Profil użytkownika


komentarze: 899, w dziale opowiadań: 750, opowiadania: 307

Ostatnie sto komentarzy

Podziękowania dla jury za wszystkie wyróżnienia! Gratuluję reszcie nagrodzonych i pozostałym, którzy zaproponowali swoje teksty. No i osobne podziękowania dla Tarniny za organizację konkursu! 

Cześć, Tarnino!

Dziękuję za wszystkie miłe słowa na temat opowiadania, cieszę się, że humor oraz zabieg z wyeksponowaniem narratora Cię przekonały. Za wyłapanie baboli też dziękuję, jak najbardziej będę zainteresowany ich szczegółową listą.

Pozdrawiam!

Autor/ka wybaczy,

imo styl ślimaczy

nie deprecjonuje,

lecz nobilituje.

Jasne!

Votum separatum zgłosił Miś, proponując mi z kolei Szarą kulę. W tej kwestii wystarczy wspomnieć, że nie używam wymiennie form “Atlantyda”, “Atlandyda”, “Atlandyta”.

 

Ślimaku, te ‘błędy’ nie były dla ‘zmylenia przeciwnika’?

A pewnie. Zwróciły tnące ostrza podejrzeń w stronę jakiegoś zatraconego dyslektyka. Przy czym można było pomyśleć, że autor wcale dyslektykiem nie jest i – jak sugeruje Koala – próbuje tylko zmylić tropicieli. Więc już nie wiadomo, czy szukać pośród tych z orzeczeniem, czy gdzie indziej.

Wymienność jest też uzasadniona fabularnie – na samym początku opowiadania narrator zaznacza, że kraina, w której rozgrywa się akcja, przestała istnieć. Potem, z jakiegoś powodu szybko zmienia zdanie. Trudno orzec, kiedy mówi prawdę, zwłaszcza że sięga po nazwę mitycznej wyspy (czy archipelagu), dodatkowo raz po raz myląc jej nazwę (co wydaje się dziwne, skoro, jak wynika z opowiadania, Atlanty… no, tamto miejsce, to jego ojczyzna). Może popełnia ten błąd z rozmysłem, byśmy jednak wątpili w jej istnienie? Może w końcu sam jest dyslektykiem?

Zgrabnie wyszło! 

(Całe szczęście, że dzieła bywają mądrzejsze od swoich twórców…) 

Wydaje mi się, że jednak służby specjalne raczej złapałyby takich ludzi do prowadzenia kolejnych badań. Ale może to wyobrażenie zbudowane na literaturze sf;P

Jasne, to jest jak najbardziej słuszna uwaga. Nawet jeśli przejrzeli na wylot tamtego Kulawca i wyizolowali wirusa, to mieli na wyciągnięcie ręki masę obiektów do dalszych badań. Myślę, że włodarze postawili na wygodę – doszli do wniosku, że nie ma co przewozić całej wioski do odpowiednich placówek, skoro mogą sobie ściągnąć dowolną liczbę królików doświadczalnych z więzień i kolonii karnych.

Cześć, Golodh!

prawdę mówiąc trochę nie złapałem puenty (bardziej pod kątem motywacji ministerstwa)

Przyznam, że była to kwestia, która najbardziej zaprzątała moją uwagę – czy takie a nie inne działanie ministerstwa po pierwsze, w ogóle mają sens, a po drugie, czy były optymalne. Pozwolę sobie, w odpowiedzi na Twój komentarz, rozwinąć tę myśl.

Po kolei: Do ministerstwa zgłasza się stary mężczyzna, który utrzymuje, że – podobnie jak mieszkańcy leżącej na końcu świata wioski, z której przybywa – od pewnego czasu potrafi czytać w myślach. Jakimś cudem nie zostaje przepędzony i ktoś rzeczywiście sprawdza, czy mówi prawdę. Okazuje się, że istotnie, potrafi to robić. Przechodzi serię rozmaitych testów i badań. Przyznaje, że od pewnego czasu dokucza mu infekcja. Z jego organizmu udaje się wyizolować wirusa i zakazić jakiegoś królika doświadczalnego, który również zaczyna przejawiać telepatyczne zdolności (choć może być i tak, że wirusa udaje się wyizolować dopiero później. Póki co zbrodnicza władza, wykorzystując bezpośrednio starego Kulawca, tworzy rezerwuar zakażonych jednostek, na których można dalej eksperymentować). Obiekt zero zostaje uśmiercony i poddany autopsji, która wykazuje zmiany w obrębie płatów skroniowych mózgu. 

Ok, co w takiej sytuacji powinni zrobić włodarze autorytarnego państwa? Po pierwsze nie dopuścić do tego, by wirus się rozprzestrzenił, a więc wyeliminować świadków i zabezpieczyć strefę, w której doszło do infekcji, licząc na to, że wirus nie szaleje już po innych wioskach. Można by uprzednio wyłapać całą wioskę i przeprowadzić na niej testy, ale byłoby to działanie logistycznie skomplikowane i obarczone pewnym ryzykiem. Najlepiej dokonać masakry na miejscu, względnie po cichu. Można by wysłać do tej roboty szwadron uzbrojonych zabójców, ale dużo subtelniejszym rozwiązaniem było użycie do tego androida, którego „procesy myślowe” są bliźniaczo podobne do tych ludzkich, dzięki czemu telepaci je widzą, ale przewaga polega na tym, że można je – podobnie jak zachowania sztuczniaka – kontrolować. Głównym zadaniem androida jest więc podanie mieszkańcom śmiertelnej trucizny (którą ci, nie widząc w myślach androida niczego podejrzanego, przyjmą z ufnością). Niejako przy okazji sztuczniak przeprowadza z sołtysem krótki wywiad – może usłyszy coś istotnego. Udaje się ustalić, od kogo wzięła się infekcja, ale trudno powiedzieć, czy odzwierzęcy trop, który pojawia się w rozmowie, jest właściwy. Po „wyczyszczeniu” wioski, przyjdzie pora na szukanie przyczyn zarazy.

 Tak to widzę :) Miło, że pomysł i opowiadanie generalnie Ci się podobały, dziękuję za wizytę i komentarz!

Pozdrawiam!

Vapofant

Fajne słowotwórstwo.

Dialog kapitana z naukowcem bardzo mi się podobał. Ten drugi jedzie po bandzie, przez co można zakładać, że – mimo odkrycia słabej strony piekielnych machin – sytuacja jest już przegrana, i jajogłowy może pozwolić sobie na to, by igrać ze śmiercią (no i się doigrał, co stanowi mocny punkt tekstu, nie spodziewałem się tego). A może wcale nie, może istnieje realna szansa na wygraną, ale mierzenie się z rzeczywistością, w której durna władza znów osiądzie na laurach, to dla Kirma zbyt wiele? Lubię, kiedy opowiadania mnożą tego typu wątpliwości. No i jeszcze ładnie, brutalnie zagrałeś tytułem. Zdecydowanie udany tekst.

Pozdrawiam! 

O, też wziąłeś na warsztat telepatię.

Podobała mi się postać głównej bohaterki. Jej zdeterminowanie i drapieżność. Równocześnie pojawia się współczucie, bo jej sytuacja jest, delikatnie rzecz ujmując, nie do pozazdroszczenia. Ważne, że jej poczynań nie śledziłem z obojętnością, a rosnącym zaciekawieniem. Aż do zakończenia, które uważam za satysfakcjonujące.

Pozdrawiam!

Cześć, Zygfrydzie!

Początek opowiadania jest dla mnie mało czytelny – pogubiłem się, kto co mówi, a kto co myśli. To uczucie trwało przez większość tekstu.

Bałem się, że ktoś będzie miał takie odczucia w trakcie lektury :) Przy czym wierzyłem, że zakończenie jakoś ten zamot wynagrodzi. Szkoda, że tekst nie przekonał, ale wielkie dzięki za wizytę i podzielenie się opinią!

Pozdrawiam!

Cześć, Reinee!

przeczuwałem raczej, że ministerstwo ma ludzi o jeszcze bardziej niesamowitych zdolnościach, którzy biednego urzędnika wyprali z jaźni i telepatycznie kontrolują, a cała akcja ma na celu pozbycie się potencjalnej konkurencji.

Przyznam, że coś podobnego chodziło mi po głowie, ale w końcu postawiłem na kontrolowanego zdalnie androida.

z jednej strony mamy motywy zagadkowe i niesamowite, a z drugiej sposób wypowiedzi i myśli mieszkańców wsi, które mocno sprowadzają na ziemie, bardzo kontrastowe.

Fajnie, że o tym wspominasz, zależało mi na tym, żeby ten kontrast bił po oczach :) Dziękuję za wizytę!

 

Cześć, SzyszkowyDziadku!

Ciekawy opis problemów obyczajowych jaki stwarza nagła telepatia. ;)

Myślę, że to właśnie ich erupcja doprowadziłaby do upadku ludzkości :) Dzięki!

 

Pozdrawiam! 

Reg, ale staroć odkopałaś! Choć kojarzyłem, o czym była ta historia, to teraz, czytając ją po latach, widzę, jak wiele jej wątków i motywów wywietrzało mi z głowy. Dziękuję Ci za lekturę, łapankę (błędy poprawione) i pretekst do tego, by przypomnieć sobie, o czym pisałem cztery lata temu. Cieszę się, że klimat przypadł Ci do gustu i że mimo nieprzepadania za Lovecraftem doceniłaś historię, w której jest on głównym bohaterem :)

Pozdrawiam!  

Cześć, Dawidzie!

Cieszy mnie Twoja opinia, bo taki miałem zamysł, by z początku tekst był zagadkowy, ale żeby na końcu nie pozostawiał czytelnika z większymi wątpliwościami :) Dziękuję za wizytę!

Pozdrawiam!

Witajcie!

 

Finklo,

Ale zaraźliwa niemożebnie – tak cała wieś od jednego człowieka. To nawet na drogę kropelkową nie wygląda. Cóż, skąd wziąć barierę dla myśli…

Postanowiłem nie dawać odpowiedzi co do tego, skąd wzięła się choroba i jaką drogą może się ona przenosić. Sugeruję, że jest odzwierzęca, ale to tylko trop. Dziękuję za wizytę!

 

Irko,

Jednak rozwiązanie problemu też mi się nie podoba.

No niestety, najwidoczniej oceniono, że gdyby to się rozlało, to apokalipsa byłaby w zasadzie murowana. Wieśniacy, na swoje nieszczęście, nie doszli do tego dość oczywistego wniosku i ani myśleli trzymać tego w tajemnicy. Dzięki!

 

Staruchu,

Ale, o dziwo, tekst wydaje mi się za długi, lekko przegadany.

 Ło panie, jeszcze krótszy?! Ale wiem, co masz na myśli – rzeczywiście można by to skompresować, przy czym ja bym się tego nie podjął, już mnie wszystko bolało, jak ciąłem do limitu :) Cieszę się, że doceniasz pomysł, dzięki!

 

Sanderko,

choć początkowo miałem problem uwierzyć w to, że nasze ministerstwo jest kompetentne i wie, co robi (wiem, fantastyka!).

W sumie nie precyzuję miejsca ani czasu akcji, ale gdybym miał obstawiać, to byłaby to jakaś głęboka prowincja na granicy rosyjsko-chińskiej za trzydzieści, czterdzieści lat. W każdym razie mentalność homo sovieticus, czy jakaś jego wariacja, trzyma się tam mocno – czy się dobrze zakonserwowała, czy odrodziła niczym feniks z popiołów, trudno stwierdzić. Cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu, dziękuję za wizytę! 

