Profil użytkownika


komentarze: 43, w dziale opowiadań: 40, opowiadania: 16

Ostatnie sto komentarzy

Dawno mnie na portalu nie było, ale jednak Nową Fantastykę czytam, więc korzystając z okazji (portalowe nazwiska), postanowiłem wpaść. Tenszo, nie miałem wcześniej okazji zapoznać się z czymś Twojego autorstwa, ale po “Mechanizmie gojenia” już wiem, że te całe Reflektory to jednak nie na darmo przyznają i z chęcią przeczytam coś jeszcze. Bardzo fajny pomysł, sztafaż i końcowy twist. W wykonaniu czasem coś zazgrzytało (zdania typu: “Cały czas spoglądając na Hanę, zeskoczyła ze skrzydlatej paromaszyny i zacisnęła ramię dziewczyny…”), ale było to rzeczy małe i proste do doszlifowania, więc nie będę narzekał. Tylko korekta coś zaszwankowała! W kilku miejscach brak spacji przy myślnikach (dialogi) i wielokropku (przy wielokropku bodajże dwa razy, więcej nie pamiętam). (Podobnych braków “spacjowych” nie zauważyłem ani we “Wszystkich śmierciach…”, ani w “Czasie deszczów”, więc może to taka “mechanizmowa” przypadłość ;)).

Co do Kirka/Kerka. Nigdy nie oglądałam starego Star Terka i tę analogię zauważyłam późno. Wiem, że istnieje i czuję tu pewien dyskomfort. Ale trudno, chyba już tak zostanie. Pozdrawiam. :)

To dla spokoju twego ducha i komfortu nie będę mówił, jak kojarzyły mi się inne imiona. ;)

Sama koncepcja i zakończenie ciekawe. Wykonanie, pod względem formalnym, językowym, też porządne (choć nie idealne – ale czy takie w ogóle istnieją?). Za to prowadzenie fabuły, główny bohater, jego decyzje, tło, logika wewnętrzna itp. – bardzo pobieżne, zdystansowane emocjonalnie. Trochę bardziej to przypowieść niż opowieść. A szkoda. Przeczytałbym pełnokrwiste opowiadanie w tym świecie, wielowymiarowe, dramatyczne, mniej jednoznaczne. Nie tak morelitetowo-filozoficzne. Po “Demonie i jego chłopcu” wiem, że potrafiłbyś ten pomysł przekuć w świetny tekst.

Czołem!

Nie czytałem wszystkich komentarzy powyżej, więc jeżeli coś się powtórzy, przepraszam.

I uwaga na spojlery.

 

Niestety, nie kupił mnie ten tekst ani trochę.

Językowo jest poprowadzony bardzo sprawnie, może bez fajerwerków, ale jak najbardziej poprawnie. Choć są rzeczy, które wymagałyby poprawy – w pierwszym akapicie masz np. straszny zamęt z podmiotami, rangami wojskowymi i opisami. Za to pod względem świata przedstawionego, fabuły, bohaterów – nie przemawia do mnie nic a nic.

Zacznijmy od świata przedstawionego. Bierzesz na warsztat rzecz ciężką, bo klasyczne fantasy, a w tym gatunku trudno napisać coś, co jakoś będzie się wyróżniać. Coś, co sprawi, że tekst będzie zapamiętany. Ja tego czegoś w Twoim tekście nie widzę. Mamy tutaj dość standardowy miks fantasy, opierający się na historii i motywach okołosłowiańskich, świat zresztą przedstawiony dość pobieżnie – czuć, że to część większej całości czy uniwersum, czuć, że nie opisujesz świata, bo już gdzieś, może w jakimś innym tekście, go opisałaś. Ale ja tych innych tekstów nie czytałem, tylko ten, a tu jest za mało.

Druga sprawa – fabuła. Prowadzisz dwie intrygi, ale żadna z nich nie wypada specjalnie porywająco czy zaskakująco. Nie ma tajemnicy, czegoś, co by złapało za gardło, kazało się zastanawiać, wysnuwać różne teorie. Zachowanie Ragona jest od początku podejrzane, podejrzane są też trupy, co zresztą szybko zauważa Kerk (”Captain Kirk is climbing a mountain. Why is he climbing a mountain?” – przepraszam, nie mogłem się powstrzymać! inne imiona też mi się różnie kojarzą, choć nie zawsze tak pozytywnie jak to), cała intryga jest dalej sztucznie spowolniona i rozwleczona przez gorączkę Asgera, a samo jej zamknięcie wypada bardzo sztucznie (”Podwładni pułkownika dali się umieścić pod kluczem zadziwiająco łatwo” – hmmm, czyżby ta łatwość wynikała z imperatywu narracyjnego?). Nie lepiej wypada druga intryga – Bojan Wit jest tak bardzo łopatologicznie podejrzany, że bardziej się nie da. Zdziwiłbym się tylko wtedy, gdyby się jednak okazało, że no cóż, równy był z niego chłop, żadne siły nieczyste go nie skaziły, nic się nie stało, Asger miał paranoję i bez powodu był uprzedzony. Ta intryga z kolei nie doczekuje się porządnego podsumowania – co być może jest atrakcyjne z punktu widzenia całego uniwersum czy innych opowiadań z tego świata, ale z pewnością nie jest korzystne dla tego tekstu jako całości. Tutaj opowieść winna się rozkręcać, nie ucinać.

I wreszcie bohaterowie. Ja to jestem taki prosty czytelnik, który może wybaczyć wiele niedociągnięć, jeżeli dostanie fajnych bohaterów. Bohaterów, których polubi. Bohaterów, którzy nie będą tak denerwujący jak Asger. Wg mnie to Asger jest największą porażką tego tekstu. Jest głównym bohaterem tylko z założenia – w rzeczywistości cały czas pozostaje BIERNY. Nie robi nic, nie podejmuje decyzji, wszyscy robią coś za niego, przepychają go z kąta w kąt, nawet w finalnej scenie wieszania Bojana już, już Asger chce to wieszanie powstrzymać, ale ostatecznie daje się odepchnąć swojemu człowiekowi. Jest niezdecydowany, pozbawiony charyzmy, wymuskany, przestylizowany (”poruszał się z leniwą gracją, właściwą pewnym siebie drapieżnikom”), wydelikacony (”Asger siedział w fotelu, a właściwie to w nim tonął. Szczupłe ciało zdawało się być pożerane przez zbyt obszerny mebel”), znużony (”oparł się o kolumnę i znużonym wzrokiem odprowadził śpieszącego w stronę przybyłych porucznika”), wciąż czemuś niechętny (”Spoglądał w twarze martwych ludzi bez ciekawości, z pełnym napięcia skupieniem i lekką niechęcią, przy okazji zwracając uwagę na to, by materiał długiego, ciemnego płaszcza nie otarł się o zwłoki”) i wciąż bezmyślny (”Sidort patrzył bezmyślnie…”, “Asger poczuł narastające zmęczenie. – Dezerterzy? – zapytał bezmyślnie”). I gorączka nie jest tutaj wg mnie żadnym usprawiedliwieniem. Ogólnie już w połowie tekstu miałem go po dziurki w nosie. Dialogi sugerują, że Asger i jego oddział przeszli razem sporo, może nawet są przyjaciółmi, ale z jakiegoś powodu (nazwałbym ów powód imperatywem narracyjnym) Asger olewa spostrzeżenia Kerka, w ogóle zachowanie Asgera w stosunku do jego ludzi jest, delikatnie mówiąc, takie sobie, trudno mi więc uwierzyć w to całe oddanie i opiekę, jakimi Kerk i Hadar otaczają swojego kapitana. Pozostali bohaterowie również nie wypadają zbyt przekonująco, są bardzo jednowymiarowi – Ragon zły i zacietrzewiony, Hadar i Kerk troskliwi (Kerk ma małego plusa, bo poza tym, że jest troskliwy, to jest też jedynym myślącym i wyciągającym jakieś wnioski), Bojan złowieszczy i ironicznie opętany, Dalina… Dalina jest kobietą. Niestety tylko tyle mogę o niej powiedzieć.

Potencjał jednak ma gdzieś tam zasugerowana trudna relacja Asgera z jego legendarnym ojcem – tutaj widzę miejsce na opowiedzenie ciekawej historii i może na tchnięcie nieco życia i emocji w samego Asgera. Czego jak najbardziej życzę, bo – jak mówiłem – warsztat masz dobry.

Czołem!

Bardzo dobry tekst. A do czasu Ceres powiedziałbym nawet, że świetny. Później konstrukcja, rytm, linia fabularna trochę się załamują, tekst rozpada się na dwie części, pęka. Pierwsza część jest wg mnie wyraźnie lepsza, bardziej dopracowana, duszna, klimatyczna i klaustrofobiczna, druga – nazbyt pospieszna, jakbyś zapierniczał sprintem do finału, z zadyszką, brakuje tej ciężkiej atmosfery z pierwszej części, niemniej nadal trzymasz poziom. Widziałem w powyższych komentarzach, że część czytelników miała problemy interpretacyjne – i tak myślę, że wynikły one właśnie z tego pęknięcia i różnicy tempa w dwóch częściach opowiadania. Wszystkie tropy są podane (tzn. tak mi się wydaje, bo nie roszczę sobie praw do interpretacyjnej wszechwiedzy), ale być może zabrakło czasu, by wybrzmiały – stąd uwagi, że “nie było klik” czy “przez prawie cały czas dobrze żarło, a potem nastąpiło zakończenie”.

Językowo dobrze. Jest trochę miejsc, które wymagają doszlifowania – nie, że są błędne, ale że mogłyby być lepsze. Bardziej brzmieć. No i interpunkcja. Czasem szalona. Szwankująca. Nic, czego nie dałoby się poprawić. Pod względem językowym dwie tylko większe uwagi:

Pierwsza – fragment dziennika Maegan. Nieudany, sztywny, niewiarygodny. Wymagałby porządnego przeredagowania – np. ujęcia go bardziej w formę dialogową, tzn. z jakąś parentezą, “didaskaliami”, które by czytelnikowi zobrazowały czy raczej “udźwiękowiły” to nagranie, coś o głosie, jakim Maegan mówi, jak ten głos zawiesza, zmienia temat, jakie emocje słychać w jej słowach itp. Jeszcze lepszym wg mnie rozwiązaniem byłoby zupełnie inne podejście, mniej bezpośrednie i łopatologiczne. Ze słów Maegan wynika, że była raczej osobą skrytą (wolała siedzieć sama w ciszy, nazwała siebie niezależną) – czy taka kobieta rzeczywiście ot tak mówiłaby o swoich uczuciach wprost? I to nawet nie do Henry’ego, tylko do mechanicznego urządzenia, którego zabezpieczeń przecież nie mogła być pewna? Pomijając powyższe, uczucia i emocje zawsze lepiej pokazywać przez AKCJE, a nie przez OPISY. Taki np. luźny pomysł na obrazowanie uczuć Maegan: w dzienniku są różne wpisy, nieadresowane do nikogo, notatki, zapiski doświadczeń itp., ale od daty poznania Henry’ego pojawiają się wpisy adresowane do niego, całe mnóstwo, Meagan nie mówi w nich o wielkich uczuciach i o tym, że “nie mogłaby się bez niego obejść“, ale mówi o codzienności, o różnych głupotach, o tym, co jadła na śniadanie i jak przebiegają jej eksperymenty. Dzieliłaby się z nim każdym, nawet niby nieistotnymi szczegółami. Bo był dla niej tak ważny, że miała ochotę mówić mu wszystko. Po prostu. Wg mnie taki zabieg lepiej ilustrowałby uczucie Maegan.

Druga – dialog z technikami z Ceres i niektóre dialogi z Shastrą. Dialog z technikami jest niekonsekwentny stylistycznie. Panowie najpierw wypowiadają się raczej kolokwialnie (”Sidney, pamiętasz, jak ta kurwa się nazywała?”, “Pamiętam. WR 104. Super-kurwa-nowa!”, “Chłopie, Ziemia, bazy na Księżycu i Wenus trafił jasny szlag”), a później już ładnie i literacko (”Długa, samotna zima i śmierć”). Tak samo w drugiej części słownictwo Shastry jest bardziej, hmmm, potoczne niż w części pierwszej. Dodatkowo w kilku przypadkach wymiana zdań pomiędzy Henrym a Shastrą wypadła nienaturalnie, np. gdy Henry tłumaczył jej po co naprawiać antenę, no, oczywiste jest, że Shastra takie rzeczy wie, więc tłumaczenie jest tak naprawdę skierowane do czytelnika i to aż kłuje po oczach.

Tyle pokrótce.

Podsumowując: bardzo duży plus.

Ale nie przestawaj pracować.

Czołem!

@jeroh

Nie bierz do siebie tej bezrefleksyjności, to było ogólnie. Refleksję w Twoich komentarzach jak najbardziej widzę.

Rorschachu, nie próbuję imputować, że zjawiska, które opisałem – uogólnianie czy dogmatyzacja – zaszły w Twojej głowie.

Spoko. Ani się nie przejąłem, ani nie poczułem dotknięty, ani nie zmieniłem zdania na temat tego, co jest w tekście dobre, a co złe.

 

@cobold

Musisz to lubić, Rorschachu, skoro zajmujesz się tym też w wolnym czasie ;) Przyjmujesz zaproszenia do betowania?

Z teorii – czemu nie. W praktyce – wszystko zależy od tego, czy będę akurat dysponował czasem. Na przykład teraz do końca sierpnia bardzo, bardzo krucho pod tym względem. Co zresztą widać po tym, że pojawiam się na portalu z doskoku. Ale zawsze można zapytać, chętnie pomogę w miarę możliwości.

@cobold

P.S. Mogę zapytać, czy Twoja praca zawodowa ma coś wspólnego z korektą tekstów? 

Z korektą i redakcją. Z tą drugą nawet bardziej.

 

@jeroh

Przeczytaj jeszcze raz początek swojego ostatniego komentarza, Rorschachu. Powinieneś dużo poprawić:

Rozumiem aż za dobrze. Strasznie [zbędny epitet] jestem teraz [wiadomo, że teraz] zagrzebany w pracy [lepiej “grzebię się w pracy” – bez stony biernej i niepotrzebnego przedrostka] – od jakiegoś czasu [wiadomo, że od jakiegoś czasu, zbędna informacja] mam w planach planuję [niepotrzebna strona bierna] nadrobienie tekstów piórkowych i z Płonących Żyraf, ale [zbędny spójnik, zamiast niego wystarczy przecinek lub kropka] z czasem wciąż krucho [to już wiemy, i to bez tych wcześniejszych, niepotrzebnych informacji czasie, które przecież wynikają z kontekstu]. Więc [niepotrzebny spónik] nie ma za co przepraszać [wystarczy: nie przepraszaj lub nie ma za co – znowu szarżujesz, okropny nadmiar].

Kurczę, przez chwilę myślałem, że może zrobiłem jakiegoś orta. A tymczasem… Hm. Przynajmniej trochę uśmiechnąłem się pod nosem. Dzięki!

Cobold miał rację, Rorschachu. Wiele z Twoich uwag ma sens, ale generalnie jesteś zbyt radykalny, zwłaszcza w stosowaniu regułki o nadmiarowych zaimkach. Nie tylko Ty na tym portalu.

Nadmierne unikanie zaimków, powtórzeń, tak zwanej “byłozy”, doszukiwanie się wszędzie pleonazmów i zagubionych podmiotów oraz przesadne kombinowanie i logizowanie – to prawdziwe plagi, które niejednemu i niejednej wypaczyły styl. Bezrefleksyjne i niepohamowane stosowanie tego typu kryteriów powoduje, że teksty stają się mało wyraziste, nieczytelne, tracą rytm, a w dodatku bywają rażąco nienaturalne i rozchwiane stylistycznie.

Po pierwsze – radykalny byłeś Ty w swoich poprawkach do mojego komentarza, ja nawet nie zbliżyłem się do takiego poziomu. Wypunktowałem trochę zaimków, trochę interpunkcji, jakieś powtórzenie, jakąś niezgrabność. Gdybym miał “poprawiać” tak jak Ty, to pokreśliłbym coboldowi cały tekst. I – dodajmy – zrobiłbym to głupio i bez sensu. Żeby się popisać, a nie po to, żeby pomóc. Jak zauważyłeś – nadmierne doszukiwanie się błędów jest szkodliwe. Sam bardzo zgrabnie to udowodniłeś.

Po drugie – dziwnie się składa, że na całym świecie redaktorzy i korektorzy pomagają autorom poprawiać właśnie takie rzeczy, jak np. zbędne zaimki, powtórzenia czy pleonazmy – i ci autorzy jednak zachowują swój styl. Zagwozdka!

Po trzecie – bezrefleksyjne i niepohamowane czyszczenie tekstów właściwie ze wszystkiego, z każdego przejawu indywidualności, jest oczywiście szkodliwe. Tak samo jak bezrefleksyjne i niepohamowane ignorowanie reguł oraz tłumaczenie ułomności “własnym stylem”. W ogóle ośmielę się twierdzić, że bezrefleksyjność sama w sobie jest zła i wszystko, co robimy bezrefleksyjnie, robimy źle. A przynajmniej bardzo, bardzo kiepsko.

Po czwarte – innym zostawiam ocenę tego, czy moje uwagi do tekstów tutaj, na portalu, są bezrefleksyjne. Oczywiście możesz uznać, że są. Twoje prawo, nie zamierzam się kłócić.

Pozdrawiam!

Przepraszam że dopiero teraz, ale przełom miesięcy miałem gorący (rozstrzygnięci konkursu + awaria laptopa).

Rozumiem aż za dobrze. Strasznie jestem teraz zagrzebany w pracy – od jakiegoś czasu mam w planach nadrobienie tekstów piórkowych i z Płonących Żyraf, ale z czasem wciąż krucho. Więc nie ma za co przepraszać.

Sądzę, że optymalne rozwiązanie leży gdzieś w połowie drogi między moim wodolejstwem a Twoim puryzmem.

Puryzmem, powiadasz? Przyznam, że nieźle mnie tą uwagą zdziwiłeś – bo tak się składa, że czytając/komentując teksty na portalu stosuję coś, co nazwałbym lżejszym podejściem i wypunktowuję tylko te potknięcia, które wg mnie są ewidentne i raczej niedyskusyjne, nie wchodzę już w głębszą warstwę, w sprawy stylistyczne, bo przecież jedną rzecz można powiedzieć poprawnie na wiele sposobów, choć niektóre z tych sposobów będą lepsze, a inne gorsze literacko. Czyli że czytam sobie tak na luzie, jeden raz, i coś tam wyłapuję, traktując to raczej jako rozrywkę i przerywnik, i przy okazji sposobność, żeby może coś tam komuś podpowiedzieć, pomóc. Stąd zdziwienie. Ale zapewne masz rację i jednak trochę purystą jestem.

Sam obserwuję u siebie skłonność do nadużywania zaimków dzierżawczych; myślę zresztą, że jest to naleciałość z czasów, gdy pisałem wyłącznie teksty naukowe, w których bardziej od elegancji frazy liczyła się jej precyzja.

Hm. Wg mnie elegancja frazy często wypływa właśnie z precyzji.

A w trochę mniej purystycznym ujęciu: precyzja na pewno jest jednym z czynników elegancji frazy.

Podobnie jest z “moją Aurorą” – myślę, że taka forma jest dość naturalna, gdy wspomina się po raz pierwszy o bliskiej osobie, której imię nie jest znane rozmówcy. Tym bardziej, że imię to jest nietypowe i podane solo może zdezorientować czytelnika (a zależało mi na nawiązaniu do “Śpiącej Królewny”). 

