Profil użytkownika


komentarze: 191, w dziale opowiadań: 178, opowiadania: 91

Ostatnie sto komentarzy

Grabarzy dało się trochę lepiej zarysować, bo jakoś nie żal mi było ich śmierci, a to mogła być mocna scena.

Wiele ciekawych zdań świetnie “puentujących” akapity. Duży plus za opis zaczynający się od zdania “Wraz ze zmierzchem opuściła cmentarz.“

Klimat mroczny, ale jak dla mnie zbyt przygnębiający, szczególnie w porównaniu do “Dziecka Rosemary”, do którego, jak rozumiem, się odnosiłaś. Tam ciągła niepewność bohaterki była głównym motorem budowania napięcia, tu czegoś takiego mi zabrakło.

Nie składają mi się poszczególne wydarzenia w żadną historię, tzn. nie widzę ciągu przyczynowo-skutkowego.

więcej naprowadzających wtrąceń by to raczej popsuło.

No właśnie też takie miałem wrażenie:) Dzięki za komentarz Teyami.

A, że w tym sensie. W sumie to byłaby dobra scena pokazująca jego charakter, jakby czytał o tym w jakiejś zapyziałej kafejce internetowej, kupił luminol i próbował chemicznie usunąć ślady.

Tylko dzynks w tym, że ja nawet nie wiem, czy on wrócił z tej piwnicy:)

Dzięki za wizytę. Ja sobie wyobrażałem, że zdzielił ją, póki była w wannie, ciało w jakimś worku zniósł do samochodu, krew zmył (w końcu większość powinna wylądować w wannie), a jak wanna wyschła to odkurzył.

Co masz na myśli mówiąc, że krew zostaje?

Miota się – obrazowe określenie, przemyślę to.

Mi się podobało, że tak zwięźle odmalowałeś świat, ale nie narzekałbym, gdybyś poświęcił na to jeszcze kilka akapitów, szczególnie, że Twoje opisy się dobrze czyta. Dialogi też ciekawe, chociaż miejscami trochę mało naturalne (mówię o kwestiach ludzi).

Ogólnie: miła lektura.

Wicked G: dzięki.

 

Regulatorzy: uff, czyli przynajmniej to jest jasne. A to stworzonko, czy było myszą? Nie wiem, nie planowałem odpowiadać na to pytanie.

Finkla: ja bym się zadowolił prowizorycznym rozwiązaniem, wiedząc, że za 15 sekund to stworzenie i tak wypuszczę. Skoro uważasz, że w sytuacji bohatera nie zareagowałabyś nerwowo, to znaczy, że spieprzyłem budowę sceny dużo wcześniej. W takim razie dzięki za wyjaśnienie.

 

Drewian: nie mogę się śmiać i bać w tym samym momencie, ale czytanie nie trwa jeden moment, bo to proces. W każdej dobrej tragedii są elementy komiczne, w każdej komedii tragiczne, dla uwydatnienia kontrastem, choćby po nic innego. Myślę, że tak samo da się zrobić z horrorem, mało tego – wiem, bo w najlepszych horrorach jakie czytałem zawsze były jakieś elementy komiczne. Sztuką jest dobrać je w odpowiedni sposób, i nie twierdzę, że tę sztukę posiadłem:) ale dzięki Twoim uwagom zrobiłem jakiś kroczek w tę stronę.

Jest dokładnie tak jak piszesz, Szymon zabił Lenę butelką. Chciałem, żeby to było jasne, skoro nie jest, znaczy zrobiłem coś nie tak.

 

Regulatorzy: miałem nadzieję, że będzie jasne, co zrobił Szymon, skoro nie jest, to, jeszcze raz, moja kulpa. Szczególnie, że poświęciłem temu sporo uwagi, bo mój pierwszy beta-czytacz uczynił ten zarzut.

Faktycznie, nieożywiony wąż odmienia się inaczej:) Dzięki za wizytę i uwagi.

 

The Unchained: właśnie po raz pierwszy próbowałem zrobić coś innego:) Wyjątkowo chciałem, żeby można było na podstawie tekstu wywnioskować, że Szymon zabił Lenę.

 

Nazgul: Wow, filozoficzne? Raczej chciałem przedstawić zmianę obiektu fiksacji, z lekko niecodziennym wydarzeniem na pierwszym planie. Oczywiście, skoro muszę to tłumaczyć, to znaczy, że próba była nieudana, teraz tylko zastanawiam się, czy na poziomie strategii, czy taktyki. Dzięki za wizytę.

Ale jakiego? Tzn. skąd wiesz, jaki mój bohater miał odkurzacz???

BTW – masz jakieś wrażenia po tekście? (nawet, albo i przede wszystkim, jeśli go nie skończyłeś)

AdamieKB: można odmieniać wszystkie człony liczebnika, a można tylko jednostki i dziesiątki (jak tu) z tego co wiem. W jak “starego” typu odkurzaczach? Tzn. czemu mój bohater nie mógł mieć takiego, który trzeba rozcinać?

The Unchained: dzięki za odwiedziny, przykro mi, że nie podeszło, a jak rozumiesz zamysł?

Drewian: w opowiadaniu miała być groza, jeśli nie było, to moja nieporadność, nie mylne otagowanie:) Nie mam pewności co do “powszechności” tego sądu o śmiechu i strachu. Wydaje mi się, że humor może się przydać w każdym typie opowiadania, jeśli go umiejętnie zastosować. Wielkie dzięki za obszerny komentarz, jeśli mógłbym Cię jeszcze wykorzystać, to mam jeszcze jedno pytanie (a propo dwóch pierwszych akapitów) – co uważasz, że stało się z tą narzeczoną?

Finkla: dzięki za przeczytanie, błąd poprawiłem. Ale argument, który dołożyłaś trochę z rodzaju “jakby wiedział, że się przewróci, to by się położył”:)

Owszem, mogłem darować sobie te porównanie, ale nie ułatwiłaś mi zadania:)

Zacząłem czytać drugą część, i niestety zmogła mnie ta ciężka atmosfera psychiatryka. Chociaż nadal uważam, że styl masz ciekawy.

