Profil użytkownika


komentarze: 23, w dziale opowiadań: 22, opowiadania: 6

Ostatnie sto komentarzy

Dzięki za uwagi, oraz wiarę w potencjał historii. Nie było moim zamiarem Cię wkurwiać. Nie wiem jeszcze co zrobić z Twoimi radami, lecz wycinka opisów jest zawsze łatwiejsza niż ich dodawanie, zatem mogę pokusić się o zrobienie innej wersji tekstu i zobaczenie, jak będzie wtedy wyglądał. Obawiam się, że odpowiedź może brzmieć “jak książki Mroza, pisarzy YA, czy innych twórców zaopatrujących kioski i dworce tego świata”, lecz nie zaszkodzi spróbować. 

Życie tak już ma, że potrafi dopaść w najmniej korzystnym, ku temu, momencie. Znam to, aż nazbyt dobrze. 

Dzięki za zwrócenie uwagi na zaimki. Niewątpliwie jest to problem w moim pisaniu, za który wypada się wziąć. 

 

“Po pierwsze: czy naprawdę każdy agent taszczył taki kawał drogi biurko? (To czemu nie łóżko?) Po drugie: czy biurko to na pewno słowo pasujące do starożytności?”

Wiesz, biurko to jest coś, co można zrobić samemu w jeden dzień, bez potrzeby wiezienia swojego prywatnego. Tym bardziej, gdy jest się otoczonym przez inżynierów i budowniczych, którzy potrafili postawić cały obóz w kilka dni. Napisałem, że miejsce było ograniczone na statkach, stąd uznałem za oczywiste, że nie brał biurka. A czy jest adekwatne do okresu? Jedynym źródłem, na ten temat, w antycznym świecie są egipskie stoły/pulpity, gdyż byli najbardziej biurokratyczną nacją świata, aż do XXw. Nie jest zatem wielkim skokiem logiki, że podobnie zorganizowany naród, jak Imperium, dodałby szuflady do instytucji stołu i stworzył w ten sposób biurko. To wszak nie telefon, czy helikopter i nie wymaga specjalnie zaawansowanej myśli technologicznej.

 

“Raczej trudno nas od siebie odróżnić…? Ale nie bardzo rozumiem, dlaczego – on facet, ona kobitka… Czy może chodzi o wszystkich agentów? Nadal dziwne.”

To było dawno, zatem możesz nie pamiętać, lecz w pierwszym rozdziale wspominałem, że mundur Forskar zawiera kaptur i maskę, więc gdy są w niego ubrani, nie da się ich rozróżnić, poza czymś takim, jak sylwetka, czy głos. Więc postronni świadkowie nie mieliby jak stwierdzić, czy jakaś postać w czerni to Sigrun, czy ktokolwiek inny z Forskar. Notabene, stąd też nie mogłem napisać, że agentka sceptycyzm miała na twarzy, tylko w oczach, gdyż były jedynym widocznym elementem jej osoby. 

 

Zrobiłam to bez żalu. Dalsze skracanie – przeprowadzę bez żalu. Bo wiem, że tak jest lepiej.”

W Twym przykładzie nie zmieniłaś swego opisu, a jedynie wycięłaś jego pierwsze zdanie; w dodatku jego problemem nie był nadmiar opisów, a fakt, że dawało niejasny obraz tego, co czytelnik ma sobie wyobrazić. To nie jest zatem takie znowu oczywiste porównanie. Jakkolwiek cenię Twoje porady, tym bardziej, iż masz za sobą dużo większe doświadczenie w pisaniu, to nie wiem na ile są, w tym konkretnie wypadku, słuszne. Odnoszę wrażenie, że za bardzo wzięłaś sobie do serca falę negatywnych komentarzy pod swoim fragmentem, domagających się od niego większej prostoty; komentarzy, z którymi się nie zgadzałem, jak pamiętasz. Czy takie myślenie typu „co też współczesny czytelnik pomyśli” nie sprawia, że Władcę Pierścieni można skrócić do „Był pierścień, rzucili go w wulkan, koniec”, bo współczesny czytelnik nie ma czasu, ani cierpliwości? Jest powód dla którego „The Northman” jest tak mocno uwielbiany przez wielu, gdyż nagle na polu fikcji goniącej za, coraz głupszym, współczesnym widzem, marveli i innego chłamu, masz film, w którym ktoś mówi „Skąpana w mojej krwi, korona ześlizgnie się z Twojej głowy, niczym wąż. Ten czyn będzie nawiedzał Twoje bezsenne noce, aż ognista zemsta nie pożre Twego ciała” (tłumaczone teraz, na szybko), a nie „Stracisz tę koronę, chuju”. Pewnie, że to się nie sprzedaje tak dobrze, lecz ja nie piszę celem sprzedawania się jakkolwiek, gdyż jestem wystarczająco ukontentowany z obecnej kariery. Czyż współczesny czytelnik nie jest kreaturą zlepioną z social mediów, memów i filmików, które nudzą po 5s? Nie mogę powiedzieć, bym priorytetyzował opinię kogoś takiego, gdyż tym sposobem zmienimy całą literaturę w pamflety i pisarskie ekwiwalenty TikToków. 

Podejrzewam, że Twój pogląd może być też poniekąd zaburzony, poprzez większe wystawienie na literaturę gatunku. Osobiście, ja nie skończyłem żadnego fantasy, ani sf, za jakie się brałem od ostatnich lat, gdyż wszystkie pisane są tak nudno i bezpłciowo, że nie da się przez to przebrnąć, nawet gdy fabuła jakimś cudem wybiegnie poza kliszę. Nie bez powodu „Wiedźmin” pozostaje jedną z najlepiej napisanych serii fantasy, gdyż Sapkowski nie wzorował się na tym gatunku i jego standardach, a na Sienkiewiczu. Jemu też niechybnie radzono, żeby pisać „Ruchali się”, ewentualnie, jak GRRRR Martin wielce ambitnie „Wsadził chuja w cipkę”, a nie „Kołysany utonął w rumiankowym morzu, które wzburzyło się i zaszumiało, zatraciwszy spokój.” 

