Profil użytkownika


komentarze: 69, w dziale opowiadań: 58, opowiadania: 8

Ostatnie sto komentarzy

Tam było *10^24, ale mi po wklejeniu zjadło indeks górny. :)

 

Dzięki za miłą opinię po trzech latach, zdążyłem trochę zapomnieć o tym tekście! :)

Poprawione!

Co do długości, starałem się być maksymalnie zwięzły, ale wciąż poruszyć wszystkie tematy, które trzeba było poruszyć.

Tez kiedyś tak uwazalem, teraz mam zdanie ze wprowadzają fajny dysonans rytmiczny :)

No ja używam długiej pauzy w swoim edytorze tekstu, to tutejszy edytor mi ją zjada chyba.

Dowodzik:

https://www.dropbox.com/s/y3vyqj1hac70qzw/Screenshot%202014-11-03%2022.58.13.png?dl=0

http://sjp.pwn.pl/zasady/Nawias-obok-innego-znaku-interpunkcyjnego;629865.html

 

“Wyjątkowo, jeśli wstawka nawiasowa zawiera pełne zdanie rozpoczynające się wielką literą, kropkę możemy umieścić przed nią, natomiast całe zdanie nawiasowe kończymy kropką po nawiasie zamykającym, np.

– A cóż z trzecią, z Klimą? – spytała Sewerowa. (Tetmajer miał wówczas trzy córki).

(T. Boy-Żeleński)”

@PsychoFish:

Ok, to zmieniłem. Myślałem, że może to być postrzegane jako trochę nie fair wobec osób, które już czytały, a będą dopiero czytać.

 

Z tymi nawiasami, myślnikami i przecinkami to w ogóle zawsze heca jest, bo ja je, poza trzymaniem się ogólnych zasad, piszę według długości pauz, które mają po nich nastąpić. Czasem po prostu dlatego, że fajnie to brzmi, gdy ktoś się dłużej zatrzyma (a czasem dlatego, że ładnie wygląda wizualnie, ale ciiii…). Twoja wersja skraca tę przerwę. ;) No ale to już oczywisty de gustibus non autobus.

 

@Arachne:

Intryguje mnie nie tyle fatum, ale to, że pozornie najbardziej błahe decyzje, jak już dać się im rozpędzić, pociągają za sobą kolejne decyzje – jak najbardziej przyczynowo-skutkowe, ale coraz mniej powiązane z tymi pierwotnymi błahostkami – które zaciskają się nam na szyi jak pętla.

Dzięki wszystkim za opinie! Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się wielkiego odzewu. Przez ostatni rok byłem na pisarskich wakacjach i pisząc czułem się trochę zardzewiały.

 

@Emelkali:

“I nie wydaje mi się, by profesjonalny terapeuta zaprzyjaźniał się z pacjentami – to burzyłoby jego obiektywny osąd.”

True, zapędziłem się tu pewnie. 

“Poza tym, skoro John miał psychozę i myśli autodestrukcyjne – raczej nie spacerowałby sobie zielonym parkami poza murami szpitala, nawet w towarzystwie lekarza.”

Za mało zaakcentowałem, że do tej pory jedynym objawem choroby Johna była jego niewzruszona wiara w Innego. Autodestrukcji nie okazywał zbyt otwarcie. Poprawione w obecnej wersji; nie chcę zmieniać tutaj na stronie, bo nie wiem czy to nie fo pa.

 

@regulatorzy: 

“Owszem, wyczuwam coś na kształt sympatii, która lekarz darzy wyjątkowego pacjenta, ale nie posunęłabym się do nazwania tej więzi przyjaźnią.”

Złagodzone: “Polubiliśmy się prędko, przyznaję to z bólem. Jako terapeuta pozostawać z pacjentami w obiektywnych stosunkach, ale John przeważnie zachowywał się tak normalnie…

 

“Nie można chwycić po coś.”

A można chwycić za? Nie pozbywałbym się tej sylaby, nie brzmi mi.

 

“Nawet bardzo rozległy park otaczający szpital, jest jednym parkiem.”

