Profil użytkownika


 closed until further notice


komentarze: 1027, w dziale opowiadań: 800, opowiadania: 323

Ostatnie sto komentarzy

Koalo, Anet, bardzo dziękuję za lekturę i jej zameldowanie. 

pozdrowaski

cześć :)))))

 

Bardzo milo Cie widzieć pod tekstem (szkoda że się nie udało na gdańskim fantastycznym piwku – mam L4).

 

to Twój tekst, bez spiny, bez dopasowywania się do trendów na forum – 100% tak, se wziąłem i napisałem to, na co miałem ochotę :) I bardzo się cieszę, że Ci się spodobało. 

 

Hej, od kwietnia rezygnuję z dyżurowania. Marzec postaram się dowieźć zgodnie z normą. 

Dziekuje, Irko. Tak, Wuj podszedł do prezentu na poważnie. Po prostu bohater, jako dziecko tego nie zrozumiał. Dla niego to było bezwartościowe, a potem jeszcze Wuj zniknął… Zemsta, jak to zemsta. Przynajmniej sprawiła, że bohater miał jakiś cel w życiu i był trochę na marginesie. Wujowi w pewnym sensie się udało, bo Paweł wyrósł na kogoś więcej, niż tylko kolejnego turborapera ;) Dziękuję za kliczka BTW.

Hej Irko! 

Bardzo miło widzieć Twój komentarz, myślałem, że tekst już bezpowrotnie osunął się w portalową Otchłań, a tu proszę, jaka niespodzianka. 

Antypatyczny bohater. Tak, to na pewno. Miał być po prostu trochę cyniczny i mściwy, ale się rozpędziłem, bo mi się zaczął podobać. Ale co tam, przynajmniej jest jakiś ;)

 

Co do komunii i kiepskiego prezentu, to ja wiem, że one przyciągają uwagę jako główny motyw zemsty. Sprawa jest nieco bardziej złożona, motywacja bohatera obejmuje ogólnie zachowanie Wuja Mariana, który wziął się i zniknął z życia chłopca, pochłonięty własnym superinnowacyjnym biznesem, zostawiając po sobie tylko tani zegarek-reklamówkę i durnowatą złotą myśl.

Czy według Ciebie jest to niewystarczająco w opowiadaniu wyeksponowane (podkreślam to we fragmencie o zdradzie, więc nie poświęciłem temu jakoś bardzo dużo miejsca)?

Jak znajdziesz chwilkę, żeby się ze mną podzielić opinią na ten temat, będę bardzo wdzięczny. 

 

pozdrawiam serdecznie,

 

Ł.

Cześć!

 

Od razu zaznaczę, że gatunkowo ten tekst to zupełnie nie moja bajka.

Althistorie mnie zawsze odrzucały, po prostu. 

 

Jakościowo ten tekst stoi wysoko. Włożyłaś dużo pracy w nienachalną stylizację i budowę klimatu epoki, trudno mi tego nie docenić.

Historyjka na poziomie konceptu jest interesująca, ale zastanawiam się, dlaczego mój poziom ekscytacji fabułą jest tak niski? Brak kawy? Albo brak dramaturgii – tu się rzeczy po prostu dzieją i jesteśmy o nich informowani. Powiem po elektrycznemu – brakuje napięcia. I, trochę – bohatera. Owszem jest Twardowski, znamy jego motywacje, ale mimo to – facet wydaje się płaski. Niestety nie potrafię Ci wyjaśnić, dlaczego tak jest. Po prostu mam takie wrażenie. Nic mnie w gościu nie urzekło. 

 

Wyciągnę jeszcze jedną cechę (nie wadę) tego opowiadania. Poświęciłaś sporo przestrzeni na scenografię, podając szczegółowo nazwy różnych przedmiotów z epoki, strojów i tak dalej. Ogólnie, to jest to świetna robota, Ale przy dużym zagęszczeniu to dominuje tekst, spychając trochę na drugi plan samą historyjkę. W moim przypadku efekt będzie taki, że zapamiętam ten tekst jako udaną stylizację z atmosferą rodem z Historii żółtej ciżemki. Jak najbardziej zasługującą na klik do Biblioteki. 

Hello, SNDWLKR, miło Cię widzieć!

Cieszy mnie Twoja recenzja, ale i rozumiem rozdarcie. Sam kieruję się w życiu tym, co nakazuje mi serce, więc jeśli Twoje mówi Ci, że ten tekst nie zasługuje na Bibliotekę, uważam, że warto go posłuchać. 

 

Cześć!

 

Klasa, panie dzieju, cieszę się, że opko doceniono piórkiem, bo:

 

1. Bardzo to jest sprawnie poprowadzone – te dwie perspektywy (Piotra i policjantki) robią świetnie “klik”.

2. Postacie nie są cieniami, tylko ludźmi z krwi i kości. Pewnie, wredny prokurator, czy policjantka z rozbitym małżeństwem i dzieciakami na głowie to jakieś tam klisze, ale to bez znaczenia. Wszyscy są tu ludzcy i dopracowani. 

3. Podoba mi się obraz zarysowanej tu rzeczywistości policyjnej – funkcjonariuszy grzęznących w papierach, machiny biurokratycznej – praca policjanta to wiele godzin ślęczenia przy biurku…

4. Całość jest bardzo filmowa, skonstruowałeś to jak odcinek jakiegoś fajnego serialu ;)

 

Rozbiło mnie trochę zakończenie. Zniknięcie zwłok, relatywnie świeże ślady krwi Agaty, oś czasu – to mi się nie poskładało. Liczyłem, że na koniec jednak wyjaśnisz więcej, w końcu po to czytałem, żeby się dowiedzieć… Chyba, że czegoś nie skapowałem, co jest bardzo możliwe.

 

Warsztatowo super – choć w dialogach wyłązi trochę na “serialowość”:

 

– Jestem aspirantem. – Gdy zapisywała uwagi, znowu zadzwonił telefon. – Adamczyk, słucham?… Julka wymiotowała? Dobrze, zaraz po nią przyjadę. Może poczekać na mnie w grupie?… Na świetlicy, dobrze.

 

Synu, masz trzydzieści lat. Ja ci nie będę mówił, jak masz żyć. Nie chciałeś wrócić z nami do Łomży, zrozumiałem. Wiem, że dużo przeszedłeś, wycierpiałeś, ale nie możesz zachowywać się jak nastolatek. Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo denerwujemy się przy każdym nieodebranym telefonie? Nie chcesz, żebyśmy dzwonili, to zadzwoń ty. Odezwij się sam raz na jakiś czas, a nie będziesz musiał wysłuchiwać pytań matki.

 

Obie powyższe wypowiedzi są nienaturalne. Podają nam istotne informacje, owszem, ale brzmią mi bardzo sztucznie. Jak w polskim serialu ;)

 

Tu jest coś nie tak:

Ta była od biegania, obcierała go bluzka termiczna i zanim się zorientował, skórę miał startą do krwi. Też nie chciała się goić, ale ciągle podrażniał podczas biegów, więc jakoś to rozumiał.

 

Poza tym – świetna robota, mista D.!

 

Ambush, robi się (tzn zrobi ASAP, pewnie jutro rano).

BTW – przeczytałem już shorta ostam‘a– polecam i Tobie, fajna, świeża rzecz. 

Dzien dobry. Jak dla mnie – absolutna bomba.

Stylem i klimatem – jest trochę retro, uwielbiam! Jest dystans, jest subtelny humor, no ubawiłem się. 

Pseudotechniczny bełkot jest cudowny, a najlepsze jest to, że te “udawane” technikalia mają wpływ na fabułę (wstrząs – kwas – złota powłoka doktora – odbicie promienia ośmiornicy – Startrek pełną gębą, rewelka). 

Dobrze zaprojektowane, lekkie opowiadanie z klimatem, wartką akcją i świetną puentą. 

 

Jeśli miałbym wskazać coś, co mi zgrzytało – to jednak trochę przekombinowane czasem długie zdania. 

To kwestia gustu raczej, ale dla mnie takie otwarcia akapitów:

 

Róża przekroczyła matową powłokę pola ochronnego i łapczywie wciągnęła w płuca zapach pięciu ściśniętych końskich ciał – w porównaniu ze sterylną atmosferą statku, to miejsce aż tchnęło życiem.

 

Basowy jęk modulatorów czasoprzestrzennych ucichł, gdy tylko weszli w atmosferę, ustępując miejsca piskliwym turbinom, mielącym rzadkie jeszcze na tej wysokości powietrze. Inżynier stał dumnie nad niespełna setką migających lampek – wszystko przebiegało perfekcyjnie.

 

…są takie jakoś strasznie długie, ciągliwe i zbyt złożone. Przy wartkiej akcji w moje opinii lepiej pisać nieco prostszymi konstrukcjami, bo zdania – pociągi tę akcję tylko spowalniają. 

 

a, no i takie coś: to miejsce aż tchnęło życiem

Wydaje mi się, że miejsce może życiem tętnić, a tchnąć, to życie można w coś. 

 

Super tekścik!

Czytelnicyhuraaaaaa!

 

ambush, ostam – bardzo dziękuję, że zdecydowaliście się wpaść i poczytać. 

 

Odnośnie zakończenia, bo oboje do niego nawiązujecie – moje rozumowanie jest takie:

 

Prezes jest po prostu skupiony na swoim wielkim dziele – firmie, którą prowadzi sam, osiągając wyżyny efektywności i tak dalej. 

Już dawno olał swojego synalka chrzestnego, olał wszystko – liczą się KPI i sprawność wyalienowanego systemu, który zbudował. Dlatego ma gdzieś tożsamość Pawła – dla niego ważne jest szybkie rozwiązanie problemu, czyli brużdżącego mu palanta z internetu. 

 

Paweł zdał sobie sprawę że wuj Marian jest żałosnym niewolnikiem własnego biznesu, a nie miliarderem, któremu można czegokolwiek zazdrościć. Dlatego Paweł odpuszcza i dociera do niego, że cała ta walka, którą prowadził do tej pory, nie miała sensu. Kończy tę przygodę i rozpoczyna kolejną. 

Zgarnia kasę właśnie po to, żeby ruszyć w podróż z Ganboldem, bo tak jak on, chce od życia czegoś więcej, niż przetrwania go w granicach własnego kwartału, w otoczeniu nudnych ziomeczków.

Rusza w świat z gościem, który być może i go sprzedał, ale z drugiej strony, urzekł go pomysłem na życie. 