Nie wiem czy nie jestem w błędzie, szczerze mówiąc. Nie jestem żadnym autorytetem. Ty patrzysz z perspektywy autorki, która chce być wydana i czytana przez wielu, ja z perspektywy kogoś, komu po prostu siedzi w głowie zbyt wiele pomysłów, by nie przelać ich na papier, serwetki, ekrany i wszystko inne, co wpadnie pod rękę. Żadna z tych perspektyw nie jest lepsza, lecz obie dają drastycznie różne obrazy tego, jak powinna wyglądać książka. Tak czy inaczej, wstrzymam się jakiś czas, ze skracaniem.

Dzięki : ) Faktycznie ten rozdział powstawał etapami, które następnie usiłowałem połączyć w stosunkowo gładki sposób, co najwyraźniej nie zakończyło się specjalnym sukcesem. Cieszę się jednak, iż pomimo tego, jest na tyle dobry, by wzbudzić pozytywne emocje. 

Określenie go mianem mostu między aktami także jest całkiem trafne. Starałem się użyć tego fragmentu, by uzupełnić wszelkie braki w ekspozycji, zanim rzucimy się w pęd fabuły i nie będzie czasu, ani sensu, na zatrzymywanie się, by tłumaczyć zasady rządzące tym światem. 

Gratulacje! Dwa i 1/3 tomu to niemała ilość materiału; nie chciałaś szukać wydawnictwa już po napisaniu pierwszego? Daj znać, gdy “wkrótce” nadejdzie, to z chęcią przeczytam : )

Notabene, niedługo wrzucę tutaj piąty i dalsze części, lecz tak dobrze pisało mi się zakończenie, że nie chciałem psuć sobie flow, poprzez wracanie do pierwszych rozdziałów.

Na przestrzeni wielu lat spędzonych na morzu, widziałem rozmaite zachody Słońca, w tym także i te czerwone, niemniej jednak nie powiem bym na ten widok myślał o ranach i żelazie. To raczej moment gdy cały świat zdaje się uspokajać i zapraszać do cichej refleksji, do porzucenia gonitwy za obowiązkami na rzecz podziwu nad tym jak krwisty feniks kończy swą wędrówkę przez niebo, by odrodzić się na wschodzie następnego dnia. Za każdym razem inaczej, lecz za każdym razem niezawodnie pięknie. Ta wizualna różnorodność oferowana przez zachodzace Slonce zawsze napełnia mnie przemozna checia by wyjsc ze swej kajuty, lub chociaz wyjrzec znad biurka i po prostu obserwowac taniec barw na niebie, chmurach i falach oceanu.

Problem polega na tym, ze najpiekniejsze i najbardziej inspirujace są te zachody, gdy słowa okazuja się zbyt bezbarwne i nędzne, by oddać widok przed oczami. Jakby nasz wewnętrzny leksykon poddał się przy pierwszym spojrzeniu, a zdolnosci jezykowe opuscily, pozostawiajac czlowieka samego w otchlani chaosu i zachwytu. Cudowne wrażenie, lecz poniekąd kłopotliwe, gdy chce się je przelać na papier. Niemniej jednak życzę powodzenia w uchwyceniu tego nieuchwytnego wrażenia, jak i dalszym pisaniu. Masz już pomysł na całą książkę? Zamierzasz ją tu publikować w miarę tworzenia, czy też co najwyżej konsultować problematyczne fragmenty?

Nie czuję potrzeby poprawy swego humoru, gdyż znajduje się on i tak na satysfakcjonującym poziomie, niemniej jednak dziękuję za troskę : )

Nie przejmuj się zjazdem za patos pod swoim fragmentem; ostatecznie po to tu jesteśmy, by wystawiać się na opinie ludzi spoza naszego kręgu znajomych, o rozmaitych poglądach i rodzajach doświadczenia za pasem. Wybacz także, że nie zauważyłem tego postu i nie skomentowałem, lecz nie zaglądam na HydePark. Jeśli interesowałoby Cię moje zdanie, jako amatora na podobnym stopniu “kariery”, to według mnie powinnaś pisać tak, jak przychodzi Ci najbardziej naturalnie i jak sprawia Ci to najwięcej przyjemności, gdyż tak będziesz miała najlepsze szanse na pisanie codziennie i nie odkładanie tej czynności na później. Co najwyżej poddałbym pewnej zmianie pierwsze zdanie, gdyż broczenie żelazem z otwartej rany kojarzy się z otwartym portalem, z którego lecą fragmenty statku kosmicznego. Przeczytałem to i pomyślałem “Wow, jaki świetny początek.”, by potem przejść w “A, to tylko zachód. No cóż.”. Niemniej jednak, jeśli dobrze pisze Ci się w tak poetycki sposób, to moim zdaniem tak właśnie powinnaś pisać, a najwyżej po zakończeniu poddać swoje dzieło adekwatnej obróbce, wycinając niektóre opisy, będące najbardziej “na siłę”. 

Miło Cię tu widzieć : ) Jakkolwiek usiłuję mieć dystans do ocen swoich prac, to świadomość, że ktoś je czyta, jest mimo wszystko wielką przyjemnością, podobnie jak wszelkie komentarze. 

 

“O ile dobrze pamiętam, wcześniej książę nie mówił w taki egzaltowany sposób”

Racja, w pierwszym szkicu opowiadania książę mówił tak cały czas, lecz uznałem to za zbyt irytujące i zmieniłem jego język na bardziej naturalny; te wypowiedzi umknęły jednak mej uwadze

 

“To tak zwana zaimkoza – nauczyłam się z nią walczyć całkiem niedawno, na tym Forum właśnie. xD”

Wygląda na to, że jak także muszę się jej oduczyć.

