Profil użytkownika


komentarze: 16, w dziale opowiadań: 15, opowiadania: 6

Ostatnie sto komentarzy

Hej Ananke,

 

wyobrażałam to sobie tak, że jest intytut, w którym jest pokój, który jest jakby wnętrzem takiej wielkiej maszyny do tomografii. Ktoś odwiedzający inną osobę w Programie przychodzi fizycznie do tego budynku i wynajmuje taki pokoik odwiedzin. Zakłada na głowę taki jakby czepek, który symuluje mu doświadczenie z odwiedzin w systemie. Ponieważ żywy ma jeszcze swoje ciało, nie może doświadczać dokładnie tego samego co osoba w Programie, która tego ciała już nie ma. Dlatego Laura może siedzieć w pokoiku i oblizywać łyżkę z fizycznie istniejącego dżemu, ale babcia musi mieć ten smak przetworzony przez czytnik, by zmienić informację z chemicznej na cyfrową. W drugą stronę Laura, żeby doświadczyć tego co babcia musi mieć czepek i być w pomieszczeniu, które odwrotnie zmienia sygnały cyfrowe na chemiczno-wizualne. Tak więc gdy Laura robi sobie herbatę korzysta z fizycznych urządzeń w pokoju odwiedzin, a gdy robi babci kawę jedynie wybiera opcję w świecie cyfrowym. Babcia widzi wszystko jakby Laura chodziła po jej pokoju w cyfrowym domu starców w Szwajcarii, za oknem ma stosowny do okoliczności widok, a Laura ma widok z okna na Warszawę, choć mogłaby wybrać by widzieć to co babcia również za oknem na symulacji wizualnej, ale celowo chciałam zbudować takie zderzenie dwóch sposobów postrzegania świata.

/monkey see, monkey do <3 /

Pozdrawiam wiecznie niezmęczona długimi komentarzami ;)

 

Cześć Darcon,

Dzięki za podbudowujący komentarz. Tak właśnie kombinowałam, że ja jestem taką babcią. Przerywniki z dialogami są dość charakterystyczne w tych moich krótkich historyjkach. Zachęcona kończę właśnie edycję drugiego tekstu z szuflady, ze świata jeszcze dalej w przyszłość. Myślę czy nie wrzucić na betę przed poczekalnią, skoro jest tutaj taka opcja. Tak czy inaczej, gdzieś tutaj z pewnością niebawem będzie /cliffhanger/

Pozdrawiam!

Hej Ananke,

 

Opowieść skleiłam specjalnie tak, żeby była jak pigułka o przedłużonym działaniu – brana naraz, na jeden wdech ;) Starałam się wręcz, żeby czytana drugi raz wniosła coś więcej w zrozumienie. Wszystko, co zdradziłam w komentarzach liczyłam jednak, że można odkryć samemu po głębszej analizie tekstu, dopowiadając sobie możliwe brakujące fragmenty. Chciałam trochę, żeby wrażenia czytelnika się zmieniały wraz z opowieścią stąd ciekawie jest zobaczyć w komentarzu, jak faktycznie się zmieniają krok po kroku :) Dziękuję za to. Postaram się odpowiedzieć równie dokładnie.

 

Nie wiem ile wypada zmieniać w opowiadaniu, które już jest w bibliotece, ale tez przecinek przed zanim wjechał i mógł stało się mógłby. Z reszty już się tłumaczę:

 

Powtórzenie celowe. Głos bohaterki jest w pewnym stopniu także głosem babci, kobiety, która miała spory wkład w wychowanie córki syna.

 

„Skocz” to takie zasłyszane, z życia wzięte. Może jakaś gwara? Źródło super literackie na moją obronę: „Liwko, Liwko, skocz po piwko”. ;)

 

Jeśli chodzi o cukier w dżemie też oczywiście był drogi, ale jest to jeden słoiczek na… całe życie ;) Jeśli chodzi o włóczkę babcia musi coś stale robić. Stale. Dla zamkniętej w pętli świadomości ten sam dzień odtwarza się w kółko z małą różnicą, jak w Dniu Świstaka. Włóczki schodzi więc bardzo dużo. Taka mała prywatna tkalnia. Babcia odbiera każdy identyczny dzień, jako kolejny, ale pamięta wybiórczo wydarzenia z poprzedniego. Laura powtarza więc w kółko te same fakty, licząc, że babcia będzie coraz więcej pamiętać.