To które to są te ciche, oczywiste elementy budujące klimat? Wyjście z psychiatryka, opis Dementorów, czy przykuta, krzycząca dziewczynka?

Może napiszę inaczej: wg mnie jest to dobrze napisany fragment, ale nie nadaje się na początek opowiadania. Nie mam jeszcze więzi emocjonalnej z bohaterką, a już mam się o nią bać? Niemniej: ciekawy eksperyment, chętnie zobaczę jak to się dalej rozwinie.

“Znalazłam się w tym ośrodku, przez cholerną traumę z dzieciństwa.”

Nie dałabyś rady tego opisać w jakiś mniej oczywisty sposób?

 

Podoba mi się JAK opisujesz, nie podoba mi się CO opisujesz. Od samego początku nie potrafię się odnieść do doświadczeń bohaterki, ciężko mi wczuć się w jej sytuację. Nie uśpiłaś mojej czujności żadnym codziennym doświadczeniem, żeby potem znienacka przestraszyć. Mimo to czytało się przyjemnie, co skłania mnie, wbrew zdrowemu rozsądkowi i przytłaczającym naukowym dowodom, do rozpatrzenia zupełnie szalonej tezy – może nie każdy horror musi być w stylu Kinga?

“Cudna blondynka w kusej kiecce”

Nie pasuje mi ta ‘kiecka’ do męskiego narratora, w sensie wszystkie użycia tego słowa w życiu słyszałem od kobiet.

 

“Cholera, nie powinienem jeść przed snem. I jeszcze te dwa drinki, w barze, po pracy. I co? I teraz mam jakieś dziwaczne wizje. Nie, żebym narzekał. Panna niebrzydka, ciało więcej niż doskonałe. Może jednak ruszę tyłek i wpuszczę ją do środka…“

Trochę ten narrator taki Captain Obvious.

 

“Okrywam Arianę kocem, żeby pozbyć się pokusy.“

So gay;)

 

Nie wiem, czy dobrze kombinuję, ale chyba końcówkę z resztą w całość spaja to, że siniaki powstały, bo tato alkoholik, a tutaj syn alkoholika w barze drinki, w domu chardonnay, to i wróżki mu się śnią. Czy chodziło o to, żeby tym lekkim tonem podstępnie wciągnąć czytelnika w dramat spirali alkoholizmu?

Mnie szczególnie nie interesuje czy tekst “broni się sam” czy nie, polemizując z uwagami komentujących mam zupełnie co innego na względzie.

Taka sytuacja: X sugeruje jakąś zmianę, do której z jakichś względów nie chcę się stosować. Mam wtedy wrażenie, że jestem winny X wyjaśnienie: czemu tak, nie inaczej. Jeśli X ma ochotę na dalszą polemikę – czemu nie? Ale czułbym się źle, po prostu olewając czyjąś uwagę, na którą poświęcił(a) czas, skupienie, brnąc przez tekst, który nie do końca mu/jej się podoba. Zwykła przyzwoitość.

Oczywiście styl, w jakim X komentuje, czy ja polemizuje, to już insza inszość.

Nie poszło. Rozumiem, że ograniczały Cię, Cieniu, założenia konkursu, ale za dużo akapitów na początku brzmi na tłumaczenie: skąd bohater ma broń, czemu jednak tam wchodzi, itd., a potem 4 czy 5 akapitów opisujących w jaki sposób bohater się boi, a samą kulminację mam sobie sam wyobrazić?

Nie wiem, może spodziewałem się więcej, bo cały czas mam w pamięci Twoje “Wizje”? Albo dlatego, że tytuł zapowiadał ciut więcej? :)

Interpunkcja mocno kuleje: zapis dialogów, przecinki. Dla przykładu:

 

“– Róbcie swoje. – zamamrotałem obojętnie.” – zbędna kropka pierwsza

“Do jasnej cholery czy ty naprawdę masz mózg wyżarty przez sowieckie broszury?!! Dalej nie wierzysz że to jakieś piekło?!” – przecinek po “cholery”, przecinek po “wierzysz”.

 

Ale cóż z tego… Takie bogactwo szczegółów, tak żywa narracja i, przede wszystkim, tak umiejętnie zbudowana atmosfera… Czytało się jak reportaż, przez co kiedy doszedłem do elementów horroru, nie miałem żadnych problemów, żeby w nie uwierzyć. Chylę czoła.

Dużo świetnych fragmentów, a ten z “gardeł było już mniej” – majstersztyk.

Tekst czytało się lekko i przyjemnie, ani razu podczas lektury nie miałem ochoty go odłożyć. Końcówka i zabawna, i zaskakująca. Nie narzekałbym, gdyby było trochę dłużej, może znalazłoby się miejsce na większe wyeksponowanie emocji chłopca.

Czytało się przyjemnie, stylizacja języka brzmiała dość realistycznie, a i dreszczyk był. Fakt, że forma z założenia zakłada trochę okrojony dramatyzm, bo wiadomo, że zabójca jest już złapany, ale końcówka nadrabia.

2. Nie jest napisane “dla rozrywki”.

3. Jest napisane dla “rozkminy, pobudzenia szarych komórek i szukania szlaków interpretacyjnych”.

Niestety, w moim przypadku się nie udało:( Rozrywkę miałem przednią ze względu na plastyczne opisy i realizm przedstawionego świata, ale szarych komórek najwidoczniej dość nie pobudziło, bo nie mam żadnej sensownej interpretacji.

Dla mnie bomba. Pomysł, przeprowadzenie narracji w taki sposób (ogół-szczegół-ogół-szczegół), wykorzystanie lasu samobójców (Aokigahara?). Jestem kontent:)

Trzy fragmenty wg mnie nie trzymają poziomu reszty opowiadania. Dwa z narracji ogólnej, jeden dydaktyczno-oczywisty, drugi dydaktyczno-mocnodyskusyjny

Ludzie zawsze szukają wyjaśnienia. Czy chodzi o wielką ognistą kulę, która codziennie pojawia się i znika za horyzontem, czy o to dlaczego zmieniają się pory roku – wszystko musi mieć powód.

Dopóki kości były tylko kośćmi, rządy były w stanie z grubsza utrzymywać porządek. Próbowały nawet nieudolnie zapanować nad sytuacją, a mianowicie robić to, co potrafiły najlepiej. Udawać, że problemu nie ma.

