Profil użytkownika


komentarze: 509, w dziale opowiadań: 380, opowiadania: 157

Ostatnie sto komentarzy

To ryzykując bycie namolnym ponownie zarekomenduje trzy swoje teksty czekające na ostatniego klika. Po pierwsze dlatego, że uważam iż naprawdę zasługują na miejsce w bibliotece, a po drugie ponieważ te czwórki przy tekstach nie dają mi spać po nocach :-P Pozdrawiam i zachęcam!

 

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/30925

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/29818

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/29706

 

Jimie, w żadnym razie nikt nie ma do ciebie pretensji, a jedynie wwdzięczność za ciężką pracę  :-) Chcieliśmy jedynie uściślić informacje i etap prac, na którym jesteśmy.

Przyjemnie się czyta komentarze o tym, że przyjemnie się czytało, Anet :-)

Uprzejmie kliknięte, z pełnym przekonaniem :-) Przy okazji nieśmiało zaznaczę, że mam trzy teksty kiszące się w podobnej sytuacji… zapraszam wszystkich serdecznie!

Wilk który jest– Traktacik dowcipny o tym jak ze smokiem rozmawiać należy https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/31336#koniec

Cześć wszystkim! Chciałem zwrócić się z prośbą o opinię do czytelników tego tekstu oraz drugiego mojego opowiadania opowiadającego o przygodach ekipy Kuriera Warszawskiego, Pleśń. Może ktoś poświęci chwilę na odpowiedź :-)

Otóż mam pomysł na stworzenie zbioru opowiadań o naszych bohaterach. Miałby on pewną fabułę ramową, a w kolejnych tekstach następowałby rozwój poszczególnych postaci, ale co do zasady byłyby to osobne historie. I teraz pytanie do was: czy uważacie, że postać Janusza byłaby w stanie pociągnąć coś takiego? Czy może jest on ok jako bohater pojedynczego opowiadania, ale w nadmiarze przestałoby to być zabawne i stało się nużące? Liczę na wasze porady!

 

Cześć wszystkim! Chciałem zwrócić się z prośbą o opinię do czytelników tego tekstu oraz drugiego mojego opowiadania opowiadającego o przygodach ekipy Kuriera Warszawskiego, Krwawica polskiego przedsiębiorcy. Może ktoś poświęci chwilę na odpowiedź :-)

Otóż mam pomysł na stworzenie zbioru opowiadań o naszych bohaterach. Miałby on pewną fabułę ramową, a w kolejnych tekstach następowałby rozwój poszczególnych postaci, ale co do zasady byłyby to osobne historie. I teraz pytanie do was: czy uważacie, że postać Janusza byłaby w stanie pociągnąć coś takiego? Czy może jest on ok jako bohater pojedynczego opowiadania, ale w nadmiarze przestałoby to być zabawne i stało się nużące? Liczę na wasze porady!

 

Dzięki serdeczne dla wszystkich czytelników, którym jeszcze nie dziękowałem :-) Niezmiernie żałuję, że czas nie pozwala mi odnieść się do wszystkich uwag indywidualnie, więc podsumowuję zbiorczo:

 

  1. Kwestia braku konkluzji w tekście. Na pewno jest to tzw. otwarte zakończenie, czyli dla wielu czytelników coś niewiele lepszego od otwartego złamania. Mnie do tego tekstu akurat pasuje takie potraktowanie sprawy. Jak łatwo się domyślić, opowiadanie jest elementem większego świata i większej historii, zarówno PRZED, jak i PO. Ale rozumiem, że niektórym finał historii mógł wydać się mało satysfakcjonujący.
  2. Księżniczka pełniąca bardziej rolę zabiegu fabularnego niż istotnej postaci. Zgadzam się, głównie służy do ułatwiania życia bohaterom. Tu niestety wmieszał się limit konkursowy, który uniemożliwił pełniejsze ożywienie tej postaci.
  3. Podsumowując wszystkie komentarze, mogę stwierdzić, że największym uznaniem ogółu cieszyła się dynamika relacji pomiędzy Mal i Abe’m, co bardzo mnie cieszy :-) A opinię, że bohaterowie cierpią na “syndrom MCU” zamierzam potraktować jako komplement :-P

 

Podziękowania jeszcze raz dla wszystkich. Niezależnie od konkursowych wyników, które przyjdą pewnie wraz z wiosną, przy pisaniu tekstu świetnie się bawiłem!

Sonato, od osoby bliżej w temacie słyszałem, że aktualnie wydanie planowane jest na połowę 2025 roku. Ale żadnego oficjalnego kontaktu od wydawnictwa również nie miałem :-)

Witam, mości Zygfrydzie! Dzięki serdeczne za wizytę, przeczytanie i komentarz. To w dzisiejszych portalowych czasach na wagę złota, a gdy komentarz do tego jest pozytywny, to nie pozostaje już nic innego jak tylko rozpłynąć się niczym topione masełko w poczuciu dobrze wykonanej pracy :-)

Dalsze losy Mal na pewno kiedyś podejmę. Co do Aberusa, kto wie? Niczego nie można wykluczyć ;-)

Hej, ninedin, zacna inicjatywa! Widzieliśmy się pod moimi tekstami nie raz, ale ostatnio przytrafiało się to rzadziej, więc chętnie o sobie przypomnę ;-)

Zaproponuję tekst wcale dla mnie nie reprezentatywny, bo krótki i przez to pokazujący moje pisanie od innej strony niż zwykle. Zachęcam do przeczytania!

 

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/30268

 

Finklo, dzięki za wizytę i pozytywny komentarz :-)

 

Tylko jakieś takie niedokończone to opowiadanie. Jakby Ci znaków zabrakło na przekazanie całej historii.

Że zakończenie jest otwarte, a dalsza część historii w planach, to, cytując klasyka, oczywista oczywistość. Jednocześnie wydaje mi się, że jako konkretna historia wykradzenia księgi opowiadanie ma charakter dosyć zamknięty i działa jako samodzielna całość.

Nad ortografem spuszczę po prostu zasłonę milczenia i dwa metry ubitej ziemi ;-)

Pozdrawiam!

 

Cześć, Żongler! Miło mi cię powitać, tym bardziej, że wydaje mi się, że po raz pierwszy widzę cię pod swoim tekstem. Choć może to być też problem z moją pamięcią :-D

Okoliczności przypominają mi perypetie Geralta z duchem Witolda von Evereca

O, ciekawe skojarzenie. Nie myślałem o nim świadomie podczas pisania, ale jest to jedno z zadań z gry, które mocno zapadły mi w pamięć, więc kto wie czy jakiegoś podświadomego związku nie ma :-)

Ze zgrzytów: nie jestem pewna, czy egzotyczne owoce są „aromatyczną potrawą”. I czy są nią „karafki”. W sensie – rozumiem, o co chodzi, ale zdanie na pewno można przerobić, by wyglądało lepiej.

Hmm, to zdanie doczekało się już kilku wariantów i każdy kolejny wnosi następne problemy. Pomyślę jeszcze nad nim.

Pierwsza połowa tekstu bardzo mi się dłużyła…

Tu już wkraczamy w kwestię gustu, więc nie dyskutuję :-)

Zawsze, kiedy antagonista monologuje o swoich powodach i problemach, gdzieś umiera jednorożec.

Jak sama zauważasz, jest to problem na tyle rozpowszechniony, że nie wiem czy nie dotarliśmy do miejsca, w którym czulibyśmy się skołowani, gdyby antagonista nie raczył niczego wyjaśnić :-P

Jeśli Aberus jest tak zadurzony w Mal, że jest w stanie poświęcić całe swoje życie za jej iluzoryczną namiastkę, to jest po prostu naiwny, czyż nie?

Cóż, od początku nie starałem się kreować Aberusa na tytana intelektu. Lojalnego, nieco prostodusznego, acz niezbyt bystrego. W końcu w jego głowie spokojnie zmieściła się jeszcze kolejna osoba!

Dzięki za rozbudowany komentarz. Przykro mi, że w twojej ocenie nie udało się utrzymać odpowiedniego emocjonalnego balansu pomiędzy żartobliwymi dialogami i powagą sytuacji. Cieszę się jednak, że mimo to całość czytało się dobrze. Pozdrawiam i zapraszam pod kolejne (lub moje starsze) opowiadania!

 

Witajcie regulatorzy. Dziękuję za wizytę i cenną korektę, którą natychmiast wdrożyłem :-) Cieszę się, że ta historia bardziej cię zainteresowała od “poprzedniego odcinka”.

Co do finału historii. Pojawia się tu konflikt dwójki głównych bohaterów. Aberus chce skorzystać z oferowanej przez antagonistkę propozycji ujścia z życiem, choć może ona być pułapką, ratując w ten sposób wszystkich uczestników zajścia, ale pozostawiając księgę poza ich zasięgiem. Mal zaś woli poświęcić życie księżniczki i zaryzykować ucieczkę, byle tylko uniemożliwić rozszyfrowanie jej tajemnic Sakaris i dotarcie do tajemniczego źródła. Dlatego Mal całkowicie przejmuje kontrolę nad ciałem Aberusa, mimo jego sprzeciwu, poświęcając nie tylko życie Almeris, ale także przyjaźń jej i Abe’a.

