Profil użytkownika


komentarze: 38, w dziale opowiadań: 38, opowiadania: 19

Ostatnie sto komentarzy

No, to zależy od tego, jak ten portal postrzegać. Ja co prawda nigdy specjalnie nie interesowałem się portalami związany z prozą i właściwie znam tylko ten. Być może to sprawia, że postrzegam go jako bardzo wartościowy, tj. uważam, że można się tu bardzo wiele nauczyć (że tylko tu). No i ponieważ tak go cenię i ponieważ (ale to właśnie może wynika z tego, że nie szukałem nigdy) nie znam innego równie dobrego, nie chciałbym, żeby ktoś, kto nie pisze  fantastyki, a próbuje swoich sił w pisaniu, został stąd odesłany, bo dużo by stracił.

To w sumie najważniejsza sprawa, o której myślałem, gdy pisałem poprzedni post.  Inna, że nie widzę sensu traktować fantastyki jako coś ponad zbiór rekwizytów, których konieczności nie da się wykazać. Choć ja też nigdy nie rozumiałem brzytwy Lema z drugiej strony.

Chętnie przeczytam coś następnego. Aczkolwiek ja akurat uważam, że to jest brzydko napisane, zwłaszcza ostatni akapit. No i doprawdy myślę, że zbyt często na tym portalu zarzuca się niewystępowanie lub niedostateczne występowanie elementów fantastycznych, czyli przeczytam również, jeśli to nie będzie fantastyka.

To nie jest po prostu właściwy portal. I nie ma tu wierszy, do których warto się odwołać, choć jakiś tam ryszarda nie był taki zły

To fajnie, że Ada, bo to chyba pasuje do Skandynawii, nie?

Pragnęła/Chciała/Marzyła/Łaknęła z drugiego akapitu to wg mnie przesada. Duża.

Ada otworzyła oczy i spojrzała prosto w rozgwieżdżone niebo. Od tego widoku aż zakręciło jej się w głowie i na moment zapomniała o sąsiadach. – Widocznie inaczej mierzy Ada czas ode mnie, bo ja ani na moment o nich nie zapomniałem, gdyż następne zdanie to już ,,Ci jednak sami się przypomnieli’’.

Dlaczego troll używa wyrażenia ,,posilisz się’’, skoro tak on, jak i inni dziwni mówią normalnie? No chyba że ty tak na co dzień mówisz.

Mam wątpliwości, czy pasuje mi tu ,,ornitologii’’ (w sensie: do bajkowej opowieści). Fabularnie i tak nie jest konieczne (jakby co).

Co prawda nie wiem, czy dobrze to rozumiem, ale chyba jesteście zbyt srodzy. Długość oczekiwania jest fajnie opisana, jest to oczekiwanie na karę – co już jest ciekawe, bo sam opis sugeruje jakoby to on był karą (mnie się skojarzyło to ryciem kresek z oznaczaniem upływu czasu w więzieniu), ale nie, on jest ,,chwilą wytchnienia’’, jak mówi tytuł. Tym bardziej niepokoi możliwe nadejście duchów przeszłości i skutków tego nadejścia. Wyrzuciłbym ,,zaprzepaszczonym życiu’’, niepotrzebnie może sugerować, że kara jest uzasadniona, a nie ma tutaj potrzeby, by czytelnik tak myślał, gdyż i tak nie wiadomo, co zrobił, że się tam znalazł. Choć rozumiem, że zaprzepaszczonym może tu oznaczać też czas, który upłynął, kiedy siedział tu, gdzie siedzi (chociaż nie, to by mi nie pasował do mojej interpretacji, więc jestem za wyrzuceniem).

Niestety, ale jeśli ryszard mówi o tych powtórzeniach, o jakich i ja myślę (i Cień), to nie są uzasadnione, np. zdanie z nazwą jest okropne, zauważ, że o wiele lepsze jest np. Nazwą się nie przejmujcie, nazwa jest tylko robocza. Co prawda można by utrzymywać, że znaczenie ma tu użycie wyrażenia na początku i na końcu, ale nie sądzę, by taki był zamysł, gdyż takie użycie pojawia się tylko raz i to w mało znaczącym miejscu (np. o wiele bardziej byłoby uzasadnione takie użycie w zdaniu następnym, bo ono wprost odnosi się do istoty fabuły). Podobnie z powtórzeniem ,,czas’’. Gdyby powtórzeń było więcej, wtedy być może rozmawialibyśmy inaczej, ale powtórzenia wciąż nie mogą brzmieć jakby to było nieudolne wypracowanie ze szkoły (no chyba że narrator chodziłby do szkoły). Niemniej, pomysł z powtórzeniem fragmentu dobry.

