Profil użytkownika


komentarze: 1003, w dziale opowiadań: 813, opowiadania: 377

Ostatnie sto komentarzy

Dzień dobry!

Opowiadanie czytało się płynnie, sprawnie i szybko, bez większych zgrzytów, a dialogi wiarygodne, zwłaszcza ten początkowy, pomiędzy zmęczonymi i zniechęconymi sobą małżonkami. Dwie drobne uwagi:

 

zapytał Mariusz?

Znak zapytania winien zostać zastąpiony kropką.

 

Mariusz sprawiał wrażenie nieprzejętego niewybrednym zachowaniem kuriera. Z niemałym wysiłkiem wstawił karton do domu, po czym niespiesznie rozparcelował paczkę.

A tutaj mi trochę nie zagrało, że tak dużo słów jest na nie-. Może warto to trochę zredukować?

 

Twist jest, chociaż domyślałem się go już w momencie wzmianki o tym, że Joanna powinna już dawno wrócić, a wciąż jej nie było. No i te sugestie, że androidka wyglądała dokładnie jak ona przed laty…

Głównego bohatera ciężko polubić, a równocześnie wiadomo, z czego wynika jego frustracja wobec świata: z nieudanego małżeństwa, braku sukcesów, siedzenia w domu… Ma ponury i odrażający charakter, ale jest w swoim zachowaniu przekonujący. Szkoda, że jego niepoukładanie doprowadza do tak tragicznych wydarzeń.

Nie dziwi mnie, że wymiar sprawiedliwości jest nadzorowany przez sztuczną inteligencję, dostrzegam potencjalne korzyści takiego rozwiązania, zaskakuje natomiast stosowanie kary śmierci ;P

Opowiadanie oceniam jako fajne i ciekawe, toteż polecę do biblioteki. 

 

 

Gratuluję i jestem pełen podziwu, że wytrwałeś i dałeś radę ;D Ja na czwartym roku powiedziałem sobie “dość” i ani przez chwilę nie żałowałem decyzji.

Hej, Milis! ;)

Jeśli chodzi o wątek z monetami, miałem na myśli coś takiego, że te monety symbolizują dusze należące już do Michała (chociaż oczywiście to nie jego prawdziwe imię :P). Nie oddał on monety Ance, a jedynie wypożyczył i w końcu pojawił się znowu i upomniał o to, co jego.

Dobrze, że chociaż horroru tu za dużo nie wykryłaś, to opowiadanie przypadło do gustu! No i dziękuję za ostatniego kopa do biblioteki.

 

cezary_cezary, czy Ty studiowałeś prawo? :D

Też przez chwilę się zastanawiałem, czy nie przeholowałem z aż tak dobrze wyposażonym barkiem Michała, ale z drugiej strony wśród studentów prawa jest wielu takich, którym wykształcenie + życie podczas jego uzyskiwania hojnie fundują majętni rodzice i postanowiłem, że to jednak przejdzie xD

Bardzo dziękuję za wizytę i podzielenie się opinią, miło mi, że przeczytałeś!

Pozdrawiam!

Dzień dobry, witam nowych czytelników z łoża boleści po ekstrakcji ósemki z powikłaniami ;D Niestety, przygody z zębami mądrości nie omijają nawet egipskich bóstw.

 

Pesos, dziękuję za wizytę i przepraszam, że nie zauważyłem Twojego komentarza. Chyba pisaliśmy wiadomości w tym samym czasie i umknęła mi Twoja wypowiedź. W każdym razie cieszę się, że opowiadanie trafiło w Twój gust, chociaż rozumiem, że ciężko było wejść w buty bohaterki. Bardzo dziękuję za lekturę i komentarz ;)

 

Ambush, horrory to chyba nie moja bajka, ale jeszcze Wam kiedyś napiszę taki dreszczowiec, że wszyscy nie będziecie przeze mnie spać po nocach ;D

Bohaterka oczywiście zachowuje się mocno niedojrzale (podobnie jak jej były chłopak), ale moim zdaniem takie są przywary wieku mocno młodzieńczego. Fajnie, że spodobał Ci się mój szatan i moje piekło!

Brzydota jako forma cierpienia po śmierci… Biuro, w którym przyszło mi pracować, jest szare, ponure, wszystko dookoła zabetonowane i kiedyś sobie pomyślałem, że chyba największą karą po śmierci byłoby dla mnie zostać tam na zawsze, bez możliwości opuszczenia tego miejsca ;D Peerelowskie mieszkania w porównaniu do tego mają jakiś swój dziwny, ale jednak urok.

Dziękuję za drobiazgową betę i za ponowną lekturę!

 

Kemarii_x, element zaskoczenia, jak wynika z wypowiedzi Twojej i innych czytelników nie wyszedł mi zupełnie, ale dobrze chociaż, że przeczytałaś opowieść z zainteresowaniem i dostrzegasz w niej potencjał ;) Bardzo dziękuję, że wpadłaś, przeczytałaś i podzieliłaś się opinią, miło mi!

Pozdrawiam!

Fajne, dobrze, że świąteczne życzenia trafią gdzie trzeba, jeszcze żeby tylko się spełniły… ;)

Wesołych Świąt Autorowi i wszystkim komentującym!

Niezłe. Szkoda, że tak ścisnął Cię limit znaków, bo chętnie dowiedziałbym się, kim była para staruszków i co ich motywowało do podrzucania wisiorka przypadkowym (?) ludziom, ale i bez wyjaśnienia opowiadanie jest intrygujące. Ciekawe, czy wisiorek naprawdę pozwalał czytać w myślach, czy po prostu podsuwał smętne, fałszywe wizje tego, co się dzieje w głowach innych ludzi.

Klikam bibliotekę.

Nigdy w życiu bym na taki układ nie poszedł. Wolałbym monotonne życie :)

Nie wiem do końca, co sądzę o tekście i czy podoba mi się wizja choroby – schizofrenii, za którą stoi tak naprawdę kosmiczny pasożyt (?). Pomysł na pewno miałeś intrygujący, chociaż niezbyt nowy, bo przez długie lata za różne schorzenia psychiczne odpowiadały demony/jakieś dziwne byty z innych sfer i “leczyło się” je egzorcyzmami.

Czytało się dobrze.

Anka jest dużą dziewczynką i z pewnością doskonale wie, że alkohol w takich sytuacjach nie pomaga, a może narobić jeszcze większych szkód

Reg, Anka oczywiście jest dużą dziewczynką i z całą pewnością do głupich nie należy – w końcu przyjęli ją na prawo ;P Mimo wszystko mierzy się z odrzuceniem (Kto wie? Może to jej pierwsza duża miłość?) i z całą pewnością nie byłaby pierwszą osobą w historii, która z powodu zakochania zapomniała o godności oraz zdrowym rozsądku. Ludzie robią najróżniejsze głupoty, gdy mają złamane serca, co też starałem się pokazać w opowiadaniu ;D

 

Witam też serdecznie nowych Czytelników :)

 

Barbarzyńco, Ośmiornica i Ambush zwracały mi uwagę już w trakcie bety na to, że dość łatwo przewidzieć bieg wydarzeń. Próbowałem trochę to zamaskować (wyszło raczej średnio), ale zaobserwowałem też, że dużo horrorów zbudowanych jest na zasadzie: dobrze wiadomo, że zaraz się coś wydarzy, czytelnik tego w napięciu oczekuje, ale nie wiadomo kiedy, w jaki sposób, czy to już… napięcie narasta. Mam na myśli na przykład Kingowski Smętarz dla zwierzaków, albo, żeby nie szukać daleko, opowiadanie Zygfryda z portalu o Nocnym Radiu (swoją drogą bardzo dobre i polecam zajrzeć :D). Chyba coś takiego nieudolnie próbowałem w opowiadaniu zastosować xD

Dziękuję za docenienie opisów emocji i mojej wizji piekła, a także za bibliotecznego klika :)

 

Hej, Finklo! W moich założeniach klątwie do spełnienia wystarczyło zaledwie jej wypowiedzenie, a o realizację zadbał już ktoś podający się za Michała. Anka natomiast w mieszkaniu ujrzała to, czym naprawdę to miejsce jest, czyli piekłem, albo chociaż jego przedsionkiem. Rzecz faktycznie nie zostaje dopowiedziana, być może zbyt wiele pytań pozostawiłem bez odpowiedzi. Przeszkadzało Ci w lekturze dokładnie to samo, co Reg. Wskazałyście mi jasno, o co muszę zadbać przy okazji kolejnego opowiadania :) Kłaniam się, dziękuję za lekturę i zgłoszone uwagi.

 

Rybaku, przykro mi, że nie porwało i nie przestraszyło, ale dziękuję, że dostrzegłeś ukryty pod niedoróbkami potencjał ;D

 

Dużo emocji, bardzo dużo młodzieńczych zachowań bohaterów (rany boskie, toć to przyszli prawnicy!;)

Znam prawników 40+ przejawiających bardzo podobne “młodzieńcze” zachowania xD Wykonywany zawód, niestety, nie determinuje dojrzałości emocjonalnej. 

Pozdrawiam i bardzo dziękuję za wizytę!

 

Dobry wieczór, Reg!

Ech, niektórych usterek nie potrafię wytłumaczyć inaczej, jak tylko zaćmieniem w pustym czerepie, zwłaszcza to wybuchanie śmiechem ;D Wprowadziłem wszystkie proponowane poprawki, zastanawiam się tylko nad jedną propozycją:

 

może strumienie alkoholu pomogłyby zasypać rów między nami… → Obawiam się, że strumienie cieczy niczego nie zasypią.

Miałem oczywiście na myśli to, że lejący się strumieniami alkohol pomógłby poluzować obyczaje, przeskoczyć blokady i w rezultacie, jak miała nadzieję Anka, doprowadzić do zgody pomiędzy nią a byłym. Może strumienie alkoholu pomogłyby nam się dogadać? Może przyswajany w ilościach hurtowych alkohol pomógłby odnaleźć wspólny język?

Jeśli miałbym coś powiedzieć o opowiadaniach, które pokazałem na portalu, to chyba najlepiej czuję się w opowieściach humorystycznych, tworzę je z ogromną przyjemnością i to właśnie one zebrały najlepsze recenzje. Mimo to nie chcę być monotematyczny i próbuję swoich sił z różnymi gatunkami… z bardzo różnym efektem. Wydawało mi się, że ostatnia scena praktycznie zdradza prawdziwą tożsamość Michała, chociaż faktycznie nie zostaje to wypowiedziane dosłownie, a nie chciałem tez walić czytelnika obuchem w łeb ;D Może faktycznie rozwiązanie tej zagadki nie wybrzmiało należycie i stąd wspomniany przez Ciebie niedosyt. 

Bardzo dziękuję za przeczytanie opowiadania, za czas poświęcony na wyłapanie usterek i za podzielenie się opinią! Bardzo mi miło, jak zresztą za każdym razem, gdy widzę Twój komentarz pod swoim tekstem :) 

Dobrej nocy!

