Profil użytkownika


komentarze: 738, w dziale opowiadań: 572, opowiadania: 181

Ostatnie sto komentarzy

Chyba się nikt nie chwalił, więc niech to będę ja.

 

Opowiadania drakainy (Agnieszka Fulińska), oidrin (Aleksandra Bednarska), cobolda (Krzysztof Rewiuk) i moje (Filip Duval) znalazły się w “Snach Umarłych 2023. Polskim roczniku weird fiction” Wydawnictwa IX. Tym razem motywem przewodnim był weird historyczny.

 

Polecam, rekomenduję i zachwalam.

 

https://wydawnictwoix.pl/produkt/sny_umarlych_2023/

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

  1. Ślimak Zagłady
  2. Krar85
  3. Oidrin
  4. Finkla
  5. None
  6. Black_Cape
  7. Fanthomas
  8. Verus
  9. Irka_Luz
  10. Adam_c4
  11. Zygfryd89
  12. Dogsdumpling

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Hasło “wędrówka przez fabrykę nicości” poproszę

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

No to ja zaklepuję “Not to be reproduced”

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Dziękuję za docenienie i gratuluję pozostałym wyróżnionym :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Gratulacje, None. Kibicowałem :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Piękne dzięki za głosy i gratulacje tym, co nade mną :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Graty, Zan.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Cześć, CM-ie :)

Czytałem już jakiś czas temu, ale przychodzę dziś, w dniu plebiscytowego dedlajnu.

Ogólnie – podobało mi się. Lubię teksty, które są spacerem po jakimś, jakimkolwiek w zasadzie, wastelandzie. Rusza mnie to, wzbudza melancholię, napawa chęcią do pisania swoich tekstów w podobnym klimacie. Tak więc właśnie klimat, atmosfera na plus. Fajnie odkrywało się tajemnicę miejsca, do którego trafił Twój upadły bóg.

Co do bohaterów, tutaj również ode mnie plusik. Postać Pierzastego Węża wydała mi się zajmująca, a jego rozważania i boskie (czy też raczej postboskie) dylematy budziły we mnie ciekawość. Relacja ze sługą również.

Uznanie także za aspekt warsztatowy, bo nie potykałem się ani trochę, a wręcz przeciwnie – były momenty, które robiły na mnie wrażenie Twojej sprawności.

Nieco głodny natomiast pozostałem na poziomie ściśle fabularnym. Dość długo utrzymywałeś moją ciekawość; odkrywanie, co też właściwie dzieje się (i działo) w świecie przedstawionym, co on reprezentuje i jaki ma związek z Pierzastym Wężem, dla mnie było wysoce zadowalające. Natomiast im bliżej końca, tym bardziej gdzieś mi to zaciekawienie ulatywało, napięcie ustępowało znużeniu. Finał mi tego nie zrekompensował na tyle, żebym wyszedł z lektury w pełni usatysfakcjonowany.

To wciąż bardzo fajne opko, nie miej co do tego wątpliwości. Cenię je sobie. Nie w pełni, może nie we wszystkich detalach, ale cenię.

 

Dzięki za lekturę i pozdrawiam,

 

fmsduval

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Cześć, Ślimaku :)

 

Obiecałem, że przeczytam i obietnicę spełniłem już jakiś czas temu. Opowiadanie uleżało się w głowie, więc można co nieco o nim naskrobać.

Jest to całkiem zabawna historia, bo miałem do Twojego tekstu dwa podejścia. Za pierwszym razem się odbiłem, co było dziwne, bo opko jest przecież skrojone pod moje gusta. Byłem zmęczony (czytałem dość późno) i finalnie temu przypisałem kiepski początek znajomości z Wieszczem. Za drugim podejściem łyknąłem na raz i to z najwyższą przyjemnością :)

Kto nie pisał opka osadzonego w realiach historycznych ten nie wie, jaka to żmudna robota, nawet przy tak krótkim tekście. Podejrzewam, że nie doceniłbym Twojego opowiadania, gdybym sam nie popełnił Czarnej legendy. Oczywiście nie wiem, na ile byłeś za pan brat z perypetiami Słowackiego przed napisaniem tekstu, a na ile musiałeś przeprowadzić research, ale wychodzi na jedno – wcześniej czy później praca została wykonana. Pełne uznanie.

Językowo również bardzo dobrze, ale to w Twoim przypadku żadne zaskoczenie. Przypomniałeś mi zresztą słówko “frukta” i teraz nie chce się ono ode mnie odczepić. Jedyna myśl – myśl, nie zarzut, bo jestem jej bardzo niepewien – to czy stylizacja nie zelżała wraz z biegiem historii. To dość częste zjawisko, które obserwuję też u siebie. Startuję ze stylizacyjnego wysokiego C, a potem gdzieś to się rozjeżdża. Nie pokusiłbym się w Twoim przypadku o sformułowanie, że stylizacja się “rozjechała”, ale czy nieco nie spuściłeś z tonu w trakcie opowieści? Przyjrzyj się tekstowi pod tym kątem, jeśli oczywiście masz jeszcze do niego serce. Z tym że ta myśl może być zupełnie chybiona, a już na pewno nie podam Ci przykładów.

Sama historia mi się podobała. Dobre dialogi, ciekawe wykorzystanie wątków z biografii Słowackiego, ale i z historii porozbiorowej Polski, oczywiście sama mumia również interesująca. Limit, co częste, nieco zaszkodził, bo opowieść jednak kończy się szybciej, niżby się chciało. Ale nie było w tym finale rozczarowania. Owszem, nie poczułem się nim oszołomiony, ale pasował. Tekst dostarczył mi na tyle frajdy do etapu końcowego, że – powiedzmy – letnie zakończenie było na miejscu. Tak o, w sam raz.

Nie wiem, czy to wypada, ale finalnie postanowiłem oddać na ten tekst swój głos w plebiscycie :)

 

Pozdrawiam serdecznie!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Ja rezygnuję, mili państwo. Ale może wrócę, kto wie, kto wie :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Cieszę się, Anet! :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Kopniak biblioteczny, z komentarzem powrócę.

 

EDIT: Czyżbyś znowu nie dał fragmentu reprezentatywnego? :D

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

No to wracam z komentarzem.

Szort podobał mi się przede wszystkim w warstwie językowej, bo świetnie sobie radzisz z – tak wiem, już to czytałeś – poetyckim stylem. Bardzo płynnie, bardzo obrazowo, bardzo subtelnie. Jest to sposób pisania mi bliski (”Noc na Ziemi” to wyjątek potwierdzający regułę :P) i niezwykle przeze mnie lubiany.

Jeśli chodzi o fabułę – jest tu trochę zawodu. Mam wrażenie, że za długo nas wprowadzasz w temat, za długo kołujesz nad clou opowieści, by finalnie rozprawić się z finałem bardzo raptownie.

Finalnie więc wyszedłem z lektury z dwoma wrażeniami. Jedno to: “Ależ to się czytało, ależ piękne operowanie słowem, no i ta Bardot jeszcze”, a drugie: “Tylko tej fabuły to tak w dawce aptecznej Michał zafundował”.

Tak więc sporo na plus, ale minusiki niestety się znalazły :P

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Kliczek, komentarz później.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Przy kilku stolikach nagle rozkwitły tulipany. Obie drużyny grały dzisiaj jak jakieś cioty, ale to jeszcze nie podwód, żeby obrażać Bartniczaka!

Podwód :(

 

A tak to bardzo fajny szorciak, Finklo. Z humorkiem, z twistem, który mnie uśmiechnął i z dużą lekkością w odbiorze. Z początku o tę lekkość i przyswajalność się nieco obawiałem, czytając pierwsze zdania o jakimś wynalazku, ale potem wszystko się rozwiało.

 

EDIT: No i fajnie, że nie o kosmitach :P

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Przeczytałem już jakiś czas temu. Sprawnie napisane, z humorem, dystansem i pewnym sentymentem. Podobało mi się, toteż bezzwłocznie klikam do biblioteki :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Jim!

 

Od razu mówię – wybacz tę skandaliczną obsuwę, ale tak jak Ty się po 5 razy zbierałeś do skończenia lektury, tak ja do odpowiedzi na komentarz :D Jesteśmy zatem kwita.

 

Od początku domyślałem się, że głos mówiący do narratora, to żaden święty, ale na Ozyrysa bym nie wpadł (bardziej moja myśl szła ku któremuś z "duchów nieczystych")

Chciałem tu trochę pograć tym automatycznym niejako skojarzeniem z Diabłem. Nawet karczmę specjalnie “Rzymska” nazwałem, co by sobie pokpić z karczmy “Rzym”, co to ją pewien Twardowski mimowolnie odwiedził :P

 

i to, że narratorem jest sam boski Anubis – również mnie zaskoczyło. A przecież tyle razy padało "szakalu"!

No i bardzo dobrze. Cóż ja bym za autor był, jakby tak wszyscy wszystko przewidywali od pierwszego słowa :)

 

Historia trzyma w napięciu, toczy się wartko, nie zapominasz jednak odmalować opowiadany świat. Obrazy są żywe, kolorowe, pełne. Podoba mi się też konstrukcja całości, nieliniowa, gdzie przeszłość przeplata się z teraźniejszością by się nią w końcu stać.

Bardzo się cieszę, było to dla mnie szalenie ważne, żeby ani czytelnika nie zanudzić, ani zanadto nie pogubić, ani wreszcie nie zaoferować mu opowiastki, w której po prostu zaliczać będzie kolejne punkty opowieści jak na liście zakupów.

 

Podoba mi się wierność historycznym realiom (co prawda wydaje mi się, że książę Juan de Austria zmarł w wyniku tyfusu lub duru brzusznego a nie rozszarpania gardła, ale to przecież szczegół pewnikiem to ta historia alternatywna właśnie ;-) ), to jak pozwalasz w ten świat widziany okiem Anubisa uwierzyć.

Masz rację z Juanem de Austria, jest też parę małych odchyleń w datach, ale raczej tych mało istotnych dla głównej osi fabularnej (np. Caravaggio wymyślił nazwę Ucho Dionizjusza dopiero w XVII wieku, gdy już wylądował na Sycylii po licznych prawnych perturbacjach).

No, ale w końcu to alt-hist, więc można sobie było nieco pofolgować :)

 

Jak wspomniałem – nie czytałem wcześniejszych komentarzy, nie będę się więc do nich odnosił, mogę tylko krótko napisać, że opowiadanie wywiera na czytelniku spore wrażenie, a najbardziej końcowa scena, której interpretacje mogą być wielorakie. Muszę się zastanowić, która z tych interpretacji mnie najbardziej przekonuje – i to dobrze, bo lubię, gdy utwór zostawia mnie już po ostatnim słowie ze swoistym zadaniem domowym, z lekcją do odrobienia. Gdy słowa wybrzmią, a myśli dalej szybują. Lubię takie otwarte zakończenia – szczególnie, gdy są wykonane dobrze, a Twoje jest sporządzone wręcz z maestrią i pieczołowitością.

