Profil użytkownika


komentarze: 72, w dziale opowiadań: 64, opowiadania: 25

Ostatnie sto komentarzy

Piękny wiersz. Oczywiście wyjaśnienie homara ciągle pozostaje w mocy, ale pozwolę sobie wrzucić moją interpretację: podmiot liryczny jest liściem, który koniecznie podąża drogą ukochanej, również liścia (liściejki?). Albowiem wraz z końcem jesieni (życia) każdy spada w otchłań mroku, a za nim idą inni. Z początkiem zimy wszystkie liście muszą opaść. Wiem, wiem, szalony jestem… ;)

Nieee, MN skończył się na 30 tomach. Przez 130 tomów to nawet najlepsza fabuła nie zmotywowałaby mnie do czytania. ;) 130 tomów mają wszystkie mangi, które posiadam. Ale jest to trochę tytułów. Bez przesady że do nocy, aż tak bardzo nie lubię mówić o sobie i swoich zainteresowaniach.Skromny jestem. ;p

Ja też nie mam wszystkich tomów wydanych w Polsce – na 22 mam 16, myślę nad kolejnymi trzema… Tak, styl Samury poraża realizmem, zarówno w tym tytule, jak i innych jego autorstwa. Szkoda, że polskie wydawnictwo nie wyda go do końca, cóż, trzeba bedzie poszukać innych źródeł lektury. Jakie jeszcze lubisz tytuły?

Aż nie wierzę w to, co przeczytałęm… Ty TAKŻE lubisz Miecz Nieśmiertelnego? :D O rany, nie jestem sam na świecie!!! :D Pod ręką żadnego nie mam, wszystkie 130 tomików zostało w domu, nie było jak ich zabrać na stancję. :/ Ale z internetem pod ręką zawsze się znajdzie coś do czytania…

Uff, co za ulga. ;) O tej porze lepiej już dać sobie spokój z Dukajami i do snu poczytać jakąś mangę lub inny komiks. :)

Haha, nie musisz się aż tak spieszyć. Nie zniósłbym świadomości, że pozbawiłem Cię tak cennego dobra, jakim jest sen. ;p

Linię oporu czytałem przez trzy dni (oczywiście nie non stop ;)). Przeczytałem pierwsze strony, wciągnęło mnie i nie puściło do końca. Ogólnie poszczególne teksty czytałem od 5 godzin do 4-5 dni. Doliczając wszystkie przerwy pewnie w miesiąc się uwinąłem. Ale bardzo szybko czytam, więc nie jestem najlepszym przykładem przeciętnego czytelnika. ;) A Linia oporu to naprawdę świetny utwór. Najlepszy w całym zbiorze, według mnie.

Ja po przeczytaniu "Portretu nietoty" dopiero po pół roku zrozumiałem, o co mu chodziło. Nigdy nie jest za późno na wielkie "łał". A Król Bólu to genialny zbiór, dawno nie czytałem równie urozmaiconego i dopracowanego zbioru opowiadań…

Po lekturze przygód Zdzicha powinnaś wiedzieć, że lubię przesadę. Ale nie tym razem. ;) Miałem na myśli, że jeśli starasz się pisać niejednoznaczną prozę, łatwiej będzie Ci zrozumieć niejednoznaczność w jego tekstach. Wbrew pozorom nie wszystkie jego teksty są trudne.

Wiesz, jeśli już teraz starasz sie pisać w oryginalny, niepowtarzalny i autorski sposób – dorośniesz do Dukaja szybciej, niż myślisz. ;) Zresztą ja szybko złapałem jego styl pisania, a nie jestem w jakikolwiek sposób zaawansowany wiekiem. ;p

Zawsze istnieje ryzyko, że nie zrozumiejemy danego tekstu. Ale w takim przypadku należy po prostu "poćwiczyć interpretację" i będzie okej. Miałem tak z Dukajem. Na początku nie rozumiałem prawie niczego z jego książek. Teraz już nie mam problemu, by rozkoszować się jego talentem. :) "Mały Książę" wiele zyskuje dzięki formie baśni. Dzięki temu wszystkie jego prawdy od razu stają się mniej oklepane. Oczywiście, że Andrzeje mogą pisać źle lub słabo. Pilipiuk na przykład. ;)

