Profil użytkownika


komentarze: 35, w dziale opowiadań: 0, opowiadania: 0

Ostatnie sto komentarzy

Sandman przede wszystkim, wprawdzie nie książka tylko komiks, ale pal to licho, bo to w tym temacie najważniejsze dzieło. Genialne są "Sny Einsteina" Alana Lightmana, no i jest nieco zapomniane "Sylvie and Bruno" Lewisa Carrola, nie tak dobre jak Alicja, ale ciekawe, szczególnie to jak prawdziwy świat i senny się przenikają. Nie jestem tylko pewien, czy to ostatnie kiedykolwiek wydano po polsku.

Nie jestem pewien czy to się liczy, ale natychmiast mi się przypomniało "Gdyby wziąć woskową kukłę Jacka Nicholsona, przymocować jej do głowy cztery kule do kręgli i starą czerwoną tenisówkę, a całość posypać kawałkami mortadeli, otrzymalibyśmy coś zupełnie niepodobnego do kapitana Harrisa" opis postaci z książki Donata Szyllera "Martwe dziwki idą do nieba".

Grałem tylko w betę Diablo III, i nie podobało mi się zupełnie. Grafika, rozwój postaci… wszystko jakieś nie takie. Może tym bardziej mnie to raziło, że jest sobie Path of Exile, świetny i zupełnie darmowy hack'n'slash który naprawdę jest tym, czym dla mnie powinno być Diablo III, z kilkoma fajnymi nowościami jak barter zamiast gromadzenia złota czy fenomenalnie rozbudowane drzewko pasywnych umiejętności. I proszę się nie sugerować, że jak darmowy to tandeta czy coś, gra prezentuje naprawdę wysoki poziom, i sądzę że każdy fan Diablo powinien się z nią zapoznać.

@rinos Nigdzie nie napisałem, że King's Bounty to nieudany klon. Wiem, że oryginalne KB było przed Herosami, a to nowe uważam za bardzo dobrą serię. Mówiłem tylko, że nie do końca wypełnia ona dla mnie lukę po Herosach i Disciples. No i nie zgodzę się co do odgrzewania kotletów w Herosach, przynajmniej nie w pierwszych trzech częściach. Za każdym razem dopracowywano tę formułę, lepiej balansowano frakcje, wzbogacano ilość zaklęć i jednostek, rozwój bohatera. Dopiero trójka była doskonałym wcieleniem tej formuły. Co do Legend of Grimrock– dla mnie było to poniekąd wprowadzenie do tego typu gier. Wprawdzie gram od bardzo dawna, moje pierwsze growe wspomnienia to między innymi Secret of Monkey Island, Pirates! Gold, Dune (nie Dune 2, to potem) i pierwsi Herosi, ale z porządnymi komputerowymi RPG nie miałem styczności jeszcze przez kilka lat, a typ reprezentowany przez Grimrock uciekł mi właściwie całkiem, i odkryłem go trochę retroaktywnie. I polubiłem. Niedługo po Grimrock odpaliłem pierwsze Lands of Lore, i zachwyciłem się grywalnością.

Całe to gadanie, że gry teraz są głupsze, prostsze i w ogóle durne… zależy w co kto gra. Najpopularniejsze strzelanki i gry akcji może takie właśnie są, ale co z tego? Nadal jest mnóstwo dobrych gier, także wymagających myślenia i kombinowania. Na każdego CoDa znajdzie się jakieś Legend of Grimrock, Driftmoon, Bastion czy Mark of the Ninja.

Hirołsy III były (i są) genialne. Jedyny powód dla którego nie wspominam ich z aż takim rozrzewnieniem jak większość graczy jest to, że nie była to moim zdaniem ostatnia dobra gra w serii. Moim zdaniem "czwórka" była również świetna (mimo pewnych wad), i pod niektórymi względami była nawet lepsza niż III. III była po prostu idealnym wcieleniem formuły z I i II, i nie można tego było zrobić lepiej, więc IV była próbą zrobienia czegoś nowego. I doskonałym dowodem na to, że był to słuszny pomysł jest V, która jest po prostu nieudanym klonem III w 3D. HoMM III i IV wraz z dodatkami, oraz dwie pierwsze części Disciples to najlepsze strategie w jakie grałem. Niestety obie serie teraz wręcz sięgnęły dna. Trochę klimatu Herosów żyje w serii King's Bounty, ale brakuje tam chociażby rozbudowy i zajmowania miast.

