Profil użytkownika


komentarze: 141, w dziale opowiadań: 139, opowiadania: 52

Ostatnie sto komentarzy

Cześć, WDKarawelu!

Przeczytałem do końca i nie powiem, aby sprawiło mi to przyjemność. Nie rozumiem sensu tego opowiadania. Po co się to wszystko dzieje? Kim są Erdanowie? Czego chcą? Nie wiem, czy na te pytania są odpowiedzi w tekście, nie wyłapałem tego za pierwszym podejściem, a niestety tekst jest na tyle, w mojej ocenie, nieporadnie napisany, że nie zachęca do głębszej analizy.

Motyw oblężonego miasta skazanego na zagładę i bronionego przez bohaterów występuje także w „Druss Legenda” Davida Gemmella. Twoje opowiadanie to właściwie taki „Druss Legenda” bez Drussa (heh, może dlatego miasto zostało zdobyte?). Jeśli interesuje cię tego typu proza, przeczytaj (no, chyba że już czytałeś), może wyniesiesz coś dla siebie.

Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Dziękuję, Sagittcie, za dyskusje. Również Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

To, że miasto było otoczone murami, to jakaś cecha, a zaczynasz od cechy, zamiast od podmiotu.

Jeżeli napiszę „Widzę piękną kobietę”, to źle? Bo powinno być: „Widzę kobietę, piękną”?

Można to zdanie napisać krócej i z takim samym sensem

„Do niego” kontra „Nowego gościa”, 8 kontra13, różnica pięciu znaków. Warto zmieniać?

Konstrukcja zdania – od podmiotu zaczynając.

Dalej nie rozumiem, czy jest jakaś zasada nakazująca pisać w taki sposób? Czy mógłbyś mi to jaśniej wytłumaczyć, byłbym wdzięczny.

Napisałeś tutaj kilka rzeczy, których w tekście nie było (…) nie mam prawa tego wiedzieć. Piszesz o ustroju, o którym nie było większej mowy (albo nie wyczytałem tego w mrowiu znaków).

 

– Kierujcie wdzięczność do zatroskanego obywatela naszego wolnego miasta – wysapał, przyciskając czubek noża do żeber zjadacza.

Trójka oprychów z początku jest obywatelami i, o czym świadczy ich zachowanie, nie są z wyższych sfer. Pierwsza poszlaka.

– Głupcy! – warknął jeździec. – Że też tacy mają głos w naszym mieście.

Druga poszlaka. Klejnias mówi o tym dość jasno.

Że uda się przegłosować na, tfu, zgromadzeniu, co trzeba.

Trzecia poszlaka. Wydaje mi się, że nie jest to żadne ekskluzywne nawiązanie, ale może się mylę.

Dobra, są obywatelami i mają prawo głosu. Ale ja to widzę tak: syn garbarza. Garbarz był brudnym zajęciem z nizin, do tego stopnia, że osoby trudniące się tym zawodem w niektórych kulturach zaliczani byli do najniższych kast.

Masz rację, w niektórych kulturach, ale niekoniecznie w tej. Poza tym obecność tych panów na ucznie ma pokazywać, że wielki arystokrata musiał zniżyć się i dogadać z takimi osobami, którymi normalnie pogardza.

Więc gość, który co prawda jest obywatelem, który jest tylko synem człowieka wykonującego parszywe zajęcie – dla mnie jest nikim. Dosłownie nikim.

Sagittcie, jak żyjesz w naszym kraju ze świadomością, że na twój los, w pewnym sensie, mają wpływ nie tylko garbarze, ale i prostytutki, więźniowie oraz szaleńcy? Jeśli ani sąd, ani Trybunał Stanu nie odebrał im czynnych praw wyborczych, to oni także decydują w pewnym sensie o twoim życiu. W demokracji bezpośredniej to po prostu lepiej widać.

Wiesz, w polityce i w relacjach społecznych (…). Tym bardziej w Twoim świecie, gdzie są niewolnicy.

Zgadzam się i przecież Hyradios to właśnie mówi, czyż nie? No, chyba że napisałem to jakoś nieprecyzyjnie. Jakiś pomysł na zmianę?

No możesz krytykować, ale dla mnie tekst mógłby być treściwszy, bo coś już tam przeczytałem i mam porównanie. Bardzo dużo pisarzy mówi o tym, że trzeba ciąć, by wydobyć więcej mięsa, że tak to kolokwialnie ujmę.

Najlepiej sprzedającymi się pisarzami fantasy są m.in.: G.R.R. Martin i B. Sanderson, którzy piszą „kobyły”. J.K. Rowling też w ostatnich tomach poleciała. O cięciach pisał S. King (który także pisze „kobyły” – spójrz na „To”) w „Pamiętniku Rzemieślnika”. Jeśli dobrze pamiętam, sugerował, aby wycinać z założenia 10% „finalnej” wersji tekstu. Innych pisarzy, którzy by o tym mówili, nie znam.

Wracając do rzeczy, moje opowiadanie w najdłuższej wersji miało około 70 tys. Później ściąłem je do 62 tys. A po trzech miesiącach dołożyłem tysiąc, bo uznałem, że pewne rzeczy mogą być niejasne. To, co poleciało do ścięcia, to właśnie sytuacja z początku, co do której masz uwagi, a mam wrażenie, że właśnie dlatego, że ją uprościłem. Druga pod topór poszła polityka.

 

Według mnie pewna część twoich uwag wynika z tego, że tekst jest częścią większej całości, jak i nie jest on klasycznym tekstem: początek – rozwiniecie – zakończenie. Na „pierwszym planie” jest uczta, a pozostała część ma obrazować w jakiś „naturalny” sposób to, co zostało na uczcie powiedziane. Jest statyczny, nie ma tutaj pościgów, wybuchów i cycków. Nie miałem takiej intencji. Chodziło o rozmowę o lore. Jeśli nie zaciekawi cię styl, w jakim piszę oraz lore, będziesz się nudził. Z pewnością nie jest to opowiadanie dla wszystkich.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

W porządku – rozumiem, co masz na myśli, (…), bo nie o tym jest tekst.

Czyli twoim zdaniem lepiej jest zaserwować slogan „nastała teokracja”? Czytelnik wszystko łyknie? Byleby było trochę bluzgów, seksu i złych księży?

Jest to, moim zdaniem, wystarczająca wizja, aby dało radę zrozumieć tekst.

No, fabuła tego tekstu to: X-owie wydobywają Y-eki i przynoszą je do „domu”. Y-eki niszczą dom. Wiele, aby to zrozumieć, nie potrzeba.

Nic więcej nie trzeba – to tak jak w Star Warsach masz w pierwszej trylogii wystarczającą ilość informacji, aby wiedzieć, co się dzieje. Nie potrzebujesz kolejnych części i dziesięciu seriali, które pogłębiają lore.

Tak, i wzorem Georga Lucasa, źli chodzą na czarno, a dobrzy na biało. A prawa fizyki nie obowiązują.

Mimo to Gwiezdne Wojny mają jedną zaletą, dzieją się dawno, dawno temu w odległej galaktyce i to pozwala im uciec od naszej ziemskiej historii. Pozwala wiele wybaczyć. Mogłeś pójść w podobnym kierunku. Według mnie nawet jeden krok w tę stronę wykonałeś, ot, Kościół Odrodzony. Czemu w tym duchu nie pozamieniać i reszty nazw?

Nie zgadzam się, co do anyklerykalizmu.

Sam stwierdziłeś, że szkoda znaków na przedstawienie przeszłości, że lepiej to wszystko zastąpić ogólnikiem „nastała teokracja”. A potem przedstawiasz wypaczony obraz Kościoła. Nie podajesz przyczyny, dla której tak się stało, nie różnicujesz kleru. W mojej ocenie u podstawy tego stoi właśnie antyklerykalizm. Bez różnicy, czy ty podzielasz taki pogląd, czy tylko bazujesz na nim, aby wywołać kontrowersje.

Kościół jako firma to coś złego?

Tak, Kościół jako firma to jest coś złego, bo celem firm jest zarabianie, a to pociąga za sobą konsekwencje. Przykładem tego jest to opowiadanie, no nie?

Przypominam, że daje szanse odkupienia grzesznikom

W Piekle, z którego czerpią korzyści.

i mimo wszystko wspomaga wyczerpaną energetycznie Ziemię.

A czy taki jest sens istnienia Kościoła?

Gdzie tu problem? Niewiarygodny bohater, a na dodatek morderca. No kryształowy to on nie jest, jasne. Informacji nie ma, bo jest pionkiem.

Taki, że to z jego perspektywy obserwujemy świat i tylko na nim mogę bazować. Jednym z członków misji mógłby być ochotnik albo nawet ksiądz. Dałoby to możliwość wprowadzić nieco innej perspektywy, uzupełnić luki, zróżnicować obraz. Albo trzeba było lepiej dobrać bohatera.

Tafił do więzienia, bo przejechał księdza, a w więzieniu zapisał się do Programu.

Czyli początek tekstu wprowadza w błąd. Bo bohater pracuje w Piekle z własnej woli, a nie w ramach kary.

Nie bardzo rozumiem, o czym mówisz. Po pierwsze, facet w celi śmierci wybiera Program niż śmierć, to chyba jasna motywacja. Potem widzi Piekło i śmierć nie przeraża go już tak bardzo, jak wizja, że skończy w tym piekle.

Ale śmierć to właśnie oznacza. Śmierć równa się pójść do Piekła (chyba że jest Niebo lub coś innego). Czyli jeśli boi się Piekła, to boi się śmierci. Śmierć to tylko moment przejścia. Jeśli ja powiem, że nie boję się ciosu, ale boję się bólu? To, czy w istocie nie boję się bólu?

Ale dlaczego powrót teokracji ma oznaczać stosy?

Odebrałem stosy metaforycznie, jako tropienie heretyków, stąd moje zdziwienie.

Ale kto kogo poucza. To pierwszoosobówka, Jack sobie myśli. Jack ekologiem nie jest ;)

Po prostu nie lubię takich mądrości. Brzmią naiwnie. Czy wnoszą coś do fabuły? Czy to także Netflixowa checklista? :P

Coś poważniejszego nie oznacza od razu małżeństwa. (…) Jednak po katastrofie są nadal ze sobą, aż do końca.

No, i tam „się pieprzą”. A wcześniej chyba też, poza tym nic więcej. A miało być, jeśli dobrze pamiętam, „coś więcej”.

Myślę, że gdyby Jo była narratorką, opisywałaby bohatera jako białego. To opisywanie przez porównanie, np. W przeciwieństwie do Stefana, miał jasne włosy. Czyli wiemy, że Stefan miał ciemne.

Pisałeś przedtem, że historia i inne takie są nieistotne z punktu widzenia fabuły, a czy kolor skóry niewiele do tej fabuły wnoszącej postaci (gdyby jej nie było, coś by to zmieniło?) jest ważny?

Niewiedza jest naprawdę fajna, szczególnie w horrorze.

Niewiedza jest dobrą wymówką, aby ukryć dziury w fabule. Jeśli to one miały straszyć, to okej. Przyznaję, że ilość pytań, jaka się nagromadziła w mojej głowie, trochę mnie przeraziła. Przyznaję, Zanaise, że z tego wszystkiego nie mogłem nawet zasnąć. Więc, heh, horror chyba udany. Będę pamiętał, aby nie czytać innych twoich horrorów przed snem.

Gdyby karmiła się tylko kościelną narracją, nie zaszłaby w ciążę z przypadkowym facetem i dokonała aborcji ;)

Bo chrześcijanie nie grzeszą?

Kiedy Kościół mówi, że to Piekło, a potem Kościół sobie bardzo nie radzi egzorcyzmami itp. to człowiek zaczyna się zastanawiać, co jest grane.

A bedąc tylko "czarnoskórą pięknością", przeżywszy ten moment zastanowienia, zagląda do internetu, gdzie odpowiednie osóby już wszystko tlumaczą.

Pieprzyć bardziej pasuje mi do Jacka niż “oddajemy się miłosnym igraszkom”.

Wcześniej mówi do Jo „Kochanie”, to już pasuje? W myślach łatwiej jest ukryć czułość niż w słowach. Zawsze można o tym nie pisać. Niewiedza o takich zdarzeniach także bywa fajna.

Dziękuję za wnikliwą analizę, mogę jedynie powiedzieć, że zwracam uwagę (może prawidłowo, może nie), na to, co bohater może wiedzieć i co powinien wiedzieć czytelnik, bo widzę, że chodzi głównie o brak wyjaśnień.

W istocie o to chodzi. Jak się nie mylę, w pewnym momencie bohaterowie słuchają radio, a Jack od czasu do czasu rzuca jakimiś wyjaśnieniami, zatem w części się dało. Gdyby w tekście było mniej „pieprzenia”, to może i by się znalazł czas. Jo, mogłaby się choćby interesować historią, dałoby jej to możliwość, później zasugerować, że to nie jest prawdziwe piekło, mogłaby uzupełnić luki w historii, byłaby czymś więcej niż „czarnoskórą pięknością”. Byłaby drugim źródłem informacji o świecie, można by skonfrontować jej wiadomości z Jackiem.

Gdybym na becie dostał jakiś odzew, że brakuje tej a tej informacji, pewnie bym się mocniej pochylił nad wytłumaczeniem, ale ani kilka osób na becie, ani redakcja z Phantom Books nie wspomniały o tym problemie.

Postulujesz jakiś dogmat o nieomylności betujących i redakcji? Czy próbujesz mi coś powiedzieć? Spoko, już idę. :D

 

Raz jeszcze pozdrawiam. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Sagitt!

Nie wiem, co bohater miał (…), że sam w sumie jest prostakiem, zamiast zwyczajnie podziękować.

Bohater nie „robi sceny” trzem nieznajomy, przecież oni go zaczepili. Po czym wnosisz, że jest prostakiem? Czy w zacytowanym przez ciebie zdaniu nie próbuje dowiedzieć się, z kim ma przyjemność?

Galopującego konia słychać z daleka, a tu pojawia się mocno niespodziewanie.

Miejscem akcji jest coś w rodzaju kanionu, a trakt przebiega obok jego wylotu. Powiedzmy, że takie „T”. Jeśli Klejnias galopował traktem („daszkiem”), a potem wjechał do kanionu, to pojawił się właśnie dość niespodziewanie, w szczególności, że akcja ma miejsce blisko wyjścia.

Szyk zdania tutaj kuleje: Stanęli na wzniesieniu, skąd rozciągał się widok na miasto leżące w dolinie, otoczone masywnymi murami.

Dlaczego? Według mnie w zaproponowanym przez ciebie zdaniu ta część o murach brzmi, jakby autor zapomniał o tym wspomnieć wcześniej i dorzucił na koniec. Jest jakaś zasada, mówiąc, czemu tak jest poprawnie?

W powyższym zdaniu Beltram jest wręcz podwójnym podmiotem

Czy to błąd?

Strojniś/piękni/człowieczek/nasz bohater (użyte wiele razy) itp – nie wiem, ale te określenia psują mi klimat.

Ja lubię takie określania. Jeśli nie są to twoje klimaty, nie zmuszam do czytania.

Generalnie klimat, jak na zagadnienia, które zostały poruszone, jest przegadany, lekki i momentami bajkowy.

Prosiłbym o rozwinięcie, bo ani nie wiem, czy to wada, czy zaleta.

Antagonista jest przerysowany – brakuje tylko złowieszczego śmiechu i wykrzyczenia: "patrzcie, jaki jestem zły!"

Masz racje. A to dlatego, że intryga w tym opowiadaniu jest drugorzędna i główny antagonista, jeśli tak traktować Klejniasa, jest celowo uproszczony.

przez co trudno traktować go poważnie.

Toteż i nikt nie traktuje go poważnie. Może z wyjątkiem Epigne i Beltrama. Ale oni są w podobnym wieku i ostatecznie żadna z tych postaci mu nie ulega.

Jeden był rzemieślnikiem, co pod względem politycznym i tak wyglądało słabo, a drugi był tylko synem rzemieślnika. Dlaczego mieliby być politycznymi przyjaciółmi? Jakie znajomości czy wpływy mogliby mieć?

Akcja dzieje się w polis o ustroju demokratycznym. Obywateli jest tam może półtora tysiąca. Może mniej. Na głosowania i tak zapewne przychodzi jeszcze mniej. Arystarch to przypuszczalnie syn jakiegoś dorobkiewicza, przedstawiciel „złotej młodzieży”. Dajloch z kolei to rzemieślnik, zapewne jednak posiada niewolników, którzy na niego pracują, sam zaś zajmuje się filozofowaniem i polityką. Jeden i drugi są w stanie zwerbować kilkanaście lub więcej osób, czy to mało?

Dlaczego mieliby być politycznymi przyjaciółmi?

Dlatego, że łączy ich jedynie wspólny interes? Są jak koledzy posłowie.

– Byłem im całkowicie powolny.

???

Kiedyś jednak powolny to był także taki, który stosował się do woli nie swojej, lecz cudzej. Był powolny – komuś.

Cytat z Gazety Wyborczej, wypowiedź Jerzego Bralczyka. Wyświetla się jako pierwsze po wpisaniu w Google.

Logika tego zdania dla mnie: jestem bezbronny i zależny od nich – nie mają powodu mnie atakować. No nie ma to sensu.

Trafnie je odczytałeś, ale nie dostrzegam tu braku logiki. Jeśli jest bezbronny i zależny od nich, to po co mają go atakować? Przecież realizuje ich cele. Gdzie tu błąd?

Szyk zdania – Biesiadnicy się zamyślili.

Znów nie rozumiem dlaczego. Patrząc na cały akapit, jakoś mi to nie pasuje.

Dziwi mnie, że nie zareagował na te słowa.

A tutaj przyznaję ci rację. Postaram się poprawić w wolnej chwili.

Potem niby się wyjaśnia, ale w tym zestawie to sens jest zachwiany.

W czasie uczty Beltram mówi już o duszach-ptakach.

Podsumowując, gubiłem się czytając. Wprowadziłeś bardzo wiele pojęć religijno-społeczno-kulturowo-geograficznych, które nie miały (w moim odczuciu) wielkiego wpływu na fabułę, a jedynie mnie dezorientowały.

Bez konkretów nie powiem, dlaczego zdecydowałem się wprowadzić daną rzecz. Zwracam jednak uwagę, że fabuła w tym opowiadaniu stoi na drugim miejscu, na pierwszym jest: wprowadzenie zagadnień religijnych, zarysowanie kultury, etc., stąd właśnie pomysł na ucztę.