 

Pozdrawiam!

Hmmm, pomysł na tekst uważam za niezły, ale sposób, w jaki go podałeś, jednak mnie nie przekonał. Rozgoryczenie Twojego bohatera, widoczne niemal od samego początku, w końcu wysuwa się na pierwszy plan i zupełnie dominuje końcówkę opowiadania, ale jakoś nie potrafię współczuć narratorowi, przy czym w tak skromnym limicie znaków trudno jest stworzyć postać, z którą można prawdziwie empatyzować.

Pozdrawiam!

Witam gości!

 

Amonie,

Same zalety, nawet nie mam energii żeby szukać, do czego można byłoby się tu przyczepić.

To cieszy, bo gdyby Cię coś naprawdę zeźliło, to energia by się znalazła :) Fajnie, że tekst całościowo przypadł Ci do gustu.

Tylko nie wiem, czemu oznaczony jako opowiadanie

No masz. Poprawione, dzięki :p

 

Krokusie,

rzeczywiście happ-endu brak, niestety. Cieszę się, że zaskoczyłem, chciałem, żeby to właśnie ostatnie słowo tekstu ucinało wszystkie domysły.

 

grzelulukasie,

dzięki za miłe słowa!

 

Pozdrawiam! 

reg :)

 

Witaj, skryty!

Cieszę się, że zawitałeś pod mój tekst, i że się nie zawiodłeś. Wielkie dzięki za lekturę, klika, no i, z czego widzę, za nominację!

Pozdrawiam!

Witajcie!

 

Koalo,

Nieludzkie te androidy. :)

Jak to androidy ;) Dziękuję za wizytę!

 

Caernie,

super, że się podobało, dzięki za komentarz i za klika!

 

cezary_cezary,

zasadzie powinienem spodziewać się, w którym kierunku pójdzie zakończenie, ale jakoś tak wyszło, że jednak byłem lekko zaskoczony :P

To fajnie, bo w sumie można było się spodziewać, że przybysz nie będzie miał czystych intencji, a jednak chciałem, by w toku rozmowy czytelnik nie do końca był tego pewien. Dzięki za miłe słowa i klika!

 

reg,

ciszę się, że doceniasz i pomysł i wykonanie. No i że nie trafił się żaden babol :) Dzięki za klika!

 

Yantri,

witaj, dzięki za lekturę.

 

Ambush,

Opowiadanie zarazem zabawne i przerażające.

O, na takim efekcie mi zależało :) Dzięki za wizytę i za klika!

 

Pozdrawiam wszystkich!

Witaj, Bardzie!

Cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu, dziękuję za klika!

Pozdrawiam!

Coś mi się opowiadanie wydawało za długie jak na 1000 słów i rzeczywiście jest ok. 1100, ale myślę, że spokojnie możesz zredukować bez szkody dla tekstu.

Lubię motyw nieokiełznanej siły, która została powołana do życia w dobrej wierze (albo z rozpaczy), co prowadzi do oczywistych tragedii. Skłonność do przemocy i sadyzmu można było przewidzieć, ale już ta chęć zdobywania pokarmu, sycenia się, którą można odczytywać symbolicznie, nie była taka oczywista. Ładnie to podbiłeś jeszcze w ostatniej scenie. 

Można by się zżymać, że Daryl nie przewidział konsekwencji zamordowania swego ojca, ale gdyby odsunąć nieco logikę i skupić się na tym symbolizmie…  

Daryl chłonął świat zachłannie

To bym przeformułował.

 

Klikam i pozdrawiam!

To Twoje drugie opko świąteczne z piórkiem. Znalazłeś niszę :P

Chyba coś jest na rzeczy. Rok przed pierwszym piórkiem udało mi się też, ex aequo z Gekikarą, zająć w konkursie pierwsze miejsce. Może miewam jakieś zwyżki formy na koniec roku :) 

Cześć, Zanais!

Niezmiernie cieszy mnie to, że choć tekst – jak rozumiem – nie był do końca w Twoim klimacie, to napisałeś na jego temat tak wiele miłych słów i uważasz go za dobrą lekturę!

Trochę – ale tylko trochę – ponarzekałbym na końcówkę, bo była taka… zwyczajna. Nic się już nie wydarzyło, kryzys został zażegnany, a polowanie ustąpiło miejsca dzierganiu.

Z tym zakończeniem to w sumie ciekawa sprawa, bo świadomie postawiłem na happy end, na wspomniany przez Ciebie brak przytupu, chciałem żeby wszystko skończyło się dobrze… Ale w gruncie rzeczy teraz wydaje mi się, że epilog tej historii może być bardzo gorzki – jeśli Pożeracz rzeczywiście skorzysta z zaproszenia Zorga, to ich konfrontacja może zarazem być końcem tej znajomości. O ile podczas wymiany korespondencji można przymykać oko na pewne rzeczy (co Zorg robi aż nadto wyraźnie), to spotkanie w realu przenosi znajomość na zupełnie inny, bez dwóch zdań bardziej autentyczny, poziom. I na tym poziomie wszystko może się z hukiem rozpaść. Chociaż… A nuż coś w Pożeraczu wpłynęłoby na Zorga na tyle mocno, że panowie koniec końców wybraliby się na wspólne polowanie? Kto wie.

Pozdrawiam!

Dziękuję Ambush i Golodhowi za nowinowanie mojego tekstu, dziękuję za głosy, dziękuję za gratulacje! Sam gratuluję Barbarianowi i pozostałym współnominowanym.

 

 

Witaj, Verus!

Robi się nieco mrocznie na etapie, w którym wychodzi, że Pożeracz jest (chyba) chory psychicznie i spodziewałam się raczej makabrycznego końca.

Fajnie, że spodziewałaś się jakiejś katastrofy na końcu, w sumie o to mi chodziło :) A Pożeracz bez wątpienia jest… wyjątkowy. Możliwe, że chory, a na pewno odklejony od rzeczywistości.

Jeśli chodzi o usterki, ja bym chętnie usłyszała, czy w krainie Pożeracza to imię naprawdę jest normalne.

W sumie racja, dobrze by było dalej w tekście do tego wrócić, Zorg mógłby to sprawdzić na własną rękę i przekonać się, że to mało wymyślny pseudonim a nie prawdziwe imię.

Dzięki za udział w konkursie i serdecznie gratuluję pierwszego miejsca – w pełni zasłużone.

Miło mi, że tak sądzisz. Bardzo dziękuję za komentarz, za TAKa, no i za współudział w organizacji konkursu!

 

Witaj, Krarze!

(aż czekałem na moment, kiedy ktoś będzie jechał po ZUSie ;-).

Cholera, że na to nie wpadłem!

To jest genialny punkt wyjścia do nieco głębszej analizy rzeczywistości za oknem. I tu pojawia się pewnie mój zarzut do tekstu: czemu tak szybko zakończyłeś? Zahaczyłeś o masę tematów, ze strzępków mozolnie kreśląc świat, z którym zmagają się bohaterowie.

W sumie tak, na swój sposób podszedłem do tematu zdawkowo, skupiając się głównie na przykrym losie Zorga, pokręconej naturze Pożeracza i cyklicznych świętach. Można było z tego wycisnąć więcej.

Może Zorg potrzebował się rozpisać?

Chciałem, żeby wstęp był niemalże barokowy, co by od razu pokazać naturę Zorga, ale to prawda, że serwując coś takiego na wstępie mogłem „umoczyć”, nużąc czytelnika.

Cieszę się, że doceniasz motyw z wymianą obuwia, wpadł mi kiedyś do głowy przy okazji kupowania butów :) Wielkie dzięki za lekturę, wszystkie uwagi oraz TAKa!

Pozdrawiam!

Cześć, Krokusie!

(…) z tego względu wykorzystanie samych Świąt Bożego Narodzenia jest hmm… troszkę naciągane

Starałem się jak mogłem, by to „naciągnięcie” jak najbardziej zniwelować ;) Ale w jakimś stopniu zostało, bo w gruncie rzeczy bez Świąt, po odpowiedniej przebudowie, to opowiadanie by się obeszło. Stanowią może istotny motyw, ale nie kluczowy. 

Bardzo spodobał mi się bohater. Pomiędzy słowami można wyczytać sporo o tym, jak jest rozdarty i że pisze niekoniecznie to, co myśli. Jednocześnie ma to swoje uzasadnienie w samotności, z jaką się boryka.

Tak, Zorg to skomplikowany osobnik, życie go nie rozpieszczało. Łaknie kontaktu z kimś, kto mógłby go zrozumieć, stara się jak może, żeby podtrzymać wymianę korespondencji z Pożeraczem, choć kosztuje go to sporo wysiłku.

Choć przyznam, że Zorg jest zaskakująco ludzki, jak na fakt, że ludzi opisuje jako pół-rozumnych ;)

Wydaje mi się, że tę półrozumność to kosmici sobie dośpiewali :)

 

Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało, wielkie dzięki za błyskawiczny komentarz i za organizację kroksusu!

 

Cześć, Golodh!

Adamie, jestem Ci winien nie tylko komentarz konkursowy, ale i nominacyjny:)

Podwójnie podziękowania  :) Cieszę się , że uznałeś tekst za godzien nominacji. Nie byłem pewien, jak taka jednostronna korespondencja zostanie odebrana, to miłe zaskoczenie, że wielu czytelnikom, w tym Tobie, przypadła do gustu.

 

Pozdrawiam! 

Bardzo się cieszę! Gratulacje dla reszty podium. Dziękuję wszystkim autorom za udział w konkursie, a jury za sprawną organizację.

Cześć, Outta!

(…)bo nie raz już spotkałem się w literaturze z takim podejściem, w którym obca rasa przychodzi, zastępuje nas, jednocześnie przejmując większość tradycji i kultury, jednocześnie wykoślawiając w jakimś stopniu te zjawiska, ponieważ nie rozumie ich kontekstu.

Tak, kosmici wszystko wykoślawili, a potem jeszcze poplątali i wymieszali.

Humoru w tym tekście nie widzę, bo to co można by nim nazwać, jest tak naprawdę właśnie tym, o czym pisałem wcześniej – wykręceniem, wykoślawieniem pewnych tradycji, które może dla czytelnika i mogą być zabawne, ale dla Zorga nie są. Ja tutaj nie znajduję humoru, który mnie by bawił, więc dla mnie go nie ma :P

Chciałem, żeby humorystyczna była właśnie ta, wspomniana przez Ciebie kwestia oraz sposób, w jaki Zorg odnosi się do Pożeracza – jest protekcjonalny, ale i niekiedy czynnie agresywny, to znów delikatny aż do przesady, nieustannie egocentryczny, ale (raczej szczerze) zainteresowany życiem i zwyczajami swojego korespondencyjnego znajomego. Hmm, to w gruncie rzeczy też trochę smutne :)

Bardzo cieszy mnie to, że nie mogłeś oderwać się od lektury, a robota to… wiadomo, co może :) Dziękuję za komentarz i za TAKa, pozdrawiam!

Witaj, HollyHell!

Na początku irytowało mnie, że nie ukazałeś odpowiedzi od kłusownika, ale ostatecznie muszę przyznać, że w taki sposób wyszło lepiej – zostawiłeś mnóstwo pola do popisu wyobraźni czytelnika.

