Profil użytkownika


komentarze: 1074, w dziale opowiadań: 898, opowiadania: 372

Ostatnie sto komentarzy

Panowie, miałem na myśli to, że tak jak remis z Anglią niektórzy rozpamiętują od dziesięcioleci niemal jak zwycięstwo, tak przerwany mecz, który się świetnie rozpoczął byłby traktowany jak na 100% wygrany. I to przeciw Niemcom! Może źle to ująłem…

Jak również miałem na myśli to, że nawet w obliczu gigantycznej tragedii spora część Polaków pewnie cieszyłaby się, że nie zginęli “nasi” i byłaby wkurzona, że organizatorzy dla jakiegoś bzdurnego pretekstu przerwali mistrzostwa, kiedy nam akurat świetnie szło.

Zamierzyłem zjadliwą ironię, ale chyba strzeliłem kulą w płot:)

Dzięki!

No… co się należy, to się należy. A gratulacje za świetne teksty są jak najbardziej na miejscu:)

Napisane przyzwoicie, ale przecinki szwankują. Nie podejmuję się wypisywać, bo tylko wyjdę na głupka (sam mam z nimi problemy) :-)

Michaue, Twój tekścik to zbiór banałów na dyżurny temat pogaduszek pań po pięćdziesiątce: “nasze szkolnictwo zmierza ku zagładzie, a uczniowie jełopieją w tempie zastraszającym”. Jestem z branży – wiem, o czym mówię:)

Yyy… ja doceniam jakby lekko mniej niż wszyscy:)

Statek kosmiczny mknął przez kosmos – powtórzenie, nie uzasadnione konwencją (bo zabieg nie pojawia się później)

Wybebeszę twój elektromózg i każę ci śpiewać rzewne kołysanki, bóg mi świadkiem – lepiej Wybebeszę ci elektromózg i każę śpiewać rzewne kołysanki, Bóg mi świadkiem.

kosmiczny ewenement – ewenement to wydarzenie, nie przedmiot

“Był w lesie, jednym z ostatnich, prastarych ziemskich borów, pełnym rozłożystych świerków, dumnych buków, strzelistych sosen, wszelakich krzewów, których nazwy nigdy nie poznał, mimo że jego nauczyciel botaniki – pan Johnson dołożył wszelkich starań, by przekazać mu tę wiedzę, mchów, traw, grzybów i innych roślin, przeróżnych rozmiarów i kształtów” – karkołomne zdanie, w którym pogubiłeś się chyba tuż po myślniku. Może czytelniej byłoby je rozbić na dwa, albo zupełnie zrezygnować z tej części z mchami? Bo tak jak jest, brzmi jakby las był pełen przeróżnych rozmiarów i kształtów (możliwe, ale Tobie raczej chodziło o rośliny)… A “grzybów i innych roślin”? To dwie różne rzeczy:(

szyszka nie jest “obrośnięta sporofilami” bardziej niż człowiek mięśniami i skórą – szyszka to SĄ sporofile.

jeśli ktoś tak bardzo tęskni za obgryzaniem paznokci, chyba może się poświęcić i je połykać (po ewentualnym rozdrobnieniu metodą zębową)? Choć przyznaję, ze skórkami jest o wiele łatwiej…

Porucznik Jan tęsknił za obgryzaniem paznokci u rąk – tym uszczegółowieniem prowokujesz niepotrzebne pytanie:)

nim statek kosmiczny, przez pilotującego ją mężczyznę zwany Myszką → nim statka kosmiczna, przez pilotującego ją mężczyznę zwana Myszką (w angielskim – OK, zdanie w Twojej wersji miałoby sens)

pomknął ku odległym, będącym w istocie ogromnymi, zbudowanymi z przeróżnych pierwiastków, płonącymi bryłami kształtem podobnymi do kul, gwiazdom – nie rozumiem… to zdanie wtrącone, zaczynające się od “w istocie”, to jakaś nieznana czytelnikowi informacja? Bo ja o tym chyba już gdzieś czytałem.

 

Żarcik zabawny (SI naprawdę mi się spodobała!) ale napisany “po łebkach”.

Nie no, o interpunkcji to w ogóle nie ma co zaczynać. Całościowo podpisuję się pod zdaniem syf.a.

Za jedno, Autorze, masz ode mnie szeroki uśmiech: pointą tego słabego opka przypomniałeś mi genialny skecz Monty Pythona. Dzięki!!!

Pewnie, że super!

Wprawdzie, o ile pamiętam, Bilbo w jasnym świetle rzucał, wprawdzie taki niewyraźny, ale jednak cień. A przy tych gigawatach luksów na stadionie… :)

Świetne, świetne, świetne!

Nie podstawiłem sobie za husarza polskiej partyzantki, nie uważam też, że był gnidą. Jeśli taki miałeś zamysł, syf.ie, to opowiadanie odrobinkę traci w moich oczach. Żeby tak się nie stało, zapominam o ewentualnej publicystyczej jego stronie i pozostaję przy fantastyce.

(zjadło Ci spację w “popołudniu”)

Wcinam się:

Virginio, Twój “Ostatni dzień" nie ma choćby śladowych śladów śladów cienia fantastyki. Nie stał nawet obok niej w kolejce po mleko w latach osiemdziesiątych… Na moje oko, tylko i wyłącznie tytuł konkursu, na który opko napisałaś łączy je ze standardową twórczością portalową.

Czy gdybym podpiął pod Apokalipsę oblaną na studiach matmę i związaną z tym konieczność powtarzania roku / płacenia za egzamin poprawkowy – uznałabyś to za fantastykę? Hmm, nie sądzę.