 

Nie chcę Was oczywiście powyższym tłumaczeniem do niczego przekonywać, ale po prostu pozwoliłem sobie na wyłuszczenie autorskich intencji, bo się Wam to należy* w zamian za wnikliwą lekturę :)

 

No i, tak w ogóle, to się super cieszę że się Wam do dobrze czytało i opowiadanie się spodobało. Mało ostatnio piszę, ale jak już to robię, to się bardzo mocno w to angażuję, więc fajnie, że wyszło. 

 

* Ponieważ jesteście tu w ramach promocji, którą ogłaszałem na SB, zapowiadam się z wizytą u Was. Zielony hotdog gratis :)

 

 

 

 

 

 

Dzien dobry,

 

Bardzo zacne opowiadanie. Akcja rozkręca się powoli, na szczęście warto było najpierw przejść się tym nieśpiesznym spacerkiem po wsi i okolicach, żeby wziąć udział w niezłej akcji na sam koniec. Udana konstrukcja – zarysowanie świata z punktu widzenia bohaterki, by na koniec podać czytelnikowi cząstkę prawdy, może nie bardzo zaskakującej (ale jednak), ale bardzo kontrastującej z tym sielskim obrazkiem na początku. 

 Co jeszcze mi się podoba? Bogactwo. Jest sporo postaci, wiele z nich coś mówi, sporo się w tu w sumie dzieje, sporo oglądamy i sporo się dowiadujemy – ekstra Ci to wyszło, bo bez chaosu i infodumpów, wszystko trzyma się kupy. Bardzo sprawnie ogarnięte.

 

Co mi się NIE podoba oprócz tego, że jest to dla mnie tylko kolejne fantasy, z różnymi powymyślanymi nazwami krajów i bogów i magią i tak dalej (nie lubie, nigdy nie lubiłem, ale to nie Twoja wina :)))?

 

Chyba głównie to, że sposób wysławiania się postaci wydaje mi się nie pasować do klimatów małego jednak – nie bójmy się tego słowa – zadupia. Postaci wypowiadają się w sposób sugerujący całkiem niezłe wykształcenie, mocno intelektualnie. Może to z czegoś wynika, ale ja nie wiem z czego i mnie to tutaj trochę raziło. 

 

Są pewne potkniecia:

 

Poza tym widzę, tą twoją minę 

Ale konie towarzyszyły jej już od dzieciństwa. Traktowała ich jak swoich przyjaciół.

Jje oczy wyrażały smutek

Dlatego następnego dnia. Gdy tylko wstała,

FFFF – WTF?

arończycy – do rozważenia – bo to są mieszkancy jakiegoś kraju, to chyba wielką literą? Mieszkańca miasta piszemy zdaje się małą, a kraju – wielką? Typu – ja jestem gdańszczaninem i Polakiem. Czy jak to było? 

 

Boże… – szeptała tak cicho, jak tylko się ośmieliła. – Boże, ja naprawdę próbuję. 

Ten ich bóg ma swoje bardzo konkretne imię. Nie wydaje mi się, że takie zwracanie się do boga z konkretnym imieniem było realistyczne. W katolicyzmie to działa, wiadomo dlaczego, Bóg to Bóg i króka piłka. Ale IMO w tej sytuacji ona powinna się zwracać do swojego bóstwa jego imieniem, a pojęciem ogólnym. 

 

A, i jeszcze jedno, taka mała wątpliwość – wszyscy tu robią wielkie halo z jednodniowej głodówki, jakby to było nie wiem jak wielkie wyrzeczenie. Tymczasem niejedzenie przez 24 godziny to pikuś. 

 

Ogólnie – udane i dziękuję za możliwość przeczytania 

 

pozdrawiam,

 

Łosiot 

Najpierw mi sie spodobało, a potem… nie ogarnąłem. Bardzo mi się podoba bohater i jego zawód, budowanie napięcia wyszło Ci całkiem całkiem, mocno się zastanawiałem nad tym, dokąd mnie to wszystko zaprowadzi, tymczasem potem wybuchło, przeleciał pocisk jak oko tego kota, trener zwariował, a bohater się wyprowadza dokądś, razem z kotem. Czytam Wasze komentarze wyżej i jestem zaskoczony – ja miałem wrażenie, że pojawienie się kota to nowość w życiu bohatera, jakby zobaczył go po raz pierwszy, tymczasem, jak rozumiem, widywał no już nieraz, stąd to przerażenie. Może i tak, bo jak się wczytać, nie ma mowy o zaskoczeniu…

Mnie osobiście to opowiadanie zawinęło, choć ma ono swoje mocne strony, nie przeczę. 

Dzień dobry,

 

Świetny tekst! Zacznę od tego, że jest bardzo fajnie zakomponowany. To w większości dialog, więc czyta się superpłynnie. Jest zabawnie i filozoficznie, wiadomo – od razu przypomina się Pratchett (ale, żeby nie było – robisz to po swojemu i robisz to dobrze). 

Jedyne, czego się czepnę, to wulgaryzymy. O ile lubię je w opowiadaniach i sam stosuję – tu mi zwyczajnie nie pasują. Zbyt miłe, ciepłe i filozoficzne jest to opowiadanko, żeby je okraszać kurwami. Tam mi się wydaje. 

Bardzo dobre to było, dziękuję!

Dzień dobry,

 

Opowiadanie napisane bardzo porządnie, choć dla mnie – rozwlekle. To taki – znowu – dla mnie zbyt szczegółowy – dziennik pacjenta onkologicznego. Osią fabuły okazuje się tu przebieg choroby – trochę mnie to znudziło, może dlatego, że pisząc te słowa sam leżę w szpitalu (na szczęście nie onkologia) i MAM JUŻ DOŚĆ ;)

 

Powyższe nie oznacza, że nie podoba mi się jako całość. Przechodzimy z chorym wszystkie etapy choróbstwa i widzimy jego cierpienie (choć nim tu nie epatujesz, to duży plus). W tle jest rodzina, jest takie fajne dobre światło (o, Amush pisze o cieple – popieram) dobre emocje i wsparcie – to jest przesympatyczne i myślę, że bardzo cenne. Wyszło Ci to subtelnie i elegancko, Autorze. Wiadomo, podejmowanie takich trudnych tematów niesie ze sobą ryzyko pójścia w patos lub właśnie epatowanie cierpieniem – Ty tego uniknąłeś, dla mnie to duży plus. 

 

Zapewne nie jest celem tego opowiadanie zbieranie kliczków, ale co mi tam – za jakość i subtelność i ciepło tego tekstu pozwolę sobie na klika. 

Cześć,

 

Wpadam w roli spóźnionego dyżurnego (mam L4 jakby co).

Tekst ma potencjał i pomysł, niestety – na razie – wykon leży, głównie za sprawą zapisu dialogów. Mi na przykład zwyczajnie nie chce się przez to brnąć i na zastanawiać co rusz, kto co powiedział, z może nie, może jednak to opis.,. 

Ogólnie, to warto zwrócić uwagę na fakt, że wyżej tu obecna bruce włożyła sporo roboty i czasu w komentarz, który wykłada Ci na tacy to, co mógłbyś poprawić. Wydaje mi się, że jeśli chciałbyś otrzymywać od niej i innych takie rzeczowe i (moim zdaniem) przydatne komentarze, wartałoby poświęcić godzinkę i poprawić ten tekst…

regulatorzy, niezmiennie fascynuje mnie (i trochę przeraża) Twoja wspaniała spostrzegawczość i niezłomna wola walki z moim pisarskim dziadostwem :)

Bardzo Ci dziękuję za lekturę i uwagi. Poprawione grzecznie.

Fabułę rozkminiłaś bezbłędnie, co mnie bardzo cieszy.

Mimo że przedstawiłeś tu całkiem obce mi środowisko, o którym wiem tylko tyle, że istnieje – z tym istnieniem, to tak średnio, myślę sobie. To raczej wariacja na temat :)

bruce, za Twoje uwagi już dziękowałem, teraz znalazłem chwilkę i naniosłem stosowne poprawki. 

Cześć bruce, bardzo dziękuję za rektulę, nie mam teraz warunków , ale z pewnością pochyle się nad Twoimi uwagami. Jeśli gdzieś coś Cie tu choć trochę rozbawiło, to super. Jeśli faktycznie fabuła wciagła, to jeszcze lepiej! Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny, Łosiot P.S. Masz wspaniały nick i avatar, uwielbiam Bruce Leeee!

Hej,

Opowiadanie podobało mi się, mniej więcej do momentu:

Petr Siniczyn opowiedział mu wszystko, wciąż celując do Lloyda z pistoletu:

– Skoro macie za chwilę umrzeć dobrze byłoby, abyście znali prawdę. 

 

Rozwiązanie akcji zwykłą szarpaniną, poprzedzoną infodumpem włożonym w usta Siniczyna jest sceną jak ze Smerfów: tuż przed wrzuceniem Papy Smerfa i Marudy do kotła, Gargamel wyłuszcza im swój demoniczny plan. Głupi czarodziej nie wie, że już za chwilę załatwi go reszta niebieskiej ferajny, więc gada, pale i czeka, aż zaatakuje go smerfie komando. No prosze cie xD 

 

Podoba mi się całe podprowadzenie do tej, jakże dramatycznej, sceny. Historyka tajemniczego dziadygi wciąga, fajne są reakcje mieszkańcow i podjęcie przez nich “komuszego” tropu. 

 

Tylko, że później robi się cieniutko – po co ten robal w ogole, dlaczego, dlaczego telepatia, skąd taki a nie inny cykl rozrodczy tych robali, czy tam skąd pochodza, też dorastały w ludzkich brzuchach? Takie to zarysowane ledwie, ot, przyszli, zobaczyli, postrzelali się, poszli na piwko. 

 

Zastanowiłbym się nad użyciem słowa “kacap” – na ile ono jest adekwatne do takiej stylizacji na Stany z czasów zimnej wojny? Mie wiem, pytam. 

 

pozdrawiam serdecznie,

 

Łosiot 

O rany. Pewnie bez tagu bym się nie do końca tu odnalazł, choć kto wie.

 

Pierwsze skojarzenie – film Sucker Punch, ale odległe skojarzenie, także don’t worry. 

Drugie skojarzenie – Campo di Fiori, w sensie ta karuzela i w ogóle… Pewnie też odległe. 

 

Mnie ten tekst trafił, przyznam, bo jest o rzeczach, o których nie ma w nim ani słowa. 

 

Cerlegu, dawno nie czytałem Twojego tekstu, więc miło Cię widzieć. 