zygfryd89 "W kreacji świata Martin doszedł już do takiej perfekcji, że każdy element fascynuje. Martin wspomni o jakiejś wyspie? Można być pewnym, że tysiące ludzi będą roztrząsać, co tam może być. Pojawi się jakaś epizodyczna postać? Każdy będzie domniemywał, kim tak naprawdę jest i co ją łączy z innymi postaciami. Jeżeli ktoś natomiast czyta tylko po to, żeby się dowiedzieć, kto następny straci głowę i kiedy smoki rozgromią Innych, rzeczywiście może się czuć rozczarowany." To, że mnóstwo ludzi o czymś rozprawia jeszcze nie znaczy, że jest to coś wybitnego. To tak jak z Gwiezdnymi Wojnami– to bardzo dobre filmy przygodowe, ale nie wybitne sf na poziomie Asimova czy Clarke'a, i nie zmienia tego to, że o każdej trzecioplanowej postaci i ledwie wspomnianej planecie fani chcieli wiedzieć jak najwięcej, co uczyniło np. Boba Fetta kultową postacią.

Czy tylko ja uważam, że Cykl Inkwizytorski to teraz kiepski żart? Kontynuacja "Łowców Dusz" miała się ukazać w 2007 roku, nie ma jej do dziś, i nic nie wskazuje na to, żeby to się miało zmienić. Zamiast tego dostaliśmy prequel "Płomień i Krzyż" w 2008, którego drugi tom również nadal się nie ukazał. "Rzeźnik z Nazaretu" był w zapowiedziach Fabryki Słów przez lata, zawsze gdzieś na szarym końcu, aż wreszcie zniknął całkiem. A teraz dostajemy inną serię prequeli, które, jeśli trzymają poziom pierwszego tomu tej serii (kolejnych już nie czytałem) są po prostu bardzo słabe i zupełnie niepotrzebne.

Locke Lamora, złodziej i oszust z książek Scotta Lyncha na pewno pasowałby do postaci zbuntowanej. Trudno o kogoś bardziej zbuntowanego, niż pierwszy buntownik– Lucyfer z komiksowej serii Mike'a Careya, a wcześniej z Sandmana Neila Gaimana. Sądzę, że Tytus Groan z cyklu Gormenghast Mervyna Peaka świetnie by pasował jako przykład postaci wyobcowanej i zbuntowanej.

"Upadek etosu wartości współczesnego mężczyzny – dziewczyna ma wyższy poziom w WOWie niż jej facet" ;p Wcale nie takie szokujące– facet pewnie po prostu nie gra w WoWa bo nudny, tylko przechodzi jeszcze raz Wiedźmina, albo siedzi z kumplami przy papierowym D&D. Odnośnie magisterki i tego determinizmu-może dałoby się podczepić pod to kwestie postrzegania czasu w fantastyce? Np. Doktor Manhattan w "Strażnikach" jako "marionetka, która widzi sznurki". Był też bardzo ciekawy komiks z Doctora Who "A Room with a Deja View", w którym Doctor spotyka rasę która żyje wstecz, ale nie jak Benjamin Button, tylko postrzegają przepływ czasu odwrotnie do całej reszty. No i różne pętle czasu, jak w Terminatorze. Ciekawa odnośnie determinizmu może też być teoria multiwersum. Jeśli istnieje nieskończenie wiele światów, to wszystko musi się wydarzyć. Pamiętam, jak bardzo zaintrygował mnie Owlman z filmu animowanego "Crisis on Two Earths", jako komiksowy czarny charakter którego motywacją nie była władza, zemsta ani pazerność, tylko własnie bunt przeciw takiemu determinizmowi. Chciał zniszczyć całe multiwersum, bo było to jego zdaniem jedyne działanie które mogło coś znaczyć. Każdy czyn oznaczał istnienie wszechświata, w którym podjęliśmy inną decyzję, więc każda decyzja wg niego była bez znaczenia. Tylko zniszczenie absolutnie wszystkiego nie miałoby swojego przeciwnego odpowiednika i było "prawdziwe".

