Profil użytkownika


komentarze: 386, w dziale opowiadań: 44, opowiadania: 36

Ostatnie sto komentarzy

Doby tekst. Bardzo dobrze napisany, to raz. Konstrukcja też dobra, że się tak rozwija. Klimat jest, tempo też fajne.

 

Żeby było bardzo dobre zabrakło zaskoczenia większego na koniec, jakiegoś totalnego wykręcenia. Wiem, takie coś trudne, ale chodzi o to, żeby coś z nami zostało po lekturze, uczucie wstrząśnięcia – tu tego nie ma, bo od momentu, gdy Adam mówi, że ruda z nim została, wiadomo już, o co chodzi.

Niestety, mnie nie podeszło. Językowo miałem problem z niezrozumiałymi przejściami od suchego, telegraficznego skrótu do “poezji”, niekiedy przesadnej. Głowice jak martwe mewy spadały w szarą toń miasta. Dialogi również słabe. Np. to: – …niestety nie żyją. Ile? Cztery ciała. Zielone ludziki już tu były. Typowa egzekucja. Medykamenty? Zagrabione. Mieli pecha. Okropny widok. Tak. Bez odbioru. Kto powtarza do siebie pytania, zanim na nie odpowie?

 

Przede wszystkim jednak nie ma tu historii. Jest tło, raczej słabo zarysowane, i trochę scen jak z tortur w “Casiono Royale”. Jest związek, ciąża, ale nic z tym się nie dzieje, facet zbywa to jednym zdaniem. Co tu ma ruszać? Opisy bicia? Opowieści w tym brak, to ledwie jedna scena ucieczki, rozciągnięta mocno, podrasowana wspomnieniami o jakimś konflikcie.

 

 

Jest pióro, jest warsztat. Można pisać. Uwagę mam taką, że w tym dobrym pomyśle i ciekawym połączeniu kryminału i urban fantasy zabrakło… bohaterów. Tekst jest długi, sporo miejsca na wiele rzezy, a głównej bohaterki nie “widzimy” w ogóle jej w sytuacji innej, niż reakcja na główny wątek. Taka postać-nikt. Duszy przez to brakuje i tekst jednak się ciągnie. Trzeba ją wymyślić “jakąś”, pokazać ten urząd od codziennej strony, wprowadzić jakieś interakcje, może stałych petentów itp.

 

Generalnie też trochę bym zagęścił, bo w środku tekst wytraca nieco tempo. Ale waśnie – tu by pomogło danie innego życia bohaterom.

Dobre. I dobrze, że krótkie, bo przy większej objętości trzeba by już wprowadzać więcej historii, a mniej “statycznego obrazka”, tak ja tu – bo w sumie wartość historii bierze się z powolnego odkrywania tego, co już jest, a nie z ruchu/przemiany.

 

Czuję lekką naleciałość “Westworld”, ale to pewnie mnie się tylko kojarzy.

 

Generalnie i warsztatowo, i pomysłowo bardzo dobrze, tekst spokojnie mógłby iść do druku.

Jest tło dobre, cień dziwnego-ciekawego świata, są bohaterowie, ale… historii w sumie nie ma. To znaczy, jest przemiana, ale wszytko rozgrywa się szybko, w sumie sprawnie, więc brakuje tu dramatyzmu; ja nie czuje wysiłku Mistrza, trudu, z jakim się przełamuje, bo dzieje się to bardzo szybko.

 

Dobra historia musi mieć miejsce na oddech, musi mieć czas, żeby nas zaangazowac. To znaczy – historia oparta na emocjach. Bo opowiadanie oparte na idei nie musi. Ale tu jest inaczej – tu przełomem jest przełamanie się bohatera. Ale nam się tego bohatera ledwie szkicuje.

Dobre. Ale… może napiszę, czego mnie tu brakuje.

 

Brakuje mi świata poza tym ośrodkiem badawczym, brakuje mi życiorysów tych ludzi poza tym, co tu opisałeś. Nie bez powodu najlepsze teksty fantastyczne ostatnich lat mają naleciałości “obyczajowe” – weźmy Kena Liu. Ty wrzucasz nas od razu do ośrodka, pokazujesz małpy, i nigdy poza to nie wychodzisz. A szkoda. Bo brakuje tu fundamentów własnie jakiejś opowieści, rysów postaci poza ich funkcje w ośrodku – najbardziej cierpi “wiking”, który jest po prostu stereotypowym genialnym, ale dziwnym naukowcem.

 

Dobrze poprowadzony jest eksperyment, Tarzanem, Jane i szympansami można się przejmować. Ale jednocześnie ludźmi nie, ich dylematami nie, bo oni nie istnieją poza tymi kilkoma naszkicowanymi cechami, które dostajemy.

 

W skrócie: więcej historii w tej historii, nie tylko podkładka idei.

 

Widzę tu doświadczone pióro (sprawny język, dobra konstrukcja, nawet bardzo, w kontekście przeplatania obu wątków), ciekawą scenerię, ale albo brak dobrej opowieści, albo źle opowiedzianą historię pod względem dramatycznym. W skrócie: nie porywa.

 

Gdzieś w środku fabuła wytraca pęd, bo to, co pokazałeś na początku wystarczyło na jakiś czas, ale nie dołożyłeś niczego nowego, szedłeś za tymi wątkami (ku dość przewidywalnemu finałowi), aż w końcu historia wyhamowała, jakby tak bezwładnie. Tak jak wątek malarza jeszcze miał jakiś finał, tak już konserwatorów urwałeś i tyle.

 

Masz więc narzędzia, teraz pozostaje tylko kwestia tego, czy masz coś do opowiedzenia. To, że fabuła ładnie ci się układa, spina, a do tego możesz dorzucić trochę fajnej wiedzy o malarstwie jest super, ale co ponad to? Co zostanie po mnie z takiego tekstu w tydzień, miesiąc, rok po lekturze? Mozliwe, że przemawia przeze mnie znudzenie, jako że ja bardzo dużo czytam, zwłaszcza opowiadań, ale ja po prostu oczekuję przede wszystkim od historii nie tego, żeby była sprawnie opowiedziana, ale żeby była czymś wartym opowiedzenia. 

 

 

Fajne opowiadanie, zabawne. Aż tyle. Tylko tyle. Trochę przywodzi na myśl Lema, troszkę bardziej Douglasa Adamsa. Mam jednak wrażenie, że idziemy tu na pomyśle wyjściowym na absurdalnie drepczącą planetę (dobrym), brakuje jednak jeszcze czegoś, co wykręciłoby umysł w końcówce. Bo fabularnie mamy: jest planeta, jest taka a taka, jest dziwna, oto dwójka uciekinierów, którzy nam to objaśniają. Tu nie ma historii. I może nie trzeba by było, gdyby w finale wydarzyło się coś jeszcze (to zarażenie jest, ale nie ma odpowiedniej siły).

 

W skrócie: jest tu opowiadanie bez historii, czyli bez drogi skądś dokądś, dlatego opowiadanie trochę się urywa, nie czuje się zamknięcia, spełnienia. Tego brakuje.

 

Poza tym jednak docenię swobodę stylu, płynność, wizję.

Odbijam się tu od formy. Bo język jest poprawny, ale strasznie sztywny, suchy. W opisach bywa, że ma konstrukcję telegramu: krótkie, suche zdania w ciągu. W dialogach zaś potrafi położyć scenę, bo brzmi skrajnie nienaturalnie: “– Nie, nie, skończ! Jeszcze trochę i to przestanie być moja córka! – Ann skuliła się w sobie. – Nie chcę, żeby była taka jak ja. Spójrz na to ciało, pełne wszczepów i modyfikacji. Może teraz jestem fizycznie sprawniejszy od zwykłego człowieka, ale to zatruwa umysł! Ja nie miałem wyjścia, ale ona nie musi taka być…”

 

Cierpi na tym cała reszta, bo choć świat ciekawie wymyślony i oparcie na reklamach interesujące, to klimatu nie ma za grosz, a opisy takie, jak to, nie pomagają nam wczuć się w scenografię, bo brzmią jak dyktowane przez maszynę: “Po raz ostatni wypuściłem strumień śmieciowych plików, uwalniając umysł od natłoku treści obejrzanych i zasłyszanych reklam. Odczepiłem e-papierosa od złącza transferowego i przez chwilę lustrowałem podłużne urządzenie. Żar czerwonej diody słabł powoli, gdy kasowanie danych dobiegało końca. Schowałem przyrząd do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki.” (Swoją drogą, ten konstrukcji z “gdy” nadużywasz.)

 

Widzę też pewne problemy konstrukcyjne. Na przykład nie wydaje mi się, by otwieranie sceną poronienia było dobrym pomysłem, bo choć emocjonalne, to buduje zupełnie inny nastrój, niż resztą tekstu – lepiej tę tragedię schować niczym asa do rękawa i wyciągnąc go w lepszej chwili. Sam tekst raczej potrzebowałby sceny akcji na otwarcie, czegoś jak w nowych Bondach, gdzie zanim przejdziemy do treści JB musi kogoś gdzieś pogonić to ładnie buduje tempo, a dobrze porozrzucane informacje o scenografii, skromne, pomogłyby ciekawie wprowadzić ten świat.

 

Rady: duzo czytać i słuchać, bo czepiać się moge przede wszystkim braku “ucha” do rytmu tekstu. Każdy dobry tekst ma odpowiedni rytm, płynie. Mistrzem jest w tym Gaiman, świetny też choćby Peter B. Brett. Polecam może posłuchac audiobooków, bo to uczy bardzo rytmu – ale nie słuchowisk, tylko czytanych przez jednego lektora.

Bo audiobooki to przyszłość, co widać po światowym, ale i polskim rynku książki: podczas gdy nawet sprzedaż ebooków zaczęła spadać, audio od kilku lat rok w rok rośnie po 30%. I ściąga do książek tych, którzy dotychczas raczej ich unikali: mężczyzn z grupy 25-35.

 

Poza tym, Storytel to też niemożliwa do opisania przyjemność pracy ze mną jako redaktorem, już od etapu planu tekstu. A, no i ten, jak mu tam, Cetnarowski też pomaga;D

A to się nie pogryzie z publikacją na łamach antologii?

 

Ja chcę cały serial, 10 odcinków, w sumie na 500k znakow. Jak dla mnie to tutaj może być osią/jednym z rozdziałów/pilotem itp. Przeca wszyscy tu marudzili, że za mało, za mało tła, za duży świat wciśnięty w zbyt krótkie opowiadanie. No więc ja chcę całej historii;]

Świetne. Niech za moją ocenę najlepiej posłuży to:

 

Napisz na marcin@storytel.pl, rozpisując tę historię/opowieść w tym świecie na 10 odcinków serialu SF (po około 50k znaków każdy). Chcę dobrego SF, politycznego, o mediach, efektownego w warstwie S, ale “trzymającego rzeczywistość za jaja” w warstwie F – czyli właśnie mówiącego o współczesnych mediach, polityce, internecie. Chcę “House of Cards” + “The Expanse” + “Modyfikowany węgiel” + “Newsroom”.

