Profil użytkownika


komentarze: 282, w dziale opowiadań: 87, opowiadania: 69

Ostatnie sto komentarzy

Brawo. Aż chce się znowu udzielać. Duże gratulacje dla designerów. Kolorystyka dokładnie taka, jaką bym sobie życzył na tego typu stronie. Do tego edytor, w porównaniu do tego na starej stronie, to cud techniki.

Mi też się nie chcę iść jutro do szkoły//pracy.

Kilka pierdół na początek.   „Zimna, lodowata wręcz, orzeźwiająca jak pierwszy podmuch zimy, czysta i nieskalana nawet człowieczym oddechem.” – Te „nawet” chyba tu niepotrzebne jest.    „Mył ręce przed posiłkiem, po posiłku, między posiłkami, po załatwieniu się, a czasem, jeśli załatwienie się wypadło zaraz po posiłku, także przed załatwieniem się, a tym samym po posiłku.” – Tutaj już wiedziałem, że przeczytam do końca.   „(oprócz chomika siostry, dawno temu, ale to było nie chcący i nie zamierzał wrzucić go do włączonego miksera. Zresztą, i tak bestyjka hałasowała i nie dawała domownikom spać, Bóg prowadził jego rękę, by uwolnił rodzinę od bezsenności)” Skróciłbym to wtrącenie.   „Ale… wtedy miał świadomość, że w końcu minie.” – Nie jestem pewny, po co ten wielokropek. W następnym zdaniu zresztą też.   „Tak długo, że buty zdążyły zeżreć mu połowę stopy”. – Głodne buty. Słyszałem o tym.

Dało się przeczytać. Czasem było topornie, a czesem lekko jak piórko, tylko przeskakiwało się wzrokiem po tekście. Fajnie wplecione humorystyczne stawki. Na pewno nie zmęczyłem się snuciem po bieli jak Twój bohater. Fabuła – nic specjalnego niestety. W sumie nie wiedziałem, czego się spodziewać od początku tekstu i tak naprawdę nic nie dostałem. Liczyłem na więcej po obiecującym początku i zdaniu o myciu rąk przed wydalaniem i po posiłku.

Pozdrawiam. 

Właściwie wszystko z nalepką "Fantastyka młodzieżowa" mnie odstrasza. Głównie dlatego, że nie po drodze mi ze wszystkimi pozycjami reprezentującym ten nurt. Eragorn i Harry Potter nie podobały mi się nawet wtedy, gdy byłem w "targetowym" wieku. Jedyne naprawdę dobre wspomnienia z czytania fantastyki młodzieżowej mam po Złomiarzu i Zatopionych Miastach, ale to tylko zasługa autora.

Przecież opowiadanie zamieszczone tutaj nie przestaje być twoją własnością.

65000 znaków to dużo? Od kiedy i czemu nikt mnie nie powiadomił?

Zależy czy podasz jaką piosenkę. Teoretycznie trzeba będzie płacić Rihannie tantiemy za każdym razem, gdy ktoś czytając twoją książkę, będzie sobie słuchał piosenki w głowie, więc uważaj.

Ogólnie szykuj garnitur na długie procesy.

Zaczniemy od wyłapanych przez moje leniwe oko błędów.
"Ostatnia wielka wojna, której wszyscy byliśmy świadkami(,) niosła" - brak przecinka
"To, że teraz po dziesięciu latach jestem w stanie nakreślić te słowa(,) jest tylko i wyłącznie zasługą Kolosa." - to samo
"Kolosem, o którym mówię(,) była ogromna..." - identyczny błąd.
Tutaj skończę o przecinkach. Rozumiesz w czym rzecz. Zdanie wtrącone powinieneś oddzielać przecinkiem z dwóch stron. Nie tylko z jednej. Poza tym masz tyle błędów interpunkcyjnych, że wyszczególnianie każdego byłoby dosyć czasochłonne.

"Ja, Alfred i mężczyzna w okularach, który przedstawił się nam jako Sosnowski ruszyliśmy gęsiego za przewodnikiem, dwóch ochroniarzy zostało przy windzie a dwóch stanęło przy drzwiach do gabinetu marszałka." - nie mam pojęcia, dlaczego postanowiłeś z tego zrobić jedno zdanie.

"Musi pan wytropić tego, kto spowodował awarie//ę" - ile było tych awarii? Jeśli jedna to masz błąd ortograficzny.


"Kult Maszyny" - raz piszesz tak, innym razem "kult maszyny". Przydałaby się konsekwencja.

"- Zanim cię stąd wyproszę mamy chwilę czasu na rozmowę. – Mężczyzna znowu podjął rozmowę." - tego powtórzenia mogłeś chyba uniknąć?