Piszę komentarz z telefonu. Opowiadanie przypadło mi do gustu, podobało się, ale mam zastrzeżenia. Bohaterowie wydają się wiarygodni, zwłaszcza zamknięty w pokoju przed komputerem Krzysiek, na którego czytelnik denerwuje się, że przecież powinien pomóc młodym i się nimi zająć xD Bardzo dobrze budujesz napięcie, już zapowiedź spikera w Nocnym Radiu zwiastuje, że za moment coś się wydarzy, a potem czytelnik tylko siedzi i czeka, kiedy… Moment z szafą, nie, to jeszcze nie teraz. Wyszło fajnie, chwalę i podziwiam. Dużo uroku odebrałeś opowiadaniu tym, że przez okno widać potwora zaszywajacego usta dziewczynce, nagle to napięcie opadło i pod koniec opowiadanie wypada znacznie słabiej, aniżeli na początku. Niemniej jednak to ciekawa i dobrze przygotowana opowieść, zamierzam więc przestalkowac Twój profil w poszukiwaniu innych historii o Nocnym Radiu xD pozdrawiam!

Ależ byłem zły na bohaterkę, że jej mama ciężko chora i odchodzi, a ta się głupotami zajmuje :<

Opowiadanie emocjami stoi, jest tu ich od groma. Smutne i niosące nadzieję w tym samym czasie. Silnie na mnie podziałała Twoja praca.

Dokładam ostatniego klika do biblioteki, oczywiście. 

Zakładam dwie wersje: albo bohater nie żyje i tak sobie jedzie w nieznane, albo wydarzyło się coś, co mi umknęło i nie zrozumiałem należycie opowiadania. Jakkolwiek by nie było, muszę pochwalić Cię za klimat, który zdołałeś tu zbudować, bo jest gęsto, niepokojąco i mrocznie.

Wydaje mi się, że w kilku miejscach (tylko w kilku, bo w ogólności jest ok) można byłoby popracować nad narracją pierwszoosobową, bo takie zwroty jak:

 

Mimo usilnych prób poniosłem porażkę.

brzmią po prostu mało wiarygodnie, przecież nikt tak raczej nie powie, zdając komuś relację z niedawnych wydarzeń.

Pozdrawiam!

Bardzo mi się spodobało. Humor poplątany z tragedią, jedno z drugim ani trochę się nie gryzie, tylko o dziwo tworzy spójną całość. Zalet jest więcej, bo i bardzo zgrabna narracja, i ciekawie podana alternatywna wersja historii, i zakrętka na końcu… Krótko mówiąc, wszystko to, czego potrzeba w bardzo udanej miniaturce :) Będę mocno zaskoczony, jeśli szort nie zajmie wysokiego miejsca w konkursie!

Pozdrawiam !

Cześć, Pusiu, bardzo dziękuję za wizytę i ogromnie się cieszę, że historia Cię wciągnęła :)

 

Sagitt, Tobie również dziękuję, że wpadłeś – i to mimo agonalnego stanu, w którym się znalazłeś. Życzę Ci, abyś wrócił do zdrowia i aby te straszliwe katusze, które obecnie przeżywasz, odeszły jak najprędzej w niepamięć :D

Cieszy mnie, że przypadły Ci do gustu opisy, a opowieść nasunęła skojarzenia, rozumiem też uwagę/zastrzeżenie dotyczące głównej bohaterki.

Dzięki za polecenie do biblioteki! Kłaniam się nisko!

Chodzi o to, że ten zabieg językowy tworzy wyobrażenie Rola (przynajmniej w moim przypadku) dość stereotypowe – co niejako stoi w opozycji do głównej myśli tekstu.

Ok, teraz zrozumiałem, dzięki za doprecyzowanie, Golodh ;) 

 

Cześć, Verus, bardzo dziękuję za miłe słowa na temat opowiadania, jak również za TAKa w głosowaniu piórkowym ;) Jestem niesamowicie uradowany, że tekst przypadł do gustu i że znalazłaś w nim tyle zalet.

Tubylec faktycznie nie dostał zbyt dużo miejsca, pełni rolę drugo– albo i trzecioplanową, a zapewne należałoby poświęcić mu więcej miejsca. Dlaczego pomagał magom? Kto wie, może zajmował się tą biblioteką jeszcze przed przybyciem Justyniana, a potem po prostu zaakceptował nowe zwierzchnictwo? Może po prostu próbował zarobić trochę złota, kolaborując z okupantami, lurentyjskimi właścicielami wyspy? Fakt faktem, nie podałem wyjaśnienia w tekście i rozumiem niedosyt.

 

Dobre, działające na wyobraźnię, choć też mogłoby być bardziej wyeksploatowane, bo aż żałuję, że o kulcie nie dowiedziałam się czegoś więcej, właściwie rzuciliśmy na niego tylko okiem przez pryzmat snów. Chętnie przeczytałabym coś, co kręciłoby się stricte wokół tego tematu

Mam w szufladzie jeden rozkopany tekst wychodzący naprzeciw Twoim oczekiwaniom, zobaczymy, może kiedyś podbiję nim portal :D

Pozdrawiam i bardzo dziękuję za lekturę i opinię!

Tyle bzdur, ciągną się te flaki z olejem przez 711 znaków, a fabuła zasługuje na osobne obśmianie. Dobrze chociaż, że nie poprzedziles tego wiekopomnego dzieła cytatem z wybitnego pisarza, coby każdy czytelnik wiedział, z jak natchnioną opowieścią ma do czynienia. Na portalu jest wiele pretensjonalnych prac, ale ta bije wszystkie pozostałe na głowę. Nie chcę być dramatyczny, ale to najgorzej spędzone dwie minuty w całym moim życiu (mam nadzieję, że dobrze zrozumiałem i wpisałem się w konwencję xD)

Boskiego Amona sprowadziły tutaj następujące słowa: 

 

Inspiracją do tekstu była twarz jezusa objawiająca się na psiej dupie.

I nie jestem rozczarowany, opowiadanie nie tylko rozbawiło, ale także i wstrząsnęło, bo ucinanie nogi koledze z pracy i ostateczny efekt starań bohatera są trochę straszne xd Zakończenie rozbraja.

Nie będę na nic narzekać, po co psuć sobie i innym niedzielny wieczór, siejąc negatywny przekaz.

Widzę, że wleciał już ostatni klik do biblioteki, ale gdyby cezary_cezary stracił prawa klikalnicze albo po prostu bez żadnego powodu został zbanowany czy usunięty z portalu, to doklikam xd

Pozdrawiam!

A ja nie będę oburzać się na nazwanie ciąży pasożytem. Nie każda wieść o ciąży budzi radość, myślę, że bardzo często towarzyszy takiemu wydarzeniu strach, niepewność, myśli “ja nie dam rady”, “ja tego nie chcę”… Bardzo przemówiły do mnie emocje bohaterki i ogromny plus za ich umiejętne pokazanie. Podoba mi się też, że stanowisko bohaterki ewoluuje, o czym świadczą te słowa: 

 

Musiałam pokazać że mogę być jednym i drugim, że ono nie przeszkadza… ono. Kiedy zaczęłam o tym myśleć jako istocie a nie problemie? 

Tekst niedługi, a naprawdę sporo udało się w nim zawrzeć. Jeśli taka krótka forma to dla Ciebie nowe wyzwanie, to bardzo dobrze sobie z nim poradziłaś :)

Nie jestem jurorem, nie do mnie będzie należała ocena, jak odbierać opowieść w kontekście konkursu. Jako usatysfakcjonowany czytelnik ruszam do klikarni. 

Akurat przeczytałem Twojego drabbelka chwilę po rozwieszeniu prania.

Fajne ;) Pozdrawiam!

Dawidzie, jaki postęp!

Opowiadanie ma ręce i nogi, budzisz ciekawość tym pierwszym fragmentem o krowie i czytelnik czeka już tylko na to, co będzie dalej. Wprawdzie trochę to suche, taka relacja jak w artykule z gazety o protestach w Argentynie, ale pomysł miałeś ciekawy, a zakończenie z tymi parami obcych rozbudza wyobraźnię.

Zastanawiam się tylko czy byłoby możliwe, gdyby nie było już żadnych roślin produkujących tlen, żeby ludzie żyli jeszcze jakiś czas i mogli odkryć “kapelusze” obcych :P

Jestem całkiem zadowolony z lektury.

Pozdrawiam!

 

PS. Dodaj do przedmowy tę wzmiankę wymaganą przez Wilka, bo Cię nie zakwalifikują do udziału w konkursie :D

No, nie wiem, czy to takie lekkie. Poruszony został problem otyłości, braku akceptacji, prześladowania, zmagania się chłopca z samym sobą… chociaż miłe i pocieszające jest to, że Rafi znalazł siłę, żeby zawalczyć o siebie i o innych. Wątek obyczajowy bardzo przypadł do gustu, ja akurat takie lubię. Podobało mi się w gruncie rzeczy, chociaż nie jestem przekonany, czy opowieść zostanie ze mną na dłużej. I wcale nie musi ;)

Dokładam ostatniego klika. 

Umiarkowanie rozumiem zakończenie.

Sam pomysł zderzenia prostego, zwykłego umysłu z boską wiedzą jest ciekawy, jak również koncept minerału, który tworzy się w umyśle na skutek takiego kontaktu. Pogubiłem się natomiast na koniec.

Piszesz dobrze i zgrabnie, ale mam wrażenie, że momentami zbyt wielokrotnie złożone zdania potrafią zagubić czytelnika :) No, przynajmniej mnie.

 

– Nazwa obiektu?

– Iry

Kropkę trzeba dodać po Iry.

 

Idę do domu. Musze się wyspać.

Muszę. 

 

Wyrażałem już opinię w trakcie bety, ale napiszę raz jeszcze, że wyszedł przyjemny szort. Bardzo zacny miałaś pomysł na wykorzystanie szydełka. Miejsca wiele nie było przez wzgląd na wymogi konkursu, ale ponownie Twój tekst wypełniają takie subtelne szczególiki: jaśminowa herbatka, malowane na jedwabiu astry… i bardzo mi się to podoba.

Cieszę się, że nie muszę już polecać do biblioteki, bo wyręczyli mnie inni usatysfakcjonowani czytelnicy :D Jest radość.

Nie wiem, czy da się coś napromieniować antymaterią, nie znam się, ale mało mnie to zajmuje w humorystycznym, absurdalnym tekście. Rozbawiło do porannej kawki.

Najlepiej chyba wyszła Ci narracja, swobodna, od niechcenia, dowcipna i naprawdę uprzyjemniająca lekturę. Jestem pod wrażeniem.

Niewielki zgrzyt w końcówce, wątpię, czy zapowiadający powiedziałby, że wybitny wynalazca pochodził z “Rzeczypospolitej Polskiej” ;p Poza tym żadnych innych uwag raczej nie mam, bardzo mi się podobało.

Pozdrawiam!

 

Irko,

przysięgam, że od momentu publikacji opowiadania niczego nie zmieniałem w treści, co najwyżej nanosiłem poprawki sugerowane przez Czytelników :D

O Kanonii faktycznie nie pojawia się zbyt wiele informacji, jest ona wielokrotnie przywołana w tekście, aczkolwiek nie tłumaczę dokładnie, co to za byt. Tak, można domyślać się, że jest to konwent trzymający pieczę nad magicznymi sprawami w ojczyźnie bohatera i uznałem, że zasadniczo tyle informacji jak na potrzeby opowiadania powinno wystarczyć. Można oczywiście się zastanawiać nad mocą sprawczą Kanonii, skoro ewentualny gniew jej członków nie powstrzymuje Aureliusza przed podjęciem takiej decyzji… mógł też po prostu się nad tym należycie nie zastanowić, podejmując decyzję spontanicznie i w jednej chwili :P

Książę natomiast nie zawsze jest członkiem rodziny królewskiej ;) Różnie to bywa i tytuł przyznaje się z różnych racji na świecie.