A synekdocha mi się tam rzuciła. :P

 

Ogólna odpowiedź co do przewidywalnego zakończenia:

ocha i Arachne wyczuły, co starałem się zrobić. Generalnie uwielbiam teksty, w których może się wydarzyć tylko jedna, tragiczna rzecz – i cała ich fabuła nieubłaganie dąży do tego punktu, w którym zamykają się wszystkie wątki klasycznej tragedii. W poprzednich opowiadaniach starałem się iść w stronę zwodzenia czytelnika, że tragedii można jednak uniknąć, a potem walić go nią w łeb w ostatnim zdaniu. Tutaj koncept miał być odwrotny: tragedia toczy się nieśpiesznie ku zakończeniu, w którym to zupełnie przewidywalnie się wydarza… i nikt nie jest zdziwiony – ale jakoś brakuje mu do świata, w którym mogłoby być inaczej.

“Problem z ta wiedzą szczególną i jakimiś metaznaczeniami vzy intertekstualizmami jest taki, że niestety raczej nikt nie będzie googlowac w poszukiwaniu wyjadnien”

Biorę to pod uwagę. Dla mnie to bardziej zabawa. :) Staram się, żeby i bez jakiegoś zagłębiania tekst sprawiał przyjemność czytającemu, ale fajerwerki są zawsze obliczone na poukrywane szczególiki.

 

“Kiedy doczytałem do końca, powiedziałem sobie: bardzo dobry kawałek prozy”.

O! Dziękuję! :)

Ale opowiadanie z założenia nie jest czymś takim

Czyjego założenia? :>

A tak serio: ten tekst zakłada googlanie. Ja googlałem, pisząc go. Teoretycznie można nie guglać, ale wtedy rozmywa się coś, co jest w sumie najważniejsze: relacja między płaszczyznami fabularnymi.

Dlatego też wrażenie, że “koniec przedstawionej opowieści trzyma się kupy na poziomie przypowieści biblijnych” jest jak najbardziej prawidłowe – bo to jest opowieść biblijna zbudowana dla opowieści nadrzędnej, która zdaje się być ignorowana, jakby to był tylko wstęp niezbędny do tego, żeby w ogóle coś powiedzieć… – chociaż szkatułkowa kompozycja, hm, powinna sugerować jej wagę. Ten tekst, przynajmniej dla mnie, nie jest tylko o tym, że był sobie wybraniec i co się z nim stało. To tekst o relacjach między prawdą a fikcją.

Chociaż czytało mi się to jak książkę historyczną/jakiś przekaż. I gdyby takowym było – no to majstersztyk

Tzn.? Gdyby to był retelling faktycznego wydarzenia, byłoby… jak? Lepiej, prawdziwiej? Albo źle zrozumiałem, albo, jeśli dobrze, to w ogóle nie potrafię zrozumieć takiego podejścia. ;) Dla mnie nie ma to żadnego znaczenia, a przyjemność, którą ja miałem pisząc i którą miał mieć czytelnik czytając, w założeniu miała polegać na rozróżnianiu, co tu jest prawdą, a co fałszem. Może dlatego, fakt, nie było żadnych “prądów i fal”.

Z przypisami jest jeszcze jeden problem: gdzie je umieścić? Na końcu, ryzykując spoiler zakończenia przy scrollowaniu? Najbezpieczniejsza opcja, początek, jest z kolei najmniej intuicyjna. :( 

“Jakim cudem uzyskałeś dolne indeksy?!”

To znaki unicode, które można po prostu skopiować i wkleić. Próbowałem znaleźć górne, ale nie wyświetlają się we wszystkich przeglądarkach.

http://pl.wikisource.org/wiki/Unicode/Indeksy_g%C3%B3rne_i_dolne

 

“Czy to naturalny proces selekcji wśród Wybrańców? Jeśli przeżył, chociaż potrzebował do tego cudu, to naprawdę jest wyjątkowy?”

Ja tam nie wiem, tego w tekście nie ma. ;)

 

“Twoje przegrzebanie źródeł po raz kolejny robi wrażenie. Interesująco pomieszałeś islam z apokryfami.”

Ooo, tym razem mogę polecić lekturę gnostyckich ewangelii i apokryfów opisujących Jezusa jako dziecko, one są takie urocze, serio, czyta się to, jak własne próby literackie z dzieciństwa.

