Profil użytkownika


komentarze: 402, w dziale opowiadań: 343, opowiadania: 241

Ostatnie sto komentarzy

Zaskoczyłeś mnie, Koalo, tym brutalnym mordem.

Nie mam psa, nie mam proszku na mrówki, aż strach iść do łazienki…

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Na początek odniosę się do tego, co napisałeś w komentarzu:

Muszę chyba liczyć, że większość odbiorców o tym nie wie, bo nie znajdę świętego, który byłby niezaprzeczalnie ahistoryczny a jednocześnie szerzej znany 

Zakładanie, że Twoi czytelnicy czegoś nie wiedzą, więc się nie przyczepią, wydaje się być zgubną strategią, szczególnie na portalu, którego bywalcy są raczej oczytani ;) Wydaje mi się, że większość świętych, jesli nie wszyscy, są raczej postaciami historycznymi… Ich czyny natomiast niekoniecznie. Może święty Jerzy, który zabił smoka?

 

Trochę łapanki:

rodzina przeprowadziła się na mieszkanie do Przemyśla.

…do mieszkania w Przemyślu.

Do czasu, bo wtedy

To znaczy kiedy? Nie brzmi dobrze to “wtedy” tutaj. Może lepiej “nagle”?

za ogrodzeniem rosły wyłącznie chabazie

Te chabazie dla mnie zbyt potoczne (a może regionalne? wpadają Ci tu czasem regionalizmy gdzieniegdzie).

– Naprawdę cię to nie rusza? A skąd wiesz, że to nie złodziej? – Byłem szczerze zdziwiony tym, jak olała tajemnicze odgłosy.

No mnie też nie, szczerze powiedziawszy. Rozumiem, że chłopak mógł podskoczyć nagle usłyszawszy niespodziewany dźwięk. Ale czemu nagle wpadać w panikę z tego powodu?

ale udało mi się nadusić włącznik.

Nacisnąć?

Na ustawionych pod ścianą regałach stały dawno zapomniane słoiki; starałem się nie przyglądać pływającym w nich, niewyraźnym kształtom.

Zmieniłabym ten średnik na kropkę po prostu.

Instynkt nakazywał mi rzucić się pędem w stronę drzwiczek,

Tylko dlatego, że światło zgasło? Co on taki strachliwy?

Z zewnątrz wciąż dobiegało mnie sapanie i mlaskanie, jakby ktoś albo coś chciało mnie wystraszyć i mimo wszystko zmusić do panicznego biegu.

Zdanie czy dwa wcześniej piszesz, że nawet nie zwrócił uwagi na dźwięki, bo taki był zajęty, a teraz “wciąż” je słyszy.

ale nie udało się jej odwieść mnie od mojego zamiaru. Wstrzymując oddech, aby nie zdmuchnąć mojego origami,

Strasznie dużo tych zaimków. I budzi moje wątpliwości słowo origami tutaj. Może się czepiam, ale orignami to składanie papieru w ładne kształty, a nie zasłanianie nim okien.

Jedna mała zmora, pewnie odważniejsza od reszty, wyskoczyła i wczepiła się pajęczymi odnóżami w jej włosy. Strąciła ją niedbałym ruchem dłoni,

Brzmi jakby to mała zmora coś strąciła ruchem dłoni.

 

Całe opowiadanie niestety nie zachwyca. Podobał mi się dialog z księdzem (wyszedł naturalnie i zgrabnie) i zakończenie – Klaudia nie widzi potworów, bo po prostu nie dopuszcza możliwości, że istnieją.

Cała reszta taka trochę nijaka. Próbujesz zbudować nastrój grozy czy tajemnicy, ale nieszczególnie Ci to wychodzi. Opisujesz jakieś tajemnicze kroki i szmery, potem gasnące nagle światło, ale reakcja bohatera wydaje się tak przesadzona, że opowiadanie śmieszy zamiast straszyć. W efekcie, kiedy w końcu pojawiają się jakieś zmory, nie robi to większego wrażenia. W dodatku Twoi bohaterowie sprawiają wrażenie przejaskrawionych – Klaudia jest wredną, humorzastą jędzą, a główny bohater boi się właśnego cienia. Nie wiem, czy to było zamierzone, czy tak Ci wyszło mimochodem, ale nie pomaga.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Zupełnie jakby nie mogła doczekać się każdej, kolejnej zachodzącej w niej zmiany. Ona tymczasem, za każdym razem miała po prostu nadzieję…

Zbędne przecinki. Słowo “tymczasem” w drugim zdaniu sugeruje, że nastąpi coś przeciwstawnego, ale te zdania nie są przeciwstawne. Nie może się doczekać, bo ma nadzieję.

 

Zgrabny pomysł, ale wydaje mi się lekko niedopracowany. Po pierwsze, mogę zrozumieć autodestrukcyjne zachowania Ewy, ale brakuje mi uzasadnienia, dlaczego z taką obojętnością eksterminuje całe cywilizacje. Informacja o śmierci rodziny jest przekazana bardzo pospiesznie i wprost, mogłoby być subtelniej.

Ogólnie podobało się, miało w sobie “coś”, ale do zachwytu daleko.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Na początek trochę łapanki. Z zastrzeżeniem, że mam wątpliwości, czy część tych niezręczności nie jest przypadkiem celowa. W każdym razie rozumiem, czemu ta powieść taka sfrustrowana.

Pisarz w powiewnym szaliku

Powiewny szalik mnie nie przekonuje. Jeśli powiewny to może raczej szal? Albo chusta? Albo apaszka? Szalik kojarzy mi się z czymś raczej ciepłym, na zimę.

odezwał się nagle kelner nadchodząc niespodziewanie od tyłu.

Trochę dużo tej nagłości w jednym zdaniu.

odsuwając swoją elektroniczną maszynę do pisania

Komputer?

Później zaczął uderzać w klawisze kontynuując już definitywne i ostateczne zakończenie swej epickiej powieści.

“Kontynuując zakończenie” jakoś nie brzmi dobrze.

dopowiadała w myślach powstająca właśnie książka, gdyż trzeba wiedzieć, iż ten niedokończony wciąż twór już dawno stracił cierpliwość do tego nieudacznika, jej autora.

Raczek “jego autora”, bo chodzi o “twór”. Ale w ogóle bym zakończyła to zdanie na “nieudacznika”, bo wiadomo o kogo chodzi.

Kiedy pisarz sięga po kawę jego uwagę zwraca pies, który w jego odczuciu zbyt natrętnie na niego patrzył i ta chwila dekoncentracji wystarcza

Pomieszane czasy.

 

No i ogólnie przecinki, przecinki, przecinki.

Podzielam zdanie Tarniny na temat wulgaryzmów. Poza tym pomysł sympatyczny, wykonanie się trochę rozlazło.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Zastanawia mnie na jaki konkurs, czy jest on już rozstrzygnięty i czy publikowanie tutaj tekstu nie jest sprzeczne przypadkiem z regulaminem konkursu?

To opowiadanie to zupełnie nie moje klimaty, miejcami trochę przegadane i fabuły mi mało. Niemniej jednak napisane jest sprawnie. Udało Ci się zbudować bardzo przytłaczający, depresyjny nastrój z nutą niesamowitości – za to brawo!

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Mam wrażenie, że zostawiam wyraźne tropy dla tego wytłumaczenia w opowiadaniu

Może zbyt skrótowo się wyraziłam. Tak, większość tego, co wyjaśniasz w komentarzu, gdzieś tam sygnalizujesz w tekście. Ale jednocześnie oni tego księdza do siebie zapraszają praktycznie podstępem – to mi sugerowało dalej posuniętą “konspirację”. Rozumiem że chrześcijaństwo zeszło na drugi (albo i dalszy plan), jak sam piszesz – są zdziesiątkowani, więc jest ich po prostu mało, ale to mi nie wyjaśnia czemu nie mogli znaleźć sobie jakiegoś księdza, którego nie musieliby przekupywać i chytrze zwabiać pod przykrywką “fitolekcji”.

Może się czepiam, może nie umiem dobrze zwerbalizować moich zastrzeżeń. Generalnie w trakcie czytania coś mi nie “stykło” i miałam lekkie poczucie zagubienia, jakby coś w tym zarysowanym świecie było albo niedopracowane albo niezbyt dobrze wyjaśnione.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Mam mieszane uczucia. Czytało się dobrze i płynnie. Mimo że tekst króciutki to charakter bohatera się zdążył zarysować. Przypadło mi do gustu słowotwórstwo, słowa “fitłanizm” aż chyba zacznę używać :)

Ale coś mi się logicznie nie spina w tej wizji przyszłości. Fit-religia – jak najbardziej, bez problemu mogę sobie coś takiego wyobrazić. Ale czemu praktyki chrześcijańskie się odbywają w takiej konspiracji? 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Co tu dużo mówić, zgrabne.

Warto byłoby poprawić te wymienione już przez przedpiśców niedociągnięcia, zapis dialogów itd.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Podoba mi się pomysł, nie podoba mi się wykonanie. Tekst aż ocieka purpurą, która razi tym bardziej, że ma to być narracja dziecka.

Spodobało mi się zestawienie cętek na pluszowej ośmiornicy z posiniaczoną skórą dziecka – przemawia do wyobraźni. Przy czym dodam, że spodziewałam się, że to będzie raczej żyrafa, ewentualnie pantera, ośmiornica nie kojarzy się z cętkami :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Zaczęło się bardzo dobrze, ale niestety po drodze się trochę rozlazło. Narracja zrobiła się zbyt chaotyczna, żeby dało się z pełną przyjemnością czytać. Niemniej przebija przez ten nieład jakiś zamysł, więc bynajmniej nie uważam czasu poświęconego na lekturę za czas stracony.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Ciekawy pomysł, udało Ci się stworzyć świat i postaci, które mnie zaciekawiły. Zakończenie trochę mnie zawiodło, sprawia wrażenie bardzo pospiesznego. Ostatni akapit moim zdaniem jest okropnie łopatologiczny i zupełnie zbędny – czy nie lepiej byłoby pozwolić czytelnikowi samemu dokonać interpretacji i wyciągnąć wnioski?

