Witajże, Panie Domingo :)
Zaczynamy tę masakrę.
Skowronek pociągnął łyk dobrego, pszenicznego piwa, po czym odstawił kufel na dekę beczki.
Pierwsza masakra, to piwo pszeniczne. Pyszne i orzeźwiające, więc słowo pochwalne za wybór się należy ;)
Siedział na skrzyni wyłożonej szmatą, a za podłokietniki służyły mu worki z żytem. Całość przypominała tron. Wstał ruchem pełnym gracji, niczym książę albo przynajmniej dworak. Albo wiejski akrobata, do którego w istocie było mu najbliżej. Teraz pasażerka mogła podziwiać całą jego szczupłą sylwetkę odzianą w jasną koszulę i białe flisackie szarawary owinięte samodzielnie, lecz nieudolnie barwionym brunatnozielonym pasem.
Następnie wyciągnął fajkę. Już miał zacząć ją nabijać zwykłym tytoniem, gdy uznał, że na te błazeństwa będzie potrzebował czegoś więcej. Z wysłużonej żołnierskiej delii, nie zdejmowanej nawet podczas największych upałów, wyjął tytoń barodeański. Dla większości palaczy był on cuchnący i w żadnym wypadku wart swej ceny. Jednak nie dla niego. Przypominał o starych, dobrych czasach. Gdy nie musiał pracować z młodzikami, popisującymi się pożal-się-wierszami przed byle dziewką. Gdy otaczali go twardzi mężczyźni i inteligentne kobiety. Gdy jego kompani myśleli o czymś więcej niż wieczorna pochędóżka. Gdy liczyła się idea. To wspomnienie przynosiło smutek, ale też swego rodzaju spokój.
W pierwszej chwili zacząłem się zastanawiać, czy nie ma tu nadmiaru zbędnych informacji. Może minimalnie, ale później zrozumiałem, że tak budujesz świat. I – na szczęście – już później za wiele takich opisów nie było ;)
– Zatrzymać się – rozkazał[+,] podnosząc rękę.
Choć mistrzem przecinków się nie nazwę, tu chyba brakuje?
– Napitków dostatek. – Dowódca skończył piwo jednym haustem.
Hmmm…
Skończyć to zakończyć jakąś czynność (np. skończył pić). A “piwo” to nie czynność. Więc może “dopił”?
Chyba. Głośno myślę, sam się ucząc przy tym :)
– Ja tylko pasażerka – włączyła się do rozmowy Róża. – Płynę do narzeczonego, pana…
– Na to chyba paragrafu nie macie, co? – odezwał się Skowronek.
To drugie zdanie, to takie ostro prowokacyjne ;>
Trochę tak, jakby do chcących się przychrzanić panuf poliszjantuf rzekło się: Nie macie szans, nie znajdziecie niczego, o co moglibyście się do mnie dowalić.
A zakład, że znajdą? :D
Na drugim końcu tratwy Skowronek zarzucił Krostkowi sznur na szyję. Nie był tak doświadczony jak kompan, ale i ofiara należała do tych słabszych. Po chwili strażnicy nie żyli.
Walka :D To, co lubię, mój konik :D
Mam tu pewną wątpliwość. Sznur jest gruby. To nie garota. Łajba mała, jak sam pisałeś wcześniej: “dwuosobowa”. Ktoś duszony, ktoś, kto stał z pewnością rzuciłby się w tył, łajba bujałaby się, ktoś duszony zaryzykowałby nawet wypadnięcie za burtę, adrenalina sprawiłaby, że byłby silniejszy.
Wrzucam tak luźno, do przemyślenia i urealnienia pewnych zdarzeń :) Wystarczy, aby Skowronek (od razu po zarzuceniu sznura) obalił / podciął Krostka.
Skowronek zrobił o krok za daleko. Poczuł pęd powietrza smagający mu twarz. To strzała wystrzelona ze strony nadbrzeżnych zarośli. Chłopak przełknął głośno ślinę. Zamarł.
Legolas :D
Po paru dniach u kata będziecie błagać o stryczek.