Bardzo miło mi to czytać, zwłaszcza że końcówka była dopisywana na etapie bety, gdy panowie betmistrze chórem stwierdzili, że pierwotna zupełnie “nie żre”. Tym bardziej się zatem cieszę, że tak w zasadzie post factum udało mi się z tej historii wyżąć coś robiącego wrażenie i dobrze konkludującego całość :)

 

Wielkie dzięki, Jimie, za wizytę i przemiły komentarz!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Michale Pe,

 

W którymś opowiadaniu zostawiłem zdanie gwałcące gramatykę, bo tak mi się podobało:)

No to witam w klubie, też tak raz zrobiłem :D

 

Zamykając temat alkoholowych pojemności to jeśli krążymy w okolicach transformacji, to mogła by się tu znaleźć klasyczna ćwiarteczka. Zdaje się że unia odebrała nam ten element dziedzictwa narodowego, zastępując ponurą dwusetką (a rasowe zero siedemdziesiąt pięć podłym zero siedem), ale to tak na marginesie.

Masz rację, słówko “ćwiara” by tu też pięknie pasowało klimatem.

 

Przez większość czasu lektury miałem ochotę napisać, że trochę za bardzo przefajniona ta Twoja fraza.

To zdecydowanie najdziwniejszy zarzut, jaki dostałem :D Ale rozumiem, o co Ci chodzi. Być może trzeba było zabrać jeden gadżecik albo dwa. Cóż, wczuł żem się i nic poradzić nie mogłem :)

 

Potem przeżarło się i popłynąłem. I siadło jak cholera. Bardzo dobry tekst. Przemyślany, podany lekko i z przekąsem. Jest tu to Jarmushowe gadanie o dupie marynie, w którym nagle więcej prawdy o życiu, niż w uczonych księgach. Końcówka miód. Bardzo dobre pisanie.

Bardzo się cieszę, chyba zwłaszcza z tego udanego “jarmuschyzmu”. Wielką żeś mi Pan radość sprawił tym komentarzem ślicznym.

 

Choć jeśli miałbym zgadywać, na konkurs pod jakim hasłem to napisałeś, to na “obcość” bym nie wpadł;)

Wypluj te słowa! A tak na poważnie, to w mojej głowie reprezentacja obcości w szorcie miała iść dwutorowo – raz, że obcy facet w aucie, dwa – obcość mentalu Marka na tle przemiany ustrojowej, jego niedopasowanie. Wiesz, strasznie nie chciałem pisać o kosmitach. Musiałem coś innego wymyślić :P

 

Dzięki za wizytę i komentarz, już kołuję nad Twoim szortem :)

 

AmyBlack

 

wielkie dzięki :) Fajnie, jak tekst ma do zaoferowania coś nawet wtedy, gdy nie wszystko jest doskonale zrozumiałe. Bardzo mnie to cieszy.

 

Finklo,

 

możesz nawet zrzucić na karb głupiego autora, się nie obrażę wcale :P A jak “Długu” nie oglądałaś, to trzeba nadrobić! “Noc na Ziemi” zresztą też fajna, choć nie bez mankamentów.

 

NaNa,

 

miałem świadomość, że to jest tekst z kategorii “zaskoczy od razu albo wcale”, więc częściowy brak zrozumienia mnie tu nie boli. Co więcej, on nawet jest trochę intencjonalny, stąd ta absurdalna podszewka, że tak to nazwę obrazowo. Tak czy owak – super, że Cię parę razy uśmiechnęło, świetnie, że było czuć klimat. Dzięki!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Bardzo mi się podobało, Ślimaku. Abstrahując od formy, która wymagała na pewno sporo roboty, sama opowiastka również udana, zwłaszcza na poziomie humorystycznym. Prychnąłem srogo przy “chłopczyk przeżywał dość rzadko”, a i w innych miejscach co najmniej się uśmiechnąłem :)

Wiadomo, forma robi tu największe wrażenie, ale i za te parę szczerych uśmiechów funduję Ci biblioteczny kopniak z półobrotu prosto w ślimaczą skorupkę :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Finklo, musisz zapisać się na kurs do pewnej znanej i lubianej użytkowniczki, Irka_Luz się nazywa :P

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Walnę Wam dark fantasy bez krztyny heroica i kto to czytał będzie? :D Nie no, jak nalegacie, to popróbuję. Nie wyjdzie, to nie wyjdzie.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Poza tym przecież i tak nie decydujesz samodzielnie o nominacji, zawsze musi się trafić dodatkowo chociaż jedna osoba (dyżurny) albo dwie (użytkownicy), którym tekst spodoba się równie mocno, jak Tobie. Nie ma co się tak biczować, myślę. Chociaż może jestem nieobiektywny jako beneficjent Twojego głosu :P

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

A Ty, bruce, to się nie tłumacz z nominacji, bo to tak, jakbyś za gust przepraszała. Raczej ja powinienem przeprosić, że Loża sobie musiała wzrok psuć przy kobyle na 80k znaków :P

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Ja chyba nie ogarnę z terminami ani pomysłem, panowie. Wszystko, co wymyśliłem, finalnie stawało się dark fantasy. Także chybam pokonany został, atrybut i motyw niniejszym odstępuję.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Dzięki wszystkim raz jeszcze :)

 

Kwiatuchu,

 

osobiście udzielam Ci pozwolenia wmontowania w jeden tekst sceny, gdzie ktoś karci psa gestem, a pies czuje przez to wstyd. Nie będę wyciągał z użycia takowej sceny żadnych konsekwencji.

Ja myślałem raczej o Pieskojadzie jako bohaterze moich wszystkich nowych opek :(

 

 

Chciałem jeszcze nieśmiało wtrącić, że zerwanie z tradycją tematycznego obrazka dla piórkowego opka wysoce mnie zasmuciło.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Dzięki piękne pięknym Lożanom (Kwiatuchowi nie), współnominowanym gratki.

 

Krokusowi powiem jedno: Pieski w moich nadchodzących opkach mają przechlapane :))))

 

Golodhowi i Młodemu pisarzowi powiem: Przybywajcie, przybywajcie! Czekam (prawie tak, jak na drakainę) :P

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Mili państwo, mam pytanie językowo-historyczne. Kiedy przestało się używać określenia “subiekt”? Jeszcze  w XIX wieku? W latach 20.? Po wojnie?

Chciałem go użyć w opku osadzonym w latach 50., ale coś mi mówi, że to będzie przesada.

Z góry dzięki :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Kopniaczek bibliotekowy, komentarzyk wkrótce.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Paczka papierosów to biksa cigaret :D Tylko, że po śląsku.

Tego nie znałem :P Do zanotowania.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Fascynatorze,

 

bynajmniej. Rama to 1 paczka i zawsze tak było. Partagas to nazwa własna, lecz w tym wypadku prawidłowy zapis będzie małą literą, bo nie o markę chodzi, lecz przedmiot “pospolity”.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

kronosie,

 

Super się czytało! Bardzo swobodnie napisane i rzeczywiście, sporo nawiązań do klasyków z lat 80tych.

Bardzo się cieszę. Rzeczywiście poszedłem tu w zupełnie inną, swobodną stronę, jeśli chodzi o styl, język i w ogóle sam sposób prowadzenia historii (więcej dialogu, opisu tylko tyle, co konieczne). Fajnie, że się udało :)

 

Fragment co Sarawinter wyłapała też mnie chlasnął w twarz (w pozytywnym sensie).

Też go lubię :)

 

Końcówkę zrozumiałem tak, że taksówkarz mimo, że psioczy na los, to jednak swoich marzeń i planów tak do końca nie chce zaprzepaścić. A co konkretnie w tym worku jest? Ktoś bliski? A może to nieważne?

 

Z drugiej strony ostatnie słowa o zakopaniu worka przeczą mojej interpretacji.

Moja dziewczyna zinterpretowała to w ten sposób, że Marek wolał zakopać niż zatopić, bo łatwiej jest owe plany i marzenia potem wykopać. A tak to osiądą na dnie, popłyną z nurtem i weź tu ich szukaj :P Czyli według niej na końcu jest jakaś iskierka nadziei, że może jeszcze przyjdzie jakaś szansa dla Marka na lepsze życie, że w Marku jeszcze nie wszystko zgasło.

Ja w moim zamyśle byłem mniej optymistyczny i widziałem raczej zgodę Marka na to, że go nic nie czeka, a jedyną alternatywę dostrzega na poziomie tego, jak się może pogrążyć (tu wybór między zakopaniem a zatopieniem).

 

Dzięki za lekturę i komentarz. Mam nadzieję, że też coś niedługo skrobniesz :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Ode mnie też klik. Błyskotliwe gierki słowne, fabułka śmiga bez zbędnych przystanków, a sam tekst napisany w dobrym stylu. Podobało mi się :)

 

bo dostaniesz kulką w łeb!”

Tu bym chyba wolał “bo zarobisz kulkę!”, ale to już takie czepianie dla czepiania :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

A w życiu. O sprawie wie już administracja, moderacja, prokuratura i Rzecznik Praw Użyszkodników.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Teraz tak :) 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

E, a ja to w bibliotece nie powinienem już być? :P

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

OG,

 

EDIT po przeczytaniu dalszej części: w sumie mógł się stopować, w końcu później prowadził :P

Bądźmy wyrozumiali dla Marka, chciał tylko zmoczyć usta przed jazdą :P

 

Ten przeskok ciut mi zgrzytnął. Dałabym jednak jakieś “mężczyzna” lub “obcy”. Wgl w dialogach mam problem z podmiotem, coś mi zgrzyta.

Tak, muszę podziałać z podmiotem. Miało być już wszystko dobrze, ale oczywiście nie jest XD Tylko to trzeba usiąść na spokojnie, żebym nie naprawił podmiotu kosztem limitu znaków :)))

 

Z drugiej musiałam podążać za komentarzami, aby całość stała się dla mnie ciut jaśniejsza, bo przy pierwszym czytaniu zakończenie wydało mi się całkowicie oderwane. No może nie całkowicie, ale nie czułam tego połączenia.

Spodziewałem się, że tak będzie, przynajmniej u niektórych czytelników. Stwierdziłem jednak, że warto zaryzykować, bo pisało mi się niesamowicie przyjemnie. Zwyczajnie chyba miałem ochotę na takie dziwactwo.

 

Mimo wszystko bardzo fajny tekst, polecałabym w Bibliotece, ale szybkie sprawdzanko mówi, że już nie muszę :)

O, nawet nie wiedziałem!