Oni wszyscy tak mówią…

Wiesz, temat jest duży i znany większości Polaków, więc łatwy w obróbce: zawsze znajdzie się nowy sposób podejścia. Mnie akurat się trochę już przejadł, ale opko napisałaś przecież przyjemnie:)

Jak dla mnie – byyyłoooo:(

Mam chwilowo przesyt tekstów o stwarzaniu świata. Chyba ze cztery ostatnio na portalu czytałem. Może więcej, może mniej, nie mam teraz siły szukać.

Żadna w tym Twoja wina, Iluzjo, ale temat wydaje mi się wyeksploatowany – choćby dlatego, że wciąż wałkowany jest z perspektywy judeochrześcijańskiej.

Samo opowiadanie… fakt, zaskoczyłaś mnie z opuszczoną gardą, takiego zakończenia się nie spodziewałem. Mimo to tekst podoba mi się niezazbytnio. Pozdrawiam:)

Po kształcie rany nie, ale jeśli ktoś pamięta zeszłoroczny wypadek (wymyślony przeze mnie na potrzeby opka), w którym chłopak nabił się piersią na drzewo, to widząc podobną makabryczną ranę mógłby sobie przypomnieć też i inne szczegóły.

Pomysłem było zakpienie z nieszczęśliwego grafomana, nic więcej. Hmm, mam dziwne wrażenie, że zdarzają się na portalu teksty powszechnie chwalone, mimo że z wątlejszymi niż w moim podstawami.

:-)

No brawo! Życzę szczęścia (jak najdłużej…)! Nie ma to jak Internet;)

“potrafią odróżnić fakt, czy były przerabiane, czy nie“ – nie bardzo wiem jak można odróżnić (jeden) fakt…

Poza tym: opko było znacznie zabawniejsze w trakcie czytania niż po ostatnim zdaniu. Pointa słaba jak marynarz na lądzie w bezwietrzną pogodę:( Za to kurwowanie mi nie przeszkadzało, a kwestia, gdzie Alfred pierwszy raz przeklina – świetna. W sumie więc na spory plus, ale tylko do zakończenia; potem plus się kurczy.

Hmm… największą zaletą używania kciuka (przez szczęśliwców szczodrze obdarzonych przez Naturę w kwestii szerokości wejścia) wydaje mi się to, że eliminujemy niebezpieczeństwo przypadkowego uszkodzenia mózgu w przypadku eksplorowania głębiej położonych pokładów.

Z drugiej strony – mniejsza długość kciuka stanowi jego wadę, być może niektórym utrudniającą osiągnięcie celu.

Ach, te wybory… Postępować bezpiecznie czy gonić za efektem za wszelką cenę?

Życie dorosłego jest ich pełne:(

Niestety, “Słowa” bemik nie przeczytałem. Z pozostałych tekstów tylko “Zaproszenie” jest dla mnie bezdyskusyjnie opkiem fantastycznym (jak się już je zrozumie, fantastyczność jest w nim oczywista chyba dla każdego). 

Nie podejmuję się jednak definiowania fantastyki, albo wyznaczania linii podziału między nią a nie-nią. Czy dawać piórka za nie-nią? Przy takich trudnościach interpretacyjnych chyba już lepiej dawać…

KCIUKIEM, Panie? To raczej pod koniec życia, kiedy dziurka już mocno wyrobiona…

(offtop, przepraszam)

Rogerze, odpowiadam na Twoje słowa “Przy cyfrach arabskich do zmiany odczytywania cyfry stosujemy przecież kropkę“: niekoniecznie, ja na przykład raczej nie stosuję:)

A, jeszcze jedno, bo mi się zapomniało napisać: lekkie rymowanie gdzieniegdzie to, jak rozumiem, umyślnie zrobiłeś, prawda? Tak czy inaczej, to mi się akurat naprawdę spodobało (a la ”Sindbad żeglarz” Leśmiana?)

Fakt, chyba trochę przesadziłem. Już się pokajałem (w Hyde Parku). 

Gratuluję Biblioteki i pozdrawiam:)

He.

Rozumiem:)

He.

Tak, o “Kruka”. Właśnie dłubią, wreszcie trochę konkretniej niż przez ostatnie lata, przy odnowieniu marki:)

Nie podeszło. Końcówka szczególnie, kiedy poczułem jakąś taką sztuczność. Wcześniej nie, ale ostatnia część brzmi jakby rozmawiali ze sobą przez telefon. Ojciec powtarza słowa córki tak, żeby czytelnik je usłyszał. Jak dla mnie – w całym opku lepiej by się sprawdził normalny dialog.

Już, Już już – drobiazg

W sumie przecież tekst nie jest zły, ale na kolana mnie nie powalił.

Bardzo dziękuję ostatnim Komentatorom za w miarę pozytywne oceny, ale przede wszystkim – za rozbudowane komentarze.

Może do tekstu wrócę, jak wpadnę na pomysł co jeszcze można z nim zrobić. Mógłby wtedy służyć za początek czegoś dłuższego. No cóż, poczekamy, zobaczymy.

Ocho, być może trochę ładniej piszę odkąd zacząłem się do tego bardziej przykładać. Zarzuciłem drable, na ten przykład. Bardzo mi miło, że zauważyłaś postęp.

Pozdrawiam Was serdecznie!

A nie, pod-łóżko to ja zauważyłem i zrozumiałem od razu, tylko nadal nie wiem, kto siedzi w tym

 

czekaj… aaa!