Taka drobna uwaga– "Dorosnąć do dzieciństwa" było w grudniowym numerze. Zakradł się błąd do spisu treści obawiam się.

Ups, przepraszam, mój błąd– w "Let's Kill Hitler" jeszcze dla Doctora nie minęło aż tyle czasu, pomyliło mi się przez to całe zamieszanie ze starszym Doctorem na początku 6 sezonu. Mea culpa. Ale nie zmienia to aż tak wiele.

No to się nie będziemy zgadzać z opinią na temat Doctora. Wybacz, że nie napiszę jakiejś dłuższej polemiki, ale tylko bym się powtarzał. Dla mnie to bardzo wyraźnie nadal ta sama postać, niezależnie od wszystkich zmian. Im bardziej coś się zmienia, tym bardziej pozostaje takie samo :) Nie zauważyłem żadnego odcinania się od "człowieczości" (cokolwiek to jest), zauważyłem natomiast Rose w odcinku "Let's Kill Hitler", o której Doctor wciąż pamięta, mimo że minęło dla niego co najmniej sto lat, chyba znacznie więcej. Z Brygadierem Stewartem przyjaźnił się przez sześć inkarnacji, od drugiej do siódmej (czy raczej wtedy ostatni raz Brygadier pojawił się w serialu, nie przestali się przyjaźnić), a Sarah Jane Smith która podróżowała z 3 i 4 Doctorem spotkała również 5, 11 i 12, i obaj ostatni byli wzruszeni ponownymi spotkaniami z nią nie mniej niż fani serialu. Co do wieku Doctora to w rocznicowym odcinku stwierdził, że ma lat mniej więcej 1200, a w świątecznym odcinku minęło dla niego kolejne 300 lat o ile dobrze pamiętam. Oczywiście, jak sam Doctor stwierdził, możliwe że kłamie. "Nie pamiętam już czy kłamię o swoim wieku, taki jestem stary" powiedział w rocznicowym odcinku. W klasycznych seriach pod koniec twierdził że już przekroczył 1000 lat, a w nowych odcinkach nagle miał ledwie 900.

Po pierwsze te 800 odcinków to wszystko, od początku serialu w 1963. Spokojnie można zacząć oglądać od pierwszego sezonu z 2005 roku, kiedy serial wrócił do tv po długiej przerwie. Nie jest to żaden restart, tylko po prostu kontynuacja, ale dla wygody zresetowano numerację sezonów i postarano się uczynić serial przystępnym dla nowych widzów, z bardzo dobrym skutkiem moim zdaniem. Po drugie ta liczba jest nieco myląca– do 2005 roku były to 25 minutowe odcinki, a nie jak teraz 45, i na jedną historię składały się zwykle przynajmniej cztery, czasem znacznie więcej. Oczywiście to nadal dużo, ale nie jest to aż 800 osobnych historii w 45 minutowych odcinkach, jak mógłby pomyśleć dzisiejszy widz patrząc tylko na samą liczbę. Najlepiej zacząć oglądać nowe odcinki, a jeśli się spodobają i zaciekawią, sięgnąć po starsze żeby poznać kontekst. Temu z resztą służyła lista najlepszych "klasycznych" odcinków którą dołączyłem do swojego tekstu o Doctorze w listopadowej NF :)

Doctor nie jest po regeneracji kompletnie inną osobą. To nie to samo co reinkarnacja. Pamiętajmy, że mowa o przedstawicielu innej rasy dla której regeneracja to naturalny element cyklu ich życia. Jak sam mówisz, przy reinkarnacji możemy co najwyżej liczyć czasem na deja vu, a Doctor wszystko pamięta, "czuje" tak jak czuł, jest nadal przyjaciel swoich przyjaciół, wrogiem swoich wrogów i dziadkiem swojej wnuczki (nawet jeśli nie widział jej od wieków). Jest wiele przyjaźni które kultywował na przestrzeni wielu swoich regeneracji. To nadal ta sama osoba, czy raczej Władca Czasu) tylko różne cechy jego charakteru są mocniej albo słabiej zaakcentowane, no i po prostu jak każdy zmienia się z wiekiem, a ma co najmniej półtora tysiąca lat, więc trochę się zmienić musiał. Na początku był tylko podróżnikiem zagubionym w czwartym wymiarze, na przestrzeni wieków stał się legendarnym obrońcą przed złem. Czasem bywa mniej lub bardziej cierpliwy, może preferować improwizację lub układać złożone plany na wiele ruchów do przodu, ale to zawsze Doctor. @Bravincjusz– Istnieje dość popularna teoria, że Bond też jest Władcą Czasu :) A odcinków jest obecnie chyba 800.