 

Daj mi to w synopsisie, a potem w odcinki pilotowym, a kupię od ciebie serial i nagram go w ramach Storytel Original.

 

Zacznij od synopsisu właśnie, czyli opisu każdego z 10 odcinków, tak po 1000-2000 znaków opisu na odcinek.

 

Oczywiście jeżeli interesuje cię wydanie tego jako serialu audio;]

Nie porwało mnie. Sama historia ma potencjał, ta absurdalność nieraz generuje zaciekawienie, jednak odbiłem się od prób humorystycznych w dialogach, bo były – według mnie – po prostu słabe.

 

Można się tu odbić od tego, że jest warstwa science, ale mało fiction. Popracowałbym nad tym, by była też jakaś opowieść, bo bez tego w środku gdzieś tak ma się odczucie czytania już nie tyle fikcji, co artykułu popularnonaukowego.

Zaczyna się bardzo ciekawie, ale potem jest już górki.

 

Pierwszym najsilniejszym elementem tego tekstu jest wizja przyszłości. Udało się tu odnaleźć oryginalność we wtórności, w sensie, że to nie jest nic zaskakującego, tak sterylno-aplikacyjna przyszłośc, ale szczegóły się liczą i sposób podania i to było BARDZO ciekawe.

 

Drugą siłą był wątek miłości w takim środowisku, nie dośc, ze między człowiekiem a klonem, to jeszcze on i te jego apki. To było super.

 

I od wszystkiego tego odchodzimy w momencie ucieczki. Zaczyna się już wtedy mało interesująca historia o Strefie, potem trekking, no i finał, który finałem w zasadzie nie jest, bo łączy wprawdzie rozerwany wątek, ale satysfakcji nie daje.

 

Zawiodła więc fabuła. Był pomysł na tło, pewnie i Strefa by się broniła, gdyby wpleść w to właśnie dobrze prowadzony, ciekawy wątek miłosny.

Mam problem z długimi tekstami zbudowanymi na absurdzie. Bo jeżeli jako czytelnik mam być zainteresowany przez dłuższy czas, to samo stałe stężenie absurdu nie wystarczy, ponieważ po jakimś czasie się na nie uodparniam. Albo więc trzeba pisać teksty krótki, z dobrymi puentami, które ładnie i zaskakująco spinają założenie historii, albo podbijać stawkę. I tego drugiego mi tu zabrakło – bo chyba lepiej w takich historiach bawić się w stopniowe spadanie w króliczą norę, potęgowanie absurdu krok po kroku, tak że bohater i czytelnik są coraz bardziej zakręceni.

Świetnie zrobiła to w tekście o konferencji w “Opowiadaniach bizarnych” Olga Tokarczuk – polecam.

Świetnie robił to i Lem w “Kongresie futurologicznym”, zwiększając prędkość nieprawdopodobieństwa krok po kroku, tak że na koniec wirowaliśmy już szalenie razem z nim.

Zabrakło mi więc tu zmiany tempa, zbytnia jednostajność była, a w efekcie znudzenie i pod koniec wyglądanie finału.

Problemem jest tu tez chyba brak zakotwiczenia w czymś realnym. Bo tu od początku wszystko rozchodzi się o cele absurdalne, o istnienie/nie istnienie krzesła, o klub. Tymczasem Tokarczuk oparła całość na prostej fabule chęci dotarcia na konferencję, u Lema zaś mieliśmy zamach terrorystyczny i ucieczkę. A więc przydałoby się pod te nieprawdopodobieństwa wylać fundament rzeczywistości.

Dobre opowiadanie. Albo inaczej: świetny warsztat, dobry pomysł, ale do historii, a raczej jej braku mam uwagi.

 

Uwaga jest taka, że tu objętość przerosła pomysł i formę. Bo jednak tekstom opartym na absurdzie czy humorze zwięzłość służy (nawet najlepszy żart w końcu się zużywa), a jeżeli chcesz opowiadać de facto bez opowieści, z luźnymi wątkami bujającymi się to tu, to tam, to jasne, rób to, to ma swój urok… ale jeżeli piszesz tak długi tekst, to jednak fakt, iż to donikąd de facto nie zmierza zaczyna czytelnika nużyć. Bo mnie się ten tekst podobał bardzo, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że dajesz mi tylko więcej tego samego, a ja już dostałem tyle, że jesteś syty.

 

Niemniej styl bardzo dobry, świetne czuje języka, zwłaszcza w dialogach, więc tylko fabułę wymyslić i można publikować.

Dobry tekst, naprawdę dobry. Przede wszystkim robi to, co powinno robić dobre opowiadanie grozy: od początku wywołuje niepokoj, uczucie, że coś jest nie tak, jakieś takie mentalne swędzenie – i to intryguje, hipnotyzuje wręcz i sprawia, że chce się czytać. Dobrze, że karty nie zostały wcześnie odkryte, dobrze, że zakończenie otwarte, bo tak to się robi, nie daje się odpowiedzi, żeby nie zabić tego uczucia niepokoju, nad którym się tyle pracowało.

 

Nie olśnił mnie tylko ten tekst językowo, bo choć poprawny i absolutnie nie przezroczysty, to jednak to nie poziom Raka czy Brzezińskiej, a tego tu zabrakło do wielkości.

 

Gdybym dostał taki tekst na skrzynkę, trochę byśmy go wygładzili językowo, może odrobinę doszlifowali finał, żeby wciąż nie dawał odpowiedzi, ale był jasny, i można by drukować.

Chyba będę w opozycji do zdecydowanej większości, bo ja w tym tekście widzę sporo wad.

 

Podoba mi się sam pomysł, gorzej z wykonaniem. Spróbuję jakoś usystematyzować:

 

  1. Słabe otwarcie. Brak “haczyka” – nie można zakładać, że czytelnik to coś danego, trzeba o niego walczyć, otworzyć z przytupem, tymczasem napięcie w tej historii jest raczej płaskie, z początku w ogóle nie ma. Mamy wprawdzie info o zaginięciu, ale to obecnie mało, bo ktoś ginie w co drugiej książce, więc to nie działa.
  2. Język z kategorii tych “no ok, nawet poprawnie”, ale w zasadzie nic nie wnosi, momentami dziwne błędy w konstrukcji, dające quasi-komiczny efekt (”Kacper usiadł na podłodze ze łzami w oczach.”) W dialogach jest bardzo płasko, no są, ale emocji już brak, nie czuje się uczuć między Lilianą a narzeczonym.
  3. Jest przemyślana konstrukcja i akcja ładnie idzie od punktu do punktu, nie meandruje, nie gubi się, co jest plusem. Ale z drugiej strony: te kolejne zwroty akcji raczej leniwie wymyślone (para w lesie wprowadzona po to, żeby potem bohater mógł wpaść na kochanka i męża; w nowym świecie idealnie trafia do księdza, potem do babki i już jest we wszystko wprowadzony). Dziwnie też przesunięta jest wag tekstu: bardzo powoli się to rozwija, snujemy się długo na początku, zanim bohater wejdzie w obraz, ale gdy to już się stanie, to hop-siup, jest ksiądz, jest babka, jest wesele, ratujemy Majkę, ratujemy Lilianę i w nogi. Zwłaszcza sceny an weselu strasznie pośpieszne, bez dbania o atmosferę zagrożenia, o napięcie właśnie, wszystko idzie łatwo, a jakiekolwiek przeszkody są pokonywane momentalnie.

Podsumowując: widzę potencjał, bo historia poukładana i ma ciekawy pomysł wyjściowy, ale brakuje tej warstwy ludzkiej, obyczajowej, która nadałby temu wszystkiemu prawdziwej wagi. W ogóle pominięty jest wątek życia z utratą kogoś bliskiego, między bohaterem a Lilianą nie widać żadnego uczucia. Inna rzecz, że od tekstu z malarstwem na pierwszym planie chyba jednak oczekuje się bardzo dobrego opisania tego malarstwa, plastycznego języka, oddania niezwykłości tych obrazów – tu tego brak.

 

Rady:

Gdy w głowie zaświta pomysł na fabułę tekstu, na fantastyczne podłoże, polecam ten pomysł spisać i go odłożyć. Następnie wymyślić do niego opowieść o ludziach, wymyślić tych ludzi, zastanowić się PO CO chcę opowiedzieć tę historię – tylko po to, by napisać o wchodzeniu w obrazy? Tutaj najbardziej zabrakło mi relacji bohater-Liliana, wysiłku, by zbudować ich związek dla nas, byśmy czuli stratę i cieszyli się z ponownego połączenia.

@kam_mod

 

“NF” w poprzednich latach dominowała, bo nie było tak rozwiniętych mediów społecznościowych, które pozwalają bardzo efektywnie promować własne teksty do nominacji. Jak pisałem, ostatnie lata pokazują, że – obok dużych nazwisk, jak Wegner, Piskorski, Kańtoch czy Ćwiek – na nominację liczyć mogą w dużej mierze ci, którzy o te nominacje zabiegają. Pamiętacie, gdy Ćwiek raz ostro zagrał o nominacje? Ile miał wtedy tekstów nominowanych, ze cztery? Darda i jego książki wytyczyły ścieżkę, potem był “Obcy” Szpaka, który miał nawet własny fanpage poświęcony akcji nominowania go do nagrody.

 

Obecnie nie liczy się to, ile osób dany tekst przeczytało, ale ile osób uda się zmobilizować do głosowania.

Wtrącę:

 

ZAJDLE:

 

Moja teoria jest taka, że “NF” szkodzi… ilość tekstów. Bo ich ukazuje się bardzo dużo, więc głosy się rozjeżdżają. Jak myślicie, dlaczego na ten przykład, gdy ukazywał się pierwszy zbiór opowiadań z Meekhanu Roberta M. Wegnera Powergraph wrzucił tekst/dwa do sieci? Bo raz, że można się zapoznać, ale dwa – to pewne wskazanie, które pozwala skoncentrować głosy, które normalnie rozłożyłyby się między kilka opek. “NF” natomiast samo z siebie nie “pcha” żadnych tekstów pod Zajdle, nie wskazuje, co byłoby najlepsze. Zakładam, że gdybyśmy tak robili, gdyby Michał np. wskazał swoje TOP 3 roku, to przełożyło by się to na nominacje (zauważcie, że gdy mieliśmy ostatnio konkurs na 30-lecie, nominacje dla nagradzanych tekstów były). Tak samo działa to z antologiami: dany autor czy autorka mogą opublikować w danym roku kilka tekstów porozrzucanych po pismach, ale nominację pewnie dostanie ten z antologii, bo tam jest mniej tekstów niż w roczniku, więc ludzie łatwiej podejmują wybór, na co głosować (mimo że będzie ich mniej, niż czytelników “NF”).

