Profil użytkownika


komentarze: 28, w dziale opowiadań: 26, opowiadania: 20

Ostatnie sto komentarzy

Zastosowanie kursywy było z mojej strony celowym zabiegiem. Moim zdaniem lepiej oddaje on charakter komunikacji, w której trudno czasem odróżnić myśli swoje od cudzych, a co dopiero myśli X od Y. Ma to szczególne znaczenie przy końcówce, gdy poszczególne kwestie zlewają się i w zasadzie nie wiadomo, o co komu chodzi. Normalny dialog pojawia się w rozmowie mówionej mniej więcej w połowie tekstu - odzdzielenie tych dwóch form komunikacji również miało dla mnie znaczenie.

Przykro mi, że takie rozwiązanie nie przypadło Ci do gustu. Dziękuję jednak, że znalazłaś czas na wyłapanie błędów.

Powtórzenia, jak ja was... -.-"

W każdym razie dziękuję i pozdrawiam.

Czyżby Miasto śpiewającego płomienia? ;) Wersja uwspółcześniona i nieco "rozmydlona" problemami naszych czasów i nieśmiertelnym wątkiem romantycznym - a żadnej z tych rzeczy z pasją nie cierpię. Jednak muszę przyznać, że czytało się przyjemnie i opowiadanie zdołało utrzymać moją uwagę do końca. No i ładne zakończenie, mimo że nie powala oryginalnością.

Ale jednak wolałam Miasto.

Przykro mi, ale fabuła opowiadania na poziomie RPG-a. Doprawdy, fantasy to o wiele więcej, niż Odwieczna Walka Dobra ze Złem (koniecznie reprezentowanym przez orki i gobliny), której wynik zależy tylko i wyłącznie od Wybrańca, wskazanego przez Przepowiednię i rozpoznawalnego dzięki Znakom (dziwny kolor oczu i włosu na początek). I jeszcze z Amnezją, koniecznie.

Zresztą, nawet taką walkę można przekazać w oryginalniejszy sposób (np. Kroniki Amberu Zelazny'ego).

Do tego, jak pisali poprzednicy, opowiadanie strasznie chaotyczne, napchane niepasującymi dialogami, a opisy sztywne i monotonne.

Długa droga przed Tobą. Niemniej życzę powodzenia.

Eee... Chyba załapałam. Widzę, że hołdujesz zasadzie mówiącej, że tekst powinien skłaniać do myślenia. Nie sądzę jednak, aby twórcy tej zasady o takie myślenie chodziło. ;)

Pomysł zaskakujący, ale ubrany w zbyt dużą ilość niedomówień, przez co czytelnik kończy z wyrazem przysłowiowego WTF na twarzy, zamiast uśmiechem, że tak, to przecież oczywiste!

Czekaj, to wersja 1.5? Jak w takim razie wyglądała 1.0?!

Podejście do napisania czegoś w klimacie koszmaru sennego - Nie do końca wyszło. Za mało w tym emocji, przez co tekst jest suchy, nijaki i wcale nie koszmarny mimo makabrycznego zakończenia.

Na plus zaliczam całkiem niezły język. Jedyne, do czego się mogę przyczepić, to: egzaminator miał dość równie bardzo jak ja. Nie brzmi to dobrze. Egzaminator był równie zniechęcony, co ja? Egzaminator też miał dość? Coś trzeba z tym zrobić.

Też zawsze mam ten problem.

Moje dziełka zwykle osadzone są w dość dziwnym świecie i notorycznie słyszę, że za dziwne, za dużo niewyjaśnione itd. Z drugiej strony zaczęłam teraz pisać opowiadanie - na razie mam osiem stron, a Bohater ledwo zdążył wyjść z baru, wejść do domu i wyjść z domu, a wszystko przeplatane opisami świata. Mi, jako autorce, wydają się one istotne - pozwalają wyjaśnić, dlaczego jego dom wygląda tak, a nie inaczej, czy dlaczego Bohater zachowuje się w określony sposób. Ale czy czytelnik na wstępie atakowany taką ilością informacji nie zanudzi się na śmierć? Tym bardziej, że większość z nich to w zasadzie ozdobniki...

