Cześć!
Podoba mi się pomysł na konstrukcję świata, choć tu i ówdzie miewałem trudności z zawieszeniem niewiary. Intryga raczej bez większych zarzutów, niektórzy bohaterowie ciekawi. Jakość redakcyjna zgrzytała, postaram się zrobić mały przegląd.
wyobrażała sobie okruchy piaskowca odspajane i ciskane do morza. Któregoś dnia erozja miała strącić skałę z nieba
Nie potrafię sobie ułożyć w głowie, jak ma działać ta magia, że utrzymuje w górze całe lądy, a oderwane kamyczki spadają. I czemu wobec tego cała skała ma kiedyś spaść (i to w skali czasowej krótszej niż geologiczna).
sześćdziesiąt mili długości
Mil (dopełniacz liczby mnogiej). Poza tym “długość” to zwykle ten większy wymiar lądu, dla odległości od krawędzi byłoby istotniejsze, ile miał w poprzek.
Ot, proste role, które mógł wykonywać każdy.
Role raczej się odgrywa niż wykonuje.
nawet w Groleji widywało się więcej drewna niż skały.
Grolei (jak szyi, alei, nadziei). Rozważyłbym w ogóle zapis Grolea (jak Morea, Cheronea, Pangea) – końcówka -eja raczej nie występuje w nazwach miejscowych.
Zrozumiała, że musi pracować naprawdę ciężko, aby utrzymać się na uczelni.
Z czasem naprawdę polubiła studenckie życie
Powtórzone “naprawdę”.
mieszącej największe pisane zbiory świata
Mieszczącej (edytor nie podkreśla błędu, bo to imiesłów od miesić).
Za głowę jej brata wyznaczono czterdzieści miedzianych monet. Tyle starczyłoby na dwa lata nauki.
Ładne, zręcznie pokazujesz wartość metalu w świecie przedstawionym.
spełnili odpowiednie procedury.
Dopełnili odpowiednich procedur.
ostatnie zachowane egzemplarze kilka ważnych ksiąg.
Kilku. Mam kłopot z wyobrażeniem sobie biblioteki naukowej, która przechowuje unikat ważnej księgi i nie decyduje się na wykonanie kopii. Podobne sytuacje to w ogóle rzadkość (u nas wprawdzie 622 upadki Bunga Witkacego przetrwały wojnę w jednym egzemplarzu).
Wyglądał jak długi na stopę, czarny walec, zakończony stożkiem
Brakuje kropki. Obydwa przecinki opcjonalne. Lepiej “miał kształt walca” niż “wyglądał jak walec”, bo to bryła geometryczna.
Niezwykłość przedmiotów
Po prostu “ich niezwykłość”, chodzi o te kryształy, a nie o wszelkie możliwe przedmioty.
unieść się do nieba, albo z wielką mocą przeć w dół ku morzu albo płaskowyżom.
Przecinek przed “albo” zbędny, drugie zamieniłbym na “lub”.
podczas gdy żagle łapały wiatr i pozwalały na przemieszczanie się do przodu.
Chwytały? Rozważyć usunięcie drugiego członu, wszyscy wiemy, do czego służą żagle.
trudno było uwierzy że takie maleństwo
Uwierzyć, że…
Co więcej, to było bardzo nietypowe, ale jednak górnictwo. A górnictwo karano śmiercią.
Drążenie w ziemi, biedaszybnictwo; górnictwo to moim zdaniem zajęcie oficjalne.
– Jeśli mam to zrobić, wyjaśnił – powiedziała
Wyjaśnij.
Jest tam książka, którą chce zleceniodawca.
Której (lub: którą chce otrzymać).
– Mów dalej – poprosiła Isna, choć zdawała sobie sprawę, że słowa jej brata brzmią jak bełkot szaleńca.
Niejasne – sprawia wrażenie, jakby byli tam jacyś inni słuchacze i Isna zdawała sobie sprawę z ich prawdopodobnej reakcji.