 

Jeżeli spojrzeć na nominacje z ostatnich dwóch/trzech lat, zauważycie, że te trafiają w większości do ludzi o te nominacje jakkolwiek zabiegających, aktywnych w społecznościówkach itp. Taki mechanizm plebiscytu.

 

OPINIE REDAKTORA:

 

Doskonale rozumiem pragnienie wielu początkujących autorów i autorek, by na ich teksty spojrzał profesjonalista i doradził (dlatego przy konkursach nalegałem na dokładanie opinii do odrzuconych tekstów). Ale. Ale to nie jest zadaniem Michała. Michał ma wybierać teksty do “NF” i “FWS” i nad nimi pracować. Wszystko inne to dodatki, za które nikt redaktorom nie płaci (podobnie za organizowanie konkursów na opowiadania) i na które nikt nie daje nam dodatkowego czasu. Tymczasem odnoszę niekiedy wrażenie, że wiele osób sądzi, że “NF” prowadzi warsztaty literackie.

Takie warsztaty, czy właśnie regularne opinie od redaktorów, to byłaby sytuacja idealna i przez nas samych pożądana. Nie jednak w takich okolicznościach: “NF” to ani dla mnie, ani dla Michała nie jest główna praca, nie jest to etat, na który poświęcamy większą część dnia, ale zadanie dodatkowe. Ja sam chętnie bym poczytał i teksty polskie i podzielił się opinią – robię to przecież przy konkursach, organizuję warsztaty na konwentach – ale większą część dnia spędzam w biurze Storytela, gdzie pracuję, a później mam czas z rodziną (a dwie córki to pochłaniające zajęcie), jeszcze później zostaje chwila na czytanie i pisanie publicystyki.

Ja sam nie mam czasu wbić w klawiaturę choćby zdania własnej prozy, mimo iż mam przygotowany synopsis powieści.

Dlatego zrozumcie. To nie kwestia chęci czy lenistwa, ale czasu. Niczego więcej. Brakuje czasu na czytanie wszystkiego, co się chce. W tym opowiadań publikowanych na forum. De facto potrzeba by dodatkowej osoby, która miałaby za zadanie czytać tylko fantastyka.pl, by to jakoś działało porządnie. (O ile nie więcej osób – jak Loża).

 

PS I nie myślcie, że redaktorów tu nie ma. Ja na przykład różne tematy śledzę regularnie, ten choćby od początku. Ale komentuję rzadko. Nie lubię pisać po próżnicy;>

 

 

Faktycznie, bo jak wszyscy wiemy sprzedający ostatnio spore ilości książek Twardoch, Tokarczuk czy Małecki po pierwsze piszą romanse, po drugie zaś są Skandynawami.

 

Polecam wszystkim przestać wmawiać sobie, że wydaje się tylko lipne romanse i kryminały Skandynawów, na przemian z książkami celebrytów. To jest usprawiedliwianie własnych pisarskich , a raczej wydawniczych porażek.

 

Jak można sądzić, że w Polsce nie wydaje się świetnych, nieoczywistych książek debiutantów, skoro ostatnimi laty ukazały się choćby “Uprawa roślin południowych…” Murek czy “Przypadek Alicji” Zielińskiej? Co – to romanse są, czy może przegapiłem fakt, że któraś z pań śpiewa disco polo albo jest Szwedką?

 

Podzielę się z wami wiedzą tajemną, narosłą przez lata czytania i opowiadań konkursowych nadsyłanych do “NF”, jak i powieści przeglądanych przeze mnie w Prószyńskim, a teraz tekstów na seriale audio w Storytelu – może jedna na 100 osób potrafi pisać na tyle ciekawie, by warto to było czytać, a może jedna na 200-300 osób ma pomysł na opowieść wartą kilkuset stron.

 

W Polsce wręcz wydaje się za dużo książek.

IMHO wygląda to tak, że CV nie jest ważne, jeżeli nic w nim, jeżeli chodzi o literackie osiągnięcia, nie ma. I ten brak nie przeszkodzi, jeżeli historia jest dobra.

 

Jeżeli jednak coś masz, to może pomóc, w tym względzie, że wahającego się redaktora może przekonać. (Jasne, wydaje się książki celebrytów-grafomanów, ale nie o nich teraz, ale o normalnym zgłoszeniu do wydawcy.) Na przykład mnie byłoby dużo łatwiej sprzedać powieść, niż większości z was, bo moje CV pełne jest mediów, w których publikowałem – ergo mam “sznurki” w tych mediach.

 

Koniec końców musi się jednak rozejść o dobrą historię. I wydawcom tych dobrych historii brakuje. ALE, Drodzy, dobra historia to – jak pisałem – taka, która ma potencjał by zainteresować szeroką grupę odbiorców. 

O, racja, Literackie też. Ja osobiście spróbował bym także z Otwartym – mam wrażenie, że oni w ostatnim czasie coraz ciekawiej sobie poczynają na rynku wydawniczym.

 

Jednakże. Nie fetyszyzowałbym tych “zainteresowanych czytelników” jako argumentu za wydaniem książki. No chyba, że szedł cykl opowiadań i to w piśmie z jakimś większym nakładem – czyli na poletku fantastyki zostaje tylko “NF”. Bo jednakowoż w skali rynku książki i sprzedaży jej fakt, że opowiadanie ukazało się choćby w “Esensji” czy “Smokopolitanie” wiele nie zmienia; przede wszystkim bronić się musi książka, wszytko inne to tło i ewentualnie dodatki.

 

Choć rzecz jasna publikacja w różnych miejscach pomaga. Ja na ten przykład do Storytel Original zaprosiłem autorkę, bo spodobały mi się jej teksty publikowane na Esensji właśnie – i teraz pracuejmy nad historią fantasy od niej;]

A do którego wydawcy uderzałaś? Bo np. taki Jaguar wydaje dużo YA, ale właśnie tylko zagraniczne, podobnie Galeria Książki. Jak już, to ja bym próbował w Naszej Księgarni albo Muzie.

@ Bellatrix

 

Nieodpisywanie przez redaktorów to niestety duży problem. Dlatego ja w konkursach NFowych stawiam na odpisywanie, tak samo w Storytelu kaażdy dostaje opinię o nadesłanych tekście.

Z drugiej strony redaktorow trzeba zrozumieć bo w 2 na 10 przypadków odpisanie kończy się tym, że dostaje się cudne meile o tym, jak to się nie znamy, jak to ta książka zawojuje świat, a w ogóle to idioci jesteśmy.

Książka warta wydania=taka, której grono potencjalnych odbiorców jest większe niż 10 osób. Wielu autorow i wiele autorek o tym zapomina, tworzy w niszach w niszy, a potem się dziwi, że wydawca nie chce.

Nie brakuje wydawców, którzy stawiają tylko na “sprawdzone mieszanki”. Ale tak samo nie brakuje takich, którzy wydają rzeczy po prostu dobre. Jak Powergraph. SQN też szuka nowych nazwisk.

Ja w Storytelu szukam. I znajduję – z pierwszego konkursu mam troje absolutnych debiutantów. Z horrorowego będzie jeszcze jeden. I mnie generalnie nie obchodzi, co kto gdzie publikował – trzeba umieć pisać i mieć coś do opowiedzenia, a wtedy kupuję i wydaję. 

Generalnie sporo bzdur napisanych przez kogoś, kto w wydawnictwie książkowym raczej nie pracował. Bo serio, ktoś myśli, że fakt iż autor czy autorka opublikował coś w sieci czy w piśmie jakimś ma wpływ na ocenę powieści? Jaki? Od razu lepsza się staje? Nie – chodzi o to, że zwykle ci, którzy napisali dobrą powieść, wcześniej pisali inne rzeczy i tak nabierali wprawy.

 

I nie, w tym kraju NIE JEST TRUDNO zadebiutować. Trudno jest o książkę, którą warto wydać.

 

Dajcie mi dobrą powieść, a w tydzień znajdę dla niej wydawcę.

@ Prim Chrum

 

Ja na ten przykład wciąż próbuję się ogarnąc po sugestii artykułu o Milery Cirus i smokach. Czytałbym!

 

Tak na serio zaś: wiem, że się powtarzam, ale ja naprawdę sądzę, że problem leży nie w treści, ale w docieraniu z informacjami o kolejnych numerach do potencjalnie zainteresowanych. Bo pisma, które w 100% zadowoli każdego nie będzie. Nie może byc – ja np. regularnie czytam “Politykę”, “Książki” czy “Newsweek”, ale nigdy od deski do deski. I to się rozumie – odbiorców jest wielu, trzeba dac różnorodne rzeczy.

 

Problem jest taki, że nawet gdyby Miley faktycznie o smokach nam opowiedziała, to info o tym nie wyszło by poza standardowe grono naszych odbiorców. Wiesz, ja w tej chwili kombinuję, jak załatwić opowiadanie Toma Hanksa, bo napisał ciekawe absurdalno-śmieszne SF. Ale boję się, że para znowu pójdzie w gwizdek, bo dowiedzą się o tym tylko fantaści ze standardowej widowni “NF”.

A, w sensie, że brak odpowiedzi od Michała?

 

Powiem wam tak: nie zaglądałem do skrzynki MC, ale pamiętam skrzynkę Maćka: ponad tysiąc meili czekających w kolejce. Bo ludzie ciągle piszą, ciągle.

 

Pamiętam moją skrzynkę, na którą przychodziło powieści: tony, tony tekstów.

 

Serio, tekst to trzeba przeczytać, ale potem się nad nim pracuje. A przeredagować co miesiąc 130k znaków to sporo jak jeszcze trzeba to najpierw wyselekcjonować.

 

Tak że trochę zrozumienia.

Intryguje mnie ten temat. Na którego meila to szło? Bo, jak dobrze kojarzę, taki ogólny meil pisma to nie jest podłączony pod nas, ale pod sekretariat Prósz, bo mi niekiedy przesyłają lądujące tam wiadomości od autorów zagranicznych.

 

Na FB na ten przykład odpowiadamy regularnie. Ignorując tylko, rzecz jasna, nieustanne prośby o udostępnianie akcji zbiórek kasy itp

Opowiadania mogą się spodobać lub nie. Zależy od gustów wybierających. Czemu wydawnictwa książkowe opierają się na ocenach kilku bet, a NF na indywidualnej? Taki model kilka razy już pokazał, że przy selekcji dochodzi czasem do pomyłek. Tak, to o odrzuconych tekstach, które opublikowane w innych pismach dostawały Zajdle. Co zresztą zawsze skutkowało fenomenalnym zwiększeniem popytu na maść od zadniej strony i na popcorn. Więc może warto przemyśleć model selekcji tekstów? Ja wiem, że -dziesiąt lat tradycji, ale może warto?