 

“To jest najgorsze zdanie w całym opowiadaniu”

Nie sądziłem, że to tak wielki problem, lecz widzę co masz na myśli. Mniemałem początkowo, że lepiej pozostawić konkrety wyobraźni, ale taki start może faktycznie być lepszy. 

 

“Wybuch wściekłości Zartara – oraz jego uzewnętrznienia – są sztuczne, niewiarygodne i po prostu nie na miejscu. Gdyby miał takie słabe nerwy, nigdy nie zaszedłby tak daleko. Myślę również, że to słaby moment, aby przedstawiać jego historię – zwłaszcza, że nie ma tutaj żadnych konkretów, a jedynie ogólniki, które czytelnik sam mógłby sobie dopowiedzieć, bez brnięcia przez 2 strony krzyków (dość niezrozumiałych w tej sytuacji).

To po prostu nie pasuje do tej postaci, która moim zdaniem powinna być perfekcyjnie opanowana, a także skryta.”

Dobijasz mnie, albowiem wybuch Zartara przeniosłem tutaj z jednego z późniejszych rozdziałów, właśnie za Twoją radą, względem wszystkich postaci będących podobnych do siebie, skrytych, genialnych, elokwentnych intelektualistów. Nie oznacza on jednak utraty kontroli, gdyż nagły wybuch może być skuteczniejszym argumentem, niż spokojna racjonalizacja, czy delikatna perswazja. Jeśli Twój szef będzie komplementował Cię i karał zależnie od okoliczności, oba zachowania stracę wagę dla Twej podświadomości. Będą po prostu normą, elementem otoczenia. „Wykonałam zadanie, zatem należy się podziękowanie/gratulacje/bonus”. Jeśli jednak Twój szef zwyzywa Cię bez powodu, będziesz niezmiernie bardziej podatna na wszelkie oznaki sympatii z jego strony. Ten sam mechanizm powoduje zresztą, że ludzie pozostają w patologicznych związkach, gdyż wobec losowych, agresywnych zachowań, jesteśmy bardzo łasi na wszelką pozytywną stymulację. Mały prezent czy drobna uprzejmość potrafią wtedy zadziałać mocniej, niż przenoszenie gór przez kogoś, kto traktuje nas zawsze po ludzku. Dlatego Zartar zaczyna pełen patosu, lecz widząc że argumenty nie trafiają do odbiorcy, przerzuca się na emocjonalny wybuch i zarzuty względem księcia, by potem pozornie się uspokoić, podzielić swoim sekretem i zaoferować inną drogę, udając że zaakceptowałby odmowę. Mieszanka wobec której nawet ktoś, kto wie co mu się robi, byłby w dużej mierze bezbronny. 

 

“Naiwne. Zdecydowanie zbyt naiwne jak na kogoś, kto w tym samym rozdziale odgaduje w pewnym momencie cyniczny zamysł Zartara.”

Dobre znalezisko, chociaż wydaje mi się, że można być naiwnym względem natury świata, a jednocześnie znać kogoś cynicznego na tyle dobrze, by widzieć jego ukryte zamiary. Przychodzi do głowy chociażby Belizariusz, który potrafił wymyślać niespotykanie inteligentne intrygi, lecz raz za razem gubiła go wiara w człowieka i ignorancja na realia otaczającego świata. 

 

Mam nadzieję, że moje kontrargumenty Cię nie zniechęcają, a są raczej widziane przez Ciebie jako wymiana poglądów i ciekawostek. Pozdrawiam : )

GreasySmooth – Dziękuję za komplement i uwagi!

“Bardzo sugestywny opis świata wyrzutków, nie wiem, czy jednak, czy nie przesadzony. Wszędzie gówno, wszyscy otępiali. Jakieś cwane łachudry się nie trafiły?”

Cwane łachudry są już na służbie Zartara, co kreuje pewien ich deficyt wszędzie indziej. 

“Krwawa orgia – ależ opisz pan! Tu się dużo gada, a akcja w jednym zdaniu zbyta.”

Wolę nie epatować przemocą, zostawiając ją Twojej wyobraźni, która zazwyczaj jest zdolna do wykreowania większych koszmarów, niż najbardziej wyszukane opisy. Ograniczam się zatem jedynie do popchnięcia jej we właściwym kierunku i pozwolenie na tworzenie potworności, jak politycy inspirujący swoje bojówki.

“<żeby mu żyłka pierdząca od tego patosu nie pękła>”

Ciekawe, że tak zareagowałeś, gdyż niemal identyczny tekst pokroju „shut up, Hannibal” serwuje tej postaci główny bohater, gdy wreszcie następuje ich konfrontacja. Zresztą nawet książę mówi mu w tym rozdziale, że jego piękne słowa to tylko przykrywka.

 

 

Victoria92 – Dziękuję bardzo; miło mi znów Cię tu widzieć!

“Nie wiem czy do tego zmierzasz, ale podoba mi się, że książę atakowanego kraju nie jest jakimś geniuszem wybranym przez bogów, jak w Diunie czy 90% fantasy/sf, tylko odciętym od świata snobem”

Tak, mniej więcej w taki ton planowałem uderzyć, poniekąd znudzony tym, jak często fantasy ma tendencję do czczenia szlachty i rodzin królewskich, podczas gdy nie byli to ludzie warci ani czci, ani nawet tego, by na nich splunąć. 

“Też chciałabym wiedzieć coś więcej o tym bladym mordercy, gdyż wydaje się bardzo interesującą postacią. Czy to próba podlizania się pod ekranizację Netflixa poprzez wrzucenie osoby trans? ;)”

Blada postać będzie raczej pozostawać w tle, gdyż co prawda mam rozpisaną jej biografię, to jednak jej implementacja w głównej fabule miałaby raczej negatywny skutek. Wolę trzymać się mocno naszych głównych bohaterów i ich konfliktu z antagonistą. Możliwe, że co najwyżej przerobię jej historię na opowiadanie, jeśli będzie ku temu okazja w postaci adekwatnego konkursu.