I jedna wypowiedź leśniczego, która jest trochę zbyt bardzo racjonalna i poukładana biorąc pod uwagę sytuację, dało się więcej emocji z tego wydusić.

– Chyba zabrałem się do tego od złej strony. Przyjechałem tutaj i zostałem leśnikiem, żeby być blisko ciebie i przeanalizować twoje zachowanie. Zamiast tego powinienem się skupić na sobie. Przypomnieć sobie, kiedy przestało nam wychodzić. Kiedy zaczęłaś cierpieć.

I jeszcze tu chyba przecinek powinien być?

Brzydzę się tobą[,] Marco.

Pomysł nie przekonuje mnie zupełnie, zakończenie wydaje się nieprzygotowane. Zarejestrowałem co się stało, ale ani obrzydzenia, ani niepokoju nie poczułem. Wcześniej czytało się przyjemnie, umiejętnie operujesz językiem, ale zabrakło stopniowania napięcia.

Tylko interpunkcja stanowczo do poprawy, np.

Nie powiem, że nie obyło się bez strat, no cóż[,] kosztowało mnie to całe oszczędności, rozwód i brak kontaktu z dziećmi, ale praca przy samochodzie wynagrodziła to z naddatkiem. To nic, że ludzie zaczęli mnie uważać za dziwaka i samotnika, teraz wiem[,] że mi po prostu zazdrościli.

Ten ranek był wręcz wymarzony by udać się na długą przejażdżkę [, lub -] ja i mój samochód.

Dwie przeznaczone sobie istoty [, lub -] człowiek i maszyna, jedność ciała i zespolenie stali.

Byłem oczami, ruchem i zmysłem samochodu, staliśmy się jedną mechanicznie – [myślnik zbędny, albo, jeśli to miało być jedno słowo, bez spacji] żywą istotą.

Parę pierdółek:

a na jego ustach pojawił się lek[k]i uśmiech.

w korytarzy – u

Lecz jedno ze zdjęci – zdjęć

Kolejna ciekawa historia, znowu świetnie opowiedziana, wywołuje dużo emocji. Ze tego co widzę lepiej wychodzą Ci opisy niż dialogi – te brzmią niekiedy odrobinę sztucznie, tzn. ludzie z bazaru brzmią za bardzo jak z powieści wiktoriańskiej:) Czasem wybiło z rytmu, ale przyjemności nie zepsuło.

 

“A pan niech się nie wtrąca, nie pana sprawa. To ja wychowuję to dziecko, a do pana się zwrócę po rady dopiero, kiedy będę chciała, żeby zostało żulem z ulicy.” – te drugie zdanie za długie wg mnie na uwagę rzuconą na ulicy, brakuje naturalności.

Rozumiem, że podsłuchanie rozmowy pomaga fabule, ale laska używa paralizatora i załatwia swój biznes dwa kroki obok “napastnika”?? Jakoś tak nie dowierzam.

“– Ano przebiegał, przebiegał. Nie widzisz, że stół mi wywrócił? Pobiegł gdzieś tam, jak go złapiesz, to dopilnuj, by tu już nie wracał, bo mam dosyć tej całej żulerii. Wzięliby się za robotę.“ – ta kwestia nie brzmi jakby ją wypowiadał sprzedawca z bazaru.

“martwopłoty”

http://talkingpointsmemo.com/news/jon-stewart-to-media-you-re-not-punny

“– Możemy wychodzi – powiedziałem“ – ć?

“to by już to talerze latały jak ten popiół za oknami.“ – tu?

 

Czytało się przyjemnie, ale puenta nie powala. Mógłbyś ją trochę lepiej przygotować. Tzn. opis armagedonu jakiś bardziej sugestywny by się przydał, żeby czytelnik nie tylko zarejestrował go intelektualnie, ale żeby jakieś uczucia wzbudzał. Wtedy końcówka miałaby z czym kontrastować.

Nie wkręciłem się wystarczająco w tekst, żeby morał mnie rozbawił. Jakoś tak ani do końca realistycznie, ani do końca humorystycznie, tak jakbyś się nie mógł zdecydować.

Wyjątkowo lekko się czytało jak na tak ciężki temat. Podoba mi się pomysł, zwięzłość, sposób narracji, wiarygodne dialogi. Ciekawe to wszystko.

Podobało mi się, bardzo żywa narracja, dużo zmian obrazów, a przechodzisz od jednego do drugiego tak zgrabnie, jeszcze przeplatając metaforami (np. wspomniany karzeł, albo sflaczały balon), że cały tekst czyta się lekko i płynnie. Dobra lektura.

Bardzo przyjemna lektura. Podobało mi się wprowadzenie, stopniowanie napięcia, nienachalna groza. Jestem zdziwiony, że z tak prostej fabuły udało się tyle wycisnąć.

Tylko na końcówkę trochę ponarzekam. Nie potrafiłem sobie wyobrazić tego bezkosta. I w ogóle nagromadzenie potworków wg mnie raczej rozmywa niż zwiększa napięcie, brakuje mi tam jednego wyraźnego punktu kulminacyjnego. No i sam końcowy dialog, te kwestie Andżeliki:

 

– Więcej szczęścia niż rozumu, prawdę mówiąc.

– A co, miałam stać i się gapić?

są wręcz rozczarowujące w swojej naiwności, takie anti-climax.

Mimo to końcowe wrażenie bardzo na plus.

Nie rozumiem założeń tego opowiadania. Czemu Poe?

A propos końcowego cytatu: dobry przykład na to, jak tłumaczenie może wykastrować sens utworu.

Zgodzę się z ryszardem, że mało dramatyzmu, dla mnie tempo opowiadania za spokojne. Sporo ciekawych sformułowań, ale szczerze mówiąc, nie widzę konsekwencji w stylizacji języka. W sensie nie wiem jaki efekt miały osiągnąć te wszystkie “cosie”, “wgrandzić” i “błagarodia”.

