Profil użytkownika


komentarze: 28, w dziale opowiadań: 23, opowiadania: 6

Ostatnie sto komentarzy

Darcon

Ale to nie są zwykli ludzie, tylko ludzie zdesperowani, którzy od dawna szukają jakiegokolwiek sposobu, by się wyleczyć. Oni już od dawna są przyparci do muru. Do tego na tyle “odjechani”, żeby uwierzyć w jakąś eksperymentalną klinikę, wcześniej pewnie chodzili do jakiś znachorów itp.

A co do realizmu? Przecież to niemożliwe, że ludzie stoją całą noc w kolejce a potem wbiegają jak szaleni i biją się o torebki za 100 zł z Lidla czy coś takiego . A jednak to się dzieje naprawdę. Skoro ludzie są w stanie uwierzyć w jakieś promocje i zachowywać się w tak skrajny sposób, to tym bardziej uwierzą w “promocję” dotyczącą ich życia i zdrowia. Ludzie myślą życzeniowo, a normalnie zachowują się tylko na co dzień, w sytuacjach ekstremalnych zachowują się skrajnie nieprzewidywalnie. Więc ja się nie zgadzam z Twoim zarzutem odnośnie braku wiarygodności ;)

Też pozdrawiam

Bardzo dziękuję za przeczytanie i komentarz.

Też żałuję, że w tekście nie ma lepszego budowania napięcia i w ogóle wielu rzeczy nie udało mi się zmieścić. Niestety teksty z limitem znaków to nie moja specjalność.

Chodziło mi wyłącznie o to, że jeżeli brać się za takie szczegóły, jak wytrzymałość dostępnych materiałów w starożytnej Grecji, to trzeba też wziąć pod uwagę spore różnice kulturowe, społeczne, polityczne, które sprawiały, że starożytność niekoniecznie była okresem dobrym dla nowinek technicznych :)

Natomiast ja wolę czytać dobry tekst o ludziach, wolę jak bohaterowie są dopracowanie, a nie wymyślone maszyny :)

 

 

Jeśli tak się wgłębiać, to głównym problemem dla “spektakularnego rozwoju technologii” w starożytności były kwestie społeczno– prawne ;) Nie było kar za popełnianie plagiatu :) Dlatego rozwój techniki lokalnie był znacznie bardziej zaawansowany niż globalnie. Kiedy ktoś wymyślił coś genialnego, to nie rozgłaszał tego całemu światu, jak się to dzieje współcześnie, tylko ukrywał to dla siebie i garstki wybranych. A taki genialny wynalazek nie szedł do masowej produkcji, tylko powstawał w pojedynczych egzemplarzach – najczęściej do wyłącznego użytku tego, kto płacił za wikt i opierunek wynalazcy.

Dlatego obecnie widzimy mało zaawansowaną technologicznie starożytność, a jednocześnie pewną ilość dziwnych urządzeń, z którymi nie wiadomo, co zrobić, bo znacznie wyprzedzają swoją epokę.

 

Jeśli rozwój techniki ma być powszechny, to w tej alternatywnej  starożytności trzeba by wprowadzić biuro patentowe :D A to, w tamtych realiach, dość ciężkie zadanie :) Zresztą i tak na końcu Rzymianie wszystko rozkradną, a później barbarzyńcy i chrześcijanie spalą ;)

thargone

Miło mi, że ktoś jeszcze przeczytał mój tekst :)

Odnośnie Cthulhu i brata Ghandiego – dla mnie nie mogli być bohaterami tego tekstu, ponieważ jest on osadzony w pewnym kontekście – jest próbą zabawy z jakże ważnym dla nas wszystkich pytaniem “Dlaczego Bóg pozwala, żeby na świecie było zło, cierpienie, choroby?”. Dlatego filozofowanie, które wszystkim czytającym tak się nie spodobało, było ważną częścią tekstu. Oczywiście tu nie może być jakiejś jednoznacznej odpowiedzi, biorąc pod uwagę pytanie :) Dlatego motywacja doktora musi zostać słabą stroną tekstu. To tylko taka zabawa z tematem, chociaż bohaterowie próbują tę kwestię wytłumaczyć, na ile potrafią.