 

W babci jest, że tak sobie pozwolę, pies pogrzebany. To, że Laura w ogóle chodzi do babci, a nie łączy się z nią w chmurze. To, że babcia nie jest świadoma tego, że jest w symulacji, bo jej sieć neuronowa nie była w pełni odtworzona. To że jest jakiś lekarz, który zaleca jakieś zachowanie, by uniknąć jakiegoś szoku. Dalej w opowieści mamy wzmiankę o tym, że „fizyczne pierdoły”, czyli te zapamiętane przez ciało najłatwiej odtworzyć. Dlaczego? Dlaczego Paweł żartuje do brata, żeby wrócił jednak żywy, bo inaczej ciężko będzie „go” zgrać, choć firma wydawnicza jest w stanie odtworzyć Tomasza-artystę z ilości zachowanych nagrań.

 

Poruszam tutaj mind-body problem. Sugeruję, że może umysły serfujące po sieci nie są całkowicie odcięte od swoich ciał. Może są. Ciała, są/nie są/były? potrzebne. Do zgrywania dochodzi w z pewnością za życia zainteresowanego transcendencją człowieka. Babcia jest oburzona, że ktoś młody się na to decyduje. Dla niej samem wybór był prosty: eutanazja czy transcendencja? Co dzieje się więc z ciałem członka programu…? Zostawię to tak tutaj. Nie powiem. ;)

 

Laura jednak, mimo swoich ukrytych pragnień, nie jest zgrana do programu. Musi więc sama udawać się do miejsca, gdzie kładzie się w maszynie do zgrywania i idzie w „odwiedziny” do cyfrowego świata. Znowu trochę matrix, choć sama wyobrażam sobie taką wielką maszynę do tomografii. Kosztowny proces, więc też każda taka wizyta, żeby niby fizycznie odwiedzić babcie kosztuje ekstra. W podobnych warunkach testuje się program, który pisze Paweł. Dużo mogłabym o tym gdybać… Zostawię.

 

(tutaj też dla fragment, który może zainteresować emlisien)

Wracając do fizycznych pierdół. Każda symulacja inna od zapamiętanej przez ciało rzeczywistości wymaga podpięcia do programu. Programu, który na czymś musi działać, a więc którego utrzymanie kosztuje. Zatem najtaniej technologicznie i energetycznie jest odtwarzać wspomnienia, lub tworzyć symulacje zapamiętanej rzeczywistości, a więc taki po prostu matrix. Matrix jest najtańszy. Każdy ma prawo do matrixa, jest to właśnie ten „program socjalny”. I tu wracamy do pomysłu z wychodzeniem. Babcia za dodatkowym kosztem może wyjść z matrixa i za to zapłaciła jej Laura. Szwajcaria była na tyle wiarygodna, że wadliwie zgrana babcia wchłonęła ją do swojej rzeczywistości, co było niezbędne przez wzgląd na wadę w zgrywaniu i brak świadomości bycia podłączonej. Ponieważ jest już w symulacji może „wyjść” ze stworzonego dla niej w programie pokoju w domu starców i spotkać innych podobnych sobie wadliwie zgranymi osobami sw pomieszczeniach zasymulowanego domu albo spacerować po ogrodach, poprosić o wyjście z opiekunem na miasto itd. Wszystko wymaga większej ilości renderowanych obiektów, większej mocy symulacji, więcej też kosztuje.

 

UWAGA spoil cudzego opowiadania/ Co do opowiadania kronos-maximus, miałam podobne wrażenie. Mars to Zło. Jak Sopot ;) Tam bohaterka chce za wszelką cenę uciec na Ziemię (w ostatniej chwili się jej nie udaje), tu bohaterka za wszelką cenę nie chce wyjechać (co również spotyka się z porażką pod koniec).

 

Te bajania to właśnie marzenia bohaterki. Powód do zamachu na swoje zdrowie i życie. Nudne, zwykłe rzeczy, które stanowią istotę spełnienia dla bohaterki.