Cenna uwaga i dobra obserwacja, aczkolwiek nie powiem, by było to całkowicie nieintencjonalne. Ostatecznie inaczej zachowujemy się przy przyjaciołach i osobach którym ufamy, a inaczej wobec kogoś generalnie nam wrogiego. Scorn taki, jaki jest normalnie, nie zdołałby niczego wyciągnąć z prawnika, zatem musiał przybrać adekwatną maskę. Czyż sami tak nie robimy w życiu zawodowym, tym bardziej będąc na pozycji niosącej pewien autorytet, jak policjant czy wojskowy? Gdy w pracy rozmawiam z innymi oficerami, urzędnikami portowymi, lub załogą jestem zupełnie inny, niż kiedy rozmawiam ze swoimi bliskim. Powiedziałbym wręcz, że jestem też zupełnie inny dla każdej osoby w pracy. Bardziej brutalny przykład to pracownicy obozów koncentracyjnych, którzy potrafili toczyć normalne życia, a jednocześnie przez osiem godzin dziennie dokonywać ludobójstwa.

Jeśli uznasz, że rozdział piąty, gdzie poznamy najlepiej myśli i osobowość Scorna, wciąż ukazuje je niewystarczająco, to dodam adekwatne poprawki do trzeciego. Coś w rodzaju „Westchnął ciężko, zbierając się, by ponownie przyjąć maskę strasznego agenta Forskar. By zabić w sobie empatię, troskę i łaskę, narzucając im kaganiec chłodnej racjonalności, oraz brutalnej logiki Ładu” (pisane teraz z głowy jako przykład, proszę się nie śmiać). Naturalniej nie czuj się zobligowana do udzielania porad pod przyszłymi rozdziałami; zdaję sobie sprawę, że czas to cenny zasób i możesz chcieć go spożytkować na coś innego. Niemniej jednak zawsze miło mi czytać Twe uwagi i komentarze : )

“Każdy jest błyskotliwy i super-sprytny, często również elokwentny, a do tego super pewny siebie i ma odpowiedź na wszystko. (Dodatkowo żadna z postaci Wegnera absolutnie nie zniesie żadnej obrazy i “nie da sobie w kaszę dmuchać”, prędzej dobędzie szabli, jak jej nastąpisz na buta. xD)”

Poniekąd mnie uspokoiłaś powyższymi zdaniami, ponieważ wybitnie odbiega to od moich postaci. Chociażby Scorn jest całkowitym zaprzeczeniem samca alfa, ma gdzieś czy ktoś go obraża, deeskaluje konflikty gdy tylko może, potrafi być empatyczny i troskliwy, a jego wiedza jest raczej encyklopedyczna i umiarkowanie praktyczna. Muszę jednak popracować nad tym, by szybciej okazać te charakterystyczne cechy, u niego i Sigrun. 

 

“Po Twoim komentarzu zastanawiam się, czy te moje skojarzenia z Meekhanem nie wynikają po prostu z faktu, że jeśli chodzi o jakieś fantasy militarystyczne, to czytałam jedynie Wegnera – może ten gatunek po prostu musi tak wyglądać?”

Świadom, że lwia część fantasy toczy się wokół konfliktów zbrojnych, wojen i bitew, usunąłem je niemal całkowicie ze swojego tekstu, skazując na rolę tła, zatem mam nadzieję, że podobieństwa ulegną dezintegracji. Jedyny rozdział pisany z perspektywy wojskowego całkiem wyrzuciłem; chociaż niewykluczone, że opublikuję go tu kiedyś jako osobne opowiadanie, gdyż to wydaje się najpopularniejsza tutaj forma wypowiedzi narracyjnej.

 

Pozdrawiam : )

Jakkolwiek nie zgadzałbym się z opinią Osvalda, to jednak nie widzę powodu by się nią bulwersować, gdyż to jedynie karanie swoich nerwów za cudze słowa. Ostatecznie jesteśmy na tym forum po to by, tak przynajmniej sądzę, poprawiać swoje umiejętności i wystawiać na opinie ludzi spoza naszych kręgów znajomych, a nie po to by mieć echokomorę pełną zachwytów. Nawet gdy jakaś opinia jest niesłuszna, to wciąż stanowi cenne źródło informacji i może być wykorzystana ku dobremu. 

Co zaś tyczy się samej bajki, to podobała mi się, gdyż korzystając z takiej formy możemy skomentować rzeczywistość w sposób, który jest nieosiągalny dla każdego innego gatunku; opowiedzieć w prostej formie o zdarzeniach tak strasznych i skomplikowanych, że inaczej oddalibyśmy im sprawiedliwość jedynie setkami stron ciężkiej lektury. Przypomina to trochę “Fable of the dragon tyrant”, które w bajkowy sposób opowiada o tym, że nie możemy akceptować śmierci, jako naturalnego stanu rzeczy. Po części dlatego sam preferuję fantasy, gdyż mogę tak komentować rzeczywistość, będąc jednak od niej odsunięty.

Co najwyżej zrezygnowałbym z cara i generalnego wschodniego klimatu, dzięki czemu Twoja bajka byłaby bardziej uniwersalna i mogła odnosić się do rzezi Palestyńczyków, ataków na Jemen czy dziesiątków innych, bezsensownych i krwawych konfliktów, toczonych w imię bzdurnych ideałów, martwych bogów, czy zwykłej chciwości paru skurwysynów. 

Pozdrawiam

“Na ten moment: Meekhan IIcheeky

Spadaj ; P

 

“Obawiam się, że ja już go pomyliłam. “

Cóż, jak mogłaś zauważyć przy dalszej lekturze, zdanie dalej sam przyznaję, że obecnie go nie posiadam i jedynie liczę na wyrobienie z czasem, w miarę prób. 