 

Dzięki za wizytę i komentarz. Z wyłapanymi błędami rozprawię się ASAP.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Ermirie,

 

bardzo się cieszę, że trafiłem do Ciebie enigmatycznością tego szorta. Nie ukrywam, że sam lubię niekiedy przeczytać (albo oglądnąć) coś, czego tak prosto z mostu nie skumam, nad czym muszę się trochę pobiedzić, zanim to i owo wskoczy na właściwe miejsce. Miło Cię widzieć w tym samym gronie :P Dzięki za wizytę i komentarz.

 

Koalo,

 

nie powiem, żebym był zaskoczony. Szort jest dalece specyficzny i zdecydowanie nie na każdy gust. Dzięki za wizytę i komentarz, do następnego!

 

krar,

 

Obcości sporo, fantastyki nie brakuje.

Odhaczone, można się rozejść :P

 

Ciekawy i klimatyczny tekst, choć po pierwszym czytaniu nie do końca rozumiem, kim jest intruz.

A bo on miał być takim rozmytym ktosiem, o którym wiesz tyle samo na początku i końcu szorta. Wiesz, Czarna Wołga w ludzkiej skórze :P W odpowiedzi do komentarza Outty trochę go szerzej omówiłem, a raczej jego funkcję w szorcie. Jakbyś był ciekaw – obczaj.

 

Świetnie natomiast wypada zakończenie, kiedy to bohater rusza do boju by zaproponować… zakopanie. Ładne domknięcie postaci, która wkraczała na scenę z małpką w ręku.

Też tak myślę. Dobrze, że to nie tylko mój pogląd :D

 

Niezły i nie-do-końca optymistyczny tekst.

Nawet bardzo-mało-optymistyczny :)

 

Dzięki za wizytę, komentarz i klikacza!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

No właśnie tego nie wyłapałem, dopiero po Twoim komentarzu załapałem :)

Got ya!

 

A ja myślałem, że to po prostu dobry żart, który może bulwersować, ale pasuje do klimatu.

No dobra, tu akurat o żart chodziło, bo mnie strasznie bawił :D Tzn. można z tego coś tam wysnuć w kierunku, który wskazałem w poprzednim komentarzu, ale w trakcie pisania temu fragmentowi jakiegoś super znaczenia nie przypisywałem.

 

Winonę wyłapałem, choć dla mnie najbardziej charakterystyczny był Robrto Benigni i jego opowieść o dyni, owieczce i majtkach szwagierki :D:D

Na nowelce z Benignim uśmiałem się przednio :D Najsłabiej chyba wyszła ta w Helsinkach. Ledwo ją pamiętam, a to już źle świadczy.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

I już widzę, co dzieje się moimi plecami. 

Z zjadło :)

 

Fajny pomysł, podobało mi się, chociaż dość szybko wpadłem na to, o co tu chodzi. Momentami nużyło mnie nagromadzenie opisów przeżyć wewnętrznych, bo chciałem szybko przeć naprzód, ale nie jest to mankament z kategorii tych poważnych. Ogólnie – dobry szorciak.

Klikam.

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Ałtta,

 

Masz tu takie fragmenty, w których gubił mi się podmiot

Przyjrzę się (tak jakbym się nie przyglądał już 10 razy przed publikacją :P). Jestem autentycznie zły, bo wydawało mi się, że już jest git.

 

A tak poza ty, to bardzo ładnie napisane opowiadanie. Szczegóły z PRLu to nie moja bajka, nie pamiętam za wiele, ale klimat się czuje dzięki filmom z tamtych lat, ten poldek jak u Borewicza, ale zawód taksiarza jak w “Zmiennikach”, to się spina w jedną konsekwentną całość.

Dzięki, cieszę się!

 

 

 

 

SPOILERS AHEAD, SPOILERS AHEAD

 

 

 

Co do reszty, to powiem tak – kluczem interpretacyjnym jest transformacja ustrojowa i rozczarowanie, że nic się dla Marka zasadniczo nie zmieniło, choć na to liczył. Drugim kluczem jest przedstawiona mentalność Marka, który postrzega świat dychotomicznie – albo klepiesz biedę, albo musisz się sprzedać – tu pojawiają się dwie figury: milicjant i gangster. I przez to Marek nie dostrzega perspektyw, co mu migają, gdy śmiga ulicami. Nie dostrzega, że mknie, a raczej mknąc mógłby ulicami Londynu, Paryża albo Zurychu (tu nawiązanie do otwarcia granic w kontrze do raczej wąskich możliwości podróżowania w okresie PRL).

Samochodowy intruz to taki niewiadomokto, ale jest też jedną z figur, które Marek wiąże z sukcesem (a może i dwiema figurami w jednej – wzmianka o Popiełuszce to taki wink-wink, że przed gangsterzeniem może był esbekiem). A że podług mentalności Marka to tylko nakraść można i uczciwie się nie da, ten ów pasażer zabiera mu marzenia, plany, życie i idzie nad Wisłę, by je spuścić na dno. Na to Marek bierze saperkę, biegnie za gangsterem – myślisz, może facet weźmie i walnie bandziora? – nope, Marek po prostu widzi alternatywny sposób “egzekucji”. To też w sumie zabawne, że widzi wybór, ale tylko w tym, jak się pogrążyć.

Do tego dorzuciłem ten rzucony pogardliwie rulon banknotów, tekst o wywaleniu białego misia z siedzeń, ale też tekst o tym, że zawsze jest pora na zmianę nawyków. Niby o papierosach były to słowa, ale odnoszą się do całości szorta.

Co do “Nocy na Ziemi” – tak, wymyśliłem sobie, że ten szorciak będzie jakby taką dodatkową nowelką do tych paru, które były w filmie. Smaczkiem jest wzmianka o Winonie Ryder, która gra jedną z taksówkarek w tymże filmie (i ciągle pali :P).

 

 

END OF SPOILERS

 

 

A, jakby co – nie mam problemu z tym, że te elementy (albo nie wszystkie) są nie do rozgryzienia. Miałem straszną ochotę strzelić sobie takie dziwadełko i zobaczyć, co się z nim stanie. Tak o :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Przed powrotem do szarej rzeczywistości, chciałem jeszcze przez chwilę posiedzieć w wygodnym autobusie.

Przecinek niepotrzebny.

 

– Zatrzymać autobus – krzyknąłem i zerwałem się z fotela.

Jak krzyknął, to może z wykrzyknikiem, co?

 

Fajne! Prosta historia i oparta na znanym motywie, ale poprowadzona bardzo sprawnie, z naturalnymi dialogami i na swój sposób ciepłą kreacją babuni. Podobał mi się też mały twiścik z Darkiem :) W dwóch słowach – dobry szorcik!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Szort dość statyczny, mimo wszechobecnego w fabule ruchu, ale czytało się całkiem nieźle. Przede wszystkim miałaś fajny pomysł, który konsekwentnie zrealizowałaś od A do Z. Ponury klimat ewidentnie tu zagrał, dans macabre pełną gębą. Kliknąłem sobie, a co mi tam :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Świetne porównanie do motyla w drugim akapicie, za to ta "suknia szeleszcząca w zniecierpliwieniu" mi nieco zgrzytnęła. Reszta bez zarzutu. Opko niełatwe w odbiorze, fabuła smutna i nieoczywista, co się ceni, sam tekst napisany bardzo ładnym, poetyckim językiem. Przeczytałem z dużym zainteresowaniem. Klik.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Przeczytane, nad interpretacją myślę, ale czy wymyślę – nie wiadomo. Ten cieśla na początku to mnie w stronę Józefa pokierował, pewnie przez turboJezusa z Twojego piórkowego opka :D Napisane dobrym stylem, lubię nienachalną poetyckość, bez nadmiernych skrętów w patos. Jak coś wykombinuję, to dam znać. Póki co mam skojarzenia takie, jak Irka.

 

Włożył w to tyle pracy, uczuć, i energii, że przyszłam na świat.

Ten przecinek przed i to zbędny raczej, co?

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Jego uwagę zwrócił ustęp o części religijnej, oddawanej pająkom przez niektóre plemiona.

Chyba o czci, co? :)

 

Przed nim stał pająk, mniejszy od tej, o której tak często śnił.

Tu bym zamienił “tej” na “samicy”, bo obecnie to jakoś tak dziwnie.

 

Widzę, że rozwijasz arachnowersum. Dobrze, bo to ciekawy kierunek i w Twoim wydaniu te historie wypadają co najmniej interesująco. Tu było może trochę na skróty w finale, ale reszta mnie w zupełności zadowoliła. Proszę się poczęstować kliczkiem :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Co się będę na jakichś tasiemcach skupiać :P Sam pomysł na obcego też był fajny, gdybyś miała wątpliwości :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Z początku myślałem, że szort będzie dla mnie zupełnie niezjadliwy (za dużo sf-owej gadaniny nie trawię), ale końcowy dialog i finałowa, bańkowa wolta zrobiły robotę :) Uśmiechnąłem się, fajnie pograłeś atmosferą. Najpierw górnolotnie, poważnie i naukowo, a potem zupełnie prozaicznie. Good job.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Niezłe, dynamiczne, obrazowe i odpowiednio nieprzyjemne :) Podobała mi się myśl, że nie wszystko, co przykre – choroba, kalectwo, jakaś inna niedogodność – musi mieć powód. Ludzie zawsze go szukają, jest jakaś wewnętrzna potrzeba uzasadnienia. A to po prostu się zdarza i tyle. Przypadła mi też do gustu sugerowana konotacja, że oto władca jest pasożytem. Na czym – wiadomo.

Klikałbym, jakby było trzeba.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Też uważam, że jednak trochę za dużo schowałaś. Rozumiem intencje, żeby nie było, ale w obecnym kształcie cała ta otoczka postapo wydaje się jedynie pretekstem dla całej (dobrej!) reszty.

Druga rzecz, która mnie zatrzymała, to wprowadzenie tego chłopaka w remizie. Mamy już “na pokładzie” jedno dziecko, do którego bohaterka mówi per “młody”. Potem pojawia się drugi “młody” i nie wiadomo, co się z nim następnie dzieje. Potem znów bohaterka do dzieciaka nr 1 zwraca się w ten sam sposób i już się pogubiłem, kto jest kim. Musiałem drugi raz przeczytać dla pewności. Ostatecznie się połapałem, ale no, zaznaczam, że miała tu miejsce konfuzja :P

 Plus jeszcze drobiazg:

 

Mężczyzna rzucił się na mnie w progu, a nóż w wyciągniętej ręce zaskoczył nas oboje. Szybko przestał się ruszać.