 

No to wiem. Nie mam pojęcia czemu, ale cały czas zakładałem, że po schodach idzie nieczłowiek.

 

Hmm, bardzo, bardzo dobre. Tylko motywacja narratora słaba. Broni się tylko i wyłącznie w sytuacji, kiedy założymy, że pod KAŻDYM dziecięcym łóżkiem ktoś koniecznie musi zamieszkać. Że to prawo jakieś jest, czy coś.

Ale i tak – świetne.

O, a można drobny offtop? Panie, wybierając nicka rzeczywiście miałem na myśli Tin Tina, ale że nigdy go tak nie zapisuję, większość przyjmuje za pewnik, że chodziło mi o Tintina z francuskiego komiksu. Inna postać, inne medium, inny gatunek…

Skąd wiedziałeś? :)

Kozo, kurde, mam nadzieję, że nie czujesz się źle potraktowany? Weź, bo trochę głupio się czuję trzez tę aferkę. Na dodatek dziś pod syf.em napisałem coś podobnego:(

Ale to był ostatni raz.

W końcu to nie moja tak naprawdę sprawa, co robią Lożownicy i/lub Piórkownicy ze swoim prawem nominowania do Biblioteki.

Syf.ie, szkoda, że nie znalazłeś czasu na poprawienie ewidentnych literówek i innych błędów w tekście.

Jak widzę, nie jest to w sumie konieczne by wejść do Biblioteki. W zasadzie to się cieszę, odpada mnóstwo roboty przy edycji:)

Adzie, nie miałem zamiaru przyprawić Cię o mdłości. Ani zniechęcać do pisania, ani naśmiewać się z opka. Chciałem tylko w miarę dosadnie napisać, że tekst jest jak dla mnie nie do czytania.

Już pierwsze zdanie kuleje, choć jeszcze w miarę słabo: “Przełknąłem ślinę oraz i rzuciłem puszką do kosza”. Dalej lepiej już nie jest, że wspomnę tylko o zdaniu z posta regulatorów: “Właściwie to przez nie wlewam w siebie hektolitry coli”: nie tylko “przez nie” jest nie w porządku, ale też “właściwie” powinieneś zamienić na “właśnie”.

Odbiłem się od Twojego tekstu, przykro mi.

Jestem całkowicie pewien, że to jest świetne opko. Bo idealnie napisane, i z zaskakującym finałem, którego zrozumienie mam tuż-tuż obok tego neuronu w mózgu… Tego najbardziej inteligentnego… No nie, nie zetknęły się.

To ja poćwiczę jeszcze mój mądry neuronik, żeby może jutro dosięgnął do Twojego pomysłu.

Kurczę pieczone, że też inni przyjęli “Zaproszenie”, a ja stoję za progiem jak ta dupa, z mętnym wyrazem gęby.

 

Nie podpowiadać!

:-D

Adzie, przykro mi, ale Twojego opowiadania nie da się czytać. Nie mam pojęcia czemu wrzuciłeś je w stanie jak po upadku z dużej wysokości, ale: jeśli umiesz, popraw; jeśli nie – poczytaj twórczość innych autorów, popatrz, co możesz z niej wziąć dla siebie.

We “Wrednym marzeniu” leży i kwiczy żałośnie właściwie wszystko, oprócz ortografii i interpunkcji. Piszę to życzliwie, bez złośliwości.

Trochę za późno na poprawki (jest już po zakończeniu konkursu), ale wypisałem kilka kwestii, które wybijały mnie z rytmu:

blada + czerwone ręce

drzwi do łazienki

Co się stało. – może lepszy byłby znak zapytania albo wykrzyknik…

wsadził materiał między jej nogi – brzydki czasownik:(

wyrwana z kontaktu gniazdka wtyczka – wiem, że “tak się mówi”, ale jednak mówi się niepoprawnie. O ile nie czepiałem się w przypadku “siatki” ( → torby), o tyle tu już mi zgrzytnęło.

„Póki?” pomyślał → “Póki co?” pomyślał

miał wcześnie raz – literówka

uderzył z grube rury – identyczna:)

A wszystko przez wycieczkę do fryzjera, dodał. – “dodał” bym użył gdyby Michał rozmawiał z kimś innym niż ze sobą.

 

A fantastyka?

 

Nie zrozum mojego czepialstwa źle – napisałeś fajne, wciągające opowiadanie. Wkurzające, to też. Jakoś nie potrafiłem przejść do porządku dziennego nad usterkami, ale cóż, niektórzy już tak mają. Wiesz, czytając cały czas zastanawiałem się jak rozwiążesz kwestie fantastyki, z tym większym zainteresowaniem im bardziej zbliżałem się do końca. No i, ten tego, nie dowiedziałem się:(((

Chodziło mi tylko i wyłącznie o zarysowanie i uzasadnienie sytuacji, kiedy Maciek idzie pobawić się gdzieś indziej, bez znerwicowanego i niepoświęcającego mu dość uwagi ojca:)

Przepraszam Cię, kozo, nie bierz tego do siebie, OK?

Ale:

Finklo, Janie, Wasze nominacje do Biblioteki dla tego tekstu w takiej formie w jakiej go czytaliście (a nie – w jakiej się pojawi po poprawkach) to chyba jakaś kpina.

To ja cicho kwęknę, że opka o takim schemacie (”I w tym momencie otworzył gwałtownie oczy. Przez chwilę nie rozumiał, gdzie się znajduje. Po kilku sekundach przyszło zrozumienie. Uff, jak dobrze, że to był tylko sen”) pisze się bardzo, bardzo łatwo.