Nie podobał mi się wstęp. Przesadą byłoby go nazwaniem nudnym, ale jest mało zachęcający. Język na początku jest strasznie suchy. Potem robi się lepiej. Jest intryga - może poprowadzone miejscami trochę niechlujnie, brak jej dziur. W sumie jest to kryminał w oprawie S-F. Brakuje jednak budowania napięcia. Mimo grożącej całej załodze katastrofy brak też wyraźnej atmosfery strachum niepewności, czegokolwiek. Finał mi się spodobał, podobnie jak sam pomysł na opowiadanie ogólnie. Mógłbyś jednak popracować nad językiem. Brak tu jakiegoś wyraźnego stylu, zęba, iskry - czegoś, co zwracałoby uwagę. Narracja w wielu fragmentach opowiadania jest po prostu bezpłciowa. Błędy i brak przecinków trochę psują ogólne wrażenia z lektury. Gdybym miał oceniać, powiedziałbym, że jest średnio z tendencją do dobrego.

Mi tam się podobało. Zwłaszcza na tle tego, co ostatnio czytałem na portalu. Styl suchy, ale wiarygodny. Czegoś podobnego oczekiwałbym po dzienniku. W sumie mógłbym powtórzyć kilka zarzutów josenheim, ale ogólne wrażenie mam lepsze.

Rozbawiła mnie wizja Juliusa. 7 mld pisarzy!!! Wyobrażacie to sobie? Ciekawe, czy ktoś zdążył by coś napisać, zanim umarłby z głodu. No i skąd brałyby się obiektywne opinie na temat cudzej twórczośći?

Czym jest talent literacki? Czym jest ciężka praca? Co my możemy na ten temat wiedzieć? O tym pierwszym jeszcze nikt w naszym przypadku nie miał okazji się przekonać, a by mówić o tym drugim trzeba jeszcze wiele czasu.

Zresztą czym jest talent literacki? Jest to składowa tak wielu czynników, że możemy do końca świata się kłócić, czy ktoś go ma czy nie. Ciężką pracę włożoną w pisanie można jeszcze jakoś zmierzyć, ale talent?

Co do sporu artystów i rzemieślników, to ja jednak wole tych drugich, gdybym miał wybierać. Twórczość tych szumnie nazywanych artystów jest dla mnie po prostu niezjadliwa (nie chcę nazywać jej bełkotem). Rzemieślnik - pisarz martwi się przede wszystkim, by trzymać czytelnika przy książce. Dobrze napsiany tekst, chociaż wtórny, jakoś się obroni. Granie na stunach ludzkiej duszy napisane nudno i bezpłciowo nigdy, choćby na nowo odkrywało koło. 

"..i wojownik sapałby z wysiłku, gdyby nie był wściekły..."  Eee... co? Czym w sapaniu przeszkadza bycie wściekłym?

W tym zdaniu - "Kiedy powtarzasz coś nudnego po raz setny nie wiesz o tym, liczyć przestajesz znacznie wcześniej." i tu "A żebyś szczezł na dnie siedmiu piekieł pomiocie!" brakuje po przecinku.

"Topory utkwione w czaszkach.
Przemoczone krwią buty.
Smród nadpsutego mięsa wybudzonego z wiecznego snu złą wolą." - nie rozumiem, czemu wszystko zaczyna się od nowej linijki.

Ogólnie napisane w miarę sprawnie. Czyta się szybko, brak zgrzytów. Brak też (niestety) jak dla mnie jakiejkolwiek fabuły. Nie rozumiem celu tego tekstu. Opowiadanie powinno być opowieścią. Powinno mieć początek, rozwinięcie i zakończenie. To jest fragment czegoś większego?

Pierwszych kilka zdań z tym samym podmiotem. Fatalnie się czyta taki ciąg. Ogólnie reszta dobrze napisana, szybko się czyta. Ale o czym jest opowiadanie? Brakuje puenty, rozwinięcia. Sam pomysł, choć mało oryginalny, wymagał większego wysiłku niż ten krótki tekst.

Mi się bardzo nie spodobał, ale Eferelin miał rację, film miał zbyt wygórowane oczekiwania, których nie mógł spełnić. 

Tylko dlaczego miejscami Prometeusz był taki głupi. Ta ekipa naukowców "porażała" mnie swoim profesjonalizmem. Wiem, że to przede wszystkim miał być film akcji, ale...

Miejscami śmieszne. Miejscami głupie. Miejscami obrzydliwe. Pewnie tak jak chciałeś.

Brakuje przecinków. Nie wiem po co tworzysz niekiedy długie zdania, zamiast zrobić z nich dwa krótsze.

"Żwir. Okruchowa skała osadowa o luźnej postaci, złożona z otoczaków o średnicy od ponad dwóch milimetrów do kilku centymetrów. W Polsce pozyskiwany z wydobycia na żwirowniach i z pogłębiania rzek.
Żwirownia – miejsce odkrywkowego wydobywania żwiru i piasku. Żwirownie eksploatują kruszywo ze złoża. Niektóre żwirownie po zakończeniu eksploatacji wypełniają się wodą lub są zalewane, powstaje w ten sposób zbiornik wodny zwany bagrem."