Właściwie cały pierwszy akapit jest "źle" ;) Piszesz, że film nie został szczególnie negatywnie odebrany, i jednocześnie że mówi się o nim iż jest najgorszym filmem roku. Na Rotten Tomatoes ma 11%– 160 negatywnych recenzji na 180. Nie, żebym przywiązywał do tych ocen tak w ogóle szczególną wagę, ale o tym jak krytycy ten film odebrali to jednak świadczy. Piszesz, że to produkcja o której nie można powiedzieć nic skrajnego, i że to znak rozpoznawczy reżysera, a zaraz potem mówisz o tym, jak skrajne opinie mają jego filmy (czy to pozytywne, czy negatywne). Co do reszty, to po prostu się z tą recenzją nie zgadzam, ale to już inna sprawa. Uważam, że obaj Smithowie zagrali fatalnie, scenariusz od początku nie trzyma się kupy, i ogólnie film jest właściwie komiczny w swojej głupocie, a poza tym zwyczajnie nudny. Czemu jako broń ktoś miałby wyhodować bestie które oprócz "widzenia" strachu są praktycznie ślepe? Czemu w przyszłości nikt nie używa pistoletów ani karabinów, tylko włócznie? Czemu Ziemia zamarza na noc? A okolica wygląda w dodatku na klimat tropikalny? Czemu przy całym tym nacisku jaki położono na przetrwanie na tak wrogiej planecie nikt nie martwi się o jedzenie? Czemu niby ludzie nie mogą oddychać ziemskim powietrzem? Czemu, czemu, czemu… Najciekawsze w tym filmie jest coś o czym niestety nie wspomniałaś, mianowicie to jak życie naśladuje sztukę. To jest film o synu który rozpaczliwie stara się być taki jak jego ojciec i go zadowolić, i o ojcu który niesłusznie wymaga od syna żeby szedł w jego ślady i stawia go przez to w sytuacji, na którą ten nie jest gotowy– i dokładnie tak samo ma się sprawa z Willem i Jadenem Smithem. Jaden nie jest gotowy, żeby udźwignąć taką produkcję na swoich barkach, być głównym i niemal jedynym bohaterem podobnego filmu, a Will nie powinien był go w coś takiego wpakować.

Dziwny to pomysł, żeby nie pisać negatywnych recenzji. Film jest głupi, film zasługuje na to, żeby jego głupotę obnażyć. Dla mnie to oczywiste. Tak samo jak dobry film zasługuje na pochlebną recenzję. To musi działać w obie strony. Nie cierpię też internetowego gadania o "hejtowaniu". Właściwie wszelką krytykę w dzisiejszych czasach zbywa się lekceważącym "haters gonna hate", każdego kto nie zachwyca się przeróżnymi durnotami razem z tłumem określa się "hejterem" i karawana jedzie dalej. A potem właśnie jak tutaj, widzowie albo nie dostrzegają albo świadomie ignorują kompletny debilizm i nonsensowność takiego filmu jak Prometeusz i się cieszą jak głupi do sera. No ale przynajmniej nie są hejterami.

I nad czym tu się głowić? Hex już dawno odpowiedział. Dlaczego? Dlatego. Dlaczego cokowliek? Dlatego, że wszystko.

A, byłbym zapomniał– oprócz Mars War Logs, te gry są teraz dostępne po mocno obniżonych cenach na GOG.com, jeśli są zainteresowani.