Bohaterów nie ma zbyt wielu, ale mam podobnie jak Reg – czasami ich nie rozróżniałem.

Starałem się każdemu nadać choć jedną cechę charakterystyczną. Rozumiem, że to mogło nie wystarczyć, ale wydaje mi się, że jest tutaj kłopot tego typu: zbyt mało bohaterów – świat sprawia wrażenie pustego; zbyt wielu – możliwość, że czytelnik się pogubi. Ja w tym konflikcie skłaniam się ku drugiej opcji i robię, co mogę, aby było czytelnie.

Wypowiadali się bardzo podobnie i praktycznie każdy z nich był gadułą.

Ani Arszak, ani Arystarch dużo nie mówią. Hyradios i Klejnias tylko w sytuacji, w której „ się otwierają”. Epigne, jak to kobieta i to w emocjach, dużo mówi, a Dajloch to rzeczywiście gaduła. Beltram, nie licząc swej mowy, również mało mówi. Ponadto trzej bohaterowie wygłaszają mowy, w końcu to uczta. Heh, aż kusi mnie policzyć słowa.

 

Nie starałem się bardzo różnicować ich mów. Może i jest to wadą, ale nie chciałem „przedobrzyć”, nie zaćmić tego, co istotne, czyli treści wypowiedzi. Jeśliby szukać jakiegoś uzasadnienia w świcie przedstawionym, to zwracam uwagę, że mamy do czynienia z demokracją, a w tej „wszystko” dąży do jakiegoś „środka”. Obecnie także trudno poznać, czy rozmawiamy z politykiem, studentem, czy robotnikiem – każdy krzyczy „wyp***dalać”.

Swoją drogą, nie tak wyobrażam sobie spotkanie kilku facetów

Starałem się przedstawić grecki sympozjon, bazując na "Uczcie" Platona oraz "Sympozjonie" Ksenofnta.

Zresztą zaznaczyłem w pewnym momencie, że być może to pierwsza i ostatnia uczta w Meonii, bo oprócz głównych mówców, to żaden z pozostałych bohaterów raczej się do tego nie nadaje.

Nie znam wszystkich motywów bohaterów – w przypadku głównego bohatera praktycznie do końca nie wiedziałem, dlaczego to wszystko robi.

Prosiłbym o konkretne postacie, sprawdziłbym wówczas, czy da się to wynieść z tekstu. Beltram zaś chce dokonać, w swoim mniemaniu, czegoś wielkiego. O czym, zdaje mi się, piszę wprost:

Ja za sławę, za sławę chciałem wskrzesić trupa, chociaż przeczuwałem, że nikłe ma on szanse….

 

Wydarzenia nie wynikały z ciągu przyczynowo-skutkowego, a raczej sprawiały wrażenie odgórnie zaplanowanych.

Przedstaw mi, jak to widzisz i gdzie jest „ręka” autora. W ten sposób ani nie jestem w stanie odpowiedzieć, ani się poprawić.

Opowiadanie jest zdecydowanie zbyt długie i można byłoby je odchudzić o dwadzieścia (przynajmniej) tysięcy znaków, aby zachować sens i zagęścić to co się wydarzyło.

Tak, wycinając ucztę, która jest istotą tekstu.

Ten tekst to fabularyzowane wprowadzenie do świata. Z takim założeniem go pisałem. Jest on drugim z cyklu planowanego na kilka opowiadań. Jeśli szukasz czegoś bardziej klasycznego, gdzie starałem się wprowadzić głównego bohatera i brałem pod uwagę „przeskok” pomiędzy naszą, a tą fantastyczną rzeczywistością, to zapraszam do pierwszego tekstu o tytule „Beltram”. Opowiadanie dostało się do biblioteki, zyskało kilku czytelników, więc chyba „chwyciło”, choć nie obeszło się bez pewnych wad, które starałem się poprawić.

Ze swojej strony proponuję pójść w stronę krótszych opowiadań, w których łatwiej będzie kontrolować tempo akcji i bohaterów

Nie lubię ani czytać, ani pisać krótkich tekstów. W mojej opinii zazwyczaj są powierzchowne i skupiają się tylko na tym, aby czymś zaskoczyć. Nie moja bajka.

oraz w stronę betowania i czytania innych.

Czytam średnio jedną książkę tygodniowo, jeśli to mi nie pomaga, to raczej nie widzę dla siebie ratunku i chyba czas się leczyć z grafomanii. Jeśli zaś sam mam braki warsztatowe, to co ja pomogę w becie?

 

Dziękuję za komentarz, nie ukrywam, że takie lubię najbardziej. :)

Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Może w ten sposób?

 

Zawołałam Sarę na obiad:

– Sara, kochanie! – ale odpowiedziała mi cisza.

 

Już bardziej nie mogła panikować.

Może za pierwszym razem trzeba ją było trochę pohamować? :p

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Zanaisie!

W mojej ocenie główny bohater jest największym i w sumie jednym plusem opowiadania. Czuć, że ma osobowość. Fabuła jest bardzo prosta, właściwie stanowi tylko pretekst, aby przedstawić wizje świata, czego nie postrzegam jako wadę; tekst jest na tyle krótki, że to się sprawdza. Niestety sama wizja świata jest bardzo płytka i oparta, w moim odczuciu, na emocjach, nie na rozumie, co postaram się udowodnić. Jeśli w swoim rozumowaniu gdzieś popełniłem błąd lub coś przeoczyłem, przepraszam i liczę na wyjaśnienia.

Miliardy dolarów zainwestowane przez Prometex w rozwinięcie teorii Glenna-Browna o podróżach międzywymiarowych znalazły uzasadnienie właśnie w Jabłkach.

Prometex to korporacja kościelna – jedna z wielu, które powstały wraz z nastaniem teokracji i jedna z nielicznych, które osiągnęły prawdziwy sukces.

A zatem najpierw „nastaje teokracja”. Potem powstają korporacje kościelne. Następnie jedna z nich inwestuje pieniądze w teorię o podróżach międzywymiarowych, odkrywa inny wymiar, który nazywa Piekłem i eksploatuje go? Dobrze rozumiem?

 

Co to znaczy, że „nastała teokracja”? W sensie jaka? Kościół Odrodzony? Co to jest? Chodzi o to, że Watykan stworzył jakieś imperium międzyatlantyckie? Jak do tego doszło? Czy ta „teokracja” ma coś wspólnego z Kościołem Katolickim? Bo z tekstu wynika, że nie, oprócz jakiś szczątkowych form. A jeśli nie, czy nie lepiej było wytworzyć własne słownictwo, nawet bazując na tym tradycyjnym, jak choćby „Kościół Odrodzony”?

 

Uważam, że gdyby wpierw odkryto Piekło, miałoby to więcej sensu. Mogłoby to stanowić przyczynę utworzenia takiej teokracji wyrosłej z Watykanu, powstania „Kościoła Odrodzonego”. Powód, według mnie i tak raczej słaby, ale zawierający potencjał do oddziaływania na masy. Ale w takim wypadku Piekło musiałoby zostać odkryte przez zwykłe korporacje i to one zaczęłyby jego początkową eksploatację. Dopiero potem Watykan mógłby próbować odbić interes, o ile rzeczywiście urósłby w taką potęgę. Zakładając jednak taki scenariusz, nawiązania do tradycji kościelnej w tekście są bezsensu. Sensowne byłoby jedynie nakładanie pewnych pojęć na to, co nieznane, jak demon, dusz, jabłko, piekło (ale kościół to raczej powinien walczyć o „czystość” tych pojęć) oraz wytwarzanie nowych pojęć jak infernautyka (nawiasem mówiąc mały plusik ode mnie za to słowo).

To nowa krucjata, splunięcie w twarz samemu szatanowi przez Kościół Odrodzony, który powoli zajmuje cały świat. Kraje wciąż tkwiące w oparach demokracji albo innych, fałszywych religii muszą przyjąć jedyną słuszną wiarę albo, pozbawione Jabłek, dokonają cywilizacyjnego samobójstwa.

„Nastała teokracja”, ale Kościół Odrodzony dopiero „powoli zajmuje cały świat”? To jakie obszary on do tej pory kontroluje prócz SZAP i dlaczego właśnie ich?

 

Bazując na tekście trudno mi sobie wyobrazić świat, który kreujesz. Jest to bardzo uproszczona wizja, podszyta antyklerykalizmem. Szkoda, że nie dałeś dojść do głosu żadnemu przedstawicielowi "systemu". Głównemu bohaterowi trudno uwierzyć: jest mordercą, jego koledzy także, jest zmuszony pracować dla korpo, w mojej ocenie nie jest wiarygodny. Sam także nie posiada zbyt wielu informacji.

W mojej ocenie tekst jest taką pisanką pomalowaną w kontrowersje.

 

Prócz tego mam jeszcze kilka uwag.

Dlaczego? Ponieważ wypiłem parę drinków za dużo i rozjechałem osiemnastokołowcem emerytowanego księdza wracającego z balu charytatywnego.

A nie dlatego, że zapisał się do Programu? Cytat:

Siedzieliśmy razem i razem wstąpiliśmy do Programu.

Podróż do „Piekła” nie jest karą za popełnione przestępstwo. Nie wynika to z tekstu. Karą jest np.: dożywocie lub kara śmierci. O czym sam piszesz:

Nie reklamuje swojego Programu, tylko upewnia się, że każdy grzesznik skazany na dożywocie w więzieniu o zaostrzonym rygorze albo na bilet w jedną stronę do pokoiku z tiopentalem wie o możliwości wyboru.

To nie śmierć mnie przeraża, tylko świadomość, że gdzieś tutaj jest miejsce specjalnie dla mnie; czeka, bym zajął je na wieczność, na nieskończone eony cierpienia.

Czyli to właśnie śmierć go przeraża, bo śmierć właśnie to by oznaczała, zakładając, że do tego Piekła właśnie trafi. Mylę się?

Spotkałem też faceta, który twierdził, że kilku fizyków ma swoje zdanie na ten temat, ale trzymają gęby na kłódkę. Czasy stosów minęły, czasy ekskomuniki – wręcz odwrotnie.

„Nastała teokracja” czasy stosów powinny wrócić. Policja kościelna i cenzura, czyż nie? Fizycy zaś, jeśli są tak oddani prawdzie, niech złożą w jej ofierze życie. Bo, jak widać, „czasy konsensusów” także minęły.

Takie problemy nie interesują nikogo w Prometexie, nikogo w rządzie i nikogo wśród społeczeństwa.

W jakim rządzie skoro „nastała teokrcja”? Chodzi o papieża? Jakiś rodzaj sanhedrynu?

Korzystaliśmy z niej bezmyślnie przez dziesiątki lat, więc i teraz nie potrafimy się ograniczyć. Z pewnych przyzwyczajeń trudno zrezygnować.

Ach, nie ma to, jak być pouczonym przez mordercę. Może jakieś konkrety, jak lepiej wykorzystać trzeba było tę energię? Nie, żeby coś, ale Jack wykorzystał ją, by rozjechać księdza emeryta.

Rodzina się jej wyrzekła, kościelni potępili, sędzia wlepił czapę.

To w końcu jest ta teokracja czy jej nie ma, co tu robi ten sędzia? Może inkwizytor? Lub coś?

Ruszacie na misję, która zapisze się w historii tej firmy, narodu amerykańskiego oraz całego świata.

Czy SZAP dalej istnieje? Jest państwem teokratycznym? Rządzi nim papież? Zasiada w Białym Domu? Jakaś ta wizja niekonsekwentna.

Z początku łączył nas tylko seks, ale teraz to już coś poważniejszego.

Więcej seksu? Między tą dwójką nic więcej się nie dzieje.

Biały podkoszulek kontrastuje z jej czarną skórą.

Moja ciemnoskóra piękność ma cholerny żal do Prometexu.

To jakieś odhaczanie netflixsowej checklisty? To jedyna bohatera, którą charakteryzujesz przez kolor skóry. Co to wnosi? Nawiasem mówiąc, o Jo wiemy tyle, że jest czarna i „zaszła z przypadkowym facetem na imprezie”, co, mówiąc szczerze, nie czyni z niej ciekawej postaci.

Brown – jeden z twórców infernautyki – stwierdził, że na Ziemi demony są anomalią, (…) łkającą szwami tkaninę albo… cokolwiek.

A nasza rzeczywistość nie oddziałuje w żaden sposób na nich? Dlaczego to działa tylko w jedną stronę? Dlaczego ludzie w Piekle nie byli żadnym błędem?

– Jack, posłuchaj mnie. To nie było „nasze” Piekło! To… kosmici, obcy, nazwij ich, jak chcesz, ale to nie pieprzone diabły! Jack! Jack, zgadzasz się?

Jak ona na to wpadła? Przecież „karmi się”, jak mniemam, tylko kościelną narracją. Aby interesowała się historią lub filozofią nie ma ani słowa. A tu nagle przebłysk geniuszu?

Wieczorami pieprzymy się, by zapomnieć, potem patrzymy tępo w pustkę, każde zagubione we własnej wizji zaświatów.

Po pierwsze ja się nie kocham. Ja się pieprzę… ostro

E. L. James, Pięćdziesiąt twarzy Greya

Uwielbiam to sformułowanie, pokazuje bezradność autora w opisywaniu scen miłosnych. Ale to narracja 1-os. Można wybaczyć.

 

Ode mnie to wszystko.

Pozdrawiam. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, HollyHell!

Zawołałam Sarę na obiad, ale odpowiedziała mi cisza.

– Sara, kochanie!

Sugeruję albo zamienić zdania kolejnością, albo usunąć kwestię mówioną. No, chyba że Barbara woła po raz drugi.

Już jej nie miał. Całej ręki, aż po obojczyk.

Kevin stracił rękę we mgle. Czy nie powinno to bardziej przerazić Barbary niż stan córki? Z dwóch dziwnych sytuacji odcięta ręka wydaja mi się lepszym powodem do paniki. Stan córki można tłumaczyć chorobą, rękę odciętą przez mgłę – chyba czarami.

Wstałam powoli, widoczność wciąż była zamazana przez łzy.

Nie brzmi to najlepiej; ta widoczność.

Rozpędziłam się na tyle, na ile pozwoliła mi długość wąskiej spiżarni. Uderzyłam w drzwi z całą mocą; zawyłam z bólu, od którego pulsowało mi ramię.

Ale byłam wolna. Oszołomiłam Kevina potężnym uderzeniem i dzięki temu miałam przynajmniej kilkanaście sekund przewagi.

Uderzyła w drzwi i to oszołomiło Kevina, czy Kevina oszołomiła potem? Coś tu nie gra. Jakby brakuje zdania. Te dwa "uderzenia" trochę mylą.

 

Opowiadanie jest w porządku, ale całość zdaje się jedynie fantazją brata niszczącego domek dla lalek lub siostry, która stara sobie wytłumaczyć w ten sposób szkody. Czyli coś w rodzaju: to tylko był sen. No, nie powiem, aby mnie to przestraszyło, ale nigdy nie bawiłem się lalkami. ;p

Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za poświęcony mi czas!

Nie ma sprawy. Życzę powodzenia przy pisaniu kolejnych opowiadań. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Ave, Cesarzowo!

Dziękuję za odwiedziny.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, kam_mod!

Starałem się nadać komentarzowi jakąś strukturę, żeby był czytelniejszy. Zacznę od fabuły.

 

Ia. Zlanie się jaźni i wskrzeszenie

– Jaźń Filipa po śmierci zlała się w jedno z jaźnią z sąsiedniej rzeczywistości

Dlaczego tak się stało? Czy to normalne w tym świecie? Jak do tego doszło? Czy teraz Filip ma dwie jaźnie? Ma dwie przeszłości? O ile niczego nie przeoczyłem, w tekście nie ma odpowiedzi na te pytania.

Niestety w tej Filip nigdy nie zebrał się na odwagę, by zagadać do Sary, gdy jeszcze chodzili razem do szkoły. Niefortunny zbieg okoliczności.

Gdyby było inaczej, coś by to zmieniło? Sara z naszej rzeczywistości i tak byłaby sama, czyż nie?

Gdy Sara poprosiła mnie o pomoc, nie zastanawiałem się – dodaje bies. – Zgodzili się bez wahania na przywrócenie Filipa z sąsiedniej rzeczywistości w zamian za wyrok śmierci w waszym wymiarze…

Kim są oni (zgodzili się)? Dlaczego bies się nie wahał? Co on z tego ma? To tak z dobroci serca? Co to znaczy, że przywrócili (znów oni?) Filipa z sąsiedniej rzeczywistości? W sensie przenieśli tamtego ze zlanymi jaźniami? Wskrzesili ciało tego zmarłego i wrócili mu jaźń? Mam wrażenie, że to tylko puste słowa.

 

Ib. Wyrok śmierci

To był człowiek. Człowiek pragnie twojej śmierci. Umrzesz za pięć lat od ostatniej pełni księżyca.

Oczywiście, nie jest trudno dodać dwa do dwóch. Życie za życie.

Moja ofiara za jego drugą szansę.

Jeśli poprawnie rozumuję: wyrok śmierci jest rodzajem paktu. Filip wraca do żywych, Witold umiera. No, tylko że nie. Filip już żyje, a Witold żył będzie jeszcze pięć lat. Jego śmierć nie jest zatem potrzebna, aby Filip żył. Co, jeśli Witold umrze wcześniej? Po co wówczas cały ten pakt? Jeśli dało się przełożyć śmierć o pięć lat, to może i o pięćdziesiąt też się da? Jak Filip w ogóle te pięć lat wytargowała i w sumie to z kim się targował? Z biesem? Zupełnie mi się to nie klei.

 

Ic. Finał

– Ty nigdy go nie zaczepiałeś – zalewa mnie głos biesa – ale moja podróż po sąsiadujących rzeczywistościach skończyła się konkluzją, że to twoja obecność zintensyfikowała dręczenie Filipa w szkole.

Jak? Jeśli założymy istnienie alternatywnych rzeczywistości (w tym takiej, gdzie Filip nie miał Sary za żonę), to i są takie rzeczywistości, gdzie Witold nie „intensyfikuje” dręczenia Filipa, bo i są rzeczywistości, gdzie Filip nie jest dręczony, a nawet w takie, gdzie nie chodzą razem do szkoły i… i tak w nieskończoność?

