepiać się szczegółów. ;) To znaczy, że już naprawdę niewiele brakuje do perfekcji.   Pomysł mi się podoba. Ja lubię takie opowiadania rozkładające na czynniki pierwsze motywacje postaci, obnażające ich skrywane lęki i narażające ich na cierpienie, zwłaszcza emocjonalne. Myślę, że dałabyś radę potorturować Hala jeszcze trochę, ale ponieważ jest to kwestia wyboru, bo doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny, to ja jednak poproszę coś więcej na temat kapitana Asgera. :) On jest chyba bardziej nieszczęśliwy. ;p

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ale jest potrzebna, żeby zrozumieć moj odczucia, bo ja taka techniczna jestem. ;)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Dziękuję za opinię, Berylu. Będę jednak polemizować. :) Zastanawiałam się nad definicją "opowiadania", poszukałam tu i ówdzie, nawet w podręczniku do literatury, który mam w domu (żeby nie było, że tylko w necie) i dowiedziałam się jedynie, że opowiadania charakteryzują się swobodą kompozycyjną, nie mają sprecyzowanej konstrukcji. Nigdzie nie jest napisane, że w opowiadaniu musi występować więcej niż jedna postać, że muszą być dialogi i musi się dużo dziać. W opowiadaniu zdarzenia powinny następować po sobie, w zależności przyczynowo-skutkowej. Opowiadanie powinno mieć strukturę dramatyczną (ekspozycja, rozwój akcji, punkt kulminacyjny, rozwiązanie akcji), przy czym elementy początkowy i końcowy mogą być skrócone, mogą występować zakończenia otwarte, a nawet punkt kulminacyjny i puenta mogą nie być wyraźnie zaznaczone. Bardziej rygorystycznie traktowana jest konstrukcja noweli. Tyle teoria.   W praktyce, każdy odbiera tekst inaczej, czytelnicy mają różne oczekiwania i przyzwyczajenia, dlatego szanuję Twoje zdanie. Mimo, że się z nim nie zgadzam. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Kochana Regulatorzy, jak Ty pięknie wszystko regulujesz. :) No, dobrze (do syf.a): "Twoim zdaniem w opowiadaniu brakuje rozwinięcia, ktoś inny odniósł wrażenie, że brakuje tu zakończenia. Na szczęście, są i tacy, którzy uważają je za kompletne." ;p I miło, że są tacy, co mają też wszystkie klepki, klapki i frędzelki. I nie zapominajmy o uśmiechu. :) Ja pośmiałam się z tej wymiany zdań a to ponoć zdrowo.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Tobie brakuje rozwinięcia, komuś gdzieś wyżej brakowało zakończenia. Po prostu może brakować czegoś, nie twierdzę, że nie. :) Na szczęście było też kilka osób, którym nic nie brakowało, więc tym się pocieszam. ;)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Vyzarcie, jak ja Cię lubię. :) Dzięki.   Syf.ie, Twoje wrażenie, że hard sf ociera się w tym opowiadaniu o magię może być słuszne. :) Ja tak trochę przychylam się ku opinii, że nowoczesna technologia, włączając w to telefony komórkowe i samochody naszpikowane elektroniką, to już prawie magia. A co będzie za kilkaset lat?… Więc być może to moje zdanie w jakiś sposób przeniknęło do tekstu. W takim razie nie mogę odebrać Twojej uwagi jako krytykę.   Zdaję sobie natomiast sprawę z niedoskonałości mojej wiedzy na tematy, nad którymi inni spędzają całe lata studiów. Ja pamiętam coś ze szkoły, a przy pisaniu opowiadania spędziłam może kilkanaście, może kilkadziesiąt godzin próbując sobie pewne prawdy odświeżyć a inne przyswoić. To mało. Jeśli będziesz – czy Twoja Dziewczyna – miał jakiekolwiek konstruktywne uwagi, przyjmę je z radością i z pokorą.   Co do zakończenia i braku… czegoś… Była tu, na portalu, dyskusja – albo może ją sobie tylko wyobraziłam? – o tym, jak pisać "króciaki". Że zamiast wstawiać na stronę "pierwszy rozdział wiekopomnej powieści", można na przykład wyłuskać z większego pomysłu jakiś wątek i przedstawić go w całości, z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem. Szkoda, że nie pamiętam pod jakim tematem była ta dyskusja. : W każdym razie to opowiadanie, jak zresztą (prawie) wszystkie moje tutaj, jest właśnie takim wyłuskanym pomysłem. Ja po prostu nie mam pomysłów na krótkie teksty i w tej sytuacji mogę albo próbować tej metody z lepszym, lub gorszym skutkiem (coraz lepszym, sądząc po reakcjach na kolejne opowiadania), albo nie publikować wcale. A swoją drogą ćwiczenie w pisaniu krótkich form tak, czy inaczej bardzo mi się przydaje. :)   I, oczywiście, dziękuję za przeczytanie i komentarz. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

To opowiadanie jest świetnie. I mówię to po przeczytaniu zaledwie pierwszego fragmentu, czyli do pierwszych gwiazdek (mam nadzieję, że wkrótce uda mi się przeczytać resztę, ale teraz powinnam popracować… ;). Co oznacza, że można ocenić opowiadanie po jego fragmencie, tylko musi ono być porządnie napisane. Co mamy w pierwszym kawałku? Wyraźnie zarysowanego bohatera, który ma pragnienie – i to pragnienie właśnie się spełnia. Niejasne poczucie zagrożenie, no bo kto to widział spełniać marzenie bohatera tak zaraz na początku – z tego nigdy nic dobrego nie wynika. Mamy zarys intrygi, dziwne pytania sugerujące, że zwierzchnicy wcale nie szukają w nim tego, czego on się spodziewa, że szukają. Mamy wreszcie wykreowany świat, który sprawia wrażenie kompletnego, logicznego i zarazem bardzo interesującego. No i oczywiście tekst jest napisany takim językiem, że przyjemnie czytać. :) Warto było zajrzeć, dziękuję że podzieliłaś się tym tekstem z nami. :) Muszę się koniecznie dowiedzieć, co się stanie dalej, ale niestety, obowiązki zmuszają mnie do przerwania lektury. *grrrrr*

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Sethraelu, Homarze, dziękuję. :) 

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Co do interesujących bohaterów – idę w opozycji. Uważam, że bohaterowie nie muszą być ciekawi. Prawdziwi ludzie są ciekawi? Ok, są ale nie muszą być. Po co robić bohatera, który ładnie się wysławia i używa sarkazmu i cietych ripost mistrzem jest? To są łowcy, oni nie gadają – oni polują. Nie są dżentelmenami, są brydnymi wojownikami ktorzy polują bo takie mają zajęcie. Proste. W filamch zawsze jest motyw "główny bohater został zdradzony etc. dlatego robi to co robi" u mnie głowny bohater robi to co robi, bo takie ma zajecie. Proste. 