Tak łatwo, że nie można tego nazwać inaczej niż leniuchowaniem w robocie:)

No to jak się już pokajałeś, to jednak spróbuj poprawić wszystko, co wypisaliśmy i masz duże szanse by zgarnąć nagrodę:)

A ja mam jeszcze inne uwagi co do poprawności tekstu (nie dostrzegłem ich u wcześniej komentujących):

fragment “Powiedzmy. Ale Bobo nie da nic za nic. Coś trzeba będzie mu dać” jest wyjątkowo niezręczny. Przede wszystkim – “Ale Bobo nie da czegoś za nic”, ale pozostaje powtórzenie “da – dać”.

Nie każdemu złemu charakterowi o to chodzi – może pomyliłeś angielskie character z polskim “postać”. Mówi się też “czarny charakter” (szwarccharakter), ale nie “zły”.

Jakie właściwie figury były na szachownicy? Piszesz, że dwie królowe, a potem nagle pojawia się (przewrócony) król. Poza tym, o pionku chyba nie można powiedzieć “figura” (”Znajdowały się na nim trzy figury – dwie królowe i jeden pionek“), a poprawna nazwa królowej to hetman. Ale o to ostatnie nie ma się co spierać, bo “królowa” mówi się przecież potocznie (choć “hetman” brzmi jakoś tak… dostojniej; może dlatego, że się nie zdrabnia, jak “królówka”)

wróciwszy do normalnych pozycji → wróciwszy do normalnej pozycji

Niechętnie, jakby ociężale stawiał kolejne kroki na stopniach schodów – bez “jakby”

 

Kozo, jestem pewien, że gdybyś nie był powszechnie szanowanym i lubianym weteranem portalu, dostałbyś konkretniejszy opr. (piszę z pewną przesadą) za tak niechlujnie napisane opowiadanie.

Pomysł rzeczywiście bardzo dobry, ostatnia część tekstu świetna, ale te usterki wołają o pomstę do Nieba.

Moje opko też jest jakieś przerażające, bemik? Toż przecież na końcu rozbrzmiewa śmiech dziecka!

Mówię zupełnie serio, to chyba najbardziej pogodny z tekstów:)

A wiesz co, Finklo? Też chyba to czytałem:)

Ano, perełki, Adamie (”Dumny robot” – pamiętam!). Choć spojrzenie zaburzone możemy mieć teraz przez upływ czasu i przez to, że w Polsce wydawano wtedy tylko dobre rzeczy, a teraz wszystko. Stara przygodowa fantastyka… łezka się w oku kręci:) Ciekawe jak by się dziś czytało o Tumitaku z podziemnych korytarzy. Sądzę, że nadal całkiem nieźle.

 

Chyba nie sugerujesz, regulatorzy, że Adam napisałby na forum taki brzydki wyraz???

Akurat taki pomysł na opko, skoro już kilkoro z Was zwróciło na niego uwagę, przyszedł mi do głowy częściowo dzięki temu, że niedawno przypomniałem sobie o Henrym Kuttnerze. Kiedy myślałem nad konkursowym, przyszło mi do głowy coś a la miniaturowe “Tubylerczykom spełły fajle” – czy jeszcze ktoś to pamięta? Eh, złota era fantastyki:)

Dziękuję, regulatorzy:)

Spróbuję uwzględnić Twoje spostrzeżenia. Założyłem, że tatuś nie potrafi tego powtórzyć, bo nie umie już tego, co czterolatek (ale trzeba o tym wspomnieć). Założyłem także, że zajmowali pomieszczenie w przerwach między innymi zwiedzającymi (ale może i trzeba o tym wspomnieć).

Za pufa trochę mi wstyd, choć nie tak, jak powinno być wymyślicielowi nazwy Experyment – pokracznej hybrydy angielsko-polskiej:/

Taaa, tytuł jest średniawy. Ale że chodzi o eks napisałem tutaj: “w życiu mi go już nie odda na weekend, i żaden sąd jej tym razem nie zmusi”. Bohater na razie się gniewem nie przejmuje, ma ważniejsze sprawy na głowie:)

EDIT: hi hi, śmieszna sprawa: przeczytałem fragment Twojego posta jako “nieporadny tytuł jakoś tak trącił (…)“ – stąd moja z lekka bezsensowna odpowiedź.

Dzięki, Koledzy, za odwiedziny i komentarze!

Koleżanko w_baskerville, Tobie oczywiście tym bardziej jestem wdzięczny, że zostawiłać po lekturze dłuższy wpis.

Uwaga o liczbie i ilości – rzeczywiście, powtórzenie jest i zaraz się go pozbędę, ale kłopot w tym, że “raz” jest policzalny, więc “ilość” do niego nie pasuje, jak do większośći tego typu rzeczowników. Dzięki, że zauważyłaś:) Twoja druga uwaga: podsumuję ją tak, że jak na zalążek pomysłu i mikrą objętość szorta udało mi się napisać całkiem sporą osobowość ojca, nie? ;-> Mam nadzieję, że nie czynisz mi zarzutu z tego, że nie jest on bohaterem pozytywnym… Na końcu tekstu zresztą jakby się nieco rehabilituje.

A, jeszcze jedno: była żona.

Pozdrawiam:)

Faktycznie, wykonanie takie sobie. A pomysł? Trochę lepszy, ale bez szaleństwa. Nie wczułem się, niestety.

