Profil użytkownika


komentarze: 28, w dziale opowiadań: 25, opowiadania: 11

Ostatnie sto komentarzy

joseheim napisała święte słowa-to prawda, że masz specyficzny styl pisania, który do jednych trafi, a do innych nie. Nie sądzę, żeby ktoś pozostał neutralny. Ja jestem wielką fanką Carpentiera, u którego zdania zajmują w najlepszym wypadku pół strony i są bardzo plastyczne, a nie zawsze zorientowane na przekazanie informacji, a także wszelkich eksperymentalnych technik narracyjnych, jak strumień świadomości, monolog wypowiedziany, technika montażowa i wszelkie ich kombinacje. Więc do mnie trafiasz.:) 

Od razu lepiej wygląda:) uff:) 

Iiii tam, nie wymyślaj innego zakończenia. Właśnie zabawa słowem "cud" na samym końcu jest świetna. Zwłaszcza jeśli się prześledzi definicje tego słowa i sposoby jego użycia "na serio" i w związkach frazeologicznych. Uważam, że właśnie końcówka jest dobra!

dorjee, ponieważ jestem ostatnio zawalona robotą, w związku z czym dwoi i troi mi się w oczach, zapytam: czy ten tekst jest tu wklejony dwa razy? hę? Bo może to moje zmęczenie?:) 

Poza tym- czytałam na komórce, więc nie będę wypisywać błędów, powiem tylko, że bardzo mi się podobało. Widzę, że klimaty okołoreligijne bardziej Ci podchodzą niż kosmici:) Nie wiem, jak ten tekst odbiorą inni, ale mnie bardzo odpowiada Twój barwny, nieco pokrętny styl i sposób obrazowania. Niektórzy mogą to nazwać przeładowaniem formy, mnie jednak się podoba. Lubię zabawę słowem, nawet jeśli czasem coś wyjdzie przekombinowane. I bardzo dobrze, że aż do sceny szpitalnej nie przełamujesz narracji innym punktem widzenia, dzięki czemu mamy narratora trzecioosobowego, jednak personalnego, którego wiedza o świecie jest ograniczona.

I jeszcze jedno-przeczytałam Twoje opowiadanie na komórce, podczas mojej jedynej dzisiaj przerwy w pracy. Myślałam, że sobie psychicznie odpocznę. Nic z tego:) I w dodatku oślepłam:)

Fraa, dziękuję, że ktoś mnie w końcu poparł z tym "riserczem", właśnie to miałam na myśli:) 

Rogerku, Ty się już nie wyzłośliwiaj z diipriserczem, udanym opowiadaniem itp. I tak cokolwiek napiszę, zaraz będzie opiernicz za złe formatowanie, więc wiesz... ;)) 

Adamowi, widzę, słów już do nas zabrakło:)

Zgodzę się z Argoeling, że "Cień wiatru" warto przeczytać. Pomijając pseudobarokową stylistykę, fabuła naprawdę wciąga, a Barcelona zostaje pięknie odmalowana. Nie powiedziałabym, że to "piękna" książka, jednak coś w sobie ma- coś na tyle magicznego, że mimo przekombinowanego języka chciało mi się ją czytać. "Gra Anioła" jest dużo słabsza, z mocno naciąganą fabułą, a już zupełnie odpadłam po "Marinie". Przecierałam oczy ze zdumienia, że ktoś to wydał.  

Na oryginał trzeba patrzeć, może to wina tłumacza. A Zafon pisze... dziwnie. Ja tam nie przepadam za nim. W "Grze Anioła" dopiero są zdania... 