– Nie, reszta chciała zaimponować Maćkowi. Ale to ty byłeś punktem zapalnym. To od ciebie wszystko się zaczęło. Nie powiesz mi, że byłeś niewinny.

Jeśli istnieją inne rzeczywistości, to ta niewinność, dokładniej, wolny wybór, w moim odczuciu, traci na znaczeniu. Czy w ogóle istnieje?

– Przepraszam.

Za co? Przecież istnieją inne rzeczywistości, gdzie są najlepszymi przyjaciółmi? No, nie?

– Nieważne. Jeśli mnie rozwiążesz, nigdy już nie będę cię niepokoić. Ani teraz, ani po mojej śmierci. Obiecuję.

Czyli Witold nagle postanowił, że ok, umrze za pięć lat. Bo poruszyła go ckliwa historia?

 

Id. Sara

Gdy Sara poprosiła mnie o pomoc, nie zastanawiałem się – dodaje bies.

Sara poprosiła o pomoc, a potem zniknęła…

Po chwili znika za drzwiami.

Za drzwiami, lecz już w tekście się nie pojawia, o ile niczego nie przeoczyłem.

 

Podsumowując, jest słabo. Mgliste pojęcia. Alternatywne rzeczywistości, które więcej komplikują, niż wyjaśniają. Sensu bieżących działań bohatera nawet nie oceniam, bo to trudne, jeśli grunt jest tak grząski.

 

II. Świat przedstawiony

Biorę pod uwagę, że określasz to opowiadanie jako prolog. Niemniej na ten moment nie rozumiem, dlaczego w tekście pojawia się Weles, południca, bies, a wspomniane są strzygi i rusałki. Postacie w tekście zdają mi się nie mieć wiele wspólnego z tymi z mitologii (folkloru?), ale nie jestem specjalistą, jeśli się mylę, proszę o poprawę.

Fulguryt jest zabójczy dla stworzeń nadprzyrodzonych. Od jednego zadraśnięcia odpadają im kończyny, a dobrze zatopiony sztylet obraca demona w proch.

Jakie to szczęście, że istnieje takie coś. Bardzo to wygodne. Tylko dlaczego wszystkie „stworzenia nadprzyrodzone” giną od fulgurytu? To, jakby twierdzić, że istnieje jakaś substancja zdolna obracać zwierzęta wszystkich gatunków w proch. Czy te „stworzenia nadprzyrodzone” to taki monolit? Nie zbyt podoba mi się ta koncepcja.

Wiem, że to bies, bo przed wyjściem rano z domu skonsultowałem swój problem z internetem. Dowiedziałem się, że biesy mają ludzką twarz i ciało dzika, ich spełnione życzenia są odwracalne, a ja prawdopodobnie mam raka.

Wiki przedstawia biesa jako złego ducha, diabła. A reszta stron to reklama perfum. Nie ma więc racji. No chyba, że to SI mu tak powiedziała, to byłbym skłonny uwierzyć.

Początkowo myślałem nawet, że żartujesz, lecz:

Bies parska, opadając znów na cztery racice.

Zatem informacje w świecie przedstawionym są prawdziwe. A więc Weles, południca, itp. nie są tym samym, co w naszej rzeczywistości. Nie lepiej było im nadać własne nazwy? Skorzystać co najwyższej z tych bardziej potocznych. Bies, na przykład, jest w porządku, z niczym konkretnym się nie kojarzy. 

Cóż to tylko moje zdanie i tylko prolog, rozumiem, że później może być to lepiej rozwinięte.

 

III. ???

Umrzesz za pięć lat od ostatniej pełni księżyca.

Brzmi to dziwnie, jakby na siłę ta pełnia jest wepchnięte. Ale może to tylko moje odczucie. To, że księżyca, jest oczywiste, czyż nie? Nie ma więc sensu dodawać.

Poinformowałem ją, że póki żyję, będę trzymał się od dzieci z daleka.

Informowanie pojawia się w tekście dość często. Naliczyłem sześć razy. Według mnie nie pasuje to do głównego bohatera.

Tydzień przed ostatnią sesją zginął w głupim wypadku – wychodząc spod prysznica, poślizgnął się i nadział okiem na szczotkę od sedesu. Mózg mu przebiło.

Okej, dobrze, że moja szczotka ma plastikową rączkę i schowana jest za sedesem, bo nie wszedłbym już pod prysznic.

Południca nie ma telefonu, ale dzwoni z krypty zaprzyjaźnionego strzygi.

Bo strzygi w krypcie mają już telefon? Ach, zapomniałem.

metodycznie poukładane

metodyczny

1. «dotyczący metody lub metodyki czegoś, zwłaszcza nauczania»

2. «prowadzony zgodnie z jakimiś zasadami lub z planem»

3. «postępujący konsekwentnie według pewnej metody lub jakiegoś planu»

 

Czy jedno nie wynika z drugiego?

Znajduję na podłodze wczorajsze spodnie

Brzmi to dziwnie, te spodnie, ale grunt, że to nie bielizna.

Ty nie jesteś podwładnym Welesa, tylko jego dziwką

Weles nie płaci mu za to, co robi, czyż nie? Jeśli dobrze pamiętam, Witold odpracowuje dług. Zatem to porównanie, w mojej opinii, niezbyt trafne. Prędzej jest jego niewolnikiem, niewolnikiem (niewolnicą) seksualną? O ile oni ten teges…

– Chcesz jeszcze raz?

No jasne, że chciałem.

Lucynka jak na ostrą babkę nieprzebierającą w słowach przystało lubi ulegać uległym mężczyzną. Prawdziwa z niej południca. Też takie lubię.

Mam pytanie? Jeśli on jest dziwką, kim ona jest? Może chodziło o to, że jest jej dziwką? Tylko się przejęzyczyła?

gotów wskoczyć w krzaki, gdyby się odwróciła

Wiadomo, kiedy ktoś na ciebie spojrzy, wskakuj w krzaki. Zawsze działa. Im krzaki bardziej krzaczaste, tym lepiej. Mieszkam w Nowej Hucie, wiem, co mówię.

W milczeniu dochodzę do końca uliczki, gdzie wokół kontenerów na śmieci walają się wypchane, czarne worki. Na wszelki wypadek zaglądam do środka z nożem w dłoni.

Ale że z nożem? Do worka? Do kontenera? Do końca uliczki?

– Ryj, kurwa!

Też lubię rzucić mięsem z okna.

Odgarniam folię budowlaną i zatrzymuję się na środku pomieszczenia w stanie surowym. Surowe są nieotynkowane pustaki i surowy jest beton na podłodze.

Surowa jest także twarz Filipa

To jest zabawne, przyznaję. Za to ode mnie wielki plus. :D

Surowa jest także twarz Filipa, która nagle pojawia się przede mną.

Nagle? Znikąd? Sama twarz? Jak bies później? Czy to kwantowy Filip?

Pręt zbrojeniowy leci na mnie ze świstem. Blokuję go ramieniem, które przeszywa ból, a z ust wyrywa mi się krzyk. Filip zamachuje się znowu i tym razem jestem zbyt wolny. Obrywam w potylicę.

Jeśli ani Witold, ani Filip nie zmienili pozycji, to jak Filip trafił w potylicę? To tył głowy.

Ciemnieje mi przed oczami. Na ślepo rzucam się w stronę zwinnej postaci i z braku innych środków bojowych, używam własnego ciała w charakterze tarana.

Filip jest przed nim, mniej więcej na długość pręta. Witold rozkołysał się w miejscu i w niego uderzył? Z czółka? Z brzuszka?

Obaj przewracamy się na beton, pręt z brzdękiem turla się niedaleko od nas.

I go powalił? Bez podcięcia nóg, czy czegoś, dostawszy raz w głowę? A Filip stał i czekał? Nie cofnął się?

Rusza w stronę ściany, ale łapię go za kostkę, a gdy znów ląduje na betonie, pół kroku od pręta zbrojeniowego, dopadam do niego i siadam okrakiem na jego piersi.

Filip rusza, lecz nie wstał. Z kolei Witold na nim siada, ale też zapomniał wstać.

Wyrywa się z rykiem, próbując zrzucić mnie z siebie.

No, jak wcześniej stał jak kołek, to teraz trzeba się poruszać, ale to może przez tę surową twarz.

Jego ręka opada do tyłu, tuż obok pręta zbrojeniowego. Palce zaciskają się na metalu, a Filip zamachuje się po raz ostatni i na ślepo pcha prętem przed siebie. Ból eksploduje w moim ramieniu. Przewracam się na bok z wrzaskiem, a chłopak wykorzystuje nieuwagę, by się podnieść. Wycofuje się na bezpieczną odległość.

Dostał nożem po ręce. A teraz leżąc, chwyta pręt i ot tak przebija mu prętem ramię? Jak on to zrobił? Ja też chcę. Też jestem molem książkowym. To nie w porządku, że ja tak nie potrafię.

Zwykle mój szef przychodzi, gdy go wołam. Nie po psiemu, nie zawsze można na niego liczyć, ale bardziej jak kot, którego właściciel trzyma w ręku saszetkę karmy.

To kto w końcu jest tu czyją dziwką? Bo się pogubiłem.

– I całe szczęście. Weles, musisz mi powiedzieć, o co chodzi z Filipem. Jestem pewien, że znasz się na wskrzeszaniu ludzi lepiej niż ja.

Co takiego zaszło, że Weles nagle dzieli się informacjami? Wcześniej nie mógł, bo fabuła za szybko poszłaby do przodu? Zjawił się jak pies na zawołanie, przepraszam, kot, a teraz wyjawia wszystko ot tak sobie, a przedtem taił; w sumie też bez powodu.

Bóg śmierci i bydła zakłada nogę na nogę, jakby brał udział w spotkaniu biznesowym.

Jest szkieletem, czyż nie. To może piszczel na kość udową?

Gawędzimy sobie kulturalnie, więc niemal zapominam, że rozmawiam z demonem. To znaczy, bogiem.

To znaczy, bytem zdecydowanie nieludzkim.

Yyy… jest szkieletem? Jak mógł zapomnieć. On go nie widzi?

Tereska dopytuje podejrzliwie, a ja niepodejrzliwie jak najmniej wyjaśniam.

Yyy… Że co? xD

Odkąd dwa lata temu podpisałem pakt z Welesem, żeby uratować ojczyma, moje życie przypominało dziką kolejkę górską, pełną niespodziewanych wypadków, wałęsania się po obrzeżach Olsztyna i okazjonalnych wizyt w szpitalu.

Czyli wałęsanie się po obrzeżach Olsztyna to prawdziwy rollercoaster? Żegnaj Nowa Huto, jadę do Olsztyna.

Następnym logicznym krokiem jest włamanie się do mieszkania Filipa i Sary.

Oj, Witold i logika. XD Dlaczego nie przyczai się w krzakach? Wcześniej chciał w nie wskakiwać.

 rzucam się przed siebie.

Frontalny atak zawsze działa. Z nożem na dzika z ludzką twarzą. Jazda!

Nawet uprzejme z jego strony, że nie próbuje zabić.

Bo to nowoczesny bies lub coś? On najpierw tłumaczy…

Przy kolejnym ruchu wymierzam kopniaka w powietrze w chwili, gdy bies dopiero się materializuje. Wkładam w to wszystkie siły, jakie jeszcze mi pozostały, oraz trochę więcej.

Oj chyba dużo więcej. Gość stoi w miejscu i kopie coś, co pojawia się i znika i cały czas jest szturchany. To nie może się udać. Nie wierzę w to.

Uderzenie zwala go z nóg.

O, kurka! Udało się.

Tym razem waga ciężka działa na moją korzyść, bo cielsko leci przez całą długość klatki schodowej.

Żaden problem to fantastyka więc wszystko można.

Ale ja nie mam czasu podziwiać, jak daleko upada. Zwlekam się z podłogi i wpadam do mieszkania Filipa.

Cofam słowa o Witoldzie. Włam rzeczywiście był logiczny. Nie wiedziałem, że Filip nie zamyka drzwi.

 

Działo się w tym opowiadaniu, ale dotrwałem do końca. W mojej opinii tekst jest zupełnie nieprzemyślany i niedopracowany. Stara się być fajny, bo wulgaryzmy, bo rypanie południc… ale, no litości. Nie wiem, może to nie moja bajka. Może jest zbyt zmęczony…

Pozdrawiam. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, reg.

Dziękuję za komentarz i łapanakę; jesteś niezastąpiona. :)

W trakcie poprawiania tekstu włączyłem przypadkiem słownik i narobił mi trochę szkód, zanim się zorientowałem, ale "pułki" moje. :P

Miastem Ażrarna, tak twe bogu na imię… → Rozumiem, że Klejnias źle wymawia imię Azarana.

Tak, to celowe.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

Jak na 63 tys., to nie jest źle. ;p

Przykro mi to mówić, Atreju, a Uczta zmęczyła mnie okrutnie.

Bywa i tak, co poradzić?

Dziękuję raz jeszcze. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć!

Proponuje na dobry początek sprawdzić opowiadanie na stronce: ortograf.pl, bo stawianie przecinków to chyba nie jest twoja mocna strona. ;p

Rysy które zauważył na mieczu nie były w istocie metalowymi a twarzowymi.

Rozumiem, co chciałeś przekazać, ale nie ma czegoś takiego jak „metalowe rysy”, są rysy na metalu. Tym bardziej nie ma „rysów twarzowych”, są rysy twarzy. Proponuję zmienić na: Rysy, które zauważył na mieczu, w istocie były rysami twarzy. O tym, że rysy są na metalu, wiemy ze wtrącenia: miecz jest metalowy.

Wypijmy za naszego biednego niziołka!

Dlaczego niziołka? Nie mówią, aby o krasnoludzie? A jeśli to miała być obraza, to trzeba by to jakoś podkreślić. A jeśli już przy krasnoludzie jesteśmy, to jakie znaczenie ma to, że jest on krasnoludem? Bo odniosłem wrażenie, że żadne. W sensie nic z tego nie wynika. Ani on sam nie zachowuje się jakoś inaczej, ani nie jest jakoś specjalnie traktowany.

 

Nie powiem, aby opowiadanie mi się podobało, ale cóż, plucie i bicie kobiet, nawet jeśli to prostytutki, jakoś mnie nie bawi. Za to, co poniektóre przekleństwa całkiem fajne.

Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Hesket.

 

Moim zdaniem opowiadanie jest okropnie przegadane. Praca głównego bohatera, jego relacje z żoną, opis zwyczajów – niczemu to nie służy. Dwie rzeczy są istotne: choroba bohatera i jego „ludzkie” zachowanie względem kota. Pierwsze jest przyczyną jego zmartwień, drugie przyczyną jego ocalenia i na tym należało się skupić, resztę skracając, jak tylko się da.

 

Tekst pozostawił mnie także z licznymi pytaniami. Może coś przeczyłem lub czegoś nie zrozumiałem, ale: kim jest staruszek? Kim jest kot? A właściwie, czy każdy kot jest inteligenty i mówi? Dlaczego ten postanowił się ujawnić? Dlaczego pomógł akurat temu człowiekowi? Bohater i jego problemy nie są przecież jakieś wyjątkowe tak samo, jak i sam bohater.

Mam co prawda z tyłu głowy interpretację z Bogiem i aniołem w roli głównej, ale niezbyt mnie ona przekonuje. Gdyby Bóg wszystkich chciał przekonywać do siebie cudami, te stałyby się powszechnością i straciłyby swoją "moc".

 

Pozdrawiam. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, SzyszkowyDziadku!

Że chodzi o Boga,

Pisanie z perspektywy Boga przerasta moje możliwości.

Ogółem sympatyczne, jak to smoczki

Dziękuję i pozdrawiam. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Nova. :)

Zgłoszono nam, że prześladujesz spokojną osobę. Obserwacja to potwierdza. Jeśli jeszcze raz cię tu zauważymy, dostaniesz sprawę za stalking. A teraz spieprzaj stąd, już.

1. W art190a, który na karne.pl określany jest jako stalking, jest napisane, że ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego. Czy policjant zatem kłamie? Jeśli tak, dziennikarz powinien o tym wiedzieć, w jego fachu to ważne zagadnienie.

2.) Nie miałem co prawda nigdy styczności z policją, ale czy policjant może używać wulgaryzmów? We mnie wzbudziłoby to podejrzenia. A jeśli nie może, lecz ten by chciał, aby postraszyć Daniela, to przecież znajdują się w alejce w centrum handlowym, gdzie wokół mnóstwo ludzi.

Nirwana. Ekstaza. Raj.

Zdecydowałbym się na jedno z powyższych, bo to nie są synonimy. Albo zapisanie tego jako myśli Daniela.

 

Zmieniłby jeszcze tag z fantasy na inne. Karuzela to za mało. Właściwie nie wiadomo co ona robi i jak działa, i czy ma w ogóle coś wspólnego z fantastyką? Może to tylko specyficzne miejsce, które tak oddziałuje na człowieka, że wpływa na jego świadomość?

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Eldilu!

Dziękuję za dłuższy komentarz.

Początek bardzo ładnie wprowadza czytelnika w maliny, sugerując, że dwunogi udowadniają nieistnienie Bogu.

Nie miałem takiego zamiaru, choć zdaje sobie sprawę, że można tak odebrać początek. Sugestie co do jedzenia i spania miały być w końcu dyskretne. Potwora Spaghetti zaś i resztę umieściłem jako coś, co kojarzy mi się z takimi przemądrzałymi ludźmi. Nie znam czegoś analogicznego względem smoków.

To zdanie naprawdę jest kiepskie.

Smocze myśli nie muszą być poukładane. To dopiero początkowy myśliciel. Z czasem może będzie wyrażał się składniej. :)

 

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Irko.

Może zgłodniał, biedaczek. Tylko myślałam, że trawi tylko dziewice, coś jak dieta bezglutenowa, a jemu najwyraźniej wszystko jedno ;)

Drzewiej może tak było, obecnie by nie przeżył. :P

 

Fajny pomysł. Klikam. 

Dzięki, Amonie. :)

 

Nawet przyjemne, choć pewnie nie zostanie w pamięci na dłużej.

Cześć, Outta. Bo to tekst typu: kieliszek wódki przed pracą.

 

Obawia się tych, co trzeba ich ze sreberka obdzierać, a to przecież odziany w wełniane spodnie i kapotę go swego czasu załatwił.