A po cholerę to?


"- Wiem – odpowiedział, chociaż pytanie Rocha Kowskiego, detektywa Rocha Kowskiego, było retoryczne."

Nie rozumiem po co powtarzasz nazwisko. Nie lepiej od razu napisać detektywa Rocha Kowskiego?


Zasłonił okna i usiadł na skórzanym siedzisku. Wyrównał, uspokoił oddech. Chłonął dźwięki. Zaparkował pod lasem, na odludziu, dla uszu umęczonych wszechobecną kakofonią miasta ta cisza wydawała się nienaturalna, przytłaczała.

Słabo się czyta tyle zdań pod rząd z tym samym podmiotem. Nie zdarza się to rzadko w tym tekście.


Przeskakujesz między scenami strasznie chaotycznie. Nie podoba mi się moment, w którym urywasz sceny, przechodząc do następnej.


Sama historia taka sobie. Na pewno możnaby ją lepiej opowiedzieć w tej formie wydaje mi się bardzo chaotycznie. W wielu zdaniach brakuje podmiotów, sceną przydałyby się opisy, które nie tylko pozwoliłyby lepiej te sceny sobie wyobrazić, ale też wprowadzić pewien nastrój, którego tutaj po prostu brakuje. Są duchy, morderstwa i detektywi, a brakuje napięcia, strachu i tajemnicy.

Jakbym miał oceniać, dałbym 3,5.

Gratuluję zwycięzcom. Wytrwałością się musieli wykazać co nie lada. No i odgadnąć co siedzie w tej pokręconej głowie DjJajko. Jeszcze raz gratuluję.

Bardzo sprawnie napisane. Tutaj duży plus. Czyta się lekko, czuć swobodę w opowiadaniu tej historii. Bohaterowie też wyjęci niemal z naszej rzeczywistości, takie zwyczajnie. Sama historia może i mało oryginalna - kto nie czytał o podobnym nawiedzonym domu? Obowiązkowy staruszek ostrzegający przed niebezpieczeńswem i równie obowiązkowo zignorowany przez bohaterów -  ale mi się podobała. Trzymałeś w napięciu. Swoje cele spełniłeś bardzo dobrze. Ode mnie piątka.

Interpunkcja mocno kuleje. W jednych zdaniach brakuje przecinków, w innych jest ich za dużo. Niektórym zdaniom przydałoby się skrócenie. Narracja wydaje mi się jakaś urywana. Najpierw tatko ma przemyślenia o wypadku, a następna linijka zaczyna się "Jak co dzień rano". Nie wiedziałem, czy to ranek dnia wypadku, czy ranek następnego dnia. Potem jest chaos. Przeskakujesz między scenami i cięzko naprawdę się połapać.

Sam pomysł nawet mi się podobał, gdy już w końcu zrozumiałem, co chciałeś opowiedzieć. Końcówka jednak jak dla mnie wszystko psuje. Jej cel to chyba tylko dopasowanie tytułu do opowiadania.

 

 

 

 

Na zewnątrz panowała pochmurna, ciemna szarówka i radosny, błękitny odcień pokoju był teraz zimny i przygnębiający. 

Czasami rozumiem, co Jakub ma na myśli, gdy mówi, że przymiotników może być za dużo.

Mężczyzna usiadł ze spuszczona głową, podrapał się po swoim kilkudniowym zaroście, po czym powolnym ruchem wstał i podszedł do okna.

Nie podoba mi się, że kogoś kogo nazwałeś przed chwilą Locke teraz nazywasz mężczyzną. Nie widzę tu sensu. Gdybyś powtórzył imię, nic by się nie stało.

Zastał swoje jedyne rodzeństwo z rękami złączonymi na plecach, w milczeniu i bezruchu patrzące przez okno.

Co złego w słowie brat?

 

Co do świata, pomysłu itp. Fajnie. Mamy świat, w którym trzydziestolatków zarzyna się jak zwierzęta, nawet nazywa się to ubojem, a ludzie chętnie się temu poddają i uważają, że to normalne. Jakbyś może więcej wyjaśnił, jak i po co, to może spróbowałbym dać się kupić. Tak to trochę kręcę głową.

 

"Udało mi się jednak odnaleźć kilkoro osób..." Specem nie jestem, ale ja bym napisał kilka, a nie kilkoro.

Mimo że opowiadanie z pierwszej osoby, ciężko było mi się wczuć w skórę bohatera. Przyznam rację Adamowi i powiem, że sama końcówka, ostatni fragment, najbardziej mi się podobał. Sama akcja zręcznie posuwa się do przodu, narracja rzadko kuleje. Tekst czyta się nawet miejscami przyjemnie. Początek za to nie zachęca do dalszej lektury. Samo zebranie drużyny opisane tak jakoś niedbale i sucho. Ciężko też zrozumieć, dlaczego bohater i kupiec zostali w tej karczmie. Zaginione postacie do tej pory wydawały się nikim więcej niż statystami, kilkoma literami, które nie wywoływały w głowie żadnego obrazu. Sam czytelnik też nie ma prawa czuć się zaskoczony. To że piękna kobieta z karczmy okaże się tą samą z legendy było więcej niż pewne.