Wydaje mi się, że jest to odzwierciedlone w tekście, acz ja wiem co chciałem napisać, a dla czytelnika może to być mniej oczywiste…

 

P.S.

– Obawiam się, że pląsając kadryla z niewidzialną partnerką… → Kadryl to taniec XVIII-wieczny, a mam wrażenie, że to opowiadanie dzieje się wcześniej.

O ile z uwzględnieniem precyzyjnego systemu metrycznego faktycznie zgodzę się, że nie przystaje zbyt dobrze do fantastycznej rzeczywistości, to w tym przypadku analogicznego błędu nie widzę. Opisana tu została fantastyczna rzeczywistość, w której rozwój kultury może mniej lub bardziej odbiegać od tego znanego nam z własnej historii. Gdyby w opisywanym świecie, przez jakiś zbieg okoliczności, we wczesnej epoce żelaza w muzyce nagle stałaby się popularna koncepcja atonalności, na przedstawionej uczcie zespół mógłby grać free jazz i nie było by w tym nic niezwykłego. Podobnie tańczenie kadryla nie wydaje mi się problemem. Opowiadanie nie dzieje się bowiem “wcześniej” czy “później” niż XVIII wiek, lecz na zupełnie innej linii czasowej. Pozdrawiam! :-)

Hej, Ananke, dzięki za wizytę i rozbudowany komentarz :-)

 

I mocno streszczasz. Cały przewrót, przeszłość Mal – to taka fajna historia! Ujęta w streszczeniu mocno traci. Szkoda. No i relacja Mal-Aberus, też jako streszczenie, a naprawdę ciekawie byłoby zobaczyć ich w momencie akcji, nauki, czegokolwiek, co pokaże nam, że Abe faktycznie skoczyłby za nią w ogień.

Cóż mogę powiedzieć? Pełna zgoda. Ale limity są nieubłagane i pewnych skrótów uniknąć się nie dało. Inna zupełnie sprawa, czy w tej streszczonej wersji udało mi się nakreślić odpowiednio emocjonalnie związek Mal i Aberusa. I tu, nie ukrywam, że można by zrobić to trochę lepiej.

 

Przecinek wygląda tu dziwnie, zaburza czytanie

 

Najpierw piszesz, że konie były wątłego zdrowia, a dalej, że są masywne.

 

Kiedy piszesz “potraw: i robisz myślnik, to jakbyś wymieniał te potrawy, a skoro po mięsiwach są owoce, tak jakoś to nie pasuje. XD

Zgoda co do każdej uwagi. Dzięki.

 

Nikt nie zwrócił uwagi, że Aberus gada do siebie? XD

Cóż, pewnie w normalnym świecie ktoś by zwrócił na to uwagę… Ale setki kiepskich filmów sensacyjnych, w których agenci mówią do słuchawki w uchu i nikt tego nie zauważa, nauczyły nas, że tak jest i już :-P

 

Co do nieścisłości fabularnych pojawiających się w końcówce, będę musiał to przemyśleć. Ale oczywiście póki konkurs trwa w tej warstwie żadnych zmian nie wprowadzę. Dzięki jeszcze raz!

 

Caernie

 

Witaj i dzięki za wizytę. Świat rzeczywiście nakreślony jest dosyć zgrubnie. Po części to kwestia limitu konkursowego, a po części chęci skupienia się na głównych bohaterach i ich relacji.

W sensie – czy ona posiada taką zdolność, że może świadomie się pokazywać Abowi?

Mal może się pokazywać “wizualnie” Abe’owi kiedy chce i podobnie znikać. Wydaje mi się, że było to zaznaczone w tekście, choć może ten fragment padł ofiarą jednego z cięć ;-)

Co do uwag fabularnych, to skrzętnie je sobie zapisałem i wrócę do nich po zakończeniu konkursu, bo na pewno jest kilka wątków, które zasługują na rozbudowanie. Dzięki za przeczytanie i pozytywną opinię!

 

Baska.Szczepanowska

 

Nie ma dla mnie większej nobilitacji, niż że moje opowiadanie nadało się na towarzysza porannej kawy! Cieszę się, że mogłem umilić to świąteczne przedpołudnie i pozdrawiam!

 

A wszystkim łącznie życzę Wesołych Świąt! :-)

Hej Ambush, jeszcze raz dzięki za betowanie! Wybacz, że nie doczekałem końca twojej łapanki przed publikacją, ale należę do tych niecierpliwych :-P Poza tym zasady konkursu wymagają dobicia się do biblioteki, co przy aktualnej aktywności komentujących (którą sam ostatnio zaniżam), jest procesem długim i trudnym ;-)

Cieszę się niezmiernie, że porwała cię wartka akcja i para głównych bohaterów. To oni mieli “ciągnąć” całe opowiadanie i miło słyszeć, że to się udało.

 

cezary_cezary, dzięki za przeczytanie i biblioteczną nominację. Cieszę się, że ty też dałeś się porwać wirowi wydarzeń i polubiłeś główne postaci. Pozdrawiam i postaram się zajrzeć pod twój tekst konkursowy!

Dzięki, BosmanMacie i jeszcze raz dzięki za wzięcie udziału w becie :-) I za klika bibliotecznego, mam nadzieję ze nie ostatniego (ale jeśli, to tym cenniejszego!).

Jeśli mało ci tej historii, to zapraszam pod mój poprzedni tekst z tego świata. Może nie tak udany, ale dostarczający wielu cennych informacji. Pozdrawiam!

Sympatyczny szorcik. Wszystko tak jak trzeba. Pani kapitan sama chyba leci na jakimś dopalaczu, ale cóż, taka robota. Na transportowcu nie ma lekko. Co i rusz trzeba cofać zegar atomowy, żeby się Łunia Międzyplanetarna nie przyczepiła, że kolejna marsjańska doba wylatana bez odpoczynku… do pełni szczęścia brakowało tylko, żeby rozmowa z kontrolą lotów odbywała się przez CB radio :-D

 

Pozdrawiam i kliczek!

Hej Sonato, odczucia po lekturze mam nieco mieszane, z przewagą pozytywnych. Na plus zdecydowanie ciekawa kreacja surrealistyczno-baśniowego świata i jego opisanie za pomocą barwnego, obrazowego języka. Fabularnie opowiadanie również nie pozwala się nudzić. Może zaskoczenia żadnego tu nie ma, ale też mi go nie brakowało :-)

Na minus (według mnie, bo niektórzy preferują takie rozwiązania) nieco chaotyczny początek, od razu wrzuceni jesteśmy w nieco infodumpowy wir wydarzeń, pojęć i postaci, które tworzą strukturę tego świata, jednocześnie nie otrzymując zbyt wielu wyjaśnień “co? jak? i dlaczemu?”.

Muszę też przyznać, że nie przekonały mnie dialogi i to na przestrzeni całego tekstu. Niemal wszystkie rozmowy brzmią mi nieco sztucznie, jakby były wyłącznie narzędziem do posunięcia fabuły do przodu, a nie faktyczną wymianą zdań pomiędzy żywymi ludźmi.

Podsumowując, gdyby była potrzeba kliknięcia do biblioteki, to bym kliknął. Ale z tego co widzę, takiej potrzeby już nie ma, i słusznie! :-)

To ja też zareklamuję, że mój tekst czeka w becie na chętnych ;-)

Hej, na betalistę trafiła właśnie moja propozycja na konkurs Honor Wśród Złodziei, pod roboczym tytułem Cena zemsty

 

Formalnie stanowi kontynuację historii i wątków obecnych w opowiadaniu Czerp z życia, póki trwa, ale jego znajomość nie jest wymagana, a to opowiadanie stanowi zamkniętą całość (tak przynajmniej mnie się wydaje, jeśli jest inaczej, proszę, zwróćcie mi na to uwagę).

Opowiadanie formalnie jest ukończone, ale póki co stanowi, jak mawiają nasi amerykańscy przyjaciele, hot mess. Będę więc wdzięczny za wszelkie sugestie, zarówno konstrukcyjne i fabularne, jak i językowe. Za propozycje tytułu będą osobne podziękowania :-) Zapraszam!

 

Tytuł: Cena zemsty (na razie)

Gatunek: fantasy

Znaki: obecnie 67k

Staram się pilnować, Tarnino, ale to dla mnie prawdziwe wyzwanie…

 

UPS! :-P

Tak tylko dorzucę do skarbca złotych myśli (gdyby ktoś przypadkiem planował go obrabować, hłe hłe), że im dalej w las, tym tych 60 tys. znaków coraz mniej jawi się wyzwaniem, a coraz bardziej przeszkodą :-P

Witaj, Duago, miło gościć cię w mych skromnych portalowych progach!

Pamiętam, że czytałem już parę twoich tekstów z przyjemnością.