 

“Myślę, że powinieneś zrobić sobie krótką przerwę w pracy nad książką – a to na rzecz przeczytania Wegnera.”

Przeczytałem dzisiaj pierwsze kilka opowiadań o Górskiej Straży i nie wiem czy teraz nie potraktować Twego porównania jako obelgi. Jakkolwiek dobrym pisarzem musi być Wegner, skoro wydał sześć książek, to start miał bardzo ciężki i chociażby jego szczegółowe opisy postaci przypominają opowiadania licealisty/studenta. Przesadnie przemądrzałych, błyskotliwych i pewnych siebie postaci także nie zauważyłem, przynajmniej póki co i przynajmniej nie w takim stylu jak moje. Nie mówiąc, że świat mamy kompletnie inny, gdyż tutaj magia jest na każdym niemal rogu, a w moim uniwersum jest to niebezpieczna siła, której używa się tylko w ostateczności i tylko przez ekspertów. U niego Cesarstwo jest bardziej jak fantasy Rzym, ze stosunkowo ludzkimi kontaktami z sąsiadami i polityką wewnętrzną, u mnie Imperium to cywilizacja kompletnie obca naszemu światopoglądowi, gdzie każdy widzi siebie tylko jako część maszyny, która ma za zadanie zbudować lepszy świat i jest ku temu szkolony/indoktrynowany od dziecka. 

Notabene byłem zawiedziony faktem, że nazwa brzmi Meekhan, a nie Mekhaan. „Meek” przypomina dźwięk wydawany przez małą myszkę, zatem nie jest czymś, co chciałoby się umieścić w nazwie swego cesarstwa. 

Tak czy inaczej wierzę, że miałaś powody do takiego porównania i postaram się znaleźć sposób, by temu zaradzić. Do tego już w trzecim rozdziale pokażę unikalne cechy każdej postaci. Materiału ku temu jest sporo, gdyż każdemu wymyśliłem długą biografię, zatem relatywnie łatwo powinienem coś nakreślić.

 

“Nie chodzi tylko o dobór słów – po prostu pamiętaj o “linii czasu”, skoro wrzuciłeś tam jod i sód, równie dobrze mógłbyś wrzucić satelity i GPS. Pasuje? Nie bardzo. :P”

To akurat nietrafione porównanie, gdyż sód i jod istniały już od dawna, lecz nie zdawaliśmy sobie z tego istnienia sprawy, zaś satelity i GPS stanowią wytwór człowieka, na dodatek relatywnie nowy. 

 

“P.S. Co do klików do biblioteki, to fragmentom i tak nie można ich dawać, jakby co. ;)”

Jestem tego świadom, lecz nie powiem by spędzało mi to sen z powiek. 

 

Raz jeszcze dziękuję za wyczerpującą analizę, tym bardziej iż skupiasz się w niej na fabule i stylu, czyli rzeczach będących stricte na moich barkach, a nie ortografii czy interpunkcji, które ostatecznie można zrzucić na profesjonalnych redaktorów. Mam nadzieję, że następne rozdziały przypadną Ci bardziej do gustu. Już teraz dokonałem w nich rzezi dialogów, co powinno zniwelować chociaż jeden punkt zapalny.

 

Pozdrawiam : )

Victoria 92 – Dziękuję za pochwałę! Bardzo miło mi to czytać.

 

DHBW – Dopiero teraz zobaczyłem, że komentowałaś także pierwszą część i już tam porównywałaś mnie do Mekhaanu. Wybacz brak odpowiedzi! Byłem pewien, iż ten rozdział jest już przez wszystkich zapomniany, uwzględniając ile ciekawych i oryginalnych opowiadań pojawia się na tym forum każdego dnia, zatem nie zaglądałem nawet do komentarzy. 

Musiałem zobaczyć teraz czym jest ten Mekhaan, gdyż nie dane było mi zapoznać się wcześniej z tą serią. Szczęśliwie nie grozi mi jednak oskarżenie o plagiat, gdyż mocno się rozbiegamy, a podobieństwa wynikają bardziej z inspiracji Rzymem. Chociażby w „moim” Imperium, co wyjdzie w bodajże piątym rozdziale, wszyscy są efektem krzyżówek genetycznych, nie tylko czarodzieje, a dzieci od najmłodszych lat trenowane są do roli, jaką mają pełnić. Nie ma też żadnego konfliktu między Cieniami i Forskar, a tylko konflikt dwójki bohaterów i jednej siły, stojącej za wszystkimi atakami na nich (oraz za rzezią z pierwszego rozdziału). 

Dziękuję za zauważenie, że postacie są podobne do siebie nawzajem, a na dodatek podobne do postaci z serii o Mekhaanie. O ile na to drugie ciężko mi cokolwiek poradzić, to nad pierwszym popracuję. Liczę także, że w miarę postępu fabuły wszyscy będą bardziej unikalni, gdyż ja osobiście odnoszę takie wrażenie. Naturalnie nie jestem obiektywny, ponieważ znam te postaci najlepiej, mając w głowie dziesiątki stron biografii dla wszystkich głównych bohaterów, zatem tym bardziej dziękuję za zwrócenie uwagi na to, że póki co za bardzo się ze sobą zlewają. Popracuję nad tym, by już w tym trzecim (i następnym, czwartym) rozdziale ukazać unikalną esencję każdej postaci i uwypuklić ich najbardziej charakterystyczne cechy.

Prawnik akurat pojawia się jedynie w tym momencie i ma być tylko sposobem na przedstawienie informacji o świecie, oraz przeszkodą na drodze Scorna, zatem chciałem sprawić, by każdy natychmiast widział konkretny typ postaci. Przyjaciółka po lekturze zasugerowała nazwanie rozdziału „Better Call Bjorn” i uznałem to za sukces, gdyż mniej więcej takie wrażenie chciałem wywołać.