– Skrzynia…
– Zlitujże się! Decyzja, teraz!
Na łysej czaszce Cyrulika pojawiła się żyła, oznaka gniewu. Spojrzał jednak przed siebie. Zaraz zaczną się zbliżać do miejsca spotkania z pozostałymi na lądzie strażnikami. Westchnął jakby wypuszczając z siebie cały gniew i pokiwał z rezygnacją głową. Róża schowała pistolet do ukrytej kieszonki sukni i zagwizdała na palcach.
– Nie masz pojęcia, z kim właśnie zadarłaś – warknął. – Pożałujesz tego. Będziesz błagać o śmierć.
Może jedno z błagań zamienić na “marzyć”?
– Cyruliku, nie interesuje mnie to. Nie wiem, kim jesteście, i o to nie pytam. Wiem, że tacy z was flisacy, jak ze mnie panienka w opresji.
Celne :)
– Polusia to co innego!.
Zbędna kropka.
Na tratwie pojawił się jakby wielobarwny, lewitujący, obracający się wokół własnej osi ośmiościan wielkości co najmniej dwóch koni postawionych na sobie.
Uff, dobrze, że nie metrów :)
Strażnicy zostawili konie Dzięgi i Krostka i galopem udali się do miasta.
Czy to coś wnosi?
Skowronek pozieleniał na twarzy, lecz żal mu było tego pszenicznego piwa.
Haaaaaaaaa :D
– Przykryj ciała! – syknął Cyrulik do Skowronka, dostrzegłszy zmierzających ku nim ludzi na wodzie. – Ty – zwrócił się do Róży – pistolet w gotowości. – Hersztka bandy nie przywykła do przyjmowania rozkazów, ale przytaknęła, starając się, by było to przytaknięcie towarzysza broni, a nie podkomendnego.
Hm, a tu mam autentyczną wątpliwość.
Skąd oni (zwłaszcza Cyrulik / Skowronek) wiedzieli od razu, na pewniaka, że to robota strony trzeciej?
Skąd wiedzieli, że to nie jakaś sztuczka Róży i natychmiast zaproponowali jej wspólną obronę?
– Ałdawizd az oc, zrtap! – rzekł wyższy z nich, przyglądając się z rozbawieniem flisakom.
– Jezrog obla, inajip meikinwep – odpowiedział poważnie niższy, trzymajacy skrzynię.
Po jakiemu to? Słownik googla nic nie przetłumaczył.
Żartuję :D Brawo za języki własne. To od razu nadaje światu głębi.
Nawet, jeśli to język wspak, co nieco trudno uzasadnić :P
– Oni mówią po naszemu, tylko… wspak. Będę tłumaczył. – Skowronek odpowiedział przybyszom w ich języku. – Skrzynia nasza. Oddacie ją?
Hm. Chyba zapisałbym to minimalnie inaczej. Ten zapis sugeruje, że już pierwsze zdanie jest skierowane do przybyszy i to w innym języku.
– Oni mówią po naszemu, tylko… wspak. Będę tłumaczył – rzekł Skowronek, po czym zwrócił się przybyszy w ich języku: – Skrzynia nasza. Oddacie ją?
Co do wody wpadnie, i nie jest na dnie, do króla należy, podać mi gulasz do wieży”.
Czy pierwszy przecinek nie jest zbędny?
– …właśnie tak – dokończył. Róża zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie dostała udaru na tratwie, a to wszystko to jakieś chore majaczenia. – Skrzynia, to co w niej jest, to klucz. A to są drzwi. Z zabezpieczeniem. Magicznym.
Ten dialog też nieco nie gra. Róża, jako podmiot drugiej części narracji zdaje się wypowiadać następną kwestię, a przecież nie ona to mówi. Czyli:
– …właśnie tak – dokończył.
Róża zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie dostała udaru na tratwie, a to wszystko to jakieś chore majaczenia.
– Skrzynia… – dodał cicho (dopowiedział / rzekł nagle / rzucił / szepnął / warknął) Skowronek. – W niej jest, to klucz. A to są drzwi. Z zabezpieczeniem. Magicznym.