Ludzie to głupie istoty, z antropoidalnych zwierząt powstali, później w twórcze stworzenia ewoluowali, na koniec znów w dzikie bestie się pozamieniali.

Razi mnie to zdanie bardzo, nie brzmi w ogóle, choć rozumiem, że miało, że taki był zamysł – to fajnie. Ale te rymy mi nie brzmią.

W tym zakresie nie zmienię zdania, jeśli chodzi o konwencję i uzasadnienie jej łamania. Uważam, że nigdy reguły w literaturze nie były łamane bez uzasadnienia (oczywiście, jeśli chcesz, to możesz czekać, aż czytelnicy lub krytycy sami znajdą takie uzasadnienie, ale że ja nie jestem skłonny do ryzyka, to nie polecam tego kroku), a także uważam, że to jest awangardowość z racji łamania konwencji – mówię tu o konwencji dominującej wśród twórców znanych, nagradzanych, omawianych. bemik słusznie pisze o rytmie. I dziś wiersze może i są białe, ale też bardziej rytmiczne od twojego.

Namawiam cię jednak do pisania wierszy, ale chciałbym jednocześnie, byś zwrócił się także ku innym rodzajom wiersza, żebyś wtedy mógł z pełną świadomością wrócić ewentualnie do takich rymów, jakie tu prezentujesz i do takiej tematyki, jaką tu prezentujesz, do takiej długości wypowiedzi, jaką tu prezentujesz, itd. Jeśli mogę ci coś polecić napisanego po 2000 roku, to może ,,Dwa fiaty’’ Justyny Bargielskiej, to piękny tom o stracie i miłości, a na dodatek Bargielska wypracowała oryginalną dykcję, która w ogóle nie wydaje się wymuszona (tj. celowo skonstruowana), lecz naturalna. A jeśli chcesz coś niewzruszającego i o dłuższych wierszach, to ,,Życie na Korei’’ Andrzeja Sosnowskiego, od tego się odbijesz, ale zobaczysz, jaki tu jest rytm.

Właściwie, to chyba to nie jest pochwała. Bo nie mogłem tego zrozumieć już po przeczytaniu wszystkiego, a to powinno się stać jasne najpóźniej (tak byłoby najlepiej) zaraz po skończeniu tekstu. Wolałbym też w drugiej części narrację pierwszoosobową, no ale wtedy dobre dwa pierwsze zdania drugiej części trzeba byłoby zmienić, a nie wiem, jak, a też jak mówię: są dobre. No i gdyby zmienić narrację, to chyba zdanie: ,,Niedługo będziesz z nami’’ musiałoby wypaść. Bo teraz myślę tak: jeśli od razu na początku drugiej części wiedziałbym, że to rodzice, to zdanie ,,niedługo będziesz z nami’’ kompletnie by nie pasowało, gdyż (1) mogłoby zbyt szybko zdradzić sens całości dla co bardziej kumatych czytelników (choć raczej nie mówię o sobie) lub (2) zabrzmiałoby nazbyt złowieszczo jak na kochających rodziców (do końca drugiej części cały czas ich tak postrzegałem, na końcu miałem już wątpliwości). W moim przypadku raczej to drugie, ale właśnie teraz nie potrafię tego ocenić, bo nie zrozumiałem czytając drugą część, że to rodzice. Ale to wszystko to takie, wiesz, trochę na siłę.

Czy naprawdę chciałbyś zająć się pisaniem wierszy? Ja oczywiście nie wiem, jakie są warunki napisania dobrego wiersza, ale ten mi nie gra. Po pierwsze, dlaczego on jest rymowany (mniejsza, że, hmm, nieradykalnie)? Ponieważ dzisiaj się tak nie pisze, napisanie rymowanego wiersza wymaga uzasadnienia takiego kroku. Dla mnie to jest DOKŁADNIE tak samo, jak z powodu obecnego stanu wiedzy uzasadnienia wymagałoby napisanie w prozie E=m*m*c. Obie te sprawy nie przejdą tak po prostu. Nie widzę, w jaki sposób ta skądinąd AWANGARDOWA forma (biorąc pod uwagę obecną konwencję) miałaby odnosić się do tematu wiersza.