Ukazanie odpowiedzi Pożeracza może byłoby fajnym zabiegiem, ale raczej na zupełnie inny tekst – ten chciałem oprzeć na niedopowiedzeniach i dwuznacznościach, które biorą się z tego, że nie znamy drugiej strony korespondencji. Myślę (mam nadzieję), że każdy wyobraża sobie tę postać nieco inaczej, i że każdy jest swoim wyobrażeniem co najmniej zaniepokojony :)

Bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa i za punkt, cieszę się, że doceniasz emotkę :::)

Pozdrawiam! 

Ja narzekać nie mogę, bo pod wieloma moimi tekstami zostawiłaś komentarze, ostatni pod tym: Skóra.

Mimo to chciałbym teraz polecić opowiadanie, które wrzuciłem na konkurs świąteczny (Trzecia noga). Nie jest to pewnie najlepsze, co napisałem, ale mam wrażenie, że pod wieloma względami wychylone jest w stronę, w którą w pisaniu chciałbym iść, a więc Twoja opinia byłaby bardzo cenna :) 

 Kevin, z ciążącą mu żałobą, wypadł wiarygodnie, nie sposób mu nie współczuć, ale i nie uśmiechnąć się z politowaniem, patrząc na jego próby naprawienia szkód, które spowodował pożar. Uśmieszek schodzi jednak z ust, kiedy spojrzy się na to w ten sposób, że być może to bezsilność wobec bolącej rzeczywistości skłoniła go do tuszowania skutków incydentu. Fakt, że nie zwrócił się ku matce, ale postanowił zamalować – czysto dosłownie – zdarzenie, które z pewnością napędziło mu stracha, dla mnie jest symbolicznie dołujące. Nawet jeśli przyjmę, że anioł naprawdę mu pomógł. Tym bardziej nie zgodzę się z zarzutem, że opowiadanie gra na emocjach w sposób tani. Wprost przeciwnie – i to jego duża zaleta :) Udany tekst, klikam.

Pozdrawiam!

Z kwestii technicznych masz tu sporo do naprawienia, wybacz, że nie robię łapanki, ale widzę, że są to podobne rzeczy, które Tarnina wskazała pod Twoim drugim tekstem, tj. pisownia nie z przysłówkami, pomijanie polskich znaków, podstępne ortografy, interpunkcja, zapis dialogów.

Pomysł na fabułę był nawet niczego sobie. Niezbyt oryginalny, ale można było z tego wycisnąć ciekawą historię. Zbyt wiele tu jednak niedopowiedzeń, niektóre wątki ledwie zaznaczasz. Chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej o okolicznościach, w jakich zginęła matka Manatazo. Dlaczego chłopak został magiem? Dlaczego ojciec wysłał go na szkolenie?

Zabrakło też jakiejś klamry spinającej tekst, choćby miała to być decyzja bohatera o tym, że opuszcza zamek na zawsze, czy że ślubuje odstawić używki…

Najlepszą sceną opowiadania było jak dla mnie pojawienie się gwiezdnego pyłu. Mogłaś jednak, moim zdaniem, podbić jej moc, gdybyś była bardziej oszczędna:

Manatazo odwrócił się i rozejrzał. Wziął do rąk swoją podróżną torbę i wyciągnął z niej niewielkie zawiniątko. Podszedł do stolika i foteli ustawionych przed zimnym i ciemnym kominkiem. Niewielką ilość zawartości paczuszki wysypał na stolik, po czym pochylił się i wciągnął biały proszek.

 

– Dobrze że wziąłem ze sobą gwiezdny pył – rzucił sam do siebie rozsiadając się w jednym fotelu, a nogi kładąc na drugim – zapowiadają się koszmarne święta.

A może wystarczyłoby:

Chłopak rozsiadł się w jednym z foteli i założył nogę na nogę. Zapowiadały się koszmarne święta.

Nieco dalej i tak piszesz, czym jest gwiezdny pył – te kilka linijek względnej niepewności (względnej, bo przecież to niemal pewne, że chodzi o narkotyk) – wyszłoby tekstowi na dobre.

 

Proszę Cię, byś nie zrażała się krytyką, mocno trzymam kciuki za Twoją dalszą przygodę z pisaniem. Powodzenia!

Rzeczywiście tekst jakby nie pod ten konkurs, ale to i tak ładna i klimatyczna, choć niepokojąca bajka. Przewija się w niej motyw rodzicielskiej miłości, którą dzieci odrzucają albo z wyrachowaniem wykorzystują, w ogóle sporo tu intryg oraz igrania z uczuciami innych. Mocno angażująca i zdecydowanie przyjemna lektura :)

Klikam i pozdrawiam!

Myślę, że opowiadaniu wyszłaby na dobre lekka redukcja przymiotników, no i w paru miejscach aż się prosiło, by bardziej niż na tell postawić na show.

Niezła historyjka, bez oczywistego morału, za to z dużym znakiem zapytania, który trudno rozgryźć – bo rozmaicie można tłumaczyć podobieństwo, które w ostatniej scenie uderzyło bohatera. Kusi, by kwestionować jego poczytalność, ale to niekoniecznie słuszny trop.

Pozdrawiam!

Witaj, Ananke!

I jeszcze to, że Zorg jest zupełnie inny, a tak naiwnie wszystko usprawiedliwia, no a nie zna gościa. Może gdyby to był kuzyn albo syn kogoś, kogo zna… Bo inaczej – momentami ciężko mi uwierzyć, że Zorg jest aż tak naiwny, bo po jego listach domyślam się, co pisał Pożeracz.

Tak, przyznam, że chciałem, by postawa Zorga (oprócz irytującej hipokryzji, o której też wspomniałaś) sprawiała, że aż chce się nad nim załamać ręce. Przyjąłem taką a nie inną konwencję, więc pozwoliłem sobie na to, by ta łatwowierność była odrobinę groteskowa. Tak samo groteskowy jest egocentryzm Zorga.

Chciałem w tym opowiadaniu wziąć na warsztat temat wybiórczego postrzegania osób, względem których czuje się fascynację. Albo tych, którzy dają nadzieję na to, że uda się nawiązać z nimi nić porozumienia. Dla mnie to oczywiste, że Zorg traktuje Pożeracza protekcjonalnie i nie ma zbyt dobrego zdania o kosmitach jego pokroju. A jednak podtrzymuje korespondencję, stara się, robi co może, by Pożeracz go lubił, i aby on nie przestał lubić Pożeracza – nawet za cenę oszukiwania samego siebie. Ale rozumiem, że mogło to razić, bo forma rzeczywiście jest nieco przerysowana :)

Bardzo dziękuję za wizytę i pisany na gorąco komentarz, fajna forma dzielenia się wrażeniami z lektury :) Ciszę się, że mimo zastrzeżeń uważasz opowiadanie za udane.

Pozdrawiam!

 

Cześć, Baśko!

Szkoda, że tekst nie wpasował się w Twoje gusta, ale miło, że jednak znajdujesz w nim pozytywy. Dzięki, że podzieliłaś się opinią :)

Pozdrawiam!

Napisać, że ponure, to nic nie napisać. Postanowiłaś stworzyć dojmująco przygnębiający tekst i udało Ci się. W opowiadaniu akcji niewiele, w zasadzie można by ją streścić w jednym zdaniu, bo wszystko tak naprawdę kręci się wokół przeżyć narratora, tego, jak zmaga się z życiem, które już w zasadzie nie jest życiem, i jego zakończenie ma być kwestią kaprysu (to całe zbieranie argumentów "za" i "przeciw"). Lubię tak prowadzoną narrację, dlatego, mimo całych wiader rozpaczy, ciekaw byłem, co będzie dalej, jak ta historia się zakończy. Czytało się bardzo dobrze, udany tekst. Klikam.

Pozdrawiam!

Sympatyczny tekst. Bohaterowie przypadli mi do gustu – każdy jest jakiś, ma swoje zalety i przywary. Niezły haczyk na początku, umieszczenie Pietruchy w nieciekawym położeniu zaciekawiło, chciało się czytać dalej, dowiedzieć czegoś więcej o świecie i o nim samym – sprawnie odsłaniałaś kolejne karty. Co do absurdu, to nie wiem, czy nie ma go zbyt mało, ale w gruncie cała historia do końca „normalna” nie jest (to na plus :)) Klikam.

Pozdrawiam! 

Spodobało mi się szybkie przejście do konkretu – od razu nakreśliłeś, kim są „bohaterowie” Twojej historii i wokół czego będzie się ona toczyć. W sumie nie obraziłbym się na kilka zdań, które zdradziłoby o nich trochę więcej informacji, pomogłoby lepiej zrozumieć powody, dla których wybrali sobie specyficzne hobby. Doceniam motyw gwiezdnego pyłu pozyskanego z pierwszej gwiazdki, wyszło to zabawnie i fajnie skontrastowało z przerażającym intruzem. Ogólnie tekst na plus, klikam.

Pozdrawiam!  

Cześć, Jolko!

 

Super, że opowiadanie aż tak Ci się spodobało! Dziękuję za wizytę, pozdrawiam!

Cześć, MichaleBronisławie!

 …ale nie mogłem się oderwać i nie żałuję.

Super :) Dziękuję za wizytę!

Oj tam, oj tam… Jeśli między napisaniem a czytaniem mijają setki lat, to już się robi dokument ważny dla nauki, a wtedy można.

Gorzej, jeśli korespondencję upubliczniono tuż po tym, jak została znaleziona w domu Pożeracza w trakcie kipiszu, który urządzono mu po tym, jak coś nawywijał :) Ale nie, ja w to nie wierzę. Szydełkowanie go wyciszyło.

Niby od początku było wiadomo, że przez swoją ignorancję turyści ściągną na siebie jakieś nieszczęście, ale natura tego nieszczęścia mnie zaskoczyła :)Dobrze, że trochę miejsca poświęciłaś, aby nakreślić relacje między bohaterami.

Generalnie fajny pomysł, opakowany w czarny papierek – bo czarnego humoru tu sporo i jest to humor dobrze podany, dzięki czemu nawet zły los, który spotykał kota, jakoś mnie nie ruszył – wkręciłem się w tę konwencję.

Doklikuję bibliotekę, pozdrawiam! 

Witajcie!

 

Shanti,

Mogę się jedynie poskarżyć na niedosyt. Poczytałabym więcej i najchętniej o spotkaniu na żywo Pożeracza i Zorga :)

Zastanawiam się, jak takie spotkanie mogłoby wyglądać – myślę, że dla Zorga okazałoby się rozczarowujące, zważywszy na to, że w komunikatach Pożeracza miejscami widzi tylko to, co chce widzieć :)

Bardzo cieszą mnie Twoje pozytywne wrażenia z lektury, dzięki!

 

Finklo,

 

miło, że opowiadanie przypadło Ci do gustu :::) Dziękuję za wizytę!

 

Młody pisarzu,

Bardzo dobrze można poznać charakter Zorga i Pożeracza, którego teoretycznie nie ma na “ekranie”, a jednak żyje po swojemu i pewnymi cechami wyróżnia się z tłumu.

Tak, chciałem, żeby ta korespondencja, a w zasadzie tylko list Zorga, były na tyle treściwe, aby czytelnik miał wyobrażenie, z jakimi typkami ma do czynienia :) Dziękuję za wizytę i za miłe słowa, pozdrawiam!

 

Irko,

Mam wrażenie, że kosmici z mackami dość szybko upodobnili się do ludzi i chyba nie zdają sobie z tego sprawy.