Ekhm. Pozwolę sobie zabrać głos (choć Twoje podejście do krytyki faktycznie świadczy, delikatnie mówiąc, o niedojrzałości), ponieważ też kiedyś tak myślałam. Dlaczego pisać o superbohaterach, którzy robią niesamowite rzeczy? Dlaczego nie o zwykłych ludziach w ich codzienności? Szczerze mówiąc nadal nie znam odpowiedzi na to pytanie. Może powieści obyczajowe są pisane bardziej o zwykłych ludziach? Ale fantastyka to przygoda, nie obyczajówka – tu z definicji musi być ciekawie.  To jedno. A druga sprawa, to nawet "zwyczajny" bohater musi mieć coś, co zainteresuje czytelnika. To coś, to nie wymyślne gadki, czy "dżentelmeńswo". To coś to pragnienie. Cel, marzenie, którego Twój bohater nie może osiągnąć. Jest myśliwym, ale chciałby być naukowcem. Albo chciałby upolować największego tura w lesie, żeby wszyscy go podziwiali. Albo żeby zaimponowac tej dziewce. Albo po prostu chce tą dziewkę, a te polowanie to takie nudy. Coś. Wiesz o czym marzą Twoi bohaterowie? Może wiesz, ale ja, Twój czytelnik, nie wiem. Powiedz mi. A potem postaw przed nim przeszkody, których pokonanie będzie wymagało od niego poświęcenia czegoś innego, co jest mu drogie. Albo stawienia czoła swoim największym lękom. Czego boi się Twój bohater? A ten CEL niech osiągnie lub nie, ale dopiero na końcu opowiadania.

I jeszcze jedno. Twoi bohaterowie, piszesz, polują. No i co z tego? Dlaczego ma nas to zainteresować? Dlaczego akurat o nich piszesz, a nie o tych z drugiej wioski? Dlaczego o tym polowaniu, a nie o tym z przedwczoraj, albo za tydzień? Spróbuj odpowiedzieć na te pytania i nie obrażaj się, że ktoś poświęcił Ci swój czas. Powodzenia.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Nie zaskoczyło, domyślałam się od początku o co chodzi, ale mimo to, a może właśnie dlatego drabelek podoba mi się bardzo. Oh, jak ja dobrze rozumiem to uczucie. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Już za samą tę dyskusję Rzsyardzie, Kochani, piórka nie piórka – dyskusja wywołana opowiadaniem to najlepsiejsza nagroda na świecie. :))) Ponieważ ja zazwyczaj w dyskusjach nie biorę udziału, bo dyskutować nie umiem, więc się cichaczem wycofam i poczytam sobie. A Wy, jeśli wola, dyskutujcie dalej.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ależ muszę się przejmować! Przecież po to piszę, by wywołać w czytelniku jakieś emocje i jest dla mnie ważne, czy osiągam zamierzony efekt, czy przeciwny, czy w ogóle jakiś inny, niż mi się zdawało. I wiesz co, opisujesz dokładnie takie przemyślenia, masz dokładnie takie uczucia o jakie mi chodziło. To, co piszesz o Chopinie, Beethovenie i Turingu to jest DOKŁADNIE TO. Nie podoba Ci się świat przedstawiony, nie podoba Ci się bohater – i mają się nie podobać. A zatem opowiadanie spełniło swój cel. :) Ja jestem usatysfakcjonowana. Przykro mi, że po przeczytaniu opowiadania czujesz dyskomfort. Ale tak naprawdę, to właśnie było moim celem… Przepraszam… (z tym, że nie tak całkiem :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Alex, o jejku. Przepraszam najmocniej za zmianę płci. Wiesz, jak imię nie kończy się na -a, to tak jakoś… Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić w profilu. Biję się w piersi. Sądzę, że wyjaśnienie problemu czemu nie in-vitro wymaga opisania struktury społeczeństwa, dla którego to opisania nie znalazło się miejsce w tekście. Niespecjalnie lubię takie tłumaczenie się w komentarzach, ale myślę, że w tym przypadku jest to nie tyle problem niedopowiedzenia przez zapomnienie, co raczej Twojej dociekliwości (którą zresztą bardzo cenię), więc co mi tam. :) Widzisz, zwykli ludzie tak nie do końca zdają sobie sprawę z istnienia Pasterzy. Całe to rozmnażanie, jak i zresztą inne aspekty życia, mimo że są bardzo dokładnie kontrolowane, mieszkańcom Arki wydają się dziać zupełnie naturalnie. Kłamstwo i manipulacja. In-vitro sprawiłoby, że byłoby widać ingerencję. A do tego nie można dopuścić. Nie wiem, czy takie wyjaśnienie, w tych kilku zdaniach, jest wystarczające, ale naprawdę nie chciałabym się bardziej zagłębiać w temat w komentarzach do opowiadania. Takie rzeczy powinna wyjaśniać treść opowiadania. Tego, lub możę kolejnego… Joseheim, dziękuję za pozytyną opinię. Cóż, żal mi, że zakończenie Cię nie przekonuje, ale takie jest, bo takie właśnie – otwarte, niejednoznaczne – miało być. Takie wydawało mi się najlepsze. Ale każdy czytelnik odbiera tekst inaczej i dobrze, że tak jest. :) Aredhela, miło mi. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Prokris, ogromnie mi miło. :)     Finklo, Twój komentarz trochę mnie przestraszył. Czy z jakiegoś powodu sądzisz, że to opowiadanie jest, nie wiem, manifestem popierającym eugenikę i jej pokrewne działania? Dlaczego? nie wierzę, że jeśli ktoś odgórnie decyduje, co jest dobre dla innych, to z tego cokolwiek dobrego wyniknie – ależ ja się zgadzam i przecież to właśnie chciałam tym opowiadaniem powiedzieć! Jedynym, co sprawiło, że nie zastanawiałam się przez cały dzień gdzie popełniłam błąd i co napisałam źle jest fakt, że kilka innych osób stwierdziło, że tekst "zmusza do myślenia", a Unfall nawet opisał możliwe konsekwencje podjętych przez Pasterzy działań. Finklo, mam wrażenie, że zgadzamy się w założeniach, więc ponawiam pytanie – co w opowiadaniu sprawiło, że odniosłaś wrażenie, że ja mam odmienne poglądy?     Aleksie. Przede wszystkim, pozwoliłam sobie skorzystać z podsuniętego przez Ciebie zdania. Dzięki. Wychodzi na to, że nawet najlepszy risercz nie zastąpi paru lat studiów. ;) Czy jeśli jeszcze kiedyś będę potrzebowała porady w zakresie terminów związanych z biologią, mogę zwrócić się do Ciebie o korektę?   A w odpowiedzi na Twoje pytanie czemu nie in-vitro. A czy uważasz, że poczęcie in-vitro jest łatwiejsze niż in-utero? Ja sądzę, że metoda wypracowana przez miliony lat ewolucji jest jednak prostsza, szybsza i pewniejsza. Pamiętaj, że trzeba jeszcze te poczęte "w probówce" zarodki wszczepić w czyjąś macicę. A to po pierwsze – może się nie udać. A po drugie, tych macic też trzeba trochę mieć, czyli wychodzi na jedno – muszą być kobiety chcące mieć dzieci. No, chyba że zastosujemy słoje wyściełane wieprzowiną… Ale to już ktoś przede mną wymyślił… ;)   Dążenie do całkowitego wyeliminowania "kiepskich" genów jest trochę nierozsądne. Podobnie jak niegdyś dążenie do wybicia zagrażających ludzkim siedzibom drapieżników takich jak wilki czy foki, osuszanie bagien, czy bardziej współcześnie – dążenie do wybicia wszystkich bakterii za pomocą antybiotyków, mydeł antybakteryjnych itp. To, że coś nie jest rozsądne, nie znaczy, że tego nie robimy. :) Dążąc za wszelką cenę do szczęścia zapominamy, że aby je dostrzec musimy czasem poczuć się nieszczęśliwi.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Rogerze, dziękuję za lekcję. Mówię z całą powagą, bardzo sobie cenię konstruktywną krytykę, bo tylko dzięki niej można się czegoś nauczyć. Ale to lekcja na przyszłość, bo… Piszesz, że powtórzenia "być" i "mieć" czynią tekst statycznym. A mnie właśnie o pewnego rodzaju statyczność chodziło. O rutynę i zwyczajność. Bohdanie, jak już odpowiedziałam Jerohowi, próbowałam napisać inne, bardziej rozwinięte zakończenie. Nie wyszło. Aczkolwiek masz rację, oczywiście, ten temat wymaga rozwinięcia fabuły. Ciekawe, czemu pod większością moich opowiadań pojawia się taka uwaga? :) Cóż, opowiadania to tak naprawdę nie moja bajka. Najchętniej wrzuciłabym tutaj pierwsze rozdziały moich trzech pisanych obecnie powieści. Tylko, że na to nie pozwala przyjęta na portalu formuła, a ja chcę być potraktowana poważnie, a nie jak jedna z tych co to zaczyna i pewnie nie skończy. :) Dlatego w pewnym Universum, które mam w głowie, staram się stworzyć historie, będące zamkniętą całością. Wychodzi z różnym skutkiem, ale chyba coraz lepiej. ;) Wracając zaś do problemu rozwinięcia tematu zawartego w tym opowiadaniu – nie wiem, czy w ogóle w opowiadaniu dałoby się taki temat przedstawić wystarczająco szeroko, unikając zarazem niepotrzebnej górnolotności i patetyczności (patetyzmu?). Może. Nie twierdzę, że nie. Uważam jedynie, że ja nie potrafię. Czy potrafię w dłuższej formie – też tak naprawdę nie wiem. Ale sądzę, że będzie mi łatwiej. Unfallu, to powyżej to też trochę odpowiedź na Twój komentarz. :) Wszystkim komentującym bardzo dziękuję. Ocho, Ryszardzie, Kaelu – Wasze nominacje wprawiły mnie w tak dobry nastrój, że nawet nadchodzący początek roku szkolnego mi nie straszny. ;) (btw. Kaelu, im pewnie chodziło o to "Łe", zresztą dla mnie też było to trochę mylące. ;) Aleksie, Tobie odpowiem jutro, jak będę trochę bardziej przytomna i trochę mniej śpiąca. Dobranoc.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Koiku, właśnie zauważyłam nominację. Łał. Zaczerwieniłam się.   Kiwi, dzięki. :)   Jerohu, to jest tak, że poprzednia wersja tego opowiadania składała się z dwóch części i w tej drugiej było takie właśnie mocniejsze uderzenie i wyjaśnienie, i stosunek Zachariasza do całej sprawy, i konsekwencje, i co tylko jeszcze. Tylko, że coś nie siedziało. Się zrobiło melodramatyczne jakieś. To jest temat, który – co ja mam z tymi tematami – wymaga głębszej analizy, poważniejszego podejścia, nie wiem. Czegoś, czego ja nie potrafię zrobić w pięciu tysiącach słów i w taki sposób, żeby robiło wrażenie. Próbowałam. Wydłużałam coraz bardziej i zamiast pełnego napięcia dramatu, otrzymywałam tekst coraz bardziej pompatyczny. A nie o to chodziło. Dlatego obcięłam, przyklepałam i zostawiłam. Tak, moja decyzja. Dobrze, że nie przypadkowa. :) I cieszę się, że mimo mankamentów tekst przypadł do gustu.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Koiku, sprawiłeś mi tym komentarzem ogromną przyjemność. Dziękuję. :) Może "podzielił"? Pomyślę, mam jeszcze jakieś osiemnaście godzin… ;)   Rogerze, trochę racja. Mimo to, zostanę przy tym, co jest. Nadużywanie czasowników "być" i "mieć", zwłaszcza w przypadku tych dwóch akapitów było (tak, wiem, znowu było) po części zamierzone. A po części może wyniknęło z mojej niewiedzy, braku doświadczenia, nie wiem. Ale w jaki sposób pisać w czasie przyszłym nie używając czasownika "być"? Mimo wszystko, dziękuję za zwrócenie uwagi. Na pewno w przyszłości pomyślę uważniej. O! I udało mi się bez "bycia". :)   Regulatorzy. Znów wielki uśmiech na mojej twarzy. Dzięki. Błędy poprawione.   I jeszcze Ryszardzie drogi. :) Ależ Huxley to mój idol. A i "Powrót z gwiazd" chyba trochę pamiętam. 