 

Tak, Laura trafia na Marsa na koniec. Tak jak zdradziłam wyżej w komentarzu, jej mąż walczył o ocalenie jej biologicznego ciała. Wierzył, że wszystkie zachowania żony wynikają z depresji po stracie przyjaciela. Uznawał jej marzenia za manifestację idealizacji samobójstwa, objawu choroby. Po uratowaniu jej życia wykorzystał farmaceutyczną śpiączkę żony, żeby przetransportować ją w „lepsze” miejsce, w którym będą spokojnie mogli założyć rodzinę. Ale wszystko to zostało w wielkim niedopowiedzeniu. Mogłam faktycznie ubrać to w więcej emocji, ale po to musiałabym pokazać stronę Pawła i może pisać opowiadanie z dwóch perspektyw (albo nawet trzech, dodając Tomasza).

 

Na koniec też dopiero poznajemy imię bohaterki i miałam nadzieję, że czytelnik zacznie sklejać, że imię było użyte wcześniej, gdy babcia mówiła do Laury o niej samej tylko w trzeciej osobie. Chciałam zachęcić tym do ponownego przeczytania. Stąd może brak odpowiedniego, finalnego ciężaru.

 

Chyba wiem, z którym odcinkiem, choć nawiązałam do paru. Obejrzałam serię kilka razy. Co poradzę. To lubię ;)

 

Pozdrawiam i dzięki za rozległy komentarz, mam nadzieję, że nic mi nie uciekło.

 

 

Cześć emlisien,

 

Coś w tej szufladzie jeszcze się znajdzie ;) Trochę czuję się winna, że ucieszyłam się z tego, że nie mogłaś jakiś czas zasnąć po przeczytaniu. Troszeczkę…

 

Co do babci to rozpisałam się na ten temat wyżej w odpowiedzi do Ananke, więc pozwolę sobie na wygodne „jak wyżej”, ale z dopiskiem, że ów dym i skrzypiące krzesło to właśnie ten program socjalny, ten matrix odtwarzany z zapisanych w ciele wspomnień. Nikt celowo nie krzywdził nikogo, ale twórcy matrixa nie odpowiadali za to, jak ktoś żył swoje życie przed zgraniem. Odtwarzali jedynie zapamiętany film. Pozwoliłam sobie tutaj na małe rozdrapanie pomysłu piekła z ubóstwianego przeze mnie filmu Między piekłem a niebem „the real hell is your life gone wrong”.

 

 

morteciusz,

 

no siema :)

Hej, zaczęłam odpisywać Vacterowi i skończyłam w miejscu, z którego chciałam odpowiedzieć Alliceli wiec jakoś zlało mi się to odpowiadanie w jeden ciąg myślowy.

 

Vacter,

Tak, sens i bezsens ludzkiego życia tkwią zawieszone gdzieś po środku całego tego pomysłu automatyzacji i dalszego rozwoju neuroinformatyki, opracowaniu sposobów badania świadomości, nowych granic technologicznych etc. Czy dożyjemy przełomu? Czy dożyjemy zgrania ludzkiej świadomości na silikon?

 

Vacter,/Alicella,

Czym w ogóle jest ludzkie życie? Czym jest świadomość tego życia? Czym jest to doświadczenie jakim jest bycie człowiekiem? Jeśli zgramy wszystkie swoje wspomnienia na sieć neuronową, która jest wstanie przetwarzać je tak samo, jak robił to nasz mózg, czy dalej jesteśmy tą samą osobą? Czy nasze życie nabiera większego sensu? Czy traci ten sens? Może od początku tego sensu nie miało? A jeśli bycie człowiekiem to posiadanie woli do stanowienia o sobie, albo wykonywanie funkcji unikalnej dla siebie, wyspecjalizowanie się w jednej dziedzinie, to jeśli to zadanie przestaje mieć sens, czy traci sens również istnienie takiej jednostki? Może organizm świadomy tego jak bardzo stał się zbędny swojemu otoczeniu odpala mechanizmy auto anihilacji: choruje, mutuje, przestaje się regenerować i powoli umiera. Jak wierzy babcia w opowiadaniu, że jeśli przestajesz pracować = umierasz, dlatego sama codziennie robi na szydełku, dzierga uparcie robótki choć jest bytem zamkniętym w pętli własnych wspomnień, do której został lata temu zgrany jej umierający, toczony demencją mózg.

