Profil użytkownika


komentarze: 167, w dziale opowiadań: 152, opowiadania: 80

Ostatnie sto komentarzy

Trochę mnie tu nie było i wygląda na to, że w międzyczasie mój tekst (choć właściwszym określeniem byłaby “wyplujka”, ale o tym za chwilę) wywołał całkiem mocne reakcje. Niezbyt pozytywne, ale trudno :)

Pozwolę sobie w tym miejscu wyjaśnić genezę tejże “wyplujki” (by nie używać gorszych określeń), która powstała jako wyraz silnych emocji i ogólnego przedwyborczego wku**u.

Zacznijmy od tego, że za moimi niezbyt subtelnymi metaforami kryje się nie tylko odniesienie do naszego kraju i naszej sceny politycznej, ale też do prawdziwych ludzi i ich zachowań. A konkretnie, małżeństwa moich (niezbyt bliskich, ale jednak) znajomych. Ludzie to są młodzi (lat 30) i stanowią przykład typowej klasy średniej (jakieś wykształcenie wyższe jest, praca nienajgorsza, mieszkanie na kredyt, wakacje za granicą ograniczane ilościowo raczej czasem niż pieniędzmi, do kościoła nie chodzimy, ale dziecko trzeba było ochrzcić, i tak dalej i tak dalej). Słowem, “Siri, wygeneruj typową polską rodzinę millenialsów”. Znamy się od ładnych paru lat, oboje są sympatyczni, do pogadania, intelektualnie normatywni i generalnie “spoko”.

Nie zmienia to jednak faktu, że on to konfederacyjny beton, który gejów i Murzynów najchętniej by oglądał z daleka lub wcale (bo z bliska może ręka mu nie zadrży, ale swoje niepochlebnie sobie pomyśli). Ona natomiast najbardziej interesuje się tym co influencerki z Insta mają do powiedzenia i nie kupuje niczego co nie jest modne i na topie.

Podkreślę raz jeszcze, zwyczajni ludzie, a jak ktoś myśli inaczej, to być może żyje we własnej banieczce poznawczej.

No i mając już taki kontekst, przejdźmy do sedna. Zbliżają się wybory, a w narodzie budzi się przeświadczenie, że “kurde, to chyba ważna sprawa jest”. Nie w tych najbardziej świadomych i zainteresowanych. Patrząc na frekwencję jaką mieliśmy, to przeciętny Kowalski wszedł właśnie na ten poziom myślenia i to bez względu na polityczne preferencje.

I teraz zaczyna robić się nieśmiesznie. Moja własna osobista małżonka, surfując na tej przedwyborczej fali mobilizacji, zaczyna wypytywać swoje koleżanki o to czy wybierają się na wybory. Chcąc upewnić się (jak mi się wydawało na początku, zupełnie niepotrzebnie i na wyrost), że tamte ruszą się i zagłosują. No i okazuje się, że nie. Na trzy strzały trzy pudła. W tym u protoplastki bohaterki mego opowiadania, która stwierdza, że na polityce się nie zna, się nie interesuje i jeśli już zagłosuje to pewnie zagłosuje na Konfederację, jak jej mąż. Młoda, wykształcona kobieta z jednego z większych miast w Polsce. Jak to usłyszałem to mózg mi wypłynął uchem i aż poszedł się przewietrzyć, bo jeśli tutaj natrafiamy na taką pustkę, to czego spodziewać się po ludziach, którzy światopogląd mają węższy, wiedzę mniejszą, a myślenie perspektywiczne kończy się u nich na “nie wpychaj palucha do ognia, bo będzie bolało”?

I nie chcę tutaj nikogo obrażać, no ale bądźmy świadomi, że większość osób ma gdzieś to co dzieje się wokół nich. I o ile czasem łatwiej ten fakt przełknąć, tak tutaj, nie mogłem. Byłem autentycznie zdjęty grozą i ta groza zrodziła taki oto koszmarek jaki mieliście okazję przeczytać.

 

No dobrze, to teraz troszkę odnosząc się do komentarzy.

@feniks103

Po przeczytaniu komentarzy zapomniałem w dużej części o czym było opowiadanie. Dla mnie jest to krytyka demokracji jako takiej, chociaż poglądy autora raczej są prawicowe, a przynajmniej antyliberalne.

Z ciekawości, skąd takie wnioski? Demokracji krytykować nie chciałem, a z poglądami prawicowymi mi nie po drodze (mańkut z urodzenia, więc w sumie nie ma co się dziwić). Raczej bym powiedział, że to właśnie te prawicowe i antyliberalne poglądy i postawy krytykuję :).

 

@Jim, bardzo dziękuję Ci za Twoją obszerną wypowiedź oraz obronę. Doskonale zrozumiałeś moje intencje i to co chciałem przekazać.

Natomiast jeśli chodzi o @Irka_Luz, przykro mi, że poczułaś się urażona. Nie taka była moja intencja. Jednakowoż, jako że charakter mam paskudny, to bez ogródek przyznam, że mocno rozbawił mnie Twój wykład i próba uświadomienia mnie, że kobiety jednak nie są bezmyślnymi idiotkami (no shit, Sherlock!). Więc w ramach uporządkowania: zdaję sobie z tego sprawę. Ba! Uważam nawet, że statystycznie kobiety są bardziej inteligentne od mężczyzn. I co słusznie zauważył Jim, można to nawet zauważyć na przykładzie Tradizia i Cass. Ona myśli cały czas, on raczej z tym nie przesadza. Także odbijając piłeczkę: czuję się urażony, że uznałaś mnie za troglodytę, który kobiety uważa za gorsze. 

A wracając do samego opowiadania, podkreślę to raz jeszcze, nie miało ono na celu ukazać WSZYSTKICH kobiet jako biernych, słabych, głupich, tudzież wybierz inny patriarchalny bełkot. Chciałem pokazać raczej ryzyko wynikające z podejścia opisanych przez Ciebie “słodkich idiotek”, które zamiast nauczyć się zmieniać cholerne koło, postanowiły wyręczyć się mężczyzną. Bo potem może się okazać, że to wygodnictwo przyniosło bardzo nieprzyjemne skutki uboczne. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować pewien szowinistyczny żart:

“Kobieta u mechanika.

– Proszę Pani, niestety padła skrzynia biegów. Potrzebna będzie nowa.

– A co to skrzynia biegów?

– Oj, i to nie jedna!”

 

Na litość boską! Przecież nie o inteligencję tu chodzi, a ignorancję, która choć wygodna, no cóż, może mieć konsekwencje.

 

A więc podsumowując: tekst nie jest szowinistyczną ekspresją, a jedynie wyolbrzymionym i groteskowym studium postawy prawdziwej osoby, z mało subtelną prezentacją potencjalnych skutków tejże. 

 

@Ślimak Zagłady, dziękuję za konstruktywną krytykę. Rozumiem Twój punkt widzenia i faktycznie, napisałem tekst zbyt bezpośredni. Jestem gorącym zwolennikiem wszelkiego rodzaju “sztuki zaangażowanej” oraz uważam, że największa wartość fantastyki wyraża się w możliwości komentowania naszej codzienności i przedstawianiu nierzeczywistych wizji i koncepcji, które jednak wynikają z sytuacji, technologii, zjawisk i problemów nas otaczających.

Mój tekst powstał w wyniku impulsu i z potrzeby serca, zabrakło mu więc subtelności.

 

@regulatorzy, dzięki za przeczytanie i komentarz oraz jak zwykle wyłapanie baboli. Poprawię w wolnej chwili :)

@Fascynator, traktowanie tego tekstu w ten sposób spłyca jego przesłanie. To nie jest pamflet wyborczy. Podobne opowiadanie z powodzeniem mogłoby powstać na temat każdej z głównych partii politycznych. Chodziło mi o coś zgoła innego: studium (oczywiście wyolbrzymione i przesunięte ku extremum), ale jednak studium zagrożeń wynikających z takich, a nie innych poglądów. Przede wszystkim jednak, chciałem ukazać grozę (bo nie znajduję tu innego określenia) ignorancji. Wielu ludzi ma gdzieś co się dzieje wokół i pozwalają innym wybierać ludzi, którzy mają wizję świata absolutnie sprzeczną z tym w co sami wierzą.

@Outta Sewer, przyznaję bez bicia, że aby zrozumieć Twojego szorta musiałem się dokształcić i doczytać, bo poza odniesieniem do małp piszących Szekspira, nie znałem pozostałych koncepcji. Tekst choć krótki, zdecydowanie pobudził do myślenia, nawet jeśli jest jedynie zabawą z filozofią. Zręcznie zmiksowałeś różne konstrukty logiczne i oprawiłeś w fantastycznonaukową ramkę.

Zgrzytów żadnych nie uświadczyłem, a lekturę kończę nieco mądrzejszy. Nieźle jak na dwa tysiące znaków z okładem.

 

@Koala75, bałem się że tekst ma nieco zbyt banalną, pozbawioną zwrotów akcji fabułę, by skutecznie wzbudzić ciekawość czytelnika. Cieszę się, że było inaczej.

I choć świat się skończył, a cywilizacja upadła, nie chciałem tworzyć kolejnego dołującego uniwersum skąpanego w szarościach i ludzkiej podłości. Decyzje, przed którymi staje dzieciak nie zawsze będą proste i jednoznaczne, ale zależało mi, by w tym przypadku zawsze, gdzieś tam, tlił się przynajmniej promyk nadziei.

@Koala75, długa to musi być kolejka w takim razie ;)

Cieszę się, że Sześcian władzy znalazł kolejnego czytelnika oraz że tekst się podobał. Niektóre starsze opowiadania mają tendencję, by źle znosić próbę czasu (przynajmniej w moich oczach), ale tego chyba to nie dotyczy.

Hej, @regulatorzy! Dzięki za odwiedziny i komentarz. Wskazane błędy poprawiłem, choć miałem wątpliwości co do zapisu głosu dziadka słyszanego przez Nero. Ogólnie, dla zapisu komunikacji myślowej, ma to sens, ale tutaj mamy do czynienia z wspomnieniem czyichś słów w głowie bohatera. Także sam nie wiem :) Niemniej, zmieniłem, bo mimo wątpliwości dostrzegam logikę.