Tak, niby podporządkowali sobie ludzkość, a jednak przejęli tutejsze zwyczaje i tradycje :) Fajnie, że tekst rozbawił, dziękuję za wizytę!

 

Pozdrawiam!

Witam resztę jury!

 

Cześć, Koalo75!

Nie wyobrażam sobie czytania czyichś listów bez zgody autora lub adresata.

Mam podobnie, a ta korespondencja nie była raczej przeznaczona dla oczu osób trzecich, ale…

Dałem się skusić tytułem i muszę przyznać, że nie żałuję

Na szczęście :) Dziękuję za wizytę!

 

Witaj, reg!

Cieszę się, że było mi dane zajrzeć do rzeczonej korespondencji. ;)

A mnie cieszy, że zajrzałaś i znalazłaś tylko dwa babole :) Już poprawiam, dziękuję!

 

Witaj, JPolsky!

Zazwyczaj nie przepadam za tekstami odnoszącymi się do odległej, mocno udziwnionej przyszłości, no chyba że jest to podane w formie absurdu/groteski

Tak, mnie też nie przekonałyby próby podejścia serio do takiego tematu. Ale wizje absurdalne bardzo lubię.

Dziękuję za wszystkie miłe słowa i wizytę, pozdrawiam! 

Fajny koncept z karpiami, które wyrywają się, by ktoś zabrał je do domu na wigilię. Zabawne i absurdalne, tym bardziej, że nie wyjaśniasz, skąd nieszczęsne ryby czerpią wiedzę o świecie. Jeśli zestawić to z wielką mocą, jaką dysponuje Jakub, to efekt komiczny jeszcze się potęguje. Ciekawy twist na koniec, zdecydowanie na plus.

Wydaje mi się, że kwestie „wypowiadane” przez ryby lepiej by wyglądały zapisane kursywą, a nie od myślników, ale pewnie nie każdy by się z tym zgodził.

Klikam i pozdrawiam!

Witam jurora!

 

Cześć, Zygfrydzie!

Cieszy się, że osobliwa korespondencja okazała się dla Ciebie interesująca :) Dziękuję za wizytę!

 

Pozdrawiam!

 

Nieźle wyszła Ci ta scena, w której nieproszony gość przyznaje się do morderstwa. Dynamizm krwawej jatki nieco się wytraca, kiedy Małgorzata nurkuje w prezentach i tłumaczy koleżance, czemu to robi. Chyba lepszy efekt uzyskałbyś, gdyby kobieta najpierw zgładziła napastnika, a dopiero potem wyjaśniła, co posłużyło jej za broń.

Pozdrawiam!

Zaserwowałeś “Falloutowe” post-apo pełną gębą. Zastanawiałem się trochę, jak ugryźć ten tekst, bo zaczął się przygnębiająco, potem zboczył w stronę gore’ową, by nieoczekiwanie stać się groteskowym (kiedy zdecydowano o użyciu niestandardowego składnika). Jak dla mnie ta groteska mogłaby być lepiej widoczna już na początku, widziałbym straceńczych żołnierzy jako nie na wpół oszalałych, ale już zupełnie szajbniętych. Ale tak czy inaczej czytało się dobrze, klikam :)

Pozdrawiam!

Witaj, Darconie

Cieszę się, że zajrzałeś do mojego tekstu, a to, że jesteś na tak, cieszy podwójnie :) 

Dużym atutem jest szybkie wprowadzenie w sedno.

Tak, zależało mi na solidnym haczyku na początku.

A drugi punkt to sama zamiana. Bo w ostatecznie jakoś ją uzasadniasz (niepełnosprawność kupującego), a może warto było pójść krok dalej. Dlaczego nie kupić skóry tak po prostu, bo kogoś na to stać. Jako kaprys, a nie konieczność/potrzeba?

Przyznam, że próbowałem zasugerować, że ci, którzy decydują się na zamianę ciała, robią to raczej z kaprysu, a nie z konieczności. Marcus jest w kiepskim stanie, ale (może niedostatecznie mocno) chciałem zaznaczyć, że sam się do tego stanu doprowadził, eksploatując któreś ze swoich kolejnych ciał do granic wytrzymałości.

Dziękuję za lekturę, pozdrawiam!

Cześć, grzelulukas!

Dzięki za lekturę, uwagi, no i klika :)

 

Pozdrawiam!

Podczas lektury rzucały mi się w oczy różne kwestie techniczne do poprawy, ale nie sądzę, bym zwrócił uwagę na coś, czego nie wypatrzyła Tarnina.

Przyznaję, że historia mnie nie przekonała, trochę za dużo grzybów w barszczu i sporo narracyjnego chaosu. Poczynania bohaterów śledziłem niestety bez większego zaangażowania, nawet kiedy na scenę wkroczył złol. Ale nic to – fajnie, że podzieliłeś z nami swoją twórczością. Dzięki temu, że Tarnina sprawiła Ci prezent mikołajkowy, to opowiadanie może być dla Ciebie bardzo wartościową wprawką literacką.

Powodzenia w dalszym pisaniu, pozdrawiam!

Witajcie, witajcie!

 

Ambush,

 

Ściskam macki autorze, bo zaskoczyłeś mnie dokumentnie.

 

Oddaję uścisk, cieszę się, że udało mi się zaskoczyć :) Bardzo dziękuję Ci za zgłoszenia!

 

AP,

…Zorga, który mimo prób ukrycia i udawania oburzenia na brzydkie hobby swojego listowego rozmówcy, wyraźnie był nim zafascynowany.

Tak, myślę, że Zorgiem targała masa sprzecznych uczuć, od skrajnej niechęci, do skrajnej fascynacji.

Dziękuję za wizytę!

 

cezary_cezary

Podczas lektury szare komórki intensywnie pracowały nad “odtworzeniem” listów P. Przyjemne czytelnicze doznanie :)

Fajnie, chciałem, żeby czytelnik dobrze się bawił, wyobrażając sobie listy drugiej strony.

Cytat jest z drugiego listu Zorga. Czyli Pożeracz w odpowiedzi na pierwszy list wysłał kilka swoich, czy wkradła się omyłka? :)

Ups, chyba początkowo było „z Twoich słów”, które bezrefleksyjnie zmieniłem na „z Twoich listów”. Dzięki za czujność :)

Miło mi, że zajrzałeś i kliknąłeś!

 

Bardjaskier,

 

dziękuję za wiele miłych słów, cieszę się, że moja próba zmierzenia się z opowiadaniem epistolarnym Cię przekonuje. 

Całość była na tyle ciekawa, że chętnie przeczytałbym listy Pożeracza i poznał całą znajomość z jego perspektywy :)

O, to by było wyzwanie :)

Dziękuję za klika i za lekturę!

 

mervedinh,

Dołączam do grona osób, którym podoba się Twoje opowiadanie!

:)

Po pierwsze, sam nie wpadłbym na pomysł wymieniania się butami. Chociaż jak o tym myślę, to chyba kiedyś kiedyś widziałem podobny motyw. Ale raczej nie w książce. Super pomysł!

Mnie to kiedyś uderzyło podczas wizyty w jakimś DD… tfu, CCC. Nagła myśl – cóż mają począć ci, którzy w tragicznych okolicznościach utracili nogę? Nie kupią sobie przecież jednego buta, a uszycie jednej sztuki najpewniej wyszłoby drożej niż kupno pary w sieciówce. Zastawiam się, czy ktoś, gdzieś, nie prowadzi takiej obuwniczej korespondencji, w której wymiana dobrami rzeczywiście może być tylko dodatkiem do wymiany doświadczeń, zawiązanej listownie przyjaźni. 

Dziękuję za wizytę, pozdrawiam!

Spodziewałem się, że gość został do domu zaproszony przez mamę, i że całość potoczy się w zupełnie inną, cokolwiek humorystyczną stronę (zwłaszcza, że nie przeczytałem tagów).

Zgrabny, ponuro-zabawny tekst. Podoba mi się to zafiksowanie Kevina na mleku i ciasteczkach – coś mu nie gra, coś jest nie tak, a jednak działa, by zadowolić podejrzanego gościa (bardzo ładnie pasował tutaj motyw podsuwania taboretu pod lodówkę. Niby drobiazg, ale podbił tę determinację chłopca).

Też zwróciłem uwagę na nadmiar „Kevinów”. Tak czy inaczej, fajna lektura, więc klikam.

Pozdrawiam!

Witaj, Jimie!

Siódmy anioł

No tak, właśnie stamtąd wziąłem imię dla bohatera opowiadania. Wydawało mi się idealne dla anielskiego outsidera.

nawet to, że mamy – dosłownie – deus ex machina – bardzo tutaj pasuje.

Stwierdziłem, że skoro w opowiadaniu mam postać Boga, a ma ono być z założenia absurdalne, to mogę sobie pozwolić na taki myk :)

wydaje mi się na to zbyt mało absurdalny.

Mnie też, ale bardziej jakoś mi nie chciało wyjść.

 

Wielkie dzięki za recenzję, cieszę się, że szczegółowo przyjrzałeś się opowiadaniu i przy okazji dostrzegłeś w nim tak wiele pozytywnych rzeczy!

Pozdrawiam!

Cześć, Anet!

No i podoba mi się to, że chociaż pomysł jest absurdalny i dzieją się dziwne rzeczy, wszystko opisałeś normalnie

Przyznam, że kiedy próbuję pisać w sposób mniej normalny, trochę udziwnić narrację, to mi tak średnio wychodzi. Pisałem tak raczej w poprzek założeń konkursu, ale bardzo się cieszę, że tekst Tobie się spodobał :) Dziękuję za wizytę!

Pozdrawiam!

Cześć, Macieju!

Dziękuję za wizytę i konkretną opinię ;)

Pozdrawiam!

Noo, pojechałeś (!) Nie sposób nie docenić Twojego poczucia humoru, drygu do gier słownych i tworzenia absurdu. Doceniam dowcip, który niby jest głupkowaty (jak tutaj słowotwórstwo z przedrostkiem samo-), ale sposób, w jaki jest to zaserwowane, sprawia, że odbiorca śmieje się z rzeczy, które sprzedane w inny sposób zbyłby wzruszeniem ramion jako zbyt mało wyszukane. Coś takiego (zazwyczaj) udaje się na przykład twórcom South Parku i tutaj zdecydowanie udało się Tobie. Bardzo dobry tekst.

Pozdrawiam!

Rzeczywiście hasło konkursowe i obraz nie grały tu pierwszych skrzypiec, ale sam tekst mi się spodobał. Nieźle oddałeś perspektywę odmienionego stanu świadomości, tę niezborność, szczątkowe i fascynująco-przerażające interakcje z trzeźwymi jednostkami, filozofowanie. Musiałeś na ten temat bardzo dużo przeczytać ;) No i sam pomysł, żebym jednym z bohaterów zrobić pielęgniarza, jest ciekawy.

Pozdrawiam!

Fajna historia, wartko napisana. Byłem ciekaw finału – zastanawiałem się, czy Manty nie okaże się jedynie wytworem wyobraźni bohatera, a jeśli nie, to jakie kłopoty mogą z tego wyniknąć. Nie takiego zakończenia się spodziewałem, ale to też mnie satysfakcjonuje, przy czym (oczywiście jak dla mnie) aż się prosiło, aby pod sam koniec bardziej odsłonić owadzią naturę kochanki. Tak, żeby czytelnik podejrzewał, co się szykuje.