 

Co do UFO – w stereotypowym rozumieniu zielonych ludzików – jak dla mnie w tekście w ogóle go nie ma. Choć zostawiłem swobodę interpretacji. Być może te plakietki z latającym statkiem, to był był trop kierujący czytelnika w złą stronę. Teraz chyba bym to wyciął. Miał to być element groteskowy, przecież doktor lubi sobie pogrywać ze swoimi pacjentami.

Mój pomysł na tekst był prosty – zawsze miałem takie odczucie, że Bóg – zwłaszcza w niektórych fragmentach Starego Testamentu – zachowuje się trochę jak taki przybysz z innej planety, który niezbyt ładnie pogrywa sobie ze swoimi tworami (znaczy nami). I na tym budowałem dalszy pomysł.

 

Co do Twoich innych zarzutów – oczywiście masz rację. Niestety ja nie jestem krótkodystansowcem, wielu rzeczy po prostu nie byłem w stanie zawrzeć w 40 tys. znaków. Np. ta samolubność, w założeniu bohaterowie mieli być po prostu zdesperowanymi ludźmi, a po wielu cięciach tekstu zostały tylko ich najgorsze cechy. W założeniu mieli być egoistami, ale jednak nieco bardziej skomplikowanymi w swoich motywach :)

 

W tekście nie ma ani jednego zdania od narratora wszystkowiedzącego. Jest bliżej nieokreślony narrator posiadający taką wiedzę, jak ludzie zamknięci w klinice, a ta narracja czasem przeskakuje na punkt widzenia mężczyzny czy chłopaka. Osobiście nie widzę w tym nic złego – przecież narracja nie musi być konstruowana z matematyczną precyzją; nie przymierzając do mojego skromnego tekstu – wiele arcydzieł literatury ma poszarpaną narrację. Inna sprawa, to jest znowu ten limit znaków – początkowo chciałem, żeby w tekście, choć przez chwile, można było spojrzeć oczami każdego z bohaterów, ale… limit znaków :)

 

Też pozdrawiam:)

Ale to chyba wypowiedź nie żadnego z bohaterów, tylko narratora? I stąd moje zdziwienie.

A od kiedy w beletrystyce wypowiedź narratora = wypowiedź autora? :)

 

Cały tamten fragment jest widziany oczami mężczyzny, co jest kilkakrotnie zaznaczone. Fakt, że – podobnie jak liczba batoników, czy zaakceptowanie, że z budynku nie da się wyjść – mogło się to trochę rozmyć przy przycinaniu tekstu do rozmiaru wymaganego, wycięcie kilku tysięcy znaków zapewne nie wyszło mojemu opowiadaniu na zdrowie.

 

Ale…

 

Narracja w tekście literackim służy chyba wywołaniu u czytelnika pewnych wrażeń, a niekoniecznie musi być to autobiografia czy opis poglądów autora – to się chyba nazywa kreacja literacka, nie? :) Dziękuję za interpretację mojego opowiadania i mojej osoby, ale zapewniam, że ta druga jest błędna, np. nie chodzę po ulicy i nie myślę sobie “co za grubas, obżera się batonikiem” ;)

 

Hahaha!

A ja coś takiego napisałem :-O?? Gdzie??

 

moja córka jest mniej więcej w tym wieku i uwierz mi, że sposób ubierania i farbowania nie jest raczej powodem do obaw :);

Chyba, że pisałeś to do mężczyzny w garniturze :)

 

Zapis “Tadź Mahal” jest obowiązujący od 2005 roku. Ekspertem od hindi nie jestem, delikatnie mówiąc ;) Więc nie będę wnikał w szczegóły. Ale z tego co mi wiadomo, to ten zapis znacznie lepiej oddaje oryginalną wymowę tego słowa.

To skąd taka popularność “Tadż Mahal”? Chyba u nas to jest dość silnie zakorzenione, żeby mówić jak w krajach anglojęzycznych :) Stąd u nas całe mnóstwo wątpliwych, za to mocno zakorzenionych w języku potocznym słów – np. nazywanie haitańskiej religii voodoo zamiast vodou.