Jak zwykle mam problem z nadprogramowymi zaimkami i obawiam się, że to podświadome kalki z innych języków, którymi posługuję się na co dzień. Postaram się zwracać na to większą uwagę, tym bardziej, że poprawny zapis, przez wyżej wspomniane, stoi w sprzeczności z intuicją :P

Co do samej historii i postaci głównego bohatera. Nero nie jest przeciętnym dwunastolatkiem, co na pewno zauważyłaś i co staram się podkreślać. Pod wieloma względami na pewno zachowuje się w ponadprzeciętnie dojrzały sposób, nie chciałem go jednak czynić starszym, by mieć wymówkę dla licznych przejawów naiwności jakie przejawia. Chociaż Nero świetnie radzi sobie w postapokaliptycznym świecie, w którym przyszło mu żyć, to mimo wszystko pozostaje zagubiony i wciąż nie rozumie wielu elementów otaczającej go rzeczywistości. Paradoksalnie, w przeciwieństwie do innych ludzi, u niego dotyczy to głównie rzeczy najbardziej podstawowych (jak ogólnie zasady funkcjonowania w społeczeństwie, intencje i motywacje innych ludzi). Jednocześnie ze względu na swoją inteligencję i przekazaną przez dziadka wiedzę o Starym Świecie, dzieciak zyskuje często wyjątkową perspektywę i radzi sobie tam, gdzie inni nie mają szans.

No i obiecuję, że kolejna porcja przygód tego sympatycznego rudzielca pojawi się szybciej niż za kolejne kilka lat. Chyba nawet mam już pomysł, ale dajmy mu okrzepnąć. I przede mną kilka innych tekstów :)

 

@Bruce, bardzo dziękuję za komentarz i wyłapanie chochlików. Niby w ciągu ostatnich dwóch miesięcy czytałem tekst kilka razy, ale czasem ciężko jest wyłapać we własnej pisaninie nawet dosyć oczywiste błędy.

Co do neologizmów, na które zwracasz uwagę pytając o ich znaczenie: Czy to ważne? I nie jest to pytanie retoryczne. Jestem ciekaw opinii. Generalnie, fascynują mnie procesy ewolucji języka i to jakim deformacjom ulega wraz z upływem czasu. W świecie przedstawionym doszło do kataklizmu, który zniszczył współczesną cywilizację. Ogrom wiedzy został zapomniany, a te jej fragmenty, które przetrwały, często zostały wypaczone i zreinterpretowane. Stąd wzięła się angierszczyzna (źle zasłyszane i powielone “angielszczyzna”), czy mieścianie, jako mieszkańcy Miasta pisanego wielką literą i stanowiącego nazwę własną osady ludzkiej, a nie jej rodzaj. Czasem te przeinaczenia wynikają z niepełnego stanu wiedzy Nero, a czasem stanowią odpowiedź na to jak zmienił się świat wokół.

W temacie “Tobołka” i “Kija”, zawsze powinny być pisane wielką literą, jeśli gdzieś w tekście jest inaczej, jest to błąd z mojej strony (poprawię). Taki, a nie inny zapis wynika z faktu, że Nero traktuje je jako nazwy własne oraz niejako personifikuje te przedmioty. W tym opowiadaniu nie zostało to pokazane, ale dzieciakowi zdarza się gadać z Kijem (bez odpowiedzi oczywiście). Co więcej zapis wielką literą podkreśla zarówno znaczenie przedmiotów dla bohatera, jak i fakt, że to nie jest jakiś tam kij, tylko TEN Kij.

No i wreszcie, słusznie zauważasz, że opowiadanie stanowi część większej całości. Zamysłem jest stworzenie powieści szkatułkowej. Nie chciałbym jednak, by składające się na nią opowiadania były traktowane w kategoriach fragmentów. To niezależne utwory z własną fabułą, ale również odnoszące się do meta-opowieści o podróży Nero celem uratowania przyjaciela. Jak wspominałem we wstępie, polecam również moje poprzednie opowiadanie w tym samym uniwersum, czyli “Sześcian Władzy” :)

 

EDIT:

poprawiłem błędy zgodnie z sugestiami :)

 

 

regulatorzy, dzięki raz jeszcze za wszystkie uwagi i wyjaśnienia. Oraz klika, oczywiście :)

A wirtualną nominację zachowam sobie w pamięci, bo nawet jeśli wymogi formalne uniemożliwiają zgłoszenie mojego tekstu, to i tak sama chęć dużo dla mnie znaczy.

No i pozostało mi czekać na szóstego czytelnika i, miejmy nadzieję, czwartego klika, który pozwoli doczłapać się Ziemniakom… do biblioteki ;’’D

Hej, regulatorzy poprawiłem praktycznie wszystkie błędy i literówki, które wylistowałaś. Jeszcze raz dziękuję za zwrócenie na nie uwagi. Przede wszystkim muszę uważać na zaimki, bo sporo było zbędnych. Jeśli chodzi o zapis dialogów to chyba po prostu niedostatecznie uważnie sprawdzałem tekst (przed publikacją zwykle przypominam sobie poradnik zapisu dialogów i poprawiam co namotałem, ale widzę, że trochę przecinków uciekło spod topora).

Zostały mi dwa uwagi, które chciałbym przedyskutować.

1.

rozległej dolinie upstrzonej kratownicą łąk i upraw wszelkiego rodzaju. → Łąka może być upstrzona kolorowym kwieciem, ale łąki i pola nie będą pstrzyć doliny.

Proponuję: …rozległej dolinie poprzecinanej kratownicą łąk i upraw wszelkiego rodzaju.

Czemu dolina nie może być upstrzona łąkami i uprawami? Słowo to użyte jest w odniesieniu do znaczenia nr 1 i 3 z definicji: https://sjp.pwn.pl/sjp/upstrzyc;2533224.html

Chodzi zarówno o wyróżnienie wizualne (bo odcinają się kolorystycznie od siebie nawzajem), jak i mnogość.

Jest to delikatnie poetyckie wykorzystanie słowa “upstrzyć”, ale nie uważam, aby było błędne.

 

2.

uświadomił sobie trzy i zrobił dwie rzeczy. Jeden, Sally nie szeptała już swoich słodkich słówek. Dwa, wróciła mu zdolność do poruszania się. Trzy, wszystko zaraz wybuchnie. → Piszesz, że uświadomił sobie trzy rzeczy, a te są rodzaju żeńskiego, więc: …uświadomił sobie trzy i zrobił dwie rzeczy. Pierwszą, Sally nie szeptała już swoich słodkich słówek. Drugą, wróciła mu zdolność do poruszania się. Trzecią, wszystko zaraz wybuchnie.

Moja idea w tym fragmencie była następująca i de facto można by go zapisać tak:

  1. Sally, nie szeptała już swoich słodkich słówek.
  2. Wróciła mu zdolność do poruszania się.
  3. Wszystko zaraz wybuchnie.

Nie będę tutaj bardzo obstawał przy swoim i jeśli moje wyjaśnienie nie jest satysfakcjonujące chciałbym zaproponować bardziej klarowne: Po pierwsze, Sally nie szeptała już swoich słodkich słówek. Po drugie, …

Brzmi ok?

 

 

Hej, @regulatorzy, dopiero teraz zobaczyłem Twój komentarz. Jak zwykle bezbłędnie rozkładasz technikalia tekstu na czynniki pierwsze. W wolnej chwili poprawię babolki i dam znać :) A odchodząc od kwestii technicznych, bardzo miło mi czytać takie komentarze. Miałem mocne obawy przystępując do pisania (wiadomo, humor to szalenie trudna sprawa i łatwo sprawić, że zamiast śmiesznie wyjdzie niezręcznie) ale do tej pory odzew jest wyłącznie pozytywny, także szalenie mnie to cieszy. Po prostu,miło mi,że się podobało!

Ból dojrzewania przekuty tu został na tekst, z którego wylewają się bardzo mi znane emocje. Bezradność bohaterki w obliczu niespodziewanie zdobytej mocy jest zaś tym co ją niszczy. To jest dla mnie zrozumiałe, nie wiem jednak co, drogi autorze, chciałeś nam przekazać? Poza tym, powtórzę to co moi poprzednicy: sporo mankamentów technicznych, zaczynając od pozjadanych ogonków, a przechodząc przez niepoprawny zapis dialogów czy błędy syntaktyczne (kilka razy w liście Ireny), by zakończyć rozjechaną narracją, która zmienia się nagle z 1 na 3 osobę i z powrotem. Moim zdaniem tekst jest też za krótki w stosunku do ilości historii jaką przekazujesz. Nie rysujesz przed nami swej opowieści, a jedynie podajesz kolejne fakty i wydarzenia w bardzo metodyczny i monotonny sposób. To dobre dla literatury faktu, a nie beletrystyki :)

@Outta Sewer Przeczytałem Twoje opowiadanie z prawdziwą przyjemnością. Świetny koncept, w którym zaszyłeś bardzo wiele, bardzo aktualnych problemów naszej rzeczywistości. Jak dla mnie ta pozorna ucieczka w eskapizm (pun intended), przy jednoczesnym poruszaniu kwestii nam najbliższych, to kwintesencja szeroko rozumianej fantastyki.

Czytało się bez zgrzytów, a zabawy językowe, którym się oddajesz, to kawał dobrej roboty. Byłem bliski podobnego wybuchu śmiechu jak ludzcy bohaterowie tej historii w jej finale.

Nie oznacza to, że tekst jest idealny. Kwestie czysto techniczne pominę, nic szczególnego nie zwróciło mojej uwagi w trakcie lektury, ale chciałbym wypunktować dwie. Jedna dotycząca budowy tekstu, druga kreacji świata:

1.Nie kupuję upadku państw OPEC. Takie potęgi naftowe jak ZEA, czy Arabia Saudyjska inwestują obecnie setki miliardów dolarów, w rozwój technologii, które zapewnią im stabilność finansową i niezależność nawet po odejściu od paliw kopalnych. Ludzkość jest szalenie pomysłowa jeśli chodzi o przetrwanie i unikanie tego typu kryzysów, a jeśli na dodatek mówimy o tak bogatym kraju jak AS, to śmiem twierdzić, że brak zysków ze sprzedaży ropy szybko by sobie zrekompensowała. Co więcej, przedstawiana przez Ciebie sytuacja geopolityczna kłóci się z faktem, że wiele z samojednostek nadal korzysta z silników spalinowych :)

2.Fragment z czytanymi przez Tomka artykułami jest za długi i przyciężkawy, zbyt zwalnia narrację. Poza tym sama treść cytowanych artykułów, choć wiem, że służy przybliżeniu czytelnikowi świata przedstawionego, jest nieco zbyt “łopatologiczna”. Podam dwa przykłady:

Wczoraj ulicami stolicy przetoczył się kolejny “Przejazd Bezemisyjny”, będący cyklicznym protestem samojednostek elektrycznych oraz środowisk proekologicznych, nawołującym do całkowitego zaprzestania powoływania do istnienia autobytów spalinowych.

Czy

Przypomnijmy, że od czasu załamania się rynku paliw kopalnych i upadku OPEC, wszystkie zrzeszone w nieistniejącej już organizacji kraje przechodzą burzliwe i nieustające transformacje, jednak to Arabia Saudyjska stała się areną najbardziej krwawych konfliktów.

