Profil użytkownika


komentarze: 76, w dziale opowiadań: 76, opowiadania: 18

Ostatnie sto komentarzy

Skoneczny – dziękuję za odwiedziny i pozytywny komentarz. Rzeczywiście – dobra pointa dodałaby mocy :)

 

Iluzja – Tobie również dziękuję za odwiedziny i poświęcony czas. Cieszę się, że nie jest źle ;)

Odniosę się do słów Finkli – sens polega na tym, że ludzie żyją coraz dłużej, ktoś musi pracować na emerytury, a dzieci podatków nie płacą, ich wychowanie kosztuje, a trzeba jeszcze dopłacać za wychowywanie ich w sposób “naturalny”. Polityka państwa prowadzi do tego, by pozyskiwać szybko kolejnych, gotowych pracowników. Tak to rozumiem. Swoją drogą autorka nie wyjaśnia, jak te kwestie zostały rozwiązane po wyborach. Mam wrażenie, że równie dobrze (acz też niehumanitarnie) można by “pozbywać się” staruszków, którzy więcej dostają od państwa, niż wypracowali. No ale temat podjęty jest właśnie tak, by dać do myślenia.

NoWhereMan, dziękuję za poświęcony czas i wnioski, które, oczywiście, rozważę.

 

Finkla, jestem wdzięczna za Twoją opinię. Sama dochodzę teraz do wniosku, że tekst niewiele wnosi.

Jeśli powiedzenie (piłkarskie) – jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz – przyłożyć do pisarza – jesteś tak dobry, jak twoja ostatnia książka – to książki stwarzają w jakimś sensie pisarza – w opinii czytelników właśnie, ale to moje gdybania.

Tak, King nie miał kłopotów z weną, raczej ze swoimi lękami, które przelewał na papier. Choć w jego poradniku czytałam też, że, pisząc “Carrie” miał trudności z wejściem w psychikę zaszczutej nastolatki. Poza tym interesuje mnie zagadnienie – twórca – człowiek “właściwy” (że tak powiem) i człowiek “kulturowy” – stwarzanie siebie na nowo każdą kolejną książką (w tym drugim rozumieniu).

Dlaczego właśnie o Kingu? Zapewne dlatego, że od dłuższego czasu jego książki stale mi towarzyszą. Ale nie przeceniałabym faktu, że to akurat ten, a nie inny pisarz. To miał być opis zmagań z weną, okraszony wątkiem fantastycznym: mocne wejście w wykreowany świat.  

Przeczytałam do końca z przejęciem. Ani na chwilę nie opuściła mnie ciekawość, co będzie dalej. Brawo za klimat, temat, wykonanie. Dobrze poprowadzona fabuła, mocno zarysowana, wiarygodna bohaterka.

Zgrzytnęło mi tylko – Ela weszła do pokoju ogolona – można to różnie rozumieć :) Więc sugeruję – z ogoloną głową :)

 

Pozdrawiam.

Przykro mi to słyszeć. Nie wiem, jak miałabym odpowiedzieć na pytanie, po co piszę. Pisanie jest potrzebą, w te słowa wierzę. A że sugerujesz, iż ten tekst powstał po nic, znaczy nic ze sobą nie niesie, niech będzie małym kamyczkiem na wyboistej drodze. Dziękuję za poświęcony czas.

Intrygujący pomysł. Nie doczytałam do końca, ale na pewno to zrobię. Zaciekawiło mnie.

Jestem zachwycona tym tekstem. Aura tajemniczości, niewyjaśnione wydarzenia, przyczyn których musimy się domyślać, rewelacyjne dialogi. Styl płynny, przyjemny, z domieszką poetycko-filozoficznych przemyśleń. Wielopłaszczyznowość, oniryczność, a jednak żywi bohaterowie, poszukujący jakiegoś sensu, którego nie sposób znaleźć. Zostawiasz dużo miejsca na interpretacje, ale też pochłaniasz i angażujesz Czytelnika w dopowiadanie znaczeń.

Uwielbiam takie perełki. Brawo.

Chcę więcej. Pisz.