Cześć, Krokusie. To był przypadek i w ogóle to nie pamiętam.

 

Przyjemne przemyślenia, niech ten swojski smok nie znika!

Hej, Sanderku/o (?). Dzięki i pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Antryj też jest poprawnie, ale znaczy coś innego ;)

A to nie wiedziałem. Ale ja jestem z Małopolski. :P

 

Mogę się z tobą zgodzić, Ambush, że przedstawione przez Ciebie zdania brzmią ładniej, ale w mojej opinii, mniej naturalnie. Mój bohater myśli, najpierw stwierdza to, co oczywiste, a dopiero potem zauważa, że może jest inaczej. Tak ja to widzę.

 

Nieszczęsny, powrócił, lecz nie wie jeszcze, że przyjdzie mu zmierzyć się jak smok ze smogiem, a ten nie ubiera się w pancerze, lecz wciska się do wnętrz(ności) i szkodzi. :(

Cześć, Koalo. Starałem się nadać bohaterowi nieco symboliczny wymiar. Być może mi nie wyszło lub nie jest to dobrze widoczne. Ale jeśli by wziąć to coś pod uwagę, co w moim zamierzeniu miał sobą reprezentować, to problem smogu z tego czegoś właśnie by wynikał; cokolwiek bym na temat samego smogu nie myślał. A to czyni z bohatera tekstu jednak coś groźniejszego. I w zasadzie żadnej walki by tutaj nie było. Że tak odpowiem tajemniczo. :)

 

Pod Wawelem, jak widzę, bez zmian – Smok był, jest i będzie. ;)

Cześć, regulatorzy. Jeśli gdzieś ma być po staremu, to tylko na Wawelu.

 

Ziać albo nie ziać – oto jest pytanie!

Cześć, Staruchu! To ta wielka myśl, na którą nie wpadł Shakespeare.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Klikam i pozdrawiam :)

Cześć, dziękuję i również pozdrawiam, bardzie.

Edit – Zawsze jak widzę Twój nick to czytam go Antryju ;) Ale awatar zawsze wyprowadza mnie z błędu :D

Falkor czuwa nad poprawną wymową. :)

 

To wtrącenie, że mnie nie ma, rozbija zdanie i burzy jego logikę.

Hej, Ambush, mogłabyś doprecyzować? Bo nie rozumiem. :P

 

Napisane ładnie, dobrze się czytało, tylko dlaczego tak krótko? :)

Dzięki, Cezary. Cóż… Myślenie jest męczące i nie ma co przeciągać. 

 

Cześć, yantri. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, NoWhereMan. Dziękuję za komentarz. :)

Dotyczyło to raczej zasad świata i tego, co go napędza – nie są to więc rzeczy pierwszej czytelniczej potrzeby, jednak ja je lubię, stąd zwracam nań uwagę.

Opowiadanie pisałem z myślą, że jest to wstęp, stąd skupiłem się na bohaterze i jego zajęciu, resztę zaś starałem się tak dobrać, aby była w miarę zrozumiała bez wchodzenia głębiej. W przyszłych tekstach, o ile je zrealizuję, zajmę się tymi sprawami.

Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Proszę bardzo. :)

Powoli powstaje dalsza część opowiadania :)

W takim razie czekam i wierzę, że uda ci się w niedalekiej przyszłości napisać całość.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Dziadzie Leśny! ;p

Przeczytałem. Nie uważam, aby tekst był zły, jest całkiem, całkiem. Stylizacja, gdyby ją dopracować, byłaby nawet przyjemna. Na ten moment, wydaje mi się, trochę przesadzona. Nie współgra mi z treścią tekstu, który dotyczy czwórki chłopów i polowania na upiora. Ale miej na uwadze, że to moje odczucia na podstawie fragmentu, być może, jeślibym miał przed sobą całość, inaczej bym na to spojrzał.

NIe dostrzegłem także większych błędów, które by znacząco utrudniały lekturę, ale jeśli zjawi się tu ktoś mądrzejszy ode mnie, pewno się zdziwisz. ;p

– Wydaje mi się – zaczął raz jeszcze (…) coby nieusłuchana dziatwa po lesie się nocą nie włóczyła…

Według mnie większość tekstu, która znajduje się przed mniej więcej tym fragmentem, jest zbędna. Nie traktuje ona o głównej fabule, jeśli za tą przyjąć tytułowego Strzygonia, dłuży się, a przede wszystkim nudzi. W szczególności, że na tym etapie ja, jako czytelnik, nic nie wiem o postaciach i takie ich rozmawianie o niczym, przekomarzanie się, jest przynajmniej dla mnie mało interesujące.

Ech, prawisz mu te morały, Gniewko – odezwał się chudy mężczyzna, siedzący na prawo od tego zwalistego.

Dlaczego nie odmieniasz imienia? Tak tutaj, jak i w dalszej części tekstu.

 

Ode mnie to tyle, trudno coś więcej powiedzieć, bo w tekście prócz „gadających głów” za bardzo nic więcej nie ma.

Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszym pisaniu. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Oczova.

Uważam, że zamieszczony tekst jest ładnie i ciekawie napisany. Świat przedstawiony jest żywy, brudny, szczegółowy, słowem wciągający. Niestety jest to tylko fragment, chyba początek historii, więc trudno powiedzieć coś więcej.

Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Adamie.

W mojej opinii twoje opowiadanie czyta się lekko i sprawnie. Wykonanie to jego największa zaleta. Humor co prawda w ogóle do mnie nie przemawiał, ale powiedzmy, że jest to kwestia indywidualna.

Niestety trudno mi było nawiązać jakąś więź z bohaterami. Ich dramat życiowy w ogóle mnie nie poruszył, a to przede wszystkim z dwóch powodów.

Nie potrafię na podstawie tekstu powiedzieć ani kiedy, ani gdzie toczy się akcja opowiadania. O twoim świecie zaś po przeczytaniu tekstu wiem tyle, co nic. W moim odczuciu jest on dramatycznie nijaki i ogólnikowy (Uniwersytet Północny, serio?), jakbyś kompletnie nie miał pomysłu. Sama historia przez to sprawiła na mnie wrażenie dziejącej się w próżni. Być może chciałeś w ten sposób wyeksponować historię, postawić bohaterów na pierwszym miejscu, ale według mnie nie wyszło. Bohaterowie znaleźli się w pustce.

Tekst nie jest krótki, a w mojej opinii nic się w nim nie wydarzyło. Jak na początku ojciec mówi, że chcą go kupić i dzieci w związku z tym zajmują określone postawy, tak na koniec sprzedaje się i tyle. Gdyby nie to, że sztucznie kryjesz przed czytelnikiem (bohaterowie wiedzą, o co chodzi, więc dla nich to nie tajemnica), co to dokładnie znaczy, to historia mogłaby się zakończyć w momencie rozpoczęcia. Dlatego całość jest według mnie nudna. Gdyby zawęzić historię do obiadu z wampirem. Napisać fajne dialogi. Myślę, że historia wiele by zyskała.

 

– Śmiało, popatrz sobie. W końcu stamtąd się wzięliśmy.

– Przestań.

– ,,Członek sprawny, standardowy, bez znaczących krzywizn. Wymiar…"

– Przestań!

Nie wiem, czy to miało być śmieszne, dramatyczne, czy jakie, ale jest fuj! I to fuj, fuj! Nie zamierzam ograniczać twórcy, ale lepiej nie brać się za kontrowersyjne rzeczy, jak się nie ma na ich przedstawienie dobrego pomysłu.

 

Podsumowując, mamy tu rozciągnięty pomysł zawieszony w próżni. Na szczęście całość napisana jest na tyle sprawnie, że spokojnie można dotrwać do końca.

Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Jak najbardziej, jedyne co mi się teraz gryzie, to opis zachowania urzędnika nieco wyżej:

Wyjął niewielką klepsydrę z sakiewki i postawił na stoliczku, po czym zmrużył oczy, niby to zapadając w drzemkę.

Rzeczywiście. Coś trzeba podziałać. :)

Właśnie nie ocaliłby księżniczki. Chyba że chodzi o jej zbawienie lub coś tym stylu, ale majordomowi raczej nie przyszłoby to do głowy albo wyraziłby się precyzyjniej.

Zgadzam się i Beltram też by się zgodził, dlatego postąpił tak, jak to opisałem. Urzędnik snuje w swej wypowiedzi jedynie taką wizję, że skoro wygnał demona, to ocalił już księżniczkę i może odejść. To, co się zdarzy potem, niech go już nie obchodzi, on swoje zrobił, może uważać się za bohatera. Pewnie, gdyby wrócił do swoich krain, mógłby nawet nigdy się nie dowiedzieć, jaki był koniec losów księżniczki.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, ostamie!

Jak mniemam, kraj był nadbrzeżny :P

Początkowo nie zrozumiałem, ale wujek Google pomógł. Że też coś takiego istnieje. ;p

Do tej pory nie było wprost powiedzianego, za co został skazany poeta (…) do prawdziwości historii. Być może luka zostawiona celowo.

Zdarzenia, o których mówi Zenon, działy się przed trzema laty. Opowiada o nich sam filozof, który skłania się ku wierze w jakąś klątwę. Stara się on na swój sposób oddać ówczesną sytuację. Stosuje uogólnienia, może nawet rzutuje na lud swoje własne opinie. Nie wie on o wszystkim. Do sprawy podchodzi trochę z żartem. Nawiasem mówiąc, był przekonany, że w komnacie trzymają trupa. To taka pierwsza linia obrony. ;p

A teraz, poeta został skazany za kłamstwa, obrazę majestatu. Co dokładnie zaszło między nim a księżniczką, jest wiadome jedynie samej księżniczce, bo poeta nie żyje. Lud zna jego balladę, zna pogłoski o jakiejś klątwie, a teraz księżniczka zasypia, co zostaje odebrane jako spełnianie się klątwy. Stąd wniosek, że jeśli klątwa działa, to poeta śpiewał prawdę. Nie znaczy to, że każdy w to wierzył, a jedynie, że taki głos się przebił. Mając doświadczenia z ostatnich dwóch trzech lat, wydaje mi się, że możliwe jest takie połączenie plotek z prawdą i wyłonienie się pewnej hipotezy.

Oczywiście istnieje też trzecia opcja, o której głośno mówić nie mogę, bo muszę dbać o reputację. ;p

Jeśli zwroty tego typu nie są stosowane regularnie, (…), chociaż może tylko mnie.

Ja mam słabość do tego sformułowania. Pierwszy raz pojawia się w drugim rozdziale. A potem pięć razy. :) Znajdzie się jeszcze pewnie ktoś, komu się nie spodoba. Wszystkim nie dogodzisz.

Skoro kaucja, to pieniądze dostanie z powrotem.

Tak, ale musi przeżyć. Do czasu zaś próby leczenia księżniczki, będzie musiał dalej żyć na koszt przyjaciela.

Mam wrażenie, jakby bohater mówił bezpośrednio do czytelnika. (…)

Zgadzam się i początkowo był tu dialog i to z filozofem, ale to przeszłość. Potem zamieniłem na narrację, że Beltram wyjaśnia majordomowi, co robi, aby nie zrobić czegoś „nieprzepisowego”. Coś w tym stylu. Obciąłem to, uznałem, że aż tak bardzo nie razi po oczach, ale może dobrze byłoby wrócić.

Poprawiłem na:

– Kapłani często stosują kadzidło, by uczcić boga, któremu służą – tłumaczył urzędnikowi, przygotowując mosiężny trybularz.

Uważasz, że jest lepiej? Bądź co bądź urzędnik na tych sprawach się nie zna. Dla niego to coś nowego.

Opis majordoma akurat teraz jest trochę dziwny, wcześniej mieliśmy już z nim do czynienia. Tutaj dodatkowo na sali mamy króla, który opisywany nie jest.

Myślałem na tym, ale w poprzednich scenach ten opis nigdzie mi nie pasował. Król zaś jest mniej istotny dla fabuły, nie ma sensu go opisywać. Opis zaś majordoma kieruje na niego uwagę. Jego zachowanie, reakcja na słowa Beltrama jest ważna. Pozwala też przedstawić go na tle innych urzędników. Ale nie będę się upierał, że nie mogłoby być lepiej.

Zenon[,] wprawdzie[,] twierdzi, że trudno o bardziej ustronne miejsce w całej Jazerii

Czy tu wtrącenie konieczne?

Pasuje mi ze względu na rytm zdań.

Jak już wspomniał chalbarczyk, podczas sceny w komnacie mamy pannę (dwórkę czy księżniczkę?) i rycerza (jednego z dwóch?) i momentami ciężko się połapać, kto jest kim.

Starałem się nieco tam pozmieniać. Księżniczkę określam zamiennie tylko jej imieniem. Pierwszą dwórkę nazywam dziewczyną. Drugą dwórkę nazywam zamiennie panną. Rycerz jest jeden, nazywany swoim imieniem, z rzadka inaczej. Jest też jeden kapitan, określany szerzej jako kapitan straży. Niestety nawsadzałem do jednego pomieszczenia zbyt dużo postaci. Myślałem nad tym, czy nie dałoby się kogoś wyrzucić, prosiłem, groziłem, ale nikt nie chciał wyjść.

Być może problem jest po mojej stronie (…) którą w jakiś sposób udało się zdjąć.

Gdyby Beltram odjechał, majordom zabiłby księżniczkę i starał się przepchnąć narrację, że Beltram był zabójcą. Kwestia w czyim imieniu działał, jest otwarta. Król miał pewnie wielu wrogów. Chciałem nawet dodać jednego, ale już i tak mamy tłum. Fakt, że jego córka nie żyje, zmusiłby króla do ponownego ożenku. A więc realizacji planu majordoma. Majordom postarałby się o to, aby król zaakceptował taki stan rzeczy. Pamiętaj, że majordom nie miał wiele czasu na obmyślanie planu. Taki z kolei ja miałem plan.

Poza tym czytało się przyjemnie, historia (…) to szczegóły kłóciły mi się momentami z nieco baśniową naturą historii, ale nie było to nic dużego.

Też uważam, że te elementy wyszły najlepiej. Moją wiedzę o antyku staram się pogłębiać i stosować w praktyce, bo uważam, że w fantastyce jest nieobecny. Dam sobie rękę uciąć, że pewnie takie powieści lub opowiadania są, ale ja nigdy na żadne nie natrafiłem, stąd sam zacząłem takie pisać. No, na razie tylko jedno. ;p

 

Dziękuję za klika i wyłapanie błędów, a przede wszystkim za szczegółowy komentarz.

Również pozdrawiam. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Dziękuje, ostamie, za odpowiedź, myślę, że pokazuje ona różnice w naszym myśleniu i tak już musi być. Ja mam inne ideały, ty masz inne. :)

 

Tak, jak pisałem, nie uważam za konieczne czepianie się owej przesiadki do innego ciała. Dopuszczam założenie, że czasem można coś uprościć, aby coś pokazać. Tylko, odwołując się do pierwszego komentarza, nie dostrzegam tutaj hierarchi wątków, przez co trudno mi ocenić, czy uproszczenie jest tu do obrony, czy nie.

Najwidoczniej oglądam za mało filmów ;) Chociaż można się też zastanawiać, czy zamiana faktycznie byłaby taka zabawna.

Ja kojarzę sam motyw, ale nie znam konkretnych przykładów. Oglądałem coś takiego, mając pewnie naście lat i niestety utkwiło mi w głowie. ;p

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Mimo to, wiele osób uważa właśnie te historie przepełnione walką (…) nie chcemy, żeby stała mu się krzywda.

Masz na myśli chyba drogę do celu, ale ok. Ja stoję na stanowisku, że w sytuacji idealnej każdy akapit, wątek powinien w tekście czemuś służyć, inaczej jest zbędny. Akapity poświęcone scenom walki, a więc drodze do celu czemuś służą. Kłopot w tym, że jest ich, w mojej opinii, za dużo. Jedna scena pokazująca sprawność drużyny – okej, ale po co kolejna, która nic nie dodaje? Zamienia się to w grę komputerową, czyli zabijanie dla rozrywki.

Posłużę się dla zobrazowania nieszczęsnymi dziećmi.

Wpierw Lukas zabija pierwsze – jest informacja, coś jest nie tak. Potem zabija kolejne – nic nowego nie ma. Potem Alicja zabija następne – po części nic nowego, może prócz tego, że choroba strzelania do dzieci jest zaraźliwa. Następnie zabijają robota – nic nowego. Spotykają dziecko, jest dialog – żadnych nowych informacji. Wychodzą, wracają niejako w to samo miejsce, wcześniej zabrawszy opiekunkę, która zaraz ginie – żadnych nowych informacji. Następnie znajdują trójkę dzieci, jedno zostaje zabite przez robota i nic.

Tyle śmierci, żadnych konsekwencji, żadnych wyjaśnień. Podałeś informację z początku, że coś się dzieje niedobrego, na koniec masakry ja dalej wiem tyle samo. A może nawet mniej, bo bohaterowie zdają mi się średnio tym poruszeni, nie licząc Alicji. Ale całość tak jest przedstawiona, w mojej ocenie, że… no, bywa, jedno dziecko w te, czy we wte, przecież to i tak były sieroty.

Scena z ochroniarzem służy do przekazania (…) inwazję, że roboty się teleportują, że jest kwiat.

Tak, ale można było pokazać jedynie obraz z kamery i SMS-a. Nie podawać całości od razu, skoro cały tekst o tym traktuje. Nie pisać o robocie, skoro potem jest ich cała masa. Tylko dalej, tak jak to zrobiłeś, pokazać zmasakrowane ciało i domysły bohaterów.

Zastanawia mnie też, dlaczego akurat ta scena tak przypadła Ci do gustu. Czy to właśnie winda zadziałała jako ciekawostka? A może akcja jeszcze się nie przejadła?

Po części tak. Ale głównie chodzi o motyw hurra bohatera, którego pokonały drzwi windy. Było to dla mnie zabawne na swój tragiczny sposób.

Jeśli chodzi o motyw przewodni, to tekst zaczął się (…) wyższej albo chociaż wpasowywał się w kanony istniejącej religii?

Nie chciałem już poruszać tych kwestii. Bo odebrałem to jako konwencję fikcji naukowej, że w tego typu opowieściach, musi być jakiś uczony, który coś tam bełkocze. Ale…

Piszesz o umyśle, ale w tekście nie informujesz, co to właściwie ten umysł jest. Chodzi o osobowość, pamięć, świadomość, charakter, strukturę mózgu, o wszystko naraz? Wypadałoby, aby uczony wiedział, czym się zajmuje.