Pewnie gdybym te wszystkie “potraktowane skrótowo” wątki chciał wyczerpująco rozwinąć, wyszłoby tutaj 250 tysięcy znaków zamiast 50 tys… Musiałem więc przyznać dominację temu, który uznałem za najbardziej warty uwagi.

Cieszę się, że mimo zastrzeżeń co do niedostatecznego rozwinięcia historii, przypadła Ci ona do gustu :) Kłaniam się w pas, dziękuję za lekturę!

 

Witam i Ciebie, Golodh, fajnie, że wpadłeś (chociaż pewnie trochę przymusiły Cię do tego obowiązki Lożanina xD). Co do wątku kolonialnego i sposobu wypowiedzi Rola, a potem przywódcy buntowników, to starałem się to wyjaśnić w tekście – Turwen z racji rozbudowanych kontaktów z Lurentyjczykami, czyli dotychczasowymi okupantami wysp, władał językiem znacznie lepiej aniżeli prosty Rol, chociaż ze słyszalnym akcentem. Dziękuję, że wskazałeś, co zabolało Cię z tym wątkiem antykolonialnym, uwagi są na pewno do przemyślenia i uwzględnienia przy przyszłych tekstach – jeśli podejmę się jeszcze próby pisania tak zawiłego czegoś :P

Dziękuję za wskazanie, co się podobało, a co nie, za poświęcony czas i za rozbudowany komentarz, bardzo mi miło :)

Pozdrówka, mam nadzieję, że wszyscy u Ciebie zdrowi!

Gratuluję zdobywcy piórka, a także wszystkim nominowanym i Loży, żeście dali radę to wszystko przeczytać :)

 

Odrobina prywaty: bardzo mi miło, Ambush, że odnalazłaś w moim opku tak dużo zalet, by nominować :) Dziękuję, pozdrawiam, wszystkim ślę serdeczności!

Ale pierwszy dwunóg miał rację, smoczysko powinno pomyśleć o odpowiednim zaprezentowaniu się w sołszal midiach ;) 

Fajny pomysł. Klikam. 

Hej!

Tak się zastanawiałem do pewnego momentu, o co chodzi, że mi pół Loży tekst komentuje, aż ogarnąłem, że mnie Ambush nominowała ;) Spoko, jak przestanę płakać, to może Ci wybaczę to NIE ;DDD

A tak na serio, bardzo dziękuję za czas poświęcony na lekturę. Ucieszyło mnie, że doceniłeś wątek romantyczny i m. in. scenę w bibliotece, dużo czasu i wysiłku poświęciłem, żeby wyszło to fajnie i wiarygodnie. 

Nie do końca zgadzam się z tym, że fantastyka jest tylko tłem – w końcu mamy artefakt i Aureliusz musi wybrać pomiędzy nim i potencjalnie zgubnymi konsekwencjami olania tej sprawy, a między ukochanym, no ale szanuję, że tak poczułeś w trakcie lektury. Tak sobie też myślę, że może spróbowałem złapać zbyt wiele srok za ogon? Nie jesteś odosobniony w opinii, że opowiadanie mogłoby być częścią większej historii i mogłoby mieć ciąg dalszy, a tu jest wiele, bo i wojna, i magiczny artefakt, i jakiś bunt, i złożona sytuacja polityczna, i w końcu wątek miłosny… W następnym tekście postaram się ograniczyć w tej materii ;)

Piórka nie potrzebuję, najbardziej mnie cieszy, że spędziłeś miło czas ;D Postaram się też, aby moja ponownie wzmożona aktywność na portalu nie ograniczała się tylko do produkowania własnych tekstów, ale również czytania innych autorów!

Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję, trzymaj się ciepło!

widać że przykładałeś się na lekcjach hisorii bo inaczej nie dał byś rady napisać tak fajnego opowiadania ogólnie to mi się wszystko podobało. strasznie kibicowałem jamiemu żeby nie zegnoł tego kolana przed robercikiem, a robercik to mnie po prostu denerwował okropnie i jeszcze się poddać niechciał :< ogólnie to jak gra o tron albo inny król pierścienia i mam nadzieję że jak napiszesz kolejne części to będzie na netflixie bo to naprawdę dobre opowiadanie. 

Nigdy jeszcze nie słyszałam ich aż tak głośno

 

Słyszeć można wyraźnie albo dobrze, ale czy głośno? Ewentualnie nigdy jeszcze nie słyszałam ich aż tak głośnych, czy coś.

 

Powiem tak, fajny klimat dark fantasy i nadciągającej apokalipsy, wszystko w cieniu krwiożerczego głodu dwóch bogiń. Bohaterka się stara, ale podskórnie wiemy, że jej poczynania są z góry skazane na niepowodzenie. Zgadzam się z przedpiścami, że klimat stworzyłeś interesujący, a rozmowa bohaterki z syreną wypadła świetnie.

Nie rozumiem zakończenia. Kto był głodny, o co chodzi?

Ponieważ czytało się z zainteresowaniem, polecę do zasobów bibliotecznych. 

Hej, nazywam się AmonRa i zamierzam zmasakrować ten tekst xD

 

zwinęłam się w ciasno owinięty kołdrą kłębek, by przeszlochać cicho kilka kolejnych godzin

Ziomeczku, nie można cicho szlochać. Według SJP szloch to gwałtowny płacz połączony z wydawaniem głośnych, krótkich i urywanych dźwięków.

 

Myśl, że mogłabym obudzić moją dziewczynę napawała mnie jeszcze większym smutkiem.

Zrezygnowałbym z mnie, wiadomo, kogo napawała ta myśl jeszcze większym smutkiem.

 

Nie pomagał delikatny głos ojca, szumiący pocieszenie niczym leśny strumień

Pocieszenie? A może łagodnie? Uspokajająco?

 

Nawet Shirley Manson w słuchawkach nie potrafiła zagłuszyć szlochu matki, który słyszałam dzień i noc.

słuchawki, szloch, słyszałam, nie brzmi to wszystko razem zbyt dobrze. Może wycia matki, które rozbrzmiewało dzień i noc?

 

Piłam kawę i energetyki, pochłaniałam słodycze, żeby napędzić swoje umęczone, wiecznie zapłakane ciało

A czyje inne ciało mogła napędzać kawą, energetykami i słodyczami? I czy ciało może być zapłakane? Zostaw tylko, że umęczone/udręczone.

 

Tylko łzy wciąż wymykały się spod mojej żelaznej kontroli.

Proponuję wymykały się mojej żelaznej kontroli. Też wiadomo, czyjej kontroli, zaimek jest niepotrzebny.

 

Jak przytulać się ciepło do kogoś, kto wiecznie płacze?

Wiadomo, o co chodzi z ciepłym przytulaniem, ale dziwnie brzmi. Może jak szczerze przytulać kogoś, kto wiecznie płacze? Przy okazji zrezygnujesz z nieszczęsnego się.

 

Zatarłam powieki chusteczkami, aż bolało, ale słone strumienie wciąż były obfite, jak gdyby panowały wiosenne roztopy.

Niezgrabnie. Może jak w czasie wiosennych roztopów? Coś w ten deseń.

 

Dobra, żartowałem z tą masakrą tekstu, ale mam kilka zastrzeżeń. Dlaczego nie nadałeś jej dziewczynie i córce jakichś imion? Cały czas “moja dziewczyna”, “nasza córka”, bardzo to drażni. Lepiej, żeby były imienne, opowiadanie stałoby się bardziej osobiste, poza tym w narracji pierwszoosobowej bardzo by to pasowało. Przecież bohaterka nie myślałaby o swojej miłości “moja dziewczyna” tylko na przykład “Mariolka”.

Emocji faktycznie jest dużo i dobrze wypada ich prezentacja. Świetnie sobie radzisz w narracji pierwszoosobowej, z czym z kolei ja mam problem :P Fajnie wypada stopniowy rozkład relacji w rodzinie za sprawą przypadłości bohaterki, jej wybory są logiczne i wynikają z poprzedzających wydarzeń. 

Trochę żałuję, że na końcu nie uzyskałem odpowiedzi, skąd w ogóle wzięło się rodzinne przekleństwo, ale niech tam. Polecę do biblioteki, bo czytało się dobrze. 

Pozdro!

Zygfrydzie, bardzo dziękuję za wizytę ;) Cieszę się, że mimo zgłoszonych zastrzeżeń tekst przypadł do gustu. Wyszło ckliwie, ale trochę nie wyobrażam sobie, że miałoby być inaczej po długim czasie rozłąki z kimś ukochanym, i to jeszcze w takich okolicznościach. 

Pozdrawiam uprzejmie!

Ustawa o równym traktowaniu i poszanowaniu sztucznej inteligencji jest bardzo surowa, jeśli zakazuje drobnych sprzeczek i nieporozumień z AI ;) Egzaminy też ciężkie, skoro po trzech zaliczonych pytaniach czwarte mogło udupić, słusznie się Jolka stresowała. 

Fajna historyjka, w sam raz na dobranoc. Napisane lekko i dowcipnie, spełnia zadanie, a bohater opowiadania – kot – jest bardzo koci i wiarygodny w swojej roli. Przeczytałem z przyjemnością ;)

Antynaukowości nie wykryłem, ale nie będę się tym przejmować, bo nie jestem jurorem :P 

Pozdrawiam!

Na betalistę wpadło moje opowiadanie, pierwsza próba z horrorem. Byłbym wdzięczny, jeśli ktoś zgodziłby się wejść w buty betaczytelnika, powiedzieć mi, czy jest to w ogóle straszne, czy chociażby niepokojące ;)

Tytuł: Byli niemili

Liczba znaków: 30k

 

Pozdrawiam!

Nie często mu się to zdarzało.

Hej, Krokus, a tu nie powinno być przypadkiem “nieczęsto”? Nie + przysłówek odprzymiotnikowy piszemy łącznie.

 

Moje wrażenia są tożsame z tymi przedstawionymi przez Ambush i Realuca. Trochę gubi się główny bohater, ale za to mogę napisać, że dialog skonstruowany jest wiarygodnie i przekonująco. Interesujący klimat tekstu, generalnie muszę wyznać, że lubię wszystkie dzieła, które przedstawiają wojnę nie od strony zwyciężających bohaterów, tylko zwykłych ludzi, którzy cierpią, czują beznadzieję, płaczą, krwawią i tak dalej. Wyszło fajnie i należy się Biblioteka.

Pozdrawiam!

Dryl pruski? Hmmm, zastanawiam się, czy to komplement. W zamierzeniu chyba tak…

Potwierdzam, że był to komplement i mam nadzieję, że w żaden inny sposób tych słów nie odebrałaś.

No to ja mam kompletnie na odwrót, bo często w życiu zdarza mi się opakować rozmowy czy inne rzeczy nadmiarem formy, lubię trochę czarować :D Jeśli przełożyć to na literackie próby, to zapewne Twój styl przy krótkich formach spisuje się znacznie lepiej. 

 

Przyznam się, że kiedyś nawet coś czytałam o nauce i nie był to szkolny podręcznik. ;-)

No teraz to już w ogóle mi zaimponowałaś :)

 

Pozdrawiam serdecznie!