 

Alicella,

faktycznie może druga scena trochę sucha. Wplecione fragmenty świata mogłam tutaj lepiej zasupełkować. Tekst jest krótki, więc też trochę gęsty. Bohaterka też jest bardzo odległa od własnych emocji, garść tabletek codziennie rano bezpiecznie ją od nich oddala, więc dość obojętnie odnosi się do swojego cierpienia. Lawiruje w okół niego. Nawet powoli godzi się ze swoim losem, kiedy jej jedyne marzenie, cudzym nieszczęściem, materializuje się przed jej nosem. Dopiero wtedy odważa się po nie sięgnąć. I dopiero na koniec opowiadania mamy to owe wielkie oszustwo. Nie była to utrata pracy, choć oczywiście wydawałoby się, że Laura w ogóle nie ma wpływu na nic w swoim życiu. Wcześniej jednak Laura nie robiła zwyczajnie nic by ów los zmienić. Była bierna. Zjadała grzecznie jaglankę, którą sama sobie podawała na talerzu. Dopiero po śmierci Tomasza coś w niej drgnęło i zaczęła cokolwiek robić, żeby wpłynąć na swoje życie (zbierać tabletki nasenne). Świadoma nagle tego, czego chce, świadoma lęków, które broniły ją przed spełnieniem tych marzeń wcześniej (że utkwi w cyfrowej pętli jak babcia) Laura zjada słoik dżemu na swój ostatni fizyczny posiłek, dżemu, na który sama sadziła poziomki, i nic nie mówiąc nikomu poddaje się swojej ostatniej woli. Może nie była to nawet jej decyzja, może zadecydowały miesiące, albo lata depresji. Może wszystko było z wynikiem wszystkiego wcześniej i nie ma żadnej wolnej woli, może nie ma żadnego sensu w niczym a może jedynie to, w co wierzymy, że ma sens nabiera tego sensu. Może jakby się to nie skończyło byłoby to w jakimś stopniu złe zakończenie, ale niektóre z zakończeń byłyby przynajmniej zgodne z wolą bohaterki, a tak wielkie kłamstwo z Alchemika okazuje się wielką, paskudną prawdą: czasami nie mamy wpływu na to jak potoczy się nasze życie i nie wystarczy z determinacją sięgnąć po marzenia, żeby te się spełniły.

Miło mi, że tekst Cię poruszył, że te wszystkie emocje nie poleciały gdzieś w odległy eter :)

regulatorzy,

Może ogrom tego cienia sprawia, że perspektywa się zmienia. Drobinka w porównaniu. :)

Dziękuję raz jeszcze za pomoc. Bez niej daleko było do biblioteki!

Miło bardzo było dzisiaj otworzyć stronę!

 

regulatorzy,

zainspirowałaś mnie z tym bazarem, wyobraziłam sobie taką drobną kobietę z wiklinowym koszykiem rzucającą złowrogi cień ;) Pozdrawiam!

 

Vacter,

weselsze niestety być nie mogło, motywem przewodnim w kreacji bohaterki była depresja, brak sensu dalszego życia. Przyznam, że długo opierałam się obyczajówkom. Pisałam do szuflady opisy, raporty, czyste hard-sf, bez fabuły, sam świat, background, background, background. Może przekroczyłam masę krytyczną backgroundu, bo na samej jego powierzchni pojawiły się małe postacie. Małe życia, które choć niewiele znaczą mają swoje smutne historie do opowiedzenia. Tak, cały ten cyberpunk wydaje się dość powszechny, ale nie zniechęcam się. Jeśli zechcesz skończyć swoje opowiadanie, chętnie przeczytam. Jak skanuję lipcową bibliotekę opowiadania s-f nie były w jakiejś większości.