Nie jestem grammar nazi, ale czy tu finalnie nie wychodzi, że to nóż się przestał ruszać?

 

A tak to fajny szorciak, klikalny. Trudna relacja z matką w punkt :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

BardzieAmbushvrchamps – wyżej podrzuciłem hasełka, może pomogą. Wolałbym na razie nie wyjaśniać wprost, bo to trochę taki tekst-zagadeczka-eksperymencik i byłoby mi szkoda wyłożyć kawę na ławę ot tak :P Dzięki za lekturę, w każdym razie.

 

bruce,

 

bardzo dziękuję za klika, cieszę się, że wywarłem na Tobie takie wrażenia, jakie chciałem. Dobrze odczytałaś moje niecne zakusy :)

 

Michale Pe,

 

wiesz, faktycznie rozważałem, czy tam pełnoprawnej flachy nie wsadzić, ale te małpeczki i reklamóweczki tak mi się podobały, że zrezygnowałem. A że małpka to takie od 100 do 200 ml, to powiedzmy, że jednak mu coś niecoś zostało. W końcu jest tag “absurd”, nie? :P

 

Saro,

Nie to, że jakoś przepadam za wulgaryzmami, po prostu ono idealnie pasuje i jest takie, że w mordę strzelił. :D

Ja też nie przepadam, chyba że są soczyste i dobrze wplecione, a nie dla samego bluzgania. Starałem się, żeby tutaj brzmiały równie pięknie, jak w ustach Bogusława Lindy albo Janusza Gajosa :)

Ogromnie się cieszę, że podobał Ci się klimat, bohaterowie, no i dialogi. Wydaje mi się, że rozmowy wyszły mi tu jakoś wyjątkowo charakterne :P

No i ulga wielka, że zakończenie zagrało. Dzięki za klikacza!

 

Basiu,

 

Niestety, kończę lekturę w poczuciu, że pewnie nie wyłapałam wszystkich aluzji 

To zupełnie jak nasz biedny Marek!

 

Za komplementy oczywiście dziękuję, za dostrzeżenie obcości również, zaś co do fantastyki – wiesz, by wystąpiła, nie trzeba w tekście krasnoludów i elfów. Wystarczy, moim zdaniem, dziwny facet z dziwnym workiem, co topić chce rzeczy całkiem odmienne od szczeniaczków i dłużników :) 

Dzięki za lekturę!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

To ja szeptam po cichutku: transformacja ustrojowa… mentalność…

Więcej nic nie powiem!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

A tam, silverze, ważne, że się w ogóle coś pisze. A nie pusta kartka i pusta głowa :) No, ale skoro tak Ci się marzy poważny tekst, to ja Ci go oczywiście życzę i będę obserwował.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Dobry szorciak. Podobało mi się zwłaszcza wprowadzenie dwóch kategorii obcych i ich zantagonizowanie. Wzmogło to z kolei, no cóż, obcość głównego bohatera. Powiem więc niezwykle inteligentnie, że tekst ten obcością stoi :) 

Technicznie jak zwykle satysfakcjonująco, nie potknąłem się chyba na niczym.

No i wreszcie nie horror :) Ulga, co?

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Pomysł w sumie prosty, ale wykonany, jak to u Ciebie, bardzo dobrze. Byłem zadowolony zaraz po lekturze, jestem zadowolony i dzień po. Stan ten się pewnie utrzyma :)

No i fajnie pograłeś z tytułem. Pomysłowo, kreatywnie, się lubi takie zagrywki.

Klikałbym, jakby było trzeba.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Mnie również bardzo się spodobał Twój szorciak. Zbudowany prawie wyłącznie z dialogów, a to wymaga odwagi. Trzeba umieć nimi czarować, żeby nie wypadło drętwo i bez polotu. Tobie się zdecydowanie udało, a pomysł na wykorzystanie Sandalarza w swojskim klimacie wyszedł wyjątkowo dobrze.

Klikam.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Króciutkie, przyjemne, na uśmieszek w sam raz. Fajnie, że wpadło do konkursu coś humorystycznego :)

Klikam sobie, a co.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Tak jak pan Outta powiedział – fantastyka trochę na ślinę, ale nie należę do tych, którym to szczególnie wadzi. Podobał mi się dynamizm fabuły, który połączyłeś z całkiem sporą liczbą opisów. Fajnie to współgrało. Językowo też przyjemnie, a kolorowa i szalona wizja podróży do roboty wypadła zajmująco :)

Klikam.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Ładnie napisane, fabularnie nieoczywiste, o kwestiach trudnych i mało przyjemnych, dla mnie zaś (na pewno nie tylko) bliskich. Zdecydowanie mi się podobało. Chłonąłem pustkę tego domu, śmierć była subtelna, acz przytłaczająca.

Klik.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

I dalej:

 

gravel,

 

Tuż po lekturze uznałam, że rozczarowanie rozstrzałem pomiędzy częścią „realną” a częścią „boską” na tyle wybiło mnie z rytmu, że jeśli dojdzie do głosowania piórkowego, będę na NIE. Potem dotarło do mnie, że jestem właściwie pewna, że dojdzie do głosowania piórkowego, co oznacza zapewne, że jakaś część mojej podświadomości uważa ten tekst za piórkowy. W związku z tym zaczęłam sobie dumać, czy aby na pewno to rozjechanie pomiędzy fragmentum profanum i fragmentum sacrum jest na tyle drażniące, bym mogła z czystym sumieniem dać NIE.

XD bardzo mnie rozbawił ten wywód, nie ukrywam. No i współczuję. Wolałbym, żeby opko było takim arcydziełem, co żadnych wątpliwości nie pozostawia :P

 

Za pochwałki już dziękowałem i dziękuję teraz. Przygany biorę na klatę :)

 

Raymond jest w tym wszystkim właściwie zbędny, nic nie odpowiada na pytanie dlaczego to akurat on został pomazańcem bożym, dlaczego to akurat on został wybrany, by dźwigać na barkach brzemię pierwszoplanowości.

Wiesz, bo moim pomysłem było wyjście od całkowitego przypadku. Bohater kupuje jakieś barachło na targu, które okazuje się częścią nie relikwii świętego, lecz pradawnego boga Ozyrysa, co nam popycha historię dalej i dalej, aż do finału. Tak to widziałem, trochę absurdalnie, trochę Indiana Jones :P

 

Wyrokiem Anubisa, Strażnika Szal, zasądzam, iż dobre uczynki przeważyły grzechy fmsduvala, otwierając przed nim jedną z dziewięciu bram wiodących do Komnaty Piór. Niniejszym oświadczam, że jestem na TAK.

Dziękuję, nie spodziewałem się absolutnie :) Serio, oczyma wyobraźni widziałem od Ciebie jedynie wielkie, czarne NIE.

 

Geki,

 

Oczywiście ciut mi brak tu do ideału, to jest uważam, że na koniec niepotrzebnie wprowadzasz nowe postacie i wątki, że psuje to dynamizm opowiadania właśnie pod koniec, że lepiej byłoby świetnemu bohaterskiemu trio dłużej pobyć na scenie i mogłeś przebudować część tuż przed zakończeniem tak, aby była krótsza… ale i bez tego opowiadanie świetnie się prezentuje.

Nawet więcej niż ciut, podejrzewam :P Uważam, że na pewno zbędnie dorzuciłem na koniec byka Apisa, który jest potrzebny tylko do tego, żeby zepchnąć Raymonda i króla z wydmy. Jest tam na tyle postaci, że mogłem sobie spokojnie darować.

 

Za resztę dobrych słów wielkie dzięki, jak i za TAKa. No i za betę, oczywiście :)

 

Adamie,

 

wielkie dzięki za wizytę, komentarz i TAKa. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki podszedłeś do opowiadania. Ciekawie ujęte i jakże celnie. Cieszę się też, że uznałeś bohatera za finalnie godnego chociaż odrobiny szacunku :)

 

Zan,

 

Nie jest to opowiadanie, które czyta się łatwo, momentami miałem wrażenie, że brnę przez tekst.

Co czytelnik, to opinia. Bądź tu, człowieku, zdrowy :D Ale rozumiem, oczywiście.

 

Nie wiem, dopiero przy wspomnieniach o mordowaniu “heretyków” poczułem, że nie jest bezwolną kukłą popychaną przez każdego, aby fabuła miała na czym się opierać.

A bo on taki miał być właśnie. Już tam się tłumaczyłem wcześniej szeroko i rozlegle, to może nie będę powtarzał (chyba gravel i kronosowi o tym pisałem, jeśli Cię to ciekawi, zerknij). Pokrótce, moją intencją było pokazanie człowieka uzależnionego od cudzej decyzyjności – ojca, dowódcy, Boga, wreszcie Ozyrysa, i niezdolnego do samodzielnego podejmowania jakichkolwiek wiążących kroków. A że świadomość się o niego upomina (wyrzuty sumienia, żal za straconą młodością), to i konsekwencje przykre.

 

Trochę mi zgrzytało połączenie mumii z Hiszpanią XVI wieku, ale jednocześnie miało swój urok, może właśnie na zasadzie niespodzianki i unikalności.

Zastosowałem taki zabieg z pełną świadomością, że to się może nie spodobać. Ale bardzo nie chciałem pisać ani stricte o Egipcie i Egipcjanach, ani o francuskich/brytyjskich odkrywcach z XIX wieku. A że natknąłem się na postać “relikwiofila” Filipa II Habsburga, to poszły konie po betonie :P

 

Długo siedziałem okrakiem nad tym opowiadaniem, nawet uznałem, że gdybym miał w ręku antologię z takim tekstem, pewnie przeczytałbym go na końcu, bo nie wchodzi zbytnio w mój gust. Trzeba jednak próbować patrzeć obiektywnie, a obiektywnie jest to opowiadanie, które zasługuje na miejsce w antologii.

Ja też bym jako ostatnie je przeczytał, nic się nie przejmuj :D Ani nie moje ulubione klimaty (bo to raczej nie dark fantasy), ani nie tematyka (nie lubię Egiptu za specjalnie). Także rozumiem Cię doskonale :)

Tak czy owak, dzięki za docenienie mojej roboty TAKiem!

 

ninedin,

 

liczyłem, nie ukrywam, że rozwiązanie mitologiczne akurat do Ciebie przemówi :)

 

Fabularnie wciągnęło (zupełnie nie zauważyłam, że jest aż takie długie!),

To ogromny komplement. Przy takim długim tekście zawsze jest stres, że czytelnicy pousypiają w połowie.

 

literacko – językowo, stylistycznie, w konstrukcji narratora – bardzo się podobało.

Bardzo mi miło!