Dziękuję, Zygrryd. Miło mi, że opowiadanie przypadło Ci do gustu i podzieliłeś się swoimi spostrzeżeniami. Pozdrawiam serdecznie.

A czy zastanawianie się nad tym, czy to choroba czy rzeczywistość, nie jest lepsze? Ja też chciałabym wiedzieć, i to pragnienie jest ważne :P Resztę dopowie sobie ten, kto zechce.

 

Dziękuję za poprawki, zabiorę się za nie :)

 

Pozdrawiam ciepło i cieszę się, że już mi się tak nie dostaje po głowie na portalu, jak wcześniej. Być może nauka nie idzie w las :)

Sama fabuła ciekawa, choć nie zaskakująca, wykonanie przyjemne. Tylko kompletnie nie przekonuje mnie przemiana bohatera:

“Niemniej jednak od tamtej pory żyło mi się nieco łatwiej, jakby na znieczuleniu. Nabrałem dystansu do rzeczywistości. Codzienne problemy nie przytłaczały już tak mocno.”

 

“Dogłębnie odczuwałem czułem jej obecność” – nie usunąłeś wersji.

Robi wrażenie. Pomysłowy tekst, który wybrzmiewa w głowie po przeczytaniu. Gratuluję.

Dzięki, Finkla, za odwiedziny i komentarz. Rzeczywiście, muszę przerobić to zdanie. Przekaz starawy, ale nadal aktualny, coraz bardziej, jak sądzę :)

 

lenah, będę pamiętać. Dziękuję.

Zalth, dziękuję za klika i rady. Właśnie dzięki Wam mnie odetkało :P Posłuchałam sugestii i jest puenta. Niby tylko kilka linijek, a poszło :)

 

Dzięki za propozycję, nie lubię się narzucać, ale skoro zapraszasz, na pewno skorzystam.

lenah – zwłaszcza ostatnie Twoje zdanie, to dokładnie sprecyzowanie mojego planu działania :) Dziękuję Ci za nie.

 

Bardzo ciekawe sugestie, odnośnie poprawek.

 

Zawzięte kontemplowanie liści wynika ze znudzenia i jest stwierdzeniem ironicznym. Nie należy brać go dosłownie.

 

Uf, wreszcie jakaś delikatna pochwała. Pocieszyłaś mnie.

Trochę za szybko puentuję, ale może ta ostatnia wzmianka pomoże w odbiorze. Mam nadzieję.

Dziękuję, myślałam, że trochę teoretycznie wiem o dialogach, ale zapamiętałam coś z tym wtrętem opisowym – czyli – czynnością niegębową – jak zgrabnie jest w poradniku. Teraz zapamiętam. Idealnie widać różnicę. Dzięki raz jeszcze.

 

Trochę rozjaśniłeś mi sytuację – mocniej zarysować niewiadomą (potwory czy choroba psychiczna), podziałać z akcją (nie wiem, kim są reptilianie, ani kim mogliby się okazać uczniowie, czekam na olśnienie, ale w nie nie wierzę).

Dziękuję za rady, Zalth. Są wnikliwe i konkretne. Dokładnie takiego podejścia potrzebuję.

Co do zapisu dialogów – nie bardzo rozumiem. Wtręty do mowy niezależnej pisze się z małej litery, gdy są częścią zdania, chyba że czegoś nie rozumiem. Bo rodzaj wtrętów też ma znaczenie – odparł, powiedział, zawsze pisze się małą literą, chyba, że wtręt określający inaczej. Być może. Jesteś pewien tych poprawek?

 

No i, jeśli przyjąć Twój zapis – po wypowiedzi należałoby postawić kropkę, wtedy dopiero można zacząć z dużej litery.

 

Kawa na ławę – niby tak, jeśli odczytywać historię wprost. Zależało mi, żeby zasugerować, że tak, jak myśli otoczenie, być może jest to załamanie nerwowe zmęczonego nauczyciela, a to wysysanie mózgu przez dzieci – jest tylko przerysowaniem i wyolbrzymieniem nauczyciela. Taka druga płaszczyzna, ciut żartobliwa. Sama od niedawna param się tym zajęciem i zaczynam tak na to patrzeć niekiedy :P

Dzięki varg. Pomysłowość nie jest moją mocną stroną, staram się bronić stylem, z różnym skutkiem.