Dajmy już spokój z tymi ksywami, Andrzej jestem. ;) Z tego, co dobrze się orientuję, przeciwieństwem mainstreamu jest awangarda, fantastyka zaś znajduje sie całkiem na uboczu. Przynajmniej w teorii. Ciężko mi polecić konkretnego autora. Jednym z pierwszych autorów, których polubiłem, był Jerzy Pilch. Od razu trafiła do mnie subtelna ironia, której pełno w jego utworach. Twardoch swoją "Morfiną" wbił się jak lodołamacz w środowisko, również polecam jego utwory, zarówno ten, jak i "Wieczny Grunwald" czy "Tak jest dobrze". Czytam dużo prasy literackiej, takiej jak "Lampa", "Twórczość", lubelski "Akcent". Jednak w tym przypadku dopiero poznaję panujące tam mody, style i tendencje, trudno mi polecać konkretne gazety. Piszę dopiero od dwóch lat, czytam współczesną prozę od trzech. Jeszcze wielu autorów mam do poznania. Ostatnio zaintrygowała mnie twórczość Andrzeja Turczyńskiego. Niedługo zamówię parę jego zbiorów opowiadań, zobaczę, czy przeżyję atak tak przeintelektualizowanej prozy. ;)

A co z tym ma wspólnego hipsterstwo? Nie szukam nietypowych książek, by się popisywać przed obcymi lub zgrywać oczytanego snoba/buraka. Szukam takich lektur, by poznawać nowe sposoby wyrażania myśli chodzących mi po głowie, i by w przyszłości pisać jak najdolrzalszą i bogatą znaczeniowo prozę. Dla hipsterskiego szpanu nie szukałbym AŻ tak niszowych poetów i prozaików. ;) Oczywiście, większość mainstreamu to nic nie warte głupoty. Jednak czasem można znaleźć autorów, których można czytać bez żalu. I generalnie jest ich więcej, niż pisarzy fantastyki. Generalnie granica między jednym, a drugim pojęciem jest naprawdę cienka. Ostatnio sam mam wątpliwości, co tak naprawdę piszę. Fantastykę, mainstream, awangardę? Ech, te dylematy pseudo-artysty. ;p

O proszę, tego się nie spodziewałem. Publikowałem w zinach, antologiach i na różnych portalach, a dopiero teraz usłyszałem taki oryginalny komplement. Dzięki! ;) W ogóle okładki książek Dicka są bardzo dobre. Moimi ulubieńcami są "Valis", "Trzy stygmaty Palmera Eldritcha" i "Świat Jonesa" są genialne.Choć lepsze byłby w wydaniu czarno-białym. Ciężko stwierdzić, czy przed szeroko pojętą sztuką rysuje się jakakolwiek świetlana przyszłość. Studiując na politechnice, spotkałem ludzi, których wrażliwość na sztukę była tępa niczym brzytwa bezrobotnego golibrody. A jeśli "inteligenckie elity" będą tępe, to jaką sztukę będą promować? Z literaturą jest dość szczególnie. Choć czytałem fantastykę, obecnie odchodzę raczej w stronę mainstreamu. Mam dość czytania historyjek w kółko mielących te same banały, tylko w nowych aranżacjach. Niby w mainstreamie jest to samo, ale tam łatwiej trafić na naprawdę oryginalną wizję tekstu. Pisaną nietypowym językiem, trudną w odbiorze…

Doceniam geniusz Beksińskiego, lecz nie oglądam jego dzieł zbyt chętnie. Mam melancholijną naturę, a jego obrazy działają na mnie zbyt depresyjnie, bym zachwycał się nimi dla przyjemności. Wolę prace Siudmaka, zwłaszcza szkice ołówkiem. Realizm przedstawienia ludzkiej sylwetki, refleksyjny charakter dzieł, symbolika poszczególnych elementów – oglądam, oglądam i napatrzeć się nie mogę. O Schiele'u czytałem w jakimś awangardowym magazynie literackim. Do tej pory jakoś nie interesowałem się jego twórczością, teraz zapoznam się z jego pracami. Aż boję się spytać, cóż takiego mam wspólnego z jednym z największych malarzy XX wieku. To chyba za wysokie progi, jak na ocenę mojej twórczości. ;)