Skrócenie dialogu jest konieczne, tak jak mówisz, aczkolwiek te fragmenty są dla mnie największą przyjemnością w pisaniu, co może poniekąd utrudnić mi ich redakcję. Każdą konwersację wyrzucam z siebie tak szybko, jak tylko nadążam uderzać w klawisze i często są pierwszymi rzeczami jakie piszę w każdym rozdziale, co zaiste może rezultować przerostem formy nad treścią. Mam zresztą całe strony rozmów różnych postaci ze sobą (zwłaszcza Scorna i Sigrun), które wyrzuciłem całkiem z tekstu, gdyż kompletnie zabijały tempo fabuły, lecz musiałem je napisać mimo wszystko.

“Sorki, ale powinieneś MOCNO przemyśleć swój dobór słownictwa.” Nie ma za co być sorry. Dziękuję, że zauważasz takie rzeczy. Rzeczywiście ciężko jest mi przerzucić się na „starożytny” dobór słów, tym bardziej, że tworzę w tej starożytności wyjątkowo zaawansowane społeczeństwo. Teraz jednak przejrzę wszystko uważnie tylko pod tym kątem i mam nadzieję, że wyczyszczę wszelkie współczesne nawiązania.

Logu nie jestem pewien, lecz jako oficer marynarki uważam je za najlepsze słowo do użycia w tym momencie. Co prawda nie mogłem znaleźć jego etymologii, lecz wiem, że używano go od co najmniej XV w., zatem stosunkowo bezpiecznie można wrzucić je do starożytności. 

Fortyfikacje zostały wzniesione nie tylko celem asysty w oblężeniu, lecz także by mieć bezpieczną bazę wypadową na dalsze etapy inwazji. Dlatego nawet gdyby twierdze zdobyto z marszu, i tak musieliby ją obudować dodatkowym murem, żeby mieć gdzie pomieścić namioty dla wszystkich uczestników kampanii. Wierz mi, że chciałem zaszpanować, jak to określiłaś, i pierwotnie zacząłem ten rozdział długim opisem zdobywania twierdzy, wzorowanym na oblężeniu Alezji przez Cezara, lecz ostatecznie skróciłem go do obecnego stanu.

Dziękuję za skomplementowanie opisu walki. Rzeczywiście znam się na tym trochę, zarówno z teorii, jak i praktyki. 

Zasada krótko i do rzeczy jest jak najbardziej słuszna, jednak osobiście bardzo chciałbym opanować pisanie rozbudowanym i oryginalnym stylem, takim którego nie można pomylić z żadnym innym. Wiem, że obecnie go nie posiadam, lecz mam nadzieję, iż metodą prób, błędów, błędów i błędów, uda mi się go osiągnąć. Może nie będzie to popularne, lecz i tak nie liczę na poklask oraz światową sławę, a jest to styl, który zawsze do mnie przemawiał, zatem do takiego stylu będę dążył. 

Przy okazji odpowiem Ci na zarzut o roboczy tytuł tego tekstu, jaki postawiłaś pod pierwszym rozdziałem. Otóż taki właśnie ma być, gdyż nie mam kompletnie pomysłu na prawdziwy tytuł, a musiałem coś napisać przy publikacji na tym forum. Użyłem zatem pierwszego tytułu jaki przyszedł mi do głowy i póki co tak zostało. W związku z tym, to naprawdę jest „jeszcze nienazwana historia”. Jeśli masz jakieś sugestie w tym względzie, to chętnie ich wysłucham.

Pozdrawiam : )

Wybacz zatem, że zacząłem się wymądrzać, zakładając niesłusznie, że chodziło Ci o same idee, a nie określenia, jakich użyłem wobec nich. W takim wypadku faktycznie masz rację i będę musiał poszukać czegoś bardziej adekwatnego. 

Rozdział 3 już wrzucony. Jak zawsze byłoby mi bardzo miło usłyszeć Twoją opinię, aczkolwiek jest dość długi, zatem zrozumiem brak czasu ku temu. Pozdrawiam!

Dzięki za łapankę! Generalnie ze wszystkim masz rację, co postaram się uwzględnić w następnych poprawkach, jednak do kilku punktów czuję potrzebę się odnieść. 

 

„Horror” może i jest nowoczesnym słowem, lecz jest ono bardzo sugestywne, momentalnie wywołując odpowiednie uczucia. Podobnie jak „terror”. „Potworności” są dobrą alternatywą, jednak moim zdaniem brakuje im tej mocy. Notabene „Szaleństwo zawieszone w próżni” brzmi jak tytuł Lovecrafta, nieźle Ci wyszło : D

 

Gdy król chwycił go za brodę i delikatnie ją uniósł, zrozumiał, że może mówić dalej.

Nie podoba mi się ten gest, zbyt skomplikowany jak na sytuację. Dałabym, że skinął głową czy coś takiego.”

Skomplikowany gest podkreślający służalczy stosunek względem autorytetów to coś, w co celowałem, więc raczej go zostawię.

 

topliwy głos

JAKI? o.O Pierwsze słyszę.”

Wiem, że pierwsze słyszysz, gdyż nie jest to określenie powszechnie używane, a mój wymysł. Nie jestem do niego całkowicie przekonany, jednak wydaje mi się, że oddaje pewną oślizgłość, bez tak negatywnych konotacji jakie ma to słowo. 