Rinosie, jeśli jedną z “przyczyn formalnych” była ogólna słabość pomysłu i ledwie przeciętny poziom wykonania, to nie dziwię się brakowi dopuszczenia tekstu do konkursu. Bez obrazy, ale nie spodziewałbym się takiego opka po Tobie:)

Brajcie, czyżbyś zmienił był troszkę ostatni punkt (myślnik) regulaminu? Zapamiętałem go inaczej – że duch musi niezbędnie być. Inna sprawa, że wgryzałem się w założenia konkursowe w środku nocy… :)

Doskonała rzecz. Bardzo przyjemna lektura, i wcale nie taka wesoła. Kazik się przypomina, tylko tu w łagodniejszej wersji:)

OK, to ja zaczynam od dzisiaj intensywnie myśleć nad ulepszeniem “Upora”. Do końca konkursu pozostało jeszcze trochę czasu. Nie jestem tylko pewien czy to w porządku, że wziąłby w nim udział tekst, na którego ostateczny kształt tak duży wpływ miały osoby komentujące.

Wyraźnie zaznaczę Wasz udział w słowie wstępnym.

Dziękuję za odwiedziny, joseheim i michaue:)

Sugeruję, że im więcej młody człowiek przeczyta bajek, tym mniej skłonny będzie do wiary w to, że po śmierci wyrośnie z niego słonecznik. Sugeruję też, że ktoś o niskiej inteligencji, mimo wielu książek na koncie, różnicy między bajką a rzeczywistością nie pojmie. Czy mówię coś kontrowersyjnego?

uthModarze, przywołaj mnie – jakby co – do porządku za offtop:)

Reinee, nie przeczytałem całego opowiadania. Przyjrzałem się natomiast próbkom z początku, środka i zakończenia.

Początek:

Miła dziewczyna. Biksbit lubił takie, ale wiedział doskonale, że to spotkanie biznesowe, musieli więc wysłać taką, jaka mu się spodoba – mętne. Następne zdanie:

Zatopił łakome oczy w karcie dań – W KARCIE DAŃ? Zboczeniec, ani chybi;P A poważnie – łakome (choć lepiej: wzrok) oczy to się zatapia raczej w rozmówczyni.

Przyszłość, przynajmniej godzinna, malowała się w jasnym świetle – co to jest godzinna przyszłość? Po drugie, przyszłość maluje się chyba raczej “w jasnych / ciemnych barwach”, nie świetle.

Potem może już nie być wesoło, kurier powiedział mu bardzo niewiele na temat spotkania, urocza dziewczyna nie przeszła jeszcze do konkretów – mętne. Brak spójników.

ma dostać (…) ma być – powtórzenie

 

Środek:

Gdzie jest profesor i jego żona? Byli jedynym małżeństwem w kamienicy, stała więc pusta do końca dniówki, nikt nic nie widział – no ale mieszkali tam chyba jacyś single?

 

Koniec:

Uśmiechnęła się tryumfalnie → triumfalnie

w obu niszczy majątki i wywołuję wojny – literówka

 

Wszędzie: Przecinki! Ale one prawie każdemu z nas sprawiają kłopoty.

 

Przepraszam, za długie dla mnie. Pozdrawiam:)

P.S. “Androgeniczny” w znaczeniu “o niektórych cechach płci przeciwnej” w zasadzie odnosi się tylko do kobiet. Androgeniczny mężczyzna wygląda po prostu jak mężczyzna. Nie pisałem o tym w sekcji “Błędy”, bo potocznie rozumie się ten termin inaczej, jako pasujący do obu płci.

 

Ale zakończenie to skopałeś… Jeśli miało być od czapy, to Ci wyszło. W innym przypadku, porzucenie w ostatnim akapicie głównego wątku (szukanie książki), totalny brak wykorzystania tak ładnie opisanej biblioteki, olanie kwestii czytania w myślach (po co było o tym pisać ze trzy razy?), kompletne nie-wygranie gadatliwości czarodziejów – dla zwrotu akcji pt. “I wpół zdania oberwał strzałą w kolano i chuj strzelił lata nauki”?

Nie spodobało mi się.

 

Aha, masz też sporo błędów:

za dużo przecinków (mimo, że)

okładkę wykonano z drewna, wysadzono klejnotami – dziwnie brzmi. Nie lepiej “inkrustowano”?

w podskokach pobiegłem Jadzi → w podskokach pobiegłem do Jadzi

Byliśmy na swoistym skrzyżowaniu korytarzyków – w sensie byli w końcu na skrzyżowaniu czy nie?

[w całkowitej ciemności] w szczelinach rośnie mech – mech potrzebuje światła słonecznego

włosy na głowie stają mi dęba – prowokujesz pytanie “a te pozostałe nie?”

Usterki wyciągałem z tekstu na chybił-trafił, nie czytałem go drugi raz w całości uważnie. Wydaje mi się, że jest ich więcej.

Czytanie książek, tfurco, zmienia wszystko. Szczególnie jeśli się je porówna z nieczytaniem.

Książki otwierają horyzonty myślowe, niezauważenie uczą psychologii, dają pozytywne i negatywne wzorce postaw – domyślam się, że nie trzeba Ci tego tłumaczyć. Jeśli ktoś od wczesnego dzieciństwa pochłania książki i wciąż żyje, to znaczy, że rozumie, iż zadławienie się jabłkiem kończy się definitywną śmiercią, a nie zaśnięciem. Że zabłądzenie w lesie skończy się zgonem z wyczerpania, a nie ratunkiem w ostatniej chwili. Że picie podejrzanych napojów nie spowoduje magicznego wzrostu. Walka z olbrzymem na 99% będzie przegrana. A całowanie żab wywołuje pojawienie się kurzajek.