Oczywiście, są pewne granice. Przeczytałem ostatnio jeden z tomików poezji Tomka Pułki, mimo najszczerszych chęci, zrozumiałem zaledwie parę wierszy; cała reszta wydała mi się bezsensownym bełkotem, stawiającym raczej na oryginalną formę, nie treść. Mimo to, pisanie niejednoznacznej, trudnej w odbiorze prozy nie jest zbrodnią samą w sobie. Majstrowanie w fabule, zatajanie pewnych wątków i motywacji, i zmuszanie czytelnika do samodzielnego rozgryzania problemu nie jest zbrodnią samą w sobie. Dopiero zbyt duże gmatwanie tekstu grozi niezrozumieniem. Na razie nie jest źle, Twoje teksty wciąż da się zrozumieć (albo tak mi się tylko wydaje, że zrozumiałem ;p), do miana literackiego Picassa jeszcze Ci daleko. ;) A tak między nami, też go nie lubię. Dowolny obraz Salvadora rozkłada go na łopatki. ;)

Nie było to takie trudne – tekst  nie jest na tyle długi, by jego lektura sprawiała trudność. Poza tym lubię takie nieoczywiste historie, ale o tym już wspomniałem. :) Masz rację, pisanie jak się najlepiej potrafi jest najrozsądniejszym rozwiązaniem – przynajmniej nie żałuje się czasu spędzonego nad klawiaturą. Ważne, że próbujesz pisać nieszablonowo, to właśnie takie teksty pchają literaturę naprzód. ;)

Cóż, tego typu teksty piszę dla zabawy i liczę, że i czytelnik chwilę zabawy mieć przy tym będzie. To tylko taka konwencja, jak większość amerykańskiej chały. Po prostu, jeśli kiedyś czytając mój kolejny tekst, rzuci Ci się w oczy "Zdzisław Jabolski", zarzuć lekturę. Nie chciałbym mieć na sumieniu zniszczenia czyjegokolwiek gustu. ;) A zwłaszcza tak pomocnej osoby. :)

@ zygfryd89 – Dzięki za miłe słowo. :) Liczba zwrotów akcji wyszła mi trochę karykaturalnie, ale taki był cel. Zaś co do Kinga – nie wiem, może tak napisał, z jego utworów czytałem tylko "Mroczną wieżę". Ogólnie to nie jest specjalnie oryginalny motyw. @ syf. – Dzięki za przeczytanie. Naprawdę groteski jest zbyt dużo? Nie sądziłem, że to mozliwe. ;) Generalnie wszystkie historie o Zdzichu są z natury groteskowe. Sama postać Zdzicha jest tak przegięta, że ochrzciłem go mianem "Najbardziej sztampowego bohatera polskiej fantastyki." Co do sceny w studiu – rzeczywiście niektóre fragmenty są dość nieczytelne. Po prostu mój warsztat nie jest jeszcze wystarczająco dobry, by udźwignąć niektóre opisy i sytuacje. Ale próbować trzeba… @ regulatorzy – Dziękuję za poprawienie błędów. Trochę ich się nazbierało, nie powiem… Ta historia nie miała być śmieszna. Humor stosuję tylko po to, by wzmocnić poważniejsze elementy. Poza tym, za bardzo uwielbiam wymyślanie tych wszystkich kiepskich gierek językowych, bym miał z tego rezygnować. ;) Mimo to, mam nadzieję, że kiedyś wstrzelę się w twój gust. @ majatmajaja – Cieszę się, że przygoda Zdzicha Ci się spodobała. :) Abstrakcji nigdy za wiele. ;) Co prawda nie wszystkie historie o nim są równie zakręcone i szalone, ale pracuję nad udoskonaleniem swojego "zmysłu groteski". Mi także podobają się Twoje teksty. Nie ma to jak mieć podobny gust. ;p

Coś chyba załapałem… Jeśli założymy, że teraźniejszość (lekcja matmy w szkole, początek epidemii zombie itp.) przenika się z przyszłością (podanie Sabinie szczepionki, wizyta pod opuszczoną szkołą) swobodnie, tekst nabiera wtedy cech surrealistycznej przypowieści. Sama historia nie wydała mi się skomplikowana, lecz sposób jej podania… chylę czoła. Co prawda nie wszystko chyba wyszło tak, jak powinno wyjść, ale gratuluję odwagi zmierzenia się z zagadnieniem. :)

