Profil użytkownika


komentarze: 120, w dziale opowiadań: 65, opowiadania: 25

Ostatnie sto komentarzy

Cześć, dzięki wszystkim za komentarze.

 

@Irka_Luz – taki jest cel tego opowiadania ;-)

@regulatorzy – dzięki za wyłapanie literówki.

Raczej zaorać i zacząć od nowa ;-)

No cóż, ewidentnie mi ten tekst nie wyszedł… Dzięki wszystkim, którzy zechcieli się podzielić swoimi uwagami. Postaram się z nich skorzystać przy kolejnej pisarskiej próbie.

Zadziwiające, na jakie rzeczy autor potrafić nie zwrócić uwagi, gdy go pochłonie historia, heh…  Julius -> oczywiście, że to jest po coś. Przecież to gotowy scenariusz filmowy. Tylko przetłumaczę i wysyłam do Hollywood, do braci Wachowskich, a Jamesa Holmesa zagra Robert de Niro. A tak poważnie – to nie było zaplanowane i w ogóle nie myślałem o tym w kategorii konwencji filmowej.  O, komuś się spodobało…

Miło, że chociaż jedna osoba dobrnęła do końca i napisała komentarz ;-) Wiem, długi tekst… Co do szczegółów, odpowiem na zarzut niewielkiego zróżnicowania języka. Na początku zastanawiałem się, czy nie wprowadzić zupełnie obcego dialektu, ale w końcu uznałem, że bohaterowie powinni mieć możliwość komunikowania się ze sobą. Sam jest empatą, nie telepatą i nie chciałem go takim uczynić. Język taki, a nie inny, jest wynikiem pewnego kompromisu. Pozostałe kwestie powinny znaleźć wyjaśnienie w tekście, ale z powodu mojego niedopatrzenia tak się niestety nie stało. Postaram się to zmienić, jeśli (o ile i kiedy) opowiadanie trafi na nową stronę.

Jak rozumiem, nowych tekstów jeszcze nie można dodawać? Ja w każdym razie nie widzę nigdzie odpowiedniej funkcji…

 

Dobra, ślepy jestem. Nic nie mówiłem :-)

Fakt, pomysł na obcych znakomity. Choć z drugiej strony, chciałbym się z książki dowiedzieć o nich więcej…

Jak dla mnie cały wątek pierwszego kontaktu i obcych, choć intrygujący, świetnie napisany i odkrywczy, jest tylko pretekstem do wędrówki w głąb naszego ssaczego umysłu. Dość niepokojącej wędrówki.

Powiem tak – w tej powieści obcy są naprawdę obcy, a największą przeszkodą w ich zrozumieniu jest nasza własna świadomość… Bardzo dużo science w tym fiction.

A w kwestii nowych opowiadań – publikować tu, czy tam? A może tu i tam? ;-)

Dzięki, byłoby fajnie. Przyczyną małej ilości komentarzy może być to, że pierwotnie tekst był podzielony na dwie części. Przy pierwszej było ich szesnaście. Korzystając z okazji, scaliłem opowiadanie do jednej części.

Ja kiedyś dostałem odmowę od Prószyńskiego, ręcznie pisaną na papierze firmowym, ha! Ktoś się nawet wysilił i sprawdził, jaki moje dzieło miało tytuł... I nawet pochwalił, że nieźle się to czyta, ale ze względu na plany wydawnicze na następną dekadę nie wydadzą.

Do dziś trzymam jako pamiątkę... ;-)

Przeważnie wydawnictwa podają na swoich stronach sugestie dotyczące wydruku, ewentualnie formatu pliku, w jakim tekst ma być wysłany.

Ja również polecam, bardzo przyjemna fantastyka przygodowa. Końcówka pozwala myśleć, że ciąg dalszy nastąpi. Terry'ego rzeczywiście czuć bardzo w opisach, czasem w dialogach, jak ktoś zna Świat Dysku na pewno rozpozna charakterystyczne formy Pratchetta.