Wystarczy zauważyć jasny, płonący punkt w ciemnościach nocy
Zbyt poetyckie, jak sądzę. Poza tym jeżeli chce zupełnych ciemności, to na pewno nie tuż po zachodzie słońca (zmierzch może trwać jeszcze godzinę i dłużej, nie mówiąc już o tym, że płaskowyż będzie oświetlony od spodu jeszcze dłuższą chwilę po zachodzie z perspektywy jego powierzchni, to może być różnica kilku stopni łuku). Skądinąd dalej opisujesz to prawidłowo.
A potem zacząć kopać do góry
Brakuje kropki.
Isna spojrzała na czarny, ciężki przedmiot.
Odwróciłbym szyk przymiotników – trochę stylistyka, trochę kwestia gustu.
Zastanowiła się, co by powiedział profesor Kadere, gdyby ją teraz zobaczył.
Sądząc po dalszej części tekstu, powiedziałby coś w rodzaju “dobrze sobie radzisz, dalej realizuj plan”. Tutaj zastanawia się tak, jak gdyby miało to być dla profesora zaskoczeniem czy zawodem, co nie ma sensu w wewnętrznym monologu.
„Cień księżyca” zwinął żagle i zawisł w powietrzu.
W nazwie statku, jak w imieniu, wszystkie człony wielką literą (oprócz mało prawdopodobnych spójników i przyimków). Ciekaw jestem, czy zetknąłeś się z https://pl.wikipedia.org/wiki/Cie%C5%84_Ksi%C4%99%C5%BCyca.
Czy zamieszkiwali też na innych, mniejszych lądach?
Inne, mniejsze lądy.
Byli to ludzie, z którymi podczas Wzniesienia stało się coś dziwnego. Grawitacja działała na nich odwrotnie, zamiast ściągać do morza, pchała ich ku niebu.
Wypada przypuszczać, że podczas Wzniesienia wyrzuciłoby ich w przestrzeń kosmiczną.
Owszem Tyn był bogaty
Przecinek.
Słońce zaszło całkowicie, świat pogrążył się w czerni.
Ciąg dalszy uwag do zachodu słońca – gdyby to tak wyglądało, parę moich wycieczek górskich zakończyłoby się mniej przyjemnie. Wprawdzie w strefie międzyzwrotnikowej zmierzch trwa dużo krócej, ale wciąż istnieje.
Miejsce kaźni doglądał królewski kat.
Miejsca.
zagospodarowanym na port, co miało swoją przyczynę w jakiś ulgach podatkowych.
Jakichś!! Zagospodarowanym jako port (zaadaptowanym na port).
Sokolisko wznosiło się trzysta stóp powyżej Płaskowyżu Grolejskiego (…) Dwa tysiące stóp niżej błyszczało morze. (…) Jednak kiedyś nie wznosiły się o łokieć ponad morze!
Wysokości mi się nie dodają.
Hiacynt wręczył im przedmioty, które dostał od Dymu.
Od Dyma, to jest człowiek, a nie rzeczownik pospolity.
Hiacynt był ostatni, gdyż miał nadzieję ubezpieczać siostrę.
To powinien iść przodem i asekurować ją liną. To akurat jej brat, ale uwaga dla pań noszących spódnice: jeżeli ktoś wam powie, że chce wspinać się po drabinie za wami celem asekuracji, nie wierzcie w tę szlachetną intencję.
musieli jednak uważać, by nie poranić swoich dłoni
Z kontekstu dość jasne, że nie cudzych.
a zmęczenie i klaustrofobia skutecznie opóźniały wspinaczkę.
Klaustrofobia to także lęk nieprawidłowy, nadmierny, a nie normalne poczucie obawy przed ciasnymi przestrzeniami. Nie jest aż tak częste, aby występowała razem z lękiem wysokości.
przekleństwa Tyna świadczyły, że i on napotyka na problemy.
Napotyka problemy.
Zaczął powoli tracić czucie w dłoniach
Tyn?
wyglądając trochę jak jeden z odwróconych ze skrzydłami.
Niektórzy z odwróconych mieli skrzydła?
Na ścianach pełno było obrazów i gobelinów przedstawiających sceny, wywołujące w Isnie nie lada zdumienie.