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Adamie, mozolnie, krok za krokiem, aż może wreszcie po czterdziestce dokądś się dojdzie. ;) Dzięki. Kaelu… A-a-ale… Łe? I tak się cieszę, że przeczytałeś drugi raz. ;p

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Aż nie wiem, co powiedzieć. Może to, że siedzę przed komputerem i szczerzę się tak, że zaraz mnie posądzą o zwariowaność jaką. :) Ryszardzie, naprawdę? mógłbyś? parę godzin??? To ja chyba maila do Ciebie napiszę. ;) S-F to moja pasja. Do poduszki, jako dzieciak czytać nie umiejący, czytane miałam "Bajki robotów". Czym skorupka za młodu i tak dalej. Wyróżnienie? Wyróżniłeś mnie swym komentarzem. :) A jeśli chodzi o rozwinięcie, to na razie istnieje jedynie w mojej głowie, ale po takiej zachęcie… Dziękuję ogromnie.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ocha, dzięki, kocham Cię!

I dzięki oczywiście za tamte uwagi, wtedy, były bardzo pomocne. :) W zasadzie to nie wiem, bo czuję, że powinnam podziękować beta-czytaczom w jakiejś notce odautorskiej, ale wydaje mi się, że nie jest to przyjęte tu na portalu. Hm. W każdym razie to opowiadanie miałoby zupełnie inny kształt i pewnie byłoby mniej udane, gdyby nie pomoc Ochy i KaelGoranna. Ukłony dla Was obojga. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

How to say them --> How to tell them they exactly know how to kill --> they know exactly how to kill Te dwie rzeczy wpadły mi w oko. Przyznaję się, że tylko "przeleciałam" tekst, wiec nie ośmielę się komentować fabuły, postaci i takich tam, ale jestem naprawdę zaciekawiona, bo kiedyś lubiłam Supernatural. :) Mam nadzieję, że dam radę przeczytać bardziej uważnie (czas, czas, ciągle ten brak czasu!)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Bohater, nie czytelnik, Koza. :) Nie mam pojęcia czego oczekuje czytelnik, zwłaszcza, że Ty oczekujesz czegoś innego, niż Finkla, a ja oczekuję czegoś innego niż, na przykład, syf.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Krótkie zdania podobno są przydatne. Pomaga też unikanie przymiotników. Ale to już w scenie, w której dużo i szybko się dzieje; w opowiadaniu podobno dobrze jest jasno określić cele i oczekiwania bohatera, a potem nie dać mu tego, czego pragnie. Tak słyszałam, ale u mnie to nie działa. :   Co jeszcze, co? Powiedzcie, bo też chciałabym się dowiedzieć.  Fajny temat, Finklo. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ocho, Ty nawet z Kota potrafisz stworzyć barwną postać. :) Też studiowałam w Krakowie. Fajnie było…

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

A ja się tu dalej czuję jak nowa, chociaż jestem od prawie roku, lubię dzieci i koty, chociaż dzieci przeszkadzają mi w pisaniu i trzymam się kurczowo zdania, które tu ktoś kiedyś napisał, że nikt nic wielkiego nie osiągnął przed czterdziestką. Bo to oznacza, że już niedługo mam szansę coś osiągnąć! :) Acha, i wolę SF, ale fantasy też poczytuję. Chciałabym pisać więcej i szybciej. I oczywiście bardziej składnie, ale tego się bez praktyki nie da osiągnąć, więc jeszcze raz więcej i więcej, i więcej. Tylko te dzieci…