Nawet słownik PWN tego wszystkiego nie ogarnia :) Trudna jest życie początkującego pisarza :P

 

Finkla

A, ok., rozumiem. Już mnie w życiu trochę z tego walkowano, to może jakoś przeżyje :) Chociaż to jest prosty tekst beletrystyczny, nie rozprawa naukowa, więc nie do końca wiem, co tu wałkować:)

 

Staruch

Dięki za przeczytanie i komentarz. Mam 1 ważną uwagę i parę nieważnych :P

 

Ta ważna: no ja Cię przepraszam, ale skąd do diabła takie przypuszczenie, że przekonania moich bohaterów są tożsame z moimi własnymi? :) Pomijając, że taka interpretacja ogólnie jest ryzykowna, to w tym konkretnym przypadku poczułem się osobiście dotknięty – biorąc pod uwagę, jak różnie zapatrują się na różne sprawy bohaterowie tego tekstu, to w Twojej interpretacji wychodzę na jakiegoś schizofrenika z rozdwojeniem albo roztrojeniem jaźni ;) :)

Farbowania włosów nie lubię mniej więcej tak mocno, jak mocno lubię whisky… Czyli niezbyt ;)

 

Co do mniej ważnych: twierdzisz, że dla dobrej whiskey istnieją jakieś oddzielne zasady języka polskiego? :D Odmieniłem Ballantine’sa zgodnie z zasadami. Przyznaję jednak, że teraz, po przeczytaniu uwag Mirosława Bańko oraz ze względu na to, że miało to być lekkie nawiązanie do “Hydrozagadki”, widzę, że powinienem napisać “Ballantinea”.

“Tadź Mahal” to obecnie obowiązujący zapis, który jest bliższy oryginalnej wymowy, niż dawne “Tadż Mahal”.

 

I czekaj na Tarninę, ta ci przewałkuje całą filozofię w te i wewte :).

Przyznam, że nie do końca rozumiem, o co Ci chodzi :)

 

 

A czy umieszczenie w jednym opowiadaniu kilku historycznych postaci, które nie miały prawa się spotkać – bo np. dzieliło je kilkadziesiąt lat, to jest już coś złego w takim tekście, czy da się podciągnąć pod licentia poetica? :)

Jakich anglicyzmów?

To taka kalka językowa z “Correlation does not imply causation”. W krajach anglosaskich to jest chyba dość powszechnie stosowane i rozumiane powiedzenie. U nas – w takiej formie – niekoniecznie. W wolnym tłumaczeniu znaczy: “Jak zapomnę skasować biletu, to zawsze akurat muszą wejść kanary, ale z tego nie wynika, że kanarzy wchodzą do autobusu dlatego, że ja zapomniałem skasować biletu” ;) Tłumaczenie mojego autorstwa ;) :P

Czyli tutaj, jak sądzę, chodziło autorce o to, że wszystkie śniączki miały synestezję, choć synestezja niekoniecznie musiała być przyczyną bycia śniączką. Tak w prostych, wojskowych słowach, dla fizyka111 :)

Czy używanie trudnych zwrotów to jest coś złego? Lem czy Dukaj też mogli sporą część swoich tekstów napisać o wiele prostszym językiem :) Ja tam bym twierdził, że przeczytanie tekstu, który poszerza twoje słownictwo/zmusza cię do jakiegoś wysiłku intelektualnego, to chyba wcale nie jest zła rzecz :)

 

Co do opowiadania, to pomysł na świat jak dla mnie całkiem fajny i mający potencjał. Czy oryginalny? Mnie to się skojarzyło ze “Śpiącymi królewnami” Kinga i jeszcze paroma rzeczami, ale nie przeszkadza mi to, ważne co autor ułoży z tych klocków. Natomiast wychodzi na to, że ja jestem jakimś fetyszystą fabuły, bo dla mnie to jest co najwyżej szkic, zarys pomysłu na coś większego, a nie pełnowartościowy tekst.