Przecinka nie może być, w takiej konstrukcji ogólnie jest opcjonalny, ale wtedy sygnalizuje dopowiedzenie, a samo “Na ścianach pełno było obrazów i gobelinów przedstawiających sceny” byłoby opisem rozpaczliwie miałkim.
Hiacynt i jego siostra ruszyli przed siebie, tyn stał jeszcze chwilę i obserwował łóżko.
Tyn wielką literą.
Dajcie mi chwilę. Przeżyje.
Przeżyję.
– Ktoś tu mieszka? – zastanawiał się Hiacynt. – Jeśli tak, to już na pewno zawiadomił władze Uniwersytetu.
– Nie, jeśli nie może stąd wychodzić – powiedziała Isna
Co ma piernik do wiatraka? Istnieją takie wynalazki jak na przykład dzwonek na służbę.
głosem będącym przedziwnym połączeniem szeptu i krzyku.
Nic mi ten opis nie mówi.
lecz jej ubiór wyglądał, jakby chodziła w nim nieprzerwanie od roku.
Teraz mnie olśniło i zacząłem się zastanawiać, jak wyglądają kwestie higieniczne w Grolei, skoro za wykopanie latryny grozi kara spalenia na stosie. Dziw, że tam jeszcze wszyscy nie wymarli na cholerę i dur brzuszny.
– Możesz przejść przez barierę i podjeść do regału.
Podejść. (Choć przypomniała mi się taka książka o labiryncie z sera).
– Zaczniemy od palców – zdecydował. – Masz ich dużo. Po każdym obciętym będę powtarzał pytanie. Pomożesz?
W dwóch pierwszych noworocznych opowiadaniach pojawia się bardzo podobny wątek przesłuchań i kaleczenia palców… Bałbym się myśleć, co to za wróżba dla naszej społeczności na 2024.
A poważniej, zastanówmy się: masz księgi z tajemną wiedzą, nie chcesz, aby ktoś poznał ich treść; masz jedyną osobę zdolną je brać do ręki i odczytywać; i cóż… więzisz ją na stałe w bibliotece? Może miałoby to sens, gdyby ktoś potrzebował lektury dzień w dzień, ale też nic na to nie wskazuje (sukni nie zmieniała ponoć od roku).
Użyli liny z koca, by powiązać swoje ciała.
Zręczniej: Powiązali się liną z koca.
Tym wziął dziewczynę na plecy
Tyn.
silne lampy kierunkowe
Podejrzanie nowoczesna technologia jak na ten świat…
wyciągając drewniane miecze.
… zwłaszcza w porównaniu z tym. Z drewna robi się miecze ćwiczebne (jak chcesz komuś zrobić krzywdę, to już lepiej solidną pałę). Jakieś kopalnie rudy żelaza muszą tam przecież istnieć. Albo może obsydian?
drobny ruch liny, które sprawiły, że nieszczęśnik zaplątał się o takielunek.
Który sprawił.
Kiedyś powiedziała, że bardzo mnie kocha, ale jeśli ktoś przystawi nóż do mojego gardła, żądając przyniesienia książki, będzie musiała mnie poświęcić, bo taki jest obowiązek strażnika. – Oczy dziewczyny zaszkliły się nagle. Odbijał się w nich blask wschodzącego słońca. – Mama dobrze mnie wykształciła
Matkę ktoś potężnie zindoktrynował, a córki przygotowywanej do tej samej roli nawet nie próbowali?
– Znasz profesora Kadere?
W sumie odmieniałbym to nazwisko, Kaderego.
Każdy erozjanim się z tym gryzie
Erozjanin.
Najpierw do kajuty wleciał nietoperz, a to znaczyło, że zaraz zjawi się Tyn.
Zbędne “najpierw”.
mieszącym pracownię szewca.
Ten sam problem, co wcześniej.
Kiedy ujrzeli przystań, jej brat zaklął chicho.
Cicho.
Na pokładzie Kanna przerzuciła skrępowane dłonie przez szyję jednego ze strażników i zaczęła go dusić.
I dlatego ręce krępuje się za plecami (chyba że w zabawie za obopólną zgodą). Kto wiąże z przodu, zasługuje na to, aby dobór naturalny obszedł się z nim dotkliwie.