Pozdrawiam! 

Wydaje mi się, że udało Ci się oddać nastrój obrazu, którym miałaś się inspirować. Widać, że sporą wagę przywiązałaś do tego, by wprowadzić odpowiedni klimat i, w moim odczuciu, to Ci się udało. Choć zgodzę się, że tekst można by podzielić na dwie, nie tak ściśle przylegające do siebie połówki. Ale generalnie podoba mi się apokaliptyczna symbolika opowiadania, motyw walki ze złem w iście wojennym, brutalnym anturażu.

Pozdrawiam! 

Jakoś tak mam, że zazwyczaj nie czytam tagów, no i nie znałem założeń konkursu, więc nie spodziewałem się bizarro. I bardzo dobrze, bo wzięło mnie zaskoczenia :) Tekst jest dynamiczny, wulgarny i obrzydliwy, ale w sposób, który nie odpycha od lektury, a zmusza do jej kontynuowania z narastającym dyskomfortem, więc jak dla mnie to idealny reprezentant gatunku i – summa summarum – satysfakcjonująca lektura. Fajna nawiązanie do pigułek, choć może nie dla każdego jasne.

Pozdrawiam!

Cześć, OldGuard!

Dość ciekawe założenie jak na kogoś, kto skomentował tylko jeden tekst konkursowy :P

Z komentowaniem jestem ostatnio na bakier, ale z kilkoma tekstami konkursowymi, w całości lub fragmentach, się zapoznałem :)

motyw dobrze wykorzystane, chociaż ten dentysta chyba wrzucony na siłę :P

Coś w tym jest. W jakiś sposób motyw dentysty i uzębienia nawiązuje do fabuły (pożądany przez piekielne “dinosy” atrybut, wymyślny sposób na wyszydzenie Szemkela, który – niby – pośrednio przyprawił ptakom dzioby), ale gdyby go wyciąć, nie miałoby to wpływ na przebieg historii.

jak i stanowi ciekawą historię per se, która mogłaby przyciągnąć czytelnika niezależnie od kontekstu.

Miło, że tak uważasz.

 

Dzięki za zgłoszenie do biblioteki i zwrócenie uwagi na babole, tak to bywa, jak tekst nie poleży nawet dnia przed publikacją, tylko pisany jest na ostatnią chwilę.

Pozdrawiam!

 

Cześć, cezary_cezary!

 

Natomiast przedstawiona przez Ciebie historia jest wciągająca i pomysłowa. Ptaki przejmujące piekło to pomysł wręcz epicki ;) 

Niezmiernie miło to czytać :)

Dziękuję za lekturę i potencjalne zgłoszenie.

Pozdrawiam!

Witaj, Ananke!

Ale czemu? Co za problem z duszą u ptaków? To myślenie Szemkela takie mocno „nasze” mi się wydaje. Bo obecnie ptaki nie mają dusz jak ludzie, więc to od razu ma być dziwne.

A widzisz, pierwotnie chciałem zwrócić uwagę na to, że danie ptakom duszy jest chybionym pomysłem, zważywszy na to, że mogą być za mało inteligentne, by to docenić. Takie dopowiedzenie byłoby chyba na miejscu. 

(już nawet to, że w innym opowiadaniu na Obłędnie Bóg zachowuje się bardzo podobnie i można uznać, że to ten sam bohater tylko wcześniej XD).

Heh, akurat tego opowiadania nie kojarzę :)

Wejście Boga – hm, jakoś tak z niczego, bo niby czemu wcześniej tam nie trafił?

Potem jest nawet mrugnięcie okiem do czytelnika, że musiał sięgnąć po Deus ex machina :)

(Choć rozumiem, że to taka konwencja, w końcu spisał Lucyfer, ale mi to nie siadło).

Faktycznie sięgnąłem po specyficzny rodzaj narracji, chyba nazwałbym go gawędziarskim, w którym

narrator popada w dygresje i nie szczędzi czytelnikom informacji na temat świata i bohaterów. 

 

Dziękuję Ci za obszerny komentarz i wszystkie uwagi, te krytyczne i nie tylko :)

Pozdrawiam!

 

Cześć, Finklo!

 

Na swój sposób połączyłeś inteligentny projekt z ewolucją.

 

Tak, w sumie to był dla mnie punkt wyjścia przy pisaniu opowiadania.

 

Dziękuję Ci za wizytę i klika, pozdrawiam!

Przyjemna lektura. Z jednej strony obiecywałem sobie czegoś więcej po końcówce, ale taki finał też ma sens – brak fajerwerków przystający do codziennego życia mieszkańców wsi, które pędzą pod okiem demonicznych stworów nierobiących im krzywdy. No właśnie – zabrakło mi tak naprawdę słowa czy dwóch na temat ich pochodzenia. Jakieś przekleństwo? Kara za dawne grzechy? Jeśli tak, to czemu nie krzywdzą mieszkańców? Może to robią, ale sporadycznie, z jakiegoś powodu? Trochę szkoda, że z rozmowy z księdzem nie wynikło nic więcej. Tak czy siak, czytało się miło. Klikam.

Pozdrawiam!

Cześć, Verus!

Wybacz, że z taką obsuwą przychodzę z opinią.

Nie szkodzi, cieszę się, że zajrzałaś :)

To czego mi w nim zabrakło, to poczucie naturalności. Rozumiem, że z założenia sytuacja miała być skrajnie odmienna od naszej rzeczywistości i być może tak – było nie było – spokojna reakcja dzieci na ojca, który sprzedaje sam siebie jest tam czymś wyuczonym.

Mimo to dla mnie, jako czytelnika, było to dość sztuczne, przez co miałam problem, żeby zanurkować w tę kreowaną rzeczywistość

Tak, coś może być na rzeczy, bo nie tylko Ty zwracasz na to uwagę. Jak teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że nie brałem poprawki tylko na to, że układ głównego bohatera z jego dziećmi był „szczególny”. Myślę, że założyłem sobie coś więcej – że realia, w których umieściłem akcję opowiadania, normalizują takie, z naszego punktu widzenia, absolutnie nienormalne sytuacje. A więc tak – kto nie należy do grupy uprzywilejowanych, a przy tym znajdzie sobie nabywcę i nie stchórzy, sprzedaje swoje ciało. I nie jest to nic nagannego ani społecznie nieakceptowanego.

Dodam jeszcze, że językowo za to opowiadanie jest bardzo przyjemne i wyjątkowo dobrze przychodzą Ci przejścia pomiędzy scenami, dobrze służą dynamice całości. :D

Super :)

 

Dzięki! Pozdrawiam.

W becie napisałem m.in.:

 

Humor jest absurdalny, ale niewalący po oczach, w wielu miejscach bazujący na zabawie językowej, błyskotliwy – świetne motywy z rosiczką i filozofami :) W ogóle znany motyw eskapady, podczas której bohaterowie trafiają do kolejnych, często zupełnie pokręconych miejsc, mnie odpowiada, ja to kupuję. Doceniam mrugnięcie okiem do fanów Gwiezdnych Wojen (kiepsko celujący szturmowcy). Mimo całej tej zabawy konwencją i wiader absurdu, w tle od początku pobrzmiewały mi cięższe tony, zwiastujące zboczenie ku tematom bardziej poważnym. I motyw ucieczki od odpowiedzialności w świat fantazji jest takim tematem. Uważam, że odpowiednio go zaserwowałeś – stopniowo i sprawnie wydobyłeś się z głębin nonsensu ku wiszącej nad głównym bohaterem rzeczywistości "poważnej", która nie da mu spokoju i będzie się o niego upominać.

 

Udany tekst, podobało mi się. Klikam.

Pozdrawiam!

Po przeczytaniu początku opowiadania (mam na myśli 1. część), nie tego się spodziewałem. I muszę przyznać, że strona, w którą tekst skręcił, nieco mnie rozczarowała. Historia trzyma się kupy, w moim odczuciu jest bardzo „Kingowska” – motyw napędzanej alkoholem obsesji, która popycha głównego bohatera do czynów ryzykownych i odrażających tak mi się kojarzy. Ale ja liczyłem na coś innego. Wierzyłem, że widma matki i brata pozostaną może i zgranymi, ale wdzięcznymi rekwizytami, tymczasem okazało się, że to właśnie wokół nich będzie krążyć ta historia. I to mi jakoś zazgrzytało, tak jakby pomysł na tekst w pełni wyklarował Ci się dopiero po napisaniu tej 1. (bardzo przyjemnej w lekturze) części. Choć, jak wspomniałem, pomysł na fabułę całości też był niezły.

Pozdrawiam!

 

Witaj, Atreju!

Być może chciałeś w ten sposób wyeksponować historię, postawić bohaterów na pierwszym miejscu, ale według mnie nie wyszło.

Tak, celowo postawiłem na taki sposób kreacji świata. Mógłbym niby wcisnąć tu i ówdzie zdanie nakierowujące na miejsce, w którym mają miejsce wydarzenia, ale uznałem to za zbędne w kontekście tego, co chciałem opowiedzieć. Oczywiście rozumiem, że taki zabieg, albo sposób jego realizacji, może się nie podobać.

Nie wiem, czy to miało być śmieszne, dramatyczne, czy jakie, ale jest fuj! I to fuj, fuj! Nie zamierzam ograniczać twórcy, ale lepiej nie brać się za kontrowersyjne rzeczy, jak się nie ma na ich przedstawienie dobrego pomysłu.

Tak przewiduję, że jeśli pewnego dnia technologia pozwoli na transfer świadomości, to wspomniany atrybut z pewnością będzie brany pod uwagę. W założeniu ta scena nie miała być śmieszna, bardziej dramatyczne właśnie - Leon kryje się za kpiną, Sara nawet to kupuje, sugerując, że brat, wobec upokorzenia ojca, czuje względem niego przewagę, ale myślę, że przeglądanie oferty ze wszystkimi jej szczegółami było ponad wszystko strasznie bolesne.

Mimo wszystko cieszę się, że tekst dobrze się czytał. Dziękuję za lekturę i wszystkie uwagi, pozdrawiam!  

 

Witaj, Vacterze!

Taka idea tam się przebija, ale miłość wydaje się nie do końca skierowana w stronę dzieci. Po lekturze opowiadania widzę w bohaterze raczej egoistyczne zaślepienie, fascynację własnym cierpieniem, niż miłość do dzieci, która wydaje się przykrywką ekscytacji śmiercią. 

Jak dla mnie główna motywacja ojca jest zbieżna z tym, co sam przyznaje – zależy mu na zapewnieniu dzieciom lepszego bytu. Zgoda, zapracowywanie się może świadczyć o tym, że miał w sobie coś z masochisty, choć – kolejna rzecz warta zastanowienia – jako fachowiec zarabia pewnie niezłe pieniądze, więc, wokół wszechobecnej nędzy, czuje się zobowiązany, by pracować jak najwięcej. 

A może to ekscytacja autora, która się wylała na bohatera?

Myślę, że ani ja, ani bohater nie podzielamy tej fascynacji :)

Moim zdaniem dają za mało pretekstu, by bohater jednak zrezygnował z poświęcenia się. Są bardzo delikatnym tarciem w całej sytuacji.