Miło było sobie odświeżyć to opowiadanie. Moje zdanie na temat tego tekstu, Eferelin, znasz.

Opowiadanie jest jak na mój gust trochę nijakie. Brakuje jakiegokolwiek zaskoczenia czy nawet iluzji napięcia. Mocno efekt opowiadania psuje "bezpłciowa" narracja. Historia jak historia, jednym się spodoba innym nie, ale ta konkretna wydaje mi się opowiedziania bardzo sucho. Zakończenie mnie nie kupiło. Dialogom też przydałoby się trochę błysku.

Z technikaliów i takich tam. Znalazłem jeden zbędny przecinek "Nagle usłyszeliśmy krzyk, dochodzący z góry.". Ale mocno błędów interpunkcyjnych nie szukałem. Na początku kilka wielokropków wydaje mi się niepotrzebnych. Reszta wydaje mi się bez zarzutu. Tylko w zapisie dialogów czasem brakuje kropki. Jak np:

- Twoje siostry były bardzo do niej podobne - zauważyłem - Również miały rude włosy jak ona.

Najchętniej czytam książki wydane. Te, które dopiero mają zostać wydane, lub takie, które nie zostaną wydane, ciężko dostać w sklepach.

Dobra wiadomość? Dla mnie to fatalna wiadomość. Nie wyobrażam sobie sensownego wplecenia tych postaci tak nagle do fabuły.

Ostatni odcinek był naprawdę koszmarny. Ogólnie cały sezon mocno mnie zawiódł. Tak naprawdę mieliśmy mnóstwo bezsensownych zmian co do oryginału i jeszcze więcej dodatkowych scen, które nie dość, że nie miały żadnego znaczenia fabularnego, to jeszcze zabrały czas na ciekawsze wydarzenia. Co szkodziło scenarzystom, by wpleść do fabuł Fetora? Co szkodziło, by pojawiła się zupa łasicowa?

Uwielbiam opowiadania Gaimana i Dicka. U tych autorów krótkie formy są o wiele lepsze niż te dłuższe, przynajmniej w mojej opinii. Chyba gdybym miał wybrać jedno opowiadanie, to jedyne, jeśli już miałbym wybrać, to chyba "Zdolny uczeń" Kinga. W mojej opini to najlepsze dzieło amerykańskiego pisarza.

Z klasycznego fantasy wszyscy pewnie wybraliby Sapkowskiego. Mi jednak najbardziej podobały się zbiory opowiadań Wengera. Szkarłat na płaszczu to małe arcydzieło. 

Warto też dodać, że scenariusz do odcinka napisał sam Martin i żeby być delikatnym dla pracy etatowych scenarzystów tego serialu powiem tylko, że widać różnicę.

Odcinek robił wrażenie, ale w paru miejscach wyszedł brak funduszy. Piękny wybuch, a poza tym trochę nędznie. Cała walka przy jednej bramie. Mało drabin, ludzi... no i oczywiście musiały być sceny rodem ze Spartakusa, gdzie mieczem tnie się na pół czaski. 

Przesadzili też z pokazaniem, jak Stannis rwie się do walki. Owszem król powinien walczyć ze swoimi ludźmi, ale nie w pierwszej lini i pierwszy pchać się na drabiny. Gdyby zginął byłoby przecież po walce, a zabić go mogła każda zbłąkana strzała. 

Kuł w oczy też brak hełmów u walczących. Wiem, wiem. Telewizja, trzeba było widzieć, który aktor jest który.

 

Mimo wszystko najlepszy odcinek nieco rozczarowującego sezonu.

Słyszałem ten wywiad, gdzie Sapkowski na pytanie o nowym Wiedźminie powiedział "czemu nie, już nie długo.." i odebrałem to jako żart.

Żebym w tym wieku konto na facebooku sobie musiał zakładać :/

Dobra, mam. Żale powylewam w następnym temacie. 

Pierwsza zagadka, której nie rozwiązałbym bez podpowiedzi.

Mnie książka ładnie poprowadziła - jak to Jajko nazwał - w ekonomiczne rejony. Tam znalazłem podpowiedź, wszystko super. Tylko nie mogę nigdzie znaleźć tej astronomicznej. Wiem wiem, patrzę w górę, pije mleko, bez końcówki paytka, wszystko fajnie. Wydaje mi się - nie wydaje, jestem pewny - że wiem o co chodzi, ale nie wiem gdzie mam się udać.

 

Mam wiele zastrzeżeń do tej zagadki. Zwłaszcza, że połączono ją z jedną rzeczą, której szczerze nienawidzę. 