Driftmoon to najlepszy RPG w jakiego grałem w tym roku, może i dłużej. Bardzo oldschoolowy w duchu, prosty graficznie, ale ma mnóstwo uroku, dużo humory, świetnie opowiada swoją historię, może nie bardzo oryginalną, ale nie pozbawioną zaskoczeń i pełną ciekawych i dających się lubić bohaterów. Shadowrun Returns to bardzo fajny, również oldschoolowy RPG w klimatach cyberpunku, ale z magią i rasami z typowego fantasy. Kampania jest wprawdzie bardzo liniowa, ale bogate opcje rozwoju bohatera i świetny, taktyczny, turowy system walki to wynagradzają. Mars War Logs to RPG twórców średnio udanego Of Orcs and Men (które w sumie mnie się i tak podobało). Niewątpliwie jest to dużo lepsza gra. Fajerwerków i wodotrysków nie ma, ale fabuła jest ciekawa, świat dość oryginalny (taka trochę postapokalipsa na odciętej marsjańskiej kolonii), a główny bohater to ciekawa postać, trochę jak Geralt z gier– badass, który ma swój charakter ale jednocześnie mamy sporą wolność w kreowaniu tej postaci i decydowaniu o jego wyborach i pobudkach. Legends of Grimrock, jeśli ktoś jeszcze nie grał, to jeden z najepszych RPG ostatnich lat, wspaniały, przystępny powrót do oldchoolowego grania, dungeon crawl w świetnym wydaniu. Wspaniały klimat szukania drogi przez zagmatwany, mroczny labirynt pełen wrogów. Szukanie tajnych przejść i skrytek, rozwiązywanie zagadek, konieczność dbania o zapas jedzenia i pochodni, radość ze znalezienia jakiejkolwiek przyzwoitej broni… świetna zabawa, zupełnie inna niż Skyrim czy Dragon Age.

"możesz sobie w ogóle odpuścić pisanie cokolwiek." Jeśli już, to "czegokolwiek". No i tyle wyszło z wymądrzania się. A pytanie jak sądzę nie dotyczy tego jak napisać słowa "miałeś" i "miałaś" tylko jak poprawnie zapisać na przykład w ankiecie taką formę "dwurodzajową". Więc znów– tyle ze złośliwego wymądrzania się. A odpowiedź, jak mi się wydaje, to "Miałeś/aś".

@rinos
"Ciekawe o co oni tam walczą w poprzenich częściach. Pewnie o kobietę, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy."

Robin z tych komiksów na razie nie ogląda się za kobietami- ma jakieś 10 lat. I jest synem Bruce'a Wayne'a. A Batmanem jest dawny Robin, Dick Grayson. Tytuł jest z resztą raczej zwodniczy. W ogóle niestety fabuła którą wymyśliłeś dla swojego fikcyjnego komiksu ma znacznie więcej sensu niż to, co pisał o Batmanie Grant Morrison przez ostatnie lata :D

Przecież powiedziałem, że ten film jak najbardziej jest na mojej liście i jak najbardziej "mam ciśnienie" żeby go obejrzeć. Po prostu rzeczy do obejrzenia/przeczytania/zagrania jest mnóstwo, i niczym głów hydry nigdy ich nie ubywa :) Jeszcze żebym tak zdążył o tym wszystkim pisać... A za ocenę pięknie dziękuję i zachęcam do ocenienia (oby równie pozytywnie) innych moich tekstów ;)

@April
"Z jedną jedyną tezą się nie zgadzam: wcale nie musi ci być żal ludzi, którzy będą wspominać Harry'ego Pottera. Filmy są niezbyt udane, ale za to książka jest naprawdę wartościową powieścią dla młodzieży i dzieci."

Oczywiście chodziło mi tutaj tylko o filmy. Porównywanie Labiryntu z książkowym Potterem nie miałoby sensu. Wprawdzie nie nazwałbym może Pottera "wartościową" lekturą, ale też nie mam o nim nawet w jednej piątej tak złego zdania jak o ekranizacjach.

@Fasoletti "Ja z kwestii technicznych dowaliłbym się do zbyt długich zdań, przez co czytało się to prawie na bezdechu."

I to jest coś nad czym mogę popracować. Mam trochę gotowych tekstów które dopiero tu umieszczę, ale na przyszłość wezmę przerwy na oddech pod uwagę.

Nowa Fantastyka