Tutaj nie sposób się nie zgodzić. Słowa, które ojciec rzuca przy obiedzie niby mimochodem (że chcą go kupić), mają tak naprawdę moc wyroku, co dzieci – należy pamiętać, że już niemal dorosłe i zgorzkniałe – z miejsca przyjmują. Być może w tamtej rzeczywistości tak już jest, że jeśli osiągnie się pewien wiek i ma na utrzymaniu rodzinę, to ofert, jeśli się pojawią, po prostu się nie odrzuca. A może dzieci wiedzą, że ojciec, jeśli coś postanowi, to zwyczajnie tego dopnie i już. Albo – kto wie – Leon i Sara, mimo oczywistego strachu i żalu z powodu decyzji ojca, w głębi serca dobrze wiedzą, że transakcja będzie korzystna dla wszystkich. Brzmi to upiornie, ale uważa, że taki wynik nieświadomej kalkulacji byłby możliwy.

Jeżeli czytelnik oczekuje na koniec, bo tekst nie zdradza praktycznie do końca wszystkich faktów, to moim zdaniem warto coś dodać innego po drodze.

Rozumiem, przyjmuję tę uwagę.

Może nie było tych emocji? Może realnie mieli już go dość.

Myślę, że uczuć i ledwie dopuszczalnych albo tłumionych emocji była cała masa.

 

Dziękuję za lekturę i rozbudowany komentarz, pozdrawiam!

Witajcie!

Krarze,

Umiejętnie pokazujesz niepełną rodzinę w kryzysie: starsza córka matkuje, jej młodszy brat wciąż kłóci się z ojcem i chce uciec o całego tego… Kupuję.

Super, bo wydaje mi się, że od tego, czy kupi się ten niełatwy układ rodzinny, zależał pozytywny lub nie odbiór tekstu.

Jutro wpadnę z dłuższym komentarzem.

Jakby co, to jesteś z nim tu bardzo mile widziany :)

Dzięki za miłe słowa i TAKa!

 

Golodhu,

 

Być może wynika to z faktu, że emocjonalnie Twoje opowiadania są jakieś takie obojętne (tak samo było z “Nieobecnym”, choć jeśli dobrze pamiętam, to generalnie ludzi dość poruszał).

O ile mnie samemu tekst napisany w tym stylu zagrałby na emocjach (co chyba dość oczywiste :D) to rozumiem, że można mieć tutaj inną perspektywę, bo – mam nadzieję, w to celowałem – bohaterowie tych opowiadań wydają się raczej beznamiętni i pragmatyczni (choć czasami przełamują tę postawę). Wychodzi na to, że ta oschłość i oszczędność w okazywaniu uczuć, choć pozorna, może być na różne sposoby odebrana przez czytelnika.

Cieszę się, że mimo NIE tekst generalnie Ci się podobał i że uważasz go za porządnie wykonany. Dzięki!

 

Ninedin,

 

dużo radość sprawiła mi Twoja opinia, cieszę się, że dostrzegłaś w opowiadaniu tak wiele pozytywów. 

 

…uczucia (miłość ojca, który dokonuje ryzykownego i ostatecznego aktu poświęcenia, bo kocha dzieci) są w tle, pokazane w gestach postaci, w ich reakcjach, bez wyciskających łzy z oczu przemów. To z kolei autor osiąga, umiejętnie prowadząc narrację pierwszoosobową.

Zwłaszcza to bardzo cieszy :) Dziękuję za TAKa i za podzielenie się opinią!

 

Outta,

 

segreguję emocje, przystawiam je do zdarzeń, zgadzam się z postawą bohatera albo się nie zgadzam, staram się zrozumieć i… nie udaje mi się w pełni. To dobrze, bo nie jestem bohaterem Twojego opowiadania, jestem inny, ale wierzę w tego bohatera, w jego wybory, w jego prawdziwość w kontekście świata, w którym przyszło mu żyć.

Mnie również decyzja ojca, choć sam myślę, że nie podjąłbym podobnej, wydaje się możliwa. Zwłaszcza, jeśli wezmę pod uwagę to, że oprócz chęci zapewnienia dzieciom lepszego bytu, decyzja o sprzedaniu się stanowiła też dla niego formę ucieczki.

Dziękuję Ci za opinię i za TAKa!

 

Pozdrawiam!

Ale pamiętasz, że powinieneś bibliotekować, skoro masz tę moc? ;-)

Tak, tak, tylko że mało mnie ostatnio na portalu. Ale drugie piórko tym bardziej zobowiązuje :)

Bardzo się cieszę! Dziękuję nominującym moje opowiadanie, dziękuję wszystkim za gratulacje.

Pozdrawiam!

Cześć, GreasySmooth!

W zasadzie dość zręcznie uciekłeś tutaj od sztampy. 

Uff, cieszę się, że tak to widzisz.

Mam wrażenie, że minimalizm językowy i minimalizm w kreacji świata jednak można było czasem odpuścić.

Jasne, przyjmuję tę uwagę.

 

Dziękuję za wizytę, pozdrawiam!

Cześć, Nova!

(…) niefajne, że wszystko sprowadza się do pieniędzy, że one okazały się najwyższą wartością w tym opowiadaniu

Niestety – ojciec postawił, co postanowił, ale ja próbuję zrozumieć jego racje. Starałem się zaznaczyć, że oprócz tego, że bohaterowie klepali biedę, to trudno powiedzieć, że „przynajmniej mieli siebie” – głowa rodziny jest wiecznie nieobecna, relacje z dziećmi są w zasadzie szczątkowe i niezdrowe. Postawienie na pieniądze to jedno, ale równie ważna jest tutaj ucieczka od odpowiedzialności, którą trudno jednoznacznie potępić, zważywszy na to, że ojciec poświęca swoje życie.

Dziękuję za lekturę i komentarz, pozdrawiam!

Witaj, Radku!

 Podejrzewam, że kluczem jest:

Myślę, że lepiej sprawę tłumaczy rozmowa ojca z dziećmi na samym końcu:

– Co z twoim zapisem? – Leon przybrał rzeczowy ton.

 

– Gdzie cię ściągną? Tutaj? – dociekał Leon.

– Tak. Tutaj, za chwilę. Cały sprzęt już czeka. Wiem, że nie chcecie… No, nie będzie was przy tym całym cyrku. Potem od razu ściągają zboka, pewnie po raz setny, i od razu pakują w moją skórę.

Przedstawiłem dystopijną rzeczywistość, w której możliwe jest przenoszenie świadomości między ciałami, więc bogacze co jakiś czas zmieniają sobie „skóry”. Ojciec zdecydował się na taką transakcję i ofiarowuje się jednemu z „wampirów”. Oczywiście nie za darmo, a za sporą kwotę niezbędną do zapewnienia dzieciom solidnego wykształcenia.

Dziękuję Ci za wizytę i komentarz! Pozdrawiam!

 

Witaj, AHTKasprzyk,

To przywodzi mi na myśl „Nie opuszczaj mnie” Ishiguro oraz postać Palmerstona z serii Hoddera

Powieść Ishiguro znam i bardzo cenię, niezmiernie cieszy mnie to, że przywołałem takie skojarzenia i że tekst aż tak Ci się spodobał. Co do tytuł – wiadomo ;)

Dziękuję za wizytę! Pozdrawiam!

Witaj, Niebieski_kosmito!

 

Wymiana zdań okazała się do bólu przewidywalna; gdybym miała ją napisać, burzliwy dialog brzmiałby niemal identycznie.

Trochę nie chwytam. Brzmiałby identycznie do czego?

Miałem na myśli to, że gdyby Sara miała napisać tę rozmowę ojca i brata, to w jej wersji brzmiałaby niemal identycznie jak ta, którą usłyszała.

Wygląd – sprawa subiektywna, ale wiek i stan zdrowia powinny już raczej mieć znaczenie.

Z punktu widzenia bogacza nie ma chyba sensu pakować się w ciało, które zaraz może umrzeć.

No właśnie, zwróciłeś uwagę na pewną kwestię, którą zawarłem w opowiadaniu. A mianowicie podejście bogaczy do kwestii nieśmiertelności.

Można zakładać, że „wampiry” uploadują swoją świadomość co jakiś czas, na przykład raz w tygodniu, i w przypadku nagłego zgonu co najwyżej tracą odrobinę wspomnień. (A więc mogą brać ciała mizerne i chore, w tekście sugeruję nawet, że istnieją różne trendy, niekoniecznie podążające za zdrową fizycznością).

Ale taka ewentualność mi się nie podoba. Sam uważam, że wampiry świadomie jadą po bandzie, żyjąc na granicy życia i śmierci. Ale jak to – mając zagwarantowaną praktyczną nieśmiertelność, ryzykują jej utratę? Przyznaję, że to śmiałe założenie, ale jestem przekonany, że tak właśnie by to wyglądało – w przypadku, w którym ludzkość sięgnęłaby takiej technologii, z pewnością znaleźliby się zblazowani milionerzy, drażniący się ze śmiercią. I pewnie wielu zginęłoby w idiotycznych okolicznościach.

Zresztą niewykluczone, że wampir z tekstu ma za sobą setki wcieleń i jest znużony życiem, ale że nigdy nie zdecydowałby się świadomie go sobie odebrać, igra z losem, nieświadomie wypatrując końca swojej egzystencji. Tak to widzę.

Ale to wszystko poszło do przodu! Dawniej takie rzeczy były tylko w bajkach, nie? Myślałem nawet, żeby sprawić sobie teraz babkę. Ale to by był skok na głęboką wodę. Nie mam do tego jaj…

Tutaj akurat zależało mi na takim brzmieniu, ale przejrzę tekst pod kątem nadmiarowych zaimków.

Dzieje się w zasadzie niewiele.

Pełna zgoda, w zasadzie akcji tutaj mało.

Pomysł fajny, wydaje się jakby znajomy, aczkolwiek nie mogę sobie przypomnieć w tej chwili, czy widziałem już kiedyś coś takiego.

A tak, przedpiścy o tym wspominali, pomysł z zapisywaniem świadomości nie jest szczególnie świeży :)

Wielkie dzięki za podzielenie się opinią i wszystkie sugestie. Pozdrawiam!

 

Helmucie,

Nie skupiłeś się na sprawach technicznych, tylko aspekcie społecznym, dzięki czemu tekst można odbierać jak całkiem realistyczny.

Tak, chciałem przyjąć perspektywę dziecka, dla którego technikalia procesu nie są w tym wypadku ważne.

Tekst jest jak dla mnie czymś pomiędzy fantastyką a reportażem i to mi się podoba :)

Super :)

Dziękuję za wizytę, pozdrawiam!

Witajcie!

 

Reg :)

 

JPolsky,

cieszę się, że widzisz w tekście tak wiele zalet, super, że się podobało. Dziękuję!

 

Anet,

A z drugiej strony wyobrażam sobie presję, którą te dzieci będą czuły, kiedy coś im nie wyjdzie.

Tak, a nawet jeśli odniosą sukces i staną się bogate, to czy pokuszą się o przywrócenie ojca do żywych?

Bardzo dziękuję za komentarz, przyniosłaś dużo radości :)

 

Pozdrawiam!

Witja, Nessajo!

Ciało – a może to podświadomość (?) – skutecznie się obroniło.

Otóż to, bohater próbuje w radykalny sposób zrównać się z innymi, ale to, czego chce świadomie, stoi najwidoczniej w sprzeczności z tym, czego pragnie w nieświadomości – właśnie to chciałem ukazać :)

Dziękuję za wizytę, pozdrawiam!

Witajcie wszyscy!

 

Gravel,

Największym plusem jest według mnie właśnie ta kameralność Twojej opowieści.