Miło, że kierujesz się złotą zasadą przekazywania złych wieści i na początku pojawił się komplement ;-)

To jest z pewnością świetna umiejętność dla pisarza, chociaż muszę przyznać, że w moim odczuciu momentami zdarza Ci się balansować na granicy między inspiracją a kalką.

Jak wspominałem w poprzednich komentarzach, co do tego że inspiracją jest GRUBA, to pełna zgoda. Słowa "kalka" bym jednak nie użył, bo sugeruje, że zrzynałem z jednego źródła. A to jednak potworek złożony z Piratów z Karaibów, serii Monkey Island i paru innych rzeczy :-P

Co do wad:

Infodump rzeczywiście jest, powstały jako efekt ram konkursowych. Nie ograniczony limitem wiele z tych informacji przedstawiłbym w ramach akcji.

Bohater ma za łatwo: to jedyne miejsce, w których pozwolę się nie zgodzić. Wydaje mi się, że konwencja przygodowego romansidła uprawnia, by bohater przeskakiwał nad wszelkimi przeszkodami z dużym zapasem.

Końcowe starcie: tu z kolei moją wymówką jest fakt, że cała końcówka pisana była na kolanie tuż przed deadlinem i to widać. W planie mam całkowitą przeróbkę tej części historii.

 

Dzięki za wizytę i pozdrawiam serdecznie!

Ahoj Krokusie! Dziękuję za dyżurną wizytę. Tym bardziej piąteczkową, albowiem wszyscy wiemy, że odkąd 7-dniowy tydzień wprowadzono do urzędowego kalendarza Cesarstwa Rzymskiego, w piąteczek zawsze znajdzie się coś ciekawszego do roboty ;-)

Bazujesz tu na ogranych motywach, przez co tekst niczym nie zaskakuje

Zgadzam się w pełni, ale bić się w piersi nie będę, bo ambicji redefiniowania gatunku pirackich przygód podchodząc do tekstu nie miałem :-D

Narzekałbym na dialogi, które bywają infodumpowe i raczej bez iskry.

O, a tu przykra niespodzianka, bo z dialogów byłem raczej zadowolony, szczególnie w pierwszej części :-( Im dalej w las tym zapewne gorzej. Zdradzę sekret, że tekst na konkurs wysyłałem 15 minut przed końcem naboru… Ale może znajdę czas żeby dopracować słabe strony.

jest to przygodowa historia o piratach, a wszyscy lubią przygodowe historie o piratach

Czy wszyscy to nie wiem, ale ja na pewno i, jak domniemywam, Ty również, co mnie bardzo cieszy/

Pozdrawiam!

 

NoWhereMan

 

Dzięki za odwiedziny, przeczytanie, klika i za kolejny dowód, że duch przygody w narodzie nie ginie!

Co do stosowania ogranych motywów nie będę się już powtarzał, bo jaki koń jest, każdy widzi ;-)

Pozdrawiam!

To ja nieśmiało zgłoszę, że głos szanownych regulatorów na mój tekst "Słona zapłata" gdzieś umknął ;-)

Hej, regulatorzy, miło Cię ponownie gościć :-)

 

Jednakowoż wtórność nie jest tu zarzutem, albowiem opisałeś wypadki wielce zajmująco, nie stroniąc zarówno od humoru, jak i od zaskakujących wydarzeń – a tych jest tu sporo, skutkiem czego lektura okazała się bardzo satysfakcjonująca.

Cieszę się niezmiernie, że morska opowieść nie tylko wypełniła czas, ale koniec końców okazała się satysfakcjonująca. Czy to wszystko już gdzieś kiedyś było? Pewnie! Ale sam należę do tych, co najbardziej lubią melodie, które znają ;-)

Tekst już upiększony twoimi poprawkami. Pozdrawiam!

 

Finklo

Dzięki za wizytę! Podobnie, jak w przypadku Ambush – porównanie do Indiany Jonesa to dla mnie wielkie wyróżnienie :-)

Fakt, na “fantastyczność” trzeba nieco poczekać. Chociaż chyba wszystkie opowieści o przygodach awanturniczych piratów to po trosze fantastyka, nawet jeśli nie ma w nich nadprzyrodzonych elementów ;-) Motywy, jak już pisałem wyżej, zgrane i lubiane.

Ojj. Ubrań się nie ubiera.

No tak, babol, który wciąż zdarza mi się znacznie częściej niż powinien ;-) Pozdrawiam!

Hej, dzięki wszystkim za wizytę. Tym czysto przygodowym tekstem wypływałem na nieznane wody, że tak powiem, i miło mi, że waszym zdaniem nie utknąłem na mieliźnie :-)

Ambush

Powróciwszym mi się nie podoba i nie wiem, czemu zwracany żołądek ma wracać do życia.

Fakt, nie tylko żołądek się tu poskręcał, ale całe to zdanie trochę też.

ale reszta smakowita jak pierwsze oglądanie Indiany Jones’a

Chyba lepszego komplementu już nigdy nie otrzymam heart

co prafa ja bym Amai nie zaufała, ale chłopak jest młody i można kontynuować serię

Coś mi już chodzi po głowie w tym względzie i wydaje mi się, że Harlan nieraz jeszcze się sparzy przy gorącokrwistej Baskijce ;-)

 

fascynatorze

kordelas to nie szabla

Zasadniczo masz oczywiście rację, ale chyba nie do końca. Fachowo kordelas to rzeczywiście duży nóż myśliwski, ale potocznie przyjęło się też nazywać tak krótkie szable abordażowe, stosowane właśnie przez piratów XVII i XVIII stulecia:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kordelas

 

Hakoręki

Poza tym, to kawał dobrego kina. Świetnie się to czytało.

Dzięki wielkie!

A co tam, nie moja to tematyka, ale spróbować nie zaszkodzi. Poproszę zestaw Lazy Days + Oszalałe pandy ciotki Wandy :-P

Hej Shanti!

 

Odkopuję opowiadanie z mroków przeszłości :-P 

Nie będę ukrywał, widać po nim, że to jedna z Twoich wcześniejszych prób, ale nie żałuję, że przeczytałem. 

 

Plusy:

Oczywiście światotwórstwo. Pomysł świetny, zarówno jeśli chodzi o ramową historię ludzkiej cywilizacji, misję Joe, jak i kulturę planety Rapsodia. 

Bardzo dobre, żywe, barwne opisy.

Ciekawe nawiązania biblijno-filozoficzne.

 

Minusy:

Science-fiction to raczej tu mało. Szczególnie kilometrowy jeleń z drzewem na plecach zaburza nieco “science” ;-) Więcej tu powiastki filozoficznej, co oczywiście samo w sobie nie jest niczym złym.

Historia dużo traci na swojej jednostronności. Joe w ogóle nie odwiedza drugiej części planety, a decyduje o jej eksterminacji. Kompletne zignorowanie “drugiej strony” sprawia, że przesłanie brzmi trochę fałszywie.

Dialogi miejscami kuleją i trącą lekkim nadęciem ;-)

 

Podsumowując, całość czytało się dobrze i po lekkim rozbudowaniu na pewno wyszedłby świetny tekst. W tej formie i tak uważam, że zasługuje na kliknięcie do biblioteki :-)

 

Hej Finklo!

Rzeczywiście, tym razem Janusz potwierdził, że kiedy trzeba potrafi wziąć sprawy w swoje ręce. A i o załogę potrafi zadbać i nie pozwoli, by ktokolwiek inny naruszał ich godność i nietykalność cielesną!

Wszyscy przeżyli tę awanturę, choć, jak wspomniał na koniec Janusz, Areczek i Stefan musieli iść na L4, więc nie wiadomo co gorsze…

 

regulatorzy

Gorące dzięki za klika!

 

Krokusie

Dziękuję za dyżurną wizytę :-)

No ten horror to tak bardziej ze względu na tematykę niż pot spływający po plecach. Chociaż jeśli ktoś w życiu miał szefa takiego jak Janusz, to i pewnie lekki dreszczyk poczuje :-P 

Cieszę się, że spodobało Ci się moje piórko. Wciąż je jeszcze skrobię, ale momentami sprawuje się już całkiem całkiem.

Faktycznie liczba postaci na początku może nieco skołować. To dopiero drugie opowiadanie z tego “cyklu”, a w pierwszym tak na dobrą sprawę poznajemy jedynie Janusza i Areczka. Natomiast szybko można się przekonać, że postacie to chodzące stereotypy, więc uznałem że lepiej scharakteryzować ich czynami niż opisami :-)

Pozdrawiam!

bruce

Dzięki za jak zwykle błyskawiczne przeczytanie i ocenę :-) Cieszę się że humor przypadł do gustu i dziękuję za klika :-) Ostrzeżenie o wulgaryzmach dodałem.

Koalo

Dobrze, że horror cię nie odstraszył, bo chyba nie ma się czego tu bać. No chyba że podwyżki składki zusowskiej. Dzięki za przeczytanie i uśmiech!