O pomysłach rozmawaiam z żoną, oczywiście. Jest też pierwszym redaktorem i recenzentem moich tekstów. Podsuwa pomysły i nawet jeśli nie są trafione, są dla mnie bodźcem do rozmyślań. Mam też kilku znajomych "czytaczy", z czego jeden jest szczery aż do bólu, dosłownie. Mogę być mu tylko wdzięczny, choć czasem mam ochotę go udusić ;-)

Bardzo chciałbym napisać coś według planu, niestety jak dotąd mi się nie udało. Najczęściej "widzę" początek tekstu, czasem koniec, a po środku jest pustka, którą trzeba wypełnić. Skutek jest taki, że siadając do pisania idę na żywioł. I, podobnie jak u Ceterari, postacie często żyją swoim życiem, zamiast robić co im każę, kompletnie rozwalając mi koncepcję.

No, mnie "Baranek" rozwalił na łopatki, ale ja heretykiem jestem, więc pewnie się nie liczy ;-) Mogę jeszcze polecić "Sprawiedliwość owiec" Leonie Swann. Swiat widziany oczami owiec jest... interesujący. Drugiej części niestety jeszcze nie czytałem.

Ja tez z natury jestem dość oporny, ale mojej żony to nie wzrusza. Więc kiedy mówi "Idź pisać", to kładę potulnie uszy po sobie i idę pisać. A jak już zacznę, to nie ma mocnych - 500 słów musi być. No, czasem 490... ;-)

Tekstów na zamówienie nie piszę (jeszcze), więc z tej akurat strony mam spokój...

Aha, przydaje się też ktiś, kto pogoni do pisania. Dosłownie ;-)

Tfu, na psa urok! Miało być 500 słów, nie znaków.

Mój wykładowca historii powtarzał, że aby napisać tysiąc słów, trzeba przeczytać dziesięć tysięcy. Po latach muszę przyznać, że coś w tym jest...

W zeszłym roku napisałem ponad 300 000 znaków,  w tym - niecałe 7000, ale dopiero zaczynam ;-) Wena opuściła mnie pod koniec roku, niedawno wróciła i siedzi teraz skacowana w rogu, łypiąc na mnie spod oka.

Nie spędzam na pisaniu jakiejś określonej ilości czasu, ale ustaliłem sobie limit 500 znaków na sesję. Raz przychodzi łatwo, wyrabiam się w godzinę i przekraczam normę o 30%, a czasem męczę się trzy godziny. Jak już mam pomysł, staram się pisać co drugi dzień, to daje mi złudzenie, że tekst zostanie skończony w rozsądnym terminie ;-) Nie zawsze to działa, zdarza się, że utknę nad jakimś fragmentem na tydzień albo dłużej, aż w końcu wpadnie mi do głowy pomysł. Korekta gotowego tekstu to już zupełnie inna bajka…

Brajt, a od kiedy pisanie jest przyjemnością? ;-) Jasne, na początku to bajka, ale później przypomina operację przeprowadzaną tępym skalpelem. Albo poród...

Nakład najniższy, czyli 3000 egz. (w tym 10% egzemplarzy promocyjnych, czyli nie na sprzedaż), rozeszło się ok. 1300. Ponoć nieźle, jak na debiut.

O, niespodzianka... Może mają, choć wydana dawno...

Nie wiem, czy przyznawanie się tu do wydania książki to dory pomysł. Zlinczują, zbanują, posta usuną... ;-)

Hm... Coś mi się zdaje, że konkurs wziął i umarł...

Dobry pomysł z tymi pocztówkami w galerii.

To ja też tak poproszę :-)

Jeszcze Tregard coś doda i będzie komplet.

Ech, wyjedzie człowiek na dwa dni i tyle go omine ;-) Dobra, nie będę już nic dodawał, żeby zamętu nie siać. Może następnym razem.

Ja osobiście uwielbiam powieści Kinga. Jego styl pisania, nieco przydługie wprowadzanie do właściwej fabuły (niektórzy pewnie uznaliby, że to przegadane ;-)) sprawia, że z prawdziwą radością zagłębiam się w świat, który wykreował.

