Profil użytkownika


komentarze: 24, w dziale opowiadań: 9, opowiadania: 6

Ostatnie sto komentarzy

Przepraszam za podwójny post - internet mi trochę nawala. :(

No ba, że nic ZŁEGO nie ma w książkach do poduszki. Tylko im więcej się ich czyta, tym ciężej potem czytać wartościowe rzeczy. Sam tego doświadczyłem. Jeszcze parę lat temu(oj, dawno :)), gdy czytałem tylko głupoty w stylu forgotten realms czy fabryka słów, nie umiałem przebrnąć przez chociażby trochę ambitniejszą książkę(znaczy z wyższej półki). Teraz nie potrafię czytać książek o niczym - jak mam do wyboru książkę do zabawy i grę komputerową czy film - wolę grę komputerową lub film. Na te książki mi się po prostu osobiście nie chce tracić czasu. Mam lepsze rzeczy do roboty. :P

April: No i tu tkwi pomyłka. Twórczość Lema czy Dukaja na przyklad jest literaturą absolutnie piękną. Jest wielu twórców fantastycznych, piszących ambitne, poruszające ważne kwestie książki. Nie jest prawdą, jakoby fantastyka jako całość była podgatunkiem rozrywkowym, to napór taniej literauty rozrywkowej sprawia takie wrażenie. Wszystko zależy od autora. Dekoracja fantastyczna pozwala wręcz poruszać często problematykę większą i poważniejszą(niewiele znam piękniejszych i mądrzejszych ksiażek niż takie Solaris). Dzięki fantastyce - ale tej prawdziwej, klasycznej - człowiek może zastanowić się nad stricte FILOZOFICZNYMI problemami(ponownie Solaris - taka choćby koncepcja Boga nieudacznika - chce dobrze a wychodzi mu zawsze źle), możemy szerzej analizować nawet takie sprawy jak choćby społeczeństwo i jego rozwój(antyutopie, zresztą jeden z moich ulubionych literackich podgatunków - są przecież stricte fantastyką). Mógłbym się dlugo rozpływać nad wartością fantastyki jako gatunku literackiego. :) Ważny ponadto jest dla mnie twórczy proces tworzenia od podstaw nowego świata. W fantastyce pisarz może być demiurgiem tworzącym nowe rzeczywistości. Nie mówię tu o banalnych zabiegach w rodzaju kopiowania Tolkiena over and over again, lecz o prawdziwej twórczej ekspresji - choćby Mieville, wspomniany Dukaj, Herbert i wielu innych. Ich światy oszałamiają oryginalnością i świeżością.

Oto dlaczego wciąż zajmuję się fantastyką. Bo wciąż mam nadzieję, że mimo usilnego spłycania tej dziedziny literatury, wciąż może ona wnieść sporo dobrego do ludzkiej kultury.

Poza tym, mówiąc bez ogródek - łatwiej napisać w miarę realistyczne opowiadanie fantastyczne niż obyczajowe czy jakiekolwiek inne. :P

April: No i tu tkwi pomyłka. Twórczość Lema czy Dukaja na przyklad jest literaturą absolutnie piękną. Jest wielu twórców fantastycznych, piszących ambitne, poruszające ważne kwestie książki. Nie jest prawdą, jakoby fantastyka jako całość była podgatunkiem rozrywkowym, to napór taniej literauty rozrywkowej sprawia takie wrażenie. Wszystko zależy od autora. Dekoracja fantastyczna pozwala wręcz poruszać często problematykę większą i poważniejszą(niewiele znam piękniejszych i mądrzejszych ksiażek niż takie Solaris). Dzięki fantastyce - ale tej prawdziwej, klasycznej - człowiek może zastanowić się nad stricte FILOZOFICZNYMI problemami(ponownie Solaris - taka choćby koncepcja Boga nieudacznika - chce dobrze a wychodzi mu zawsze źle), możemy szerzej analizować nawet takie sprawy jak choćby społeczeństwo i jego rozwój(antyutopie, zresztą jeden z moich ulubionych literackich podgatunków - są przecież stricte fantastyką). Mógłbym się dlugo rozpływać nad wartością fantastyki jako gatunku literackiego. :) Ważny ponadto jest dla mnie twórczy proces tworzenia od podstaw nowego świata. W fantastyce pisarz może być demiurgiem tworzącym nowe rzeczywistości. Nie mówię tu o banalnych zabiegach w rodzaju kopiowania Tolkiena over and over again, lecz o prawdziwej twórczej ekspresji - choćby Mieville, wspomniany Dukaj, Herbert i wielu innych. Ich światy oszałamiają oryginalnością i świeżością.