 

Nie mam w zwyczaju czepiać się kilku przecinków, ale tutaj niestety jest dużo błędów, nawet powtarzających się, czyli chyba autorze czas, żeby odświeżyć sobie zasady interpunkcji. Zwłaszcza, że często używasz długich, skomplikowanych zdań; do tego Twój język jest całkiem fajny i plastyczny, szkoda to psuć źle postawionymi przecinkami :)

Oryginalny pomysł na UFO – np. supertajna, supernowoczesna technologia stworzona przez polską armię, którą chcieli nam ukraść szpiedzy z Huawei :)

Poza tym założenia konkursu generują pewien problem natury logicznej – tekst ma być o UFO, w tekście okazuje się, że jest to statek kosmitów/balon meteorologiczny /pterodaktyl/cokolwiek, to wtedy przestaje to już być niezidentyfikowany obiekt, a więc nie jest to już tekst o UFO i powinien zostać zdyskwalifikowany za niezgodność z tematem :)

Prawie jak paradoks Russella :)

Najdłuższe opowiadanie: 40 802 znaki

To bardzo miłe, kiedy twój tekst jest w czymś naj, choćby tylko był najdłuższy ;) :P :D

Dziękuję. Niestety trudno znaleźć pomyłki we własnym tekście, poza tym podczas sprawdzania byłem zajęty głównie liczeniem, który wyraz ma mniej liter ;)

Dziękuję za komentarze :) Osobiście nie jestem fanem miniatur, to był raczej jednorazowy wyskok i prędko się nie powtórzy :)

exturio Dobrze szukasz, A. Wolański to poważny autor i czytając jego poradnik na pewno przekonasz się, że kropka jest na swoim miejscu :)   Dzięki za uwagi :) Dla mnie to był pomysł na miniaturę i nie myślałem o jego rozbudowie. Ponieważ to moje pierwsze dni na stronie, nie chciałem zaczynać od opowiadania na 40 tys. znaków :)

syf., musi być kropka, nie mogę przenieść wykrzyknika za cudzysłów, bo ten wykrzyknik dotyczył reklamy, a nie całego zdania. Monter przecież był wezwany w związku z "nieudanym wskrzeszeniem", poza tym to jego praca, trudno, żeby się przejmował ;) Co do butelki, to racja, ale przecież tekst jest groteską, trudno go brać na poważnie.

Bo jest japiszonem z wafki, jak ktoś to tutaj ładnie określił :D Oni mówią bardzo oficjalnie, tylko czasem wplatają przekleństwa ;) Dzięki za komentarz.

Bo maszyna jest tym, co irracjonalne, dionizyjskie, dlatego narrator (niczym Penteus) nie może zaakceptować jej istnienia. Przyznaję, że jako science fiction mój tekst jest do dupy :) Dlatego wolałbym go traktować po prostu jako fantastykę ;) Dzięki za komentarz.

No, gdyby nie Dezerter "Pierwszy raz", to może by to wypaliło, ale że wcześniej słyszałem ten kawałek, to niestety, już tytuł wydał mi się sugerujący ;)

Mnie się językowo tekst podoba, napisany z pazurem,kreacja narratora (od strony językowej) przekonująca. Ale, cholera, treść… Już na wstępie serwujesz maksymalnie wyświechtany obrazek: adwokat – dziwka. I już do końca idziesz tym tropem – znaczy się jechania po stereotypach. I mówię to jako osoba, która na serio ma mocne podstawy do tego, by adwokatów i sądów nie lubić. Ja tu, przynajmniej w tym fragmencie, nie widzę żadnego pomysłu na opowiadanie, tylko zbitek zapożyczeń. I ostatnia sprawa – czy taki wyrwany z kontekstu fragment, który do niczego nie prowadzi i nie funkcjonuje jako osobna całość, może być atrakcyjny dla czytelnika? Chyba nie.