Udało mu się stworzyć uniwersum, w którym wątki z różnych powieści pojawiają się w innych. Na przykład para, która w „Dallas ‘63” tańczyła w Derry pojawia się na kartach powieści pt. „To”. Bohaterki „Dolores Claiborne” i „Gry Gerarda” widzą się nawzajem przez jeden krótki moment, opisany osobno w każdej z tych powieści. W „Bastionie” jedna z bohaterek czyta książkę, którą napisała bohaterka „Stukostrachów”. No i nie zapominajmy o „Bezsenności”, która jest po prostu spin-offem „Mrocznej Wieży”.

W tekstach Kinga często też widać tęsknotę za dawnymi, dobrymi czasami. Zwłaszcza w noweli „Ciało”, ale nie tylko. „Dallas ‘63” to kolejny przykald.

To wszystko razem wzięte sprawia, że z niecierpliwością czekam na każdą nową powieść Kinga.

AdamieKB, bądź tak dobry i podziel się ze mną swoimi domysłami nt. innych zakończeń cyklu :-) Bo mam pomysł, jakby można przepisać części od III do VI, żeby było bardziej strawne, a chętnie poznałbym inne opinie.

Taa... Ja chciałem napisać opowiadanie na dwadzieścia stron maks. Wyszło mi sto dwadzieścia i pojawiło się tu w sześciu częściach...

Jak czytać z monitora, to tylko po skopiowaniu do Worda. Szata graficzna tego portalu nie jest zbyt przyjazna oczom i jesli próbuję czytać bezpośrednio na NF, to potem widzę zielone plamy...

A drukowanie się nie opłaca.

Mnie na szczęście udało się przeczytać tekst, zanim połowę pożarło. I to za jednym podejściem ;-)

Pomysł dobry, wykonanie też nie najgorsze. Początkowe fragmenty trochę mi zgrzytały. Za dużo było niepotrzebnych wtrętów. Później było lepiej, choć pojawiały się powtórzenia, gdzieniegdzie brakło przecinka, tu i ówdzie literówka. Nie do końca podoba mi się Twój styl, ale to już kwestia gustu.

Po ostatnim zdaniu pozostał jakiś niedosyt.

Ja w tym widzę potencjał na powieść :-)

Dzięki, że mimo wszystko dotrwaliście do końca :-)

Wiem już, co poprawić, co skrócić a co wyrzucić. Kiedyś może przeredaguję i wrzucę tekst ponownie. A jeśli nie - wiem, czego się wystrzegać w kolejnych opowiadaniach.

O! Ktoś tu zajrzał po dwóch latach od publikacji!

Miło mi, że przeczytałaś :-)

Niezwykle cenna porada, dziękuję :-)

Samo zagadnienie jednak nie daje mi spokoju. Jakiś czas temu miałem nieprzyjemność zetknąć się z książką, której nie uznałbym za dobrą. Tytułu nie wspomnę, bo uciekł mi z pamięci, pozostawiając jedynie uczucie zmarnowanego czasu. Fabuła miałka, papierowi bohaterowie… A jednak ktoś gdzieś uznał, że jest to warte wydania. Mało tego, ktoś inny uznał, że warto to przetłumaczyć na nasz język ojczysty. Nieco później taki niczego niespodziewający się czytelnik kupił książkę i sromotnie się rozczarował.

Dlaczego to zostało wydane? Jakim kryterium się kierowano, uznając, że to jest dobre?

 Jeżeli coś jest dobre, to z dużym prawdopodobieństwem ktoś to wyda.

 Hm… Jeżeli nie jest, to też może się udać?

Święta racja, josehiem. Ja po prostu sądziłem, że skoro skomentowałaś część I i II, skomentujesz również pozostałe. Nie widząc kolejnych komentarzy, zmartwiłem się, że dałaś sobie spokój z moimi wypocinami ;-)

Teraz z niecierpliwością czekam na końcową ocenę...

Regulatorzy, znów muszę się bić w piersi i błagać o wybaczenie :-)

Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że Word nie podkreśla mi zamrażalki, więc ten błąd za każdym razem mi umyka, ile razy bym tego nie czytał. A jeszcze wczoraj przed publikacją dokładnie sprawdziłem tekst...

Co do pulsujących narośli - to jest liczba mnoga, więc powinno być OK ;-)

Pozostałe błędy poprawiłem.