Hakoręki

O rety, mam nadzieję, że nie doszło do jakiegoś trwałego przepalenia obwodów :-D Cieszę się, że przyniosłem nieco radości!

regulatorzy

Dzięki serdeczne za przeczytanie i wskazanie potknięć :-) W tego typu tekście trudno balansować na granicy pomiędzy ciekawą historią z humorem a serią niepowiązanych ze sobą gagów, więc tym bardziej się cieszę, że w Twojej ocenie to się udało. Usterki oczywiście poprawione.

borek Anet, cieszę się, że się podobało. Szczególnie, że Anet spodobało się aż dwa razy! To dopiero rzadko spotykana nobilitacja! :-P

Anet, dziękuję za wyrazy sympatii :-)

Wszystkim pozostałym, którym przez natłok obowiązków nie zdążyłem podziękować na bieżąco za przeczytanie i docenienie tekstu, również niskie pokłony!

No, tego się nie spodziewałem :-) Cieszę się niezmiernie, że szacowne jury doceniło mój skromny tekst, bowiem sam czuję, że zajmie on szczególne miejsce w mojej pamięci. Spodobał się nawet mojej żonie, a to już znaczy COŚ ;-)

Widząc siebie na pierwszym konkursowym miejscu niemal uroniłem łzę. Jest to dla mnie pierwsze zwycięstwo w konkursie portalowym, ogólnie literackim i zdaje się że pierwsza wygrana gdziekolwiek, od czasu konkursu wiedzy o krajach niemieckojęzycznych w gimnazjum, czyli daaawno :-P

Jeszcze raz ogromne podziękowania dla organizatorów, gratulacje dla uczestników, tych docenionych bardziej i mniej, a także wszystkich obserwujących, którzy swoimi komentarzami dopingują nas do dalszej pracy :-) Nie mogę się doczekać przeczytania pozostałych tekstów ścieżki B!

 

P.S. O, o, o! Na Księgę Miliona i Jednego Cierpienia zdecydowanie też się piszę, Jimie! :-P

Ja również recenzję otrzymałem i serdecznie dziękuję za nią obu jurorom. Tym bardziej, że poszły w zupełnie inną stronę, niż się spodziewałem ;-) Czytałem więc z wypiekami na twarzy nie mniejszymi, niż te, które wypiekli sami recenzenci przy zapoznawaniu się z tekstami :-D

Jeszcze raz wielkie dzięki za świetny konkurs, który wielu z nas pozwolił zapewne otworzyć się na twórcze próby, których inaczej być może nigdy byśmy nie podjęli. Chwała wam za to!

Jeśli na cokolwiek mam marudzić, tak na przyszłość, to oczywiście limit, bo w moim przypadku na koniec walka z nim zeszła do poziomu wycinania pojedynczych słów ze zdań, tak by zachowały jeszcze swój pierwotny sens. To w niektórym miejscach odbiło się też na jakości technicznej tekstu. Oczywiście, to tłumaczenie odnosi się tylko do niektórych stylistycznych łamańców, które można tam znaleźć. Reszta to po prostu ja :-D I w ogóle ten cały akapit to takie narzekanie krawca po konkursie na uszycie sukienki, że nie dali mu wydziergać spadochronu :-P

Na koniec, na zachętę, zamykający fragment mojego tekstu, nawiązujący do opowiadania ramowego, który rzecz jasna został wycięty z wersji ostatecznej. Myślę jednak, że dobrze komponuje się ze streszczeniem Jima umieszczonym w pierwszym poście:

– To było… smutne. Bardzo smutne! – rzekła zdziwiona księżniczka. – Co cię podkusiło, by opowiadać mi smutną historię?

– Chciałam tylko uzmysłowić Waszej Wysokości – odparła profesor Yoshino – że czasami, by poczuć prawdziwą radość, miłość i pożądanie, musimy najpierw poczuć ból, smutek i stratę. To oczywiście bez sensu, ale tak to już jest u nas, ludzi.

Och, dwa kolejne dni oczekiwania… ale robota do wykonania jest tytaniczna, więc w pełni rozumiem :-) Poza tym i tak czekam głównie na opinię od szacownych jurorów, bo na setki punktów to nie liczę raczej :-P

Daj znać, kiedy opowiadanie będzie gotowe, lub kiedy ty będziesz gotowa podzielić się opowiadaniem. Chętnie przeczytam :-)

Asylum, większość światowych mitologii to według mnie i tak erotyczne fanfiki, więc temat wdzięczny  :-D  czekamy na rezultaty!

Bardzo mi przykro, Nova, jeżeli mój komentarz otworzył coś więcej, aniżeli tylko dawno nieodwiedzany wątek :-( Z drugiej jednak strony, jeżeli ktoś wierzy, lub chciałby wierzyć w coś takiego jak znaki od losu, to może ten mówi, że czas już wrócić do tego tekstu :-) Pozdrawiam ciepło.

Gratulacje! Niektóre konkursowe teksty miałem już okazję przeczytać, w tym zwycięski, ale niestety czas nie pozwolił póki co zapisać swoich spostrzeżeń. Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni :-)

Temat antologii, jak rozumiem, chyba upadł :-( A szkoda, bo chętnie umieściłbym taką na półce. Nawet bez swojego tekstu :-P

Dzięki Jimie za rady, tym bardziej, że na żadne nie liczyłem i po prostu chciałem ponarzekać trochę w eter ;-) Tak czy inaczej, odsysanie tłuszczu zakończyło się sukcesem i tekst poszedł na maila!

Jimie, a czemu ten limit znaków w ścieżce B taki niski? Uprzedzając ewentualne pytania: TAK, pytam o to dopiero teraz, gdy moje opowiadanie dawno zostawiło ten limit w tyle i NIE, jedno z drugim nie ma absolutnie nic wspólnego :-P

Mnie niestety życie zawaliło różnymi różnościami, nawet nie było kiedy napisać, że póki co zmuszony jestem zrezygnować. Choć zdaje się, że po dwóch miesiącach nie wyrabiania się zostaję “zrezygnowany” odgórnie :-P Życzę powodzenia i wytrwałości innym dyżurnym i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się wrócić na posterunek :-)

A ja, krarze, wciąż zapraszam pod mój pozakonkursowy tekścik ;-)

Silva, nie mówiłem, że tego w opowiadaniu nie będzie. Po prostu z góry założyłem, że ten rodzaj cierpienia jest dozwolony, a może nawet mile widziany ;-)

SNDWLKR dzięki za wizytę i kopnięcie tekstu w kierunku biblioteki!

 

spodziewałem się, że historia pójdzie w tę samą stronę co w ,,Dybuku” i zło objawi się poprzez bąbelka

Była to jedna z rozważanych opcji, ale odkąd przygruchałem sobie dwa własne bąbelki to krwawe historie z niemowlakami nie mają już tego samego smaku…

 

kiedy demon się ujawnił nie miałem uczucia ,,boję-się-jak-diabli-ale-nie-mogę-się-oderwać” tylko ,,ale-hardkor-chcę-zobaczyć-co-się-jeszcze-stanie”. Wolę to pierwsze.

Rozumiem. Ale opcja numer dwa też chyba ujdzie? :-D

 

Szkoda, że nie wszystkie sieciowe porady tak działają. ;)

A pytałeś kiedyś internetowego szamana z Malezji? ;-)

 

P.S.: Co znaczy ,,ibu bersedih”? Jeśli tłumaczenie było w tekście, chyba mi umknęło.

Oznacza “matkę w żałobie”, “płaczącą matkę”. Nie było tego w tekście, zostawiłem jako ciekawostkę do rozwikłania dla zainteresowanych :-) Pozdrawiam!

 

Jimie, to jeszcze jedno pytanie, przed zabraniem się do roboty :-D

Tytuł to Księga Miliona i Jednej Rozkoszy. A co jeśli w opowiadaniu znajdzie się sporo więcej cierpienia niż rzeczonej rozkoszy? Mam tu na myśli raczej cierpienie emocjonalne, nie BDSM :-P Krótko mówiąc, czy erotyka “na smutno” też jest ok?

Mmm, wysmakowany konkurs, Jimie. Chyba się skuszę, mimo że czasu mało :-) A czy dopuszczalne są jakieś krótkie wprowadzenia z udziałem opowiadaczy, czy zaburzyłoby to główną historię? Mam na myśli coś w stylu "doktor Yua prowadzi wykład z historii sztuki, pada jakieś pytanie z sali, a ona zaczyna opowieść".

Dzięki Gedeonie, dosłownie parę dni temu zacząłem się właśnie bawić z Twine’m, więc twoje dzieło jest bardzo inspirujące :-) Pozdrawiam.

Gratulacje Gedeonie, wygląda bardzo ciekawie. Mapka wykazuje mocną inspirację Europa Universalis :-P Z ciekawości, w czym pisałeś grę? 

Hej Bardzie!

