Profil użytkownika


komentarze: 55, w dziale opowiadań: 53, opowiadania: 49

Ostatnie sto komentarzy

Napaliłeś mnie na obejrzenie jakiegoś klasyka z muscle carami w roli głównej... Dzięki :P

Zaznaczę, że tekst bardzo udany, jeśli nie wynikało to z tonu poprzedniej wypowiedzi.

Gęsty klimat jak najbardziej obecny :) Jedyne, czego mi brakowało, to jakieś ryjące głowę wyjaśnienie, z czym do diaska bohaterowie mieli do czynienia, chociaż z drugiej strony... Właśnie to mogłoby zabić całą historię. Z niecierpliwością czekam na więcej tekstów :P

Aż mnie swędzi, żeby wstawić piątkę... Paskudnie Ci to wyszło - i potraktuj te słowa jako komplement :P A tak na marginesie - myślałem, że w porę spróbuje sobie uciąć kończynę...

Jak dla mnie bardzo sprawnie napisane - po tym, jak parę razy uśmiechnąłem się przy pierwszych akapitach troszkę zaskoczeniem był poważny wydźwięk końcówki. Co do przedmówców - rzeczywiście, troszkę dziwny motyw "opierania się pokusie", też bym zeżarł kupione czekoladki, ale... Chyba ta karteczka propo konsultacji miała pełnić rolę drugiej możliwości. Mógł najpierw wrócić do sklepu i zapytać się, o co chodzi.
A co mi tam: 5/6 

Przez pierwsze parę akapitów zwracałem uwagę na jakieś brakujące przecinki, pierdółki, i tym podobne, ale przy takiej historii zaniechałem tego po minucie. Nie będę się rozwlekał, bo ochów i achów dostarczyły już komentarze powyżej... Dla mnie po prostu - perełka!

Tak na marginesie: świetnie oddałaś atmosferę narastającej paranoi :D

Końcówka spodobała mi się, chociaż sekundkę zajęło, zanim zrozumiałem puentę (lub pomyślałem, że zrozumiałem - to spora różnica :P ). Coś jak żart, po którym na śmiech zaczekać trzeba dłuższą chwilę... Troszkę bardziej rozpisać ostatnie akapity i byłoby naprawdę fajnie.

Humor - jest. Lekkość - jest. Uśmiech na mojej twarzy - również jest. Piórko - a jakże!

Gratulacje. Chyba nic więcej nie muszę dodawać ;D

"Sztuki" nie czytałem, ale widzę, że muszę nadrobić zaległości :) Jakkolwiek lubuję się w głębokich i zmuszających do przemyślań tekstach, najlepiej zawsze przeczytać sobie coś równie lekkiego (i jadącego alkoholem)... Chociaż fakt, troszkę nie czuję tu fantastyki. Pojawiało się coś niezwykłego w poprzednich odcinkach, jeśli mogę się zapytać? Tak z ciekawości :)

Bardzo miła "prawiebajka", jak sam to nazwałeś ;) Szkoda tylko, że trochę nie pociągnąłeś dalej całej historii (Jagna coś szybko skończyła żywot), a poza tym Smok - Cmok jak dla mnie brzmi zbyt... Całuśnie.

Jak dla mnie krótkie, przyjemne, do szybkiego przeczytania :) Bardzo podoba mi się zdanie "jedzą tyle warzyw, to muszą być zdrowi" w ustach mięsożercy :P

Przez cały tekst oczekiwałem jakiejś większej draki i chociaż jej nie dostałem... I tak dobrze się bawiłem z Mortusem w jego ostatniej karczmie. Twój styl klasycznego, ciut lekkiego fantasy świetnie się sprawdza przy takich opowieściach :)

Żeby nie powtarzać w kólko tych samych komplementów, co moi poprzednicy, ograniczę się tylko do jednego stwierdzenia: to opowiadanie zdecydowanie ma cojones :)
Trzymaj tak dalej, a ja tymczasem muszę znaleźć czas dla Twoich poprzednich tekstów :D

xD
Powiem tak - pod względem absurdu od pewnego momentu w moich oczach wskoczyłeś na całkiem wysoki poziom (biedronka i dmuchana lala :D ), ale w Twoim tekście zabrakło... Treści. W zasadzie mamy opis z dnia życia Miecia i nic poza tym. Zero wydarzeń, jakiegoś sprecyzowanego wątku. W każdym bądź razie opowiadanko fajne do poczytania, odprężenia się, ale zbyt płytkie.