Właśnie o inspiracje i propozycję na rozwinięcie pomysłu prosiłam w opisie, bo sama nie jestem pewna, w którą stroną pójść. Wena mnie opuściła. Niestety, nikt nie pospieszył z radami. Dziękuję za reakcję, już sądziłam, że wszyscy omijają mnie szerokim łukiem :)

Fragment wisi już dwa dni i nie dostał żadnego komentarza. Nasuwa mi się smutny wniosek, że lepiej nie kontynuować tego konceptu.

była mokra z przerażenia – dziwne rzeczy ją podniecały, doprawdy – ale to tylko żart :P

Zdziwiony widokiem kropelek wody.

 

Zabawne, przyjemne, choć trochę kuleje stylistyka. Niedobra ona :P

zawżdy nie zawsze – zawżdy jest archaizmem i oznacza właśnie zawsze, więc masło maślane.

i tyluż dziewczynek – tyluż samo napisałeś.

powoli zaczęli podziwiać potomstwo – a może szybko podziwiali? wiesz co mam na myśli.

– Zadzwonię – odparła. – brak myślnika.

Mordercą był, zdaje się, Konan, który nie lubił zapuszkowanych. Tyle jestem w stanie dziś wydedukować.

Bardzo pomysłowy tekst, świetna narracja. Czytałam z dużym zainteresowaniem, choć w którymś momencie chyba się wyłączyłam (jak bohater, ale to kwestia zmęczenia, a nie zamiany w robota), bo nie zrozumiałam kto jest mordercą. Masz świetny warsztat, dialogi są żywe, tempo wartkie. Gratuluję.

Nieraz pytają mnie, jak to się stało? Odpowiadam im, że to pycha i ambicje doprowadziły do wojny. Na pytanie – gdzie byli wtedy bogowie – odpowiadam, że nigdzie. – porównaj. 

 

Masa błędów, choć to zaledwie fragment. Interpunkcja, zapis – leży i kwiczy.

 

się pytacie – pytacie!

żeby stać się bogiem trzeba być nieskazitelni czystym – nieskazitelnie

 

Nie zachęcasz do przeczytania takim niechlujstwem.

“Pozostawiał w rezerwie” – literówka.

ciężko my było – literówka.

operacjom finansowy – literówka.

 

Opowieść o Armandzie, choć ma ciekawy zamysł dwupłaszczyznowy, jest opisem – sprawozdaniem z życia. Irytuje rozpoczynanie akapitów od – Armand coś tam, ale tak naprawdę…

 

Przykro mi, ale taka forma jest kompletnie nieatrakcyjna dla czytelnika. Wyliczanie kolejnych zmarnowanych perspektyw – nużące. Nie podawaj wszystkiego na tacy, ubierz historię w mocne sceny.

Iluzja, kamień spadł mi z serca, bo ja wiem, mniej więcej, o co mi chodziło, i dziwnie przykro było się dowiedzieć, że źle to przekazałam. Jeśli jednak nie miałaś z tymi niedopowiedzeniami problemu, po części daję radę. Dziękuję.

Masz bardzo przyjemny, płynny styl, bemik. Mam wrażenie, że każda historia opisana Twoją ręką będzie dla czytelnika, w zależności od Twojego zaangażowania w akt twórczy, od przyjemnej rozrywki, do prawdziwej intelektualnej uczty :)

NoWhereMan, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Zdaję sobie sprawę, że fabuła jest fragmentaryczna. Postaram się nad tym popracować. Pozdrawiam.

 

lenah, Tobie również dziękuję za podzielenie się spostrzeżeniami. Miało być tajemniczo, ale przesadziłam. Pozdrawiam ciepło.

Właśnie zastanawiałam się, przecież po myciu naczyń zostawało sporo resztek. Nie było zlewu, gdzie to wszystko znikało tajemniczym sposobem. A i chemicznych płynów. Więc świnie mogły to jeść, gospodarz nie musiał specjalnie gotować im “żarcia”. Chociaż mógł. Dzięki bemik za podpowiedź :)

trico, podnosisz mnie na duchu. Cieszy mnie, że jednak nie jest tak mgliście, że da się zrozumieć, choć zapewne nadal sporo wymagam od czytelnika. Co do karmienia świń – pewnie masz rację, kto jeszcze pamięta takie rzeczy? :) Dziękuję za życzliwą opinię i pozdrawiam ciepło.