Inna sprawa - jednostki. Jakoś nie chce mi się wierzyć, aby w alternatywnym świecie znano coś tak abstrakcyjnego jak nasz system metryczny. Z drugiej strony stosowanie historycznych jednostek przez dość zaawansowaną cywilizację też mi jakoś nie gra. Laboratoria MagiTechu rozciągały się na przestrzeni dokładnie jednej morgi. Na ścianie wisiał ekran o wymiarach trzech łokci na sześć. Odpady magioaktywne przechowywano w cysternach o pojemności stu stągwi każda. Pewne rzeczy można, oczywiście, przekazać "na chłopski rozum": Pokój był długi na trzy kroki i szeroki na dwa. Pan X był o głowę wyższy od Pana Y. Cysterna była dość wielka, by utopić w niej smoka. Ale czasem chciałoby się podać konkretniejsze informacje - i co wtedy? Podawać fikcyjne jednostki, czy omijać szerokim łukiem?

Sorry, że tak Ci się wtrącam w temat, Winky, ale nie widzę sensu w zakładaniu drugiego, prawie identycznego.

Nie wiem, czy jest sens dodawać komentarz po tak długim czasie, ale nie mogę się powstrzymać.

"Stróżka" to kobieta-stróż. "Strużka" to wąska struga.

"Lud" to grupa ludzi. "Lód" to zamarznięta woda.

"Szlakiem" można iść. Trafić kogoś może "szlag".

Ogólnie: błędów od groma, do tego mnóstwo powtórzeń, sztywne konstrukcje zdań, ogólna niezgrabność. Pomysł fajny, ale co z tego, skoro prawie się czytać nie da?

Wzięłam sobie do serca Wasze uwagi i zmodyfikowałam nieco tekst. Wywaliłam większość zbędnej egzotyki, rozbudowałam scenę walki, relacje ludzi z Khijun, dylematy Nema, oczywiście poprawiłam błędy. Nie wiem, czy wyszło to tekstowi na dobre. Gdyby ktoś się jeszcze skusił, do trzynastej jestem otwarta na sugestie :D

Początek trochę kiczowaty - nieprzystająca dziewczyna znajduje swoją Prawdziwą Miłość, która zabiera ją z Nudnego Szarego Świata do Krainy Baśni, gdzie spełniają się jej najskrytsze marzenia, poznaje Przyjaźń, Miłość i Poświęcenie a przy okazji Ratuje Świat. Na szczęście koniec czarująco przewrotny, choć trochę zbyt szybki :)

Podobała mi się "nieprzystawalność" Meli, szkoda, że jakoś jej nie rozwinęłaś. Potraktowałaś ją trochę jak ozdobnik, podczas gdy mogłaby stać się całkiem niezłą osią fabuły.

Ogółem: pomysł dobry, ale nie do końca wykorzystany.

Pozdrawiam

Nieprzystająca :)

Dzięki wszystkim za komentarze.

mkmorgoth - w zasadzie się z Tobą zgadzam, ale to, czym posługiwali się bracia to nie są zwykłe kamyczki. Słyszałeś o "hodowaniu kryształów"? No właśnie. Krasnoludy opracowały specjalną recepturę, potem wyhodowały świecące kryształy - od razu z otworkiem, żeby można było przyszyć na rekawie i udawać króla disco :) Dlatego zostanę przy swoich określeniach.

 

gary_joiner - Dlaczego by go nie zostawić? - bo jak się ocknie, to może ruszyć w pościg, szukając zemsty. Dlaczego nie zabić? - Bo mógł okazać się jakąś szychą i wtedy jego pobratymcy szukaliby zabójców, angażując nie wiadomo jaką magię. Poza tym, to za duża sensacja. A Inaczej nam nie uwierzą.