Dla mnie początek zbyt ogólny, za dużo przymiotników i abstrakcyjnych pojęć (”w niebiańskiej dziedzinie”, “wieczny, niezmienny mrok”, “twarda, nieustępliwa skała” dla przykładu). Co chwilę musiałem wracać do tego, co przeczytałem, bo nie wiedziałem już o co chodzi. Dopiero w trakcie akapitu zaczynającego się od “Nadszedł czas, gdy sława milczących Jeźdźców…” złapałem jakiś obraz tego, co dzieje się w opowiadaniu. A końcówka trąciła nawet delikatnie jakąś strunę nostalgii, o której nie miałem wcześniej pojęcia:)

Zamek różnił się tylko szczegółami, od tego, w którym była kiedyś służącą. pierwszy przecinek zbędny

mamy różne opinie co [do] wysokości nałożonego na was podatku.

Niemożliwe, jajka są z czystego złota i kamieni szlachetnych[,] proszę dobrze się przyjrzeć.

Pyłek pokrywający ich skrzydła był trucizną, a na dodatek miał przykry zwyczaj unoszenia się chmurą[,] kiedy owad gwałtownie zrywał się do lotu.

Kult Welesa w ten spektakularny sposób rozwiązywał problem szantażu. a dałbyś czytelnikowi ocenić:)

Jest trochę błędów, ale czytało się całkiem przyjemnie, sztampa nie przeszkadzała. Skład “światowego rządu” można było opisać trochę barwniej, byłyby większe emocje w scenie śmierci.

Autorze, kiedy opowiadanie z początkiem i końcem?

PsychoFishu, jeśli chodzi o “tradycjonalistów”, to “relatable” głównie słyszę używane przez pewnego 50-letniego Żyda, który właśnie przechodzi na emeryturę, więc wiesz…:)

Derywacja w języku angielskim jest trochę bardziej twórcza niż w polskim, nawet jeśli słowo nie ma słownikowego hasła, to nie znaczy, że derywat nie jest używany (czasem powszechnie) i rozumiany. Ale na szczęście nie muszę tego udowadniać, bo to nie ten przypadek:)

http://www.oxforddictionaries.com/definition/english/relatable

Oczywiście chodziło mi o drugie znaczenie.

A skoro jesteśmy już przy Websterze: http://www.merriam-webster.com/dictionary/relate

Czwarte znaczenie:)

 

Morgiana: przepraszam za offtop.

– Muszę pomyśleć. – Zostawił paplającego Adama, któremu od kilkudziesięciu minut praktycznie nie zamykała się buzia. – jak dla mnie buzia nacechowana jest delikatnością, zgrzytnęło mi w opowiadaniu, gdzie bohaterem jest mężczyzna.

Nie chciał nawet dopuszczać takiej możliwości, że on odpowiadał za ich śmierć. Jeśli tak, to znaczyło tylko jedno – był potworem. Niestety, zastanawiająco często te obawy do niego wracały i wypływały na wierzch świadomości. Zapewne nie trafił tu z grzeczności. Niebem tego miejsca nazwać się nijak nie dało. – ten akapit trochę przegadany, tym bardziej, że czytelnikowi pewnie wpadło to już do głowy

– A nie sądzisz, że jest to związane z tym, co się stało w domu? Może powinniśmy spróbować to wyjaśnić? Gdyby nam się udało, to może coś by się zmieniło.

W końcu to tylko dzieci, a on jest tu z nimi z jakiegoś powodu. Gdy go odkryje, może coś się zmieni.

Doskonale rozumiał, że brakujące wspomnienia są kluczem do wyjaśnienia, w jaki sposób się tu znalazł.

Wg mnie niepotrzebnie powtarzasz oczywistość.

Mama powinna niedługo przyjść, szykuję się na górze – powiedział nastolatek. – szykuje

Jak na niezastanawianie się nad tym, co się wydarzyło, zaskakująco często o tym myślał.

Fajne zdanie:)

 

Tekst nie wywołał we mnie większych emocji, bo nie ma tu żadnego przygotowania do grozy. Od pierwszego akapitu próbujesz straszyć, chociaż czytelnik jeszcze się nie związał z postacią, i nie ma żadnego relatable experience pozwalającego wczuć się w historię, chyba że ktoś był kiedyś porwany i przetrzymywany w piwnicy. I chociaż językowo jest to dobrze napisany tekst, to wg mnie rozpoczęcie narracji w takim miejscu nie działa.

– “Znam lekarza”?! Krzysiek, to nie choroba, będziemy mieli… Kochanie? Halo?

 

Finkla:

Reszta jest dziesięciosłówkami.

To jest jakaś wyszukana historia, czy sugerujesz, że przekroczyłem limit?

– Mia…łeEEeś być… dele…gaaaAAcjiiiIIII…

– Może byście przestali?

– Se…KUUUN…dę ooooOOOOOAAaaaaa już.

To powiedzmy, że do ipponu trochę brakuje:)

Brakuje mi kilku przecinków, np.:

Owszem przewagę stanowili w niej świeży maturzyści[,] aczkolwiek niektórzy z tych świeżych maturzystów mieli już nastoletnie dzieci

Petenci[,] w przeciwieństwie do urzędników[,] jakoś nie podzielali zachwytu nad tą konstrukcją i ochrzcili go mianem labiryntu

Obecny wykład z historii administracji miał prowadzić niejaki Bart Niesiol[,] używający w Polsce imienia Bartosz

Nie tak trudno połączyć to wszystko razem i zrozumieć, iż węże w rękach bogini są tym[,] co oni nazywają dziś łańcuchami DNA.

Nie bardzo rozumiem do czego tu brytyjskie imperium i kolonie, ale czytało się przyjemnie.

Styl mi leży, zwięzłość chwalebna. Tylko w tym przypadku nie zdążyłem się emocjonalnie zaangażować, a było już po opowiadaniu.

Ciekawe, sprawnie napisane, przyjemne. Dobry pomysł połączenia z Halloween. Może dałoby się skrócić końcowy dialog, żeby wyszło bardziej “puentowo”.

A ja miałem dokładnie odwrotnie. Temat w ogóle mnie nie interesuje i chciałem odłożyć po połowie, ale narracja jakimś dziwnym sposobem trzymała mnie siłą przy tekście. Błędy błędami, ale stylizacja świetna.

która obdarowuje tych w potrzebie największej w tanie wina

A nie miało być: obdarowuje tanimi winami?