Jednej rzeczy w fabule nie zrozumiałam:

Prócz niego o fałszowanych badaniach wie jeszcze Scarlet. Od wielu lat to moja jedyna partnerka seksualna, gdyż dzięki naszej tajemnicy możemy wzajemnie się zadowalać w sposób bezpieczny, niegrożący ujawnieniem mojego domniemanego urodzaju plemników.

W jaki sposób zachowanie tajemnicy zabezpiecza przed ciążą…? Na tym etapie bohater nie wie, czy jest płodny czy nie. Dlaczego w takim razie może współżyć ze Scarlet, ale nie z Sarą…?

 

Od strony technicznej widzę, że łapankę zrobiła Ci reg, więc na pojedynczych babolach się nie skupiałam. Raził mnie natomiast bardzo nierówny styl, miejscami bardzo wyszukany (niemal patetyczny), a miejscami bardzo potoczny. Dialogi brzmią też mocno nienaturalnie.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Natomiast gaśnica jest tak przymocowana w moim kościele i rzeczywiście wisi sobie wysoko tak że ktoś na chórze może jej dosięgnąć. W ogóle to zrodziło pomysł na opowiadanie. :)

No to mam nadzieję, że nigdy nie będzie potrzebna :D

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Zacznę od końca: zakończenie mnie rozbawiło :) Ogólnie miła i lekka lektura.

Technicznie całe opowiadanie należałoby wygładzić, przede wszytkim przecinki, ale też bardzo potoczne czy niefortunne sformułowania. Nie robiłam łapanki, ale parę drobiazgów:

większą ilość wiernych.

Raczej liczbę wiernych.

Dokładnie nad nim, w odległości kilku metrów, przytwierdzona była ważąca ponad pięć kilogramów gaśnica.

Skoro dokładnie nad nim, brzmiałoby lepiej moim zdaniem “na wysokości kilku metrów” zamiast “w odległości”. Ale tu z kolei pojawia się wątpliwość: kto i po co wieszałby gaśnicę na takiej wysokości, gdzie nikt nie może jej dosięgnąć?

Choć usiądź z nami.

Chodź, usiądź z nami.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Zamierzałam poprosić o przywrócenie mnie do grafiku dyżurnych, ale widzę, że nie zostałam jeszcze wykreślona :) No to spróbuję w tym mcu wyrobić normę.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

…i mindenamifaj nie wyrobili się.

Ja muszę niestety na razie zrezygnować z dyżurowania, uprzejmie proszę o wykreślenie mnie z grafiku :(

Mam nadzieję, że uda mi się wrócić, ale ciężko powiedzieć kiedy…

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Poproszę o przedłużenie urlopu na kwiecień.

I wesołych świąt wszystkim :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

A mnie jakoś nie zachwyciło. Z tym że nie mam żadnych konkretnych zastrzeżeń (poza paroma drobiazgami technicznymi, które już wymienili przedpiścy), więc to chyba po prostu kwestia gustu, jakoś mi nie leży.

Doceniam zakończenie. Uśmiechnęło. Poza tym zapomniałam w trakcie lektury jaki jest tytuł opowiadania, więc i zaskoczyło :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Bardzo zaskakujące zakończenie, Misiu! Brawo!

Drobiażdżek techniczny, ten przecinek jest chyba zbędny:

a czasem był dołączony jakiś talon, na trudno dostępny drobiazg kobiecy.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Postanowiłem policzyć, ile miesięcy minęło od rejestracji każdego użytkownika, a potem podzielić liczbę skomentowanych przezeń opowiadań przez “staż” na portalu.

Wreszcie się załapałam na któryś wykres laughcool

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Bardzo sympatyczne i prawdziwe, czyli jak zawsze :)

Ostatnio mam mało czasu tu zaglądać i czytać, ale co jakiś czas jednak sprawdzam, czy Koala czegoś nie wrzucił, bo to zawsze króciutke teksty, więc dużo czasu nie trzeba poświęcić, a przyjemność lektury gwarantowana :) Dzieki, Misiu!

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Interesujące. Podobnie jak Misiowi, przypadły mi do gustu zabawy słowne, imiona kurek. Poza tym może nie zachwyca, ale czytało się przyjemnie.

Ponarzekałabym na mało obcości. Można się jej w treści dopatrzyć, ale nie czuć jej.

– Nie, Spierdalam stąd!!!

Niepotrzebna wielka litera po przecinku.

 

Opiekunowie, nauczeni przykładem incydentu, przestali oglądać własne materiały na telewizorach.

Niezręcznie to brzmi. Może po prostu “nauczeni przykładem”? Albo “nauczeni incydentem”?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Ja zgłaszam urlop na marzec.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Zacznę od ogólnych uwag technicznych:

– wymienione już przez drakainę niepotrzebne podwójne entery między akapitami

– zapis dialogów do poprawy – tu znajdziesz poradnik

– przecinki, w paru miejscach brakuje, ale ogólnie jest ich zdecydowanie za dużo :)

– liczebniki powinny być zapisane słownie

 

Teraz parę szczegółowych uwag technicznych:

Życie jest ciężkie, gdy jest się biednym.

Taki truizm jako pierwsze zdanie opowiadania mnie nie przekonuje. Myślałam, że może będzie jakiś twist do tego, jakoś “ograsz” ten frazes, ale nic takiego nie nastąpiło.

Gdy jesteś czwartym synem chłopa z Mogiły, musisz być desperatem.

Drugie zdanie też do mnie niestety nie przemawia. Rozumiem, co próbujesz powiedzieć, ale “musisz być desperatem” nie brzmi mi dobrze.

Dawało nadzieję, ludziom bez przyszłości, ryzykantom i włóczęgom.

Zbędny przecinek po “nadzieję”.

uświadomił sobie[przecinek] że nie przeżyją następnej zimy.

Tu przestałam zwracać uwagę na przecinki, ale na pewno jest jeszcze sporo do poprawy.

Miał 16 wiosen, przeżył Pierwszą Komunię, był więc uznawany za dorosłego.

To chodzi o katolicką pierwszą komunię? Jeśli nie, to wypadałoby to jakoś rozwinąć i wyjaśnić o co chodzi, bo polski czytelnik skojarzenia ma raczej jednoznaczne. A jeśli to ma być faktycznie katolicka pierwsza komunia (chyba raczej nie z wielkich liter?), to nie do końca ma sens. Typowo jest przyjmowana sporo przed szesnastym rokiem życia i raczej nikt nie uznaje jej za moment wejścia w dorosłość (już prędzej bierzmowanie, ale też chyba nie). Nie wiem jak było dawniej, może historycznie było inaczej? No i zwrot “przeżył pierwszą komunię” brzmi jakby to była jakaś droga przez mękę. Poprawniej i jaśniej by było “przystąpił do pierwszej komunii”.

Po zastanowieniu stwierdzam, że wzmianke o komunii możnaby całkowicie pominąć. Wspominasz wiek bohatera, więc wiemy, że mamy do czynienia z młodym dorosłym, a ta komunia nic tu nie wnosi oprócz zamętu.

Trzy metry potężnie zbudowanego monstrum, ręce jak pnie drzewa, sześciopak, klata jak u atlety.

Wydatny nos przypominał awokado.

“Sześciopak” kompletnie nie pasuje do opisywanych realiów. Awokado może dałoby się wybronić, ale sugerowałabym zamienić na coś bardziej “swojskiego”.

Przy okazji, skoro już o “swojskości” mowa, gryzie mnie też nieco ten “chlop z Mogiły”. Wprowadzasz Mogiłę na samym początku, sugerując bardzo swojskie, słowiańskie klimaty, ale w dalszym ciągu tekstu nic ich nie podtrzymuje. Więc po co ta Mogiła?

Dodam przy tym, że ogólnie wykreowany przez Ciebie świat mnie zainteresował i zaciekawił. Nie wszystko szczegółowo opisujesz czy wyjaśniasz, ale sprawia wrażenie, że w głowie masz go w miarę wyraźnie wyklarowany.

Kupił on kawał ziemi w okolicy, zakładając własne gospodarstwo.

Niepotrzebny zaimek, wiadomo kto.

Zakończenie strasznie pośpieszne, trochę jakbyś nie miał pomysłu albo czasu, żeby je jakoś rozwinąć, więc tylko “żyli długo i szczęśliwie” i pozamiatane.

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Ciężko mi porównać obie wersje tego tekstu, bo różnią się bardzo znacząco, właściwie łączy je tylko pomysł. Podoba mi się w tej wersji opisane wciskanie cylindra na głowę jako sposób przeniesienia do Cylindrolandii. Z kolei opis smierci rodziców w katastrofie lotniczej wydaje mi się wciśnięty nieco na siłę i nie bardzo wiem po co (nie pamiętam czy ten motyw pojawił się w oryginalnej wersji?). Nie przekonuje mnie też kod odczytany z pierwszych sylab tytułów – to znaczy pomysł ok, ale widać że tutyły podciągnięte na siłę, żeby “wyszło” ;)

Bardzo widać po stylu, że nie jest to Twój samodzielny tekst. Czy to dobrze, czy źle – to każdy może sam ocenić, ale ja wolę Twoje “naturalne” teksty :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Przeczytałam i aż się dziwię, że nie ma taga Obcość :)

Napisane przyzwoicie, chociaż trochę babolków do wygładzenia się znalazło (łapanka niżej). Sam pomysł i fabuła nie powala oryginalnością: jakiś obcy przejmuje kontrolę nad człowiekiem i kończy się rzezią. Zakończenie bardzo infodumpowe, jakbyś się spieszył, żeby skończyć czym prędzej… ale skoro to nie na konkurs, to chyba Cię limity nie powstrzymywały? Na plus naturalnie brzmiące dialogi i przekonująco zarysowany trener-nieudacznik.