Z dalszej części tekstu wnioskuję, że chodzi o niejako kopiowanie struktury oryginału. Zatem nie nazwałbym tego transferem, bo przecież oryginałowi niczego nie ubywa?

 

Od razu nachodzi mnie tutaj myśl, aczkolwiek nie znam się na biologii, więc jej nie rozwinę, jak to się ma do DNA ciała, w którym zmieniany jest sam mózg?

Czy jak bohater przesiadł się do ciała kobiety, to jego męski mózg dostał okresu?

Wydaje mi się, że w momencie śmierci, z ciała Alicji wyszła dusza. Próbowała polecieć do nieba, ale nasze pole ją zatrzymało (…).

Dusza jest zatem materialna. Czy mogła więc lecieć do niematerialnego Nieba? Czy to jedynie żart ze strony uczonego? Dusza odgrywa tu rolę jakiegoś poruszyciela?

Potem, jak już gwardziści wyszli, wgrałem umysły do nowych ciał. Duszom chwila przerwy najwidoczniej nie przeszkodziła. Do tego wygląda na to, że dusze wróciły wam wspomnienia.

A więc dusza przenosi informacje? Jest pamięcią? Świadomością? Osobowością? Po co więc to całe kopiowanie umysłu? Czy dokładne odwzorowanie struktury umysłu nie powinno już takich kwestii załatwić?

 

Cała zamiana ciał wychodzi według mnie bardziej, jak zamiana słów. Niby bohater trafia do nowego ciała, ale opisujesz to tak, jakby wsiadł do nowej maszyny. To samo tyczy się tego, kiedy zamieniasz bohaterów ciałami. Brak jakichkolwiek konsekwencji, szoku, zdziwienia, no nie wiem.

 

Ogólnie w swej koncepcji sprowadzasz człowieka do mózgu. Przekopiować strukturę mózgu plus napęd „duszyczkowy” i wszystko będzie cacy. Reszta ciała to tylko maszyna, do której można się przesiąść. Nie odbieraj tych słów jako wadę tekstu. Po prostu są to mi odległe i obce poglądy, i krytykuję tutaj samą ideę.

Ostatnią rzeczą, która mnie zastanawia, (…) ale przy wprowadzonych założeniach powinno być spójne.

Motyw zamiany w takim stylu kojarzy mi się z filmami komediowymi. Mężczyzna trafia do ciała kobiety i… i wiadomo, co robi. Nie potrafię odebrać tego inaczej. ;p

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, ostamie!

Na początku chciałem zaznaczyć, że nie jestem sympatykiem fikcji naukowej oraz prozy, gdzie się strzela, duże się strzela i jeszcze więcej się strzela. Niemniej myślę, że z twojego opowiadania można czerpać frajdę, napisane jest lekko, nie przegiąłeś z wulgaryzmami, było też kilka fajnych dialogów i scen.

Uważam, że największą bolączką tekstu jest to, że dużo się w nim dzieje, ale właściwie nie dzieje się jakoś wiele. Poniżej lista, według mnie, takich „pustych” sekwencji.

> Ochroniarz. Wszystko to, o czym dowiadujemy się w prologu, zostaje później powtórzone. Czemu właściwie służy ta scena? Nawiasem mówiąc, kiedy znam już całość, uważam, że wątek ochroniarza wyszedł najlepiej. Chociaż ja uciąłbym go w momencie, kiedy ochroniarz wsiada do windy i dał później bohaterom i czytelnikom pole do domysłów i komentarzy, co po części robisz, ale dałoby się bardziej. Jego metod wychodzenia z windy nie oceniam, zaufam ci, że jest to możliwe.

> Walka, walka, walka. Prócz masakrowania robotów i informacji zawartych już w prologu nie pojawia się tutaj nic istotnego fabularnie. Według mnie brakuje czegoś mocnego na koniec. Myślałem, że czymś takim będzie wątek z wysadzeniem biura, ale nie, o ile coś mi nie umknęło, to tylko zbędny komentarz. Oczywiście widzę, że wprowadzasz w tym wątku bohaterów i kreślisz relacje między nimi, rozumiem to i byłbym w stanie nawet strawić, gdyby nie to, że później powtarzasz takie „puste” walki.

> Kłótnia o miejsce w kolejce. Scena mająca potencjał, druga z moich ulubionych po ochroniarzu wychodzącym z windy, ale co ona wnosi do fabuły? Gdyby ta „śmierdząca ekipa” wróciła, gdzieś później i czegoś dokonała, chociaż jedna osoba…

> Masakra w domu dziecka. Tego strawić nie jestem w stanie. Początkowo myślałem: „Może ta rzeź niewiniątek wynika z tego, że obcy wdarli się bohaterom do umysłu”. Jednak nie to mord na dzieciach, bo tak? Gdyby to jeszcze była parodia, to uważam, że w jakiś sposób, dałoby się coś z tego obronić, ale obecnie?

Tak przy okazji, naprawdę ta opiekunka weszła do domu tylko po to, aby umrzeć za Ameryknina? Może to jednak parodia?

Wydaje mi się, że powyższy problem wynika z tego, że sam, ostamie, przynajmniej ja tak to odbiera, nie do końca wiesz, o czym chciałeś pisać. Czy chodziło ci o kosmitów? Transfer umysłów? Czy karierę Feliksa? A może o strzelanie?

Jeśli o kosmitów, to stan wiedzy o kosmitach z początku tekstu, nie zwiększa się istotnie na koniec tekstu. Ot, dowiadujemy się, że portale jednak wciąż działają i kosmici mają nowego robota. Chyba że coś mi umknęło?

Jeśli chodzi o transfer umysłu, to po co tyle tej walki z kosmitami, koncentrowaniu się na teleporcie itp.? Czy one w takiej ilości są potrzebne? Czy może tylko zaciemniają obraz?

Karierę najłatwiej byłoby pogodzić z resztą tekstu i w sumie, to opowiadanie być może jest właśnie o tym, ale i tu brakuje konsekwencji. Mord na dzieciach, narażanie towarzyszy, Feliks nie panuje nad drużyną, to trzeba by jakoś spuentować w zakończeniu. Ucieczka w inne ciało byłaby tu pewnym rozwiązaniem, ale pod koniec ten wątek, według mnie, staje się komiczny. Gdyby nie dochodziło do wskrzeszenia, to może jeszcze jakoś.

Pozostaje strzelanie, o którym wspominasz w tytule, ale prócz tego, że bohaterowie raz trafiają, raz nie trafią, aż ustrzelą jakieś dziecko, to nie wiem, jaki ma to z czymkolwiek związek.

Ode mnie to tyle. Tragedii nie było, pociski z pistoletów latały mniej lub bardziej trafnie, ochroniarz wychodzący z widny rozbił bank i… w razie czego będę wiedział, co robić, jak mi się winda zatnie.

Pozdrawiam. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Wydaje mi się, że tekst potrzebuje przede wszystkim korekty. Całość nie jest zła. Gdyby była, pewnie bym nie doczytał do końca. A stworzyłeś naprawdę fajny świat.

Nie wiem, jak dawno temu skończyłeś pisać to opowiadanie. Ale jeśli niedawno, to daj mu nieco odpocząć. A potem przejrzyj (tak po miesiącu) ponownie, zazwyczaj widać wtedy błędy, których wcześniej się nie widziało.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Księżniczki chciał się pozbyć. Początkowo nie musiał nic ku temu robić, bo nikt nie potrafił jej ocalić, a teraz musi działać. Ale majordom nie potrafiłby “podrzucić” demona. Musi działać w tradycyjny sposób. Rozumiem jednak, skąd taki pomysł. Nawiasem mówiąc, mnie też on chodził po głowie. :P

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Nova. 

Trochę brakowało mi dodatkowych informacji, rozumiem, że kot jeszcze w przyszłości namiesza

Na to pytanie udzielił odpowiedzi Beltram w zakończeniu. Ja specjalistą w zakresie demonologii nie jestem. ;P

dzieje żony królewskiej bo trochę niekonsekwentnie o niej piszesz. Raz jest to oddana matka, która dla swojego dziecka zrobi “absolutnie” wszystko, kiedy indziej wspominasz o niej jako o intrygantce.

Królowa realizuje wolę króla. Ma swoją godność, ale ja nie nazwałbym jej intrygantką, tym bardziej oddaną matką. Czy mogłabyś mi wskazać fragmenty, po których doszłaś do takich wniosków? Może mógłbym je wedy poprawić, by nie były mylące.

Czy sugerujesz, że miała coś wspólnego z opętaniem córki przez majordoma czy ja się pogubiłam w zakończeniu?

Chyba trochę się pogubiłaś. Ani majordom, ani królowa nie odpowiadają za opętanie. Odpowiedzi należy szukać w rozdziale drugim i przedostatnim. :)

Dzięki raz jeszcze za odwiedziny i za klika. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Hakoręki!

Przeczytałem całość i nie uważam, aby było źle. Piszesz całkiem ładnie, ale tekst jest pełen błędów. Brak przecinków to standard, do tego powtórzenia, pozostałości po zmienionych zdaniach, źle użyte słowa, jakieś dziwne sformułowania itp., itd. Tekst wymaga solidnej korekty. Polecam ci stronę: ortograf.pl. Przynajmniej do odsiania części błędów.

Opowiadanie jest długie, ale między innymi dlatego, że zawiera w sobie pewne niepotrzebne, według mnie, wątki. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem, ale rozdział drugi jest przeszłością i służy przedstawieniu motywacji głównego bohatera. Jednak właściwie o tych motywacjach dowiadujemy się dopiero później z dialogu, który nawiązuje do tych wydarzeń. Pytanie, czy jest sens przedstawiać te wydarzenia szczegółowo? Mam również wątpliwości co do sensu wątków z zielarką i kapłanem, a wcześniej rybakiem. Każdy z nich (może z wyjątkiem zielarki) jest takim “wstępniakiem”, czy nie dałoby się ograniczyć tylko do jednego? Albo rozdział z tunelem. Podróż maga dałoby się streścić w jednym akapicie bez większych szkód. Takich miejsc, które można by skrócić, jest więcej.

W tekście mocno przeszkadzały mi wulgaryzmy. Według mnie niczemu one nie służą. W dodatku pojawiają się falami. Pierwszy rozdział – brak. Następny – od groma. Potem spokój. A potem pojawia się Stazja i klnie jak szewc. A potem znów spokój. Ja naprawdę zastanowiłbym się, czy warto tak szpikować tekst bluzgami. Dodam, że przez nie prawie zrezygnowałem z czytania na rozdziale drugim.

Sama historia jest, jak dla mnie, dość prosta, co nie oznacza, że zła. Gdybyś poprawił tekst, wyciął co zbędne, uważam, że o przygodach Kantza mógłbym czytać z zainteresowaniem. Pewnie wówczas wróciłbym do niektórych fragmentów i nieco bliżej przyjrzał się konstrukcji świata, bo na ten moment byłby to męczące, dlatego o samej historii i bohaterach nic więcej pisał nie będę.

I na koniec coś, co wyszło ci świetnie, czyli świat przedstawiony. Nie wiem, jak bardzo takie podejście do świata jest oryginalne, ale mniejsza o to, bo uważam, że poradziłeś sobie z wprowadzeniem czytelnika w swoją nibylandię. Szczegóły zdradzasz stopniowo, często (chyba w większości) w dialogach. Nie poczułem, bym został wybity z fabuły, bo teraz potrzeba streścić historię kontynentu. Miasteczko, majstrowie, magia, zaraza – szczerze mi się podobały.

Pozdrawiam. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Caern, ja właściwie nie mam nic więcej do powiedzenia. Zobaczysz jeszcze, co napiszą inni, żeby móc porównać. Dodam tylko, że pisząc o “ideałach szlacheckich” miałem na myśli pewien wzorzec zachowania. Ten wzorzec nie musi być “idealny”. W tym znaczeniu swój ideał mogą mieć również przestępcy.

Dzięki za rozmowę. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, czeke!

Dziękuje za komentarz.

Główny bohater, na razie, wydaje mi się trochę zbyt idealny, (…) , zadry czy mroczne historie. Zobaczymy.

Mam tego świadomość. Starałem się trochę zasygnalizować jego wady, ale z pewnością nie wychodzą one w tym opowiadaniu na wierzch. Dziękuję za uwagę. :)

 

Cześć, regulatorzy!

Podoba mi się Twoja wersja, Atreju, do gustu przypadł mi zbiór postaci przewijających się w opowieści, nawet jeśli nie wszyscy mieli coś do powiedzenia i bardziej wyrazistego zaistnienia.

Tak, trochę ich jest. Lekkie zamieszanie na koniec mam zamiar poprawić za radą chalbarczyk, ale muszę nad tym trochę posiedzieć.

Pozostaję z nadzieją, że niezbyt długo przyjdzie czekać na kolejne opowiadanie, którego bohaterem będzie Beltram.

Teraz na pewno będę miał większą motywację. Ale u mnie z szybkością pisania jest, mówiąc delikatnie, słabo. Nad tym tekstem spędziłem około czterech miesięcy, oczywiście z przerwami. A samych podejść do świata i bohatera miałem tyle, że sam już wszystkich nie pamiętam.

Ufam, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić Nefelię do Biblioteki. :)

Poprawiłem. Twoje oko jak zwykle nie zawodzi, reg. Dziękuję za odwiedziny i komentarz. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Ja tak Rafaeli nie postrzegam. (…) Nie umiałabym tak; ja bym się dawno załamała, że mam takiego ojca. :)

Kobieta, o czym sama mówi, nie radzi sobie w życiu. Jest samotna. Nie poznajemy żadnej z jej przyjaciółek. Ma psychopatycznego ojca. Ma trzydzieści lat i jest bezdzietna. Jest więc w trudnym położeniu. Dodatkowo widzi cienie umarłych. A całą tę sytuację wykorzystuje szaman, który karmi ją frazesami i krytykuje za wygodne życie, doprowadzając ją do złożenia siebie w ofierze. Naprawdę, czy jest w tym bohaterstwo?

W ogóle, czy Rafaela wie coś więcej o Keczua? Kim byli zanim stali się niewolnikami? Może składali krwawe ofiary z dzieci? Może mieli swoich niewolników? Nie ma o tym słowa. A załóżmy, że nawet byli dobrzy, cokolwiek by to znaczyło. Jeśli w niewoli są od dziesiątek lat, to zapewne ich system etyczny poszedł w zapomnienie. Zapewne pragną zemsty. Mając za wzór okrutnych grandów, zapewne nie potraktują ich lepiej. Czy warto za to umierać? Wszczynać rewolucję? Może należy działać inaczej?

Teraz, dzięki Twojej uwadze, myślę sobie (…) mordowała tysiące autochtonów.

Zmieniłoby to o tyle, że przynajmniej można uważać ich za zdrajców wartości. Bez tego, ja w ogóle nie wiem, czy oni mają możliwość zachowywać się inaczej. Jeśli żyją w takim darwinistycznym systemie, to tacy są i inni nie będą. Według mnie warto także dodać postać, która dla kontrastu starałaby się kultywować tamte wartości. Mogłaby to być nawet sama Rafaela. W mojej opinii, jej poświęcenie dalej byłoby ucieczką przed własnymi problemami, ale przynajmniej miałoby podstawy. Ponieważ istniałby system, z którym mogłaby porównywać obecną sytuację.

Czasów opowieści specjalnie nie doprecyzowałem.

Tutaj właśnie tkwi kłopot, bo jeśli jest to przeszłość, to ja mógłbym sobie sięgnąć do źródła i porównać, czy tak było, dlaczego tak było, etc. Dopowiedzieć sobie pewne kwestie. Jeśli zaś jest to twoja wizja historii i to dziejąca się w sumie niewiadomo kiedy, to nie mam tej możliwości i nie pozostaje mi nic innego, jak przyjąć zgodnie z przesłaniem opowieści: grandowie – źli, Keczua – dobrzy. A ja nie wyznaję mitu dobrego dzikusa. Ani jego przeciwieństwa.

Nie jestem pewien, co tutaj dyskwalifikuje w Twojej opinii zachowanie Rafaeli. (…) Zamiast dojrzałości jest jej wrażliwość, przez którą cierpi, ale też dostrzega niesprawiedliwość tego świata.

Rafaela jest, jak jest. Ale brakuje mi postaci do kontrastu. Kogoś, kto by ją „wypunktował”. Informacji, które by mówiły o wadach jej charakteru. Ojca nie liczę, bo jest psychopatą; szamanowi zaś nie ufam.

Tutaj już nie mogę się zgodzić, że tak powiem, totalnie. (…).

A więc jej ojciec jest psychopatą? Czyli wyjątkiem nawet wśród grandów? Czy każdy grand to psychopata? Oni akceptują jego zachowanie? Nie popierają, ale ze względu na zasadę, że rodzic ma władzę nad dzieckiem, tolerują? Nic takiego w tekście nie wychwyciłem. Jego zaś zachowanie odbiega od ideałów szlacheckich, do których go porównywałem.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Ja nie pochwalam Scarlett. Jej osobowość, motywacje, metody działania są mi odległe, ale bohaterką powieści jest niezłą i to jakże długiej powieści!

Przypuszczam, że z Rafaelą nie wytrzymałbym więcej jak sto stron, a to i tak ze względu na styl autora. Dla mnie to ponad trzydziestoletnia dziewczynka z talentem, która nie ogarnia własnego życia, ale innych będzie pouczać. Niesamowicie irytująca postać. Cóż może to nie mój typ? ;p 

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Nie wiem, skąd mi się ta Eleonora wzięła. ;)

Tak, Finklo, ja to dostrzegam, ale nawet w takim świecie sprytna babka znajdzie sposób. Najprostsza opcja to wyjść za mąż, a potem ”inspirować” męża do działań, czyż nie? Scarlett O'Hara żyła w podobnym świecie, jak sądzę, a działać potrafiła.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Caern!

Twoje opowiadanie czytałem z przyjemnością. Dobrze radzisz sobie z językiem i obraz dżungli, jaki wykreowałeś, uważam za przekonujący. Przewijające się przez opowieść małpy, robią robotę. :)

Ale…

 

Mam kłopot z umiejscowieniem akcji w czasie, bo piszesz o bojowych wozach gąsienicowych, koparkach, silnikach, jednak ludzi w tekście nazywasz grandami, pojawia się określenie „szlachetka”. Tak więc to teraźniejszość? Przeszłość? Jak daleka? A jeśli to alternatywna historia, jak zawarłeś w tagu, to co w niej alternatywnego?