W Twoich opowiadaniach, nie tylko w tym, ale chyba tak w ogólności, bardzo lubi obowiązywać coś, co sobie nazwałem drylem pruskim. Nie ma tu silenia się na jakieś kosmiczne stylizacje językowe, jest za to zwięzłość, prostota, wszystko idzie bez żadnych skrętów do celu i niesamowicie mi się to podoba. Czyta się dobrze, napisane jest solidnie, dzięki temu Twoje teksty wchodzą naprawdę łatwo i przyjemnie. Chciałbym umieć to u Ciebie trochę podpatrzeć :D 

Opowiadanie jest dowcipne i skończyłem lekturę rozbawiony. Mądrych słów użyłaś tyle, że w tym momencie już nie wiem, o które pytać. Jestem pod wrażeniem ogromnej wiedzy, chyba musiałaś oglądać bardzo dużo programów naukowych na Discovery Channel. Dobrze, że przygoda skończyła się szczęśliwie i udało się wyleczyć straszliwego kraba prostaty. 

Polecę do zasobów bibliotecznych.

Pozdrawiam!

 

 

Wprawdzie gdy facet (android?) z ministerstwa zaczął naciskać na jak najszybsze podanie “szczepionki”, narodziły się podejrzenia, do czego wszystko zmierza, ale nie odarło to finału z efektu zaskoczenia. Jest zabawa formą, bardzo podobały mi się te wstawki Pomyśl: …, fajnie zagrał też kontrast facet z ministerstwa-przedstawiciel potężnej, biurokratycznej machiny-mieszczuch, a po drugiej stronie wioskowi, prości ludzie, których stylizacja języka, sposób wypowiadania się i myślenia notabene też Ci dobrze wyszły. Same zalety, nawet nie mam energii żeby szukać, do czego można byłoby się tu przyczepić. Naprawdę udany szorcik. Tylko nie wiem, czemu oznaczony jako opowiadanie, jak już przy czepialstwie jesteśmy xd

Dobrze, że w szybkim tempie trafił do biblioteki.

Ej, a co powiecie na taką teorię: Język Apollina napisał Krokus. Tę zgadywankę popieram następującymi argumentami:

 

  1. Krokus, czytane od tyłu, to SUKORK. W języku fryzyjskim oznacza to “korek cukrowy”. Fryzja z kolei jest krainą historyczną podzieloną pomiędzy Niemcy, Niderlandy i Danię (satelitarne zdjęcie poglądowe poniżej). Zapytacie: gdzie tu Włochy? Nigdzie, to prawda, ale to tylko zmyłka. Otóż w dawniejszych czasach Fryzja pozostawała pod wpływami Świętego Cesarstwa Rzymskiego,  w którym wprawdzie dominowały Niemcy, ale dziedzictwem odwoływało się do starożytnego Rzymu – czyli półwyspu apenińskiego. Ponadto w trakcie Drugiej Wojny Światowej Fryzja znalazła się pod okupacją hitlerowskiej Rzeszy, które pozostawały w sojuszu z kim? Uwaga, uwaga! Z WŁOCHAMI! Mamy więc odkryty (niedostatecznie) ukryty wątek włoski. Jedziemy dalej.
  1. Jeden z ostatnich tekstów Krokusa nosi tytuł MIŁOŚĆ, ŚMIERĆ I WÓDKA. Prawie każdy z tytułowych motywów pojawia się też w Języku Apollina (nie ma tylko wódki, ale to znowu próba zmylenia czytelników – nie nabierzemy się na to). Krokus powiela schemat i myśli, że nie będziemy na tyle bystrzy, by to dostrzec. Niedoczekanie.
  1. Teksty napisane są tą samą czcionką.
  1. Zsumowałem liczbę znaków “Miłości, śmierci i wódki”, a potem “Języka Apollina”. W pierwszym przypadku uzyskałem liczbę 23, w drugim 19. Krokus co opowiadanie zjeżdża z tą liczbą o 2, a gdy liczba ta dojdzie do 1, stanie się coś strasznego – pamiętajcie, że ostrzegałem jako pierwszy.

Jestem odważny, ale schodzenie do piwnicy o 2:30 w nocy i to jeszcze bez działającej latarki, jest trochę nie na moje nerwy ;P Zazdroszczę bohaterowi śmiałości (głupoty?).

Krótkie to, ale dobrze napisane. Fajnie budujesz klimat i napięcie, chociaż niewielką liczbą słów – to nie lada osiągnięcie. Szorcik budzi niepokój.

Klikam i pozdrawiam ;)

 

Ruszyłem i skierowałem się w kierunku kliniki.

Weź to zmień, słabo brzmi kierowanie się w kierunku.

 

jak już pisałem jestem głąbem

Zabraniam wypowiadania się o sobie w tak nieładny sposób.

Po ponownej lekturze stwierdzam, że mimo ubytku znaków, opowiadanie nie straciło na treści, swój pierwszy komentarz podtrzymuję, podobnie jak polecajkę do biblioteki ;)

Pozdro!

O nie, już po dodaniu komentarza zobaczyłem, że tekst zmniejszył objętość o 1/3, chyba muszę czytać jeszcze raz :P

Niecały miesiąc temu przeszedłem się do kina na “Biedne istoty” i w trakcie lektury przyszło mi na myśl skojarzenie z tym filmem ;)

Po co było Fongowi potrzebne serce syna, skoro i tak podarował robotowi mechaniczne?

Ogólnie czytało się dobrze, szorcik jest zajmujący i ciekawy. Motyw powołania do życia istoty, która koniec końców zwraca się przeciwko swojemu stworzycielowi, nie należy do najnowszych, ale tutaj zaprezentowałeś go w ciekawy sposób. Bardzo fajnie wybrzmiewa początkowa niezdarność robota, stopniowo rodząca się skłonność do przemocy (nieuświadomionej, ale jednak), a także fascynacja filozofią i jej opaczne pojmowanie. Dobrze wypada też wątek samego naukowca, który robi to co robi powodowany rozpaczą, a potem stopniowo opuszczają go wszyscy, przerażeni wynalazkiem. 

Jest satysfakcja, jest również klik biblioteczny.

 

Poniżej może nie błędy, ale bardziej niezgrabności/moje sugestie, które pozwolą też zaoszczędzić trochę wyrazów ;P

 

Ale nikt nie śmiał zakłócić takiego stanu, mimo ogólnej świadomości, że Zygfryd odciął się od świata wraz z żoną i dzieckiem.

Po co ta druga część zdania? To wszystko można wywnioskować z tekstu, a poza tym Zygryd nie odciął się od świata razem z żoną i dzieckiem, bo żona i dziecko “odcięli się” w sposób przymusowy, bez udziału własnej woli :P Ja bym to wykreślił.

 

Fong patrzył na obicie zniekształcone w okrągłym słoju.

Obicie według sjp to materiał pokrywający coś, np. fotel. Czy nie chodziło o odbicie?

 

Pochylił się nad niewielkim mechanizmem. Był w kształcie i rozmiarach kurzego jaja.

Jakoś niezgrabnie mi to brzmi. A może Pochylił się nad niewielkim mechanizmem, o kształcie i rozmiarach kurzego jaja.

 

Jak gdyby naukowiec i jego najnowsze dzieło towarzyszyły w życiu posiadłości od zawsze.

A może byli obecni w życiu posiadłości od zawsze?

 

Był to kluczyk nie większy niż paznokieć. Jim umieścił go w sercu robota i zaczął nakręcać. Między kolejnymi obrotami maleńkiego kluczyka, nim jeszcze doszedł do liczby doskonałej, a w paciorkowatych oczach rozbłysła pierwsza iskra życia, Jim zastanawiał się, jak wiele potrafi tak wiekowy robot.

Wykasowałbym te kolejne obroty maleńkiego kluczyka. Powtarzasz niejako to, co już jest w poprzednim zdaniu, tracisz znaki/wyrazy, a zdanie i bez tego członu już jest długie ;P

 

Pozdrawiam!

Zaintrygowałaś mnie, autorko, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że przeczytałem zaledwie część większej opowieści, jakąś zajawkę lub wstęp do dłuższej historii. Żałuję, ale po zakończeniu lektury zostałem z większą liczbą pytań, niż odpowiedzi, a szkoda, bo czytało się naprawdę nieźle. Mam nadzieję, że chodzi Ci po głowie rozwinięcie tej historii i że podzielisz się nim na portalu. Na jednego czytelnika możesz już liczyć :)

Wykonanie nie pozostawia nic do życzenia.

Z niecierpliwością czekam na Twoje kolejne prace. Narobiłaś smaku na więcej :)

Pozdrawiam!

Powyższa argumentacja przekonała mnie, że Maskę faktycznie napisała Finkla ;) można już zdjąć jej anonima. Przeczytałem większość konkursowych tekstów i nie odgadnę samodzielnie chyba żadnego autora. Ale i tak postanowiłem się wypowiedzieć, bo w sumie czemu nie.

No, całkiem, całkiem. Wprawdzie kilku rzeczy nie rozumiem, jak na przykład tego, dlaczego w krainie, której mieszkańcy tak ubóstwiają poezję, najznakomitsi poeci są nędzarzami, a obrzydliwie bogaty młodzieniec nie ma żadnych szans u nędzarki? No ale pewnie taka bajkowa konwencja, objawiająca się również w tym, że po jednym spojrzeniu Janis zakochuje się na śmierć w Kirke i robi wszystko, aby ją zdobyć. Dobrze, że trochę przełamujesz puchowy klimat żądaniem pannicy, żeby ją zabrać do najdroższej knajpy, jak dla mnie wprowadziło to powiew świeżości i uatrakcyjniło opowiadanie.

Jest tu trochę nierówne tempo. Wstęp wydał mi się bardzo długi (z palcem w nosie mógłbyś go dwukrotnie skrócić i na jedno by wyszło :P), potem rozmowa z ojcem (spodobała mi się chyba najbardziej w całej opowieści), późniejsze wydarzenia opisałeś bardzo skrótowo, aż potem nastał bal i finałowe wydarzenia. Pod tym kątem opowiadanie mi nieco kuleje.

Gawędziarski styl sprawił, że w sumie czytało się to dobrze i przyjemnie.

 

Wraz z córką – wspomnianą przed chwilą Kirke – mieszkał w ścisłym centrum stolicy, a jego dom zawsze był otwartydla gości.

Tu się jeszcze chochlik ostał.

Polecę do klikarni.

 

Dzień dobry, Żonglerko!

 

Trochę brakowało mi realizacji tych wizji – jeśli Aureliusz był tak „zły i pragnący zemsty”, nie zrealizował jej – a przynajmniej w toku wydarzeń, które prezentujesz w opowiadaniu.

Czytając, przeczuwałam nadchodzący armagedon – jeśli Aureliusz był tak rozwścieczony, miałam poczucie, że gniew przeważy strach o życie kochanka, a być może całkowicie go przesłoni. Liczyłam sekretnie, że Aureliusz użyje magii i „mocy morza”, żeby zrobić totalną rozpierduchę lub zemścić się na oprawcach.

Z mojego punktu widzenia wygląda to następująco: Aureliusz, który odczuwał fale magicznej energii wydobywające się z artefaktu, doświadczał swoich sennych wizji, będących trochę emanacją, odbiciem wydarzeń sprzed wieków. Gniew, który mu towarzyszył, był również gniewem wspomnianego Narzesa i prawdopodobnie miał szansę udzielić się też głównemu bohaterowi i zawładnąć nim. Punktem zwrotnym w tych senno-mistycznych przeżyciach Aureliusza był jednak moment odnalezienia Justyniana na granicy życia i śmierci. Od tej chwili wizje zostają zastąpione przez senne wspomnienia wspólnej przeszłości (i to mimo fizycznej bliskości artefaktu), a Aureliusz w sumie wkracza na drogę, która doprowadza go do takiego, a nie innego wyboru. 