 

Po pierwsze: wydawnictwa mogą mieć ileś tam osób betujących, ale to nie tak, że kilka osób czyta jeden tekst i ustalają coś, tylko i tak zawsze jest tekst i indywidualna decyzja. Po drugie: serio bawi mnie przekonanie, że skoro ja i Michał sami wybieramy, to trzeba nam kogoś dokoptować, a na bank opowiadania będę lepsze i będą podobać się wszystkim – polecam choćby tu na fantastyka.pl poczytać opinie o numerach i zobaczyć, że na 10 osób jest 10 opinii do każdego tekstu, od określeń typu “grafomania” po “najlepsze w numerze”.

Opowiadania do sztuka. Ocena sztuki jest subiektywna. Nie ma wzorcowo idealnych opowiadań, które spodobają się wszystkim. Jedyną robotą, jaką może wykonać redaktor, jest kierowanie się własnym gustem, ale tez publikowanie tekstów różnorodnych, dobierać zestawy w numerach tak, by trafić do kilku grup. Rozszerzenie składy redakcyjnego skutkowałoby tylko tym, że kilka osób robiłoby to samo, a i efekt był identyczny.

 

PS Z dalszej dyskusji zaczynam wyciągać wniosek, że poszło tu o osobistą urazę względem Michała, który odrzucił komuś tekst, bo mu się nie podobał. I nadzieję, że jak zmienić/dokoptować kogoś, to nowi/inni z pewnością docenią.

Czytam. Cały wątek. To, że się nie wypowiadam co chwilę (a ktoś tam już wyliczał redakcji ilość postów) nie oznacza, że się nie interesuję – po prostu wolę pisać, jak mogę coś wnieść, a nie dla samego aktu skomentowania. JeRzy zaś generalnie dosyć klarownie tłumaczy wszelkie problemy.

 

Ja od siebie mogę dodać jedynie, że uważam, iż jedyną drogą jest internet. Bo wiecie, jakiś czas temu, gdy były pomysły przebudowania fantastyka.pl, byłem bardzo za tym, wierząc, że serwis może odnieść sukces. Niestety, nie było środków, niespecjalnie wierzono, że w sieci w ogóle jest kasa.

 

Jakiś czas później dołączyłem do ekipy serwis naekranie.pl, który wtedy miesięcznie odwiedzało ok 200 000 UU. to było chyba ze trzy lata temu. W styczniu naekranie.pl miało koło 1,5 mln UU i zarabia na reklamach miesięcznie chyba tyle, co NF w roku. Takie filmyfantastyczne.pl prowadzi jeden Jędrzej, sam, a w styczniu miał 150 000 UU.

 

Tak że w sieci są pieniądze. Trzeba tylko mieć pomysł na siebie, a JeRzy, mam wrażenie ma – krótko i szybko w sieci + długo w papierze.

 

Sęk w tym, że aby ścigać się z innymi trzeba postawić atrakcyjny serwis. A to już jest koszt minimum kilkunastu tys. złotych, jeżeli zas chce się mieć wysoki poziom, jak konkurencja, to bliżej 50-80 k zł.

 

W skrócie: Internet, moi drodzy, tylko internet może nas ocalić!

@ Dzikowy

 

Większość znajomych, którzy JUŻ nie kupują FN, podnosi argument, że to pismo publikujące opowiadania wg gustu Malakha lub Cetnara, że brakuje bardziej zespołowego podejścia do beletrystyki, przez co NF traci na różnorodności.

 

Ja z radością przyjmę więcej osób do działu prozy zagranicznej. Tymczasem… trudno mi zespołowo wybierać opowiadania, skoro cały zespół zagraniczny to ja;) Jeżeli jednak czegoś się nauczyłem przez lata selekcji tekstów i recenzowania książek, a także obserwowania recenzentów, to tego, że nie ma czegoś takiego jak historia, która zadowoli wszystkich. Dlatego w “NF” moge po prostu pokazywac teksty jak najbardziej różnorodne tematycznie, stylistycznie i fabularnie – i to robię.

 

I generalnie dokładam do chóru prawiącego, że bez reklamy pupa. Bo wiecie, przecież my niedawno mieliśmy opowiadanie Stephena Kinga. Teraz jest Bradbury, zaraz Haldeman, Le Guin, był Sanderson, wielu innych – tylko co mi po tym, skoro info nie dociera poza krąg, który o “NF” już wie, i albo kupuje, albo nie?

Co do polityki w “NF”, to o równowagę nie ma co się bać. Wiecie, Jerzy i Michał to na ten przykład prawicowcy, ja zaś jestem zdecydowanie bardziej lewicowy (a ponieważ jestem większy od ich oby razem wziętych, jest balans)! Tak że nie będzie przechyłu.

 

Niestety jednak, nie uważam, aby – jak tu zasugerowano – pisanie “pewien polityk” zamiast nazwiska było dobrą drogą. To są osoby publiczne, które mają autorytet, a które niekiedy bredzą i autentycznie szkodzą, negując choćby globalne ocieplenie czy twierdząc, że szczepionki to tylko zło. To trzeba piętnować, to trzeba tłumaczyć – niema wyjścia.

 

A że teraz było o Kaczyńskim – no, jego obóz jest u władzy, jego obóz pisze prawo, więc jego zdanie może prawem się stać. Dlatego trzeba na niego wskazać. Gdyby Mateusz pisał to kilka lat temu, pewnie przykładem na banialuki byłoby to, co PSL opowiada o GMO.

UWAGA

 

Jak pisaliśmy, wszyscy finaliście doczekają się opinii. Ja ze swojej strony postaram się dopisać jak najszybciej, w przeciągu kilku dni. Ale…

 

Ale obecnie wciągają mnie inne sprawy, zwłaszcza rozmowy z takim jednym wydawnictwem o takiej pewnej antologii…;]

W “NF” 12/16 opublikujemy tylko tekst nagrodzony pierwszym miejscem.

 

Andrzej Sapkowski otrzymał już to opowiadanie do przeczytania, odpisał, że napisze swoją opinię. Wyjazdy i inne zobowiązania mogą jednak sprawić, że nie zdąży przed zsyłką NF 12. Jeżeli tak się stanie, puścimy albo w następnym numerze, ale na fantastyka.pl, albo na naszym FB.

Drodzy, a myślicie, że dlaczego redaktorzy z wydawnictw nie odpisują, gdy odrzucają propozycje wydawnicze?;) Część, bo im się nie chce, to na bank, ale osobiście – jako że pracując w Prószyńskim odpisywałem każdemu – przekonałem się o powodach: 90% odrzuconych milczy lub dziękuje za info, ale 10% robi burze, wyzywa, próbuje dyskutować itp. Łatwiej więc oszczędzić sobie nerwów i czasu i nie odpisywać nikomu.

 

Tym bardziej, że redaktor w wydawnictwie też nie jest od warsztatów, ale żeby wybrać książkę do kupna. I redaktora rozlicza się z książek, które wybrał i z prac nad nimi, a nie z korespondencji z tymi, ktorych dzieła odrzucił.

@Banshee

 

Nie, czytałem sporo. Ale nie całość. To zdanie wybrałem, bo uznałem je za bardzo reprezentatywne. Do końca tekstu jednak nie przeczytałem z prostego powodu: choćby tam tkwiła historia na miarę “Ziarna prawdy” czy” Trochę poświęcenia”, trzeba by ten tekst napisać od nowa. Nie poprawić w redakcji – napisać od zera, normalnie.

 

A uwagę, by nie pisać przekombinowanym i przekwiecistym językiem uważam za bardzo konkretną i gotową do wykorzystania od zaraz;)

 

Niestety, na rozbudowane rady nie ma czasu. Pomyśl: ja takie notki pisałem do ponad 80 tekstów. Gdybym miał się nad każdym rozwodzić i oceniać szczegółowo, pewnie wciąż czytał bym opowiadanie nr 47. My tu nie robimy warsztatów, te opinie to tylko taki dodatek do normalnej pracy, żeby nie puszczać was z “nie bo nie”.

A, inny temat, bo teraz zauważyłem te dywagacje Ryby na temat terminu zakończenia prac.

 

Otóż NF 12/2016 zsyłać się będzie na początku listopada. Także czasu mamy szalenie mało. Plan jest taki, że do końca tygodnia skończymy. Ja na ten przykład już się przez swój przydział przebiłem i teraz będę czytał finalistów wytypowanych przez innych jurorów.

@Mad

 

Jeżeli mówimy o docenianiu pracy: ja kieruję działem prozy zagranicznej, więc z tego konkursu mam nic, a mimo to go wymyśliłem, załatwiłem zgodę, organizuję i oceniłem ponad 80 tekstów, czyli więcej niż połowę. Teksty czytałem po godzinach, w swoim czasie wolnym, bo mnie nie za to w NF płacą. To ja też wymyśliłem, aby do każdego przeczytanego tekstu dodać opinię by każdy na tym skorzystał.

Rozumiem jednak, że skoro mimo tego wszystkiego powyżej nie doczytuję do końca tekstów, które szansa na finał absolutnie żadnych nie mają, to nie okazuję uczestnikom konkursu szacunku?

Cóż, odpowiem niezwykle kulturalnie:

Pozdrawiam i zachęcam do pracy nad tekstami – gdy warsztat się poprawi, czytelnicy mogą chcieć doczytywać je do końca.

 

 

@MrMadHatter

 

Dokładnie to oznacza “odpadłem”. Niespecjalnie mnie obchodzi, co dzieje się w końcówce tekstu, którego przeczytałem już 7 stron z 18, które to strony były bardzo słabe i trzeba by je wyrzucić do kosza. To konkurs, tu się nie wygrywa jedną dobrą połową tekstu. 

Dominacja płci jakakolwiek to przypadek. W sumie nie zwracam na to uwagę, czasami o tym, czy mam do czynienia z autorem czy autorką dowiaduję się, gdy już chcę kupić tekst i szukam kontaktu – bo często imiona wiele mi nie mówią, jak An Owolyema czy Xia jia.

Komentarz:

 

Po pierwsze, za urocze uznają bawienie się w statystyki i pisanie: a na początku więcej prac przechodziło, a teraz przechodzi mniej. Wiecie, to literatura, więc statystyka kiepsko działa. Ja na przykład sam do finału z 10 prac puściłem, a tymczasem na ostatnie bodajże ze 20 czytanych przeze mnie tekstów odwaliłem 19. Bo były słabe. Zdarza się. To nie tak, że to się równo rozkłada. Faktycznie, na początku trafiłem od razu na kilka lepszych, teraz jednak jest dużo słabiej i odwalam jak leci.