Rozwiązanie z pogranicza SF chodziło mi po głowie, ale szczerze mówiąc nie widziałem go. Natomiast pociągający wydał mi się pomysł z ofiarą z pierworodnego, stąd takie a nie inne zakończenie.

Czy z muzą można dyskutować?

Regulatorzy, zatrważającą ilość błędów mi wyłapałaś... Poprawiłem. Cieszę się, że mimo to podobało Ci się :-)

Mam nadzieję, że to tylko wstęp do czegoś większego, bo zapowiada się ciekawie. Szkoda, że nie pokusiłeś się o rozbudowanie tekstu. Brakuje dialogów, które mogłyby powiedzieć więcej o świecie, niż same opisy. Bez dialogów tekst jest bardzo monotonny, brak mu dynamiki. Sama koncepcja pachnie mi trochę "Sagą ognia i lodu".

Ogólnie przyjęta praktyka nakazuje napisać tekst w Wordzie bądź innym edytorze tekstu, po czym pozwolić mu poleżakować jakiś czas. Potem warto go przeczytać i poprawić wszystkie błędy, jakie się wyłapie. Te, których nie wyłapiesz, wypunktują Ci inni ;-)

Pisanie na żywo w okienku jest podejściem... świeżym, ale raczej nie najlepszym. To tak na przyszłość.

No i ten nieszczęscny brak tytułu. Pamiętaj, że po opublikowaniu tekstu masz zaledwie 24 godziny na jego edycję. Potem pozostanie już z takim "tytułem" jak teraz na wieki, wieków, amen. No i skończy się też doklejanie kolejnych fragmentów.

Jakoś mam wrażenie, Ghashu, że co chwilę doklejasz kolejne kawałki. To raczej niezbyt dobra taktyka. Ten, kto przeczytał powiedzmy 3/4 tekstu raczej nie wróci, żeby doczytać doklejoną późnej 1/4, zwłaszcza, gy tekst nie wzbudzi chęci dowiedzenia się co bedzie dalej, jak u marlęty.

Seminarium w Opolu? To mnie rozbawiło. Niby akcja osadzona w jakimś świecie fantasy, a tu seminarium. W Opolu.

Dobre pytanie. Chcemy wiedzieć kto zasłużył na ciasteczka z wieloletnią tradycją ;-)

Przedziwne formatowanie tekstu. Brak akapitów bardzo utrudnia odbiór. Dialogi powinny być pisane od nowej linii, a nie jednym ciągiem. Podobnie zaznaczenie końca danego fragmentu (***).

No i ten brak tytułu...

Żadnych dialogów, brak dynamiki... Ciężkie do przebrnięcia.

Regulatorzy, oczywiście, że jestem zaskoczony pozytywnie. Jeden byk Adamowi się w oczy rzucił, ale zdążyłem poprawić ;-)

Adamie,

„Zakończysz przed ósmym?” Miałeś na myśli odcinek, czy datę? Bo tak się zacząłem zastanawiać…

A propos wydawniczych młynów – pewien redaktor dużego wydawnictwa recenzując „Zamkniętych” powiedział mi wprost, że nie wie cyt. „czy to się komercyjnie obroni”. Może jest przegadane ;-) A może ma za mało stron, bo nie da się z tego zrobić 600-stronicowej księgi, za którą można policzyć 49 zł.

 

Rogerze,

Dwójka czytelników spoza portalu, która miała okazję przeczytać cały tekst przed publikacją tutaj bardzo sobie ceniła właśnie tę szczegółowość. Rzecz gustu. Moim zamiarem było utrzymanie opowieści w tendencji strumienia świadomości. Stąd m.in. te detale. Czy mi się udało to inna kwestia.

 

Regulatorzy,

Żadnych literówek i innych baboli do poprawy? Jestem zaskoczony ;-)

Części jest sześć. Tekst został skończony, choć nie ukończony. Przed publikacją tutaj wysłałem go do kilku wydawnictw, w tym do NF. Z tytułu braku odzewu, publikuję tutaj... Po co ma się kurzyć w szufladzie?