 

serdeczności,

Łosiot 

 

Powstają już AI do… rozpoznawania AI. Np. GPT Zero

 

No tak, ale fakt istnienia narzędzi kontroli nie oznacza jeszcze skutecznej kontroli. Ktoś musiałby to robić, być za to odpowiedzialnym, poświęcać czas…

 

I pozostaje pytanie: czy powstały już AI, które weryfikują efekty analiz przeprowadzonych przez AI rozpoznawające teksty wygenerowane przez AI? 

To ważne z punktu widzenia opisania w regulaminie ewentualnej ścieżki odwoławczej ;)

 

Imho należy wpisać w regulamin, że treści generowanych przez AI nie przyjmujemy.

 

Jak taki zapis byłby egzekwowany? Kto to będzie weryfikował?

 

Niektórzy entuzjaści generative AI (nie zaliczam się do nich) uważają, że to po prostu kolejne narzędzie kreatywne i z pewnością znajdą się tacy, którzy będą chcieli poeksperymentować, już tutaj takie bardzo ciekawe próby miały miejsce. 

 

Osobiście, wolałbym po prostu wiedzieć, czy przy powstawaniu tekstu takie narzędzie zostało wykorzystane, czy nie, a jeśli tak, to w jaki stopniu. Więc byłoby super, gdyby autorzy po prostu dorzucali do tekstów krótkie objaśnienie, a może jakiś tag? To byłoby bardzo ciekawe, zobaczyć, czy naprawdę da się stworzyć coś jakościowego tą technologią.

 

Oczywiście, to także byłoby trudne do wyegzekwowania nakazem w regulaminie i opierałoby się na dobrej/złej woli użytkowników. Mimo wszystko – wydaje się że może odnieść realny efekt, w przeciwieństwie do ZAKAZU. 

Cześć, to ja, spóźniony o tydzień poniedziałkowy dyżurny.

 

Czy to jest tzw. fanfik?

Bardjaskier zauważył wyżej podobieństwo Kudłatego do kogoś z filmu – ale nie ze Scooby Doo?

(Haha, przepraszam za suchara, to silniejsze ode mnie)

 

A więc, Stalker? Zupełnie w tym nie siedzę, więc trudno mi się odnieść, jest za bardzo insajderskie.

 

Trzeba by popracować nad interpunkcją, brakuje ważnych przecinków. Na przykład:

Pierwszy(,) nazywany Stygma

To on mówi(,) że ma artefakty

Pytam, On mówi(,) że (dlaczego On, nie on?)

doo – dlaczego przed dwa “o”? (Stąd mi się wziął ten Scooby Doo)

Ja patrzę(,) a ta świnia

 

Warto sobie powtórzyć podstawy interpunkcji, bo przecinki mają sens, ułatwiają czytanie, są naprawdę fajne i przydatne. Polub przecinki :)

 

bo ja w Monolit wieżę – tutaj jeden komentarzraz piszesz Monolit, raz monolit. Brak konsekwencji. Ortografa nie skomentuję, wierzę, że go znajdziesz i poprawisz sam :P

 

Trudno mi ocenić ten tekst. Jest dość hermetyczny, zapewne pełen nawiązań do uniwersum, którego nie znam.

Dlatego podziękuję tylko grzecznie za tę lekturę i zachęcam do dalszej pracy.

 

pozdrawiam serdecznie,

 

Ł. Osiot

Cześć!

Ciekawy tekst, przeczytałem z satysfakcją. Podoba mi się sugestywna scenografia i zręczne wykorzystanie stereotypów w światotwórstwie i tworzeniu postaci. Dla mnie to świetny zabieg, bo jako czytelnik od razu wiedziałem gdzie jestem i z kim mam do czynienia – skojarzenia zrobiły robotę. Mnie się to podoba. 

 

Zastanawiam się nad motywacją bohatera. Z jednej strony widzę to tak, że wziął to w słoik, bo dają, bo nie wiadomo ile to warte, a może i jakoś tam pognębi teścia. Z drugiej – “stwór” wyciągał na wierzch trudne emocje i wspomnienia – sprawy niewygodne, zakopane gdzieś w głębi. Czy bohater tego właśnie chce? Obudzić w sobie sumienie?

 

Ciekawy, wciągający i zgrabnie napisany tekst, Marasie. 

 

serdeczności, Łosiot 

Dzień dobry.

Zacnie napisany tekst z klimatem i wątkiem odchodzących bohaterów.

Mam ambiwalentny stosunek do sformułowań typu:

Odurzeni winem i arogancją, kłębili się w rozpuście; wchłaniali dymiące mięsiwa i różaną woń grzechu.

 

Czas jest jak mętna rzeka, a zapomnienie jak łacha piachu w zakolu wspomnień.

Baldwin zaś nie potrafił zapomnieć.

 

Z jednej strony robi trochę klimat, ale z drugiej – trąci przerostem formy nad treścią. Ale na pewno wielu czytelnikom może się spodobać. 

 

Odchodzący bohaterowie, pustka, zatracenie, w dodatku solidnie napisane – klikam do Biblioteki.

 

pozdrawiam serdecznie,

Łosiot

Dzien dobry!

 

Całkiem udany tekst ze zręcznie skonstruowaną (albo – zrekonstruowaną) atmosferą retrohorroru. Jednak poza atmosferą, inne elementy nie wywierają tak dobrego wrażenia. Historyjka jest mało emocjonująca, pewnie dlatego, że motyw niedobrych grymuarów jest… No wiesz, to już trochę było, no i nie dodałeś doń nic, co by mnie zaskoczyło. Księga, diabeu, sekta, mroczne jaskinie, rewolwery, dość pretensjonalna nazwa samej księgi – z jednej strony fajnie, że udało Ci się zbudować spójny tekst w tym klimacie, ale z drugiej – troche klisza. Pewnie zalezy jak podejść. Ninedin, której opinie są dla mnie zawsze ważne, pisze o pastiszu. Z tej perspektywy tekst faktycznie daje rade. 

 

A, podoba mi się zakończenie – bo bohater nie sczezł w piekielnym ogniu, ani nie pożarł go demon. Tylko, że tak jakoś do tego zakończenia zrobiłeś tu fast forward… 

 

Sam nie jestem maniakiem detali, ale zwrociłem uwagę na pewne potknięcia, którymi może warto byłoby się zaopiekować?

 

Gdy staruch skończył wrzeszczeć, wybiegłem z antykwariatu i pognałem do domu. Gdy dotarłem na miejsce, zakluczyłem drzwi na cztery spusty i położyłem się do łóżka.

Cały tekst jest opowiastką/raportowanie poszczególnych czynności/zdarzeń. Na dłuższą metę czytanie, że wydarzylo się A, a potem zrobiłem B, nastepnie było C, a potem gdy zrobiłem D, to wydarzyło się E, może być męczące w odbiorze. Warto czasem zatrzymac akcję, przełożyć narrację warstewką opisu, zrobić trochę klimatu, urozmaicić nawet krótkim dialogiem, albo przemysleniami bohatera, może retrospekcją. W tym tekście masz jeden rozbudowany dialog, a potem wypowiedź starca, która jest w grunci rzeczy infodumpem, czyli takim wyjasnieniem całej historii w jednym zwartym elemencie. Wydaje mi się, że takie opowiastki jednym ciągiem warto przełamywać. Aha, no i powtórzenia :P

 

 

Szybko pobiegłem do mojego gabinetu i wyciągnąłem ze starego kufra strzelbę, której używałem podczas polowań z przyjaciółmi. Załadowałem broń i dałem znak staruszkowi, by otworzył drzwi. Gdy antykwariusz wykonał to, co kazałem, obaj zobaczyliśmy eleganckiego dżentelmena o oczach koloru roztopionego żelaza, dzierżącego w prawym ręku rewolwer.

Tutaj jest tak, że po pierwsze – znowu “gdy”. Zwróć uwagę, ile razy w tym tekście piszesz: Gdy ktoś zrobił coś. Otwierasz w ten sposób dość sporo zdań (chyba 8, plus te w zdaniach złozonych) – warto poszukać innego sposobu na pchanie opowiastki do przodu. W tym zdaniu na przykład, ten wstep o antykwariuszu robiącym to, co mu bohater kazał, jest w ogóle niepotrzebne. Następną sceną może być po prostu ten typ z rewolwerem stojący w drzwiach.

Idąc dalej: rozumiem, ze bohater zobaczył dżentelmena z rewolwerem. Ale niewidomy starzec, który dziarsko skoczył otworzyć drzwi, a potem również zobaczył tam tego gościa – no o weeeeź xd.

 

 

pozdrawiam serdecznie, Łosiot 

 

LabinnaH – wcześniej zapomniałem kliknąć ten tekst do Biblioteki, zgapiłem się, wybacz. 

Dzień dobry.

Kolejny Twój bardzo udany tekst. Masz dar zwięzłego, pozbawionego zbędnego kwiecia i eleganckiego w swej prostocie wykładania naprawdę ciekawych i wdzięcznych historyjek. świetnie się to czytało. 

Mimo że rzecz dzieje się w czasach współczesnych, na pozimie stylu jesteś tu trochę jakby vintage, a opowieść snuje się trochę jak u EAP. No bardzo mi się podobało. 

 

Fajnie, że wrzuciłes ostatnie teksty w poniedziałki, dzięki temu na nie trafiłem jako dużurny :)

 

Aha, tu trzeba wyjąć kawałek tekstu z dialogu:

– To on! Przyjechał, żeby niby pomóc mi w przeprowadzce, a potem chciał, żebym się z nim gdzieś przejechała. Na pewno spróbowałby mnie seksualnie wykorzystać. Robił przy tym takie obleśne miny. Proszę kazać im obu stąd odjechać. Taksówkarz zaczął płakać i bełkotać. Rzeczywiście wyglądał jak szaleniec.

Wirtuozerska paplanina, czy narzędzie zbrodni doskonałej? A może jedno i drugie? Bardzo fajny tekst, niby z przymrużeniem oka, a bardzo, gdzieś tam w głębi, poważny w swej materii. Mocne, bo przecież takie prawdziwe. Zgrzytnelo mi tu słowo "nawijać". Jakoś nie pasuje do tego, co mi tu narysowała wyobraźnia. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie, Łosiot.

Dobry wieczór,

Zaskakujący tekst. Trochę tu okrucieństwa rodem z baśni braci Grimm, trochę oblechy, jest wartka akcja ze zwrotami – to jest fajnie napisana makabryczna historyjka. 

To, co Ci świetnie wyszło, to relacja między tempem a szczegółowością tej historii. Nie ma tu miejsca na zbędne detale, ozdobniki i opisy zachodzącego słoneczka – jest koncentracja na historii i bohaterce, a całą resztę dopowiada nam wyobraźnia. Tak powinno się opowiadać baśnie – nie ma miejsca na nudę, jest opowieść. Moim zdaniem bardzo fajnie Ci się to udało. 