Oczywiście ostatecznie to ty jesteś autorem i ty decydujesz, nie zamierzam cię tutaj przekonywać! Ale w ramach dyskusji, z mojego punktu widzenia, wygląda to tak, że:

– po pierwsze – z kontekstu bardzo jasno wynika, że Aurora jest żoną właściciela karczmy,

– po drugie – rozumiem, że frazowo “moja Aurora” może ci brzmieć lepiej albo że w ten sposób chcesz podkreślić emocjonalny związek pomiędzy bohaterami, dlatego też proponowałem np. zostawienie “mojej Aurory”, ale usunięcie “mojego” sprzed “ojca” (”…jak mawiał mój ojciec. Kiedy potem moja Aurora odziedziczyła po ciotce tę gospodę…”),

– po trzecie, już zupełnie na marginesie – w świecie, w którym masz Fantazego, Aurora naprawdę nie jest nietypowym imieniem.

Ciekawe, że zwróciłeś uwagę na zdanie, w którym pierwszy raz pojawia się imię “Fantazy”. Zgadzam się, że brzmi ono koślawo, co więcej pierwotna jego postać była zbliżona do tej, którą proponujesz. Potem pomyślałem, że użycie imienia mistrza w mianowniku wzmacnia grę słowną wykorzystująca nazwę parodiowanego gatunku i zdecydowałem się na takie brzmienie.

Nienaturalność, niezgrabność konstrukcji zdania całkowicie wg mnie przysłania jego drugie dno, czyli grę słowną. Tak to już jest z grami słownymi – najlepiej sprawdzają się wtedy, gdy ich odbioru nie zaburza ułomna konstrukcja zdania. ;)

Jeszcze raz dziękuję za komentarz.

Cała przyjemność po mojej stronie.

 

 

Mam słabość do konkursów i tekstów konkursowych, więc musiałem przyjść i się rozejrzeć.

Kilka uwag na szybko:

 

– Mamo, to jest Nina – mówi Janek, wskazując kobietę, z którą przyszedł / Przecinek

 

– Pamiętasz ją, prawda? – dopytuje matki Janek / Pamiętasz Ninę, prawda? – dopytuje Janek

 

 

Kobieta muska policzek starej / Nina muska policzek staruszki. Ewentualnie: Kobieta muska policzek staruszki

 

Zamiast na stojącą przed nią parę, gdzieś poprzez nią / Powt.

 

Ta wstaje bez sprzeciwu, przez co ten chwieje się trochę / Ta wstaje bez sprzeciwu, przez co mężczyzna chwieje się trochę

 

Jest zaskoczony tym, że poszło tak łatwo / Zbędne

 

Nie pamiętam już, o co poszło / Przecinek

 

 

Przekonywać, że po tych jego pigułach, nawet gdyby bombardowali miasto, matka by się nie obudziła / Przecinek

 

Gdy siadają z Niną w salonie, widzę tylko jej nogi / Przecinek

 

Ale wciąż musiał mieć w sobie coś, bo kobiety zawsze miał ładne / Powt.

 

Nie potrafił ich tylko przy sobie utrzymać / Zbędne

 

Tym piskliwym tonem, jaki zawsze wybrzmiewa / Tym piskliwym tonem, jaki zawsze przyjmuje

 

Janek siada na jej miejscu, opiera łokcie na kolanach i chowa głowę w dłoniach. Oplata ją nimi, jakby były okładem na ból głowy / Powt.

 

Janek pochyla się nad nią i potrząsa, tak, by patrzyła na niego / Janek pochyla się nad Łucją i potrząsa tak, by patrzyła na niego

 

 

Takiś sam jak on jest / Zbędne

 

Mamo, proszę, ja nie mam już do tego siły / Zbędne

 

Proszę pamiętać, by wziąć dowód mamy, będzie potrzebny / Przecinek

 

Że za chwilę znów ujęta w ramę framugi zacznie swoją tyradę. Że przysiądzie koło mnie, by wylać całą żółć swojego życia / Zbędne

 

Każdy odgłos na klatce schodowej sprawia, że wzdryga się, jak bite przez ojca dziecko na dźwięk kroków, oznajmiających powrót taty do domu / Wynika z kontekstu, zbędne

 

Bierze głęboki wdech, jakby miał zaraz nurkować i zaczyna wbijać się w materac, jak gdyby rzeczywiście chciał się w nim zanurzyć / Powt.

 

Zbliżam się do niego jeszcze bardziej i mówię / Zbędne

 

Ma na sobie dżinsy, adidasy i polo. Ona ubrana jest podobnie, tylko zamiast polówki ma obcisłą koszulkę z krótkim rękawem / Ma na sobie dżinsy, adidasy i polo. Ona ubrana jest podobnie, tylko zamiast polówki nosi obcisłą koszulkę z krótkim rękawem

 

Jakby im rozdawali te szmaty zamiast munduru / Mnoga: mundurów

 

Kobieta jest niższa od tamtego o głowę i młodsza o kilkanaście lat / od partnera

 

Sąsiedzi skarżą się na hałasy / Czas przeszły: skarżyli

 

Zaraz potem pewnie zdjęcie wypada mu z rąk, bo rozlega się odgłos tłuczonego szkła / Zbędne

 

Dobry tekst. Fabularnie nie ma tu dużego zaskoczenia, ale też wg mnie zaskoczenie nie zawsze jest konieczne i nie zawsze musi być najważniejszym czynnikiem – ta opowieść bazuje na emocjach i pod tym względem się sprawdza, umiejętnie odmalowujesz obraz poszczególnych członków rodziny, zależności, powinności i pretensji, jakie ich łączą. Niezbyt to miłe, ale prawdziwe. Język masz swój, charakterystyczny, to też na plus, szczególnie rytm (powtarzanie, dopowiadanie, dynamika) i porównania (np. to z pustym stolikiem czy to z brodawkami), choć nie obyło się bez zgrzytów. Koniecznie zwróć uwagę na podmioty i ich precyzyjne określanie – bez nadmiaru “ta”, “tamten” czy innych ogólnych określeń, naprawdę lepiej jest powtórzyć “główny” i najważniejszy podmiot (np. Nina, Janek, Łucja itp.) niż szukać dla niego jakichś odległych zamienników (”ta”, “stara” itp.). Przyjrzyj się też zaimkom i powtórzeniom.

Czołem!

Rorschach, sto razy mógłbym przeczytać tekst, a nie wyłapałbym połowy tych błędów, dzięki! Cieszę się, że się podobało.

Cała przyjemność po mojej stronie.

Pozdrawiam!

Mała łapanka:

 

Jej wstrzemięźliwość w tym zakresie chwalebnie kontrastowała z otaczającymi okolicznościami przyrody / Wynika z kontekstu, zbędne

 

Niczym echo, odpowiedział jej z góry inny pomruk, znacznie głębszy i budzący pierwotną grozę / Bez przecinka

 

Teraz, stojąc przez chwilę u stóp jaskini bestii, nie był już pewien, czy chciałby tu wrócić ponownie / Można stać u stóp góry. W przypadku jaskini będzie raczej – u wejścia, przy wejściu itp. Że bestii, to wiadomo z kontekstu, można wyciąć. Zbędna w sumie jest też ta chwila

 

Za jego plecami, z jaskini na szczycie góry, sączyły się strużki dymu / Przecinek

 

Król Karol, wypowiadając te słowa, pochylił się konfidencjonalnie w stronę, gdzie stał mistrz Fantazy / Niepotrzebnie i przekombinowane. Prościej: Król Karol, wypowiadając te słowa, pochylił się konfidencjonalnie w stronę mistrza Fantazego

 

Widzisz, mistrzu, na moim stanowisku… / Przecinek

 

Wyprowadzany więzień kierował rozpaczliwe znaki w stronę Fantazego / Hm. Wyprowadzany więzień wykonywał rozpaczliwe znaki, próbując zwrócić uwagę Fantazego?

 

Pogłaskał się po brodzie i zwrócił do króla, kontynuując poprzedni wątek rozmowy / Zbędne

 

Król niepewnie przesunął kantem dłoni wzdłuż swojej szyi / Zbędne

 

Osobiście, uważam omawiany sposób za barbarzyński / Bez przecinka

 

Bestia podobno w ogóle nie wychodzi ze swojej pieczary i kłóci się sama ze sobą / Zbędne

 

Ze smutkiem obserwował koniec własnego palca, przechodzący na wylot przez kolejną dziurę  w płaszczu / “Własnego” – kontekst, zbędne. Przecinek po “palca”. Dwie spacje pomiędzy “dziurę” a “w”

 

Sycząca głowa schowała jęzor, spojrzała z niechęcią na swoją sąsiadkę i odezwała się pełnym egzaltacji damskim głosem / Zbędne

 

Moim zdaniem, ten grubszy byłby znacznie bardziej pożywny / Bez przecinka

 

…wyraziła swoją opinię głowa żeńska / Zbędne

 

Przekażę, wielmożni panowie, wasze pochwały mojej małżonce / Zbędne

 

Gospodarz wskazał na stojącą za ladą gospody pulchną dziewczynę / Gospody zbędne

 

…jak mawiał mój ojciec. Kiedy potem moja Aurora odziedziczyła po ciotce tę gospodę / Oba można wyciąć. Albo chociaż jedno

 

Dopili swoje trunki i opuścili gospodę / Zbędne

 

Szeroki dotąd trakt, wiodący ich od samego zamku / Zbędne

 

…uśmiechnął się Fantazy, podrzucając w dłoni złoty krążek / Zbędne

 

Pomysł na interpretację przysłowia (tytułowego), poprowadzenie fabuły i zakończenie – sympatyczne. Językowo sprawnie, lekko i przyjemnie. Rześko, powiedziałbym. Humor niewymuszony, nawet te wszystkie przysłowia udało ci się sensownie wkomponować w tekst. Technicznie jednak znalazłoby się trochę rzeczy do dopracowania – raz, że za dużo zbędnych zaimków, dwa, że lubisz szarżować i opisywać coś dookoła, na okrętkę i dużą ilością słów, bo słowa są takie fajne. (No są, zgadzam się. Ale). Fajny tekst w kategorii: zabawa – ćwiczenie języka i warsztatu – humorystyczne, lekkie fantasy.

Czołem!

 

Wyłapane podczas czytania:

 

…nie mogę być pewny, jako że przyzwoitość zabrania mi czytać poprzednie wpisy. Ty, nieznany czytelniku, łamiesz zasady grzeczności / Przyzwoitość zabrania mi zapoznać się z poprzednimi wpisami

 

Mój dziad, Isai Wise, był lokajem Dziedzica Andrea / Przecinek

 

Kocham ród całym mym sercem / Zbędne

 

A w dniu jej powrotu z powozu wysiadła kobieta o pewnym spojrzeniu / Zbędne

 

Ja sStałem na czele szeregu podlegających mi służących / Zbędne

 

Jedną, przysięgam, złapała za biust i rzuciła kilka niewybrednych uwag, gdy dziewczyna, piszcząc cicho, starała się wyrwać / Przecinek

 

…wspomniana choroba powoduje wpływ uczuć, które ludzie wokół chorego żywią do niego, na kondycję jego zdrowia – tak cielesnego, jak i umysłowego / Niezgrabnie

 

Panienkę Solange ludzie wokół niej kochali i rozpieszczali, gdy była dzieckiem, przez co ona sama była radosna, szczęśliwa, pełna życia i zdrowa / Zbędne

 

…ta bowiem często wyjeżdżała na wakacje, lub znikała na jakiś czas z coraz to innym mężczyzną / Bez przecinka

 

Na koniec panienka kazała lekarzowi „spadać”. Dziedziczka pobladła i omdlała. Nie wiem, czy przez wulgaryzm panienki, czy słysząc rewelację dotyczącą życia jej siostry za oceanem / Wcześniej była mowa tylko o męskich Dziedzicach rodu, nic więcej o całej rodzinie, więc w pierwszej chwili nie wiedziałem, kto omdlał i zastanawiałem się, czy to Solange, czy ktoś inny. Lepiej byłoby: Na koniec panienka kazała lekarzowi “spadać”. Jej siostra, Dziedziczka, pobladła i omdlała. Nie wiem, czy przez wulgaryzm, czy słysząc rewelacje dotyczące życia Solange za oceanem. Albo coś w tym stylu

 

…dzieci Dziedzica / Brzydka aliteracja. Potomkowie Dziedzica? Progenitura Dziedzica?

 

…choroba uczyniła ją wiecznie wściekłą i bezpretensjonalną / Bezpretensjonalność jest określeniem nacechowanym pozytywnie, więc zupełnie nie pasuje. Domyślam się, że chodziło raczej o coś w stylu obcesowości? Ale to bardzo dalekie od bezpretensjonalności

 

Nie było to łatwe – choroba uczyniła ją wiecznie wściekłą i bezpretensjonalną, jej ciało zaś zmęczone / Dziwne zdanie. Jak już to: choroba uczyniła ją wiecznie wściekłą i bezpretensjonalną (w temacie bezpretensjonalności patrz wyżej!), ciało zaś zmęczonym. Ale ciało to też Solange, więc to dopowiedzenie/rozróżnienie wypada nienaturalnie. Lepiej i prościej: choroba uczyniła ją wiecznie wściekłą, bezpretensjonalną i zmęczoną

 

Niechętnie, lecz zabrała się w końcu za lekturę, podniosła z łóżka, by zatańczyć / Sam wielokrotnie namawiał Solange do czytania czy do tańców (“przynosiłem”, “zapraszałem”, “uczyłem”). Czy Solange tylko raz zareagowała na te starania? Wtedy rzeczywiście będzie: Niechętnie, lecz zabrała się w końcu za lekturę, podniosła z łóżka, by zatańczyć. Jeżeli zdarzyło się to więcej niż raz, wtedy: Niechętnie, lecz zabierała się w końcu za lekturę, podnosiła z łóżka, by zatańczyć

 

…widocznie mieli już dość uśmiechania się w milczeniu, gdy panienka śmiała im się w twarz / Powt.

 

Dwa miesiące po swym przyjeździe panienka / Zbędne

 

Jeśli w dalszej części przytoczę którąś z jej wypowiedzi, wiedz, że pozwolę / Przecinek

 

Parta i Marta, najmłodsze z rodzeństwa, uciekły spojrzeniem / Przecinek

 

…uratuj moją rodzinę”, błagał zapłakany / Przecinek

 

Gdy stanąłem przy jej łóżku, złapała mnie i kazała zanieść się do łaźni / Przecinek

 

Mimo cienia dostrzegłem jego szkliste spojrzenie i rozszerzone nozdrza. Skamieniałem, na moment ledwie i zaraz wróciłem do usługiwania panience, by panicz nie poznał, że go spostrzegłem / Powt.

 

Dziedzic oczekiwał na jakieś wiadomości na temat swego syna / Zbędne

 

Słyszałem, że choroba często zdaje się ustąpić tuż przed tym / Ustępować. Niedokonany

 

Po krótkim czasie lepszego samopoczucia panienka znów opadła z sił i blada leżała nieświadoma / Jak już to: znów opadła z sił i leżała nieświadoma, blada

 

W sypialni panicza odnalazłem, łutem szczęścia niezwykle szybko, jego zapiski ukryte w oprawie zdartej z innej książki i położone niby niedbale na półce / Zbędne

 

Datował swoje wspomnienia, przypomniałem sobie więc, którego dnia panienka odwiedziła mnie w łaźni i odnalazłem stosowny wpis / Zbędne, przecinek

 

Ruszyłem do ich wspólnego pokoju, czując niesmak / Przecinek

 

Pojąłem, co, w dobrej przecież wierze, zrobiłem, naruszyłem prywatność panicza / Przecinek

 

Odeszliśmy na bok i stanęliśmy przy niedziałającej fontannie, otoczonej gęsto czerwonymi kwiatami na podwyższonych grządkach / Przecinek

 

Powiedziała coś, czego ja z Dziedzicem nie usłyszeliśmy / Zbędne

 

Kupiło mnie pierwsze zdanie. Ładny haczyk.

Językowo porządnie, choć bez szaleństw i do doszlifowania – stylizacja całkiem udana, czasami niektóre zdania trochę trąciły sztucznością, ale ogólnie wyszło dobrze. Udana wolta, ciekawy i niestandardowy pomysł na poprowadzenie fabuły z punktu wyjściowego, bohater z przewrotną interpretacją dobra. Wszystko to na plus. Na minus chyba tylko to, że żadna z postaci nie wzbudziła mojej sympatii i większych emocji – ale to trudne przy takiej objętości i formacie/stylizacji.

Czołem!

Cała przyjemność po mojej stronie.

A w temacie bohaterów – jeszcze u Hummina rzeczywiście można dostrzec próby wprowadzenia pewnych rys, rozbudowania i większego zróżnicowania jego charakteru, choć wg mnie brakuje porządnej ekspozycji tego zagubienia, o którym piszesz, popełniania błędów, romantyzmu itp. Może na przykład korzystne byłoby pokazanie Hummina z innej perspektywy narracyjnej? W końcu perspektywy determinują emocje. Hummin widziany z boku, powiedzmy oczami SienSan, mógłby być właśnie tym Humminem mniej doskonałym. Podobnie w przypadku Halli – tutaj ciekawe wg mnie wypadłoby poszerzenie perspektywy Hummiuna, może pokazanie jakichś dobrych i złych wspomnień z Hallą (co nadałoby jej bardziej ludzkiego wymiaru, pokazało jej strach i ucieczkę przed kłopotami w niepamięć). Oczywiście to tylko takie luźne rozważania – na przyszłość – może przydadzą się przy konstruowaniu następnych tekstów.

Do przeczytania.

Kontynuując przygodę z tekstami konkursowymi –

 

Na tle tłumu odznaczał się wyprostowaną sylwetką oraz jakąś zagadkową determinacją w ruchach. […] Metalowa konstrukcja odznaczała się wyraziście na niebie powleczonym szarą warstwą smogu i pyłu / W niewielkiej odległości ta sama konstrukcja, o tyle drażniąca, że podnosi wyjątkowość Hummina do granic absurdu – taki on świetny, że wyróżnia się wśród tłumu, ba, nawet miejsce jego pracy się wyróżnia, dookoła masa nijakości i tylko Hummin i jego Wieża są wyjątkowi, ten opis wręcz krzyczy: czytelniku, nie przegap tego, że Hummin jest naprawdę, naprawdę wyjątkowy!

 

Na najwyższych jej segmentach rozmieszczono, niczym kolonie pasożytnicze, nadajniki, pod wpływem których byli prawie wszyscy mieszkańcy miasta / Lepiej: pod wpływem których znajdowali się

 

Jeśli człowiek znajdował się w stresogennej sytuacji, czip, potocznie zwany „trenerem”, wysyłał krótkie impulsy elektromagnetyczne, powodujące szybszy przepływ krwi oraz lepszą przemianę glukozy w płatach czołowych

 

„Powierz swoje sekrety firmie Sigma and Ruski, a pozostaną tylko twoje” – zaatakował mężczyznę animowany, pstrokaty napis błyskający ze szklanej ściany mijanego gmachu. Hummin wyszczerzyłby zęby, gdyby Wieża mu na to pozwoliła / Najpierw silniejszy podmiot, potem słabszy: „Powierz swoje sekrety firmie Sigma and Ruski, a pozostaną tylko twoje” – Hummina zaatakował animowany, pstrokaty napis błyskający ze szklanej ściany mijanego gmachu. Mężczyzna wyszczerzyłby zęby, gdyby Wieża na to pozwoliła

 

Chciałby móc przestać wspominać osobę, którą przedstawiało

 

Sikali tam na siedząco bezwłosi mężczyźni o jagodowych ustach, sadzając w pośpiechu swoje pupy na sterylnych deskach klozetowych

 

Hummin wiedział, jak okazać niezgodę wobec systemu, który współprojektował i nad którym sprawował pieczę

 

Uraczyła przełożonego spojrzeniem, po czym wróciła do studiowania swoich wydłużanych paznokci.

– Dobijał się ktoś do mnie? – rzucił krótko Hantley, zmierzając zdecydowanym krokiem w stronę gabinetu.

– Nie, ale będzie – odparła lekko, lustrując swoje dłonie. / Już wiemy, że oglądała swoje dłonie, piszesz o tym chwilę wcześniej, nie ma sensu powtarzać

 

– SienSan, muszę wiedzieć, czy jest ważniejszy niż setka porwanych umysłów – zadeklamował wolno / Deklamowanie to “wygłaszanie utworu literackiego wyraziście i z ekspresją» lubwypowiedź pełna nieszczerego patosu i przesady”. Ani jedno, ani drugie mi tu specjalnie nie pasuje

 

Sienna San popatrzyła raz jeszcze na swoje dłonie

 

Hantley wszedł do swojego gabinetu

 

Halla używała fizycznej siły wobec tych, których nie dosięgły radiowo-magnetyczne fale Wieży albo wobec tych, których dosięgły błędy  programistów jej nadajników / Podwójna spacja. Zbędne “jej nadajników”

 

Może pan trochę odciążyć swój mózg, zostawiając cząstkę prywatnych wspomnień na naszych nośnikach danych

 

– Nie, dziękuję. Jeśli będę chciał, zgłoszę się do jakiejś znanej firmy, na przykład „Sigma and Ruski”.

– Skąd pan wie, że zrobi to dobrze? / Skąd pan wie, że zrobią o dobrze?

 

Jeśli tak patrzeć na sprawę, to najlepiej trzymać swoje zapiski na papierze

 

…powiedział sprzedawca z miną laboranta, który właśnie zatrzaskuje kolejną zapadkę labiryntu, ograniczając szczurowi jego chaotyczny bieg

 

– Nic o was nie wiem. Poza tym, wie pan, mam tu poważną sprawę do rozwiązania / Poza tym, rozumie pan, mam tu poważną sprawę do rozwiązania

 

Objawom tym towarzyszył ból, którego nie umiał zlokalizować w żadnym konkretnym miejscu swojego ciała

 

Obraz łydki zachodził powoli bielą i zastępował pośladek / Podmiotem jest nie “łydka”, a “obraz łydki”, więc: Obraz łydki zachodził powoli bielą i zastępował go pośladek

 

Gospodarz przecisnął się koło grupki ludzi toczących swobodną rozmowę, po czym podszedł do bezwłosej kobiety o wielkich oczach / Wcześniej była opisywana jako łysa. A jest różnica pomiędzy łysą a bezwłosą. Bezwłosa oznacza, że nie ma np. brwi. I włosów na całym ciele. Więc albo tak, albo tak.

 

…odparła kobieta, śledząc wzrokiem ruchome obrazy

 

Kobieta nie może w dzisiejszych czasach ujawniać swojej płci poprzez samo podanie imienia i nazwiska

 

To mój nałóg, który jest silniejszy ode mnie

 

Więc, chcesz żebym walczyła?

 

Powalczysz więc dla mnie o Wieżę i pogłówkujesz, jak wraz ze mną przejąć nad nią kontrolę

 

Bremmin odsunął się od niej

 

Twój mózg będzie szczęśliwy służąc mi w dzień jako wojowniczka, a w nocy jako żona / Mózg sam w sobie raczej nie będzie służył ani jako wojowniczka, ani jako żona, więc: Twój mózg będzie szczęśliwy, kiedy w dzień będziesz służyła mi jako wojowniczka, a w nocy jako żona

 

Kobieta wróciła do nawykowego lustrowania swoich dłoni

 

…wie, jak podnieść ciśnienie człowiekowi, omijając zabezpieczenia Wieży

 

SienSan nerwowo zamrugała powiekami, nie odrywając wzroku od swoich dłoni

 

Pierwszy Podążający był stanowiskiem wymagającym zdolności szybkiego kojarzenia faktów oraz sporych pokładów empatii. Jako najbliższy współpracownik, podwładny, a jednocześnie powiernik i doradca weryfikował poczynania osoby piastującej urząd wymagający odpowiedzialności

 

Właśnie zastanawiał się, dlaczego system ochrony Wieży już trzeci tydzień z rzędu raportował

 

Jeśli jakimś cudem umieścili na Wieży swój piracki nadajnik

 

Nie będę w stanie im odmówić i sprzedam im swoje wspomnienia

 

Wszyscy sprawiali wrażenie, jakby ta bezwłosa kobieta wyrządziła im wielką krzywdę / Uwaga jak poprzednio

 

Nagle, jak na dany znak, odgłosy ucichły. Sylwetki za szkłem znieruchomiały, a potem, jakby zdezorientowane, oddaliły się w głąb pomieszczenia

 

Jak tego mogli dokonać? / Jak mogli tego dokonać?

 

Nie wiemy, który neuron przypisany jest której osobie

 

…co się stało między tobą, a Hallą?

 

Żeby być nadal częścią jej życia… – Hantley spojrzał nostalgicznie w dal. – Musiałbym… dokonać wpisu w jej niepamiętniku – zakończył poetycko / Poetycko i zupełnie w oderwaniu od stylu swoich wcześniejszych wypowiedzi, więcej – w oderwaniu od prowadzonego właśnie dialogu

 

Włamali się do jedynego nadajnika, który jest jednym z najstarszych modeli na Wieży

 

Pewnie obawiali się, że jeśli przekażą mi tę informację, nie znając przyczyn takiego stanu rzeczy, zostaną posądzeni przeze mnie o niekompetencję

 

Popatrzył w rozumne i pełne życia oczy swojej byłej żony

 

Towarzyszący mu Pierwszy Podążający uniósł i opuścił swoje gęste, nieregularne brwi

 

…nieświadomy, że wypowiada to zdanie do swojego towarzysza już drugi raz

 

No to tak.

Pomysł. Sam pomysł fajny, choć realizacja trochę kuleje. Na plus kameralność historii, tzn. fakt, że Bremmin zrobił to, co zrobił, nie po to, żeby przejąć kontrolę nad światem i inne takie górnolotne bzdety (no, może trochę też, tak przy okazji), a po to, żeby odzyskać / zemścić się na byłej żonie. Proste i bardzo ludzkie. Tak samo jak zakończenie ze słodko-gorzkim wydźwiękiem – rzeczywiście my, ludzie, lubimy wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, choć łatwiej to zrobić nieświadomie. Na plus też trochę smaczków budujących tło świata przedstawionego – imiona i nazwiska w formie unisex czy koncepcja przyjęcia, na którym w ramach lepszego poznawania gospodarza na ścianach wyświetlają się zbliżenia jego ciała.

Język. Schludny. Czasem pomysłowy. Czasem zaśmiecony. Do dopracowania.

Bohaterowie. I to jest miejsce, w którym niestety poległeś w całej rozciągłości. Twoi trzej główni bohaterowie – Halla, Hummin, Bremmin – są opisywani z pozycji ideałów. Ludzi niedoścignionych. Wyjątkowych na każdym kroku. Trudno przejąć się losami takich bohaterów albo martwić się o nich. Są doskonali – i dlatego są czytelnikowi doskonale obojętni. Halla – piękna, lodowata, poza końcową sceną zupełnie nie przejawiająca żadnych emocji, robot, a nie kobieta, tak samo unisex jak jej nazwisko, niepokonana wojowniczka. Bremmin – bogaty, pewny siebie, wygadany, wyświetlający na ścianach zbliżenia swojego idealnego ciała. Wreszcie Hummin – już na starcie prezentowany czytelnikowi jako ten, który wyróżnia się spośród masy tak masowej, że traktowanej zbiorowo, nie zasługującej na żadne rozróżnienia, nijakiej, nieważnej. Poza tą trójką masz w tekście jeszcze tylko tępe tłumy o jagodowych ustach, biernego Pierwszego Podążającego (który nawet nie zasłużył na imię) i cichą, ale inteligentną SienSan. Nic więc dziwnego, że to właśnie ta ostatnia przyciąga jakieś tam czytelnicze zaiteresowanie – nie jest tłumem, ale nie jest też wyidealizowaną kobietą sukcesu, a zwykłą recepcjonistką, w dodatku inteligentną i trochę tajemniczą.

Struktura i rytm. Tu też nie jest za dobrze. Mnóstwo fragmentów przegadanych czy łopatologicznie wykładających zasady działania świata przedstawionego (działanie Wieży, rozmowa Halli z Bremminem, rozmowa Hummina z Pierwszym Podążającym), dużo powtarzania tych samych informacji, zupełnie zbędnie. Wszystkie te informacje powinny być przekazane naturalnie, w mniejszych partiach, poprzez świat przedstawiony, działania bohaterów itp., a nie w formie sztywnych notek z Wikipedii, które “wyrzucają” czytelnika z opowieści, psują rytm. Strukturalnie ślepym zaułkiem wydaje się też przejęcie przez Bremmina (czy też jego człowieka) kontroli nad Humminem – po co to było? Czemu Hummin nie wykorzystał przewagi i nie przejął wspomnień Hummina? Bez sensu.

Na koniec – opis walki Halli Fink. Walka wypadła słabo – pomijając już aspekt czysto emocjonalny (tzn. wiadomo było, że Halla wygra, więc czym tu się emocjonować), walka zawodzi też na poziomie czysto językowym, opisowym. Totalnie brak dynamiki. Masz tu długie, złożone zdania w monstrualnie długim akapicie. No, tak się tego nie robi. Więcej zdań krótkich, równoważników, więcej akapitów. Walka musi być rach ciach, szybka. A u ciebie w połowie ani nie wiedziałem, co kto robi, ani mnie to jakoś mocno nie interesowało.

Ale ogólnie widzę w pomyśle, w języku i w twoim pisaniu dużo fajnych rzeczy, tylko niestety pogrzebanych pod rzeczami mniej fajnymi – kwestia dopracowania i świadomości tego co i jak opowiadasz.

Czołem!

Rorschach, na początek przewrotnie zapytam – czy czytelnik zawsze musi wynieś coś z tekstu? ;)

A ja całkiem nieprzewrotnie odpowiem, że tak naprawdę, to czytelnik nie musi nic. ;)

Na serio zaś – rozrywka, czy też inaczej ujmując zwykła frajda z lektury to też wartość wyniesiona, w dodatku niebagatelna i całkiem niezwykła. Sam czytam mnóstwo książek, których zadaniem jest właśnie zapewnić rozrywkę. Bez rozrywki nie byłoby fajnie. Więc naprawdę doceniam. Ale jeszcze jak mi autor przy okazji rozrywki dorzuci do głowy coś więcej, nie wzgardzę. I na dłużej opowieść zapamiętam, i wyżej ją potem ustawię w osobistym rankingu, i w ogóle będę bardziej czytelniczo zadowolony.

A tutaj, w tym tekście, miałaś wg mnie całkiem ładne pole do dodania jakiejś refleksji o naturze ludzi i potworów – czy do zabawienia się z konwencją fantasy – i to już by była ciekawa wartość dodana.

Rozumiem jednak, że nie to było celem, skoro pisałaś tekst jako luźną, lekką odskocznię od większego projektu.

Że zaczęłam od końca, to teraz od początku – serdecznie Ci dziękuję za wizytę! Dzięki za poświęcenie czasu, w tym czasu na wynotowanie wszystkiego, co wpadło Ci w oko. […] Faktem jednak jest, że to tekst stary, napisany… no, pewnie z dziesięć lat temu. Co oczywiście niewiele tłumaczy, bo powinnam sama być dość sprawna, by przynajmniej część z tego, co znalazłeś, wyłapać i poprawić.

Tu nie powiem nic nowego – autor nie zawsze wszystko widzi w swoim tekście, nic w tym złego, czasem potrzeba czasu i leżakowania, a czasem kogoś, kto przyjdzie i wskaże potknięcia palcem. Miło mi, że mogłem pomóc.

I pozostaje mieć tylko nadzieję, że kiedyś to światu pokażę w pełniejszej formie.

Trzymam kciuki.

Obiecałem, że zajrzę, więc jestem. No.

 

– Na pewno coś wymyślimy – pocieszył go inkwizytor. – W końcu jesteś człowiekiem lasu, znasz się na grzybkach, korzonkach i takich tam… / Najpierw jest Bremen, potem Chaves, potem inkwizytor. Serio, rękę bym dał sobie uciąć, że jest ich trzech. Nie dwóch. Użyj najpierw połączonego podmiotu “inkwizytor Chaves”, a potem rozbij to sobie na dwa wymienne: “inkwizytor” i “Chaves”

 

Doprowadzałoby to mistrza do szału, gdyby tylko cokolwiek mogło wyprowadzić go z równowagi / Powtórzone. Jeżeli celowo, to nieudanie

 

Od celu podróży dzieliło ich jeszcze kilkanaście dni. Przy zachodnim trakcie aż do granicy nie było żadnego dużego miasta, tylko wsie, po których nie oczekiwali żadnych rewelacji

 

Ile? – zapytał mistrz, starannie ignorując inkwizytora / Znaczenie jednak trochę nie takie. Albo “zapytał, ignorując inkwizytora”, albo “zapytał, starając się ignorować inkwizytora”

 

Zgoda – wydusił z siebie sołtys

 

Wieśniacy nie wyglądali na szczególnie uradowanych. Wręcz przeciwnie, zachowywali się dość dziwnie. Szczególną uwagę zwracał chłop

 

W przeciwieństwie do większości oberżystów świata, był chudy jak szczapa

 

Wyglądali, jakby zastanawiali się teraz, czy nie najlepiej byłoby zabić jego i Chavesa i zakopać ciała gdzieś za stodołą / 1. Dość oczywiste, że teraz. 2. Poprawne sformułowanie: nie lepiej byłoby. 3. Zamiast “jego i Chavesa” lepiej “przybyszy” lub “intruzów”, “obcych” itp., tak będzie krócej, zwięźlej, bez “jego” i bez dublowania “i”. Na koniec wychodzi: Wyglądali, jakby zastanawiali się, czy nie lepiej byłoby zabić przybyszy i zakopać ciała gdzieś za stodołą

 

Dość – rzekł cicho, ale stanowczo / Podmiot. Bremen rzekł cicho, ale stanowczo

 

Mieszkańcy wioski, szemrząc, opuścili gospodę. Bremen i Chaves znajdowali się dość daleko od Toviry i jednocześnie wystarczająco blisko Czerwonego Boru, by poważnie obawiać się napaści ze strony ludu. Mistrz dziwił się inkwizytorowi, że ten zdradził ich proweniencję. Nie omieszkał mu tego powiedzieć.

– Głupiec! – syknął, gdy wieśniacy z ociąganiem wyszli / Już raz napisałaś, że wieśniacy wyszli, nie ma sensu dublować

 

…mruknął, wiedząc, że Chaves obawia się tego księstwa

 

Dogadując sobie czekali, aż oberżysta poda im cienką polewkę

 

Zostawili bagaże w izbie wskazanej im przez pachołka…

 

Ponieważ jednak mieszkańcy wioski zatrzaskiwanymi drzwiami i okiennicami jasno dali im do zrozumienia, że nie mają ochoty na rozmowy, udali się prosto do sołtysa / Zbędne “im”. Dodaj podmiot do “udali”. Ponieważ jednak mieszkańcy wioski zatrzaskiwanymi drzwiami i okiennicami jasno dali im do zrozumienia, że nie mają ochoty na rozmowy, Breman i Chaves udali się prosto do sołtysa

 

Bremen po raz wtóry odniósł wrażenie, że w tej wiosce coś jest nie tak. I nie chodziło tylko o zwykłą niechęć prostych ludzi wyzyskiwanych przez Kościół.

– Opowiedzcie nam, sołtysie, o mantykorze – rzekł tylko

 

Mistrz i inkwizytor wyruszyli, by obejrzeć zakole rzeki, nad którym potwór napadł gęsiarkę, ale nie znaleźli tam nic ciekawego

 

Coś nie pozwalało mu spać, aczkolwiek mógł to być bury kot, uporczywie układający mu się na twarzy

 

Zdziwiłbym się, gdyby wioski położone w tak niewielkiej odległości od siebie, nie miały tych samych problemów

 

Pomimo tego, zdawała się być samowystarczalna: miała własny młyn i kuźnię, nie było tu za to kościoła

 

Wysłuchali dość nieuważnie reszty tego, co sołtys miał im do powiedzenia

 

– Oszalałeś?! – zapytał Chaves, kiedy już poznali okoliczności napaści

 

Widzę większy obraz / A tu piiiiiękna kalka z angielskiego. “Patrzę na problem z szerszej perspektywy”. Coś w tym stylu

 

Już w progu powitało go niechętne spojrzenie niemłodej już kobiety / Jedno wytnij

 

Z jej punktu widzenia mistrz był stanowiącym potencjalne zagrożenie intruzem pozbawionym autorytetu. Bremen jednak nie przejmował się jej nastawieniem / Breman jednak nie przejmował się nastawieniem wiedźmy

 

Ukuł pewną teorię, widząc pustą chatę z oknami zabitymi deskami na skraju wioski oraz tojad i gałąź srebrnego świerku wiszące pod dachem domostwa czarownicy / Ukuł pewną teorię, widząc pustą chatę na skraju wioski, z oknami zabitymi deskami, z tojadem i gałęziami srebrnego świerku wiszącymi pod dachem

 

Bremen rozsiadł się wygodnie na stojącej pod oknem chaty ławce i zaczął głaskać kota / Kontekst, zbędne

 

Nacięli i uzbierali dość drewna, by przez całą noc móc palić pokaźne ognisko. Konie na wszelki wypadek zostawili w wiosce – mogłyby spanikować i paść łupem któregoś z potworów.

Zjedli zająca. Gdy zapadł zmrok, zmieniali warty, drzemiąc na przemian, ale przez całą noc nie wydarzyło się absolutnie nic

 

…księżyc zniknął za chmurami, które pojawiły się nie wiadomo kiedy. W mroku dookoła kotłowały się jakieś kształty, słychać było warczenie, mlaskanie, zgrzyt pazurów i Bóg jeden wie, co jeszcze

 

Zakrawało to na magię, ale przecież coś takiego jak magia nie istnieje / Konsekwencja czasu narracji: Zakrawało to na magię, ale przecież coś takiego jak magia nie istniało

 

…pozostawiając w nich płytką, ale długą ranę

 

Zrobił przewrót w bok, a bestia, zamiast na niego, wpadła niespodziewanie na wilkołaka i przeorała pazurami jego pysk / …zamiast na inkwizytora…

 

…o nic – westchnął wreszcie, wstając i składając wędkę

 

Zresztą kim niby jest, żeby mieć prawo oceniać innego człowieka? / Zresztą kim niby był, żeby oceniać innego człowieka?

 

Jest fantasy. Jest para wędrownych zabijaczy potworów. Są wioski na krańcu świata. A w tych wioskach tajemnice. Nie czytałem żadnych komentarzy, ale będę strzelał – były porównania do wiedźmina? No cóż, chyba nie da się tego uniknąć, fantasy prawie zawsze jest porównywane do Sapkowskiego, a już fantasy z zabijaniem potworów w ogóle.

Wskazałaś ten tekst jako twoim zdaniem najlepszy pod względem bohaterów i relacji między nimi. I rzeczywiście – relacja pomiędzy Bremenem a Chavesem, pełna uszczypliwości, trochę szorstka, trochę kpiąca, jest najmocniejszym punktem tekstu. Fajnie pokazujesz, jak się ze sobą dogadują pomimo odmiennych charakterów, i że w sumie to właśnie różnice są czymś, co ich łączy, co sprawia, że są sobie nawzajem potrzebni. Na plus jeszcze to, że udało ci się przemycić trochę informacji o ich przeszłości, nie za dużo, ale wystarczająco, by zarysować tło.

Fabularnie, przyznaję, zawiodło mnie zakończenie. Spodziewałem się czegoś bardziej gorzkiego i w ogóle jakiegoś twista z potworami.

Językowo zgrabnie, ale np. sporo powtórzeń, co trochę mnie zdziwiło, bo takiego problemu nie było w “Chłopcu pięknym i młodym”, może dlatego, że “Interes” jest tekstem starszym i w późniejszych już ten problem opanowałaś.

Na tym właściwie mógłbym skończyć, ale… Zakładam, że komentowanie nie jest po to, żeby głaskać autora po głowie, tylko po to, żeby go szczypać, żeby mu było niewygodnie, żeby musiał kombinować i iść dalej. Dlatego zapytam – co z tego tekstu ma wynieść czytelnik? Co z niego wynika? Po co go napisałaś? Z pewnością zdawałaś sobie, że poruszasz się tutaj w “wiedźminowej” konwencji, dlaczego więc zostałaś w jej ramach, zamiast przerobić utarte schematy na swoje, zabawić się nimi, przekręcić, dodać coś nowego? Bo to jest dobry tekst, ale. No właśnie ale.

Zamknął książkę z trzaskiem / Podmiot. Sardar zamknął…

 

Czy wymienienie podmiotu jest tutaj konieczne, bo istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś inny zamknął książkę? Poprzedzający akapit to tłumaczenia, więc ciężko podejrzewać Wszechświat o nagłą personifikację i poruszenie kartek. W moich myślach ominięcie podmiotu miało zdynamizować zdanie. Jakie wskazania miałbyś co do stosowania domyślnych podmiotów, by ich nie nadużywać?

 

Zacznijmy może od tego, po co nam w ogóle podmiot domyślny. W jakich sytuacjach go używamy? Odpowiedziałbym: w takich, w których użycie podmiotu gramatycznego byłoby powtórzeniem informacji, zaburzeniem rytmu, ciągłości i płynności komunikatu.

Na przykładzie z twojego tekstu:

 

Sardar (podmiot gramatyczny) zamknął książkę z trzaskiem. Nie miał (podmiot domyślny) jeszcze pełnego obrazu tego, co dowódczyni statku próbowała ukryć. Raczej jednak wątpił (podmiot domyślny), by miłośniczka historii nagle zaczęła dla przyjemności rozwiązywać równania probabilistyczne. Co strzeliło do łba tej babie?! Nagle oprzytomniał (podmiot domyślny) – od minuty czujka dawała znać o niebezpieczeństwie! Klnąc, błyskawicznie dopadł (podmiot domyślny) drzwi.

 

Używasz tutaj podmiotu domyślnego i używasz go dobrze – bez sensu byłoby przecież pisać – Sardar zamknął książkę. Sardar nie miał jeszcze pełnego obrazu. Sardar wątpił. I tak dalej. Wyszłaby z tego narracja dla idiotów, zacinająca się, zaśmiecona, z powtórzoną informacją.

A teraz cofnijmy się parę akapitów wstecz:

 

Sardar (podmiot) pamiętał aforyzm na ten temat: „Przyczynowość, względność, nadświetlność. Wszechświat (podmiot) wybrał dwie pierwsze”. I zaraz pod tym komentarz autora: „Jednak chciwa ludzkość (podmiot) łapczywie sięgnęła po wszystkie trzy”.

Tunele czasoprzestrzenne Ellisa-Morrisa-Thorne’a (podmiot) bazowały na szczególnych metrykach powstałych z przekształceń równań ogólnej teorii względności Einsteina. Rozpatrywane jako matematyczna ciekawostka, praktycznie nie miały (podmiot domyślny: tunele) prawa istnieć w postaci makroskopowej. Kosmos (podmiot) wyciągnął bowiem w obronie kij […].

W obliczu tak postawionego problemu, Wszechświat (podmiot) nie złożył broni. Odrzucił (podmiot domyślny: wszechświat) kij i chwycił (podmiot domyślny: wszechświat) obosieczny miecz dotychczas hipotetycznych dwóch zasad, pierwotnie wysnutych przed wiekami: ochrony chronologii Hawkinga oraz samospójności Nowikowa. Choć nieco zmienione w stosunku do zaproponowanej przez twórców treści, oba pilnowały, by ruch nadświetlny odbywał się zgodnie z ustalonym porządkiem.

Jednak ludzkość, jak to ona, zaczęła naginać je do własnych celów. A Kosmos (podmiot) patrzył. I kto wie, czy nie przygotowywał (podmiot domyślny: kosmos) teraz karabinu maszynowego na krnąbrne dzieci Thiru.

Zamknął (podmiot domyślny: kosmos) książkę z trzaskiem.

 

Trochę to skróciłem. Właściwie to więcej niż trochę – pomiędzy “Sardar pamiętał” a “zamknął książkę” jest w sumie kilka różnych podmiotów i dwa tysiące znaków. Ponad strona maszynopisu znormalizowanego. O czym jeszcze za chwilę. Tymczasem –

Zwróć uwagę, że na ogół za podmiot domyślny bierzemy najbliższy wcześniejszy podmiot w tym samym rodzaju. Mówisz: ciężko podejrzewać Kosmos o to, że zamknął książkę. I tak, masz rację. Zdania “A Kosmos patrzył. I kto wie, czy nie przygotowywał teraz karabinu maszynowego na krnąbrne dzieci Thiru” są poprawne gramatycznie. Tak samo zdanie: “Zamknął książkę z trzaskiem“. W dodatku rozdziela je akapit, więc nawet nie można powiedzieć, że są o tym samym. No i przecież każdy średnio rozgarnięty czytelnik domyśli się, że chodzi nie o Kosmos, a o Sardara. Właśnie, domyśli się.

Nasze mózgi pracują w określony sposób, w określony sposób przyjmują i przetwarzają dane. To znaczy, że kiedy czytasz i natrafiasz na zdanie z podmiotem domyślnym (”Zamknął książkę”), twój mózg automatycznie sięga po najbliższy odpowiedni rodzajowo podmiot (”Kosmos”). Mózg nie jest głupi, więc jeżeli podmiot nie pasuje do zdania (Kosmos nie czyta książek), mózg wprowadza korektę, szuka innego odpowiedniego podmiotu w okolicy (”Sardar”) – w efekcie – domyśla się. Na ogół jest to proces na tyle szybki, że czytelnik nie jest świadomy całej jego złożoności, ale czuje, że coś zazgrzytało (nie musi wiedzieć co, nie musi umieć tego wskazać, po prostu instynktownie czuje, że przyjęcie tego konkretnego komunikatu trwało dłużej niż powinno, bo pierwsze skojarzenie wymagało korekty). Jeżeli zgrzytów będzie więcej, czytelnik zakończy lekturę z przeświadczeniem, że “tekst był męczący”, że “nie zawsze wiedziałem, o co chodzi”, “nie poczułem klimatu” itp.

Użycie podmiotu domyślnego w sytuacji, w której nie jest łatwo i szybko domyślny niejako przeczy i jego nazwie, i podstawowym zadaniom. Utrudnia odbiór komunikatu. A przecież nie o to chodzi. No i po to mamy podmiot gramatyczny, żeby konkretnie wskazywać kto coś robi, więc wskazujmy.

To tak ogólnie. A jeszcze szczególnie do omawianego fragmentu –

Jak już wspomniałem, pomiędzy “Sardar pamiętał” a “Zamknął książkę” masz dwa tysiące znaków. To jest bardzo dużo. W dodatku te znaki dotyczą technicznych i dość skomplikowanych zagadnień. W dodatku personifikujesz Kosmos/Wszechświat (“Wszechświat nie złożył broni“, “Kosmos patrzył”, “przygotowywał”, więc w sumie czemu nie “Kosmos zamykał książkę”?). Przy takim natłoku informacji łatwo zapomnieć o Sardarze i o tym, że facet siedzi z książką. Dlatego zlituj się nad czytelnikiem i mu o tym przypomnij. To na pewno nie zaszkodzi.

Podsumowując: jak używać podmiotów domyślnych? Zawsze z uwzględnieniem czytelności komunikatu i w odniesieniu do otoczenia (bo w opowiadaniu/powieści każde zdanie istnieje nie tylko jako odrębny byt, ale przede wszystkim jako część całości).

 

Emocje związane z tym, co przeżywają bohaterowie? Hmmm. Mam świadomość, że to ja ich wymyśliłam, naprawdę nie istnieją i nic nie czują, więc… Powiadasz, żeby sobie wyobrażać? No, ale wtedy wyobrażam sobie, co ja bym zrobiła.

Myślę, że właśnie o to chodzi, żeby bohaterowie zaistnieli – i w twojej świadomości, i czytelników. Bez zaangażowania trudno o emocje – np. bardziej mnie zaboli porysowanie mojego auta niż jakiegoś tam obcego auta na parkingu. Bo nie mój problem.

Z takim opisaniem śmierci chłopca – doszłam do wniosku, że jeżeli ja to zrobię, to spłycę, wolałam zostawić to wyobraźni Czytelnika?

I słusznie. Czytelnik dużo sobie wyobrazi. Ale trzeba dać mu ramy. To nawet lepiej. No i nie chodzi o łopatologiczne pisanie typu “tak bardzo rozpaczała po śmierci syna, rozpaczała, rozpaczała”, a raczej pokazanie tej rozpaczy (i emocji w ogóle) przez działania, interakcje z innymi bohaterami itp.

Gdyby mag pod wpływem szału robił krzywdę najbliższym? Niby pomysł ciekawy, ale w takiej sytuacji powinien się wyprowadzić i problem załagodzony.

Hm. Czemu nie. Ale akurat tutaj chodziło mi o to, że kiedy zachorował Szupri, myślałem, że właśnie to będzie tytułową ceną – tzn. zdrowie i szczęście bliskich maga. Że to oni będą płacili za każdy jego czar.

 

No i zgadzam się ze Śniącą, że gawędziarskość jest bardzo dla ciebie charakterystyczna (na tyle, na ile mogę powiedzieć po lekturze jednego tekstu, ale to naprawdę czuć).

 

Trochę tego, trochę tamtego:

 

Oprócz zniszczeń spostrzegła coś jeszcze / W poprzednim zdaniu masz inny żeński podmiot, więc tu trzeba dodać Olufenkę: Oprócz zniszczeń Olufenka dostrzegła coś jeszcze

 

Co ja zrobiłam?! – pomyślała z trwogą dowódczyni wojskowego okrętu szpitalnego „Świt jutra” / Czytałem ten początek chyba z cztery razy i za każdym razem w tym momencie pojawiała się myśl: “Aha, autor stwierdził, że trzeba jakoś przemycić informację, że bohaterka jest kapitanem”. I przemyciłeś. Jak pięścią w nos. W moim odczuciu bardzo sztucznie i niezgrabnie

 

Nie miała nawet pewności, czy ktokolwiek wewnątrz przeżył / Ze względu na kontekst: Olufenka nie miała nawet pewności…

 

W najgorszym razie niedokończony korytarz pozostanie czarną dziurą. W najlepszym – „Świt jutra” zostanie anihilowany w efektowny sposób podczas przejścia / Powt.

 

Oczywiście w idealnym świecie powinny znajdować się / Oczywiście w idealnym świecie punkty powinny znajdować się

 

Zaś tego, czy w przewidywalnej przyszłości istnieje możliwość kontynuowania nadświetlnej tułaczki do celu, nikt nie mógł zagwarantować / będzie istniała

 

Jeśli nie mogą ocalić całego świata, to chociaż kilka istnień wystarczy / Lepiej wybrzmi tak: Jeśli nie mogą oclić całego świata, to wystarczy chociaż kilka istnień

 

Na razie ani słowa nikomu spoza mostka, jeśli nie musi wiedzieć / Na razie ani słowa nikomu spoza mostka, jeśli nie będzie to konieczne

 

Grubo ponad tysiąc żołnierzy zajmowało każdy metr kwadratowy olbrzymiego hangaru, tłocząc się między wahadłowcami ratunkowymi czy skrzyniami, upchanych jak konserwa w puszce / Do czego odnosi się “upchanych”? Bo odmiana nie wskazuje ani na żołnierzy, a ni na skrzynie, ani w ogóle na coś.

 

Tylko czy okręt szpitalny może mieć dość przestrzeni w owym pomieszczeniu, by przechować tyle sprzętu? / Zbędne

 

Bladolica dziewczyna wątpiła, by dla zrobienia miejsca dowódczyni zechciała wyrzucić w próżnię zapasy medyczne / Niezgrabnie. Bladolica dziewczyna wątpiła, żeby dowódczyni zechciała zrobić miejsce dla broni i wyrzucić w próżnię zapasy medyczne

 

oraz plotki o złym stanie systemów podtrzymywania życia „Świtu jutra”, nie projektowanych z myślą o tak licznej grupie przebywających na pokładzie ludzi / oraz plotki o złym stanie systemów podtrzymywania życia „Świtu jutra”, którego nie zaprojektowano z myślą o tak licznej grupie pasażerów

 

Panującą atmosferę określiłaby więc eufemistycznie jako „zdemoralizowaną” / Podmiot. Panującą atmosferę Agape określiłaby więc…

 

Będąc szeregową, Agape dbała wyłącznie o własną skórę – plany, strategia i taktyka to nie jej broszka. Zaś dzięki szczęściu weszła w posiadanie ciekawej informacji, która pomoże żołnierce wkupić się w łaski wyższych stopniem, zwłaszcza skłóconego z dowodzącą statkiem oficera w randze tachiarchy. Prywatnie uważała, że kobieta powinna dostać po wszystkim medal za bohaterstwo / Niezgrabnie. Może tak: Jako szeregowa Agape dbała wyłącznie o własną skórę – plany, strategia i taktyka to nie była jej broszka. Ale dzięki szczęściu weszła w posiadanie ciekawej informacji, która mogła pomóc we wkupieniu się w łaski wyższych stopniem, zwłaszcza oficera w randze tachiarchy, skłóconego z pułkownik Olufenką. Prywatnie Agape uważała, że dowódczyni powinna dostać po wszystkim medal za bohaterstwo

 

Dalszą drogę zastąpił wojskowy mający szarżę hoplity stając pomiędzy nią a otwartą klapą wahadłowca, którego wnętrze służyło za kwaterę oficerską / Dalszą drogę zastąpił jej wojskowy w szarży hoplity. Mężczyzna stanął pomiędzy Agape a otwartą klapą wahadłowca, którego…

 

Podziałało. Siedzący wysoki, udoskonalony genetycznie człowiek – czy też serafin, jak zwano jego rodzaj – wyłączył wyświetlacz pełen kolorowych wykresów, a następnie przeniósł całą uwagę na szeregową / Podziałało. Siedzący przy stole wysoki, udoskonalony genetycznie człowiek – czy też serafin, jak zwano jego rodzaj – wyłączył wyświetlacz pełen kolorowych wykresów, a następnie przeniósł całą uwagę na szeregową. Z tym stołem to strzelam. Może być coś innego. Ale coś tam dodaj.

 

Od dawien dawna zabierała ów egzemplarz raczej z obowiązku / Olufenka od dawien dawna…

 

Nawet ładnie kontrastowałby z jej ciemną jak węgiel cerą i szarymi oczyma / Ten opis przydałby się trochę wcześniej

 

Wykonała wymuszony gest, proponując gościowi do siedzenia drugi taboret / Zbędne

 

Bawił się przy tym wykonaną z chromu kuleczką, wyglądającą na wyciągniętą z pudełka płatków śniadaniowych, zręcznie manipulując ruchem tejże między palcami dłoni / …zręcznie manipulując jej ruchem między palcami. Bez dłoni. Można się domyślić, że nie chodzi o palce u stóp.

 

Egzin, średzin / Jeżeli to miało być obraźliwe, to może raczej “egzin, sranzin” (od srania) albo coś w tym stylu

 

Inne planety nie mają prawa się liczyć, prawda? / Inne planety się nie liczą, prawda?

 

Zrozumiałam za pierwszym razem słowa, tak twoje, jak i Ulgrina / Przecinek

 

Pozwoliła, by odczuwany gniew był już wyraźnie słyszany / Zbędne

 

Ja dowodzę statkiem / Dowodzę statkiem

 

Nie mogąc się skupić, zaczęła krążyć z kubkiem po pokoju, między stolikiem, półkami a składanym łóżkiem, czekając, aż emocje po spotkaniu opadną / Kontekst, zbędne

 

Usiadła na automatycznym taborecie, który wjechał za kobietą do pomieszczenia / …który wjechał za nią do pomieszczenia

 

Wobec braku pytań Olufenka kontynuowała dalej / Jak kontynuowała, to wiadomo, że dalej

 

Nie rozumiał, czemu kabtanka w chamski sposób zachowywała się wobec niego / Po pierwsze szyk. Po drugie: “zachowała się w chamski” sposób to brzmi trochę jak oskarżenie z podstawówki. Nie rozumiał, czemu kabtanka zachowała się wobec niego oschle / nieprofesjonalnie / niegrzecznie itp.

 

Zamknął książkę z trzaskiem / Podmiot. Sardar zamknął…

 

Nie miał jeszcze pełnego obrazu, co dowódczyni statku próbowała ukryć / Nie miał jeszcze pełnego obrazu tego, co dowódczyni statku próbowała ukryć

 

Nagle oprzytomniał – od minuty czujka dawała mu znać o niebezpieczeństwie! / Zbędne

 

Klnąc, błyskawicznie dopadł drzwi, za którymi już czekał intruz / Intruzem to był on, więc zupełnie nie pasuje

 

Musiała wyjść, gdy tylko Babadżiba zadała to pytanie / Podmiot. Olufenka musiała wyjść…

 

…takie jak antygrawitacja, napęd bezinercyjny, czy niwelowanie siły bezwładności / Bez przecinka

 

Ale w oczach starszej kosmonautki widać było, że nie kupiła uspokajających zdań / …uspokajających zapewnień?

 

Nie mogąc znieść wzbudzonego poczucia winy, pułkownik grzecznie wymówiła się / Zbędne

 

Wskazał palcem wyświetlane obliczenia / Zbędne

 

Musieli odbić ten ważny punkt, bo przebywający wewnątrz załoganci mogli wyłączyć proces wypromieniowywania ciepła, generowanego przez niemal wszystko, co działało lub żyło wewnątrz okrętu, zamieniając środek w piekarnik / …co działało lub żyło wewnątrz okrętu, zamieniając go w piekarnik

 

No dobra. To nie jest wszystko. Jakiś ułamek – bo językowo masz dużo chwastów i śmieci. Ogólnie piszesz poprawnie, ale w szczególe w wielu miejscach język ci się wymyka, czasem jest czegoś za dużo, czasem jest niezgrabnie lub sztywno, czasem w złym kontekście, czasem podmioty znikają, różne rzeczy. Ale masz umiejętności i możliwości, żeby pisać lepiej, jeżeli się postarasz i popracujesz nad kwestiami technicznymi, rzemieślniczymi.