Myślałem, że będzie więcej opowiadań, patrzac po tym ile osób brało udział w konkursie. W sumie, Dj Jajko, masz lajt.

Mi tam nie przeszkadza, ale rozumiem tych, co się czepiają.

Nie wiem, ile tomów czytałaś, Dreammy, ale jest wiele wiadomo o wydarzeniach z Królewskiej Przystani, gdy Jaime zabijał króla. Ciężko, by żołnierze byli jakoś załamani jego porażką, bo w mieście praktycznie nie odbyły się żadne walki, tylko plądrowanie. 

Był dwuręcznym mieczem z Valyriańskiej stali. Stark używał go do ucinania głów, bo nie miał okazji nim walczyć. Valyriańska stal była lekka i ostra, więc nie widzę powodów, dlaczego miałby się nie nadawać do walki.

"Co by było gdyby" pełną gębą. Szkoda, że nie uśmierciłaś swojego Viserysa. Od początku zastanawiałem się, jak zginie. To, że tekst napisany świetnie, nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć.

@ "No i ten Renly. W książce nie ma ani słowa dowodu; ba nie ma nawet cienia pomówienia, jakoby Renly był homoseksualistą."

Mówisz o pierwszym tomie czy o całości sagi?

Co do opowiadania:

Meryn Trant nie powinien aż tak hardo się odnościć w stosunku do Neda. Raczej powinien pochylić głowę i "zrobić minę przepraszam, że żyję". Ale to mniejszy zgrzyt. Mogłeś też wyjaśnić w jaki sposób Ned dowiedział się o tajemnicy dzieci Cersei przed polowaniem. Opowadanie sprawnie napisane, ale by nadać tej historii realizmu musiałeś kompletnie zmienić Roberta. Król z książki nigdy by nie wybaczył Cersei i nie pozwalał, by to działo się na dworze.

cRozumiem, że jakbym napisał o potwornym rekinie o długości 15 m, to też byś mówił, że to żaden potwór bo wg wikipedii są rekiny, które mają 20m? Nie chce dawać tutaj linków do zdjęć martwych zwierząt, ale dzik o masie 300 kg i ponad 2 m długośći to dla mnie potwór. Coś, czego na żywo na pewno bym nie chciał spotkać.

Zresztą stasznie nadinterpretujesz. Nigdzie nie napisałem, że dzik był "potwornie wielki". Renly nazwał go potworem, a król uznał, że to największy dzik, jakiego widział. Tyle. Czy to naprawdę tak nieprawdopodobna sytuacja dla dzika o masie ~300kg? 

@RogerRedeye, no nie wiem. Miałem kiedyś przygodę z dzikiem, który jak na moje ważył max 150 kg. Gdy sobie wyobraziłem dzika dwa razy masywniejszego, wyszedł mi potwór. 

300 kg dzik to nie rzadkość? Tu mnie zaskoczyłeś. Ja, na przykład, nigdy takiego na żywo nie widziałem. Wiem, wiem. Słaby argument. Ale gdzie u nas w Polsce, gdzie wilków tak mało, można zobaczyć tak wielkiego dzika? No i w tekście jest conajmniej 50 kamieni. Robert sam był gruby, więc mógł mieć tendencje do wyszczuplania wszystkiego w okół jak niektóre dziewczyny. 

Hodor jest spokrewniony ze Starą Nianią - bodajże prawnuk, więc faktycznie mało wiarygodny tekst, zwłaszcza o tułaczce Hodora ze Smoczej Skały. No i Hodor tak naprawdę ma na imię Walder, więc Robb tytułując Hodora jako króla mógł już zwrócić się do niego po imieniu :D

 

Co nie zmienia faktu, że tekst spełnia swoją funkcje - jest śmieszny.

@Świętomir

"2. Język:

Joffrey zamierzył się na Aryę mieczem, wykrzykując przekleństwa, ohydne przekleństwa. - powtórzenie wg mnie zupełnie zbędne."

Czepiaj się Martina i tłumacza. Zdanie niemal wyjęte z książki.

Ehhhh, napisałbym niecenzuralnie, ale napiszę inaczej... Jajko, to było arcygłupie :D

Wstydzę się na myśl, jak kombinowałem. Dla mnie słowa jeńca, po odkryciu mapki wcale nie były bezsensu. Śniardwy to największe jezioro, bardzo płytkie i węgorza można tam złapać (nie wiem czemu ubzdurałem sobie, że węgorz jest rybą stu kolorów i kształtów :D)

Wydaje mi się, że mam wszystko. Wiem, co to za mapa, domyślam się o które jezioro chodzi w podpowiedziach - ale nazwa tego jeziora nie jest rozwiązaniem. Nie mam pojęcia po co te literki nad mapą.

Hmmm, jak na razie nie mam pojęcia o co może chodzić. Nieźle, Jajko.