 

Jeśli miałbym się czepnąć, to pierwszy akapit. Jest on jest serią krótkich zdań. Mają one podobną długość. Rytm tekstu na tym traci. Jest nieurozmaicony. Potem to zjawisko znika.

Zastanawiam się, czy to celowy zabieg? Mi trochę zepsuł odbiór. 

 

Dziękuję, serdecznie pozdrawiam, Łosiot

Dobry wieczór. Tekst uznałbym za udany, gdyby nie przywalił mi na koniec między oczy patriotyczną pompką rodem z kraju, z którego Gołębiątko tak szybko raczyło się ewakuować, ścigane przez kruki. Wciągnęła mnie ta historyjka, ale nie przekonała swoją alegorycznością, a miejscami spowodowała uniesienie brwi (gruby orzeł, czarne kruki– aż strach interpretować :P)

 

Z plusów – na pewno jest to napisane dobrze i sprawnie. Historia wciąga, choć powtarzalność sytuacji, w której Gołębiątko nie może sobie nigdzie znaleźć miejsca, jest trochę nurząca. Podobają mi się scenki, dialogi, opisy, to wszystko składa się tu na miły w odbiorze całokształt. 

Rozczarowuje zakończenie, bo fabuła okazała się w sumie taką jakąś mało złożoną pętlą, prowadzącą do przekazu, który mnie uwiera (ale nie chcę wchodzić w dyskusję o patriotyzmie i kogokolwiek oceniać, ani urazić!). 

 

 

Tu chyba brakuje przecinka?

Ptaszek (+,) szczęśliwy i pełen optymistycznych wizji usiadł na drzewie, które upodobał sobie najbardziej.

 

Czasem mamy do czynienia z Gołębiątkiem (ono), a czasem gołębiem (czyli samczykiem). Mnie ten brak konsekwencji razi, choć moze, skoro nasz bohater śmigał sobie po Stanach, to gender neutral ma sens ;)

 

Strzały się IMO oddaje, a nie wykonuje, chyba że takie do łuku :)

Krzyczał coś niezrozumiałego i wykonał jeszcze kilka strzałów

 

Dziękuję, serdecznie pozdrawiam, Łosiot 

 

Cześć. W grudniu nic nie skomentowałem, bardzo przepraszam, przechorowalem. W tym miesiącu się przylożę. Korzystając z okazji, serdecznie pozdrawiam, Łosiot.

Pozostaje już tylko zbudować silnik SI do czytania tekstów, nie będziemy musieli ani pisać, ani czytać, a ugrany w ten sposób wolny czas nareszcie będzie można spędzić pożytecznie, na przykład robiąc zakupy. 

 

(Lukenie, bardzo ciekawe to, co wrzuciłeś. Teksty robią wrażenie, bo trzyma się to kupy i da się czytać. Imituje to ludzką pisaninę znakomicie.)

Irko, bardzo fajny i potrzebny post.

Według mnie portal to wspaniałe miejsce. Wątek społecznościowy odłożę na bok, bo ja sobie tak po prostu tutaj raczej krążę na dalekiej orbicie, raczej nie zawieram głebszych relacji (nie umiem tak w internecie).

 

Ja uwielbiam podziwiać ludzką kreatywność. Portal to taki kocioł Panoramiksa, buzuje tu prawdziwa twórczośc tak zrożnicowana, że żal człowieka bierze, że zagląda tu tak rzadko.  

Do tego, przyznam szczerze, że generalnie bardzo mi odpowiada tutejsza kultura. Większość z nas dba o to, żeby być dla siebie uprzejmym, dawać sobie pozytywne emocje i zachęcać do pracy i rozwoju. To jest chyba tutaj najwspanialsze, bo pomaga rozwijać pasję pisania. I nie jest zwyklą kurtuazją, po prostu, taki wielu z nas ma styl. I takiego stylu świat potrzebuje więcej :)

 

I na koniec: tu można naprawdę poczytać świetne rzeczy. 

 

Cześć. Tekścik mi się spodobał, choć niezręczności na początku (patrz post HollyHell) psują nieco start. Sięgnięcie w głąb mysli neandertalskiej kobiety wyszło bardzo fajnie, podobają mi się bardzo jej dylematy i ta jej wątpliwość “jak to wszystko wyjaśnić staremu”. Ciekawa perspektywa. 

Fajna historyjka. Lubię takie klimaty: zadupie gdzieś w Stanach, kolesie w tinfoil hats, pickupy, tajne bazy i kosmici. I naprawdę udało Ci się wejście w tę konwencję.

 

Na pewno dużym plusem opowiadania jest jego przemyslana struktura, bo chytrze wciągasz czytelnika w historię. Są i inne plusy – jest lekkie przymrużenie oka, jest narracyjna przeginka (retrospekcja zamiast utraty przytomności) – spina się, jest naprawdę OK. 

 

To, co mnie nieco zwiodło, to zakończenie. Raz, że trochę byl powrót Lucasa przewidywalny, a dwa – tak po prostu przyleciał, oczywiście dokładnie na ostatnią chwilę… I wcześniej cos wybuchło (nie złapałem, dlaczego). 

Owszem, konwencja trochę broni tej sceny, ale chciałoby się czegoś więcej.

 

łapankowy ze mnie słaby, ale:

 

 

Chwilę później widziałam już wszystko. – się tu pełć pomyliła

 

Kilka kilometrów za jakąś zapomnianą przez wszystkich stacją benzynową, skręciłem w wąską drogą prowadzącą przez las. Jechałem spokojnie, a pickup jak zwykle rzęził miarowo. – tutaj ą trzeba na ę. I druga rzecz – jakoś mi “rzężenie” i “miarowo” nie idą w parze. Można miarowo rzęzić?

 

Niczym wisienka na torcie, z samej góry patrzył na nas drut kolczasty. – hihi, wg mnie przeginka, ale to subiektywna opinia oczywiście. Raz, że można by się kłócić, czy ten zwiazek frazeologiczny tu pasuje (wedle mnie to jest “super dodatek do czegoś, co i tak jest już super”, nieadekwatne), ja rozumiem, że to zastosowano tu przewrotnie, ale w combo z “patrzącym” drutem, za dużo.

 

Pickup zatrzymał się gwałtownie tak, że prawie zleciałem z siedzenia na podłogę. – tu dziwnawo wygląda “gwałtownie tak”. Lepiej byłoby “tak gwałtownie”.

 

Cold podszedł na wyciągnięcie ręki, sięgnął z kieszeni nóż i dał do zrozumienia, że jeżeli się ruszę, to może mnie zabić. – sięgnął do kieszeni po nóż/wyjął z kieszeni nóż.

 

No, ale ogólnie to dobra lektura, wciągająca, z szybka akcją i dobrą “amerykańską” stylizacją.

Klik :)

Bardzo sympatyczny tekścik, który mnie zaskoczył. 

 

Niby jest poprawne, ale mnie na chwilę zatrzymało, bo w poniższym zdaniu z początku zrozumiałem, że garderobiana zakłada NA SIEBIE suknię królowej. [Do rozważenia jakaś prosta modyfikacja, typu “ubiera wlasnie królową w jej nową suknię”?]

– Opanuj się, Wasza Wysokość – uspokajały obie Czerwone Dziewiątki. – Zakłada właśnie nową suknię Królowej Kier – dodały, wskazując lewą stronę pomieszczenia, tuż za parawanem.

 

A dlaczego?

 

Wiesz co, wydaje mi się, że powodów może być sporo. Sam sobie to układam w głowie.

Moje propozycje:

Wpływ

Już teraz za pomocą prostych botów i sprytnego wykorzystania danych możliwa jest perswazja w internecie na wielką skalę.

Q-Anon, Trump, czy “dorobek” Camridge Analytica stawiają pod znakiem zapytania modele demokratyczne i zdrowy rozsądek, a przynajmniej ich odporność na tego typu wpływ. 

To zjawisko tylko przybierze na sile. Imitujące ludzi chatboty, zautomatyzowane „inteligentne” profile w social mediach i inne konstrukty, które możemy sobie na razie tylko wyobrażać, będą znacznie skuteczniejsze, bo odbiorca uzna, że są ludźmi. Co więcej – będzie mógł wejść z nimi w interakcję i nadal będzie przekonany, że ma do czynienia z człowiekiem, a nie zależnym od jakiejś siły „agentem”, którego ktoś zaprogramował w określonym celu. 

Zgaduję tylko, że to może mieć duże znaczenie w kwestii skuteczności perswazji. Uczący się chatbot prędzej czy później zaora w internetowej dyskusji każdego i zrobi to jako Jan Kowalski. 

 

Bezpieczeństwo

Na pewno kojarzysz scam „na nigeryjskiego księcia”? Choć to zabawne i trudno uwierzyć, że ktoś daje się nabrać, faktem jest że co roku za pomocą tej prymitywnej wkrętki oszuści wyłudzają od ludzi setki tysięcy dolarów (teraz jest moda na numer „na rosyjskiego dysydenta” w tym modelu).

Podstawą tego oszustwa jest po prostu sprytnie napisany email. Wyobrażam sobie, że dobrze wyuczony chatbot/silnik/nie wiem jak to nazwać prawidłowo, byłby w stanie poprowadzić taką korespondencję znacznie lepiej, w bardziej złożony sposób i osiągnąć znacznie więcej (nie tylko w kwestii pieniędzy, ale i inspirowania do pożądanych zachowań), personalizując przekaz i wchodząc w interakcję jako „prawdziwy człowiek”. {Zacząłem nawet coś pisać na ten temat}.

 

Fundamenty

Jak mawiają mądre głowy, żyjemy w epoce postprawdy. Kłamstwo, kit, ppuder i fałszywy obraz rzeczywistości są powszechnie akceptowane wszędzie – od polityki, poprzez marketing, do przefiltrowanych fotek na Instagramie.

Jeśli dojdzie do tego akceptacja faktu, że nie tylko przekaz może być kłamstwem, ale również jego nadawca może być imitacją człowieka, sztucznym konstruktem, to nie jestem sobie  w stanie wyobrazić zbudowanego na tym porządku społecznego.

Jeśli zupełnie przestaniemy odróżniać prawdę od fałszu, to zupełnie przestaniemy sobie ufać.

Jednak prawda i zaufanie to podstawowe spoiwa społeczeństwa.  

 

Co myślisz, Darconie?

 

Bardzo to… miły tekst, po zastanowieniu.

I podoba mi się nienachalny, naturalny styl tego dialogu. 