Ale brawo za nieufność, za brak akceptacji czegoś nienaturalnego.
– Skowron – Róża nie zdrobniła jego imienia – czy ty już tu byłeś?
Na twarzy Skowronka pojawił się grymas dziecka przyłapanego na kłamstwie. Cyrulik zajęty wiosłowaniem udawał, że nie jest zainteresowany opowieściami, choć ciekawiło go to o wiele bardziej niż Różę. Niewiele wiedział o młodym towarzyszu.
– Można tak powiedzieć – odpowiedział chłopak zdawkowo.
Tu chyba nie gra podmiot.
Ostatni jest Cyrulik. Więc “odpowiedział chłopak zdawkowo” odnosi się do Cyrulika, a nie Skowronka.
– Świecie Lustrzanym, Zwierciadlanym, różnie mówią – Skowronek próbował przejąć kontrolę nad kierunkiem, w jakim zmierzała ta konwersacja – albo Odwróconym, Kontrarnym, na Opak, Wspak…
Z tego, co rozumiem w kwestii dialogów, tego typu wtrącenia (narrację) wstawiamy w miejscu, gdzie powinien być przecinek. Przed “albo” przecinka być raczej nie powinno, więc nie jestem pewien, czy tu jest to ok. Ale to do upewnienia się.
– A ty wciskasz mi tu jakieś pierdoły o nazewnictwie – Róża nie dawała za wygraną. –
To raczej narracja, niż didaskalia, więc po “nazewnictwie” dałbym kropkę.
– Filemon! Spokój! – rozkazał w miejscowym języku.
:D
– Nie szkodzi, nie szkodzi, rzadko mam gości – zauważyli, że ich przypadkowy gospodarz nie tylko rozumie Cyrulika, ale teraz też sam nie mówi wspak.
Tu również narracja. Po “gości” kropka, “zauważyli” wielką.
– Skowronku! Kopę lat, mój chłopcze! – Uścisnął go. – Wydoroślałeś! Ta pannica, to twoja?
Róża wyciągnęła pistolet.
Śmiechłem :D
– Stryjciu – przerwał głośno Skowronek. Róża zauważyła, w jakim momencie wszedł mu w słowo.
Hm. Tu mocno sugerujesz czytelnikowi, że nie rozumie Twojego zamiaru. Jak dla mnie ciut zbyt mocno.
Zapisałbym:
– Stryjciu – przerwał głośno Skowronek, zwracając na siebie uwagę Róży. – …
Najprostsza droga wiodła jednak przez zatłoczoną drogę pełną przekrzykujących się nawzajem straganiarzy. Kątem oka mogli podziwiać koloryt lokalnego życia.
Powtórzonko.
Druga rzecz, to czytałem, żeby wystrzegać się określenia “kątem oka”. I czy kąt oka może podziwiać?
– Chyba stara moda. Kiedyś zamiast ulic były kanały… – nie dane było Skowronkowi skończyć, gdyż właśnie dotarli na przedzamcze.
Raczej:
– Chyba stara moda. Kiedyś zamiast ulic były kanały… – Skowronkowi nie dane było skończyć, gdyż właśnie dotarli na przedzamcze.
– Chyba stara moda. Kiedyś zamiast ulic były kanały… – nie dane było Skowronkowi skończyć, gdyż właśnie dotarli na przedzamcze.
– Przedmiot numer dwadzieścia cztery – powiedział głośno aukcjoner – skrzyneczka z egzotycznego drewna, nieustalonej proweniencji, wymiary około osiem tysięcznych konia sześciennego. Uwaga! Zawartość skrzynki jest nieznana! Rozpoczynam licytację! – Na placu rozległo się uderzenie kuchennym wałkiem w pulpit.
To “powiedział głośno aukcjoner” sugeruje, że już rozmawiali z nim, znają go, itd.
Zapisałbym raczej:
– Przedmiot numer dwadzieścia cztery. – Usłyszeli mocny głos aukcjonera. – Skrzyneczka z egzotycznego drewna…
No i “Sezon Burz” aż w kościach poczułem :D
– No dalej, kto da najmniej? – krzyczał aukcjoner. Po chwili uderzył w pulpit. – Kot po raz pierwszy!