 

Uczucia mam nieco mieszane. Z jednej strony, opowiadanie jest bardzo klimatyczne. Opisy są wyraziste i świetnie malują tło opowieści. Z drugiej strony, choć historia nie jest zła, a zakończenie satysfakcjonujące, to jest do bólu przewidywalna. “Rytuał” w tytule i “wypad na ptaszyny” w drugim zdaniu od razu dały mi do zrozumienia, że Louis jest seryjnym mordercą. Zaś postać w pociągu, mówiąca że wyrwał się z wody, ale kiedyś powróci bo wciąż słyszy jej zew, od razu nasuwa na myśl syreny lub podobne stworzenia. 

Zabrakło mi więc jakiegoś zaskoczenia w tej ogólnie dobrej historii. Poniżej trochę technikaliów:

a co niedziele udzielał się na mszy

Powinno być co niedzielę. A właściwie, to językoznawcy upierają się, że lepiej pisać “co niedziela” ;-)

 

Louis był do tego niskim i krępym mężczyzną

Krępy mężczyzna z definicji jest niski, więc dublujesz tu informację

 

Wyjazd, jak zwykle, zaplanował do miejscowości nadmorskiej, których nie brakowało na wschodnim wybrzeżu.

Taki mi się zdaje, że nadmorskich miejscowości zwykle nie brakuje na wybrzeżu ;-) Proponowałbym po prostu “Wyjazd, jak zwykle, zaplanował do miejscowości nadmorskiej na wschodnim wybrzeżu.”

 

Green Smooth

W każdym miejscu czytałem to jako Greasy Smooth :-P

 

Niebo było nieustannie zasnute ciemnymi chmurami, a nieustające deszcze trzymały ptaszyny w domach.

Trochę zbyt wiele tego nieustawania. Proponuję “niebo ciągle zasnute chmurami”.

 

Plaża świeciła pustkami, a mieszkańcy miejscowości zdawali się nigdy nie zapuszczać na wybrzeże.

Zamieniłbym “wybrzeże”, które jest bardzo szerokim pojęciem, na “brzeg”.

 

Był już na tyle blisko, że widział ją wyraźnie – siedziała na jednej ze skał(,) w czerwonej sukience(,) kołysząc się do melodii.

Trzeba oznaczyć wtrącenie przecinkami, gdyż inaczej nie wiadomo czy to ptaszyna była w sukience czy skała :-)

 

Pozdrawiam!

 

 

No dobra, fanthomasie, wszystko ładnie, pięknie, zabawnie i w ogóle pewnie na koniec nasi bohaterowie dla bezpieczeństwa nie spali, tylko urządzili orgię (dla eremity znalazło się jakieś sękate polano przy kominku). Dialogi ostre niczym umysł ŚP premiera Oleksego.

Ale… ALE! KIM DO CHOLERY JEST LAURA?!? :-P

 

Przezabawnie ;-)

Hej, Ermirie! Klimat opowiadania mi bardzo podszedł. Jak wskazali poprzednicy, było trochę technicznych niedociągnięć, ale nie przeszkadzały one wcale w odbiorze tekstu, przez który płynie się na jednym wdechu. 

Zakończenie zaskakujące i ciekawe, acz też zabrakło mi jakiejś “wisienki na torcie” która sprawiłaby, że końcówka wybrzmi mocniej. 

Nie wiem czemu do momentu, gdy Damiana zdradziła końcówka czasownika, myślałem że bohater jest kobietą. I bałem się, że na końcu padnie zdanie: ”Tak, jestem zainteresowany instalacją paneli fotowoltaicznych”. Ale to chyba byłoby zbyt straszne dla ludzi o słabych nerwach :-P

Podsumowując, fajne opko, chętnie kliknę je do biblioteki :-)

P.S. Zaciekawiło mnie, że użyłaś słowa “turma”. Nawet nie wiedziałem, że funkcjonuje w języku polskim, a tu proszę, czegoś się nauczyłem :-) Jakbym nie znał rosyjskiego to bym musiał z kontekstu wnioskować.

Dzięki za wizytę Irko. Cieszę się, że klimat, który jest w końcu najważniejszym elementem tej historii, spodobał się. 

A bohatera chyba należy trochę żałować. Tak jak wielu, mógłby powiedzieć, że “nic złego nie zrobił”, “nikogo nie chciał skrzywdzić”. Jednak za wszystkie decyzje przyszło mu zapłacić, także za te, których konsekwencji nie mógł znać. Widzę mimo wszystko dla niego iskierkę nadziei ;-)

Dzięki za końskiego kopniaka, który wrzucił opowiadanie aż do biblioteki! Pozdrawiam :-)

Dzięki za wizytę bruce, jak zawsze, miło cię widzieć :-)

 

literówka?

Zgadza się :-) Poprawione.

 

nie mam pewności, czy tu nie miało być „Kacpra”

Nie miało być. Tym razem Aina zjawiła się, by przypilnować duże dziecko, czyli Marka, żeby nie zrobił nic głupiego ;-)

 

Serdeczne dzięki za pochwałę i bibliotecznego klika! Pozdrawiam.

 

Ciebie również zawsze miło widzieć, reg, szczególnie, że każda twoja wizyta ma istotny wpływ na techniczną jakość tekstu :-)

 

Folklor Malezji jest mi całkiem obcy i zdaje mi się, że demony o podobnych cechach można spotkać w wielu zakątkach świata

Przygotowuję tekst na nabór do pewnej antologii, połączonej tematem niesłowiańskiego folkloru. Docelowy tekst tyczy się Birmy, na której znam się zdecydowanie lepiej niż na Malezji, ale legenda langsuir spodobała mi się na tyle, że powyższe opowiadanie stało się efektem ubocznym moich badań nad tym zagadnieniem :-)

Niezmiernie się cieszę, że zaciekawiło i nie znudziło do samego końca. Poprawki oczywiście wprowadzone. Pozdrawiam serdecznie!

Hej, Rejtanie! Dzięki za wizytę.

Zgodzę się, że orientalność jest symboliczna. Może więc danie nie jest podlane sosem oryginalnie orientalnym, a bardziej z polskiej budy z chińszczyzną :-P Najważniejsze, że smakowało!

 

Cześć Nazgul!

 

Fabuła zbudowana dość prosto i (do pewnego momentu) przewidywalna

To prawda. W sumie całe opowiadanie jest uwspółcześnioną wersją klasycznych ludowych opowieści o langsuir, a takie zwykle nie są zbyt skomplikowane :-)

 

infodump związany z Ainą, gdy wyjaśnia jak to się stało, że została demonem. Dodatkowo te zwierzenia wyszły trochę sztucznie i mało wiarygodnie

Mam z tym rzeczywiście trochę problemów, bo nie jest to pierwsze opowiadanie z podobnym zarzutem. Jeśli masz jakiś pomysł na bardziej naturalne wplatanie podobnego “backstory”, to chętnie posłucham :-)

Co do finału, to “ale, że co?” było właśnie efektem, który chciałem osiągnąć. Przez całe opowiadanie staram się prowadzić czytelnika z myślą, że to Marek jest głównym bohaterem i, szczęśliwie bądź nie, to on zakończy całą tę historię. A tu nagle wkracza matka-Polka i nie da sobie w kaszę dmuchać jakimś zagranicznym demonom :-P Spodnie być może noszą oboje, ale Marek to chyba rurki…

Pozdrawiam!

 

Hej, bardzie, miło cię znowu widzieć! (czytać?)

Dzięki za pochwały dla pomysłu i postaci demona. Jak to w folklorze bywa, tak i langsuir w opowieściach przedstawiane są raczej jednowymiarowo, jako demony pragnące wyłącznie krwi ludzkich niemowląt. Cieszę się, że udało mi się dodać jej nieco głębi.

 

Marek spotyka Ainy i od razu się zakochuje.

Nie było moim zamysłem, by czytelnik odniósł takie wrażenie. Marek się nie zakochuje w Ainie. Ich relacja jest czysto fizyczna i opiera się na tym, że Marek widzi ją taką, jak wymarzyła sobie to jego podświadomość. Kobieta idealna. Poza tym od początku bierze pod uwagę, że gdyby zostali sam na sam, to może do czegoś dojść. To on inicjuje ich zbliżenie, choć oczywiście dyryguje wszystkim Aina. Można spokojnie domniemywać, że to nie jest pierwszy skok w bok Marka, i że niezłe z niego ziółko :-)

 

Myślę też, że przydałoby się poświęcić trochę czasu Żanecie.

Na pewno byłoby to ciekawe, ale trochę zniszczyłoby efekt końcówki, gdzie Żaneta nieoczekiwanie staje się wybawczynią rodziny.

Pozdrawiam serdecznie!

 

Witaj locussolusie!

Dziękuję za wszystkie miłe słowa. Nawet gdyby to było pierwsze i jedyne przeczytane przez ciebie opowiadanie na forum, to i tak zawsze miło słyszeć takie pochwały. Pozdrawiam!

 

Cześć Finklo!