Mogli posłać elfa w diabły i nadal prowadzić prosperujący interes czy wręcz ukatrupić go grupowo by nie bruździł i rozgrabić jego cenny dobytek. W mojej wizji elfy są istotami niemal boskimi. Fakt, nie każą przed sobą klękać, ani mówić do siebie "panie"... jeśli mają dobry humor. Nie zmienia to faktu, że jedynym, co ludzie mogą przeciw nim wykorzystać jest żelazo, a to w porównaniu z mnogością elfich mocy prawie jak kocyk mający obronić przed potworami spod łóżka. Z tym, że potwory są prawdziwe. Odmowa im to pewna śmierć, morderstwo graniczy z cudem.

Ale masz rację, powinnam popracować nad przedstawianiem motywacji. A do zgubienia Nema nie mam tłumaczeń :)

 

RogerRedeye - dockalfar to mroczne elfy. Wydaje mi się, że używałam tych określeń zamiennie, ale może faktycznie gdzieś się zgubiłam.

 

josehaim - przykro mi. Staram się znaleźć złoty środek między zachowaniem "dziwności" swojego świata a nie zanudzaniem czytelnika miliardem szczegółów. Nie zawsze wychodzi. Ale następnym razem postaram się bardziej :)

To ja może trochę z innej strony ;>

1. Garrett, Mistrz Złodziejski, bohater serii gier o zaskakującym tytule: Thief. Drań, cynik, niepoprawny kleptoman, heretyk, który jednak koniec końców znajduje w sobie dość przyzwoitości, by uratować świat. No co, przecież po apokalipsie nie miałby kogo okradać...

2. Aleksander von Brennenburg, antagonista w grze Amnezja - Mroczny Obłęd. Nie człowiek, ale czystej wody sukinsyn, który jakimś cudem wciąż wzbudza więcej sympatii, niż główny bohater.

3. Gordon Freeman w wersji z Freeman's Mind :D

Cóż, pomysł w zasadzie na szorta a rozdmuchany do gargantuicznych rozmiarów przez nadmiar zbędnych szczegółów (naprawdę, drogi Autorze, uważasz, że nie wiemy jak wyglądają "poranne czynności", że z takim zapałem je opisujesz?) i faktów geopolitycznych, które naprawdę można by podać w formie strawniejszej niż wykład. Żeby to jeszcze było ładnie napisane, ale nie - niemal nieczytelne bloki tekstu, potwornie sztywny język, mało urozmaicone zdania, multum powtórzeń.

Może chociaż zakończeniem nas zaskoczysz, ale litość Cthulhu, odpuść sobie te opisy każdego jednego ruchu bohatera. I błagam, nie pisz o wizycie w toalecie - naprawdę nie interesuje mnie, ile listków papieru zużywa na grubszą sprawę, a ile na mniejszą.

Mi też się podoba, zarówno świat (trochę futurystyczny, trochę retro, grunt, że barwny), jak i intryga. Z początku wydaje się prosta, ale na końcu fajnie zakręca. Kuleją trochę proporcje - nad mało ważnymi wydarzeniami rozpisujesz się niemiłosiernie, a te istotne przedstawiasz w kilku zdaniach.

Minusem w dalszym ciagu jest język. Strasznie chaotyczny - niekiedy z chaosu tego wyłaniają się bardzo fajne konstrukcje, a zaraz potem jakieś dziwadła, których nie sposób nawet zrozumieć. Ale to już wiesz. Poza tym przecinki, przecinki wszędzie. A połowa do wywalenia.

Nie ukrywam, że tekst jest świeży i pisany pod wpływem emocji - to widać. Mnóstwo błędów, powtórzeń, niezgrabnych, chaotycznych zdań. Niemniej pomysł ciekawy, opisy przekonujące, końcówka trochę niezrozumiała, ale rozumiem, że taki jej urok. Zabrakło mi nieco głębszej analizy psychologicznej - np. motywów, które natchnęły Todda do takiego, a nie innego zachowania. Wiem, że w ludzi takich jak on trudno się wczuwać, ale kto powiedział, że pisać należy tylko łatwe rzeczy?