 

Po drugie, nie chcę wam psuć radości, bo tekstów dobrych i bardzo dobrych jest dużo i to fakt. Ale… ale według mnie to w dużej mierze zasługa Sapkowskiego, który dał wam świetny świat, już ukształtowanych bohaterów, a nawet ramy historyczne, w których macie się poruszać. To ułatwia sprawę. Pomyślcie, jaką wartością jest Geralt, którego nie trzeba przedstawiać, który jest i można korzystać, którego nie trzeba budować od zera.

 

Po trecie wreszcie, tekstów oceniliśmy już 90. Wiem, na liście powyżej jest mniej. Cóż, ja wpisuję karnie wszystko, co przeczytam. Więc proszę krzyczeć na Jerzego i Michała, boktóryś z nich przeczytał, a nie wpisał. Albo obaj.

Ej, ale karta kredytowa to nie taka od kredytu. Zwykła płatnicza też się nada.

 

A w Storytelu pracuje taki jeden redaktor Zwierzchowski, więc może was zapewnić, że dane tam sa bezpieczne;]

Będą staty na bieżąco jak się pan juror ogarnie. Pewnie w przyszłym tygodniu założę osobny wątek, w którym będę aktualizował listę tekstów z podziałem na Do przeczytania, Odrzucone i Finalistów.

Pan juror się lenił, był nad morzem i w Szwecji, więc czytał mało. ale coś tam czytał. Ale nie wybrał niczego wybitnego – same średniaki.

 

Pan juror natomiast już w ubiegłym tygodniu udostępnił reszcie redakcji teksty konkursowe.

 

Proponuję pytać Jerzego i Michała, jak im idzie czytanie;D

@Staruch

 

Da się, da. Te nowe mają dobre wyświetlacze, duże. Poza tym wiesz – kto jak kto, ale redaktor działu prozy w “NFie” więcej czyta z ekranów, niż z papieru.

 

PS Z ogłoszeń ważnych:

 

Właśnie zaprezentowano wspólne wydanie filmowych “Władcy Pierścieni” i “Hobbita”, to z półką, kosztujące 800$. Jakby ktoś chciał zwiększyć swoje szanse w konkursie, to proszę się śpieszyć, bo to edycja limitowana.

Adres do wysyłki podaję w PW;D

@beryl

 

Fakt, sporo dobrego. Ale podkreślę, że gdybym miał decydować o druku, to z tych 5 tylko dwa by poszły. Pozostałe trzy chcę wyróżnić, ale mają wady i trzebaby je przepracować.

 

@RogerRedeye

 

Ja nie tyle Główny Juror, co Główny Organizator, Który Ewidentnie Sam Siebie Na Minę Wrypał. Chłopaki też będą czytać, po prostu jeszcze im tekstów nie dałem, bo zsyłka numeru, Polcon i takie tam zabierały mi czas. Ja sam czytałem też dorywczo, jak choćby teraz na Polconie, np. czekając na prelkę (stąd czytanie z telefonu). Chcę, żebyśmy we wrześniu to ogarnęli, bo w “NF” 12 MUSI być druk laureata (to będzie też numer z opowiadaniem Kinga, planujemy inne fajerwerki).

 

Swoją drogą, może skoro i tak czytamy i selekcjonujemy, to podawać wyniki na bieżąco, a nie czekać na całą pulę? 

@Dzazga

 

Dominacji jakiegoś trendu raczej jeszcze nie widzę. Są teksty z nowymi bohaterami, są i z Geraltem, sporo z Jaskrem. Są historie takie jak opowieść o dojściu Emhyra var Emreisa do władzy, są historie z Kaer Morhen, mamy polowania na potwora, mieszanie się w dworskie intrygi, jest kilka tekstów rozgrywających się po Sadze.

 

@uthModar

Czytam wedle kolejności mojego telefonu, który to układa bodajże po nazwie pliku. Także trzeba było nazwać swoje opowiadanie “Aaaaaaaa! – krzyknął Geralt”, a już by było przeczytane;D

Jakby ktoś pytał, to “NF” bardzo chętnie pomoże w robieniu “wrzawy”, na przykład publikując opowiadanie nowe ze świata wiedźmina.

 

Panie Andrzeju, jeżeli Pan czyta, to nasze skrzynki meilowe zawsze otwarte;D

 

STAN KONKURSU:

 

17 opowiadań przeczytanych. 5 dobrych, w tym 2 baaaardzo.

Pozostałe 12 na różnym poziomie, ale niestety w większości, moi drodzy, zawodzi Was warsztat – dialogi to strasznie trudna rzecz, tym bardziej pisane tak, jak to robi Andrzej Sapkowski, a niektórzy chcieli opierać na nich swoje teksty, podobnie rzecz ma się zresztą ze scenami walk, które są cholernie trudne i trzeba trochę się znać, żeby wypadły dobrze – a wielu konkursowiczów się nie zna. Oj, będą opinie… dosadne u niektórych.

@Gedeon

 

PS. Kojarzę, że z jakiegoś powodu redakcja nie lubi reklam, więc zaznaczam, że to nie jest reklama, Bogu dzięki nie czerpię żadnych materialnych profitów z tego bloga.

 

To tak nie działa. Wciąż ten temat służy jednemu: promowaniu twojego bloga. I tego regulamin zabrania.

 

Nie skasowałem wątku, bo wywiązała się dyskusja. Ale napisz do DJ Jajka, niech ocenia. Inaczej wpis poleci.

Według mnie to świetny wynik. W konkursie na trzydziestolecie NF było też coś koło tego, ale przecież tam można było pisać, o czym się chciało – raz, że to łatwiejsze, a dwa: wielu uczestników pewnie odkurzyło stare teksty i je posłało. Tymczasem tu trzeba było wejść w cudzy świat, napisać na termin, wymyślić w ogóle fabułę, która udźwignie ciężar dziedzictwa ASa.

 

To cholernie trudne zdanie, trudniejsze, niż normalny konkurs. 

Po kolei:

 

@Żuber

 

Błagam. To może jak już kolega napisze i wyda książkę, to w księgarniach powinna ona stać na specjalnej półce, żeby nie śmiały się z niej inne książki, te profesjonalistów? Przepraszam, że ostro, ale chcę pokazać mechanizm – “NF” ma drukować najlepsze teksty. Kropka. Nasi czytelnicy chcą najlepsze teksty. Kropka. Nie będziemy drukować/nagradzać tekstów i dodawać “ale”. O uwagę czytelników tekstu musi udanie konkurować nie tylko z innymi tekstami, ale także z TV, grami, kinem i generalnie leżeniem i wlepianiem wzroku w sufit. Nie ma kategorii i taryfy ulgowej.

 

@Vercenvard

 

Tak, będzie lista “finalistów”, tak jak ostatnio. Ja też po przeczytaniu każdego tekstu dodaję notkę z kilkoma słowami komentarza, więc plan jest taki, by każdy dostał opinię. Inna rzecz, że niekiedy nie będa to opinie, które się Wam spodobają.

 

STAN NA DZIŚ:

 

8 tekstów przeczytanych. 3 są ciekawe. Jeden już wiem, że na bank będzie w finale.

 

I odpalam plik z kolejnym tekstem…

Poniżej pełna lista nadesłanych tekstów, po tytułach. (Jeżeli nie było tytułu, pisałem to i dodawałem imię i inicjał nazwiska). Mamy tu 136 tekstów.

Konkurencja spora, bo przelatując meile wzrokiem widziałem nazwiska aktywnych recenzentów/publicystów, pisarzy już w “NF” publikujących, takich, którzy wydali książkę lub nawet kilka,  mamy też tekst z zagranicy, od autora w “NF” już przeze mnie kilka razy publikowanego.

 

Jeżeli ktoś na liście nie znalazł swojego tekstu, proszę o kontakt na wiedzmin@fantastyka.pl

 

Bez tytułu, autor Piotr T.

„Wiedźm”

„Pozory”

Bez tytułu, autor Bartosz S.

„Wyjca”

„Dwa medaliony”

„Odbite w srebrze”

„Płomień między kurhanami”

„Dziewczyna, która nigdy nie płakała”

„Dzieci Solvomy”

„Chłodny zmierzch”

„I nie będzie już nikogo”

„Druga szansa”

„Zaginiony medalion”

„Jeden Jedyny”

„Bajka na dobranoc”

„Kły i szpony”

„Dziewczyna”

„Stary niedźwiedź”

„Świat obok”

Bez tytułu, autorka Anna M.

„Krew z krwi”

„Ironia losu”

„Pojedynek”

„Fatum. Los. Przeznaczenie”

„Licho nie śpi”

„Duchy przeszłości”

„Rzyciowa potrzeba”

„Krew na śniegu”

„Nisza”

„Czego oczy nie widzą”

„Obojętność”

Bez tytułu, autor Jakub K.

„Miejsce i czas”

„Zapach Jedwabiu”

„Potwór ze Skellige”

„Uśmiech pustki”

„Zza Zamkniętych Drzwi”

„Na Szlaku”

„Córcia”

„Żywota cena”

„Wschód Słońca”

„Trucizna”

„Prawo Daru”

„Błądząc po grani”

„Głęboki oddech…”

„Honor rycerza”

„Klątwa”

„Cena sukcesu”

„Kres cudów”

„O tym jak nie zostałam wiedźminką”

„Potworzak”

„Dar Nocy”

„Łąka świata naszego”

„Nie wszystko złoto”

„Ucieczka bobrów”

„Ammit”

„Wybór”

„Gorące żelazo”

„Ballada z demonem”

„Kurhan”

„Odrobina człowieczeństwa”

„Ożenek ze śmiercią”

„Cena przeznaczenia”

„Zmiany”

„Zamknięte oko”

„Lekcja elfickiego”

Bez tytułu, autor Grzegorz K.

„Krokus”

„Świtezianka Dziewica”

„Yrden”

„Squaess”

„Zaklęty”

„Czarnoksiężnik z krainy Zerrikanii”

„Cytaleda”

„Kwiat pimentu”

„Lady Lilit”

„Rysi pazur”

„Ostatnie Zlecenie”

„Gra pozorów”

„Sprzężenie”

„Nie wszystko złoto”

„Nie będzie śladu”

„Słońce zachodzi”

„Adalia”

„W wilczej skórze”

„Pierwszy raz”

„Mamuśka”

„Królewska krew”

„Poprzez piasek, poprzez blask”

Bez tytułu, Michał P.

„Ballada o Kwiatuszku”

„Niezwykle delikatna sprawa”

„Uczeń”

„Kim jesteś?”

„Przygoda Wiedźmina”

„Starość wiedźmina”

„Siła tolerancji”

„Wiedźmińskie łzy”

„Lekcja samotności”

Bez tytułu, Eryk S.

Bez tytułu, Aleksander G.