No i gdzie jakieś podziękowanie, że Cię bronię jak lew z tym całym "riserczem"? Pfff... Wszystkiego się trzeba doprosić...;)

Adamie, z tą łaciną, to... (czekaj, bo mi przez klawiaturę nie chce przejść) masz rację. Można posługiwać się sentencjami itd. Osobiście nie lubię tego, prawdopodobnie dlatego, że do tej pory śnią mi się po nocach deklinacje. Miało nie być o łacinie ble ble ble... :) Pozdrawiam Panów:)

No już, już, Chłopcy, spokój tam! :) A tak serio- na temat łaciny Adama nie wypowiem się. Sama znam ten język, szczerze go nie znoszę, jednak to podwalina naszej ojczystej mowy, zwłaszcza w zakresie gramatyki, więc nie wypada się z takimi przemyśleniami uzewnętrzniać. Co do zapożyczeń. To proces, którego w rozwoju języka nie da się uniknąć. Jeśli chodzi o "przygotowanie tematyczne"- słowo "temat" również  nie jest rdzennie polskie i fakt, iż to dawne zapożyczenie, niczego tu nie zmienia. Za dwieście lat nasi prawnukowie będą używać słowa "risercz" i nikt na tym nie ucierpi, a już na pewno nie język. Tak samo my teraz też mówimy np. "potomstwo" zamiast "szcządek", jak zwykli mawiać nasi przodkowie jeszcze w XV w. Podobnych przykładów jest mnóstwo. Tak to już jest, że pewne słowa wypierają inne. Nie twierdzę, że trzeba język zaśmiecać zapożyczeniami- jestem od tego daleka. Jednak jeśli słowo funkcjonuje w obiegu językowym i pasuje do sytuacji komunikacyjnej, nie rozumiem, dlaczego go nie użyć. gary_joiner użył go w tekście poprawnie.    

"Twarzą w twarz" to związek frazeologiczny, a nie wyraz, więc nie należy do podsystemu leksykalnego, o którym mówię. Ale rozumiem Twój punkt widzenia, Rogerze. 

Bardzo mi się podobało. Słowo "risercz" absolutnie mnie nie irytuje, ponieważ jak najbardziej pasuje do języka wykreowanej postaci, poza tym jest to słowo, które należy już do systemu językowego, bo przecież podsystem leksykalny jest otwarty i właśnie o to chodzi, żeby pojawiały się w nim nowe elementy. A gdyby wyciąć kwestie terapeuty i końcówkę z rolnikiem Jarosławem, wyszedłby prawdziwy monolg wypowiedziany, jedna z moich ulubionych technik narracyjnych, od kiedy przeczytałam "Upadek" Camusa. Ale, oczywiście, nie wycinaj nic:)) Bardzo dobry tekst. Uśmiałam się:) 

Zrobiłam tak, jak zasugerowałeś i w porządku, ma to sens. Tekst jest dobrze napisany. Myślę sobie jednak, że Autor nie powinien tłumaczyć swojego tekstu, podsuwać interpretacji. Ja np. lubię trochę pokombinować, nagryzać tekst z różnych stron, a teraz mam w głowie tę jedną, Twoją interpretację. A właśnie to w czytaniu literatury jest najpiękniejsze, że każdy może dokonać swojej interpretacji, ożywiając tekst na nowo i czyniąc go niejako swoim. Utwór powinien bronić się sam, bez konieczności wyjaśniania treści przez Autora. 

Trochę szwankuje interpunkcja i zapis dialogów, ale bardzo mi się podobało. Zwłaszcza rozbawiły mnie zdania o elokwencji po dwóch doktoratach i o tym, że piloci są przereklamowani:)

A ja czytałam rano i jeszcze się załapałam na zdanie z członkami, tylko nie miałam czasu, by zostawić komentarz. :)) Nie mniej jednak też w pierwszym odruchu zinterpretowałam inaczej:) dorjee, ogarnij przecinki, bo potykałam się o puste miejsca, w których powinny się znajdować. Opowiadanie ciekawe i czytałam z przyjemnością, a otwarte zakończenie nie jest czymś, co mnie szczególnie irytuje, więc podobało mi się. Chociaż po takim debiucie, jak Twój, będziesz miał teraz pod górkę:) I dodam jeszcze, że połowy "technicznych" kwestii nie zrozumiałam, ale to już nie Autora wina:)

Trochę błędów (jakieś tam przecinki, powtórki), ale bardzo mi się podobało. Czytałam na komórce, stwierdziłam, że sobie tylko "zerknę", ale się wkręciłam tak, że telefon padł:) A z tymi Beemkami faktycznie-musiałam sobie teraz cofnąć z ciekawości. 

mkmorgoth "asteroida" jest rodzaju żeńskiego, weź Chłopakowi nie mieszaj jeszcze bardziej!:)

Ja nie rozumiem, najzwyczajniej w świecie tego tekstu. Nic w ogóle. O czym to jest? Już pomijając błędy, o których napisali wyżej Koledzy.