Oto dlaczego wciąż zajmuję się fantastyką. Bo wciąż mam nadzieję, że mimo usilnego spłycania tej dziedziny literatury, wciąż może ona wnieść sporo dobrego do ludzkiej kultury.

Poza tym, mówiąc bez ogródek - łatwiej napisać w miarę realistyczne opowiadanie fantastyczne niż obyczajowe czy jakiekolwiek inne. :P

Ech. Jak zwykle rzadko można liczyć na czytanie ze zrozumieniem. :(

Ceterari: Czy ja powiedziałem, że brak przekleństw i ludzkiego języka jest zły? Rrrrrany. Powiedziałem dokładnie to samo co Ty. Że trzeba ich używać z umiarem. Wulgaryzm jest środkiem do osiągnięcia jakiegoś większego realizmu wypowiedzi, lecz równocześnie w nadmiarze jest po prostu śmieszny. Tylko tyle.

Halwor: Myślę, że wymieniłem autorów klasycznych - Od dawna nie czytywałem fantastyki, uzupełniając literackie wykształcenie klasycznymi dziełami, a głównym przedmiotem mojego zainteresowania jest literatura amerykańska XX wieku - od Hemingwaya i Fitgeralda przez Hellera i Vonneguta aż do Irvinga. Hemingway zmarł w 61 roku. To jest literatura stricte PIĘKNA, której nie uświadczysz obecnie. Moja ulubiona książka ma już z 50 lat. Obszar mojego zainteresowania to lata 20 - 70. Teraz choćby czytam "49 opowiadań" Hemingwaya. Tak więc, odpowiadając na pytanie - ja czytam cały czas coś AMBITNEGO. :P

Inną literaturą nie ma sensu, moim zdaniem się zajmować...

Dreammy: No. Pełna zgoda.

A ja akurat zgodzę się z Autorką. Mnie również zalewa krew na widok "najpoczytniejszych" bestsellerów na półkach. Banał czy masówka na określenie tego, czym jest większość takich "dzieł, to mało powiedziane. Potrzebne czy nie - różnica jest taka, że im mniej i im głupsze rzeczy społeczeństwo czyta, tym bardziej ubożeje jego kultura. W efekcie nowi twórcy ograniczają się do takiej pseudoliteratury, co z kolei prowadzi nieuchronnie do jeszcze większego spadku poziomu kulturalnego. I tak w kółko. Tak samo jak z muzyką czy każdą inną dziedziną sztuki. Obecnie ciężko jest znaleźć kogoś, kogo by interesowało pójście do filharmonii czy przeczytanie jakiejś ambitniejszej książki. I to jest smutne. Ludzie właśnie przez ten proces stają się głupsi.

Dawniej "bestsellerami" były też książki, które obecnie mają status dzieł sztuki literackiej, jak dzieła Hemingwaya, Fitgeralda, czy późniejszych - Lhosy, Vonneguta czy też Hellera.(fantastyka - choćby mamy Franka Herberta czy S.Lema) Najpopularniejsze płyty muzyczne dawnych czasów to obecnie wciąż arcydzieła kultury(The Beatles, Led Zeppelin, The Doors) Czy za parędziesiąt lat ktokolwiek pamiętał będzie o obecnych "bestsellerach" do poduszki(którymi obecnie karmi się społeczeństwo, bo, jak słusznie zauważóno - to się sprzedaje) O pseudopopowych pioseneczkach "artystów" pokroju Lady Gagi czy innej Rihanny? Odpowiedź brzmi - NIE. A o Mozarcie czy klasykach literatury pamiętać będziemy zawsze, bo to część KULTURY.