Nie wszyscy się też ze mną zgodzą, ale uważam, że wiersz musi wzruszać. Nie w sensie: ,,Małgosia usiadła na polanie i zapłakała’’, ale np. w takim:

,,– Są znaki na niebie.

– Tak, prawie same spacje.’’ To jest mi o wiele bliższe, bo ja piszę tą spacją. I to są tylko dwa krótkie zdania,  a jak pojemne. I to są proste zdania, składające się z prostych elementów, jakby napisał AdamKB (wybacz): oddają sprawy trudne prostym językiem.

Oczywiście, nie tylko proste wiersze wzruszają. No i jeśli naprawdę chcesz pisać wiersze, to są od tego specjalne portale i je ci bardziej polecam (np. liternet, w każdym razie kiedyś był ok).

 

 

Dzięki, miałem nadzieję, że ktoś to doceni w końcu.  (choć nie wiem, czy ten ostatni wiatr w pierwszym akapicie to już jednak nie za dużo, ale nie mogłem się zdecydować).

Świetnie, choć nie wiedzieć czemu, przez dłuższą chwilę nie mogłem zrozumieć, kim są postacie z drugiej sceny.

Więcej w tym fajnego pomysłu niż fajnego wykonania. Że spokój zdaje się tu elementem bólu czy też ich rozdzielenie jest trudne – to na plus, choć faktycznie można się zastanawiać, czy spokój nie wychodzi na tu pierwszy plan (tu nie chodzi o to, jak jest naprawdę, ale że ból jest warunkiem siły uderzenia puenty i chodzi o to, żeby jego wydźwięku nie osłabić).

Wiesz, śniąca, obiecuję, że kiedyś napiszę coś porządnego z powodu twojego komentarza, a to dlatego, że – to będzie dziwne – jeden z moich tekstów zainspirowany został jednym z komentarzy pod jednym z twoich tekstów (tym samym za inspirację uznaję twój tekst, bo bez niego nie byłoby tamtego komentarza). A z racji, że w całym życiu napisałem cztery opowiadania, tym cenniejsze są dla mnie wszelkie inspiracje.

A, widzisz, AdamieKB, czasem myślę, że należy wykładać sprawy trudne językiem prostym, a czasem myślę, że w ten sposób kłamię i należy oddać formę spraw trudnych tak, by język ją naśladował.

KPiach, co do interpretacji tekstu: brakuje nam istotnie wspólnej płaszczyzny (gdyż tekst w ogóle do ciebie nie mówi), a ponieważ nie jesteś jedyny, który na to się skarży, wina leży po mojej stronie. Co do znaczeń i gdybym ci zadał takie pytanie: czy te dwa poniższe zdania znaczą to samo:

(1) Ludzka świadomość to korytarz pełen ślepych uliczek.

(2) Wyniosłem śmieci, w drodze (tam biegnie kot) do domu kupię kota i.

To mnie się wydaje, że autor ma prawo oczekiwać od czytelnika, że ten potwierdzi, iż znaczą to samo. Tu nie chodzi o kod kulturowy, ale o abstrahowanie od treści. Dla mnie, jeśli ktoś mówi, że z drugiego zdania pierwsze nie wynika, to równie dobrze może powiedzieć, że pierwsze zdanie jest fałszywe, bo o czym innym mówi, a co innego ukazuje (wszak pierwsze zdanie, napisane dzięki świadomości, jest uporządkowane). Wiadomo, pytanie brzmi: skąd ma wiedzieć przy drugim zdaniu, że chodzi o świadmość, tu jakieś tropy są konieczne. Dlatego też dla mnie pytanie nie brzmi: jaką cechę ciemności ukazuje wiatr? Bo to trochę tak, jakby zapytać: czy w drugim zdaniu kot oznacza nieszczęście czy reinkarnację?