Nie przejmuj się, po prostu chyba większość z nas tutaj już przekroczyła magiczną osiemnastkę. Autorka tekstu, póki co, milczy, ale jeśli cyferka przy nicku to rok urodzenia, nie ma się czym przejmować. A co do pisarskiej dojrzałości, to masz rację, wiek czasami nie ma znaczenia. Jeszcze sto lat temu, jeśli ktoś debiutował w wieku trzydziestu lat, to było to postrzegane jako "późny debiut". 

mkmorgoth


"jakiCHś klasyków, od których nauczysz się pisać(...)"!!:) 

A poza tym się zgadzam ze wszystkim, co napisałeś. Jeśli chodzi o czerpanie inspiracji-czasami mamy do czynienia z tekstami, w których autorzy bawią się konwencją i przerabiają pomysły w różnych celach-wyśmiewając coś, grając schematami itd., ukazując wręcz, skąd te pomysły są. I czym intelignetniejszy i bardziej oczytany odbiorca, tym więcej nawiązań wychwyci. Tak jest np. u Pratchetta. Ale to zupełnie inna bajka, oczywiście. :) Pozdrawiam:)

Coś mi się, jak widzę, z okienkiem komentarzowym stało... Ale nie wiem, co:) Więc przepraszam!

 

dorjee: Mam opory przed wyszczególnianiem tych powtórzeń, bo nie chciałabym zepsuć sobie przyjemności czytania. Jednak, żeby nie było, że tylko tak gadam, a naprawdę nic nie widzę, dam Ci tylko przykład, żebyś wiedział, o co mi chodzi.

 

Przestał je liczyć około południa, bo zajmowało to zbyt dużo uwagi, którą wolał poświęcić na przyglądanie się radosnym rozbłyskom światła, które pulsowały na jego widok, wznosiły się do góry, łączyły z nim i wzmagały jego i tak już absolutną ekstazę.


Jeszcze raz zagarnął garść szarawego pyłu i przesypał go kilkakrotnie w dłoniach. Bóg nie mógł się smucić, obca mu była melancholia i żal. W głowie awatara pojawiła się tylko myśl, że jutro nie spóźni się na żadną z planet. A jeśli w nowym wszechświecie powstanie planeta przypominająca Ziemię, Kalkin zjawi się tam na samym początku.

Ale pamiętaj, że to tylko kwestie techniczne, które można bez problemu skorygować, natomiast napisać podobny tekst nie jest już tak łatwo:)



Ja też widziałam te brakujące przecinki i nawet kilka powtórzeń, ale co z tego?:) Opowiadanie jest świetne. Ponieważ jestem tu od niedawna, zastanawiałam się, czy już ktoś kiedyś zamieścił tekst o podobnej tematyce, ale Bohdan udzielił odpowiedzi. Aż mi głupio, że zaczęłam to czytać przy tak prozaicznej czynności, jaką jest jedzenie śniadania. A to zdanie: "Wypełniały go atomowe piece gwiazd, pulsacja kwazarów, zapadająca się pod własnym ciężarem żarłoczność czarnych dziur. I były tam migotliwe przebłyski chwilowych spełnień i nieskończone cierpienie czujących istot." - miodzio! Czekam na więcej!

Właśnie napisałam, że w tym wypadku:) W ogóle bardzo mi się spodobało Twoje porównanie:)

regulatorzy, jak bezpłciowe?:) przecież w tym wypadku anioł to kobita:)

Powtórek dużo, co już wspomniane wyżej, ale ogólnie opowiadanie bardzo złe nie jest-troszkę naiwne może, ale narracja z punktu widzenia dziecka, więc to jakieś usprawiedliwienie. Takie smutne. Nie moje klimaty, jednak czyta się w miarę dobrze. 

Nowa Fantastyka