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Alex – high!five Języki tworzyłam. Czy wyrosłam nie wiem, chyba raczej uznałam, że nie mam takiego wykształcenia, jak Tolkien. Chciałabym, ale cóż, jakieś wady trzeba mieć. ;) Za to historię początku amerykańskiej wojny o niepodległość miałam kiedyś w jednym palcu. Od bitwy o Trenton po Saratogę. I mnie to – niestety? – potrafi bawić przez trzy miesiące a wtedy z pisania nici. :) Szczerze mówiąc poszukiwania informacji historycznych są nawet bardziej fascynujące od tworzenia własnego świata, bo wtedy trzeba wątki dostosować do wydarzeń, do faktycznej geografii, szaty roślinnej. No normalnie miodzio. Tylko gdzie tu jeszcze miejsce dla ludzi, dla tych bohaterów, którzy powinni w tym żyć ?   Virginio, Joseheim ale co to dla Was znaczy "dobre"?  :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Alex Fagus, to Ty sklonowałaś mój mózg, czy ja Twój? :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ja zdecydowanie sci-fi. Agatakasiak puszcza dzieciom "Marsz wilków", mnie tatuś czytał na dobranoc "Bajki robotów", jak miałam trzy lata. Czym skorupka za młodu… Z tym, że podobnie, jak Zalth, mało z tego co piszę – kończę. Mam jedną bardzo zaawansowaną książkę fantasy, dwie zaczęte książki sci-fi i ze trzy rozgrzebane opowiadania. Zdecydowanie wolę długie formy, lubię się rozkręcić, poznać świat i bohaterów, przeplatać wątki i odkrywać, że gdzieś-tam się łączą. Opowiadania nie sprawiają takiej przyjemności. A już zupełnie nie czuję frajdy z pisania króciaków i drabli. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ja lubię twarde science-fiction. Czyli takie, żeby dużo "naukowości" było. Kiedyś zafascynowała mnie ksiażka, której bohaterowie byli tacy trochę bez wyrazu, fabuły to już nawet nie pamiętam, ale autor "zamieszkał" cały układ słoneczny bardzo prawdopodobnymi biologicznie stworzeniami (o ile ja się znam na biologii ;) autor jest z wykształcenia botanikiem). Przeczytałam do końca. :) Choć faktycznie, jest to raczej jednostkowy przypadek, który zapamiętałam. Próbuję sobie przypomnieć moje ulubione książki i – to takie banalne :) – najważniejszy jest jednak bohater. Najlepiej jeśli jest z jakiegoś powodu niedoskonały, na przykład zbyt łatwo wpada w złość albo brakuje mu pewności siebie, albo nawet ma jakąś ułomność fizyczną. Takie tam. Nie lubię superbohaterów bez skazy. Agroeling – tak, wizja, coś niezwykłego, to też jest TO. Ale właśnie trudno czegoś takiego oczekiwać po książce, bo też dla każdego czytelnika ta wizja może się okazać czymś innym. Na przykład Koik napisał, że Diuny to dla niego rozluźniacze, a dla mnie (wprawdzie czytałam tylko dwie pierwsze i słyszałam, że późniejsze są słabsze), to takie właśnie książki "z wizją".

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Mnie się też dosyć podobało. Fabuła jest skonstruowana sprawnie, jest wstęp, rozwinięcie i pełne napięcia zakończenie. Podoba mi się to, że wcześnie sygnalizujesz postać Tyfona i zwracasz na niego uwagę. Umiejscowienie histori w odległej przyszłości, zamiast w czasach antycznych było dla mnie zaskoczeniem. Mam jednak takie niejasne poczucie, że opowiadanie jest trochę niespójne, jakby nierówne. Nie wiem, może wybijały mnie z rytmu te wstawki w rodzaju "niewydymka". Zupełnie nie pasują do czasów antycznych, a kiedy to słowo pojawia się pierwszy raz, nie wiadomo jeszcze, że to przyszłość. Poza tym, tak, czy inaczej mamy tu klasztor, modlitwy, jakąś taką podniosłą atmosferę, sporo strachu i nagle takie nastoletnie teksty w wykonaniu bohaterek. W ogóle ich postawa, pomimo zastraszania bolesną karą fizyczną, jest dosyć luzacka. Byłeś kiedyś bity do krwi wierzbową witką? Dobra, ja też nie, ale wyobrażam sobie, że starałabym się piąty, dziewiąty, siedemnasty raz nie oberwać. A zwłaszcza kilka razy w ciągu jednego dnia. Ale może to tylko ja tak mam a dziewczyna stworzona specjalnie po to, by obalić bogów nie będzie się przecież bać byle skaleczenia. :) Ale powyższe nasuwa mi kolejną uwagę – widać, że to facet pisał. :) "Bolało bardziej niż wszystkie moje okresy razem wzięte." Wiesz co, w życiu nie porównałabym bólu rozciętej skóry do bólu menstruacyjnego. Może "krwawiło bardziej… itd", ale… No tak. To drobiazg, ale rozśmieszył mnie bardziej, niż pewnie w tym momencie planowałeś i reszta opowiadania była już przeczytana trochę z przymróżeniem oka. Ale czytało się fajnie. Pomysł ciekawy, może komuś się z czymż kojarzy, ale mnie z niczym konkretnym, więc uważam go za świeży i dobrze, zaskakująco pokazany.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

To było w całości "by your command Imperious Leader", czyli "jak rozkażesz Władczy Przywódco". Bez sensu. :) W piątek, godznę przed końcem pracy, człowiekowi różne głupoty do głowy przychodzą…

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

jak rozkażesz! :D (To taki tekst z takiego starego serialu sci-fi (Battlestar Galactica), którego zresztą tej starej wersji nie oglądałam, tylko nowszą, ale nieważne. /koniec dygresji )

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ocho, musimy sobie pomagać, bo kto nam pomoże? ;) Ja też niewiele wiem, ale tym, co wydaje mi się, że wiem, próbuję się czasem dzielić. Tworzyłam bohatera od drugiej strony, tak jak mówisz. Ale worldbuilding się sam dokłada i uszczegóławia bardziej, niż charakter. Poza tym, to nie jest problem wiedzy/braku wiedzy o bohaterze. Tak sądzę. Te historie – jaki jest, jak reaguje, co by zrobił gdyby – ja to wiem, czuję, znam go. Ale nie potrafię zapanować nad przekazaniem tej wiedzy. Co pokazać, co zostawić dla siebie, co uszczegółowić, bo chociaż mnie się wydaje oczywiste, to wcale takim dla czytelnika nie jest. Trochę tak, jak z tymi skrótami myślowymi – w charakterystyce wciąż jeszcze skracam. Regulatorzy – by your command!