“You'd think that people would've had enough of silly love songs

But look around me and I see it isn't so” ;)

 

silver_advent,

Tak właśnie miało ucieszyć. Na niebiesko. Jak zauważyłeś, nie ma w tej historii nic radosnego. Liczyłam, że narracja z pierwszej osoby pozwoli odczuć w kościach beznadzieję bohaterki. Na domiar tej beznadziei pozwoliłam sobie zbudować akcję na “największym kłamstwie świata” z Alchemika (książki, którą lubię właśnie przez jej bajkowy przekaz) “że nadchodzi taka chwila, kiedy tracimy całkowicie panowanie nad naszym życiem i zaczyna nim rządzić los” które w tym świecie przestaje być kłamstwem, a staje przykrą rzeczywistością.

Dziękuję za polecenie do biblioteki i w ogóle fiu fiu…

 

ninedin,

Tak, to pierwszy tekst, ale sporo też kisił się w szufladzie i przeszedł kilka edycji, w tym ostatnią tutaj na stronie :) Nad kompozycją chwilę dumałam, potem wplatałam małe historie wewnątrz historii głównej i tak udało się wszystko zapleść w spójną całość. Opisy i background  dodawałam po komentarzach na becie, że opowiadanie było nie zrozumiałe. Nie lubię jednak niczego podawać na tacy ;)

Dziękuję za podbudowujący komentarz i oczywiście za punkcik, raduje wielce.

 

Irla_luz,

Ot tak! – Już poprawiłam. Nie tylko płodnej ale i takiej, która się dostanie do programu kosmicznego. Laura jest doktorem pedagogiki, lata poświęciła badaniom. Posiada więc wystarczające wykształcenie i osiągnięcia, by dostać się na Marsa. Brak porozumienia wynika, jak najbardziej z braku szczerej rozmowy z mężem, która z kolei wynika z obawy Laury, że skończyła by się owa rozmowa rozwodem.

Debiutantka dziękuje za punkcik!

 

sensorbtf,

najpierw był świat i research, jak mógł powstać. Warszawa, końcówka XXI w. Długo był tylko świat i research i świat. Potem były postacie. Okazały się potrzebne do tworzenia technologii. Narkotyki potrzebowały narkomanów, pojazdy pasażerów, w budynkach ktoś mieszkał, prąd był generowany dla kogoś, kto go pochłaniał z jakiegoś powodu itd. Mali ludzie, trybiki w maszynie… Jeśli spojrzymy przez lupę na jeden trybik, jak to będzie wyglądało? Zacznijmy łatwo, weźmy taki trybik, jak ja.

Lubię zostawiać miejsce na wyobraźnię, inaczej byłoby za gęsto.

Machina czasu dziękuje, stałaby pusta bez pasażerów ;)

 

Hej wilk-zimowy,

 

Ponoć nie ma nowych pomysłów, tylko nowe sposoby przedstawiania starych. ;)

 

Programista to termin parasolowy w opowiadaniu. Paweł akurat zajmuje się dodawaniem nowych funkcji do symulacji. Nie pisze oczywiście, jak zasugerowałeś, już sam kodu, jest takim władcą maszyn, koordynuje prace ograniczonych AI. Jest więc kimś na granicy artysty, bo tworzy coś nowego. Monitoringiem zajmują się głównie AI, ale i je musi ktoś monitorować i taki zawód również wpadłby w określenie programista, choć osoba wykonująca go zajmowałaby się zupełnie czymś innym niż Paweł.

 

Opowiadanie pisałam rok temu, więc inspiracją do edukacji było zdalne nauczanie w covidzie i jak daleko można by je było pociągnąć. Stwierdziłam, że do końca ;)

 

regulatorzy,

Niech bóg ma w opiece tych nieszczęśników, którzy zapragną negocjować z Tobą na jakimś bazarze. ;)

 

Zaiste serweta,

Szumne kryteria zmieniają się na szumnie otrąbione wymogi,

Postsportowe razem,

Palce przebiegają,

Uciechy tracą dla ale mięso zostaje.

 

Mięso w Neuromancerze znaczy po prostu ciało, flesh. Jeśli mamy uciechy ciała, mamy uciechy mięsa.

AdamKB

Samo tak nie wyszło ;) Miała być to wszak gorzka osobliwość. Zaczęło się od zabawy z dialogiem z babcią i dżemikiem z Seksmisji, zakładając jednocześnie, że to ja jestem tą babcią. Pomyślałam najpierw o świecie za jakieś 50lat i nie była to przyjemna wizja. Następnie pomyślałam, że przecież ludzie pewnie będą żyć dłużej, jakieś 130-150 lat, zatem żeby być taką niedołężną babcią muszę być trochę starsza. Skoczyłam następne 20lat i tu właśnie jesteśmy, koniec XXI wieku. Depresja, brak celu, bezsens istnienia.

Głosik dziękuje skałom za echo.

 

Hej, regulatorzy,

E, nie tak wiele, 21 ;) Dzięki złote za pomoc! Na becie głównie merytoryczne rozważania miały miejsce. Błędy 7, 8 i 16 pozwoliłam sobie zostawić, a 10 przyswoić. Czy cieszę się, że ten świat napawa Cię lękiem? Chyba tak, chyba jest to radość.

Pozdrawiam,

 

mówię, kładąc szklany pojemnik na zdobionym koronką stoliku. → Nie wydaje mi się, aby stolik zdobiło się koronką.

Proponuję: …mówię, kładąc szklany pojemnik na przykrytym koronką stoliku.

 

Roger that, Huston! W ogóle co to jeszcze ma być ta koronka?

Zmeniłam na: na przykrytym koronkową robótką stoliku.

 

 Patrzę na korek i staram się nie myśleć, jak zaraz będę w nim stać.Patrzę na korek i staram się nie myśleć, że zaraz będę w nim stać.

Roger.

 

Skrzętnie wypleciona dziecięca huśtawka… → Nie wydaje mi się, aby coś mogło być wyplecione skrzętnie.

Proponuję: Misternie/ Starannie/ Kunsztownie wypleciona dziecięca huśtawka

Za SKJP PWN: skrzętny «zapobiegliwy, gospodarny; też: będący wynikiem takich cech»

 

Roger.

 

Idealny podwójny szew. → Skąd w plecionce szew?

Za SJP PWN: szew 1. «miejsce zszycia kawałków tkaniny, futra itp. wraz z nićmi, którymi te kawałki zszyto»

 

Racja, chciałam tutaj uprościć dla ignorantów szydełkowania.

Zmieniłam na: Idealny podwójny splot alpejski

 

a rozmowy łączyła pani na centrali telefonicznej. Dołączyłam do historii. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …a rozmowy łączyła pani w centrali telefonicznej. Przystąpiłam do historii./ Współuczestniczyłam w historii.

 

Roger. Roger.

Zmieniłam na: Dołączyłam do klubu reliktów historycznych.

 

Jakby się miało do zestawu gromadkę dzieci… → Do zestawu z czym?

I takie bolą :) już zmieniłam kolejność.

 

Nie spełniałam tych szumnych kryteriów. → Na czym polega szumność kryteriów?

A tu śmiem zostawić bez zmian. Tak trochę polega na tym samym na czym częściowy przekaz opowiadania. Szumne użyte z przekąsem, górnolotny, pompatyczny (wyniesiony w społeczeństwie), którym jednocześnie gardzi bohaterka.

 

i drugie trzydzieści na post–sportowe ablucje. → A może zwyczajnie: …i drugie trzydzieści na późniejsze ablucje.

Zostaje. Jak wyżej w komentarzach zastanawiałam się nad tym, ale jest to parodia słów męża bohaterki, który coraz bardziej oddziela się od rzeczywistości. Cytując siebie: Z tymi post sportowymi ablucjami może faktycznie przesada, ale miało służyć, jako przedrzeźnianie tego jak mąż Laury (Paweł), rozdarty między światem wirtualnym a rzeczywistym, mówi o rzeczach tak naturalnych jak prysznic.

 

Nigdy nie dociera się do końca i zakłada koszulkę na lekko wilgotną skórę. → Co to znaczy, że nie dociera się do końca? A może miało być: Nigdy nie wyciera się do sucha i zakłada koszulkę na lekko wilgotną skórę.

Za SJP PWN: docierać się 1. «dostosować się do siebie» 2. «o urządzeniu, maszynie: zostać dotartym»

 

Roger.

 

Wędruję palcami między jego mokrymi włosami i trafiam na wszczepkę. Lekki przepływ prądu wędruje nam… → Czy to celowe powtórzenie?

Nie było celowe, ale patrzę się w nie teraz i widzę, że jest dobre, próbowałam zlepić w jedno zdanie, ale opuściły mnie muzy, więc tak pozostawiam. Teraz jest celowe.