Fajnie napisane, z humorem. Miło się czyta. Z kwestii technicznych:

 jago ojciec - powinno być chyba jego ojciec

nigdy nie myślała, że będzie miała teścia, i inne osoby z dworu - niepotrzebny przecinek przed i inne

Niespójnie piszesz atrybucje dialogowe. Raz zaczynasz z dużej litery i kończysz kropką, a raz nie. Ja osobiście skłaniam się ku pisaniu atrybucji z małej litery i z kropką na końcu :-)

- Byłby. – Mag przetarł zmęczone oczy.  - po "Byłby" niepotrzebna kropka.

 - Ja też. – Zmęczony Nilogren usiadł w końcu na zdobionym, całkiem wygodnym krześle. - po "Ja też niepotrzebna kropka.

Mój pierwszy tekst pisany na zamówienie. Większość warunków, wydaje mi się, spełniłem. W większym bądź mniejszym stopniu... Czy wszystkie? Nie wiem. Oceńcie sami.

Adamie, przecież to klasyka polska z najwyższej półki! Czyli takiej, po którą ciężko sięgnąć, bo trzeba przynieść stołek z kuchni...

Arcturze, szczerze mówiąc nie mam pojęcia, o co Ci chodzi...

Bardzo się cieszę, że się podobało.

Regulatorzy, dzięki za wyłapanie błędów. Już poprawione :-)

Rogerze, dzięki za komentarz i uwagi. Nie bardzo wiem, jak się odnieść do zarzutu o zbytnią szzcegółowość opisów.W założeniu miały takie właśnie być. Ten tekst ogólnie jest dość naturalistyczny, ale taki właśnie był mój zamiar. Mogę jedynie mieć nadzieję, że nie znudziły Cię, jak opisy przyrody w pewnej powieści znanej autorki, której akcja dzieje się nad rzeką... Nawiasem mówiąc, masz fajną pracę, skoro możesz czytać w trakcie. Pozazdrościć ;-)

Adamie, mniemam, że dreszcze miałeś w sensie pozytywnym? :-)

Co do literówek - jak sam mówiłeś, chochlik nie śpi. Uwierz, że zrobiłem, co w mojej mocy. Jeszcze przed samą publikacją, dziś rano, przeczytałem tekst. Chochlik znów mnie przechytrzył. Ale będę jeszcze sprawdzał.

Rogerze, fakt zamkniętych drzwi i okien został stwierdzony poprzedniego dnia. Wydaje mi się, że to uzasadnia kwestionowane zdanie. Ale mogę się mylić...

Dla mnie różnica między czarodziejem a magiem jest mniej więcej taka, jak między Gandalfem puszczającym fajerwerki na urodzinach u Bilba a Gandalfem walczącym w Morii z Balrogiem :-)

Muszę jednak przyznać, Rogerze, że jednego mi brakowało w tym opowiadaniu. Mianowicie aury tajemniczości, ktora przenikała pierwszą część i tej quasi-filozoficznej rozprawy o naturze rzeczy i magii. Teraz nie musisz się już trzymać limitu stron, więc może rozszerzysz te wątki?

Jego glob po zlokalizowanie zbadają archeolodzy. Pan wie, doktorze – głos Tagartha zabrzmiał ostrzej - jak wielką wagę przywiązują wszystkie zasiedlone planety wszechświata do nieprzedłużania okresu badań.

Czy nie powinno być Whartona zamiast Tagartha? Tak mi się w oczy rzuciło...

Opowiadanie ogólnie mi się podobało i zmartwiła mnie informacja, że to ostatnia część. Może drukiem ukaże się dłuższa wersja? ;-) Chętnie przeczytam.

Kilka błędów gdzieś tam się przewinęło, głównie literówek, ale nie psuły one ogólnego wrażenia i przyjemności z czytania.

Winter is coming...

Ech, ślepota jakaś mnie napadła. Już znalazałem, sorry, za zamiaszanie.

Niezgodo.b, do kiedy trwa ten nieoficjalny konkurs? Jest jakiś deadline? Bo pomysł mi się kołacze, a nie wiem, czy jest sens zaczynać.

Nowa Fantastyka