Profil użytkownika

Ostatnie sto komentarzy

Anet, dziękuję za miły komentarz, nie pomyślałbym, że ktoś jeszcze tu zajrzy :) Pozdrawiam serdecznie ;)

Telefon z szafy mocno rozbudził moją wyobraźnię i trzymał przy tekście do końca. Liczyłem jednak, że związana z nim sprawa okaże się nieco bardziej skomplikowana i zaskakująca. Już pierwsze zdania zdradziły, że dopiero zaczynasz przygodę z pisaniem, choć pojawiały się momenty, że o tym zapominałem, zaciekawiony nocnymi telefonami. Myślę, że nie wykorzystałaś do końca postaci pana w płaszczu. Osobiście odebrałem go jako tajemniczego jegomościa, który, choć o odpychającym wyglądzie, pomoże w rozwikłaniu zagadki. Tak szybko jak się pojawił i odszedł, tak szybko postanowiłaś wyjaśnić, co kryją ściany mieszkania. Wg mnie zbyt szybko, bo udało się zbudować napięcie o niezłym potencjale. Zgodzę się z NearDeath, że za dużo korpo, zupełnie wystarczyłaby wzmianka o tej pracy, a raczej pomyślałbym nad jakimś ciekawszym rozwiązaniem zjawisk w mieszkaniu i wmieszaniem w to wszystko pana w płaszczu. Całościowy odbiór jest pozytywny. Pozdrawiam i życzę owocnej pracy twórczej :)

Strasznie pogmatwane masz w tekście, mieszają się tutaj czasy (przeszły z teraźniejszym), źle zapisane są dialogi, zresztą ich treść też mogłaby być podana w przystępniejszej formie. I podobnie jak przedmówcy nie dostrzegam dalszej części opowiadania. W tej, którą nam zaserwowałeś nie wyczuwam elementów grozy. Poniżej podaję przykłady zdań, którym przydałaby się modyfikacja.

 

W miasteczku nikt bowiem nigdy nie przynosił do naprawy obuwia skórzanego.

Bowiem w miasteczku nikt nie przynosił do naprawy obuwia skórzanego.

 

Zawsze był to albo korek, guma lub najczęściej ze wszystkich zamsz.

Zawsze był to korek, guma albo zamsz.

 

Dlaczego? Bo nikt nie robił butów skórzanych tak jak Bruno.

Nikt usunąć, bo pojawiło się dwa zdania wcześniej, a nie lubimy powtórzeń. I przerobiłbym to tak:

Dlaczego nie skórzane? Bo te zrobione przez Bruno nie wymagały żadnych napraw.

 

Tylko pytanie, dlaczego nie naprawiał butów skórzanych wykonanych przez innych fachowców? No chyba, że jako jedyny miał licencję na ich produkcję :) Ew mógł wykończyć konkurencję w produkowaniu skórzanych… Jednak z dalszej części tekstu wynika, że do Bruno mogły trafiać buty skórzane, a nawet powinny skoro określał je mianem „ścierwa”.

 

A więc Bruno stoi w warsztacie i przybija z precyzją jedną część do drugiej, nie musząc odgarniać z czoła długich siwych włosów, przytwierdzonych już do jego czaszki gorącym potem.

 

A więc Bruno stoi w warsztacie i z precyzją przybija jedną część do drugiej. Jest cały spocony, a siwe włosy lepią mu się do czoła.

 

Stary Franek w okularach obiera na ganku domu ogórki trzymając stopy na miękkiej, zielonej trawie ogródka i nucąc coś pod nosem.

 

Stary Franek siedzi na ganku ze stopami zanurzonymi w miękkiej, zielonej trawie. Obiera dokładnie ogórki, zerkając na nie przez okulary i nuci coś pod nosem.

 

 

Bardzo mi się spodobały takie akcenciki jak: oczy szewca szeroko otwarte (to mógłby być świetny tytuł) oraz komarzysty wieczór.