A to jest Panie tajemnica stworzenia – urwał nagle Diabeł, wychylił kielicha, zagryzł, po czym kontynuował wywód[.] – Równowaga

 

A wesołe to takie, odstresowujące. W całość ma się łączyć, to znaczy, że to fragment? Bo jeśli ma działać jako oddzielne opowiadanie, to zgadzam się, że jakaś puenta nie byłaby od rzeczy:)

No powiedz słodziutka, myślisz, że jestem kretynem ?

zostać kimś, wyrwać się …

To jak ?

szeptem :

Często stawiasz spację przed znakami przestankowymi

Przecież wiesz że nie nie zrobiłbym ci nic złego.

 Koniec wspomnienia. Czarna plama[,] którą jego mózg wytworzył pod wpływem traumy, zalewająca dalszą część sceny ciemnym inkaustem zapomnienia.

Jak dla mnie opowiadanie zyskałoby, gdybyś opis znęcania się przerwał wcześniej, a więcej zostawił wyobraźni.

po który wysyłała go do miejsca[,] do którego mieli nigdy nie wracać

czemu teraz przenosi [przynosi] jej jakiś jego pieprzony liścik?

Matka jest już stara. – tłumaczył sobie – kropkę na koniec, po ‘sobie’

pomimo usilnych próśb wychowawczyni, o nie zarzucanie rozwoju swojego intelektualnego. zbędny przecinek

w poczuciu bez sensu – bezsensu

Kocham cię, choć nie zasługuje nawet na to – zasługuję

 

Błędy nie były bardzo uciążliwe, ale trochę interpunkcję przydałoby się poprawić. Ciekawe porównania, realistyczne postaci. Narracja na tyle interesująca, że doczytałem do końca, chociaż jakbyś ciut skrócił, to też bym nie narzekał. Szczególnie, że każdą obserwację narratora wyjaśniasz krok po kroku, a mózg miałby lepszą stymulację jakbyś zostawił jakieś niedopowiedzenia. Tzn. opisał sam fakt, a interpretację zostawił czytelnikowi.

Zamysł fabuły… Hmm… Myślałem, że idzie to w stronę jakiegoś większego twista, lekkie rozczarowanie, ale czytało się ok.

A ja mam pytanko do opublikowanych: jak wygląda kwestia informacji zwrotnych po takiej publikacji? Dociera do was co czytelnicy myślą o opowiadaniu?

Klimaty nie moje, a mimo to czytało się bardzo przyjemnie. Początkowa scena z szyciem sukni błyskotliwie przewrotna:) Miły język, ciekawa fabuła. Może tylko w trakcie sądu rozważania na temat natury ludzkiej trochę… pompatyczne.

Jeszcze takie o:

Mirkan nie zastanawiał się nad takim rozwojem wypadków. – Chyba właśnie to robił. Nie przewidział?

– Nie! – Jaksa gwałtownie zaprzeczył swojej naturze, – biorąc pod uwagę co się zaraz stanie, to jakby tłumaczysz oczywiste

Fajne, że zaczęło się w środku akcji, zgrabnie napisane, ale nie będę oryginalny – końcówka rozczarowuje.

To ja trochę powymieniam:)

i znowu zakopać w ogródku. A potem odkopały ją i dał swojemu panu aby przyczepił ją z powrotem.

później uznał[,] iż to bez sensu

Okazało się[,] że może zmaterializować

To dzięki tej nowej zdolności[,] którą Louis u siebie odkrył

szukając jakiś oznak obecności ludzkiej. – jakichś

Uważają się za najmądrzejsze stworzenie na świecie – stworzenia

Wiedział coś o tym, bo jego żona była równie uciążliwa, pod tym względem. – drugi przecinek zbędny

Już po pół roku zaczęłam się

jego małżeństwo skończyło [się] właśnie z jej winy.

Po prostu nie rozumiem po [co] panu ten przedmiot.

Duch nie czekając dłużej, uwolnił głowę i schował się wewnątrz domu.

Nie kumam. Jak to “uwolnił głowę”?

„panno Templer” albo zwyczajnie „pani Felicjo”

To miała męża czy nie?

Była wysoką blondynką

Przypomniał mi się casus pewnej redaktorki harlekinów, która zawsze musiała skracać tłumaczenia z angielskiego – inaczej książki byłyby za długie, bo polskie wyrazy są statystycznie dłuższe. Jak napotykała zwroty typu “długonoga i hojnie obdarzona”, usuwała je z komentarzem: “one wszystkie długonogie i hojnie obdarzone”. Wracając – one wszystkie wysokie blondynki.

Całe opowiadanie przyjemnie się czytało. Opisy masz lepsze od dialogów (te brzmią momentami trochę sztucznie). Ciekawa scena, i mimo błędów wrażenia raczej pozytywne:) Tylko nie rozumiem funkcji ostatniego akapitu. Morał?

Z każdą sekundą coraz bardziej podziwiał to się działo, Im bardziej jego wzrok upewniał się w tym, że to co widzi jest nieruchome, w jego uszach coraz bardziej tętniło życiem.

Z każdą sekundą coraz bardziej podziwiał to, co się działo[.] Im bardziej jego wzrok upewniał się w tym, że to[,] co widzi jest nieruchome, tym bardziej w jego uszach tętniło życiem.

Nadal skomplikowane, ale przynajmniej gramatyczne:)

– Słyszę przyszłość. – wyszeptał.

pierwsza kropka zbędna

– To nie działa dobrze, prawda?! – zapytał , ruszając

To nie moje pogrubienie, to tak jest.

 

Przyjemna lektura. Lekki styl, prosta historia. Lubię to:) Tylko zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej skrócić dwa ostatnie akapity do jednego efektownego zdania, bo nie ma czego tam aż tak rozwlekle wyjaśniać.

Dzięki za odwiedziny i uwagi.

“Molo” można odmieniać: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/b-molo-b;13637.html

zachodnich turystów – a czemu zachodnich? czy to aby nie Azjaci zasuwają z lustrzankami i wszędzie ich pełno? Poza tym opis wskazuje na cywilizację, styl życia, a nie turystów.