Jak dla mnie błędu nie ma. Dj napisał, że słońce pada pod kątem 3 stopni, a oba miasta są odległe o 450 km. Gdyby 450 km = 87 stopni, a nie 3 stopnie, oznaczałoby to, że świat Pieśni Lodu i Ognia ma niecale 2000 km obwodu.
 

Snow, pomyliło ci się coś. 3 stopnie szerokości geograficznej równały się 450 km. Przecież inaczej byś tego nie policzył.

Wystarczy odcyfrować tekst. Matematyki nie ma tutaj praktycznie żadnej.

Jak mogłem przegapić ten konkurs??? Świetnie zorganizowany, gratuluję dj Jajko. 

 

Trzeba odrabiać opowiadaniem.

Nie no, Melisandre na pewno jest kapłanką Rholla, tu nie ma żadnej zmyłki. W swoich wizjach widzi chłopca z głową wilka na północy - pewnie chodzi o Brana - którego wzięła za sługę Wielkiego Innego. Ogólnie w oczach Czerwonych Kapłanów wszystkie bóstwa poza Rhollem są niewolnikami Wielkiego Innego. 

Z tego co zrozumiałem, to głównie "Aegona" chcą usadowić  na Żelaznym Tronie. Ślub z Danką mógłby urealnić go jako Targaryena, gdyż wszyscy wiedzą, że Dany jeszcze żyje, a Aegona mają za zmarłego. Aegon wogóle wydaje mi się taki zbyt idealny, by był prawdziwy. Strasznie się zdziwie jeśli naprawdę okaże się synem Rhaegara i Elii. Czytałem ciekawą teorię na zagranicznym forum, z której wynika, że Aegon jest tak naprawdę Blackfyrem, a nie Targaryenem. To by pasowało, zwłaszcza to, że ma po swojej stronie Złotą Kompanię, która poparła w przeszłości Daemona. 

@Świętomir
"Moim zdaniem Varys jest nie tyle za Targeryanami, co za spokojem i stabilnością Seidmiu Królestw." 

Nie mogę się bardziej nie zgodzić. Varys gra na zbyt wiele frontów, a jego działania powodują zbyt wiele chaosu. Może i mówił Starkowi, że służy królestwu, a Kevanowi powiedział, że robi to wszystko dla dzieci, ale głównie dzięki niemu królestwo jest w rozsypce, a dzieci umierają. Varys jednocześnie szpiegował dla królowej, Tyriona, lorda Tywina, wcześniej dla Starka i cholera wie, komu jeszcze. W pierwszym tomie rozmawiam z Illyriem i ze strzępków tej rozmowy podłuchanych przez Aryę można zrozumieć, że im zależało na to by Lew i Wilk rzuciły się sobie do gardeł w odpowiedniej chwili i czasie - wygląda na to, że ich pierwotny plan zakładał atak Dothraków na Siedem Królestw. Nie wiem, co jest ich głównym celem, ale prowadzi poprzez doprowadzenia królestwa do ruiny - co im do tej pory świetnie wychodzi.

Clod, Varys Królewskiej Przystani najprawdopodobniej wcale nie opuścił. Też się mogę tylko domyślać w co grają obaj z Illyriem. Bardzo zależy im na chaosie - dlatego w prologu zabito Kevana Lannistera, jedyną osobę, która mogła spokój w królestwie przywrócić. Chaos to sojusznik Aegona (a raczej kogoś, kto za Aegona się podaję, bo nigdy nie uwierzę, że jest prawdziwy, dopóki nie dostanę od autora mocnego dowodu). Varys mimo że wydaje się być człowiekiem Targaryenów, był jednym z tych, którzy byli za wysłaniem zabójców, by zabić Daenerys w I tomie. Jakby był za Danką, nie mógłby tak ryzykować - w końcu skąd mógł wiedzieć, że Mormont ją uratuję? - dlatego mimo wszystko nie sądzę, by chodziło im o przywrócenie dynastii Targaryenów. Mają inny cel, który pewnie nie został jeszcze odkryty. 

No i te dzieci, które trzymały noże. Nawet nie chce zgadywać na kogo Varys je napuści i o ile trupów bogatsza będzie Królewska Przystań. 

Oj, jak dla mnie Martin ma od początku wizję, tego co chce zrobić ze swoimi postaciami. Na pewno ma zaplanowany koniec sagi i tego w jaki sposób do niego doprowazi. Od pierwszego tomu jest trójoka wrona, smok o 3 glowach, odrodzenie Azora Ahai... Wszystko zaczyna w 5 tomie się splatać. Zwłaszcza że wychodzi w końcu, kto tym Azorem Ahai jest. Arya też na pewno będzie miała swoją rolę do odegrania.

Serio tak to zachwalają? Chętnie zobaczę gdzie. Ja to kupiłem, spodziewałem się niezłego czytadła fantasy i to otrzymałem. Dla mnie to ta sama półka co np. Sanderson, czy Adrian Tchaikovsky. Jeśli chodzi o klasyczne - komercyjne fantasy Rothfuss i Abercrombie biją Bretta na łopatki.