Serdeczności.

Hej. Udane opowiadanie. Dobrze się czyta, jest dobrze skonstruowane i ma mocne zakończenie. Z drugiej strony – trochę to wszystko zbyt przewidywalne, troche za bardzo kojarzy się z filmikami kampanii społecznych typu “Noga z gazu”. Nic w tym złego, oczywiście, ale mam takie odczucie, więc się dzielę.

Kliknę do Bilblioteki, bo jest solidne. 

Cześć. Ja znów jako czytelnik niezdecydowany. Na pewno jest ładnie i obrazowo, jak w przypadku “Snu”. Ale tam czułem barwy, kolory i temperaturę bardziej, niż tutaj. Nie wiem, dlaczego tu jest mniej sugestywnie. Może dlatego, że kadr taki ciasny, że skupiamy się na wąskiej perspektywie i tej gałezi, i w obrazie pojawił się dźwięk?

To, co się udało na pewno, to ten wąski odcinek wrażenia, jakie zbudowałaś w odniesieniu do gałęzi brzozy i szumu jej liści. Kurczę – detal, ale zwróciłem uwagę, bo brzózki i te ich witki chwiejące się na wietrze pod cieżarem liści ubóstwiam i mógłbym się gapić na nie godzinami. I słuchać tego szumu. Tu jestem trafiony!

Ładne. 

Podoba się, ale dziś nie polecę do Biblioteki – wybacz, dla mnie to zbyt gęste w formie i jest scenką tylko. 

 

EDIT: Bo zapomniałem napisać wcześniej – ja bym jednak z inwersją uważał, bo stosowana w nadmiarze robi się niebezpieczna. IMO za dużo tutaj tego zabiegu.

Nie wiem, czy to prawidłowo nazwałem, ale chodzi o to:

chłonął całym sobą ten taniec nieskończony, szaleńczy niemal, bo coraz bardziej intensywny, gdzie gałąź już nie muskała szyby z czułością, lecz smagała ją bez litości, gdzie wiatr z przyjacielskich podmuchów przeszedł do szarpnięć nagłych, wyjących w kominie. A wszystko to w jakimś rytmie nieznanym, muzyce nieokiełznanej.

Warto jeszcze spojrzeć na problem percepcji narzędzi bazujących na SI.

Autonomiczne auto będzie po prostu autonomicznym autem, a inteligentny toster – wyjątkowo bystrym przedstawicielem swojego gatunku robiącym świetne tosty.

Tymczasem chatboty przechodzą już testy Turinga. Jasne, to świadczy o niedoskonałości metody. Ale przecież jesteśmy już na etapie, w którym odróżnienie człowieka od maszyny podczas rozmowy na infolinii czy czaciku staje się coraz trudniejsze.

Owszem, wiemy, że rozmawiamy z oprogramowaniem, bo zostaliśmy o tym uprzedzeni, plus jednak jeszcze to “słychac”. Ale jestem sobie wstanie wyobrazić sytuację, w której daję się nabrać, albo po prostu nie wiem – rozmawiam z cżłowiekiem, czy z maszyną?

Czy takie odkrycie, że “daliście się nabrać” i wzięliście chatbota/jakąś przysłowiową Siri za człowieka, miałoby dla Was znaczenie?

Maszyny nie muszą być inteligentne jak człowiek i świadome, żebyśmy je za takie uznali. Po prostu nie damy rady tego zweryfikować. Zresztą – seniorzy i ludzie z technologicznego marginesu już tam są. 

 

​Wydaje mi się, że w przyszłości umiejętność rozróżnienia może być waznym skillem. 

Asylum, dzięki. Zmierzę się z tym contentem, choć wyczuwam poważne wyzwanie ;)

Cześć – wyborny tekst :D

Zacznę od wad, bo potem jakoś tak milej będzie zakonczyć zaletami.

Kwestia gustu tylko i wyłącznie – opowiadanie znakomicie obyłoby się bez nawiązań do memosfery. Janusz, Grazyna, te wszystkie kurły i tak dalej – mnie wybija z imersji jako element zbędny i nienaturalny. Bohater jest tak fajny, dopracowany i spójny, że robienie z niego Janusza w mojej opinii trochę wręcz osłabiło efekt, który udało Ci się znakomicie tu osiągnąć. Wolałbym Twojego bohatera i dowolnym innym imieniu, ale żeby nie kojarzył mi się z tą małpą z nosem. Za dobrze go zrobiłeś, żeby był tu potrzebny jeszcze memiczny Janusz. No ale, co – lubisz te klimaty, bawisz się nimi, więc właściwie w czym problem?

 

Ogolnie, to napisane jest super. Kawał tekstu, nie zrobię łapanki, bo jestem w tym kiepski, ale, wypiszę dwa miejsca, gdzie się minimalnie potknąłem:

 

I oto działalność Janusza, mimo gospodarczych zawirowań, nie tylko przetrwała, lecz odniosła oszałamiający sukces, stając się największym dostarczycielem paczek w stolicy. – dla mnie coś tu nie zagrało jeśli chodzi o podmiot, bo wychodzi, że działalność Janusza stała się dostarczycielem paczek. Sens jest tu wiadomy, ale mi to nie brzmi zupełnie. Chyba.

 

Tajemnica sukcesu Wiśniewskiego? Osobiście uważał, że to zasługa totalnej kontroli. Żadna, nawet najdrobniejsza czynność nie mogła odbyć się bez nadzoru, lub przynajmniej wnikliwej oceny szefa. Własnoręcznie sprawdzał, czy paczki na sortowni są odpowiednio zaklejone i bezlitośnie wytykał poważne zaniedbania, takie jak krzywa etykieta. Rzecz jasna pracownicy Janusza mieli na ten temat inne zdanie. Jakiś rok temu podmienili grawerowaną tabliczkę na drzwiach jego biura. Od tej pory nie był to już gabinet DYREKTORA, lecz DYKTATORA. Pasowało znacznie lepiej, a szef do tej pory nie miał o niczym pojęcia.

– tu się zgubiłem. POtem się odnalazłem, ale długo się zastanawiałem, na jaki temat pracownicy mieli inne zdanie. W końcu złapałem, że wcześniej jest to pytanie o sukces i jego przyczynę. Dlamnie – za daleko. 

 

Choć przecignięte to wszytsko dla mnie w te memowe klimaty Januszowe, to uważam, że i tak jest ekstra. Poczucie humoru i nawiązania do przedsiębiorczości w polskim wydaniu – bardzo fajne. Postać Janusza (IMO powinien być prezesem. Wiem, nie byłoby wtedy numeru z DYKTATOREM. Ale prezes to prezes jednak) jest świetna, spójna, kibicuję mu, angazuję w jego historię. 

Opowiadanie szybko wciąga, akcję ma wartką, fajne pomysły i zwroty akcji – z radością kliknę je do Biblioteki.

W sumie, to gdyby nie przesyt januszostwem – nominowałbym do Piórka za ogólną tutaj pisarską brawurę, postać głównego bohatera i spójną koncepcję. 

Się jeszcze zastanowię, kurła. 

 

Ja jeszcze w kwestii mózgu.

Znacie, a może nie? Są hipotezy (stoi za nimi m.in. Roger Penrose, więc że tak powiem sroce spod ogona nie wypadły), że na funkcjonowanie mózgu mogą wpływać zjawiska kwantowe. Upraszczając (tak muszę, żeby samemu to ogarnąć) – w neuronach są takie śmieszne małe rurki (mikrotubule), no i one, te rurki, są tak małe, że dotyczy ich już skala kwantowa właśnie. Z tego Penrose i jego kolega (wzięty anestezjolog) wnioskują, że zjawiska kwantowe mogą w jakiś sposób kształtować naszą świadomość. 

Zainteresowanym polecam eksplorację w internecie hasła “quantum consciousness” i “quantum mind”. 

 

W każdym razie połączenie hard czy soft człowieka i współczesnego AI (nawet gdyby rozwinąć technologię) nie wydaje mi się możliwe.

 

Jakby troszkę się odsunąć i spojrzeć nieco inaczej, to istnieją już hybrydy ludzi i maszyn.

Na przykład – firmy. A nawet państwa. 

Większość korporacji i nowoczesnych zakładów produkcyjnych padłaby trupem, gdyby wyrwać im “wszczepki”, jakimi są systemy ERP i MRP, bazy danych i narzędzia buiness intelligence, analityka danych i tak dalej (to wszystko bardzo często wspierane technologią SI). Już teraz żaden człowiek ani zespół ludzi nie jest w stanie wejść na poziom przetwarzania, jaki zapewniają maszyny. Podobnie jest w nauce i medycynie. I w wielu innych dziedzinach.

Pewnie uznacie, że to trochę na siłę, ale te generatory to grafik to też kolejna “wszczepka’. Pal licho interfejs – piszemy prompt, mówimy, a może pomyślimy tylko – ta technologia robi coś za nas. Bez niej obrazek by nie powstał. Zostałby prompt, intencja tylko. 

 

Zmierzam do tego, że nie trzeba wspawać Kowalskiemu gniazdka i modułu Bluetooth. Ludzkość zrobiła to już sobie w skali makro używając technologii i entuzjastycznie wspierając proces jej alienacji. Myslę, że w tym sensie możemy mówić o trwałym połączeniu człowieka ze środowiskiem cyfrowym. TYlko że bez kabelka. 

 

Co to może oznaczać w rozważanich futurologicznych? Tyle tylko, że obok wspomianych wyzej scenariuszy (w skrócie: kurzewilowska “osobliwość” i lovelockowski nowacen) jest jeszcze taki, w którym ludzka cywilizacja buduje modele funkcjonowania wykorzystujące technologię, o ktorych nam się jeszcze nie śniło. Fukuyama odszczekał Koniec Historii właśnie dlatego, że nie uwzględnił rozwoju technologicznego. Demokracja w obecnej formie przestaje się sprawdzac, internet wniósł komunikacje społęczną na zupełnie nowy poziom. Pojawiły się nowe ryzyka, ale także nowe szanse. 

Chiny budują nowy model zarządzania społeczeństwem właśnie w oparciu o technologię. Znowu – hybryda. Kto wie, może powstanie kiedyś model na tyle zoptymalizowany, że przetrwa w długiej perspektywie?

 

 

A czy to nie jest wystarczający powód?

 

Istnieją znacznie tańsze sposoby na poradzenie sobie z problemem przeludnienia, niż wysłanie nadwyżkowego miliarda ludzi w kosmos. 

 

Przeludnienie w ogóle jest zjawiskiem co najmniej dyskusyjnym. Można na nie spojrzeć jako na prosty problem i zamknać temat stwierdzeniem, że ludzi jest po prostu za dużo.