Jeśli chodzi zaś o język, to bardzo przepraszam, ale sprzeciw wobec jego banalizacji nie jest jakimś "świętym oburzeniem". Po prostu literatura w zamierzeniu miała być zawsze sztuką. Plwanie wulgaryzmami na prawo i lewo sztuką NIE jest. Jest nią umiejętne balansowanie między językiem wysokim a niskim. Wulgaryzmy są potrzebne, ale w nadmiarze śmieszą, nie urealniają. Same przekleństwa nie wystarczą do realistycznej stylizacji, przykro mi. Czasami mam wrażenie, że niektórzy autorzy tak bronią języka plugawego, bo po prostu nie potrafią pisać w inny sposób. Poza tym nic innego, a właśnie to również wpływa na pogłębiającą się głupotę społeczeństwa. Ludzie czytają książki napisane tak a nie inaczej i sami przejmują taki język.

Muszę jednak nadmienić, że fakt wydaia czegoś wcale nie oznacza, że jest to cokolwiek warte.

Smuci mnie brak literackich ambicji u ludzi, którzy może w przyszłości właśnie tą dziedziną sztuki mogą się zajmować. Ode mnie tyle.

Cóż, nie tylko Ciebie, Świętomirze.

Co do tekstu, to skoro ma to być coś krótkiego i zwięzłego, warto by chociaż zadbać o jakąś puentę i ciekawszy, bardziej nastrojowy styl wypowiedzi, co ktoś już tu chyba nadmienił. Poza tym sam monolog w ogóle nie trzyma (wg mnie) klimatu, nie jest to sposób, w jakim przemawiałaby sztuczna inteligencja. Mechanizm z natury nie będzie używał określeń tak skrajnie ludzkich jak "zamyśleni" lub "pocą się" (ponownie, to moje zdanie). Zamiast myśleć raczej będzie  np."przetwarzać dane" , "analizować". A wyrażenie tak cielesne jak "pocą się" w ustach maszyny wywołuje tylko pobłażliwy uśmiech.
Dodatkowo, szczerze nienawidzę wszelkiego rodzaju fanfików i innych bezpośrenich "zapożyczeń" z cudzych tekstów kultury. (co bezpośrednio wpływa na moje zdanie) Forma szortu to dla mnie (przepraszam) nic innego, jak pójście na łatwiznę, tym bardziej jeśli nie ma w tekście żadnej poetyki ani pięknego operowania językiem pisanym.
Tekst jest moim zdaniem nie tylko pozbawiony jakiejkolwiek refleksji i klimatu, ale poczucie humoru  pozostawia tu (moim zdaniem) wiele do życzenia. (niewybredny żart na końcu) Ale jak widać jestem w mniejszości.
Naprawdę nie rozumiem całego tego szumu naokoło tych tekstów. Przeczytałem z ciekawości już kilka, a niestety żaden nie sprowokował mnie do zastanowienia się ani nie wywołał u mnie najlżejszego uśmiechu. (I nie mówię tego ze złośliwości)
Pozdrawiam.

Dziękuję. Teraz jestem w stanie wyraźnie dostrzec popełnione błędy, związane właśnie z dodawaniem przeze mnie w ferworze pisarskim niepotrzebnych, wręcz "ozdobniczych" zaimków. Postaram się skorygować i "oczyścić" swój styl w najbliższej przyszłości.

Niezwykle dużo dało mi do myślenia Twoje zdanie na temat "skracania" fabuły. Gdy analizowałem swój tekst, nie przyszło mi to jakoś do głowy. A w zasadzie jak tak teraz na to patrzę, to rzeczywiście mogłem porwać się na dość głębokie wody, próbując opisać skomplikowane zjawisko rewolucji w tak krótkim tekście. Cóż, ambicja może jednak i szkodzić...