W sumie mógłbym podpisać się pod wszystkim co napisał JeRzy. Cudowny cykl. Czy autor ma przeciętne umiejętności? Mi wydaje się, że nie. Ale wiadomo, to jego debiut. Pisarsko też się rozwinął. Mnie porwało od początku. Wracam do tego cyklu tak często, że ludzie dziwnie na mnie patrzą, widząc mnie z książką Eriksona.

Wydrukowałem zdjęcie tego kolesia i dałem do powąchania psu. Mój doberman wyskoczył z mieszkania, a w oczach tliła mu się żądza mordu. Kierował się na pabianice.

Może być suma wyrazów ciągu geometrycznego?

Same brudasy. A więc stereotypy pasują.


Długich włosów nie mam, w czerni nigdy się nie lubowałem, na glany mnie nie było stać, ale heay metal, hard rock i rock&rollw moim serduszku pukają nieustannie.
Zdecydowanie preferuję klasykę. Poza takimi banałami jak Iron Maiden, Judas Priest, Black Sabbath, Accept, AC/DC, Deep Purple, Whitesnake, Motorhead, Led Zeppelin, uwielbiam takie kapele jak:
Rainbow - Dio + Blackmore. Trzy pierwsze płyty to po prostu cudo. Solowy DioDire StraitsSaxonTeslaRatt. Y&T. Iced Earth. Dokken. Solowy Dickinson. Solowy Halford. Pantera

@berylu

Równonoc wiosenna - wielkanoc - świętem judeochrześcijańskim? Chcesz mi powiedzieć, że Egipcjanie i inne pogańske ludy nie zauważyły tak oczywistego faktu, że dzień jest dłuższy od nocy i nie świętowały tego? Ludy, które praktycznie czciły słońce?

Nie jestem historykiem ani antropologiem, tylko inżynierem, ale wydaje mi się, że mam rację. 

Boże narodzenie i wielkanoc to też są święta pogańskie. Przynajmniej daty tych świąt.

"Miałem na myśli coś w stylu "przelecieliśmy butelka po butelce". W dużej piwniczce byłoby to takie numeryczne obliczanie całki."

No właśnie nie bardzo. 

Co rozumiesz przez "scałkowaliśmy całą piwniczkę z winem"? Nie jestem pewny, czy rozumiesz czym jest całkowanie. 

Ja tam nie rozumiem tego limitu znaków. Internet to nie papier. Przecież serwerowi to bez różnicy, czy tekst zajmuje 25k znaków, czy 100 k znaków, a i tak redajca z tego co się orientuje tego nie czyta i o wyniku decyduje pracowita Loża. Zresztą w ostatnim konkursie sporo osób popełniło opowiadania ponad 25k znaków i nic się nie stało.

***

Mówią, że prawdziwa wściekłość nie dba o powody.

Obrzynek nie miał pojęcia, dlaczego podkłada ogień pod tę żałosną chałupę. Nie obchodziło go, kim jest ten przerażający dzieciak, dosiadający olbrzyma niczym zwykłego kucyka, i dlaczego to właśnie on tutaj dowodził. Owszem, słyszał coś o magu, który najwyraźniej wkurzył zdecydowanie zbyt dużo ludzi oraz coś o pogwałceniu kodeksu Wiedźmińskiego. Usłyszany kątem ucha zlepek informacji wsiąknął głęboko w jego mózg, jakby ten był zwykłą gąbką. Pewnie nawet udałoby mu się wydobyć tych kilka myśli na powierzchnie, połączyć w sensowną całość i dojść do jakiegoś wniosku. Mógłby spróbować, gdyby tylko nie był tak bardzo pijany.

Zwykle dwa razy zastanowiłby się przed podpaleniem domu należącego do czarodzieja, ale dzisiaj to było bez znaczenia. Dał się porwać przez rozjuszony tłum, a Obrzynek kochał być częścią tej pięknej istoty. Wszystko nagle zrobiło się takie proste. Przyszedł tu, bo przyszedł tu tłum. Był wściekły na czarodzieja, bo wściekły był na niego tłum. W tłumie był nieskrępowany. Pozbawiony codziennych problemów. Naprawdę wolny. Bezpieczny. Anonimowy. Któż oskarży go o zniszczenia, do których dzisiaj przyłoży ręce? Kiedy winny jest tłum, tak naprawdę nie jest winny nikt.

Na samą myśl serce zapłonęło mu z radości. Przepchnął się na przód, wywijając pałką. Nie miał zamiaru być tym, którym zostaną tylko ochłapy.