 

Dzięki za opinię. :)

Nikt wrócić nie musi. Obiecałem, że powiem – więc mówię. :) Inna sprawa, że proporcje tego, co jest ważniejsze, mamy troszeczkę inne. Dla mnie to, co robią bohaterowie na pierwszym planie, stanowi pole do jednorazowej rozrywki. Właśnie te rzeczy, które ujawniają się w drugim, trzecim czytaniu – rozkminianie tego sprawia mi przyjemność. Dlatego piszę, żeby było fajnie i tak, i tak. :)

Okej, odgrzeję kotlet.   Katarzy i gnostycy wierzyli w reinkarnację i dualizm świata; jego części materialnej, będącej siedliskiem zła, przeciwstawiali duszę, uznawaną za wcielenie dobra. Wspomina się o tym dosłownie w tekście tylko raz: "Pominął wtedy wyłącznie fragmenty o prywatnym życiu Szymona, uznawszy je za zbędne; teraz postanowił dokładnie je przeczytać. Poza wzmianką na temat związku czarownika z Heleną – prostytutką z Tyru, którą uważał za jedną z reinkarnacji Sofii – znajdowało się tam jednak niewiele więcej". Ważna jest tu zarówno Helena, jak i sam koncept wędrówki dusz. Jednakże naprowadzający jest również sposób organizacji bractwa, w którym jest zawsze tylko 30 tych samych członków. Ważny trop stanowi też cytat z końcówki: "– Żeby przetrwało, musiałbyś przeżyć. – Unai postarał się, by jego słowa zabrzmiały dobitnie.

– Monety i ich właściciele nigdy tak naprawdę nie giną." Teraz o parach bohaterów, o których napomknąłem wcześniej. Najbardziej oczywistymi są trzy pary przeciwników: apostoł Piotr i Szymon Mag, potem Piotr z Castelnau i Szymon z Montfort, Unai i król żyraf. Tutaj warto podać kilka cytatów. Końcowa przemowa króla żyraf: "– Nikt mnie dotąd nie przejrzał. Innych tak, ale nie mnie. Pamiętam, jak Helena mówiła, że prędzej czy później każdy znajdzie się w tej sytuacji. Nie wierzyłem jej. Lecz oto przyszedłeś." "– Moneta, którą trzymam, należała do Heleny. Zanim ją zabili. Jedyna, jaką zdołałem odzyskać. – Przymknął powieki. – Po Béziers zostało nas mniej niż połowa. Po reformacji – już tylko dziesięciu. A później… Ja jestem ostatnim członkiem bractwa. Ale nasze dziedzictwo przetrwa." "[Zło] to zburzone mury Montségur." Monstegur to ostatnia twierdza, w której chronili się katarzy. Król nie mówi o przeszlości bractwa; mówi o swojej przeszłości. Szymon Mag, Szymon z Montfort i król żyraf to jedna i ta sama osoba na przestrzeni wieków. A czymże byłby ten zły bez tego dobrego? Skoro król jest Szymonem, to Unai musi być Piotrem. Nie na darmo tyle się mówi w tekście o odbiciach i zwierciadłach. Jest tylko jeden pojedynek, który powtarza się przez stulecia. Piotr pokonuje Szymona Maga w Rzymie. Montfort morduje legata z Castelnau. Unai celuje z rewolweru do króla żyraf. Szala cyklicznie przechyla się to na jedną, to na drugą stronę. A co jest głównym motywem tekstu? Zemsta. "…lecz im dłużej przemawiał król, tym bardziej w Unaim na nowo burzyło się wszystko, co doprowadziło go do tej chwili. Byli absolutnymi przeciwieństwami. Nie chodziło już wyłącznie o Eleni; tylko jeden z nich mógł przeżyć: albo lew, albo żyrafa – tylko jedna wizja świata mogła zatriumfować." Król i Unai, właśnie dlatego, że są swoimi przeciwieństwami i rywalami, stanowią dwie strony tej samej monety. Tego samego srebrnika. Pozostają jeszcze dwie kwestie. kim była Eleni. Skojarzenie z Heleną nasuwa się samo; to czwarta para odpowiadających sobie postaci. Możemy sobie więc wyobrazić odwieczny trójkąt miłosny: trójka bohaterów związana ze sobą deterministycznie, tak, że nie ważne jest, czego by nie zrobili, żeby temu zapobiec – i tak zawsze skrzywdzą się nawzajem. Poprzednie cytaty pokazywały raczej, że tylko król zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda cała sytuacja: jego wieloletnie gnostyckie studia w jakiś sposób pomagały mu kontrolować proces reinkarnacji.  Tutaj rodzi się drugie pytanie: czy król wiedział, że strzela do Heleny? Jeśli tak – to czemu ją zabił? Gdyby chodziło o zemstę, jego słaba ludzka natura zaprzeczyła w całości jego filozofii, ponieważ była to zbrodnia w afekcie. Być może jednak faktycznie był to przypadek i chodziło właśnie o to, by udowodnić, że nie liczy się to, co członek bractwa czuje sercem – że decyduje zimny, nieludzki los. Pytanie – czy rzeczywiście można mówić tu o przypadku, skoro cykl powtarza się od setek lat? Tak czy siak, król żyraf staje się w pewnym sensie postacią tragiczną. A ostatnie zdanie tekstu? Po prostu w tezie zawsze zawiera się antyteza. Resztę pozostawiam dociekliwym. :)