 

Doceniam to, jak awanturniczo-przygodową konwencję de facto płaszcza i szpady przełamujesz refleksjami i podejściem do życia bohatera, jak ukazujesz go jako kogoś, kto zawsze żył pod czyjąś kontrolą, popełnił swoją porcję okropieństw, a mimo to zdołał wyhodować w sobie sumienie, ale też to sumienie go dręczy i nie daje żyć.

Super, że to wybrzmiało. Bardzo mi na tym zależało.

 

Dzięki za wizytę. No i TAKA! :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Ależ się tu Was uzbierało! 

 

To po kolei:

 

krar,

 

I wyszło to całkiem fajnie, bo jakby się uprzeć, to fantastyki tu nie ma;-) Przekonałeś mnie tym wyrwanym z lochu wrakiem, który święcie wierzy w jakiś głębszy sens swej podróży. Słyszy głosy, jest narzędziem w rękach większych od siebie. Okoliczności ukazują to różnie, ale zazwyczaj miałem silne przeświadczenie, że to jednak fantastyka a nie omamy ;-)

W takim razie nic, tylko się cieszyć. Chociaż obawiam się, że jesteś jak na razie jedynym, któremu ta niefantastyczna ścieżka zaświtała w głowie :P

 

Chłody jest tu sporo, grozy też. Momentami brakował mi nieco akcji, ale wysunięty na pierwszy plan świat wewnętrznych bohatera i jego nadzieje dobrze pokazują człowieka człowieka, który kawał życia w lochu spędził. Zbyt duża dynamika spłyciłaby opowieść.

Akcji pewnie byłoby więcej, gdybym nie musiał tyle miejsca poświęcić na tłumaczenie realiów, zależności i tym podobnych rzeczy, które w takim typowym fantasy raczej można by było potraktować skrótowo. Chociaż to gdybanie, może napisałbym wtedy jeszcze bardziej statyczne opko :D

 

Zakończenie jest nieco oderwane od reszty, ale pozwala na konfrontację bohatera z Królem. Czy w zaświatach, czy w umierającej świadomości… Nieważne. Wyszło nieźle, ale miałem jednak wrażenie, że zmiana realiów jest zbyt nagła – po 60k znaków epoki wielkich odkryć geograficznych miałem problem z odnalezieniem się w “Egipcie”. Inna sprawa, że trochę na to czekałem (bo tagi mnie na to przygotowały…).

Post factum myślę, że można było ten switch na Egipt zrobić nieco wcześniej, żeby proporcje nie zgrzytały. Z drugiej strony jednak nie mam pojęcia, co by nasz drogi Raymond miał tyle czasu na tym sądzie piaszczystym robić. Nie ukrywam też, że pierwotną intencją było właśnie takie rzucenie bohatera w kompletnie odmienne klimaty, jak to często z portalami bywa :)

 

Lektura sprawiła mi szczerą frajdę, ale mam wrażenie, że jeżeli nie miałbym wiedzy, w jaką stronę to pójdzie, to frajdy byłoby więcej, bo w zasadzie od połowy tekstu już chodziło po głowie, czego się spodziewać i (poza samym zakończeniem) tak się stało.

Zupełnie niewykluczone. Ale z drugiej strony może to i dobrze, że jest takie “przygotowanie” na tematykę. Bez tego ten nagły rzut na głęboką, egipską wodę mógłby być już zbyt karkołomny.

 

Udane opko. Długie i nastrojowe, fantastyki nie brakuje, w sam raz na deszczowy wieczór. Po namyśle pozwoliłem sobie zgłosić do piórka.

Miał zgłosić i nie zgłosił :P Mam nadzieję, że to nie przez zmianę opinii względem opka!

 

Dzięki jeszcze raz, krarze, za rozmowę i ciekawe uwagi.

 

 

Krokusie,

 

Po pierwsze: „znaki: 75637”

Po drugie: obcojęzyczny tytuł.

Oj, zaczynamy pod górkę ;)

Żadnej taryfy ulgowej dla nowolożan!

 

Tytuł rozumiem (choć w kontekście opowiadania już nie), ale podtytuły II i III nie. Nie widzę też kontekstu w opowiadaniu. Na podobne rzeczy marudziłem przy tekście Arnubisa, ale tam łacina jest uzasadniona – tutaj, oprócz samego użycia języka hiszpańskiego, nie widzę sensu. Po prostu nie jestem fanem takich rozwiązań.

To ja spieszę z wyjaśnieniem, bo to są fajne nawiązania “dla wtajemniczonych”. 

Wyjaśnienie genezy tytułu głównego – klik 

Wyjaśnienie genezy podtytułu II – Mianem “validos” określano możnych, którzy manipulowali młodziutkim królem Filipem III Habsburgiem po śmierci Filipa II. W tym podrozdziale mamy wspomnianego jednego – markiza Sandovala, zaś z jego ludźmi walczą główni bohaterowie opka.

Wyjaśnienie genezy podtytułu III – klik. Raz, że w tekście Caravaggio nam przemyka dość często, dwa – uznałem, że ten podtytuł będzie dobrą metaforą oczyszczenia, wyjścia z mroku (celi, grzechu, wyrzutów sumienia) na światło dzienne (poprzez śmierć/sąd).

Mam nadzieję, żem Cię tu zaspokoił, chociaż nielubienie takich zabiegów jak najbardziej rozumiem :)

 

Miałem wrażenie, że to bóg niejako prowadzi bohatera przez historię, a jednak do zamtuza idzie ciągnięty przez kogo innego. Bóg co prawda zgadza się na to, a nawet zachęca, ale jednak odczytuję to jako ślepy los i zbyt duży zbieg okoliczności, że akurat tam spotykają kogoś, kto wie o wraku i mumii.

Jest to pewien wymyk z mojej strony, ale też można z dużą swobodą przyjąć, że Ozyrys zachęca bohatera, bo wie, że właśnie tam ktoś potrzebny się znajduje. A że marynarze chcieli iść do zamtuza – to akurat więcej niż prawdopodobne :)

 

Musiałem mocno zawiesić niewiarę przy pchaniu trumny po piasku. Wiem, że gdybym ja to robił, to zapadałaby się w piasku na tysiąc sposobów.

I takie zawieszenie niewiary uważam za uprawnione, wszak etap przejścia z Syrakuz na pustynię nie jest takim zwyczajnym przejściem. Co najmniej wtedy (hehe) Raymond umiera, jest więc w krainie, w której prawa fizyki niekoniecznie muszą obowiązywać :P Nie wiem, czy to kupujesz, ale zachęcam, tanio, tanio!

 

Masz świetną narrację, a do tego opowiadanie jest napisane bardzo ładnie. Gratuluję, bo kloc na 75k napisany w ten sposób świadczy o wysokim poziomie warsztatu. Przez to opowiadanie można swobodnie dryfować. Czytałem na 3 razy i za każdym razem wracałem z przyjemnością. Nie mogę nie spytać – piszesz już książkę? Skill na pewno na to pozwala.

Wielkie dzięki, bardzo mi miło! A na pytanie odpowiem tak – od pisania książek to ja, megalomańsko i bezpodstawnie, zaczynałem :D Teraz szlifuję warsztat na mniejszych tekstach. Na tomiska przyjdzie jeszcze pora.

 

Przeskok (no, dobra – przejście, bo zrobiłeś to stopniowo) na bogów egipskich był dla mnie niezrozumiały – doszukiwałbym się w tym jakiejś symboliki, której zwyczajnie nie rozumiem. W tej końcówce się pogubiłem. Do samej finałowej wymiany zdań też nie mam przekonania, bo chyba za mało zżyłem się z bohaterem i jego historią, stąd tekst zostawił mnie z mieszanymi uczuciami.

Tu by się przydała znajomość mitu o Sądzie Ozyrysa (zakładam, że nie znasz). Jest to finał co najmniej trochę hermetyczny i bez ogarniania podstaw końcówka jest bez wątpienia jakimś obrzydliwym bełkotem. Musisz mi wybaczyć :P Znaczy nie musisz, ale fajnie by było.

 

Mam natomiast pełne przekonanie do pomysłów, jakie tu zastosowałeś. Rozrzucony po całym świecie, świadomy bóg, portal w źródle Aretuzy, to wszystko było świetne i intrygujące. Podobnie ugruntowanie opowieści w historii i geografii. Świetna robota! Niektóre rzeczy trzeba było nagiąć, ale z punktu widzenia samego opowiadania, wierzyłem Ci, co świadczy, że wyszło wiarygodnie.

Bardzo się cieszę :) Przyznam, że najwięcej radochy sprawiało mi właśnie łączenie tych różnych elemencików w całość. Research bywał przez to stresujący (przykładowo, na początku w opku pojawić miał się sam Caravaggio, ale czasowo się nie zgrywało, więc trzeba było wprowadzić Minnitiego). Mimo wszystko taki alt-hist to zdecydowanie wielka przyjemność i chyba jeszcze parę tekstów tego typu popełnię.

 

To naprawdę dobre opowiadanie, coś do rozłożenia się w fotelu na długi zimowy wieczór, by odbyć podróż przez basen Morza Śródziemnego, ale chyba za bardzo zamotało mnie w końcówce i jeśli chodzi o treść, to wychodzę z mieszanymi uczuciami.

Byłem gotów, że i tak się może zdarzyć. Nic nie poradzę, biorę to na siebie w pełni! :D

 

Dzięki wielkie za odwiedziny!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Nadal uważam, że skupić winno się na wydźwięku tekstu. Jak ktoś napisze opko o oficerze SS w nurcie “gdzie te piękne czasy, niech wrócą”, no to wiadomo, gdzie go trzeba wywieźć razem z jego pisaniną. Ale już jak ktoś temu oficerowi SS wrzuci na plecy wyrzuty sumienia albo bolesne przebudzenie z iluzji jedynie słusznej narracji – jest to więcej niż akceptowalne.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Popieram Zanaisa. Określona nomenklatura, właściwa osobie/środowisku/realiom, jest elementem kreacji i tworzy spójny obraz danego zjawiska. Opowiadanie o handlarzu niewolnikami, których określałby on mianem “czarnoskórych” czy “Afrykanów” byłoby niepoważne.

To, o co należy dbać, to wydźwięk opowiadania. Dopóki ktoś nie walnie tekstu gloryfikującego rasizm/homofobię/cokolwiek równie szkodliwego, styliacja – nawet ohydna – jest według mnie uzasadniona.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

To ja z kolei po ostatnim zdaniu pomyślałem, że bohater wbrew zaleceniom Kaczmarka myśli o czymś przyjemnym, żeby te wyrzuty sumienia jednak przyciągnąć. Tyle że wtedy miałem kolizję z wcześniejszym akapitem. Może by to intepretować w tym kierunku, że mimo pozornej obojętności, jednak tego sumienia nam trzeba i go łakniemy? Wiem, że inaczej myślisz o tekście i z innymi intencjami go napisałeś, ale cóż z tego? :P

 

Z uwag:

Jeden z kątów zajmowała komórka

Trochę mnie to wykrzywiło. Może jakieś sformułowanie z “wydzieloną komórką” wewnątrz szopy?