 

Zakończenie jest bardzo otwarte (co daje wiele możliwości) lecz wydało mi się trochę pasywne. Gdy Aureliusz stanął przed wyborem między obowiązkiem a ratowaniem kochanka, dość łatwo przyszło mu podjąć decyzję.

To prawda, przyjmuję krytykę. Zbyt łatwo przyszła ta decyzja, powinienem był pokazać wahanie, poważniejsze racje stojące za wyborem alternatywnym ;)

Cieszy mnie, że bawiłaś się dobrze w trakcie lektury, sprawiły mi też radość słowa o eposie oraz duecie Gilgamesz-Enkidu, bo trochę się nimi… może inspirowałem to za duże słowo, ale miałem ich gdzieś z tyłu głowy w trakcie procesu twórczego :P Bardzo fajnie, że doceniłaś też element marynistyczny i klimat, który usiłowałem tu stworzyć. Preferencje są różne, zamiast totalnej rozpierduchy zaoferowałem romans. Szanuję, że nie każdy musi być takim obrotem spraw zachwycony ;D

 

Na koniec: czy nie rozważałeś wystawienia tego tekstu do konkursu złodziejskiego? Ma wiele pasujących cech. No i Aureliusz „ukradł” Justyniana. ;)

Ostatnie szlify skończyłem, zdaje się, dwa tygodnie po zakończeniu konkursu złodziejskiego, więc nijak bym nie zdążył :( Do końca nie jestem też pewien, czy uratowanie Justyniana przez Aureliusza zyskałoby uznanie jurorów ;P

 

Bardzo dziękuję za szczegółowe podzielenie się wrażeniami z lektury! Prawdę mówiąc, gdy tylko odkryłem, że wstrzeliłem się z opowiadaniem tego rozmiaru pomiędzy dwa konkursy stwierdziłem, że raczej nikt tu nie zajrzy, a tymczasem otrzymałem sporo wartościowych i konstruktywnych komentarzy, co naprawdę daje dużo radości ;D

Pozdrawiam!

 

W przerwie od pracy przestalkowałem, Finklo, Twój profil i przeczytałem tekst nagrodzony piórkiem. Teraz wracam z komentarzem i opisem wrażeń.

Fizyka jest bardzo obrażalska, bo w mojej opinii żarcik dwóch pseudonauk nie był aż tak bolesny, aby z jego powodu rozpętać piekło i uciec do Świata Materii, a potem tak długo trzymać urazę i żądać usunięcia winnych ;) Nie dziwi mnie ani trochę, że nauki nie znalazły sposobu na odwrócenie anomalii bez pomocy Fizyki (nie wpadły na to, że trzeba posklejać talerzyk), bo ja go też nie znalazłem i nie bardzo rozumiem, dlaczego akurat w ten sposób trzeba było to zrobić. Chyba mi to umknęło.

Poza tą niejasnością jest dobrze. Personifikacja nauk i osadzenie ich w Świecie Idei to ciekawy koncept, podobnie jak kwestie, które wkładasz w usta nauk. Humor występuje, ale w wyważonych dawkach i wydaje mi się bardzo “nieofensywny”, akurat na tyle, aby czytelnik uśmiechnął się w trakcie lektury. Podoba mi się, że opowieść w gruncie rzeczy w dowcipny sposób nawiązuje do rozwoju różnych gałęzi nauk na przestrzeni ostatniego wieku (albo dwóch). Realizacja pomysłu okazała się na tyle dobra, że trudno tu szukać dziur i opowiadanie sprawia wrażenie porządnie przemyślanego – ale u Ciebie to norma. 

Podobną normą jest nienaganne wykonanie.

Bardzo miło spędzona przerwa w pracy, dziękuję za opowiadanko, chociaż dotarłem do niego prawie trzy lata po publikacji ;D 

Pozdrawiam!

Opowiadanie trochę mnie zmęczyło. Mimo szczerych chęci zrozumienia, trudno mi było połapać się, kto jest kim (ogarnąłem, że Enzo to fanatyczno-apokaliptyczny wariat, Irene miała brać ślub, a jej szef jest w niej zakochany i nie może się z tym pogodzić). Złożone relacje pomiędzy tymi bohaterami i fakt, że dialogi wypełniają większość opowiadania nie ułatwiły odnalezienia się w całej historii. Niezły galimatias.

Ciekawe są natomiast podróże w czasie, na uwagę zasługuje warstwa humorystyczna, Smok też robi robotę. Napisane sprawnie.

 

poślubienie kompletnego dupka z braku innego kandydata

To nie jest naciągane, 80% ślubów właśnie tak wygląda. 

 

Pozdrawiam!

Ślimaku Zagłady, dziękuję za tak serdeczne ponowne powitanie na portalu :) 

Jeśli chodzi o te kluczowe wydarzenia dla fabuły, o których próbuję wspominać w retrospekcjach, starałem się opisać wszystko, co uznałem za istotne w subtelny i nienachalny sposób. Może to się nie do końca udało, a może, bo taki feedback też dostałem, zaprezentowałem świat w zbyt rozbudowanej wersji i po prostu informacji jest tyle, ze mogą przytłoczyć czytelnika? Może z tego właśnie wynika Twoje wrażenie? Na pewno jest to temat do przemyślenia przed kolejnym tekstem i cenna informacja zwrotna. To prawda, że w żaden sposób nie dotknąłem tematu potencjalnego ułożenia stosunków między Aureliuszem a Justynianem w przyszłości i, jak widzę, pozostawia to niedosyt. Bardziej jednak niż na losach tej pary zależało mi, aby skoncentrować się na przeżyciach Aureliusza. Ten element z kolei doceniłeś, co bardzo mnie cieszy.

Dzięki też na zwrócenie uwagi na ten “nadludzki wysiłek”, Twoje argumenty do mnie przemawiają i spróbuję to trochę przeredagować.

Bardzo dziękuję za wizytę i za wartościowy komentarz. Fajnie tu być dla takich właśnie opinii ;) 

Pozdrawiam!

Dobrze się bawiłem :) Ciotkę Gertrudę poznałem w trakcie lektury opowiadania, ale jakbym znał ją od zawsze, bo taka ciocia-zrzęda jest obecna na dosłownie każdym weselu. Podoba mi się końcowy twist, w którym okazuje się, że od plagi zombie bardziej niebezpieczna może okazać się tylko plaga eleganckich, starszych pań. Dużo adekwatnego humoru, śmieszków z wesel, rozkładających się nieumarłych, no po prostu jest dobrze. Naprawdę miło spędziłem czas.

Jeśli już na siłę miałbym się do czegokolwiek przyczepić, to co to za zwyczaje, żeby zaczynać pić jeszcze przed oficjalną częścią uroczystości? Może jakiś ślubny biforek? :P Obcy to dla mnie zwyczaj, ale niech sobie będzie. 

Pozdrawiam!

 

No, niech będzie, że obyczajówka.

Poniekąd rozumiem Twoje preferencje, sam do niedawna powiedziałbym o sobie, że zostałem obdarzony wrażliwością toaletowej kostki i stroniłem od ckliwych utworów o uczuciach, ale coś mi się chyba zaczęło zmieniać. Może to nadchodząca wiosna i zacząłem marcować? :P

Kolejny mój tekst będzie już humorystyczny i ani słowem się nie zająknę o miłości i innych takich, obiecuję, także już teraz serdecznie zapraszam Cię do lektury (autopromocja) :P

Pozdrawiam!

Żarty w postaci ściągania komuś majtek, wywoływania rozwolnienia i rozdwojenia członka nie były, niestety, w stanie mnie rozbawić. Treść opowiadania mocno mnie zniesmaczyła :( 

Fniklo, nie lubię, gdy masz zagwozdki z moimi tekstami ;D

To, że nie polubiłaś głównego bohatera, z mojej perspektywy niekoniecznie jest taką złą okolicznością. Staram się tworzyć bohaterów niejednoznacznych, których można różnie podsumować. Jego wybory moralnie da się ocenić dwojako, było nie było, postawił interes osobisty ponad znacznie ważniejsze sprawy. Niewątpliwie ma wady i słabości. Jednak skoro nie zapałałaś do niego sympatią, trudniej było kibicować jego poczynaniom i wczuć się w sytuację, to minus.

Nie chciałem pisać obyczajówki, to miała być opowieść o miłości, morskich starciach i magicznym artefakcie! Nie chciałem nikogo pouczać ;)

Dziękuję za docenienie elementów fantastycznych. Może przeładowałem opowiadanie tym wszystkim i trudno było każdemu z elementów poświęcić dostatecznie dużo miejsca? To na pewno do przemyślenia.

Zgaduję jednak, że zalet tekstu odnalazłaś więcej niż wad, skoro kliknęłaś bibliotekę ;D Tak czy inaczej, dziękuję za wizytę i podzielenie się opinią. Pozdrawiam serdecznie!

Niezłe. Wprawdzie nie rozumiem, po co był Poliszynelowi włos bohatera, ale historia całkiem-całkiem i opakowana fajnymi ozdobnikami. Trafiły się jakieś zwroty akcji, spodobał mi się motyw masek zmieniających postrzeganie rzeczywistości, wszystko jest przerysowane, groteskowe i absurdalne, czyli jak na moje pasuje do klimatu konkursu. Na uwagę zasługuje też barwny język.

Doklikuję bibliotekę. 

Podstawowym budulcem tego opowiadania jest humor (bo przecież nie akcja, kiedy odbicie dziewczyny z rąk trolla sprowadza się zaledwie do niedługiej rozmowy i nie nastręcza zbyt wiele trudności), a ten niestety mi nie za bardzo podszedł. Oparty jest głównie na śmieszkach z mężczyzn przebranych za kobiety i odwrotnie, ze wzrostu i innych takich – przynajmniej do mnie to nie trafia. Żeby nie być jednak takim kompletnym marudą muszę napisać, że rozbawiły mnie dwa momenty, w tym jeden na samym początku opowiadania, co robi tekstowi dobrze, bo zachęca do kontynuowania rozpoczętej już lektury.

Na poczet plusów zaliczyć muszę fakt, że napisałeś/aś to nieźle i czyta się lekko, szybko i przyjemnie. Myślę, że opowieść ma szansę znaleźć usatysfakcjonowanych czytelników ;)

 

Drobnostki:

 

Dobro w twym sercu skieruję cię ku chwale Midlelandu

skieruje

 

– Cóż cię skłoniło by zamieszkać z taką kreaturą – zapytał w drodze Egon.

A gdzie znak zapytania?

 

Choć Zygfryd znów wróciła do żeńskiego imienia, zaczęła jeść mięso i zażądała monogamii, Róża przyjęła ją szczęśliwa, że odzyskała ukochaną. W mieście rozwieszono lampiony, na ulicach pojawili się grajkowie. Róża i Lukrecja wzięli tradycyjny ślub

Lukrecja wróciła, Róża przyjęła, a potem że wzięli. Zmieniłbym na wzięły, skoro już zacząłeś/aś pisać o nich w rodzaju żeńskim. 

Buongiorno, autore, bardzo mi się podobało, w zasadzie wszystko: smakowita dramatyczna konwencja, wszystko przerysowane i teatralne, każdy z bohaterów obdarzony wyrazistym charakterem, no i oczywiście humor – Komedintern bawi i przeraża. Jest to bez dwóch zdań, prawda, karnawałowe i czyta się, prawda, z przyjemnością, a opowieść sprawia wrażenie dopracowanej i przemyślanej. Congratulazioni!