„Cień wiatru” uniósł się tak gwałtownie
Miał być księżyc…
Cały ten skok, wybór celu, pomysł podkopu, to w takim samym jego jak i moje pomysły.
W takim samym stopniu.
Przez wiele miesięcy dzielił się ze mną swoimi przemyśleniami.
Wiadomo przecież, że swoimi.
dorwali profesora i zmusili go, by wyjawił, gdzie mieliśmy spotkać się z Dymem.
A tak właściwie dlaczego on dysponował tą informacją? Może “dopadli”, klimat językowy… może po prostu “przyszli po profesora”, niewidomy starzec w gabinecie z tabliczką nie był wymagającym celem.
– To najważniejsza rzecz, którą mi wpoili – powiedziała strażnika.
Strażniczka.
Nie ma, jak uciec.
Nie powinno być przecinka.
zupełnie nie wiedzą, co myśleć o pomyślnie Isny.
Pomyśle. Zresztą i tak niezręczne, myśleć o pomyśle?…
Uderzył w lustro wody, zanurzył się i całkowicie utonął. Wszystkie utonęły.
To już bez znaczenia – jeżeli magia grawitacyjna ustąpiła nagle, a nie stopniowo, to ludzie i zwierzęta (może oprócz niektórych bezkręgowców) wyginęliby od samego impetu uderzenia. Swoją drogą – przed Wzniesieniem istniały kontynenty, a teraz wszystko niknie pod wodą? Gdzie się podziała brakująca masa skalna, licząc lekką ręką, miliardy ton? Jak ktoś wcześniej słusznie zauważył, jeżeli istnieje erozja, to i akumulacja.
przywołując w umyśle różne książki, które przeczytała i rozmowy z profesorami
Przecinek po “przeczytała”, domknięcie wtrącenia.
Hiacynt przewiązał się do masztu
Przywiązał.
Zdołała wówczas zgasić wszystkie lampy i ukryć w ciemności
Lampy ukryła czy siebie?
którego władze Uniwersytetu wyznaczyli
Wyznaczyły.
Szóstego dni uderzył w nich sztorm
Dnia.
Zaczęli jeść Kannę. (…) odważyli się zniżyć, by nałapać ryb.
Osobliwa kolejność.
Dwunastego dni
Dnia!
szef szajki chcę ją zabić
Chce.
Tak oddalony od morza, że trwa na nim wieczna zima.
Niezrozumiałe – ląd musi mieć brzegi i nie może być cały oddalony od morza, ale chyba chodzi o stan rzeczy sprzed Upadku, więc może po prostu “tak wysoko”?
Zastanawiam się jeszcze, co myśleć o tym zamknięciu fabuły. Wychodziłoby na to, że niebezpieczna herezja rzeczywiście okazała się niebezpieczna, a bohaterowie, próbując naprawić świat, przyspieszyli jego kres, przynajmniej w sensie cywilizacji ludzkiej. Musiałoby tam być przynajmniej około stu osób, aby realnie liczyć na odnowienie populacji, nie mówiąc o zachowaniu choć części jej dorobku. Również zwróciłem uwagę na dziwnie zatarte granice między nauką a magią. Nie wiem, dlaczego odczytanie “Erozji” na głos miało być istotną różnicą jakościową w stosunku do odczytania w myślach (i skąd władze Uniwersytetu miały pewność, że strażniczka nie zniszczy świata, mamrocząc pod nosem przy lekturze). Podsumowując, może są tutaj jakieś wnioski dotyczące ostrożności w obchodzeniu się z nieznanym, ale raczej mam wrażenie świata skazanego na zagładę i bezprzedmiotowości działań postaci. Drobne luki fabularne też mogły utrudnić sprawę. Ogółem opowiadanie jest sprawnie napisane i można się cieszyć lekturą bez zwracania większej uwagi na błędy, ale nie zachwyciło mnie tak jak Cmentarzysko sów, może też ze względu na mniej (moim zdaniem) błyskotliwy opis relacji międzyludzkich.
Pozdrawiam ślimaczo i polecam do Biblioteki!