AdamKB, ja wybieram trzecią opcję, czyli realizm, który w pewnych momentach zostaje zniekształcony, tak jak to jest w "Bachantkach" Eurypidesa, do których tekst w jakimś tam stopniu się odwołuje. Co więcej, tak robię w praktycznie każdym tekście (i takie teksty lubię sam czytać), po prostu rozbieżność gustów :) Tamto zdanie zmieniłem na mniej przekombinowane.   regulatorzy, wyrzuciłem "dymiącą", też mi się nie podobała, "przyjeżdżanie" zmieniłem na "przywiezienie". Ale w kwestii powtórzeń będę nieugięty, lubię je, moim zdaniem mogą nadawać tekstowi rytm. Uważam, że powtórzenia są często demonizowane, a unikanie ich na siłę nieraz daje wręcz komiczne efekty: "Jaki ładny piesek. Ile miesięcy ma szczeniaczek? Czym karmi pani pupilka?" itp. :D Naprawdę, tak może powiedzieć tylko bohater literacki, a nie żywy człowiek. Co nie zmienia faktu, że bardzo sobie cenię, kiedy ktoś wytyka mi błędy i wiem, jakie to czasochłonne zajęcie.

regulatorzy, wiem, wiem :) Przemyśle Twoje sugestie, serio :) Po prostu tekst jest świeży,  za parę tygodni przeczytam jeszcze raz i poprawię to, co mi będzie zgrzytać.   AdamKB, dzięki, bardzo interesujący punkt widzenia. Nie spodziewałem się, że akurat ten fragment może wywołać jakieś wątpliwości. Dla mnie uczynienie nabywcy wytworem maszyny nie wchodzi w grę, a świat opisany w tekście jest światem zupełnie realnym, tyle że zniekształconym przez wprowadzenie pewnych elementów fantastycznych. Co do nielogiczności: ja widzę tylko te, które sam umieściłem w tekście, dość swobodnie traktując chronologię i związek przyczynowo– skutkowy (Julia mówi o kłótni; która odbywa się wiele dni później, w jednej scenie łapie narratora za rękę, w drugiej – tej ze wspomnień – siada na łóżku, w trzeciej – siedzi na łóżku i trzyma narratora za rękę; klienci mówią o scenie z obrazem Tilebeina, przy której nie byli obecni itd.). Wprowadziłem te elementy, bo pasowały mi do koncepcji.   Z "jej" racja, widziałem to, ale nie miałem pomysłu, jak rozwiązać ten problem, nie tworząc przy tym jakiś dziwnych konstrukcji językowych. Chyba trzeba zastosować zasadę, że najlepsze są najprostsze rozwiązania i wyciąć "nie uszkadzając jej" :)

Dzięki :) regulatorzy, przemyślę Twoje propozycje poprawek, ale zależy mi na tym, żeby narracja pierwszoosobowa w jakimś stopniu oddawała język potoczny, dlatego nie chcę wpaść w językową hiperpoprawność. krajemar – dokładnie, chodzi o rozszarpywanie mięsa gołymi rękami – rytualne czy pod wpływem szału. Oczywiście w kontekście tego, co zrobiła bohaterka. Można tę interpretację pociągnąć dużo dalej, oczywiście jeśli ktoś ma ochotę… oraz podobne skojarzenia, co ja ;) AdamKB, dla mnie to bardziej zapis realnych wydarzeń, więc muszę się pogodzić z klapą. Nie wiem, które słowa zadecydowały, ale przyjmuję Twoją opinię.

Dziękuje bardzo za przeczytanie i uwagi.   Prokris, maszyna miała być właśnie czymś niedającym się wyjaśnić, jedynie poszczególni bohaterowie podejmowali próby wyjaśnienia. Oczywiście można by dapisać czym jest itp., ale to byłby już zupełnie inny tekst, na zupełnie inny temat :) ocha, również, jako autor, mógłbym zastanawiać się, skąd u narratora wziął się ten szowinizm ;) Rozwiązania widzę dwa: 1) Narrator i Julia po prostu się droczyli. 2) Narratorowi zostało to w spadku po, jeśli można tak to określić, literackim pierwowzorze.  

Nowa Fantastyka