Bardzo dobroduszny ten diabełek. Ja też zazdroszczę Joachimowi, zupełnie nie wiem, co mu nie pasuje. Tekst świetny, bawiłam się przednio.

Myślę, że jednak się znasz. Jestem świadoma swoich słabych punktów, ale nie tracę nadziei. Może kiedyś coś się z tego urodzi. Dzięki za podtrzymanie na duchu.

Blackburn – ale masz rację. I absolutnie się zgadzam :) Nie mam żadnych odkrywczych pomysłów, ale może kiedyś :)

Dzięki, Foloin, za wyjaśnienie, właśnie zaglądałam do innych tekstów przeczuwając, że źle zrozumiałam. Jak widać nigdy nie wyszłam z poczekalni :)

Bemik, mój reprezentatywny kawałek nie ma w sobie ani odrobiny fantastyki. Tutaj postanowiłam zmierzyć się z czymś, co zawiera jakąś fabułę (z którą mam problem – patrz – wtórność historii), ograniczając opisy. Sama już nie wiem, w którą stronę pójść, by chciano czytać moje teksty.

Niemniej jednak dziękuję za poświęcony czas i opinię. Niezły styl to też coś :) Pozdrawiam.

Dziękuję Anet. Nabieram wiatru w żagle dzięki takim komentarzom.

Aylin, dziękuję za tak miły komentarz. Chaotyczność potęguje zapewne nielinearność narracji. Zastanawiałam się czy zmienić kolejność fragmentów, ale póki co, zostaje, skoro nikt nie zgłosił zastrzeżeń w tym aspekcie :) Pozdrawiam.

Dziękuję Finkla za uwagę, jeśli jeszcze komuś zgrzytnie, zmienię.

Mytrix – witaj. Lubię oszczędność w znakach, jak widać. Choć zdaję sobie sprawę, że potrafię przesadzić. Dziękuję za komentarz i miłe słowa. Pozdrawiam również.

Dlaczego? bo cień w mojej głowie był synonimem Złego, który wlał się w tę przestrzeń “pomiędzy”. Nie wiem czy to aż tak ważny szczegół. Rzeczywiście brzmi to dziwnie? 

FoloinS – dziękuję za komentarz.

Chłopca w końcu zatłukli rodzice – za co mści się Zuzanna – samotna kobieta, której trochę już mąci się w głowie. Ludzki (nieludzki) odruch czy podszept diabła (jak to na wsi można było kiedyś tłumaczyć)? Czytelnik może spróbować odpowiedzieć sobie na to pytanie, jeśli zechce. Dziękuję bardzo za miłe słowa.

Finkla – z tego, co wiem, futryna to nazwa potoczna tej części drzwi i okien, które umieszczone są w ścianie. Zależnie od regionu, chyba różnie się na nią mówi.

Wiem, że niedopowiedzeń jest dużo i że nie każdemu to odpowiada. Obcy mężczyzna to zły duch, diabeł, który namawia do złego uczynku, do przełamania rutyny, choć może równie dobrze istnieć jedynie w głowie Zuzanny. Zapach spalenizny, skaleczenie palca w kościele – prawda to, czy wytwór wyobraźni? Dziękuję za odwiedziny. Tłumaczenie chyba nie zda się na nic, jeśli nie przypadło Wam do gustu. Pozdrawiam.

Już poprawione, dziękuję za wskazanie. Spodziewałam się solidnej krytyki, że tekst jest o niczym. Bardzo się cieszę, że Ci się spodobało. Bardzo :) Pozdrawiam.

Blackburn, dziękuję za odwiedziny. Ze zbyt kwiecistego stylu próbuję się wyleczyć, bo nie zawsze sprzyja on przekazywaniu historii. A że z pomysłami na opowieść u mnie kiepsko, jak widać, efekt nie jest zadowalający. Jestem wdzięczna za uwagi. Pozdrawiam.