Wiesz, nie wiem nawet, czy mówię o tym, co ci w tym tekście przeszkadza, w czym rzecz. Bo tu rzeczywiście jest problem taki, że tekst w ogóle do ciebie nie mówi, nic a nic. Co jest winą tekstu. Z drugiej strony, wydaje mi się też, że widzisz opowieść w następujący sposób: czytam rzecz po kolei, dodaję do siebie fakty, ustalam znaczenia, dochodzę do końca i spinam klamrą historię. Dlatego też zaproponowałeś mi: dobra, to jedźmy po kolei, pierwsze porównanie. A przecież ja, żeby wytłumaczyć (w poprzednim poście), co znaczy – co może znaczyć! – ,,ciemność jest jak wiatr’’, musiałem odwołać się do porównań, które występują później (ciemność jest jak zdanie, a dokładnie: ciemność stawała się zdaniem). I dopiero wtedy byłem w stanie udowodnić, że istnieje spójna interpretacja tego fragmentu z całością. Oczywiście, żeby to zrobić, musiałem mieć interpretację całości lub radykalniej nawet: żeby wiedzieć, co miałem na myśli, pisząc ,,ciemność jest jak wiatr’’, musiałem napisać całość, czyli na początku nie wiedziałem. A ty, mam wrażenie, chciałbyś, bym porównanie wyjaśnił właśnie tak jakby z tego punktu, kiedy zaczynałem.  Czyli: ja, cholera, nie wiem, co ma wspólnego ciemność z wiatrem, ale wiem, co ma wspólnego język, ciemność i wiatr.

W ogóle, to mnie się wydawało, że tu figura papierowego samolotu będzie decydująca i wtedy dopiero wszystko zaskoczy, no ale ja myślę o tym obrazie od 3 lat, więc tak, masz rację KPiach, kiedy odwołujesz się do kultury i znaczeń, ja to wszystko wiem, ale cienka jest linia między niezrozumiałością, łopatologicznym wyjaśnianiem a zaskoczeniem.

 

Albo wygrałeś, albo inaczej rozumiemy literaturę. Czy zdanie: ,,Ciemność jest jak wiatr i ten wiatr dyszy pode mną, nade mną ciemność jest jak powietrze, co dusi niczym wiatr i dla tego wiatru wszedłem w ciemność’’ powoduje u ciebie, że ciemność i wiatr tak się mieszają, że wydają się wszechobecne i nierozdzielne? Załóżmy teraz, że to była jedyna rola tego zdania.

Weźmy inne zdanie, nie z tekstu: ,,Wiatr i ciemność są wszechobecne, nie mogę ich rozdzielić’’. Czy to zdanie ma sens? Ma i nie muszę go tłumaczyć. Czy ma ono taki sam sens, jak to poprzednie (to z tekstu), owszem, ale działa na innym poziomie. Czy to coś złego?

To oczywiście wskazuje, że nie potrafię odpowiedzieć na pytanie co znaczy: ,,ciemność jest jak wiatr’’ (aczkolwiek mógłbym na nie odpowiedzieć w kontekście całego utworu: ciemność to język jak dowiadujemy się później, wiatr ma pomóc wyjść poza ciemność jak dowiadujemy się jeszcze w tym samym akapicie, ale wyjście to ma się odbywać w języku, bo później jest ,,ciemność jest jak wiatr, co mnie uniesie’’, samo wyjście czy też jego próba jest zatem językiem; powiedzieć ciemność jest jak wiatr to tyle, co powiedzieć: język jest jak (w znaczneniu: jest taki sam) jak wyjście poza niego, czyli jak to, co mnie poza język miało unieść, da się zatem ten fragment dopasować do interpretacji). Nie wiem jednak, czy jest bardziej mankament mojego tekstu czy wyrwania fragmentu z kontekstu (no bo dlaczego nie zapytałeś mnie: a jak intepretujesz słowo ,,ciemność’’, a jak słowo ,,jest’’, a jak słowo ,,jak’’, a jak słowo ,,wiatr’’?).

Wolałbym, żebyśmy rozmawiali inaczej: skoro rozumiesz interpretację, ale nie możesz jej zastosować, to wskaż mi fragmenty, z powodu których nie możesz jej zastosować oraz napisz, dlaczego jej nie możesz zastosować (czyli napisz, jaka alternatywna interpretacja ci się nasuwa).