„Skala powinności”

„Głos przeznaczenia”

„Banda Braci”

„Zew smoczej krwi”

„Wola przetrwania”

„Konszachty z diabłami”

„Właściwy szlak”

„Szum lasu”

„Magia chwili”

„Frant dziewczynie złamał serce”

„Za miskę fasoli więcej”

„Trzy dziurki”

„Co do grosza”

Bez tytułu, Trycak Thesecond

„W południe”

„Złamane dusze”

„Fortuna”

„Trucizna” (Michał R.)

„Zły wybór”

„Ciężar pamięci”

„Krucze Wzgórza”

„A po co komu lutnia?”

„Kodeks”

„Graj, muzyko!”

„Co dwie głowy…”

„Wiedźminka”

„Źródło”

„Zlecenie”

„Wiedźmińskie łzy” (Mirosław H.)

„Śmierć nas nie rozłączy”

„Dosięgnąć gwiazd”

„Nielicha Kabała”

„Warkocze losu”

„Kwestia życia”

„Szarość”

„Cena grzechu”

„Kocia muzyka”

Niewidźmin”

„Łakomstwo”

„Lament Kości”

„Zaklęte jezioro”

„Bohaterka, której nie było”

„Dwie twarze”

„Spektakl z bestią”

„Szaleńcy i głupcy”

„Bez wzajemności”

 

AKTUALIZACJA::

„Rachunek na 105 orenów”

„Zlecenie Młodego…”

„Mandragon”

 

AKTUALIZACJA 2:

“Uśmiech pustki”

Na chwilę obecną z 5;] Michał jeszcze na urlopie, a ja mam w huk innej pracy (np. teraz zsyłamy numer), więc nawet listy jeszcze obiecanej nie zrobiłem. Ja pewnie solidnie zacznę czytać po Polconie i wtedy z kopyta to ruszy, a do tego czasu powoli będę przerabiał, w wolnym czasie.

Cóż, my po prostu staramy się być… wyrozumiali. Dlatego nie odwalamy ludzi tylko z powodu kilku tysięcy dodatkowych znaków tekstu, czy dlatego że wysyłają w złych formatach, albo dlatego, że wedle mojej skrzynki ktoś dosłał o 00:00 lub o 00:02, gdzie termin był do 23:59:59 dnia poprzedniego.

 

To już byłoby, moim zdaniem, czepianie się.

 

Chodzi o zabawę i tworzenie dobrych historii, a nie bycie biurokratami. Rozumiem, że może się poczuć dotknięty ktoś, kto siedział i przycinał tekst. Ale też myślę o kimś, kogo musiałbym odrzucić, bo jego opowiadanie miało 62 000 znaków.

 

Próbujemy znaleźć tu złoty środek.

Różnie bywa. Na chwile obecną wszystko, co czytałem, czytałem do końca – ale prawda taka, że te najgorsze (źle napisane, ledwie w ogóle zrozumiałe) są zazwyczaj krotkie, więc z tym problemu nie ma.

 

Ale tez jeżeli dostanę od kogoś tekst na 60 tys. znaków, a od początku będę miał problemy ze zrozumieniem i będzie widać, że ta osoba nie potrafi przelewać mysli na papier (oj, zdarza się), to nie mam zamiaru męczyć się do końca. Bo takiego tekstu i wyjątkowa historia nie uratuje – przecież redaktor nie jest od tego, żeby za kogoś pisac od nowa opowiadanie. Dobre opowiadanie to historia + przynajmniej poprawny/nadający się do poprawy tekst.

Jak jakimś cudem jakieś tematy będa dominować, to pewnie zapadnie w pamięć, ale na chwile obecną przeczytałem 5 tekstów i wszystkie zuuuupełnie różne. I spodziewam się, że to raczej będzie tak: 10 o wampirach, 8 o wilkołakach, 12 o Geralcie, 4 o Jaskrze, 8 o dzieciach Jaskra itp – to będzie duży rozrzut.

To mamy cytat:

ogólne stwierdzenia w stylu “częściej się pojawiali Geralt i s-ka niż oryginalne postacie” albo “ulubionymi tematami były miłosne podboje Jaskra i tnące w gwinta krasnoludy”  ;)

 

Kto się częściej pojawia? Ulubione tematy? Przy takiej ilości tekstów to naprawdę trudno ot tak sobie policzyc, tym bardziej, że to będzie czytac kilka osób…

Jak najbardziej pod bredzenie podchodzi w mojej ocenie marudzenie, że sam konkurs nie wystarczy, że trzeba jeszcze statystyk jacy bohaterowie się pojawiali i najlepiej ile razy padało słowo “wilkołak”. Serio, to się robi kuriozalne – na oko mam już na skrzynce ze 150 tekstów. Przeczytam pewnie lwią część z nich, reszte chłopaki. I jak mnie zapytać, to pewnie na podstawie tytuły będę pamiętał, o czym były, tak jak pamiętam fabuły wszystkich opowiadan, które od 2011 roku puszczam w dziale zagranicznym.

 

Czym innym jest jednak pamiętanie, a czym innym rzucanie statystykami. Kolega widzi różnicę?

@Vercenvard

 

Na chwilę obecną mam już pewnie ponad 100 tekstów, kolejne spływają – serio kolega myśli, że my to przeczytamy w dzień-dwa i będziemy doskonale pamiętać, czy opowiadań z Geraltem było więcej, niż z Jaskrem, i które tematy był najpopularniejsze? Błagam, trochę wyobraźni…

@ Vercenvard

 

Kolega serio myśli, że redakcja nie ma lepszych rzeczy do roboty, niż statystycznie analizować nadsyłane opowiadania i opracowywać takie dane?;]

Na chwilę obecną mam na skrzynce około 80 opowiadań.

 

Jedno już przeczytałem. Słabe. Nie tragiczne, ale słabe – widać, że to jedna z pierwszych pisarskich wprawek.

Osobiście uważam, że mało co robi tekstowi tak dobrze jak ścinanie;) Nagle okazuje się, ile w tym wszystkim niepotrzebnych słów, ile lania wody i przydługich scen, ile zdań niepotrzebnych, powtarzających informacje czy niepotrzebnie zwalniających tempo.

Pssyt – popowiedź. 60k to limit, ale spokojnie jak się go lekko przekroczy. Przeca nie odwalimy świetnego tekstu tylko dlatego, że ma 65 czy nawet 70k znaków. Te limity to tak naprawdę wskazówka, że za mikropowieści i powieści dziekujemy. 

Ken jest ostatnie niesamowicie zajęty, zawiesza nawet na jakiś czas pisanie opowiadań, więc i tak po raz kolejny potwierdził swoją sympatię dla NF poświęcając nam tyle czasu, ile mogł.

Jury – ja, Michał… i się zobaczy.  Jerzy pewnie też się włączy, Maciek jak będzie chciał.

 

Prawda taka, że praca przy konkursie to dwa etapy:

 

  1. Przeczytanie wszystkiego i wybranie tej garstki tekstów, która jest dobra (tak, zgadza się, to zawsze jest garstka).
  2. Wybranie spośród garstki tych najlepszych.

I pewnie Maciek włączy się w drugim etapie. A Jerzego wciągnę w to bagno pierwszej selekcji, jeżeli prac będzie dużo. Bo to żmudna robota, a pomysł na konkurs był mój, więc ja trochę nie mam wyjścia;]

Akurat nie do Cetnara to ślecie, tylko do prowodyra całej zabawy – mnie.

Potwierdzenia wysyłam, jak ktoś w meilu o nie poprosi. Bo generalnie to jest tak, że jak się nie dostaje zwrotki, że meil nie dotarł, to meil dotarł. Spam swój sprawdzam, więc tam nic nie zginie.

 

Ale pewnie zrobię tak, że po 31.07 przygotuję listę tego, co przyszło, co by każdy mógł siebie odnaleźć i spać spokojnie.

Count, dzięki za artykuł :D Jest genialny.

 

Dzięki;] Artykuł w NF jest do tego z Polityki podobny, a to dlatego, że oba mają tego samego autora, a ten ma jeden zasób wiedzy. Ale to nie przedruk.

Czarne fantastykę wydaje. Goźlińskiego wydali pod koniec roku, a wcześniej Murek, teraz nominowaną do Paszportów Polityki.

Sprawa wygląda tak, że fantastyka fantastyce nierówna. Bo to i “Droga” McCarthy’ego, i “Kłamca” Ćwieka.

Jeżeli u was fantastyka jest taka bardziej w stylu jak u Orbita, Małeckiego, wcześniej Szostaka – to macie szerszą listę i można walczyć. Jeżeli taka typowo gatunkowa: no, tu tego mniej.

“Składany Pekin” i “Jubileusz” zbierają bardzo dobre oceny. Super. Wahałem się nad oboma, chwile poczekały, ale postanowiłem uwierzyć w czytelników. Opłaciło się. 

@PsychoFish

 

Wyobraź sobie, że my mamy podobne zdanie, jak ty. Co nie zmienia faktu, że Redakcja jest od wypełniania pisma treścią i na inne aspekty wpływu nie ma. Nie ważne, ile by narzekała.

Dorzucam nowość wydawniczą, a raczej zapowiedź, bo premiera 7 października:

 

“Dygot” Jakub Małecki

 

To dla tych, którzy chcą pracować nad stylem. Kuba jest w tym niesamowicie sprawny. Zwróćcie uwagę, jak z użyciem jak najmniejszej liczby słów osiąga efekt niezwykle poetyckiej, bogatej prozy. Na pozór to prosty język, ale to dlatego, że nie bawi się w wielolinijkowe konstrukty, zamiast tego opierając się na doborze kilku naprawdę trafnych słów. Wielka to sztuka.

Z mojej strony:

 

Redagowanie/nadzór tekstów do publikacji w e-zinie? Żaden problem. Wystarczy podzielić pulę, wysłać mi na meila, a przejrzę. Pewnie miałbym też czas na jedno/dwa wyselekcjonowane opowiadania to ostatecznej akceptacji.

 

Na bieżąco na pewno Michała jednak w czytaniu opowiadań z fantastyka.pl nie wspomogę. To proste – on jak poczyta i trafi na coś/kogoś dobrego, to przynajmniej może skorzystać. Efekt dla mnie byłby tylko taki, że stos tekstów zagranicznych do przeczytania by rósł.

 

95% tego, co opisano powyżej, to już jednak decyzja Wydawcy. Ja mogę tylko wesprzeć w słuszności.

 

Marcin Zwierzchowski, jakby ktoś nicka nie kojarzył

Mój drugi typ:

 

“Pieśń Lodu i Ognia” George’a R.R. Martina oraz “Świat Lodu i Ognia” wydany przez Czwartą Stronę.

 

Najpierw przeczytajcie powieści, zwróćcie uwagę, jak Martin wplata kolejne szczegóły opisu historii Westeros w fabułę, nie stosuje infodumpu, na raz przybliżając opowieść o panowaniu całej dynastii, ale podrzuca okruchy. I w “Świecie Lodu i Ognia” zobaczycie, ile tego jest, jak bogaty jest ten świat, mimo iż w książkach nie ma bloków tekstu po święconych tłumaczeniu jego zasad i historii.