Zakonczenie zawsze musi byc pisane dla fabuly, a nie dla czytelnika, bo to wymog techniczny. To fabule projektuje sie dla czytelnika – w zaleznosci od tego, co chcesz mu powiedziec, taka a nie inna bedzie wymowa calego utworu, a wiec wszystkich jego poszczegolnych czesci, a nie samego tylko zakonczenia. Happy endy nie sa zle tylko dlatego, ze sa happy; sa zle, jesli sa happy z absolutnej dupy.

"Można jeszcze coś kombinować ze związkiem pomiędzy Unai a królem." Cieplo, ciepło. ;) Staram sie pisać swoje teksty tak, by były wielokrotnego użytku, wiec dlatego to jest dla mnie jednak ważna sprawa. :)

"Hmmm, a dlaczego uważasz, że warsztat musi pozostawiać niewyjaśnione tajemnice? Dlaczego detektyw na końcu powieści nie może wyjaśnić, kto zabił, jaki miał motyw i w jaki sposób zapewnił sobie alibi?" Tego nie powiedziałem. Chodziło mi tylko o to, ze zamierzałem sobie pewna dodatkowa interpretacje tekstu, ale dotąd nikt o niej nie wspomniał, wiec najwyraźniej źle skonstruowane sa "naprowadzacze" i nie mozna na nią wpaść. Jak jeszcze czas jakis nikt nie zgadnie, to powiem, jak ja to widzę. Podpowiedź poki co: przejmowanie paleczki to właśnie jedna interpretacja. Druga jest odwrotna i łączy sie z, ze tak powiem, koniecznością dziejowa. ;)

Mogłem wybrać innych apostołów. :P Tekst, podobnie jak gnostycyzm, opowiada o dualizmie. Dualna jest narracyjna perspektywa czasowa, silny jest motyw podziału na dobro i zło, samo zło dzieli się na ludzkie i aludzkie, wątek fabularny z kolei opowiada z jednej strony o chaosie (zbrodnia), a z drugiej o przyczynowosci i porządku (sledztwo). Można podejrzewać, ze dualni sa rownież bohaterowie; co wiecej, jak dla mnie występują 4 pary bohaterów, ktorzy sobie odpowiadają – pary te, jesli spojrzeć na ogol filozofii gnostyckich i wszystkie trzy wzmianki o Helenie, ładnie rezonuja z zakonczeniem. Monety i ich właściciele nie umierają nigdy. Mam z ta interpretacja pewien problem, bo nikt nigdy o niej nie wspomina, i zupełnie nie wiem, czy to dlatego, ze jest ona oczywista, czy dlatego, ze jej nie widać. Liczę na pomoc w klaryfikacji, bo w sumie obie odpowiedzi sa opcjami takimi sobie, jesli chodzi o warsztat. :<

Trener taki jest, Unai Emery. :) Owszem, oczywista, ale o imiona postaci historycznych też chodziło. 

A kto zauważył, ze imiona nie sa bez znaczenia, ręka w górę! ;)

