Profil użytkownika


komentarze: 2132, w dziale opowiadań: 1642, opowiadania: 369

Ostatnie sto komentarzy

krzkot1988

Bardjaskier

NaNa

 

Nie martwcie się proszę – i jeszcze raz przepraszam za przeciągnięcie tej fazy, planowanie sobie, ale trochę rzeczy nagle wypadło.

Już wkrótce wrócę tu z kolejną wiadomością, a już po niej – będę rozsyłał tekst.

Więc bez obaw – najpierw będzie wiadomość tutaj, a potem dopiero (pewnie następnego dnia) mejle do Was.

Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie.

entropia nigdy nie maleje

Drogi Ślimaku Zagłady, jeśli rzeczywiście mój komentarz coś istotnego dodał do Twojego, czuję się zaszczycony i bardzo usatysfakcjonowany, sądzę jednak, że pieszesz tak wiedziony skromnością i kurtuazją, bo tak wiele szczegółowych i wartościowych uwag poczyniłeś, że jeśli nawet swoim marudzeniem coś tam dodałem czy uszczegółowiłem, to polepszyć mogłem jedynie o procenty, a może nawet promile.

 

entropia nigdy nie maleje

Drogi autorze, wielkie brawa dla Ciebie za podzielenie się z nami kawałkiem Twojej prozy.

W odróżnieniu od Ślimaka Zagłady nie będę się silił na łapanki, czy przetrzepanie tekstu zdanie po zdaniu, do łapanki brak mi umiejętności, do drobiazgowego masakrowania tekstu – chęci.

Ślimak słusznie wspomniał o subiektywizmie ocen, i przy całym szacunku dla przedpiścy pozwolę sobie jednak się nie zgodzić z jedną tezą. A mianowicie tą, że tak się już nie pisze. Że obecnie narrację się kształtuje inaczej, że komplikacja frazy jest czymś złym i tak dalej.

Założyłem bowiem, że ta cała ta stylistyka, wynika bardziej ze stylizacji niż z własnego stylu autora.

Wydało mi się, że mamy tu próbę poprowadzenia narracji w dziewiętnastowiecznym stylu…

I tu mi bardzo nie pasował plastik. Bo fantastyka fantastyką, jednak do tamtego stulecia mi nijak plastik nie pasował.

Co do innej uwagi Ślimaka:

 

Utwór jest bowiem trudny w odbiorze, przepełniony zawikłanymi, często mylnymi frazami, utrzymany w nieużywanej już stylistyce. W szczegółach…

 

Nie sposób się nie zgodzić.

Utwór nie tylko jest trudny w odbiorze, a liczba błędów przytłacza, ale też – co tutaj jest grzechem najpoważniejszym – najzwyczajniej na świecie jest po prostu nudny. I nie – nie uważam, żeby to była kwestia obranego typu narracji. Można pisać duchem dziewiętnastowiecznym, a nadal – ciekawie.

To, że tu wieje nudą, jest do bólu przewidywalnie i właściwie nic istotnego się nie dzieje – to mankament tego tekstu niestety tak mocny, że poprawić się go po prostu nie da, ale mam nadzieję, że autor nie obrazi się o te słowa (subiektywnej przecież, jak pisał Ślimak!) krytyki – i postara się następne teksty pisać lepiej.

Heh, jakbym teraz zakończył, niewiele pewnie by to autorowi przyniosło.

Ośmielę się więc dać parę rad na przyszłość.

Co by trzeba zrobić, by pisać lepiej? Oczywiście, znów Ślimak ma rację, że dużo czytać, i to dobrej literatury… Jednak znów śmiem tu nie do końca się z tą radą do końca nie zgodzić. Można czytać naprawdę dużo, a pisać – kiepsko.

Bo owszem, czytać – ale czytać krytycznie. Podpatrywać wielkich, uczyć się na ich przykładzie, ale również na ich błędach. Analizować teksty a nie tylko rozkoszować się nimi.

I oczywiście – jak najwięcej pisać. Bo z samego czytania pisanie się nam nie polepszy, podobnie jak z oglądania Tour de Pologne nie staniemy się świetnym cyklistą.

A bardziej konkretnie – co zrobić by nie wiało nudą? Dobrym przepisem na to, jest dodanie jakiegoś zwrotu do fabuły. Owszem – zawieśmy strzelbę Czechowa, ale pozwólmy, by wypaliła ona w jak najmniej oczekiwanym momencie i trzymana przez jak najmniej oczekiwaną osobę.

 

Życzę owocnej pracy nad warsztatem i pozdrawiam serdecznie,

 

Jim

 

 

entropia nigdy nie maleje

Gratulacje :)

entropia nigdy nie maleje

Co do posadzki – no właśnie jej zabrudzenie jest nieprofesjonalne, więc mnie akurat takie zdania pasują.

 

Nadal uważam, że wprowadza to niepotrzebny zamęt, czyni intencję mętną i przydaje się jak strzał w kolano maratończykowi. Ale Tyś autor :)

 

entropia nigdy nie maleje

Cóż, rzeczywiście można rzec “pomysł nienowy, scenografia nienowa” ale można też to ująć inaczej – eksploracja wiecznie żywych, klasycznych motywów. Przecież nawet wzmiankowany w poprzednich komentarz Pratchett płaskiej Ziemii na grzbiecie czterech słoni stojących na żółwiu nie wymyślił (była jeszcze nawet bogatsza wersja – z krokodylami).

Wykonanie nie najgorsze, choć zdarzało mi się czytać wariacje na ten temat dużo lepsze. Może nie zostanie w pamięci i potrzeba ciut więcej by mnie uśmiechnęło, ale jest całkiem przyzwoicie.

To co mi mocno zgrzytnęło i wytrąciło z odbioru to pewne bardzo delikatne niespójności narracyjne, jak na przykład ta:

 

Nie może być też za blisko, bo pocisk może przejść przez kości i wylecieć przodem którymś z oczodołów czy przez gardło. Nieprofesjonalnie! Zabrudzić posadzkę piwnicy można.

Co tu mi nie gra?

Mamy serię przeczeń a potem zdanie twierdzące – które mnie zatrzymało, bo jak to można posadzkę zabrudzić? Przecież nie można, nie powinno się, prawda? A tu nagle można? To można czy nie? Czy dlatego że to w piwnicy to można, a gdzie indziej by nie było można?

Wybiło mnie to zupełnie z imersji. Lepiej brzmiałoby na przykład: “Przecież nie można zabrudzić posadzki piwnicy”.

 

Ale możliwe, że to tylko moje starcze czepialstwo.

 

Całość jest poprowadzona sprawnie (poza wyżej wspomnianymi drobnymi niespójnościami).

 

Plus za temat co prawda zgrany, ale ważny. To, że było tysiące razy, nie oznacza, że nie trzeba o tym pisać ponownie – wręcz przeciwnie – jeszcze kolejne tysiące razy będzie za mało.

 

Widzę, że utwór trafił do biblioteki, w mojej własnej, dość surowej skali, troszkę tu dopracowania brakuje by ten biblioteczny poziom uzyskać, ale jest całkiem blisko, więc brawo, ogólnie całkiem niezła robota.

entropia nigdy nie maleje

Ufff…

To jesteśmy w komplecie :D

 

Kamień z serca!

 

A ja przejrzałem już wszystkie poprawki, a teraz wracam do czytania i wdrażania zaleceń redaktorów względem fragmentów Księgi które wyszły bezpośrednio spod mojego pióra… miałem nadzieję skończyć w weekend, ale jeszcze chwilkę mi zajmie, a potem muszę zsynkować z Ambush, cierpliwości, moi drodzy.

 

 

 

entropia nigdy nie maleje

Dziękuję, moi drodzy, za dobre rady i tutaj, i na maila!

Przyjrzę się dokładnie tym wszystkim umowom i postaram się ogarnąć coś na ich podstawie, zgodnie z Waszymi wskazówkami.

 

Jeszcze jedna gorąca prośba, czy ktoś z Was ma kontakt do Silvy? Jest ona jedyną osobą, której maila nie mam i jeśli nadal nie będę mógł nawiązać z nią żadnego kontaktu, niestety będę zmuszony wykluczyć jej tekst z Księgi.

 

Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim za współpracę, poprawione teksty zbioru wkrótce zaczną do Was spływać, być może już po tym weekendzie, a umowy, jak się przez to przegryzę – pewnie za jakiś tydzień lub dwa.

 

entropia nigdy nie maleje

Informacyjnie: zakończył się drugi przebieg redakcji.

 

 

 

Drodzy autorzy, teraz proszę o śledzenie Waszych skrzynek mailowych uważnie, myślę, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni prześlę KAŻDEMU z Was Księgę wraz z poprawkami (najpierw sam chcę się z nimi dokładnie zapoznać) 

Mógłbym co prawda podsyłać Wam tylko Wasze, poprawione utwory, ale myślę, że uczciwiej będzie, jeśli dostaniecie cały tekst zbioru, będziecie wiedzieć jak to zostało skompilowane, w jakim Wasz tekst znalazł się sąsiedztwie itp.

Prośba, żebyście tego pliku nie przekazywali nigdzie dalej, nie pokazywali rodzinie, znajomym itp. – chodzi o przyszłe opublikowanie całości, będzie ono trudniejsze, jeśli treść Księgi się gdzieś wymsknie.

 

Jeśli ktokolwiek z Was tekstu Księgi do końca marca nie dostanie – proszę mnie pingować na adres Księgi.

 

Co do zmian, zaproponowanych przed redaktorów (dwie głowy o wiele mądrzejsze niż moja), sugeruję zapoznać się z nimi – i zaakceptować, obstawiam w ciemno (choć jeszcze wszystkich zmian nie widziałem) – że propozycje te wyszły Waszym dziełom na dobre. Jeśli będziemy bronić swych tekstów przed jakąkolwiek ingerencją, z pasją obrońców Jasnej Góry, z pewnością wydłuży to prace nad całością.

 

 

Kolejna sprawa – to umowy – na razie nie mam nawet szkicu takowej, a muszę mieć, by móc Was reprezentować w rozmowach z ewentualnym wydawcą (albo, jeśli takiego sam nie znajdę – gdy sam się stanę Waszym wydawcą).

 

Jeśli ktoś ma doświadczenie i przykładowo jakąś podpisaną umowę, z której jest bardzo zadowolony, chętnie skorzystam z niej jako wzoru. Prawdopodobnie umowę i tak będę chciał skonsultować z prawnikiem / radcą prawnym / itp. – bez względu na to, czy będę ją konstruował samodzielnie czy z pomocą jakiegoś wzoru od Was (jeśli dobrze myślę, wystarczy prosta umowa o przekazaniu praw majątkowych do utworów – coś podobnego do umów o dzieło w branżach kreatywnych).

 

Jeśli macie jakieś pytania – możecie je zadać w tym wątku lub mailowo.

 

Pozdrawiam serdecznie,

 

Jim

entropia nigdy nie maleje

Przeczytałem jakiś czas temu i muszę przyznać, że bardzo mi się książka podobała.

Tym bardziej, że w trakcie czytania robi się coraz mroczniejsza i to dosłownie!

Spójrzcie, oto fotka okładki zaraz po zakupie:

a to, po przeczytaniu:

 

Litery zaczynają zanikać…

 

 

…muszę sprawdzić, czy jak wrzucę książkę do kominka pojawią się znowu w pełni wyraźnie!

 

 

Co do samej treści, przedpiścy napisali już tyle, że gdzie mi tam, małopiśmiennemu cokolwiek dodawać… ale jednak stwierdzę, że powieść mi się bardzo podobała i nie mogę się doczekać na następny tom.

Brawa za wspaniały świat, ciekawą fabułę i dobrze zarysowane postacie.  Nie spoilerując za wiele, mogę zdradzić, że jedna z nich (i to tych kluczowych) jest z Dagobar.

 

entropia nigdy nie maleje

Nie wiem, ninedin, czy ta Twoja inicjatywa jest jeszcze żywa, pewnie masz mnóstwo rzeczy do czytania, ale jeśli bym miał polecać jakiś swój tekst, to chciałbym ten jeden jedyny, przy którym nie tylko ja pracowałem, a również parę osób z portalu nad jego betą (zwaną kiedyś najdłuższą betą portalu) – czyli utwór już dość stary, odleżany (od 2021) a mianowicie:  Taniec miłości i pogardy.