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Chodziło mi, chciałam dostać takie komentarze, nadal chcę i bardzo, bardzo się cieszę, że napisałaś teraz, bo to takie proste i oczywiste ujęcie tego, co i mnie się kołatało po głowie, tylko jakoś nie mogłam się sama przed sobą przyznać. :) Następnym razem będzie (może) lepiej. ;p

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Oooch, wakacje! Szkoda, że już po. Ale do rzeczy. :)   Przeczytałam te komentarze już jakiś czas temu (i bardzo za nie dziękuję), ale dopiero teraz mam dość czasu, miejsca, itd., żeby zabrać się za odpowiedź. Odpisuję od razu na wszystkie trzy, bo pewne uwagi są dość podobne.   Nastoletni bohater. Oboje, i Adam i Ocha uważacie, że to nie jest dobry wybór, że nieukształtowany, że mało wyrazisty. A ja właśnie, w odróżnieniu od Ochy, zawsze chciałam pisać o "zwyczajnych" ludziach, takich kompletnych przeciętniakach. :) Wiem, wiem, w przeciętniakach nie ma nic wartego Opowieści ale myślę, że i tak zrobiłam postęp, bo przynajmniej moi bohaterowie zaczynają dokonywać "wielkich rzeczy". Teraz chyba pora uczynić kolejny krok.   Adamie, mówisz, że nastoletni bohater wymaga dłuższej formy. Zgodzę się całkowicie. Problem, niestety, leży dla mnie nie tylko w bohaterze nastoletnim, ale w ogóle w moim podejściu do postaci. To jest też odpowiedź na to, co wcześniej napisał Julius – "O ile jakiegoś zawadiakę, bawidamka, twardogłowego żołnierza można by przedstawić tylko w perspektywie tu i teraz, o tyle ktoś gotowy oddać życie za Sprawę domaga się planu szerszego." No cóż. Jak myślę "bawidamek" zaczynam się zastanawiać "a dlaczego?" A może on kiedyś się bardzo mocno zakochał i został odrzucony i teraz ma uraz? A twardogłowy żołnierz? A może jego ojciec był tyranem? Nie potrafię wejść w schemat i prosto go pokazać. Zawsze widzę drugie i trzecie dno i nieuświadomione popędy i tylko nie potrafię tego przełożyć na słowa.   Myślę, że dużym problemem jest też dla mnie to słynne i jakże trudne kończenie, a właściwie "niedokończanie" opowiadań. Bo pisząc sądziłam, że tam jeszcze powinien się pojawić tak gdzieś z tysiąc słów pod koniec (więc niby wiem, ale), aż tu nagle bah! i mi się zakończyło. I jak bym nie próbowała, nie mogłam już tego tysiąca znaleźć. A leżało z miesiąc, zanim zrobiłam ostatnią korektę i wypuściłam. :)     Teraz jeszcze w temacie "creative writingu"… Przede wszystkim na razie na pewno nie dam rady skorzystać, choćbym chciała (czas to pieniądz, pieniądz to czas, a mnie brakuje i jednego, i drugiego :). Ale zaskoczył mnie Twój komentarz Juliusie, odnośnie akapitów. Spodziewałam się raczej jakiejś uwagi, że zbyt mechanicznie podchodzę do fabuły, czy coś w tym stylu. Bo sposobu konstruowania akapitów nie trenowałam nigdy. To, jak są napisane, wynika raczej z tego, że mam tendencję do stosowania skrótów myślowych, których nikt nie rozumie i moje wcześniejsze próby pisarskie były właśnie takie – niezbyt zrozumiałe. Teraz staram się wszystko jasno wyłożyć, dlatego to moje pisanie jest takie przegadane (ha, nawet komentarze). Ale szczerze podziwiam ludzi, którzy potrafią w dobrze dobranych trzech słowach zawrzeć to, co ja w całym akapicie. :) Tego bym się chciała nauczyć.   Wychodzi mi z tego, że powinnam jednak nadal próbować z krótkimi formami, choć niespecjalnie za nimi przepadam. Hm. Krótszymi. Coraz krótszymi…

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ocho, ja też do "kilofów grototwóczych" doszłam z pełną powagą. :) A jakbyś  chciała zobaczyć starożytne (a może średniowieczne też) hutnictwo "na żywo", to wybierz się w długi weekend w Góry Świętokrzyskie na Dymarki. A jak nie, to może chociaż znajdziesz na tej stronie jakieś ciekawe informacje.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Koik BRAWO! Mnie też ciekawość zżera i mam nadzieję, że dasz zać, jak już będziesz mógł. :D

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Podziwiam zaskakujące rymy. Głównie zaskakujące dlatego, że pierwsze dwa wersy to znana fraza, a potem umysł spodziewa się dalej takich znanych a tu – niespodzianka. Może dlatego Berylowi coś "zgrzytło"? Ja też w tym momencie zrobiłam O_O, ale raczej przyjemnie zaskoczona. Poza tym te zestawienia: czasownik-rzeczownik, czasownik-przymiotnik, rzeczowniki w różnych przypadkach. Ooooch… piękne. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Creative writing? A są takie kursy w Polsce? To ja chętnie. :) Kursu nie było, były za to lata poszukiwań, jak sprawić by ludzie rozumieli te wszystkie "genialności", co je mam w głowie. I widzę, że wciąż klapa. ;)   A tak poważnie, to bardzo dzięluję za wyczerpującą analizę. Nie chcę tłumaczyć w komentarzu o co mi chodziło w opowiadaniu (chociaż mnie korci). Ono jest jakie jest i jeśli odbiorca widzi w nim coś innego (bohatera, który jest gotowy oddać życie za Sprawę) niż ja miałam zamiar pokazać (dzieciaka, który boi się dalej żyć, ale odkrywa Cel – ha, jednak powiedziałam), to oznacza, że wciąż jeszcze muszę popracować nad jasnością wypowiedzi. I dlatego takie komantarze, jak Twój są dla mnie szczególnie ważne. :) Dziękuję za kilka podpowiedzi i za krytykę. 

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

A bo ja czasem taka oficjalna na początku jestem. ;p To z wrodzonej nieśmiałości. Mimo wszystko (uprzejmie) dziękuję za (jakże oczywistą) propozycję korekty kłopotliwego zdania. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ależ nie traktuję Twoich uwag, jak jakiś przymus do poprawiania :) Mimo to uważam, że uprzejmie jest się odnieść. Ale pozwolę sobie jeszcze wrócić do tych mieszkańców / mieszkanek. Patrząc z perspektywy "czystości gramatycznej", to rzeczywiście nie jest poprawne, ale czy logika przekazywanych informacji może tu usprawiedliwić takie zastosowanie rodzaju męskiego (jako po prostu bardziej ogólny)? Czy też należałoby całe to zdanie przerobić tak, aby zachowując jego znaczenie, jednocześnie uniknąć błędu? Czy po prostu robię z igły widły, i rodzaj żeński też możnaby tu zrozumieć jako ogół mieszkańców niezależnie od płci? Wybacz dociekliwość. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Regulatorzy, wielkie ukłony za wyszukanie błędów. Wszelkie "swój", "jego", itp. chętnie usunęłabym. To jakaś pozostałość z pisania po angielsku, nad którą panuję coraz lepiej, ale niestety wciąż jeszcze się trafia. Na pewno zwrócę baczniejszą uwagę przy następnym opowiadaniu.   Odniosę się do uwag, z którymi się nie zgadzam.   "Stąpanie trzech par ciężkich butów" – podobnie jak Rogerowi, napiszę tutaj, że to narracja trzecioosobowa subiektywna. Patrik stoi tyłem do nich, nie widzi ich – słyszy. I czegoś tam się domyśla. Oczywiście do zastanowienia, bo jak zaczęłam analizować, to przyszło mi do głowy pytanie – skąd on właściwie wie, że ciężkie buty, skoro trawa tłumi dźwięk? Ale w trakcie pisania, kiedy "wczułam się" (żetakpowiem) w postać, takie właśnie wrażenie mi pasowało.   "Piwniczka na wino" – zapewniam Cię (i innych czytelników), że zawsze staram się dowiedzieć jak najwięcej na temat o którym piszę. I piwniczki na wino to właśnie "budowle z pełnej cegły, często wydrążone w skarpach i pagórkach, przykryte warstwą ziemi od jednego do czterech metrów z podłogą znajdującą się poniżej poziomu ziemi". To, oczywiście Internet, ale strona winiarska, nie Wiki tym razem i nie mam powodu by jej nie ufać. Poza tym kiedyś u znajomego widziałam właśnie coś takiego i nie nazywał tego inaczej niż "piwniczką".   "Madi … jedna z mieszkańców vs. mieszkanek" – użycie rodzaju żeńskiego sugerowałoby (moim zdaniem), że tylko mieszkańcy płci żeńskiej (mieszkanki) są w tym zdaniu brani pod uwagę i Madi jest jedną z nich. Jeśli się mylę, poproszę o dodatkowe uzasadnienie. :)   Jeśli chodzi o resztę, to – jak wspomniałam – chętnie poprawiłabym i z pewnością, jeśli to opowiadanie kiedyś trafi na nową stronę, wrócę do Twojego komentarza i skorzystam z możliwości edycji. Jeszcze raz, dziękuję. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Trico, czyli taka proca. ;)