@Finkla: Przyznam się, bo czemu nie. Generalnie większość rzeczy na temat gnostycyzmu była brana z różnorakich zrodel historycznych jak np. wspomniane w tekście "Adversus haereses" czy "Dzieje Piotra". Zmyślony jest list i domysły głównego bohatera, ale, jak wiadomo, przebieg krucjaty już nie. Szymon Mag istniał; o jego monetach raczej nic nie wiadomo. ;) Inne inspiracje: "Carpocrates' interpretation of the Gnostics' libertarian attitude to sinning as a positive obligation to perform every kind of immoral act in order to curb the power of nature. For Carpocrates sinning was part of a programme that had to be completed, making amoralism the means by which freedom could be attained and making sin the way to salvation." "Cainites (Cainitas) A heretical *Gnostic sect mentioned by Irenaeus, Epiphanius of Salamis and other Christian writers. Their name was derived from the cult of Cain whom they acclaimed for withstanding the God of the Old Testament, regarded by them as the cause of evil in the world. The Cainites possessed an apocryphal Gospel of Judas and believed that *Judas, being in contact with the 'Truth', was aware of providence and brought about Jesus's betrayal because he knew in advance that it had to happen. The Cainites stressed the importance of evil in perpetual contest with good for supremacy in the universe, and held a dualistic creed not unlike the system of the *Gnostics." To z "A dictionary of Borges", autorzy: Evelyn Fishburn & Psiche Hughes. Dla uzupełnienia tematu Judasza proponuję lekturę opowiadania "Trzy wersje Judasza" Borgesa ze zbioru "Fikcje". Bardzo przydatny był rownież esej Herberta "O albigensach, inkwizytorach i trubadurach", o ktorym tez wspomina się w tekście, ale raz i króciutko. :)   @Pas_Ratunkowy: Ot, pytanie! W czyją stronę właściwie skierowany jest strzał? Od razu mowię, ze ja nie mam pojęcia. :P

@Adam: feel free to begin. :) @Zatrakus: zastanawialem sie, czy nie podzielić na kilka części, ale sam wolę jednolite teksty.

Jeśli przyjąć, że świat jest dwuwymiarowy, to chyba mogło by to być. :P

@Kaa.Elite: "Możemy niszczyć i tworzyć światy tak idealne, jak tylko zechcemy. Jeśli nasz język jest odzwierciedleniem umysły, to każdy ze światów powinien być nieskończenie doskonały (prywatnie) dla użytkownika lustra." I właśnie dlatego filozofia kiedykolwiek stworzyła system zupełny i skończony. :P Polecam poczytać Wittgensteina, ale późnego. Słowa mają właśnie tendencję do tego, że zapadają się same w sobie pod ciężarem swoich rozmytych znaczeń. A nawet jeśli – zawsze mój raj może okazać się twoim piekłem.

"Nie lepiej wstawić "powierzchni"?" Oczywiście, że tak, wydaje mi się, że nawet już to poprawiałem kiedyś, ale widać pewne chochliki nie umierają nigdy… ;) "Prosta ze mnie istota, lubię fabułę, dobrze zarysowane postaci i niebanalne zakończenia, matematyka i teoretyzowanie niestety do mnie nie trafiają ; /" Właśnie dlatego tekst ma dwie strony A4, właśnie dlatego rzeczy, których wymieniłaś jest w nim tylko konieczna ilość. Nie stara się udawać czegoś, czym nie jest.

"Czy Kula Borgesa jest takim przypadiem? ;-)" Nie mogę powiedzieć, bo bym spoilował, ale za Borgesem przyznam, że dobra literatura powinna czasem kłamać – chociaż on sądził tak z powodu większego podobieństwa oszukanej literatury do prawdziwego, a mnie wyłącznie chodzi o swego rodzaju samoświadomość tekstu. "Bardzo ciekawa koncepcja, która albo została bardzo dobrze przemyślana, albo bardzo udanie pozoruje bycie dobrze przemyślaną". Nigdy nie wiadomo, gdzie jest granica. :D "Nie do końca zrozumiałem kwestii luster. Jeśli odbija nasz umysł, to odbita podświadomość może doprowadzić do wyidealizowania stworzonego przez nasz umysł świata. Może zmienić istotne fakty. (…) Zamknięcie się w idealnym, ale zakłamanym świecie, który powstał na potrzeby zaspokojenia ludzkiej psychiki." Nie sądzę, by umysł, który wyłącznie pocieszenia dla ludzkiej psychiki, potrafiłby stworzyć niesprzeczny system, w którym prędzej czy później nie pojawiłyby się wyrwy – to odnośnie idealności. Jedną też sprawą jest to, co odbija lustro – a odbija wszystko – a inną to, co my w nim widzimy.  "Opowiadanie skojarzyło mi się z historią obłędu Georga Cantora, jego zmaganiami z nieskończonością i właśnie alefami". Dobre skojarzenie, mnie też się Cantor przypomniał podczas researchu. :) " Jeśli chodzi o występowanie dowolnych skończonych sekwencji po przecinku liczby pi, to czy nie jest to jeszcze problem otwarty?" Narrator, podobnie jak autor, ma mentalność internauty i najwyraźniej wszystko, o czym przeczyta, bierze za pewnik. :D " The digits appear to be randomly distributed, although no proof of this has yet been discovered" – a więc racja jest po Twojej stronie, można to było inaczej ująć.