 

Eleonora nie zyskała mojej sympatii. Opisujesz ją jako uzdolnioną pannę z bogatej rodziny z kryzysem tożsamości.

Mam trzydzieści dwa lata. Moje życie jest puste. Jestem popychadłem, czasem wizytówką, tak jak dzisiaj. A ty odbierasz mi ostatnią nadzieję na jakikolwiek sens.

Ale swoim zachowaniem przypomina nastolatkę, która naczytała się sloganów w internecie i teraz będzie się buntować przeciwko światu, dalej żyjąc na garnuszku u rodziców. A ma trzydzieści dwa lata! Jak uważa, że ojciec źle postępuje, niech się wyprowadzi, niech znajdzie sposób, aby wyjść spod jego władzy i wtedy niech mu wytyka błędy.

Ogólnie Eleonora sprawiła na mnie wrażenie osoby niewykształconej, a przez swoją wrażliwość i umiejętność widzenia cieni (dusz?) podatnej na wpływy szamanów. Potrafi bowiem krytykować, ale nie stać ją na żadną głębszą refleksję. Nie zastanawia się nad tym, dlaczego jej ojciec jest taki? Z czego to wynika? Czy to na pewno niewłaściwe? Czy może być lepiej? Czy Indianie, gdyby mieli możliwość, byliby lepsi? Itd., itp.

Nie ma też słowem o chrześcijaństwie (dlatego jest to alternatywna historia?) za wyjątkiem:

Santa María

Niech cię opatrzność broni

znała tę śpiewkę na pamięć lepiej niż pacierz

Co raczej odbieram, jako stylizację. Nie ma też innego systemu moralnego, trudno mi więc zrozumieć, dlaczego Eleonora – całe życie wychowana w poczuciu wyższości, wszak dorastała w towarzystwie ojca i jemu podobnych – bierze w obronę tamten lud?

No chyba, że to przez jej rozszerzone widzenie, ale równie dobrze mogłaby potrzegać cienie jako jakieś czarty i chcieć je wygnać.

Ostatecznie nasunęła mi się interpretacja, że dziewczyna jest manipulowana przez szamana Białą Pumę, który niewiele tłumaczy, a rzuca jedynie swoimi „mądrościami”.

Życie w złotym pałacu upadla tak samo jak zimne lochy – odpowiedział. – Ty cierpisz, pojmuję to, ale cierpienie bez poświęcenia jest pustą skorupą.

– Cierpienie to nie to samo, co poświęcenie – mruknął Biała Puma, gdy nahajka świsnęła po raz ostatni

Przypuszczam jednak, że nie tak był twój zamiar, a byłoby to, według mnie, ciekawe.

 

Reakcja ojca na wybryk córki jest według mnie komiczna. Ja rozumiem, że mogło go to zezłościć. Ale to starszy człowiek, grand! Jego reakcja jest taka jakby stało się, Bóg jeden wie co, a to tylko fochy rozpuszczonej córki. Bez przesady.

Manuel wyglądał, jakby oszalał. Jego krzyk przypominał pomieszanie ryku jaguara z piskiem drapieżnego olinguito. Grand młócił rękami na oślep, wkładając w uderzenia całą siłę.

Zniewaga ze strony córki w połączeniu ze zdradą najwierniejszego sługi były nie do zniesienia. Grand wyszarpnął z pochwy ceremonialną szablę

Przypomnijmy, że owa córka ma trzydzieści dwa lata, przecież to totalna kompromitacja z jej strony i droga do zostania starą panną. No chyba, że już upatrzyła sobie jakiegoś Keczua?

 

obdarzeni mocą energii życiowej.

Przypuszczam, że chciałeś w jakiś specjalny sposób nazwać moc, jaką posiadają szamani, ale to sformułowanie wydaje mi się nietrafione, bo czy moc i energia (bez podania konkretnych definicji) to trochę nie to samo? No i czy każda żywa istota nie posiada takiej mocy?

 

Przyznaję, że nie chwytam również zakończenia. Eleonora odsyłała gdzieś cienie, malując je. Założyłem, że albo są to jakieś zaświaty, albo przenosi je na papier. Na koniec zaś maluje obraz z grandami, jednak oni nie stają się obrazem. Wcześniej zaś maluje maszyny i nie ma też nic powiedziane, aby znikały ze świata. Za to, tak to interpretuję, Eleonora i Biała Puma, którego przecież nie namalowała, trafiają do świata ze szkiców? Na to wskazuje obecność wcześniej malowanych osób. Czy może to jednak zaświaty? Po co jednak było wówczas to malowanie? I tam (w zaświatach? Lub w świecie z kartek?) ma namalować ich, aby wrócili do życia? Skąd ma notatnik i takie możliwości?

Proszę o jakąś wskazówkę, bo zakładam, że coś mi umyka. :)

 

Podsumowując, pod względem wykonania, jak dla mnie fajny tekst, który dobrze się czyta, ale pozbawiony głębszej treści. Bo mnie przesłanie „źli kolonizatorzy, dobrzy dzicy” ani nie chwyta za rozum, ani za serce.

Pozdrawiam. :) 

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

No właśnie, Fascynatorze i Szanowny Autorze, takie miałam wątpliwości i wolałam o nich wcześniej napisać, choć w literaturze faktycznie spotyka się często księżniczki jako córki królewskie… 

Szanowny Autor zawsze mógł zrobić błąd. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, chalbarczyk!

Dziękuję za komentarz, uwagi napewno wezmę sobie do serca i w przyszłości postaram się poprawić tekst.

Od razu stanął mi przed oczami Paszczak w swojej sukience

Może Beltram tak będzie wyglądał na starość? :p

Najmniej dopracowany fragment i dla mnie niejasny to scena egzorcyzmu

Obawiam się, że lepiej tutaj nie będzie. Aby nadać temu większy sens musiałbym zagłębić się w lore świata i popełnić info dupmy. Wprowadzić pewne kluczowe pojęcia i je porozwijać, na co nie miałem za bardzo miejsca i sytuacji, która by temu sprzyjała.

Wprowadzasz postacie dwórek, ale w tej scenie zaczynają się pojawiać jako “panienka” , “panna” i nie wiadomo, do kogo się to określenie odnosi, czy do księżniczki?

Próbowałem w ten sposób zróżnicować określenie na dwórki, aby się nie powtarzać, ale zgodzę się, że może to wprowadzać zamieszanie.

Majordom, w sumie kluczowa postać, pozostaje dla mnie niezrozumiała.

Dla mnie to oportunista. Sytuacja tak się ułożyła, że jest w stanie coś na niej dla siebie ugrać i właściwie nie musi nic robić, aż nagle zjawia się ktoś, kto mu psuje plany. Nie chciałem uczynić z niego kogoś jednoznacznie złego, stąd może ten brak wyrazistości, o którym piszesz. 

Ogólnie fajny pomysł, szkoda tylko, że postać filozofa jest drugoplanowa, mógłby bardziej się przydać.

Kto wie, może jeszcze kiedyś powróci?

I tytuł nie bardzo trafiony, bo opowiadanie jest o kimś innym :)

Tytuł miał wskazywać postać odpowiedzialną za zamieszanie. Jeśli uda mi się skonstuować drugie opowiadanie, to wówczas pomyślę o jakimś tytule nadrzędnym.

Dziękuję raz jeszcze za wskazówki.

Pozdrawiam. :) 

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Bruce.

Dzięki za komentarz i łapankę. Moje oczy już więcej rady nie dały wyłapać. Jak będę miał chwilę, poprawię. :)

W pośrodku stała fontanna otoczona ławkami z marmuru. – czy tu celowa taka stylizacja?

To celowy zabieg. Podłapałem to sformułowanie cztając jakieś pamiętniki i tak w mi głowie zostało.

Śmiałbym się do łez, gdyby tymi osmolonymi kośćmi okazał się ów kpiarz: Kabestan, który nie podołał książęcym humorom. – tu mam pytanie, o którego księcia chodzi?

Chodzi o księżniczkę, ale czy jest przymiotnik w żeńskiej wersji od “książęcy”?

Na złość urzędnikowi (przecinek?) Beltramowi nawet przez moment nie zadrgał żaden mięsień na twarzy. Beltram bardzo dobrze ich pilnował. – powtórzenie

To celowe. Jakoś w mojej głowie ładnie to brzmi. :)

Jestem pewny siebie, ale z pewnością nie jestem jeszcze pewny swego. – czy te powtórzenia celowe?

To również celowe, ale tutaj przyznaję, nie mam pewności, czy ta riposta dobrze mi wyszła. Może trzeba będzie nad tym popracować.

 

Cześć, Fascynator.

Czyli u nas – wiadomo. Ale nie w każdym kraju jest to tak oczywiste – Karol III nie był królewiczem,

tylko księciem. Aż do koronacji.

Przyznaję, że nie pamiętam już, co dokładnie sprawiło, że postanowiłem trzymać się formy “księżniczka”, bo było to trochę czasu temu. Ale może właśnie analogia do brytyjskiej rodziny królewskiej.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Atyldo!

Początek twojego opowiadania wydaje mi się całkiem ciekawy, budujesz napięcie i nie ukrywam: zaskoczyłaś mnie swoim aniołem. Ale pod koniec pojawia się mnóstwo imion, mowa jest o przeszłości i odniosłem wrażenie, jakby opowiadanie było częścią większego świata, którego ja nie znam i o którym nic więcej nie piszesz w tym tekście.

Matematyczne rozwiązanie finału podobało mi się, choć dla mnie ma ono posmak humorystyczny.

 

Jasiu, odsuń się od ulicy, Agata, nie biegaj tak szybko

Pomiędzy ulicą, a Agatką dałbym kropkę, a nawet wykrzyknik.

całowały je w czoło

Raczej czoła, bo dzieci było dwoje.

Tkwili więc w bezruchu

Tkwiły, podmiotem są dzieci.

Z wyjątkiem ciebie ruda damo.

W sensie, bo jest ruda? Czy coś mi umknęło?

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Szlachcicu!

Przeczytałem całość i mogę powiedzieć, że pomimo błędów, nie czytało mi się twojego opowiadania najgorzej oraz że pewien pomysł za tym stoi. Ale…

Nie uważam Elji za ciekawą postać do obsadzenia w roli głównej, jest rozchwiana emocjonalnie, wyraża emocje w sposób skrajny, traci głowę w trudnych warunkach i raz chce czegoś, po chwili zmienia zdanie.

Ejla osiągnęła apogeum swojego strachu. Wiedziała, że nadszedł ten moment. Zaczęła histerycznie płakać, błagać o litość, wyrywać się z więzów. Poczuła, jak po udzie płynie jej mocz.

Ten fragment to oddaje, Ejla jeszcze nie wie, co się będzie działo, już zdążyła zareagować i to w sposób skrajny.

Druga postać, Tovv, według moich odczuć służy tylko temu, aby umrzeć i potem Ejla mogła po nim płakać i wyrzucać sobie, że zginął, że to ona go zabiła.

Świat przedstawiony też jest bardzo ubogi. Jest grzyb, o którym właściwie nic nie wiadomo. Jest doktor, o którym też nie wiadomo, skąd przybył, skąd ma roboty… O mieszkańcach tego świata też niewiele wiadomo. Według mnie byłbyś w stanie to rozbudować i uczynić cały świat ciekawszym.

Roboty się wyłączą, światła zgasną

Tutaj na przykład, zacząłem się zastanawiać, dlaczego roboty miałyby się wyłączyć. Czy były zasilane energią z grzyba? Dlaczego? Czy doktor nie przywiózł ich ze sobą? Czy nie miał innego sposoby, by je zasilić?

Dla mnie problematyczna jest też kwestia języka, w sensie języka, którym mówią bohaterowie. Jeśli jest to plemię łowców i zbieraczy, skąd mają znać naukowe pojęcia? Wychodzi to między innymi w tych fragmentach:

Stworzyć istotę doskonałą. Połączenie człowieka i grzyba. – Odsunął się gwałtownie. – Z inteligencją ludzi i zdolnościami adaptacyjnymi grzybów, osobnicy naszej nowej rasy, byliby prawdziwymi zdobywcami

Ten monolog zdaje się wypowiadany do czytelnika, niż do Elji, która pewnie nie ma w swoim języku słów, aby określić takie rzeczy.

wszystkie organizmy składają się z komórek. Komórka ludzka i grzybowa znacznie się od siebie różnią

Także tutaj, skąd Elja ma niby pojąć, co to organizm lub komórka, skoro w swoim języku nie ma takich pojęć, to raz. A dwa sam doktor nie tłumaczy nawet, co to komórka.

Może dobrym pomysłem byłoby całe opowiadanie tak dostosować stylistycznie, aby nie używać takich współczesnych pojęć, a przyjąć perspektywę tubylca. Tak jak zrobiłeś to używając słowa "srebrnik" na określenie robota. Co uważam za dobry pomysł.

To tyle ode mnie.

 

Pozdrawiam. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, BardzieJaskrze!

Przeczytałem twoje opowiadanie i było całkiem spoko, ale mam wrażenie, jakbym czytał już podobną historię.

Największy kłopot sprawiło mi zapamiętanie bohaterów (no, właściwie to ich nie zapamiętałem) pod wodą było trzech, kolejnych trzech do nich zeszło, a ja pod koniec tekstu czułem, że zgubiłem co najmniej jednego.

Niby są z różnych krajów, jeden jest kulturystą, drugi chodzi goły, ale według mnie jest ich za dużo, jak na tak krótki tekst. W szczególności, że narrację przedstawiasz, aż z czterech perspektyw.

(…) podrapał się w rudą czuprynie.

Raczej po rudej czuprynie.

(…) wychodząc z windy. Wodząc za (…)

Ja bym nie tworzył tutaj nowego zdania, tylko rozdzielił przecinkiem.

(…) wraz z innymi laboratoryjnymi naczyniami na wodzie.

Przed sobą dostrzegł szklane drzwi od laboratorium (…)

Powtórzone laboratorium.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć!

Historia, którą opisałeś, jest prosta, ale opisana na tyle sprawnie, że mnie zaciekawiła. Trochę raziły mnie przekleństwa, ale ja za przekleństwami nie przepadam, nieczepiał bym się też ich zanadto, bo w jakiś sposób pasują do bohaterów. W zasadzie nie mam się do czego przyczepić. Jak dla mnie to dobry tekst.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

jesteś urodzonym psiarzem naturystą

Dlatego nie wychodzę z domu, bo by mnie gawiedź pogoniła z grabiami i widłami.

Dzięki za odwiedziny, Finklo. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Witaj na portalu, Gaju!

Podobno, w dniu dzisiejszym ma już ich taką kolekcję, że musi wynajmować domek w litewskiej wsi.

Powinno być „na litewskiej wsi" i wystarczy „dziś”. Poza tym, dlaczego właśnie na litewskiej? I czy to na pewno, aż tak dużo, skoro potrzebny jej tylko domku na wsi?

Śmierć siedziała na drewnianej ławce w pobliskim parku, spoglądając na każdego

z pogardą.

Nie wiem, z czego to wynika, ale w tekście masz sporo takich zdań rozbitych między akapitami. Same odstępy pomiędzy akapitami, też lepiej skrócić do jednego “enteru”, więcej nie potrzeba.

Śmierć w oka mgnieniu przebranie swe zrzuciła i po chwili obok nowego nieboszczyka się pojawiła.

Tutaj masz dziwny szyk zdania. Lepiej: Śmierć w mgnieniu oka zrzuciła przebranie i po chwili pojawiła się obok nowego nieboszczyka.

Na dziś koniec.

Czy to znaczy, że ludzie w nocy nie umierają?

wyrytym nietoperzem połykającym wierzbę płaczącą.

Dziwnie to musiało wyglądać. Nawet jak na płaskorzeźbę.

Księżyc utopił ich w chaosie

Wiem, że w twoim uniwersum Księżyc jest bogiem, ale czym jest chaos, czy masz na myśli ten z wierzeń Hellenów? Jeśli tak, to ja i tak tego nie widzę, w mitach greckich bogowie powstają z chaosu, ale żaden do niego nie wraca.

Z drugiej strony była wychowana przez Księżyc, a jak wszyscy dobrze wiedzą, byt ten był bytem najwyższym i najważniejszym. Zaraz po Bogu oczywiście.

Ja bym poprawił na: Z drugiej strony wychował ją Księżyc, a jak wszyscy dobrze wiedzą, był on bytem najwyższym i największym. Unikasz w ten sposób powtórzeń.

Teraz się trochę pogubiłem. Księżyc wychował Śmierć. Dlaczego? I kogo masz na myśli, pisząc „Bóg"? Jeśli to ten chrześcijański, to skąd inne bożki i skąd sama Śmierć?

 

W tekście jest dużo więcej błędów. Jeśli dopiero rozpoczynasz przygodę z pisaniem, jest to nie do uniknięcia. Jeśli chcesz się na tej płaszczyźnie rozwijać, polecam czytanie klasyków, czytanie „łapanek" pod innym opowiadaniami na portalu i dokładne, kilkukrotne czytanie własnego tekstu.

Na sam koniec powiem, że przygody Śmierci mają potencjał. Wspomniane zasady i paragrafy wzbudziły moją ciekawość. Szkoda, że albo tego nie rozwinęłaś, albo ja nie zrozumiałem, o co dokładnie chodzi. Ale dla mnie największym plusem jest to, że za tym tekstem stała pewna myśl, widać to choćby po ostatnich zdaniach. Chciałaś coś przekazać. Wyszło, jak wyszło, ale od czegoś trzeba zacząć.

Ach, no i nie zrażaj się i pamiętaj, że pokazanie czegoś własnego do oceny innym wymaga niemało odwagi. A jeśli rzeczywiście masz tylko szesnaście lat, masz jeszcze dużo czasu na naukę. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Dziękuję, Alicello. :)

Nie napiszę, byś została, jestem pewien, że sama lepiej wiesz, co powinnaś zrobić. Niemniej będzie mi brakowało twoich komentarzy, twojego spojrzenia na dany tekst, które zawsze bardzo ceniłem.

Trzymaj się. :))

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Robecie!