 

 – Matko boska, zapracuje się na śmierć.– Matko Boska, zapracuje się na śmierć.

Roger.

 

dobrowolnie porzucić dobroci ziemskiego… → Nie brzmi to najlepiej.

Roger.

Zmieniłam: na ochotniczo porzucić dobroci

 

Szwagier tłumaczył nie raz→ Szwagier tłumaczył nieraz

Ssss… no i takie bolą najbardziej :)

 

Wielu wybierało spędzać tak wieczność… → Co to znaczy wybierać spędzić wieczność? A może miało być: Wielu decydowało się spędzać tak wieczność

Roger.

 Na wszystko będzie czas w programie. Było sporo czasu na… → Powtórzenie.

Roger. Poniosło mnie przy tej edycji. Powstały zamiast tego 4 nowe zdania.

Zmieniłam na: Nie wiąże się to z fizycznym ograniczeniem. Wręcz przeciwnie, rozszerza granice tego doświadczenia. Istnieją możliwości dosiadania wirtualnych ciał. Można śpiewać głosem ulubionego championa, tańczyć fantazyjnym bytem, biec jako pantera przez cyfrową dżunglę.

 

Wszelkie usługi dla ciała, uciechy dla mięsa. → Jakich uciech doznaje mięso?

zostaje. /”Neuromancer! Neuromancer!” intonuję i zaczynam bujać się na krześle. Słowo zostało wypowiedziane, trzeba znowu przeczytać. /

 

Wstaję zaparzyć herbaty.Wstaję zaparzyć herbatę.

SSS… roger.

 

bo inaczej ciężko będzie go zgrać. → …bo inaczej trudno będzie go zgrać.

Roger. Roger.

 

ciągnie łyka kawy. → …pociąga/ wypija łyk kawy.

Roger.

 

Oszczędności, które miały dostarczyć mu tyle cielesnych radości, zagwarantowały mu szybką śmierć. → Czy oba zaimki są konieczne?

Roger.

 

21. Morfina rozlewa się do krwi… → Morfina wlewa się/ wpływa do krwi

 

Roger that Huston, over and out!

Hej, przyjemny tekst, gładko się czytało. Taka bajka z ponadczasowym morałem. Tylko w jednym momencie muszę przyznać, że wybiłam się trochę z obrazka, na początku. Akurat budowałam sobie scenę, wczuwałam się w klimat i:

Jednym słowem – rozpoczynała się przyzwoita i elegancka impreza, gdyby nie zakłócił jej pewien, pożałowania godny incydent.

Ta elegancka impreza jakoś mi nie pasuje. Moje zdanie oczywiście, zwyczajnie kojarzy mi się dość współcześnie. Może bardziej jakaś zacna/huczna hulanka/popijawa, ostre opilstwo albo coś na królewsko, może w stronę rubasznej uroczystości? Wiem, że mi dzwoni, ale wieży nie wskażę.

 

Tekst na tyle mi się podobał, że zachciałam skomentować.

 

Pozdrawiam!

Hey, dziękuję wszystkim za komentarze i śpieszę z odpowiedziami :) uwaga dla nieczytających będą SPOILE.

 

kronos.maximus dziękuję za czas i rozległy komentarz!

 Blisko, blisko :) Babcia fizycznie nie żyje. Została zgrana pod koniec swojego życia (ponad 30 lat przed akcją opowiadania) za pomocą jednego z pierwszych interfejsów człowiek-maszyna. Będąc zgrywana cierpiała już na zaawansowago Alzheimera. Laura, nasza bohaterka była wtedy jeszcze małym dzieckiem. Czytnik zezwala na przekazywanie smaku i zapachu do zgranej do chmury osobowości. Realizator zastępuje dłonie i pozwala babci tworzyć na szydełku w rzeczywistym świecie. Jest tego wszystkiego nieświadoma. Dla niej została na starość wysłana do domu opieki w Szwajcarii po śmierci syna (Michała, ojca Laury) i wyjeździe wnuka (Jacka, brata Laury) na Marsa.