Poza językiem dopracowania wymagałyby sylwestki bohaterów – czasem ich przemyślenia czy dialogi wypadają sztywno, łopatologicznie, tak jakby pisane od linijki. No i elementy science mogłyby być lepiej i mocniej wplecione w tekst – szczególnie w scenie, w której Sardar włamuje się do kajuty Olufenki urządzasz czytelnikowi strasznie długi wykład, zarzucasz informacjami, zamiast zrobić to mimochodem, bardziej naturalnie.

Tyle, jeżeli chodzi o minusy. A plusy –

Sama historia bardzo mi się podobała – dylemat moralny, bunt, gorzkie zakończenie i dobrze ujęty kontrast nie tylko pomiędzy dwoma innymi kulturami, ale też pomiędzy personelem szpitala (czyli ludźmi nastawionymi na leczenie) a żołnierzami (którzy nawet w dobrych intencjach instynktownie i częściej wybiorą siłowe rozwiązanie). Na plus również sama Olufenka.

Ale może to już arkana niedostępne mężczyznom. ;-)

My mężczyźni tacy mniej zniuansowani. Kajam się ;P

Podejrzewam, że masz rację. Dystansu mi nie brakuje. Co czuję? To zależy od temperatury otoczenia. ;-) No, nic szczególnego. Zastanawiam się, jak tekst zostanie odebrany. Kalkuję na chłodno, czy wspominać o zapuchniętych oczach, czy wystarczą ślady po łzach na brudnych policzkach.

O, i właśnie. Dystans jest niezbędny podczas, powiedzmy, postprodukcji. Ale na etapie tworzenia emocje związane z tym, co przeżywają bohaterowie, a nie np. z samym procesem pisania, mogą się okazać potrzebne. Tzn. na pewno są autorzy, którzy pisząc na chłodno, potrafią wzbudzić w czytelniku całą gamę emocji, ale widać ty nie jesteś takim autorem. To nic złego. Po prostu musisz spróbować innego podejścia. Pisz z emocjami, a może i czytelnicy więcej emocji przeżyją. (Może nie. Ale co ci szkodzi spróbować?). Wyobrażaj sobie i przeżywaj, i nie uciekaj.

OMG. Bardzo widać? A mi się wydawało, że to jeden z moich cięższych tekstów, że bohaterowie mają prawdziwe problemy… Nie dostrzegałam humoru w zamianie w zwierzę. A że królik… No, ta bogini mi jakoś najbardziej pasowała fabularnie. Czy lis albo orzeł wypadłyby lepiej?

Nie znam innych twoich tekstów, więc nie wiem, jak ten wypada na ich tle, ale serio, to była moja pierwsza myśl – że lekkość i humorystyczność łatwo ci wychodzi. (Przepraszam). Zamiana w zwierzę ogólnie ma humorystyczny potencjał, a w królika to już szczególnie. (Choć wyobrażam sobie, że można z tego zrobić niezły horror. Ale jednak potencjał humorystyczny jest duży, więc jak horror/groza nie jest twoją mocją stroną, to taki wybór jest ryzykowny. Łatwo skrewić). Bardziej poważny wydźwięk miałoby np. jakieś potworzenie bohatera, niepokojące zachowania i zmiany ciała czy właśnie wspomniana już przeze mnie droga – czyli to, że cenę za magię w okropny sposób płaciliby najbliżsi maga, a nie on sam.

Niewolnictwo. Przyszło mi do głowy, że coś takiego robi Rowling, pokazując stosunek Hermiony do skrzatów. Ale panna Granger pochodzi spoza świata czarowników, więc może się buntować. Tutaj nie widzę miejsca na podobną postać.

Zawsze mógłby się pojawić bohater, który by np. niewolnictwo czy bicie krytykował – jakiś uliczny natchniony filozof, krzykacz, jakaś kapłanka, ktoś inny (tacy też na pewno w starożytności byli i na pewno kwestionowali porządek rzeczy – jakby nikt nie chciał zmian, nie doszlibyśmy do miejsca, w którym jesteśmy dzisiaj), wtedy inni bohaterowie, w tym główna bohaterka, mogliby zapędy owego postępowego człowieka komentować, krytykować (”no jak to tak, bez niewolników?!”) lub może nawet popierać (”w sumie to miło, jakby mnie mąż nie bił”). Ale – znów! – to jest duży dodatek, niekoniecznie pasujący do historii, a co więcej, mogący zupełnie zmienić jej wydźwięk. Więc tak. Ciężko.

OK, często “swój” nie niesie istotnej informacji, nie precyzuje który, ale coś tam podkreśla. IMO zdania “Bo ty ciągle majstrujesz przy motocyklu” i “Bo ty ciągle majstrujesz przy swoim motocyklu” mają nieco inną wymowę – o coś takiego chodziło mi przy piecu piekarza.

Jasne, niekiedy “swoje” coś ze sobą niesie. Ale akurat w podanym przykładzie dla mnie nie ma różnicy znaczeniowej – kontekst wskazuje, że chodzi o “swój” motocykl, warte byłoby tylko podkreślenia, gdyby chodziło np. o motocykl sąsiada itp. Ewentualnie można się powołać na różnicę brzmieniową – tzn. zdanie “Bo ty ciągle majstrujesz przy swoim motocyklu” będzie bardziej potoczne, więc jeżeli chodziłoby o podkreślenie charakteru wypowiedzi jakiegoś konkretnego bohatera… No może. Ale znów ta różnica brzmieniowa raczej wynika właśnie z osłuchania i z tego, że dużo osób niepotrzebnie używa takich dookreśleń, więc nagle dziwnie jest bez nich (choć poprawnie i lepiej).

Przy łzach Nino myślała, że zużyła zapas dla całego miasteczka.

Tego, przyznaję, jakoś nie załapałem. ;)

A jaka narracja nie budowałaby dystansu? Koniecznie musi być pierwszoosobowa czy można osiągnąć ten efekty przy trzecioosobowej?

W emocjach zupełnie nie chodzi o rodzaj narracji – a o to, jak blisko trzymasz się bohaterów, jak głęboko w nich (i w siebie) zaglądasz, jakie tematy poruszasz. Może być pierwszoosobowa, może być trzecioosobowa, co zechcesz. W twojej narracji (w tym opowiadaniu) dystans wynika m.in. z tego, że kiedy przychodzi do opisania czegoś rzeczywiście bardziej znaczącego, istotnego np. przeżywania śmierci syna i konsekwencji, jakie powinno to za sobą nieść – jak sama przyznałaś – robisz uniki. Uciekasz w humor. Nawet jeśli uważasz, że nie umiesz opisać czegoś tak ciężkiego to, cóż, musisz spróbować, inaczej nigdy się nie nauczysz i inaczej nie zniwelujesz tego dystansu. Jeśli trzeba – wypruj sobie flaki. Przeżyj najgorsze i najlepsze ze swoimi bohaterami.

(Nawiasem mówiąc – niektórzy autorzy mają problem z brakiem dystansu – może u ciebie problemem jest właśnie zbytnie odseparowanie i chłodne podchodzenie do opowieści. Co właściwie czujesz, kiedy piszesz?)

Emocje. Celowałam w tekst poruszający, ale z tym od zawsze mam problem (lekkie i humorystyczne same mi wychodzą, nawet kiedy się o to nie staram).

Bardzo widać w tym opowiadaniu, że lekkość i humorystyczność wychodzi ci łatwo. Ale (poza już wspomnianą narracją) wpływ na charakter opowieści ma też tematyka, którą wybierasz. Tak jak thargone miałem wrażenie, szczególnie po śmierci Szupriego, że tekst skręci w mroczniejsze rejony. A tymczasem… Sama chyba musisz przyznać, że powolna zamiana w królika ma większy potencjał humorystyczny niż tragiczny. To też narzuca określony rodzaj odbioru i emocji.

Przemoc i niewolnictwo. No, sama jestem przeciwko, ale dla moich bohaterów to są normalne sprawy. Może nawet wierzą, że jak “chłop baby nie bije, to jej wątroba gnije”. […] I nie bardzo widzę tu miejsce na pokazanie własnej opinii.

Tak jak pisałem – ze względu na konwencję świata przedstawionego zabieg jest spójny i sensowny. I zdaję sobie sprawę, że jakaś refleksja na ten temat może być trudna lub może nawet całkiem niemożliwa w obrębie tej konkretnej historii. Ale nawet racjonalnie zdając sobie z tego sprawę, emocjonalnie mi tego brakuje. Niestety, nic się z chyba z tym moim czuciem nie da zrobić.

Tradycyjnie nie czytam wcześniejszych komentarzy, więc coś się może powielić.

 

Za oknem ptaki już zaczynały chwalić bogów swym śpiewem / Zbędne

 

…mimo rześkości poranka przylepione potem do czoła / Zbędne, wynika z kontekstu

 

Bogini powiedziała mi, że muszę pójść do świątyni i porozmawiać z arcykapłanką / Zbędne

 

Sama złapała cebrzyk i popędziła do obórki wydoić kozę / Zbędne

 

Ożywił się odrobinę, zerknął na żonę nie odrywającą od niego rozpłomienionych oczu / Lepiej: Ożywił się odrobinę, zerknął na żonę, która nie odrywała od niego rozpłomienionych oczu

 

Mag początkowo próbował wyjaśniać, że może prosić Łagodną Królicę tylko o rzeczy leżące w jej gestii, ale prędko zrezygnował – kobiety i tak zdawały się go nie słuchać / Zbędne

 

Przecież Łagodna może rozpalić ogień pożądania w każdym, co dopiero w niestarym jeszcze piekarzu! Mężczyźni w jego wieku jeszcze bywają jurni jak młodzieniaszki! / Bez drugiego “jeszcze” będzie ok

 

Amos w trzech szybkich krokach przemierzył kilka łokci dzielące małżonków / To zdanie jest napisane tak, jakby podchodził nie do swojej żony, a do jakiejś innej dwójki ludzi. Lepiej: Amos w trzech szybkich krokach przemierzył kilka łokci dzielących go od żony (lub od Nino)

 

Starszej w latach – kształty miała pełniejsze, dojrzalsze, i w hierarchii świątynnej – nosiła znacznie ciemniejszą suknię, koloru płatków dzikiej róży / Interpunkcyjnie może tak: Starszej w latach – kształty miała pełniejsze, dojrzalsze – i w hierarchii świątynnej – nosiła znacznie ciemniejszą suknię, koloru płatków dzikiej róży

 

A to mozaiki z różowego marmuru w różnych odcieniach / Zbyt podobne brzmienie zbyt blisko siebie

 

Wreszcie – zamiast odkroić sobie plaster pieczeni i położyć go na swój chleb – posiekał mięso na drobne kawałki / Zbędne

 

Kiedyś nie zostawiłby żony samej z troskami, lecz wspierał na każdym kroku, trzymał za rękę, jeśli już nie miał żadnego pomysłu na rozwiązanie problemu / Konsekwentnie w formie: Kiedyś nie zostawiał żony samej z troskami, lecz wspierał na każdym kroku, trzymał za rękę…

 

Nino rozpłakała się, chociaż jeszcze rano myślała, że zużyła już cały zapas łez dla Tomaris / Chyba dla Szupriego?

 

Tylko wiecznie doglądał swojego pieca / Zbędne

 

Ja rzuciłam się na ratunek / Rzuciłam się na ratunek

 

Jednak co innego stanąć przed wściekłą bestią, kiedy człowiek widzi szansę zwycięstwa, a co innego zadrzeć z bogami, gdy wiadomo, że po każdym zaklęciu ubywa ciała.

Jednak wkrótce wątpliwości zaczęły podgryzać czarownikową niby żarłoczne mrówki / Bez drugiego “jednak” będzie ok

 

Zastanawiała się, czy nie nazwać synka Szupri / Bez cudzysłowu

 

Akolitka podniosła się ze swego wyściełanego fioletową skórą stołka / Zbędne

 

Specyfik po zaparzeniu zachowa swoje właściwości przez około roku / Zbędne

 

Językowo bardzo ładnie, dojrzale i świadomie. Coś tam niby powyżej wypunktowałem, ale wszystko to drobnostki i nie ma się czego przyczepić (no, może masz trochę manierę wpychania w różne miejsca tych wszystkich niepotrzebnych swoich, swego i sobie, ale to rzecz łatwa do poprawienia). Za język więc duży plus. Drugi plus za oddanie klimatu i realiów – ten element wypada w tekście bardzo dobrze. Podoba mi się, że mimochodem – a to przy zakupach, a to przy codziennych obowiązkach bohaterki itp. – nienachalnie przemycasz opisy świata przedstawionego, jakieś smaczki, szczególiki itp. Małe rzeczy, które budują większy obraz i pokazują, że twoja historia i twój świat nie zamyka się na jednym domu czy miasteczku. Trzeci plus za to, że na głównego protagonistę nie wybrałaś maga, a jego żonę – to daje fajną perspektywę, pozwala wprowadzić zagadkę i utrzymuje napięcie.

Jeżeli czegoś mi zabrakło, to większego ciężaru emocjonalnego, gęstości. Ale to nie do końca zarzut – tzn. czy to zarzut zależy od tego, co chciałaś osiągnąć. Wyszła ci zgrabna opowieść-przypowieść, lekka, czasem pisana trochę z przymrużeniem oka, więc jeżeli o to chodziło, to świetnie, właśnie taki rezultat osiągnęłaś. Ale jeżeli miało mocniej i głębiej poruszyć – to w moim przypadku nie poruszyło. Z jednej strony dlatego, że twój sposób prowadzenia narracji w tym tekście buduje pomiędzy czytelnikiem (w sensie, że mną, za innych się nie wypowiadam) a bohaterami spory dystans. Z drugiej strony – emocjonalnie tekst załamuje się w okolicach śmierci Szupriego. Do tego momentu budujesz atmosferę, pokazujesz wątpliwości i obawy Nino, kumulujesz opowieści w chorobie i śmierci jej syna – i to jest dobre, tzn. tutaj emocjonalnie osiągasz najwyższy punkt. Jeżeli tekst miał być bardziej gęsty i emocjonalny to od tego momentu powinno być jeszcze intensywniej – a zrobiło się lżej, wróciła gawęda, przypowieść, emocje poszły trochę na bok. Szczerze mówiąc spodziewałem się, że jakoś mocniej wykorzystasz śmierć Szupriego zarówno w kreacji postaci Nino (ewolucja bohaterki, złość, rozpacz, pretensje, narastająca frustracja, ból itp.), jak i ogólnie w fabule (tzn. myślałem, że np. to śmierć syna / bliskich będzie tą straszną ceną, że na śmierci Szupriego się nie skończy itp.).

Na koniec mały minus za coś, co dość luźno i swobodnie nazwę sobie brakiem refleksji społecznej. Bo nie wiem, jak inaczej to ująć. Chodzi mi o to, że odwzorowujesz realia antyczne – w tym niewolnictwo, bicie żony, dzieci, służby. To jest element świata, jaki zbudowałaś i na jakim się wzorowałaś. Spoko. Ale wspomniane powyżej elementy opisałaś łagodnie, wręcz z przyzwoleniem, aprobatą – i o ile to jest sensowne w kontekście świata przedstawionego i antycznego, o tyle brakuje mi jakiejś oceny i pogłębienia tego tematu. Bo jednak współczesność jest jaka jest. I takiej refleksji wg mnie potrzebuje.

Tyle. Czołem!

tramindeska

Dziękuję za słowa motywacji :) Od jakiegoś czasu staram się właśnie skupiać na bardziej dokładnym planowaniu fabuły, bo przyznaję: wcześniej nie robiłam tego absolutnie nigdy w przypadku krótkich tekstów. 

Jestem naprawdę ciekaw, co by ci wyszło, jakbyś rzeczywiście skupiła się nie tylko na języku, ale i na fabule.

 

Cholera, ludzie tutaj miewają jakieś dziwne opory przed powiedzeniem wprost, że się nie podobało – co już jest spojrzeniem nieprzychylnym i nie ma w tym nic złego.

Zupełnie nie tak. Kiedy piszę, że nie był nieprzychylny, to uwierz, że nie był. To nie jest krygowanie się. Mój mocno nieprzychylny komentarz byłby zupełnie inny. Albo w ogóle by go nie było, bo nie chciałoby mi się czytać tekstu do końca. Jasne – są rzeczy, które mi się nie podobały, i myślę, że wskazałem je mocno i wyraźnie, ale wypunktowałem i trochę rzeczy dla mnie pozytywnych. Mówię wprost – nie wszystko mi się podobało. I nadal – to nie jest nieprzychylne spojrzenie.

Miło widzieć dodatkowe spojrzenie na moją narrację, nawet jeśli mocno nieprzychylne. Z drugiej strony mam pewne wrażenie, że mocno zarzutował tutaj Twój gust, mocno oddalony od tego, jak sam lubię pisać.

Po pierwsze – to nie było nieprzychylne spojrzenie. A już na pewno nie mocno.

Po drugie – oczywiście możesz mieć takie wrażenie. Tylko skąd wiesz, jaki właściwie jest mój gust i że to wszystko jego wina? W jakimś stopniu na pewno (bo przecież każda opinia jest subiektywna), choć (przynajmniej) staram się pisać komentarze wychodzące poza mi-się i mi-się-nie, podawać uzasadnienia, wskazywać. Poza tym gustowanie w konkretnym klimacie / języku / stylu nie oznacza bezkrytycznego do niego podchodzenia. Wręcz przeciwnie. Wg mnie.

Ale to minimum słów może być jakościowo złe albo dobre – i to chyba jest kluczem ;)

 

dogsdumpling

Ja się akurat z Rorschachem nie zgadzam, ażeby do pełnego, dobrego tekstu potrzebne były wszystkie wymienione elementy. Dla mnie tekst powinien przede wszystkim znaczyć. […]

Przykład z użyciem kiepskiego języka nie do końca mnie przekonuje, bo nie uważam go za odwrócenie sytuacji.

No co ja poradzę na to, że jestem skończonym fanem opowieści totalnych? Może trochę pech.

A serio – jeżeli chodzi o przykład, to zależy, co ustawimy sobie jako sytuację wyjściową. Ja ustawiłem “ułomna lub nieobecna fabuła” wtedy wg mnie opozycją będzie “ułomny lub niespełniający swojej funkcji (przekazania komunikatu) język”. Ale jeżeli za punkt wyjścia postawimy “minimalistyczną fabułę” wtedy opozycją będzie właśnie twój “minimalistyczny język”. Ale ogólnie przykład to tylko przykład i był po to, żeby zabawić się z perspektywami i ze sposobem widzenia problemu – więc jak najbardziej jest wskazane jego modyfikowanie, szukanie jeszcze innych perspektyw i patrzenie, dokąd poprowadzą.

Ale na pewno zgadzamy się z tym, że tekst powinien coś znaczyć.

 

Miałem listę uwag długą jak cholera i jak moja noga, ale internet wziął i zeżarł. Szczerze – nie mam ochoty (przynajmniej na razie) przebijać się przez tekst od początku, żeby znów wypunktować potknięcia, przecinki i dziwności nad dziwnościami, więc będzie bez łapanki i wskazywania palcem, opinia ogólna.

Językowo stanowczo nie porwało. Piszesz chaotycznie, gubią się podmioty i przecinki, czasem brak precyzyjności, a czasem za bardzo w moim odczuciu zbaczasz na mielizny, chcesz, żeby było poetycko, mistycznie i filozoficznie, no i czasami to wychodzi, ale równie często nie, a wtedy jest pretensjonalnie. Męcząco. Źle. Można się pogubić w tym, co chcesz powiedzieć i o co ci chodzi.