Ale mozna także zwrócić uwagę na to, jak ogromny potencjał tkwi w zwiększeniu efektywności wykorzystania zasobów. W kwesti przeludnienia polecam lekturę o Overpopulation Myth.

 

Według różnych oparcowań, Ziemia jest w stanie dzwignąć znacznie większą populację niż obecnie, wszystko zalezy od tego, jak się zorganizujemy. Choć, kto wie, może zrównoważony rozwój jest trudniejszy niż latanie w kosmos?

 

Wydaje mi się, że w najbliższym czasie bardziej realne niż wyslanie nadwyżki populacji w kosmos, będzie umiejętne zagospodarowanie nadwyżki produkowanej żywności (około 1/3 się marnuje co roku). 

 

Albo zagospodarowanie nadwyżki populacji jako żywność :P

Darconie, w poruszonym przez Ciebie wątku ważna będzie definicja “eksploracji kosmosu”. Upraszczając – powinniśmy najpierw zdecydować, czy mówimy o eksploracji w rozumieniu osobistych wizyt człowieka, czy za pośrednictwem robotów. 

Ograniczenia biologiczne od samego poczatku komplikują i podnoszą koszt każdego przedsięwzięcia w kosmosie, w którym ma bezpośrednio uczestniczyć człowiek. Stąd ogromny jednak w ostatnich latach postęp w eksploracji kosmosu robotami. Sukcesów misji bezzałogowych różnego typu jest od groma na mnie chyba największe wrażenie robi misja sondy Hayabusa) a to dopiero początek, bo kosmos to dane, zasoby i tak dalej, czyli pieniądz. 

Próbując odpowiedzieć na Twoje pytanie – człowiek raczej będzie musiał się pozbyć biologicznego ciała (albo bardzo je zmienić, why not?) przez podróżami kosmicznymi i już to z powodzeniem robi. To łatwiejsza droga. 

Nie przychodzi mi nawet w tej chwili do głowy powód, dla którego (oprócz ekscentrycznych projektów, marzeń fanów SF i scenariuszy katastroficznych) człowiek miałby w kosmos lecieć, ponosząc przy tym ogromne koszty. Owszem, powstają bazy na Księżycu i mają tam zamieszkać ludzie, ale to jest jak wyjście z domu do ogródka, a obezność tam człowieka to wcale nie główny cel zakładania tych baz. 

Wracając na moment do (od)twórczego AI, które potrafi generować dziś te “piękne” grafiki, a niedługo całe wirtualne światy – jak ktoś będzie sobie chciał coś poeksplorować kosmos to pewnie raczej używając tago typu narzędzi. 

lechcrkol – dzięki za info o webinarze – było ciekawie!

Proponuję przy okazji mały eksperyment: rzućcie na powyższe obrazki zaklęcie “Google Lens”. 

AI jest już z powodzeniem używane w tzw drug discovery…

 

BC – trochę szok, przyznam.

Wilku – zgooglowałem temat i rozbolała mnie głowa. 

…najlepsza kampania promująca webinar ever!

Zapisany!

lechckrol, własiciwe, to przepraszam. Wrzuciłem z rozpędu ogólną opinię, która, po dłuższym zastanowieniu, jest wobec tego, co zaprezentowałeś, krzywdząca. Bo o ile będę uparcie trwał w przekonaniu, że generalnie, tak powstające obrazy to podróba i pseudotwórczy pustostan, to w Twoim (i zapewne wielu innych) przypadku wcale nie musi tak być. Te obrazy są elementem większego procesu, ilustracją do tekstu, mają z założenia tworzyć z nim pewną całość. Trochę traci na znaczeniu to, jak powstały, pewnie niekoniecznie powinienem je traktować jako osobne dzieła.

Pochodzę z rodziny rysowniczo-malarskiej. Sam się w tym kierunku nie rozwinąłem, ale obcuję z ludzmi utalentowanymi. Ściany w moim domu rodzinnym obwieszone są pięknymi płótnami, a moja siostra rysuje tak, że z zazdrości skrycie mam chęć połamać jej wszystkie… ołówki. 

Dlatego nie mieści mi się w głowie nazywanie SI narzędziem w kontekście tworzenia obrazów. Dlatego wolę nazywać to generowaniem, produkcją – byle brzmiało technicznie i różniło się od “rysowanie”, “malowanie”, “tworzenie” i tak dalej. 

Napisanie instrukcji i użycie cyfrowych prefabrykatów do tworzenia obrazów trudno mi nazwać sztuką. To tylko konwersja, przetwarzanie i – na końcu – całkiem ciekawy efekt pozbawiony niuansu, indywidualności i kunsztu. W mojej opinii nie masz takiej kontroli nad SI, jak nad ołówkiem i trudno jest mi zrównywać ze sobą te narzędzia. To pewnie na dłuższą dyskusję. 

Ale – jeszce raz przepraszam. Twoje ilustracje są bardzo ciekawe i na pewno w kompozycji z tekstem ma to sens jako kreacja. I poczułem się zachęcony do przeczytania “Dzionli”. 

BC – z grafomanią chodzi mi o to, że (dla mnie, może źle definiuję) grafomania to podróba prawdziwej twórczości. Pozoranctwo. Skupianie się na formie i wywieraniu wrażenia tylko po to żeby zasłonić brak pomysłu lub jego wtórność. I dla mnie te grafiki to takie “podróby”. Może to być ładne, może być efekt “wow”, ale jest puste. 

Yuck. 

Dawid zapytał przed chwilą na SB o grafomanię. Dla mnie te generowane przez SI prace są grafomanią własnie. Są puste, mechaniczne, zimne i kłamliwe. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że czasem naprawdę mi się podobają. 

A tak na serio – tak produkowane obrazy z pewnością zaleją infosferę. Będą wszędzie tam, gdzie wystarczy dać “cokolwiek” na temat. 

Jeśli tak ogromny sukces odniosły banki stockowych zdjęć, bo one wystarczą do zbudowania masowego przekazu, tu będzie podobnie. 

Ha! Ale CIę zwabiłem, JolkaK :)

Dzięki za odwiedziny i lekturę. 

 

BTW – nie chodziło mi o porównywanie tekstów, po prostu zauwazyłem podobieństwo między naszymi “nieludzkimi”, ale trochę ludzkimi postaciami. 

Dzień dobry.

Ten plastyczny, ciepły tekst kojarzy mi się z sesją medytacji. Czytanie go ma sens tylko wtedy, gdy czytelnik wyhamuje, weźmie głęboki oddech i zechce (ale i będzie potrafił) skupić uwagę na gęstym, onirycznym stylu. 

Przyanam, że u mnie rzeczywistość napieprza z turkotem turbodiesla i czytanie takich rzeczy wymaga wysiłku. Nie oznacza to, że mi się nie podobało, wręcz przeciwnie, to bardzo ciekawa, sugestywna, ale i odjechana w abstrakcję scenka. 

Podoba mi się sam pomysł, być może dlatego, że sam napisałem jakiś czas temu coś pod pewnymi wzgledami podobnego (zapraszam do opowiadania Wiosna, lato, jesień, zima, będzie mi miło poznać Twoją opinię). 

Podoba mi się, spójność stylistyczna tego tekstu, sugestywność przedstawionej tu upalnej łąki, rozmycie granic rzeczywistość – sen. 

 

Mniej podoba mi się – jednak zbyt gęsty styl, dla mnie jest tu wszystkiego trochę za dużo. Tak naprawdę, to niewiele brakuje do tego, żeby po przedstawionej tu łączce zaczeły skakać jednorożce i latać wróżki. Udało Ci się tego uniknąć, ale w mojej opinii, o włos. 

 

Brnę przez scenografię, szukam tu historii, nie bardzo znajduję. Owszem, coś tu się zadziało, ale bardziej na zasadzie scenki, niż fabuły. 

 

Kliknę do bilbioteki, bo czuję w tym tekście Twoje zaangażowanie i udało Ci się zrobić śliczny, mały (choć trochę zbyt kolorowy), pejzażyk. 

Cześć!

Moje udczucia z lektury – mieszane. Z jednej strony – skutecznie i sprawnie pokazujesz przygnębiający proces “wypadania” bohatera z torów świata, który skręca w popieprzoną stronę. Gość nie potrafi, nie ma siły się w tym odnaleźć, więc wyjście jest jedno.

No i właśnie w temacie tego wyjścia – nie rozumiem zabiegu, w którym właściwie od tego wyjścia zacząłeś. Moja perspektywa jako czytelnika jest taka, że od samego początku wiem, w którą stronę to wszystko pójdzie. Znam (domyślam się jaki będzie) koniec i teraz muszę przejść całą drogę wyjaśniania mi, dlaczego będzie właśnie taki.

No i też właściwie od razu wiem, że przyczyna jest taka, że po prostu jest źle. Taki “dziennik beznadziei” dla mnie jest mało atrakcyjną formą opowieści o upadającym świecie. To taki przejazd kamerą, doposażony narracją w tle (IMO – dużo tu infodumpu). Właśnie – narracja w tle. Tutaj bohater jest właściwie bardziej lektorem, niż postacią z mięska. Jest bardzo przeźroczysty. Z jednej strony – to ma ciekawy efekt, bo pokazuje masowość beznadzieji, skalę upadku (mam wrażenie, że takich jak on są miliony). Z drugiej – sam wiesz z pewnością, jak taki bohater “kręci” emocjami czytelnika. 

 

Wydaje mi się, że gdybyś nie wyłożył na dzień dobry na stół tego eutanazera, gdybyś na początku zaznaczył go jako tajemnicę, pokazał jako coś intrygującego, ale nie powiedział, czym to jest, a potem wrócił do tematu i odkrył, o co tu chodzi, z liniowego “reportażu” zrobiłoby się angazujące czytelnika, wciągające i być moze zaskakujące mocnym zakończeniem opowiadanie. 

 

A tak – fundnąłeś mi malowniczą przejażdżkę po dystopijnym syfie nieodległej przyszłości, owszem. Ale to tylko tyle. 

 

Serdeczności, mam nadzieję, że moja recenzja Cię nie uraziła, ja tu w dobrej wierze, bo lubie Twoje pisanie. Do “żałosności” i “tandety” temu tekstowi daleko, jakby co.

Asylum, ciekawa wrzutka.

Obejrzałem drugi z filmików, wytrwałem do momentu, w którym prowadzący stawia tezę, która (tak przypuszczam) jest tutaj podstawą dalszego wywodu:

 

“(…) i tutaj powstaje kluczowy problem 90% ludzi, z którymi kiedykolwiek w życiu rozmawiałem. Ludzie otóż uważają, że…”.