Sformułowania tego typu dla kogoś będącego częścią świata, o którym piszesz, byłyby oczywiste. Dodają zbędny kontekst i jeśli sytuacja nie jest względnie nowa (a nie jest) to raczej brzmiałyby dziwnie. Oczywiście, jak napisałem wcześniej, rozumiem, że te wstawki są dla czytelnika, ale mogłoby to wyjść zgrabniej.

 

I to tyle jeśli chodzi o marudzenie. Twój tekst bardzo przydał mi do gustu i uważam, ze zasługuje na bibliotekę. Klik :)

 

Paszkwilek na władzę, rozumiem, a nawet szanuję. Brak tu jednak umiaru i finezji. Wykładasz swoje poglądy do bólu łopatologicznie i przez to Twojego szorta nie czyta się dobrze. Bardziej to manifest niż opowiadanie. Musisz też pamiętać, krytykując rządzących (a domyślam się, że odnosisz się bezpośrednio do jaśnie nam panujących), że podejmowane przez nich środki choć pod wieloma względami głupie i krótkowzroczne, mimo wszystko są skuteczne (ale czy w osiąganiu celu właściwego, czy tylko generowaniu poparcia wyborczego, to inna kwestia). W związku z tym trudno mi uwierzyć w Twoją wizję świata. Jest ona oparta o skrajnie nieefektywne założenia. Zabijanie za prezerwatywę? Po co. Jak młodzi spróbują seksu, a gumki (jak piszesz, tak słabo dostępne) kiedyś się skończą. Wtedy zaryzykują bez, a ryzyko może dać dokładnie taki efekt jakiego oczekuje władza.

Jasne, w pełni rozumiem. Też po to istnieje to forum. By móc eksperymentować, sprawdzać różne pomysły :)

BarbarianCataphract, Twoje opowiadanie zafascynowało mnie klimatem i koncepcją świata przedstawionego. Nawet jeśli nie podajesz zbyt wielu szczegółów, to i tak zaciekawiasz wierzeniami związanymi z wykreowaną boginią.

Przez cały tekst chciałem poznać jego zakończenie, zrozumieć motywację Behenu. Wyjaśnienie dlaczego chciała się dostać do świątyni, jest satysfakcjonujące. Dlaczego zabija brata, już nie. I to mój największy problem. Aszermet kieruje poczynaniami Behenu, jednak jak wybiera ofiary? Dlaczego bohaterka zabija?

Zgrzyt ten, mam nadzieję wyjaśnisz w komentarzu. Więcej uwag nie mam, a za sprawną realizację i interesującą kreację świata opowiadanie zasługuje na bibliotekę. Ode mnie, klik.

Droga autorko, bardzo mi się Twoje opowiadanie podobało. Świetny, lekki styl i ujmujące poczucie humoru. Na plus fakt, że tekst to metafikcja. Zawsze tego typu rozważania literatury o literaturze mnie fascynowały. A sam temat braku oryginalności w sztuce, jest chyba jednym z moich ulubionych i dyskusje można by tu prowadzić tak długie, jak i nierozstrzygające :)

Z kwestii, które mi przeszkadzały, to mam tylko jedną uwagę. Czasem nie wiadomo do kogo odnosi się dany opis.

Przez szczelinę wychynęły najpierw brwi krzaczaste od oceniania, a potem oczy wyłupiaste od zbierania pierwszego wrażenia.

– Piotr Piątecki – rzucił, słowa potoczyły się po korytarzu. Pietrko zerwał się na równe nogi, pokiwał głową jak uczniak liczący na chociaż tę dwóję na szynach. Mężczyzna zza drzwi zmierzył go wzrokiem, a dużo do mierzenia nie było – petent miał metr pięćdziesiąt wzwyż, parę chudych żeber i wystających w poprzek bioder. No, ale chociaż ubrał się ładnie. Wyłupiaste oczy wywróciły się ku sufitowi, pofałdowane wąskie usta wymamrotały coś pod nosem i szczelina drzwi do spełnienia marzeń otworzyła się przed nim szeroko. Wszedł, mężczyzna chwycił klamkę i trzasnął drzwiami, aż trzy dziewiątki brzdęknęły o ich powierzchnię.

Sprawdziłem i od strony logicznej nie można się niczego przyczepić. Uważnie czytając, wątpliwości nie ma. Niemniej kontekst wynika często z detali, więc przy bardziej “wyluzowanej” lekturze zaczyna się robić nieco nieczytelnie kto jest kim i co robi. Może warto tekst pod tym względem przejrzeć i zredagować, by był bardziej przystępny dla nieco mniej uważnego czytelnika :)

Ale to tylko takie moje czepialstwo.

Tekst powinien się znaleźć w bibliotece i ode mnie klik.

Hej,

Klimatyczna ta Twoja opowieść, trochę mi się kojarzyła ze scenami opisujące wizje przeszłości z Sagi o Ludziach Lodu, a trochę z JibaroMiłość, śmierć i roboty. Oba skojarzenia na plus. 

Sama historia niestety przewidywalna. Brakowało większego kopa na koniec, jakiegoś zaskoczenia lub po prostu efektu katharsis. Przyznam też szczerze, że nie rozumiem dlaczego Przeklęta, po unicestwieniu plemienia, które wymordowało jej ludzi, postanowiła “zahibernować” w lodowcu. Ale to mało istotne.

Osobiście nie przypadł mi do gustu zamysł, z recytowaną opowieścią. Samo przeplatanie się przeszłości z teraźniejszością jest jak najbardziej ok, to działa dobrze. Niemniej jednak historia plemienia Białowłosego jest dla mnie dosyć monotonna, na swój sposób płaska. Osobiście jestem zwolennikiem techniki “show, don’t tell”, a u Ciebie tego pokazywania było jak na lekarstwo. Przez co tekst zrobił się monotonny. Wiem, że wynika to z długości przedstawianej historii vs. ograniczona długość samego opowiadania, ale dla mnie proporcja jest zaburzona.

Wyłapałem też troszkę rzeczy technicznych, które wymagałyby poprawienia:

Pewnego dnia, gdy dni stały się krótsze i nadeszły zimne wiatry, łowcy powrócili z polowania, lecz zamiast zwierzyny przynieśli martwego intruza

→ “pewnego razu” – wydaje mi się, że w ten sposób zachowasz sens, a unikniesz powtórzenia słowa “dzień”.

 

Był mniejszy od ludzi Białowłosego, odziany w skóry gadów, a na gładko ogolonej głowę miał wymalowane znaki.

→ “ogolonej głowie”

 

– Nie przeszkadzaj, Johnny – upomniała technika Scarlett.

→ “Scarlett upomniała technika.” – znów, to tylko moja sugestia, ale tak brzmi dla mnie naturalniej.

 

Wkrótce zaczęli się piąć w górę, a z nieba prószyć śnieg.

→ “Wkrótce teren zaczął się piąć w górę, a z nieba spadły pierwsze płatki śniegu.” – może coś takiego? Ogólnie rozumiem skąd taka, a nie inna forma zdania (usuwałeś powtórzenie wskazane w komentarzu), ale takie ominięcie czasownika w formie osobowej tutaj nie działa, gdyż w pierwszej części zdania masz inną osobę (trzecia liczby mnogiej vs trzecia liczby pojedynczej).

 

Zwierzę nie poruszało się, zesztywniała trąba zwisała nieruchomo, mimo silnego wiatru z ciosów zwisały długie sople.

powtórzenie.

 

Skóra przetoczył się unikając potężnej łapy, która minęła go o włos.

Śmiem twierdzić, że słonie nie mają łap, tylko nogi i stopy.

 

Białowłosy stanął plecami do szarżującego stwora i zaczął biec ku kobiecie. Ta stała z zamkniętymi oczyma, ściskając medalion

powtórzenie.

 

Wyskoczył do przodu, potężne ramię wodza wystrzeliło włócznię z okrutną siłą.

“wyrzuciło włócznię” – znowu, to tylko moje sugestia, ale słowo “wystrzelić” w takim kontekście kojarzy mi się bardzo mechanicznie i pasuje do jakiegoś narzędzia lub broni.

 

William ucichł. Scarlett i Johnny stali w ciemność, słuchając ciężkiego oddechu profesora.

→ “w ciemności” – literówka.

 

Generalnie, czytało się całkiem przyjemnie, choć niestety nie porwało.

@bruce bardzo dziękuję za rozbudowany komentarz i wyłapanie baboli. Już poprawione. Z zapisem dialogów, nie wiem skąd mi się wzięły przecinki przed didaskaliami dotyczącymi czynności gębowych. Stosowałem je z premedytacją i konsekwentnie, ale przypomniałem sobie teraz poradnik z Fantazmatów, no i rzeczywiście, przecinków brak. Czasem odnoszę wrażenie, że przenoszę się między rzeczywistościami alternatywnymi, które różnią się od siebie takimi właśnie szczegółami. To jedyne logiczne wyjaśnienie :)

Inne błędy, o których wspominałaś również poddałem eksterminacji, a przy okazji znalazłem jeszcze jedną lub dwie literówki.

Mam nadzieję, że teraz, technicznie już wszystko gra :)

No i bardzo miło było mi przeczytać, że:

Opowiadanie ma świetny pomysł, dużo wyjątkowego humoru i dobrze stworzonych, drobiazgowo opisanych bohaterów.

Zawsze jest dla mnie szalenie ważne, by pomysł “zaskoczył”. W krótszych tekstach to właśnie on pozostaje z czytelnikiem na dłużej, a kwestie techniczno-literackie wystarczy, że nie będą przeszkadzać :)

Co zaś się tyczy humoru, oddanie go zawsze stanowi dla mnie spore wyzwanie, także tym milej słyszeć, że został odebrany pozytywnie.

 

Bardzo, dziękuję za klika :)

 

@Koala75

Z uśmiechem na pysku (…)

I w sumie tyle komentarza mi wystarczy. Jeśli tekst budzi emocje i to na dodatek pozytywne, to znaczy, że zrobiłem dobrą robotę pisząc go. A to miód na mą duszę.

Bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi na wyłapane błędy oraz za nominację do biblioteki!