Największym plusem jest – w sumie dość klasyczna – fabuła i punkt wyjścia: naukowcy, zespół, tajemnica, zejście pod wodę, obca planeta, inne życie etc. Rozwinięcie też wypada dobrze, choć czasami skrótowo i za szybko (zespół zachowuje się, jakby znał Piotra już od dawna i vice versa), samo zakończenie i rozwiązanie w zamyśle dobre (choć trochę za bardzo kojarzy się z “Arrival”), ale w wykonaniu zagubione w mistycyzmie i meandrach nie do końca opanowanego języka i formy. Elementy naukowe ciekawie wplecione w tekst. Zabrakło mi jednak emocji i przejęcia się losem bohaterów (co, jak sądzę, wynikało ze znużenia językiem, potknięciami i zbytnim staraniem się autora, żeby było ładnie).

Tyle ode mnie, czołem!

 

 

EDIT

 

Tak na szybko poszukałem w tekście zdań, które by obrazowały moją tezę o przegadaniu i niezgrabności językowej – już z pominięciem innych, mniejszych potknięć, jak interpunkcja, podmioty itp. Tylko kilka przykładów:

 

Obserwował jak kolory te stają się chłodniejsze, wraz ze wzrokiem opadającym ku biegunom / Przykład na zdanie pisane dookoła i z udziwnianiem na siłę. O co chodzi? O to, że przesuwając wzrok ku biegunom, Piotr obserwował, jak kolory stają się chłodniejsze?

 

Za słowami przyszła rzeczywistość, objawiona drażniącym uszy dźwiękiem / Rzeczywistość objawiona dźwiękiem. No. Bardziej górnolotnie się chyba nie dało. Obok rzeczywistości objawił się też Pan Bóg

 

Zamiast tego połyskująca metalicznie siatka przykrywała błękitne rysy atakującego z zewnątrz lodu / A tu wszystko jest jakieś: siatka połyskująca metalicznie, rysy błękitne, a lód atakujący. Za dużo, robi się zamęt i kakofonia

 

– Gdzie reszta zespołu? – zapytał Irlandczyk, głosem suchym niczym jesienne liście. Piotra uderzyło podobieństwo w tym aspekcie, jakby patrzył na odbicie w lustrze. Wzrost, wiek, czarne włosy: różnice bez znaczenia, kiedy patrzy w ciebie pustynia / Piotra uderzyło podobieństwo (Irlandczyka do niego samego?) w tym aspekcie? Tzn. w aspekcie głosu szeleszczącego niczym jesienne liście? A co do głosu ma wzrost, wiek i kolor włosów?

 

Przodownik w dziedzinie namacalnej rozrywki, już od jakiegoś czasu wyraźnie separowanej względem gałęzi wirtualnej / Namacalnej rozrywki? Tzn., nie wiem, seks-usług? Parków tematycznych jak Disney i Jurrasick Park? Planszówek? Kart? Jedzenia? Wszystko to jest w sumie namacalne, więc nie mam bladego pojęcia, o co chodzi

 

Czuł, jak tafle jego oczu powoli zamieniają się w jeziora / A tu to nawet nie wiem, o co chodzi. Tafla to np. powierzchnia jeziora, więc czemu powierzchnia jeziora zmienia się w jeziora? Ewentualnie tafla to równa, gładka, lśniąca powierzchnia (lustra, szkła metalu) i czemu ta gładka powierzchnia zmienia się w jeziora i co miałoby to znaczyć? Zagubiony jestem

 

Zobacz, jak krew powoli przejmuje wszystkie myśli. To jeden z tych razów, kiedy nie muszę malować słowami, bo te najprostsze, najbardziej bezpośrednie, wystarczają. Rzeczywistość wybrała najbardziej soczystą barwę z dostępnej mi palety. Jakie znaczenie będzie miał tutaj fałsz kilku słów? Na takim obrazie jedno maźnięcie farby nic nie zmieni. Tu należałoby przekłamać wszystko / Przykład na totalne przegadanie. Bohaterka mówi, że w tym wypadku nie musi malować słowami, bo te najprostsze i najbardziej bezpośrednie wystarczają. Super. A potem wali jeszcze kilka łopatologicznie poetycki zdań, bo chyba jednak nie może się powstrzymać przed “malowaniem słowami”

 

Katalog zatytułowany “pierwsze tango” kusił obietnicą przeszłości, która wciąż mogła być prawdziwa. Plik “woda na ścianach moich myśli’ zaczynał się cyfrą. Jedynką, dla zachowania pozorów spójności w chaosie pozostałych tytułów / Jeżeli jako czytelnik powinienem wiedzieć, jaką obietnicą przeszłości kusił plik “pierwsze tango”, to jakoś tego nie załapałem. Poza tym – “woda na ścianach moich myśli”? Serio? Przepraszam, ale to jest kicz

 

Zaczął czytać na głos. Miał nadzieję, że wyraźnie.

– Mieliśmy oczy pełne zachwytu, kiedy wnętrze Enceladusa przywitało nas bogactwem, jakiego można doszukać się tylko w czyjejś duszy / I tutaj tak samo, kliszowo i pretensjonalnie

 

Pisanie poetyckie to rzecz trudna i wymagająca, jeżeli ma się wyczucie i umiar, może wyjść coś fantastycznego – tutaj według mnie tego wyczucia i umiaru zabrakło.

 

 

Tramindesko

Kontynuując offtop…

Jaki tam offtop. Gdzie o takich rzeczach dyskutować, jeśli nie na portalu literackim właśnie? O to chyba chodzi. ;)

Uważam, że redukcja fabuły, nawet do absolutnego minimum, czy wręcz do zera, wcale nie równa się redukcji treści. Forma też jest treścią, środki wyrazu też są treścią. […] Można na przykład pisać samymi emocjami tylko o emocjach; można też pisać obrazowo tylko po to, żeby przedstawić obrazy właśnie, można też pisać posługując się chrzęszczącymi neologizmami, by wyrazić uwielbienie dla dźwięków szeleszczącego lasu – i takie teksty, o ile będą warsztatowo poprawne, są według mnie tak samo pełne, jak te, które przedstawiają konkretną historię.

Nikt (w sensie ani ja, ani Śniąca, ani nikt tutaj) nie powiedział, że środki wyrazu nie są treścią. Wręcz przeciwnie – padła teza, że na treść składa się kilka elementów i każdy z nich jest równie ważny. Ja np. jako czytelnik nie faworyzuję żadnego i chcę, żeby każdy w tekście był dobry – ty za to stanowczo stawiasz na piedestale język / formę.

Oczywiście masz takie prawo.

Ale dla potrzeb dyskusji i dla zabawy proponuję, żebyś na chwilę odwróciła perspektywę i spojrzała na sprawę inaczej. Twoja perspektywa: w tekście fabuły nie ma lub jest szczątkowa, ale język jest wyśmienity, więc opowieść jest pełna. Odwrócona perspektywa: tekst ma genialną fabułę, ale napisany jest słabym lub bardzo słabym językiem – czy w takiej sytuacji też powiesz, że opowieść jest pełna? Jeżeli język będzie tak ułomny, że nawet nie będzie spełniał podstawowych funkcji komunikacyjnych? Jeżeli przekaz będzie tak niejasny i nieczytelny, że nie będziesz wiedziała, jaka właściwie ta fabuła jest i o co autorowi chodziło? Wg mnie nie to nie będzie pełna opowieść. Widzisz, zmierzam do tego, że opowieść składa się z kilku elementów – najważniejszymi będą język, fabuła, bohaterowie, emocje itp. Każdy z tych elementów jest równie ważny i tylko operując nimi wszystkimi stworzysz pełną historię. Nie możesz np. pisać o emocjach tylko językiem – za emocjami zawsze stoi podmiot, bohater, autor. Ktoś musi ten chrzeszczący las usłyszeć, a żeby usłyszeć, musi np. do tego lasu pójść – i w ten sposób masz bohatera, fabułę, emocje i język. Wszystko razem. Pełne.

Drugie ćwiczenie na zmianę perspektywy. Pomyśl o języku szerzej. Ostatecznie język to wszystkie sposoby komunikowania się, nie tylko słowa, ale i obrazy, dźwięki, gesty, a dalej idąc – pewne zbiory znaczeń, w tym schematy narracyjne i archetypy bohaterów. Od wieków opowiadamy sobie te same historie, modyfikowane, ale bazujące na znanych fabułach, ponieważ właśnie takie fabuły lubimy i ponieważ opowiadanie tych fabuł jest formą komunikacji. Jeżeli więc zaniedbujesz fabułę, to zaniedbujesz też jeden z elementów języka / komunikacji, to tak jakbyś źle stawiała przecinki albo nie deklinowała rzeczowników. Spróbuj pomyśleć o swoim pisaniu kompleksowo i korzystać z całego repertuaru środków, które masz pod ręką. Jeżeli potraktujesz fabułę jako część języka / opowieści i poświęcisz jej tyle czasu, ile poświęcasz brzmieniu i formie, będziesz pisała rzeczy niezwykłe.

Shadziowaty

Oczywiście na 40 tysiącach znaków nie da się powiedzieć wszystkiego i też nie tego bym jako czytelnik wymagał. Jak piszesz – “pełniejszy, bardziej wycackany oraz bogatszy socjologicznie czy antropologicznie” to coś, co zasługuje chociażby na powieść. Ale 40 tysięcy znaków to nie 5 tysięcy i jednak coś da się już w takim formacie powiedzieć – szczególnie mimochodem, na podstawowej warstwie języka, struktury. A to akurat nie jest rzecz, która zabrałaby ci więcej znaków – bo chodzi nie o tłumaczenie czegoś czytelnikowi czy dopisywanie czy coś takiego, a o używanie jako nadrzędnej formy żeńskiej, nie męskiej. To jest to samo, ta sama liczb znaków, tylko inne znaczenie, matriarchalne właśnie. Piszesz, że musiałeś oprzeć się na pewnych (potencjalnie) znanych schematach. Po pierwsze, nie musiałeś, to była twoja decyzja. Być może dlatego, że jesteś mężczyzną wychowanym w patriarchalnym społeczeństwie i taki wybór jest dla ciebie bardziej instynktowy (co tylko dowodzi mojej tezy). Po drugie, miałeś różne schematy do wyboru – jest mnóstwo bogiń i postaci mitologicznych związanych z pająkami, z pamięci, na szybko, np. Arachne w mitologii greckiej, ale i kobieta-pająk, pajęcza wiedźma, pajęcza dziwka w Japonii (nazwy z pamięci nie podam) czy (nieco bliżej kulturowo Anansiego) postaci matek-pająków i królowych-pająków w wierzeniach plemion amerykańskich. Zresztą – jeżeli chciałeś koniecznie Anansiego i ten krąg znaczeń / kulturowy spokojnie mogłeś pojechać Seksmisją, bo przecież Anansi była kobietą. Łatwo mi sobie wyobrazić, że w społeczeństwie matriarchalnym wyrosłym na społeczeństwie patriarchalnym dochodziłoby do takiego zawłaszczania nazw i przekształcania form męskich w żeńskie. Bo język się dostosowuje i odzwierciedla kulturę (w tym też politykę), obyczaje, codzienność itp.

Ogólnie więc odnoszę wrażenie, że miałeś pomysł – społeczeństwo matriarchalne – ale w wykonaniu nie potrafiłeś wyjść poza przyzwyczajenia swojego języka i kultury. Poza schemat.

I jeszcze temat oddzielania polityki od języka. Piszesz, że “te wszystkie zwroty typu god save the queen mają się nijak do rzeczywistej polityki”. Okej, ale dajesz tu tylko za przykład jakiś zwyczajowy zwrot, zaledwie mały, mikroskopijny wycinek języka – to naprawdę jest według ciebie cały język? Nie wierzę. Język to wszystko, język jest tym, jak się porozumiewamy i bez języka w ogóle nie miałbyś polityki, bo nie miałbyś spisanych i ustnych praw. Nie wiedziałbyś, czym jest monarchia albo demokracja, albo królowa, albo polityk, bo nie umiałbyś tego nazwać, opisać. Kampanie są prowadzone przez język. Prawa są pisane przez język. Polityka bazuje na języku tak jak cała kultura w ogóle. Tyle w temacie.

PS. Swoją drogą ciekawi mnie twoja opinia o tym tekście: ODKUPIĆ SUMIENIE, jakbyś kiedyś nie miał co czytać – wpadnij.

Zajrzę w wolnej chwili. Mam jeszcze zaległy tekst jeseheim, do którego obiecałem zajrzeć. A teraz zamierzam przeczytać teksty z konkursu, więc może to wszystko trochę potrwać, ale w końcu na pewno zajrzę.

Shadziowaty

Matriarchat u pająkoczłeków… Pozwól, że posłużę się cytatem z góry.

Wcześniej nie czytałem tego zacytowanego komentarza, bo mam taką zasadę, żeby nie czytać i podchodzić do tekstu maksymalnie na czysto, ale nawet jakbym czytał to –

Po pierwsze – komentarz odautorski komentarzem odautorskim. Fajnie, że sobie można pod tekstem pogadać, może z tego coś ciekawego wyniknąć, ale taki komentarz odautorski i taka rozmowa nijak nie wpływa na moją ocenę tekstu. Skoro czegoś w tekście nie zobaczyłem, to nie zobaczyłem i najlepsze komentarze odautorskie tego nie zmienią – czyli w skrócie: tekst musi się bronić sam.

Po drugie – podane argumenty nadal mnie nie kupują. W ogóle nie łapię rozróżnienia na matriarchat polityczny i kulturowy – polityka jest częścią kultury i z niej wyrasta, obie są zaś zakorzenione w języku, wszystko to razem jest splątane i powiązane. Jak niby chciałbyś to rozdzielić? Jak uprawiać politykę bez kultury i bez języka? A idąc dalej – piszesz, że konstruując swój system społeczny bazowałeś na pająkach i lwach. Pięknie. Ale mogłeś w tym względzie bazować na ich zachowaniach – a nie na języku – a ja o języku (i jego męskich/żeńskich formach) pisałem. Skąd przekonanie, że bogowie pająków byliby rodzaju męskiego? Że język pająków faworyzowałby męską formę? Ja tak sobie myślę, że jakby pająki wykształciły język, to dominowałaby w nich żeńska forma. Zresztą cholera wie, może już sobie tam po pajęczemu gadają i w poważaniu mają męskie formy. Tak to widzę. I w tym widzeniu, niestety, poległeś w przedstawianiu społeczeństwa matriarchalnego. Być może wytłumaczeniem tej porażki byłoby tutaj fakt, że czasem trudno sobie wyobrazić strukturę społeczną tak zasadniczo odmienną od naszej – wyrosłej na społeczeństwie patriarchalnym. Nasz Bóg jest rodzaju męskiego. Nasz diabeł również. Sam człowiek jest rodzaju męskiego. Mamy wprawdzie żeńską Polskę, ale nawet to się wpisuje w patriarchat, bo Polska nie jest podmiotem rządzącym, a ziemią, którą się zarządza, matką, która dała nam życie, ojczyzną, którą trzeba bronić.

Podsumowując – pełne i kompletne pokazanie społeczeństwa matriarchalnego powinno więc obejmować nie tylko pokazanie zachowań/sytuacji, w której kobiety mają większą władzę, ale i – a może przede wszystkim – zobrazowanie kultury, w tym odwrócenie języka. To ci się nie udało. A wg mnie szkoda – bo taki pełny, dobrze pokazany matriarchat mógłby być ciekawym przyczynkiem do dyskusji wychodzących daleko poza tekst, mógłby być bardzo aktualną refleksją.

Hej, Tramindesko! ;)

Hej, Rorschach! Szczerze powiem, że Twoja opinia już drugi raz zmusiła mnie do zastanowienia, ale żeby to pociągnąć, muszę się oderwać od tego i jakiegokolwiek innego tekstu, zarówno mojego, jak i cudzego autorstwa :D […] I to mnie skłoniło do refleksji, no bo przecież… tak właściwie co jest złego w braku fabuły? :)

Ano nic. Właściwszym pytaniem byłoby chyba – co właściwie chcesz przez swoje pisanie powiedzieć światu? Jeżeli chcesz tylko pozachwycać urokiem słowa i wzbudzić małą refleksję to w sumie fabuła nie jest ci jakoś mocno potrzebna. Jednak dla mnie jako dla czytelnika fabuła jest ważna, jest właśnie tym kręgosłupem, o którym pisałem w kontekście Chleba i na którym budujesz inne rzeczy, w tym urodę języka. Zauważ, że nie deprecjonuję tutaj czy nie ustawiam na mniej ważnym miejscu języka i podejścia literackiego, czyli tego, co opisujesz jako “ciekawe środki przekazu, bohaterowie, rozwiązania kompozycyjne, itede, itepe”. Wręcz przeciwnie. I język, i podejście, i fabuła, i filozofia, i przekaz, i bohaterowie – wszystko to jest dla mnie ważne. Więc jeżeli mam tekst, w którym dostanę wszystko – i tekst, w którym dostanę tylko jeden element składowy – jak myślisz, który bardziej mnie poruszy? Czemu miałbym jako czytelnik zadowalać się czymś mniej, czymś niepełnym, skoro inny autor może zaprosić mnie do opowieści totalnej?

Może to egoistyczne. Ale czytelnicy (w jakimś stopniu, może w nawet bardzo znaczącym) zawsze są egoistyczni. W końcu czytamy dla własnej (choć różnie definiowanej) przyjemności.

Oczywiście wypowiadam się tutaj tylko i wyłącznie w swoim imieniu. Nie znam żadnych badań i nie mogę rzucić żadnymi statystykami, które potwierdziłyby moją tezę, ale widzę to tak: od zawsze opowiadamy sobie opowieści. To niejako leży u podstaw naszej kultury. Języka. Społeczności. Nasi przodkowie siadali kiedyś przy ognisku i snuli opowieści – o polowaniu na mamuta i o bogach, którzy ich wspierali lub nienawidzili. I malowali te opowieści na skałach jaskiń. I gdzieś w rdzeniu tych wszystkich opowieści na ogół była fabuła – mniej lub bardziej rozbudowana, ale jednak.

To właśnie opowieść, to właśnie fabuła najczęściej jest tym, co wiąże czytelnika, co spędza mu sen z powiek. Co będzie dalej? Co się z nim/nią stanie? Czy mu się uda? Czy wyliże się z ran? Czy będą razem? Czy jej wybaczy? A nie – czy w następnym zdaniu autor użyje w ciekawy sposób imiesłowu uprzedniego i zbuduje karkołomną metaforę.

Właśnie dlatego kilka osób zgłosiło ci tutaj znużenie tekstem i stwierdziło, że przy dłuższym czytaniu traci skupienie. Bo zabrakło opowieści. Tego czegoś, co sprawia, że nie możesz spać po nocach. Tego, dzięki czemu przepracowujesz historię, przeżywasz ją, wyciągasz wnioski, zapamiętujesz.

Ale ogólnie można pisać bez fabuły – tyle że wg mnie będzie to pisanie niepełne.

 

EDIT

Śniąca

Bardzo dobre porównanie z fotografią!