Pomysł ujeżdżania wielkich kotów skojarzył mi się z He-Manem :D Ale spoko, sama marzę o przejażdżce na dinozaurze, więc jestem pełna zrozumienia.

Opowiadanie jednak mnie nie zachwyciło. Historia wzruszająca, ale pewne kwestie można było szerzej omówić - na przykład szczegóły połączenia. Ogółem wiele rzeczy potraktowano "po macoszemu". Rozumiem, że w "głównym dziele" zostaną one rozwinięte, ale skoro publikujesz fragment, nic nie stoi na przeszkodzie, aby uczynić go jak najbardziej zrozumiałym (wiem, wiem, "przyganiał kocioł garnkowi").

Niektóre konstrukcje zdań są dość karkołomne, inne - strasznie sztywne. Wypadałoby to jakoś "wyrównać". Błędów nie będę wypisywać, bo zrobili to już lepsi ode mnie.

Ogółem - do rozbudowy i poprawy.

Brajt, skąd Ty aligatory w Polsce weźmiesz? xP

Bardzo fajny początek, ale potem tekst się rozmywa, a końcówka jest prawie zupełnie niezrozumiała. Nie wiadomo, kto mówi, co się dzieje, po co, dlaczego? Rozumiem, że miało być krótko, ale to już przesada. Trzeba zachować umiar ;)

Słyszałeś? Krokodyle. Chciał mnie obrazić - szczególnie nad tym zdaniem musiałam się zastanawiać. A to niedobrze. Końcówka powinna być jak cios przez łeb, szybka i mocna. Tutaj miałam wrażenie, jakbym sama wpadła do bagna.

Niemniej bardzo chętnie przeczytałabym rozbudowaną wersję.

Cóż, pomysł niezły, ale nie do końca wykorzystany. Czytając opowiadanie spodziewamy się czegoś niezwykłego, oryginalnego, tutaj natomiast mamy tylko kolejną egzekucję - dzień jak co dzień, a to trochę za mało, nawet jeśli otoczka ciekawa.

Poza tym rozmowa o muzyce jest zbyt hermetyczna dla przeciętnego czytelnika, a przez to po prostu nudna. Rozumiem wymianę kilku uwag, ale tutaj było to zbyt przeciągnięte.

No i tekst ginie w masie błędów; już nawet nie chodzi o te warsztatowe, ale zwykłe literówki, które można by wyłapać przy pierwszym uważnym przeczytaniu.

Jak najbardziej popieram pomysł odstawienia tekstu, aby dojrzał i sprawdzania, po dziesięć razy, jeśli trzeba. I jedynasty - przed wstawieniem.

Patrząc na tytuł spodziewałam się czegos bardziej wymyślnego, a tu takie o, przeciętne fantasy.

Chcesz uwag ogólnych? Proszę bardzo.

Po pierwsze, tekst sprawia wrażenie na siłę brutalizowanego. Ja wiem, że świat kiedyś był okrutniejszy, niż dzisiaj, ale bez przesady. Zresztą, nawet tą brutalność można opisać bez popadania w prostactwo. Potwory, popijawy, rżnięcie, potworne dziewki, popijawy - wybacz, ale zalatuje mi to gimbusiarnią (mówię o stanie umysłu).

Po drugie, tekst sprawia wrażenie, jakby sam nie wiedział, czym ma być. Raz piszesz "współcześnie", za chwilę archaicznie. Zdecyduj się.

Po trzecie: jesteś pewien, że na końcu zemdlał, czy po prostu umarł? Bardzo niefortunne sformułowanie, jedno z wielu zresztą.

Po czwarte: ponoć to wersja druga, poprawiona. Gdzie te poprawki, pytam się?

Podsumowując, nie podobało mi się.