Nice :D
O ile nad warsztatem możesz jeszcze popracować (nie martw się, i tak jest u Ciebie znacznie lepiej, niż u mnie), tak wyobraźni odmówić Ci nie sposób. Motyw memów bardzo mi się spodobał, tak jak i postać Superkomputera. Nie do końca tylko załapałem, kim byli owi "szczytowi" (ludzie zmodyfikowani przez technologię, którzy więzili "starszych" - ewolucyjnie - ludzi?). I jeszcze jedno pytanko: w ostatnim dialogu Superkomputer wspomina, że już raz pojawił się za wcześnie. Jakaś aluzja do Jezusa?
Ode mnie mocne, uczciwe 5. Gdyby była taka możliwość, dodałbym Ci jeszcze do oceny plusika ;P 

Witam wszystkich ponownie i z góry przepraszam za tak długą nieobecność - moje opowiadania zazwyczaj zabierają mi dużo czasu, a w roku szkolnym czas jest towarem deficytowym...
"Towarzysz" jest efektem mojej cichej fascynacji ogólnie pojętym "mrokiem" w ostatnich tygodniach. Chciałem stworzyć coś tajemniczego i dosyć mocnego. Nie wiem, czy przypadkiem nie zepsułem zakończenia (znowu ;P ) ale żywię nadzieję, że lektura jest w miarę przyjemna.
Dajcie znać, nad czym powinienem pracować. I oczywiście oczekuję zwyczajowej litanii błędów merytorycznych, językowych, etc. :D

Lektura bardzo przyjemna, mimo że nie przepadam za tekstami stanowiącymi jedynie coś na kształt przemyśleń. Twój pomysł jednak zaintrygował mnie od pierwszych kilku linijek :). Uderzyłeś w dobrą strunę - pytanie, czy wszechwiedza przypadkiem nas nie ogranicza, nie odziera z pozorów wolnej woli zawsze było warte rozważenia. Tym bardziej, że odpowiedź sprawia tak wielkie trudności...

Dobrze napisane baśnie zawsze wywołują u mnie coś w rodzaju nostalgii - i Twoim się to udało :) Po pierwsze, pod płaszczykiem lekkości chowają morał (niby "banalne" prawdy, ale tutaj jak najbardziej na miejscu). A po drugie - zakończenie trzeciej baśni. Moje znajome powiedziałyby, że jest "kochane", ja zaś ograniczę się do stwierdzenia, że bardzo dobrze Ci wyszło :D

Dobrze ująłeś atmosferę świata po wojnie. Do ostatniego akapitu chciałem mruknąć coś na temat trochę zbyt prostej fabuły... Ale, jak pewnie się domyślasz, po skończeniu całości zmieniłem zdanie :) Miło by było, gdybyś w którymś z kolejnych opowiadań bardziej przybliżył te realia - to nie uawaga, tylko prośba. Ode mnie 5 :P

Zakochałem się :P W złożonej wizji świata. W sposobie przekazywania czytelnikowi tej wizji. Ogółem - w Twojej pracy :). Może i rzeczywiście zakończenie nie uderza tak mocno, jak wszyscy byśmy tego chcieli... Ale czy to ważne? Potrafisz doskonale rozplanować fabułę i poprowadzić ją w ten sposób, by - mimo pozornego braku powiązania między kolejnymi wydarzeniami - wszystko łączyło się w logiczną i ciekawą całość. To wielka sztuka, o czym świadczy ilość osób, które co i rusz potykają się nawet przy opowiadaniu banalnych historii (włącznie z niżej podpisanym).
Najwyższe uznanie... I niech te wszystkie pochlebstwa skłonią Cię do napisania kolejnego tekstu. Czekam :D

Prawdopodobnie przez to, że mało czytam opowiadań na stronce, jest to pierwszy tekst, w którym spotykam się z takim motywem. Pomijając trochę groteskową postać narzeczonej chłopaka (rozumiem, że to wymysł autora, ale mimo wszystko trochę "ostro" z nią pojechałeś) czytało mi się całkiem przyjemnie. Tylko gdy coś zaczęło się dziać w świecie pisarza, myślałem, że przejdziesz o piętro wyżej - ukażesz postać kolejnego twórcy męczącego się z chorą historią :P

Dzięki za uwagi :)
Zdecydowanie muszę popracować nad sobą jeśli chodzi o kreowanie realistycznego obrazu sytuacji... Po prostu w niektórych momentach na pytanie "jak to mogłoby potoczyć się dalej?" moja wyobraźnia podsuwa zbyt śmiałe pomysły. A na fabułę nic nie poradzę ;P Pozostaje mi ćwiczyć.
Jednego jednak będę bronił, a mianowicie osławionego bullet time'u :D Wyobraź sobie stare, zapylone do granic możliwości pomieszczenie. Czy nie uważasz, że kula w takich warunkach pozostawiłaby po sobie zawirowania kurzu? A nawet jeśli nie, to zdecydowanie uważam to za fajny motyw (tak, wiem, tanie efekciarstwo, o którym wspomniałeś :) ). 

Część pierwsza prezentuje się ciekawie, jak znajdę chwilkę wieczorem, dokończę Twe dzieło... Mimo to już teraz mam parę uwag, w większości czysto technicznych.
Po pierwsze głowy nie dam, ale gdzieś w pierwszej części tekstu chyba powinien być podział - najpierw jest co nieco o Rosjanach, a potem ni z tego, ni z owego przechodzimy do Ameryki. Po drugie, w paru miejscach dość widoczne są powtórzenia i trochę dziwnie zbudowane zdania, ostatnie przejrzenie tekstu przed opublikowaniem powinno to wyeliminować (choć z własnego doświadczenia wiem, że takie rzeczy mogą umknąć nawet przy n-tej korekcie). I po trzecie, czasem wkradało się troszkę chaosu.
Ale nic się nie martw, bo efekt i tak jest zadowalający :D Rywalizacja między państwami prawie w stylu zimnej wojny, występy kaznodziei a'la ksiądz Natanek... Dałbym coś pomiędzy 4 a 5, ale skala ocen tego niestety nie umożliwia :( 

Nareszcie. Po dłuższej przerwie (spowodowanej oczywiście wakacyjnymi wyjazdami i, nie oszukujmy się, lenistwem) skończyłem kolejne opowiadanie oraz znalazłem siły, by je wrzucić na stronkę...
Postanowiłem napisać coś w postapokaliptycznych klimatach, zainspirowany Mad Maxem i częściowo Falloutami. Troszkę wszystko się rozwlekło i nie wiem, czy przypadkiem znowu nie zepsułem końcówki - akurat do tego mam szczególny talent ;) W każdym bądź razie mam nadzieję, że lektura sprawi Wam choć trochę przyjemności. Za każdy komentarz będę niezmiernie wdzięczny. :D

Część pierwsza troszkę dłuższego opowiadanka. Jeśli nie stanowi to dla Was problemu, komentarze proponuję umieszczać od razu pod częścią drugą. ;)

Szczerze mówiąc mi też bardzo się podobało i nie powiedziałbym, by tekst był zanadto infantylny (z drugiej strony może to po prostu świadczy o moim nikłym obyciu z prozatorstwem :P ). Co prawda opowiadanie momentami wydaje się lekko chaotyczne, ale przy takim "rozbiciu" na fragmenty raczej to normalne.
I nie przejmuj się dołkami. Sam cały czas wpadam w kolejne, ale jakoś trzeba iść do przodu... 

Powiem szczerze, że wizja maszynki nawet zaledwie "prognozującej" przyszłość nieco mnie odrzuca - wydaje się swoistym pójściem na łatwiznę i odzierałaby życie z całej tej radosnej nieprzewidywalności. W ostateczności do użytku dopuściłbym aplikację, która przewiduje tylko sytuacje zagrażające życiu, nic poza tym.

Sam pomysł na opowiadanie (choć może raczej świat) bardzo ciekawy, za zabieg ze skracaniem imion również masz u mnie plusa :) . Całość troszkę wydaje mi się podobna do "Plemienia Nostradamusa", opowiadanka z papierowej fantastyki... Ale może to zbieg okoliczności.

I na koniec - bardzo jestem ciekaw, jak taki iMan zareagowałby, gdybym jawnie działał w sprzeczności w stosunku do tego, co przewidział dla mnie na dany dzień. Czy uwzględniłby to w obliczeniach? I co by począł, gdybym konsekwentnie walczył z każdą kolejną prognozą :P ? 

Świetny tekst! Pomijam już na wstępie fakt, iż nie można się oderwać od tekstu, póki nie dobrnie się do końca - najlepsze jest to, że nawet gdyby zabrakło wywracającej wszystko do góry nogami końcówki, opowiadanie obroniłoby się samym stylem i gęstym klimatem. Ode mnie masz kolejną szóstkę do kolekcji :)
A tak na marginesie - chciałbym, by moja wyobraźnia pracowała na takich obrotach przy twoim natłoku zajęć... 

Jak dla mnie bardzo sympatyczna parodia paru ogranych, horrorowych chwytów :) Chociaż motyw z samej końcówki był aż nadto przewidywalny... Mógłby być oryginalny i wyjąć coś innego. Chociaż po dłuższym namyśle sam nie wiem, co to mogłoby być :P

Dopiero jak przeniosłeś akcję do miasta wypłynęło na wierzch, z jak mrocznym światem mamy do czynienia. Nie tego się spodziewałem, ale może być ciekawie...
I tylko jedna rzecz: "panie Kostuchu" - śmiesznie to zabrzmiało :)
Czekam na ciąg dalszy. 

Po tym, co przeczytałem tutaj, już nie mogę się doczekać :P A w międzyczasie muszę się zapoznać z resztą twojej twórczości. Potrafisz zaczarować przedstawionym światem jak mało kto.

Do momentu wkroczenia Kostucha na scenę historia wydawała mi się całkiem klasyczna... Ale motyw z "należną zapłatą" z miejsca mnie kupił ;D Poza tym intrygująco zapowiada się cała ta technologia, eksperymenty na istotach żywych (ludziach?), których zapowiedź widać w końcówce. Czekam na ciąg dalszy!

Jak ja lubię takie spontaniczne - jak mniemam :D - opowiadania pisane pod wpływem jakiegoś wydarzenia, ewentualnie innego dzieła kultury, inspirowane starym filmem, lub klasyczną baśnią... Jak wszyscy już zdążyli zauważyć, koziołka można było sobie darować, albo jakoś inaczej, mocniej wpleść w historię.
Pozdrawiam 

Szkoda trochę, że w tej części akcja rozkręca się na dobrą sprawę dopiero od momentu, w którym Elena wraca do śledzenia "dyskusji". Jakby wyciąć parę dłużyzn, historię (ciekawą :D ) chłonęłoby się znacznie przyjemniej... A na pewno szybciej :P

Gonimy, gonimy... Troszkę mniej humoru, ale jak sama zaznaczyłaś, budowany jest grunt pod część III. Może jeszcze dziś, może dopiero jutro, ale z całą pewnością przeczytam :).

Pasuje mi twój styl narracji, niby pojawi się od czasu do czasu trochę chaosu i niepotrzebnych powtórzeń, ale całość czyta się gładko. I mimo że dobrze idą Ci humorystyczne wstawki, nie przesadzasz z ich ilością - to się chwali :)

Pomysł ciekawy, ale ewidentnie czeka na rozwinięcie w następnej części. Jak tylko znajdę trochę czasu później, z miłą chęcią się za nią zabiorę... I wystawię jakąś ocenkę. Pozytywną ocenkę ;D

Szort bardzo życiowy, chociaż niezbyt długi i równie nieskomplikowany :P Jeśli z takim, khm, przepraszam za kolokwializm, jajem podszedłbyś do napisania czegoś dłuższego, chyba z miejsca łapałbyś same piątki ;). A póki co, gratuluję piórka!

Miło się czyta, ale niekoniecznie przyjemnie... I mówię to jak najbardziej pozytywnym tonem. W końcu taka historia ma wywoływać konkretne uczucia, a tobie udało się to doskonale! Tylko dodam jeszcze od siebie, że zamiast "sygnału" obcy mógłby natknąć się na... Sondę Voyager ze złotym dyskiem. Zawsze bardzo mi się podobały :P 

Nie przypominam sobie, żebym gdziekolwiek w internecie przeczytał tak baśniowy tekst... Przez całe opowiadanie towarzyszyło mi niejasne uczucie, że ten rodzaj "uroku" skądś znam. Dopiero gdy przeczytałem, że początkowo był to fanfik tolkienowski, rozjaśniło mi się. Klimaty Toma Bombadila jak nic :D
Naprawdę gratuluję świetnego tekstu! 

Początek ciekawy, a końcówka bardzo fajna :) Nie przeszkadza mi, że całość jest taka krótka - myślę, że niepotrzebne rozwlekanie tylko zaszkodziłoby opowieści. A tak poza tym, to od początku kupiłeś mnie japońskimi motywami :P Piąteczka [swoją drogą: juhu, mogę wlepiać ludziom oceny!].

Opowiadanko zaskoczyło mnie... Po tytule spodziewałem się czegoś znacznie bardziej kontrowersyjnego (i niekoniecznie smacznego), ale i tak uważam, że całość wypadła nader oryginalnie. Niebanalny pomysł i przyjemny w odbiorze styl - za to z chęcią postawiłbym wysoką ocenę... Gdybym oceny mógł stawiać :P

I na koniec: Harem, Harem ;D !

Owszem, postaci w zamierzeniach mieli reprezentować dość "luźne" podejście do pracy... Chociaż sama scena ucieczki nie wydawała mi się aż taka przesadzona. Oczywiście, musiał zdarzyć się cudowny przypadek (pistolet), ale taki już urok fikcyjnych opowieści.
Masz całkowitą rację, jeśli chodzi o końcówkę :D. Moim pierwotnym zamiarem było napisać opko, w którym przewinie się motyw truposzy wykorzystywanych do pracy... I to by było na tyle. Gdzieś po drodze doszedł pomysł na osadzenie wszystkiego w latach pięćdziesiątych - specyficzne samochody, detektywi w płaszczach, klimat miasta i te sprawy. Problem jak zwykle stanowiło zakończenie tego wszystkiego w jakiś sensowny sposób... I wyszło jak wyszło.
A i jeszcze jedno: pierwsze słowa mają właśnie niejako narzucić czytelnikowi ramy czasowe. Bałem się, że z samego tekstu za bardzo nie będzie wynikać, jaki to (mniej więcej) rok.
Dzięki serdeczne za opinie! 

Wiem, że do wybitnych pisarzy nie należę, niemniej takie 1/6 na dzień dobry wydaje mi się troszkę... Krzywdzące ;D. Może jakiś komentarz? Jeżeli coś od mojego opowiadania odrzuca, to dajcie znać :).

Chociaż sam początek za wiele nie wnosi do najważniejszej myśli opowiadania (jak już zauważył andrzejtrybula, mógłby być pominięty) ubawiłem się przy nim przednio. Prawie tak, jak przy dalszych perypetiach bohatera, już z Natalią :P. Udał Ci się ten tekst, świetny na poprawę humoru! Tylko na przyszłość: gdybyś mógł uporać się z "ą" i "ę", byłoby doskonale...

No, bardzo przyjemnie się czytało :) Najbardziej podoba mi się etykietka "based on a true story" (slogan obowiązkowo wygłaszany przez profesjonalnego lektora :P ), świadomość tego podnosi atrakcyjność i tak fajnego tekstu.

Mocna rzecz :) Nie wiem czemu, ale w wizji zabawek przyszłości najbardziej urzekła mnie ewentualność niesubordynacji... Spowodowanej pacyfistycznymi nastrojami :D.

Tego mi brakowało w deszczowy dzień - niezwykle przyjemnej i fajnie pomyślanej historii fantasy :) Szczerze mówiąc, gdyby Twój tekst był jeszcze trochę dłuższy, spokojnie mógłby trafić do jakiegoś sympatycznego zbioru opowiadań...

A ten swoisty "epilog" co prawda odróżnia się stylem od całości, ale jak dla mnie stanowi świetny smaczek.

Pozdrawiam

Powiedziałbym, że opowiadanie dosyć melancholijne, jeśli nawet nie depresyjne, ale przez to klimatyczne. Naprawdę doceniam pomysł, zaznaczę tylko, że osobiście wolę bardziej optymistyczne akcenty ;)

Co prawda ostatnio rzadko zaglądam na stronkę fantastyki, ale szczęśliwie trafiłem na naprawdę dobre opowiadanie :) Najbardziej, Bohdanie, podobają mi się Twoje pomysły na kreacje postaci. Fryzjera już wszyscy zdążyli pochwalić wcześniej, ja tylko napomknę, że fajnie wypadł Nierządnik. Aż przypomniała mi się scena z "Narrenturm", gdzie gościnny występ zaliczył wilkołak o podobnych upodobaniach...
Pozdrawiam 

Dzięki :). Co warte jednak zaznaczenia, redagowałem ten tekst i to nie raz...

Będę starał się poprawić... Ale na początek proszę Cię, przeczytaj najpierw całość tekstu, a dopiero potem zabierz się za krytykę najbardziej rzucających się w oczy, khm, "rodzynków".

Opisy, które wymieniłeś, odnoszą się do miejsca poza światem materialnym (że się tak górnolotnie wyrażę), wobec czego nie powinny dziwić szepczące drzewa, pył na wietrze i specyficzna barwa nieba.

Promień słońca - "rozlał się ciepłem po skórze", nigdzie nie zaznaczałem, że ogrzał całe ciało.

Mrok i blask - chodziło mi o efekt, gdy, będąc pośród ciemności (z okazjonalnymi promieniami słońca, przebijającymi się przez korony drzew, żeby nie pozostawiać wątpliwości :) ), widzimy w oddali dalszą drogę, przysłoniętą przez ścianę blasku. Bardziej naukowo mówiąc, nasze oczy są przystosowane do mroku wokół nas, przez co nie jesteśmy w stanie dostrzec czegokolwiek w silniejszym świetle.

Wyjście bohatera z lasu zaznaczone jest w zdaniu "otworzyła się przed nim niewielka polana.

"Towarzyszącemu" już skorygowałem.

I to by było na tyle mojej rozpaczliwej obrony :P

Doszliśmy do końca tego przydługiego opowiadania, w związku z czym przyszła pora na parę słówek od autora (rym niezamierzony :D).
Zamierzałem napisać dość klasyczne, poważne opowiadanie fantasy z - mam nadzieję - ciekawym wątkiem powracania do świata żywych. Zakończenie miało w pewnym stopniu być zaskakujące... Jak wyszło, pozostawiam Wam do oceny.  

Nie martw się, po prostu pierwszy raz coś tu zamieszczam i chwilę mi zajęło nauczenie się, jak sobie radzić z akapitami. Resztę dorzucę jutro, dziś najzwyczajniej w świecie już nie mam siły...
Teraz odnośnie komentarza u góry - Adamie, jestem początkujący, trochę wyrozumiałości na początek :P.
Rzeczywiście, z tą drogą nie wyszło, ale "odczucia" chłodu oraz gorąca miały nadać trochę plastyczności opisowi bólu i nie uważam ich za złe... Zobaczymy, czy ktoś inny dotrwa do końca :). 

Świetne opowiadanie! Praktycznie przez cały czas zaskakujesz. Czytając człowiek nie ma prawa przewidzieć, co nastąpi za chwilę. Jak już wcześniej wspomniano, bardzo dobrze też dawkujesz napięcie... Poza tym z miejsca mnie kupiłeś, wprowadzając postacie czarnych charakterów zwracających się do siebie per "pan" :) , radośnie wymieniających komentarze odnośnie wszystkiego. Nawet rzeczy najokropniejszych... Jedyne, co trochę mi nie pasuje, to imię Kaśka, ale to tylko moje subiektywne odczucie, niemające żadnego wpływu na ocenę tekstu.

Nowa Fantastyka