Kwestie techniczne omówił już @Krokus, więc ograniczę się do sugestii zapoznania się z poradnikiem dotyczącym zapisu dialogów : https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794 Dla znacznej części osób na forum niepoprawny zapis dialogów stanowi pierwszą czerwona flagę i mocno wybija z rytmu. Co do treści, nie urzekła mnie Twoja historia. Jest klimatyczna, ale do niczego nie prowadzi. Brak mi pointy, wyjaśnienia treści co i dlaczego dzieje się z Twoją bohaterką. I dwie uwagi typowego nerda: 1. Nie pisz o plazmach w kontekście telewizorów jeśli nie chcesz umieścić akcji w konkretnym przedziale czasowym. Ostatnim producentem takich urządzeń był Panasonic, który przestał je sprzedawać w 2014 roku. A ta data trochę sure kłóci z zajęciem jakim się para Ania :) niby nic, mikro detal, ale trzeba uważać, bo czasem takie detale miga zepsuć całość ( tutaj nie ma to znaczenia, ja tylko wskazuję ryzyko) I druga nerdowska uwaga: altusy 300 to nie jest snobistyczny sprzęt pasujący do kogoś takiego jak Filip ;)

@chalbarczyk, ach i och! Wypunktowałaś chyba wszystkie elementy, na których mi zależało, by zagrały. Także misja zakończona sukcesem :) Ten kontrast między miejscem akcji, a tematyką miał w założeniu podkreślić absurd całej sytuacji. Cieszę się, że mogłem umilić kilka chwil lekturą, no i pięknie dziękuję za klika! :)

@Za ho­ry­zon­tem, bardzo mnie cieszy, że się podobało! Przyznam szczerze, że miło było odpiąć wrotki i napisać tekst tak bardzo bez spiny. Czysty fun w trakcie pisania. Wychodzi na to, że efekt również jest całkiem sympatyczny :) Co do pomysłu z bombą termojądrową, dokładnie tak jak piszesz, woleli nie ryzykować wkurzenia nastolatka mogącego rozwalić ich pstryknięciem palców :)

O, kurde… nie cierpię narracji pierwszoosobowej, ale ograłaś ją fenomenalnie! I unikając zbędnych ozdobników udało ci się stworzyć naprawdę świetny klimat. Nie wiem do końca czemu, ale kojarzy mi się z amerykańskimi filmami z epoki czarno-białej. To niezwykłe, gdy tak oszczędnymi opisami prowadzisz wyobraźnię czytelnika ku bogatej scenografii.

Sam motyw śmierci i powrotu do życia bardzo mi się podobał, lubię te klimaty i też mi się kiedyś zdarzyło popełnić tekst zbudowany wokół tej kwestii. Choć u ciebie metaforyka tego cyklu pełni największą rolę, a element fantastyczny służy za wykładnię smutnego spostrzeżenia: wewnętrznie potrafimy umierać wielokrotnie i choć nasze ciała żyją dalej, to duch jest martwy.

Trafiło ci się co najmniej kilka świetnych przenośni. Z czego moja ulubiona to ta: “Białe kryształy zapadają się miękko w dywan i szturmują panele.” Niby nic, a cieszy.

Ale, żeby nie było, że tylko chwalę i się zachwycam, to przyznam, że nie rozumiem zakończenia. A dokładniej, motywu, który pchnął Sylvię do zamordowania tych wszystkich ludzi. Rozumiem, że chciała skończyć ze sobą, ale czemu skazywać na śmierć innych? Nawet jeśli to wynik szaleństwa, nadal zastanawia mnie jaka pokręcona logika się za tym kryła.

I to tyle, “zazdraszczam” lekkości stylu, kłaniam się i pozdrawiam.

Teraz już wiem. Trudno się mówi, ale nie będę kastrował tekstu, by zmieścił się w limitach ¯\_(ツ)_/¯

Chociaż trochę mnie korci, bo po usunięciu wstępu (który nie musi być integralną częścią całości) i binarnego zapisu tytułu zostaje jakieś 85k znaków

@Bailout, jestem świadom wszystkich niedoskonałości mojego tekstu, obiecuję poprawę :)

Cieszy mnie, że się podobało i że twoim zdaniem “Obcy…” zasłużyli na KLIKa. Miło mi.

 

@Anet, witaj :) Dzięki za odwiedziny.

@reg, szalenie mi miło, że Jaromir i jego zmagania tak “okrutnie” przypadli Ci do gustu. Toż to miód na mą duszę. Dzięki też wielkie za finalnego klika do Biblioteki (chociaż nie wiem czemu, nie mogę opowiadania znaleźć nigdzie na stronie głównej)! No i przeżyłem delikatny szok widząc zaledwie JEDNĄ uwagę odnośnie warstwy technicznej. Czyżby krasnal tak zawrócił Ci w głowie, że Twe czujne korektorskie oko dało się zwieść? :D

@funthesystem, dzięki za wizytę. Szkoda, że obcy nie spodobali Ci się bardziej. Ale najważniejsze, że twist zaskoczył :-) Co do sposobu narracji, taka a nie inną perspektywa wydawała mi się najbardziej naturalna dla realizacji zamierzeń tekstu.

Arnubisie, odczarowałeś dla mnie dramat. Zazwyczaj utwory należące do tego gatunku wywoływały u mnie potężne napady ziewania, a tu proszę! Czytało się bardzo dobrze, uśmiechało się pod nosem nie raz i poczuło się kompletnie rozbrojonym stoickim spokojem Roberta w finale. Trzeba przyznać, że była to iście gentlemańska postawa :)

Niezły kozak z tego Twojego diabła, SHADZIOWATY. Lubię takich bohaterów, niby szelmy i hultaje, ale jednak budzą sympatię. Bardzo fajny szorcik, zgrabnie napisany, dobrze wykorzystujący grafikę, na której się opiera. Poza tym czytało się lekko, szybko i przyjemnie. +5 do rozrywki.

No nieźle! Marasie, urzekłeś mnie klimatem swojego opowiadania. Niby takie proste, wręcz swojskie, a soczyste i smakowite, że ho ho! Szkoda tylko, że uległeś i zmieniłeś huzara na husarza, bo miałeś rację i już. No, ale wszystkim nie dogodzisz :) Ogromny plus dla Ciebie za nawiązania historyczne i za nazwę dla wielkiego mecha. Co prawda wygooglałem Światogora zanim doszedłem do Twojego wyjaśnienia, ale chylę czoła za przedstawienie treści byliny w nienachalny i skondensowany sposób.

No i jak tak się rozpływam to dodam jeszcze, że styl też mi przypadł do gustu. Piszesz lekko i równie lekkie i naturalne wychodzą Ci dialogi, a to, przynajmniej jak dla mnie, najtrudniejsza sztuka.

Bardzo jestem zadowolony z lektury. Tekst profesjonalnie skonstruowany.

Wilku, bardzo mi się spodobała w Twoim opowiadaniu ilość ukrytych motywów i nawiązań do klasyków literatury. Niby tekścik krótki, ale udało Ci się dokonać udanej reinterpretacji. Za to największy plus.

Z klimatem bywało różnie, czasem wczuwałem się bardziej, czasem było trochę drętwo, ale zakładam że chciałeś ukazać w ten sposób charakter Twojego bohatera. Jedyna rzecz, która mi trochę przeszkadzała to nieco zbyt poetyczny wydźwięk niektórych fragmentów, szczególnie jeśli chodzi o dialogi. Jakoś nie pasowało mi to do przedstawionych wydarzeń i toczącej się w tle walki. Było zbyt ułożone i przemyślane, a przez to sztuczne.

Ale rozumiem Twój zamysł, podobał mi się Twój bohater i stojące za jego przemianą przesłanie. Także lekturę uznaję za satysfakcjonującą :)

Cieniu, dziękuję za klika i cieszę się, że, mimo wszelkich minusów, opowiadanie się podobało.

Co zaś się tyczy Twoich wątpliwości, to już tłumaczę kwestię zawirowań czasoprzestrzennych:

W mojej wersji świata Jakuba Różalskiego, Hitler nadal doszedł do władzy w latach trzydziestych. Ale, że ten świat trochę różni się od naszego i jest zdecydowanie bardziej zaawansowany technologicznie, to III Rzeszy (czy jak tam ona się w tym świecie mogła nazywać) poszło w trakcie wojny nieco lepiej. Ostatecznie jednak, nadal przegrywali. Z tym, że ich mistyczne zapędy tym razem się opłaciły i wpadli na trop tajemniczego artefaktu o ogromnej mocy, który (oczywiście!) mógł odwrócić losy wojny. Było już jednak za późno, aby wykorzystać to znalezisko, więc Hitler zamiast popełnić samobójstwo, korzystając z najnowszego wynalazku swoich genialnych naukowców, wysyła się w przeszłość. No i w tej przeszłości spotyka Gustawa von Duiburga, bohatera znanego z uniwersum 1920+ i powierza mu zadanie zdobycia wspomnianego artefaktu. Oczywiście spotkanie nie było przypadkowe, bo Adolfowi von Duiburg był dobrze znany, jako weteran I Wojny Światowej.

Jaromir, tu przyznaję, był krasnalem trochę “bo tak”. Po prostu spodobały mi się te dwie konkretne grafiki i mój umysł jakoś sam je połączył w taką zwariowaną całość :D Ale tłumaczyć się mogę w ten sposób, że skoro był strażnikiem magicznego kamienia, to i sam musiał być nieco magiczny. A kto bardziej kojarzy się z magicznymi kamieniami, niż krasnal vel krasnolud? No chyba tylko smok, ale takowy tutaj nie pasował.

Ktoś pytał też, dlaczego mój porywczy krasnal był w stanie zrozumieć nazistowskie pozdrowienie. Odpowiedź jest taka, że krasnal (nie sam, tylko z kumplami) był strażnikiem czasu (oczywiście dzięki kamieniowi), więc miał wgląd w różne linie czasoprzestrzenne i rozległą wiedzę na ich temat.

Niemniej jednak, choć mogę snuć moje wyjaśnienia w nieskończoność, przyznaję że opowiadanie jest dziurawe jak sito. Choć osobiście uważam, że na tym polega jego urok. Zresztą, był taki jeden gość, co to się zwał Todorov, który stwierdził, że fantastyka może być fantastyką tylko wtedy, gdy pozostawia nas bez odpowiedzi, gdy niczego nie wyjaśnia, gdy możemy tylko gdybać na temat tego co, jak i dlaczego. I tego się będę trzymał. Przynajmniej w tym przypadku :)

 

Morgiano, przykro mi, że nie podeszło. Mało subtelny był ten tekst, tak samo jak i jego bohater. Niemniej, dziękuję za przeczytanie i komentarz. Obiecuję, że następny tekst będzie bardziej kompletny :)

Dziękuję wszystkim za komentarze, a szanownemu jury za przyznane wyróżnienie i kliki do biblioteki :)

Drogi NoWhereManie, przyznaję że zdanie o którym wspominasz jest chyba niepotrzebne. Jako, że Krasnal wypadł już z konkursu to w wolnej chwili pozwolę sobie to zmienić. Dochodzę do wniosku, że tak będzie lepiej :) Co do ostatnich słów: jak najbardziej mamy do czynienia z historią alternatywną. Jakiego rodzaju, to już tłumaczyłem wcześniej. Jestem człowiekiem twistem i po prostu nie mogłem się powstrzymać, by nieco nie namieszać na sam koniec :D

Finklo, wiem że opowiadanie stawia więcej pytań niż daje odpowiedzi, ale limit był bezwzględny. A ja nie potrafię nie stworzyć rozbudowanego świata :D Błędy poprawię w wolnej chwili.