Fasoletti - dobra, wygrałeś ;P Zdanie zmienione.

An-Nah - cieszę się, że się podobało. Też nie jestem fanką przypisów, ale kiedyś strasznie dostałam po uszach za stosowanie niezrozumiałej terminologii i teraz mi się odbija. Też uważam, że opisy lepiej wpleść w tekst, ale tego akurat nie chciałam zbytnio rozwlekać; zresztą po dwudziestu opowiadaniach, w których tłumaczę, co to przenik mam wrażenie, że jeszcze jedno, a rzucę to w cholerę i zacznę pisać o statkach kosmicznych xP

A mi się bardzo podobało. Fajny pomysł, a i wykonanie niczego sobie. Czytało się lekko, przyjemnie i bez większych zgrzytów, szczególnie jednak urzekł mnie opis żyjątek w Jaskini, nad wyraz urokliwy.

Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to zbyt słaby związek między poszczególnymi częściami; połączenie motywów Gradiousa i reszty jest dosyć naciągane, a ów urokliwy opis żyjątek w Jaskini posłużył jedynie za dekorację - a przecież można było wycisnąć z niego więcej.

Przedstawiony świat ma potencjał i szkoda, gdyby Twoja przygoda z nim miałaby się tu zakończyć. Powinieneś definitywnie pomyśleć o tym rozwinięciu :)

Osobiście zawsze postrzegałam "mój" świat jako magiczny, to znaczy taki, w którym działa jakaś wszechpotężna i bliżej nieokreślona siła, którą przy odrobinie wysiłku można skłonić, żeby "zrobiła wszystko". Działa też jednak druga siła, taka, której w fantasy zwykle brakuje: postęp. I tak, drewniane różdżki były w użyciu i nawet się sprawdzały, przynajmniej dopóki nie zjawił się jeden mądry i nie udowodnił, że to tylko ze względu na dużą zawartość pewnego mikroelementu. A potem zrobił różdżkę wyłącznie z owego elementu, który jak sie okazało, doskonale przewodził energię magiczną, a kilka wieków później jej zmodyfikowaną wersję nosił każdy szanujący się obywatel.

W czasach Dyah Ni wciąż istnieją ludzie zawodowo parający się magią, chociaż szkoli ich się na tej samej uczelni, co fizyków kwantowych i genetyków. Wiele rzeczy ma swoje odpowiedniki w naszym świecie, ale ich działanie opiera się o magię (hipnogry, iluzje reklamowe, dwurdzeniowe różdżki zamiast nowych iCosiów itp.).

Więc w sprawie Scylli i Charybdy... chyba siedzę pośrodku ;>

Może niefortunnie to ujęłam. Chodzi o to, że nie przepadam za narratorem wszechwiedzącym i wolę ograniczyć go tym, co w danej chwili widzi i odczuwa dana postać. To chyba dopuszczalne w literaturze?

po czym można poznać, że to LIII wiek? - po niczym, to pierwsza liczba, jaka przyszła mi do głowy podczas pisania komentarza. Jednak opis różdżki, obecność laboiratorium, czujników itd. chyba wystarczająco wskazują na to, że to już nie ta epoka co smoki, rycerze, Wielka Walka Dobra ze Złem i magia czyniona za pomocą poświęconych badylków.

Dzięki za opinię.

Cieszę się, że się podobało.

Fasoletti - dzięki za wytknięcie błędów, poprawki wprowadziłam, przynajmniej tam, gdzie się z nimi zgadzam. Zanim wyzwiesz od najgorszych i położysz krzyżyk, pozwól, że się wytłumaczę. ;) W opowiadaniu użyłam narracji personalnej i to tylko dlatego, że w literaturze, w przeciwieństwie do gier, preferuję trzecią osobę. Niemniej całość pisana jest de facto z perspektywy Dyah Ni - stąd wątpliwości, czy rzeczony patyk to różdżka czy tylko dekoracja. Mamy wszak pięćdziesiąty trzeci wiek, kto jeszcze używa drewnianych różdżek?! Tym bardziej, że normalną, z MagiTechu można dostać za jedyne 199 dukatów i 99 pensów, a jak się trafi na promocję w MagiMarkcie, to drugą dają za połowę ceny x)