 

I tutaj pojawia się zasadnicza, absolutnie kluczowa kwestia – 94% ludzi, z którymi kiedykolwiek rozmawiałem, uważa zupełnie inaczej (xD).

(Też tak umiem, ale nigdy nie zostanę youtuberem, nie ta prezencja, przed kamerą wyglądam jak zmęczony życiem dziad, którym jestem).

 

Dla mnie temat Osvalda jest odkryciem sprzed kilku dni, jak tu nabrzmiał temat. Poczytałem jego komentarze – nie wiem, czy to troll, na pewno przemocowiec. Nie komentował u mnie, a i tak czuję się z jego komentarzami u innych źle. 

Edit: usunąłem fragment mojej wypowiedzi dot. ewentualnycy, zbyt daleko idących skojarzeń. Mądrze bowiem prawi tucholka.

Jeśli to czytałem w druku (to prawie pewne), to miałem wówczas 17 lat :)

Wtedy (to prawie pewne) – nie zrozumiałem i pewnie parsknąłem niecierpliwe. 

Teraz – kiwam z uznaniem (jeszce nie siwiejącą, ale ten czas jest bliski) głową. 

 

Dzień dobry. Ale to fajne! Dla mnie humor tu bardzo dobry, a do tego zmieszany z odrobiną smuteczku i nostalgii – mnie się bardzo podobało!

Teraz się będę trochę zastanawiał – dlaczego, do diaska, skojarzyło mi się to z “Autostopem przez Galaktykę”? Pewnie przez ten humor właśnie. I nostalgię. Chyba.

 

W każdym razie – dziękuję, świetna lektura przy poniedziałku. 

aTucholka2, trochę nie wiem, jak Ci odpowiedzieć, bo:

 

– Pierwsze Twoje stwierdzenie zakłada chyba, że uważam, że “wszystkie teksty opierają się na wartkiej akcji rodem ze Szklanej Pułapki,( i że nie ma innych) ?

Jeśli po moim komentarzu doszedłeś do takiego wniosku, to mamy do czynienia z wnioskiem zbyt daleko idącym. 

 

– mogę podać 2137 tekstów z identycznym settingiem jak ten?

Poproszę :P

 

– oryginalność, to mit

Oj, to chyba zależy od tego jak ją sobie zdefiniujemy. Nie uważam, żeby była mitem. 

Pokusiłbym się o taką ocenę:

Przekaz, jaki zawarłeś w tym tekście jest oryginalny, w rozumieniu – Twój własny, oparty o Twoje własne przemyślenia, w jakiś stopniu także unikatowy. 

Setting natomiast – identyczny z settingiem 2137 innych tekstów. I Wall-e. 

 

Dobry wieczór. Ciekawa lektura. To taka scenka, pretekst do przelania na papier własnych rozmyślań, tak to przynajmniej traktuję. Rozmyślania bardzo interesujące, samo opowiadanie – nieco mniej, bo akcja bardzo ograniczona, a setting żywcem wyjęty z Wall-e.

Miłego wieczoru :D

Cześć. Mnie się tekst podoba. Koncept mnie trafił, urwane zakończenie ma sens, interesujące to jest. 

Odnośnie wykonania – rzeczywiście, mógłbyś bardziej dopracowac. W tak krótkich utworach każdy błąd jest jak wielki pryszcz na…

 

W kazdym razie – dzięki, ciekawa scenka!

Cześć. Świeżo po lekturze, wrażenia jeszcze ciepłe:

– Przyjemniej by się to czytało, gdybyś poświeciła trochę więcej miejsca opisom i zrobiła trochę więcej klimatu. W takiej, bardzo przewidywalnej właściwie od poczatku, historyjce, możnaby sporo ugrać właśnie atmosferą. Tymczasem, przy tym zdawkowym, pośpiesznym stylu, akcja owszem idzie do przodu, ale nie bardzo się ją przeżywa. 

– Z jednej strony starasz się na poczatku zamaskowac trochę fakt, że Dziwa jest duchem. I tak wiemy, że jest, ale na poczatku tego nie pokazujesz. Przez to, jej pożniejsze wyznanie, że duchem jest – wyszło bardzo sztucznie i nieprzekonywująco. Chyba wolałbym przeczytać historyjkę o gościu, któy świadomie zakochał się w duchu i dowiedzieć się, co z tego wyniknie.

– Podoba mi się Twoje pisanie. Początek może jest ciężki, ale potem się rozkręca i czyta się w porządku, jest w tym jakiś flow, który mnie nawet wciągnął mimo, że wiedziałem że o jeeeny bedzie o duchu (ale – interpunkcja!). 

 

To chyba Twój debiut, prawda? Jeśli mogę doradzić, nie zrażaj się, proszę, mimo braku zachwytów czytelników. W recenzjach często skupiamy się na minusach, bo chcemy pomagać autorom, to się może wydawać przytłaczające. Czekamy na Twój kolejny tekst :D

Dobry wieczór. Ciekawe, wciągające opowiadanie. Wykreowana przez Ciebie postać – prawdopodobnie nieślubny pomiot Świętego Mikołaja i Baby Jagi – jest naprawdę przerażająca. Dobrym pomysłem bylo pokazanie jej w formie klechdy, dobrze że jest wpleciony narrator – ojciec – i jego historia, no i dzieci. Bez nich, mielibyśmy do czynienia z rozbudowanym wpisem w jakimś bestiariuszu (tak mi się skojarzylo tak czy siak). 

Co nie wyszło:

 

Niekonsekwentny styl. Albo wchodzimy w estetykę klechdy/podania ludowego, albo nie. Wszelkie półśrodki i mieszanie z nowoczesnym językiem mnie osobiście zepsuły wrażenia z lektury. Może, gdyby taki styl mial uzasadnienie fabularne, byłbym z tym OK. Ale nie ma. 

 

Skakanie w czasie narracji. Za dużo, niepotrzebnie. Przekombinowane moim zdaniem. To utrudnia lekturę. 

 

Nie zrozumiałem zakończenia – dlaczego baba wzięła dziewczynkę? Wcześniej jest informacja, że bierze tylko krzepkich mężczyzn. Czym jej rzuciła w brzuch? Co sobie zdjęla z pleców? Zawinałem się. 

 

Jest też wtopa logiczna – narrator był świadkiem trzech wizyt baby. A piszesz: Wsiądzie na zaprzęg i nigdy już nie zawita do tego samego grodu. 

 

Ale na koniec, chciałbym, żeby to wybrzmiało: tekst mi się podoba. Gdyby był bardziej dopracowany na poziomie stylu, miał mniej błędów i trzymał się nieco lepiej kupy – klikałbym do Biblioteki. 

Dobranoc :D

Kurcze, jakoś mnie ta historia o dzielnym wojowniku, który walczy z potworami, no i ma ostry miecz, i bierze kolejne zlecenia za zabijanie tych potworów, no jakoś mnie ta historia nie porwała. 

Wydaje mi się, że bardzo tu wszystko uproszczone. Jest jak w grze, gdzie bohater spotyka NPC, zaprzyjażniają się, są już “bohaterami”, “przyjaciółmi”…. Strasznie to na skróty, przypadkowe i płytkie.

 

Przydałaby się jakaś głębia, coś wiecej o bohaterze i jego motywacjach (tylko żeby nie miał białych włosów i oczu jak kot), coś wiecej o świecie – dla mnie za blado. 

 

No i nie wiem – to już koniec jest? No dajże spokój!

Bardzo fajny krótki tekst, w którym zmieściła się całkiem pokaźna opowieść, a może i głębsze przesłanie.

Gdyby bowiem jakiś czytelnik zacząć się zastanawiać nad relacjami bohatera i Patrycji, erozją uczuć, wypaleniem się tego, co niegdyś ich łaczyło,… Może taki czytelnik zachwyciłby się misterną i nienachalną alegorycznością tego tekstu? Kto wie?

Cześć! 

Pojechałeś, podobało mi się. Świetny, wykręcony pomysł, w którym wychodząc ze starożytnego Egiptu, skonczyłeś w NY w konwencji jakiejś Godzilli albo innych Power Rangers.

Widziałem te gumowe skafandry potworów, druciane pzury, łby z masy papierowej i poprzewracane budynki z kartonu. 

 

Fajnie to napisałeś – dziwacznie, bo trochę sucho, jakbym oglądał reportaż w TV (i znowu – spojne z konwencją Godzilli). Ogólnie – czytało się nieźle.

 

Ale – proponuję kombinację klawiszy Ctrl+F i wpisać tam słowo – “niezwykły”. Jestem ciekaw, czy zauważysz to, co ja?

 

 

Cześć!

Bardzo fajny tekst. Oblecha jest, owszem, ale umiarkowana, tylko że dzieki temu, że całosć zaczyna się od niewinnej owsianki, fekalne klimaty mają większą moc :D

Zaskoczyła mnie ta opowiastka, no i przekaz trafia w samo sedno że tak powiem. 

Bardzo fajnie to napisane, podobało mi się. 

Cześć, Ha…., Lannibahu!

W mojej opinii, tutejsza społeczność jest na tyle otwarta, że teksty bez fantatsyki, lub ze śladową jej ilością, można czasem wrzucić bez obaw, że ktoś będzie miał z tym problem.

Mnie się zdarzyło tak zrobić, tekst znalazł sobie paru zadowolonych czytelników. Ale uważam, że warto pamiętac, że to PORTAL MIŁOŚNIKÓW FANTASTYKI, wielu czytelników może więc być zwyczajnie zawiedzionych, jak będziesz proponował im lekturę opowiadań nie zawierających tego, czego są miłośnikami. 

Cześć, świetny tekst. Mam wrażenie, że bardzo autentyczny, to znaczy opowiedziałeś tu historię, która jest dla Ciebie z jakiegoś powodu ważna. Z jednej strony nie wykracza ona poza moje wyobrażenia tak zwanej “patoli” (nie mam styczności z takim światem, nie znam go). Z drugiej – budzi emocje, to Ci się naprawdę udało.

 

Dla mnie tekst jest fantastyczny w rozumieniu takim, że po pierwsze – prawdopodobieństwo wystąpienia ujętych w nim zdarzeń jest drastycznie minimalne. Po drugie – w związku z powyższym, zdarzenia te odebrałem jako projekcję “marzeń” spod skrytki pod schodami. Przy tym dość chaotycznym stylu, gdzie zlewa się troche rzeczywistość z ułudą, tak mi się to jakoś zgrało w historię bezdomnego, któy jest świadkiem przemocy i odjeżdża wyobraźnią w narrację o sobie jako cichym bohaterze.