 

Trochę od razu wiadomo, że maluch wypuścił coś złego z bambusa, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio

To fakt, że Marek chyba nie oglądał zbyt dużo telewizji, skoro nie wiedział czym to się skończy :-P

 

Czyli morał z tego, że nie wolno krzywdzić kobiet w ciąży, choćby nie wiem co. A z wycieczek lepiej przywozić magnesy na lodówkę wyprodukowane w Chinach. ;-)

Idealne podsumowanie tekstu! Dodałbym jeszcze “nie drażnij matki z bombelkiem” :-D

 

Pozdrowienia!

Bardzo mi miło, że Krokusy zakwitły też pod moim tekstem :-)

 

Oj, ta rozmowa, która się tu zaczyna wyszła słabo i zbyt pospiesznie. Oni się widzą po raz pierwszy od samosądu? Jest w tej sytuacji tyle napięcia i niepewności, która rozjeżdża się już na samym początku.

Zgodzę się, że nie wyszło to najlepiej. Ale wydaje mi się, że odbiór zmienić może fakt, że bohater z nikim się tu nie spotyka. Nie jest to dusza zmarłej dziewczyny. To tylko i wyłącznie wspomnienie. De facto nie ma tu żadnego dialogu, a prosty monolog. Bohater dyskutuje z własnym poczuciem winy i od początku zna odpowiedź na zadane pytanie. Nie potrzeba do tego wielu słów.

 

Dzięki za wizytę i pozdrawiam!

 

Nikolzollern

 

Zgodzę się z krokusem, że rozmowa ze spaloną narzeczoną jest przykrótka. Warto byłoby ją rozbudować.

Być może takie podejście rzeczywiście byłoby lepsze. Jednak swoje motywacje dla utrzymania spartańskiej formy tego dialogu miałem. Przedstawiłem je już wyżej w komentarzu dla Krokusa :-)

 

Generalnie jestem zauroczony. Sięgnę po inne twoje teksty.

Bardzo mi miło to słyszeć. Takie słowa zawsze dają motywację do pisania :-)

 

Przy okazji zapraszam do mojego Robokonia.

Na pewno zajrzę, ale nie mogę obiecać, że rychło ;-)

 

Hej, Shanti, dziękuję za odwiedziny i jeszcze raz gratuluję zdobytego piórka!

 

Miło mi dać brakującego klika do biblioteki (i to dziewiczy, bo pierwszy po otrzymaniu piórka :D).

W takim razie na zawsze już zatrzymam i dbać będę o tego klika ;-)

 

Początek mi się podobał i mnie zaciekawił – dawał nadzieję, na ciekawe światotwórstwo (co bardzo lubię) i ciekawą fabułę.

Dziękować. Też byłem z tej części najbardziej zadowolony.

 

Bohaterka jest nimfą, ale na całe 50k znaków, jak dla mnie nie do końca wyjaśniłeś co to znaczy, co ją odróżnia

Tu akurat z pełną premedytacją unikałem wchodzenia w różnice pomiędzy gatunkami, czy to mentalne czy anatomiczne. Efekt miał być taki, że czytelnik skupia się na fakcie, że jest taką samą myślącą istotą jak człowiek. Zapewne driady różnią się w jakiś istotny sposób od ludzi, ale nie jest tak ważne w jaki. Bardziej liczy się sposób potraktowania inności w ogóle. Być może ta myśl nie wybrzmiała tak, jak powinna :-)

 

Po 20 latach można kogoś tak dobitnie złamać, że nie zabiłyby swojego pana nawet gdyby zależało od tego jego życie.

Zgodzę się i nie zgodzę jednocześnie :-) Oczywiście bywa tak, jak mówisz. Nie bez powodu mamy syndrom nazwany od jednego pięknego skandynawskiego miasta. Z drugiej strony, wydaje mi się całkiem prawdopodobnym scenariusz, w którym osoba ugina się przed przemocą, nawet przez wiele lat, ale w pewnym konkretnym momencie zostaje przyciśnięta tak mocno, że faktycznie się łamie i staje wtedy nieobliczalna, gdyż nie liczy się już z żadnymi konsekwencjami. Także zabicie oprawcy w desperackiej próbie uratowania życia wydaje mi się zupełnie możliwe.

Zgadzam się natomiast, że nie współgra to dobrze z późniejszym zachowaniem, czyli metodycznie przygotowaną, logicznie przeprowadzoną ucieczką. Powinno być w tym więcej paniki i wątpliwości. Może nawet chęć oddania się w ręce strażników i myśl, że zasłużyła na karę.

 

Cały wątek smoka i nauki władania ogniem jest zdecydowanie zbyt spłycony, zbyt szybki.

Wydaje mi się, że ramy narzucane przez konwencję konkursu poprowadziły mnie, a co za tym idzie całe opowiadanie, trochę w inną stronę niż powinny. Walka na smokach (najsłabsza scena) i zdobycie mocy przez bohaterkę (bo czymś walczyć musi), pewnie mogłyby być zastąpione lepszym emocjonalnym rozwojem postaci :-)

 

Dzięki za przeczytanie i pozdrawiam serdecznie!

Hej, Bardzie! Tekst jak najbardziej w moim stylu – spokojny, niespieszny, z ciekawą kreacją świata, ukazujący swoje prawdziwe oblicze dopiero na samym końcu. Podobało się!

Końcowy twist zdecydowanie “robi robotę”, albo, jak ponoć sugeruje prof. Bralczyk, “wykonuje robotę” :-P

Przemierzając tekst czytelnik czuje gorący oddech pustyni na karku i parzący piasek pod stopami. Dobra robota.

 

Trochę większa uwaga przydałaby się wykonaniu. Jest trochę literówek, jak wspomniane już “spojrzał na placa” oraz niezbyt zgrabnie sformułowanych zdań, np.:

 

Doszło rycerza mignięcie zza uchylonych drzwi mieszkania o żółtych ścianach.

A na piętrze po prawej zasłonka zafalowała, jakby pchnięta wiatrem, jednak on dostrzegł za materiałem kontur sylwetki.

Przydałoby się kilka końcowych szlifów :-) Pozdrawiam!

Witaj gnómie

Rzeczywiście jest w tekście trochę literówek i nieoszlifowanych miejsc, które warto dopracować poprzez kilkukrotne przeczytanie.

Co do samej historii, podobała mi się. Ładnie wprowadzasz czytelnika w wykreowany świat i problemy głównego bohatera. Wszystko to jakby znajome – młody człowiek z poważnymi problemami rodzinnymi, który w niekonwencjonalny sposób próbuje swoimi siłami je rozwiązać to dość popularny motyw. Prowadzisz to jednak ciekawie i składnie. Do połowy opowiadania w zasadzie wszystko mi gra. Potem niestety zaczynasz biec na łeb na szyję, co źle wpływa na jakość. Tajemniczy kod, którego niezliczeni użytkownicy poszukują od dziesięcioleci nagle odnajduje się po prostu w ekranie wczytywania? Rozmowa z współtwórcą SN też wypada sztucznie i drętwo, służy jedynie jako narzędzie fabularne prowadzące do rozwiązania. Samo zakończenie jest w porządku. Jakbyś rozbudował trochę drugą część tekstu, wyszłoby całkiem zajmujące opowiadanie. Pozdrawiam!

Witaj erneście. Jak wspomnieli poprzednicy, wykonanie w kilku miejscach kuleje, ale nie na tyle, by przeszkadzać w lekturze.

Nie była to może przesadnie skomplikowana historia, ale wrażenia mam pozytywne. Trochę z baśni, trochę z przypowiastki filozoficznej, jasny morał. Przeczytałem z zaciekawieniem. Pozdrawiam!

Cóż mogę powiedzieć, darku… Nie mam pojęcia co właśnie przeczytałem, ani o czym, ale chomiki zawsze na plus, a szorcik napisany sprawnie :-P Pozdrawiam!

Cześć, zygfrydzie! Dziękuję za przeczytanie, komentarz i pozytywną ocenę :-)

Od momentu znalezienia smoka trochę skręciło to w kierunku, który wydał mi się mniej interesujący, ale wciąż nie było źle.

Zgadza się, historia zmienia trochę ton w tym momencie. Jednak opowiadanie pisane było z myślą o konkursie Magia i Miecz, więc musiałem dorzucić trochę “heroic” do tego fantasy ;-)

 

Jeszcze raz dzięki za odwiedziny i pozdrawiam!

W pełni zasłużone gratulacje! Cieszę się, że miałem przy tym piórku swój skromny udział ;-)

a2( )ko, przyjemny bardzo tekst pełen dobrego humoru :-) Aczkolwiek mimo obietnicy sławy i bogactwa dla pisarzy, mnie ta wizja nieco przeraziła :-P Bym kliknął w bibliotekę, ale nie ma już takiej potrzeby :-) 

 

Niski Azjata nawet podskoczył i pisnął: „Ojejciu!”, i całe szczęście, że roztoczaniec zajęty był wcinaniem okruchów…

Ja to bym po ojejciu nowe zdanie zaczął. To w końcu niezwykle ważne ojejciu :-) Z luźnych uwag to zasugerowałbym częstsze używanie entera w celu rozbicia wrogiej czytelnikowi ściany tekstu.