Dzięki za zainteresowanie. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Finklo, jeśli to oznacza, że go lubisz, to bardzo mnie to cieszy. :) Dzięki.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Cytat był z wiki, ale powtarzam – z życia – mój mąż ma wiatrówkę, która wygląda jak glock. Jest jak najbardziej pistoletem i strzela śrutem. Jeśli jest to zbyt mało znana odmiana wiatrówki, to mogę to oczywiście zmienić. To znaczy teraz już nie mogę, ale jakbym mogła, to bym mogła, bo rodzaj broni to w tym momencie pikuś. Mógł nawet dostać procę. I tak, uznajmy, że wsunął ją za pasek. Też bym zmieniła. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Rogerze, z tym przyłapywaniem to taki żart był. Nie czuję się, jakbyś chciał mnie przyłapać na jakimś błędzie. Ale sama się trochę przyłapałam. Co w tym momencie nie jest istotne, ale będzie dla mnie istotne kiedyś (z tym wulkanem który powinien mieć 5000 a ma 1300 to serio było).  Rozumiem, że nie każdemu musi się podobać i naprawdę doceniam konstruktywne uwagi wszelkiego rodzaju, nad każdą się zastanawiam. Z tym, że naprawdę liczyłam raczej na rozebranie na czynniki pierwsze błędów dotyczących charakteryzacji, bo to akurat jest moją słabą stroną. :) Dobranoc. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Bemik, Ocho, nic nie zmieniałam. Łącze mi się rwie, dlatego jeszcze nie udało mi się odpowiedzieć. Ale dzięki temu wysmażyłam to oto.    Rogerze. Będę polemizować. Będę mianowicie polemizować z Twoim zdaniem, iż popełniłam błąd narracyjny. Nie zgadzam się z tym zdaniem.   Otóż moim założeniem jest, że używam narracji trzecioosobowej subiektywnej, z punktu widzenia bohatera, który jest w kiepskim stanie emocjonalnym. A skoro tak, to raczej nie będę opowiadać, jak to znajduje się on na półkuli południowej i od północy, a więc tam, gdzie za moment będzie wędrować słońce, ma ocean, od wschodu nadmorską, lekko pofałdowaną równinę, przechodzącą ku południowemu wschodowi w płaskowyż, a dalej, na horyzoncie, w łańcuch górski. Od zachodu, u stóp wzgórza ściele się portowa część niewielkiego miasta. Port jest tak trochę wysunięty na północny zachód od obecnego miejsca siedzenia mojego zdołowanego bohatera, który myśli o tym, że dzisiaj straci życie, a nie o tym, jaki jest układ uliczek tego miasta, choć właściwie mógłby, bo ze wzgórza, które ma może z pięćdziesiąt, metrów wysokości bezwzględnej, co-nieco przecież widać, a poza tym bohater przecież wie – bo się w tym mieście wychował – że jest to układ promienisty trójosiowy, z osiami trzech głównych ulic wychodzącymi z placu przed Pałacem Zgromadzenia Sióstr, znajdującym się – o zgrozo – też na wzgórzu. Trochę niższym. Znajdującym się mniej-więcej, ot, z głowy piszę, bo mój bohater nie znajduje się w posiadaniu dalmierza, gapa jedna – może z kilometr od niego i prawie dokładnie na zachód. A do portu z rzeczonego Pałacu jest też tak z kilometr. Może kilometr i dwieście siedemdziesiąt metrów. Wot, kielecka Sienkiewka. Za Pałacem, a więc na południowy zachód od mojego bohatera, rozciągają się ogrody. Nie wiem ile mają kilometrów kwadratowych, ale pewnie więcej niż część portowa, bo to tam ma dom większość mieszkańców miasta. Wulkan jest mniej-więcej na południe od wzgórza. Jeśli bohater siedzi i płacze twarzą do morza, które ma na północy, to siłą rzeczy wulkan ma z tyłu. Gdyby miał ocean na zachodzie, wonczas ów wulkan byłby zapewne na wschodzie. I takoż na odwrót. Szpic wulkanu znajduje się około pięciu kilometrów od wybrzeża. Tak, jak, dajmy na to, Wezuwiusz. I ogrody wchodzą na stoki wulkanu. Nie, nie do samej góry, tak trochę tylko. A w ogóle teren u stóp wulkanu jest nieco sfałdowany, stąd te wzgórza i siodła między nimi. Wulkan ma wysokość prawie 1300m. Jak Wezuwiusz. A powinien mieć, kurka, 5000…   I tu mnie, Rogerze, przyłapałeś. Nie przemyślałam sobie dokładnie topografii miejsca. Miałam ją w głowie ot, tak, mniej-więcej i wyszedł babol.   Ale wiesz co? Nadal uważam, że te wszystkie informacje geograficzno-topograficzno-urbanistyczne są bez znaczenia dla głównego wątku tego opowiadania. Ważniejsze dla mnie było światło poranka, zapach i wilgoć morskiego wiatru, wspomnienia i te plany na przyszłość, które sprowadzają się do jednego – umrzeć za rodzinę.   Jeśli nie zainteresowałam Cię wrażeniami i odczuciami, widocznie to opowiadanie nie jest dla Ciebie. Ale jeśli będzie więcej opinii podobnych do Twojej, albo po prostu nie będzie więcej opinii, bo innym nie będzie się chciało tak, jak Tobie, wtedy poważnie zastanowię się, czy błąd faktycznie nie leży po mojej stronie.  Tymczasem dziękuję za zmuszenie do myślenia i pozdrawiam. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Rogerze, jeśli nie opisałam tego w opowiadaniu tak, by czytelnik mógł sobie wyobrazić, to uważam, że na nic moje wyjaśnienia teraz. :) Czy mam mimo to wyjaśniać, czy to pytanie retoryczne?