Rześkie poranki to też rzecz gustu. Patrząc z perspektywy Dallsjanki: olbrzymia przestrzeń, słońce nawala w przyzwyczajone do sztucznego światła oczy, wszędzie te cholerne pyłki. W dodaku nikt nie ma prawa budzić mnie przed początkiem zmiany! Do diabła z rześkimi porankami!

 

Riboq - ponoć przeskakiwanie dań jest zalecane przy odchudzaniu ;P Przepraszam, musiałam.

Pratchetta kiedyś czytałam na umór, ale jakoś dawno nie miałam okazji.

 

Dzięki wszystkim za opinie.

Opowiadanie, niestety, dość przewidywalne. Od "ściany zieleni" miałam wrażenie, że to obcy przylecieli na Ziemię i nie pomyliłam się. Niemniej zabawnie poprowadzone, a przy końcówce można się uśmiać (choć trochę "przez łzy" ;]).

Warsztatowo zazwyczaj ładnie, zgrabnie, sympatycznie... ale czegoś mi brakowało. Ot, kolejne poprawne, ale raczej niewyróżniające się opowiadanie.

Ogółem: sympatycznie, ale nie specjalnie.

Pod rząd raczej nie, ale zastanawiam się, czy nie popełnię wielkiego faux pas wrzucając swoje co dwa-trzy dni. Mam tego od groma, więc przy oszczędnym użytkowaniu starczy na parę lat :D

Przecież daimon powiedział, że Ar-Lirk nie należy do nieśmiertelnych. Jest tylko długowieczny i dość potężny, by zaimponować maluczkim, ale już nie dość mądry, by znaleźć sobie zajęcie na całą wieczność. Walka z Wrogami? Ileż można? Ze swoimi? Trochę ciekawsza, ale i tak w końcu się nudzi. Igranie z nieśmiertelnymi? Są pewne granice, chociaż zdaje się, że i w tej dziedzinie ma spore doświadczenie. Więc zostaje mu tylko igranie ze śmiertelnikami. I wycie z nudy.

Dzięki za komentarz. Wciąż ciężko mi uwierzyć, że jedyne błędy w tekście to powtórzenia i niedomówienia.

Przy okazji: czy istnieje jakieś ograniczenie dla częstotliwości wrzucania tu swoich tekstów?

Dziękuję za komentarze :)

Fasoletti - przyznaję, powtórzenia to moja zmora, zwłaszcza w tekstach takich jak ten, które mają być w zamierzeniu "klimatyczne". Podczas niezliczonych poprawek i tak wyleciało mnóstwo słówek, a czytając po raz kolejny nie mogę się odpędzić od wrażenia, że ich tam brakuje.

Regulatorzy - tekst miał być bardziej klimatyczny, niż informacyjny. Obawiam się, że gdybym zaczęła pisać informacyjnie, zanudziłabym Was do łez ;)

Riboq - "mam całe uniwersum! musisz je poznać!" i tak w istocie jest :D Mam jednak nadzieję, że po kilku(nastu) tekstach się zadomowicie i poczujecie jak u siebie. To naprawdę miłe uniwersum (mimo, że nazywam je "Piekłami").

Co do konstrukcji emocjonalnej - Hal'rad-Lor znał mozliwości Ar-Lirka i wiedział, że jeśli tamten nie pozwoli mu się ruszyć, to się nie ruszy. Może ktoś o słabszych nerwach wpadłby w panikę, ale jak napisałam, królewicz zachował spokój, mimo że wiedział, co go czeka.

Chociaż nie jestem pewna, czy teraz ma to więcej sensu.

W każdym razie - jeszcze raz dzięki wszystkim.

Nowa Fantastyka