Nie wydaje mi się, że powinnaś pracować nad przejrzystością tekstu. Teraz tekst można interpretować na kilka sposobów (ja przynajmniej mogę na co najmniej dwa), szkoda byłoby zabić potencjalne interpretacje wyjaśnianiem wszystkiego po kolei. Jeśli czytelnik ma mózg, powinien go używać. ;) Podobało mi się. Finał rodem z cyberpunka, pewna nuta refleksji o znaczeniu "bycia człowiekiem" – lubię takie klimaty. Styl jest przejrzysty, dobrze się czyta, dłużyzn nie zauważyłem. Może dlatego, że sam w moich tekstach również uczłowieczam bohaterów, opisując mnóstwo dialogów bez pozornego znaczenia? Ogólnie – całkiem dobry tekst. Lubię To! :)

A ja mimo to dam tej antologii szansę (lub dam się nabić w butelkę, zobaczymy). Pomijając już fakt, że są tam teksty moich znajomych, zamierzam po prostu wesprzeć tak pozytywną inicjatywę. Nawet jeśli jej jakość nie powala na kolana, sam fakt stworzenia czegoś innego od "fabryko-słownej pulpy" zasługuje na respekt.

Fajny pomysł. I dobrze, że tekst nie jest zbyt długi – jeszcze czytelnik mógłby nie wrócić z takiej podróży. ;) Pozdrawiam

Pomysł rzeczywiście fajny. A wykonanie… cóż, ciężko tu coś odkrywczego wymyślić. Jak napisano wcześniej, jest nieźle. Pozdrawiam

Cóż, miło się czytało. I faktycznie zadbałeś o aspekt merytoryczny tekstu. Jest dobrze. :)

Dzięki, syf.ie, cieszę się, że Ci się spodobało. :) Pozdrawiam

Ta nominacja przeważyła szalę. Postanowione: jadę na Polcon tylko dlatego, by zagłosować na Kańtoch i Dukaja. Ktoś musi uratować honor Zajdla przed kolejnym Ćwiekiem...

Popeye był po prostu koksiarzem. A jadł nie szpinak, tylko suplementy białkowe barwione chlorofilem. ;) To stąd tak nagle przybierał na masie. ;)

Nieźle napisany tekst. Sama historia nie wydaje mi się specjalnie odkrywcza, choć strach dentysty przed Wróżką jest fajnym i ciekawym pomysłem. Ale ogólnie nie jest źle.

Pozdrawiam.

Dzięki, jeroh, też sądzę, że nawet nieźle mi to wyszło. Oczywiście zawsze mogło być lepiej, ale jak na tekst napisany pod wpływem impulsu okazał się całkiem znośny.

@ krajemar - Nie, nie, bardzo pomogłaś. Rozsądziłaś ważną kwestię dotyczącą wad wymowy u dzieci. ;) I dziękuję za przeczytanie i pozytywną ocenę. Cieszę się, że Ci się podobało. :)

 

@ Finkla - Przy odrobinie chęci można wymyśleć jeszcze wiele sposobów na represjonowanie małoletniego proletariatu. ;) Ja wykorzystałem tylko niektóre pomysły, które chodziły mi po głowie. Swoją drogą, żeby nie być zmuszanym w przedszkolu do jedzenia szpinaku... A za dwadzieścia lat będzie lament w gazetach, że młodzi ludzie są zbyt rozpuszczeni...

Jeszcze raz dziękuję każdemu za przeczytanie i miłe słowa. :)

@ Finkla - Co do leżakowania lub jego braku, to nie mam pojęcia, czy teraz jest. Wymieniłem po prostu najbardziej irytującą mnie przedszkolną czynność, jaką zapamiętałem. ;) Odnośnie tornistra - punkt dla Ciebie, faktycznie nie pomyślałem o tym. A jeśli chodzi o seplenienie, wydaje mi się, że zależy to od indywidualnych skłonności (mógłbym przysiąc, że w moich stronach zniekształca się "r" w "l"). Jeśli jednak się mylę, mogę to zaraz poprawić.

@ Daniel.A - Oczywiście, że to jest absurdalne. Ale absurd jest taaaki inspirujący! ;)

Podoba mi się. Doceniam przenośne znaczenie posągów i obsydianowego nieba. Naprawdę fajny tekścik, mimo minimalizmu zawierający dużą dawkę treści. Duży plus! :)

   Pozdrawiam.