Przeczytałem całość i przyznam, że nie wiem, jaką historię chciałeś opowiedzieć. Niby coś się wyjaśnia w „2/3”, ale dla mnie to za mało. Może to nie wina tekstu, tylko moja.

Mnie lekturę najbardziej utrudniały statystyczne, szczegółowe opisy przyrody, otoczenia, głównej bohaterki, bohaterów drugoplanowych i majaków(?). Domyślam się, że taki był zamiar, że chodziło ci o immersję, ale jest tego za dużo. Do tego budujesz zdania, które nie do końca mają sens lub są po prostu niepoprawne, jak choćby tu:

Jak zahipnotyzowana, wpatrywała się nieustannie w dal, gdzie aksamitną, wirującą ciemność, która w tym momencie zabłysła na chwilę boleśnie niebieskim światłem.

Pierwszy przecinek jest niepotrzebny. Potem, po „gdzie”, masz błędnie odmienione słowa. Dalej niepotrzebne „która w tym momencie”. Do tego, w jaki sposób ciemność zabłysła? Może coś błysnęło w ciemność?

Ryk pędzącej apokalipsy ucichł

Ryk pędzącej katastroficznej wizji?

Gejzery posoki strzelają w górę, liżąc i paląc wszystko na swej drodze.

Krew strzela do góry (skąd? z rzeki?) i jednocześnie liże (co? jeśli strzeliła do góry) i pali… Czy krew może coś palić? Nie wspominasz, aby była to jakaś specjalna krew.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Czyli tak, jak przypuszczałem czytać, pisać, czytać… Dzięki za odpowiedź.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Dziękuję za komentarz, reg. :)

 

Tarnino, poprawiłem, co tylko umiałem i mam nadzieję, że nie narobiłem nowych błędów. :P Tak swoją drogą, czy masz jakiś sposób, który ułatwia wyłapywanie takich błędów, czy to przede wszystkim doświadczenie. I czy możesz się nim podzielić, o ile to nie jest ścisła tajemnica?

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

…masochista XD

Czego się nie robi dla sztuki?

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Kurczę, nie nadążam z odpisywaniem. :)

(zwłaszcza literówki!)

Na wyłapywanie literówek (przynajmniej jakiejś części) znalazłem pewien sposób. Katuję się Ivoną.

A kto wybrał ten moment, hmm? ;)

Przyznaję się bez bicia. Tylko wiesz, był styczeń, szaro, zimno, ciemno, a ja sam pomiędzy czterema ścianami w moim przyciasnym pokoiku, wisielcze myśli same cisnął się do głowy, stąd i taki nastrój tekstu i wybór wydarzeń. No, ale przynajmniej na koniec był ogień.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Tarnino!

Dziękuję pięknie za wskazanie, hmm, potknięć i rady. Obawiam się jednak, że ja tekst czytam zbyt wiele razy, zapamiętuję go i przez to tracę uwagę. Pomijam to, że o wielu niedociągnięciach z powyżej wymienionych nie miałem dotąd pojęcia, a pewnych kwestii wciąż jeszcze nie czuję.

Co do reszty, bądź co bądź, to tylko krótki tekst napisany pod wpływem hasła “Tu był las”. Starałem się w nim zaznaczyć pewne tendencje, ale, no cóż, wyszło, jak wyszło. Jest depresyjny, bo dzieje się w takim, a nie innym momencie dziejowym, poza tym staram się nieco odejść od tekstów humorystycznych, którym zapewne można więcej wybaczyć.

Dziękuję raz jeszcze za łapankę. Tekst postaram się poprawić w najbliższym czasie. :)

 

Cześć, Irko!

Z założenia książę odpuszcza, bo stracił nadzieję, wolę walki, nie ma pomysłu, jak przeciwstawić się ludziom. Może jedynie patrzeć, jak jego kraj jest niszczony.

i co to właściwie znaczy dla Ziemi i tych, co jeszcze na niej pozostali?

Czy masz na myśli pożar na tak wielką skalę?

W ogóle mam wrażenie, ż trochę za dużo zostało Ci w głowie.

Pewnie tak, raz że limit znaków, a dwa za tekst jest odpowiedzialna wena, którą potem starałem się skorygować. Opowiadanie pisałem głównie dla zabawy, ale doszedłem do wniosku, że powstało coś ciekawego, to pomyślałem, że wstawię, bo na portalu mam tylko jeden krótki tekst. A dziełko to, mimo wszystko, oddaje  mój styl pisania.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, krarze!

Zaprezentowałeś tu fajny, lekko humorystyczny styl w połączeniu z ciekawą narracją. Lubię takie rzeczy. No i ładnie poprowadziłeś fabułę, chociaż nie powiem, aby mnie ona urzekła. Pewnie kwestia gustu.

Za minus uważam, genezę klątwy, liczyłem na coś, hmm, bardziej pomysłowego. Poza tym jakoś mało przekonuje mnie zdrada nadwornego maga. Tak mnie ona zaskoczyła, że musiałem czytać ten fragment drugi raz. Ale zaskoczyła w takim sensie, że jakby nie widzę do niej, tej zdrady, wielkich podstaw. Ja wiem, że inkwizycja i tak dalej, ale może przydałoby się coś bardziej osobistego?

Padał lekki, chłodny deszcz ale

Zabrakło przecinka przed "ale".

obserwowała w króla

Niepotrzebne "w".

 

I na koniec tak się zastanawiam, dlaczego mag nie rozpoznał płci dziecka prawdziwej królowej. Piszesz, że królowa przewiduje, że będzie to chłopiec, a przecież pewnie mogliby sprawdzić. Choć w sumie nie wiem, czy miałoby to istotny wpływ na fabułę.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Krokusie!

Dzięki za komentarz i wskazane błędy.

Tak, ogólnie zamysł był taki, żeby przedstawić naturę w nieco innym świetle. Jako tę, która przegrywa walkę o byt z człowiekiem, bo jest pozbawiona rozumu. Chciałem napisać coś innego, niż “zły człowiek niszczy dobrą przyrodę, a potem przyroda daje mu kopa w rzyć”. Rzecz jasna jest to krótki tekst, w którym pewne koncepcje istnieją tylko w formie szczątkowej. Mocno liczyłem tutaj na intuicję czytelnika i wydaje mi się, że słusznie odczytujesz tekst. Zgadzanie się zaś na szczęście nie jest obowiązkiem.

Widzę tu potencjał, że Chiron uważał jakoby złamał Mistrza, a jednak to Mistrz złamał jego.

Masz rację, nie ma to uzasadnienia w tekście, bo też Mistrz dążył do czegoś innego, co starałem się zaznaczyć.

 

Cześć, BlackSnow!

Wielkie dzięki za komentarz i klika. Tekst miał właśnie stać głównym bohaterem. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Będę się upierał, że trochę fantastyki jest, ale cel był– low fantasy.

Tak właśnie myślałem, ale pomarudzić trochę trzeba. :P

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, GreasySmooth!

Fajne opowiadanie, które dobrze się czytało. Podobał mi się styl prowadzenia fabuły i bardzo spodobała mi się pierwsza opowieść Akisa, w szczególności motyw ze zwierzętami oddającymi jakąś część siebie bohaterowi. Zabrakło mi natomiast istotnych elementów fantastycznych, chociaż opowiadanie i bez nich sobie nieźle radzi.

Znalazłem jedną literówkę:

swój posiłęk

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Koalo!

Dzięki za wskazanie błędów i komentarz.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, M.G.Zanadro!

Dla mnie brzmi to jak groźba. Wyciągać nogi kojarzy mi się ze śmiercią, z kopnięciem w kalendarz. – subiektywne odczucie.

To by się zgadzało, Książę raczej nie jest zadowolony z elfa, aczkolwiek nie jest też tak, że jest mu zupełnie wrogi.

Ile miał rąk?

Mój błąd. To, że nie ma jednej ręki dodałem dużo później i potem jakoś nie wyciągnąłem z tego konsekwencji.

 

Dzięki za wskazanie błędów i opinię.

Chciałem zamknąć w krótkim tekście opowieść oraz stworzyć iluzję pewnej głębszej wizji świata, dodatkowo ograniczał mnie konkursowy limit znaków, być może stąd takie wrażenia.

 

Cześć, reg. Melduję, że zmieniłem oznaczenie. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Ważne, żeby się nie poddawać i pisać dalej, a wydaje mi się, że masz potencjał, by napisać coś fajnego. Ja męczyłem się kilka lat, nim stworzyłem coś, co przypadło innym do gustu.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Młody pisarzu!

Po pierwsze, tekst czytało się całkiem sprawie i chyba nie ma on większych usterek, ale nie zwracałem na to szczególnej uwagi.

Po drugie, według mnie momentami niepotrzebnie wdajesz się w dygresje (spostrzeżenia dotyczące chmur, nawiasem mówiąc całkiem ciekawe) i opisujesz szczegółowo zdarzenia mało istotne dla fabuły (walka z garbaszami (całkiem fajna nazwa)). Takie zabiegi sztucznie rozciągają tekst i nużą.

Po trzecie, choć masz ciekawe pomysły (wielki orzeł, czarna mgła, czy też pomoc za zostanie uczniem), to sama historia okazuje się bardzo prosta i sprowadza się do konfliktu dwóch magów, przy czym o samych magach wiemy niewiele i konflikt ten, przynajmniej we mnie, nie wzbudził większych emocji. Boli troszkę również, że główny bohater później zostaje sprowadzony wyłącznie do roli obserwatora.

– Mogę? Hmmm, tak… Ale chcę czegoś w zamian. Pójdę walczyć z mgłą, lecz ty zostaniesz uczniem osoby, którą ci wskażę. Nie odejdziesz, dopóki ci nie pozwolę. 

Will był bardzo przejęty. Nauka u Władcy Światła?

Zdaje mi się, że z wypowiedzi maga nie wynika, że będzie to nauka u Władcy Światła, to może być ktokolwiek.

Jeśli dotarłby szybko Władcy Światła, może udałoby się uratować wioskę.

Zgubiłeś „do” przed Władcą.

Po kilku godzinach podróży dotarł do przepaści.

Zdaje mi się, że „nad” przepaść. „Do” przepaści raczej się wpada.

Władca Światła podszedł do przedmiotu, nałożył na prawą dłoń dziwnie wyglądającą rękawicę, podniósł kryształ i rzekł:

– Jutro spalę to plugastwo, które zaćmiewa umysły.

Czy on chce spalić kryształ?

 

Cóż, tyle ode mnie. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Hej, EvilMorty!

Według mnie całkiem przyjemny fragment. Styl masz dobry. Nie dostrzegłem większych błędów, ale nie zwracałem na to szczególnej uwagi. To, co mi nie pasowało, to po pierwsze początek, który zbyt streszcza fabułę. Po drugie, niektóre dialogi bohaterów brzmią tak, jakby były napisane, a nie powiedziane. Jak na przykład tutaj:

Konie się spłoszyły, wskoczyły do lasu, wóz wpadł na drzewo, a potem poleciał do rzeki, a konie w międzyczasie się zerwały.

Zgadzam się również z uwagami Drakainy, aczkolwiek z racji tego, że to fragment, założyłem, że autor wciąż ma okazję to wyjaśnić. Na rozliczenie przyszedłby czas dopiero przy pełnoprawnym opowiadaniu.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, BarbarianCataphract!

Opowiadanie czytało się sprawnie, co jest dużym plusem. Historia opowiedziana jest poprawnie, nie da się w niej pogubić, co też uważam za plus. Jednak sama historia jest dość prosta i jak na horror, mnie raczej śmieszyła. Chłopiec vege jedzący mięso, wujek lubiący chłopców. No, nie wiem, może mam dziwne poczucie humoru.

Pozdrawiam. :) 

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Suzuki M.

Dziękuję pięknie i życzę udanego weekendu. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Hej. Dałem takie imię, bo bardzo interesuję się cywilizacją lechicką. Też jestem ciekaw, ale na razie wena nie przychodzi. Dzięki i pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Dzięki za komentarz. Gadające konie dałem sobie na razie na wstrzymanie. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Hej, ANDO!

Dziękuję, kłaniam się.

Na koniec zaserwowałeś mega tłist, nie spodziewałam się, że smoki będą biły się z krasnoludami.

Sam siebie tym zaskoczyłem.

 

Cześć, bjkpsrz!

Dzięki za komentarz. Myślałem nad tym, ale gdybym dał tam przecinek, to byłby to jakby celowy błąd, a starałem się być w miarę autentyczny.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Reg, te owoce to stąd, że bardzo lubię herbatę owocową i piłem właśnie herbatę i mnie wena podeszła i wylała się ze mnie.

 

Dziękuję gadająco głowo faraona, twą opinie za zaszczyt sobie poczytuję.

 

Timonie, skłaniam się w podzięce.

 

Dzięki Koalo, nie kłamiąc, przeczytałeś już moje magnus opium więcej razy niż ja sam. Jestem poruszony.

 

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, po pierwszym akapicie (no gdyby odjąć parę cm) poczułem się jakby to było o mnie, a po ostatnim to już zupełnie.

Świetna opowieść i ten plot świst na koniec, aż nie wiem, co na pisać. ********************************************************************************************************

Ps: ten skopiowany opis gladiusa z encyklopedii przypomniał mi stare, no, nie aż tak bardzo, dobre, no, też tak średnio bym powiedział, czasy. Aż się wzruszyłem ze śmiechu. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Dziękuję za jakże konstruktywnie skonstruowane merytoryczne komentarze.

 

Krokusie, ja chciałem być bardziej subtelny i zostawiłem pole czytelnikowi gwoli wyobraźni. Ale obiecuję, że w dalszych woluminach będziesz miał kupę seksu tak jak lubisz.

 

Ola Guard, mnie bardzo zależy na oryginlności dlatego nie czytam żadnej prozy. Też bardzo bym chciał grę, mógłbym napisać scenariusz i w nim zagrać. Dziękuję i też pozdrawiam.

 

Kronosie.maximusie, widziałem w życiu wiele giwer, ale takiej jeszcze nie. O.o Może polepszysz ocenę jak napiszę kolejny rozdział, tam postaram zaskoczyć się bardziej.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Nie przepadam za star warsami, ale to mi się podobało. Może dlatego, że jest bardziej dorosłe. No i Lola jest dużo lepsza od gwiezdnych mieczy, no bo sama nim przecież może być. Pisz dalej i nie przejmuj się hejterami, bo widać, że naprawdę masz głowę pełnom pomysłów.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

No cóż, niektórzy już tak mają, sami nie wiedzą, czego chcą, to i klasztor nie wydaje się im być złym pomysłem.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Dzięki, Finklo. 

Fajnie, że znalazłaś czas, aby przeczytać. Cóż, kiedyś miałem problem, by zapisać choćby kartkę, a obecnie jestem zbyt “rozgadany”. Może z czasem mi się poprawi.

Niezbyt bystry ten Ludomir. Mówią mu drukowanymi literami, że się kochają z dziewczyną, a ten dalej nic nie kuma.

Nie wiem, czy to istotne, uwaga lub żart, ale przyznam, że nie rozumiem. :P

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

No cześć. Fajne to było i z czymś mi się kojarzyło serio zapomniałem z czym. Lubię piramidy więc i to mi się podobało. I to poczucie humoru bardzo mi pasowało. A te dialogi:

– Szukam żony – rzekł Łowca.

Stary oplotł wzrokiem wydmy piasku, gdzie od tysięcy lat nie stanęła ludzka stopa a najbliższa oaza istniała tylko w legendach.

– Zaiste, możesz mieć z tym problem. Sugeruję ogłoszenia towarzyskie.

dla mnie bomba.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Witam, fajne to nawet, choć trochę mi się nie podobało. Urywasz tekst w najlepszym momencie, a ja chciałbym wiedzieć co było po tym gdy (zapomniałem imienia xD) się obudziła i w ogóle, bo to mi się bynajmniej wydaje być bardzo ciekawe. Także daje 5 z plusem na zachętę i ślicznie pozdrawiam. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, BarbarianCataphract!

Zaznaczę na początku, że nie czytałem twojego pierwszego tekstu, a czytając ten, nie czułem się zagubiony, co jest jak najbardziej na plus.

Świat, który kreujesz, jest ciekawy i ma potencjał, by na jego bazie stworzyć ciekawą opowieść przygodową, a twój styl jest całkiem w porządku i pewnie z czasem będzie tylko lepiej, ale…

Ale teraz trochę ponarzekam.

Według mnie największą wadą opowiadania jest intryga, a raczej jej brak. Całość opiera się na tym, że bohaterowie mają coś zrobić i dokładanie to robią. Zabrakło mi tutaj zaskoczenia, czegoś, co by pokazało sprawę z innej strony, budowania napięcia, itd. Jedyny tak moment „mieszający” w całości to spotkanie z pastuszkiem, ach, no i dziwne zachowanie zjawy. Ale w ogóle tych wątków nie rozwijasz.

Przez co mam wrażenie, że nie dostałem całej opowieści, że to tylko początek czegoś większego. Wpływa także na to fakt, że z czwórki bohaterów wykorzystujesz tylko dwóch. Czy nie lepiej byłoby, gdyby od początku na wyprawę wyruszyła tylko ta dwójka? A ten trzeci mężczyzna, ot choćby i w tajemnicy podążał za nimi i pilnował? Oczywiście, to tylko moja sugestia. Ale raz, że nadałoby to fabule większej złożoności, a dwa pomogło pozbyć się dużych partii tekstu.

Bo tak. Uważam, że tekst jest rozwleczony, aczkolwiek nie zmęczyłem się przy czytaniu. Zamieszczasz wiele rozmów, czy opisów, które mało wnoszą do opowiadania. Proponowałbym, zamiast tego w dialogach starać się przedstawić założenia świata i samej historii. I unikać zamieszczania tego w narracji. Ja odnosiłem czasami wrażenie, jakbym czytał ustęp z podręcznika do historii, niż opowiadanie.

I na koniec coś, co mi się nie podobało, ale dałoby się to obronić, czyli zbyt nowoczesny język. Chodzi mi tutaj o takie słówka jak: facet, dane, fan, przeanalizować, etc. W tym przypadku zabija to według mnie klimat, bo opowiadanie pisane jest raczej na poważnie, a nie z nastawieniem na humor. Ale, jak wspomniałem, dałoby się to obronić, bo bohaterowie, o ile dobrze pojmują, są „poza” czasem. Samo zaś opowiadanie jest pisane jako list przez jednego z nich(?).