 

Większość młodych twórców biorących się za fantasy popełnia właśnie błąd nieumiejętnego dawkowania informacji, a właściwie: zrzuca na wstępie na czytelnika dziesiątki nazwisk, szybki kurs z geografii i geopolityki swojego świata. Tak się nie robi. Martin pokazał, jak należy łączyc prowadzenie fabuły z rozwijaniem uniwersum.

ODPOWIEDZI:

 

16.Wrócę jeszcze na chwilę do self-publishing. Jak sprawa ma się z wydawnictwami oferującymi… nie wiem, jak to ująć: half-self publishing? W każdym razie chodzi mi o wariant wydania powieści, w którym autor dzieli koszty przedsięwzięcia na pół z wydawcą (Novea Rebis, Psychoskok). Pozornie to rozwiązanie wydaje się bardzo interesujące, bo autor dostaje większy procent ze sprzedaży książki niż podczas wydania tradycyjnego (40-45% ceny detalicznej, nie okładkowej), finansowo wychodzi go to o wiele lepiej niż zwykły selfie, no i – co najważniejsze – wydawca również ponosi pewne ryzyko finansowe, więc, teoretycznie, MUSI się postarać o dobrą promocję powieści. Jak to jednak wygląda naprawdę?

 

To jest to, co opisałem. Bo to żaden hal-self publishing. To jest self publishing, ale za druk ksiązki cię strasznie drogo kasują. Dają więcej procent? Jasne – bo oni nie zarabiają na sprzedaży książek, ale na opłatach od autorów. To ci moga i 70% oferować. I co ci z wyższego procentu od sprzedaży, skoro sprzedasz tyle, co nic? Bo tak wyglądają realia.

Wydawca ponosi ryzyko? Nie, raczej nie. Jak bierze od ciebie 6000 zł za druk 500 egz., to już za wszystko zapłaciłeś. A kolejnej ksiązki wydac komuś nie chcieli, bo może była mowa o tym, że pierwszą koleżanka sfinansuje, a kolejne już oni sami, jeżeli się sprzeda? Zaskoczenie – nie sprzedało się.

Odnośnie tego projektu na PolakPotrafi.pl – no właśnie tak to wygląda. Nie zwraca się uwagi na poziom książki. Taki autor dostaje odpowiedź, że tekst super, ale wydanie to ryzyko i musi kasę uzbierać. Ściema i żerowanie na marzeniach.

 

Czy znacie jakieś konkretne wydawnictwo, które wyda książkę i zagwarantuje jej dystrybucję, gdy ja pokryję koszty druku i przygotowania do druku?

Jak sprzedają się dzisiaj książki przygodowe?

 

Nie idź tą drogą. Wydawcy, którzy to oferują wydrukują ci książkę i tyle. Promowac możesz sam? Nie. Bo takich wydawców nie traktuje się poważnie – recenzenci doskonale wiedzą, że to naciąganie autorów, a nie publikacje warte oceny. Lepiej przebij się do tradycyjnego wydawcy i jak już normlanie wydadzą ci książkę, to sam z siebie wykup jakieś reklamy, jeżeli chcesz rozgłosu.

Plan “Wydam książkę za własną kasę i nie będe już debiutantem” jest kiepski. Do mnie tacy autorzy się zgłaszali. I? Myslisz, że inaczej ich traktowałem, bo ktoś im wydrukował ksiązkę? Poza tym – co pokażesz? Że twoja pierwsza książka się ukazała, ale nikt jej nie kupował.

Nie idź tą drogą. Chcesz chwały i żeby ludzie cię czytali? Napisz dłuższe opowiadanie, wydrukuj je w postaci folderku i dogadaj się z Pyrkonem, żeby rozdawali je konwentowiczom.

 

18.Załóżmy, że tworzę sobie jakieś tam opowiadania osadzone w pewnym świecie, z pewnymi bohaterami, i one sobie funkcjonują beztrosko powrzucane w internety. I wpadam na pomysł, żeby napisać osadzoną w tym uniwersum, z tymi bohaterami – powieść. Czy fakt, że jakieś powiązane z nią opowiadania już istnieją w necie, może na wydawcę podziałać zniechęcająco?

 

Nie powinno. Ważne byłoby, żeby jednak większość ksiązki to były rzeczy niepublikowane. Część może sobie jednak wisieć w sieci – taka promocja. Jak jeszcze wokół tekstów był ruch to tym lepiej.

To samo dotyczy rozszerzenia pytania od Sethraela – jak np. 3 teksty wisza w necie, to dopisz 5-10 kolejnych i pokaż wydawcy pakiet. Nie powinno być problemów.

 

19.Jaka mniej więcej grubość powieści (liczba znaków czyli) jest tą najbardziej neutralną, by nie była ani zbyt gruba, ani zbyt nowelkowa? Jest jakiś oczekiwany górny-dolny limit?

 

Nie powinienem na to odpowiadac, bo wyjdzie, że będziecie pisać powieści pod liczby znaków. Piszcie tak, żeby były dobre.

Ale… jak coś wysyłacie, to to ma byc powieść. 200 000 znaków to imho jakieś minimum, bo książka musi mieć swoją objętość. 1 mln znaków to zaś już kolubryna. Pewnie z punktu widzenia wydawcy idealne to 400-700k znaków.

 

+Ocho, każde wydawnictwo zaznacza też, że musi to być tekst nie przedstawiany dotąd innym wydawcom. Gdybym zamierzał trzymać się sztywno tego wymogu, pierwszej publikacji doczekałbym się pewnie dopiero po śmierci. 

 

Że co? Kto taki mądry? Przecież to oczywiste, że autor śle w różne miejsca. Inaczej by musiał z dekadę poświęcić na czekanie kolejno na odpowiedzi od kilkunastu wydawców.

 

20.Będzie długie, bo kilka osób dopytywało:

Ok, dla selfpubu mamy oddzielny krąg piekielny. A co z ebookami? Koszty książki elektronicznej są znikome, więc wydawałoby się, że to całkiem interesująca opcja dla debiutantów. W zasadzie płacimy jedynie za korektę, formatowanie… no i reszta forsy zostaje nam na promocję.  Czy może jednak się mylę?

+ Zakładając, że wydanie ebooka nie jest czystym złem – jak wygląda dystrybucja? Powiedzmy, że chciałbym, aby mój ebook był dostępny na publio czy podobnej stronie – ile może mnie to kosztować (czy to jednorazowa opłata, czy jakiś % od każdej sprzedaży) i czy w ogóle jest szansa, że zechcą go u siebie udostępnić?

+ Czy wiadomo, jak wygląda popularność takich e-booków, wydanych przez debiutantów i sprzedawanych za symboliczną kwotę? Czy jest szansa dotrzeć do większej ilości czytelników, czy jest to – eufemistycznie rzecz ujmując – bardzo niszowa sprawa?

+To ja się też dołączę – ebooki mogą  być sprzedawane za symboliczną kwotę, albo darmowe. Czy takie darmowe mają szansę trafienia do czytelnika? Czy ściągane są chętniej, bo “to za darmochę”, czy raczej użytkownicy “internetów” unikają tego typu publikacji, bo “za darmochę to jakiś badziew”?

 

Trudna sprawa. Bo generalnie rynek e-bookółw w Polsce się rozwija, ale wciąż jest mały i sprzedaje się raczej to, co się sprzedaje na rynku klasycznym. Choć i tak niedużo – znak przykłady bestsellerowych autorow, których ebooki są wydawane “dla chwały domu”, bo rozchodzą się w śmiesznych ilościach.

Tak więc to. A my tu mówimy o debiutantach – nie liczcie na sprzedaż na jakkolwiek zadowalającym poziomie. Nie macie po prostu jak promować takiego czegoś, chyba, że własnymi siłami. Bo prasa zignoruje takie samodzielne wydawnictwo. Czytelnicy w dużej mierze też.

Jak więc to zrobić? I jak traktować? IMHO tylko jako promocję własnego nazwiska. A jak trafić do czytelników? Wiecie, nikt was nie będzie chciał nawet za darmo, jeżeli jakoś was nie pozna – przydałoby się opublikować gdzieś jakieś opowiadania. Bo jeżeli one zbiorą dobre recenzje, to można choćby do BookRage iść, że dorzucicie się do pakietu, żeby się na was poznano. Albo dać takie coś publio – ale oni wezmą, jak nie będziecie anonimowi.

Dystrybucja – płacić nic raczej nie trzeba, po prostu jest marża od sprzedaży. Z 50-60%.

Generalnie self-pub to zło, ale ebooki nie są wiele lepsze pod względem dotarcia, no bo i tak czytelnik musi jakoś poznać, żeby ściągnąć za symboliczną kwotę czy za darmo. Bo jesteście debiutantami.

Przykro mi, ale nie ominiecie bycia debiutantem puszczając coś byle gdzie na własną rękę. Mam wrażenie, że niektórzy z was próbują to przeskoczyć, bo nie mogą wydać tradycyjnie. A może tak ma być? Może musicie pracować nad tekstami i nad sobą, zamiast dumać nad wydaniem tego, co napisaliście i zostało odrzucone? Nie fiksujcie się na jednym dziele. Skoro zostało odrzucone – piszcie następne.

Pisma i prasa się przydają – bo dają wam wsparcie i mówią czytelnikom: To jest ktoś, na kogo stawiamy. Bez tego jesteście tylko jedną osobą w tłumie.

 

21.Pytania z gatunku fantastyka – historia. Dla jasności: nie pytam o powieść historyczną.

Jak taki gatunek należy widzieć poprzez optykę: debiutant, nie jest to za wysoka poprzeczka?

Wprowadzone elementy historyczne (nie pytam o tło takim jak jest średniowieczna codzienność czyt. miecze i łuki lecz pytam o konkretne fakty i osoby, które niekoniecznie są znane powszechnie; np. tajni agenci) powinny być rzetelnie oddane, czy warto np. rozwijać i poszerzać je fabularnie i przekształcać jak plastelinę?

Nieco wynikające z powyższego: Historia osadzona w przeszłość np. XIX wiek powinna być przesiąknięta daną opoką i przedstawiać ją w wyraźny sposób czy niekoniecznie? 

Czy warto dodawać przypisy – końcowe –  czy raczej pozostawić pewne niejasności ciekawości czytelnika? 

 

Przykro mi, ale nie udzielę na te pytania uniwersalnej odpowiedzi. Bo nie ma takiej. Dla jednego pisarza działa jedno, dla drugiego drugie. Wszystko zależy od tego, jak swoje podejście zamienisz w tekst. Nawet kwestia przypisów zależy od tekstu.