 

pieniądze to jedynie narzędzie kontroli nad masami, kolektyw jest silniejszy niż jednostka,

Brzmi… eee… bardzo lewicowo. Jesteś pewien, że chcesz to osadzić w starożytności? :P”

Może brzmi to lewicowo z naszego punktu widzenia, lecz to jedynie współczesna łatka dla bardzo starych idei. Inkowie chociażby nigdy nie wdrożyli czegokolwiek, co mogłoby służyć za walutę, otrzymując bez niej wszystko, czego mogli potrzebować od państwa. Gdy Rzym był jeszcze wioską bez wielkiego znaczenia, w Chinach już istniały wysoce wyspecjalizowane struktury społeczne, gdzie umiejętności liczyły się bardziej niż urodzenie czy znajomości, o niesamowicie rozwiniętej biurokracji, która wywołałaby panikę u dzisiejszych wolnorynkowców. Gdzie każdy widział siebie jedynie jako część potężnej maszyny, jaką jest kraj, a nie indywidualną jednostkę. Podobnie rzecz się miała w Egipcie, gdzie już od czasów Starego Państwa widziano ludzkość jako podlegających Ma’at, czyli ładowi nadającemu każdemu rolę w życiu, którą należy wypełnić najlepiej jak się potrafi, niezależnie jaka nie byłaby to rola. Faraon urodzi się wyżej w hierarchii niż chłop, lecz oznacza to jedynie, że ma więcej obowiązków wobec Ma’at i trudniej mu zrealizować swoją powinność wobec niej. Ponad to w społeczeństwie, które wyrosło z ekstremalnie nieprzyjaznych warunków atmosferycznych, takie podejście do życia było po prostu konieczne; nazwałbym to utylitaryzmem, nie lewicowością, jeśli już. Nie bez powodu Skandynawia jest ojczyzną socjaldemokracji, gdyż od tysięcy lat wiedzieli tam, że każde lato to tylko okazja do przygotowania się na zimę, a obowiązkiem silnych jest ochrona słabych, bo inaczej całe plemię umrze. Imperium w moim opowiadaniu wyrosło na tym samym fundamencie, tylko pociągniętym do ekstremum. 

 

Cieszę się, że Zartar Ci się podoba jako postać, gdyż z taką intencją go pisałem. Będzie go jeszcze sporo w przyszłych rozdziałach. Jego sposób prowadzenia biznesu jest nowoczesny, lecz nie przesadnie; starłem się, by wszystko co robi to były jednak stosunkowo prostolinijne intrygi, które wywołałyby politowanie u pierwszego lepszego ekonomisty dzisiaj, czy nawet u pierwszych biznesmenów z początków kapitalizmu. Jego prywatna straż pożarna jest zaś wzorowana na straży pożarnej Crassusa, który był jednym z najbogatszych ludzi w historii, po części dzięki takiemu biznesowi, zatem ewidentnie jest to funkcjonalny model.

 

Trzeci rozdział wrzucę jutro i tam powiązania całej historii powinny być już oczywiste, gdyż wrócimy do dwójki bohaterów z pierwszego rozdziału. Pozdrawiam : )

DHBW, cieszę się, że oba rozdziały Ci się podobały. Możliwe, iż za gorszym językiem stoi nadmiernie intensywna redakcja, której ofiarą padły co barwniejsze zdania. Czekam z niecierpliwością na przyszłą łapankę.

Victoria92, tak. To jest druga strona konfliktu, aczkolwiek nie wiem jak ukazać to w bardziej oczywisty sposób, bez bicia czytelnika po głowie. Liczę, że w miarę czytania będzie to widać lepiej. 

Dzięki za uwagi i asystę w korekcie! Wybacz nieobecność, lecz byłem przez ten czas pozbawiony dostępu do internetu. Niemniej jednak telefon miałem ze sobą, zatem dokonałem w międzyczasie redakcji następnych rozdziałów. Dzisiaj powinienem wyrobić się z przerzuceniem ich do Worda i opublikowaniem tutaj Rozdziału II, zatem będziesz mógł ocenić stopień poprawy. 

Pozdrawiam i dziękuję raz jeszcze.

Po Twym pytaniu na koniec odnoszę wrażenie, że chcesz bym zaprzeczył, lecz osobiście nie widzę powodu: to bardzo szczegółowa analiza i bardzo przydatne narzędzie do poprawy mojego stylu, zatem jak dla mnie możesz kontynuować tak długo, jak tylko Ci się chce i czas pozwala. Druga opinia jest w końcu zawsze cennym zasobem i głupio się jej pozbawiać.

Możesz także zaczekać na drugi rozdział, by zobaczyć różnicę w stylu po redakcji i poprawkach. Będziesz miał też wtedy lepszy ogląd fabuły.

Jakkolwiek wdzięczny jestem za poświęcanie czasu i wysiłku na pomaganie mi w redakcji, tym razem czuję potrzebę odpowiedzi na niektóre uwagi. Z wszystkimi pozostałymi się zgadzam i już zaimplementowałem odpowiednie zmiany w tekście, jednak akurat w tych nielicznych aspektach poniżej czuję się wystarczająco wykwalifikowany by się wypowiedzieć (co też właśnie zrobię).

 

“Zastąpiłbym „upojność nocy” jakimś konkretem. Libacją alkoholową, hazardową grą do świtu, orgią… Upojna noc mówi aż za wiele, nie mówiąc niczego.”

Jednym z najpotężniejszych narzędzi każdego pisarza (nie żebym miał się za jednego, mówię tu o zasadzie) jest sprawienie by wyobraźnia czytelnika wykonała za niego całą pracę: opis zawarty na stronach ma jedynie popchnąć tę wyobraźnię we właściwą stronę. Każdy ma inną definicję upojnej nocy, zatem każdy zobaczy coś innego czytając te słowa, a precyzowanie tylko alienowałoby część czytelników. Co jeśli napiszę “po libacji alkoholowej”, a przeczyta to abstynent? Nie będzie miał żadnego punktu odniesienia. To samo tyczy się “po orgii”, “po grze”, itp.

 

“Brakuje określenia pozycji, najprawdopodobniej kucznej. Bo dalej jest o wstaniu na równe nogi.”