Na kwestie historii nie zwracałem uwagi, bo odniosłem wrażenie, że nie jest ona dla ciebie najważniejsza i traktujesz ją drugorzędnie, raczej po to, żeby zaznaczyć, że to przeszłość, ale bez większych konsekwencji. A szkoda.

 

chwilę przed spaleniem Rzymu przez Nerona.

Czy sugerujesz tutaj, że narrator wie coś, o czym nie wiedzą historycy?

 

chwilą nękaumysły Baśniowców

Brakuje odstępu.

 

Najczęściej wytwarzane są przez Athánatoi, czyli humanoidalne stworzenia, które powstają przez żywoty Świętych, Półbogów

W jakim sensie powstają przez te żywoty? Czy życie świętego w jakiś sposób stwarza Athanatoi?

 

po czym nachylił się bliżej Epillicusa. Polecił mu ręką, żeby mógł lepiej słyszeć.

„Polecił mu ręką” jest zbędne.

 

To wszystko docierało do Epillicusa, niemogącego za żadne skarby nie mógł zmrużyć oka.

„Nie mógł” jest zbędne.

 

trzymającą w ryzach wszelkie duchowe sprawy wymiarów materialnego i niematerialnego.

Czy wymiar materialny może mieć duchowe sprawy?

 

i zanurzył się w przemyśleniach.

Raczej w myślach.

 

Większość mieszkańców wygląda jak żywe trupy, a żeby prowadzić nawet cztery sztuki tak dużych zwierząt, wymagana jest chociaż ponadprzeciętna siła woli, prawda?

Rozbawiła mnie ta wypowiedź. Pochodzę ze wsi i zdarzyło mi się wyprowadzać krowę. Wprawdzie tylko jedną naraz, ale z moich doświadczeń wynika, że krowa to raczej sama idzie i to dość spokojnie. Wieśniacy zaś żyjący z nimi na co dzień nie powinni mieć zaś problemu z wyprowadzeniem czterech naraz. Czy więc na pewno chodzi o brak ponadprzeciętnej siły woli, czy o zobojętnienie („żywe trupy”) lub strach?

 

I to tyle, co mam do powiedzenia. Nie było źle, ale myślę, że masz potencjał, by napisać coś znacznie lepszego. :)

Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Dziękuję, reg! :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, regulatorzy!

Dziękuję pięknie za wyłapanie tych wszystkich błędów i aż mi wstyd, za co poniektóre. Te literówki z “ł” to skutek nowej klawiatury, acz moja w tym wina, że tego nie wyłapałem, poprawiając tekst. Rzecz jasna, błędy już poprawiono (z wyjątkiem kilku, nad którymi muszę się zastanowić, a nie mam teraz zbyt dużo czasu).

Cóż może rzeczywiście nieco przesadziłem z ilością bohaterów i upchałem zbyt dużo pomysłów w jedno opowiadanie. :) Przyznam, że w ogóle o tym nie pomyślałem w trakcie pisania, ale będę miał tego świadomość w przyszłości.

Dzięki za odwiedziny. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Hej, Monspiet!

Według mnie tekst jest przeciętny. Masz wprawdzie pomysł na historię, ale właściwie go nie rozwijasz. Nie dajesz żadnych odpowiedzi, czy nawet wskazówek lub tropów by można było sobie samemu dopowiedzieć resztę. Dlaczego las żywi się krwią? Czy od zawsze tak robił? Co jeśli braknie mu ofiar? I przede wszystkim, dlaczego ci ludzie stamtąd nie uciekną? Po co się biją z tymi drzewami? Ach, no i czy ktoś prócz tych wieśniaków walczy z lasem? Król? Rycerze?

Początkowe sceny w kontekście całości są jakby urwane, wprowadzasz bohaterów, którzy czynią jakieś przygotowania, a potem i tak koncentrujesz się tylko na dwójce z nich, o reszcie zaś zapominasz. Co się z nimi stało? A potem skupiasz się na walce z korzeniami. Jak dla mnie to mało interesujące. Ja proponowałbym poszukać jakieś ciekawszej perspektywy by przedstawić wydarzenia. Choćby i Jakoba, który porzuca walkę przy “barykadach” (jeśli taka była) i rusza na pomoc swej kobiecie (w ciąży). Od razu rodzi to pewien konflikt.

 

Pisz dalej, poprawiaj błędy, a w przyszłości na pewno będzie lepiej, w szczególności, że jak zauważyli inni, opowiadanie ma pewne swoje zalety.

 

Pozdrawiam. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Alicello!

Dziękuję za komentarz i klika. Sam tego nie zauważyłem, ale masz racje, na pewno opisów przyrody jest tu więcej niż w poprzednich częściach i może za dużo jak na opowiadanie. Przychodziło to do mnie jakoś samo z siebie. Chyba zauroczyłem się w Czarnohorze (choć nigdy tam nie byłem) i dałem się ponieść fantazji. Zobaczę za jakiś czas, może coś uda mi się skrócić.

 

Hej, Asylum!

 

W porównaniu z częścią I i II postaci straciły swój koloryt, tj. cechy charakterystyczne – dlaczego?

Kiedy pisałem tę część miałem w głowie względem postaci dwa założenia: po pierwsze, rzecz dzieje się około dwunastu lat później niż część poprzednia i chciałem jakoś pokazać, że bohaterowie się zmienili; po drugie, nie chciałem się powtarzać, nie wiem, czy trafnie to ująłem. Chodzi mi o to, że gdybym postawił bohaterów przed jakąś sytuacją i rozwiązał ją w sposób podobny, to nic by to nowego nie wnosiło.

 

no i oś spinająca całość, której tu trzeba poszukiwać.

Konstrukcja fabuły jest tutaj inna niż w poprzednich dwóch częściach, ponieważ chciałem spróbować innego podejścia oraz w toku pracy fabuła sama zaczęła się tak porządkować, a ja za tym podążyłem. Całość zatem składa się z kilku wątków, które trochę przypadkiem przeplatają się i jakby jedna historia popycha drugą. Zrezygnowałem również z rozbudowanego tła (przeszłości), dlatego jest tutaj mniej zwrotów akcji, ponieważ chciałem się mocniej skupić na chwili obecnej, a nie na tym, jakby tu kolejna postać mogła coś dodać od siebie i namieszać w postrzeganiu całości.

Żeby było ciekawiej, mnie wydawało się, że ta historia jest bardziej przejrzysta i spójna niż dwie poprzednie, co do których wciąż nie mogę uwierzyć, że ktoś nie napisał, iż to nie ma za grosz sensu i logiki. Piszę poważnie, zresztą w pierwszej części żartowałem sobie z tego.

Rozumiem, że albo mi nie do końca wyszło, albo takie podejście do fabuły mniej ci odpowiada.

 

Jednakże gorąco zachęcałabym do przejrzenia całości i "ogarnięcia" jej

Myślę, że tutaj przydałaby się już „obca ręka”. Ja nim wstawię tekst, staram się go maksymalnie przyciąć, a i potem jeszcze przez jakiś czas zaglądam i poprawiam. Mimo to zapewne nie potrafię usunąć wszystkich zbędnych fragmentów, bo jestem do tego za bardzo przywiązany. Oczywiście zdaje sobie sprawę z potrzeby redakcji, bo co sprawia radość autorowi, dla czytelnika może być już nudnym laniem wody. :)

 

Ponawiam również zaproszenie do czytania innych forumowych opowiadań

Czytam opowiadania innych, tylko rzadko komentuję. Z kolei jeszcze więcej czytam komentarzy pod opowiadaniami. :)

 

Dziękuję za obszerny komentarz, uwagi i klika do biblioteki. :D

 

Witam, Koalo!

Fajnie, że wpadłeś tutaj i pod poprzednie opowiadania. Cieszę się, że ci się spodobało i nie był to zmarnowany czas. :)

Pewnie to nie będzie koniec i Renat przeżyje. 

Kto wie, co przyszłość przyniesie.

 

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Słowa gwarowe pochodzą z książki Ferdynarda Ossendowskiego "Huculszczyzna. Gorgany i Czarnohora".

 

bartka – toporek, ciupaga

didko – diabeł

keptar – haftowany na skórze kaftan bez rękawów

kraszenycie – wełniane na czerwono lub czarno barwione spodnie

mazanka – koszula wygotowana w łoju

niawka – czarcia dziewczyna, zjawa

sylanka – kolja z koralików lub bursztynów

terch – juki, wkładane na konie

ware – czyż, może, azali, zaiste

 

W opowiadaniu wykorzystałem także fragment sonetu Francesca Petrarki w przekładzie Jalu Kurka zaczynający się od słów: Che fai? Che pensi?…

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

To mnie zaskoczyliście. :)

 

Cześć, Alicello.

Dziękuję. O ile dobrze pamiętam, zastanawiałem się nad tym “coby”, ale nie znalazłem żadnej zasady, kiedy pisać łącznie, a kiedy oddzielnie. Może za mało szukałem.

 

Cześć, Misiu.

Cieszy mnie to, że się podobało. A dumny, choć nie wiem, czy to właściwe słowo, jestem z każdego komentarza.

 

Cześć, Tarnino.

Dziękuję za komentarz. A i pozwalam na kradzież. Im więcej osób się dowie, tym łatwiej ich zdemaskujemy. Reptylianie to przy nich małe nic.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, loulu!

Podoba mi się, co zrobiłaś z baśnią, chociaż zakończenie jest do przewidzenia. Czytało się całkiem fajnie, a że to krótki tekst, styl mi nie przeszkadzał.

Zasugerowałbym jeszcze jedną poprawkę: w pierwszym akapicie napisałaś "córka drwali", wynikałoby więc z tego, że żona drwala też była drwalem, czy taki był twój zamiar?

Pozdrawiam. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Hej, Anet. Dziękuję. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Witam szanowne jury i dziękuję za opinię ; na pewno przydadzą się na przyszłość. :)

Pozdrawiam serdecznie.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Gratulacje!

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Dzięki. Tak, kłótnia na forum ma swoje wady.

Również pozdrawiam! :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Hmmm… nie powiedziałbym, że bestialsko jest trzymać się kurczowo życia. Tyle siebie znamy na ile nas sprawdzono. Honorowa śmierć? Być może nie wszyscy w taką wierzą, zwłaszcza niewierzący.

Zgoda. Tylko że w tekście nie ma mowy, co i czy w ogóle ludzie coś obiecali w zamian krasnoludom. Ogólnie w tym zdaniu poszedłem trochę na skróty.

 

Przede wszystkim chodziło mi o to, że tekst podejmuje poważny temat, ale nie zagłębia się w szczegóły. Przez co dla mnie historia jest taka sobie. To tak jakbyś w szkole dostał za zadanie zobrazować taką a taką tezę, no i mamy. Napisane jest ładnie i w sumie tyle. :)

Z tym oburzeniem to troszkę przesada. Ja po prostu lubię się kłócić. :) Na tekst o bohaterach bez zmazy i skazy, zareagowałbym pewno podobnie. Nie sugeruję też, że teza “zwycięscy piszą historię" się nie sprawdza. Zresztą przecież i sromotna porażka może być zmitologizowana. A jeśli już jesteśmy w Rzymie, to ja “tych dobrych” raczej szukałbym pośród senatorów.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Hej, BasementKey!

Według mnie ot taka sobie przeciętna historia, w której przedstawiasz ludzi gorszymi, niż są, a idealizujesz inne rasy, a przynajmniej nie mówisz o ich niedoskonałościach (nie licząc krasnoludów, które są tak bestialskie, że wolą tworzyć broń dla ludzi, by ci mogli wszystkich wyciąć w pień, zamiast honorowo umrzeć; ciekawe zresztą, dlaczego krasnoludy wcześniej nie wynalazły takich technologii, by się móc choćby bronić?). Rozumiem, że opko jest krótkie, ale stawiasz w nim poważną tezę i słabo ją argumentujesz. A ja chciałbym wiedzieć, po co zła natura ludzka oszukuje samą siebie? By móc żyć spokojnie i dalej czynić zło?

 

W odpowiedzi napisałeś, że ludzie nie chcą władcy kata, ale czy ci ludzie nie walczyli w jego armii, nie wytwarzali broni, etc.? Z pewnością o tym wiedzą.

 

Ach, no i rzecz jak dla mnie żenująca, czyli gwałt na elfce. Doborowy oddział króla pastwi się nad biedną elfką, chociaż może mieć pewno wiele ładniejszych i chętniejszych panienek. A poza tym wyobrażasz sobie, co musiał czuć ten ostatni w kolejce? On pewno już nie wiedział nawet, co gwałci.

 

@Hej, Bruce. Ośmielę się z tobą nie zgodzić. Zauważ, że swoim stwierdzeniem ujmujesz wszystkich władców różnych ludów, kultur i religii na przestrzeni tysięcy lat! Przy czym ocenić ich poczynania możemy tylko poprzez własne poczucie moralności.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Finklo!

Przeszukałem wszystkie notatki, ale nie mogę znaleźć. Wydaje mi się, że nazwę utworzyłem od Ischii (Ischia). Jest to wyspa u wybrzeży Italii. Wiem, że z włoskiego będzie się inaczej czytało, ale to prawdopodobnie to.

Dzięki za kilka. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Dzięki, Fladrifie.

Bitwę pominąłem, bo dla mnie jest ona nieistotna. To tylko taki wabik. :p

Tekst na pewno dałoby się skrócić, ale wiesz jakie to trudne dla autora obciąć swoje wielkie dzieło. A i tak z wcześniejszej wersji wyrzuciłem coś około pięć tysięcy znaków.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Lupusie!

Dzięki za opinię. Przynajmniej ciebie opowiadanie nie znudziło. :)

Również pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Irko! Dzięki za odwiedziny.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Zorewaronie!

Przeczytałem i niestety niewiele z tego zrozumiałem. Lekturę utrudnia wykonanie, jak i to, że opowiadanie zdaje się osadzone w większej historii, przez co pada tu dużo nazw i pojawia się sporo postaci, które nic dla mnie, jako czytelnika, nie znaczą. Nie stosujesz dialogów, a tworzysz duże bloki akapitów, co również działa na niekorzyść.

W kwestii językowej nie jest lepiej. Umieściłeś hasztag “średniowiecze”, ale opowiadanie ze średniowieczem ma niewiele wspólnego. W szczególności, że średniowiecze to blisko 1000 lat historii! Które więc lata masz na myśli? Jest to ważne ze względu na anachronizmy, które w tekście często się pojawiają. Kilka przykładów: “kimono”, „ninja” (sam Azjata może byłby jeszcze do przyjęcia, ale musiałbyś podać, jak się tu (w Europie) znalazł), „tytoń'” (ten pochodzi z Ameryki), „metry” (jednostka wprowadzona do użycia za czasów rewolucji francuskiej), „admirał” (stopień marynarki wojennej nie istniejący w średniowiecznej Polsce).

Kilka błędów językowych i stylistycznych:

mężczyzny odzianego w srebrną rycerską zbroję

Mężczyzny w srebrnej zbroi. W zbroję się nie odziewa. Przymiotnik rycerska też zdaje się zbędny, „zbroja” domyślnie jest już rycerska.

Pot może i ściekał z niego wartkim strumieniami

Po pierwsze, fuj! Po drugie, pewnie musi dużo pić, bo szybko się odwadnia.

lica prędko zapełniły się uśmiechami

Lica, czyli policzki. Widziałeś kiedyś uśmiech na policzku? Jedyny, który mi przychodzi do głowy byłby bardzo bolesny.

mocno go trzymał i starał się uspokoić go kołysanką.

Trzymał go i śpiewał: Luli-luli-laj!

Przez te parę pozbawionych oddechu chwil, nikt nawet nie warzył się szepnąć.

Trudno jest szeptać, gdy się nie oddycha.

 

W tekście jest znacznie więcej błędów.

Ogólnie nie poddawaj się, korzystaj więcej ze słownika, więcej czytaj, w szczególności, jeśli chcesz pisać opowiadania osadzone w przeszłości, czytaj literature o tamtych czasach i z tamtych czasów oraz czytaj wielokrotnie i dokładnie to, co napisałeś .

Pozdrawiam. :)

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć, Charonie!

Przeczytałem i według mnie w tym fragmencie nie ma nic oryginalnego, a z każdego zdania zalatuje wiedźminem. Od początku do samego końca. Jestem nawet w stanie się założyć, że w wozach przewożą broń, bohaterowie pójdą zwiedzać elfie ruiny, a potem wrócą ocalić konwój. Postacie, humor, wątki poruszane w tekście, gdyby tylko podmienić nazwy byłby to fanfik wiedźmina.

W związku z powyższym trudno mi właściwie cokolwiek powiedzieć. Mogę tylko poradzić, byś spróbował napisać coś, od czego będzie czuć, że jest twoje. W inspirowaniu się nie ma nic złego, ale są jakieś granice. Polecam też napisać całe zamknięte opowiadanie, nie zaś fragment, te są niechętnie czytane, nigdy nie wiadomo czy autor napisze resztę i kto by chciał jeść niedokończone danie?

Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszych zmaganiach literackich.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Hej, Zanais!

Dzięki za przeczytanie i komentarz. Może następnym razem będzie lepiej.

Również pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Dzięki, Ślimaku Zagłady, za wyjaśnienia. Z tą funkcją to moje niedopatrzenie.

 

Cześć, regulatorzy. Dziękuję za odwiedziny i łapankę. :)

aby rzecz została opisana językiem, który nie usiłuje naśladować dawnej mowy.

O tym, dlaczego tak jest, wspominałem w pierwszym komentarzu.

Za SJP PWN: ksieni daw. «przełożona klasztoru żeńskiego» https://sjp.pwn.pl/szukaj/ksieni.html

Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

Ja słowo w znaczeniu księżna znam najprawdopodobniej z jakiejś książki, ale nie pamiętam już jakiej.

Wikisłownik podaje właśnie takie znaczenie, które pochodzi z Mały słownik zaginionej polszczyzny, Felicja Wysocka, Ewa Deptuchowa, Lexis, 2003, str. 114.

Dodatkowo także na stronie Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk słowo posiada takie znaczeniehttps://spxvi.edu.pl/indeks/haslo/60510

że jeśli my się nie ruszymy, cały nasz ogródek… → Na pewno ogródek, a nie gródek.

Wypowiedź nawiązuje do wcześniej użytego porównania.

 

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Nowa Fantastyka