Trochę łapanki:

 

Oddalił dołujące myśli, opłukał twarz zimną wodą, przeczesał brodę, a długie włosy upiąć w ciasny kok / A długie włosy upiął w ciasny kok

 

Gdy skończył posiłek, opasał się fachowym zestawem tasaków i wyszedł na ulice Yntaby / Dlaczego fachowym? Miał inne, które były niefachowe? Po co zresztą opasywać się niefachowym zestawem tasaków? Wygląda to trochę na nadopis. Szczególnie, że takie podkreślenie sugeruje, że tasaki będą miały jakieś znaczenie dla fabuły. A żadnego nie mają

 

W szczelinie między ciasno stłoczonymi budynkami dostrzegł oprawcę ze snu – Draakler / W szczelinie między ciasno stłoczonymi budynkami dostrzegł oprawcę ze snu – Draaklera. (Bo: dostrzegł kogo? co? Draaklera)

 

Derakh’zaq wyszedł na promenadę, usytuowaną wzdłuż nabrzeża portowego / Bez przecinka. Masz zwyczaj pisania zdań na około, zamiast prosto i czytelnie. Wystarczyłoby: Wyszedł na portową promenadę. Wyszedł na nabrzeże

 

Smród ryb zdominował w tej części miasta zapach kwiatów, panujący w centrum / Zapach raczej nie może panować. W tej części miasta smród ryb zdominował zapach kwiatów, tak charakterystyczny dla centrum

 

Morskie łowczynie zakończyły już połów / Powt.

 

Zdobycz sortowały właśnie na wózkach, które potem miały trafić do masarni, gdzie przygotowywano mięso, by nadawało się do produkcji nici / Zbędne

 

Do połowów zdawały się jedynie sieci wysnute wyłącznie z rybiego białka / Albo jedynie, albo wyłącznie. Do połowów zdawały się jedynie sieci wysnute z rybiego białka. Do połowów zdawały się sieci wysnute wyłącznie z rybiego białka

 

– Ta, miskę pod oprzęd podstawiam – odparł masarz z ironicznym grymasem / Masarz? Jaki masarz? Czemu główny bohater nagle jest masarzem, skoro był rozsnuwaczem?

 

Ja rozumiem, naprawdę rozumiem / Rozumiem, naprawdę rozumiem / To język polski, nie angielski, nie musimy zaczynać od “I”

 

Ja o nie nikogo nie proszę, pomocy ani interpretacji tego cholernego snu też nie potrzebuję / Jw. Nikogo o koszmary nie proszę, pomocy ani interpretacji tego cholernego stanu też nie potrzebuję

 

Kodur’zaq pokręciła głową / Kodur’wer

 

Rozumiem, żeby jeszcze Draakler zaczął dymić, ziemią trząść albo żeby kto jakieś monstrum co się w nim okocić zechce ujrzał / Co to za pokraczne zdanie? Może: Rozumiem, żeby jeszcze Draakler zaczął dymić, trząść ziemią albo żeby ktoś ujrzał w nim monstrum, co się chce okocić

 

Ale minęła niemal dekada, odkąd ostatni raz wulkan choćby zakaszlał / Przecinek

 

Pójdziesz dzisiaj z nami, może ci się coś więcej przypomni / Czasem nie wiem czemu i na co wskakujesz w inwersję. Lepiej: Pójdziesz dzisiaj z nami, może przypomni ci się coś więcej

 

Wdowy, jak tytułowały się najlepiej wyszkolone łowczynie w Yntabie, szły przodem, dzierżąc włócznie oraz świeżo utkane sieci łowne / Wdowy, jak tytułowały się najlepiej wyszkolone łowczynie w Yntabie, szły przodem, dzierżąc włócznie oraz świeżo utkane sieci / Bez łowne

 

Magmopluje nie atakują niesprowokowane, poza tym póki co, nie ma nawet jak nabrać lawy do pyska / W jednym zdaniu masz podmiot w liczbie mnogiej i zagubiony w liczbie pojedynczej. I kulejącą interpunkcję. Magmopluje nie atakują niesprowokowane. A ten, póki co, nie ma nawet jak nabrać lawy do pyska

 

Liryah’wer rzuciła pochodnię pod jego nogi, pozwalając, by ogień oświetlił postać. Na czarną, płócienną szatę mężczyzna nałożony miał krwistoczerwony kirys, a spod szpiczastego kaptura zionęła złota maska, przedstawiająca niepokojąco realistyczne oblicze smoka. Metalowy pysk wykuto ze spektakularnym pietyzmem, godnym najwybitniejszego kowala / Czy Wylęgacze mieli dwie nogi? Czy osiem po pajęczemu? Z jakichś powodów mam wrażenie, że jednak dwie, ale nie ma tego w opisie

 

…a spod szpiczastego kaptura zionęła złota maska / Maska nie może zionąć. Domyślam się, że chodziło o: spod spiczastego kaptura wyzierała złota maska

 

W swojej naiwności, zapomniał jednak, że kobiety jego rasy kiepsko znoszą groźby ze strony płci przeciwnej / Bez przecinka

 

Wylęgacz sięgnął coś z paleniska i zbliżył się / Sięgnął po coś – albo – Wyciągnął coś z 

 

Teoretycznie powinien mężczyznę znienawidzić / Znów niepotrzebna inwersja. Teoretycznie powinien znienawidzić mężczyznę

 

Przed chwilą wraz ze swoją zgrają usmażył Galyah’wer, a jego samego wziął do niewoli / Przed chwilą usmażył Galyah’wer, a jego samego wziął do niewoli

 

A nagroda, która nas spotyka, to reinkarnacja pod postacią smoka / Przecinek

 

Strach? Owszem. Ale nie przed samym zgonem, a przed nieodpowiednim jego znaczeniem. Jesteśmy smoczymi pasterzami. Naszą misją jest ochrona ich życia. Dopilnowanie, by w spokoju mogły składać jaja, by mogły przetrwać. Śmierć podczas pełnienia tej służby jest zaszczytem. A nagroda, która nas spotyka to reinkarnacja pod postacią smoka. Maski są świadectwem dla naszego boga, dla Vulkana, że właśnie tego pragniemy. Te istoty są dla nas najważniejsze. Ich cywilizacja musi przetrwać / Jak wpis z Wikipedii Wylęgaczy. Sztywno podana duża ilość informacji, bo tego wymaga fabuła i imperatyw narracyjny

 

…a czerwone oczy przysłaniała co chwilę, mrugająca przezroczysta powieka / Bez przecinka. I mrugająca do wyrzucenia. Jak co chwilę przysłaniała, to oczywiste, że mrugała

 

Samice nie opuszczą swoich jaj / Zbędne

 

Szkoda, że wszystko, co najpiękniejsze, wydaje się być najbardziej niszczycielskim / Przecinek. Bez “być”. W większości przypadków w języku polskim “wydaje się być jakieś” można uprościć do “wydaje się jakieś”. “Wydaje się być” to kalka z angielskiego “it seems to be”

 

…choć mężczyzna nie był pewien, czy pochodzi od zranionych płomieniami pobratymców, czy z wnętrza wulkanu / Przecinki

 

Rozsnuwacz sięgnął z błota złotą maskę / Jw. Wyjął z błota lub sięgnął po

 

Gdy dotarł na szczyt, zdał sobie sprawę z potęgi żywiołu / Przecinek

 

Ja myślałam / Jw. Myślałam

 

Nie wiedział jednak, co rzec, a skłamać nie miał serca / Przecinek

 

Kolejne godziny mijały nieubłaganie, a Derakh’zaq, biegnąc pustymi ulicami Yntaby, doświadczał deja vu / Przecinki

 

Srebrzysta sieć przeszła próby, które przeprowadzili z ogniem na ochotnikach, którzy jako pierwsi przetrawili smocze mięsiwo / Srebrzysta sieć sprawdziła się podczas prób, które przeprowadzili z ogniem na ochotnikach (nie ma potrzeby dookreślania, że ochotnicy przetrawili smocze mięsiwo, kontekst)

 

Na plus: ciekawe połączenie warstwy fantasy i science, światotworzenie, wybranie na temat tekstu społeczeństwa matriarchalnego, zgrabne rozegranie klasycznego motywu od zera do bohatera, przyzwoity język i zakończenie. Na minus: pewna sztywność językowa, momentami nieumiejętne pokazywanie świata przedstawionego lub działań bohaterów (o tym za chwilę), a także pewne zgrzyty w wizji społeczeństwa matriarchalnego (o tym też za chwilę).

O co chodzi z tym nieumiejętnym pokazywaniem działań bohaterów? Np. cała rozmowa Wylęgacza i głównego bohatera – Wylęgacz bez oporów zdradza wszystko, główny bohater, choć przecież przesiąknięty zasadami i wiarą społeczeństwa, w którym się wychował, zupełnie bez uprzedzeń słucha i łatwo zmienia światopogląd – wszystko to idzie stanowczo za szybko i za łatwo wg mnie. A o co chodzi ze zgrzytami w wizji matriarchalnego społeczeństwa? Ano, niby panny takie najlepsze i najsilniejsze, ale raz, że trochę tego nie czułem, choć chciałem, naprawdę, a dwa, że najważniejsze elementy ich świata/wiary mają męskie nazwy – wulkan Draakler, bóg Anansi, wreszcie sama nazwa rasy: pająkoczłek, ewidentnie o nacechowaniu męskim. Więc dla mnie to taki matriarchat bardziej założony niż zrealizowany w praktyce. (Choć sam pomysł ok).

Podsumowując czytało się przyjemnie, choć nie wiem, czy tekst zostanie w mojej pamięci na dłużej.

 

Czołem!

 

Edit

PS. Lepiej by mi się czytało bez ilustracji, bo ta, niestety, najlepsza nie jest. Bez obrazy.

Najpierw trochę rzeczy zauważonych w czytaniu:

 

Od lat jednak niewiele go obchodziła jego przynależność gatunkowa / A przynależność gatunkowa innych go obchodziła? Bo jak nie to po prostu: Od lat jednak niewiele go obchodziła przynależność gatunkowa

 

Każdego dnia budził się zawsze na tym samym szerokim parapecie tej samej kamienicy co zwykle / Masło maślane. Do wycięcia

 

Oglądał obojętnie skrawki nieba, jakie dało się dojrzeć z jego perspektywy / Niezgrabne. Oglądał obojętnie skrawki nieba, które udało mu się dojrzeć

 

…ale czasami wizja całego dnia bez kubka kawy paraliżowała go doszczętnie. Brak kofeiny objawiał się od czasu do czasu narkotycznym głodem, który odbierał Chlebowi resztki jego godności / …ale wizja całego dnia bez kubka kawy paraliżowała go doszczętnie. Brak kofeiny objawiał się narkotycznym głodem, który odbierał Chlebowi resztki jego godności

 

W związku z tym, że na lekturę prasy nie schodziło Chlebowi dużo czasu, o godzinie szóstej trzydzieści pięć zajmował on swoje miejsce na ławce przystanku tramwajowego / Do wycięcia

 

Wiosną podrażniali sobie nosy chusteczkami, wysypywali sobie na otwartą dłoń pół opakowania tabletek na alergię i przełykali to własnym rozgoryczeniem / Do wycięcia

 

Większość nie zwracała uwagi na Chleba, prawdopodobnie dlatego, że naprawdę przypominał bochen spalonego na węgiel pieczywa / może dlatego, że naprawdę przypominał… najpewniej dlatego, że naprawdę przypominał…

 

Niektórzy widzieli w nim tylko czarną sierść, siadali dla bezpieczeństwa co najmniej metr dalej od niego i nawet nie mówili “dzień dobry” / Zbędne

 

Dzięki temu mógł każdego wieczoru słuchać pełnej niewypowiedzianej słodyczy kakofonii dźwięków, które zbierały się specjalnie dla niego na jego szerokim, gościnnym parapecie i tam malowały mu portret idealnego świata / Zbędne

 

Wiedzą, w jaki przesiąść się tramwaj, wiedzą nawet, jak dostać się na Wyspy Galapagos

 

Chleb miał o tym pewne pojęcie dzięki prenumeracie specjalnego wydania pewnego dziennika / Powtórzenie

 

Kobieta wstaje, buty zsuwają się z jej pięt. Parujący, dyszący tłum pożera całą. Chleb widzi po raz ostatni /Za. Dużo. Zaimków

 

Miasto. Spirala słów wyrzuconych jednym tchem z aparatu artykulacyjnego. Srebrny pył martwego ludzkiego naskórka. Latarnie. Bułki i kawa. Strużka muzyki, wyciekającej spod progów niezliczonych drzwi. Zaułki, sieciowe kawiarnie, kluby nocne i supermarkety. Pięćset tysięcy serc. Pięćset tysięcy miejsc, których nie odwiedza nikt / Ten ostatni akapit jak dla mnie jest totalnie na siłę i nie wiadomo po co. O wiele lepiej, gdybyś skończyła na: Chleb uśmiechnął się

 

W sumie do tego tekstu mam takie same uwagi jak do twojego poprzedniego. Wszystko ładnie i pięknie. Ale czegoś brakuje. Uprawiasz słowa dla słów, zdania dla zdań, im dziwniej i im bardziej błyskotliwie, tym lepiej, jednak ostatecznie nic z tego nie wynika. Chleb ma miękki i giętki kręgosłup, i to jest dobre, ale ten tekst nie ma go wcale, a to jest już złe. W sumie szkoda – bo naprawdę umiesz. Podoba mi się twoja fraza, podoba mi się, że szukasz innej strony codziennych rzeczy, podoba mi się też to, że masz widoczny krąg zainteresowań i tematów, do których powracasz – miasta, ich tajemnicze miejsca, koty, tramwaje, personifikacje itp. Natomiast zupełnie mnie nie kupujesz rozlazłością tekstu, tym, że gubisz strukturę (rozwleczony początek, załamany punkt kulminacyjny, szybki koniec, przegadany i niepotrzebny ostatni akapit), że nie myślisz o fabule (może celowo, ale nadal) i ogólnie szarżujesz, popisujesz się językowo. Ładne zdania są ładne. I dobrze się sprawdzają w krótkich tekstach, które głównie muszę opierać się właśnie na świetnych walorach językowych i na pewnej przewrotności, ale przy dłuższym tekście trzeba czegoś więcej. Tego więcej tutaj dla mnie nie ma.

 

Tyle ode mnie.

Czołem!

@tramindeska

Ależ proszę, cała przyjemność po mojej stronie.

Jeżeli zaś chodzi o Tuuli – wszystko pięknie. Ale ja nie znalazłem tego, co opisujesz w samym tekście. Może przebłysk. Zapowiedź tego, jaką bohaterką mogła i powinna być Tuuli. Ale nie jest – przynajmniej dla mnie. Piszesz, że niektórzy dostrzegli w niej to, co chciałaś. Ja nie. I, wnosząc z komentarzy, nie ja jeden. W ogóle komentarz odautorski to fajna sprawa, można pogadać, podywagować i tak dalej. Ale ostatecznie tekst musi się bronić sam – i dla mnie w tym aspekcie się nie broni, i żaden komentarz odautorski tego nie zmieni. Ale oczywiście nie musisz się z tym zgadzać. Tyle.

 

@c21h23no5.enazet

(Kurcze, długi nick, jest jakieś akceptowalne zdrobnienie?)

Postmodernizm postmodernizmem. Oryginalność oryginalnością. Warsztat warsztatem.

Dwóch pierwszych składowych tekstowi nie brakuje, trzeciej już wg mnie tak. Powołujesz się na “odwieczne pytanie, na ile się dopasować, dążąc do doskonałości, a na ile nie zgubić własnej oryginalności”. Cóż. Wg mnie tramindesce nie grozi brak oryginalności, a raczej to, że z powodu braku kontroli i chaosu, pogrzebie oryginalność pod zwałami śmieci. Dobre doszlifowanie właśnie w pełni pozwoli tę oryginalność uwydatnić. Podsumowując – moim zdaniem tramindeska póki co jest węglem. Nie diamentem. Co dalej – zależy od niej.

 

EDIT:

@joseheim

Ja zauważyłem. Ale nie chciałem wskazywać palcem. ;D

Słowa poniosły ciebie, ale ty nie poniosłaś słów. Umiesz pisać. To z pewnością. Ale wg mnie nie panujesz nad tym, jak piszesz – jest chaos i bałagan, jest brak proporcji, jest dużo szarży językowej, nie ma miejsca na historię, celowość, bohaterów. Nie wiem, czy wiesz, co chcesz powiedzieć, czy piszesz świadomie, czy przypadkiem coś ci wychodzi, a coś nie. Masz ciekawe pomysły – zarówno na poziomie makro (świat przedstawiony, personifikacja miasta, Dół itp.), jak i na poziomie mikro (pojedyncze zdania, dobór słów, niektóre frazy są naprawdę zapamiętywalne, jak chociażby “zgubiła dłonie w torebce”). Trafione też wydaje mi się ogólne przesłanie i pokazanie tego zagubienia/bezcelowości typowego dla pokolenia, które opisujesz. Tylko że te ciekawe zabiegi nikną pod natłokiem… No cóż, wszystkiego innego.

Konstrukcyjnie zwróć na przykład uwagę na Tuuli. Poza tym, że mogłaś ją fajnie opisać, to po co wprowadziłaś ją do tekstu? Jej rola jest znikoma, postać jak dla mnie zupełnie nie wykorzystana. Podobnie sam motyw wyjściowy – śmierć/grzebanie kotów – jak rozumiem to ma być moment przełomowy, coś, co popycha bohaterkę do wyprawy na Dół, jednak dla mnie to jest za mało zaakcentowane, prawie niewidoczne pod ozdobnymi dialogami. Sama personifikacja Bydgoszczy, choć ciekawa, też nie została wykorzystana – równie dobrze można by podmienić nazwę (rzekę, autostrady) i mogłoby to być każde inne miasto. A ja chciałbym wiedzieć, dlaczego wybrałaś właśnie Bydgoszcz, chciałbym zobaczyć w niej coś charakterystycznego. Zabrakło mi też emocji – to znaczy niby są, ale mam wrażenie, że bardziej skupiałaś się na tym, żeby skonstruować ciekawe zdania niż pokazać emocje bohaterów (a właściwie bohaterki). Ostatecznie więc zostałem nieporuszony.

Z uwag technicznych – koniecznie zwróć uwagę na zapis dialogów.

Poniżej trochę wypatrzonych przy czytaniu rzeczy – nie sprawdzałem, co wyłapali poprzednicy, więc na pewno coś się powtórzy.

 

– Każdemu mogło się zdarzyć. – Tuuli pomachała sobie ręką przed nosem, jakby odganiając obłok niewidzialnego dymu // Kropka, zbędne “sobie”

 

– To dobry dzień na zgon. Rocznica śmierci Leonarda da Vinci. – Tuuli obdarzyła przyjaciółkę długim, badawczym spojrzeniem // Kropka

 

Pomyślałam, że razem pochowamy te kocury. Gdzie mieszka ta twoja ciotka? // Zbędne

 

Mam wrażenie, że się starzejesz, Zuza. I to w bardzo brzydki sposób. – Tuuli założyła farbowane na wściekły pomarańcz włosy za… // Kropka

 

Uciekła pierwszym lepszym samolotem, kiedy ów mężczyzna, którego poślubiła, rzucił się na nią z pistoletem maszynowym suomi // Przecinek

 

Dawniej należała do rodzaju tych dziewczynek, które proszą o przełożenie sprawdzianu w imieniu całej klasy // Dawniej należała do tego rodzaju dziewczynek, które…

 

Nie gramy tu bluesa, ani nie głaszczemy po włosach // Zbędne

 

Zuza zgubiła własne dłonie w torebce // Zbędne

 

Wysoko ponad swoją głową usłyszała werble Peruna // Zbędne

 

Kudłaty cumulonimbus jakby przesunął się nieznacznie na wschód // Zbędne

 

Dla niej minuty wynurzały się i kwitły swoim regularnym tempem // Zbędne

 

Obumierały jak jesienne liście, a czwarta powoli przeobrażała się w piątą. Dla niej nie było żadnego Dołu // Podmiot. Dla Tuuli nie było…

 

Istnieje pewna sensowność, pewna pełność, pewna pierwotna pewność // Stanowczo za dużo

 

Tylko Zuza kaprysiła jak głupi bachor, a teraz jeszcze pojechała na Dół.