Dzięki wszystkim za komentarze, a Tobie MrBrightside za klika! A teraz kilka słów wyjaśnienia co i jak. Darconie, baca i jego syn po prostu zabawili się nieco w Sherlocka Holmesa i doktora Watsona, by, drogą dedukcji, wywnioskować, że skoro pojawił się u nich tak niespodziewany gość jak najprawdziwszy krasnal, to może mieć coś wspólnego z żołnierzami Imperium Saksonii, którzy wielkim mechem zaczęli się panoszyć po okolicy. Pewności bohaterowie nie mają, ale jest to całkiem logiczne wyjaśnienie pojawienia się tak przeczącego logice gościa. Co do wilkorów, to możliwe. W końcu uniwersum 1920+ nie ma zbyt wielu bohaterów, to i powtórzenia mogą się zdarzyć. No i teraz jeszcze temat Adolfka, jak wdzięcznie go nazwałeś, który łączy się z brakiem twista wskazanym przez MrBrightside'a. Opowiadanie jest moimi pogiętym rozwinięciem uniwersum stworzonego przez Jakuba Różalskiego. Akcja nadal toczy się w latach dwudziestych, ale dodałem krasnala i nazistowskie podróże w czasie. Bo teorie spiskowe na temat cudownych technologii nazistów zawsze były fajne. A teorie spiskowe w świecie, w którym w latach dwudziestych były już mechy, są jeszcze fajniejsze. Być może w tym świecie Adolf też doszedł do władzy i też przegrał wojnę światową, ale wcześniej jego naukowcy zbudowali wehikuł czasu, którym Adolfek wziął i uciekł. Kto wie! Obawiam się tylko, że zdanie mające zasugerować przenosiny w czasie i wysłanie Gustawa na misję zdobycia kamienia, jest troszkę zbyt nieczytelne. I stąd to niezrozumienie. sho, limit jest szatański i nie wybacza. Napchałem w to 10k znaków ile się tylko dało!

@Finkla, ale jaki ortograf? Nie mam pojęcia o czym mowa ;’’D A nawet jak coś było na rzeczy, to nie moja wina, a chochlików, a że te wytępione to i przeciwwskazań brak :D

@NoWhereMan, masz stuprocentową rację, twist zrodził się w mej głowie najpierw i to on jest tutaj najważniejszy. Cała reszta miała go tylko sprawnie przedstawić :) Także cieszy mnie, że uznałeś zakończenie tego koncertu fajerwerków za bardzo efektowne i wielkie dzięki za klika :)

Lobo, bardzo mnie cieszy, że się spodobało. I wielkie dzięki za klika! Już myślałem, że z tekstem jest coś bardzo nie tak, bo niby każdy twierdzi że jest spoko, ale Biblioteka jednak tylko dla Ziemian :D

Co do Twoich uwag, to prawda, że tekst mógłby być nieco bardziej obrazowy, bogatszy i mniej przeładowany informacjami. Starałem się jednak maksymalnie skondensować treść. Przy tak prostym pomyśle, rozciąganie historii i przyozdabianie jej dodatkowymi “fajerwerkami”, tylko potęgowałoby uczucie znużenia. A nie miałem intencji tworzenia bardziej rozbudowanej historii, chciałem przedstawić mój pomysł w możliwie najprostszej, najefektywniejszej formie.

W kwestii wspomnianego zgrzytu, fragment pokazuje sposób myślenia protagonisty. Założenia misji były takie, aby zostawić ziemską flotę samej sobie, ale członkowie Eskadry Zielonej byli w stanie opracować lepszy plan, pozwalający na zmniejszenie liczby ofiar. Krążowniki, które włączyły się do walki (wcześniej pozostawały w bezpiecznej odległości, gdyż nie było powodu do interwencji), zniweczyły cały pomysł. Stąd też członkowie roju postanowili upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Zaatakowali krążowniki, pozbywając się zagrożenia z ich strony i wykorzystując okręt flagowy do zyskania dodatkowej przewagi. Informacje przedstawione są w takiej, a nie innej kolejności, gdyż tak, a nie inaczej przetwarzał je mój bezimienny bohater.

Mam nadzieję, że się nie mylisz! Choć niestety obawiam się, że jeśli o przecinkologię chodzi, to w moim przypadku to trochę walka z wiatrakami. W głowie wszystko brzmi mi po swojemu i nijak się to ma do tego jak powinno to brzmieć aby było zrozumiałe. A do wkucia zasad interpunkcji na pamięć jakoś nie potrafię się zmusić (nie, żebym czasem sobie tego, czy tamtego nie podczytywał).

Kurde, strasznie nieszczęśliwa musi być ta kurtyna. Nic jej nie wolno :D Ale dobrze, poddaję się:

Uczucie bezgranicznej samotności, jeszcze przed chwilą rozpościerające oślizgłe macki w mej głowie, zniknęło bezpowrotnie.

Strasznie banalna ta metafora, ale poprawna.

 

@regulatorzy, wielkie dzięki za wszystkie uwagi, już poprawiłem. Z tymi gargantuicznymi rozmiarami przyznaję rację. Chyba za dużo obcuję z angielskim i czasem mi się robią kalki (niechaj śmierć poniesie wszystko co jest “epickie” i nie chce przestać).

Co do wypunktowanych babolków, jak zwykle, mam kilka uwag:

Zabrałem się za trening. –> Raczej: Przystąpiłem do treningu.

Dlaczego? Ja wiem, że “zabrałem się” jest kolokwialne, ale kurde… tak się mówi. A tekst to ciąg myśli bohatera.

 

Hmmm… miało być kilka, a tu już koniec. Coraz krótsze mi te komentarze piszesz (chociaż w tym przypadku to chyba zasługa Tarniny), a ja coraz mniej się stawiam ;D Chyba ta cała poprawniepolszczyznowa indoktrynacja działa ^ ^ .

 

@Tarnina, z EVE trafiłaś idealnie jeśli chodzi o kształt :D Takie coś mi siedziało w głowie (oczywiście mówimy o stanie sprzed aktywacji), ale też zupełnie nie wpadłem na to, by w całym tym astronomicznym żargonie przypomnieć sobie o WALL-E’m.

Kurtyna już zmieniona, także ten temat zamknijmy.

A wracając do kwestii średnio brzmiących naukowców. Jest to jeden z wytkniętych błędów, których zasadności nie jestem w stanie zrozumieć. Język to twór dynamiczny, podlegający nieustannym przemianom, w którym ciągle pojawiają się nowe związki frazeologiczne, nowe wyrażenia, a formy niegdyś niepoprawne stają się akceptowalne. Dlaczego więc, mówiąc o tekście literackim, a więc nie technicznym, urzędowym, czy chociażby informacyjnym (gdzie konkretna forma, a nawet to które wyrażenia są akceptowalne, a które nie, jest narzucone z góry), dlaczego w takim przypadku stworzenie takiej analogii jest błędem? Jeśli ktoś może wyglądać na zmartwionego, to dlaczego nie może brzmieć na takiego?

 

Przeczytałem, było przyjemnie. Nie szałowo, więc za kilka dni historia dziewczynki i monstrualnego owada pewnie rozpłynie się gdzieś w odmętach zapomnienia, ale było naprawdę sympatycznie.

Od strony technicznej, nie zauważyłem błędów, ale patrząc po skąpych komentarzach poprzedników widzę, że też potknięć nie było prawie wcale. Za to duże gratulacje! Podobało mi się bardzo w jaki sposób przedstawiłeś “rozmowy” dziewczynki z owadem, gdzie każde Trrk miało inne znaczenie. Drobny smaczek, a cieszy.

Dobrze poprowadzona historia, od momentu poznania bohaterów, przez rozwój ich przyjaźni, aż po brutalny finał. Ten dał trochę za małego kopa. Napięcie nie urosło wystarczająco, by przywalić człowiekowi w twarz, ale to tylko moje marudzenie.

Niemniej jednak, jako że klimat był, była fantastyka i wdzięcznie skomponowane do kupy słowa, to sądzę, że to już czas na przeprowadzkę do biblioteki :)

@Tarnina, jeszcze raz dzięki za wszystkie uwagi. Przejrzałem tekst i poprawiłem interpunkcję i sporą część wytkniętych przez Ciebie baboli. Nie wszystkie, bo nie ze wszystkim się zgadzam.

Oto kilka uwag do uwag:

– dlaczego asteroidu? Asteroid to rzadsza forma. A asteroida jest taka swojska, dobrze znana. No, chyba że występuje jakiś bardziej rozbudowany podział “kosmicznego gruzu” i asteroid oraz asteroida to nie jest to samo :) Dodatkowo, co to EVA? nie udało mi się rozszyfrować tego skrótowca. Co do kształtu statku-mózgu, wiem, że asteroidy, komety i tym podobne są zbyt małe aby posiadać chociażby minimalnie regularny, kulisty kształt, ale też statek przypominał jajo, nie kulę. A to nie jest niczym niezwykłym, patrząc chociażby na kształt komety Czuriumow-Gierasimienko, o której było dosyć głośno jakiś czas temu :)

– naukowcy zdecydowanie brzmieli na zmartwionych. Chodziło mi o podkreślenie tego, że bohater wywnioskował to z samego tylko tonu głosu, nie z ogólnej postawy.

– z tą nieszczęsną płożącą się kurtyną miałem największy zgryz. W sumie racja, że słowo nie pasuje do nieożywionego kawałka materiału (choćby i metaforycznego), ale ciężko było mi znaleźć coś co by dobrze obrazowało to przygniatające, oplatające, duszące uczucie. Zdecydowałem się na “ścielące się ciemną kurtyną”. Efekt nie jest w stu procentach satysfakcjonujący, ale przynajmniej poprawny od strony językowej.

I to tyle, całą resztę w taki lub inny sposób edytowałem, więc powinno być teraz w porządku :)

@Nevaz, @Tarnina super, że twist przypadł do gustu i że nie było przewidywalnie :)

@Nevaz, może w jakiś pokrętny sposób widzisz podobieństwo do Gry Endera, bo to ona była inspiracją, choć sam zwrot akcji na czym innym w obu przypadkach polega.