Chciałem postawić właśnie na coś takiego. Wiadomo, że gdzieś tam w tle mamy do czynienia z okropną, złożoną i niebezpieczną rzeczywistością, a ja, przez pryzmat konkretnej rodziny, pokazuję tylko jej wycinek.

Teksty tego typu bardzo trudno zbalansować i często wychodzą z nich albo ckliwe wyciskacze łez, albo zastanawiająco wręcz obojętne, suche sprawozdania.

Wciąż jednak wydawało mi się, że momentami balansowała na granicy sztywności.

Próbowałem przedstawić narratorkę jako osobę maksymalnie dystansującą się, ale jednak pozwalającą sobie na chwilowe dopuszczenie do głosu emocji. Ale tak, Sara zdecydowanie odcina się od uczuć i ma w tym sporą wprawę, co z pewnością rzucało się w oczy.

Bardzo dziękuję za recenzję i za klika :)

 

Oblatywaczu,

Historia naprawdę wciąga – to jest taka fantastyka, którą lubię, bo po przeczytaniu przychodzi mi do głowy – zaraz, czy takie rzeczy już się po cichu gdzieś nie dzieją?

Myślę, że nie – choć jest to wdzięczny temat do snucia interesujących teorii spiskowych – ale aż strach pomyśleć, co przyniesie przyszłość.

Dzięki za zwrócenie uwagi na babola, poprawione.

Dziękuję za wizytę!

 

Feniksie103,

To, że ojciec się sprzedał, było dla mnie niejasne, miałem różne pomysły.

W sumie to na tym mi zależało :) 

Moim zdaniem dla pieniędzy nie można robić wszystkiego i lepiej być może żyć w biedzie, ale razem ze swoją rodziną. Jednak dobry tata z opowiadania uważa inaczej.

Zgadzam się z Tobą, zwłaszcza że w przedstawionym przeze mnie świecie nikomu (a przynajmniej naszym bohaterom) nie grozi raczej śmierć głodowa. Z drugiej strony – może stać ich na skromną egzystencję tylko dlatego, że ojciec jest fachowcem i ciężko pracuje? Sprzedanie ciała z pewnością zagwarantowało jego dzieciom przepustkę do lepszego życia, ale właśnie – czy warto się dla tego poświęcać? Chyba że, czego nie można wykluczyć, półsamobójstwo było dla ojca sposobem na ucieczkę od ciążącej na nim odpowiedzialności.

Wielkie dzięki za wizytę!

 

Reg,

Choć dla twoich bohaterów opisane wypadki są poniekąd normalne, to nie mogę powiedzieć, że rozumiem ich podejście do sprawy, że o decyzji ojca nie wspomnę, ale niezależnie od tych wrażeń muszę powiedzieć, że przeczytałam opowiadanie z przyjemnością i teraz udaję się do klikarni. :)

Jeśli spojrzeć na to z pewnej perspektywy, to działanie ojca można spróbować zrozumieć, czy nawet usprawiedliwić. Kiedy sprowadza on swoją decyzję do czystej biologii i wysiłku mającego podtrzymać ciągłość gatunku, rzecz jasna spłyca sprawę, ale rozumiem, że dobro dzieci może być dla niego bardziej istotne niż własne życie. Ale właśnie – on nie poświęca swojego życia wprost, podejmuje tylko bardzo ryzykowny zakład, w końcu ma trójkę zdolnych dzieci, które zdobędą wykształcenie i dobrze płatne posady. Najpewniej łudzi się, że za jakiś czas zdołają one go „ocalić”. Inna sprawa, że warunkiem ocalenia będzie pozbawienie ciała kogoś innego, na co – przynajmniej na tę porę – nie godzi się narratorka. Czy zadziorny brat, być może przyszły milioner, również przejawia i będzie przejawiać podobne skrupuły? Jakie byłoby stanowisko drugiej córki? Może kiedyś wezmę ten pomysł na warsztat :) 

Cieszę się, że mimo wszystko opowiadanie dobrze Ci się czytało, dziękuję za wizytę, łapankę (już poprawiam) i zgłoszenie!

 

M.G.Zanadra,

Podobał mi się ten tekst, pomysł, wykonanie, opisy… Zdarza mi się rzadko chłonąć tekst tak po prostu… słowo za słowem. Dziękuję.

Również dziękuję, bardzo się cieszę, że tekst aż tak wpasował się w Twój gust! 

 

chalbarczyk,

znajduje się wielką przyjemność w czytaniu, mimo że świat, który opisujesz jest paskudny.

Świetnie! Jakkolwiek to brzmi :)

Z całości bije pesymizm i fatalizm i zastanawiam się, czy opowiadanie miało mieć takie przesłanie, czy tylko przestraszyć czytelnika.

W sumie tak, ten świat to paskudne miejsce, nie sposób powiedzieć o nim wiele dobrego. Nie wierzę też, że narratorka znajdzie ukojenie w pragmatycznym podejściu do sprawy – biologia biologią, ale utraty bliskiej osoby nie sposób całkowicie zracjonalizować.

Tytuł psuje zabawę, bo zbyt dużo podpowiada.

Ech, a miałem w zanadrzu inny :)

Dziękuję!

 

gimlosie,

Jedno z lepszych językowo opowiadań, jakie dotąd tu czytałem.

Bardzo mi miło!

Nie zrozumiałem jedynie zabiegu z “wampirem”, wprowadził mi tylko zamęt – zastanawiałem się, czy tylnymi drzwiami nie jest tu wprowadzona jakaś istota fantastyczna, kiedy opowiadanie dużo lepiej broni się, jeśli Marcusem jest “zwykły” człowiek.

Właściwie nie wyjaśniam tego w tekście, ale dla narratorki „wampir” to potoczne określenie bogacza, który zmienia „skóry”. Sięgnąłem po to określenie, mając gdzieś z tyłu głowy wampira (czy wampirzycę) rodem z czarnej legendy o Elżbiecie Batory.

Bardzo dziękuję za wizytę i wszystkie miłe słowa.

 

Pozdrawiam! 

Witajcie! Dziękuję Wam za komentarze, odniosę się do nich obszerniej za jakiś tydzień.

Pozdrawiam!

Bruce :)

 

Cześć, oidrin!

Podoba mi się to, że nie tłumaczysz światotwórstwa krok po kroku, rozrzucając umiejętnie okruszki dystopii.

Starałem się :)

kończy się w momencie, kiedy akcja mogłaby ruszyć z kopyta i wprowadzić nas w szczegóły świata przedstawionego oraz postaci dzieci nie różnią się od siebie na tyle, by zapadało to w pamięć.

Ciekawy pomysł, choć nie przyszło mi do głowy, aby ciągnąć tę historię dalej, wolałem uciąć ją w tym miejscu, zostawić czytelnika z niedopowiedzeniami i domysłami. Niewątpliwą zaletą takiego rozwiązania byłoby właśnie przybliżenie postaci rodzeństwa.

Ciszę się, że czytało się płynnie. Dziękuję za lekturę i za klika!

 

Pozdrawiam!

Witajcie, witajcie!

 

Bruce,

Tytuł kojarzył mi się z wieloma znanymi filmami

Do ostatniej chwili zastanawiałem się nad tytułem. W końcu postawiłem na słowo, które może się różnorako kojarzyć.

 

Bardzo cieszy mnie Twoja entuzjastyczna opinia. Fajnie, że kupiłaś moją wizję dystopii.

Wielkie dzięki za podwójnego klika :)

 

Souixie,

Opowiadanie płynie od początku do końca nie zniechęcając, co nie zawsze jest oczywiste. 

To najważniejsze :)

Aczkolwiek tytuł ‘Skóra’ bardzo mocno sugeruje co się wydarzy. 

Hmm, nadając tekstowi taki tytuł (a w zasadzie go zmieniając, bo pierwotnie nazywał się inaczej) nie przypuszczałem, że w prosty sposób może nakierować czytelnika na prawdziwą naturę transakcji, zwłaszcza że starałem się podrzucać mylne tropy, o których wspomniałeś.

Druga rzecz to dialogi. Są bardzo suche.

Przyznam, że zależało mi na takim brzmieniu. Nie twierdzę absolutnie, że dialogi nie mogłyby być napisane lepiej, bo z pewnością tak, ale chciałem w tych rozmowach ukazać to, że członkowie rodziny, zwłaszcza dzieci z ojcem, nie umieją ze sobą szczerze i naturalnie rozmawiać. 

No i wreszcie zabrakło odrobinę szerszego kontekstu. Ojciec oddaje się na sprzedaż. Robi to poniekąd w ramach zakładu, ale tak naprawdę dla swoich bliskich. Jednak brakuje czegoś po środku. Mógł to być zakład, który w głowie ojca przerodził się w poważny plan. Brakuje tego jedank w tekście. Jakiejś takiej rozeterki. Impulsu.

Jasne, rozumiem ten zarzut, tekst opowiedziany z perspektywy ojca, albo przynajmniej przybliżający tę perspektywę, może były ciekawszy i bardziej „sycący", ale mnie zależało na pokazaniu niewielkiego wycinka nie tylko dystopijnej rzeczywistości i prawideł jej świata, ale też motywacji i zachowań ludzi, którym przyszło w niej żyć.

Ja sam jestem świeżo po skończeniu Altered Carbon Richarda K. Morgana i po odświeżeniu sobie serialu o tym samym tytule, w których to motyw z Twojego opowiadania jest jedną z głównych osi fabularnych, więc może dlatego nie dałem się zaskoczyć.

Tytuł kojarzę, ale tylko z nazwy i ze świetnych opinii :) Ale pewnie, podchodząc do temat transhumanizmu od tej strony z pewnością nie odkryłem Ameryki.

Cieszę się, że mimo wszystko uznajesz tekst za dobry. Dzięki za wizytę!

 

Krokusie,

Myślę, że to nie jest dla Ciebie zaskoczenie, bo skutecznie zastosowałeś prosty trik – nie wyjaśniłeś wszystkiego na początku, dałeś pole do domysłów, a jednocześnie nie przegiąłeś w stronę irytacji. Bardzo na plus, a znając choć trochę Twoją twórczość, sądzę, że zrobiłeś to bardzo świadomie.

Super, że ten zabieg mi wyszedł :) Łatwo przegiąć w jedną albo drugą stronę.

i nagle pada słowo “wampir”.

Jakoś pasowało mi to słowo do kontekstu, a tak poza tym nie zdziwiłbym się, gdyby hedonistyczni bogacze byli w tamtej rzeczywistości tak pogardliwie nazywani.

Tu jest główna oś konfliktu, dość wyrachowana (bo przecież czekał, aż bohaterka osiągnie pewien wiek), rozegrana bardzo sprawnie. Z drugiej strony pozostawiłeś pewne luki, bo nie widzę tej konieczności sięgania po tak zdecydowane kroki. No jakaś bieda zarysowana jest, ale czy aby na pewno jest to bieda, która może podyktować tak radykalne rozwiązania? 

Tak, podejście ojca jest z jednej strony mocno wyrachowane, wręcz psychopatyczne, ale w gruncie rzeczy robi to dla dzieci.

Wymyśliłem sobie tekst w ten sposób, że nie zdradzę wprost zbyt wielu szczegółów dotyczących dystopijnej rzeczywistości, ale powciskam – mam nadzieję, że nienachalnie – tyle detali, aby pokazać, jak bardzo wrogi jest to świat.