Zrezygnowałabym z tych śródtytułów “Teraz” i “Wcześniej” – z treści zupełnie dobrze można się połapać, co się kiedy dzieje.

Zgarnął pukiel siwej grzywy opadły na czoło. Tłuste pasma powędrowały na środek głowy, gdzie zakryły coraz większą łysinę.

“Pukiel grzywy” sugeruje bujną czuprynę, a potem się dowiadujemy, że łysieje…

u siebie, w które stronach znamy od podszewki,

Coś tu się z szykiem chyba.

Skręcił mniej uczęszczaną ulicę

Skręcił w mniej uczęszczaną ulicę

dłonie rowerzysty szpecą krwawe place

Nie rozumiem. Place? Czy to literówka i miały być “palce”? Ale to też niedobrze.

Ogolony na łyso, był pretendentem do wymierzenia sierpowego w buźkę trenera

Nie przekonuje mnie “pretendent” w tym kontekście.

– Gdzie idziesz.

Pytajnik na końcu.

– Jestem głodny, muszę spotkać się ze… – zawiesił głos. Szukał w umyśle żywiciela tego odpowiedniego słowa.

– Wychowanków?

– O tak. Do nich właśnie.

Tu się coś posypało, pewnie przy poprawkach. Zgaduję, że miało być:

– Jestem głodny, muszę spotkać się z… – zawiesił głos. Szukał w umyśle żywiciela tego odpowiedniego słowa.

– Wychowankami?

– O tak. Z nimi właśnie.

Mężczyzna na te słowa spoważniał.

A wcześniej mówiąc o tej rzezi był niepoważny?

Ten rowerzysta, pierwszy nosiciel, to było chuchro i do tego jakieś wadliwe. Zaczął się rozpadać jeszcze tego samego dnia, jak go przejąłem. Plus taki, że potrafił szybko jeździć na tym czymś z dwoma kołami.

Zna słowo “rowerzysta”, ale nie zna słowa “rower”?

– Jak już zasieję t zwątpienie

Literóweczka.

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Bardzo zgrabne. Trudno wiele więcej powiedzieć o tekściku tak krótkim. Czytało się dobrze, na niczym poważniejszym nie potknęło, parę słownych żarcików uśmiechnęło.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Wciągnęło, czytało się dobrze, a losem bohatera sie przejęłam. Ale muszę się zgodzić z Finklą, że zakończenie jakieś takie… ni z tego ni z owego.

Ja jestem z tych co pająków boją się panicznie, nawet zupełnie niedużych, więc podchodziłam do tego tekstu z pewną obawą. Cieszy mnie brak szczegółowych opisów pajęczej anatomii :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

opis fantazji erotycznej? Serio. Przecież jeszcze jej nawet nie dotknął.

Fakt. Opis wstępu do fantazji erotycznej.

 

Inanna, może się zbyt skrótowo wyraziłam i przez to niezrozumiale. Nie chodzi mi bynajmniej o to, że w literaturze nie można pisać o gwałtach (czy innych przejawach przemocy). Ale to musi być po coś. Ja tu tego “po coś” nie widzę. Motyw gwałtu jest na pierwszym planie opowiadania, cała reszta zdaje się być tylko tłem i to w dodatku tłem mało przekonującym.

I oczywiście jest to tylko moja opinia na temat tego tekstu. Każdy może mieć własną i odmienną.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Dzięki, Ambush :)

Nie wiem na ile “tożsamość” Mirxa jest jasna z tego fragmentu? Zamierzałam to wyłożyć kawa na ławę w zakończeniu, ale nie mogłam się zdecydować jak zakończyć i zostało tak jak zostało ;)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

No to ja też coś wrzucę.

 

Mirx kończył oporządzać upolowaną tuszę, gdy poczuł wibracje.

Odwrócił się gwałtownie i zobaczył ją. Nogi instynktownie zebrały się do ucieczki, ale opanował się i pozostał w miejscu. Tyle razy uciekał, wycofywał się, porzucał swoje siedlisko i zaczynał wszystko od nowa. Nie teraz. Nie tym razem. Spiżarnia jest pełna, zima się zbliża. Jeśli ucieknie, zginie.

Jeśli nie ucieknie, też pewnie zginie. Ale z godnością. W zaciętej walce, nie jak tchórz.

Olbrzymka zbliżała się powoli, ogromna i niepowtrzymana. Widział jej monstrualną twarz wykrzywioną grymasem nienawiści i obrzydzenia. Każdy krok powodował kolejne drgania, które pobudzały instynkt ucieczki, ale nie cofnął się. W rękach olbrzymki widział broń, która zawsze budziła w nim grozę, nawet pozostawiona w kącie: ogromny, solidny kij, zakończony plątaniną witek.

Olbrzymka była już tak blisko, że przesłoniła słońce i Mirxa otoczył półmrok, ale i tak zobaczył unoszący się kij, który miał go zgładzić.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Urocze :)

Przywiodło mi na myśl różne mało eleganckie dowcipy o malowaniu jaj na Wielkanoc ;)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Mój komentarz do tego opowiadania to: Yyyy…

Tak jest z wyobrażeniami gwałtu (ponoć 80% kobiet fantazjuje na ten temat, co nie znaczy, że jakakolwiek z nich chciałaby być naprawdę – zgwałcona).

Od samego początku miałam wrażenie, że własnie to czytam. Opis czyjejś (autorki?) fantazji erotycznej. I fantazjować oczywiście każdemu wolno, tylko nie bardzo rozumiem, po co to publikować?

Nic w tym tekście nie ma oprócz sugerowanych przeszłych i przyszłych gwałtów.

Gdy w Baśni o Czerwonym Kapturku pada, że wilk zjada babcię – w żaden sposób nie jest to nawoływaniem do zjadania babć przez wilki.

A najstarsza wersja i tej bajki – cóż za zaskoczenie – zawiera też opis gwałtu – na Czerwonym Kapturku – przez wilka.

Różnica polega na tym, że wilka spotyka kara, a jego czyn jest jasno przez wszystkich oceniany jako zły. Plus zakładam (nie wiem, nie spotkałam się), że w tej przytoczonej przez Ciebie najstarszej wersji bajki nikt się nie rozwodził nad rozmiarem wilczego przyrodzenia…?

 

Ale nie ma co, Inanna, trzeba pogratulować wejścia na portal z przytupem :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Produkt zostawiam, chciałam nadać temu tego starczego wydźwięku, gdy ludzie narzekają, że “tu jest sama chemia, to jest komercja, to już nie to co kiedyś, to tylko produkt”.

Ciekawe, nie spotkałam się z takim użyciem… Codziennie się człowiek uczy czegoś nowego :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Jak zawsze, szanujemy zdanie innych, chociaż możemy się z nim nie zgadzać. :) I bardzo dobrze, bo każdy z nas ma inne podejście do prawie każdego tematu. :)

bruce, jak zawsze: heart

Poza tym bohater jest ewidentnie przedstawiony jako obżartuch, który swoją sylwetkę zawdzięcza wyłącznie własnym decyzjom. Czy nie powinniśmy przedstawiać takich postaci raczej negatywnie?

Nikodem_Podstawski, ja bym po prostu oczekiwała więcej empatii. Postrzegam tego bohatera jako postać rozpaczliwie nieszczęśliwą i przytłoczoną zaburzeniami odżywiania, z którymi ewidentnie sobie nie radzi. Nabijanie się z takich osób jest w moim odczuciu co najmniej nietaktowne.

Może gdybyś popchnął to opowiadanie jeszcze dalej w stronę kompletnego absurdu i karykatury, odebrałabym głównego bohatera (a zarazem wydźwięk całego opowiadania) inaczej. W obecnej postaci jest to dla mnie bardzo okrutne naśmiewanie się z osób z chorobą/zaburzeniami psychicznymi.

Być może faktycznie określenie “grubas” jest zbyt dosadne. Postanowiłem je usunąć.

Ciężko mi ocenić opowiadanie “na nowo” po usunięciu z niego słowa grubas, bo pierwsze wrażenie już w mojej głowie jest i się nie zatrze. Ale bez “grubasa” jest moim zdaniem lepiej :)

Choć z drugiej strony, co wtedy zrobić ze słowami “łysol” albo “rudzielec”, które też nie brzmią zbyt pozytywnie, a są powszechnie używane? ;)

Jeżeli słowo jest negatywnie nacechowane, to może go po prostu nie używajmy (w życiu) lub używajmy, gdy jest to jakoś uzasadnione (w literaturze)? Samo to, że “ludzie tak mówią” nie znaczy, że jest to ładne, słuszne czy pożądane.

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Nie zwala z nóg, ale czytało się dobrze :) Na plus wartka akcja, na minus mało wyraziste postaci. Główny bohater ma jakiś zarys charakteru, ale Marie jest zupełnie papierowa.

W czytaniu momentami przeszkadzały mi bardzo poszatkowane akapity.