Otaczający go ludzie wyraźnie się uspokoili. Obrzynek nie potrafił dopasować ich twarzy do imion, chociaż z większością z nich mieszkał w tej zapomnianej przez bogów wiosce od trzydziestu lat. Chaotyczne krzyki wyraźnie ucichły. Wieśniacy drżeli, oczekując w napięciu, ściskając mocniej swój zaimprowizowany oręż. Obrzynek rozejrzał się nerwowo.

Dlaczego po prostu stoją wokół tego kurnika, czy co to w ogóle jest... Na co czekamy? To tutaj to chyba wejściowe drzwi. Możemy rozwalić je kawałeczki. Dlaczego nie wejdziemy po tego zasranego czarodzieja i nie rozszarpiemy go w końcu na strzępy? A, no tak. Chałupa płonie. Te drewno powinno się zająć jak włosy Suchokłosa, gdy przewróciła się na niego świeca. Ciekawe czy już mu odrosły. Idiota. Kto zasypia z głową na stole? Sam się o to prosił. Śmierdziało jeszcze gorzej niż teraz. No, ale za to nie było tyle dymu.

Dymu?

Gęste, czarne kłęby dymu wylały się nagle przez uchylone okno na piętrze i przez szczeliny w ścianach. Tłum zakaszlał, a zaraz potem się rozweselił.

- Pali się już w środku! - wrzasnął ktoś z tyłu. - Zaraz ich wykurzymy!

- Tylko nie dajcie mu uciec!

- Wyłaź, tchórzu!

Tłum krzyczał. Wrzaski zlały się w niezrozumiały warkot. Obrzynek też pragnął wrzeszczeć, dołączyć swoje ochrypnięte gardło do tego pięknego chóru. Nie mógł jednak przestać patrzeć na ciemne smugi, wyciekające ku górze. Poczuł, że wypada z roli, a w jego głowie zaczynają płynąć wąskie strumienie myśli, należące wyłącznie do niego. Wraz z tymi myślami przyszedł strach.

Dlaczego jest tu tyle dymu? Dom ledwo się zajął, a pożar na pewno nie dotarł na piętro. Taki czarny, wybuchł tak nagle. Przecież tak się dzieje tylko wtedy, gdy ogień nagle zgaśnie.

Poczuł pod stopami dziwną miękkość oraz wilgoć. Zachwiał się na niepewnych nogach i spuścił zmętniony wzrok. Ujrzał pod stopami niewielką kałużę, wyciekającą ciurkiem spod drzwi na wprost niego. Gapił się na ten obraz, marszcząc brwi. Rozległ się niepokojący trzask drewna. Czas jakby stanął w miejscu. W głowie Obrzynka jego zmysły biły gorączkowo na alarm.

Zrozumienie przebiło się kopniakiem przez alkoholową mgiełkę. Otworzył szeroko usta.

Bogowie! Co mnie podkusiło, by stanąć w pierwszej linii?

Zdążył ledwo się odwrócić, gdy drzwi wybuchły na drobne drzazgi i zalała ich potężna fala lodowatej wody.

@6Orson6

Xvartów w Wrotach Baldura(czyli ogólnie na Wybrzeżu Mieczy) było więcej niż pijanych studentów na juwenaliach. Może twoja wiedza posiłkuje się inną edycją? BG to AD&D. A teraz w sumie to nawet nie wiem, która obowiązuje. 

A tekst zabawny. Spełnia swoją funkcje. No i mam cholerną ochotę zainstalować Sagę BG.  

Aha i jeszcze jedno, książka jest kiczowata. Ale nie wiem, dlaczego miało to by być wadą tej książki. Większość fantasy jest okropnie kiczowate i jakoś nikt z tego powodu nie płacze. Wymieniłbym kilka tytułów bardziej kiczowatych od Rezydenta, a które bardziej mi się podobały. 

Malinowski chyba nie czytał tej książki i hejtuje dla samego hejtowania.

Skończyłem jakąś godzinę temu.

Fajne czytadło... i tyle. Książka nie zapadnie w pamięci, nie stanie na honorowym miejscu tych książek, które przeczytam drugi raz. Malakh ma racje, pisząc iż jest to książka wybitnie rozrywkowa, ale ja, który czytam praktycznie samą literaturę rozrywkową oceniam tę powieść dosyć przeciętnie, mimo że naprawdę jestem targetem takiego typu historii. Książka wydaje się być napisana tak, by próbować spodobać się każdemu. Styl jest prosty, czyta się błyskawicznie, bez głębszego zastanowienia. Nie ma żadnego momentu, by zatrzymać się, przetrzeć ze zdumieniem oczy i powiedzieć: wow, zajebiście. To po prostu zgrabnie i konsekwentnie napisana historia. Widziałem debiuty o wiele gorsze i o wiele lepsze.

Bohaterowie na plus, jak dla mnie nieźle skontruowani. Czas spędzony nad książką na pewno nie jest straconym, no i jest go mimo wszystko bardzo mało. Miejscami daje nieco frajdy. Kosztuje grosze. Ogólnie... fajne czytadło. 
 

Nowa Fantastyka