Fajnie, że zwróciłeś uwagę na to, że zachowanie ojca jest tutaj odrobinę na wyrost. Jeśli spojrzeć na to z pewnej perspektywy. Bo jego dzieciom najpewniej nie stałaby się krzywda, bez solidnego wykształcenia, które zarezerwowano dla bogaczy, jakoś by to było. Z drugiej strony ojciec zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli postanowi się sprzedać, to potencjały jego dzieci – jak sugeruję, dość wysokie – będą miały szansę się rozwinąć. Ale czy jest to warte ceny, którą zapłacił? A może chciał ją zapłacić, bo był już zmęczony życiem i odpowiedzialnością? A może nieźle kalkulował – będąc świadomym inteligencji i zaciekłości swojej progenitury, mógł wyjść z założenia, że za tych kilkadziesiąt lat sprawią mu nową „skórę". Więc na jednej szali miał nijakie, wyczerpujące życie dla siebie i swoich dzieci. Na drugiej – zapewnienie im i sobie naprawdę dobrej przyszłości.

Super, że uważasz tekst za dobry i solidnie napisany. Dziękuję Ci za wizytę i za klika!

 

GalicyjskiZakapiorze,

Na minus nieco wtórny pomysł – motyw bogoli “pobierających” życie od biedoty w mniej lub bardziej bezpośredni sposób pojawiał się w SF już wielokrotnie

Fakt :) Cieszy mnie to, że oczywisty pomysł nie zepsuł Ci przyjemności płynącej z lektury. Dziękuję za miłe słowa i za wizytę!

 

Finklo,

Można się czepiać, że jeśli technologia pozwala na przeniesienie świadomości do innej skóry, to powinna również pozwolić na wyhodowanie klona.

A widzisz, nie przyszło mi to do głowy. Ale, skoro to dystopia na całego, można zakładać, że sklonowanie organizmu jest droższe niż przeniesienie świadomości do nowego ciała. Może taka inwestycja zwróciłaby się po paru „skórach", ale wówczas o taki produkt to wypadałoby dbać, a tak można sobie pofolgować. No i właśnie: 

Jeśli wampir zmienia powłokę co rok, to czemu obecne ciało jest tak zużyte? Czy ta słabo działająca szczęka to efekt połączenia dwóch obcych elementów? Szwy się rozeszły?

Można założyć dwie rzeczy: albo wampir sprawił sobie „zużytego" człowieka, bo akurat taką miał fantazję, albo na skutek roku hulanek, takich naprawdę dzikich hulanek, mocno się wyeksploatował. Starałem się zasugerować – nie wiem, na ile udanie – że wampir w swoim obecnym wcieleniu przeszedł wylew, stąd opadająca szczęka.

Dziękuję za lekturę!

 

Szlachcicu,

 

Bardzo podobał mi się opis pana Marcusa, niemal czuć było wyziewający z monitora odór i ociężałość tego człowieka.

Ciszę się, chciałem, żeby czytelnik to poczuł.

Miło, że lektura była dla Ciebie przyjemna. Bardzo dziękuję za opinię!

 

 

Pozdrawiam! 

Witaj, borku321321!

Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu, choć faktycznie nie jest wesoły. Przynajmniej zakończenie daje jakąś nadzieję.

Dziękuję, pozdrawiam!

O, właśnie się odsłoniłem, a tu wyniki.

Jest podium, cieszę się :) Gratki dla dwóch pierwszych miejsc.

Wielkie dzięki dla wszystkich, którzy oddali głosy, a dla Golodha to już w ogóle wiwaty, oklaski i szpagaty!

 

Cześć, no to odpowiadam już jako ja, pod postacią siebie samego.

 

Golodh,

Dużo ciekawszym rozwiązaniem sprawy byłoby pokazanie rezultatu intryg bezpośrednio (acz to, jak rozumiem jest niemożliwe przez próbę zachowania jedności miejsca) albo pretensji przechytrzonych bogów do Minerwy. Gdyby wpadali kolejno z awanturą – wtedy rzecz byłaby dużo ciekawsza:P

Racja, nie sądzę, żeby tekst na tym stracił. Pod warunkiem, że zrobiłbym to umiejętnie. Może gdybym miał więcej miejsca i czasu, skłoniłbym się ku takiemu rozwiązaniu. 

Nie znam się też bardzo na pisaniu dramatów, ale momentami, choć nie ma tego wiele, zabierasz przestrzeń na interpretacje:P Prostowanie się, pojedyncze gesty – ja bym to zostawił aktorom/reżyserowi:P

Z moich obserwacji wynika, że dużo zależy od upodobań autora – w niektórych dramatach diadaskalia wplecione w tekst ograniczone są do minimum, w innych znów jest ich sporo. Jak tak dzisiaj patrzę na tekst, to rzeczywiście widać, że nie ograniczałem się pod tym względem :)

 

Wielkie dzięki za komentarz!

 

Lukenie,

. Jeżeli to wszystko było jakimś żartobliwym robieniem zamieszania, to chyba jakiś inny bóg by bardziej tu pasował, a jeżeli już naszą puentą jest to, że bogini mądrości też stać na psikusy, to brakuje tu kontrastu. Gdyby od samego początku jakoś podkreślić, nawet z pewną przesadą, mądrość Minerwy to stworzyłoby to fajny kontrast z zakończeniem, pokazując intencjonalność tego twistu.

Rozumiem, to ciekawa perspektywa. Ale przyznam, że mnie zależało na tym, aby – no niestety - przedstawić Minerwę jako znudzoną psychopatkę. 

Szkoda, że tekst pozostawił niedosyt, ale cieszę się, że końcowa ekspozycja Ci pasowała :) Dzięki za wizytę i komentarz!

 

Pozdrawiam!

 

Witaj, kronosie.maximusie!

Czy bohater był wyjątkowym, dwuokim egzemplarzem cyklopa, czy po prostu wszyscy cyklopi posiadali umiejętność “hodowania” nowych elementów swojego ciała, a ten szczególny osobnik postanowił dla przekory wyhodować sobie drugie oko?

Zamysł miałem taki, że ten nieszczęsny chłopak postanowił się okaleczyć, aby lepiej pasować do otoczenia, jednak jego własny organizm spłatał mu figla i z nawiązką zrekompensował stratę. Biedak tego nie chciał, ale, niestety (a może jednak na szczęście, kto wie), „to się samo” zrobiło.

Dziękuję za wizytę i pochlebne słowa. Pozdrawiam!

Ale ej, zabrzmiało, jakbyś przyrównał mnie (nietrafnie) do nauczyciela, a ja tylko jestem czepliwa jak oni xD

Aaa, to w takim razie, na wszelki wypadek, przepraszam :)

Witajcie!

 

Koalo,

W sumie zabawne tak się wyróżniać w Cyklopolis. :)

I zabawnie, i strasznie :) W myśl zasady, że komedia to nic innego jak tragedia, która przytrafia się innym.

 

NaNa,

"Kieruje obelgi wprost pod moim adresem" – jeśli kieruje, to chyba bardziej pod adres?

Hmm, napisałem tak z automatu, bo w sumie z taką formą stykam się od zawsze, ale Twoja wersja brzmi sensowniej. Może skierowanie obelgi/groźby/pomówienia pod czyimś adresem to zwrot potoczny? 

Jak już mamy feminatyw, to po co jeszcze ta pani?

A to akurat specjalnie – dwuoki narrator nawet nie ośmieliłby się pomyśleć o dyrektorce w sposób pozbawiony szacunku.

jak już mamy feminatyw, to czemu tylko jeden?

Ta „dyrektorka” to też wpadła mi z automatu :)

 Podoba mi się odruchowe poprawienie ucznia nawet w tak tragicznej sytuacji – sama tak zawsze robię i wszyscy mnie za to nienawidzą <3 xD

Chyba wszyscy nauczyciele tak robią :D

Podobało mi się – groteskowo śmieszkotwórcze, lekkie, przyjemne, nietypowe i z niespodziewanym twistem :)

Bardzo mnie to cieszy :) Dziękuję!

 

Lekaj,

dzięki za opinię!

 

Finklo,

miałem nadzieję, że tym razem nie odjechałem za daleko od konkursowego hasła, cieszę się, że Twoja opinia niejako to potwierdza. Dzięki za wizytę!

 

Pozdrawiam!

Cześć, Irko!

Nie wiem, czy to było zamierzone, ale nagłe przejście z absurdu do sytuacji, która w tym konkretnym świecie jest zrozumiała, po prostu z automatu wywołuje uśmiech.

A to chyba dobrze, znaczy chciałem, żeby ten tekst równocześnie śmieszył i niepokoił. 

Z jednej strony fajnie, ale z drugiej przyćmiewa to dramat chłopaka, bo to, kurczę, w końcu jest dramat.

Tak, sytuacja chłopaka jest okropna. Kiedy już postanawia okaleczyć się tylko po to, aby dopasować się do otoczenia, jego własny organizm występuje przeciwko niemu… a przynajmniej przeciwko temu, o czym chłopak marzył, czego świadomie pragnął.

Ciszę się, że tekst Ci się podobał, dzięki za lekturę i klika :)

 

Cześć, Michale!

Tego ostatniego klika to się jednak najfajniej daje. Czuć moc:)

:)

…choć czemu mu się to samo, nie mam pojęcia:) 

Najwidoczniej organizm nieszczęsnego dwuoka postanowił spłatać mu figla. Albo zrobił coś zgodnego z tym, czego główny bohater tak naprawdę, w głębi serca, pragnął. Tak czy inaczej, szkoda chłopaka.

Bardzo mnie cieszą Twoje pochlebne słowa :) Dziękuję za komentarz i za klika!

 

Pozdrawiam!

Witajcie!

 

vrchamps,

dzięki ;)

 

fmsduvalu,

Momentami nużyło mnie nagromadzenie opisów przeżyć wewnętrznych

Faktycznie ich sporo, cieszę się, że nie było to dla Ciebie poważny mankament :) Dzięki za wizytę i za klika!

 

bruce,

Absurdalne, przerażające, wstrząsające, makabrycznie realne w swej szczegółowości, na dodatek jeszcze z wulgaryzmami, a jednak ujmujące oryginalnym pomysłem i owym Cyklopolis. :)

Bardzo mi się Twoja recenzja podoba ;) Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu, dzięki za klika!

 

krarze,

W świecie cyklopów dodatkowe oko to spora odmiana.

Oj tak, właśnie na tym chciałem oprzeć wyobcowanie i zagubienie bohatera. Dzięki za miłe słowa i za klika.

 

Pozdrawiam!

 

Witaj, Gruszel!

 

…teksty może nie należy do najoryginalniejszych, ale dobrze go podałeś i, co ważniejsze, udało Ci się wywołać we mnie emocje.

:)

Jedyne, czego zabrakło to większa “świąteczność”. Tekst spokojnie mógłby dziać się w innym dniu, niewiele by to zmieniło.

To prawda. Punktem wyjścia był co prawda stroik, potem jeszcze przewijał się przez tekst, ale pod tym względem chyba czegoś zabrakło – na potrzeby konkursu powinienem był bardziej wyeksponować „świąteczność”.

Spalił mu dom, żeby bohater mógł ruszyć przed siebie?

Tak, to miałem na myśli – alter ego głównego bohatera doszło do wniosku, że tylko w ten sposób ma on szansę na uratowanie się, dokonania zmiany w swoim życiu.

 

Dzięki za komentarz i za współorganizację konkursu. Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka