Profil użytkownika


komentarze: 279, w dziale opowiadań: 243, opowiadania: 120

Ostatnie sto komentarzy

Absurd z gatunku tych poważnych. Akcji, brak, ton spokojny, a wciąga od początku, brawo. Osobliwa historia, umiejętnie wywołująca emocje. Też nie byłem pewny, czemu dziewczyna uciekła, przedstawione zostało to w taki sposób, jakby coś jeszcze wydarzyło się poza szafą, ale to szczegół, bardzo mi się podobało.

Im dalej, tym lepiej, bo wstęp nie zachęcił mnie specjalnie, ale wulgarny gnom wpychany do miksera jest świetny :) Podobało mi się, jak aktywna była bohaterka, nie spodziewałem się aż takiego ładunku akcji. Zastanawia mnie tylko, czy papieros był dostosowany do wielkości gnoma, czy normalny?

Ciąg dalszy w kolejnych kilkuset znakach brzmi ciekawie, naszła mnie wizja większej opowieści pisanej takimi scenkami, z których każda mogłaby istnieć oddzielnie.

Nawet bardziej niż pomysł przemówił do mnie klimat, jest babciowo, sympatycznie i niespiesznie, ale też tajemniczo, a nawet trochę strasznie. Ładny początek, pod koniec przyspieszyło mocno i szkoda, że limit tak dał się we znaki. Widzę potencjał na więcej historii z tego świata :)

Nauczyłem się słowa czy dwóch po maorysku, a lubię, gdy opowiadanie ma wartość edukacyjną :) Przygnębiające, ale ładne. Wiem, powtarzam za innymi komentującymi, ale to słowo dobrze tu pasuje i nie znaczy “mniej, niż dobre”! Pozdrawiam!

Cesarzowo, dziękuję!

 

Dragoninie, może coś wymyślę na tych pracowników, bo chyba rzeczywiście kłują w oczy :) Przemianę pana Hugona, a przynajmniej jej zaawansowanie, chciałem zachować w tajemnicy do samego finału, pokusiłem się jedynie o drobne wskazówki, jak fakt przyjęcia gościa przy herbacie, zamiast, jak poprzednio, przy koniaku.

 

Tarnino, spłodziłem kiedyś tekst o podobnej tematyce i w takim samym klimacie, gdzie stylizację podkręciłem naprawdę mocno i byłem konsekwentny, tym razem miało być trochę inaczej, wciąż w duchu epoki, ale przystępniej i bez zbędnych ozdobników. Skoro dostaję komentarze, że klimat i tak jest wyczuwalny, to myślę, lub przynajmniej mam nadzieję, że zbliżam się do jakiegoś złotego środka :)

Tarnino, dziękuję za odwiedziny i sugestie, z wielu z przyjemnością skorzystam, choć nie ze wszystkich!

 

Jestem nieco zszokowany zarzutem o nadmierną stylizację – szczerze sądziłem, że jest minimalna! Łączy się to też z niekonsekwentnym jej zastosowaniem, kilkukrotnie świadomie posłużyłem się bardziej współczesnymi zwrotami, choćby tym szpitalnym sprzętem. Założyłem, że uczynię tekst nieco lżejszym i łatwiejszym w odbiorze, lecz jeśli rzeczywiście ogólne wrażenie jest takie, że stylizowałem za mocno, to rozumiem, że kontrast może być silny i wybijać z rytmu. Pewne słowa, które wyłapałaś, to już czysta nieuwaga z mojej strony :( Z chęcią użyję synonimów bardziej pasujących do klimatu.

 

Jakże melancholijnie… Miłuję lato, słońce i zieleń, lecz dzisiaj, z jakiegoś powodu, przemawia do mnie ten smętny, słodko-gorzki nastrój…

Zbyt usilnie o tym zapewniasz – opis spokojnie wystarczy. "Miłuję" jest o wiele za wysokie.

Uznałem za stosowne mocno zaakcentować poglądy bohatera, by było oczywistym, że niespodziewanie odczuwa coś zupełnie nowego i sprzecznego z dotychczasowymi upodobaniami. Dwie sceny później pan Hugon wypowiada bardzo podobne zdanie, co akcentuje, że przechodzą taką samą przemianę. “Miłuję” rzeczywiście kiepskie, to chyba pozostałość, gdy zdanie lub dwa później było jakieś “kocham”.

 

Miło mi, że mimo wszystko jest nieźle. Czy rozbuduję tekst? Może, lecz na ten moment nie bardzo widzę, w jaki sposób. Pokusiłbym się chyba jedynie o dosłownie kilka zdań, tak by tempo było lepsze, a pewne zjawiska lepiej i naturalniej wyjaśnione.

 

Dziękuję i pozdrawiam!

 

Widać ogrom pracy włożony w tekst, stylizacja miejscami męcząca, ale też nietuzinkowa, wyróżnia tekst i nadaje pewnej wartości edukacyjnej. Ciekawe postacie, klasyczna intryga. Dobry tekst, lecz też ciężki – ale nie toporny! Doklikuję.

Ładne, ale nie będę udawał, że zrozumiałem więcej niż poprzedni komentujący. Czuję, jakby brakowało dosłownie jednego zdania pod koniec, które rozjaśni sytuację. Klimat jest, fajne dialogi są, pomysły też i ta niejasność nie ujmuje tekstowi, ale trochę szkoda.

Nova, dziękuję!

 

zebulonalessandro, przez krótki moment rozważałem zastosowanie pasożyta jako wyjaśnienia, ale, po pierwsze, stosunkowo niedawno o pasożytach pisałem, po drugie brak odkrycia lepiej pasował do całości, zarówno jako wyjaśnienie motywacji lekarzy, jak i możliwości interpretacji tekstu. Skończyło się więc na potencjalnym wyjaśnieniu. Czy jest prawdziwe? Nie wiem :)

I pomyśleć, że miałem już nadzieję, że sam ładnie wysprzątałem takie babole :) Dziękuję!

Chyba powiedziane zostało już wszystko, co sam bym wymyślił jako komentarz. Faktycznie niezbyt subtelnie, ale zdecydowanie zabawnie. Parsknąłem przy witaminie Y, takie proste, a takie pocieszne :D

Dziwaczne i niepokojące, fajne. Mi sposób narracji nie przeszkadzał, fakt, nieco beznamiętny, ale akurat tutaj mi przypasował, tworzy mocny kontrast z niesamowitością wydarzeń, przez co jest jeszcze dziwaczniej i jeszcze bardziej niepokojąco :) 

Komentarzy przybyło, więc dziękuję za odwiedziny i kliki :)

 

Xavery, ciekawe, że odniosłeś się do naturalnego zjawiska przejmowania poglądów. Przyznaję, nie myślałem o nim przy pisaniu i w sumie wyszła fantastyczna wersja czegoś zupełnie codziennego, zamiast obcego w swej naturze fenomenu, jak sobie to zaplanowałem. Cieszę się, że poczułeś nastrój rezydencji, skupiłem się na relacjach i dialogach, nie siliłem na stylizację, więc trochę obawiałem się, czy czytelnik poczuje klimat.

 

Koalo, a, dziękuję! I ponownie pada “zręcznie” :)

 

AP, ciężko mi odpowiedzieć na Twoje spostrzeżenia bez zdradzania własnego punktu widzenia, a nie chcę nic sugerować czytelnikowi ;)

 

SzyszkowyDziadku, trochę za mało scen, by wpływ na narratora był tak naturalny, jak bym chciał, ale cieszę się, że doceniłeś!

 

MrBrightside, trochę się biłem z tym ostatnim zdaniem, bo jest dosyć istotne dla tekstu. Ostatecznie zdecydowałem się na wersję krótką, by zakończyć szybciej i z przytupem, ale mogło też skończyć się na nieco dłuższej analizie przez narratora sytuacji i psychiki pana Hugona. Nie ukrywam, limit pokierował mnie na finalną ścieżkę, choć po usunięciu kilku zbędnych wstawek pozostało mi sporo wolnych słów. 

 

Reg, jak tyś to wypatrzyła? :D Już poprawiam! Do rezydencji – niekoniecznie tej samej – pewnie jeszcze powrócę, bo to wdzięczne tło dla opowieści.

 

Staruchu, bez obaw! Nie znalazło się w tekście, ale pani Harmonia słucha jazzu!

Trochę skojarzyło mi się z twórczością Kinga, zapewne przez to słodko-gorzkie spojrzenie na dzieciństwo i pomieszanie wątków fantastycznych z dorastaniem postaci. Ładne i osobiste, bez wywoływania emocji na siłę. 

Też nie sądzę, by tak było, ot, po prostu jakoś mnie rozbawiło to skojarzenie. :)

Trochę mam problem z tym tekstem, bo tak: Podobało się. Lubię tego typu historie, gdzie schemat działania czegoś jest prosty, a pochodzenie niewyjaśnione. Do tego interesujące, że staruszkowie to po prostu ludzi, a nie potwory (lub może bardzo ludzkie potwory?), jak wynika z ich przeskanowania przez bohaterkę. 

 

Z drugiej strony limit rzeczywiście nie pomógł, bo dzieje się dużo w tym tysiącu słów i klimat trochę ucieka. Kelner dodany nieco na siłę w moim odczuciu, choć domyślam się, że należało pokazać, że naszyjnik działa dalej i wciąż kontroluję Marzenę, ale nie obraziłbym się, gdyby autor wyciął ten wątek i pozwolił bohaterce nieco wolniej popadać w szaleństwo.

Hesket, dziękuję za pierwszy komentarz! Cieszy mnie to “zręcznie” bo czuję, że pasuje do tego, co chciałem osiągnąć, czyli tekstu lekkiego, może nieco dziwnego :) Myślę, że gdyby choroba działała jak altruizyna, to finał byłby jeszcze bardziej krwawy…

No jest klimatycznie, jest niepokój, a przecież nic się nie dzieje! Dobrze napisane, podobało się. Myślę o innych interpretacjach, ale jakoś cofa mnie do tej najbardziej oczywistej. O, i takie coś wypatrzyłem:

 

Smartfona jednak w pobliżu na wyciągnięcie ręki nie znalazłem

 

Poza tym czytało się bardzo płynnie.

 

W regulaminie stoi:

Podobnie nie, nie przejdą triki typu „obudziłem się i odkryłem, że zaspałem”.

 

 

Obudziłem się i odkryłem, że prowadzę samochód? :D 

Moim zdaniem faktycznie wcisnąłeś w krótki tekst dużo, ale nie na siłę, zwłaszcza, że wszystko, rodzinny dramat, konflikt, polityka i element fantastyczny łączą się bardzo płynnie w całość. Mocny początek, zdesperowany mężczyzna, podpięty do aparatury chłopiec, zniszczony Nowy York, super, zaintrygowało. Końcówka nie wywarła już takiego wrażenia, może dlatego, że ledwo co zrozumiałem, o co mniej więcej chodzi i nie odczytałem powagi sytuacji.

Smutne, a w finale nawet straszne. Brak imion nie przeszkadzał, nadał tekstowi poczucia anonimowego wyznania, w którym bohaterka nie chce odbierać prywatności bliskim, ale po nazwie choroby i tak wszyscy by wiedzieli, o kim mowa, więc zakładam, że nie takie były intencje autora.

Choć samego zakończenia się spodziewałem, to android już mnie zaskoczył – przeczuwałem raczej, że ministerstwo ma ludzi o jeszcze bardziej niesamowitych zdolnościach, którzy biednego urzędnika wyprali z jaźni i telepatycznie kontrolują, a cała akcja ma na celu pozbycie się potencjalnej konkurencji. Bardzo sprawnie napisane, podobało mi się, że z jednej strony mamy motywy zagadkowe i niesamowite, a z drugiej sposób wypowiedzi i myśli mieszkańców wsi, które mocno sprowadzają na ziemie, bardzo kontrastowe.

To nie taki zły los, zacząć życie od nowa, odizolować się od świata zewnętrznego… Zwłaszcza w gronie tak sympatycznych ludzi. Bo musieli być sympatyczni, skoro nikomu nie przyszło do głowy pozbyć się Amandy :) 

Near, pracuję właśnie nad rozbudowaniem tekstu, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Postaram się nieco poskromić tempo akcji. Może nawet uda się pomnożyć limit znaków, choć mam obawy, czy nie wyszłoby nużąco, w końcu to tylko seria niefortunnych zdarzeń i narzekań bohaterki :) Dzięki za świetny konkurs!

 

adam, dzięki za klika! Fakt, że nie rozbudowałem postaci Sylwii niemal zupełnie, przydałoby się jej więcej osobowości. Motyw lęku przed czymś niepozornym czy codziennym i budowanie wokół niego obsesji bohatera to zabieg, który też bardzo lubię. Myślę, że w przyszłości będę do niego wracał. 

 

Alicella, to faktycznie początek wypadł w tekście najsłabiej i chcę go nieco zmienić. Niepotrzebnie zacząłem od naprawdę krótkich scen, należało pozwolić sobie na spokojniejszy wstęp :)

Upadek Kuby został dodany na ostatnią chwilę, początkowo Sylwia miała mieć tylko kłopoty za rzekome popchnięcie Mariana, ale uznałem, że trzeba pójść na całość. Również wielkie dzięki za bardzo ciekawy konkurs!

 

Edytuję, bo rozbudowałem nieco tekst, biorąc sobie do serca uwagi komentujących. Fabuła nie uległa zmianie, właściwie to tylko początkowe sceny zyskały nieco objętości.

Radku, chciałem napisać coś Sebie, ale uciekła mi myśl, a potem zapomniałem poprawić, zaraz edytuję. Chyba za późno pisałem ten komentarz :)

Pewne elementy tego tekstu trudno brać na poważnie, poprzedni komentujący zwrócili uwagę na choćby gotowych do roznegliżowania się członków załogi, ale do mnie ten klimat trafił. Ta doza dziwności dodaje opowiadaniu uroku, ale też buduje pewien specyficzny typ niepokoju. Bardzo interesująca lektura, sam pomysł ciekawy, ale to atmosfera właśnie najbardziej przypadła mi do gustu.

Zakończenie zaskoczyło, przerażająca wizja, a do tego intersująca puenta.

Simeone, dzięki za odwiedziny, szkoda, że nie wywołało większych emocji, ale cieszę się, że twist uznajesz za udany.

 

Anet, miło mi :)

Irka, krótkie wstawki raczej nie wypaliły, może po zakończeniu konkursu pobawię się jeszcze tym tekstem i rozwinę go trochę. Zmiany w życiu bohaterki to coś, nad czym się zastanawiałem, bo z jednej strony miały być nienaturalnie nagłe, są w końcu koszmarem na jawie, najgorszym możliwym scenariuszem, ale też bałem się, czy czytelnik nie uzna ich za zbyt dziwne. Teraz myślę, że mogłem jednak pokusić się w tych miejscach o dialogi, takie, w których pada o jedno słowo za dużo.

 

Radek, los Mariana był niestety przypieczętowany, bo identyczny wypadek przydarzał mu się w każdej z poprzednich wersji tekstu, nawet, gdy opowiadanie było zupełnie o czym innym. Idea skrzywdzenia kogoś kasztanem była zbyt kusząca…

Konstrukcja we śnie miała być obca i niezrozumiała nawet dla bohaterki, która umie rozróżnić jej poszczególne elementy, ale całość określa tylko jako “łoże”, ale racja, wielobarwne drewno to już chyba zbyt niejasne sformułowanie. Dzięki za uwagi!

Bardzo dobre podejście do tematu, ja nadmiaru patosu nie wyczułem. Sytuacja jest ciężka, ale jest nadzieja, tyle nam przedstawiłeś i myślę, że tyle wystarczy, bo zakończenie było podnoszące na duchu. Wyważony i bardzo solidnie napisany tekst. Najbardziej podobały mi się opisy w końcówce, niezwykle plastyczne.

Klikam!

Sonato, cieszę się, że tekst przypadł do gustu i zaskoczył, dzięki za odwiedziny!

 

Kosmito, chciałem tymi częstymi przeskokami spotęgować wrażenie, że historia dzieje się na przestrzeni wielu dni, wydało mi się to dobrym rozwiązaniem w tak krótkim tekście. Fajnie, że pomysł uznajesz za dobry, mimo, że prosty. Walczyłem o tę prostotę :) Chodziły mi po głowie strasznie przekombinowane historie i w ostatniej chwili wymyśliłem coś elegantszego niż zabójczy konik-bujak na sprężynie i plac zabaw z kosmosu polujący na samotne matki, choć to błyskawiczne pisanie na pewno wpłynęło na jakość tekstu. 

 

Również pozdrawiam!

Ciekawy pomysł, do tego zaskoczyłeś mnie dwukrotnie, niemal raz za razem, bo nie spodziewałem się ani morderstwa, ani tego, że sytuacja nie dzieje się naprawdę. Dobra lektura, choć od połowy tekst strasznie zwalnia. Do końca za to utrzymało się gorzkie, przygnębiające uczucie. 

No, jest dziwnie, ale da się czuć grozę – uwięzienie w chińskiej ozdobie(podróbce!) na bazarze szalonego Araba to makabryczna wizja. Absurd wysokiego poziomu, do tego bardzo lekko napisany. Przyjemnie okropne.

Dzięki za odwiedziny i komentarze! Trochę się ostatnio bawię z horrorem, patrzę co działa, a co nie. Tutaj próbowałem budować fabułę i klimat krótkimi wstawkami, które z czasem nabierają objętości i charakteru, bohaterka relacjonuje najpierw szybko i pobieżnie, by w miarę narastającej irytacji mówić nam coraz więcej. Cieszę się, że twist się podobał, pozdrawiam!

Mam po tym tekście trochę mieszane uczucia. Początek bardzo mnie kupił, zapowiadał ciężką, nieprzyjemną historię. Atmosfera nieszczęśliwego życia, iskierka nadziei w postaci wyjazdu, wszystko to świetne. Nastrój się posypał przy wprowadzeniu elementu fantastycznego, spodziewałem się czegoś subtelniejszego niż potwór Frankensteina z kochanków. Poważna, dojrzała opowieść zmieniła się nagle w horror klasy B. Ciężko się przyczepić co czegoś innego, ale to przejście pozostawiło mi niesmak. 

Potem jest końcówka, po której już byłem bardzo zadowolony, lubię takie odwrócenie sytuacji w ostatniej chwili, porządne zakończenie z przytupem, gdy myśleliśmy, że już po wszystkim, szybkie, mocne i mięsiste. Nikt tu nie wygrywa, dla nikogo nie ma happy endu. Dobre.

Bardzo mi się podobało, jak kolejne wpisy potęgują napięcie. Żaden nie próbuje szokować czy zaskoczyć, niepokój narasta płynnie i trzyma do samego końca. To nie lęk z gatunku “co się za chwilę stanie”, ale raczej “kiedy i jak źle to się skończy” i naprawdę go odczułem :) Kontrast między pogarszającym się stanem zdrowia, a nadziejami i tęsknotą sympatycznego bohatera nadają całości bardzo słodko-gorzkiego posmaku (choć czytelnik wie raczej, że w finale tej słodyczy nie pozostanie wiele, jeśli w ogóle). Podobało się, pozdrawiam i klikam!

Poproszę 74: Sylwia jest młodą dziewczyną, która zabiera młodszego brata na pewny placu zabaw. Orientuje się lecz, że plac zabaw jest odwiedzany również przez kobietę jeszcze starszą od niej.

Koalo, niesamowite, jak długo ten chochlik się ukrywał, dziękuję za wyłapanie go :) Cieszę się, że nawet przeciwnik horrorów nie żałował odwiedzin!

Finklo, dziękuję! Jak mówił lekarz, prysznic powinien być bezpieczny :)

 

krzkocie, cieszę się, że się podobało! Kąpiel bohaterki to tylko impuls z gatunku tych, które zdarzają się nam wszystkim (tak sądzę). Bezdomny z basenu to zaś tylko początek życiowej niechęci, która napędzała samą siebie, nie nazwałbym tego traumą, raczej patrzył w kategoriach nawyku.

Okropne, ale w tym dobrym sensie. Zacząłeś mocno, niby po pierwszej scenie czytelnik wie o co chodzi i czego się spodziewać, a potem się okazuje, że może być o wiele gorzej (ale w tym dobrym sensie, oczywiście). Jest w tym opowiadaniu praktycznie wszystko, co dałoby się wrzucić w tego typu fabułę i z jednej strony podpisuję się pod komentarzem None, z drugiej, odbierając wszystko zupełnie poważnie, jest to absolutnie przerażające – spirala przemocy i obłędu, bez zbędnej elegancji i tajemniczości. Klik.

Ja się wybiję i przyznam, że tekst jest tak groteskowy, że aż mi się podobał. Po pierwsze tytuł, który przykuwa uwagę, sprawił, że po śmierci przedszkolanki zrobiłem “ufff”, tylko po to, by po kolejnym morderstwie pomyśleć “a jednak…”. Na pojawienie się mojego ulubionego detektywa już tylko wytrzeszczyłem oczy.

Kryminał to to nie jest. Humorystycznym tekstem też bym tego nie nazwał. Jak dla mnie tekst to bizarro i w tej kategorii jest to niezgorsza opowieść. Nawet finał mi się podoba, choć z początku uznałem go za fatalny. Liczyłem na jakiś sprytne wyjaśnienie, jedno zdanie Herkulesa, które połączy wszystkie wydarzenia i motywy w całość i pozwoli mi zrozumieć, czemu ten tekst w ogóle powstał i co chciał przekazać, a dostałem zupełnie niepotrzebną, nic nie wnoszącą scenę pożegnania. I ten brak puenty zszokował mnie bardziej, niż mogłaby najbłyskotliwsza wypowiedź Herkulesa. 

Tekst jest jak zapis dziwacznego snu i na swój dziwaczny sposób jest niesamowity. 

Astrid, dobrze kombinujesz :)

 

Głosy na AmbushRadek. Ambush za najlepsze wywiązanie się z zadania, Radek za mnogość przemian, choć były one, zarówno jak i inicjacja, w tle. Trzeci głos powinien być na ANDO, przemiana/inicjacja w jej tekście wywołała u mnie najwięcej emocji.

Trochę śmieszne, trochę obrzydliwe, podobało się. Finał ukazujący perspektywę zombie przerażający, do tego pozostawienie wyobraźni czytelnika, do czego posłuży wiertarka… Mnie takie teksty kupują. Z jednej strony szkoda, że drugi fragment nie bronił się sam, ale pomysł stworzenia kontynuacji jako tekstu na kolejne wyzwanie uważam za przedni. A, i wielki plus za nekroalfonsów :D

Radku, w Komnacie odbywa się “rytuał” wypicia eliksiru wiecznej młodości, stąd nazwa. Klimat miał być sekciarski, stąd wymyślna nazwa dla pomieszczenia, które nie różni się tak naprawdę od innych w domu. Mistrz eksploduje “pulpowo” rozerwany kulami. Można to traktować dosłownie, można jako perspektywę chłopca, w którego oczach wszystko jest przejaskrawione i o wiele bardziej niesamowite.

Anet, Ambush, cieszę się, że się spodobało. A teraz kilka słów o każdym tekście.

 

Asylum, intersujące, fajny kontrast między siłą burzy a spokojną wymianą zdań. Zabrakło mi jakiejś puenty tej rozmowy, lecz i to można podciągnąć pod różnice między bitwą żywiołów a dyskusją bohaterów.

 

Radek, lubię takie połączenia baśni/mitologii z nowoczesnością, zwłaszcza, gdy nie próbują być przesadnie poważne, więc plus za tematykę i lekki język. Trochę brakowało konkretniejszej akcji, odnoszę wrażenie, że to fragment wycięty ze środka większego tekstu. Przemiany widzę tu aż trzy, jest dziewczyna zostająca czarownicą, jest modernizująca się Baba Jaga i w związku z tym jest, gdzieś w tle, przemiana wiedźm jako grupy. 

 

ANDO, wciągająco napisane. Przemawiają do mnie takie sceny, gdzie bohater musi podjąć decyzję życia. Zakończenie pozytywne, choć nie naiwne, pozostajemy niepewni dalszych losów bohaterów, bardzo udane potraktowanie trudnego, aktualnego tematu.

 

Ambush, przemiana nie tylko bohaterki (prawdziwa?) ale i całego świata, chyba największa skala ze wszystkich tekstów :) Czuć tu słowiańskość, świetny klimat. 

 

Outta, chyba też muszę przeczytać całość, żeby się połapać. Zostawię komentarz w połączonych tekstach.

 

Vrchamps, niespodziewane zakończenie :) Przypadły mi do gustu opisy, miejscami były naprawdę niepokojące.

 

Przyznaję, że nie byłem zbyt zainteresowany wyzwaniem, kilka słabych pomysłów ostudziło wszelkie zapały, ale idea przyszła mi do głowy wczorajszej nocy, więc dorzucam coś na ostatnią chwilę. 

 

***

Chłopiec otwiera drzwi Komnaty Wieczności. Został tu zaproszony po raz pierwszy, nie wie, czego się spodziewać. Pomieszczenie nie różni się od innych w posiadłości, podłogę zdobi wielobarwny perski dywan, wysoki sufit ginie w mroku. Blade światło księżyca wpada przez pionowe okna, oświetla okrągły blat stołu.

– Wejdź. – Zakapturzona postać wyłania się z ogarniętego ciemnością końca Komnaty. – Zamknij drzwi.

Chłopiec wykonuje polecenia pospiesznie.

– Wzywałeś mnie, Mistrzu.

– Podejdź bliżej.

Gdy obaj stoją po przeciwnych stronach stołu, Chłopiec jest w stanie dostrzec skryte pod kapturem oblicze. Starą, pooraną zmarszczkami twarz, oczy pełne zmęczenia.

– Zdradzono nas – mówi smutno Mistrz. – Jeden z twych braci uciekł. Wrogowie muszą już wiedzieć o naszych planach.

Chłopiec uchyla usta w niemym zaskoczeniu. Mistrz widzi jego przerażenie, unosi dłoń. Dzieci w posiadłości dobrze znają ten gest. Nakazuje zachować spokój i słuchać.

– Nie obawiaj się – podejmuje starzec. – Nie wszystko stracone. Postanowiłem przyspieszyć waszą inicjację. Zawsze byłeś mi najbardziej oddany, dostąpisz więc zaszczytu jako pierwszy. Połóż się na stole.

Lęk opuszcza Chłopca tak nagle, jak się pojawił. W dziecięcym umyśl eksploduje ekscytacja. Młodzieniec niemal wskakuje na blat, kierowany słowami Mistrza kładzie się na plecach. Tak długo czekał na tę chwilę!

– Czy dobrze ci się żyje w mym domu? – pyta Mistrz. Zaczyna powoli okrążać stół, ciągnąc powały szaty po dywanie.

– Tak.

– Masz przyjaciół, masz zabawki, masz wszystko, o czym zamarzysz, prawda?

– Tak, Mistrzu.

– Możesz się bawić, kiedy chcesz, możesz jeść, co chcesz. Nie masz obowiązków. Nie musisz się uczyć. Jesteś wolny.

– Jestem wolny.

– Jesteś wolny, tak, jak powinno być wolne każde dziecko. Lecz istnieje wróg, który chce ci twą wolność odebrać.

– Czas…

– Tak! Czas! Nienawidzi cię, dziecko. Porwie twą radość na strzępy. Zamieni w niewolnika pracy i pieniędzy. Chce, byś myślał tylko o nich, by groza ich utraty kierowała twym życiem. Świat dorosłych to świat lęku. Będziesz zasypiał przerażony i przerażony będziesz się budził. Strach spęta twe życie. Nie będziesz już wolny. Nigdy więcej.

Mistrz zatrzymuje się nad głową chłopca, z szerokiego rękawa wyciąga fiolkę przeźroczystego płynu.

– Czy pragniesz dorosnąć, chłopcze?

– Nigdy!

Drobne pięści drżą z ekscytacji. Młodzieniec nie może oderwać wzroku od buteleczki. Eliksir Wiecznej Młodości… Tyle o nim słyszał, tak długo czekał. Nie będzie już obawiał się demonów, przed którymi ostrzegał go Mistrz. Praca, pieniądze, obowiązki, wszystkie czekają na dzień, w którym posiądą duszę Chłopca. Jest tylko jeden ratunek, tylko jedna obrona. Pozostać dzieckiem.

Starzec uśmiecha się i odkorkowuje naczynie.

– Przyjmij więc mój dar. Dołącz do swych pobłogosławionych braci. Bądź młody na wieczność…

Odległy hałas burzy doniosłość chwili. Chłopiec nasłuchuje.

– Mistrzu, słyszałeś? – pyta, gdy fiolka zbliża się do jego warg.

Odgłosy przybierają na sile. Pospieszne kroki wielu ludzi, mocne, męskie krzyki. Nawet przygłuchy starzec słyszy je już wyraźnie.

– Boże… – szepcze podnosząc wzrok. Jego dłoń zamiera opierając naczynie o usta Chłopca. – Już tu są…

Drzwi Komnaty otwierają się z taką siłą, że puszczają zawiasy. Do środka wpada grupa umundurowanych policjantów, celują do Mistrza z długiej broni.

– Odsuń się od dziecka! – krzyczy jeden. – Ręce nad głowę!

Źrenice starca zwężają się pod kanonadą światła policyjnych latarek. Mruży powieki, lecz nie odwraca wzroku. Jego twarz tężeje z desperacji.

– Pij… – syczy przez zaciśnięte zęby. – Pij szybko! – Przechyla fiolkę.

Padają strzały. Na mgnienie oka Komnata przenosi się w oko cyklonu. Mistrz eksploduje, krew znaczy dywan, blat i Chłopca. Siła kul miota resztkami starca w mrok.

Policjanci wbiegają w głąb pokoju. Nie odnajdują ciała, jedynie przesiąkniętą szatę. Patrzą po sobie zdziwieni. Jeden z ich kolegów podchodzi do stołu. Chce zapytać Chłopca, czy wszystko w porządku, lecz Chłopca już nie ma.

Mężczyzna podnosi się na łokciach, jego oczy błyszczą. Zobaczył najgorszą, najbrutalniejszą stronę życia, którą Mistrz tak skrzętnie przed nim skrywał. Hipnotyzujące tornado przemocy, eksplozja siły, kawałki ludzkich ciał spadające niczym deszcz, czarne postacie siejące śmierć. Tak musi wyglądać taniec godowy w piekle.

Mężczyźnie się to podoba, czuje podniecenie. Ściera z twarzy mieszankę krwi i niewypitej mikstury, na wszelki wypadek spluwa na podłogę. Nie chce już być dzieckiem, chce być policjantem. Nie chce więcej zabawek. Chce karabin.

 

***

 

No, to teraz biorę się za nadrobienie pozostałych tekstów i może uda się jeszcze dzisiaj mieć dla każdego komentarz. Pozdrawiam!

Historia może nie oryginalna, ale całkiem mnie wciągnęła. Przewidziałem zakończenie dosyć szybko, ale to dlatego, że zawsze wypatruję zdrady :) Myślę, że opowieść by tu zyskała na wprowadzeniu dodatkowych postaci.

Klimat mocny, dialogi też mi się podobały. Niektóre opisy jednak psuły lekturę, zdawały mi się przesadnie długie i spowalniające akcję. 

 

Na jego szczycie widniała płaskorzeźba ukazująca popiersie dziwnej postaci.

Może lepiej Na jego szczycie widniała płaskorzeźba, popiersie dziwnej postaci. Popiersie to typ rzeźby, więc płaskorzeźba raczej go nie przedstawia, a po prostu nim jest.

 

 

Bardzo przypadło mi do gustu. Napisane lekko, świetny klimat. Finał słodko-gorzki, doskonale wieńczy tekst. Relacja między bohaterami wyszła naturalnie, ładnie się wybija na tle nikczemności pozostałych postaci. 

 

Drabina od razu podsunęła mi religijną interpretację opowiadania. Po przeczytaniu całości pozostaję przy niej, jakby nie patrzeć jest to historia o człowieku, który jako jedyny myśli i postępuje słusznie, otoczony przez ludzi chciwych i amoralnych. Urbaniak był zresztą bardzo pasywną postacią przez większość testu, więc jego wyraźne przeciwstawienie się na samym końcu jest satysfakcjonujące.

 

Pozdrawiam!

Deidriu, miło mi, że się podobało :) Z perspektywy czasu uważam jednak nadanie bohaterom imion za słuszną decyzję, dodają sporo realizmu codziennym scenom. Ich pierwotny brak wynikał zresztą z bardzo prozaicznego powodu, chciałem, by kraj akcji pozostał niejasny dla czytelnika. Dziękuje za komentarz!

fmsduval, nie ukrywam, że doświadczenie dzielenia łazienki z domownikami było źródłem inspiracji. Choć mnie nikt nigdy nie straszył, że się rozpuszczę :) Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu, a zwłaszcza, że uznajesz moją próbę stworzenia klimatu za udaną.

 

Irko, odkąd postanowiłem napisać horror, wiedziałem, że chcę zbudować grozę na elemencie codzienności, bardzo lubię ten zabieg. Padło na wannę, bo była pierwszą rzeczą, która przyszła mi do głowy. I mimo nieprzychylnego przedstawienia w tekście, wolę ją od prysznica :) 

Alicella, cieszę się, że się spodobało. Lilia dzwoni do szpitala, choć nie jest to powiedziane wprost, opisane jest jedynie jak chwyta za telefon i z kimś rozmawia.

 

drakaina, jak wspomniałem w którymś z poprzednich komentarzy, o pewne wybicie z rytmu mi właśnie chodziło. Sądząc po głosach komentujących chyba jednak przesadziłem :) Nie mam za to nic przeciwko, by czytelnik uznał, że wszystko było zbyt dziwne i nielogiczne, by mogło wydarzyć się naprawdę.

Mnie początek nie znużył, głównie ze względu na lekkość języka i klimatu. Odnoszę wrażenie, że opowiadanie mogłoby być osadzone w teraźniejszości, a Maron być po prostu wypalonym pisarzem i tekst nic by na tym nie stracił, tak więc stworzona przez autora wizja przyszłości wydaje mi się niewykorzystana. 

Simeone, nie chciałem przeciągać tych najdziwniejszych scen, bo bałem się właśnie, że wtedy napięcie może opaść. Również pozdrawiam i dzięki za komentarz!

 

None, sceną w szpitalu planowałem stworzyć fałszywe poczucie bezpieczeństwa i powrotu do normalności, więc jakieś wyjaśnienie było na miejscu. Jak słusznie zauważyłeś, nie jest ono do końca przekonujące – i nie miało być! Nie chciałem zupełnie ogołocić opowiadania z tajemnicy i możliwości istnienia sił nadprzyrodzonych. Dzięki za nominację i cieszę się, że przypadło do gustu.

 

reg, dziękuję!

adamie, matka faktycznie poszła w odstawkę, pierwotnie rola ojca też była dużo mniejsza, ale myślę, że opowiadanie zyskało na jego rozmowie z Lilią. Fajnie, że polubiłeś bohaterkę. Trochę się bałem, że zostanie odebrana jako straszny malkontent :) Dziękuję za klika!

Świetnie poprowadzona i napisana opowieść. Od mniej więcej połowy już domyślałem się, o co chodzi i nawet jak się zakończy, ale nie ujęło to przyjemności lekturze. Napięcie narastało takim tempem, jak lubię. Doskonały przykład na to, że nawet wokół popularnego motywu i nieskomplikowanej fabuły można stworzyć bardzo dobry tekst.

Ambush, dziękuję za nominację! Jak wspomniałem w czasie bety, pewnych granic obrzydliwości wolałem nie przekraczać, ale z bezdomnym nie miałem wyjścia – skoro zniesmaczyło bohaterkę, to czytelnika też musi :)

 

reg, też myślę, że historia z pleśnią jest trochę naciągana :) No, ale z drugiej strony – zabójcza wanna? Sam już nie wiem…

Cieszę się, że udało się wywołać niepokój. Zanim nieco rozbudowałem tekst tempo było szybsze, ale chyba zbyt prędko pękała wtedy otoczka normalności. Dzięki za łapankę!

Fajne, bardzo lekkie opko, czytało się przyjemnie mimo, że to praktycznie jeden duży blok tekstu. Manekin uroczy. Plan pracowniczek idiotyczny, ale mam internet, więc wiem, że głupsze zbrodnie się zdarzają.

 

Zamieniłbym jedno “porozpieprzały” w rozmowie ochroniarzy na coś innego i nie zaczynał obu zdań starszego od “ale”. 

maxim, szczęśliwe zakończenie by tu nie pasowało :) Dzięki za notę!

 

BarbarianCataphract, nie przyszło mi to do głowy, ale racja, porównanie do creepypast trafne! 

 

Również pozdrawiam!

Drakaina, dziękuję za komentarz – i to jaki! Bardzo trafne spostrzeżenia i na pewno pomogą mi poprawić tekst. Mam szczęście, że jako pierwsza odwiedziłaś opowiadanie :)

 

Niewyszukany styl i beznamiętni bohaterowie to świadoma decyzja. Miało być przyziemnie i przeciętnie, by codzienność życia protagonistki mocniej kontrastowała ze wszystkimi niezwykłymi wydarzeniami. Zaplanowałem cały tekst jako raczej szorstki, a narrację jako osobistą, ale w pełni wiarygodną. Pierwotna wersja zakładała, że postacie mają być jeszcze bardziej tekturowe i nawet pozbawione były imion, ale Ambush uświadomiła mi, że to już za duże odczłowieczanie :) Biorę się za poprawki.

Pomysł jest ciekawy. Można to czytać jako zwykły, prosty horror, można potraktować jako krytykę konsumpcjonizmu – ubrania ożywają, bo stają się ważniejsze od ludzi, którzy je noszą. Mam też teorię, że dresy postanowiły zostać dresiarzem, bo takie było ich przeznaczenie, a wylądowały na chłopaczku z bogatego domu :)

 

Niestety, podpisuję się pod poprzednimi komentarzami, sporo tu do poprawienia. Tekst dobrze jest odłożyć na kilka dni i przeczytać na chłodno, żeby wyłapać sporo powtórzeń i nieelegancko brzmiących zdań. Tutaj mam wrażenie zabrakło przejrzenia opowiadania pod tym względem.

Czołem! Napisałem swój pierwszy horror i chciałbym się przekonać, czy wzbudza odpowiednie emocje – dotąd jedynie sięgałem czasem po elementy tego gatunku, ale nigdy nie budowałem całej opowieści wokół elementu grozy. "Wanna", ok. 20 tys. Znaków. Z góry dziękuję i pozdrawiam!

Fantasy dosyć klasyczne, choć nieco w stronę poważnego/mrocznego. Opis wyspy pozwolił bardzo dokładnie wyobrazić sobie miejsce akcji – i stworzył też nieco głębszą motywację dla bohaterów, niż po prostu chęć wzbogacenia się – ale to straszna infobomba i nieco ostudziła mój zapał do dalszej lektury. Czegoś takiego można by się spodziewać raczej po epickiej sadze, a nie jednym, nieprzesadnie długim opowiadaniu. Myślę, że tekst sporo by zyskał, gdyby wszystkie te informacje wpleść w jakąś scenę, choćby wędrówkę bohatera przez miasto, lub gdyby jeden z nich własnymi słowami opisał otaczającą go rzeczywistość.

Potem już idzie płynniej. Czyta się to trochę jak baśń. Ponurą baśń, stąd i ponury finał do przewidzenia, choć prawdziwy motyw zdrady dodaje całości pikanterii i umocniły motyw przewodni opowiadania.

Jedna rzecz zdaje mi się być nielogicznością – skoro ofiary musiały umierać w zamku, czemu Jordan pozwolił rannemu Korethowi uciec tak daleko, podążając na nim “niespiesznie”, zamiast biec? Ryzykował niepotrzebnie, że Koreth umrze za wcześnie i dodawał sobie pracy z ciągnięciem go z powrotem. 

Horror pełną gębą. Pierwsza scena mocna, zaskoczyła i wciągnęła. Prowadzenie narracji z perspektywy Tamary – intersujące. Sądziłem, że mi się nie spodoba – potwór jest najstraszniejszy, dopóki go nie widać, więc najlepiej, by pojawił się na końcu – ale, po pierwsze, nie ujęło to elementowi grozy, a po drugie Tamara potworem wcale nie jest. Raczej ofiarą, jak właściwie każda postać w tym opowiadaniu. Oj tak, jest straszno. I niepokojąco. Podobało mi się.

 

Wzrok ma nieobecny, a pod oczami ciemne kręgi. – kręgi to raczej wokół oczu, a pod oczami cienie, sińce lub wory.

Zanais, skakanie pomiędzy przydługimi monologami i błyskawicznymi wymianami nie była moim pierwszym wyborem, zazwyczaj staram się trzymać konkretnego stylu w każdym opowiadaniu, ale tylko tak udało mi się przekazać wszystkie informacje, jakie przekazane być powinny. 

 

Regulatorzy, dziękuję za wyłapanie błędów! Przyznaję, że upchałem w tym tekście dużo wątków – a na pewno zbyt wiele, by wszystkie klarownie przedstawić. Nie wiem nawet, czy te dodatkowe pięć tysięcy znaków by tu pomogło.

 

Irka_Luz, wiele w tekście zostawiłem do interpretacji czytelnika, ale prawdopodobnie nie było to najlepsze rozwiązanie, biorąc pod uwagę mnogość wątków.

 

Czytając opowiadanie, gdy już trochę odleżało, widzę, że porwałem się z motyką na słońce :) Mój pierwotny pomysł wymagałby znacznie dłuższego tekstu, bo miało być dziwnie i chaotycznie, lecz nie aż do tego stopnia. Może w bliższej lub dalszej przyszłości napiszę go na nowo, już bez limitów i terminów.

Alicella, dziękuję za odwiedziny i nominacje! Jeśli chodzi o pasożyta, to nie chciałem zbytnio zagłębiać się we wszelakie jego aspekty, by pozostał do końca tak tajemniczy, jak to możliwe. Opis Springa jest lakoniczny i być może nie do końca zgodny z prawdą, ale on sam nie jest lekarzem, powtarza jedynie słowa Moolisa, który mógł mu wyjaśnić sytuację w bardziej przystępny sposób.

W kwestii imion się zgadam, lecz nie wydaje mi się, by wybrane przeze mnie brzmiały na tyle podobnie, by myliło to czytelnika, nawet, jeśli zaczynają się na tę samą literę. Nad wyborem imion zawsze spędzam dużo czasu, wszystkie są nawiązaniem, coś oznaczają, a czasem i zdradzają rolę lub intencję postaci, przekładam to zawsze nad nadawanie imion znacznie różniących się od siebie.

 

Pozdrawiam!

Niespieszne tępo, barwne opisy i lekki klimat – bardzo ładny, odprężający tekst. Początek mocno przykuł moja uwagę ciekawymi wizjami drzewa i zamieszkujących kosmos ludzi, a przy tym jasno dał do zrozumienia, że zmierzamy do interesującego finału. Bardzo dobry zabieg, biorąc pod uwagę ton opowieści, brak akcji i dialogów, które mogą nieco znudzić czytelników nastawionych na bardziej dynamiczną kosmiczną przygodę, a tak wiadomo, że warto zacząć i że opłaca się zostać :) a i w środku opowiadania czają się i napięcie i tajemnica, wszystko opisane pięknym językiem. Bardzo przyjemny tekst!

Przyjemna historyjka, zmusiła mnie do zastanowienia. Podpisuję się pod poprzednimi komentarzami, nadużycie “niesamowite” razi, w końcówce zwłaszcza, gdy słowo powtarza się co dwa zdania. Językowi komentatora brak żywych emocji, posługuje się on niemal wyłącznie bardzo sztampowymi wyrażeniami. Podsumowując: fajny pomysł na lekkiego szorta, niestety słabo językowo. Należałoby pobawić się nieco z synonimami oraz wstawić kilka nieszablonowych wyrażeń, które mogą się wyrwać pod wpływem silnych emocji – takich, które może nie brzmią pięknie, są nielogiczne lub śmiesznie – a byłoby o wiele lepiej.

Ghlas cailin, wątek detektywistyczny powstał wokół elementu fantastycznego i ostatecznie go przerósł. Chciałem mieć bohatera, który ociera się o jakąś większą, ukrytą prawdę, lecz ostatecznie nigdy nie odnajduje jej sedna – i podobnie chciałem odwrócić uwagę czytelników. Całą sprawę seryjnego zabójcy wymyśliłem dość niespodziewanie, a jeszcze dzień przed rozpoczęciem pisania Scott nie był twardym detektywem, a studentką pierwszego roku medycyny :)

 

bruce, nigdy wcześniej nie mierzyłem się z budowaniem grozy w tekście, cieszę się więc podwójnie, że się udało :) Z początku miało być jeszcze straszniej i bardziej krwawo – slasherowo niemal, stąd różne nawiązania do znanych filmów tego gatunku (wszak opowiadanie powstawało w okolicach Halloween), lecz ostatecznie przerodziło się to w thriller z elementami horroru.

Bruce, dziękuję za pozytywną ocenę, oraz oczywiście za wyłapanie błędów, w tej kwestii termin niestety mnie pokonał – nie tyle konkursowy, co mój osobisty. Skoro już oboje jurorzy odwiedzili tekst, to zaczynam poprawiać, by nie męczyć przyszłych czytelników!

Lekki, pocieszny tekst, historia i klimat jak u Pilipiuka. Najbardziej do gustu przypadł mi tu język, czytało się błyskawicznie. Muszę się jednak podpisać pod opinią, że strasznie przegadane, a finał, choć przemawia do wyobraźni, kończy się tak nagle, jak się zaczął – nie zdążyłem się nacieszyć tą pamiętną szarżą. Jest tu potencjał na dłuższy tekst, czy nawet wiele tekstów, ale samo w sobie opowiadanie pozostawia niedosyt.

Bardzo interesujący tekst, który przemówił do mnie przede wszystkim klimatem. Lubię takie niby normalne, codzienne sceny, w których czai się niesprecyzowany niepokój. Finał też przypadł mi do gustu – taki kojąco spokojny, bez trupa w szafie czy potwora pod łóżkiem. Co okazało się bardziej zaskakujący, niż gdyby ten potwór tam był. Podsumowując, spokój, niepokój i zaskoczenie w jednym, nieprzesadnie długim tekście Podobało mi się. 

Koalo, dziękuję za ocenę, ale też za odkopanie już trzech opowiadań :)

Ambush, to mój pierwszy tekst od dawna, więc chciałem trochę zaszaleć, żeby na nowo złapać bakcyla :) Miało być dziwnie, dziwacznie nawet, stąd pewne sytuacje i opisy, które czytelnik może, lecz nie musi, traktować dosłownie. Miasto nazywa się Miasto, stąd wielka litera. Ciemność wielką, bo jest bardzo ciemno. Ewentualnie Oczy w Ciemności to imię mordercy. Wątki są pomieszane z premedytacją, tak, by ciężko było nakreślić, gdzie kończy się jeden, a zaczyna drugi. 

Dziękuję za liczne komentarze! Nie spodziewałem się, że opowiadanie będzie żyło tak długo po publikacji, tym bardziej cieszę się, mogąc ponownie tu zajrzeć i poczytać nowe opinie. Gwarantuję, że i z nich, i z poprzednich wyciągnąłem dwie ważne nauki: nawet w “spokojny” tekście nie powinno być za spokojnie, a po drugie – nie kombinować za mocno z nazwiskami :)

 

Pozdrawiam i również tutaj dziękuję za głosy w plebiscycie jak i samą lekturę!

Fakt, nudnawo, większość tekstu to wprowadzenie i nawet śmiertelny wypadek tu nie pomaga (więcej krwi, flaków i wybuchów? ;), no i coś tam parę razy mi zgrzytnęło, ale, o dziwo, nie wynudziłem się aż tak. Niespieszny ton zwykle mnie odrzuca, ale przedstawiona wizja była dość ciekawa, bym doczytał do końcu. A i zakończenie fajne. Męczy mnie tylko jedna rzecz. Jak rozumiem, ludzie po odejściu Boga zaczęli rodzić się bez duszy. Stażyński jako ostatni ma duszę, ergo jest ostatnim człowiekiem, który urodził się przed odejściem, ergo jest najstarszy na świecie. Ile musi mieć lat? A on nie dość, że brawurowo jeździ samochodem fiat, to jeszcze jest alkoholikiem – ciężko mi uwierzyć, że przeżył tych wszystkich stuletnich Japończyków :D

Darconie, przyznam, że nie miałem już pomysłu na PS (a przynajmniej nie błyskotliwe). Postawiłem wszystko na ujawnienie autora.

 

jose, cieszę się, że wywołałem uśmiech :)

 

Blacktom, o ile pamiętam, była to po prostu Rączka :) Jednak przy pisaniu nie ona chodziła mi po głowie (uff…), a film The Hand, który lata temu nieźle mnie przeraził.

 

Trochę mi smutno, że przez brak wiedzy nie mogłem sam rozwiązać zagadki tego tekstu. Spodobało mi się jednak przesłanie – dla zwykłego zjadacza chleba informatyka to po prostu czarna magia :)

Bardzo mi ten szort przypadł do gustu. Absurd przyswaja się najlepiej w małych dawkach, więc łyknąłem go z przyjemnością, a zakończenie, przyznam, zaskoczyło mnie i uśmiechnęło. Super!

Pomysł przypadł do gustu, ale ostatecznie tekst to najzwyklejszy we wszechświecie list miłosny, szkoda, bo język bardzo mi się podoba. Jeszcze szczypta (może dwie) oryginalności i byłoby przednio.

Dziękuję za komentarze. Skoro wszyscy dociekliwi już mają (przynajmniej) podejrzenia, to mogę spać spokojnie, misja wykonana :)

 

ocho, nad tym wątkiem się specjalnie nie zastanawiałem, więc nie pomogę :(

 

Lecterze, coś czułem, kursywa pasuje do listu pisanego ręcznie…

Bardzo ciekawa wizja, lecz szkoda, że tylko wizja, a historii jest tu jedno – czy dwa – zdania. Na takim pomyśle można by usmażyć coś dłuższego. Z drugiej strony wszystko to – świat, wizję, fabułę – autor zgrabnie zamknął w krótkiej pocztówce, za samo to daję klika!

Bardzo miły tekst, bez wylewającego się z ekranu humoru i zrzucającej z krzesła puenty, a wywołujący uśmiech. 

Dawka czarnego humoru spora – zwłaszcza, że sprawa bardzo świeża – więc pewnie nie każdemu się spodoba, niemniej tekst i pomysł dobre.

Wsiąkłem w tekst dosyć mocno, głównie przez klimat – ciężki i niepokojący. Miejscami psuły mi go tylko dialogi, zwłaszcza w pierwszej połowie tekstu wydawały się czasem nienaturalne, a przynajmniej bardzo oderwane od nastroju, który wypracował początek. Potem znów wszystko wydało mi się spójne i pozostało takim do końca. Podobało mi się, klik.

Dałeś mi do myślenia,  Cieniu. Zastanowiłem się poważnie, co mogło sprawić, że opowiadanie odstaje nieco od poprzednich i znam chyba odpowiedź, a nawet dwie odpowiedzi. Po pierwsze, jest to opowiadanie nieco inne, pierwszy raz wziąłem na warsztat pamiętnik (a też nie lubię tej formy, choć okazało się, że lepiej się ją pisze, niż czyta), tempo jest wolniejsze, brak dialogów. Podsumowując: wyszedłem nieco poza swoją strefę komfortu. Po drugie: czas. Miałem go naprawdę niewiele. Zdradzę w tajemnicy, że o konkursie dowiedziałem się o godzinie osiemnastej przedostatniego dnia przed terminem, ale powiedziałem sobie “ja nie napiszę?”, więc cały proces twórczy wyglądał tak: pięć godzin myślenia, pięć pisania, sen, poprawki na szybko, wysłanie tekstu do kilku osób, odbiór opinii i poprawki do niemal ostatniej godziny. Niczego nie żałuję, przygoda to była fantastyczna, no i koniec końców opko się udało, jednak na pewno wyszłoby inne, gdybym pisał je przez, na przykład, tydzień. Pomysł z przeniesieniem czasu akcji jest bardzo dobry i zastanawiam się, co by z tego wyszło. Teraz kusi mnie, żeby napisać jakąś kontynuację, choć wątpię, by do tego doszło :) Dzięki za odwiedziny i rozbudowany komentarz!

 

juniorze, film mógłby się udać, ale serial? Po pierwszym odcinku ludzie mieliby dość czasu na domyślenie się, że zabójcą jest najmniej – czyli najbardziej – oczywista postać :)

Jak na okres twórczej niemocy to całkiem, całkiem. Ciężko powiedzieć o tekście coś więcej, niż to, że jest lekki, przyjemny i ma ładny morał. Odniosłem wrażenie, że bajka jest przeznaczona dla czytelnika (czy nawet słuchacza) bardzo młodego, zastanawia mnie, czy zrozumiałby on, niepowiedziany przecież wprost, przekaz.

Początek może i przegadany, a akcja się wlecze, ale nie przeszkadzało mi to, czytało się szybko, a zagadkowy projekt przykuł uwagę. Końcówka fajna, ładnie zamknęła historię. Nie zgadzam się, że bez sensu, zwłaszcza, że niewiele trzeba by było zmienić, by opowiadanie miało o wiele cięższy, poważniejszy klimat. Klik.

Również dziękuję i również gratuluję pozostałym opierzonym, jak i wszystkim nominowanym :)

Rozumiem, ale nie rozumiem. Znaczy tak: że Titanic pojąłem, że starzec z początku to kapitan się domyśliłem, a google potwierdziło. Nie rozumiem za to, czemu miało służyć tyle scen w Bangladeszu. Titanic nie zatonął, ok, jest to pomysł na historię alternatywną. Titanic, gdy staje się nieprzydatny, zostaje zezłomowany, ok. A dalej… Nic? I tu mi zgrzyta, bo opowiadanie to w zasadzie tylko te dwie wizje. Napisane nieźle, ciekawe klimaty (chyba pierwszy raz czytam coś z akcją osadzoną w Bangladeszu), czuję, że jakiś dodatkowy wątek bardzo podciągnąłby ten tekst.

joseheim, coś ostatnio mam tak, że pisząc na zadany temat (nawet, gdy temat ten sam sobie zadaję), to gdzieś on ginie po drodze… Dzięki za komentarz!

 

Naz, dziękuję za TAKa!

 

Werweno, cieszę się, że doceniłaś początek opowiadania! Jak już gdzieś wyżej wspomniałem, zarys tego tekstu chodził mi po głowie kilka lat, a przewodziło mu właśnie to otwierające zdanie :)

 

soku, dobrze wiem, że zaskoczyć wszystkich się nie da – zawsze będzie te kilka dusz, które zakończenia się domyślą. Rozumiem też, że tekst w takim wypadku nie porywa, wszak zaskoczenie miało być jego fundamentem.

Sympatyczne – na tyle, na ile sympatyczny może być tekst o gównie. Humor mnie niestety nie porwał.

Z serią MGS miałem tylko jedno, bardzo udane spotkanie. Trzecia część, choć graficznie już nie zachwyca, wciąż jest warta polecenia. Warto wspomnieć, że jej akcja toczy się przed jedynką i dwójką, więc nawet osoba nie zaznajomiona z serią nie poczuje się zagubiona. 

Osobiście gram albo na mym zaufanym laptopie, albo na PS. W pierwszym przypadku są to raczej okazyjne sesje z grami online – niektóre odpalam raz na kilka miesięcy, inne co kilka dni. Wszystkim szukającym odrobiny wyzwania i współzawodnictwa polecam następujące tytuły: Paladins, zwany też darmowym Overwatch. Strzelanka 5v5 z postaciami posiadającymi unikalne zdolności, lekki klimat fantasy, komiksowa grafika. Smite – gra typu MOBA, lecz mnogość trybów gry pozwala na lekką zabawę bez konieczności znajomości taktyk, buildów, tierlistów i tym podobnych. Wybieramy jedną z kilkudziesięciu postaci pochodzących z różnych mitologii i walczymy z innymi graczami w walkach 5 na 5, 3 na 3 bądź 1 na 1. Na koniec coś dla graczy wolących mentalne wyzwanie – karcianki. Obecnie męczę szare komórki przy Gwincie – jest to jeden z nielicznych tytułów, który nie jest wariacją na temat klasycznej karcianki Magic the Gathering i oferuje coś zupełnie nowego. Inna ciekawa gra to Duelyst, który mechanicznie jest potomkiem MtG, lecz przenosi naszą walkę na planszę, gdzie przyzwanymi kreaturami sterujemy niczym figurami na planszy. Pikselowa grafika sprawi, że miłośnikom gier retro łezka zakręci się w oku.

O ile grając online chcę się po prostu od czasu do czasu odstresować i zmierzyć z istotą ludzką, na PS królują u mnie tytuły solo.  Moje ulubione serie to Soulborne i Persona. W pierwszym przypadku mamy niesamowity, ciężki klimat (w większości części dark fantasy, w Bloodborne gotycki horror) i bardzo unikalny sposób prowadzenia fabuły – nikt nam nic nie tłumaczy, nie mamy przydzielonych celów, postaci jest mało i mówią niewiele, a jeśli już, to zagadkami.  Jeśli chcemy poznać historię musimy uważnie czytać opisy przedmiotów, szukać wskazówek, łączyć skrawki informacji, inaczej możemy przejść całą grę nie wiedząc nawet, co się stało :) Seria zasłynęła z tego, że jest trudna, co może odrzucić graczy którzy nie lubią po raz dwudziesty walczyć  z tym samym bossem, lecz gry nie są trudne dla samego faktu bycia trudnymi, nawet to jest na swój sposób częścią fabuły.  Miód i orzeszki dla każdego, kto ceni przemyślaną budowę świata. Persona to z drugiej strony seria lżejsza (a głęboka), choć nie pozbawiona wyzwań i mroczniejszych momentów, łącząca wszystko co najlepsze Japończycy dali światu gier. Mamy tu walkę turową, rasowe jrpg, elementy visual noveli i date sim’ów,  nastawienie na relacje międzyludzkie, a nawet łapanie, szkolenie i tworzenie drużyny niczym w Pokemonach. Najnowsza, piąta część wyszła niedawno i jest niewątpliwie jedną z najlepszych nowych gier na rynku. Największa wada? Odrzuci każdego kto nie trawi klimatów i stylistyki mangi/anime.

Na koniec moja zakazana przyjemność, Nier. Gra swego czasu przeszła bez echa, lecz zdobyła wielu oddanych fanów, a ostatnio, po siedmiu latach, doczekała się kontynuacji, którą zamierzam nabyć w najbliższej przyszłości. Dla mnie klasyk, coś dla ludzi lubiącym emocjonalne historie, wyrazistych bohaterów, zabawę stylami, miszmasz klimatów i szybką akcję.

Uf, rozpisałem się :) 

Skoneczny, dzięki za komentarz. Nazwisko, cóż, miałem lepsze, ale go zapomniałem. Pozostał mi stworzyć nowe, postanowiłem więc, że powinno przede wszystkim przykuwać spojrzenie :)

 

Rorschach, sto razy mógłbym przeczytać tekst, a nie wyłapałbym połowy tych błędów, dzięki! Cieszę się, że się podobało. Też żałuje, że postaci nie dało się mocniej zarysować, lecz limit znaków niszczył wszystkie próby…

Dzięki za świetny konkurs! Gratuluję wszystkim uczestnikom, było naprawdę dużo świetnych opowiadań. Nie obstawiałem kto znajdzie się na podium – słaby jestem w gdybanie – ale cieszę się i nie dziwię, że wyróżnieni zostali cobold i podsuwak – dwa dobre, a przy tym zupełnie różne teksty, każdy ujął mnie kompletnie czym innym.

Nowa Fantastyka