I wydaje mi się, że takie inteligentne stworzenia jak myszy, potrzebowały by czegoś więcej niż tylko nauki polskiego by stać się Prawdziwymi Polakami. Ale skoro już się to stało, to co u licha robiły w bibliotece? Widziałaś kiedyś jakiegoś Polaka w bibliotece?

 

jego wujek kiedyś interesował się alkoholizmem

hue, hue, a to dobre :-)

 

 

zaczęły wymykać się z domów, żeby móc więcej czasu spędzać w szkole na analizowaniu „Nad Niemnem” i „Granicy”

To chyba najbardziej absurdalny fragment całego tekstu :-D To i może jeszcze nauka wrażliwości estetycznej i duchowej na podstawi lektur szkolnych ;-)

 

Pozdrawiam!

Serdeczne dzięki wszystkim za kolejne komentarze i uwagi :-)

 

panrebonka, cała historia zaczyna się w momencie śmierci obu bohaterów. Poprzez kolejne wspomnienia wracają oni do początku swojego życia (młody chłopak i stary koń urodzili się w tym samym momencie). Tam chłopak zmuszony jest podjąć decyzję. Odprowadza konia do stajni, by mógł narodzić się ponownie, a sam następnie odejdzie w dalszą drogę :-)

 

misiu, cieszę się, że się spodobało :-) Co do liczebnika zdaje się masz rację, poprawiam.

 

regulatorzy, dzięki za wizytę. Może nie krzywdziłem się omijając szorty, bowiem długie i wielowątkowe formy zwyczajnie lubię, ale chyba zacznę częściej realizować krótkie pomysły. Jak zawsze stokrotne dzięki za łapankę. Poprawione :-)

 

Outta, dzięki za komentarz. 

 

Były momenty gdy poczułem sie juz zmęczony tymi całunami bieli, otulającymi ciszami i nadmiarem poetyckich metafor

Oprócz wspomnianej przez ciebie budowy klimatu opowiadania, ważne jest tu następstwo pór roku – od zimy i śmierci do wiosny i narodzin kolejnego życia. Trochę opisów przyrody było więc konieczne. Oczywiście to czy nieco z tym nie przesadziłem, to kwestia gustu :-)

 

Reinkarnacja, powiadasz? Więc koń się odrodził, bo bohater dokonał takiego wyboru. Ale skoro sie poświęcił, to czy nie odkupił swoich win, tym samym również zasługując na kolejną szansę?

Cóż, stwierdzenie jak jest naprawdę leży niestety poza moimi skromnymi możliwościami poznawczymi :-) Ale w świecie przedstawionym uzmysłowienie sobie swoich win i próba zadośćuczynienia to niestety za mało, by otrzymać drugą szansę. Być może jednak bohatera czeka teraz na końcu jego drogi coś lepszego :-)

Dzięki za przeczytanie i klika!

 

Młody pisarzu, dzięki za przeczytanie i cieszę się, że tekst skłonił do refleksji :-)

Myślałem. Ale moja myśl była za długa na drabbla, więc na tym poprzestałem :-P

Cześć Finklo! Dzięki za przeczytanie i komentarz o tak późnej porze. Co do sedna, nie wykluczam, że masz rację. Ale w trzy razy mniejszej objętości to ja bym nawet nie zdążył się przedstawić :-P Samo zejście do poziomu szorta poczytuję za osobisty sukces :-D

O kurczę pieczone. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tak pozytywnego odzewu. Jak wspomniałem na wstępie, do tej pory żyłem w przekonaniu, że kompletnie nie umiem w szorty. Może to jednak nie do końca prawda i za tę iskierkę motywacji serdecznie wszystkim dziękuję :-)

Niezmiernie się cieszę, że wywołało wśród Was wiele ciekawych interpretacji i przemyśleń. Na tym zawsze najbardziej mi zależy :-) Pozdrawiam wszystkich!

 

P.S. Co do spornego zdania, które pojawiło się w komentarzach, po konsultacji słownikowej wydaje mi się. że jest w porządku. Gdybym użył formy Cokolwiek by się nie wydarzyło, to na pewno byłby błąd. A tak chyba jest ok.

Witaj, Inanno!

 

Pierwsze linijki – A co ja czytam?

Nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale podoba mi się taka reakcja :-D

Kolejne – pieprznęło obuchem w łeb.

Kurde, podobało mi się, mocne jak lubię i takie wyzute z romantyzmu typowego heroic fantasy.

To też dobre! Tak właśnie miało być :-)

Czarny smok – też sobie stworzyłam czarnego smoka na potrzeby mojego uniwersum, a ten Twój jest zupełnie inny, choć realny, prawdziwie ludzki w swoich motywacjach.

Trudno o większą obelgę dla smoka, ale należało mu się!

 

Cieszę się, że wywołało emocje i dobrze się czytało. Pozdrawiam serdecznie!

 

Anet, jak zwykle sympatycznie dziękuję za sympatyczny komentarz :-)

Na pewno zajrzę :) I jak coś to polecam się do sprawdzania przecinków ;p

Przecinki atakują mnie w nocnych koszmarach i rozszarpują na kawałki :-P Zanim wziąłem się na poważnie za pisanie i pojawiłem się na portalu, stawiałem ich zdecydowanie za mało. Po kilku pierwszych łapankach teraz się asekuruję i chyba stawiam za dużo :-D

Dzięki wszystkim za przeczytanie, uwagi, pochwały i krytyki :-)

 

Irko_Luzie

 

Tak czułam, że z tym smokiem coś jest nie tak, raz zamknięcie, dwa – szybciutko i łatwiutko zaoferował pomoc ;)

Cóż, większość ludzi spotykając wielką bestię zamkniętą w jaskini w nienaturalnych, magicznych ciemnościach i przywołującą mroczny, czarny ogień, pomyślałaby, że coś może być nie tak. Na szczęście nie moja bohaterka :-D

 

Zastanawiam się, co miał na myśli następca tronu, mówiąc:

To wszystko nie było na marne.

Czy też miał wyrzuty sumienia po masakrze i właśnie zobaczył usprawiedliwienie ich czynów, czy też raczej ludzie szukali pierwotnego ognia, żeby wykorzystać go do własnych celów.

Raczej chodziło o to pierwsze, ale kto wie? :-)

 

Ciekawam też, jak potoczyła się ta historia dalej, fajnie byłoby, gdyby ludzie i nieludzie zaczęli współpracować, by poradzić sobie z pierwotnym ogniem. Ale to pewnie nierealne.

Cóż, wydaje się to rzeczywiście niemożliwe. Ale mogą nie mieć w tej kwestii wyboru.

 

Pozdrawiam!

 

Finklo

 

cieszę się, że przypadło do gustu :-)

 

ja na miejscu Nirwen nie wyjmowałabym rogu z tajnej skrytki, kiedy za drzwiami bez zamknięcia stoi ktokolwiek i wrzeszczy, a na dodatek grozi to kolejną chłostą

Prawda, zbyteczne ryzyko, szczególnie dla kogoś, kto porzucił już jakąkolwiek nadzieję.

 

I magia magią, ale smok to nie helikopter, żeby zawisać bez ruchu w powietrzu.

Hmm, a może w tym świecie smoki mają dodatkowe skrzydła obracające się z wielką prędkością na osi poziomej? :-P Racja, dodam trochę dynamiki :-)

 

Momentami masz byłozę.

Wiem, wiem. Ale chodzę na terapię.

 

Dzięki!

 

Aredei

 

dzięki za wizytę, zdaje się pierwszą pod moim opowiadaniem i od razu mocno zaangażowaną :-)

 

Początek był bardzo mocny, od razu mnie zaintrygował, podoba mi się taka tajemniczość, ładnie wyszedł ten opis ognia.

A dziękuję. Jak widać, ciekawą inspirację można wyciągnąć nawet z dziecięcej zagadki :-)

 

Od sceny zabójstwa barona tekst miejscami przypomina raczej jakąś relację czy streszczenie; po prostu wymieniasz po kolei to, co się dzieje, albo czynności, jakie bohaterka wykonuje. Mam wrażenie, że spieszysz się do głównych, ważnych wydarzeń, ale jednocześnie zdajesz sobie sprawę z tego, że należy wystrzegać się przeskoków, i wychodzi trochę takie coś pośrodku.

Jest w tym sporo racji. Być może niewielkim usprawiedliwieniem będzie fakt, że pomysł na opowiadanie przyszedł do mnie na trzy dni przed dedlajnem konkursu, a sam tekst powstał właściwie w dwa, przez co jest bardziej ciągiem myśli niż uporządkowaną strukturą.

 

Ten brak opisów, zwłaszcza przeżyć wewnętrznych, sprawia też, że nie do końca wiem, co właściwie mogę powiedzieć o głównej bohaterce. Wiem, że ma traumę, została porzucana i poniewierana przez niemalże całe swoje życie, ale kurczę, nie widać w niej za bardzo czynnika ludzkiego, jakiejś psychiki i przeżyć.