Nie, obstaję przy swoim, że o ile pięcio– czy siedmiolatek jest “usprawiedliwiony” skacząc z okna z okrzykiem “I’m Batman!”, o tyle nastolatka – nie bardzo. Fantazja z rzeczywistością mogłaby jej się do tego stopnia pomieszać ewentualnie w stanie ekstremalnego stresu, i takie usprawiedliwienie, choć jak dla mnie trochę naciągane, przyjmuję, albo (ciekawy trop!) przy niskiej inteligencji.

Rzeczywiście, Autorze, wpadłem w pułapkę. Sam kilka takich szorcików i drabli napisałem – takich, które wydawały mi się (i nadal się wydają) całkiem sprytne, a nie zostały właściwie odczytane. Czemu? Samokrytycznie skaładam to na karb niedostatków warsztatowych:)

Panie, skoro i ja wytknąłem fakt, że nie spełniłeś punktu "ma być opisana treść przynajmniej jednej zmyślonej (nieistniejącej w rzeczywistości) książki", a twierdzisz, że to zrobiłeś, przyjrzałem się końcówce opowiadania.

OK, widzę, że sprytny manewr zrobiłeś: najpierw opisujesz przebieg zebrania, a potem coś w rodzaju “… i to właśnie jest w książce”. Ciekawe, muszę przyznać, i łatwe do przeoczenia.

Duch, jeśli dobrze zrozumiałem po drugim czytaniu, miałby przed nazwiskiem “towarzysz”, tak? O takiego ducha Ci chodziło?

Roy Batty (Rutger Hauer) w “Łowcy androidów”. Wymiata. No i Sarah Connor (Linda Hamilton) w drugim “Terminatorze” – wymiata nawet Roya :)

Czy ja wiem, ocho… Słuchaj, ja jestem na etapie wbijania mojemu trzyipółletniemu synkowi do głowy różnicy między filmami rysunkowymi a rzeczywistością. Wydaje się, że skubaniec całkiem nieźle ją rozumie. Dla przypomnienia, bohaterka “Słonecznika” ma lat 12…

Ale, jak zastrzegłem wyżej, to nie jest jakiś bardzo poważny zarzut, można spokojnie tę sytuację wytłumaczyć skopanym życiem dziewczyny. Niepoczytalność i te sprawy.

Panie, ale “Przemówienie” chyba nie spełnia warunków konkursu… Może coś przegapiłem, ale gdzie jest duch, gdzie treść fikcyjnej książki…

Spytałbym też: o co tu chodzi? ale korekta opka pod kątem konkursu jest dla Ciebie pewnie ważniejsza:)

OK. Faktycznie, nie da się ukryć… ;)

Pozdrawiam!

(BTW, powieść Endego – arcydzieło. Szkoda, że w Polsce tak mało jest ten autor znany. A “Momo”? A “Kuba Guzik”? Eh.)

Nie jestem pewien, co miał Koik na myśli pisząc o komiksach, ale “Źródło” Aronofsky’ego – jak najbardziej z “Wyspą” może się skojarzyć. Dzięki za rekomendację! Pewnie zajrzę i, zniechęcony objętością, zemknę. Długich niestety nie czytam:(

Unfallu, ale przyznaj się… Mówi Ci coś tytuł książki “Niekończąca się historia”? ;->

Rzeczywiście, romans pełną gębą! Sam wolę pisać bardziej na smutno, ale jakże mógłbym nie docenić – i czapki z szacunkiem zdjąć – tak pięknie napisanego opka… Dialogi, opisy – wszystko w punkt.

Zosia-Prosia, skoro w swoim krótkim życiu przeczytała tyle książek, powinna być trochę bardziej rozsądna. Z drugiej strony, zabezpieczyłeś się przed takim zarzutem wspominając o jej ulubionym rodzaju książek… No nie wiem, może tym, i fatalnym stanem psychicznym da się zakończenie wytłumaczyć, ale naciągane jest trochę. Tylko trochę.

Ale napisane to jest – świetnie.

Rogerze, całkiem sympatyczne opowiadanko. Trochę szkoda, że obrabiające stary temat, i w mało odkrywczy sposób, ale to się najlepiej widzi w tekstach innych – nigdy u siebie, prawda? Przynajmniej ja tak mam.

Drobne elementy dodane przez Ciebie do znanej historii (jak nawiązanie do “(Niezwykłych) przypadków Robinsona Crusoe”) sprawiają jednak, że czytało mi się… może bez zachwytu, ale z przyjemnością.

Przy Twoim warsztacie pisarskim – pewnie było to zamierzone, ale jednak źle mi zabrzmiało “z piasku wyjął kamyk”. Narzuca się, co oczywiste, “podniósł”.

Fiszu, dzięki za uwagi. Nadal nie jestem pewien, co mógłbym zmienić w opku, ale jeśli spłynie na mnie natchnienie – może jakieś przeróbki się pojawią.

Bo wydaje mi się, że zrealizowałem co chciałem: przynajmniej kilkoro Czytelników nie domyśliło się nieżywości bohatera. Nie miałem zamiaru robić tajemnicy z książki; co najwyżej taką poboczną, nie czekającą na wyjaśnienie do samego końca. Tak przy okazji, fragment jej treści pozostał praktycznie bez przeróbek od momentu jak go wklepałem, co wymagało dziesięciu sekund stukania przy wyłączonym mózgu:)

P.S. Twój P.S. od przeickna do krepki to jakś belkot niezrorumiały…

Nooo… Gratulacje! Kurczę, nie zapunktowałem u nikogo. Eh, życie:)

Dju, ale niech choć dj napisze, które się załapały do tej dziesiątki… Będzie jakaś pociecha… :)

Pamiętam Twój komentarz, pamiętam. Takich się nie zapomina. Dziękuję!