E, z fetyszem chodziło tylko o to, ze kiedy niektórzy widza matematykę w tekście literackim, to uciekają jak najdalej, a mnie na hasła-klucze "nieskończoność", "teoria zbiorów", "fraktal", "rekurencja" robi sie dziwnie przyjemnie… :P

Jak zwykle spóźniony na imprezę, ale przeczytalem z przyjemnością ze względu na fetysz matmatyki w literaturze. ;)

A ja niemal wszystkie opowiadania, które ukończyłem, zaczynałem od ostatniego zdania. (Znam je zreszta na pamięć). Wtedy cały proces tworzenia przypomina trochę wyścig z samym sobą: nawet, kiedy się juz straci ten początkowy zapał, zawsze pozostaje jakis wewnętrzny przymus, by nie zostawiać rzeczy niedokończonymi, by dotrzeć jakos do tej puenty, ostatniego wyrazu, kończącej kropki. Poza tym to dobre przypomnienie, o czym jest właściwie tekst; kiedy masz juz zakończenie, to cały czas o nim pamiętasz podczas pisania – a kiedy masz ostatnie zdanie, to resztę piszesz tak, zeby właśnie ono wybrzmiało jak najmocniej.

A to musi być jakaś ocena? ;) Dla mnie to górna półka serialów w ogóle, nie tylko anime. A fabularny niedosyt… czy ja wiem, chyba wystarczy traktować je jak nowelki właśnie, rach-ciach, twórcy wyciskają z pomysłu jak najwięcej w jak najkrócej i idą dalej. Mnie to imponowało. Co do formatowania – przecież pisałem, że specjalnie, więc niezbyt ruszę. Chyba że małe literki, ich przesadnie bronić nie będę.

Uwielbiam pisać za pomocą list, do tej pory robiłem to wyłącznie na własny użytek, teraz postanowiłem poeksperymentować. Tekst umieściłem już wcześniej na swoim blogu, teraz go przeformatowałem, żeby zobaczyć, jak przyjmie się forma. Następne w drodze – oby. ;)

Padła już sugestia, by bawić się rytmem zdań; ja powiem więcej i zasugeruję, by zwracać uwagę także na rytm scen.  Za Eco: "W prozie kwestia oddechu nie dotyczy frazy, ale obszerniejszych makrozdań, rytmu wydarzeń. Są powieści, które oddychają jak gazele, i takie, które oddychają jak wieloryby albo słonie. Harmonia polega nie na długości oddechu, lecz na regularności zaczerpywania powietrza, między innymi dlatego, że jeśli w pewnym punkcie (ale nie powinno następować to zbyt często) oddech się urywa i jakiś rozdział (albo sekwencja) kończy się, zanim zaczerpnie się powietrza, może to odgrywać ważną rolę w ekonomii opowieści, zaznaczać punkt zerwania, teatralny efekt. Przynajmniej, tak robią wielcy. „Na swoje nieszczęście odpowiedziała” – po czym kropka i nowy akapit – ma inny rytm niż „Żegnajcie góry”, ale kiedy te słowa padają, jest tak, jakby błękitne niebo Lombardii zasnuło się krwią. Autor powieści naprawdę wielkiej zawsze wie, gdzie ma przyspieszyć, a gdzie przyhamować i jak dawkować te zmiany tempa w ramach rytmu podstawowego, który pozostaje stały. Także w muzyce można „kraść” – rubare – byleby nie za dużo, gdyż w przeciwnym razie mamy do czynienia ze złymi wykonawcami, którym wydaje się, że grając Chopina wystarczy przesadzać w stosowaniu rubato". Można też podpatrywać Tarantino: długi dialog, w którym wszyscy o wszystkim wiedzą, ale jeszcze utrzymują pozory, a potem strzelanina. 

Taka perspektywa narracji, co ja mogę poradzić na to, że narrator nie wyjaśniał zwykłych dla niego składników świata przedstawionego? :P

Swoją drogą, księga jest nieskończona; w którejś generacji z pewnością pojawiło się także dosłowne "zyjeczekamprzyjdzpomnie".