Jeśli zaś chodzi o kreację świata, był to zabieg celowy, choć chyba tym razem nieudany. Strzały z kuszy też "słychać". Tak w każdym razie to sobie wyobrażałem, gdyż na dobrą sprawę nie jest dla mnie istotne, w jakich realiach czasowych dzieje się dana opowieść (chyba że to powieść historyczna, obyczajowa, bądź z innych względów odnosząca się bezpośrednio do realiów czasowych). Wynika to raczej jednak z mojego osobistego podejścia do literatury. Starałem się zrobić coś bardziej uniwersalnego, historię, która pasowałaby do każdej epoki, gdyż zasadniczo wzorce takich zdarzeń i zjawisk są w większości epok niezwykle podobne. Coś chyba jednak nie do końca się udało, niestety. :P

Jeśli zaś chodzi o bohaterów, to mój błąd po trosze pochodzi od zamiaru pierwotnego- moi bohaterowie mieli być tylko schematem - jakby wzorcem najczęstszych zachowań w wypadku takich zdarzeń. (Typu- Keller - alegoria wyzyskiwacza, szukającego na całym problemie okazji dla siebie samego itp.) Pokręcone pomysły, wiem :P

Z Bertrandem rzeczywiście mogłem trochę przedobrzyć. Za bardzo chciałem widać pokazać tę umęczoną "dwoistość". :P Z postaci Leure rzeczywiście jestem zadowolony. W przyszłości postaram się bardziej rozwijać swoich bohaterów.

Jeszcze raz dziękuję za lekturę i konstruktywną krytykę.

Fasoletti:

Cóż - zauważ, że skurwysyństwo nadzorcy pojawia się tylko w odniesieniu do suchotników i raczej chodziło mi o szkodliwy wpływ fanatyzmu i złego wychowania na dobrych, skądinąd, ludzi. lecz oczywiście o dwoistość również.

Grzeszenie w związku z nadzorcą zostało użyte wyłącznie jako zamiennik nudnego słowa "miłość" i ma sens potoczny, bez związku z moimi własnymi poglądami na dany temat :P

Jeśli chodzi o emocje, spotykałem się z różnymi podejściami do tej problematyki i wciąż staram się odnaleźć coś pośredniego między tym co Mówisz a drugą stroną medalu. Emocji mogło być w zasadzie rzeczywiście za dużo, choć osobiście nie przepadam za tekstami kompletnie pozbawionymi analizy psychologicznej działań bohaterów. To już raczej kwestia gustu. A namacalnymi dowodami są sąd nad suchotnikami i końcowe poświęcenie(w każdym razie w moim własnym zamierzeniu)

Jeśli chodzi o język, to być może racja, lecz bez konkretnych przykładów tego nie zauważę. :P

Tak czy tak, dziękuję za przeczytanie i konstruktywną krytykę. Lecz następnym razem prosiłbym o podawanie konkretnych przykładów(chociaż jednego), gdyż bez tego nie mam zbyt wielkich możliwości korekty, czy też poprawienia stylu.

Skoro zmyślone od początku do końca, to jestem pod jeszcze większym wrażeniem niż wcześniej, gdyż jest to w tym wypadku naprawdę świetna, wprot mistrzowska, stylizacja. Odpowiedź jak najbardziej zadowalająca, a i owszem ;).

Piękne. Miałem iść już spać, ale szczęśliie dostrzegłem w samych pierwszych zdaniach Twojego opowiadania coś intrygującego. Zapytam z ciekawości. To na podstawie prawdziwego mitu? Bo jest tak świetnie i klimatycznie napisane, że brzmi jak prawdziwa, ludowa baśń. Cudowne, poetyckie wręcz dzieło. Jestem pod wielkim wrażeniem.

 Klanarchia, z rok temu wydany nowy polski system RPG, jes fajna, zwłaszcza dzięki skupieniu się na klimacie i wczuciu się w świat gry. Ma jednak tę wadę, że aby prowadzić w niej przygody, trzeba ogarnąć sporo materiału.
 Warhammer jest cudowny - absolutny klasyk, chyba dla każdego, zwłaszcza dzięki prostym zasadom, pozwalającym skupić się na odgrywaniu - ale koniecznie 2 edycja.
 D&D nie lubię, bo aby poprowadzić w tym systemie jakąś sensowną opowieść, trzeba uparcie omijać i ignorować 80 procent zasad. Czasem mi się udawało, lecz było to irytujące.
 W inne systemy nie było mi dane niestety zagrać.