Spróbuję wybrać jeszcze jeden tekst i zalinkować go w Hyde Parku.

Jak miło!

Nie bardzo wiem, jak mógłbym ten dostrzeżony przez Ciebie potencjał wykorzystać… Następnym razem:) Antykwariat teraz wygląda tak, choć ja go lepiej pamiętam z lat osiemdziesiątych, kiedy godzinami stałem w kolejce z ojcem, którego mama pogoniła, żeby wreszcie sprzedał choć trochę tych cholernych książek, bo mu się nowe na półkach nie mieszczą…

Jedną z nich był oczywiście “Atlas chorób i szkodników buraka”, do dziś ozdoba pokoju taty:)

 

EDIT do Tenszy: Ha! Krajanka:) Pozdrawiam!

Jedyną tajemnicą, którą chciałem umieścić w szorcie było to, kto właściwie tym duchem jest. Bo że jakiś się tam pojawia, było jasne od początku. Starałem się, co zauważył i nawet docenił jeroh, trochę zmylić tropy. Domyślam się jednak, że nie o takiej tajemnicy piszesz, a raczej o atmosferze tajemniczości.  

Pewnie powinienem był o nią zadbać, rzeczywiście, ale pisząc to nie miałem takiego zamiaru. Prawdę mówiąc, jestem trochę zaskoczony, że opko wyszło mi nawet całkiem przyzwoite. Czasem widocznie lepiej nie napinać się na arcydzieło, tylko dać się ponieść chwili. Ale tylko czasem; i problemem jest rozpoznanie tej okazji:)

Dziękuję za komentarz!

 

EDIT: A zauważyłaś tytuł? :-) (a co tam, precz z fałszywą skromnością, zadowolony z niego jestem;))

Morał z wierszyka nie jest taki, że biedny kwiatuszek jaki on smutny… tylko taki, że szczęścia nie należy szukać w poklasku innych:)

A mój tekst naprawdę jest kpiną – podszytą współczującym zrozumieniem – z ducha. Autoironia, panie Koper. Autoironia:)

pustą puszkę coca-coli → puszkę po coca-coli

na tylnią szybę → na tylną szybę

miły japończyk → miły Japończyk. A Chou (Zhou) to nazwisko CHIŃSKIE:) (tak mi się wydaje po szybkim guglaniu)

apple → apple’a

na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy (…) obiecał, że go przyjmie – przyjmie go człowiek do pracy tylko na podstawie wypełnionego podania? No pięknie… Ale po co w takim razie ta rozmowa kwalifikacyjna?

W dwóch pierwszych akapitach traktujesz czytelnika jak osobę bardzo niedomyślną: tłumaczysz procedurę odpalania silnika, wyjaśniasz, czemu w zimie wesołe miasteczka nie działają…

„Choutown. Wielkie otwarcie ! Już od pierwszego maja !” – te spacje przed wykrzyknikami umyślnie? Jeśli tak, to bardzo mi się podobają. Ładny żarcik.

melodyjne dźwięki jakiejś muzyki – jakiejś melodii. Albo “dźwięki muzyki”.

Prawą ręką zaczął wystukiwać → Prawą dłonią zaczął wystukiwać. A jeśli fakt, że była prawa nie jest specjalnie istotny, pominąłbym ten wyraz.

wzięła swoje walizki – a) zabrała puste walizki (good riddance, ciapo) albo b) zabrała walizki pełne, nie rozpakowane od przylotu do USA (good riddance, flejo).

 

Nie czytam dalej, ale nie przejmuj się: głównie dlatego, że opowiadanie jest za długie jak na moje możliwości:)

 

EDIT: Pobawmy się w “znajdź dziesięć szczegółów, którymi ten akapit óżni się od poprawnej polszczyzny”:

Miał dość przeklętych Stanów Zjednoczonych. Miał dość grubych amerykańców zażerających się hamburgerami. Obiecał sobie, że będzie omijał wesołe miasteczka do końca życie i zastanowi się trzy razy zanim pod rękę dla japończyka. Wrócił samolotem do kochanej Polski, nigdzie nie czuł się lepiej jak we własnym kraju. Nigdy już nie wyjechał kuszony lepszymi pieniędzmi zagranice do pracy. Nigdy.

 

Bardzo, bardzo nie przeczytałeś swojego opowiadania siedem razy…

Hmm… z tym spojrzeniem to może i faktycznie, jeśli sobie przypomnieć zakaz podnoszenia wzroku na twarz króla/cesarza/męża. Nie pomyślałem o tym.

promieniujące → promieniejące

Cieniu, kto się potyka, ten niedaleko zajdzie. Dla mnie ten szort jest tego oczywistym przykładem.

A miało być, kurrrtka na wacie, autoironicznie i kpiarsko. Czarny humor, takie tam. Przepraszam, paciu;-)

A przy okazji, jeśli może ktoś nie wie, sześciowyrazowe opowiadania rzeczywiście powstają. Bawili i bawią się tak najwięksi – i nie tylko – pisarze. Najlepszy tego typu tekst jaki znam, prawdziwa powieść w pigułce to

“Sprzedam: buciki dziecięce, nigdy nie noszone”.

O kurczę, ponowne sorki, paciu ;-)

Przemiły komentarz, jerohu. Wpadaj częściej! Dokonałem jeszcze kilku drobnych zmian, jakby ktoś się zdziwił, że tekst szorta nie zgadza się z cytatem w poście wyżej.