 

Wartościowe opowiadanie, gratuluję. 

Świeżo po lekurze odcinka z zombiakami: to opowiadanko też jest bardzo fajne.

Mam wrażenie, że dobrze się bawisz, pisząc te rzeczy, bardzo lubię takie podejście.

 

plątaniną wąskich korytarzy i wirydarzy – to mi się podoba

 

odwracałem harmonogram dnia, na przykład jadłem kolację rano, a śniadanie wieczorem. – i to mi się podoba :)

silver advent, zapewne w takim razie Schrödinger miał możliwość nauczyć się wielu super pozycji. 

 

[smaczek bardzo ciekawy]

Kurczę, zrobiło się tu troche niemiło i trochę nie wiedziałem, jak się wsczelić z komentarzem. Chyba mam sposób – to będzie komentarz pozytywny mimo, że krytyczny. Żebyście zobaczyli, że można, że się da, wystarczy tylko chcieć :P

 

100% pozytywnego przekazu:

 

1. Czytałem już znacznie lepsze opowiadania Autora

2. Opowiadanie znacznie by zyskało, gdyby oczyścić je całkowicie, lub bardzo ograniczyć występowanie w nim metafizycznie i powierzchownie ujętego tematu mechaniki kwantowej.

3. Opowiadanie znacznie by zyskało, gdyby bohaterom i relacjom między nimi poświęcić więcej miejsca i uwagi, wtedy na pewno jeszcze bardziej bym im kibicował i przejmował ich losem.

4. Opowiadanie byłoby jeszcze lepsze, gdyby końcowy monolog bohatera, tłumaczącego nam o co właściwie chodzi, zastąpić jeszcze ciekawszym sposobem na prezentację tej treści.

 

Pozdrawiam serdecznie, życząc wszystkim, żeby – tak jak ja – odnaleźli Drogę Pozytywnego Feedbacku. 

 

Cześć. Ciekawy tekst. Ciekawy, bo zgrabnie opowiada o istocie reinkarnacji, bardzo mi się spodobał wątek z cebulą, świetnie tu pasuje. 

 

Proste to i krótkie, co nie oznacza, że to źle, bo w tym krótkim tekście udało Ci się ulepić bohatera, który jest człowiekiem, a nie jakimś bladawcem. To chyba najmocniejszy aspekt tego opowiadania – wielu autorów, w tym ja na pewno też, boryka się właśnie z tym, jak z wydmuszki zrobić człeka, tutaj myślę nawet Ci się udało. 

Ale.

Osiągnęłaś to w sposób trochę toporny. Początek tekstu to skrócona opowieść o życiu tego gościa, po prostu wysypany na czytelnika wór informacji, tak zwany infodump, notka biograficzna. Napisana bardzo OK, ale jednak. 

 

Jesczze jedno – warto przeplatać krótkie zdania bardziej złożonymi, bo takie niekończące się serie krótkich strzałów są męczące. Rację ma wyżej buburmusz. 

 

Na szybko:

 

– Czy ma pan jakiś spadkobierców? – zapytała pracownica Eutanazonu.

 

– Dzień dobry – przywitał się po czym jego głos załamał się przykro – chciałbym zakończyć już swoje życie. – dublujesz informację (dzień dobry i “przywitał się”). Moim zdnaiem niepotrzebnie. I nie wiem, ale nie pasuje mi “przykre” załamanie się głosu. 

 

Wiedział, że tego typu pytanie padnie, a jednak długo nie wiedział, co na nie odpowiedzieć.

Hej. 

Tym razem (czytałem Twój poprzedni tekst, był dużo lepszy niż ten) trochę się popastwię. Po pierwsze – mnie akurat to opowiadanie zawiozło donikąd. Ma wrażenie, że chciałeś ugrać tu coś więcej niż taką se historyjkę. Może się mylę, ale całe te alimenty, insight “rodzinny” bohatera, spięcie klamrą na końcu, gdzie pojawia się wątek rodzinny i zakupowy w Galerii – to wszystko odbieram jako próbę powiedzenia mi czegoś, ale ja tego niestety nie złapałem. Gość miał jechać od Stanów, żeby się wyrwać, ale jednak w koncu postanowił sobie strzelić w łeb, bo mu się nagle zrobiło smutno, że zostawił rodzine? Trochę to meh, trochę właściwie w tej sytuacji nie wiem po co tło z apokalipsą zombie. 

 

Są babole i niezręczności, ode mnie takie:

 

Wiekowy już opel corsa zaskrzeczał, zadrżał, i jakby od niechcenia wyjechał z garażu. – zastanawiam się, czy właściwie użyłeś zwrotu “od niechcenia”? Bez wysiłku, bez zaangażowania, lekko? Wiekowy opel corsa?

 

cholernej bandy bandytów. – zakładam, że to celowe. Ale jakoś nie widzę uzasadnienia.

 

głos Axla Rose’a przyjemnie przeszył mu czaszkę – no za cholerę mi nie pasuje “przyjemnie” do pszeszywania czaszki. Rozumiem zamiar i sens, ale mnie to zestawienie razi. 

 

Przekręcił pokrętłem – raz, że powtórzenie jak 150, to nie jest ładne. A dwa – przekręcić można coś, a za/pokręcić czymś? Tak mi się wydaje przynajmniej. 

 

do akcji wkroczyło wojsko, aktualnie trwają czystki jednego z deptaków – nikt by tego tak nie napisał w serwisie moim zdaniem, co to słowo w ogóle oznacza w tym kontekście? 

 

Razem z tym swoim wyszczekanym, nieogolonym pierdolcem. O nie-nie-nie. – tu się zaciąłęm. CHodzi o jej nowego faceta, tak? Jakoś dziwnie mi brzmi ten “pierdolec” tak użyty, w sensie, że o człowieku. 

 

Zszedł gwałtownie z trasy – nie przekonuje mnie taki opis manewru SAMOCHODEM

 

bowiem mózg sparaliżowała mu okropna myśl – sam się zastanawiam, na ile to nie jest błąd logiczny? Bo pojawiła mu się okropna myśl, a on zaczął intensywnie rozmyślać, czyli mózg zaczął mu intensywnie działać. 

 

Dręczyła go osobliwa chęć pozostania wewnątrz, gdzie chroniła blacha. – NIe wiem, czy taka chęć jest OSOBLIWA. Co w niej osobliwego? No i “chroniła blacha” zamieniłbym na “pod osłoną kroaserii” albo coś w ten deseń. 

 

Nic się nie stało. Broń nie wystrzeliła. – może wystarczy jedno z tych dwóch?

 

Na więcej łapanki nie mam już czasu, ale mam jeden wniosek – nie dałeś tekstowi odleżeć. Masz fajny flow, piszesz wartko i z przebłyskami i ironicznie, ale jakościowo mogłbyś powalczyć o więcej. Wystarczy odczekać kilka dni i wrócić do swojego tekstu, żeby go dopieścić. 

 

POZDRÓWECZKA 

Hej. Świetnie się to zaczyna, bardzo mi się podoba ta nieśpieszna scenka z czilującą sobie wieczorową porą Hiacyntą i jej kotem. To jest bardzo ładnie i nastrojowo napisane.

Potem wpada Klara, temat zbacza w stronę wampirzą, w finale pojawia się skojarzenie krew-wino, które, umówmy się, do najoryginalniejszych nie należy, czar trochę pryska i zostałem z niedosytem. 

 

wskazówki pokazywały dwudziestą trzecią siedemnaście – no i siedzę i się zastanawiam, czy to możliwe? 24 godzinna tarcza?

 

Mam coś, co poprawi Ci humor. – tu lepiej “ci”, bo to nie email do Klary :)

Hm, no to trochę pokićkałeś – nieprawda!

No dobra, prawda :P

 

Ale też przyznam, że nie pierwszy i nie ostatni raz pokićkałem coś w tekście. No i tu wychodzi wada tej krótkiej formy – kićkanie jest bardziej widoczne.

 

DHBW, toluco

Tak na serio, to nie miałem tu ambicji, żeby “wszystko się zgadzało”. Mścicielka została skrzywdzona przez takich, co krzywdzą kobiety, jakichś gnoi, ten, tamten – nieważne. To nawet nie musi być ten sam lokal, tylko “typ miejsca”. 

Mści się za siebie, tak mi się zdaje. Dlaczego ma kły, skoro jest miła? Może wyrosły jej z nienawiści, z żądzy zemsty, z wściekłości?

Ale, chcę żeby t wybrzmiało – jak się komuś ten tekst nie klei, to pewnie ma rację. 

 

 

DHBW, nie, nie ironia.

Wypiła to, żeby nie pamiętać krwawej łaźni, jaką zafunduje tym facetom. Moja bohaterka jest miłą i wrażliwą osobą i nie przepada za przemocą. Ale została kiedyś skrzywdzona, przemoc rodzi przemoc, postanowiła się zemścić, tylko że woli tego nie pamiętać, bo to dla niej zbyt okrutne. 

Jakoś tak. 

Chyba 

;)

wilku, mindenamifaj, dzięki w ogóle za podjęcie watku tej kampanii – ja mam w stosunku do niej bardzo ambiwalentne odczucia. Z jednej strony – jest strasznie siermiężna, a z drugiej – porusza bardzo ważny problem i próbuje budować w okół niego świadomość, na pewno z jakimś sukcesem (kontrowersje potrafią kampaniom społecznym pomóc, bo budują zasięgi).

Jako nie-kobieta, wolę się nie odnosić do zarzutów o protekcjonalny ton hasła “Mądra dziewczynka …”. Ale jakbym musiał się odnieść, to trochę mnie on uwiera.

 

None, może i masz farmaceutyczną duszę i znasz się na tym, jak różne substancje działają NA LUDZI.

Farmacja wampirza to zupełnie inny dział, różnice w działaniu substancji są diametralne. 

Weżmy żelazo, którego suplementacja jest tak wazna dla ludzi choćby przy anemii. W przypadku wampira, wg wierzeń ludowych, żelazo jest bardzo szkodliwe. Czosnek, naturalny lek dla ludzi – w przypadku wampirów, jeśli wierzyć wierzeniom ludowym, naturalny repelent. 

Flunitrazepam, wedle ludowych podań, odbiera wampirom pamięć jak ludziom, ale ich aż tak bardzo nie osłabia. 

;)

Winszuję piórkowcom, no i bardzo dziękuję Ninedin za nominację KOI i w ogóle wszystkim za poświęcenie uwagi temu tekstowi. 

Nowa Fantastyka