Z tymi post sportowymi ablucjami może faktycznie przesada, ale miało służyć, jako przedrzeźnianie tego jak mąż Laury (Paweł), rozdarty między światem wirtualnym a rzeczywistym, mówi o rzeczach tak naturalnych jak prysznic.

 

Jaglana superfood for ever! :) Mój dziadek zawsze marudził, żeby mu nigdy nie dawać jaglanej, bo już w wojsku się jej najadł i dziękuje bardzo. Stąd stanowi dla mnie wieczny symbol czegoś, co się je, choć się nie chce.

 

Mieszkają na Ziemi, ale Paweł marzył żeby wyprowadzić się na Marsa, jak to mówi Laura “do czerwonej piaskownicy”. Laura jednak nie chce mieć dzieci, rodzić nowych pokoleń w społeczności kolonizacyjnej. Marzenie jej męża, jest jej więzieniem. Więzieniem, w którym Laura budzi się, po nieudanej próbie samobójczej, licząc na awaryjne zgranie do programu.

 

Koala75 dziękuję za podbudowujący komentarz :) Takie właśnie miało być. Nigdy nie wiem, czy pomysły, które tak pięknie kleją się w głowie są jasne dla czytelnika.

 

BarbaraJ dziękuję za czas i zauważenie zlewania się programów. Tak! Dżemik inspirowany sceną z Seksmisji i dialogiem Lamii z Babcią :)

 

Faktycznie, dla czytelnika może być nie zrozumiałe o jaki program kiedy chodzi. Program dla mnie jest jeden, wcześniej pisałam go przez duże “P”, ale stwierdziłam, że to jednak zbyt szumne. “Dołączyć do programu” to zgrać swoją osobowość i wspomnienia do chmury, tak jak Tomasz miał w planach, swego rodzaju transcendencja. Faktycznie, jednocześnie odbywają się nabory do programu kolonizacji Marsa. Zmieniłam to teraz na dołączenie do społeczności kolonizacyjnej, żeby nie myliło się z programem od transcendencji.

 

Laura otruła się poza domem, a więc poza zasięgiem skanera. Wyłączyła lokalizator i planowała poczekać ze zgłoszeniem się o pomoc, aż zmiany otrucia będą nieodwracalne. Niestety zasłabła na ulicy, pogotowie poinformowało męża i to on dalej decydował o zdrowiu i życiu Laury, gdy ta była nieprzytomna. Zamiast ją zgrać do chmury, Paweł wybiera walczyć o jej biologiczne życie (coś na czym Laurze już nie zależy “co za różnica?”). Dzieci jednak nie robi się w chmurze, a na tym zależy Pawłowi. I tak! Bohaterka nie chciała tego, walczyła z tym biernie, aż zebrała się na jeden aktywny skok wiary – własną zaplanowaną śmierć. Obudziła się niestety w “czerwonej piaskownicy”, jej nowym domu.

 

Dziękuję jeszcze raz komentującym. Myślałam przez chwilę, że opowiadanko przejdzie przez jaskinię poczekalni bez echa.

Może mało to konstruktywne ale całość dzieła bardzo mi się podobała. Prosto w moje smaki. Poziom przemocy odpowiednio wysoki. Zakończenie pięknie zamyka otwarcie. Ostateczny przekaz odbieram podobnie, jak wniosek z filmu Tożsamość z 2003 roku “Whores don't get a second chance”.

Mars to zło.

Pozdrawiam i trzymam kciuki za bibliotekę!

Cześć, wi­taj­cie. Jestem tu nowa ;)

Wrzuciłam opowiadanie “Gorzka osobliwość” na betalistę (niecałe 20k znaków) w nadziei, że ktoś znajdzie czas i chęci, by je przeczytać. Socjo s-f, świat niedalekiej przyszłości, transhumanizm, mężatka po utracie pracy próbuje odnaleźć swoje miejsce w świecie przerośniętych ambicji i oczekiwań.

Przyj­mę każdą pomoc i radę. Nigdzie mi się nie śpieszy. Celem bety jest wrzucenie opowiadania w Poczekalnię bez większych bubli. Zdaje się, że istnieje określona liczba razy czytania własnego tekstu, zanim staje się on całkiem przeźroczysty.

Po­zdra­wiam i zapraszam.

 

Nowa Fantastyka