 

– Och, więc mamy do czynienia z aktorstwem metodycznym?

– Raczej psychosomatycznym!

W tym momencie zaśmiałem się w głos ;)

 

Rekwizytor Luca przemierza korytarze teatru, pod pachę niesie poranną gazetę

A tutaj wypatrzona przeze mnie nieduża usterka. Daj pod pachą.

 

Oczywiście będę uprzejmy polecić do biblioteki.

Pozdrawiam!

Cześć, cezary_cezary! Bałem się o te bitwy morskie, próbowałem zaprezentować je tak, jak moim zdaniem mógłby przeżywać je bezpośredni uczestnik wydarzeń i przy okazji nie zanudzić czytelnika, trochę zająć go opisywanymi wydarzeniami, więc cieszę się, że pochwaliłeś opisy wodnych starć :)

Opowiadanie zakończyłem w sposób, który wydał mi się najbardziej odpowiedni, ale widzę po niektórych spośród Waszych komentarzy, że niekoniecznie każdy jest zwolennikiem takiego pół-otwartego, nie do końca dopowiedzianego finału. Może powinienem dorzucić jeszcze ostatnią scenę, gdy Aureliusz i Justynian na jakiejś łódce/tratwie uciekają z wyspy? :P 

Fajnie, że mimo potknięć odnalazłeś w opowiadaniu zalety i podobało Ci się :) Dziękuję za uważną lekturę oraz polecajkę do biblioteki, bardzo mi miło!

 

Hej, Reg! Od początku przygody z pisaniem staram się omijać jak najszerszym łukiem zarzuty o tzw. infodumpy, więc usiłuję przemycać informacje dotyczące świata i tła wydarzeń małymi porcjami w tekście, na przykład przy okazji rozmów bohaterów. Raz wychodzi lepiej, raz gorzej, najwidoczniej tutaj można byłoby to zrobić lepiej :) Sny bohatera są dwojakiej natury, częściowo wiążą się z falami magicznej energii emitowanej przez morski artefakt oraz wydarzeniami z przeszłości, natomiast od momentu, gdy jasne staje się marne położenie Justyniania, sny Aureliusza krążą już wokół ich wspólnej historii. Może też nie do końca widać to w tekście.

Dobrze chociaż, że mimo tych niedostatków oceniłaś opowieść jako “dość zajmującą” i nie wymęczyłaś się lekturą :) Dziękuję za wskazanie usterek, natychmiast ruszam do nanoszenia poprawek.

Jestem bardzo wdzięczny za wizytę! Pozdrawiam serdecznie!

 

Cześć chłopaki, przepraszam, ale odpisuję Wam z telefonu, gdyż aktualnie przebywam w słonecznym Monako bez dostępu do komputera (i ani trochę się nie chwalę;D). Krokusie, termin niefortunny, ale decyzję o publikacji podjąłem spontanicznie po czasie nieaktywności na portalu, nawet nie bardzo sprawdzając, czy aktualnie nie trwa jakiś konkurs ;D zaufałem intuicji i jak zwykle okazało się, że moja intuicja doprowadzi najwyżej do zapadni z krokodylami, ale trudno, kto zechce przeczytać ten przeczyta. Tym większa moja wdzięczność, że znaleźli się jacyś czytelnicy, chociaż opowiadanie jest długie. Co do tej belki, może niedostatecznie uzasadnilem to w tekście, ale wspomniana belka w była nasycona wyłącznie mocą destrukcyjną, pierwotną i nie bardzo nadałaby się do uratowania kogokolwiek. Zresztą, zgodnie z filozofią Aureliusza, żaden człowiek wcale nie powinien korzystać z takiej mocy, gdyż może to wywołać nieprzewidziane, tragiczne konsekwencje. Przyjmuję też krytykę, jeśli chodzi o monolog szefa buntowników. Zakończenie można potraktować tak, jak uzna się za stosowne, chociaż ja osobiście bardzo bym chciał, aby udało im się wydostać z wyspy ;) dziękuję za uważną lekturę, wskazanie zalet i wad opowiadania,merytoryczny komentarz i za klika! Koalo, Tobie również dziękuję;) jak dla mnie przygoda Aureliusza, wątki w postaci odkrycia tajemnicy magicznej anomalii oraz odnalezienia Justyniana zostały zakończone, ale rozumiem Twój punkt widzenia. Jeśli wpadnę na pomysł kolejnej opowieści z Aureliuszem i Justynianem w rolach głównych, na pewno się do Ciebie zgłoszę ;D pozdrawiam i dziękuję, a teraz idę spożywać winko.

Opowieść delikatna, zgrabna i powabna, dużo przyjemnych opisów i charakterni bohaterowie, co bardzo cenię. Na poczet innych zalet tekstu należy zaliczyć nienachalny humor – rozbawiła mnie zwłaszcza wystająca grdyka oraz fakt, że konfliktów z eksami nie jest w stanie przerwać nawet śmierć. Świat tętni życiem, wypełniają go rozmaite detale i naprawdę miło było się w nim zanurzyć. 

Oczekiwałem może trochę większego BUM na sam koniec, ale i tak jest satysfakcjonująco, z powodu losu, jaki spotyka Lilię, antybohaterkę opowieści :) 

A do tego wszystkiego bardzo przyzwoite wykonanie.

Lecę w podskokach polecić do biblioteki.

Drogi Anonimie (piszę “Drogi”, bo jestem przekonany, że opowiadanie napisał mężczyzna :P) prastary Ra osobiście zna osoby obojga płci, które latami tkwią w niesatysfakcjonujących, a często szkodliwych dla nich związkach, naiwnie wierząc w przemianę swojego partnera/partnerki. Miłość bywa nie tylko ślepa, ale także schizofreniczna i odporna na zdroworozsądkowe argumenty. Rok to bardzo niewiele czasu ;)

Jestem trochę rozczarowany. Głównie przez to, że opowiadanie zaczęło się bardzo intrygująco: jacyś tajemniczy jegomoście prowadzeni przez karła tunelem na równie tajemniczy bal i w niewiadomym celu. A potem na tymże balu nastąpiła przeciągnięta, w mojej opinii, akcja, jakieś porywy uczuć między Kasią a Arturem, słowna utarczka i zakończenie. Mamy do czynienia z dziwnym miszmaszem: w jednym opowiadaniu mam gnomy, elfy, czarnoksiężników itd, z drugiej strony lasery, kosmiczne statki, stacje, a obok tego jeszcze wątki równościowe, różnej maści organizacje. Wszystko to generuje mętlik, jakbyś upchnął/upchnęła zbyt wiele pomysłów w jednym opowiadaniu, zwłaszcza, że wiele z tych elementów potraktowałeś/łaś pobieżnie.

Niektóre pomysły brzmią też bardzo naiwnie. Nie potrafię sobie wyobrazić, żeby można było nauczyć się pilotowania statku powietrzno-kosmicznego z filmiku w internetach. 

Jeśli chodzi o humor, jakkolwiek zdołał mnie rozbawić tylko umiarkowanie rozgarnięty Hubert, reszta żartów niestety nie trafiła. No ale poczucie humoru każdy ma inne, więc daleki jestem od wydawania wyroków.

Najbardziej interesującym bohaterem jest chyba Hipolit ;)

Jeśli chodzi o wykonanie, to jest sporo niedoróbek. Kuleje interpunkcja, są powtórzenia, czasem literówki, momentami siękoza, wkradły się także dwa nieładne ortografy. To, co wyłapałem, poniżej:

 

Dziwie się, że taka ładna panienka wybrała taki parszywy sposób na dostanie się na bal.

Dziwię.

 

Trzeba było tylko ich znaleźć, a to nie należało do łatwych.

Tutaj jakby brakowało jednego słowa. Proponuję a to nie należało do łatwych zadań.

 

Dziękuję, szanownym zleceniodawcom za współpracę i miłą podróż.

Zbędny przecinek.

 

Chłopak w żółtej masce zniecierpliwiony rzucił swoją pochodnię na ziemię, otworzył drzwi i wyszedł.

Niepotrzebny zaimek, raczej można wyczuć, że rzucił swoją pochodnię.

 

Dziewczyna podciągnęła suknię, ukazując trochę więcej zgrabnych nóg,

Moim zdaniem to zdanie brzmi tak, jakby uniosła suknię i pokazała pięć dodatkowych nóg. Może Dziewczyna podciągnęła suknię, ukazując trochę bardziej zgrabne nogi?

 

który chwilę później zanurzyła w ciele czarnoksiężnika

Nie jestem pewien, ale SJP sugeruje, że “zanurzyć” oznacza zagłębić coś w czymś ciekłym, sypkim lub miękkim. Zostawiam do przemyślenia, czy to tutaj pasuje.

 

zwrócił się do Artura łapiącego równowagę po bliskim spotkaniu z przeciwnikiem. Czego nie zdążyła dokonać ofiara chłopaka przed spotkaniem z ziemią.

Celowe powtórzenie?

 

Widząc zamieszanie w tłumie za nimi, Artur odepchnął awanturującego się mężczyznę. Ruszył w tłum.

Celowe?

 

Kiedy Kasi udało się zepchnąć z siebie karła i wstać, Artur mógł się podnieść. Zdezorientowany rozejrzał się. Dookoła przeróżne postacie zbierały się z ziemi, kilka z nich miało połamane skrzydła albo drobne rany.

Kiedy Kasia zdołała zepchnąć… Artur wstał z ziemi… 

 

Kasia niedosłyszała, bo właśnie grupa elfów zaczęła głośno

nie dosłyszała. 

 

– Jacy kolaże?

Jeśli kolaże, to jakie, jeśli kolarze, to jacy :P

 

I tak po kilkunastu minutach mozolnej wędrówki, kilkunastu cisach łokciami

Ciosach

 

W kosmosie nie ma za bardzo, o co się rozwalić.

Przecinek niepotrzebny.

 

Oglądało się jakieś filmiki instruktarzowe

Bój się bogów starożytnego Egiptu, instruktażowe.

 

Chłopak uśmiechnął się niepewnie, ale zaraz jego twarz rozjaśniła się, kiedy w drzwiach kaplicy pojawiła się Dagmara.

Za dużo się.

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej :)

 

 

Ale bzdury tu powypisywałeś xD

Cześć, cezary_cezary, to chyba nasza pierwsza interakcja na portalu, a zatem napiszę, że miło Cię poznać :P 

Zasadniczo nawet nie wiem, czego miałbym się czepiać w tekście tego rodzaju. Logiki próżno tu upatrywać, zgodności z prawami fizyki również, ale takie są reguły konkursu. Powiem natomiast, że bardzo przypadła mi do gustu swobodna i luźna narracja, która wiedzie czytelnika gładko przez tekst. Plusem jest także humor, uśmiechnęło mi się zwłaszcza przy terapii osoby słuchającej muzyki z przenośnego głośniczka w miejscu publicznym. Małoksiążęce skojarzenia dopełniają wszystkiego i sprawiają, że lektura jest naprawdę przyjemna.

Tekst biblioteczny, więc idę polecać.

Pozdrawiam!

Co takiego kryło się w zielonych oczach Klary Mary Sue, że Paputkin został aż tak omotany? Niestety, tego się nie dowiedziałem :( Można byłoby też wysunąć zarzut o brak fantastyki, przypisując omotanie Paputkina nie jakimś ukrytym talentom jego wybranki, tylko zwyczajnej utracie głowy z miłości. Nie byłby w końcu pierwszym facetem w historii zamienionym w pantofla.