Przewidywałem, że padnie to pytanie. Odpowiadam, że była w języku, w którym zdania "Żyję. Czekam. Przyjdź po mnie"  również składają się z dwudziestu trzech liter.

Borges "Bibliotece Babel" poświęcił pięć stron; "Księdze piasku" cztery. Uznałem, że moje skromne postscriptum nie powinno być dłuższe.

Ewentualnie myślałem nad czymś w rodzaju "księgi przedmiotów zmyślonych", stąd wziął się pomysł na dziennikarski styl tego tekstu, może w przyszłości rozwinę ten pomysł. :)

@Adam: ja tu jestem w miarę regularnie cały czas, tylko się nie odzywam zbyt często. ;) @Julius: prolog nie, to miniaturka będąca całością samą w sobie, ostatnio odkryłem w sobie powołanie do coraz krótszych form. Ewentualnie można to potraktować jako prolog do zbioru opowiadań, jeśli ten kiedyś zostanie wydany, wtedy byłaby to część większej układanki. :)

Dwa świetne blogi sportowe:

http://rafalstec.blox.pl

http://supergigant.blox.pl

http://bronikowski.com - blog czysto personalny, ale jeden z moich ulubionych.

http://sivers.org - podobnie jak wyżej.

http://piotrweresniak.com - blog profesjonalnego scenarzysty, na którym często pojawiają się rady dla nowicjuszy.

http://37signals.com/svn - świetny przykład tego, jak można wykorzystywać blog w biznesie. Firma 37signals uczy swoich czytelników tego, jak prowadzić internetową firmę.

Znam jeszcze inne, ale już raczej specjalistyczne. ;)

Z tego co piszecie, to wszyscy napisali już jakiegoś hiciora, wszystko wina trudności z przebiciem się na rynek^^


Jak dla mnie to wynika z tego tylko tyle, że pomysły to może mieć każdy, ale nie każdy potrafi z nimi cokolwiek zrobić. 

Znowu link, znowu pewnie nikt nie przeczyta, ale co tam: http://sivers.org/multiply

http://www.austinkleon.com/2011/03/30/how-to-steal-like-an-artist-and-9-other-things-nobody-told-me/

Every new idea is just a mashup or a remix of previous ideas.

(...)

An artist is a collector. Not a hoarder, mind you, there’s a difference: hoarders collect indiscriminately, the artist collects selectively. They only collect things that they really love.

There’s an economic theory out there that if you take the incomes of your five closest friends and average them, the resulting number will be pretty close to your own income.

I think the same thing is true of our idea incomes. You’re only going to be as good as the stuff you surround yourself with.


Ogólnie bardzo fajny artykuł, ale te fragmenty (inne też, ale już nie będę ci zabierał całej przyjemności czytania) ci się najbardziej przydadzą.

Słowem: idee są tanie, wykonanie robi różnicę.

Na moje oko to próba napisania czegoś głębokiego. Ale niezbyt udana, bo to nic nie wnosi.

No, dokładnie. Co do bezśmiesznego śmiechu:

W taką zamrocz paproci, w takich cisz kurhany,
W taki bezświat zarośli, w taki bezbrzask głuchy,
W takich szumów ostatnie kędyś zawieruchy,
Że leży oto martwy w stu wiosen bezdeni...  

Sądziłem, że puenta tłumaczy, że tekst jest ironią. 

Uważam, że forma powinna zawsze współgrać z treścią. Wymyśliłem sobie świat, jaki wymyśliłem, do niego dobudowałem teorie choćby DARWIna czy budowy sondy, potem wykreowałem fabułę; do całkowitej immersji, która, jak sądzę, jest najważniejszym składnikiem tekstów literackich pisanych prozą, brakowało tylko stylu. Z jednej strony pozwoliłem sobie na wiele wybiegów, odstępstw, dziwactw i trudnych terminów, ale z drugiej starałem się trzymać prostej składni dziennika pokładowego połączonej z gawędową niemal skłonnością głównego bohatera do nadmiernego mówienia. Z komentarzy (Twojego i innych) mogę chyba wnioskować, że efekt był niezły. :)

Co do kolejnego opowiadania hard SF - może kiedyś. Przy dłuższych tekstach staram się celowo żonglować stylistykami. Następny będzie chyba steam-/dieselpunk. 