@Tarnina, bardzo dziękuję za tak szczegółowy komentarz. Błędy poprawię w wolnej chwili, bo na razie szef patrzy. Jest tego trochę, ale interpunkcja to mój osobisty Loki. Niby próbuję się z nią jakoś dogadać, ale ta zawsze knuje ;’’D

Styl interesujący, bogaty, choć momentami niewystarczająco wygładzony, a przez to przytłaczający. Brak mi tu też jakiejś konkretnej, mocniej zarysowanej, no cóż… fabuły. I pointy na końcu. Bo o ile dobrze zrozumiałem, to zaserwowałeś nam, drogi autorze, całkiem barwną impresję. Bardziej słowny obraz niż opowiadanie, którego tematem jest życie tytułowego Inżyniera Iba. I tu rodzą się dwa pytania: co chciałeś, autorze, tym tekstem przekazać. Oraz: gdzie tu fantastyka? Bo plastyczność i metaforyczność opisów tekstu fantastycznym nie czyni.

@Żongler, wiem o co Ci chodzi z tym “gawędzeniem”, choć tutaj narracja po prostu musiała być pierwszoosobowa, a więc i gawędziarska, z wiadomych przyczyn. Z przecinkami walczę całe życie, ale babole zawsze mi się jakieś zdarzą. Troszkę mnie zaskoczył zarzut o przeciąganie, bo wszak tekst nie jest długi, a jakieś szczegóły trzeba było jednak zawrzeć. No cóż, szkoda żem nie trafił w gusta, ale dzięki za przeczytanie i komentarz! :)

Dobre. Bardzo udana stylizacja języka, ale to się powtarzam. Podoba mi się sugestywność zakończenia. Niby logika i rozsądek podpowiadają jedno rozwiązanie, ale duch fantasty widzi dziesiątki innych. Nic nie zostało ostatecznie zdefiniowane, ani potwierdzone, a to, moim zdaniem, stanowi serce szeroko rozumianej fantastyki . I za to duże brawo.

Od strony technicznej to nie zauważyłem żadnych potknięć, ale patrząc na zadziwiająco skromny komentarz @regulatorzy to wcale mnie to nie dziwi :)

Czytało się gładko, szybko i przyjemnie. Niech leci do biblioteki.

Krótkie, ale treściwe. Niby fabuła nie jest o niczym konkretnym, ale ukazany przez Ciebie budzi pewien dyskomfort, a chyba o to chodziło. Podobało się.

Lektura tekstu zostawiła we mnie wrażenie podobne do tekstu. Nie wiem o co chodzi, nie rozumiem logiki zdarzeń, ale estetycznie czuję się poruszony. Coś się tam teraz delikatnie wierci w środku, wywiera nacisk. To miłe uczucie. Żałuję tylko, że efekt nie jest mocniejszy.

Bardzo do gustu przypadł mi też styl, nie wiem czy po prostu taki masz, czy specjalnie został wykręcony, by oddać senne krajobrazy, ale świetnie tu pasuje.

Oj, spodobał mi się ten szort. I to bardzo. Rozpoczynasz sielsko, podwórkowo i powoli dokładasz kolejne smakowite kawałki do tego tortu. Idea z karmieniem dronów jak gołębi po prostu mnie urzekła :)

Od strony technicznej, czytało się wybitnie gładko, w ciągu całej lektury nic mnie nie rozproszyło ani nie wybiło z rytmu. Wiele więcej nie mam zatem do dodania.

A wracając do samego pomysłu, spodobało mi się w jaki sposób ukazałeś osobliwość. Uciekłeś od banałów typu Skynet’u i od idei szarej mazi. Bardzo duży plus za to. Wydaje mi się też, że udało Ci się, drogi gary_joinerze, zawrzeć w tekście różne obawy i nadzieje związane z powstaniem super SI. Z jednej strony wspominasz o tym jak przejmuje ona właściwie wszystkie dziedziny życia, z drugiej w bardzo nienachalny i pozbawiony infodumpowego zacięcia sposób pokazujesz również pozytywy. I popieram tutaj thargone’a, taki zabieg sprawia, że tekst nie wartościuje, nie opowiada się po żadnej ze stron.

Podsumowując: naprawdę przyjemny tekst, nienagannie wykonany i ukazujący sprawę z ciekawej, swojskiej perspektywy :)

Pomysł ciekawy, ale moim zdaniem niewykorzystany. Bo nic z tego faktu, że faceci też mogą karmić piersią, nie wynika. Brak mi jakiegoś twista, jakiejś niespodziewanej reakcji, czy efektu ubocznego. Bez tego przedstawiona historia jest po prostu pocztówką z innej, dziwnej dla nas rzeczywistości.

Po mojemu, to wiersz jest o rewolucjoniście, który próbując stworzyć nowy porządek głównie tylko niszczył stary. Przewodził swoim ludziom (jak kapitan) gnany do przodu swoimi ideami, przez co wszyscy znaleźli się w szkwale historii. I choć rewolucja już dobiega końca (stąd ta przystań) i zamierzone zmiany są wprowadzane, to tak naprawdę niczego one nie zmieniają (i dlatego uczestnicy rewolucji nie staną się “ciepli”, tylko pozostaną letni, nijacy, tacy sami jak ich poprzednicy).

 

@archange, nie ma co się obruszać. Jak napisała śniąca, nam jest łatwiej oceniać niż osobom które znasz. Bo i nie mamy skrupułów i sami w większości piszemy, często komentujemy i jesteśmy poddawani krytyce innych, a więc doświadczenie mamy większe od standardowego odbiorcy. Uwierz, że gdy sam po raz pierwszy opublikowałem na forum to zderzyłem się że ścianą. Na blogu każdy wychwalał moją pisaninę pod niebiosa, a tu sama krytyka! Ale dzięki niej stałem się lepszy w swojej pasji. Czego i Tobie życzę. Pisz dalej, a my będziemy czytać :)

A ja cieszę się, że zdałem sobie pytanie: Czy tak zawzięcie komentująca takie gro opowiadań Anet, sama coś czasem skrobie? No i jak się okazało, skrobie. Ale za rzadko.

Majkubarze, jest w porządku. Nie poczułem się atakowany, ale podyskutować zawsze lubię :)

Finkla, tak jak pisałem, moje czyste czepialstwo. Nie wszystko musi być idealnie wyjaśnione i rozłożone na czynniki pierwsze. Założenie, że to sprawka magii nasuwa się samo i jak najbardziej gra :)

UWAGA: SPOJLERY!

 

Siedzę i patrzą na mojego psa i zastanawiam się gdzie Kluska ma cholerne wcięcie w biodrach… No i nie widzę. Przyznam szczerze, że zaskoczył mnie twist fabularny, ale nie domyśliłem się o co chodzi tylko dlatego, że skutecznie mylisz czytelnika co do natury Twojego bohatera. Skoro mamy do czynienia ze zwykłymi psami, o czym świadczy zakończenie, to w opowiadaniu pojawia się szereg nieścisłości. Personifikujesz zwierzęta chcąc pokazać historię ogona z ich perspektywy. Fajnie. Ale moim zdaniem zupełnie nie wczuwasz się w swojego bohatera. Nie tylko zaczyna on mówić jak człowiek, ale nawet myśli jakby był pozbawiony psich instynktów. Woli miasto od wsi? Całuje się z suczką? Woli pieczyste od surowego mięcha? No i kwestia instynktu seksualnego potraktowanego jak u nastolatków. No cóż, pewnie ktoś zaraz powie, że przecież jesteśmy na portalu fantastycznym i nie należy zakuwać się w kajdany logiki, ale jak dla mnie to po prostu nie trzyma się kupy.

Pomysł jest, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia, zarówno ze względu na to co napisałem powyżej, fakt, że przez większość czasu wieje nudą, jak i błędy techniczne, których się nie ustrzegłeś:

 

Wtedy jeszcze się nie bałem. Byłem dzieckiem. Poznawałem świat. Mama zawsze czuwała gdzieś blisko. Nie obawiałem się rzeczy nowych. Za każdym rogiem czaiło się coś zupełnie nieznanego, coś co należało odkryć. Byłem bardzo ciekawy świata. 

– zbyt poszarpany rytm. Nagromadzenie zdań prostych sprawia wrażenie “szarpania”. Komunikujesz kolejne fakty, a nie snujesz opowieści. Spróbuj połączyć niektóre zdania ze sobą i spójnikami stworzyć jedną, płynną całość.

 

Smakowały bardzo

– brak dopełnienia: smakowały mi bardzo.

 

Nie bałem się już pieca. Na piecu przyrządzano pyszne jedzenie.

Mama ostrzegała, że pieca nie wolno dotykać, bo to może boleć

– powtórzenia.

 

Nie wiem, co mnie ku niej tak bardzo pociągało

chyba raczej “w niej” pociągało albo “przyciągało do niej”

 

Nagle dostrzegłem jego. Cień. Stał bezpośrednio za mną. Mój wróg z dzieciństwa, którego tak bardzo nienawidziłem…

– Widzisz go? Stoi za mną – szepnąłem jej do ucha.

jak go dostrzegł skoro stał za nim?

 

Coś też nie gra z zapisem dialogów. To raczej drobnostki, ale na pewno inni forumowicze zwrócą na to uwagę.

 

Podsumowując: pomysł fajny, ale zarżnięty wykonaniem.

@Majkubar

Zupełnie nie zrozumiałeś o co mi chodzi. Elementy fantastyczne aby funkcjonować i być wiarygodnymi potrzebują szeregu założeń. W większości przypadków założenie jest jedno: magia istnieje. I w tym momencie możemy skończyć, wszystko jest możliwe, pozostałe wyjaśnienia są zbędne.

Jeśli już jednak zaczynamy zagłębiać się w sferę bardziej konkretnych i szczegółowych założeń (a tak jest w przypadku Finkli, która dosyć dokładnie opisuje proces krystalizacji łez dzielnych wojów z jaskiń pod Giewontem), to należy również zadbać o koherentność całego systemu, a tej mi brakło. Co prawda wyjaśnienia szacownej autorki wyjaśniają część moich obiekcji, ale to już inna kwestia.

A zatem, Majkubarze zdaję sobie sprawę, że znajdujemy się na portalu poświęconym fantastyce. Nie znaczy to jednak, że jak ktoś pisze tekst fantastyczny to może sobie pozwolić na wolną amerykankę, bo każdą niespójność można wytłumaczyć tym, że to o “wyobraźnię i słowo” tu przecież chodzi, a nie logikę :D

 

Swoją drogą, rzecz do zastanowienia: różnica między światłem naturalnym, a “elektrycznym”. To już moje czyste czepialstwo, bo nietrudno dopowiedzieć sobie jakąś magiczną siłę, ale przecież światło latarki i to emitowane przez płomienie to przecież jedno i to samo, nie powinno więc być różnicy w oddziaływaniu na łzy.