 

22.Czy to w ogóle dobry pomysł – tak po prostu napisać powieść i rozsyłać po wydawnictwach, gdy jest się debiutantem? Spotkałem się kiedyś z opinią, że w Polsce, choć większość początkujących właśnie tak robi, takie działanie jest z góry skazane na porażkę i nie ma sensu. Jeśli tak, to jak można, że tak to ujmę, zaistnieć? Innymi słowy: skąd w ogóle biorą się czytywani autorzy powieści? Czy oni wszyscy zaczynali od rozsyłania gotowych powieści po wydawnictwach?

 

Zależy od powieści. Generalnie jednak – jak najbardziej można zadebiutować tą drogą. Pokutuje przekonanie, że jest to niemożliwe, bo mnóstwo osób powieści rozsyła i mnóstwo otrzymuje odmowne odpowiedzi. Ale tak powinno być, bo napisanie dobrej powieści to nie lada sztuka i mało komu się udaje. Tak więc mało kto powinien publikować.

Nie ma jakiejś zasady, że nie publikuje się debiutantów. Może i niektórzy wydawcy tego nie robią, ale większość czyta nadsyłane propozycje. Znam przykłady absolutnych debiutantów, którzy publikowali książki, to nic szczególnego. Znajdą się tacy, którzy tą drogą sprzedawali dziesiątki tysięcy egzemplarzy.

Praca na nazwisko poprzez opowiadania czy publikacje publicystyczne bardzo pomaga, ale to nie wymóg. 

 

23. Czy warto wysyłać swoje teksty do agentów literackich, którzy nie pobierają żadnych opłat, a ich zarobek to procent z ewentualnej sprzedaży książki? Np. http://macadamialit.pl/ ?

 

Trudno mi powiedzieć, nie wiem, jak na zgłoszenia od agentów reagują inni redaktorzy. Ja byłem sceptyczny, bo zgłaszali się do mnie, podsyłali propozycje, chwalili w niebogłosy, a tymczasem okazywało się, że dostawałem w najlepszym razie tekst przeciętny. Jest ot jakaś opcja, może jak przeczytają, to podzielą się uwagami, ale nie powiem na pewno. Chyba jednak nie zaszkodzi.

PS Macademia na swojej stronie ma napisane, że nie “szuka fantasy i sci-fi zrozumiałem tylko dla zatwardziałych fanow gatunku”, cokolwiek to znaczy.

 

24. Pytanko o horrory s-f w stylu "Obcego". Jak to wygląda z popytem na tego typu literaturę? Czy obecnie na tle innych gatunków stosunkowo łatwo , czy jednak trudniej przebić się z takim materiałem do publikacji? Pytam z tego względu, że od jakiegoś czasu nie sposób natknąć się na dzieła wpasowane w ten profil, a w tym kierunku chciałbym z potencjalną książką ruszyć.

 

W stylu “Obcego”? Literacko trudno takie coś zbudować, może dlatego. Ale generalnie też mało jest na rynku SF, więc tu bym upatrywał przyczyn. A jak ksiązka dobra, to się oborni, niezależnie od gatunku. Niekoniecznie dobrze się sprzeda, ale krytycy docenią;)

 

25. Kwestia technikaliów w tekście. Jak to wygląda od strony redaktorskiej – czy rzeczywiście źle zapisane dialogi  i przecinki w niewłaściwych miejscach (załóżmy, że oba nie występujące w jakichś nadmiernych ilościach) dyskwalifikują tekst w oczach wydawcy?

Rzecz jasna mówię tu o przypadku w którym tekst sam w sobie jest wystarczająco dobry do publikacji, ale pod tymi dwoma względami kuleje.

 

Nie dyskwalifikują. Zdarzało mi się robić korektę opowiadań do działu polskiego “NF”, często czytam książki polskich autorów z egzemplarzy przed redakcji i wiem na pewno – wszyscy walą byki. Niektórzy uznani autorzy tyle, że byście się zdziwili. Generalnie chodzi o to, że przecinek to żaden problem, bo go wstawić to ułamek sekundy – jeżeli tekstu nie trzeba przepisywać od nowa, poprawiając, to małe błędy wychwyci korekta i redakcja. Od tego są.

Dialogi – niech będą czytelnie oznaczone i będzie ok.

 

26. Dlaczego tak znikoma ilość polskich autorów trafia na rynek anglojęzyczny? Wydawałoby się, że nawet “nasze” fantasy stoi na wysokim poziomie (vide przywołany Wegner). Czy problemem jest duża konkurencja, tłumaczenia, “niewyrobione” tam nazwisko, nieprzetłumaczalne różnice kulturowe w tekstach, inne powody?

 

Brak tłumaczy. Potrzebny ci nie Polak znający angielski jako drugi język, ale najlepsza opcja to ktoś, dla kogo angielski jest pierwszym językiem, a polskiego się nauczył. Jak myślisz – sporo jest takich tłumaczy? Nope.

 

27.Wyobraźmy sobie na chwilę, że jestem anglojęzycznym czytelnikiem. Gdzie powinienem iść, oprócz tor.com, żeby przeczytać naprawdę dobre opowiadanie do mojej szklanki przedniego ale/nędznej gorzały/ulubionej “wódy na rudych myszach”?

 

Tor.com to w ostatnich miesiącach faktycznie najlepsze źródło – mają tam nosa do teksów. Ja sam często kupuję także opowiadania publikowane w Clarkesworld, Strange Horizons, całkiem często z Beneath Ceasles Skies, okazjonalnie z Lightspeed Magazine. Poza tym sporo dobrego SF jest w Interzone, Asimov’s, no a przede wszystkim trzeba antologie – polecam wybory Jonathana Strahana, Johna Josepha Adamsa, Lou Andersa i Gardnera Dozoisa.

 

28: A co z autorami, którzy mimo polskiego pochodzenia są w angielskim tak płynni, jak sami Anglicy – czy zdarzały się przypadki, żeby Polak sam przetłumaczył swoją powieść na język angielski albo napisał ją w całości po angielsku, poszedł z tym do wydawnictw i został wydany? Powiedzmy, że odpowiedź “Tak, Joseph Conrad” mnie nie zadowala – pytam o obecne realia :)

 

Nie znam takich. Nie-Polaków za to na pączki, mnóstwo autorów z innych krajów pisze po angielsku i publikuje.

 

29.Moja koleżanka (hehehe) rozesłała powieść do wydawnictw ale nie otrzymała odzewu. Część podziękowała “ale nie”, inni w ogóle zbyli milczeniem. Czy jest sens, żeby koleżanka poprawiała powieść i po roku, dwóch, podesłała ulepszoną wersję ponownie? Czy ktoś się zorientuje w ogóle, że gdzieś to już widział?

 

Odpowiedź: Jest sens. Jak najbardziej. Ale polecam otwarcie napisać, że powieść została już odrzucona i teraz dosyłasz po poprawkach. I opisać te poprawki. Bo jeżeli zrobi się to dobrze, pokaże, że w dojrzały sposób spojrzało się na tekst i go ulepszyło, to może zaplusować.

 

30.Polska, dziki kraj między Bugiem a Odrą, z ponoć dramatycznym poziomem czytelnictwa. :-) Ok, ok, nie dramatyzujmy jak Mirmił… Jaki jest, patrząc na ostatni okres (lata 2010-2015), normalny nakład debiutu, “dobry” nakład, nakład-sukces i nakład-wielki sukces? Z tego co kojarzę, trylogia husycka Sapkowskiego to był chyba nakład rzędu 50 000 – i czy to była, jak na nasze, polskie warunki, olbrzymia liczba?

 

Średni nakład książki beletrystycznej w Polsce to 2000-3000 egz. Nakład debiutu? A jak to porównywać? Nakład zależy w dużej mierze od tematyki i gatunku, a nie autora. Bo jak ktoś debiutuje powieścią SF, a ktoś powieścią kobiecą, to ten drugi będzie miał więcej.

Sukces? Jak sprzedasz, jako debiutant, 5000 egzemplarzy, to się wydawca ucieszy. Normalnie 10 000 to już bardzo dobry wynik. Hity mają po 50k w górę, a taki “Grey” to po 300-400 tys. każdego tomu.

 

31.Dla odmiany  będzie nie o pisaniu, ale o tłumaczeniu literatury. Nawiązując do pytania 26: Czy dotkliwy brak dobrych, dwujęzycznych tłumaczy dotyczy tylko rynku angielskojęzycznego? Pytam, bo sam mam takie szczęście\pecha (zależy pod jakim kątem patrzeć), że wychowałem się w mieszanej rodzinie, z tego powodu mam dwa języki ojczyste (polski i niemiecki), do szkoły chodziłem po kilka lat w dwóch krajach, na studia też,  i w sumie jestem native speakerem w obydwóch językach. W piśmie i mowie. Nawet w mowie nie mam akcentu ani polskiego, ani niemieckiego. I byłbym bardziej zainteresowany tłumaczeniem, niż pisaniem własnych tekstów. Fakt, że niemieckojęzyczny rynek jest dużo mniejszy od angielskiego. Ale z drugiej strony, to jest i tak większy od polskiego. Podsumowując: czy moje umiejętności można spożytkować na rynku literackim (i jeżeli tak, to gdzie się na początek zwrócić: wydawnictwa, pisma, autorzy? Przydam się raczej w Polsce, czy w Niemczech\Austrii\Szwajcarii ?), czy sprawa dotyczy tylko angielskiego?

 

Z tłumaczami na niemiecki jest chyba łatwiej, choć sam danych nie mam. Ale tłumacz z polskiego na inny język to zawsze pożądane “dobro”, bo mały odsetek obcokrajowców mówi po polsku.

 

32.Chciałam zadać pytanie na temat wydawnictw. Mianowicie chodzi mi o to, komu najbardziej zależy na debiutantach/jest najbardziej otwarty? Gdzie w ogóle warto przesyłać teksty? Oczywiście chodzi mi o fantastykę. 

 

Generalnie mało który wydawca jest całkowicie zamknięty na debiutantów. Sporo osób tak myśli, ale to dlatego, że aspirujący pisarze oczekują, że wydawcy będą raz w tygodniu debiutanta publikować. Nie. Co jakiś czas jednak publikują, a uzależnione to jest od… debiutantów i tego jak piszą.

Do którego wydawcy słać? To zależy od książki, od tematyki. Bo najlepiej słać tam, gdzie już wychodziły zbliżone pozycje – to by znaczyło, że wydawca ma doświadczenie w redakcji i przede wszystkim promocji i dystrybucji takich książek. To jest najważniejsze.

Skoro pytasz o “otwartość”, to widzę, że masz złe podejście do całej sprawy. Nie skupiaj się na tym, żeby tylko zadebiutować. Chodzi o publikację z sensem, bo inaczej co komu po debiucie, którego sprzeda się 500-1000 egzemplarzy?

 

 

Nowa Fantastyka