Łapanka:

Z promocji, bo z promocji, ale wolał zwykłą siekierę od tych fikuśnych, rzekomo ręcznie zbieranych produktów. Tym właśnie były – produktami.

Nie rozumiem. Każda kawa kupiona w sklepie jest produktem?

Jedni twierdzili, że człowiek lubi oglądać cierpienie; cieszy się, że to nie jego spotyka.

Skoro są jacyś “jedni” to powinni być i “drudzy”. A skoro drugich nie ma, to może lepiej “Niektórzy twierdzili…”?

Problemem z taką polityką było to, że nigdy człowiek nie wiedział, gdy faktycznie zaczyna się coś dziać.

Całe to zdanie jest nieco niezgrabne, ale szczególnie początek. Może lepiej: Problemem takiej polityki było to…

We wiadomościach zawsze było tyle samo cierpienia i przemocy, niezależnie od jej ilości na świecie.

Chyba “w wiadomościach”?

Gdy odchodził na emeryturę przed trzema laty, obiecał im, że jeśli kiedykolwiek będą potrzebowali jego pomocy, to zrobi co w jego mocy, by im pomóc.

Za dużo zaimków.

Za każdym razem zestrzeliwujemy je, gdy tylko się uda, ale nie udało nam się jeszcze odzyskać żadnych szczątków.

Powtórzenie. I nie bardzo ma to sens. Gdy tylko co się uda?

Siedział w przydzielonym mu gabinecie, grzebiąc w dostarczonych mu dokumentach. Wolał wersje papierowe – pozwalało mu lepiej się skupić, lubił też po nich bazgrać, zaznaczając istotne fragmenty. Z kolei bałagan na biurku działał mu kojąco na nerwy.

Za dużo zaimków.

Kult na tym wzgórzu poprzedzał powstanie jakiegokolwiek pisma.

Ta sama informacja była już podana dwa zdania wcześniej.

 – Nie powinniśmy się ukryć…

Na końcu powinien być pytajnik?

 – Eyjafjallajökull.

 – Abrakadabra, panie Sekretarzu. Dokładnie takich czarów potrzebujemy.

 – Nie, chodzi mi o wulkan.

 – Wulkan?

 Zaczął żywiołowo gestykulować. Poczuł się jak za dawnych lat, gdy tłumaczył jeden ze swoich pomysłów.

 – W 2010 roku wybuch wulkanu na Islandii sparaliżował na kilka dni ruch lotniczy nad Europą. Głośna sprawa, bo mieliśmy sporo nieprzyjemności z tego powodu, szczególnie w Europie Wschodniej.

Nie przekonuje mnie, że musi im opowiadać o tym wydarzeniu, wszyscy powinni je pamiętać.

Gdy Marię zatrzymała pojazd na pobliskim wzgórzu,

Literówka.

widział już tylko oddalającą się sylwetkę masywnej postury siwiejącego mężczyzny.

Może lepiej: …oddalającą się masywną sylwetkę…?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Ja tego tak nie odebrałem, zobacz był tam fragment, że zamówił figurkę z Aliexpress, ja zbieram figurki :) to co trzeba być od razu grubym i nieudacznikiem, żeby zbierać figurki. Mogę mieć pretensje, że śmieje się z kolekcjonerów.

Bardjaskier, tylko że fragment o figurce jest napisany zupełnie neutralnie, natomiast ogólnie cały opis postaci jest jednoznacznie negatywny. Już samo określenie “grubas” użyte w tekście wielokrotnie jest nacechowane negatywnie. Ogólnie pomysł nie był zły sam w sobie, że jacyś kosmici traktują ludzi jak tuczne świnki. Natomiast wykonanie – pozostawia wiele do życzenia.

Tu bohater nie jest otyły bo ma problem z otyłością jest otyły bo wszystkie pieniądze ( łącznie z tymi na czynsz i być może na studia) wydał na zniszczenie sobie zdrowia. 

Nie rozumiem tego rozróżnienia. 

Jednak cały tekst raczej trzeba rozumieć tak

Nic nie “trzeba”. Rozumiem, że zarówno Ty, jak i bruce odebraliście ten tekst inaczej niż ja. I nie wmawiam nikomu, że mój odbiór jest jedynym słusznym. Napisałam tylko, jakie były moje wrażenia.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Rozumiem, że miało być śmiesznie, ale moim zdaniem zdecydowanie się nie udało.

Wyszło grubiańsko (no pun intended). Haha, pośmiejmy sie z otyłych ludzi. No nic tylko boki zrywać.

Łapanki porządnej nie robiłam, ale parę drobiazgów wpadło w oko:

Zdecydował się nawet kilka churrosów,

Gdzieś się “na” zgubiłlo.

Brzmieli bardzo nienaturalnie, zupełnie jakby uczyli się języka dopiero pierwszy dzień, choć mówili zupełnie płynnie

Nie pasuje mi to porównanie, bo nikt, kto uczy się języka pierwszy dzień, nie mówi “zupełnie płynnie”.

– Czytaj[przecinek] co masz czytać,

Na plus – żeby nie było, że tylko narzekam – podoba mi się tytuł, to on mnie tu zwabił.

 

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Zakończenie nieszczególnie zaskakuje, ale i tak satysfakcjonuje :)

Idę po pączki…

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Ambush na prezydenta! :D

Masz mój głos :D Na prezydenta, Imperatorkę Galaktyki, co tylko chcesz ;)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Cudownie przewrotnie potraktowałeś konkurs :D Zdecydowanie podoba misię! Są piętrzące się przeciwności, które bohater musi pokonać, a na koniec sam ratuje się z opresji… i to w jakże zaskakujący sposób! Ciekawa jestem jak jurorzy do tego podejdą ;)

Tylko… gdzie ta fantastyka…?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

ej, tak się da? Suknia i koszula? Czy to nie powinna być spódnica? (ja pytam poważnie, bo może da się to jakoś nosić ze sobą, ale nie potrafię sobie tego wyobrazić)

Krokusie, wiesz że mnie to też w pierszej sekundzie ugryzło? Bo współcześnie tego co nazwiemy “suknią” czy “sukienką” nie łączy się z koszulą. Ale wydaje mi się, że historycznie owszem. Pytanie jeszcze czy coś takiego funckjonowało w czasach i w miejscu, gdzie akcja się dzieje, ale tu trzeba chyba specjalisty żeby rozsądzić.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Powodzenia w poprawianiu ;)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Zgadzam się z ninedin, że pomysł ciekawy, temat niby oklepany, a jednak oklepujesz go na nowo :) Jednocześnie czegoś mi tu brakuje. Może puenty? Bo jakkolwiek napisane bardzo sprawnie i czytało się dobrze, to na dłużej w pamięci nie zostanie.

Szczególnie spodobał mi się ten fragment:

Rzucał mną po ścianach budynków, by za chwilę znów sprowadzić do poziomu ulicy. Płyty chodnikowe zdzierały mi plecy, a czerń mojego ciała mieszała się z ulicznym kurzem.

Jedna drobna usterka, która rzuciła mi się w oczy:

nikt z was nie zwraca na to uwagę.

Uwagi.

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

“Obcości” chyba nie powinno być w grafiku?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Podobnie jak OldGuard, czajniczka Russella nie znałam. Pozostałe elementy kojarzyłam, chociaż niektóre musiałam sobie odświeżyć w pamięci… tak więc bardzo edukacyjny szorcik :) A do tego przyjemny, zgrabny i zabawny.

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Przybywam z dyżurnym komentarzem.

Niestety muszę powiedzieć, że mnie nie porwało. Na pocieszenie powiem, że to po części po prostu kwestia gustu – horrory to nie moja bajka. Natomiast wykonanie też pozostawia nieco do życzenia, szczególnie interpunkcja.

Nie wiem jak nazwać taki sposób narracji… urywany, chaotyczny… rozumiem, że był to celowy zabieg, mający na celu oddanie stanu psychicznego bohaterki, ale mnie po prostu męczył. Zwróciło też moją uwagę, o czym wspomniała już bruce, że prawie każde zdanie to nowy akapit. Znowu – zakładam, że to specjalnie, ale mnie to przeszkadzało w czytaniu.

Łapanka:

Gdyby spoglądał na was bezpośrednio[przecinek] nie czulibyście nic innego prócz strachu.

Zapytacie: więc jeśli przegrałaś[przecinek] jakim sposobem nadal żyjesz?

Zwykłam ubierać się na czarno, a na moich stopach(niezależnie od pory roku)

Zjadło spację po “stopach”. I też dziwnie mi tu brzmią te stopy… niby buty się nosi na stopach, ale raczej się mówi, że na nogach, nie?

Dlatego też przyśpieszyłam kroku[przecinek] zastanawiając się[przecinek] czy dziadkowie[spacja](jak co roku) zamówili mi tort i kupili drobny upominek.

Nigdy nie przychodziły do mnie paczki. Nie miałam znajomych za granicą

Może się czepiam, ale paczki przychodzą nie tylko z zagranicy.

Ciekawość wzięła jednak górę na rozsądkiem.

A co jest nierozsądnego w otwarciu paczki…?

Obok niego biały proszek(prawdopodobnie sól) i karteczka” Wiesz co masz z tym zrobić”.

Powinno być: Obok niego biały proszek (prawdopodobnie sól) i karteczka “Wiesz, co masz z tym zrobić.