 

Marcin – tekst nie należy do przyjemnych, przykro mi. Dzięki za opinię.

Gary – miło mi, że Ci się spodobało. Pomyślę nad innym tytułem, dzięki za radę, ale tu niech tak zostanie, by można było trafić. Pozdrawiam.

 

Finkla, reg i belhaj, dziękuję za poświęcony czas.

Tekst jest pisany z perspektywy jednej osoby – dla wyjaśnienia.

Natomiast zakończenie w mojej głowie wyglądało mniej więcej tak, że zdeformowana córka nie godzi się na zasadę – cel uświęca środki, przeszczepy nie przyjmują się, ponieważ bohaterka wewnętrznie (więc i zewnętrznie) się rozpada. By zmienić taki stan rzeczy – zabija ojca, który okazywał jej miłość jak potrafił, choć był też sadystycznym perfekcjonistą. Niecny proceder kończy się, córka może wreszcie poskładać się na nowo, psychicznie i fizycznie (chociaż zabiła ojca, więc to też nie jest takie proste). Wiem, że dziwne, miało być wieloznacznie, ale chyba przesadziłam.

Dziękuję za uwagi. Muszę je na spokojnie przeanalizować i poprawić to, co trzeba. Pozdrawiam.

O rany, jakie konkrety :) Masz rację, mam tendencję do roztkliwiania się nad sobą, zwłaszcza po fali krytyki. Nie tak łatwo przełknąć fakt, że coś nie jest tak fajne, jak nam się wydawało. Ale nie chcę rezygnować. Grafomania to też pochłaniające zajęcie :)

“Wolałabym raczej zamianę ról, żeby siostrzyczka ocknęła się na półce osobliwego sklepu i zaczęła planować zemstę.” – świetny pomysł, od razu pewien wariant zaświtał mi w głowie.

Dziękuję za uwagi. Końcowa część pleców to eufemizm i to nie ja go wymyśliłam – sądzę, że zna go większość.

Nadmiar zaimków jest częstym błędem, u mnie na pewno, staram się z tym walczyć.

Już zaznaczyłam – fragment, bo do zakończenia jeszcze nie dobrnęłam. I właściwie straciłam serce do tego tekstu, więc nie jestem pewna, czy dobrnę.

Pozdrawiam.

gary joiner – dzięki za jawny dowód istnienia takiego tytułu. Pierwszy – Kiedy Bóg śpi – wydał mi się żałosny. Nie wiem, skąd wziął mi się ten. Chyba gdzieś usłyszałam. Może. Jeśli to błąd, zmienię. Dzięki raz jeszcze i pozdrawiam.

Cieszę się, że lepiej :)

W tekście stoi “mała krzepliwość krwi” – zajrzałam, by sprawdzić, czy wkradła się literówka, ale nie. Nie jestem tylko pewna – mała czy niska.

Z tym kluczem – perspektywa – rzeczywiście, racja. Tak mi się właśnie podobało, ale nie sądziłam, że ktoś zwróci uwagę na taki szczegół :)

Dzięki, że spoko.

Ups, ale wstyd z tą stróżką. Wybaczcie, nie zwróciłam wcześniej na to uwagi. Już poprawiłam. Co do poprawek w ogóle, cieszę się, że komentujący wskazują mi popełniane błędy, natomiast jeśli tekst jest kiepski, to praca nad nim wydaje się bezcelowa. Opowiadanie miało być wprawką, jeszcze nie skończoną, po przeczytaniu “Pamiętnika rzemieślnika” Kinga i wg jego wskazówek. Lalka miała wchłonąć Jodi i przenosić w miejsca, gdzie sama wcześniej była, póki dziewczyna nie “odkupi win”. Powiedzmy, że mglisty i taki sobie pomysł, wykonanie jeszcze gorsze.

Wyszło słabo, ale przynajmniej zaczęłam znów pisać po dość długiej przerwie. Dzięki raz jeszcze za poświęcony czas.

 

Tak rzeczowe uwagi są niezwykle cenne dla każdego amatora. Dzięki serdeczne. Rzeczywiście teraz widzę, jak naiwna to historia. Cóż, próbowałam. Pozdrawiam.