Fajny ten Twój szorcik, Zalthcie. Smaczki smakowite, niezła groza na początku.

Ja tam żadnych morderczych koni się nie spodziewałem, jakoś od razu stawiałem na maski. Ale nie sądziłem, że pod nimi znajdę reptilian :D

No i użycie prawdziwego, absurdalnego tekstu ze schroniska naprawdę udane. Rozbawiło mnie to.

Nie jestem pewien czy wszystko zrozumiałem, ale szort zdecydowanie poprawił mi humor. Dialogi wyszły Ci naprawdę przednie i szanuję umiejętne użycie przekleństw. Pasują idealnie, tam gdzie są. Moim zdaniem trochę jedziesz po bandzie jeśli chodzi o temat konkursu, ale jakoś zupełnie mi to nie przeszkadza. Fragment o tym, że: “Halny jeden wiedział, że kochliwą i wiatropylną młodzież nasza była.” mnie po prostu rozbroił :)

Podobało się.

Drogi homarze, czytając Twój tekst czułem się jak w trakcie seansu filmu pokroju “Poznajcie moich Spartan”: zażenowany. Humor, który stosujesz zupełnie do mnie nie trafia. Brak mi też puenty. Mamy “śmieszną”, całkiem barwnie opisaną (to akurat spory plus!) historyjkę o turystach uciekających w popłochu przed krwiożerczymi świstakami. Ale skąd te świstaki, o co im chodzi? Nie wiemy. Wiadomo, forma ograniczona, toteż na rozbudowaną historię miejsca nie ma, ale też na tym właśnie sztuka polega, by mimo limitów był ten (cytując pewnego sympatycznego Francuza) “punch!” :) I tego mi tutaj brakło.

Czytam, Finklo Twój tekst i niby wszystko się zgadza. Na początku jest budowanie napięcia i zarysowanie tajemnicy, potem wkracza element fantastyczny, tworzący tylko większy zamęt w głowie, a na końcu mamy puentę i wyjaśnienie. No struktura jak ta lala.

Ale, choć mi głupio to pisać w obliczu tylu pochwał ze strony innych, to powiem wprost: ja mam dysonans. Od strony formalnej fajnie (mnie tam opisy nie przeszkadzały), rycerze, którzy zapomnieli hasła też fajnie, tylko te łzy, cholera, no niewiarygodne dla mnie i jakoś mi się ten pomysł kupy nie trzyma. No bo chociażby: czemu łzy krystalizują się dopiero na powierzchni jeziora, a nie w górnym biegu strumienia? I jak do tego doszło, że łzy zmieszały się na tyle dokładnie, że tworzą jednolitą taflę, a nie ma pojedynczych kryształów?

  1. Nie, nie była to pomyłka. Nie pamiętam już kto to zatwierdzał (minał blisko rok), ale argumentacja była mniej więcej taka: “Nessekantosie, mimo że do wymaganych pięćdziesięciu skomentowanych opowiadań jeszcze sporo Ci brakuje, to Twój komentarz jest niezaprzeczalnie merytoryczny i dlatego uznam nominację”
  2. Dalej wykłócać się nie będę, ale nadal utrzymuję, że doszło tu do swoistego absurdu. Zasada pięćdziesięciu skomentowanych opowiadań chyba miała na celu głównie odsianie kont krzaków. Ale ok, wrócę jutro. Zostało mi pięć opowiadań do przeczytania i skomentowania :)

@Anet

Powinnaś publikować na forum częściej. Dwa krótkie teksty to zdecydowanie za mało. Tym bardziej, że oba mi się podobały. Ten powyższy naprawdę mnie zaskoczył (może dla tego, że był taki krótki i nawet nie miałem czasu się zastanowić o co może tutaj chodzić) i sprawił, że zaśmiałem się w głos. A rzadko mi się to zdarza. Nieźle!

@Zalth, dzięki! Teraz już wszystko ma doskonały sens. I pamiętam, że kiedyś o panie Rodmanie czytałem.

Jak na tak krótką formę tekstu udało Ci się wcisnąć naprawdę sporo informacji o świecie przyszłości. W kwestie tego ile nauki, a ile czystej, wyssanej z palca fikcji jest w pocztówce, nie wnikam. Nie ma to w tym przypadku najmniejszego znaczenia. Liczy się efekt, a ten jest całkiem, całkiem. Zakończenie rodzi pytania, nurtuje. Podobało mi się.

Meh, niekończąca się pętla, brak jakichkolwiek konkretów. Napisane dobrze, pomysł z niekończącym się cyklem fajny, ale pozostaje pytanie: po co to wszystko było? Jeśli dla samej idei, to nie, nie podeszło.

Zdrowo zarechotałem czytając tę pocztówkę. Photoshopka rozbrajająca i świetny wybieg z tytułem. Klikając na tekst spodziewałem się czegoś zupełnie innego :)

Tylko, kim jest Dennis? To imię to zwyczajny wypełniacz, czy chodzi o kogoś konkretnego?

Mam psa i mnie ruszyło. Więcej nie oczekuję. I dialog właściciela z Mako, jak już ktoś wcześniej wspominał, bardzo wiarygodny i naturalny.

Hmmm, duży plus za polemikę z oryginałem w artystycznej formie. Bardzo mi się coś takiego podoba. Dobrze też podkreśliłeś groteskę całej sytuacji przedstawionej u Cerlega.

@kam_mod, coś w tym jest, ale:

1. mój głos już kiedyś został uznany.

2. komentarz pod tekstem Anet jest niepodważalnie merytoryczny.

3. zasady są po to, aby je łamać. Bo lepiej mieć skomentowanych rzetelnie 40 tekstów, czy pod ponad pięćdziesięcioma zostawić: “Fajne, podobało mi się.”? :D

Ubawiłem się, zakończenie w punkt. Udanie pokazałeś jak irytujące może być lokowanie produktu w tekście, bo aż do zmiany perspektywy z Seymāra, na wnuczka, czułem narastającą irytację właśnie :D Bardzo ciekawy pomysł.

Od strony technicznej właściwie nie mam nic do powiedzenia. W jednym, czy dwóch miejscach coś mnie delikatnie ukuło w szyku zdania, ale poza tym czytało się naprawdę gładko, także za to duży plus.

Od strony treściowej mam już za to całkiem sporo do powiedzenia. I moja opinia będzie dosyć odmienna od pozostałych.

Czytam bowiem te wszystkie komentarze, czytam i zrozumieć nie mogę narzekań wielu osób na brak zakończenia. I choć sam również pozostałem z diabelskim niedosytem i chętnie dowiedziałbym się więcej o czarnej armii, to nie mogę się zgodzić, że szortowi brakuje puenty. Może i finał nie wali po mordzie, ani nie wywołuje oczekiwanego przez wielu efektu “wow”, to jednak spełnia swoje zadanie, pozostawiając czytelnika z pewnym rodzajem “fantastycznego niepokoju”. Nie chciałbym doprowadzić do absurdalnej sytuacji, w której odbiorca odnajduje w utworze więcej treści i znaczeń niż miał zamiar zawrzeć autor, ale śmiem twierdzić, że Latoszki śmiało mogą funkcjonować jako zamknięta całość, której nic nie brakuje. I, że tajemniczość i nieprecyzyjność zakończenia są celowe. No bo, gdyby się okazało czym jest ta cała czarna armia, i co gorsza, wyjaśnienie byłoby banalne, to czy ktokolwiek nadal czułby ten dreszczyk tajemnicy? A jeśliby nie czuł, to jakiż sens z takiego opowiadania?

Dlatego też, Anet, gratuluję szorta. Ja go zapamiętam.

Makabra. Inaczej tego nazwać nie potrafię. Tekst z jakiegoś powodu po prostu wywołuje u mnie ciarki. Spodobało mi się skrupulatne planowanie wszystkiego, całego procesu twórczego przez Przemka. Za to duży plus. Nie wiem tylko co zrobić z tak bestialskim zestawieniem humoru z ogromem tragedii chorego człowieka. Choć z drugiej strony Przemek zrealizował swoje marzenie więc chyba nie jest tak źle.

A z nieco innej perspektywy: Twój szort obudził we mnie nurtującą mnie chyba od zawsze kwestię: ile jest w stanie poświęcić twórca dla swojego dzieła? I czy lepiej żyć miernie, czy cierpieć i umrzeć byleby tylko coś osiągnąć, by być zauważonym?

Głupio mi bom tylko połowę nawiązań wyłapał, a o co chodzi z ćmą to nie wiem mimo użycia Google. Ale pocztówka pierwsza klasa!

Coboldzie, gratuluję wygranej w konkursie. Co prawda minęło trochę czasu od publikacji tekstu, ale dopiero teraz udało mi się znaleźć chwilkę, by nieco pobuszować i poczytać na forum.

Twoja pocztówka jest zdecydowanie najlepszą z dotychczas przeze mnie przeczytanych jeśli chodzi o kwestię zagadki jaką rodzi przed czytelnikiem. Mnie dzięki panu Parandowskiemu udało się odszyfrować tożsamość Maddie i kochanego Mini całkiem szybko, ale na trop Thinkiego dopiero dzięki komentarzom. Podoba mi się, że każdy element Twojego tekstu, niemal każde słowo jest wyważone i potrzebne, każdy drobny fragment opisu pozwala uważnego czytelnika nakierować na właściwy trop. To duża sztuka, by w tak krótkiej formie powiedzieć wystarczająco, jednocześnie nie zdradzając zbyt wiele. I za to, gratulacje!

Jednocześnie, nieco malkontencko muszę przyznać, że choć pocztówka przypadła mi do gustu, niektórzy z Twoich adwersarzy wywołali w mej osobie silniejsze emocje. Być może uraczysz nas niedługo tym co ten Twój “trailer” zwiastuje? :)

Kwintesencja opowiadania, jak dla mnie. Minimum słów, mnóstwo trzeba sobie dopowiedzieć (a, że w tym przypadku wiadomo co, to nawet lepiej) i maksymalnie skondensowana treść. Niby takie kilkuwyrazowe nic, a zapada w pamięć i bawi bardziej niż wiele rozbudowanych tekstów. Winszuję pomysłu.

@Blackburn muszę Cię pochwalić. Tak krótkim tekstem, kilkunastoma zaledwie zdaniami wzbudziłeś we mnie emocje i wprawiłeś, choćby w chwilową, zadumę. Nieźle :)

@Tiszka niech trzepie! Dreszczyk emocji będzie tym większy. Choć z drugiej strony szkoda bardzo, że nie mają zamiaru udostępnić autorom recenzji ich tekstów. Konstruktywna krytyka to najcenniejszy z darów.