Jak dla mnie dla typowego turysty-gaijina nie ma znaczenia, czy widzi Japończyków z aparatami czy bez – i tak nie popsują mu egzotyki.

Couchsurfing i wioska z sadzeniem ryżu – podejrzewam, że są wioski, gdzie sadzi się ryż i gdzie część ludzi ma internet:)

Jeśli chodzi o przecinki wokół zamiast: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zamiast;13171.html

A to, że bohaterami są Amerykanie, nie Polacy, dla fabuły może nie ma znaczenia, ale dla języka trochę ma. Taki mój mały eksperyment. Zresztą ile można pisać o Polakach:)

Jeszcze raz, dzięki za tak szczegółowy komentarz.

King używa powtórzeń, ale wg mnie kluczową rolą jego “straszno” są dobrze przedstawieni bohaterowie – to że masz do nich jakiś stosunek emocjonalny, zanim “straszno” nadejdzie.

U Poego też doceniam kunsztowny język, ale ten kunszt nie wynika ze stopnia skomplikowania zdań, a bardzo często z ich prostoty. Dla porównania:

Pozyskiwanie przychylności ludu udało mu się połowicznie, ponieważ podczas wstrętnego posiłku postanowił wychwalać cnoty ojca Pierre`a i zalety rewolucji, a nieszczęśliwym trafem w jego talerzu pływało oko Mikołaja, które – to zanurzając się, to wypływając na powierzchnię – jakby mrugało.

I took from my waistcoat-pocket a pen-knife, opened it, grasped the poor beast by the throat, and deliberately cut one of its eyes from the socket! I blush, I burn, I shudder, while I pen the damnable atrocity. (The Black Cat)

Popatrz ile wysiłku potrzeba, żeby skleić w obraz Twoje zdanie. A u Poego same zdania proste, połączone przecinkami. Wiem, dobrałem fragmenty tendencyjnie:) i Twoje opowiadanie oczywiście nie jest całe takie, ale wg mnie proporcjonalnie zawiera za dużo zawiłych zdań w stosunku do “prostej elegancji”.

Makabryczne – może, straszne – nie. We wprowadzeniu wszechobecna śmierć i ścinanie głów – to co ma mnie jeszcze przestraszyć jako czytelnika?

Zgadzam się z bemik, że styl zbyt egzaltowany. Nawet Poe nie pisał samymi zdaniami podrzędnie złożonymi:)

Za to in plus tło historyczne, naprawdę ładnie zarysowane.

Zaciekawił mnie początek, do połowy czytało mi się całkiem przyjemnie, mimo różnych językowych niedoróbek. W połowie zacząłem się lekko nudzić, a końcówka mnie rozczarowała – przybyły skądś jakieś monstra, nikt nie wie po co, nikt nie wie skąd, i w sumie nie bardzo mnie to interesowało, bo nawet wyobrazić je sobie ciężko. Mam nadzieję, że fabułę następnego opowiadania dopracujesz, Autorze, ciut bardziej, bo opowiadasz całkiem przyjemnie. Jest trochę błędów, ale nic czego nie można wyeliminować.

Zadała polecenie

Zadać pracę domową, dać polecenie.

– To głębsza sprawa. Nie zrozumiesz tego, więc nie próbuj mnie przechytrzyć.

Trochę zbyt kolokwialna ta “głębsza sprawa”, w ogóle dałoby się trochę ożywić ten dialog.

siniak pojawił się pod jej lewym okiem– czy przez zwykły cios,

Cześć– powiedział

Przed myślnikiem w takich miejscach stawiamy spację, zapominasz o tym często.

zapobiec "ich" nadejścia

Zapobiec (komu/czemu?) nadejściu

Dzieci w pośpiechu uciekali

Uciekały

Powiedz mi proszę kto ci to zrobił?

“mi” do wyrzucenia, żeby zaimki ograniczyć.

– Nie traktuję– Michael uśmiechnął się, co dla pani Moves nie było zbytnio zrozumiałe. Chłopak miał schowane ręce za plecami. Tam trzymał średniej wielkości nóż kuchenny, którego zamierzał użyć. Szedł powoli ku nauczycielce i kiedy przystanął, wyjął zza pleców nóż i posunął go przed siebie. Narzędzie utkwiło w klatce piersiowej pani Moves, a po chwili pojawiła się duża plama krwi. Z ust Kim Moves dobiegł histeryczny śmiech. Najwidoczniej cios bardziej ją rozbawił niż zabolał, a Michael utwierdził się tylko w swych podejrzeniach, iż pani Moves nie jest człowiekiem.

Tę scenę mógłbyś bardziej udramatyzować, nawet podzielenie na dwa akapity dodałoby trochę emocji. Niech czytelnik chwilę pożyje w niepewności, może te wbicie noża zabiło zwykłego człowieka? Może Michaelowi tylko się wydawało, że coś nie tak z tą nauczycielką? A tak jest zdanie po zdaniu, jakby wyszedł do sklepu i kupił ziemniaki.

Powodzenia z następnym opowiadaniem.

Dlaczego zawsze musimy spotykać się z takich obrzydliwych miejscach?

To też jakaś dysprzyimkoza, czy zwykły babol?

Nie podeszło tym razem. Nie widzę, w jaki sposób ostatnia scena miałaby być puentą. Przemówienie Glosarskiego ma momenty, ale chyba przydałoby się jakieś większe przygotowanie, żeby było śmieszne.

Bardzo spodobała mi się kompozycja opowiadania, początek zapowiadający co ma nastąpić, spokojne, miarowe rozwinięcie, i niespodziewane mimo wstępu zakończenie. Język bogaty, narracja nienachalna, przyjemna lektura. Wiele zdań bardzo przypadło mi do gustu, akapit opisujący wejście do lektyki cesarzowej – świetny.

Trochę przeszkadzał mi poziom ogólności niektórych opisów, np.:

 Zaglądała ludziom w oczy i zasiewała w nich strach lub szaleństwo.

dręczy swoim pięknem

Tej nocy mieliśmy spotkać się na dachu domu jednego z przyjaciół, by tkać nasz spisek.

Wciąż jeszcze pachniało strachem

Chłód dłoni, która zakryła mi usta, wlał się do mojego wnętrza i eksplodował lodowatą grozą.