EDIT: Zauważ, że kiedy ktoś popełnia błąd ortograficzny, to nie pytasz go: dlaczego napisałeś ,,Juzio’’? Lub: dlaczego napisałeś Juzio przez ,,u’’, bo jeśli on nie wie, że to błąd, to się nie domyśli, że o to ci chodzi (bo będzie to dla niego brzmieć coś jak: Dlaczego napisałeś Juzio przez ,,J’’? ,,No jak to dlaczego, bo chciałem, żeby tak się nazywał’’). Raczej zapytasz: dlaczego napisałeś Juzio, skoro to błąd ortograficzny? Wolałbym w związku z tym też takie pytania usłyszeć, jak: dlaczego napisałeś ciemność jest jak wiatr, skoro ciemność nie wieje i nie porywa ubrań? Podobnie: dlaczego piszesz ,,Pan’’, skoro to konotuje Boga, a nie o Boga ci chodzi? Zamiast po prostu: dlaczego piszesz ,,Pan’’?, bo jeśli nie wiem w czym problem, to jak odpowiem?

Dobra, po prostu jakby co, to jestem otwarty na dyskusję. Ale na fragmentach, konkretnie. Nie przeczę też, że w tekście mogłem namieszać.

Fajnie (ten o wampirze też), choć tu zastanowiłbym się nad tym Prezesem – czy nie lepsze byłoby słowo bardziej ogólne (w znaczeniu: neutralne), nie odnoszące się tak ściśle do ekonomii (może np. Zarządca?). Przez to zaskoczenie końcowe byłoby może nieco silniejsze (coś w stylu, że klocki lepiej by się dopasowały;). Ale z drugiej strony słowo prezes jest szybkie (w porównaniu choćby z zarządcą) i przez to fajnie komponuje się rytmicznie w tak krótkim tekście (no i pierwsze zdania są też krótkie).

Więc  co konkretnie nie jest jasne? (jest tu jakiś szybki przelicznik słów czy trzeba samemu liczyć?). Z całym szacunkiem, ale podkreślenie różnicy ilościowej słów nie tylko nic nie wnosi, ale sprawia mylne wrażenie jakoby było w tym coś niewłaściwego.

Proszę i smacznego: Ciemność ma tu wymiar realny (jak na obrazie), ale też metaforyczny, oznaczając błądzenie (także, skoro błądzenie, to poszukiwanie). Chęć wyjścia poza nią, a zatem i odnalezienie (czegoś) to temat pierwszego akapitu. Ono (poszukiwanie) się odbywa dużym kosztem: zapałkę (póki co oznacza ona w pierwszym akapicie jedynie coś, co komuś było potrzebne) się kradnie, zatem jest ona ważna dla kogoś (inaczej można byłoby ją po prostu wziąć), ale jest to też ostatnia zapałka, tym cenniejsza zatem.

Początek drugiego akapitu to jedynie zarys świata: starożytni oznaczają tu nic innego jak technologię bardzo zaawansowaną (stąd, dosłownie, wdycha się słowa, które bohater z łatwością – czy tylko on i dlaczego on, nie wiem – zamienia na hasła), chodzi też wciąż o poszukiwanie, ale teraz – uwaga – czegoś z pewnością cennego (bo po cholerę byłyby te zabezpieczenia). Teraz następuje moment najtrudniej uchwytny w tym tekście: ciemność oznacza już nie tylko szukanie, ale też szukanie za pomocą słów (ponieważ ciemność nabiera dodatkowego znaczenia: ,,jest jak zdanie’’). Chodzi zatem w drugim akapicie o słowa, hasła, zdania wreszcie – o język. To, czego się szuka, jest poza nim (językiem), tak jak ciemność jest poza światłem i odwrotnie: to np. sens czy prawda. Ale chce bohater, by to zdania (język) poniósł go ku temu sensowi (dlatego jest: ,,ciemność jest jak wiatr, co mnie uniesie’’). W końcu coś zostaje odnalezione, ale w ciemności nie da się tego rozpoznać, stąd zapałka musi zostać użyta: wreszcie poprzez papier okazuje się, że to, co szuka się pośród i za pomocą słów (taki sens ma tu ciemność), okazuje się – uwaga – samymi słowami (bo papier ma się z nimi kojarzyć), szansa podróży poza nie zostaje więc unicestwiona (podróż jest tu konotowana dodatkowo przez samolot). Dlaczego jest unicestwiona? Bo (i tu przedstawię interpretację zgodną z tematyką dożywocia) to, co poza słowami (światło, ów poszukiwany sens czy prawda) nie łączy się z nimi (wykluczają się) – wszyscy wiemy, że niektórzy sądzą, iż słowa nie łączą się ze światem –  i posługując się słowami jesteśmy skazani na niekończące się poszukiwania tego, co poza nimi, a co – uwaga! – sprawia, że wydają się ważne (jak np. prawda czy sens), co jest błędnym kołem. Uważam, że takiego rozumienia akurat w tym tekście mogłem oczekiwać (zgadzając się jednocześnie, że opowiadanie ,,Pokój jest…’’ mogło być niezrozumiałe, niestety).

Polecam wam np. to i dzięki za komentarze ;)

Mariusz Grzebalski

Chciałoby się powiedzieć

 

 

ale się milczy, patrząc nieco cynicznie.

Słowa jak insekty nad świeżą ranką sensu

 

(chciałoby się powiedzieć). Niewidoczny biegun

przyciąga je i odpycha, przyciąga i odpycha.

 

Sedno rzeczy tkwi nieporuszone w przepastnych

sztolniach ludzkiego kosmosu. Tu, nad brzegiem,

 

który jest czymś więcej – czym, okoniu? –

niż brzeg jeziora, mam do powiedzenia mniej

 

niż liść, mniej niż martwa mysz polna,

którą podnosisz do oczu, ciekawska dziewczynko.

Oprócz kwestii interpunkcyjnych i ortograficznych (jak np. brudnoszare, wcześniej też był jakiś kolor), to tak: wylew przedstawiasz w taki sposób, że nie jest zaskoczeniem i ja to przyjmuję. Sam moment jest też dość (hmm) sielankowy, kończy się zresztą (hmm) szczęśliwie, w takim też razie zastanowiłbym się na twoim miejscu, czy nie lepiej użyć dłuższych zdań, bo ,,rwane’’ niepotrzebnie próbują wprowadzić tu jakąś dynamikę.

Druga zasadnicza uwaga jest taka, że powielasz zbyt wiele informacji, co też przy spokojnej narracji wydaje mi się nietrafione: ,,Siedziała całkowicie odprężona, zupełnie spokojna’’ (to akurat nie obroniłoby się chyba nawet nigdzie). Lub: ,,Jakże mi jej teraz brakuję. Wszystko minęło. Skończone. Nie mam przy sobie nikogo.’’ Nie uważasz?

No, więc ;). Nie jestem pewien, czy pierwsza część przystaje do reszty, tj. chyba gdyby wszystko działo się na wsi, klimat, który wprowadza Słomiak swoją opowieścią oraz opinie Karoliny co do uroków tego miejsca wybrzmiałyby mocniej (choć to trochę ryzykowne stwierdzenie, bo mówię, że bez tego kontrapunktu miastowego, bez porównania, wybrzmiałaby mocniej wieś, co do zasady jest to raczej nieprawdą, więc jeśli ty nie miałaś takiego wrażenia, to nie przejmuj się tym).

Żeby też było jasne, piszę to, żeby nie napisać po prostu, że mi się podoba. Choć głównie z powodu stylu. I tu szczególnie chciałbym wyróżnić zdanie: ,,Wychylił się chłopak za burtę, żeby wyjątkowo ciężką sieć ściągnąć, a ona go wtedy capnęła za rękę i w dół szarpnęła.’’ Mam jednoczesne wrażenie, że narracja płynie tu tak samo wolno, jak zdania wcześniej, a z drugiej strony nie mogę odmówić zdaniu dynamiki. To jest naprawdę wspaniały moment. (tak samo jak kontynuowanie słowem ,,zamknęła’’).

Mam również pewną wątpliwość co do końcówki (nie chodzi o interpretację): czy nie masz wrażenia, że odpowiedź Słomiaka (,,Żyć wiecznie w lesie’’) jest, hmm, niespodziewana? To znaczy: nawet po tym, jak jej udzielił, czytelnik nie może powiedzieć: ,,No, jasne, co innego mogłaby chcieć, dlaczego tego wcześniej nie zauważyłem?’’ Myślisz, że to jest pewien stan, do którego piszący powinien dążyć? Zastanawiam się od jakiegoś czasu nad tym, zwłaszcza po przeczytaniu ,,Nawet cienie będą szeptać’’ Uznańskiego, które taki efekt u mnie wywołało (i czemu nie dostał nawet nominacji do Zajdla, nie wiem).

Aha, i jeśli utrzymujesz dalej, że to jest proste opowiadanie, to ja takie naprawdę cenię najwyżej (wbrew pozorom).

 

Dobra, ja to wszystko rozumiem i przyznaję wam rację, tj. opowiadanie jest co najmniej do poprawy, tu nie ma dyskusji. Raczej chodziło mi o wskazanie elementów, które wprowadzają chaos. Np. ten ,,Pan’’, niby takie oczywiste, a nie pomyślałem o tym. Grzyby też, to musiałbym rozwinąć, żeby było ok. To chyba dlatego, że opowiadanie miało różne sensy, z których później rezygnowałem, podczas gdy zostawały rekwizyty pochodzące z tych sensu (grzyby to dobry przykład).

Coś zaraz napiszę, bemik. Dziękuję wszystkim za czytanie.

Wiadomo, to nie o to też chodzi, że bym ja ten tekst wyjaśniał, ponieważ chciałbym, żeby narzucał się sam (oczywiście, może być niejednoznaczny, ale nie dlatego, że ktoś nie jest pewny kilku interpretacji, ale właśnie dlatego, że jest pewny kilku sprzecznych interpretacji). Są też dwie sprawy, które obronę mi utrudniają: zacząłem go wczoraj i dziś skończyłem, a próba uchwycenia sensu (zamknięcia go) przyszła mi na myśl, gdy byłem w 2/3. 

Chciałbym też wiedzieć, co sprawia, że ten tekst wdaje się niezrozumiały, chociaż rozumiem, że to może być trudne do uchwycenia. Ale np., mam nadzieję, że bemik się o to nie obrazi, jest jej tekst Słomiak i kompletnie nie rozumiem końcówki, przez to tekst też wydaje mi się niezrozumiały (no bo chyba końcówka stanowi o jego sensie? Inaczej nic specjalnego nie miałby do przekazania, choć nie mówię, że to byłoby złe). Więc co np. sprawiałoby, że mój tekst jest niezrozumiały, podczas gdy bemik napisała tekst niejednoznaczny, ale zrozumiały (jak wnioskuję po komentarzach, zresztą, moim zdaniem jej opowiadanie jest ok, świetnie płynie)?

Ależ co tu jest do rozumienia? Może co najwyżej pojawiające się na koniec zwątpienie, czy aby proces kierowania klonami nie ma odpowiednika w innej skali, tj. czy kierujący nie są sami kierowani (ewentualnie możemy uznać, że ostatnie zdanie wskazuje, że Paweł uważa to za naiwne tłumaczenie niskiej pozycji społecznej przez tych, u których prorok znajduje posłuch, aczkolwiek zwątpienie wciąż pozostaje w czytelniku). Ale to jest tak oklepany koncept, że nie wiem, dlaczego to nie może być rozrywkowe opowiadanie, tj. ,,fajnie się czyta, ale nic tu nie ma’’.  Oczywiście, nie mówię, że w tekście nie ma tropów mylących (to nieświadome), ale pytanie brzmi raczej: czy moja propozycja jest najbardziej spójna? Jeśli tak, to ja nie widzę tutaj problemów, chociaż zaczekam na wasze opinie.

Myślicie, że jest problem ze zdaniem: ,,nawet klony potrzebują rodziny, nawet jeśli centrala wciąż…’’? Nie mogłem się zdecydować, ale rytm chyba wybacza powtórzenie.

Opowiadania nie mają tytułów, ponieważ tytuł rozumiem dwojako: (1) jako dopełnienie opowiadania, tj. jako wprowadzające nowe odczytanie, nieobecne w tekście lub (2) jako to, co nie wnosi nic nowego do tekstu. Ponieważ to pierwsze uważam za z góry nietrafiony pomysł (gdyż tytuł mimo wszystko traktuję jako rzecz obcą tekstowi, coś jak odautorski komentarz), staram się pomijać. A drugiego nie chce mi się wymyślać (bo mimo wszystko powinien fajnie brzmieć). W sumie nie wiem, czy to trafione usprawiedliwienie, bo nie tworzyłem go świadomie przed pisaniem tytułów, ale podoba mi się. Ten sposób zapisu bliski mi jest też jako konwencja stosowana niekiedy w wierszach zamiast (***), co dla mnie osobiście ma (miało?) sens głębszy, ale tutaj nieistotny (chodziło o problem poznania).

Nowa Fantastyka