Konkretny szorcik muszę przyznać. Napisany bardzo lekko i jak już ktoś zdążył zauważyć, pełen plastycznych obrazów. Za mało w nim jednak konkretów, abym mógł poczuć większe emocje. Ot, chłopiec ma zadanie, palić świeczki co miesiąc, by powstrzymać zło. Ale co dokładnie się stanie jeśli zawiedzie, skąd wie o potrzebie palenia tychże świeczek, nie wiadomo.

Znęcony złotym piórem, statkiem na okładce e-booka i wizją wspaniałych, powietrznych przygód, zasiadłem do tekstu i przeczytałem go może nie jednym tchem, ale też bez zadyszki.

W kwestiach warsztatowych, czepialstwo z mojej strony byłoby nietaktem wobec publikowanego tekstu. Dodam tylko, że byłoby ono również bezpodstawne, bo tekst jako forma przekazu wdzięcznie zniknął za przedstawianą historią. Bardzo podobała mi się stylizacja językowa, nadająca historii klimatu opowieści z czasów prawdziwych piratów. Momentami, aż chciało mi się zakrzyknąć: “Arrrr!”

Historia Arka, z uwzględnieniem jego “origin story” jako pirata bardzo mi się podobała. Jego motywacja do poszukiwania sposobu na opuszczenie się poniżej dna jest jak najbardziej logiczna i prawdopodobna. I choć puenta bardzo fajnie spina początek i koniec opowiadania, to zabrakło mi w niej dwóch rzeczy:

  1. Muszę przyznać, że na tle wielu innych, publikowanych chociażby na tym forum, opowiadań, Gianca jest dla mnie nieco zbyt prostolinijna. Opisane przez Ciebie losy Arka Olsona bardziej przystają pełnoprawnej powieści, gdzie nieco większe znaczenie ma sama podróż, niż rozbicie czytelnika tak istotne w krótkich formach. I tego właśnie mi tutaj brakowało. Gianca to piękna historia o dojrzewaniu w cieniu tragedii, o drodze głównego bohatera od prowincjusza do nieposkromionego pirata i o jego obsesji na temat świata pod dnem. Brak mi jednak jakiegoś wściekłego “twista” na końcu, czegoś co usmażyłoby mi mózg lub chociaż zagotowało krew. Albo może jestem po prostu marudny. Nie wiem. Czuję niedosyt.
  2. Nie do końca wierzę w głównego bohatera. To znaczy: chłopak, którego wioska zostaje zniszczona przez bandytów, który widział śmierć rodziców i wszystkich bliskich mu osób, który poznał grozę łupieżczego trybu życia od strony ofiary, ktoś taki sam staje się piratem? Mordującym z zimną krwią i napadającym bezbronnych? Ja rozumiem, że został wzięty do niewoli, że najpierw musiał służyć na pirackim statku. Ale wybrać takie życie z własnej woli, stać się podobnym do tych którzy odebrali mu dawne życie? Coś mi tu nie gra. Oczywiście, istnieje możliwość, że tak traumatyczne przeżycia i dorastanie na pirackim statku mogły ukształtować Arka w taki, a nie inny sposób, ale czemu w takim razie w finale zachował się w taki, a nie inny sposób? Czemu nagle załoga z którą walczył ramię w ramię przez tyle lat, która była mu bliższa niż rodzina, staje się mniej ważna od nieznanych mu wieśniaków? Czemu po prostu nie wyrzucił za burtę Czapmistrza i Darmopycha każąc swoim ludziom o wszystkim zapomnieć? Rozwiązań było wiele. Mógł skłonić Pana Pięciu Płanet do wzięcia tych nieświadomych wieśniaków z dna pod swoją opiekę, przejęcia ziemi, wcielenia ich do jego armii i podbicia ziem czartów. Albo po prostu odlecieć do odległych ventów. Ale nie, on z zimną krwią (w obłędzie, to fakt) morduje swoich kompanów jakby nigdy nic? Nie łapię tego. Brakuje mi głębszego nakreślenia konfliktu wewnętrznego bohatera, który uwiarygodniłby jego zachowanie.

Z marudzenia to tyle. I mimo tego co wytknąłem powyżej, opowiadanie mi się podobało. Wykreowany przez Ciebie świat wprawia w niemal dziecięcy zachwyt i sprawia, że mam ogromną ochotę sięgnąć po Twoje powieści, aby poznać wszystkie sekrety Krainy Martwej Ziemi i wysłuchać innych historii z tego powietrznego świata.

Pomysł na technologię pozwalającą statkom unosić się w powietrzu jest bardzo bliski memu sercu, gdyż sam wymyśliłem coś podobnego na potrzeby jednego z moich uniwersów.

Nie zgodzę się jednak z przedmówcami o wymiarze oryginalności świata przedstawionego. I choć nie poczytuję tego w żaden sposób za wadę, to z książek o podobnych motywach wspomnę Crystalicum Tomasza Majkowskiego i po części też Vertical Rafała Kosika (w tym drugim podobieństw nie ma tak wiele, poza ideą unoszących się w powietrzu miast), z filmów zaś wspaniałą Planetę Skarbów.

@FoloinStephanus, bardzo jestem rad, że się fajnie czytało i bardzo podoba mi się Twoja interpretacja opowiadania :) Tym bardziej, że jest trafiona. Chodziło mi głównie o to, że bez względu ja daleko zajdziemy i jak wiele osiągniemy to zawsze, patrząc z odpowiedniej perspektywy, będziemy malutcy i nic nie znaczący.

Szkoda, że puenta jest aż tak przewidywalna, no ale cóż… :)

Śmiechłem więcej niż raz. Bardzo ładnie wypunktowane głupotki i bolączki Gwiezdnych Wojen., w tym te na które sam nie zwróciłem uwagi. Absurdalność tekstu wyważona, nie przegięta. Słowem: udana parodia, podobało się :)

@ocha, bardzo dziękuję za klika i miło mi, że się podobało. Z tą zmianą perspektywy na koniec to masz rację, że dla niektórych (tutaj chyba dla wszystkich) to jak cios łopatą w twarz, ale bałem się że bez niej ktoś mógłby zapytać: "Ale jaki był sens tego opowiadania i po co ono było?" :)

@rosebelle dzięki za klika :) Z Czyscicielami to tak tylko powiem, że w opowiadaniu nigdy żadnego kota nie było :) Co do Baumanna, to nie nawiazywałem świadomie. Możesz rozwinąć o jakie podobieństwa chodzi? @Zalth Przykro mi, że zakończenie rozczarowało, ale Twój komentarz potwierdza jedno. Muszę chyba zacząć ostro przeginać byście przestali się w końcu domyślać o co chodzi w moich tekstach. Ale dojdziemy do tego :) I dzięki za klika. Miło się robi jak ktoś docenia twój styl :D

Styl całkiem przyjemny, jakby słuchać opowieści dobrego kumpla, co to umie ciekawie gadać o niczym, a i żarcik jakiś tu i ówdzie wplecie.

Problemy techniczne mnie osobiście nie rozproszyły, ale i treść nie porwała. Brak tu jakiegoś głębszego zwrotu akcji, czy zaskoczenia. Nazwisko przyjaciela z miejsca wyjaśnia wszystko, a zmuszającej do myślenia pointy niestety brak. Jutro o tekście zdążę już zapomnieć.

@regulatorzy

Naniosłem poprawki zgodnie z sugestiami. Zmieniłem też gatunek z fantasy na sci-fi i napisałem nową przedmowę. Może to ściągnie więcej użytkowników i ukryje trochę ziejącą oczywistością przewrotność tekstu :D

Ja w przeciwieństwie do większości domyśliłem się bardzo szybko, bo już przy drugim akapicie. Coś mi tam zaświtało, zerknąłem na tytuł i już wszystko stało się jasne. Może jestem wyczulony bo sam kilka dni temu wrzuciłem tekst z podobną zabawą perspektywą, albo po prostu miałem nosa, nie wiem. Stylistycznie nic więcej nie wytknę poza tym co już zostało powiedziane. No, poza drobną uwagą, że to nagromadzenie “nie” na samym początku trochę mnie ukuło i wybiło z rytmu.

Tekścik króciutki, przez brak elementu zaskoczenia (w moim przypadku) trochę nijaki, ale zamysł, wbrew klimatowi, sympatyczny.

@NoWhereMan, dzięki za klika :) też przyznaję, że nie wiem jak lepiej ukryć tożsamość bohaterów. Po cichu liczyłem, że czytelnik pójdzie tropem obcych i klimatów sci-fi gdzie jest wiele insektoidów. No, ale cóż :D @regulatorzy jak zwykle, dzięki za wizytę i poprawki. Me serce skacze z radości, że z każdym tekstem masz mi mniej do wytknięcia :) błędy poprawię gdy będę miał dostęp do komputera.

Malkontenci, malkontenci wszędzie! :D A tak na poważnie, jakieś sugestie odnośnie tego co najbardziej naprowadza na trop? Zawsze można coś zmienić i ukryć. Z łacińskim imieniem Muski już raczej nic nie zrobię, ale też nie każdemu będzie świtać. Co do nazw miejsc, uwaga SPOJLER, Wszystkie pochodzą z języka hiszpańskiego. I tak: Lacasa – La casa – Dom Basura – Śmieci (chodziło dokładnie o kosz czyli "cubo de basura") Encimera – Blat (kuchenny) estiercol – obornik Alcoba – Sypialnia Elbano – El baño – Łazienka No i sam główny bohater Bicho – Robak. Ale może też znaczyć "Dziwak"

Opowiadanie klimatyczne, momentami wulgarne, ale w granicach rozsądku. Czytało się dobrze, choć nie do końca je zrozumiałem. Część o cyrografie i o tym jak diablica pogrywała z księdzem była ciekawa. Natomiast ta druga stara się być mądrzejsza, bardziej filozoficzna, a wyszła trochę na siłę. I zupełnie nie wiem o co chodziło w ostatnim fragmencie. Jest on napisany z perspektywy diablicy, czy jej przyszłej ofiary? Domyślam się, że to drugie, ale przy pierwszym podejściu sposób narracji powoduje zamieszanie.

Brakło mi też zaskakującej puenty, tak ważnej przy krótkiej formie.

Ogólnie rzecz ujmując, tworzysz bardzo zgrabne kadry oraz ciekawych bohaterów. Nawet historia zdeprawowanego księdza, mimo tego, że niezbyt odkrywcza, jest interesująca. Brak mi tylko porządnego zakończenia. Albo nie rozumiem tego które jest, a wtedy proszę o oświecenie :)

Nowa Fantastyka