Świetne :D
Co prawda, aukcjonerzy pytają: kto da więcej, a nie: kto da najwięcej, więc tu zapytałbym: kto da mniej?
W ten oto sposób pewna panna obróciła w perzynę cały system aukcji. Tym samym dolała jedną, nadmiarową kroplę dezorganizacji do i tak już wypełnionej chaosem czary ekonomii Świata Wspak.
Hmm. Czy to potrzebne? Czy to znowu nie jest zbyt nachalne prowadzenie czytelnika za rączkę?
– Po zabraniu skrzynki wybiegliśmy z placu – kończył opowieść Skowronek. – Aukcjoner chyba musiał dokończyć licytację reszty towarów, ludzie darli się, nie mogli ustalić, kto pierwszy powiedział „nic”. Jak wypływaliśmy to zdaje się, że w ruch poszły pięści. A teraz…
Chłopak chciał pokazać ręką płonące miasto, jednak na horyzoncie dostrzegł coś więcej.
– Psia jucha, to sztandar królewski! – ryknął, rzucając jeszcze szybciej ostatnie worki Cyrulikowi. – Jak nic gonią za nami!
Ten dialog równie dobrze mógłby wyglądać tak:
– Po zabraniu skrzynki wybiegliśmy z placu – kończył opowieść Skowronek. – Aukcjoner chyba musiał dokończyć licytację reszty towarów, ludzie darli się, nie mogli ustalić, kto pierwszy powiedział „nic”. Jak wypływaliśmy to zdaje się, że w ruch poszły pięści. A teraz… – Chłopak chciał pokazać ręką płonące miasto, jednak na horyzoncie dostrzegł coś więcej. – Psia jucha, to sztandar królewski! – ryknął, rzucając jeszcze szybciej ostatnie worki Cyrulikowi. – Jak nic gonią za nami!
Miejscowy mistrz alchemii Ukwap wraz z jego gośćmi ze stron odległych: mistrzem Mateyem i uczniem Jadamem.
Jak dla mnie, tu brakuje orzeczenia :)
Próbował dotrzymywać im kroku podstarzały kapłan Jawor, który swą obecność tłumaczył niedoskonałością alchemii.
Kroku próbował im dotrzymywać podstarzały kapłan…
– Wy łachudry! – Starosta zamachnął się buławą. – Rozbitą łajbę mi pokazujecie?
Strażnicy próbowali unikać uderzeń i jednocześnie się tłumaczyć. Starosta posłał część ludzi w dłubankach do sprawdzenia łajby.
Powtórzenie.
– Co to jest? Zasadzka? W gotowości! – zakrzyczał Starosta, po czym zwrócił się do gołowąsów. – W zmowie jesteście ze zbójcami! Zamordowaliście dowódcę i własnego towarzysza! Do lochu z nimi! Niech kat się zajmie tymi łajdakami!
Brawo za czujność i nieufność.
Z drugiej strony, Starosta nieco nie za szybko stwierdził winę?
Tzn: jaki w tym sens, żeby gołowąsy po dokonaniu morderstwa, sprowadzali na miejsce kaźni zastępy straży i Starostę? Po co mieliby sobie robić pod górę? Tu widzę pierwszy i jedyny zgrzyt logiczny.
– Tu się rozstaniemy – rzekł sucho Cyrulik, gdy weszli głębiej w gęsty las.
Usunąłbym.
– Mamy oczekiwać strzały między oczami?
Strzały, gdzie? Między. Między kogo, co: między oczy.
No dobra.
Pierdółkowate rzeczy ogólnie wymieniałem.
Bardziej mnie interesuje, co ich przeniosło? Albo nawet: co zainicjowało przenosiny?
Dlaczego nie można było przejść przez ośmiościan wstecz (i coś zamieniało się w kamień?)
Ogólnie całkiem niezła historia przygodowa, przy której przednio się bawiłem :)
Nudy nie było, akcji nie brało, zaskoczenia również.
Udany tekst :)
Gratulacje!