Czytało się nieźle, naprawdę, ale mam wrażenie, jakby zabrakło jakiegoś bardzo ważnego elementu.

To co mi się natomiast spodobało, zwłaszcza w dzień walentynkowy, to pokazanie, że coś, co z pozoru wygląda na udane, niemal idealne, niekoniecznie musi faktycznie takie być. Nie wszystko złoto, co się świeci. Przeżywający rozterki Paputkin wypada bardzo przekonująco, jeśli patrzeć pod tym kątem.

Pozdrawiam!

Przeczytałem rano w drodze do pracy, a teraz wracam z komentarzem.

Chyba najbardziej podoba mi się, że Twoja opowieść porusza tematykę inności, wykluczenia, odstawania od całej reszty. Bardzo realistyczne wydają mi się te początkowe próby bohatera Bartka, żeby zasłużyć sobie jakoś na sympatię i akceptację ze strony innych, chociaż z góry wiadomo, że raczej nie pójdą dobrze – bo jest, jaki jest. Jakoś w duchu chciałem i kibicowałem, żeby sprawy potoczyły się inaczej, żeby mimo tej inności Bartek odnalazł się w grupie i znalazł pośród rówieśników swoje miejsce :P

Spodobała mi się także narracja, te wszystkie wstawki “zapuścił korzenie”, “chłop jak dąb”, “gra jak drewno”.

Ubodło natomiast, że ojciec zwraca się do syna lat kilkanaście per “Bartuniu”, trochę to dziwne. Aczkolwiek zapewne różne stosunki panują w różnych rodzinach.

Może trochę zabrakło wyjaśnienia, po co Bartek w ogóle powstał, nie zostało wyjaśnione jak, ale cholercia, fajne to i klimatyczne. Polecę do zasobów bibliotecznych.

Pozdrawiam!

 

Szkoda mi się zrobiło tych duchów, bo cały ich wysiłek włożony w poszukiwania zmarłego księdza katolickiego był bezużyteczny, a sprawę udało się załatwić w zupełnie inny sposób. Tak sobie też myślę, że gdyby chociaż odrobinę energii poświęconej manifestacjom skierowali na rzecz poznania świata, w którym przyszło im “bytować”, może ogarnęliby się sami xd

Nie wiem, czy takie logiczne jest, że te manifestacje związałyby księdza emocjonalnie z literami. Czy fałszywe cuda nie zainteresowałyby bardziej kapłana sferą duchową i myślami o życiu pozagrobowym, a w konsekwencji taki ksiądz nie zmieniłby się w ducha? Wydaje mi się też, że dosłownie każdy zmarły powinien przemienić się w ducha, bo ktokolwiek, komu przyszło żyć na tej planecie jest z czymś/kimś silnie związany, nie ma chyba opcji, żeby było inaczej. Ale to tylko moje rozkminy.

Ogólnie wyszło całkiem ok. Intrygujący początek, ta ektoplazma i chęć zaślubin dają do myślenia, wzbudzają zainteresowanie i skłaniają do dalszej lektury. Potem też w porządku, bo konfrontujesz duchy z mocno zmienionym światem, trochę słabiej z zakończeniem, które wydało mi się nieco pobieżne, no ale zawiera odpowiedzi na chyba wszystkie pytania.

Pozdrawiam!

 

Zwabił mnie tutaj nietypowy tytuł.

No, niezły i oryginalny pomysł. Wyszło Ci fajnie kilka rzeczy, a pośród nich należy wymienić relację między współpracownikami i jej stopniową przemianę, absurdalny pomysł z budynkiem, no i całkiem w porządku poradziłeś sobie z opisaniem bohaterskiej czynności ocalenia wszystkiego przed katastrofą, chociaż był to zapewne najtrudniejszy element opowiadania.

 Trochę bym się czepiał wykonania, zauważyłem kilka niezręczności, ale dokładnej łapanki nie zrobiłem. Na przykład tutaj:

 

Joe, odsuwając skrzydło rolety, widział daleko za oknem wieżowce i jeden wytworny, który wyróżniał się najbardziej.

Wytworny co? Zabrzmiało to moim zdaniem odrobinę koślawo, zamieniłbym na odsuwając skrzydło rolety, widział za oknem wieżowce. Ten najbardziej wytworny (efektowny? imponujący?) przykuwał wzrok na dłuższą chwilę albo coś w tym guście.

 

Natomiast wszędzie gdzie pojawiał się Otto Benslay, nie widniał opis stanowiska ani jego nazwa.

A tutaj z kolei podkreślasz brak opisu stanowiska po raz kolejny, jakbyś chciał na sto procent upewnić się, że żaden z czytelników o tym fakcie nie zapomniał – chociaż już wcześniej było opisane, że nie wiadomo, kto to jest. Moim zdaniem niepotrzebne powtórzenie tej samej informacji. 

Mimo tego, że opowieść dałoby się jeszcze bardziej wyklepać i uzgrabnić, czytało się przyjemnie i swoje wrażenia określiłbym pozytywnymi.

Pozdrawiam ;)

Ambush, dziękuję za (kolejną już) wizytę pod tym tekstem, podobnie jak dziękuję za betę i Twój udział w dopracowaniu opowieści :)

Fajnie, że znalazłaś tu tyle zalet. Radość sprawiły mi słowa o tym “kapaniu światem”, bo w przeszłości nie zawsze dawałem z tym radę i wychodziło różnie. Niejednoznaczność bohaterów też jest czymś, do czego dążę w swoich opowiadaniach, nigdy nie chciałbym tworzyć postaci jednoznacznie złych lub dobrych. Podobnie jak w życiu, chciałbym, aby nic nie było czarno-białe, tylko składało się z całej skali odcieni szarości, beży, brązów i tak dalej.

Dziękuję za poświęcony czas i za klika!

 

Bardjaskier, rzeczywiście można stwierdzić, że Aureliuszowi po prostu dopisuje szczęście i gdyby na przykład pojawił się w katakumbach kilka dni później, Justyniana mógłby już nie odnaleźć żywego. Jakoś tak to wszystko posklejałem w swojej głowie, że magowie znowu nie są takim częstym “towarem”, a potrzeba poważnych umiejętności, by skorzystać z mocy artefaktu, dlatego buntownicy nie uśmiercili Justyniana, tylko wszelkimi sposobami próbowali nakłonić/zmusić go do współpracy. Wydawało się logiczne, ale przyjmuję na klatę, że może budzić wątpliwości. Dzięki za wskazanie mocnych i słabych punktów opowieści!

Ucieszyło mnie, że udało się opisać uczucia bohatera tak jak należy :)

Dziękuję za wizytę (wiem, że niełatwo jest przebrnąć przez 50 tysięcy znaków), wartościowy komentarz i za klika :)

Pozdrawiam!

Ogr płynący żabką przez przestrzeń kosmiczną zdecydowanie jest wizytówką tego opowiadania.

Niezbyt przepadam za opowieściami, których główną treść stanowi dynamiczna walka, a jednak tutaj czytało się to dobrze, chyba głównie z powodu tej absurdalnej postaci Ogra (wykonującego polecenia mężczyzny w slipach, też fajne xd). Miałem się czepiać, że w próżni przecież nie rozchodzi się dźwięk i takich tam, ale w trakcie lektury ogarnąłem zasady konkursu, w którym opowiadanie uczestniczy, więc zaniecham tego zamiaru.

Opowiadanie może nie należy do najbardziej zapadających w pamięć, ale mimo to czytało się przyjemnie. Polecę do zasobów bibliotecznych.

 

I na koniec takie moje luźne językowe przemyślenia, może się z nimi zgodzisz, a może nie ;)

 

Shag, zajmij pozycję przy dźwigu, Sligh będziesz pilnował, by homo sapiens nie uciekł do wahadłowca – Goba wydawał polecenia, charcząc i rechocząc w slanim dialekcie.

Czy do poprawy nie jest zapis dialogu? Kropka po wahadłowca.

 

Wahadłowiec nabierał temperatury po wyjściu z zimnej, kosmicznej pustki,

Można nabierać tempa, ale czy temperatury? Może Temperatura wahadłowca zaczęła systematycznie wzrastać po wyjściu z zimnej, kosmicznej pustki.

 

Slanowie obserwowali go uważnie, mierząc w robota z całego arsenału.

Mierzyć w coś, czy mierzyć do czegoś? Wybrałbym drugą opcję. 

 

– Mam nadzieję, że to nie problem? – zapytał człowiek, za nic mając sobie wściekłość wymalowaną na twarzy Goby.

Skreśliłbym sobie.

 

– Gin wreszcie!

Literówka, winno być giń.

 

Sposób rozumowania Pitta był jak uruchomiona prasa hydrauliczna, naginająca do swojej woli wszystko, co stanęło jej na drodze, w tym i wszechświat, który mógł się jedynie bezradnie przyglądać, jak niezachwiana wola Pitta, wyprawia zanim co chce.

A to bym rozwalił na dwa zdania. Drugie od wszechświat. Poza tym trochę nie zrozumiałem końcówki, wyprawia zanim co chce, nie wiem, co miałeś na myśli.

 

Pozdrawiam ;)

 

Cześć, Ośmiornico ;)

Bardzo przekonująco oddałaś emocje głównego bohatera i, szczerze mówiąc, denerwowałem się na rzeczywistość razem z nim. Scena podróży autobusem jak żywcem wyjęta z warszawskiego metra w godzinach szczytu, a ponieważ bohater jest taki ludzki i prawdziwy, to nie ma żadnego problemu, żeby się z nim utożsamić. Może w dwóch miejscach zgrzytnęły mi dialogi, jak na przykład tutaj:

 

– Zawrzyj mordę, jędzo!

Może bardziej współcześnie byłoby stul pysk, albo zamknij ryj/mordę, ale to już tylko zwykłe czepialstwo. Nie psuje ogólnego, pozytywnego wrażenia (znaczy się, pozytywne jak pozytywne, bo jednak piszesz o rzeczach ponurych!).

Końcówka bardzo przypadła mi do gustu. Zaskakująca, niespodziewana, wyszło naprawdę fajnie.

Klikałbym do biblioteki, ale już nie potrzeba.

Pozdrowienia :)

Początek opowiadania, tytuł i oznaczenie “horror” zapowiadały coś kompletnie innego, a tymczasem opowiadanie można nazwać literackim stand-upem na temat bolączek współczesnej Polski i świata. Czytało się wprawdzie dobrze, gdyż słowem władać bez wątpienia umiesz, ale na samym końcu zostałem z niedosytem, że można było z bezgłowego bohatera wycisnąć więcej i pójść w innym kierunku. Wyobrażałem sobie, że będziemy stopniowo odkrywać, o co chodzi z tym brakiem łba, dlaczego się tak wydarzyło, czemu można zmieniać “punkt widzenia”, napięcie będzie rosnąć jak na horror przystoi, ale dostałem coś innego. Co nie jest złe, ale niekoniecznie trafiło w mój gust.

Opowiadanie cechuje duża ilość absurdu i humor, ale do tego ostatniego mam zastrzeżenia, gdyż momentami przypomina on żywcem wycięty z memów wyborców Konfederacji (jak na przykład utożsamianie się z helikopterem bojowym). No ale humor to rzecz względna, coś co jednego rozbawi do rozpuku, drugiego zażenuje.