 

Rozumiem, że wymagała tego poetyka opowiadania, ale jak dla mnie delikatnie przesadzona, więcej przyziemnych szczegółów bardziej by mi pomogło wczuć się w historię.

Tekst nie zrobił na mnie wyjątkowego wrażenia

Szczerze – na mnie też nie. Tylko że ja już znałem fabułę:)

Dzięki za komentarz

bemik: pierwsze zdanie jest poprawne. Gramatycznie. Tylko na mnie (a jak na mnie to zakładam, że na wielu innych ludzi, bo gust mam wyjątkowo proletariacki) lepiej działa akcja/przedmiot/dialog niż przymiotnik. Lepiej zadziała jeśli domyślisz się z kontekstu, że bohaterowie mają wielką frajdę, niż napiszesz “mieli wielką frajdę”.

Drugie zdanie: to o którego chłopaka chodzi? Roberta?

Nie czepiam się, tylko pytam:)

Piąte: czyli cała internetowa mądrość na temat friend zone to ściema? Czuję się oszukany.

Bardzo fajne opowiadanie, ten klimat opuszczonych budynków świetny. Nie nudziłem się:) Jakoś tak Szczurołap mi się przypomniał.

– Próbujesz mnie przestraszyć! – Pięść dziewczyny wystrzeliła w stronę Roberta w przyjacielskim kuksańcu.

Samo uderzenie w bark jest już przyjacielskie, wg mnie trochę nad-opisałaś tutaj (a co, wymyśliłem słowo).

Nela przypomniała sobie czasy, gdy w dzieciństwie chłopak opowiadał jej straszne historie przy ognisku.

I nie wiem, the chłopak, a chłopak?

Mówiłem, żebyś ubrała coś jeszcze.

Nela nigdy by jej nie ubrała.

Ale zaraz przyjdą normatywiści i Cię zlinczują:)

Chyba kochała go za to.

Chyba kochała czy chyba za to?

I choć od dziecka traktowała go jak przyjaciela, gdyby tylko kiedyś powiedział słowo, mogłaby być jego.

Ja się mogę nie znać, ale zdarza się coś takiego?

 

Scena z lalką na ziemi trochę mało prawdopodobna, Nela chyba chciałaby ją obejrzeć?

coś nieuchwytnego, czego dziewczyna nigdy nie umiała zdefiniować.

Lekkie masło maślane:)

 

Ostatniego zdania nie zrozumiałem.

Znudziło po tej 1/3? Czy porzuciłeś dlatego, że miałeś świadomość, że ucieka Ci część zabawy?

Drugie. Wyczuwałem momenty, gdzie powinno być wesoło.

Przeczytałem ok. 1/3, i niestety za krótko tu jestem, żeby łapać odniesienia, nie potrafię nawet rozpoznać wszystkich bohaterów. Krótko mówiąc, nie jestem w stanie ocenić jak dobre jest to opowiadanie. Niemniej dwa zdania spodobały mi się wybitnie:

Niewiele jest rzeczy głośniejszych niż milczenie urażonej kobiety.

Lehm odetchnął z ulgą, słysząc, jak stukot noża nagle łagodnieje, a brak słów staje się ciepły i przyjazny.

Piękne i trafne.

Finkla: Dzięki, że mimo to chciało Ci się przeczytać i skomentować.

 

ocha: nawet gdyby udusił, to jeszcze o niczym by nie świadczyło;)

Dziękuję:)

O Dennetcie wiem tylko tyle, że jako jedyny ze słynnej czwórki wygląda na poważnego filozofa. Dawkins? Serio? Ten taktowny gentleman z uroczym akcentem – wojujący?

Może rozbawienia szczególnego nie było, ale ton opowiadania leciutki, odprężający… Aż do końcówki. Wydaje mi się, że ten sam pomysł można było w jakiś dowcipniejszy sposób opisać, żeby wyszło jak puenta, nie jak kazanie.

A właśnie, zapomniałem. Autorze: Aokigahara?

Końcówka zbędna, zgadzam się. Trąci moralizatorstwem i zakłada, że czytelnik nie potrafi sam wyciągnąć prostego wniosku.

Wydaje mi się, że tekst “ruszyłby” mnie mocniej, gdybym postrzegał bohatera jako prawdziwą osobę z krwi i kości, a nie schematycznego bohatera ze schematyczną rodziną.

Nie do końca wiem, co to to Metro, ale ja wymiękłem w połowie. Albo nie mój klimat, albo miałem zbyt duże oczekiwania po SZCZ-854. Narracja jakaś taka… drażniąca. Co chwila nie łapałem związku pomiędzy jednym zdaniem, a następnym.

Dziękuję za gratulacje, wielkie dzięki dla jurorów za pracę włożoną w konkurs, a także dla współuczestników za świetne opowiadania. Korzystając z okazji, chciałem jeszcze dodać trzy słowa o truskawkach, które cisnęły mi się na usta przez cały czas trwania konkursu:

 

Rozdziabdziane bobki Szatana!

 

Kto za młodu zbierał je zarobkowo, ten wie czemu:)

Interesujący mariaż horroru i fantasy. Powtórzenia opisu wyglądania z okna majstersztyk, zamierzam zaiwanić to narzędzie i wykorzystać przy następnej okazji. Klimat zbudowałeś świetny. Co do jednego tylko nie mam pewności: picie krwi. Tzn. nie chodzi mi o wewnętrzną logikę, a raczej o obraz, jednoznacznie kojarzący się z ciut “tańszą” klasą horrorów. Nie mam pewności czy pasuje do subtelnej atmosfery Twojego opowiadania.

Tak czy siak: “Autobus sylwestrowy” był dobry, te opowiadanie jest jeszcze lepsze.

zygfryd89: Bardzo dziękuję. Niejednoznaczna końcówka wynika z tego, że jak oglądam horrory, zawsze sprawiają mi przyjemność do momentu, w którym “ciemne siły” stają się zbyt jednoznaczne. Określona “niesamowitość” przestaje być tak niesamowita.