Ujmując bardziej ogólnie, to raczej rzadko nakreślam skomplikowane obrazy wewnętrznych przeżyć bohaterów. Zwykle dążę do tego, by to ich działania, słowa i decyzje świadczyły o ich charakterze, osobowości i emocjach. Takie wchodzenie postaciom do głowy i narzucanie im, co czują, wydaje mi się zbytnią ingerencją ;-)

 

Niby jest to fantasy, a fantasy zazwyczaj dzieje się w quasi-średniowieczu, za tym przemawia też obecność książąt czy baronów, ale kurczę, te przekleństwa nadają takiej potoczności niektórym fragmentom, że mam wrażenie, że albo akcja ma miejsce w jakichś dziwnych, alternatywnych czasach współczesnych

 W czasach historycznych ludzie również przeklinali, także książęta i baronowie, po prostu rzadko kiedy zapisywano to w kronikach :-)

 

Łapankę z wdzięcznością wykorzystam i wprowadzę, jak tylko znajdę dłuższą wolną chwilę. Dzięki za wizytę i zapraszam pod inne moje teksty!

 

 

Hej Outta! Przyjemna scenka. Rzecz jasna bardzo sprawnie napisana. Może nad światotwórstwem szczególnie się nie wysilałeś, ale zgrabnie połączyłeś znane elementy w spójną i przekonującą całość.

Tamar wypada odpowiednio antypatycznie, a dwójka głównych bohaterów wygląda na zgrany duet. Postacie też nie są jakimiś wielkimi oryginałami, ale w tylu znakach nie sposób nakreślić jakichś bogatych osobowości. Mocno przypominali mi dwójkę głównych bohaterów serii fantasy Michaela J. Sullivana, choć to zapewne przypadek :-) Końcówka satysfakcjonująca.

Podsumowując, Ameryki żeś pan nie odkrył, ale podróż i tak była bardzo przyjemna :-) Pozdrawiam!

Świetny tekst. Jeden z lepszych, jakie miałem okazję przeczytać na portalu :-)

Nie powiem wiele o kwestiach technicznych, bowiem zbyt wciągnęła mnie lektura, ale poza pojedynczymi miejscami zgrzytów w czytaniu nie odnotowałem.

Opowieść w swojej konstrukcji bardzo prosta – za rączkę prowadzi bohatera od jednej scenki do drugiej, ukazując jego przemianę, bez szczególnych zwrotów akcji (mniej więcej od połowy tekstu rola Finony staje się jasna). A jednak jest bardzo przejmujący w swym dążeniu do nieuchronnego końca.

Tekst jest bardzo oniryczny w najlepszym znaczeniu. Pomimo ciężkiej i ponurej wymowy, czyta się niczym dziewiętnastowieczną baśń. Kolejne spotkania bohatera przywoływały także skojarzenia z Boską Komedią. 

Gdyby nieco rozszerzyć “ziemskie” wątki, powstałby bardzo dobry dramat romantyczny. Świetnie wyglądałoby to na scenie :-) Podobała mi się również moralna niejednoznaczność. Nie serwujesz czytelnikowi banałów, nie ma moralizatorskiego tonu, a jedynie materiał do przemyślenia. Brawo!

A żeby nie było, że tylko chwalę, najmniej spodobał mi się główny bohater. Jest właściwie taką kukiełką poruszaną kolejnymi wydarzeniami, pozbawioną własnej osobowości i zdania. Łatwo się czytelnikowi wcielić w taką postać i postawić się przed dylematami, które napotyka, ale mimo wszystko przydałoby się, by sam miał nieco więcej do powiedzenia.

 

Jako dyżurny, bez cienia wątpliwości nominuję do najlepszego opowiadania miesiąca :-) Pozdrawiam!

Hej bruce :-) Na początek pozwolę sobie zacytować klauzulę informacyjną zapożyczoną z komentarza gravel ;-)

 

Na początek zaznaczę, że będzie subiektywnie, więc proszę, nie panikuj i nie wycofuj opka z konkursu, okej? Poczekaj na opinie innych czytelników, na pewno znajdzie się wielu ukontentowanych. W moje gusta po prostu się nie wstrzeliłaś i błagam, nie przepraszaj za to, bo to niczyja wina. A jeśli już koniecznie musimy szukać winnych, to wiń mnie, bo jestem czepialskim malkontentem, któremu nic się nie podoba ;)

Było to konieczne, gdyż tekst mnie akurat raczej nie kupił. Na pewno czyta się dobrze i przyjemnie, więc spełnia swoją rozrywkową rolę, ale zabrakło mi tu przede wszystkim… historii.

Widać, że mocno pracowałaś nad światotwórstwem – Wielkie Zderzenie odmieniające oblicze Ziemi i tworzące pomieszanie fantasy z postapokalipsą, krainy odwiedzane przez bohaterkę, Mudman i jego moce, bestie. Tylko umyka mi w tym wszystkim fabuła. Właściwie po wstępie jest to tylko ciąg scenek: rozmowa z księciem, stanowiąca ekspozycję bohaterki, i siekanie kolejnych potworów oraz zbieranie “lootu” :-) Owszem, informujesz do czego dąży nasza bohaterka, sygnalizujesz konflikt z bratem, ale nic istotnego w tej kwestii się nie dzieje.

Po przeczytaniu opka sięgnąłem aż do początkowych komentarzy i wygląda na to, że miałaś wiele ciekawych pomysłów, które koniec końców zostały wycięte. Opowiadanie naprawdę ma potencjał na fajne, trochę komiksowe, trochę pulpowo-pastiszowe ujęcie heroic fantasy. Jednakże pełnowartościowe opowiedzenie tej konkretnej historii w tym limicie znaków było wyzwaniem nie heroicznym, lecz zwyczajnie niemożliwym :-)

Mam nadzieję, że wrócisz jeszcze do tej opowieści w szerszym wymiarze! Pozdrawiam :-)

Krótko i na temat – bardzo mi się spodobało. Zaczynam dostrzegać prawidłowość, Finklo, że twój styl doskonale trafia w moje gusta :-)

Jest Egipt, jest humor, jest ciekawa historia – czego chcieć więcej? A do tego jeszcze barwne opisy, zwarta struktura opowiadania. Geza wypada niezwykle sympatycznie, jako kapłanka… ten tego… głęboko oddana swojemu powołaniu :-)

Do pełni szczęścia tylko kotów zabrakło :-P Ale popotamy też spoko!

Hej, Fanthomasie. Od razu mogę przyznać, że nigdy nie czytałem tak dobrego połączenia Starego Testamentu, hagiografii, Władcy Pierścieni i Predatora! Aczkolwiek jak pomyśleć, to nie było takich tekstów zbyt wiele…

Wbrew opinii niektórych komentujących, najbardziej do gustu przypadł mi początkowy fragment z Samsonem. Jest zabawnie, absurdalnie, czerpiesz garściami z masy różnych motywów. Trąci trochę Monty Pythonem.

Część ze świętymi w mojej opinii gorsza. Narracja za bardzo się rozjeżdża i rozmienia na drobne. Niektóre wątki, jak z wężem kompletnie porzucasz, a i reszta chrześcijańskich toposów jest po prostu odhaczana na liście za pośrednictwem kolejnych postaci, bez zagłębiania się w jakikolwiek wątek. Może lepiej wyszłoby, gdyby bohaterów było mniej, ale dać im nieco więcej czasu do zaprezentowania się.

Tak czy inaczej, przyjemna poranna lektura :-) Napisanie tego tekstu z pewnością zalicza się do czynów heroicznych, więc wymóg heroic fantasy jak dla mnie spełniony!

Dzięki za wizytę, Misiu! Konkursy jako rywalizacja o miejsca i nagrody również niespecjalnie mnie interesują. Ale, tak jak mówisz, często stają się przyczynkiem do powstania tekstów o tematyce, której zwykle byśmy nie podjęli :-) No i dedlajn zawsze stanowi dobrą motywację, żeby opowiadanie skończyć :-P Cieszę się, że ci się spodobało. Mimo że opko pisane było w ekspresowym tempie i zawiera pewnie sporo technicznych niedociągnięć, to jakoś automatycznie stało mi się bliskie i bez wątpienia będę chciał do niego wrócić :-)

 

P.S. Na głowę dopiero Ci wejdą, jak podrosną, ale ciesz się tym, bo przyjdzie czas, że zatęsknisz.

To chyba naturalna kolej rzeczy. Już tęsknię za tymi małymi, nieruchawymi kluskami w becikach :-P

 

Tymczasem zdrowych Świąt Wam wszystkim, a głównie tej dwójce.

Tobie również Świąt wesołych i spokojnych oraz wszystkim bliskim :-)

Hej AP, w żadnym razie! To raczej przez dwójkę roszczeniowych rocznych maluchów, która wchodzi mi na głowę w domu :-P

A przez to, że ogień zmienił się z zielonego na czarny, opowiadanie tylko zyskało na ponurej atmosferze. Cieszę się, że ci się spodobało!

Nowa Fantastyka