 

Na tym zakończyłam łapankę, bo większość błędów to przecinki i spacje. Sugerowałabym przejrzeć tekst jeszcze raz pod tym kątem. Ostatnia rzecz która wpadła mi w oko to:

Na środku budowli uczynione zostało wgłębienie

Nie wiem, czy można uczynić wgłębienie, raczej nie.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Jak o kotach to nie mogłam nie przeczytać :D Bardzo przyjemne opowiadanko. Lekki styl, gładko się czytało, mimo drobnych wpadek (łapanka poniżej). Dzieje się w opku dużo, ale nie za dużo, tempo moim zdaniem jest w sam raz – nie za szybko, że się czytelnik gubi, nie za wolno, żeby nudziło. Humor nie jest powalający, ale półuśmieszek wywołał tu i ówdzie (z tym, że ja mam słabość do kotów, więc nietrudno o uśmiech)

Widzę, że nie ma taga science-fiction – i dobrze, bo bym się czepiała, że ta science taka trochę mało wiarygodna, zwłaszcza to zamrażanie ;) Ale skoro taga nie ma, to przymykam oko i traktuję bardziej jak bajkę.

Na samym początku mnie naszło skojarzenie i nie odpuściło prawie do końca:

 

Obiecana łapanka:

Pospolita fizjonomia dowódcy statku od góry przykryta była przerzedzającymi się włosami, a od spodu – gęstą czarnosiwą brodą.

Przykryta od spodu?

Niska, krępa i niepozorna postura marynarza kryła doświadczonego kapitana, Andrzej Łymanko od ponad dwudziestu lat dowodził statkiem towarowym „Robur”[przecinek] rozwożąc towary po rozległych zakątkach galaktyki.

Rozbiłabym to na dwa zdania i po “kapitana” dała kropkę. A jeśli nie dwa zdania to przynajmniej jakiś inny znak, nie przecinek. Może dwukropek albo pauza?

żółtobrązowy przedstawiciel tego gatunku wskoczył mu na kolana,

Wiem, że próbujesz uniknąć powtórzeń słowa “kot” (co w tym tekście z całą pewnością nie jest łatwe), ale ten “przedstawiciel tego gatunku” brzmi lekko karkołomnie. Może sierściuch? Albo dowolny inny synonim, trochę ich tam w tekście było :)

– Au! – krzyknął kapitan.

– Au! – krzyknął nawigator i kichnął potężnie.

– Miau!!! – rozdarły się koty, by po chwili w panice rozbiec się na wszystkie strony.

heart

Z pulsującym bólem w stłuczonym kolanie i sińcem na czole, dowódca zerwał się na równe nogi.

Zbędny ten przecinek.

Natychmiast stracił równowagę z powodu statku szalejącego na prawo i lewo.

Z powodu statku? Nie brzmi to dobrze. Może z powodu turbulencji, albo coś w stylu “ponieważ statkiem rzucało na prawo i lewo”

Złapał się poręczy przytwierdzonego do podłogi krzesła[przecinek] próbując strząsnąć z siebie dwa czarne kociaki, wczepione ze strachu w jego gruby golf.

Złapał poręcz. I biedne kociaki :(

Jeden kocur poleciał z impetem w głąb rozedrganej kabiny. Tam, a jakże by inaczej, spadł na cztery łapy.

Kapitan syknął ponownie i drugi kociak podążył śladem pierwszego z głośnym miauknięciem.

Ale że… on rzuca tymi kotami?! surprisesad

– Gdzie Szczęściarz?! – ryknął dowódca.

Miałam kiedyś kota Szczęściarza :D

Nawigator posłusznie wstał z klęczek, w których tkwił,

Tkwił w klęczkach? Nie bardzo.

Uwijał się jak w ukropie

Drugi raz w niedużej odległości ten sam frazeologizm. Może jakiś inny?

Po drodze z kajuty na mostek spotkał Pierwszego oficera, pełniącego jednocześnie funkcję nawigatora[przecinek] i mnóstwo kotów plączących się między nogami.

Z jakiegoś, nieznanego powodu

Zbędny przecinek.

Kapitan skutecznie odparł kilka kocich wycieczek na pulpit sterujący[przecinek] modląc się w duchu[przecinek] aby nie spotkała ich jakaś zagubiona asteroida do czasu[tu chyba też przecinek] aż będzie mógł przenieść spokojnie uwagę na ponowne zaprogramowanie lotu.

Nawigator robił kolejną rundę na drodze mostek – ładownia, mężnie znosząc objawy swojego uczulenia.

ale kiedy nawigator zgarnął ostatnią parę kotów, (…)

– Próbuję złapać tego rudzielca, ale on jest bardzo szybki

Tutaj pewna niespójność. Skoro zgarnął już ostatnią parę kotów, to za kim jeszcze lata?

nawet meteoryt wielkości pięści był, jak wystrzelona kula armatnia.

Zbędny przecinek.

Awaryjne zamrażanie zawsze pochłaniało dużo energii[przecinek] a zaraz czekał ich skok w nadprzestrzeń.

która poczęła gwałtownie rosnąć w oczach.Widział już,

Jakiś kot chyba zwinął spację po kropce ;)

Konsola sterownicza świeciła się bladozielonym światłem pojedynczych wskaźników, znak[przecinek] że lot w nadprzestrzeni przebiegał bezawaryjnie.

Zdanie byłoby dla mnie czytelniejsze, gdyby przed “znak” był dwukropek albo pauza, zamiast przecinka.

zanim nie dolecimy na Mysi Księżyc.

heart

Oficer kiwnął głową i odszedł śpiesznie, kichając i roniąc łzy.

On ciągle tylko kicha i roni łzy. Rozumiem, że ma to wywołać efekt komiczny, ale można by to nieco urozmaicić, bo zamiast być śmieszne po trzecim razie robi się monotonne. Może pociągać nosem, wycierać nos w chusteczkę (albo w rękaw… fuj), ocierać łzy itd. itp.

gotowy do walki z trzecim, stalowo-szarym

stalowoszarym

Dotarł do swojej kabiny, drzwi były lekko uchylone, widocznie zapomniał je zamknąć[przecinek] wychodząc w pośpiechu, wszedł do środka nie zapalając światła.

Dla mnie byłoby to czytelniejsze, gdyby rozbić na dwa zdania: kropka po “pośpiechu” i nowe zdanie od “Wszedł”.

Zdjął ubranie i rzucił po omacku na stojące przy łóżku krzesło.

Nie wiem czy da się rzucać po omacku, może raczej na ślepo?

Z ciemności rozległo się ciche miałknięcie.

Raczej “w ciemności”.

Na statek szybko wparowała miejscowa, policja grożąc aresztem niesfornej załodze.

Przesunęłabym ten przeciunek: zamiast po “miejscowa” , po “policja”.

Na nic powoływanie na Kodeks, honor, straszenie prawnikami ani uniżone błagania.

Mysiogon był nieugięty.

Wręcz przeciwnie. Stosując analogiczne argumenty, portowy urzędnik żądał wydania towaru do rozładunku.

Wręcz przeciwnie co? Rozumiem o co chodzi, ale to wtrącenie, że Mysiogon był nieugięty zaburza logikę. Ja bym ten wtręt wywaliła całkiem, bo jego nieugiętość wynika z reszty tekstu.

– A co z kotami, do cholery?! – Zdenerwował się kapitan huknąwszy pięścią w blat. Je też zeżrą?! Teraz wszystko jest pod ochroną!

To “Je też zeżrą” i cały dalszy ciąg to też jego wypowiedź? Jeśli tak, to brakuje myślnika po “blat”.

Wszystko, co żywe kończy, w menu.

Przecinki. Wszystko, co żywe, kończy w menu.

Oczywiście nie był w stanie usłyszeć pijackiego monologu swojego dowódcy[przecinek] ale wydawał się być radosny

a na koniec o pewnej, wspólnie przeżytej sprawie na planecie Hedonii

Niepotrzebny przecinek.

cisnął z wściekłością o półkę

Nią.

Ot[przecinek] ciekawostka – westchnął ciężko.

Ten, wytrzymał spojrzenie.

Zbędny przecinek. Te przecinki to chyba koty porozrzucały ;)

jesteście wyznawcami jakiejś tam religii z jakiegoś, nieznanego mi zakątka uniwersum

Znowu zbędny przecinek.

 z poczerwienionymi oczami

Mogę być zaczerwienione albo poczerwieniałe. Chyba nie mogą być poczerwienione?

Obraża mnie Pan drugi raz.

W dialogach formy “pan”, “pani” z małej.

łamaniem przepisów BeHaPe

Nie wiem czy to błąd, ale zastanawia mnie ten zapis. Pozostałabym przy standardowym BHP, albo jeśli chcesz fonetycznie, to wtedy małymi: behape. Ale nie jestem pewna.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Wrzuciłam na betalistę szorcik z odrobiną grozy “Blizna” na konkurs Obcość. Będę wdzięczna, jeśli ktoś rzuci okiem :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Nieśmiało zapytuję, czy będzie kolejne wyzwanie…?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Azyl to całkiem co innego wg SJP, więc nie może być.

Teraz tak. Ale mam wrażenie (może jakiś specjalista mnie poprawi), że dawniej mówiło się “azyl dla obłąkanych”

 

EDIT: A jak nie azyl, to może przytułek?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Minden, niestety często jest tak, że pozornie taki szczeniak/młody pies ma cudne życie, ale na prawdę jest zabawką, która później znudzi się i ulega porzuceniu/wyrzuceniu.

Oczywiście, tego nie neguję. Bardziej chodziło mi o to, czy to neguje te szczęśliwe lata? Zwłaszcza, że z opisu wynika, że zajmowali się nim starannie póki się im nie znudził. Wydawałoby mi się, że jednak pies pamiętałby ten czas dobrze.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Smutne :( Ale podoba mi się, że wpisałeś się nie tylko w temat antologii, ale też w inicjatywę, którą antologia ma wspierać.