Dziękuję wszystkim za miłe opinie. :) Cieszę się, że tym razem utwór trzyma jakiś poziom.

@ tintin - Odnośnie 1. uwagi:

   Jak łatwo zauważyć, cały tekst jest niewyszukaną aluzją do rewolucji bolszewickiej. Przedszkole było tylko punktem wyjścia, z którego miał wyniknąć taki a nie inny przebieg wydarzeń. To oczywiste, że przedszkolaki tak nie mówią, chciałem jednak, aby język odzwierciedlał specyficzną nowomowę komunistów. Dlatego dzieci mówią jak dorośli, własne egoistyczne interesy maskując szlachetnymi ideami. I dopiero Józek, dokonując egzekucji przedszkolanki, "pozwala sobie" na zrzucenie maski obłudy i brak językowej poprawności. Seplenienie miało się stać ostateczną wskazówką dla czytelnika, że to nie żadni "szlachetni rewolucjoniści", a zwykłe dzieci (lub ludzie o takiej mentalności) prowokują takie bzdury, jak krwawe rewolucje.

   Z tego powodu zaniedbałem również prawa fizyki w końcówce tekstu. Cały finał historii ma mieć sens wyłącznie przenośny i symboliczny, w dodatku nie byłbym sobą, nie kończąc opowiadania trupem. ;)

@ koik80 - Dokładnie, te myślniki na końcu zdań "pożyczyłem" sobie od Dukaja. ;) Poprzednio na ich miejscu były wielokropki, ale Elanar zwrócił mi na to uwagę. Sięgnąłem więc do pierwszej z brzegu książki na półce i tak trafiłem na to rozwiązanie. Wydaje mi się, że jest całkiem przejrzyste, jeśli nie, poprawię to.

Dziękuję, Elanarze, za przeczytanie i przychylną ocenę. :) Faktycznie, zbyt dużo nawsadzałem tu wielokropków, pousuwałem ich trochę. Teraz powinno się już płynniej czytać.

Naprawdę fajny tekst! I niepełny happy end, i tematyka, i styl - wszystko tworzy zgrabną całość. Gratuluję dobrego opowiadania, Finklo. :)

"Kara". A w kolejce czeka też inny mój tekst, "Ucieczka". Wiem, wiem, tytuły są tak banalne, że ciężko je będzie zapamiętać. ;) Ale w sumie każda potencjalna publikacja to zawsze coś, prawda? :)

Dziękuję też Tobie, brajcie, za link. W najbliższym czasie postaram się go obejrzeć. Jeśli na bazie prozy Vonneguta - na pewno będzie wart poświęconego mu czasu. :)

Masz rację, Adamie, to nie są żadne oryginalne wnioski. Chciałem jednak nadrobić to oryginalną historią - też się nie udało, jak widzę. Cóż, bywa... Może kiedyś rozbuduję ten pomysł do odrobinę dłuższej formy, ale do tego potrzebuję chwili wolnego.

Swoją drogą, dzięki za komplement. :) To znacznie milsze dla mnie, niż słyszeć, że "piszę jak Pilipiuk". ;) Powoli widzę postęp. ;)

@ -13-, tintin - Dziękuję za przeczytanie i komentarze. Mam nadzieję, że moje nastepne teksty będą lepsze i się nie zawiedziecie. :)

@ AdamKB - Okej, przeczytałem. Jedno z założeń jest identyczne. To źle? Od razu dodam, że nigdy nie czytałem tego wcześniej, więc jeśli to miałby być plagiat, to podświadomy...

Dziękuję Ci, brajcie, za przeczytanie i komentarz. Jak sądzisz, jaak w takim razie mogłoby wyglądać zakończenie, by całość była jeszcze lepsza?

Gdyby w moich tekstach można było odkrywać takie rzeczy, byłbym zachwycony. Zawsze byłby to jakiś zastrzyk gotówki do studenckiej miesięczniówki. ;) Ale mi częstochowski rym wyszedł...

@ regulatorzy - Dzięki. ;) Następnym razem będę starał się już tak nie przesadzać z formą, może wtedy nie będzie tyle wątpliwości. Tak poza tym, wszędzie można znaleźć sens, trzeba tylko odpowiednio głęboko szukać...