To nie jest jej sprawa. // Podmiot – to nie jest sprawa Zuzy? Czy Tuuli?

 

Ludzie nie sprawiają wrażenia bycia czyjąkolwiek sprawą // Kulawe. Ludzie nie są czyjąkolwiek sprawą? Ludzie nie sprawiają wrażenia, jakby byli czyjąkolwiek sprawą?

 

Nasze trajektorie nie zdają się mieć punktów wspólnych // Nasz trajektorie zdają się nie mieć punktów wspólnych

 

– Czy Dół na pewno istnieje? – Pociągnęła za rękaw nieuprasowanej bluzy kanara // Wielką

 

Pociągnęła za rękaw nieuprasowanej bluzy kanara. Mężczyzna łypnął na nią jednym okiem // Na bluzę? Podmiot.

 

– Ach. – Zuza oblała się rumieńcem wstydu // Kropka

 

Tramwaj był całkowicie pusty, nie zawierał nikogo poza nią i kanarem, którzy tworzyli z całą stanowczością dwa zbiory rozłączne // …poza nią i kanarem, a oni tworzyli…

 

– Dosyć. Sam nie wiem.Mężczyzna stał znudzony w otwartym oknie, trzymając w ręku coś niewidzialnego // Kropka, wielką

 

– A co na ciebie czeka na Dole? – Spojrzał // Wielką

 

– Powiedział każdy przed tobą i każdy po tobie.Westchnął kanar, pocierając sobie skronie // kropka, wielką

 

Tego, co zeżarł Kapturka? // Przecinek

 

– Mhm. – Spuściła głowę // Wielką

 

– Widzisz? Mówiłem.Kanar spojrzał na nią, tym razem z dziwną mieszaniną zakłopotania i współczucia // Kropka, wielką

 

– Kiedy ja nie umiem. – Zuza kucnęła // Kropka

 

…radosnej rzeczy dużej. – Rozejrzała się wokół // Wielką

 

– A jednak dalej rozmawiamy.Wydęła wargi // Kropka, wielką

 

Ale to nie jest ważne.Uśmiechnął się do niej, po raz pierwszy również oczami, po czym podał jej dłoń / Kropka, wielką. Zbędne “do niej”.

 

To ja banku nie chcę, a partnera nie umiem. – bąknęła // Bez kropki

 

Mężczyzna łypnął na nią jednym okiem, westchnąwszy ciężko // Imiesłów uprzedni, więc czynność uprzednia, więc lepiej: Westchnąwszy ciężko, łypnął na nią jednym okiem.

 

Czołem!

@joseheim

W wolnej chwili zajrzę do “Interesu”.

A jeżeli pytałem o coś, co już wcześniej zostało poruszone, to przepraszam. Wymyśliłem sobie, że nie będę czytał żadnych komentarzy przed napisaniem swojego, żeby do tekstów podchodzić jak najbardziej “na czysto”. Niestety, to czasem oznacza, że powtórzę coś, co zauważyli przedmówcy. (Albo stety – bo potwierdza, że więcej czytelników niezależnie od siebie zwraca uwagę na jakiś aspekt tekstu).

Większość z zebranych dookoła ludzi przyglądała się scenie w milczeniu. Ktoś obrzucił Steve’a wulgarnym wyzwiskiem, ktoś splunął.

Takie zdania dodałem we wiadomym fragmencie, chyba teraz jest git.

Git!

I opis Steve’a też git (co daje git do kwadratu).

Drobna uwaga do opisu Trzy. Piszesz: “Trzy stała w wyznaczonym miejscu, zerkając co chwilę na Steve'a, potem z powrotem w kierunku wioski. Młoda kobieta trzymała chorągiew, której kolor niemalże zlewał się z barwą jej włosów”. Wszystko pięknie – tylko – gdzieś zniknął kolor chorągwi. ;)

 

@MrBrightside

Mój największy zarzut to postać Carla, która wygląda, jakby została wprowadzona tylko po to, aby za pomocą rozmów z nim (nota bene bardzo ładnych ;) wprowadzać dość bezczelne infodumpy na temat a to świata przedstawionego, a to przeszłości innych bohaterów. Carl jest tutaj tylko od zadawania pytań, sam nie prezentuje sobą niczego ciekawego i wyraźnie odstaje od reszty całkiem interesujących postaci.

To akurat bardzo klasyczny zabieg – żeby przez nowego bohatera w drużynie pokazać całą drużynę, relację pomiędzy postaciami, świat przedstawiony itp. I wg mnie nie ma nic złego w dobrym wykorzystaniu takiego myku. A jeżeli chodzi o to, czy Carl jako Carl jest postacią ciekawą samą w sobie… No cóż, to on szukał niepokornego krzesła, a to jedna ze scen, które najmocniej zapadły mi w pamięć, więc mnie Carl kupił.

Tekst bardzo sympatyczny, wdzięczny i dźwięczny. Tylko pozbawiony emocji – w tym sensie, że wciąż trzymasz czytelnika na dystans od bohaterów, więc ich porażki i sukcesy nie poruszają. Biorąc pod uwagę objętość i stylistykę (baśniowość, zabawa z konwencją) to nawet nie jest do końca zarzut – taka trochę oddalona od czytelnika narracja wpisuje się w charakter opowieści. Niemniej sprawia też, że tekst, choć bardzo porządny, nie zapadnie mi w pamięć i nie pozostanie ze mną na dłużej. Ale z chęcią przeczytałbym w twoim wykonaniu coś bardziej rozwiniętego, dłuższego i kładącego większy nacisk na emocje bohaterów oraz fabułę.

Językowo kilka drobnostek:

 

Co jakiś czas sięgał po bagienne kwiaty, zbierając je w niezbyt udany bukiet. Nieustannie zapadał się po kostki w błoto // Bukiet zapadał się po kostki w błoto?

 

Ojciec przestrzegał mnie przed obłudą mężczyzn, sam wiedział niej niejedno! Skąd mam wiedzieć, że nie powoduje tobą kaprys, że nie porzucisz mnie, gdy ogarnie cię nuda? // Powtórzenie. I nieładna aliteracja.

 

Pan Lubomir miał już w swej kolekcji harpię, jednorożca oraz ślepego bazyliszka // Zbędne

 

– Wiesz – usłyszał jeszcze tylko – tu, w ogrodzie jaśnie pani, też rośnie modrzew… // Przeopisane. Spokojnie wystarczyłoby: Wiesz – usłyszał jeszcze – tu, w ogrodzie…

 

Czołem!

 

Edit: Jeszcze taka refleksja mnie naszła (uwaga, będzie SPOILER): Dlaczego rusałka zemściła się tylko na Samborze? Dlaczego nie oberwało się też Lubomirowi? Dlaczego pogodziła się z losem i spokojnie siedzi nad sadzawką? Jakoś za łatwo i za szybko to wszystko poszło. Widzę tu potencjał na krwawą jatkę z udziałem rusałki, harpii, jednorożca i ślepego bazliszka. Choć to już mocno wychodzi poza ramy tej opowieści i jej zamysł. Ale jednak. Kuszące.

@Skoneczny

Cała przyjemność po mojej stronie.

Tak, zdanie lub dwa spokojnie wystarczy, żeby zaakcentować, że tłumek ludzi wciąż tam jest i coś sobie myśli na temat przemowy Steve’a. A jeżeli chodzi o opisy – oczywiście wielkim złem jest wpychanie czytelnikowi do gardła szczegółowego, sztywnego opisu, czy to na początku, czy w dalszej części tekstu, tu masz rację. Najlepiej, kiedy opis przemycamy niejako mimochodem, w działaniach, dialogach itp. I to ci się udaje, twoje opisy są naturalne i są tam, gdzie być powinny (np. Clancy, Grzmot, Carl). Tylko właśnie w przypadku Steve’a i Trzy są nieco spóźnione (przynajmniej w mojej opinii!), a myślę, że w tym pierwszym, początkowym fragmencie są miejsca, w których można łatwo i nienachalnie opisać tę dwójkę (np. scena, w której Trzy macha czerwoną chorągwią jest idealna na wspomnienie koloru jej włosów – czerwona chorągiew, rude/czerwone włosy, wiatr, włosy powiewają, chorągiew powiewa, cud miód itp., dalej – kiedy Steve biegnie w stronę Maszyny może sobie pomyśleć, że jest już za stary na te rzeczy itp., a to już powie czytelnikowi, że nie ma do czynienia z młodym bohaterem. To oczywiście luźne przykłady).

Zapomniałem w poprzednim komentarzu wspomnieć – Maszyny są świetne. I niepokorne krzesło też.

O kurcze. Dobra historia – chwyciła od początku i trzymała do końca. Masz duży plus za klimat, bardzo specyficzny i charakterystyczny, za żywe i zabawne dialogi, za wizję świata i zakończenie. Naprawdę się czyta.

Jeżeli czegoś miałbym się przyczepić, to pewnego niedostatku opisów na początku – czytając, że Steve’owi “pukiel posklejanych brudem włosów zsunął się z czoła” i że nerwowo obgryzał paznokcie, wyobraziłem sobie dość wymoczkowatego i raczej młodego faceta – a tu sporo później okazuje się, że ma pięćdziesiątkę i brodę. Tak samo z Trzy – w scenie, w której grozi bronią Carlowi – widziałem tylko broń i jakąś nieokreśloną postać w puchowej kurtce, dopiero później wspomniałeś, że jest “rudowłosą pięknością”. Warto byłoby jednak coś z tego pokazać/powiedzieć czytelnikowi już wcześniej. I jeszcze jedno zastrzeżenie natury logicznej – kiedy Steve rozmawia z Carlem w pierwszej wiosce, mówi dużo o tym, że mieszkańcy tej wioski zginą, bla bla bla – a mieszkańcy stoją dookoła i co? Nawet się nie zbulwersują, że wieszczy się im rychłą śmierć? Zupełnie w tej scenie o nich zapomniałeś.

Językowo śmigasz i jest dobrze. Poniżej trochę głupot, które zauważyłem przy czytaniu:

 

Trzy stała w wyznaczonym miejscu, zerkając co chwila na Steve'a // co chwilę

 

Dymiący, smolisty obłok zbliżył się na odległość kilku metrów od niego // Zbędne

 

Mebel trząsł się i trzeszczał, jego stare sprężyny boleśnie wwiercały się w bok Szarego // Zbędne

 

– …en, em, el, ka… – Mebel trząsł się i trzeszczał, jego stare sprężyny boleśnie wwiercały się w bok Szarego.

– …de, ce, be, a! – wykrzyczał w końcu. Świeczka z zającem zgasła. Kanapa uspokoiła się.

// Podmiot plus inne rozłożenie akapitów:

– …en, em, el, ka… – Mebel trząsł się i trzeszczał, jego stare sprężyny boleśnie wwiercały się w bok Szarego. – …de, ce, be, a! – wykrzyczał w końcu Steve.

Świeczka z zającem zgasła. Kanapa uspokoiła się.

 

Przeniósł wzrok na pomidora i przystawił lufę pistoletu do własnej skroni // Wynika z kontekstu, zbędne

 

Uśmiechnął się, gdy usłyszał ikoniczną melodyjkę żółtej furgonetki Family Frost // Znaczeniowo nie do końca to słowo. Może charakterystyczną?

 

Wieczory bywały zimne. Mieszkańcy wioski obiecali im nocleg // Obiecali nocleg wieczorom? Podmiot

 

Mógłby być ojcem Steve'a, a on podchodził pod pięćdziesiątkę // Mógłby być ojcem Steve’a, a ten przecież podchodził pod pięćdziesiątkę

 

Zażenowany, czy wkurwiony? // Bez przecinka

 

odrzekła znudzenie Trzy // odrzekła znudzona Trzy lub odrzekła ze znudzeniem Trzy

 

posłała znaczące spojrzenie Clancyemu // Clancy’emu

 

Odłożyła karabin na swoje miejsce i po chwili grzebania wydobyła z furgonetki glocka // Zbędne

 

Część tych, którzy byli w stanie się bronić, ruszyła z misją ratunkową, która też nie wróciła // Przecinek

 

Weźcie więcej wody może, albo…// Weźcie może więcej wody albo… // Weźcie więcej wody albo może… // Bez przecinka przed albo

 

Co, sam obronisz wioskę przed następnym najazdem? // Zbędne

 

Trzy demonstracyjnie trzęsła dłonią // Połączenie “broni” i “trzęsienia” zawsze sugeruje niepewną rękę strzelca, a chyba nie o to chodziło. Machnęła?

 

Dlaczego tak ci zależy na tej bandzie niewypłacalnych niewdzięczników, hmm? – Steve rozsunął suwak dresu tak, żeby mógł szybko dosięgnąć rewolweru // Np. Dlaczego zależy ci na tej bandzie niewypłacalnych niewdzięczników, hmm? – Steve rozsunął suwak dresu tak, żeby mógł szybko dosięgnąć rewolweru // Lub inaczej, wiadomo

 

Nie cenimy się też tanio, bo najemny włóczykij, taki jak prawdopodobnie ty, nie rozwiąże takich problemów, jakie rozwiązujemy my

 

Chociażby strzelał ze swojej strzelby cały dzień // Zbędne

 

Nie wiem, jakim cudem ten fakt do ciebie jeszcze nie dotarł, Carl // Przecinek

 

Steve ocenił Carla po wyglądzie, nie czekał na jego odpowiedź // Zbędne

 

Szary zatrzymał się około metra od swojego rozmówcy // Zaraz w następnych zdaniach też używasz “około”, więc: Steve zatrzymał się metr od swojego rozmówcy

 

A ty tych wszystkich bandytów nie zabijesz, choćbyś strzelał ze swojej strzelby cały dzień // Zbędne

 

– Młody, sprawdzaj. – Szary skinął głową na Clancyego // Clancy’ego

 

Trzy przetarła twarz dłonią i westchnęła znudzenie // ze znudzeniem // Co ona ma z tym znudzeniem?

 

 

Szary przez moment gładził swoją długą, siwo-czarną brodę // Zbędne

 

Mężczyzna w końcu odwzajemnił przeszywające go od kilku sekund spojrzenie Steve'a // Niezgrabnie. Myślę, że wystarczy: Mężczyzna w końcu odwzajemnił przeszywające spojrzenie Steve’a

 

– Nie zapytasz o nic? – spytał brodacz

 

Hm, zrozumiałe. Może ja zacznę, a ty dopytasz, jak coś będzie // Zbędne plus przecinek

 

– Chcesz krótką wersję czy długą? Pewnie chcesz krótką, co? // Zbędne

 

Szary wskazał ją palcem, jakby przyznawał jej jakiś punkt // Zbędne

 

W całym tym syfie ciężko jest być pewnym, co jest logiczne względem przeszłości, a co nie // Przecinek

 

– Z mandragorą. – Clancy pokiwał głową // Kropka

 

jak coś chce cię zeżreć, to strzelaj, jak strzelanie nie pomaga, to uciekaj. To taka główna zasada // Przecinek, zbędne, przecinek, zbędne

 

widać było zalążki młodych lasów, upominających się o dawno zabrany im przez człowieka grunt // Zbędne

 

W żadnym z mijanych pustostanów nie dostrzegał zupełnie nikogo // Bardzo dużo zaprzeczeń jak na jedno biedne zdanie, aż się biedne ugina pod tym ciężarem. Prościej. Może: W mijanych pustostanach nie dostrzegł nikogo. Nie dostrzegł nikogo w mijanych pustostanach. Nie dostrzegł nikogo w mijanych budynkach.

 

Po chwili zza zakrętu wyłoniła się grupka ludzi stłoczona przed jedną z posesji. Stali nieruchomo, wpatrzeni w drzwi frontowe // “Po chwili zza zakrętu wyłoniła się grupka ludzi” można rozumieć tak, że “wyszła zza zakrętu”. A przecież stała. I przecież chodzi o to, że to samochód się ruszał, a nie ludzie. Więc może: Kiedy pokonali zakręt, dostrzegli grupkę ludzi stłoczonych przed jedną z posesji. Stali nieruchomo, wpatrzeni w drzwi frontowe.

 

Tak, wiemy – skwitowała go Trzy, zaciągając hamulec ręczny // Zbędne

 

Czarnowłosy strzelec niepewnie skinął głową // Wystarczy: “Carl”. W ogóle co ty masz z tymi pokręconymi podmiotami? Czarnowłosy strzelec (dobrze, że nie np. czarnowłosy tajemniczy strzelec). Ortalionowy pogromca. Rudowłosa. Uhg. Bardzo wybija z rytmu przy czytaniu, jest wydumane i oddala czytelnika od bohatera (a przynajmniej oddala mnie – za innych się nie wypowiadam, może tak lubią)

 

Z wnętrza budynku dobiegły ich (Zbędne) trzaski. Znieruchomieli. Klamka poruszyła się nieznacznie, strzelec pewniej zacisnął dłoń na uchwycie broni.

– Proszę nie strzelać! – stłumiony głos zza drzwi łamał się.

– Mógłbyś… Odłożyć tę strzelbę? – spytał nieśmiało.

 

Prawda, Alice? – Spojrzał na jedną ze spetryfikowanych kobiet // Wielka litera

 

Końcówka zdania gospodarza wydawała się być jednocześnie potężnym infra- i ultradźwiękiem // Gospodarza – zbędne. Infra z dywizem

 

Dziecko klepnęło w ramię swojego rówieśnika // Zbędne

 

Przed przekroczeniem progu, odwrócił się jeszcze na chwilę // Bez przecinka

 

Seledynowe kafelki kuchni oślepiały odbijanym światłem bezchmurnego dnia, które z trudem przebijało się przez dawno niemyte okna // Oślepiały – światłem, Odbijanym – przebijało, niezgrabnie, powtórzenie

 

Napił się, po czym zmarszczył brwi, jakby starał się znaleźć w smaku napoju coś podejrzanego // Zbędne

 

reszta mieszkańców wioski stała zamarła w bezruchu kilkanaście metrów dalej // Jak zamarła to wiadomo, że w bezruchu i na odwrót, zbędne

 

Trzy dorównała kroku mijającemu spetryfikowaną grupkę Steve'owi // Może: Trzy dorównała kroku Steve’owi, mijającemu spetryfikowaną grupkę

 

Nie, Carl, nie wydaje mi się to podejrzane. To po prostu działa // Zbędne

 

Po kilkunastu minutach pracy, stanął przed // Bez przecinka

 

Jedna z dachówek pobliskiej posesji upadła na betonowy podjazd garażu, rozbijając się. Wolnym krokiem zbliżył się do jednego ze spetryfikowanych mężczyzn // Po prostu: Dachówka z pobliskiej posesji…

 

Nie, jeśli wyjdziesz // Przecinek

 

Szary Steve wstał z podłogi. Pierwszym, co poczuł, był ból uda. Rozejrzał się. Na zewnątrz już jaśniało // Jaśnienie masz też w poprzednim akapicie kończącym fragment. Może świtało itp.

 

Steve przyjrzał się jej dokładniej, co pozwoliło mu dostrzec w niej czarne plamy // Zbędne

 

żółtym punktem przecinającym bezkres zielonych pół oraz post-apokaliptyczną ciszę // pól, postapokaliptyczną

 

Tyle wychwyciłem z szybkiego czytania. Mam nadzieję, że to trochę pomoże w doszlifowaniu całości.

Czołem!

 

Nowa Fantastyka