Że subtelniej by było – przyjacielu, ja to wiem! Ja jestem w stanie napisać trzytomową sagę przy pomocy sześciu wyrazów. Ba, zdarzało mi się takie rzeczy umieszczać na portalu. Cóż, skoro warsztatu brakuje mi tak dramatycznie, że 80% komentarzy to były wariacje na temat “nie rozumiem”…

 

Unfallu, nie uśmiechnąłem się do Ciebie wcześniej… wybacz. Miło wiedzieć, że udaje mi się ostatnio trafiać w Twój gust, co owocuje łechcącym próżność punkcikiem przy tytule opowiadania:)

Zauważyłem jedną literówkę (strużką śliny cieknąca), może też jeszcze jeden czy dwa gorsze fragmenty, ale nie będę teraz wracał i ich szukał, bo chciałem napisać, że opko czytało się świetnie.

Natomiast jeśli chodzi o finał… jak dla mnie, właściwie żaden nie istnieje. Tzn. rozumiem, że trudno ni nazwać czyjejś śmierci finałem, ale ostatni akapit wydał mi się tak trochę ni z gruszki, ni z pietruszki. Jakbyś nie wiedziała jak zakończyć to fajne, wciągające opowiadanie.

To może wcale nie romans? Skoro nigdy żadnego nie czytałeś? Krótka ankieta:

Są zombie?

Są karabiny laserowe?

Jest zgnilizna moralna popychająca zarażone nią potwory w ludzkiej skórze do przerażających czynów?

3 * tak = romans pełną gębą:)

Na pewno z zazdrością przeczytam – ja poszedłem po linii najmniejszego oporu.

Wielce-m Paniom zobowiązany. Nie poprawiłem tylko myślnika po “z”, jedynie dlatego, że kawałek dalej pojawia się wielokropek. Mam nadzieję, że nie wygląda to jakoś wyjątkowo koszmarnie:)

To ja jeszcze poprawię Koncert Życzeń na “Koncert życzeń” i opko będzie być może mniej-więcej gotowe.

Dzięki!

  1. A faktycznie. Mój błąd. Niekoniecznie widzę uzasadnienie dla tej nietypowej (jak dla mnie) formy, ale oczywiście wycofuję się z tamtej uwagi:)

Ja to opko właśnie z myślą o konkursie pisałem:)

Dziękuję za podzielenie się uwagami. Najpoważniejszym błędem jest chyba to, że nie sprecyzowałem, co się przytrafiło niespełnionemu pisarzowi. Tak naprawdę to chodziło mi o coś banalnego (to złe słowo, ale rozumiesz), na przykład o wypadek samochodowy. Niepotrzebnie zostawiłem tę informację schowaną w głowie. Postaram się szybko poprawić:)

Pozostałe punkty – przyjrzę się, i prawdopodobnie uznam Twoje racje.

:)

Patrzeli → patrzyli

truchła jęczą?

tarasuje → taranuje

spadał w dół…

nie jeden – chyba razem

ambicja (…) nie pozwalało → nie pozwalała

wbicie zaciętego wzroku równa się okazaniu lekceważenia i pogardy? Może, choć jak próbuję to sobie wyobrazić, coś takiego kojarzy mi się raczej innymi uczuciami, np. z gniewem, uporem.

dwojga → dwóch

Nie podobało mi się, nawet poza kwestią błędów.

Przegapiłeś to: “Na skutek przemian gazowych w swoich wnętrzach, gwiazdy zaczęły powiększać swoje rozmiary i rozgrzewać się, aż do momentu eksplozji i wyrzucenia swojego budulca w przestrzeń.“

Także ten fragment budzi moje wątpliwości:

“Nawet w swojej koncepcji stwórcy, uznaliście za jego motywację właśnie tę miłość (…) wysłanie między was swojego syna, by ten w ludzkiej skórze przeszedł kaźń, zapewniając wam nieśmiertelność duszy“ – sugeruje jakoby cała ludzkość wyznawała chrześcijaństwo, co nie jest prawdą nawet teraz, kiedy jest ono w największym rozkwicie, a na przestrzeni całej historii człowieka znaczy tyle co nic (lub w najlepszym razie jest po prostu jedną z wielu religii).

Ale tak w ogóle, sympatyczne opowiadanie. Sprawnie napisane, nie przynudzające mimo braku dialogów. Pewnie dzięki zwracaniu się bezpośrednio do czytelnika. Pozdrawiam!

A ja mam:) A co mi tam, wezmę udział w kolejnym konkursie. Jak stwierdził kiedyś Sapkowski: warto się do nich zgłaszać, przynajmniej ktoś twoje opowiadanie przeczyta…

Mam też pytanie: “długość do 20000 znaków” jest jakąś sugestią co do objętości tekstu? W sensie, że preferowane będą na przykład takie powyżej 10000? Bo ja mam pomysł na szorta, nawet do tej ostatniej liczby raczej nie dociągnę:)

EDIT: Hmm… możesz już nie odpowiadać, brajcie – chyba że komuś innemu by się taka informacja przydała. Napisałem:)

Marianno, dj-u, jakże miło mi było przeczytać Wasze komentarze…

Nie tracą uroku nawet po wielokrotnym czytaniu, a wręcz przeciwnie: wciąż odkrywam kolejne ich głębie:)

Nie ja, Prokris, tylko anonimowy geniusz słowa:)

Ten kawął ma przynajmniej ze dwadzieścia lat. Ciekawe, czy jest oparty na faktach, czy w całości wymyślony…

Nowa Fantastyka