Naprawdę fajny tekst. Nie ma to jak ironiczny dowcip - od razu jestem "na tak" ;) Zgrabne gierki słowne i dystans do tekstu - to w moim stylu. Duże propsy, Autorze! :)

@ gary_joiner - Cieszę się, że Ci się podobało. I super, że "kupiłeś" ten przejaskrawiony chwyt z inteligencją. Miło, że ktoś mysli podobnie do mnie. Niestety, zdaję sobie sprawę, jak mało to fantastyczny w wymowie tekst. I troche mnie to martwi...

I słusznie reagujesz w ten sposób. Myślę podobnie jak Ty, lecz by uniknąć pisania o tym w sposób banalny i oklepany, próbuję przedstawiać to w sposób odpowiednio przerysowany i karykaturalny. To zawsze daje ciekawszy efekt końcowy.

@ regulatorzy - Dziękuję za przeczytanie i poprawienie błędu. Swoją drogą, sądziłem, że będzie ich znacznie więcej. ;)

@ Finkla - Tobie też dziękuję za przeczytanie. :)

Zaś co do ogólnych wątpliwości na temat tej nieszczęsnej obniżonej inteligencji: fragment ten miał w moim zamierzeniu pełnić podwójną rolę. Po pierwsze, w ironiczny sposób zwrócić uwagę na zjawisko "ogłupiania" części młodzieży przez otoczenie, w którym się obracają (w moim tekście nawet rodzina bierze udział w tym niszczącym procederze). A po drugie, miał to być zwyczajny dowcip, bazujący na absurdzie i grotesce. Jeśli nie wyszedł, cóż, mam potwierdzenie, jak bardzo skrzywione mam poczucie humoru. ;)

Cały tekst miał mieć mocno sarkastyczną wymowę, więc i cechy przystosowawcze dzieci przyszłości odrobinę "podkoloryzowałem". Choć na przykład jednym z przykładów skuteczności takiego zabiegu może być fakt, że idiotą łatwiej się steruje i manipuluje do swoich celów. Działanie Instytutu byłoby wtedy zupełnie uzasadnione.

Czy ja wiem... "Pieprzonym arcydziełem" była "Papierowa menażeria", która naprawdę mnie wzruszyła. A "Mono no aware" było jakieś takie... bezpłciowe? Ot kolejna zagrywka z poświęceniem się dla dobra ogółu i mówiąca o "życiu chwilą". Takie opowiadanie, gdyby pojawiło się np na tej stronie, od razu zostałoby skreślone jako "przeciętne" i "z oklepanym przesłaniem".

Witam wszystkich!

Dawno nie publikowałem tutaj niczego nowego, więc postanowiłem się przypomnieć. ;)

Będę wdzięczny za każdą zwróconą mi uwagę.

Dokładnie, gdy tylko przeczytałem o narracji drugoosobowej, od razu przypomniała mi się "Szkoła" Dukaja. Swoją drogą, naprawdę fajne opowiadanie, polecam!

Hmm... Czyli żeby otrzymywać pozytywne oceny i recenzje od innych użytkowników, wystarczy zachowywać się jak niezrównoważony socjopata i zaśmiecać serwis takimi bzdurami? Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem...

Kurczę, aż głupio się odzywać po tak długim czasie (pomyśleć, ile czasu może pochłonąć nauka fizyki...), ale dzięki Ci joseheim za poświęcony czas. Cieszę się, że starałaś się znaleźć jakiekolwiek pozytywy mojego tekstu. ;) I dzięki jeszcze raz za wszystkie wskazówki, na pewno się przydadzą. Wiem, że jeszcze dużo pracy przede mną, ale powoli, powoli może coś z tego będzie.

Jednak muszę zwrócić wspomnieć o tych nieszczęsnych reniferach. Jedyne, co mogę sobie zarzucić to to, że zapomniałem wspomnieć o tym, że były wyłącznie tekturową dekoracją, podstawioną aby zmylić Zdzicha. Po dwunastu setkach wódki każdy by je wziął za prawdziwe. ;)

Jeszcze raz dzięki za komentarz i mam nadzieję, że gdy wrzucę tutaj kolejne przygody "najtwardszego z twardych", ponownie będę mógł liczyć na Twoją opinię. :)

Pozdrawiam.