Dziękuję bardzo. Już sądziłam, że moje próby są zupełnie chybione. Rzeczywiście tekst miał być wieloznaczny, a to “zbieranie siebie” sugeruje pogruchotaną psychikę. Zapewne swoim zwyczajem przesadziłam z opisem. Jestem wdzięczna za Twoją opinię. Pozdrawiam.

Dziękuję za poświęcony czas. Przykro mi, że wyszło aż tak płasko i nieciekawie. Staram się nie poddawać i szlifować warsztat. No, ale, widać, daremny trud. Pozdrawiam.

Każdy może to rozumieć na swój sposób, najprościej negatywnie, i najłatwiej, skoro masz taki stosunek do świata i mierzysz swoją miarą. Twój wniosek jest Twoim wnioskiem, nie będę się poniżać błaganiem: czytaj moje teksty. Przeczyta ten, kto zechce. Pozdrawiam.

Dzięki Mistrzu za słowa wsparcia. Trudno o równowagę, gdy dla jednych czegoś za dużo, dla innych czegoś za mało, coś się kojarzy z czymś (to chyba normalne), ze współczucia dla kota robi się zarzut (ja też jestem kociarą). Pozdrawiam cieplutko.

Finkla, miło, że poświęcasz czas mojemu tekścikowi.

Krew jest dowodem na to, że w tamtym miejscu dzieje się “coś niedobrego”, że jest “naznaczone” tragedią. Czy kapie z kota, psa, ptaszka, czy nawet i kobiety (jeśli przyjąć, że Luiza rodziła nad brzegiem mokradła), to sfera domysłów. Jasne, wszyscy wiedzieli, więc stwierdzenie o śladach krwi pozostaje stwierdzeniem. Nie ma to jak babska wnikliwość :) Pozdrawiam.

 

burk, dziękuję za odwiedziny i dobre słowo.

 

Finkla, krew jest dowodem “pożywiania się” błotniaków, czyli dzieci utopionych w grzęzawisku. Nie wiem, dlaczego akurat ten fragment wydał Ci się niejasny, ale dzięki za komentarz.

 

Cześć Piotrze.

Komentarz chyba tak długi, jak opowiadanie. Napracowałeś się. Rozumiem zastrzeżenia, ale nie ze wszystkimi zarzutami się zgodzę. Podpowiedz mi, jak zbudować klimat bez opisów, zwłaszcza w opku, które nie zakłada wartkiej akcji, a raczej nakreślenie pewnej ludzkiej tragedii?

Zakład fryzjerski jest miejscem pracy klienta Luizy – informacja być może wg Ciebie nieistotna, ale moim zdaniem oddaje realia małomiasteczkowej rutyny, odczłowieczenia, jak wspomniałeś, beznadziei.

Dziękuję za uwagi. To chyba kwestia gustu. Taki wniosek mi się przyplątał, że fani fantastyki potrzebują więcej akcji i konkretu, a tu niedopowiedzenia, symbolika konfrontacji z wyrzutami sumienia po dokonanej zbrodni. Pozdrawiam.

Zafascynowało mnie, coś musi w życiu fascynować, dodawanie szczypty niesamowitości i grozy do zamierzeń prozatorskich. Jeszcze kiełkuje to ziarno, ale mam nadzieję, że wkrótce przyniesie pozytywne rezultaty. Póki co, rozwijanie warsztatu... itp. Z góry dziękuję za opinie.

Dziękuję wszystkim za przeczytanie tekstu i komentarze. Faktem jest, że nie specjalizuję się w prozie fantastycznej, a jedynie próbuję wprowadzać nowe motywy we własne utwory. Efekty nie są wielce zadowalające jak widać, ale nie wypada poddawać się na samym starcie.

W ogólnym założeniu "Zmysł wzroku" miał traktować o "ślepej" sile, uosobionej rzecz jasna, która karze za marnowanie daru życia (bohater nie był wzorem do naśladowania). Po kobiecemu widać przegadałam temat i nie dookreśliłam szczegółów. Może następnym razem.

Pozdrawiam serdecznie.

Nowa Fantastyka