Jak zwykle w misiowych tekstach jest bardzo prosto, ale zarazem emocjonalnie. Jedyne, co mi trochę nie pasuje, to środkowa część, gdzie psiak trafia do domu. Rozumiem, że w pierwszej chwili jest to traumatyczne, zwłaszcza jeśli szczeniak jest zabrany od matki za wcześnie, ale ostatecznie te pierwszych parę lat jego życia było raczej szczęśliwe? Miał rodzinę, dom, zabawki, karmili, dbali o niego i bawili się z nim. Brzmi jak ideał pieskiego życia. A jednak ton narracji sprawia wrażenie, jakby było to jedynie znośne więzienie (w przeciwieństwie do obecnego, mniej znośnego więzienia).

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Szukałam starszego określenia do “psychiatryka”, bo też mi się wydawało zbyt współczesne, ale nie mogłam znaleźć nic innego oprócz po prostu “szpitali psychiatrycznych”.

Azyl?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

nie jestem pewna, czy nie mieszają się realia. Mordrake to XIX wiek, wzmianki o nim po raz pierwszy pojawiły się chyba na przełomie XIX i XX, więc on sam musiał żyć pewnie w 2 połowie XIX. To randkowanie wydało mi się zbyt współczesne.

Miałam podobne odczucia co OldGuard, tylko nie umiałam ich ubrać w słowa i odpuściłam :) Zarówno randkowanie, jak i określenie “psychiatryk” wydały mi się anachroniczne.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Przyrzekłem sobie nie brać udziału w konkursach

Ale czemu?

ale ta inicjatywa zacna, więc może spróbuję.

yes

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Intrygujący tekst. Aż sobie musiałam tego Edwarda wygooglać, bo mnie zafascynowało. Dobrze, że dałaś się bruce zmotywować.

Z tyłu głowy ciągle coś mu podpowiadało, że nigdy nikogo sobie nie znajdzie

Uroczo przewrotne :)

wybity z pantałyku

Chyba raczej “zbity z pantałyku”? Nie spotkałam się nigdy z formą “wybity”.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Hej, bruce :)

Z ciekawością przyszłam zobaczyć, co napisałaś na ten konkurs/nabór. Przeczytałam z przyjemnością, chociaż potknęłam się lekko parę razy. Ciężko mi uwierzyć, że ksenofobiczni sąsiedzi byli jedynym problemem bohaterów. Przecież gdyby nagle przyprowadził przedstawicielkę nieznanego dotąd gatunku, to przecież wszystkie możliwe instytucje, slużby i media rzuciłyby się na nich natychmiast. Próbowałaś to gdzieś tam lekko zasygnalizować, że “pojawili się wścibscy reporterzy oraz podejrzani agenci”, ale wspominasz o tym bardzo mimochodem, jakby to była tylko przelotna niedogodność. Nie przekonuje mnie to niestety.

 

Jeszcze trochę się poczepiam:

Lgnąłem do skałek, ich tajemnic, urwisk, przełęczy, jaskiń. Upodobawszy sobie samotne, piesze wędrówki, przemierzałem co roku tysiące kilometrów, obcując sam na sam z naturalnymi drapaczami chmur.

Nie bardzo wiem czemu w tym fragmencie “skałki” i “naturalne drapacze chmur” są kursywą?

zatem to tam właśnie realizowałem każdego lata pasję i zamiłowanie.

Pasję można realizować, ale zamiłowania już chyba nie? Zakończyłabym to zdanie na słowie “pasję” po prostu.

Jak zwykle, przyjechałem bez rezerwowania kwatery czy powiadomień bliskich o wyjeździe, więc pies z kulawą nogą nie będzie mnie szukać.

Nie powinno być “powiadomienia”?

Nie miała na sobie ubrania, a jej wiotkie ciało częściowo pokrywała łuskowata skóra piaskowej barwy.

Nie rozumiem tego zdania. Piszesz, że nie była goła, więc rozumiem że ta łuskowata skóra to jej własna skóra? Ale w takim razie czemu pokrywała ciało tylko częściowo? Co z resztą?

Poroniła tydzień przed rozwiązaniem.

Zgrzyta mi to zdanie. Masz na myśli, że poroniła tydzień przed wyznaczonym terminem porodu? Jeśli tak, to to już nie jest poronienie tylko przedwczesny poród.

 

Mam takie uczucie, że próbowałaś trochę na siłę docisnąć słowo “obcość” i “obcy” tu i ówdzie, żeby bardziej podeszło pod nabór, ale wydaje mi się, że niepotrzebnie, bo z samej fabuły ta obcość wynika. Chodzi mi szczególnie o te dwie wypowiedzi, brzmią mi nienaturalnie:

– I obcości. – Położyła głowę na moim ramieniu.

– Zwariował – rzucił jakiś przechodzień, wzywając policję. – To już nie człowiek. To obcy.

 

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Do lekkich ten tekst z całą pewnością nie należy, ale do wartych przeczytania zdecydowanie tak. Nie jest szczególnie zaskakujący, twist na końcu jak dla mnie nie jest twistem, ale to w niczym nie szkodzi – co najwyżej jurorom, ale to nie mój problem ;) Styl i język bardzo mi się podobał, szczególnie plastyczne opisy i zręcznie wplecione nawiązania do obrazów.

W moim odczuciu fantastyki tu nie ma. Zgadzam się z Krokusem, że tekst można interpretować dwojako, więc nie “skreślam” go za brak fantastyki, ale dla mnie jest to raczej opis choroby psychicznej.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Głoguś, tekstu nie usuwaj, nie ma powodu. Wszyscy tu jesteśmy, żeby się uczyć. To, że tekst nie jest idealny, nie stanowi powodu, żeby go usuwać. Natomiast dobrym pomysłem byłoby naniesienie poprawek. Regulatorzy wysiliła się i zrobiła Ci piękną łapankę, a byki jak były, tak są. Usuwając błędy sprawisz, że kolejni czytelnicy będą bardziej zadowoleni z lektury.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Kupiłaś mnie już samym tytułem :) A i reszta tekstu okazała się nie gorsza. Idealna jak dla mnie doza absurdu i humoru, uśmiechnęło mnie kilkakrotnie.

Kliknęłabym do biblioteki, ale widzę, że już nie trzeba :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Sindbadzie, witamy na portalu :)

Przybywam z dyżurnym komentarzem. Nie skupiałam się na drobnych usterkach językowych, przecinkach itd, ale z całą pewnością można by ten tekst nieco wygładzić.

Jeśli zaś chodzi o treść… Mniej więcej chyba widzę, co próbujesz przekazać, ale trochę temu tekstowi brakuje, żeby naprawdę mógł się podobać. Pierwsza część jest bardzo sucha i relacyjna. W drugiej pojawia się jakiś bohater, więc jest nieco lepiej, ale mamy masę opisów technologicznych cudów, za to praktycznie żadnej fabuły, żadnej kreacji bohatera. O Pirxie wiemy tylko, że jest studentem, ale prawie nic o jego charakterze, marzeniach, dążeniach, odczuciach… tylko że wolałby prysznic brać w ciepłej wodzie.

Podsumowując: jest wizja, natomiast można by popracować nad przekazaniem jej w bardziej angażujący czytelnika sposób. Może trochę więcej perspektywy bohatera?

Zastanawiają mnie nawiązania do Lema, nie bardzo wiem, co one mają tutaj wprowadzić (ale czytałam baaaaardzo dawno i prawie nie pamiętam, więc może czegoś oczywistego nie skojarzyłam).

A tak na marginesie: do ocen punktowych, a w szczególności tych bez komentarza, mało kto tu przywiązuje wagę.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Ogłuszony i zdezorientowany kapitan dostrzegł jak przez mgłę, że pierwsza oficer już podniosła się na nogi i podaje mu rękę.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Zauroczyłeś mnie opisem strychu i dziecięcej fascynacji rupieciami :) Zwłaszcza, że nawet jako osoba całkiem całkiem dorosła, nadal uwielbiam przegrzebywać się przez stare, zapomniane bibeloty.

Przejrzawszy komentarze zgadzam się, że sporo w tekście niespójności, ale w trakcie czytania zupełnie mi nie przeszkadzały. Wszelkie luki fabularne czy światotwórcze wystarczająco wypełnił mi nastrój i bardzo udana kreacja bohatera.

Na technicznych usterkach się bardzo nie skupiałam, ale to mi wpadło w oczy:

To, co się stało zrozumiał dopiero z czasem.

Przecinek po “stało”.

stroił dziwne miny do siebie.

Zmieniłabym szyk na “…stroił do siebie dziwne miny.”

Ale teraz był pewien, że przekonany, że w tej chwili ma bardzo poważny wyraz twarzy, a postać w lustrze promieniała w uśmiechu.

Coś tu się posypało…

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Doceniam pomysł na współczesne potraktowanie mitologicznych postaci, ale całość mnie nie porwała. Interesujące było domyślanie się, kim jest tytułowe rodzeństwo, ale poza tym nie jest to tekst, który zostanie mi w pamięci. Przy czym podkreślę, że to po prostu kwestia gustu, humor nie mój i zbyt duże wysycenie militarnymi detalami. Niemniej dla kompletnego laika (mnie) cała militarno-wojenna strona opowiadania wygląda bardzo wiarygodnie.

Od strony technicznej przecinków trochę za mało lub za dużo tu i ówdzie. I taki mały drobiażdżek:

krew oszczędzasz zamiast szastać

Nie powinno być: nią?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Dyżurna przybywa z łapanką :)

Nie skupiałam się na interpunkcji, bo to nie jest moja specjalność, ale warto przejrzeć tekst pod tym kątem, bo trochę przecinków brakowało.

w ciemności nabierał ciężaru, jakby przemieniony w kłęby duszącego dymu.