Myślę, że na mój odbiór tekstu może wpływać przesyt emocji politycznych w ostatnim czasie i bitew światopoglądowych ;) już się człowiekowi nawet nie chce nad tym zastanawiać i przyjmuje każdy głos w sprawie wzruszeniem ramion. 

Pozdro.

 

Odjechany tekst. Dzieje się dużo, ale da się połapać, jest satysfakcjonujące i zaskakujące zakończenie. Rozbroiło mnie, że zaklęciem ostatecznym, przed którym nie ma żadnej obrony, jest poplątanie sznurówek.

I zasadniczo to tyle, jeśli wszystko jest ok i nie ma w mojej opinii czego się czepiać, to się nie czepiam ;) Pozdrawiam!

 

Cześć, Ambush. Opowiadanko wypełniłaś barwnymi postaciami (Skrzek najlepszy :D) i plastycznymi opisami, miło przenosiło się do opisywanego świata. Próżno usiłować zrozumieć, o co chodzi w fabule (momentami trochę się w niej gubiłem, ale to zapewne zgodne z logiką snu), gdzie zaczyna się i kończy sen, co nim jest, a co nie. Dobrze, że Kyrstian (na licencji tiktokowej Mili0nerki) dostał to, na co zasłużył.

 Zastrzeżeń językowych nie mam chyba żadnych, uwolniłaś tekst od potknięć.

Pozdrawiam ;)

 

Rzodkiewki chórem:

– Amon.

– Ra! – zakrakał sęp z magnesu, który w międzyczasie zmienił się w magnez i zapłonął.

Najlepszy fragment w całym opowiadaniu.

Fajne zabawy słowne, niezły humor, uśmiechnęło się, ale najbardziej przypadła do gustu wątpiąca polityczno-religijna postawa Plasterka, z którym niezbyt trudno jest się utożsamić. 

Ciekawe, jak muszą się czuć marchewkowo-groszkowe wegańskie pulpeciki w mojej lodówce, kupione pod wpływem impulsu “będę się zdrowo odżywiać”, który odszedł równie szybko, jak się pojawił. Okropne są. Nie wybiorę ich więcej. 

Uuuu, ale ciężki, skandynawski klimat <3 To chyba najmocniejsza strona tego opowiadania, noc polarna, depresja, ciemność, wszystkiemu dodają smaku wstawki takie jak te o islandzkich festiwalach muzycznych – bardzo mi się podobało.

Kolejnym atutem jest to, że bardzo przekonująco udało Ci się przedstawić reakcje bohaterów. Żona ofiary, która chce wracać do domu szykować mu obiad, chociaż ten już nie żyje, sprzeczne emocje w Bjornie, wszystko to wyszło bardzo fajnie. 

Jako opowieść kryminalna ma niemal wszystko to, co potrzebne, czyli zagadkę, niepokój, próbę ogarnięcia tego, co się stało (przez chwilę byłem przekonany, że to naćpany lekami Bjorn chodził i mordował tych ludzi), aż wreszcie wyjaśnienie – chociaż akurat to ostatnie wydało mi się pospieszne i nie do końca przekonujące. Motywy morderczyni dość infantylne i nie do końca je rozumiem, no ale czy mi oceniać, jak działa mózg psychopatki i wariatki?

Jakoś po ludzku szkoda mi Bjorna. Całe życie kocha się w kobiecie tylko po to, aby krótko po chwili spełnienia jego marzeń wszystko się posypało i wyszła z niej prawdziwa natura. 

Czy dobrze zrozumiałem, że końcowa scena opowiada o zaćpanym lekami Bjornie, który w tej depresji w końcu umiera?

Polecę do biblio.

 

Sugerowane poprawki.

 

Jej zazwyczaj wesołe oczy zastąpiła pustka lub… sam nie wiedział co.

No jeśli pustka zastąpiłaby jej oczy, to byłaby nieumarłym zombie, więc może lepiej przeredagować na Zwykła wesołość w jej oczach teraz zastąpiła pustka lub… sam nie wiedział co.

 

Jednak napięcie wzbierało się w nim coraz bardziej, poczuł gulę w gardle.

Się do wypieprzenia.

 

Usłyszał chrzęst śniegu i delikatny szelest między świerkami.

Delikatny do wypieprzenia, według sjp szelest to cichy dźwięk, więc po co jeszcze podkreślać, że cichy dźwięk był delikatny.

 

Odniósł wrażenie, że zza drzew majaczy zarys jakiejś postaci. 

Może lepiej pomiędzy drzewami? Gdyby zarys jakiejś postaci był za drzewami, to bohater mógłby mieć problemy z jego dostrzeżeniem.

 

Sam sobie zaprzeczył gwałtownie głową.

Nie podoba mi się. Może coś w stylu Zaprzeczył sam sobie, kręcąc głową.

 

Friedę znał od dziecka, nie byłaby w stanie tego zrobić. Nie miała powodów. Ona i Olaf byli idealnym małżeństwem, idealnymi sąsiadami. Björn był u nich częstym gościem i nigdy nie był świadkiem ich kłótni czy najmniejszej sprzeczki. 

nie mogła tego zrobić… stanowili idealne małżeństwo… gościł u nich często… nigdy nie widział, żeby się kłócili.

 

Mógł przysiąc, że usłyszał wtedy delikatny szelest gałązek oraz chrupanie śniegu, jakby ktoś po nim szedł, stawiając ostrożne i ciężkie kroki. 

Jak wyżej

 

Fenrir wskoczył na kanapę i ułożył się obok swojego pana, kładąc pyszczek na jego udach. Wlepiał swoje mądre oczka we Friedę, która odniosła wrażenie, że pies czasem groźnie obnażał zęby. Pewnie jest zazdrosny o swojego pana, pomyślała. 

Wywaliłbym to przekreślone, ostatnie może zostać

 

Björn nienawidził ciszy, ale myśli kłębiące się w jego głowie sprawiły, że o niej zapomniał.

Ani trochę mi się nie podoba. Może Bjorn zwykle nienawidził ciszy, ale tym razem kłębiące się w jego głowie myśli sprawiły, że mu nie przeszkadzała.

 

Friedy nie było w domu, a Björn wiedział o tym. Nagle chciał lepiej poznać Olafa. Ale naprawdę poznać.

Może nagle zechciał, nagle zapragnął?

 

Przypomniało mu się to wszystko, czy może przyśniło dokładnie w taki sam sposób, jak się to wydarzyło?

 

Złapał się rękami za głowę.

Raczej nie złapał się stopami. Ręce zbędne.

 

Björn poczuł gorąco na całym ciele, które najintensywniej odczuwał w kroczu.

Może Bjorn poczuł gorąco w całym ciele, najintensywniej zaś w okolicach krocza? 

 

Pzdr!

– Łamliwe kości – rozłożył mi ręce lekarz.

Czy na pewno poprawny zapis dialogu? Dałbym rzekł lekarz, rozkładając ręce. Albo  – Łamliwe kości. – Lekarz rozłożył ręce.

Bardzo mi się podobało. Mimo niewielkiej długości tekstu zdołałeś opowiedzieć ciekawą historię, a na dodatek zrobiłeś to w sposób bardzo plastyczny i przekonujący. Przez większą część szorciaka zastanawiałem się, gdzie tu fantastyka, ale wszystko stało się jasne na końcu. Mam nadzieję, że drzewa z mojego ukochanego lasku kabackiego w Warszawie, którego sporą część planują przerobić na parking (po co nam drzewa, ja bym tu wylał asfalt) nabędą podobne zdolności, co Florian i Fiona. 

Opowieść zasługuje, aby znaleźć się w bibliotece, więc dołożę swój głos.

Sto lat, Irko :) Spełnienia marzeń.

Zabrakło mi w tym opowiadaniu informacji, kto właściwie uprowadził te koty i jaki miał w tym interes. A zależało mu bardzo, skoro potraktował połowę mężczyzn w mieście specjalnym czarem. Odczuwam więc niedosyt.

Poza tym opowieść okazała się przyjemna i płynęło się przez nią bardzo dobrze. Przypadł do gustu humor, jakim nasączyłaś opowiadanie, wspomniana już wcześniej dbałość o szczegóły i przyjemny klimat. Główna bohaterka jest jakaś, za co kolejny plusik. Dowiadujemy się, że ma dużą skłonność do prokrastynacji, łatwo się irytuje i na pewno nie brak jej determinacji ;)

Mężczyzn przedstawiłaś w opowiadaniu jako durnych prymitywów. Czyli kolejny plus, bo z grubsza wszystko się zgadza, jest realistycznie :D

Pozdrawiam!

Tekst zaskoczył, bo tytuł sugerował krwawe powstanie maszyn, ucinających łby wszystkiemu, co oddycha i się rusza, a wcale tak nie było. Spodobała mi się wizja świata, którego każdy mieszkaniec dorastał w idealnych wręcz warunkach, bez niepotrzebnego stresu (jaki na przykład generuje system szkolnictwa :P), w którym wszystko jest banalnie proste i na wyciągnięcie ręki. Fajny, nieźle zrealizowany pomysł.

Przyczepię się natomiast do postaci Moniki. Bardzo mocno odczułem, że chciałeś zrobić z niej karykaturę współczesnych influencerek, których sensem życia jest tworzenie nowego contentu, wystawianie życia na widok publiczny, poświęcanie wszystkiego dla followersów. Mam z nią problem dlatego, że wyszła zbyt karykaturalna, czuję, jakbyś przerysował ją trochę za bardzo, co może mogłoby pasować w opowiadaniu o charakterze humorystycznym, natomiast tutaj nie do końca. Zbyt mocno usiłowałeś wyeksponować czytelnikowi jej bezsprzecznie irytujące cechy (zaznaczam, że być może jest to tylko moje odczucie).

Poza wspominaną Moniką nic mi nie uwierało. Zadbałeś o solidne wykonanie, przeczytałem z przyjemnością. Polecę do zasobów bibliotecznych.

QC odkopnął pocisk

Rozbroiło mnie chyba najbardziej z całego opowiadania.

Jest sobie brawurowa akcja (zabrakło helikoptera, albo jakiego myśliwca), poczynania bohatera przeczące wszystkim możliwym prawom fizyki, biologii i logiki w taki sposób, że aż się wierzyć nie chce, a potem na szczęście następuje twist i zgrabna puenta. Pomysłowa i nieźle skonstruowana miniaturka z humorystycznym akcentem na koniec.

Dawno nikogo nie łapankowałem, więc próbowałem na siłę się do czegoś przychrzanić w ramach rozgrzewki, ale chyba wybrałem do tego celu zły tekst. Pójdę szukać dalej.

Udam się też do stosownego wątku w celu polecenia szorta do zasobów bibliotecznych, chociaż wątpię, czy jeszcze tego potrzebujesz.

Pozdro ;)

Zakończenie w ogóle nie pasuje mi do reszty opowiadania. Ludzie szukali tylko kresu swojego przeznaczenia – czy gdyby pamiętali o cudotwórcy, ich los byłby inny? Wojna ominęła? Odebrałem zakończenie jako odklejone od wcześniejszej treści.

Założyłem też, że cudotwórca utracił swoją moc na skutek jej “zużycia” (żeby obdarować mieszkańców miasta bajecznymi bogactwami), ale informacji na ten temat nie znalazłem w tekście.

Podoba mi się pomysł i przesłanie, jakie niesie Twoja baśń. Nad wykonaniem można byłoby posiedzieć nieco dłużej i wcale byłoby cacy :) 

Pozdrawiam!

 

Nowa Fantastyka