 

– Gdyby ktoś wypaplał miastowym, będzie miał ze mną do czynienia.

Powinno być albo: “Jak ktoś wypapla miastowym, będzie miał ze mną do czynienia”, albo “Gdyby ktoś wypaplał miastowym, miałby ze mną do czynienia”.

 

- Głupio sprowadzać obce do domu.

Kreseczka za krótka

 

A tak to podobało mi się, fajne, z pomysłem. Może trochę za bogata ta wyliczanka niegodziwości wszelakich w rodzinie bohatera, ale każda z osobna prawdopodobna, więc i zbiorczo przesadnie nie raziła. Ogólny odbiór bardzo pozytywny. Kliknąłbym, jakby było trzeba :)

 

EDIT:

 

Spłoszyło krowy, więc poszliśmy sprawdzić.

Nie myślałeś, żeby w kwestiach wypowiadanych przez Kaczmarka, takich jak powyższa, wywalić “ś”? Może za bardzo karykaturalne byłoby to “poszlimy”?

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Kopniaczek do biblioteki, panie Staruch.

Przyjemne opko, dobrze rozplanowane (co przy takim limicie jest wyzwaniem) i sprawnie poprowadzone, napisane obrazowo i płynnie. Końcowy twiścik satysfakcjonujący, chociaż żem się wcześniej domyślił :P

Powodzenia w konkursie!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Irko,

 

Na świętych się kompletnie nie znam, a Bakchus kojarzy mi się dość jednoznacznie i bynajmniej nie święcie, więc początkowo czułam się nieco zdezorientowana. Kiedy już skonsultowałam się z wujkiem Guglem i z nijakim zdumieniem dowiedziałam się, że faktycznie taki święty istnieje, opko stało się zrozumiałe.

Był tu dylemat czy Bakchusa zostawiać, czy zamieniać bez żadnej straty na Sergiusza (jak guglowałaś, to pewnie wiesz, że to tacy trochę bliźniacy). Finalnie stwierdziłem, że może właśnie śmieszne jest to skojarzenie Bachus-Bakchus, że nadmiarowa literka może wzbudzi zainteresowanie. Post factum – nie wiem. Może rzeczywiście więcej zamętu niż pożytku :D

 

Wciągnęło mnie, z zainteresowaniem śledziłam losy wyprawy i choć to porządna kobyła, jeśli chodzi o długość, to nawet tego nie zauważyłam. Na dodatek mogę powiedzieć, że tekst jest zapamiętywalny, bo czytałam już jakiś czas temu, a w głowie ciągle tkwi.

Bardzo miło mi to czytać. Przy potworach na 70k+ znaków obawa o utrzymanie uwagi czytelnika wzrasta z każdym słowem. No i świetnie, że opowiadanie siedzi w głowie. To dla mnie duży komplement.

 

Bohater na pierwszy rzut oka trochę niedopieszczony, dobrze go nie poznajemy, wydaje się po prostu… lecieć z wiatrem, ale na koniec wydaje mi się, że to dobre rozwiązanie, bo wychodzi na to, że jest po prostu pionkiem w rękach Ozyrysa, a ta jego nijakość jeszcze to podkreśla. Jego przemiana z żołdaka w targanego poczuciem winy człowieka wydaje mi się autentyczna. Wiara zresztą również.

Też mi się wydawało, że akurat do tego bohatera będzie pasować taka daleko idąca bezwolność. Cieszę się, że podzielasz tę opinię :)

 

To, czego mi brakuje, to jakiegoś choćby zdania wyjaśnienia, jak Ozyrys wpadł na to, żeby pograć z chrześcijańskimi świętymi.

Ach, nie pomyślałem o tym. To trochę takie mrugnięcie odautorskie, bo zawsze bardzo bawiła mnie wiara w świętych, więc uznałem, że podszywanie się pod nich przez “prawdziwych egipskich bogów” będzie całkiem rozrywkowym posunięciem :D

 

Generalnie naprawdę dobre opko, które zasługuje na szansę :)

To ja naprawdę się cieszę i dziękuję uprzejmie za piórkonomkę! :)

 

 

Osvaldzie, nic mnie to nie obchodzi.

 

 

kronosie,

 

o o ile wiem kto to Caravaggio, to już Alonsa de Ercilla nie kojarzę i przerywam czytanie tekstu, żeby wygooglować.

Najpierw zamiast Ercilli miał być Cervantes, ale z racji daty Raymond nie mógł jeszcze znać jego twórczości :P

Ale przeleciałem wzrokiem tekst jeszcze raz, żeby podać Ci więcej przykładów i okazuje się, że nie ma ich aż tak wiele. Więc w zasadzie to możesz zignorować tę uwagę. Szczególnie, że to ma też plusy – tworzy klimat epoki i można czegoś nowego się dowiedzieć. ,)

Właśnie też tak nie do końca sobie przypominałem tę mnogość nawiązań :P Myślałem, że może uwierały Cię też osobliwe nazwy lokacji, typu Źródło Aretuzy czy Ucho Dionizjusza. Fajnie, że jednak nie.

 

Hej! Podobało mi się bardzo! Dobrze też wyjasniłeś moje wątpliwości. A, że się czepiam, to trochę z obowiązku, bo nie może być sam lukier. ,)

Wiadomo, nadmiar lukru jest bardzo niezdrowy :P

 

Dzięki raz jeszcze!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

kronosie,

 

a kogóż to widzą moje piękne oczy? :)

 

Jak każdy z Twoich tekstów, także i ten napisany jest bogatym, pełnym nawiązań językiem, który buduje klimat. Miejscami miałem poczucie przesytu ilością nawiązań, przez co wydarzenia traciły dynamikę, ale były to miejsca nieliczne. Bez wątpienia język jest silną stroną tekstu.

Cieszę się, że podobał Ci się język opowiadania. Chciałem tylko dopytać, co rozumiesz pod pojęciem “nawiązań”? Chodzi Ci o wrzutki typu “a Caravaggio nazwał coś tak”, “a Alonso de Ercilla nie napisałby czegoś tak”? Czy źle rozumuję?

 

Fabuła najbardziej klarowna spośród tych Twoich tekstów, które miałem okazję czytać.

Kamień z serca!

 

Niestety, trudno się wczuć w motywację bohatera i w jego sposób myślenia (tu zgodzę się z komentarzem gravel). Odniosłem wrażenie, że ta czystość duszy jest dla niego pustym hasłem, a w rzeczywistości powodują nim niskie pobudki.

Odpowiedź poniżej.

Jednak w końcówce trochę się pogubiłem i miałem wrażenie, że dzieje się zbyt dużo (w sensie nieco arbitralnie generowanych wydarzeń). Wolałbym jeden mocny motyw, zamykający fabułę wyraźną klamrą i silniej związany z wcześniej opowiedzianą historią. Chociaż może tak to odczytałem, bo nie znam mitu na którym oparłeś tekst i nie zrozumiałem nawiązań.

Myślę, że to jest kwestia właśnie nieznajomości mitu, bo finał jest już ścisłym ukłonem w stronę tematu przewodniego konkursu i “egipskowatości”. Natomiast wydaje mi się, że mamy tu właśnie jeden (czy mocny – rzecz względna) motyw – motyw upragnionego sądu nad znienawidzonym królem, którego Raymond obarcza winą za swój los (niesłusznie, oczywiście). Nadal w ramach tego samego motywu mamy też ziszczenie się drugiego pragnienia Raymonda – by w końcu ktoś mu powiedział, że był dobrym człowiekiem. Zwróć uwagę, że jest to bohater całe życie bezgranicznie posłuszny. Najpierw ojcu, potem dowódcy/królowi, wreszcie świętemu Bakchusowi. Przez całe życie ufał też, że prowadzi go Bóg. Jako osoba lojalna miał i nadal ma według siebie pełne prawo oczekiwać, że zostanie wreszcie wynagrodzony, a nie wzgardzony czy ukarany. Tymczasem po rzezi Antwerpii czuje się coraz gorzej, nękają go wyrzuty sumienia mimo tego, że przecież działał zgodnie z oczekiwaniami tych ponad nim (dowódcy, a więc i króla, no i Boga – przecież w Antwerpii tępił heretyków). Bóg, mimo modlitw i błagań, nie zdejmuje z Raymonda tych udręk. Milczy, ignoruje go, wzgardza nim. Gdy pojawia się w jego życiu święty Bakchus, boży posłaniec, Raymond oddaje mu się bezgranicznie, ufny jak dziecko. I robi wszystko, żeby już nie było wyrzutów sumienia, żeby w końcu zyskać pewność, że jest dobrym człowiekiem i katolikiem.

 

Nie zrozumiałem też dlaczego bohater chce za wszelką cenę dowiedzieć się czy jego dusza jest czysta. Jego wcześniejsze zachowanie wskazywało raczej, że jest to oportunista.

Chyba wyjaśniłem wyżej. Oczywiście możesz się nie zgadzać :P Starałem się w tym tekście przedstawić postać uzależnioną od przewodnictwa, potrzebującą oparcia w kimś większym, silniejszym i dającą się łatwo prowadzić. Ta postawa jednak kruszeje, przenika się z drugą, której początek bierze się w rzezi Antwerpii. Tam zaczęło budzić się sumienie Raymonda, jego ludzkie odczucia, jego poczucie niesprawiedliwości i świadomość barbarzyństwa, którego się dopuścił. Nie ma tu jednak liniowej przemiany bohatera, switcha z cechy 1 na cechę 2. One się dalej przeplatają, bo w Raymondzie bardzo silna jest chęć powierzenia swojego losu komuś innemu, kto wszystko za niego załatwi. Włącznie z odpuszczeniem winy.

 

Podsumowując – dobry tekst (szczególnie w warstwie językowej), a historię poszukiwaczy świętego truchła śledziłem z zainteresowaniem!

Bardzo się cieszę, choć trochę żałuję, że nie podobało Ci się bardziej! :P

 

Dzięki za lekturę i komentarz, tęskniłem za nimi :)

 

Koalo,

 

No wreszcie! Już myślałem, że nigdy Ci się moje teksty w pełni nie spodobają :P Bardzo mi miło, dużo radości sprawiło mi każde słowo Twojego komentarza. Niezmiernie się cieszę, że w Twojej opinii warto było przebrnąć przez te mordercze ponad 70k znaków :) 

Dziękuję za lekturę i komentarz!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Cześć, Jimie!