 

ocha: oczywiście, że jest głosem rozsądku:) Ale Jane była wychowana bez religii, więc nie czuła potrzeby manifestowania swojego ateizmu, dla niej to była normalność. Mike był “nawróconym” ateistą, i raczej jego zapał neofity denerwował Jane, nie Richard Dawkins.

Dzięki za lekturę i komentarz

Hermetyczny, zgadzam się. Zrozumiałem tylko tyle, że czyjś wieczór nie zakończył się happy endem.

A widzisz, “choroba wiary”, nie “dar wiary”.

Aj waj, to niby powinno być oczywiste, że ja mogłem pomyśleć inaczej… To chyba przez te statystyki.

Szkoda, że nie czytałem opowiadania z takim nastawieniem, tekst sprawiłby mi dużo więcej przyjemności.

Dziękuję za miłe słowa. Licznik na stronie inaczej zlicza znaki niż mój edytor, jak zauważyłem to uciąłem, żeby było na styk.

Skąd mu się te słowa (”ale zbaw nas od złego”) w głowie wzięły na koniec? Jakieś przygotowanie do tego cytatu w tekście? Ctrl+F i faktycznie, jest ksiądz w radiu, ale wg mnie to za mało – zanim dotarłem do końca tekstu już mi wyparowało. Bohater mógłby jakoś skomentować ten fragment, żeby zapisał się mocniej.

Podobał mi się moment, gdzie zbój wychodzi z rogu pokoju, doceniam przygotowanie “just a typical day”. Ale gdybym miał coś ciekawego do roboty;), to ten typowy dzień sprawiłby, że przestałbym czytać. Jakoś mogłeś urozmaicić, dzień może być normalny nie będąc nudnym:)

No ciekawe, mam nadzieję, że jeszcze przeczytam coś Twojego z bardziej rozbudowaną fabułą.

Ok, ok, tylko zastrzegam: za często? Dla mnie nie ma takich.

Często? Horror:

Nadwrażliwe dziecko widzi COŚ

Wampir czy nie wampir?

Nawiedzony dom (często w połączeniu z:)

Duch wraca karać z zaświatów

COŚ czai się w ciemności

Dziwne miasteczko (często łączone z:)

Zagubieni turyści

Pisarz z problemami

 

Hmm, ostatni nie ma bezpośredniego związku z horrorem, ale łatwo się pomylić.

“Ale wszystkie te elementy były na zasadzie mrugnięcia okiem do widza, żartu. Bo przecież, gdyby je potraktować poważnie, to film byłby nieoglądalny“

 

Czyli nie sam motyw drażni, a sposób jego wykorzystania? Jeśli autor zdaje sobie sprawę, że motyw nie jest nowy, to przecież zawsze może go wykorzystać w inny sposób, nie tylko parodiując. Można polemizować, przerobić na alegorię, zamienić role w scenariuszu, dorzucić gdzieś transseksualistę…

Co tak smutno znowu?

 

“Nie widzę dokładnie twarzy Brzydkiej, ale domyślam się, że moje ukochana jest uśmiechnięta“

 

“Spojrzała na mnie z wdzięcznością. Tego tylko w niej nie lubiłem – gdy mówiłem, że ją kocham, patrzyła na mnie tak, jakby chciała mi dziękować.“

Ależ Ci się fragment udał, mój ulubiony w tym opowiadaniu.

 

“Mamy niewielki ogródek warzywny, kilka jabłonek, krowę i parę kur.“

“Śmiali się, szarpali mnie za futro i wpychali w osty.“

 

Z tych dwóch opisów drugi podoba mi się dużo bardziej, pierwszy to jakbyś wymieniała rzeczy, które pierwsze przyszły Ci do głowy, Anglicy mają na to dobre określenie: generic. Osty mniej oczywiste, przez to ciekawsze, uszczegółowione.

 

Tak w ogóle: tyle ładnych chętnych dziewcząt, a tu banda młodocianych degeneratów gwałci brzydulę? Jakoś tak małoprawdopodobieństwem zalatuje. Ale i tak: dobry tekst.

Autorze: może niejasno się wyraziłem.

W trakcie czytania pierwszego fragmentu wiedziałem, że bohater ucieka, bo alarm. Ale:

Kim jest bohater? – biała plama.

Skąd alarm? – biała plama (ale ta akurat potrzebna, bo na niej opiera się tekst)

Drugi fragment rozwiewa plamę “skąd alarm”, ale wtedy:

Co to za trauma? – biała plama

Czemu wspomnienie było silniejszym bodźcem, niż samo wydarzenie? – biała plama.

 

Zgadzam się, że chodzi tu o hermetyczność, bo niektórzy swoją wyobraźnią tych białych plam nie wypełnią, niektórzy wypełnią z bólem, a niektórzy wypełnią i jeszcze będą wdzięczni, że dałeś im taką możliwość. Powiedzmy może, że nie należę do osób, które z przyjemnością układają puzzle “Miś polarny na śniegu podczas zamieci”:)

Oczywiście wyolbrzymiam, bo gdyby było tak źle, to nie przeczytałbym tekstu, ew. nie miałbym z tego przyjemności, a przeczytałem i miałem. Niemniej nie pogniewałbym się gdyby tych białych plam było mniej.

Będzie SPOJLER

Czytało się przyjemnie, chociaż szczegóły techniczne dla mnie trochę zbyt szczegółowe – ale fanem sf też nie jestem. Opisujesz je ciekawie, po prostu dla laików to może być za dużo wiedzy do przyswojenia:). Końcówka: nie rozumiem, o co chodzi z dziewiątą symfonią, nie rozumiem, czemu ginęli. Tzn. ten zhakowany wszczep odnowił im traumę, tak? A czemu trauma tym razem okazała się zbyt traumatyczna dla organizmu?

W ogóle myślałeś, żeby wstawić taki filmowy flashback do tej oryginalniej traumy Zeka jako intro? Bo miałem też takie poczucie, że ok, coś się dzieje, bohater ucieka, ale ani ja wiem przed czym, ani ja wiem, co to za gość, a to było dla mnie o jedną niewiadomą za dużo. Przydałaby mi się jakaś więź z nim, plus miałbym więcej czasu na przyswojenie technicznych elementów świata, które są mocną stroną tekstu.

Nowa Fantastyka