Świetne opowiadanie! I to zakończenie! Na mojej twarzy od razu pojawił się popularny "banan" :)

Dziękuję Adamie za komentarz. Trochę szkoda, że nie chciałeś przyjrzeć się temu opowiadaniu bliżej, zauważyłbyś, jak bardzo ma ironiczną wymowę. Ale i tak dziękuję, sam fakt, że ktoś nie poczuł się zachęcony do przeczytania tekstu w całości, dowodzi o jakości tegoż "dzieła". A to zawsze jakaś pożyteczna rada. :)

   Rany, joseheim... Naprawdę Ci dziękuję! Tym jednym komentarzem pomogłaś mi bardziej, niż wszystkie pseudoporadniki "dla początkujących", które przeczytałem. Dzięki za wytrwałość w czytaniu i rzeczową krytykę! Wciąż staram się poprawiać mój słaby styl i każda rada jest nie do przecenienia. Kurczę, jak wiele z tych wszystkich błędów zauważyłem dopiero teraz.

   Byłaby jakaś szansa, abyś zerknęła na inne moje opublikowane tutaj opowiadanie pt. "Czerwony łącznik"? To moje ostatnie "dzieło", więc styl powinien być nieco znośniejszy, a i sama fabuła jest w nim sensownie zakończona. Tak przynajmniej sądzę.

To jest możliwe. Ostatnio przeczytałem "Północną granicę" Kresa (około 375 stron) w cztery godziny. To daje akurat coś ponad te dziewięćdziesiąt stron, o które pytasz, Haskeer. Zresztą i tak wszystko zależy od indywidualnych predyspozycji i wprawy.

Dzięki wielkie za przychylne komentarze. A już myślałem, że żadne moje opowiadanie nie spodoba się szerszej publiczności. Miło się czasem pomylić.
@ Fasoletti; Dzięki za spostrzeżenie, nawet tego nie zauważyłem. Chociaż taki fragment idealnie przedstawia skomplikowanie postaci Zdzicha, więc chyba go zostawię. Na szczęście główny przekaz zbytnio nie ucierpiał przez tą pomyłkę ;)

Dzięki za komentarz i wskazówki. Te błędy w pisowni słów po myślniku są winą "poprawiania błędów" w Wordzie. Wiedziałem, żeby nie ufać programom...
A co do zakończenia: w nowej, poprawionej wersji, tuż po wyjściu Zenka z budynku miał zacząć padać krwawy deszcz, ale tutaj wrzuciłem starszą wersję, bo nie byłem pewien która jest lepsza.
Ogólnie wiem, że zakończenie jest słabe, ale od zawsze byłem kiepski w wymyślaniu zwalających z nóg puent ;)
Jeszcze raz dzięki za wskazówki!
 Pozdrawiam.

Nie przeczę, mógłbym to napisać lepiej. Trochę szkoda, że nie doceniłeś moich porównań i odniesień do popkultury. Osobiście lubię takie wstawki w opowiadaniach  i nie ukrywam, że próbowałem przeszczepić je na swój grunt. A odnośnie tych przegadanych dialogów - nie były to wyłącznie puste słowa zwiększające objętość tekstu. Potraktowałem je raczej jako zapowiedzi wątków, które rozwijam w innych utworach. Faktycznie, teraz wydają się niepotrzebne, lecz kiedyś każdy element układanki znajdzie się na swoim miejscu.
Również cię pozdrawiam.

Dzięki za wszystkie komentarze. Ale czy tytuł naprawdę był aż tak ważny? Użycie angielskiego tłumaczenia stanowiska Strażnika Dusz miało wskazać fakt, że Strażnikiem mógł zostać każdy - bez względu na narodowość. A jaki język na świecie jest najbardziej popularny? Z tego co wiem, raczej nie język polski... Eferelin Rand, czy naprawdę sądzisz, że wiarygodny maturzysta musi rzucać na prawo i lewo wulgaryzmami? Przykro mi, że cię zawiodłem, w przyszłości się poprawię... 6Orson6, zakończenie rodem z filmu klasy B nie musi być złe. Quentin Tarantino wiele razy udowodnił, jak dużo rozrywki może dostarczyć kino robione na taką modłę. Swoją drogą, chyba potraktuję to jako komplement ;-)

Cóż, dzięki za konstruktywną krytykę. Nie mam nic na swoją obronę poza tym, że to moje pierwsze opowiadanie w życiu. Nie wszystko musi się udać od razu. Zapraszam do lektury moich innych "utworów" - krytyki nigdy za wiele ;-)

Nowa Fantastyka