Skojarzenie w sumie poprawne, choć dalekie. Moja intencja była bardziej związana z konkretną epoką literacką, z którą muszę się męczyć, a której nie lubię. :P

A sowa... sowy po prostu nigdy nie są tym, czym się wydają.

Inny klasyk, Leśmian, musi widać stanąć w kąciku i znać swoje miejsce w kolejce...

Fajnie, że tak sądzisz, relanium. :)

Mogę też tylko podziękować Adamowi za rekomendację. ;)

 

Świetnie, że się podobało. :)

Idea opowiadania jest bardzo czytelna, można nawet nazbyt. Rozważ poważnie strzyżenie rozważań o relacji stwórca-stworzenie. Tekstowi mogłoby dobrze zrobić pozostawienie ich w domyśle, ewentualnie dyskretne zasugerowanie. Poza tym nie mam zastrzeżeń.

Rozważałem to, w pewnym sensie. Przedostatni fragment powstał w jednej z ostatnich edycji; czułem, że czegoś brakowało. Być może przesadziłem z dosłownością, prawda, ale jako autor czuję się lepiej z tymi kilkoma zdaniami. Bardzo je lubię. :)

"Hm, wyszło jednak że SI mogło zmodyfikować DARWINa!".

Jeśli się faktycznie bardzo uważnie przyjrzeć, to faktycznie, robak musiał mieć uprawnienia roota... ale kto wie, co potrafi zrobić desperowane SI w akcie nagłej potrzeby i walki o życie? ;)

"Jako ze wszystko mi się z czymś kojarzy, tym razem poszło w stronę Lema".

Bardzo poprawne skojarzenie. :) Na Lemie starałem się oprzeć stylistykę. Przy pisaniu zawsze potrzebuję pewnych punktów zahaczenia i jeśli chodzi o formę, na pewno Lem był tu ważnym wzorem.

"No, i jeśli komunikacja szła protokołem zbliżonym do http to i jakieś ciasteczka mogły tam również się znaleźć ;)

I, według mnie, zamiast 444 powinien być błąd 408 (Request Timeout) - bez wtrętów ngxiwych ;)".

Tutaj aż taki dokładny nie byłem, to tylko jeden z wielu zawartych w tym tekście gagów dla kumatych. Cytaty intertekstualne tu są, trochę bezpośrednich odwołań, parę mrugnięć okiem (szczególnie dla programistów właśnie). Zastanawiałem się, czy ktoś wyłapie. :)

Dzięki za miłe słowa. :)

Okej. Dzięki za opinie. 

Wkrótce pewnie wrzucę coś innego. :) 

To może coś - stylistycznie, literacko tylko?

To w sumie trochę zabawne, dla mnie. To było moje pierwsze opowiadanie sci-fi. Ever. A tu się okazuje, że zbytnio w hard poszedłem. :)  

Z drugiej strony nie warto pisać czegoś, czego nikt nie przeczyta.

Balans! 

Mam nadzieję, że nie, ale jeśli tak, to nie pozostanie nic innego jak wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Dziękuję więc. :)

Zdaję sobie sprawę, że duża ilość terminologii - czasem z zupełnie różnych dziedzin - może przytłoczyć, ale postanowiłem zaryzykować. 

Jednocześnie przepraszam za małe usterki, jeśli chodzi o formatowanie. Edytor zjadł indeksy dolne, a już nie mogę poprawić. :(

Tak.

Mechanizm działania DARWIna polega na setkach małych iteracji, dzięki którym może sprawdzać efektywność systemu. Używając terminologii z pogranicza UX, UI i designu, można powiedzieć, że DARWIn przeprowadza tak zwane testy A/B, czyli aplikuje losowe zmiany w kodzie, którego działanie potem porównuje z wzorcem (czyli oryginalnym działaniem danego fragmentu kodu przed zmianą), a następnie sprawdza, działając zgodnie z zaprogramowanymi wytycznymi, czy poprawka jest efektywna - czyli działa i może zostać - czy nie zmienia nic w funkcjonowaniu systemu (i wówczas jest odrzucana).

DARWIn tylko ściśle pilnuje programu. I dlatego w opowiadaniu robi to, co robi. 

DARWIn mógł modyfikować SI, nie mógł modyfikować siebie. SI mogło modyfikować siebie, nie mogło DARWIna. DARWIn był więc bardziej, ekhm, konserwatywny. :)

Nowa Fantastyka