W zasadzie zalogowałem się na stronę NF, bo chciałem uniknąć "powiązanego" z fabryka słów pisarstwa. :P
Kiedyś czytałem miesięcznik NF i robiło na mnie dobre wrażenie, że prezentowane były rózne książki, nie tylko te stricte rozrywkowe "do poduszki".
A do samej fabryki(pomijając że od jakiegoś czasu nie czytuję książek fantastycznych, nadrabiając braki w klasyce) tak się zraziłem, że już chyba za nic nie sięgnę po ich książki. Troche można z tym wszystkodrukarstwem przesadzić, jak się okazuje.

We mnie tam wszelakie książki Piekary budzą nic więcej ponad rozczarowanie  - i niskich lotów fabułą, i  ubogim, głupkowatym językiem. Co jak co, może fabryce udalło się kilka dobrych rzeczy wypuścić(nie znam osobiście), ale Piekara i jego cykl to najlepszy przykład na to co mówiłem. Zresztą, jak właśnie wspominała SuzukiM, kompleksy autora i naiwny, pusty obraz świata, biją z tych książek na kilometr. ( Nie byłem w stanie dokończyć "Sługi")
(najgorsze że sam motyw przewodni Sługi nie jest jakiś słaby...)
Pomysł na Kłamcę Ćwieka był niezły, natomiast wykonanie, język i tak dalej - tragedia(przeczytałem 2 tomy i po 2 latach sam się dziwiłem, że wtedy mi się to podobało, niestety)
Tym niemniej fajnie, że jakieś wydawnistwo wypuszcza "debiutantów". Szkoda tylko, że niektóre z tych książek kolą aż w oczy.
I również według mnie to prawda -że wielu spośród wstawiających tu opowiadania ma lepsze pióro od tych zarabiających krocie na swoich książkach "pisarzy".

Eeee tam - wg mnie to bardzo miłe, że ktoś zadał sobie trud i wypisał te błędy. Tak autor mógłby ich nie wyłapać. Natomiast irytujące - i z tym się zgodzę - jest przywiązywanie do owych literówek tak wielkiej wagi, jakby to one stanowiły o jakości tekstu, a nie treść czy styl.

Zakończenie wyśmienite, unikające banalnych ,typowych schematów. Zazwyczaj szczerze nie cierpię tzw opowieści grozy, toteż jestem zaskoczony, jak dobre wrażeni zrobiło na mnie Twoje opowiadanie. Gratulacje.

Czarowne, a mimo to dojrzałe i bezpretensjonalne. Czyta się z uśmiechem, a sam tekstem jestem kompletnie zauroczony. :)  Piórko jak najbardziej zasłużone. Gratuluję!

Dziękuję za konstruktywną krytykę. Nie miał to być "tekst o niczym" ale trudno. :P Ważne, że się spodobał.

Cóż, nie znajduje innych wyrażeń dla określenia tego, co mam na myśli. Ponownie- nie walczę z niczym, drodzy interlokutorzy. A co do owego "ducha", Brajcie - niestety właśnie zanika - i to w zastraszającym tempie. (wiem, bo robiłem durny reportaż na egzamin z języka). Naprawdę zastraszającym. Ale koniec, bo już rozmawiamy nie na temat wątku :)

Oh byłbym zapomniał- są oczywiście też dobre książki ffantasy- choćby taka "Gra o Tron" czy "Pierwsze Prawo Magii" albo "Blizna" Mieville'a. Są to świetne dzieła.( Mówię tylko o produkcyjniakach z takiej np "Fabryki słów" - stop stop nie wszystkie są złe- naturalnie. ;) ) O takich książkach, które swoim saym językiem potrafią zubożyć gusta czytającego.

Po prostu główny nurt wyplenia powoli ambitną literaturę, co w istocie jest smutne.

Heh znów skazałem się na niezrozumienie- uwaga- lubię Harrego Pottera. Bardzo podobały mi się "Kłamstwa Locke'a Lamory". Jako "malec" wciągnąłem w trzy dni cały cykl narnijski. Tolkiena uważam za absolutną klasykę fatasy. Verne- "Piętnastoletni Kapitan" i inne- książki cudowne.