 

Fajny drabbelek, na uwagę zwłaszcza zasługuje lekkość i humor mimo oczywistego, z gruntu przykrego nawiązania wojennego. Udało Ci się to zrobić ze smakiem. A sama treść bardzo przyjemna i dobrze skomponowana z satysfakcjonującym twiścikiem na końcu. Kliknąłbym, gdyby drabbelki się klikać mogło :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Nieeee! Jeszcze ja, jeszcze ja!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Cześć!

 

Jako że zaplanowałem sobie przedarcie się przez Mumiowe teksty, skoro sam ostatnio taki popełniłem, to jestem i mówię: Całkiem, całkiem!

Przede wszystkim wydaje mi się, że opko jest dużo lepiej napisane niż te, które czytałem dotychczas. Interpunkcja tylko szwankuje, tzn. często jej zwyczajnie nie ma :D

Co do fabuły, sporo już powiedziano. Rzeczywiście te Włochy są mocno umowne jako lokalizacja. Chyba najprościej byłoby wprowadzić “supernowoczesne laboratorium”, którego brak w Egipcie, a które działa właśnie we Włoszech. Dość przewidywalnie wyszedł też wątek z dzieckiem głównej bohaterki. Szybko połączyłem kropki między specjalizacją Sobeka a potrzebami doktor Ciry. O pewnej papierowości bohaterów też Ci już pisano, jak widzę, więc sobie odpuszczę.

Rzeczywiście fajna pierwsza scena i zdanie otwierające, bardzo naturalne były również dialogi – i to przez cały tekst. Sam pomysł na Sobeka-mumię też mi się podobał. Jest to na pewno ciekawe podejście do tematu.

Tyle mi się nasuwa na ten moment, dzień po lekturze.

 

Z pozdrowieniami,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Okropnie długo nie mogłam sobie przypomnieć tytułu tego filmu, bo chodziła mi po głowie z oczywistych powodów “Walkiria”, a to zupełnie o czym innym…

Lecytynka, drakaino, lecytynka…

 

Pewnie, że Wiking. Twoja kolej! :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

No to jestem.

Zacznę od dwóch uwag. Po pierwsze, winnaś trochę więcej czasu/skupienia poświęcić interpunkcji, bo się niemiło potykałem może nie bardzo często, ale jednak więcej razy, niżbym sobie życzył. Pierwsze z brzegu:

 

Mam wyryty w pamięci obraz dziadka Józka (-,) z pękiem rózeg, goniącego Augusta dookoła uli.

 

Krytyków ujmował motyw starej studni (-,) albo pastelowych uli.

 

Druga rzecz – warto uważać na sposób przemycania informacji w tekście, zwłaszcza w dialogach:

 

– Posłuchaj August… nie wiem co o tym sądzisz, ale ja chyba… Uważam, że to ja powinienem zacząć rozmowę z babką Miecią i dziadkiem Józkiem.

To rozmowa między “braćmi”, więc doskonale wiedzą, jak mają na imię ich dziadkowie. Wychodzi to nienaturalnie. Do tego już wcześniej wspomniałaś imię dziadka, więc wystarczyłoby wcisnąć gdzieś przy okazji jeszcze imię babki. Niekoniecznie w dialogu.

 

Poza tym całkiem niezłe opko. W sumie ubiegli mnie już przepiścy, więc szkoda się rozgadywać. Dość wcześnie stwierdziłem, że August i Juliusz są jedną osobą, więc wkradło się w opko nieco przewidywalności (identyczny motyw wykorzystano w polskim serialu “Kruk. Szepty słychać po zmroku”, nie wspominając “Fight Club”). Mimo to tekst nadrabia nieźle oddanymi relacjami rodzinnymi, ciekawą przeszłością tejże familii (może ta siekiera w plecach Augusta wydała mi się nieco przeholowana, ale niech Ci będzie) i całkiem dobrymi dialogami. Gdzieś na etapie kłótni wypowiedź wuja zdała mi się trochę nazbyt sprawozdawcza, ale z grubsza było okej. Podobały mi się też neologizmy, które stworzyłaś, a także odwołania do sztuki. Niektóre wiejskie/staropolskie określenia też przypadły mi do gustu.

Gdzieś tam wyżej widziałem zarzut o brak fantastyki, ale mnie to niespecjalnie przeszkadza. Sam mam tekst, który Gekikara wszem i wobec ogłosił niefantastycznym, także byłbym hipokrytą, gdybym Cię tu za to piętnował :D

No, chyba tyle, tak pokrótce i z grubsza.

 

Z pozdrowieniami,

 

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

To wracam w takim razie i niniejszym wypowiadam się:

Fajny tekst, podobał mi się i to całkiem niespodziewanie, bo tytuł kojarzył mi się z czymś skierowanym do dzieci (pewnie przez tę bajkę animowaną), a więc niekoniecznie czytelniczo przeze mnie pożądanym. Także miłe zaskoczenie :)

Piszesz przyjemnym stylem, bardzo płynnym i lekkim, przez co człowiek nie męczy się przy lekturze, nawet przy poważniejszych treściach, w które nam tekst z czasem skręca. Zatem ukłony w tej kwestii.

Fabularnie również podobało mi się wiele. Od miejsca akcji (ledwie co wrzuciłem tu tekst z Kadyksem w tle, więc mimowolnie się uśmiechnąłem), poprzez morze smakołyków znanych mi i nieznanych (bardzo fajnie to oddziaływało, aż zatęskniłem za wizytą na Półwyspie), po wreszcie główną oś fabularną i wykorzystanie postaci Coco w próbie wyjaśnienia porwania/zaginięcia/zabójstwa małej McCann. Lubię takie przeplatanki fikcji z rzeczywistością. Pamiętam, jak głośna to była sprawa.

Zabieg z narratorką również udany.

Jedna uwaga:

Patrzyli w ocean, na powierzchni którego ślizgało się światło księżyca

Wiem, że będzie brzydkie zdublowane “po”, ale jednak bardziej pasuje mi ślizganie się po czymś niż na czymś.

 

Z pozdrowieniami,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

SNDWLKR – a, nie załapałem. Jakimś cudem pomyślałem, że Michał pytał o ten sam film, co ja, i dlatego znasz odpowiedź :D

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Bruce, pudło :)

 

SNDWLKR – proszę podać odpowiedź :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Kliknąłem sobie ładnie, a co. Z komentarzem jeszcze wrócę.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

krar,

 

Nie wiem, czy to jest fantasy, ale tekst bardzo mi się podobał.

Czyżbyś poszedł drugą linią interpretacyjną? Bo starałem się, żeby można było pójść dwiema drogami – fantastyczną i niefantastyczną. Tak czy owak bardzo się cieszę, że Ci się bardzo podobało :)

 

Czułem strach przed smrodem więzienia i ocierałem się o “szaleństwo” głównego bohatera.

Super. Nie ukrywam, że mi właśnie na tym zależało –> aby to nie była w pełni luzacka wyprawa trzech rzezimieszków, lecz żeby przenikało tu i tam coraz więcej chłodu, grozy i powagi.

 

Podróż przyozdobiłeś masą ciekawych szczegółów, które – choć ktoś może posądzić o infodumpowość – wypadły przekonująco i budowały niespiesznie klimat, jednocześnie nadając tempo całej opowieści.

Obawiałem się tej infodumpowości, nie powiem :P Balansowanie między nakreśleniem realiów czasu i miejsca a płynnością opowiadania stanowiło chyba jedno z poważniejszych wyzwań. Zwłaszcza że nie pisałem o czymś superpopularnym, typu wyprawa Kolumba, więc trzeba było czytelnikowi powiedzieć nieco więcej. 

 

Wyszło. Ciekawy i dobrze napisany tekst.

Bardzo się cieszę :)

 

Dzięki za lekturę, komentarz i klika, no i czekam na komentarz numer 2!

 

 

Greasy,

 

Nu, ale przecież nikt nie zakazał nominować opka!

Panie, jakie zakazał, ja nakazuje nawet! :D

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Bardzo mi miło, bruce :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Greasy,

 

cieszę się z tego, co Ci się podobało, a nie cieszę z tego, co Ci się nie podobało :D

 

Słabością jest dość luźne połączenie nitki egipskiej i hiszpańskiej.

Tak, ich splot oparty jest na przypadku, ale ja akurat nie postrzegam tego jako słabość. Zresztą skłaniam się wiesz-ku-jakiej interpretacji tekstu (pisałem o tym Gekikarze na becie, nie wiem, czy widziałeś), co by tenże przypadek stawiało w nieco innym świetle :P

 

za to warto zwrócić uwagę na płynność i przejrzystość w narracji

Odwieczna bolączka :)

 

Momentami odrobinę brakuje mi tzw. plastyki w opisie otoczenia.

Chodzi Ci o te Syrakuzy i ich słabe przedstawienie? Rozważałem poprawki, ale po fragmencie, który wskazywałeś, jest opis spaceru ze wskazaniem na kilka flagowych punktów miasta, potem pojawia się jeszcze Źródło i Ucho, więc sobie darowałem. Ale akceptuję odmienne zdanie, oczywiście.

 

Dzięki za wsparcie na becie, za komentarz i doklikanie!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Oczywiście, Bambaryłarian z domu Rabarbar to człek hojny i uczynny, że ho ho!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Ale, żeby nie było kolorowo, organizatorzy konkursu oddają zwycięzcom swoje własne piórka.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Najlepiej złote :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

 

Chyba łatwa zagadeczka :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Ależ na koniec roku obrodziło :) Gratulacje!

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Pewnie niektórzy tu Cię pokrzyczą, że nie ma fantastyki, ale zostaw. Niech Cię mój klik broni :) 

Uśmiechnąłem się więcej niż raz, humor zdecydowanie mi przypasował. Zresztą nie pierwszy raz. Kuriozalność sytuacji bardzo w moim guście.

 

Przecinki:

 

Młody chłopak, klnący pod nosem i rozpieprzający kosze na śmieci, zły na cały świat i wyładowujący frustrację (-,) na wszystkim, co tylko rzuci mu się w oczy. Nawet nie wiadomo, jak się zachować. Wyciągnąć telefon i udawać, że go nie widzę? To tak (+,) jakbym machał mu forsą przed nosem i prosił, by mnie okradł.

 

Z pozdrowieniami,

 

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Nie siadło, Vacterze. Kącik ust nie drgnął, serce nie zabiło, tylko brwi trochę się uniosły ze zdziwienia, cóż to ja właśnie czytam. Myślałem, że coś tu odniosę do siebie, wszak miałem wątpliwą przyjemność bycia palaczem, ale nie odnalazłem żadnych poszlak, które by mnie poprowadziły do jakiejś sensownej (bądź bezsensownej) konkluzji.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Czołem,

 

zgadzam się z zygfrydem, że napisałeś klimatyczną, sugestywną scenkę, ale tylko scenkę. Widziałbym w tym raczej wstęp do czegoś dłuższego, bo jako samodzielny twór nie do końca się broni, przede wszystkim fabularnie. No bo co my tu mamy? Opis wstania z grobu i tyle. 