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Bemik, cieszę się, że tak myślisz. Jak zwykle są różnice w odbiorze, ale miło dowiedzieć się, że jednak nie jest tak całkiem źle. A co do zakończenia (bo się nie odniosłam) to zgadzam się, niestety. Mam problem z zakończeniami, może zbyt mało rzeczy kończę. Może powinnam następne opowiadanie zacząć od zakończenia? O_O

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Bemik, dzięki. :) Wtopy, z którymi się zgadzam poprawiłam, te, z którymi się mniej zgadzam zostawiłam. Ale za wszystkie chylę czoła. :) Te, które zostały to głównie powtórzenia w pierwszej części tekstu. Nie wydaje mi się, by trzeba było eliminować wszystkie  powtórzenia – to czasem daje gorszy efekt. W połowie tekstu robiłam poprawki jeszcze dzisiaj (dosłownie dwa zdania :) i nie odleżały się dość długo, bym dostrzegła błędy. :) Te oczywiści zostały zmienione. I jeszcze odnośnie wiatrówki – jest to (za wikipedią) "popularna nazwa karabinu lub pistoletu pneumatycznego". A z życia to mój mąż ma właśnie taką krótką wiatrówkę, która wygląda prawie jak glock. :D Roger – pozdrawiam wzajemnie. I dziękuję za uwagę, choć uważam, że włóczenie się tegoż chciałby-zamachowca (błąd celowy) po wzgórzu nie wzięło się "z czapy". Ale jeśli moje widzimisię nie wypadło przekonująco, to cóż, mogę jedynie obiecać poprawę i postarać się lepiej następnym razem. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Stare piórko wygląda moim zdaniem jak piórko jakiegoś wróbelka (nie mam nic przeciwko wróbelkom), służące może do latania, natomiast nowe jak takie (gęsie?) pióro do pisania. 

Jestem za nowym. 

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ryszardzie, już nie będę. :) Dobranoc.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Mrrrrrrau! Wielkie brawa za naprawdę zaskakującą puentę. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ależ drogi (R)ryszardzie, Waćpan nie użyłeś niecenzuralnych słów, lecz wielokropków, a to moja własna wina (biję się w pierś), że je sobie dopowiedziałam. Wierszyk rewelacyjny – dowcipny, rytmiczny, z podtekstem, którego genezy nie znam, ale mogę ją sobie wyobrazić. Doskonały na początek dnia. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Nowa strona nie jest zła. ;) A wierszyk jest doskonały. :)))

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Junior, a ja myślałam, że trzynaście lat masz. ;)  (ale nie na serio)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Maska jest wspomniana w treści i nie przekonuje mnie. :)

Wolałabym się raczej dowiedzieć, na przykład, dlaczego Set ma tę maskę. Oczywiście to retoryczne pytanie. :)

 

Wulgaryzmy. Cóż, w dzisiejszych czasach mało ludzi, także w miejscach publicznych, zwraca uwagę na nadmiar wulgaryzmów w naszym codziennym języku. Mnie się jednak zdaje, że my, tu piszący, parający się słowem nawet jeśli to tylko nasze hobby, powinniśmy szczególnie dbać o piękno polszczyzny. Może jestem staroświecka. Proszę mi to wybaczyć. ;)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Nie wiem, czy Set nie jest pozytywny. :)

Ozyrys i Izyda się go boją, mówią nam, że Set jest zły, straszny i chce ich "udupić", ale patrząc z perspektywy "Ziemianina", którym jestem, widzę, że próbował nawiązać kontakt z "moimi" przodkami, chciał wywrzeć presję na Izydzie i Ozyrysie, by zajęli się swoimi "genetycznymi kopiami". Ale właśnie - nie wiem, co tak naprawdę nim kierowało. Mam zbyt mało danych, by ocenić jego moralność obiektywnie. Dlatego patrzę na niego jak taka dzikuska i widzę, że był fajowy, a tamtych dwoje go za*ło.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Po pierwsze: "Wilgotność na poziomie sprzyjającym (komu? czemu?) skórze i (komu? czemu?) drogom oddechowym"

 

Podobają mi się Twoje opisy, są na tyle plastyczne, że nie mam problemu z wyobrażeniem sobie otoczenia, a jednocześnie nie są przeładowane przymiotnikami. Zachowujesz umiar nawet w opisie dziwnych technologii – tam gdzie to niepotrzebne nie wchodzisz w szczegóły.

Nie będę tu analizować prawidłowości naukowych informacji (zwłaszcza tych dotyczących lotu), bo to chyba nie jest hard sci-fi. :)

 

Jeśli chodzi o postaci, to, o ile o Ozyrysie i Izydzie mogę coś powiedzieć po przeczytaniu – Izyda jest zadufana w sobie i wredna, a Ozyrys wydaje się nieco zahukany – i uważam, że prowadzisz ich konsekwentnie, to znaczy nie robią niczego co wydawałoby się nieprawdopodobne; o tyle Set jest postacią mocno niejasną. I nie mów, że tak właśnie chciałeś. ;) A jeśli chciałeś, to nie powinieneś. Wydaje mi się, że Ty go po prostu nie znasz zbyt dobrze. Miotasz się w sprzecznościach – "trwał w rozbawieniu, choć trudno to było stwierdzić" – to jak, stwierdzasz, czy nie? A to wskazuje, że sam nie jesteś pewien tej postaci. Nie musisz wszystkiego ujawniać, ale wszystko powinieneś wiedzieć. Mam pytanie – i oczekuję odpowiedzi, niekoniecznie tutaj jeśli nie chcesz zdradzać sekretów opowiadania w komentarzach, ale mój mail jest dostępny w profilu – kim tak naprawdę jest Set? Skąd się wziął? I jaki jest jego cel?

 

Językowo, moim zdaniem, jest za dużo kolokwializmów (Izyda nie wnikała, zreperował statek), dziwnych konstrukcji (dowódczyni ??) i przede wszystkim wulgaryzmów. Wprawdzie stosujesz te ostatnie w dialogach, ale postaraj się może wzmacniać napięcie innym słownictwem, albo opisami przy dialogach. W końcu chcesz chyba pisać literaturę, a nie historyjkę dla kumpli z podwórka?

 

Nie mam zdania co do fabuły. Niby jest – mamy zawiązanie akcji, przeszkodę na drodze do celu, jakieś rozwiązanie. Ale brakuje w tym napięcia. Może dlatego, że nie lubię Izydy? Nie rozumiem jej. Jej cel nie jest celem, z którym mogłabym się identyfikować. Dlatego nie daje mi satysfakcji jej zwycięstwo.

 

Co do Twojego zabiegu z wrzuceniem wcześniejszych wydarzeń w środek opowiadania, sądzę, że strukturalnie to pasuje. Coś tłumaczy o Izydzie, co nie jest niezbędne od początku. Historia zaczyna się tam, gdzie powinna. Sądzę tylko, że przydałoby się dać Izydzie jakieś ludzkie cechy. Jakiś dylemat, może pragnienie nie do odparcia. Brakuje jej głębi, a przez to nie chwyta za serce. Nie jest łatwo tak przedstawić bohatera, który jest zły, by czytelnik mimo wszystko chciał się z nim identyfikować.

 

Doceniam próbę odwrócenia znaczenia tych postaci w mitologii – tam to Set jest tym złym a Ozyrys i Izyda są bohaterami. Twoje opowiadanie jest "dowodem" na to, że to zwycięzcy piszą historię. :)  Zgadzam się w pełni z tą tezą.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Ja też jakieś pierwsze jak miałam 7 lat, ale to było o piesku. Tak trochę bardziej na poważnie i fantastykę to jak miałam lat 17, a zupełnie na serio ze dwa lata później. To było... hm... dawno. ;p Właściwie teraz już mogę powiedzieć, że większość życia usiłuję nauczyć się pisać, lol. 

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Achiko, ale F7 jest dobry na początek. ;)

Stróżką zaś popłynęłam i ja...

 

Warriortomb, nie wiem, czy spam. Sądzę jednak, że powinieneś napisać kilka opowiadań do tzw. szuflady i wyjąć je sobie po, powiedzmy, dwóch miesiącach. Przeczytaj wtedy i oceń, czy rozumiesz to, co sam napisałeś. Popraw i dopiero po takich poprawkach wrzuć coś na portal. Ale może raczej coś nowego, nie to samo.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Jeśli nie jesteś trollem i rzeczywiście czytasz, to należy Ci się opinia.
Na początek proszę, przeczytaj swój tekst zanim dasz go innym ludziom do czytania. A jeśli ortografia nie jest Twoją mocną stroną, to na przykład pisząc w Wordzie możesz wykorzystać taki przycisk na klawiaturze - F7. Jest on moim dobrym kumplem, niech stanie się i Twoim. Pokazuje błędy ortograficzne i sugeruje poprawną pisownię. A jeśli piszesz w jakimś innym programie, to pewnie tam też można wykorzystać coś o podobnej funkcji.

Potem trzeba będzie jeszcze popracować nad gramatyką, strukturą zdań, interpunkcją itd. A dalej już same przyjemności - przedstawienie postaci, pokazanie tła, emocji głównych bohaterów. Fabuła. Takie tam. Dziewiętnaście lat to dobry moment, by zacząć pisać. Ale zacznij, na Kalliope, od poprawnej ortografii języka polskiego.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Błyskawica może występować pojedyńczo, sztorm jednak jakoś nie bardzo. To raczej jakbyś napisał "niebo rozświetliła burza" (choć to akurat jestem sobie w stanie wyobrazić, hm). Mogłeś napisać "Łodzią szarpnęła fala" (nie, to też bez sensu, ale jakbym pomyślała dłużej, coś bym pewnie wymyśliła - o! wymyśliłam "Łodzią szarpnął gwałtowniejszy poryw wiatru"), albo "Łodzią szarpał sztorm".

Może i drobiazgi, ale w tak krótkim tekście każdy drobiazg jest ważny. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Łodzią szarpnął sztorm - tylko raz?
Tak. Potem co najwyżej kołysało, ale nie jest celowym tutaj to dookreślać.

 

To dziwny ten sztorm. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Łodzią szarpnął sztorm - tylko raz?

Powietrze przeszyło kilka strzał - w jaki sposób powietrze przeszywa strzały?

Zazwyczaj nie lubię przekleństw w prozie (chyba, że w dialogu), ale tu, o dziwo, dołączam do grupy rozbawionej zakończeniem. Hm.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

"Czy mogę być na zajęciach przy Tobie?" - Koiku drogi, ale to list nie jest. :)

Podoba mi się dowcip. Zwłaszcza to, że taki mądry student a myśli tym, czym zwykle myślą faceci, a dziesięcioletnie dzieci za to takie mądre. :) 

Twoja potrzeba unikania powtórzeń jakby mniej rzuca się w oczy niż w którymś z poprzednich opowiadań, ale nadal jest wyczuwalna. Spróbuj może trochę mniej wyszukanych synonimów. Czytałam gdzieś, że przy opisywaniu dialogów walka z każym "powiedział" nie jest potrzebna. Właściwie tam, gdzie to możliwe dobrze jest unikać opisu (o, tak jak tu:

- Czy mogłaby pani…? – wydukał podciągając spodnie.
- Słucham?
- Proszę się odwrócić.
- Ach, tak – mruknęła i niechętnie spełniła prośbę.- czyli da się)

a nie tak, jak w innym fragmencie, gdzie masz: "tłumaczył, westchnął, upewnił się, zaproponował, zapewnił, zameldował, westchnął, jęknął, szepnęła". Czyli 1) ani jednego "powiedział", ale 2) nie udało Ci się uniknąć powtórzenia "westchnął" (to tak dla żartu). Specyfika czytania jest taka, że didaskalia w stylu "powiedział", czy "rzekł" odbiorca tekstu omija, a te wszystkie inne służą zwróceniu uwagi odbiorcy na szczególny ton wypowiedzi. Jeśli masz ich nadmiar, to każda wypowiedź wydaje się szczególna i to trochę męczy.

 

I jeszcze przy okazji "warknęła" na początku. Z Twoich komentarzy wynika, że chciałeś przekazać inny nastrój Kasi, niż w tej chwili przekazujesz. Myślę, że "westchnęła" byłoby jednak lepsze, albo coś jak: "mruknęła do siebie", "powiedziała na wpół do siebie, na wpół do towarzyszącego jej Jarka". Coś bardziej melancholijnego, niż pełnego złości, wiesz.

 

A tak w ogóle to moje czepianie się takich szczegółów  świadczy, mam nadzieję, o tym, że nie bardzo jest się czego czepić, bo tekst jest zabawny, postaci wyraziste i konkretne, napięcie i stawka w fabule wzrasta, jest i tło i dialogi, które nie są ani trochę drewniane. No poprostu nic, tylko szlifować te drobniutkie nierówności. :)

Powodzenia.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Wycięłam z pomysłu na książkę wątek poboczny i napisałam średniej długości opowiadanie. Zabrakło w nim informacji dotyczących świata w jakim dzieje się opowiadanie, a których nie da się opisać w dwóch zdaniach, bo to taki świat. Moim zdaniem się nie da, bo ja nie potrafię. :)

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Wiesz co, tak po przejrzeniu komentarzy jeszcze mam do dodania - napisz sobie co masz w głowie krótko, żeby tego nie zgubić, ale nie po to, żeby gdzieś, komuś pokazać. Dla siebie, nie przejmując się poprawnością gramatyczną, stylistyczną, a nawet związkiem jednego zdania z drugim. Taki szybki szkic. Albo list do siebie, zaczynający się od, "Dlaczego do (tu dowolne przekleństwo) nie weźmiesz się wreszcie do roboty. Pewnie boisz się, że... / wydaje Ci się, że nie potrafisz... / chciałbyć napisać o ... I tu sobie dowolnie dokończ. To też pomaga. Mnie wczoraj pomogło. ;) 

Po drugie - czekanie z pomysłem aż "będziesz miał więcej umiejętności i wprawy" jest trochę bez sensu, bo jak masz niby nabrać tej umiejętności i wprawy? Siedząc w fotelu i gapiąc się na kwiatki za oknem? Nie da się. By nauczyć się pisać, trzeba... pisać. Owszem, jeśli masz jeden super pomysł, który bardzo kochasz, to go zostaw, niech czeka na Swój Wielki Dzień, ale w tym czasie pisz inne rzeczy. A jeśli nie jest to Twój pomysł życia, to napisz go najlepiej jak TERAZ potrafisz. Potem będziesz miał następny pomysł i napiszesz go lepiej, a potem kolejne. A tak w ogóle to zawsze dobrze jest dać tekstowi czasem "odetchnąć", zostawić go na kilka tygodni, popracować nad czymś innym. Jeśli ma się taki styl pracy, że się pisze miesiącami, oczywiście. Ci co są w stanie napisać coś w kilka dni mają nad nami tę ogromną przewagę. ;)

Aha, i jeszcze - uważam, że pomysł z przerobieniem długiego opowiadania na szorta jest chybiony. Traci się mnóstwo istotnych elementów, przez co te, które zostają, stają się niejasne. Można co najwyżej napisać streszczenie opowiadania, ale po co? Wydaje mi się, że pokazywanie samego pomysłu, by dowiedzieć się, czy innym wydaje się dobry nie ma sensu. Każdy pomysł jest dobry. Jeśli interesuje autora, to jest dobry dla tego autora i już. Nie mówiąc już o tym, że pisanie szorta, streszczenia, czy czego tam też zajmuje czas, którego większość z nas nie ma za dużo, a który można poświęcić właśnie na dopieszczanie (czasem w nieskończoność) swoich dłuuugich opowiadań.

rzeczywistość jest dla ludzi, którzy nie radzą sobie z fantastyką

Nowa Fantastyka