Książki, które wymieniłeś, należą wszystkie bez wyjątku do kanonu. Nie są tym, co okeślam jao "książki do poduszki" :)

Nie mówię- że książki proste są złe. Po prostu na ich popularność źle wpływa nie tylko na gusta czytelnicze młodych - którzy nie są już w stanie przeczytać czegokolwiek bardziej skomplikowanego niż na przykład ten biedny "Harry Potter" czy kolejny produkcyjniak z wytwórni "Forgotten Realms". Raz na jakiś czas fajnie jest poczytać coś zgrabnego i łatwego- to sztuka napisać książkę, którą łatwo i przyjemnie się czyta. Ale cholera - spójrzmy prawdzie w oczy - mnóstwo z obecnie popularnych autorów to grafomani, których ksązki nie są nawet zgrabnie napisane. Są to książki, które same w sobie nie mówią o niczym- ani nie przedstaiają ciekawego, rozbudowanego świata- anie nie są napisane wybitnym językiem - ani nie przekazują nic ambitnego.

I potem literaci spoza kręgów "fantastycznych" unoszą lekceważąco brwi, gdy mówi się o tak miłym nam wszystkim gatunku.

Nie piętnuję - wskazuję po prostu na szkodliwość zjawiska. I tyle.

Jeśli uważasz, że niepotrzebnie wtrącam- "książki wybitne" do tematu o tych "wciągających"- trudno, może i masz rację. Mam dobre intencje. :P

Cóż... jak dla mnie to lekka przesada. Oczywiście, wszyscy powinniśmy zachowywać jakiś poziom, ale pisząc głupi komentarz na forum, nie spradzam przecież każdej literki po kolei. To, że ktoś napisał "pkolei" a nie "po kolei" raz czy dwa nie ma tak wielkiego znaczenia- przede wszystkim w większości przypadków oznacza to, że po prostu  błędu nie zauważył(uwaga- patrzymy się na ekran - nie na kartkę - ciężej dostrzec literówki). Przy pisaniu na klawiaturze trafia się naprawdę masa literówek, a czepianie się każdego małego- głupiutkiego błędu zakrawa na pokazówkę i popis.

Dajmy sobie spokój z robieniem z siebie "wielkich literatów" (chyba że ktoś jest takim w istocie :P) i bądźmy bardziej wyrozumiali. Wytykanie cudzych błędów nieczyni nikogo mądrzejszym, a łatwo może obrócić się przeciw "atakującemu".

Gdy piszę komentarz, nie mam ochoty tracić czasu przy obmyślaniu jego treści czy kilkukrotnym go sprawdzaniu, bo "a nuż wytką mi jakiś błąd i się ośmieszę". Wszystko ma swoje granice.

Zresztą, całe mnóstwo powieści Kurta Vonneguta zawiera w sobie elementy fantastyczne. Zwłszcza "Syreny z Tytana", czy wspaniała "Rzeźnia nr 5", choć w tych książkach mają one raczej rolę służebną wobec prawdziwej treści dzieła.

Cóż, mnie samego boli fakt, że wśród czytelników ogólnie pojętej "fantastyki" coraz mniej jest amatorów ważnych, "ciężkich" książek z pogranicza science - fiction, natomiast mnóstwo wielbicieli prostego, nieskomplikowanego fantasy "do poduszki".

Ze swojej strony muszę polecić -

"Gra Endera"- naturalnie, ale musze ze smutkiem przyznać, że pozostałe części, zwłaszcza ksenocyd i dzieci umysłu- to już głupawa quasi religijna bajeczka.
"Diuna"- Franka Herberta - legenda literatury science fition
ogólnie cała twórczość Jacka Dukaja - ale przede wszystkim "Inne Pieśni" ("Lod" dla amatorów "prostszej" literatury moze okazać się nie do przełknięcia :P)
Jeśli chodzi o Lema to jednk bardziej stawiam na stare i jare "Solaris" (choć w zasadzie wszelkie inne jego książki zasługują na wzmiankę)
Jeśli uznamy, że do gatunku science fiction dołączamy antyutopie- to obowiązkowo- "Nowy wspaniały świat" Aldousa Huxsleya( Orwella też warto by znać)
Natomiast, gdy bierzemy pod uwagę również te "komediowe" książki- to naturalnie "Autostopem przez galaktykę"- cały cykl i niedoceniane "Bajki robotów" i "Cyberiadę" S. Lema

Nowa Fantastyka