Zestawienie ciężar-dym mnie nie przekonuje.

Spojrzenie opuściły wątpliwości.

Nie podoba mi się to. Nie wiem czy to błąd, nie mam na to “paragrafu”, ale na tak zwanego czuja – nie podoba mi się.

Wreszcie zgasił fajka w popielniczce ustawionej na parapecie, po czym wszedł do sklepiku.

Fajkę. Ta fajka mi tu nie pasuje. Rozumiem, że chodzi o fajkę jako slangowe określenie papierosa, nie o dosłowną fajkę, a to nie pasuje to stylu.

Miejscowość mimo swego świetnego położenia, nie przyciągała wielu turystów.

Za progiem rozciągała się posadzka z popękanych kamiennych płyt, wyznaczając wymiary budynku.

Zgrzyta mi ta posadzka, która wyznacza wymiary.

Na oko, nie przekraczały siedemdziesięciu metrów kwadratowych.

Nie wiem czy wymiary mogą przekraczać x metrów kwadratowych. Powierzchnia by mogła.

Polszczyzną także posługiwał się bez zarzutów.

Bez zarzutu.

Dobył własny rewolwer

Dobył rewolwera. I ten rewolwer mi tu zgrzyta. Nie znam się na broni, więc może sie mylę, ale tak mi się coś wydaje, że rewolwer w rękach polskiego policjanta nie ma racji bytu.

Rzecz jasna Kłosiński nie odpowiedział ogniem.

Zbyt dowcipnie to brzmi jak na zdanie z artykułu w gazecie relacjonującego tragiczne mimo wszystko zdarzenie.

 dysponują identycznymi rysami twarzy.

Rysami twarzy się nie dysponuje.

 – Możesz mówić mi Klarenc – odparł tamten, następnie, wskazując na czwórkę, dodał: – A panowie to się chyba już znają.

Niepotrzebny dwukropek po “dodał”.

Poza tym daty „narodzin” i śmierci

Skoro narodziny są w cudzysłowie to i śmierć powinna być, nie? Przecież naprawdę nie umarł.

Poza tym dostaje pan nieśmiertelność w pakiecie pracowniczym,

Pakiet pracowniczy kompletnie nie pasuje do realiów/stylistyki reszty opowiadania.

 

Podoba mi się pomysł na nieco przewrotne potraktowanie motywu paktu z diabłem (czy śmiercią raczej w tym przypadku). Czytało się ogólnie dobrze, ale stylistycznie tekst jest nieco nierówny. Czuć w nim ten nokturnowy nastrój, ale rozbijają go np. wstawki o pakiecie pracowniczym, zdecydowanie zbyt współczesne.

Mam też ogromny problem z umieszczeniem wydarzeń w czasie i przestrzeni. Maszyna do pisania sugeruje, że jest przynajmniej końcówka XIX wieku, może nawet bardziej początek XX wieku, ale równie dobrze mogłaby być druga połowa XX wieku. Jeśli takie było Twoje zamierzenie, żeby miejsca i czasu nie dookreślać, to w porządku, ale mnie to przeszkadzało trochę w czytaniu.

Nie rozumiem niestety jak pierwsza część tekstu z opisem ogrodu i wybuchającej chaty ma się do reszty opowiadania. Nie wiem, kim jest postać w bieli i czemu krzyczy na widok rozwalonej chaty. Bo jeśli to śmierć, to skąd ten szok i krzyk?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Gratulacje!

Świetny konkurs, wysoki poziom wszystkich tekstów, nie tylko tych nagrodzonych, czytałam z ogromną przyjemnością.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Też pomyślałam o grawitacji :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Gdy Ceri weszła do jaskini, w nozdrza uderzył ją odór potu i szczyn.

Zmieniłabym na: Gdy Ceri weszła do jaskini, nozdrza uderzył odór potu i szczyt.

Potem gdzieś jeszcze raz w tekście się pojawia “uderzanie w nozdrza”, też pozbyłabym się “w”.

że w takim wypadku, to jej mózg ściekałby teraz po ścianach jaskini.

Ten przecinek chyba zbędny.

musiała dodatkowo zmodyfikować swoje szacunki na przeżycie, choć już wcześniej nie były one zbyt pomyślne.

Raczej szacunki szans na przeżycie… chociaż to też brzmi nieco koślawo. No i nie wiem czy szacunki mogą być pomyślne?

 

Fabuła ogólnie może nie porywa, ale jest ok, zakończenie mi się podobało. Lubię takie klasyczne fantasy z czarami, potworami i misją do wykonania, więc te elementy mi podeszły.No i “Łapaj” to bardzo urocze imię dla trolla :) Nie podobał mi się natomiast sam początek – ale może to kwestia mojego gustu – bo nie lubię opowiadań/książek/filmów, które zaczyną się od sceny walki. Nie wiem w ogóle, kto jest kim i o co chodzi, więc nie ma dla mnie żadnego napięcia, tylko czekam, aż się przestaną tłuc i przejdą “do rzeczy”.

Bohaterka jest dla mnie taka trochę mało wyrazista i niespójna. Momentami sprawia wrażenie ambitnej i bezwzględnej, z pewnością siebie dążącej do celu, a momentami zachowuje się jak zagubiona dziewczynka.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Jeśli dobrze policzyłam, mam do rozdania 3 punkty. Wybór bardzo trudny, bo teksty są bardzo różnorodne i naprawdę ciekawe. Rozdaję niniejszym po 0,5 punkta następującym opowiadaniom (kolejność przypadkowa):

Shanti – Poudawajmy – za sprawnie budowany nastrój

JolkaK – Na rozstajach – za prawdziwie fantastyczną menażerię

Ambush – Last Christmas –  za Tomka, którego lubimy, choć nie za lotność ;)

BarbarianCataphract – Szczury świata monarchowie – za tytuł i szczurzy świat

adanbareth – Piernikowa apokalipsa nadejdzie w te Święta – za Teapota

ośmiornica – Rózga – za świątecznego demona

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Brawo za ciekawą interpretację prezentu, świetne rybne zabawy słowne i okropny twist na końcu! Wyszła z tego zabawna wybuchowa mieszanka :)

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Co tu dużo mówić, po prostu przyjemna bajeczka :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

No niezła ta rodzinka :) Postaci trochę dużo, więc można się pogubić, zwłaszcza na początku, ale nie jest to niemiłe zagubienie. Podoba mi się, że cud jest fizycznym obiektem, który można rozwalić łopatą :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Bardzo solidnie napisane, czytałam jednym tchem. Zakończenie satysfakcjonuje. Mimo że motyw jest mocno ograny, udało Ci się w niego tchnąć nowe życie :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Napiekłam w tym roku całą masę pierników, na szczęście wszystkie już zjedzone :)

Opowiadanko raczej przewidywalne, ale wesołe, świąteczne i czytało się z przyjemnością. Część opisywana z perspektywy kota jest zdecydowanie najciekawsza, a Teapot to świetne imię :) Z kolei fragment z mędrcami jak dla mnie zbędny.

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Zacznę od końca: bardzo pomysłowy świąteczny twist :)

Natomiast co do reszty opowiadania mam mieszane uczucia. Ogólny klimat piracko-przygodowy mi się podoba, dużo się dzieje, magiczne artefakty zaciekawiają. Niestety zdecydowanie zaszkodził opowiadaniu limit. Gdyby je rozwinąć, z pewnością wyszłoby lepiej. Raziły mnie też miejscami dialogi, takie infodumpowo-nienaturalne, sczególnie w końcówce na biegunie.

Laura nie dała łatwo za wygraną i po kilkunastu minutach ponownie stawiła się przy Diablicy.

To pewnie pozostałość po jakichś przeróbkach, ale nigdzie nie wspominasz, żeby oddaliła się od statku, ani nawet zeszła z pokładu, więc nie bardzo ma sens, że się “ponownie stawia przy Diablicy”.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Uśmiechnęło :) Ogólnie nie przepadam za tekstami w klimacie absurdu, ale tutaj mi podszedł. Humor też. Bardzo przyjemna lektura.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Hej Vacter,

Na jednej nodze zostawiłem, chociaż faktycznie jest to kontrowersyjne. Teoretycznie gość robił coś na wzór polującego kota. Taka podwinięta łapka. Wiadomo, że człowiekowi trudniej to zrealizować.

Ok, teraz rozumiem, co to miało być. Tylko że u kota to jest podwinięta przednia łapka, więc u człowieka byłaby to ręka, nie noga, nie? Takie to wątpliwe :)

Nie jestem zwolennikiem, by każde opko (szczególnie krótkie) działało na schemacie, że bohater dąży do czegoś i jest to coś oczywistego.

Ale ja też nigdzie nie powiedziałam, że akurat dążenia do czegoś mi brakuje. Np. w opowiadaniu Finkli, które wczoraj przeczytałam, też nie ma bohatera, który by do czegoś dążył, a jednak zrozumiałam, co tekst próbuje mi przekazać. W przypadku Twojego tekstu nie zrozumiałam. Może nie podkreśliłam tego wystarczająco w pierwszym komentarzu: może to być mój ubytek czytelniczy, a nie tekstu.

Czasem bycie cwanym nie wyklucza dziecinności.

Pewnie. Całkiem dorośli ludzie zresztą też bywają dziecinni. Niemniej jednak wydaje mi się, że miejscami kontrast między dojrzałymi i dziecinnymi zachowaniami/myślami bohatera jest zbyt duży, żeby był wiarygodny. Oczywiście możesz bronić swojej kreacji bohatera, że tak miało być, nie zmienia to jednak faktu, że mnie jako czytelnikowi leciutko zgrzytnęło przy czytaniu.