Ciężko rysować na śniegu stojąc, a to czy Scorn w tym momencie klęczy, kuca, czy siedzi nie ma specjalnego znaczenia, zatem tego nie precyzuję. Ponownie to samo, co wyżej: im bardziej precyzuję takie nieważne detale, tym większa szansa na to, że stanę na drodze Twojej wyobraźni w tworzeniu obrazu, który jest najlepszy dla Ciebie. Po części dlatego też wszelkie opisy postaci są bardzo lakoniczne i uwzględniam jedynie niezbędne szczegóły. 

 

“Już znali i stosowali papier w tamtych czasach?”

Papier stosowano już w III wieku BCE, zatem nie jest niczym szokującym zobaczyć go w starożytności. Nie wspominając, iż “tamte czasy” to w tym wypadku 361 rok imperialny na fikcyjnym kontynencie, fikcyjnego świata, zatem wszelkie trzymanie się realiów wynika jedynie z mego zamiłowania do epoki, a nie konieczności: nawet prasa i druk byłyby akceptowalne, gdyż jest to uniwersum jedynie podobne do naszego, a nie dokładnie takie samo. Tym bardziej, iż cywilizacja do której należy dwójka głównych bohaterów jest bardziej zaawansowana technologicznie niż reszta świata. 

 

“Zrezygnowałbym z podkreślonego. Wiemy, kto nakreślił runy.”

Też zastanawiałem się, czy potrzebne jest to sprecyzowanie, lecz ostatecznie uważam, że lepiej je zostawić. Inaczej czytelnik mógłby uznać, iż były tam też jakieś inne runy. 

 

Jeszcze raz dziękuję za Twój czas i wysiłek, bardzo to doceniam. Liczę, iż z każdym kolejnym rozdziałem proporcje rzeczy, które Ci się podobają w stosunku do rzeczy, które Cię rażą będą ulegały poprawie. 

Nie ma problemu: mało kto może pochwalić się satysfakcjonującą ilością wolnego czasu, tym bardziej taką pozwalającą na asystowanie obcym ludziom w internecie. I tak dałeś mi dużo uwag, na podstawie których mogę powoli redagować resztę historii. W tym tygodniu powinienem móc wrzucić tu Rozdział II, a jeśli jego jakość będzie już akceptowalna, to następne będą wkrótce po nim. 

Nie obraziłaś mnie w żaden sposób, zatem zrealizowałaś swe intencje doskonale; nie po to zresztą wrzuciłem tutaj ten pierwszy rozdział by spotkać się z pochwałami, a właśnie krytyką. 

To całkiem dobra rada do oceny jakości metafory: sprawdzić czy tworzy natychmiast pewien obraz i oddaje istotę rzeczy, czy raczej skłania do wizyty na Google by dojść do tego, co też artysta chciał powiedzieć. Dzięki!

Z pewnością skorzystam z Twoich oraz AdamaKB porad, by przeredagować ten rozdział, wraz z wszystkimi następnymi. Gdy skończę będę je tutaj sukcesywnie umieszczał, z nadzieją iż liczba błędów stylistycznych, ortograficznych oraz interpunkcyjnych ulegnie znacznej redukcji. 

Dzięki za tak wyczerpującą analizę! Porada z czytaniem na głos jest świetna, gdyż faktycznie pozwala spojrzeć świeżym wzrokiem na tekst, który czytałem tyle razy, że znam go niemalże na pamięć. 

Mogę tylko spytać czemu niepoprawne jest “Świetnie: w takim razie ja prowadzę”? Nie jest problemem zmienić na “Świetnie. W takim razie ja prowadzę”, lecz mam podobne wypowiedzi jeszcze wielokrotnie w następnych rozdziałach i chciałbym rozumieć zasadę.

Oczywiście, że wielokrotnie moje porównania i ozdobniki sprawiają wrażenie efektów “silenia się”, gdyż tak właśnie było; poniekąd na tym polega jednak pisanie, czyż nie? By napisać “Ruina sterczała ze wzgórza niczym wyblakłe kości dawno zabitych marzeń” zamiast “Na wzgórzu była ruina”. Naturalnie łatwo popaść tak w grafomanię, gdy nie ma się asysty w postaci talentu, lecz tylko próbami i wystawianiem się na opinie innych można poprawić swój styl, nieprawdaż? Notabene lwia sierść jest jasna, a brązowa jest ich grzywa, co ukazuje dodatkową wadę tego konkretnego ozdobnika: czytelniczka może wyobrazić sobie diametralnie inny kolor niż autor. 

Czuję, iż konieczne jest przerzucenie się na pisanie na laptopie, gdyż kombinacja notatek w telefonie z pisaniem na czymkolwiek, co wpadnie pod rękę ewidentnie stanowi zbyt dobre podłoże dla rozmaitych błędów. 

Dzięki! Właśnie na tego typu odpowiedzi liczyłem zamieszczając tutaj ten fragment, gdyż samemu niemal niemożliwe jest zauważenie podobnych błędów. Jeśli chciałoby Ci się napisać więcej uwag w wolnej chwili, byłbym wdzięczny. 

Słusznie zakładasz, że więcej o świecie dowiedziałbyś się w dalszych rozdziałach. Zarzucanie czytelnika informacjami na początku opowieści zawsze mnie odrzucało i było dobrym wyznacznikiem miernej książki kryjącej się za tym początkiem, zatem starałem się nie popełnić podobnego błędu, tylko odkrywać informacje na temat otoczenia w miarę jak stają się ważne dla fabuły. 

Dziękuję za odpowiedź. Nie powiem by otrzymywanie piórek czy bycie w bibliotekach stanowiło moją wielką ambicję, zatem jakoś przeżyję fakt iż ominą mnie te zaszczyty. Jakkolwiek wolałbym dać się poznać poprzez krótsze formy, to niestety za co bym się nie zabrał, pomysły pchają się na strony z taką werwą, że ciężko się ograniczyć: jakikolwiek feedback będzie jednak mile widziany, niezależnie jak duży czy mały, zatem nie przejmuję się małą popularnością fragmentów.

 

Nowa Fantastyka