 

 

entropia nigdy nie maleje

Informacyjnie (informacja z lekkim poślizgiem, ale sama redakcja – przed spodziewanym czasem):

 

Pierwszy przebieg redakcji zbioru zakończony, rozpoczął się przebieg drugi.

 

entropia nigdy nie maleje

Zatem Jim’ie (wybacz osobiste pytanie) – czy ty masz narzeczoną? ;))

 

Mam to nieszczęście, że choć ciągle pojawiają się w moim życiu jakieś narzeczone, to żadna nie chce pozostać w nim na dłużej, choć ja nieodmiennie zawsze mam na to naiwną nadzieję ;))

entropia nigdy nie maleje

Szanowni autorzy i wszyscy, którzy interesują się losem Księgi!

 

Spieszę z informacją, że etap kompilacji Księgi się zakończył i zbiór został dziś wysłany do pierwszego przebiegu redakcji.

 

Pozdrawiam!

entropia nigdy nie maleje

Tak jak wspomniałem – wykorzystam niecnie Twoją chęć pomocy.

Chwilowo dysponuję ujemną ilością czasu, więc z pisania nici (już któryś miesiąc, wrrrr…).

Ale na pewno kiedyś się to uda ogarnąć. Nawet pomysł na złodziei miałem (ale brak czasu wybił mi go z głowy XD ).

entropia nigdy nie maleje

Ja tam czułam dużo chemii, a chemia to podatny grunt pod romans.

Mówi się przecież, że się do “poczuło chemię”, więc to naturalne ;-)

 

 

Ale może Jim przeczyta, skoro już zrobiliśmy reklamę. :D

 

Przeczyta. A raczej doda do listy rzeczy do przeczytania. Swoją drogą miałem dziś dziwny sen, w którym dyskutowałem z wami dwiema zażarcie – choć nie pamiętam już zupełnie o czym.

Była to scena prawie-łóżkowa – bo wszyscy leżeliśmy w czasie tej dyskusji wsparci na poduchach w kątach mojego łóżka (mam naprawdę duże łóżko).

Może to znak, że powinienem poczytać prawie romans.

entropia nigdy nie maleje

Słabość słabością, ale czas nie jest z gumy.

entropia nigdy nie maleje

Może jest głębokie i szerokie – starczy tam miejsca dla wszystkich. Ja tam uciekam nie tylko z obietnicami, ale też w przypadku, gdy ktoś o coś mnie pyta spoza obszaru mojej ekspertyzy. W przeciwnym wypadku używam innej wielkiej, szerokiej i dogodnej przestrzeni – “to zależy”. :D

entropia nigdy nie maleje

Gratuluję, Arnubisie! :)

 

I gratuluję również beryl-owi… awansu ;-) Awansu w sprawach pozaportalowych: tego, że życie zawodowe i osobiste tak idealnie się układa. Oby tak dalej! Dif-tor heh smusma!

 

Skoro jest Sylwester, to te gratulacje mogę połączyć z życzeniami:

Obu Wam życzę powodzenia, sukcesów zwodowych i osobistych – a Arnubisowi jak najmniej sytuacji trudnych w pracy administratora, a jak najwięcej satysfakcjonujących. Zawsze podziwiałem Twój trzeźwy osąd, nawet jeśli (dość często pewnie, nie jestem “łatwym” użyszkodnikiem) z Tobą się nie zgadzałem – mam nadzieję, że w dalszym ciągu będziesz przykładem dla innych, jak należy funkcjonować na tym portalu :)

 

pozdrawiam wszyskich i życzę powodzenia!

entropia nigdy nie maleje

Gratulacje!

entropia nigdy nie maleje

W tej części opowiadania, niestety, poziom narracyjny i stylistyczny nieco traci na sile, co wpływa na ogólną jakość tekstu. Jest wolniej, mniej dynamicznie niż w poprzedniej scence.

Nadal dostrzegam pewną sztuczność dialogów: niektóre wypowiedzi bohaterów są zbyt jednowymiarowe, rozumiem budowania gagu za gagiem, ale prosi się, o nieco więcej dialogowej prawdy, o nieco większe też zróżnicowanie mówiących. Ogólnie jednak nie jest źle.

To co mi tu przeszkadzało najbardziej to brak dynamiki: po poprzednim, bardzo wartkim fragmencie spodziewałem się mknącej akcji. Opis przejść między wydarzeniami wydał mi się zbyt statyczny, a tempo narracji nieco zbyt spowolnione. Brak dynamiki utrudnia utrzymanie uwagi czytelnika, zwłaszcza w kontekście monotonnych rozmów o inwestycjach i biznesie kosmicznym (choć trzeba przyznać, że autorka próbuje tu zamieszać i wprowadzić elementy zwiększające tempo, humorystyczne, gagi itp.)

Jeśli chodzi o początek opowiadania, to mamy tu do czynienia ze zbyt długim wprowadzeniem jak na tak krótki tekst: wprowadzenie powinno być maksymalnie jednozdaniowe, a tu ciągnie się i ciągnie, nie dodając jednocześnie istotnej informacji do fabuły. Nawet w tak krótkim tworze brak akcji może sprawić, że czytelnik traci zainteresowanie. Niektóre opisy są zbyt rozwlekłe i nieprzydatne dla rozwoju fabuły. Warto skoncentrować się na istotnych elementach, aby uniknąć utraty uwagi czytelnika.

Warto popracować też nad płynnością i klarownością narracji.

Humor jest nadal dobry, ale w poprzedniej części – był lepszy.

Podsumowując, druga część opowiadania wymaga bardziej skoncentrowanej narracji, autentyczniejszych dialogów oraz większej dynamiki (pomóc może w tym przykładowo eliminacjia zbędnych detali, poprawienie płynności narracji, skrócenie części początkowej itp.)

entropia nigdy nie maleje

Utwór "Wyłącz silniki!" to opowieść kosmiczna, mieszanka napięcia, ironii i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Narracja rozpoczyna się od relacji kapitan statku kosmicznego po nieudanym skoku czasoprzestrzennym. Mimo widocznego zagrożenia, pani kapitan zachowuje spokój, przedstawiając sytuację z pewnym dystansem i lekkim ironicznym tonem.

Język utworu jest barwny, pozwalający się wczuć w wyrazistą atmosferę kosmicznej podróży. Dialogi czasem brzmią nieco sztucznie a detale techniczne, które mogłyby dodać wiarygodności opowieści, jak już wypisali przedmówcy – nie do końca zostały przemyślane.

Ciekawe i dość zaskakujące są przejścia między tonami – od spokojnego raportu po dramatyczne wezwanie kontroli lotów.

Bohaterka, pani kapitan, wydaje się być postacią pełną sprzeczności – od humorystycznej nonszalancji przez chwilowe zdziwienie i zaniepokojenie, aż po pewnego rodzaju patos.

Wstrząs spowodowany odejściem ostatniego statecznika przerywa monolog kapitan. Moment ten stanowi skok w narracji i wprowadzenie nowego elementu – komunikatu z Ziemi. Kontrast między kosmicznym chaosem a spokojem Kontroli Lotów na Ziemi tworzy dodatkowy element napięcia.

Dialogi (choć jak wspomniałem wyżej nieco sztuczne) są dynamiczne, a ton wypowiedzi bohaterów urozmaicony. Całość stoi humorem – i jako humoreska broni się bardzo dobrze.

Zakończenie jest zaskakujące, kiedy to okazuje się, że prośba o wyłączenie silników dotyczy silników manewrowych. Zaskakująca jest swoista niekompetencja (być może chwilowa, spowodowana stresem) pani kapitan. Moment ten jest pełen humoru, a reakcja kapitan na zaistniałą sytuację jest zabawna i wywołuje uśmiech.

Ogólnie rzecz biorąc, "Wyłącz silniki!" to udana opowieść, która łączy w sobie elementy science fiction, humoru i napięcia. Autorka zgrabnie posługuje się językiem, tworząc dynamiczną historię, która utrzymuje uwagę czytelnika do samego końca.

Wprowadzenie jeszcze większej różnorodności w tonie narracyjnym, drobne rozwinięcie postaci i zastosowanie bardziej realistycznych dialogów mogłyby wzmocnić ogólną jakość utworu (choć pewnie przy okazji by go trochę wydłużyło i obniżyło tempo). Autorka mogłaby również skorzystać z bardziej finezyjnych opisów, a także zadbać o techniczne detale, by wzmocnić atmosferę kosmicznego środowiska.

entropia nigdy nie maleje

Szkoda, że zrezygnowałeś, podwójnie szkoda, że tak późno (choć z tego co widziałem, wiele osób dostrzegło Twą rezygnację i zdążyło poprzeć kogoś innego), z drugiej strony, żałuję, że sam zrezygnowałem jak tylko się pojawiły pierwsze pomysły, że ktoś chce być tak nierozsądny, by na mnie zmarnować głos. W ten sposób się nie dowiedziałem, czy to aby nie był żart albo kiepski trolling ;-)

Eh, moje rozpasane ego XD Chcieć dostać głosy, w wyborach, których się nie chce wygrać – typowy Jim XD

 

Jeszcze raz gratulacje dla loży, choć niestety jest bezwilkowa ;-)

 

 

entropia nigdy nie maleje

Gratulacje dla nowej loży (zarówno pierwszy raz wybranym, jak i wybranym ponownie) i wielkie podziękowania dla “starej”! Dzięki za Wasz trud.

Cieszę się, widząc tak silną ekipę wybranych, cieszę się, że mogłem uczestniczyć w wyborach, życzę Wam powodzenia w lożowaniu!

 

Pozdrawiam!

entropia nigdy nie maleje

Grafomańska brać wierzy,

Że w loży tajemnice są zatajaone,

Myśl zuchwale bieży,

Snując teorie coraz bardziej szalone

 

Bo może za każdym lożownikiem

Stoi kilku obcych, Reptilian cała klika

Za każdym nietem, za każdym unikiem,

Polecenie z gwiazdozbioru Wężownika?

 

A może z podmorskiej głębiny,

Szepty przedwiecznych napływają,

Niet dla naszej pisaniny,

Ba! Nawet pod głosowanie nie poddają!

 

A może nie sprawa to obcych potworów

I loża żadnych podszeptów nie potrzebuje,

By uznać, że żaden z naszy utworów,

Na piórko – nie zasługuje?

entropia nigdy nie maleje

Dzięki, bruce, za życzenia.  heart

 

Mam nadzieję, że nie wydam się Wam zbytnio namolnym, zajmując Wam jeszcze odrobinkę czasu.

 

O co chodzi?

 

Kompilując całość tworzę też słowniczek – trudniejszych słów, terminów, nawiązań – który znajdzie się na końcu Księgi (a w Waszych utworach będą urocze “gwiazdki” albo odsyłacze).

Niektórzy z Was już mi dostarczyli takich objaśnień – za co bardzo dziękuję – ale proszę, spójrzcie na teksty jeszcze raz, czy oko przeciętnego czytelnika nie zatrzyma się przypadkiem na jakimś trudniejszym  czy obcojęzycznym słowie, a może jakaś postać, zdarzenie, technologia, dzieło sztuki, czy nawiązanie literackie wymaga wyjaśnienia, dla tych, którzy nie są tak oczytani jak Wy?

 

Jako przykład podam to, co po mojej prośbie zrobił Ślimak Zagłady (dziękuję Ci bardzo za to, Ślimaku, i wybacz, że Cię jako swoistą egzemplifikację użyłem) – w ostatnim komentarzu do swojego konkursowego opowiadania.

 

Możecie to zrobić pod opowiadaniami, albo bezpośrednio wysyłając na adres Księgi (księga kropka miliona małpa dżimejl kom)

 

 

 

Z góry dziękuję!

I jeszcze raz – Wszystkiego Najlepszego!  heart

 

entropia nigdy nie maleje

BarbarianCataphract:

Namawialiście, namawialiście, to postanowiłem sprawdzić, czy te Wasze dytyramby na cześć Abercrombiego są zasłużone – tu było o tyle łatwiej, że mogłem od razu kupić cały cykl (gdzie to pomieszczę? na razie czeka w pudle, aż będę miał czas czytać), niestety co do ważniejszego i lepszego dzieła – muszę poczekać, aż gravel i Cień Burzy popełnią kolejne tomy :)

 

entropia nigdy nie maleje

Ślimaku Zagłady

 

Pracuję właśnie nad Słowniczkiem na koniec Księgi i uznałem, że warto do pojęć, które się tam znajdą dodać i Twój “Ostatni atak na Kunyang Chhish”.

 

Napisałem to tak:

Ostatni atak na Kunyang Chhish – sprawozdanie z pierwszego w historii zdobycia jednego z najtrudniejszych wspinaczkowo szczytów Ziemi, Khunyang Chhish (dokonanego przez polską wyprawę).

 

Jeśli chciałbyś to jakoś zmienić, coś dodać, albo widziałbyś (albo ktokolwiek z komentujących widziałby) potrzebę wyjaśnienia jeszcze jakiegokolwiek wyrazu czy sformuowania (może warto te odniesienia poetyckie?) – napisz proszę tutaj albo na mejla Księgi.

 

Pozdrawiam :) 

entropia nigdy nie maleje

Życzę wszystkim uczestnikom, czytelnikom i zabłąkanym duszom – Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku, a przy okazji…

 

 

Informacja odnośnie postępu prac:

 

Otrzymaliśmy ostatni tekst, który miał się znaleźć w Księdze (tekst autorstwa laureatki drugiego miejsca).

Do końca tygodnia powinienem zakończyć prace związane z kompilacją całości.

Potem Księga przejdzie przez dwa cykle redakcji. Każdy taki cykl potrwa około miesiąca.

 

Z mojej strony prośba do autorów, by w miarę możliwości współpracowali z redaktorami (moja rola w tym procesie ograniczać się będzie do robienia za “głuchy telefon” i spraw organizacyjnych).

 

entropia nigdy nie maleje

Wreszcie! Przyszła mi najlepsza polska fantastyka i jakieś tam zachodnie niewiadomo co, by się przekonać, czy tam też potrafio cokolwiek pisać:

 

Szkoda, że nie wpadłem na pomysł, jak niektórzy powyżej, by kupić bezpośrednio od autorów z autografem… to może drugi egzemplarz? I tak w sumie chciałem mieć dwa :)

entropia nigdy nie maleje

Gratulacje!

entropia nigdy nie maleje

Chwilowo i tak nic nie piszę z różnych powodów – tylko wyciągam rzeczy z szuflad.

Ale może nawet dla takich wyciągniętych z kurzu tworów przydałaby się korekta – więc skoro to nie problem, to chętnie skorzystam w przyszłości :)

entropia nigdy nie maleje

Perrux

 

Głównie miałem na myśli coś bardziej zaskakującego i oryginalnego, zwłaszcza w końcówce. Jeśli pominiemy fajnie zbudowanych bohaterów, klimat oraz interesujące umiejscowienie w alternatywnym świecie i spróbujemy opisać w kilku punktach samą fabułę / akcję, to według mnie jak na 30 tysięcy znaków wychodzi trochę… prosta?

 

Chyba masz rację. Trzeba by tu jakiegoś dodatkowego twistu, większego zaskoczenia i trochę przewrócenia wszystkiego do góry nogami. Tego niewątpliwie zabrakło.

 

Chwilowo nie mam ani wenny ani czasu na pisanie, ale jak tylko znajdę te brakujące składniki, postaram się, by następne twory mogły zostać docenione przez tak wymagającego czytelnika, jak Ty :)

 

Ananke

 

Jimie, będę się zjawiać pod tekstami, tylko nie obniżaj poziomu. :D

 

Czasem mam wrażenie, że mój poziom pikuje mocno w dół (czy to nie masło maślane? można pikować w górę?) – ale postaram się sprostać Twym oczekiwaniom :D

 

Ach, przewrotna logika… :)

Lepsza logika przewrotna niż brak logiki ;)

 

Moja koleżanka i babcie uwielbiają. :D

Wiedziałem, że musisz mieć jakieś nieziemskie korzenie ;)

 

Pisanie o sobie ma to do siebie, że nie trzeba zastanawiać się, czy to realistyczne. XD

 

Nie do końca. Czasem znamy siebie mniej niż nam się wydaje, pamięć jest odTwórcza, nie jesteśmy obiektywni itd. XD

 

No właśnie. Dążenie do perfekcji kiedyś nas wykończy.

 

Niestety. Próbuję z tym walczyć. Nieudolnie.

 

 

I może wyszłyby najlepsze romanse. :D

 

Dodaję do listy rzeczy do zrobienia zaraz po zamarznięciu Piekła ;-)

 

entropia nigdy nie maleje

Na kolejny wpadnę pewnie już po ogarnięciu tekstów na złodziei. :D

 

Jakbym miał ciut więcej czasu, też bym chętnie złodziei poczytał :)

 

Starocie po długim czasie mogą nabrać smaku jak wino. :)

 

Oby :)

entropia nigdy nie maleje

XD

Taaa… uczucia – fuj :)

entropia nigdy nie maleje

Biedna Finkla, wszyscy tu takie męczące, depresyjne teksty ostatnio piszo :)

 

W ponownym czytaniu – nadal tekst do mnie przemawia.

Powtórzę i nieco uzupełnię, to co wyraziłem już w poprzednim komentarzu, Bailout ukazuje tu bardzo udanie wewnętrzne zmagania głównego bohatera z codziennym życiem, jego emocjonalne wahania i próby zrozumienia samego siebie. Autor w wyrazisty sposób oddaje na przykład monotonię niedzielnego poranka, która przerywana jest chwilami refleksji, próbą masturbacji, a następnie spontanicznym wyjściem na spacer nad rzekę.

Ton tekstu jest dość surowy i nihilistyczny, co może być rzeczywiście wyzwaniem ale jednocześnie jest bardzo autentyczne.

Narrator, choć uczestniczy w życiu codziennym, wydaje się być przytłoczony rutyną i brakiem sensu w podejmowanych działaniach.

Język użyty w tekście jest prosty i bezpośredni, co pomaga w oddaniu tonu rozmyślań bohatera. Zastosowanie potocznych zwrotów dodaje autentyczności opisom, ale jednocześnie może sprawić, że tekst jest trudny w odbiorze dla osób, które preferują bardziej subtelne czytanie.

Ostatnie zdania pozostawiają nam dość dużą swobodę interpretacji (samobójstwo – albo wręcz przeciwnie – pogodzenie się z sobą, uczucie szczęścia i swobody).

Opowiadanie ma pewną głębię emocjonalną i z pewnością różni się od tych, które zwykle są zamieszczane na portalu – ale jak dla mnie, wyjście poza schemat – na plus.

 

entropia nigdy nie maleje

Bo dotychczas nie napisałam romansu. Wszystko się zgadza. ;-)

 

Masz mnie :D

entropia nigdy nie maleje

Ananke

Dzięki za ponowne odwiedziny.

Cuż, wygląda na to, że po prostu przemianę Romana źle napisałem.

 

W razie czego mogę Ci poprawiać te kropki i litery, jak będziesz potrzebował to daj znać, nie ma różnicy czy wypisuję w komentarzu czy szybko przeklikam w tekście. :)

 

Już nie chcę ludzi męczyć swoimi strasznymi betami, ale może rzeczywiście kiedyś skorzystam z takiej pomocy :)

 

Często czytam dialogi na głos i jak mi nie brzmią to daję znać. ;) No ale fakt, że ludzie dziwnie gadają. ;)

 

I bardzo słusznie :)

entropia nigdy nie maleje

Ananke

Finkla

 

Dzięki za ponowne odwiedziny! :)

 

Ananke

To dobrze, będziesz dalej tworzył, a o to chodzi :)

Chyba muszę mieć jakąś taką małą Ananke w kieszeni, by w razie czego rozpraszała wszelkie kryzysy twórcze ;-)

 

O, widzisz, ja się często staram tworzyć bohaterów, którzy mają sporo moich przeciwności.

Też tak robię – ale nadal to traktuję jako tworzenie z samego siebie – bo to przeciwieństwo gdzieś tam we mnie jest przecież (jako zaprzeczenie) :)

 

A jeśli nie lubię kalafiorów – bohater będzie je uwielbiał. :D

Nie ma takich ludzi. Trzeba zachować jakiś realizm :)

 

Zawsze możesz pobawić się w autobiografię. :)

Mam za słabe pióro do tego. Poza tym – byłaby to jakaś forma masturbacji :)

 

Też się z tym zmagam, może to też kwestia obecnych czasów, takiego natłoku pisania z każdej strony. Czasami mam wrażenie, że napisałam coś dobrego, a po miesiącu już uznaję, że to słabe. ;p

 

To może być swoista choroba naszych czasów. Starając się racjonalnie analizować różne aspekty – stwierdzam, że wcale nie piszę źle – ale jednocześnie – piszę dużo poniżej własnych ambicji – więc piszę w moim odczuciu fatalnie :)

 

Tak, problemem jest ten ograny schemat i mnie najbardziej męczy ta powtarzalność.

 

Z drugiej strony – wszystko jest powtarzalne: jesteśmy tym co powtarzamy.

 

Taki pojedynek Finkla vs Jim w romansach. :D

 

Hahaha… To byłby pojedynek dwóch antyromansów :)

 

Finkla

(…) żywiłaby przekonanie graniczące z pewnością, że to jest strasznie słaby tekst, nudny, przewidywalny i sztampowy.

To by było coś nowego, bo żadny z Twoich tekstów, które przeczytałem, nie był sztampowy :)

 

Albo nie byłby to romans, tylko pierwszy kontakt wysokiego stopnia itp. ;-)

O to to to :)

entropia nigdy nie maleje

Ananke

Koala75

 

Dziękuję za odwiedziny!

 

Ananke

 

Rozpieszczasz mnie swoją ponowną bytnością pod moim tekstem :)

 

Kiełbasa mogłaby być wrzucona jako dodatkowy tekst, który nie brałby udziału w konkursie, a ten już jako pełnoprawny, bo naprawdę udany. :)

 

Gdybym tylko wiedział wcześniej, że będę robił wietrzenie szuflad… Ale wyjmowanie tych rzeczy spomiędzy pajęczyn było aktem nagłej desperacji – skoro nie potrafię niczego ostatnio napisać, to przynajmniej opublikuję jakieś starocie :)

 

Koala75

 

Ujęła mnie konsekwencja przypominania mimochodem, że bohater nie ma głowy. Duża w tym umiejętność operowania słowem.

To jeden z najlepszych i najprzyjemniejszych komplementów, jaki otrzymał jakikolwiek z moich tekstów. Rzeczy ważne, dzieją się przeważnie mimochodem…

 

Sen – za jawę biorą, karę – za nagrodę,

Odtwarzając krótkie scherzo swe – bez nut,

Mimochodem, mimochodem…

 

i przypominać o nich też warto mimochodem :)

 

entropia nigdy nie maleje

zygfryd89

Dziękuję bardzo za odwiedziny i cieszę się, że satyra się udała. Pozdrawiam.

entropia nigdy nie maleje

Ananke

Finkla

Duago_Derisme

 

Dzięki za odwiedziny!

 

Ananke

Dalej wypowiedź Romana tak przytłaczająco prawdziwa.

Pisząc najbardziej odjechaną nawet fantastykę – zawsze staram się, by była prawdziwa. Cieszę się zatem zawsze, gdy to wychodzi :)

 

Aaa, no tak, chodziło o energię do zabicia się, wcześniej w sumie było o tym, że chciał się zabić, ale brakowało mu tej siły, więc może lepiej energię zamienić na siłę?

Mi tu siła zgrzytałaby. Zostawię energię.

 

 

Hm, czy to, że kobieta przyszła to nie bonus od firmy? :D Może jest wynajętą przez firmę kobietą, która pojawia się u tych, co zamówili tabletki?

 

Taka interpretacja nie jest wykluczona :)

 

Ciężko mi uwierzyć w taką zmianę Romana, chyba że to te tabletki jakoś cudownie działają. Ale za szybko z takich stanów depresyjnych przeszedł w tryb pełnego energii. Nie mówię, że to niemożliwe, ale w tekście coś mi nie zagrało.

Nie jestem pewien, czy to zasługa tabletek, czy nie – pozostawiam to bez rozstrzygnięcia.

Co do nagłości tych zmian…

Jak się przyjrzysz uważniej narracji tego opowiadania, dostrzeżesz, że tam tempo raz zwalnia, raz przyspiesza, czasem wręcz ustaje, czasem staje się szalone…

Można tkwić w stanie w stanie odrętwienia latami, a potem zacząć z tego powoli wychodzić (lub nie) ale czasem jest też tak, że po tygodniach marazmu następują zmiany szybkie, ale krótkotrwałe – zdarza się, że nagle człowiek zyskuje energię – która potem nagle rozprasza się. Jest bardzo wiele oblicz tej choroby.

Są osoby w depresji tzw. wysoce funkcjonujące – po których wręcz na zewnątrz nie widać, że odczuwają psychiczny ból. Roman na pewno taką osobą nie jest – wiele mu się już posypało, jego funkcjonowanie jest mocno zaburzone – nawet jeśli tabletki nie działają, mogą być placebo na którym da się zaczepić, oprzeć nadzieję – bo brak nadziei jest w tej chorobie najgorszy.

 

Jimie, rób kropki przed myślnikiem, bo w 90% powinny być. :D

 

Potraktuję jako pro-tip :)

 

Dziwny szyk, zwłaszcza przy mówieniu szybko, w emocjach. Po przeczytaniu na głos brzmi zbyt dziwnie.

 

Prawdę mówiąc, taki szyk podsłuchałem… (dosłownie to było: Rzucę w ciebie zaraz czymś). Może i brzmi dziwnie, ale niektórzy ludzie tak mówią.

 

Może za bardzo skupiłeś się na Julii, rozmowach z nią, a za mało było Wioli, interakcji, odkrywania pewnych kart. Bo mamy takie: „bach!” i w sumie koniec.

Masz rację, bardzo możliwe, że tu nie “dopieściłem” rozegrania Wioli odpowiednio.

 

choć w połowie tekst zwalnia przez te powtarzające się opisy czynności

 

Tej powtarzalności – podobnie jak w Tatusiu – użyłem specjalnie (choć nie stając się nią czytelnika zamęczyć) – dla wielu schorzeń (nie tylko dla depresji) – powtarzalność jest bardzo wyraźnym rysem. Ale tu – ta powtarzalność miała jeszcze potęgować beznadzieję.

 

Ale muszę sięgnąć po więcej Twojej twórczości. :)

 

Zapraszam :)

 

Finkla

Też nie lubię czytać o depresji i przyznaję, że napisałeś sugestywnie.

Dziękuję, że mimo że nie lubisz tematu, pochyliła się nad tekstem i uznałaś go za sugestywny.

 

Bohater mnie irytował swoją nieporadnością i rozlazłością.

Nie dziwię się. Myślę, że Roman nawet Romana tym denerwował :)

 

Spodobała mi się koncepcja pigułek na samotność. Aż jestem ciekawa, jak działały.

Celowo tego nie wyjaśniam – pozostawiając pole dla interpretacji czytelnika (przeróżnych). Czy te pigułki rzeczywiście działały? Czy zmieniały rzeczywistość? A może tylko jej postrzeganie? Itp. Chciałem, by czytelnik sobie takie pytania zadawał w czasie lektury.

 

Bo wygląda na to, że skutkiem ubocznym są myśli samobójcze…

Niekoniecznie. W depresji myśli samobójcze pojawiają się bardzo często.

 

Duago_Derisme

Mi się zdarzało zasypiać na tekstach bardzo interesujących – więc nie odbieram tego jako przekazu: tak słabe, że aż zasnąłem :)

 

Nie dziwi mnie, że opowiadanie nie robi furory, a ludziom ciężko się zidentyfikować ze zjawiskiem.

 

Identyfikować może nie – ale jednak naiwnie zakładałem, że w naszych czasach gdy jak się ocenia, co około dwudziesta / trzydziesta osoba (według różnych badań) – doświadczyła przynajmniej jednego epizodu depresyjnego w ciągu życia, a w tej chwili w Polsce na depresję choruje około 1,2 mln osób – to prawie każdy zetknął się z tym zjawiskiem bezpośrednio lub pośrednio.

Owszem, bardzo często można nie wiedzieć nawet, że ktoś na to schorzenie cierpi, możliwe więc, że zetknęliście się z takimi osobami, a nawet tego nie dostrzegliście.

 

(…) bije od niego spokój, (…) wypływający z akceptacji trudnej rzeczywistości, czasem z rezygnacji i odpuszczenia. Nie ma tu prostych rozwiązań, satysfakcjonujących jak mleczna czekolada. Jest dużo cynizmu, gorzkości, jest tęsknota i zmęczenie, odwieszenie pewnych rzeczy w próżnię.

Myślę, że o to mi między innymi chodziło, żeby tak to właśnie pokazać. Pokazać to zmęczenie, wyczerpanie, to wypalenie do cna. Cieszę się, że to się udało.

 

zakończenia (bogowie, jak ja nie lubię tych otwartych)

Niestety, moją swoistą manierą jest pozostawianie zakończeń otwartymi. Nie robię tego na złość czytelnikom – mam po prostu nadzieję, że istnieją tacy, którzy te otwarte zakończenia – lubią :)

 

Nie spieszyło ci się z podróżą bohatera, dałeś mu tyle czasu, ile potrzebował, żeby coś zaczęło w nim pękać – tym samym dałeś mi czas, żebym pobył w jego świecie, przyjrzał mu się i nieco rozgościł.

Ryzykowna to była podróż – dla mnie jako autora – zresztą jak sam zauważyłeś – pod tekstem nie ma zbyt wielu odwiedzin, nie zbierają się tu tłumy – jednak by wyrazić prawdę Romana – potrzebowałem właśnie tyle czasu, potrzebowałem pewnej rozwlekłości, spokoju – a czasem – wręcz przeciwnie – szalonego podkręcenia tempa, poza granicę wytrzymałości jego zmysłów (jestem pewien, że Roman był tym wszystkim cholernie zmęczony).

 

To już jest chyba poezja prozą :) Nie jestem pewien, czy coś tu się nie pogubiło po drodze, bo drugiego zdania nie kumam, ale plastyka opisu i tak trafia do mnie, z pomocą logiki, czy bez.

 

Pozostawię to tak jak jest, w swojej nielogiczności. Zrzućmy to na pozostałości po logice snu. Mi się ten fragment podoba :)

 

Podsumowując – jestem na tak. Nawet jeśli fantastyki jest tu tyle, co lekarstwa w hinduskich tabletkach.

Dziękuję :)

 

 

Pozdrawiam wszystkich i jeszcze raz dziękuję za odwiedziny i przebrnięcie przez nienajłatwiejszy przecież tekst :)

entropia nigdy nie maleje

Finkla

Ananke

Perrux

 

Dziękuję za odwiedziny!

 

Finkla

Ananke

Cieszy mnie, że tu trwała dyskusja nawet bez mojego udziału. Bardzo nawet cieszy i głaszcze moje pisarskie rozdmuchane ego ;)

 

Finkla

Ale mnie przyjemniej wchodzi średnia fantastyka niż wielka literacko obyczajówka.

Doskonale to rozumiem. Niestety mam takie “zboczenie” – że gdzieś mi się pojawiają w tej fantastyce elementy innych gatunków, a czasem nawet całą tę fantastykę “pożerają”.

O dziwo – kiedyś sobie nie wyobrażałem, bym mógł pisać obyczajówki – z czasem proza życia tyle mi różnych rzeczy przyniosła, że ta obyczajówkowa zwyczajność poniekąd stała się dla mnie na równi literacko ciekawą sferą, jak fantastyczne światy.

 

Ananke

Bo kiedy coś mnie wciąga, lubię wyobrażać sobie alternatywne wizje, różne inne wydarzenia, trochę takie „fanfiki”. :D

Takiego komplementu – że ktoś by chciał tworzyć fanfiki mojej twórczości – jeszcze nie zaznałem. Czy wspominałem o moim rozdmuchanym pisarskim ego? Teraz jest jeszcze bardziej rozdmuchane ;-)

Dzięki :)

 

Ale jakie „serio” i „coś się udało”? :P To nie pierwszy raz, kiedy świetnie piszesz, zacznij wierzyć w siebie, nie bierz przykładu z Romana. :P

 

Roman ma wiele moich cech :) Zresztą – zwykle “pożyczam” cechy moich bohaterów – od siebie i od innych osób, z którymi się spotykam. Praktycznie każdy bohater jest w jakimś sensie mną – gdy jest to kobieta, sięgam do kobiecej części swojej osobowości, gdy dziecko, odszukuję w sobie co pozostało we mnie z dziecka, gdy starzec – cóż, całe życie byłem stary, więc nie muszę niczego odszukiwać. Pisząc o nicg wchodzę do ich umysłów – więc mną jest i Roman i Gołaszewski i ten nieszczęsny Andrzej bez głowy i komandor Iva Molnar i moje cierpiące tortury Naddeny – a jednocześnie oczywiście – mną nie są :)

Kiedyś wierzyłem, że ktoś kiedyś napisze moją biografię i będzie to bardzo zajmująca, a przynajmniej zabawna lektura – więc jest we mnie sporo megalomanii, ale jednocześnie – sporo niewiary w siebie, w swoje umiejętności, możliwości i dokonania.

 

Ciekawi mnie jak dalej to mogłoby się potoczyć, jak długo Gołaszewski mógłby funkcjonować w takim połączeniu, co byłoby po wykonaniu planu Iksana.

 

To miał być jednostrzał, a teraz kusisz, by z tego zrobić cykl ;-)

 

A czytałeś „Czarodzieja”?

Niestety, Nabokova czytałem tylko Lolitę. Skoro polecasz, to pewnie sięgnę kiedyś i po tę pozycję.

 

 

Finkla

Romans w ogóle jest poza konkurencją – świetny romans jest IMO gorszy od słabej fantastyki. ;-)

To zależy jak zdefiniujemy “romans” – te najbardziej powszechne romansidła, rozegrane według ustalonych reguł i wszystkie na jedno kopyto – rzeczywiście jakie by nie były dobre – męczą. Nie znajduję w nich nic wartego uwagi. Powtarzalne i stereotypowe.

Są książki, których nikt inny poza mną nie nazywa romansami, a które Jimowi się wydają romansami najlepszymi z możliwych – przykładowo “Sto lat samotności” Marqueza – historia wielowątkowa, opisująca dzieje praktycznie całej wioskowej społeczności – a przecież jednak pełna miłości, do bólu prawdziwej.

Podobnie jak Ananke – nie lubię w tym przesady, ale elementy romansowe w książkach uznaję za istotne, bo są po prostu istotną częścią życia.

 

Perrux

Dzięki za wiele poztywów jakie zawarłeś w swojej recenzji – szczególnie to, że tekst odbierasz jako mocny, plastyczny, nieźle skonstruowany.

Cieszę się też, że zabieg z procesem – jak zauważyłeś – ryzykowny – nie popsuł odbioru.

Ciekawy zbieg okoliczności, że czytałeś akurat książkę, w której wystąpił podobny motyw – cóż – motyw jest z pewnością zgrany (połączenie z obcą istotą) – jako wyjaśnienie może być rzeczywiście niesatysfakcjonujący, jednak miałem nadzieję, że z tych dość znanych klocków uda mi się stworzyć coś świeżego.

Jednak zawsze w każdej recenzji szukam tego, co mógłbym poprawić na przyszłość (niekoniecznie w już napisanym tekście, ale w kolejnych):

Chciałbym się więc dowiedzieć czego więcej wymagałbyś od fabuły? Czego zabrakło?

 

entropia nigdy nie maleje

dogsdumpling

Ananke

 

Dzięki dziewczyny za przeczytanie!

Sugestię, by odhorrorować to – już wdrożyłem, teraz jest już “inne”

 

 

dogsdumpling

Ta piętrowość humoru, podkręcanie absurdu do granic możliwości tworzy ciekawą przestrzeń, w której porusza się bohater, ale i w której czytelnik odnajduje przyziemną rzeczywistość. 

Cieszę się, że to wyszło – i działa.

 

Tekst przestaje dla mnie działać, kiedy od tej metody odchodzisz, czy raczej kiedy ją stonujesz.

Trochę w pewnym momencie obawiałem się tu, że to przerodzi się w kicz, więc stąd – lekka zmiana narracji.

 

Od momentu przesłuchania przez Borewicza robi się bardziej racjonalnie, zwyczajnie, bohater nagle zyskuje jakiś kręgosłup moralny, robi się przewidywalnie. Zatracasz tę fajną niejednoznaczność i pewną dezynwolturę i idziesz w taką prostą czerń i biel/ dobrych złych. To mnie nie przekonało. 

 

Zdaję sobie, że to wyszło nieco nieprzekonująco – trochę mi samemu teraz to przy kolejnej lekturze zgrzyta. Chciałem tego mojego bohatera trochę “rozwinąć” w czasie tekstu, trochę zmienić – ale rzeczywiście zmiana była zbyt niezapowiedziana i mocno nagła, a poza tym ta czarno-białość rzeczywiście nie wygląda tu dobrze, należałoby się tu nad tym pochylić i rozmącić nieco ten monochromatyczny obraz – przynajmniej w jakieś odcienie szarości, jeśli nie kolory.

 

 

Dlaczego w tytule Głowa jest dużą literą?

Pewnie miałem jakiś powód – którego nie pamiętam – a skoro nie pamiętam, to wypada uznać za zwykły błąd – poprawiełem – głowa już z małej, jak należy.

 

 

A co to za bezwstydna wstawka intertekstualna?!

W skali bezwstydu Jim zawsze wysoko ;P

 

Ananke

 

Sporo powtórzeń i tak niezgrabnie wyszło

Może i niezgrabnie, ale moja wersja jednak bardziej mi się podoba od Twojej wybacz :)

 

 

Parsknęłam. To by się nadawało na Obłędnie, czemu wcześniej nie wrzucałeś? :D Chyba że po czytaniu tekstów na konkurs tak Cię natknęło.

 

W sumie to bardzo stary tekst, który trochę przerobiłem / zaktualizowałem dla potrzeb portalu. Istniały nawet dwie jego wersje – ta i taka w postaci sztuki dramaturgicznej do wystawiania na scenie.

Z pewnością mógłbym wrzucić go na obłędnię, gdyby nie to, że powstała na nią ta moja nędzna Kiełbasa Wybiórcza (w której w sumie była jakaś auto-inspiracja dawnym Urwaniem Głowy).

Ponieważ ostatnio nie jestem w stanie nic napisać pozbywam się zawartości szuflad – inne wrzucone ostatnio dziadostwa to też efekt wietrzenia tych składowisk grafomanii.

 

Haha, Jimie, podoba mi się to opowiadanie i ta komediowa forma, służy Ci taki sposób opisywania, choć wiem, że później będzie tak jimowo-mrocznie.

 

Cieszę się, że udało się wywołać uśmiech :)

 

Dzięki za łapanki interpunkcyjne <3

(…) więc może warto dać znać czytelnikom, że ten seks, przemoc nie są pierwszoplanowe i dominujące? (…)

Pozwoliłem sobie wrzucić ten Twój akapit do przedmowy opowiadania :)

 

 

 

 

entropia nigdy nie maleje

Przykro mi. Szczere wyrazy współczucia dla rodziny i bliskich.

Podpisuję się pod tym, co napisał Outta Sewer – dziękuję Tobie, yoshi, za tę smutną informację – nędzie nam go brakowało.

entropia nigdy nie maleje

Ambush

Barbarian_Cataphract

Golodh

HollyHell91

JolkaK

krar85

Niebieski_kosmita

Staruch

Ślimak Zagłady

Wicked G

wilk-zimowy   MrBrightside

zygfryd89

entropia nigdy nie maleje

A może niektóre rezygnacje są pozytywne?

Przykładowo Asylum zrezygnowała, a następnie zrezygnowała z rezygnowania ;-)

 

entropia nigdy nie maleje

Zdrowia bruce, dla Ciebie i całej Twojej rodziny!

 

Fachowe oceny fachowymi ocenami… ale jakie smaczki? :)

entropia nigdy nie maleje

A ja się mogę cieszyć, że w porę przestałeś czytać, zanim Ci uczyniłem krzywdę tym tekstem :)

entropia nigdy nie maleje

Asylum

Finkla

Ślimak Zagłady

 

Dzięki za odwiedziny!

Nic tak nie cieszy, jak dyskusje pod tekstem, nawet pod nieobecność autora :)

 

Asylum

Tak, trochę się przykroiłem. Może nawet czasem za bardzo.

 

Dobra postać dostała fory i natychmiast pozbawiłeś ją tego,  drugi triumfował i też go tego pozbawiłeś.

Jest w tym jakaś konsekwencja, czyż nie?

 

Jeśli rozgrywka pomiędzy nimi dwoma, musi znaleźć to odzwierciedlenie, abym jako czytelnik złapała to.

Myślę, że by uzyskać to odzwierciedlenie tego starcia – musiałbym od nowa napisać całą końcówkę… zupełnie inaczej – i może by mi się udało to osiągnąć – wcześniejsze sceny raczej odsłaniają ile mają odsłaniać, pewnie końcówka nie jest satysfakcjonująca gdyż pozostawia zbyt wiele otwartych pytań i niewiele wyjaśnia.

 

Finkla

Dziękuję za ciekawą opinię! Cieszę się, że zainteresowałem Cię odwróceniem ról polsko-niemieckich w alternatywnej historii. Twoje pytania o postać Iksana i jego moce są uzasadnione, pewnie powinienem bardziej je ukazać.

Ogólnie – czytałam z zainteresowaniem, ale końcówka nie spełniła wszystkich oczekiwań

Tak jak napisałem wyżej – tę końcówkę pewnie musiałbym napisać od nowa… albo od nowa napisać całe opowiadanie.

Nie wyszło za dobrze – cóż – czasem tak bywa.

 

Ślimak Zagłady

W porządku, napisałem wreszcie i wysłałem tę parodię biogramu

Oj tam od razu parodię. Jako pomysłodawca Księgi stwierdzić mogę, że nic mu nie brakuje, jestem usatysfakcjonowany :)

 

to narzędzie może trocha łoskotać, niektórzy znajdują to doznanie przyjemnym

Pewnie właśnie tak było :) 

 

Zdaje się, że Dwójka mogła już stosować bardziej nowoczesne metody psychologiczne – gestapo niekoniecznie, bo zatrudniało wielu sadystów bez żadnego przeszkolenia pod tym kątem, niektórzy nie mieli żadnej koncepcji przesłuchania oprócz “bić aż do śmierci”.

Całkiem możliwe – Gołaszewski mógł Irenę tylko straszyć, może Dwójka potraktowałaby ją w o wiele bardziej cywilizowany sposób niż on. Z drugiej strony – nie wiadomo jak by to się rozwinęło na skutek wygranej wojny, może i na terenach okupowanych pojawiłoby się więcej indywiduów o skłonnościach takich jak Gołaszewski albo jeszcze gorszych – i kto wie, może niektórzy z nich znaleźliby zatrudnienie w Dwójce.

 

Jednak z rzadkimi wyjątkami trudnością nie jest złamanie człowieka, lecz nakłonienie go, żeby rzeczywiście współpracował, a nie tylko paplał, co mu ślina na język przyniesie, byle zadowolić oprawców.

Tu trzeba przyznać, że służby państw komunistycznych osiągnęły w tym zadziwiającą skuteczność. Amerykańscy jeńcy z Wietnamu, po indoktrynacji robionej metodą “małych kroków”, potrafili do końca życia być zatwardziałymi komunistami.

 

Też zawsze mam ten problem. Taka skrajna sytuacja wydaje mi się bardzo wdzięcznym tematem do opracowania literackiego, pod kątem zachowania, psychologii bohaterów, ale aby oddać sprawiedliwość traumie ofiar, to chyba wypadałoby straumatyzować siebie i czytelnika…

Mam wrażenie, że tak prawie straumatyzowałem SNDWLKR moim Walcem z Panią D… (na szczęście przestał w porę czytać… uff :) ). W sumie często się zastanawiam, na ile moja obsesja na punkcie prawdy może z jednej strony niszczyć moje teksty – z drugiej – niszczyć czytelnika. Dlatego – złagadzam… Ale czy takie owijanie prawdy w bawełnę, osłabianie jej wydźwięku nie jest też swego rodzaju przekłamaniem?

Myślę, że dobrze odczytałem, dlaczego tak skonstruowałem bohatera i jego relację z potworem. Może tekstowi zabrakło fajerwerków, ale myślę, że nie zabrakło mu jednak uczciwości.

 

Finkla

Mnie chodziło o to, że tekst kończy się obyczajówkowym akcentem (czyli dla mnie słabo – kwękaniem, nie łupnięciem).

Obawiam się, że moje pióro po prostu za słabe, by sprostać takim oczekiwaniom. Pisząc to, oczywiście przychodziły mi do głowy różne “łupnięcia” – ale doszedłem do wniosku, że może otrzymałbym w efekcie ciut lepszą fantastykę, ale o wiele gorszą literaturę.

 

 

entropia nigdy nie maleje

Nie wiem jak mam ten komentarz traktować – z jednej strony, szkoda, że tekst okazał się nie do przetrawienia, z drugiej – uznanie go za mocny odbieram jako komplement.

Myślę, że zawsze istnieje ryzyko, że taki tekst przytłoczy, szczególnie jeśli pokazuje wiele trudnych emocji w bardzo szczery sposób. Obecność depresji, frustracji i swoistego uwięzienia bohatera sprawia, że i czytelnik może się tak poczuć. Czy autor powinien na coś takiego wystawiać odbiorcę?

Czy momenty zainteresowania wynagradzają całą mętną zupę odczuć, która wycieka z ekranu?

Czy można przeczytać to opowiadanie i wynieść z niego coś dla siebie?

Prawdę mówiąc – nie wiem. Mam nadzieję, że mimo wszystko – tak.

Ale może to tylko mrzonka.

entropia nigdy nie maleje

To w istocie niewielkie zmiany, które bardzo wiele zmieniają :)

Poprawiona wersja jest o wiele lepsza w odbiorze (może też po prostu pomogło, że przeczytałem utwór drugi raz).

Tak czy siak – nie mam więcej uwag, spieszę kliknąć bibliotecznie :)

entropia nigdy nie maleje

Czy mógłbym poprosić Cię o rozwinięcie tych myśli? Bardzo cenię Twoją opinię i bardzo chciałbym poprawić się literacko, a nie do końca rozumiem te dwa punkty :)

 

Oczywiście – napisałem w istocie to mało jasno.

Jeśli chodzi o zapis – nie chodzi mi o usterki językowe czy coś na poziomie słów czy nawet zdań – ale mam wrażenie (być może błędne) – że troszkę inaczej powinieneś przedstawić tekst GRAFICZNIE.

Przykładowo: niektóre akapity bym przeciął na pół, gwiazdki rozdzielające podrozdziały – wycentrowałbym i dałbym przed nimi i po nich odrobinę powietrza – podobnie bym chyba bardziej wyróżnił teksty telegrafu (choć co do tego ostatniego nie jestem pewien).

 

Jeśli chodzi o drugi punkt – to go trudniej wyjaśnić, gdyż jest on bardzo subiektywny – generalnie chodzi o część od “Dowódca nie spuszczał wzroku z Zygmunta.” – chciałbym tam więcej poczuć – znaczy, ja wiem, co chciałeś przekazać (chyba), ale jednak tego nie poczułem – rozciągnąłbym trochę tę scenę, poza tym znów pewne niejasności mi rozbiły odbiór bo np. zamiast coś odczuwać zacząłem się zastanawiać jak oni właściwie mogli na siebie spojrzeć (”Patrzyli sobie przez chwilę w oczy”), skoro Ryszard (jak mniemałem ze wcześniejszych opisów, być może niesłusznie) – mógł obserwować otoczenie tylko przez przyrządy, przykładowo szerokokątowy peryskop.

 

Pozdrawiam :)

entropia nigdy nie maleje

Tak mi się skojarzyło to opowiadanie z grą Iron harvest:

 

 

A także z tym kultowym cytatem.

 

 

Ogólnie czytało się dobrze, choć pewne rzeczy wydawały mi się nie do końca wyjaśnione (przykładowo sposób w jaki “telegrafowano” do maszyny). Przejście maszyny na stronę powstańców też prosi się o odrobinę bardziej jasny opis (choć domyśliłem się, co – chyba – autor miał na myśli).

Sama historia – smutna i poruszająca, stosunkowo dobrze rozegrane emocje. Opisy plastyczne i dobre. Jednak chciałbym trochę dokładniejszego odmalowania działań zbrojnych, bo praktycznie non stop się właściwie gubiłem kto z kim właściwie walczy i gdzie (już nie mówiąc o tym, że nie bardzo wiedziałem – o co).

Jak pisali przedpiścy – za bardzo nie wiedziałem co z tym zdjęciem / akwarelą.

Skoro jak autor stwierdził w przedmowie – rzecz się dzieje podczas powstania listopadowego, to jakoś powszechność fotografii mi się nie wydawała normą (co prawda pierwsze fotografie pojawiały się już przed powstaniem listopadowym – niemniej jednak trochę mi to zgrzytało, bo dagerotypy upowszechniły się dużo później, w okolicach powstania styczniowego) – ale skoro zapowiedziane było, że “jednak nie dzieje się w rzeczywistości historycznej i nie trzyma się ściśle chronologii, szczegóły historyczne nie są ze sobą w wielu miejscach spójne” – to aż tak mi to nie przeszkadzało, choć wprowadzało pewien zamęt (zastanawiałem się mianowicie, czy czasem maszynista nie jest podróżnikiem w czasie).

"Buria" to opowiadanie, które wprawdzie prezentuje interesujący pomysł na rozpoczęcie historii, jednakże w miarę swojego rozwinięcia utyka w mętnym labiryncie zdarzeń, utrudniając czytelnikowi zrozumienie fabuły oraz zidentyfikowanie postaci. Autor zdaje się być zanurzony w chaosie, który chce stworzyć, ale niestety efekt końcowy jest zbyt zagmatwany.

Opis sytuacji, w której bohater,  przebudza się w maszynie, próbując sobie przypomnieć swoje życie, zaczyna obiecująco. Jednakże, autor nieudolnie operuje elementami onirycznymi, co sprawia, że czytelnik traci orientację w rzeczywistości przedstawianej historii. Odczucia głównego bohatera, jego walka z bólem, są przedstawione w sposób zbyt chaotyczny.

Ogólnie tekst rysuje alternatywną rzeczywistość ciekawą, dobrze opisaną, ma potencjał na coś większego. Odebrałem jednak wrażenie pewnego chaosu i niestaranności i nie wiem, czy to zamierzone (opis z punktu widzenia osoby będącej stale pod działaniem narkotyków), czy nie.

Do tego, by postawić utwór na bibliotecznej półce jak dla mnie troszkę brakuje, ale bardzo niewiele – przykładowo: bardziej starannego zapisu, poprawienia najbardziej niejasnych fragmentów, trochę lepszego ogrania emocji w zakończeniu.

 

 

entropia nigdy nie maleje

Troszkę było potknięć w tym krótkim tekście, przykładowo:

 

diabeł nas w tam zaciągnął

niepotrzebne "w"

 

ale ogólnie czytało się nieźle.

 

Podobał mi się sposób opowiedzenia tej historii i jej zakończenie – scenka jest napisana sprawnie i wyostrza apetyt na więcej, mimo wszystko jednak traktuję to bardziej jako wprawkę, niż opowiadanie.

 

pozdrawiam

entropia nigdy nie maleje

Opowiadanie "Ja już nie chcę" prezentuje się jako surrealistyczny eksperyment narracyjny, który prowadzi czytelnika przez labirynt absurdalnych i nieprzewidywalnych sytuacji. Autorka stara się zaskoczyć czytelnika, manipulując konwencją i rzeczywistością przedstawionego świata. Zapętlenie fabuły wprowadza klimat zagubienia a jednocześnie grozy.

W wyobraźni czytelnika pojawiają się rozliczne interpretacje – czy to sen, czy jakiś świat między jawą a snem, a może między życiem a śmiercią? Pod koniec jednak okazuje się, że eksperyment – nie dostajemy jednak wyjaśnienia czyj i na kim.

Czy całość jest symulacją? A może nie tylko to, a cały wszechświat?

 

– Nic nie jest praw­dzi­we, sło­necz­ko. 

 

Możliwe są też inne interpretacje.

Całość – wciąga i jest na tyle krótka, że swoją powtarzalnością nie nuży.

Pozostawia z wieloma otwartymi pytaniami (przykładowo: jak się potoczy dalsza część eksperymentu).

 

Pozdrawiam

entropia nigdy nie maleje

Opowiadanie wprowadza czytelnika w futurystyczny świat, gdzie tachiony stają się kluczowym elementem dla komunikacji, transportu i kolonizacji różnych galaktyk. Jednak, choć opis tego świata jest fascynujący, nie przekonują mnie niektóre pomysły narracyjne, przykładowo wstąpienie Janka do Floty jest co najmniej naciągane.

Ogólnie wprowadzenie postaci i sytuacji konfliktowej pomiędzy Janem a pijanym mężczyzną (który się okazuje policjantem) jest mocno niespójne z resztą opowiadania – owszem, wprowadza to jakiś dynamizm (plus za odniesienie do starych filmów) – ale jednocześnie cierpi na tym logika. Przykładowo: skąd właściwie policjant wie, gdzie szukać Janka?

Ogólnie scena nocnej przygody Janka i Sonaty zdaje się być dodatkiem, który nie wnosi istotnego elementu do głównego wątku bitwy kosmicznej. Także scena współżycia przed rozłąką – zdaje się być wprowadzoną na siłę i niezbyt dobrze napisaną.

Dodatkowo, dialogi postaci wydają się trochę sztuczne i nienaturalne. 

 

W tekście jest sporo drobnych błędów, ale nie będę ich wypisywał, podam tylko przykład:

wozy transmisyjne – gdy powinny być statki transmisyjne

 

Parę razy prychnąłem przy lekturze śmiechem, choć nie było to chyba zamierzeniem autora,

przykładowo wtedy gdy wybiła "godzina dwudziesta czasu międzygwiezdnego, żadna ze stron nie podejmowała działań. Żołnierze mieli czas na odpoczynek i sen."

Trudno mi wyobrazić sobie, żeby imperium z innej galaktyki respektowało ziemskie normy godzin snu, jest to tak absurdalne, że aż śmieszne.

 

Główną część tekstu zajmuje opis zmagań kosmicznych flot i tu nie dodam niczego nowego, czego by już Krokus nie zauważył. Mnie osobiście ta nawalanka w kosmosie po prostu denerwowała swoją naiwnością i anachronicznością – ale cóż, można by to obronić, gdyby zostało to w sposób intrygujący opowiedziane, niestety to kuleje na wszystkich możliwych poziomach.

 

Tekst jako całość niestety mnie nie porwał, choć nie można mu odmówić pewnego rodzaju potencjału – tyle, że praktycznie trzeba by w nim wymienić… wszystko. Ponownie rozłożyć na klocki – pomysł, bohaterowie, fabuła, narracja, język, dialogi – przyjrzeć się każdemu z elementów z osobna i spróbować poskładać je na nowo – a może coś interesującego by z tego wyszło.

 

Pisanie to wieczna nauka, więc uważam, że jeśli odrobisz lekcje, to w przyszłości Twoje teksty będą znacznie lepsze!

I tu się zgodzę z Krokusem – o wiele bardziej podobał mi się inny Twój tekst, ale to nie znaczy, że nie robisz postępów – wydaje mi się, że czasem można pójść jakimś utworem w bok czy wręcz – wstecz – a mimo to, się rozwijać, czego Ci z całego serca życzę.

 

Pozdrawiam i podpisuję się pod krokusowymi życzeniami powodzenia w dalszej pracy twórczej!

 

 

entropia nigdy nie maleje

Świetne podpowiedzi – niektóre z tych sposobów stosuję już ze zmiennym powodzeniem, innych nie – będę musiał spróbować (choć do końca nie wiem jak wyjdzie z tymi przecinkami, skoro one mnie ogólnie “gryzą” i wstawiam je tam gdzie niepotrzeba, a nie wstawiam tam gdzie potrzeba), może moje pisanie przestanie być aż takie kalekie :)

entropia nigdy nie maleje

Tekst, który autorka przedstawia, rzuca czytelnika w wir emocji i napięcia, eksplorując psychologiczną sferę głównej bohaterki, Rose. W komentarzach pada tu niejednokrotnie „depresja poporodowa” (to w istocie straszna rzecz) – ale prawdę mówiąc nie wierzę, że istnieją jacykolwiek rodzice, którym przez krótką chwilę choćby w głowie się nie zalęgła chęć by zabić własne dzieci (niektórzy, jak wiemy z chwytliwych nagłówków – taki zamiar realizują).

Narracja miejscami wydaje się nieco chaotyczna i niejasna, nie odbieram tego jednak jako wadę, bo buduje to nieco oniryczny, nieco odrealniony, nieco udziwniony klimat.

Padało tu, że to w istocie obyczajówka z elementami fantastycznymi. Nie widzę w tym problemu – co więcej, uważam, że dobra obyczajówka (a ta jest dobra) – przystoi fantastyce, podobnie jak fantastyce przystoi przykładowo socjologia czy przygodówka – to wszystko są oblicza fantastyki – i dobrze, że są tak różnorodne.

Oczywiście jako twórcy erokonkursu i osobie na takowe „momenty” podatnej – nie mogła mi umknąć wpleciona w tekst scena erotyczna – zarazem bardzo sugestywna, jak i ważna dla rozwoju fabuły, potęgująca summa summarum atmosferę niezwykłości i grozy. Wielki plus za to.

Przedpiścy mają rację co do pewnej przewidywalności – jednak jak autorka słusznie zauważa – plot twist by po prostu tu nie pasował – zepsułby ten utwór, dodając fikołka na siłę.

Podpiszę się tu pod słowami:

cezary_cezary

Nie ma żadnej zasady, że na koniec czytelnik musi być zaskoczony. Ważniejsze, żeby był usatysfakcjonowany, a ja byłem :)

 

Nie wynotowywałem, ale w tekście jest trochę literówek:

Gdy wróciła do domu, od razy weszła do łazienki.

Gdy wróciła do domu, od razu weszła do łazienki.

 

i niezgrabności:

godząc się na lekkie zawroty głowy skierowanej na sufit

To dwa porządki bytów, które jakoś się w tej jednej głowie kłócą (to znaczy – gdzie jest skierowana i że się w niej kręci) – rozdzieliłbym to – zresztą, czy sama głowa jest skierowana, czy spojrzenie?

 

Przeszło jej przez myśl, że jeśli jest na wpół diabłem, to powinna stanąć w płomieniach po przestąpieniu progu kościoła. Niepewnie naciskała złotą klamkę. Weszła. Rozejrzała się i odetchnęła z ulgą, bo nie zajęła się ogniem.

To nie zajęła się ogniem tu jak dla mnie dziwnie brzmi.

Poszukałbym innego sformułowania.

 

Fajny pomysł z tymi lustrami. Ponieważ sam mam mnóstwo luster w domu (między innymi na suficie) – bardzo do mnie przemawiało takie wyobrażenie :)

 

Całość tekstu, mimo pewnych drobnych potknięć udana i Miś ma rację, że się rozwijasz.

 

Biegnę klikać.

 

Pozdrawiam.

 

entropia nigdy nie maleje

I bardzo dobrze – bez szerokiego poczucia humoru, wobec tego świata, trzeba by

 

Załamać ręce, płakać i pić

 

;-)

entropia nigdy nie maleje

Oj, wena dopisała, a przynajmniej ilość pomysłów i akcentów, które zawarłeś w tekście, bo tych jest cała masa (nawet Kaczmarski się załapał, +1 ;-) )

Pisanie grafomanii jest o tyle odblokowujące, że nie trzeba zbytnio robić selekcji pomysłów (u mnie z reguły problemem jest ich nadmiar).

 

Przykro mi, że choróbsko Cię zmaltretowało, ale nie sądzę, żeby to w chorobie tkwił problem z odbiorem tekstu – po prostu jest on napisany w sposób przynajmniej miejscami trudny do przyswojenia – widać, że autor nie dość się męczył, by czytelnik już męczyć się nie musiał ;-)

 

Spora ilość gierek słownych i sytuacyjności pomagała, bo dzięki nim brak zrozumienia całości nie przeszkadzał tak bardzo.

Przynajmniej tyle dobrze. Jakieś złagodzenie tych literackich tortur ;-)

 

Sytuacja zmieniła się nieco w samej końcówce, kiedy nieco wyeksponowałeś teorię krzywdzenia własną krzywdą.

Czyli jednak tekst nie jest do końca niezrozumiały :)

 

Ale na koniec wjechał paradoks babci. Wyszło osobliwie, ale chyba tak miał być?

 

Taki właśnie był zamiar.

 

Czy wyszło grafomańsko? Nie wiem, imho trochę za sprawnie operowałeś tu piórem, przez co widzę to bardziej jako absurdalny weird.

Zdecydowanie szalony tekst. Nieźle napisany (i to – imho – trochę zgrzytało, bo nie pachniało grafomanią, ale może właśnie takie mają być teksty na grafomanię?).

Są różne poziomy i typy grafomanii, nie zawsze musi być to po prostu gwałcenie podstawowych najprostszych reguł – czasem gwałcenie reguł nieco bardziej złożonych czy metareguł – też podchodzi (jak mam nadzieję) – pod grafomanię – i z tego powodu tytuł wydaje mi się usprawiedliwiony :)

 

Polecajkę sprawdziłem, przeczytałem a nawet komentarz zostawiłem :)

 

Pozdrawiam!

entropia nigdy nie maleje

Bardzo mi się podoba Twoja interpretacja z podstawieniem bohatera przez bezgłowych reptilian.

Myślę, że to bardzo fajny szlak rozumienia tego tekstu :)

Aż kusi, by zmienić nieco zakończenie i wprost to zasugerować – ale nie, zostawię tak jak jest, może pojawią się jeszcze inne, twórcze interpretacje :)

 

Fajnie, że znalazłaś przyjemność w licznych nawiązaniach. Cieszę się, że Ci się spodobało i że humor też wyszedł (jak widać po poprzednich komentarzach – nie każdemu taki pasuje, ale miło, że jednak w czyjeś poczucie humoru trafiam :) ).

 

entropia nigdy nie maleje

Lubię zaglądać do Twoich tekstów, czasem z obawą, czy aby nie zostałeś przycięty do literackiego prostopadłościanu.

 

Mam nadzieję, że mimo wszystko do prostopadłościennych foremek nie pasuję. Chyba już tak zawsze będę trochę uwierał ;)

 

Lolitowskie jest i tyle, zresztą wyśmienicie to zrobiłeś.

 

Dziękuję :)

 

Tak, zgoda, to było jasne, lecz wtedy wprowadzenie Iksana wydaje się bezprzedmiotowe, niepotrzebne, podobnie jak niezrozumiałe w tym kontekście wydają się myśli "moralne" Gołaszewskiego. Czyżby Gołaszewski miał sumienie, refleksję, hamulec, jakieś rozterki? Po co przydałeś mu dodatkową moc, jeśli i tak by sobie sam poradził? Facet, czyli Gołaszewski powinien oddawać się swojej potrzebie, owładnięty nią.

Ależ on się tej potrzebie poddaje… ale czyż mimo tego nie może mieć pewnych myśli “moralnych”? Zależało mi tu na uczynieniu go z jednej strony złym – ale jednocześnie – nie do końca niemoralnym. Takie zło, które sobie wszystko usprawiedliwia – jest poniekąd łatwe. Bo ono się złem nie czuje – robi dobrze – wg. jakiejś tam swojej skali i oceny.

Gołaszewski ma się szarpać – z jednej strony on znajduje dla siebie usprawiedliwienia, jakieś bajki sobie opowiada, by się wybielić czy zdać samemu sobie lepszym – ale jednocześnie dostrzega, że to co robi – jest złe.

 

Przydajesz mu moc (uzyskaną dzięki Iksanowi). Dlaczego? Czyżby lękał się jej utraty? Dlaczego?

 

Sama sobie odpowiadasz parę linijek dalej, dlaczego – to właśnie jego głód pozwala mu niejako “oswoić” Iksana.

 

Kto tu "bryknął" – stawiałabym na Iksana i zmianę "żywiciela" na bardziej przydatnego. Gdyby miał być to Gołaszewski, kurcze, potrzebne byłoby więcej znaków, dużo więcej.

 

Pozostawiam to otwartym. W starciu Gołaszewski – Iksan, kosmita wydaje się być na zwycięskiej pozycji – ale czy rzeczywiście? Już po napisaniu zastanawiałem się, czy pokręcona psychika Gołaszewskiego nie jest po prostu wymarzonym gniazdem dla Iksana. Może gdyby jego “żywiciel” był bardziej normalny, nie byłby tak przydatny?

 

Druga scena przyniosła rozczarowanie, bo za szybko poszło i pytałam się – jak to, o co toczy się gra, o co chodzi, co czytam?

Może rzeczywiście tu za szybko odkryłem karty. Od początku jednak w moim zamyśle cała gra toczy się między dwoma potworami i dotyczy bardziej napięcia między nimi niż między nimi a ofiarą (która, w sposób oczywisty – nie ma szans).

 

Pozdrawiam serdecznie :)

 

entropia nigdy nie maleje

Jeszcze się chyba do końca z lodówką nie rozstali, niektórzy do ścianek przywarli i nie chcą puścić :)

Cieszę się, że szorcik się spodobał i uśmiechnął – takie było jego zadanie.

 

Pozdrawiam równie serdecznie :)

entropia nigdy nie maleje

Dziękuję Misiu za odwiedziny i cieszę się, że Ci podobało.

Skoro wciąga, nawet jeśli nie wesołe – to chyba dobre :)

entropia nigdy nie maleje

Komentarz krara85 przygnał mnie tu spod mojej grafomanii, ściślej spod Paradoksu Babci czyli Grafomanii 2026.

Pomimo, że nie czytałem ani nie oglądałem Zmierzchu, to dość dobrze wiem o czym jest (głównie za sprawą memów ;) ) – kiedyś pewnie będę musiał to nadrobić, podobnie jak 50 twarzy greya. Mimo to, a może właśnie dlatego – grafomańskie połączenie tych utworów znajduję jako całkiem udane :)

Dialogi – super :)

Ogólnie – takie zagęszczenie grafomanii, upakowanie wszelkich możliwych błędów w jednym, krótkim tekście sprawia, że z jednej strony jak wspomniano wyżej – oczy krwawią – z drugiej – może to być używane do nauki, jako exemplum wszelkich usterek tekstu :)

I przy tym – jest to szalenie zabawne.

 

 

 

entropia nigdy nie maleje

Tekst, który przedstawiasz, ma kilka ciekawych elementów, jednak jest też kilka aspektów, które można by poprawić.

 

Fabuła jest intrygująca, Ambush ma rację, że początek opowiadania jest dość mocny i jest świetnym zawiązaniem akcji. Odkrycie piramidy w Egipcie – choć trochę wydało mi się pod pewnymi względami naciągane – elementy archeologiczne, skarb w piramidzie, a także uciekający potwór dodają tekstuowi dynamiki – to nadal część tego dobrego początku. Potem jest już bardzo nierówno, ale to nie znaczy, że źle.

Interesujące jest ukazanie diabła, który obserwuje zmiany w świecie przez wiele epok. Opisuje to, co zauważa, podkreślając różnice między światem starożytnym a współczesnym.

Opowiadanie rozwija się w coraz bardziej nieprzewidywalny sposób, wprowadzając nowe elementy do fabuły, które trzymają czytelnika w napięciu. Zmiany wprowadzone w dalszym ciągu historii są zaskakujące i nadają opowieści nowe, interesujące oblicze.

Ciekawe jest też wyjaśnienie długowieczności przedstawiciela organizacji ścigającej potwory.

Mimo to, w pewnym momencie do tekstu zakrada się nuda – staje się on niestety mocno przewidywalny co prawda ratuje to trochę pojawienie się elementu podróży i odkrywania nowych miejsc, co stanowi kontrast wobec wcześniejszej atmosfery tajemnicy i niebezpieczeństwa, jednak to trochę za mało by tekst nadal utrzymywał dużą uwagę czytelnika. Dodanie motywu polowania na obcokrajowców w celu zdobywania wiedzy o różnych kulturach jest pomysłem ciekawym i jednocześnie przerażającym, ale w pewien sposób już zgranym – nie dostajemy niczego nowego…

Ale na szczęście autor wpada na pomysł, by diabła “zatruć” umysłami szaleńców. To ciekawy zwrot akcji, gdy główna umiejętność potwora staje się jego przekleństwem.

Podobnie jak Ambush – podobały mi się bezskuteczne próby zabicia Diabła – fajnie wyeksponowano tu niezwykłość i nieśmiertelność tej istoty.

Epilog przynosi nieoczekiwany zwrot, gdy postanawia się wysłać Diabła w kosmos na Marsie. Ta decyzja dodaje elementu symbolicznego triumfu, ale jednocześnie pozostawia pewne pytania i tajemnice. Pomysł umieszczenia potwora w skrzyni na pokładzie rakiety wprowadza nowy poziom zagrożenia i niepewności.

 

Tekst zawiera wiele usterek na poziomie językowym, przykładowo:

przeczekać znaczny okres czasu

okres czasu to lekkie masło maślane – co prawda jest parę znaczeń tego słowa (https://sjp.pwn.pl/slowniki/okres.html) ale wszystkie odnoszą się do czasu (nawet okres w sensie menstruacji).

 

Bar, którego śmieszna nazwa po przetłumaczeniu na polski brzmiała „Smaczny wielbłąd” był budynkiem dużych rozmiarów

Pozwól czytelnikowi zdecydować, czy nazwa jest śmieszna czy nie, nie podpowiadaj mu tego, także informacja, że nazwa została przetłumaczona na polski – jest zbędna – tekst jest po polsku, jesteśmy w Egipcie, nikt raczej nie nazywa egipskich barów po polsku.

 

ironicznie zniżając głos do szeptu powiedział

nie sądzę, by ironiczność była cechą zniżania głosu – a tak to brzmi, raczej powinieneś oddać, że ironiczny był sam szept

 

przy pomocy zaawansowanej, ale ogólnie dostępnej technologii zlokalizowano wejście.

prosi się o konkret – co to była za technologia

 

I tak dalej.

 

Podsumowując:

Tekst bardzo nierówny, posiadający dobre momenty, wymagający jednak jeszcze wiele pracy. Autor ma sporo dobrych pomysłów, jednak poziom wykonania jak dla mnie jest niewystarczający, by utwór ten postawić na bibliotecznej półce.

 

Pozdrawiam serdecznie.

entropia nigdy nie maleje

To skojarzenie wcale nie jest takie złe XD

Cieszę się, że udało mi się z utworu odczytać to, co autor zamierzył – brawa dla autora :)

entropia nigdy nie maleje

Cała przyjemność po mojej stronie :)

Długaśne moje urwanie, bo nie umiem tak pięknie i oszczędnie pisać jak Ty :)

entropia nigdy nie maleje

Siódmy anioł

jest zupełnie inny

nazywa się nawet inaczej

Szemkel

 

to nie co Gabriel

złocisty

podpora tronu

i baldachim

 

ani to co Rafael

stroiciel chórów

 

ani także

Azrael

kierowca planet

geometra nieskończoności

doskonały znawca fizyki teoretycznej

 

Szemkel

jest czarny i nerwowy

i był wielokrotnie karany

za przemyt grzeszników

 

między otchłanią

a niebem

jego tupot nieustanny

 

nic nie ceni swojej godności

i utrzymują go w zastępie

tylko ze względu na liczbę siedem

 

ale nie jest taki jak inni

 

nie to co hetman zastępów

Michał

cały w łuskach i pióropuszach

 

ani to co Azrafael

dekorator świata

opiekun bujnej wegetacji

ze skrzydłami jak dwa dęby szumiące

 

ani nawet to co

Dedrael

apologeta i kabalista

 

Szemkel Szemkel

– sarkają aniołowie

dlaczego nie jesteś doskonały

 

malarze bizantyńscy

kiedy malują siedmiu

odtwarzają Szemkela

podobnego do tamtych

 

sądzą bowiem

że popadliby w herezję

gdyby wymalowali go

takim jak jest

czarny nerwowy

w starej wyleniałej aureoli

 

Zbigniew Herbert

 

 

Opowieść o powstawaniu gatunków i losach anioła Szemkela jest niezwykłą i oryginalną historią, która łączy elementy mitologii, fantastyki i satyry. Autor, posługując się kreatywnym podejściem do tematu, stworzył barwny świat, w którym anioły, ptaki i diabły splatają się w zaskakujący sposób.

Narracja jest pełna humoru i ironii, co nadaje tekstowi lekkości. Dialogi między postaciami są sprytnie skonstruowane, a różnice między Szemkelem a Urielem dodają głębi relacji między nimi. Zastosowanie zwrotów akcji oraz niespodziewanych elementów, sprawiają, że czytelnik trzyma się tekstu z zaciekawieniem, chcąc dowiedzieć się, co wydarzy się dalej.

Zwróciłem w tym tekście uwagę na powtarzalność i wielorakość buntu – najpierw buntują się, jak chciał Augustyn z Hippony (twierdzący, że ten upadek był skutkiem pychy) – anioły przeciw Bogu – tworząc Piekło, następnie ptaki buntują się przeciw bożym przykazaniom, podobnie ludzie, w końcu – potępione ptaki buntują się przeciw diabłom w otchłani – a na samym końcu Szemkel buntuje się przeciw Bogu i nie zostaje za to ukarany.

Niejako sprawy zataczają krąg, ale jest to krąg w którym następuje przemiana bohatera – pod koniec tekstu anioł nie jest już tym samym, który był, zmienia nawet imię.

Ciekawe są nawiązania do mitologii i ewolucji, dające kolejne warstwy symbolicznej interpretacji tekstu.

Język używany w opowieści jest barwny i ekspresyjny, co wspiera atmosferę fantastycznego świata. Zastosowanie niespodziewanych metafor i humorystycznych określeń dodaje uroku tekstowi. Przeplatanie mitologii z absurdalnymi sytuacjami tworzy unikalne doświadczenie czytelnicze.

Zakończenie historii, w którym pojawiają się nowe oblicza postaci i nieoczekiwane zwroty akcji, jest zaskakujące i satysfakcjonujące – nawet to, że mamy – dosłownie – deus ex machina – bardzo tutaj pasuje.

Cała ta angelistyczna historia przypomniała mi utwory Ćwieka – a ponieważ kiedyś bardzo je lubiłem, z pewnością trzeba to uznać za komplement.

Czy tekst spełnia wymogi konkursowe?

Do końca nie wiem – wydaje mi się na to zbyt mało absurdalny.

Ale na pewno nie czyni to tekstem złym. Uważam, że to solidna dawka niezłej literatury i nie żałuję, że tu zawitałem. 

entropia nigdy nie maleje

Zanais

Aha i jeśli Bruce mówi, że dawałaby same TAKi, a Jim same NIEty, to wiem, że raczej bym na nich nie głosował. Bez urazy :P

Mnie to nie uraża, gdyż sam tak uważam – Bruce chyba też nie powinno :)

Pomijająć brak wiedzy i czasu – to bycie stale na NIE to największa przeszkoda w moim przypadku. Może z czasem trochę złagodnieję – więc – żeby nie było, że się ordynarnie migam – jak za parę lat jeszcze żyć będę, to może wtedy… a może i wtedy Bruce się zrobi ciut bardziej “ostra” i wylądujemy razem w loży – w tej chwili to nie ma sensu, bo posiadanie w loży osób, z których jedno zawsze dawałoby TAK, a drugie zawsze dawałoby NIE – niczego nie zmieni – możecie sobie do każdego tekstu po prostu dopisać jednego TAK-a i jednego NIE-ta :D

 

Co do Ambush i silvera – mam wrażenie, że nie ma sensu się krygować – jesteście dobrzy – wystarczająco dobrzy, by lożować.

Bardzo chętnie widziałbym w loży Ślimaka Zagłady (wspominaliście o nim również i słusznie) – uwielbiam czytać jego erudycyjne komentarze, myślę, że nawet bardzo krytyczna opinia w jego wykonaniu mogłaby autorowi dać dużo nie tylko informacji zwrotnej, ale również – autentycznej przyjemności.

 

entropia nigdy nie maleje

Gratulacje :)

 

entropia nigdy nie maleje

Pod tekst zawitałem, bo szukałem Głowy bohatera mojego utworu Urwanie Głowy

 

Nie zawiodłem się – znalazłem tu, to co chciałem.

 

Opowiadanie "Głowa" przyciąga uwagę dziwnym i surrealistycznym scenariuszem. Autorka przedstawia jak głowa Davida Bowiego staje się obiektem codziennego życia narratora, rysując obraz dziwacznej relacji między nimi. Elementy humoru przeplatają się z nutą tajemniczości, szczególnie w kontekście stopniowego pojawiania się kolejnych części ciała Davida Bowiego. Ciekawie zbudowany jest także obraz codzienności w domu z żywą (albo nieumarłą?) głową na parapecie.

Język opowiadania jest barwny, a dialogi między narratorem a głową pełne dynamiki. Podoba mi się muzyczność utworu – która wynika nie tylko z odniesień do piosenkarzy, utworów i zespołów ale głównie z rytmu, tempa, doboru słów.

Całokształt sprawia, że czytelnik pozostaje z pewnym niedosytem – co może być zamiarem autorki – zakończenie pełniej wprawia w melancholijny nastrój, który był wcześniej budowany przez przedstawienie polskiej jesieni.

 

Z przyjemnością spieszę kliknąć.

 

entropia nigdy nie maleje

 Pod tekst ten ściągnął mnie Koala75, twierdząc że jest podobny do mojego „Walca z Panią D***”

 

Rzeczywiście, między utworami występują pewne podobieństwa – głównie ze względu na tematykę.

 

„Lot” to opowiadanie pełne melancholii, smutku i wewnętrznej walki głównego bohatera z samym sobą – walki zwykle przegrywanej. Autor zabiera czytelnika w podróż przez codzienność pełną bezsensu, bólu emocjonalnego i frustracji. Narracja jest surowa i bezlitosna, ukazującą życie bohatera, który zmagając się z własnymi demonami, stara się znaleźć sens w rzeczywistości, która wydaje się beznadziejna.

Krótkie zdania potęgują wrażenie szarpiącego głowę narratora cierpienia…

 

 

 

Opowiadanie jest skonstruowane w formie dziennika bohatera, co dodaje mu intymności i autentyczności. Mamy tu do czynienia z brutalną szczerością, gdzie bohater dzieli się swoimi myślami, lękami i wewnętrznymi konfliktami.

Autor jest bardzo odważny w przedstawieniu różnych aspektów tego stanu (przykładowo – nie przynosząca przyjemności masturbacja, ta – jak to określa Vacter – proza onanistyczna – wydaje mi się tutaj bardzo mocno uderzać swoją beznadzieją i prawdziwością).

W środku tego strumienia emocji pojawia się tajemnicza postać, "zielony", która przerywa monotonny tok myśli głównego bohatera.

 

Język opowiadania jest surowy i bezpośredni, co dobrze oddaje ton i klimat tekstu. Fragmentacja czasowa, zapisywanie w pierwszej osobie, w szarpany sposób, nadaje tekstowi rytm, podkreślając monotonię (i beznadziejność) życia bohatera.

 

Jeśli czegoś tu brakuje, to jakiegoś lekkiego zamotania fabuły – nie jest to błąd, bo być może tak właśnie miało być – jej prostota może wręcz być kolejnym elementem podkreślającym bezsens istnienia bohatera.

 

Zapewniam Cię, że rozmawianie z naklejkami i zmarłymi nie ma nic wspólnego z depresją

W istocie, depresja obywa się bez objawów wytwórczych (ale w stanach skrajnych może objawiać się odrealnieniem, gdy rzeczywistość wydaje się jedynie sztuczną dekoracją ) – jednak nie musi być przecież jedyną chorobą psychiczną, z jaką boryka się bohater.

entropia nigdy nie maleje

Zacytuję jeden z moich komentarzy pod Twoim Duchem Poczekalni, gdyby się ktoś jeszcze wahał, czy ma przeczytać:

 

Odbiór jak najbardziej pozytywny. Udało Ci się napisać utwór fantastyczny, czy też horror tak, że moje zawieszenie niewiary jest tak głębokie (..), że nie odróżniam świata przedstawionego od świata rzeczywistego (…)

Polecam :)

 

 

entropia nigdy nie maleje

Silverze – polecam Duch Poczekalni Vactera, to jest naprawdę ciekawe opowiadanie.

 

Ja byłem raz nominowany (a raczej zgłoszony "do") z tekstem, który nawet nie trafił do biblio.

 

Vacterze nie przejmuj się tym, a czerp z tego pozytywy.

Przykładowo ja co prawda Twój tekst znajduję ciekawym, ale niewartym piórka – ale inni mogą mieć go za rewelację godną literackiego Noble’a. Więc nie przejmuj się zdaniem Jimmiego – starego zrzędy, tylko ciesz się, że dla pewnego kręgu odbiorców jest to tekst wybitny.

Prawie-nominowanie do piórka potrafi być rzeczą bardzo przyjemną :)

Ja się o takie – podobne Twoim – nominacje otarłem dwa razy – raz w przypadku niesławnej najdłuższej bety portalu (to to zostało przynajmniej zabibliotekowane, Asylum napisała mi wtedy bardzo miły nominacyjny komentarz) – drugi raz – ostam uznał moją para-grochówkę za wartą nominacji, mimo że to nawet do biblio nie trafiło.

Daje mi niesamowitą frajdę, że co prawda dla większości moje utwory nie są niczym specjalnym, albo wręcz – są zupełnie niestrawne – ale zdarzają się jednostki, które przeczytają jakiś mój tekścik wręcz z “opadem szczęki” ;-)

Nigdy nie dotrze się do wszystkich i czasem warto się zastanowić, czy zaspokojenie zróżnicowanych gustów jest właśnie tym, o co w pisaniu nam chodzi. Mam wrażenie, że Tobie, Vacterze, chodzi jednak o coś odrobinę innego :)

entropia nigdy nie maleje

Próbuję. Od lat.

Bezskutecznie :)

Więc ostatnio próbuję odnaleźć szczęście w podejściu, że szczęście mi do szczęścia niepotrzebne ;-)

entropia nigdy nie maleje

Radek

feniks103

 

Dzięki za odwiedziny.

 

Radek

 

Mi ta scena wydała się niepotrzebna, skoro się dowiedzieliśmy ze spotkania w jaju, że Iksan potrafi powstrzymać pistolet przed wystrzeleniem (to, że tak się stało i tym razem sugeruje ten fragment:

 

– Bam! – wykrzyknął Gołaszewski

 

Czyli pistolet po prostu nie wystrzelił, mimo szarpnięcia za spust. Ale może rzeczywiście, któraś ze scen, które zaproponowałeś dałaby lepsze wrażenia czytelnikowi.

Cieszę się, że tekst nie przysporzył bólu…

 

Dzięki za doklikanie :)

 

feniks103

Odbieram jako komplement – dziękuję :)

 

 

Pozdrawiam.

entropia nigdy nie maleje

Nowa Fantastyka