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Szukając przymiotnika dla określenia tego tekstu, pierwsze co mi przyszło do głowy to… koalowe :) I oczywiście mam to na myśli w najbardziej pozytywnym możliwym znaczeniu. Coś jest takiego w tym szorciku, co mi przypomina teksty Koali. Tekst jest oszczędny w słowach i emocjach, a jednocześnie daje do myślenia. A do tego przemyślany i trafny tytuł.

Pozostaje mi tylko pytanie: czy takiego króciaka można zgłosić do biblioteki?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Przyjemne, smutne i wesołe, odpowiednio świąteczne, mówiąc krótko: podobało się. Bardzo żywe te postaci ze zdjęć i mam na myśli nie tylko ich magiczne ożywienie :) Naprawdę świetnie napisane dialogi i zgrabnie przemycone realia lat 80.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Ciekawy tekst, ale świąt w nim trochę mało, biorąc pod uwagę, że opko na konkurs świąteczny… Niby jest stroik i kolacja wigilijna, ale równie dobrze mogłaby być zwykła kolacja, a zamiast stroika mógłby na tapczanie leżeć dowolny inny przedmiot.

Na początku czułam się mocno zagubiona, dopiero po jakimś czasie się rozjaśniło, ale tak chyba miało być. Ponownie moją dezorientację wywołał fragment o kolorach zeszytów. Bo najpierw mówisz, że kiedyś pilnował kolorów, ale z czasem zaczął pisać na czym popadnie, a potem znowu że trzyma się kolorów…

Mocną stroną opowiadania są z pewnością dialogi: oszczędne, ale jednak pełne treści.

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Uśmiechnęło :) Zgrabne i przewrotne. Nie będę się rozpisywać, bo wszystko już zostało powiedziane.

Moje jedyne zastrzeżenie to ta Coca-Cola na końcu, taka wciśnięta na siłę, nic wspólnego z resztą nie ma.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Przeczytałam. Ponadto niewiele więcej mogę powiedzieć. Opowiadanie nie jest złe, ale takie trochę chaotyczne. Początek mnie zaciekawił, czytało się w miarę płynnie, ale w sumie nie wiem, o co chodziło. Bohatera szczególnie nie polubiłam.

Z technicznych:

Szafki pod sufitem wypełniały prostokątne szybki,

Dla mnie to znaczy, że w szafkach były poukładane szybki. A chodziło raczej o to, że szafki były przeszklone?

W korytarzu stanąłem odgrywając pozę polującego kota, na jednej nodze.

Nie bardzo umiem sobie wyobrazić co miałeś tutaj na myśli bo koty nie stają na jednej nodze polując…

 

Po przejrzeniu komentarzy dodam jeszcze: mogę uwierzyć, że dziecak był nadprzeciętnie dojrzały i cwany, ale kłóci się to poniekąd z niektórymi jego bardzo dziecinnymi zachowaniami.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Przeczytałam Twoje opowiadanie już jakiś czas temu, ale dopiero teraz znalazłam trochę więcej czasu, więc wracam z komentarzem.

Bardzo pomysłowo potraktowałeś wybrany prezent. Jestem pod wrażeniem, jak wiele udało Ci się zmieścić w tak krótkim tekście. Pod świątecznym płaszczykiem udało Ci się przemycić zupełnie poważne treści o totalitaryzmie i konformizmie.

Nie przypadły mi do gustu te przekombinowane porównania, ale to pewnie kwestia gustu.

Tak, wspomnienia miałem jeszcze ciemniejsze niż czarnoskóry kominiarz, który wyszedł z kopalni.

strach na wróble cierpiący na anoreksję.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Pozwolę sobie powtórzyć, co już pisałam przy okazji bety: podobało mi się opko. Rozkręca się dosyć powoli, ale nie jest przy tym nużące. Bardzo przypadł mi do gustu pomysł na demona Świąt. Nastrój jest trochę świąteczny, a trochę tajemniczy, bardzo udane jak dla mnie połączenie grozy, tajemnicy i humoru.

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Czepnę się, bo mnie to uderzyło:

Weszli do olbrzymiego holu, oświetlając ściany smugami światła z czołówek.

Skoro mają czołówki, to czemu Tomek wcześniej świecił drugiemu latarką? :)

 

Końcówka nieco pospieszna (limit?), ale ogólnie bardzo udany tekst. Chyba lubisz motyw “uważaj, czego sobie życzysz”? W Złotej rybce też był, chociaż tutaj jest mniej wyeksponowany. Zdążyłam polubić Tomka, mam nadzieję, że jego marzenie o karierze fliziarza spełni się bez przewrotnego twistu :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Cieszę się, że trafiłam tutaj już po świętach, bo nie takiego nastroju się spodziewałam po tekstach świątecznych ;)

Niemniej budujesz nastrój bardzo sprawnie, jest beznadziejnie i depresyjnie, ale czuć też coś więcej… może nie napięcie, ale wyczekiwanie: na gości (co bardzo świąteczne) i na śmierć syna (już mniej świątecznie).

Jedyne co mi lekko zazgrzytało to flaki na płaszczu. Wyszły trochę groteskowo na tle reszty tekstu, który raczej oszczędnie podchodzi do tematu zombie.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

"Ogonos" podbił moje serce :) Pozostałe imiona i nazwy też udane, ale Ogonos szczególnie.

Bardzo urocze, zgrabne i przy okazji nienachalnie świąteczne. I do tego z morałem, żeby kierować się w życiu głosem serca żołądka :D

Przyznam szczerze, że jak dowiedziałem się o kraju szczurów, to pierwszym, co mi przyszło na myśl było pytanie “czy pojawią się tutaj koty”. Nie zawiodłem się, gdyż dostałem odpowiedź podczas opisu Atruma -“Pokryty rysami od kocich pazurów hełm”.

Miałam dokładnie tak samo, jak Mordoc :D

Rozkwasił sobie nos, odbił się od nich z głuchym stęknięciem i upadł na ziemię jak długi.

To jest jedyna rzecz, na której się lekko potknęłam, bo wyobrażałam sobie do tego momentu, że szczurzy bohaterowie poruszają się po szczurzemu, tj. na czterech łapkach, więc niejako na stałe są na ziemi jak długie ;) Ale to taki drobiażdżek.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Mnie akurat bardziej zasmuciło, niż rozbawiło, niemniej jednak się podobało :)

Może dobrze by było, żeby sprzęty domowe czasem wzięły sprawy w swoje ręce…

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Pomysł jest ciekawy i zakończenie (w połączeniu z tytułem) udane, ale całość w moim odczuciu nieco rozwleczona. Tekst stylistycznie przypomina przypowieść, ale miejscami ten styl jest przełamany.  Np. wtręty typu “Jak się łatwo domyślić, żadna z tych opcji nie wchodziła w grę.”, zgryzta mi to stylistycznie z resztą tekstu. Jeśli to celowo, to do mnie taki zabieg nie przemawia. Jeśli niechcący – warto byłoby to wygładzić.

A skoro już o wygładzaniu mowa, jest tu bardzo dużo do poprawienia (już od pierwszego zdania): literówki, interpunkcja, błędy składniowe. Wypisałam tylko kilka, jest znacznie więcej:

żył człowiek, który zawsze chciał być mieć więcej, niż miał…

To “być” chyba jest tu niepotrzebne?

Kiedy dojechał pod fortecę, jego rumak ledwo dyszał, a jego boki pokrywał gęsty pot. Lecz jeździec nie zamierzał litować się nad stworzeniem. Natychmiast zeskoczył z wierzchowca i popędził ku wrotom fortecy.

“Nie zamierzał litować się” sugeruje, że zaraz zrobi coś nieprzyjemnego zwierzęciu, a on robi coś zupełnie odwrotnego: zsiada.

Wówczas Nieycony wpadł w popłoch.

Literówki.

Wszak sami mogli należeć do spisku.

Hmmm, czy można należeć do spisku? Raczej brać udział w spisku. Albo należeć spiskowców.

Wartownicy mieli tego dość i już zabierali się do tego, by przepędzić natręta siłą,

Powtórzenie.

Oczywiście, natychmiast poczuł żądzę posiadanie tego wszystkiego…

Literówka.

A miał ułatwiona zadanie.

Literówka.

Bandyci bez wsparcia swoje tajemnego patrona i nowych zaczęli tracić na sile.

Powinno być “swojego”. I coś tu się chyba pomieszało w tym zdaniu.

Nienasycony wciąż chciał mieć więcej, niż miał, chciał być kim więcej, niż był.

Kimś.

Sługa stał się bogacz, bogacz księciem,

Bogaczem.

Cesarz dość szybko doniósł do wniosku

Doszedł.

Nienasycony rozesłał więc swoje długi po imperium,

Sługi?

Nienasycony siłą stłumił te rozruchy, a rebelianci dołączyli do skazańców trafiających na rożen lub do kotła.

Jakie “te” rozruchy? Wcześniej była mowa tylko o oburzeniu zachowaniem władcy, a tu nagle rozruchy i rebelianci?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Bardzo zabawne, świetnie rozegrałeś początek. Bardzo dobrze i płynnie się czytało, na niczym się nie potknęłam. Darka jakoś mi nie żal ;)

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Wspaniały kalendarz! Mam trochę zaległości, ale już nadrabiam powoli :)

Bruce, piękne zdjęcia!

Co do zagadki: pierniczki wydają mi się bardzo Misiowe, więc drugi tekst musi należeć do OldGuard.

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Nowa Fantastyka