Pojawia się nieco różnorakich błędów, wybrałem sobie jeden fragment, w którym się ich nieco nagromadziło:

 

Z czasem, ręce nabrały odrobiny sił. Chybotliwe, próbowały podnieść to, co ukryte było w pogorzelisku Pomroka nie miała końca, a istota z popiołów walczyła, aby powstać. Jej szczupłe ręce podpierały się, raz za razem o ziemię wyłaniając kościste ciało. Spod skóry (-,) wystawał kręgosłup (-,) i żebra, niejako ktoś naciągnął na nie jedynie szare, cienkie płótno. Włosy kobiety, splątane, długie, sięgały pasa.

 

  1. Zjadłeś kropkę po “pogorzelisku”.
  2. Wytłuściłem Ci powtarzające się “po”. Warto zwracać uwagę na takie powtórzenia, bo brzmieniowo wypada to średnio.
  3. W zdaniu zaczynającym się od “Jej szczupłe ręce” przecinek po “podpierały się” jest zbędny. Zdanie to zresztą nie do końca ma sens. Chyba lepiej brzmiałoby np. “Jej szczupłe ręce raz po raz dźwigały kościste ciało, wygrzebując je stopniowo z ziemi” – pewnie nieidealny przykład, ale chwytasz – mam nadzieję – o co mi chodzi.
  4. W zdaniu zaczynającym się od “Spod skóry” zaznaczyłem zbędne przecinki. Słowo “niejako” zastąpiłbym słowem “jakby”. 
  5. Ostatnie zdanie – skoro włosy sięgają pasa, to bez wątpienia są długie. Szkoda dublować sformułowania, które brzmią inaczej, ale znaczą dokładnie to samo.

Ode mnie tyle. Chętnie zajrzę jeszcze do czegoś Twojego. Potencjał dostrzegalny :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

O, tego się nie spodziewałem. Dzięki, Anet :) Bardzo mi miło.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Finklo, cieszę się, że podobała Ci się moja zabawa mitem. Co do kwestii "dlaczego akurat Hiszpania", już tłumaczę: Punktem wyjścia opka była postać Filipa II Habsburga, który był wielkim amatorem wszelakich relikwii. Kolekcjonował je jak opętany, w el Escorial zgromadził chyba gdzieś około 7500 relikwii, w tym ileś (nie pamiętam ile) relikwii będących pełnymi ciałami świętych. Cały pomysł z "poszukiwaczami relikwii" wyszedł właśnie od nietypowego hobby hiszpańskiego króla. Gdyby nie to, w pełni zgodziłbym się, że fabuła opka równie dobrze mogłaby być umiejscowiona w dowolnym innym kraju. Co do Bakchusa – razem ze świętym Sergiuszem jest patronem żołnierzy. A że do tego relikwie obu znajdują się w rzeczywistości w Kairze… No aż prosiło się to wykorzystać :) Dzięki za lekturę, komentarz i kliczka :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Skoro tak ładnie prosisz…

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

krar,

 

Dodane do kolejki, do niedzieli powinienem przeczytać.

Zapraszam i czekam cierpliwie :)

 

gravel,

 

Bardzo niechętny ten Bosio.

Nie chciałem, żeby ktoś miał wątpliwości :P Co do reszty uwag nie mam śmiesznych odpowiedzi, więc sobie przemilczę i poprawię.

 

Z uwag to tyle, bo opowiadanie napisane jest bardzo dobrze i nie ma się do czego przyczepić. Poziom z pewnością drukowalny, lektura była płynną a przyjemną, aż szkoda, że nie posiadam szezlonga, bo chętnie bym się na nim rozłożyła ;)

Bardzo się cieszę, zwłaszcza z tej “drukowalności” :) 

 

Historia również mnie wciągnęła. Bardzo podobała mi się dbałość o szczegóły i oddanie klimatu epoki (chociaż, ze wstydem przyznaję, musiałam w paru momentach wspomóc się googlem, żeby zrozumieć wszystkie nawiązania), przy jednoczesnym zachowaniu ducha opowieści awanturniczej. Akcja toczy się z pozoru nieśpiesznie, ale tekst mnie nie znużył, nie miałam poczucia, że muszę brnąć przez zwały zbędnych akapitów sztucznie pompujących objętość opowiadania. A to już swego rodzaju wyczyn, kiedy weźmie się pod uwagę, że mój mózg nie potrafi się skupić na dłużej niż piętnaście minut. Słowem, zaserwowałeś przyjemną, bardzo porządnie napisaną historię.

Super, że historia – mimo metrażu – była wciągająca. To zawsze jest lekki stresik, gdy opko rośnie i rośnie w nieskończoność, a przecież nie chcesz, żeby Ci czytelnicy pozasypiali w połowie.

Co do googlowania, to podzielę się anegdotką – pierwotnie w zamtuzie stała sofa, ale tuż przed publikacją pomyślałem sobie: “E, sofa w tych czasach?”. Wpisałem w google “Sofa – historia”, no i trzeba było zmienić na cassapankę :D

Fajnie, że udało mi się zachować ducha opowieści awanturniczej. W sumie chyba pierwszy raz coś takiego machnąłem (albo nie pamiętam), więc było to pewne ryzyko.

 

Ale żeby nie było, że tylko pieję z zachwytu: część z bogami moim zdaniem nieco odstaje od reszty tekstu. Może to wina początkowego realizmu i utrzymywania elementów nadnaturalnych na poziomie low, przez co pojawienie się bogów wprowadza dysonans? Nie wiem, nie do końca potrafię uchwycić, co mi nie zagrało, po prostu tę część tekstu śledziłam z dużo mniejszym zainteresowaniem. Tak to już chyba bywa, że jak wprowadza się bogów, to ludzcy bohaterowie siłą rzeczy tracą na znaczeniu.

Wiadomo, pani marudna, bez narzekanka się obyć nie mogło :P

Ale ad rem. Rozumiem, że ta część Ci nie siadła. Na pewno dość mocno przełamuje ona dotychczasowy klimat opowieści, więc są dwa wyjścia – zadowolenie albo rozczarowanie. Tak to chyba jest z rozwiązaniami tego typu. Natomiast nie da się ukryć, że historia nam konsekwentnie (chyba) do takiego właśnie finału zmierza. Większym oszukaństwem byłoby, gdyby to zbieranie relikwii nie doprowadziło do czegoś, nazwijmy to, epickiego. Poza tym przy takich, a nie innych motorach napędowych bohatera – nienawiść do króla, wyrzuty sumienia, potrzeba usłyszenia, że jest dobrym człowiekiem – końcówki sobie innej nie wyobrażam. No ale to ja mówię, autor. Dziwne by było, gdyby mi się finał własnego opka nie podobał :D

 

Czepiając się jeszcze trochę (już raczej na siłę, niż dlatego, że szczególnie mnie to uwierało w trakcie lektury), to czepnęłabym się jeszcze Raymonda. Jest bohaterem dość nijakim; niby ma jakąś historię, przemyślenia, teoretycznie przechodzi jakąś przemianę, ale kompletnie nie potrafiłam się z nim zżyć, polubić. Przez większość czasu przypomina kukłę ciąganą tu i tam przez Franciska i Jose, sam nie wydaje się szczególnie zainteresowany własnym losem i wydarzeniami, które się wokół niego dzieją. Najwięcej emocji okazuje w momencie, kiedy okazuje się, że nie może pójść do burdelu razem z resztą ;)

Wiesz, to wynika z założeń historii i było świadomym ryzykiem. Bohater jest wielorako zniewolony, więc – przynajmniej mnie – nie pasowałoby, gdyby jednocześnie wykazywał na przykład cechy przywódcze. Weź pod uwagę, o czym Raymond sam mówi: “A ja słu­cham, bo wier­ny i układ­ny je­stem ponad wszyst­ko”. Słuchał ojca, słuchał dowódcy, słuchał świętego Bakchusa (no spoilers, pls), słuchał swoich strażników. Kogoś takiego trudno polubić, ale ja nie do końca tego oczekiwałem. Zresztą moje podejście do bohaterów w ogóle takie jest. Bardzo wątpię, że pokochałabyś np. Ottona Steinberga z “Mglistowia” :P

A losem to Raymond się akurat bardzo przejmuje, tyle że wiedzie go święty, głos Boga, a więc czuje się bezpieczny (do czasu). W czasach, w których rozgrywa się akcja opka, to dość prawdopodobne.

Na koniec wątku “decyzyjności” wskażę, że oddałem Raymondowi sprawiedliwość, dając mu na końcu wybór dość, powiedzmy, zasadniczy :P

 

Dzięki za lekturę, bardzo miły komentarz i kliczka! :)

 

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Ślimaku,

 

nie wiem, czy mogę z czystym sumieniem Trylogię husycką polecić, chyba będziesz musiał ocenić sam. Ja stoję wobec niej nieco w rozkroku, aczkolwiek zupełnie nie żałuję lektury.

Co do postaci historycznych – Antonio Bosio to prawdziwy odkrywca rzymskich katakumb, Mario Minniti to prawdziwy model Caravaggia i malarz, a Ranuccio Tommasoni to człowiek, którego Caravaggio zamordował :D 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Reg,

 

zostaje mi zrewanżować się uśmiechem, więc proszę – :)

 

 

O, jakimś cudem umknęła mi wypowiedź bruce, niniejszym się poprawiam:

 

To prawda, uczyłam szmat czasu historii. 

W takim razie, gdyby Cię to ciekawiło, mogę podrzucić tu małą listę bohaterów, którzy występują w opowiadaniu, a są postaciami historycznymi. Poza tymi oczywistymi, jak Filip II czy Juan de Austria, rzecz jasna :P

 

Gdyby każdy podręcznik był Twojego autorstwa, jestem przekonana, że miałabym co roku na maturze 100% zdających ten przedmiot. :)

No nie wiem, sam nie napisałem na 100% :P Ale bardzo miło!

 

Klimat tekstu, język, charakterystyczne słownictwo, problematyka winy/kary/pokuty/pasma win oraz kar – ukazana genialnie. :)

Zwłaszcza na tych ostatnich elementach mi zależało, więc bardzo się cieszę, że przypadły Ci do gustu :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Bardzo niezwykłej urody jest ten droubble. Prawie tak piękny jak Andrew Dooda.

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Nowa Fantastyka