Profil użytkownika


komentarze: 147, w dziale opowiadań: 105, opowiadania: 56

Ostatnie sto komentarzy

Rozumiem, że nie ma szans, żeby stare teksty (zakładając, że się do tego nadają :P) trafiły z poczekalni do biblioteki?

"Kto silniejszy, ten wygrywa"? Raczej "Nie można być zawsze figurantem". Albo "Faux action girl nie umie walczyć, ale może sobie dać radę inaczej".

Zalth: Ależ proszę bardzo.

tintin: z natłokiem nazw przesadziłam, fakt, ale część było mi potrzebnych żeby czytelnik mógł jakoś zidentyfikować śwait, w którym już umieściłam jeden dłuższy tekst. Ot, urok epic sztampa fantasy i rozległych światów z bogatą, heroiczną historią.

Bohdan: dzięki za wytknięcie błędów. Zaskakiwać nie umiem, niestety.

bmichal100: "Dzieci boga granic" na tej stronie to też Tellea. Tellea zresztą rozległa jest i sporo się tam dzieje :)

Nie musiałeś wiedzieć. Ludzie czasem nie wiedzą dziwnych rzeczy. Dlatego poinformowałam :)

 

Naginaniem rzeczywistości jest pisanie czegokolwiek :)

Stargate, papirus to tworzywo, a nie synonim papieru czy zwoju. Papirus to taka roślinka rosnąca sobie w nilu, suszono ją, prasowano i pisano na niej.

Zwój nie musi być z papirusu. Torę pisze się na przykład na pergaminie (czyli wyprawionej skórze zwierzęcej)

Zwój, po prostu. A to drewniane to uchwyty. Jeśli to jest zwój Tory, to uchwyty nazywają się ejc chaim.

 

Malarski odpowiednik grafomana... pacykarz?

Całkiem sympatyczne, na tyle, na ile sympatyczne może być opowiadanie o seryjnym mordercy.

 

Lucek aktywnie współpracujący z szefem mnie ujął.

Niewierny Tomasz w innym ujęciu :)

Dobór imienia był świadomy?

I mokrego dyngusa... no, akurat o jego mokrość nie ma się co martwić :P

Nie przepadam z gore, ale z drugiej strony wspieranie "młodych polskich autorów" popieram, więc na pewno przeczytam :)

Nice, nice :)

 

To ja teraz lirycznie i po rosyjsku :) http://www.youtube.com/watch?v=uImGPVsthzY

Religii się nie powinno niszczyć. Religia jest za ciekawa, żeby ją niszczyć.

 

Religię się rozkłada na stole sekcyjnym i delikatnie, żeby nie naruszyć struktury obiektu badań, rozcina się ostrym skalpelem, żeby zobaczyć co ma w środku.

 

<= Światopogląd religioznawcy. Ja takie rzeczy naukowo robię, a i do literackiej pracy mi przesiąka.

A nie wiem. Ale tak, to miał być drabel. Słowa liczyłam nawet :)

Zjedzony przecinek został wypluty, zreanimowany i wstawiony na swoje miejsce

vyzart, to nie żart, to obłęd czający się w mrocznych zakamarkach ludzkiej duszy :)

Pierwszą część napisało samo życie... znaczy się, forum.

Prosiło się.

 

Niestety, nie jest to część pierwsza.

Lao Che jest bardzo, bardzo w porządku :)

 

A Iron Maiden to po prostu klasyk. Mój ulubiony ich kawałek to "Don't look in the eyes of a stranger". Znów na zasadzie skojarzeń z własną postacią...

Czasem się do mnie przyklei jakiś kawałek i nie mogę przestać go słuchać, zwłaszcza, jeśli mocno mi się skojarzy z jakąś historią, nad którą pracuję...

W tej chwili jest mega gotycko: Artrosis "Ukryty wymiar"

http://an-fiction.livejournal.com/ - to znaczy, dużo rantów i narzekactwa, trochę przemyśleń warsztatowych, czasem wrażenia z filmu bądź książki, lista przeczytanych książek, spis treści tego co napisałam, który wymaga aktualizacji...

Ja sądzę, że jeśli po autorze nie widać jakiegoś pragnienia zmiany (np wyciągnięcia wniosków z powtarzanego jak mantra "nie dawać pierwszych rozdziałów"), to nie warto na autora tracić czasu. Niech sobie parę miesięcy spędiz na czytaniu, nim coś nowego napisze. Może wtedy coś z tego będzie.

Odradzanie pisanie nie jest polecane. Jak autor czuje potrzebę, to i tak pisał będzie.

Na książkach widziałam oznaczenie... raz. na "Wgrzesznikach" Pat Cadigan. Albowiem wydawca stwierdził, że przed wulgarnym słownictwem należy czytlenika ostrzegać...

...Czytałam wiele książek, w których słownictwo było gorsze (ach, jest taka jedna nazwa męskich genitaliów, która napawa mnie obrzydzeniem...). Nie były oznaczone.

A ja widzę Frazera i wszystkich kalsyków humanistycznego ewolucjonizmu, prychających na wszystko, co nie jest szczytem ludzkiego rozwoju, czyli XIX-wieczną Anglią...

 

...antropologia robi z mózgu sito...

Z Gaimana najzabawniejszą książką są imho "Chłopaki Anansiego" - w pozostałych ten humor zdawał mi się mniej wyraźny (zwłaszcza w "Amerykańskich bogach").

 

Dziwię się, że nikt nie wymienił jeszcze "Szpitala kosmicznego" White'a.

Rogerze, napisz opowiadanie zaczynające się od tego zdania!

Albo ktokolwiek...

Albo ja ukradnę pomysł :P

Myślę, że płyny przyjmuje się własnie po to, żeby przeciwdziałać schnięciu.

Się próbuje do skutku.

A gdy już się ma ten wymarzony debiut papierowy, z przerażeniem się stwierza, że się nie ma dobrego tekstu, żeby go powtórzyć. Ale może kiedyś powtórka będzie.

 

(Pewnego niszowego półamatorskiego wydawnictwa nie liczę... Poziom tam marny, korekta na słowo honoru, a i tematyka zawężona a ja wyżej mierzę :P)

 

A publikacja własna i wydawnictwa czysto e-bookowe? Na razie podchodzę jak pies do jeża, no ale się zobaczy w przyszłości, bo rynek się zmienia i zmienia się podejście czytelnika.

Ale po co w ogóle nazwa po angielsku? W tym świecie istnieją Anglicy?

To rozwiń, zanim wrzucisz, bo to co jest teraz jest nieciekawe totalnie. Nie mówiąc już o błędach.

Prócz tego, na bór zielony, nazwy własne po angielsku tłumaczone w nawiasie na polski? Po co? Na co? Czemu?

No dobrze, ale co z tego wynika? Początek chaotyczny, choćby za sprawą wymieszania czasów teraźniesjzego z przyszłym (zdecyduj się na jeden!), opisy wyglądają jak notatki do opwiadania, a nie jego część, potem  scenka która nie prowadzi raczej do niczego. Wygląda mi to raczej na szkic do jakiegoś opowiadania, ale na pewno nie opowiadanie z fabułą... chyba, że to początek: jeśli tak, to niezbyt zachęcający. Zastanów się, o czym właściwie chcesz pisac, jaką historię chcesz opowiedzieć, potem zastanów się, jak chcesz to zrobić. To tutaj wygląda jak półprodukt.

I kolorowania "Szninkla", które jest jak bluźnierstwo dla każdego, kto ma stare wydanie!

A fakt, Komuda pisał coś pod takim tytułem... Akurat nie przepadam za Komudą, to i nie myślałam o nim, jak mnie słówko dopadło.

 

Siurpryza kojarzy mi się ze starymi "Spotkaniami z balladą": "Ale była siurpryza, spaliła się remiza".

To ja z opóźnieniem dołączam się :) Właśnie w piatek stwierdziłam, że o ile nie mam nic przeciw życzeniom na dzień kobiet, o tyle moja feministyczno-równouprawnieniowa dusza czuje brak dnia, kiedy możnaby panom życzenia złożyć... i oto okazuje się, że taki dzień jednak istnieje :3

Moje słowo na miesiąc marzec to "herezjarcha". Niby znałam wcześniej, ale teraz dotarło do mnie całe jego piękno i zestaw kulturowych znaczeń. Herezjarcha to więcej niż heretyk i więcej, niż jakiś tam "guru sekty". Sugeruje pracę włożoną w tworzenie subtelnej doktryny, która z tego czy innego powodu zostanie odrzucona i potępiona. A przy okazji kojarzy mi się z osobą bardzo dumną, nieugiętą, potencjalnie groźną (choć moja sympatia kieruje się w strone herezji bardziej, niż w stronę ortodoksji), a na pewno niebezpieczną dla oficjalnego systemu. I odrobina tajemnicy. Jedno słowo, a taki wachlarz skojarzeń. Coś pięknego.

Szymon Mag, Szymon Mag, tak jest, postać ku mojemu wielkiemu zdziwieniu słabo rozpracowana literacko. Może dlatego, że mało kto wie o nim coś więcej, niż to co w Dziejach Apostolskich stoi.

Dziękuje :)

 

(W kwestii pierwszego imienia Piotra zastanawiałam się, czy tego nie zaznaczyć, ale uznałam, że robiłoby za duży chaos)

Uch, ja mam ostatnio rekordowy przerób, ale praca magisterska, referaty konferencyjne i research do powieści zobowiązują. A i coś nienaukowego przydałoby się raz na jakiś czas, choć większość naukowych książek, które czytam, jest dla mnie szalenie interesująca.

Dziś czytałam Gadamera, nie pasjonowało mnie to zbytnio, przyznaję bez bicia, z filozofią za sobą nie przepadamy, ale już praca o wczesnych gnostyckich sektach żydowskich wciągnęła mnie jak dobra powieść :)

Ostatnio wychodzi mi w sumie jakoś z dziesięć-piętnaście książek miesięcznie? Do tego pojedyncze artykuły, literatura internetowa etc...

Ale puste okresy, kiedy nawet przez tydznień nie przeczytam nic też się zdarzają.

Koleżanka jakis czas temu zapoznała mnie ze słowem "bibliopatia". To doskonale oddaje moją przypadłość: wejście do księgarni bez zakupienia książki jest ciężkie, więc unikam księgarń, jeśli nie mam pieniędzy. Nie zawsze się to udaje: wczoraj przekonałam się, że z koleżankami z uczelni lepiej nie chodzić do księgarni. Przecenione książki naukowe? Każda bierze po jednej, a potem się wymienimy, jak przeczytamy. Na świecie jest więcej książek, niż pieniędzy, czasu i miejsca na półkach niestety... Zresztą trzeba było ostatnio półkę dokupić... po czym potrzeba okazała się matką kupna czytnika e-booków, więc zakładam, że półka nie zapełni jeszcze przez jakieś 4-5 lat. To optymistyczna myśl. Bardziej boję się o pojemność karty pamięci w czytniku.

Moją ulubioną powieścią kryminalną jest "Alienista" Caleba Carra. Od przeczytania tej książki szukam wśród kryminałów czegoś, co zachwyciłoby mnie równie mocno i nie udaje mi się, choć muszę przyznać, że przeczytałam kilka rzeczy całkiem niezłych.

Dziękuję pięknie za uwagę i docenienie.

vyzart, rozumiem podejżliwe podejście do shortów.

Ja się z kolei zniesmaczona nie poczułam: i nawet mile zaskoczna, bo z definicji bizarro swojej kojarzy mi się z czymś aż nazbyt udziwnionym i na siłę obrzydliwym. Tymczasem tutaj surrealizm i udziwnienie trzymają się kupy, element satyryczny nienachalny, a zauważalny, elementy "pornograficzne" mieszczą się w samej... hmmm, dekonstrukcji syrenowatości? Podobało się.

No wiesz, jednak homoseksualizm głównego bohatera w tekście, który nie jest obyczajowy (ani nie jest romansem skierowanym do specyficznego targetu) nie jest chyba aż tak częstym zjawiskiem? Zawsze jest ryzyko, że czytelnicy zaczna warczeć za to na autorkę.

Podziękowań ciąg dalszy, bo nic innego mi nie pozostało :) Ogólnie cieszy mnie zainteresowanie tekstem i fakt, że coś, co w durzej mierze było eksperymentem (także socjologicznym) wypaliło.

Regulatory, to ja dziękuję za uznanie i docenienie :) Zwłaszcza sceny batalistycznej, bo ja osobiście boję się sceny walk pisac. I dziękuję za to, że pomogłaś mi zauważyć, jak mało rok temu panowałam nad szykiem zdań i moją zabawą w stylizację. Człowiek zawsze się uczy :)

 

Powieść rzeczona nosi tytuł "Jeńcy" i wymaga porządnej redakcji, niestety.

Haha, napisać powieść może każdy głupi. Wydać inaczej, niż przez self-publishing... oj, oj to już gorzej.

 

Ale dzięki. Miło czuć się docenioną :)

Nie, nie została wydana, ale ciągle naiwnie liczę, że jakoś się uda to zrobić - choć parę osób powtarza mi, że zabawy klasyczym fantasy raczej szans na poważne wydanie nie mają.

No to dobrnęliśmy do końca :)

Teraz jest, jak sądzę, czas na moje ewentualne tłumaczenie się, jeśli ktoś ma pytania, wątpliwości etc co do choćby założeń z jakimi to pisałam.

 

A tak, świat sobie żyje w mojej głowie radośnie (choć nie jest jedynym...). A "Dzieci boga granic" to taki prequel do powieścidła epic sztampa fantasy, jakie popełniło mi się jakiś czas temu.

Będą porządne tłumaczenia się i podziękowania po ostatnim rozdziale, teraz lecę na pociąg :)

Ale w ogóle dziękuję tym, którzy czytali za cierpliwość, ale przede wszystkim - za zainteresowanie. Mam nadzieję, że końcówka nie zawiedzie zbytnio.

Całośc fajna i zabawna, ale oba P.S.-y ją psują. Zwłaszcza drugi: lekki żart zmienia w dość niesmaczny. A szkoda, bo yeti spadające na Warszawę całkiem urocze.

Przydałaby się jakaś rycerka, skoro parytety, ale skoro książę wolałby rycerza, to i tak fajnie :) Uśmiechnęłam się, a mój feminizm nie poczuł się urażony, czyli jest ok :)

Regulatorzy, dziękuję pięknie za niesłabnące zainteresowanie i cierpliwość w wyłapywaniu usterek.

Ryszardzie, wypowiadanie się pod czymiś tekstem nie w celu skomentowania go, a w celu pogonienia innych, żeby komentowali twoją własną twórczość uważam za niegrzeczne. Jeśli już musisz gdzieś to robić, to proszę, nie u mnie.

Trochę rzeczy namieszało mi się w życiu i w efekcie wyleciało mi z głowy. Dziękuję koleżance za przypomnienie :*

Przy okazji zapomniałam też, jak się w tym edytorze robiło, żeby tekst wyglądał akceptowalnie. Za co przepraszam. Ogarnę to znowu.

Dodałam entery, Rogerze. A teraz prosiłabym jednak o odneisienie się do treści czy też strony stylistycznej opowiadania. Do czegokolwiek innego, niż kwestia edycyjna. Bo jendak edycja jest sprawą naprawdę najmniej istotną, przynajmniej dla mnie, jako autorki. Jesli ktoś z całego tekstu zauważa tylko, że gwiazdki mu przeszkadzały... to jednak autor nie czuje się z tym komfortowo. No, przynajmniej ja się nie czuję.

Rogerze, gwiazdki były wycentrowane. I wyglądało to o wiele lepiej.

Natomiast przykro mi, że to jak tekst wygląda (tak, ja się zgadzam, edytor trzeba zmienić!) nie pozwala ci przeczytać opowiadania. Bojkot tekstów innych użytkowników nie jest chyba najlepszą strategią?

Oczywiście :) Ty masz prawo mieć uwagi, ja mam prawo się nie zgodzić :) Ty napisałbyś inaczej, ja trzymam się mojego radosnego eklektyzmu :)

Choć może większa oszczędność byłaby niegłupia.

 

A twój "Dzień Brahmy" muszę przeczytać btw. Indie. Jestem spaczona na Indie.

No cóż, ja się tak czy inaczej nie zgadzam: historia dzieje się w "naszym" świecie, więc oczywiste jest, że bohaterowie używają takiej terminologii, jaką znają. Forgot był trochę takim hipisem-newage'owcem w młodości, podróżował do Indii, załapał taką, a nie inną edukacja, to używa takiego, a nie innego słownictwa. Swojemu uczniowi też to przekazał. Jasne, wymyślenie własnych terminów to fajna sprawa, ale nie mogę brać ich "z głowy", bo to nie "sztampa fantasy" (nawet w moim "sztampa fantasy" nie biorę terminologii znikąd!). Trochę własnej terminologii mimo wszystko też mam (i będe miała, bo to nie ostatni tekst w tej rzecyzwistości): Zaświat, przekodowanie, chociażby. Biała łuszczyca też (choć pomysłu na nią też nie wzięłam z powietrza!). Jeśli piszę urban fantasy ulokowane w "naszej" rzeczywistości, bazowanie na istniejących wierzeniach i systemach ezoterycznych wydaje mi się dość naturalne i lepsze, niż wymyślanie kompletnie nowych rzeczy. No ale ja nigdy nie byłam zwolenniczką oryginalności za wszelką cenę. Jeśli piszę o elfach, nazywam je elfami. Jeśli piszę o magu posługującym się "newageową" terminologią, to mag będzie są tą teminologią posługiwał.

 

Acz swoją drogą dałeś mi do myślenia. Myślę, że są w tym świecie jednostki, które chciałyby się od "New Age'u" odciąć i które wymyślają własne terminy :) (a potem i tak New Age je zapożycza i kółeczko się kręci :P )

 

Btw, sam pomysł magii jako manipulacji na kodzie rzeczywistości to też nic nowego czy oryginalnego. I duża część ezoteryki indyjskiej, i gematria, i kabała są oparte na tym założeniu.

Dzięki :)

 

Brajt, bo gwiazdki były wycentrowane, podobnie jak tytuł, a dedykacja była wyrównana do prawej. I ładniej to wyglądało. Porządniej, czyściej, czytelniej.

 

Dorjee, to nie newage'owe słownictwo. Owszem, zaczeprnięte z całej masy różnych kultur, z których czerpie i New Age, ale ja osobiście wolę sięgać do "źródła" (i mojej wiedzy religioznawczej), niż wymyślać od zera terminy, które z rzeczywistością nie mają nic wspólnego.

Inspiruje mnie hinduizm, gnoza (swoją drogą, czemu prana zła, a Pneuma już nie?), magia antyczna i w całym tym świecie jest tego pełno. Poza tym korzenie pomysłu tkwią w pewnym systemie RPG, który czerpie z paru kultur z równie radosnym eklektyzmem :)

Akapity są, ale justowanie, centrowanie i wyrównanie do prawej już nie działa. Noż zaraz dołączę do partii Rogera i zacznę męczyć o zmianę tego %&@*&# edytora.

Nie zniechęcałam, byłam na wakacjach :) Dzięki za komentarz i za uwagi, na edycję (znowu) za późno, ale dzięki :)

Cóż, ja osobiście znam dziewczynę, której dzieło parę lat temu zanalizowano... Po tym fakcie wzięła się ostro do roboty i pisze naprawdę ciekawe teksty, a niedługo wydaje własną książkę - w wydawnictwie niszowym i półamatorskim, ale jednak, z kawałków, które czytałam wiem, że to kawałek niezłej literatury będzie. Da się? Oczywiście, że się da :)

Zagęszcza, zagęszcza, bo to jest ten moment, kiedy fabuła właściwa się zaczyna (i rozdziały coraz dłuższe mi wychodzą...)

A jeśli chodzi o wyjaśnanie samej magii to wydaje mi się, że więcej sesnsu niż "jest magia" ma stwierdzenie "jest magia i opiera się na tym i na tym" - magia któa po prostu jest, nie ma żadnych zasad i ograniczeń nadaje się najwyżej na nadużywane narzędzie narracyjne. Nie wiem jak coś wytłumaczyć, jak rozwiązać problem bohatera? Magia ex machina. Wypadałoby tej magii jakieś zasady podstawowe opracować, żeby ograniczyć ilośc takich momentów - albo wyjaśnić, czemu bohater idzie taki kawał drogi, zamiast się teleportować.

Oooo, a z taką opinią się jeszcze nie spotkałam. Mnie osobiście pisanie "młodzieżówek" nie interesuje i tego tekstu za taką nie uważam, ale wiek bohatera w pierwszej części może nasunąć takie skojarzenia, więc rozumiem. Nie będę przekonywać, że dalej jest inaczej, czytelnik powinien sam ocenić, ale jeśli nie ma ochoty, zmuszać nie będę :) Za próbę przeczytania jednak dziękuję.

Strasznie... dziwne. Widzę zamysł: stylizacja na XIX-wieczną literaturę, na Hoffmana, na Poego, może na Lovecrafta (hcoć Lovecraft późniejszy) ale... ale nieszczeólnie wychodzi ani też nie ograniam, o co miałoby chodzić w tekście (i po co nawiązania do Słowackiego? Z tym, że ja Słowackiego znam słabo, może zbyt słabo, żeby w pełni zrozumieć odniesienie).

Nie wiem, co takiego było przykuwającego uwagę w "proroku" - bo brak mi w jego opisie czegoś, co by intrygowało. Narrator widzi faceta, facet go intryguje: ale dlaczego?

I co takiego przerażającego ejst w grupie ludzi siedzących po prostu w półokręgu? Autor miał pomysł na nastrój grozy i tajemnicy, a zabrakło mu umiejęntości opisanie, czym się właściwie ta groza i tajemnica objawiają.

Zamysł widzę, ale rozwiązanie nie wyszło i opowiadanie mnie kompletnie nie przekonuje.

Ciekawe opowiadanie, proste, owszem (inteligentna niewiasta wersus głupawi, z deka mizogynistyczni "poszukiwacze przygód i guzów"), ale fajnie mi się je czytało. Fajny twist na końcu: bohaterka niby oświecona feministka i walczy z uprzedzeniami, a jednak swoje za uszami ma i dba o własne interesy, szlachetnością się czasem zasłaniając (choć mimo wszystko nie zachowuje się jak ktoś, przez kogoś przemawia wyłącznie cynizm.) Fajna, polubiłam ją.

 

Nie ejstem zwolenniczką wyjaśniania terminologii świata przedstawionego w przypisach. Lepiej pokazać, opis rzorzucić po tekście albo wpleść w dialog, niż dawać przypis. Dla mnie przepisy były zbędne, z tekstu łatwo się domyśleć, czym są wszystkie używane terminy - poza "przenikiem", ale to, jak pisałam: możnaby jakoś fajnie w narracji zasugerować.

Najprostrzy przepis na parodię: kazać bohaterom znanego dzieła chlać, rżnąc się z kim popadnie, mordować i kląć. Nie wychodzi zazwyczaj. Tu też nie wyszło. Nieśmieszne wybitnie.

 

Dobra: jedna rzecz mnie śmieszy: wygwiazdkowane przekleństwa. Autor chciałby, ale się boi?

RheiDaoVan: Jaka Kalevala, jaka Kalevala, na Odyna? Kalevala jest fińska a mitologia fińska jest odrębna od nordyckiej/germańskiej. Loki jest bogiem nordyckim. a podstawowe źródło do nordyckiej mitologii to Edda.

I mówię to jako fanka Lokiego, mitologicznego przede wszystkim, ale i ten mervelowski jest cudowny. Tylko ten Ćwieka nie przypadł mi do gustu.

Ale na konkurs mogłoby iść spokojnie. W sumie szkoda, że nie zdążyło.

Przeczytane, i prawie zapomniane. Hmmm, wydaje mi się, że to spóźniony tekst konkursowy? Bo by się nadawał... Cóż, trudno mi napisać coś konkretnego i konstruktywnego: nie zniechęciło mnie niczym, ale i nie porwało. Z mojej perspektywy: do przeczytania i zapomnienia.

 

A bohaterka po prawdzie sama sobie winna. Nie trzeba było czytać tylu romansów paranormalnych :P

Czytałam, czytałam, moja miłośc do Wattsa jest wielka :)

Bo mam w głowie natłok historii i postaci i boję się, że te historie i postaci rozsadzą mi łeb, jak ich nie wyrzucę. Dlatego piszę i prowadzę RPG - dla higieny umysłowej.

Inna rzecz, że prowadzenie RPG niekoniecznie pomaga - gracze tylko podsuwają mi kolejne świetne pomysły i bohaterów... Studia i książki pogarszają sytuację jeszcze bardziej...

Popieram. Sama się kiedyś na różnych portalach i forach bawiłam w wypisywanie błędów - mordercza, czasochłonna robota, za którą nie dostaje się nic.

Czemu telefon, a nie komputer? Opowiadanie jest anachronizmem, i może gdyby było napisane lepiej, broniłoby się jako "retro", ale tak... Gdzieś pomysł jest, ale wykonanie średnie, a i naiwnośic sporo. Np, skąd spaliny, skoro nikt nie jeździ samochodami? Czmeu bohaterka tak łatwo ufa zakapturzonym obcym? Skąd ten wybuch, który ni stąd ni z owąd pomaga Agnieszce? I skąd te wnioski w przedostatnim akapicie? Sporo rzeczy w tym opowiadaniu dzieje się właściwie bardziej "bo autor tak chciał", a nie dlatego, że wynikają z konstrukcji świata, fabuły czy psychiki postaci. Tekst mimo to zły nie jest - jest po prostu mocno średni.

O rany.

Piękne.

 

Mnie się kojarzy trochę z "Solaris" (na początku nie wiedziałam, czy to ziemia czy obca planeta) a trochę z "Rozgwiazdą" (klaustrofobiczny klimat i straceńcza misja).

Nie mam nastroju na analizy, ale... ale to jak dotad najlepszy tekst na tym portalu, jaki czytałam (choć fakt faktem, jestem tu niecały miesiąc i i tak nie czytam wszystkiego...)

Dziesięć minut wspokoju wystarczy.

Pozostałe popieram

To miałby być wstęp do czegoś dłuższego? Czmeu nie. Nie obraziłabym się Fajnie przedstawione konsekwnecje szlachetnych marzeń o obaleniu tyrana i zdobyciu należnego tronu.

O, i jeszcze ciekawa wzmianka o strażnikach i tym, że o penwych rzeczach niebezpiecznie jest myśleć... Król zawał sojusz z elfami, a elfy go zdradziły czy też zrobiły z niego swoją marionetkę? Ciekawa sugestia intrygi.

Z kandelabrami wiszącymi też się spotkałam. Może autorzy fantasy używają tego słowa, bo żyrandol jednak za bardzo kojarzy się z czmś nowoczesnym, jest słowem używanym też dziś, w odniesieniu do elektrycznych żyrandoli?

Streszczenie raczej niż opowiadanie: dodatkowo napisane bez planu (los ostatniego człowieka na Ziemi opisany jako pierwszy z przykładów...). Autor miał wizję, ale nie poradził sobie z przedstawieniem jej... Dobra rada: zrobić z tego skrutu opowiadanie, cos dłuższego niż tylko wyliczanie, w jakiej kolejności nastepowały po sobie kolejne katastrofy. I nie pisać liczb cyframi, bardzo, bardzo proszę!

Jedynie kawałek o Magdzie ma w sobie klimat, może dlatego, że jest najdłuższy, najmniej skrótowy. Gdyby go rozbudować a pozostałe wydarzenia w tekście (tez po rozbudowie) dać jako kontekst dla niego - mogłoby wyjśc coś fajnego.

Ciekawe masz pomysły i rozważania, musze rpzyznac: modyfikacja człowieka, biologia i socjobiologia, człowiek widziany przez obcych jako zwierzę czy roślina... Fajne pomysły. Z formą bywa gorzej, choć chyba to opowiadanie, stylizowane na list, najlepiej z tego co tu wkleiłeś/wkleiłaś znosi i usprawiedliwia ten streszczeniowo-wykładowy styl. Ja wolę, jeśli takie przemyślenia podane są w subtelniejszej formie, ale nie, nośnych pomysłów ci nie odmówię.

 

Zgrzyta mi natłok ludzkich sformułowań i powiedzonek w wypowiedzi narratorki. Jasne, w pełni toku myślenia obcego się nie odda, ale jednak, to "w koło Macieju" czy centymetry - za bardzo ludzkie i ziemskie.

Pomysł z pisarką-amatorką, która uśmierca swoją bohaterkę i sama umiera - ok. Może być.

Niestety, stylistycznie skojarzyło mi się z blogiem, który pisała bohaterka, a z blogową grafomanią miałam w życiu do czynienia całkiem sporo. Dlatego przeraził mnie początek: myślałam, że to pierwszy odcinek czegoś dłuższego w tym stylu - i poczułam ulgę, gdy okazało się, że jednak nie. Niestety, losem bohaterek się nie wzruszyłam ani trochę.

Natłok, natłok opisów: opisywanie bohaterki i jej stroju w pierwszym akapicie to nadmiar informacji, podanych dodatkowo metodą "wyliczania". A naprawdę, w świetle tego, jak ta miniaturka się kończy nie potrzeba czytelnikowi aż tylu danych.

No ale, jak przedpiścy wspomnieli: jako ćwiczenie jest w porządku.

Nowa Fantastyka