NearDeath

 

Ja dziękuję za twoją obszerną odpowiedź :)

Jeśli chodzi o dzieciaki, to zauważ, że są już one na etapie poszukiwań babci, więc sprawy zaszły na tyle daleko, że postanowiły one działać, mimo swojego młodego wieku. A młodszy braciszek szczególnie mógł tę nieobecność babci odczuć, dlatego nie zaszkodziłoby wrzucić do opisu jego reakcji. Stąd moje: posmutniał. Tym bardziej, że jak sam przyznajesz, dzieciaki nie dostrzegły na ulicach nikogo mimo wieczoru, co już samo budzi grozę :D

Co do horroru, to zgoda, klimat jest bardzo ważny, ale niestety ciężko jest go zbudować, kiedy literacko tekst nie jest jeszcze na poziomie, na jakim być powinien. I zgoda też, że nie musi wyskoczyć potwór z szafy, aby czytelnik się przeraził; w filmie jeszcze może to przejść, ale w tekście literackim jest to szczególnie trudne, dlatego warto zwracać uwagę na odczucia bohaterów, ich przemyślenia, opisywać sposób w jaki przeżywają dany problem, bo właśnie to w literaturze grozy się sprawdza. Tobie jako rysownikowi, tym bardziej warto o tym przypominać, bo naturalnie masz tendencję do rysowania słowem, troszkę zapominając o pokazywaniu czytelnikowi tego, czego nie widać.

 

Moje uwagi i innych komentujących są po to, abyś stawał się coraz lepszy. Oczywiście ten proces następuje samoistnie wraz z treningiem, ale wskazówki mogą ten proces tylko przyśpieszyć.

Doświadczeniem się nie przejmuj, chyba wszyscy na tym portalu są po to, aby się uczyć, a nauka pisania jest zdecydowanie dla cierpliwych, dlatego życzę wytrwałości :)

 

Pozdrawiam

Niestety nie jest to historia, która wzbudziła we mnie większe emocje. Na pewno nie odczułem takiego poziomu przerażenia, którego oczekiwałbym od horroru, głównie za sprawą kiepskiego wykonania. Dialogi nie są dość wiarygodne, warto byłoby nieco nad nimi podumać przed publikacją. Przykładowo:

 

‒ Ale pusto… no żadnej żywej duszy ‒ oznajmiłam

to: “no żadnej żywej duszy” jakoś mi nie pasuje do piętnastolatki, usunąłbym całkiem, ew zamienił na: nikogo nie ma.

 

‒ Mówiła, że idzie do miasta. Pewnie chciała kupić nam jakieś prezenty. Jutro są święta ‒ odrzekł Cyprian po chwili namysłu.

Jutro są święta też bym wyrzucił. To wydarzenie jest tak ważne dla dzieci, że jeśli już wspominałyby o tym dzień wcześniej to z jakąś ekscytacją, nie w taki suchy sposób. A w tej przykrej sytuacji osamotnienia to nawet z jakimś żalem, czy smutkiem. Jeśli chcesz zachować to wyrażenie, to wypowiedź przerobiłbym mniej więcej  tak:

‒ Mówiła, że idzie do miasta. Pewnie chciała kupić nam jakieś prezenty… ‒ odrzekł Cyprian i nagle posmutniał. – Przecież już jutro święta, a jej nigdzie nie ma…

 

Odnalazłem sporo powtórzeń, zbyt często rzucasz imionami bohaterów, wielokrotnie pojawiają się słowa: człowiek, mężczyzna, choć spokojnie można by obejść się bez tych nadużyć, a tekst stałby się przyjemniejszy w odbiorze. Wyczuwam potencjał, ale na dzień dzisiejszy jest tylko poprawnie. Wystarczy, że cierpliwiej popracujesz nad tekstem przy kolejnych publikacjach, a powinno być dobrze :)

Autorze, bardzo fajnie przedstawiłeś mi część krasnoludzkiego świata. Zawarłeś dużo cennych szczegółów, łącznie ze zgrabnymi imionami bohaterów, które na ten barwny świat się składają. W niewielu znakach zawarłeś wiele, co tylko czyni tekst jeszcze wartościowszym. Jest życie codzienne (choćby sposób na zdobywanie pieniędzy), jest miłość (ta czysta – małżeńska, ale i ta szalona z więziennej celi), jest humor (z krasnoludami tak bardzo związany) i jest śmierć (sprawiedliwa, czy też nie, ale z pewnością spektakularna). Pisarsko bardzo dobrze. I choć zewsząd czyha na bohaterów jeno ostrze topora, to nie ulega wątpliwości: w mojej głowie opowiadanie tak łatwo nie zginie :)

Historia ma swój, powiedziałbym, filmowy klimat, co jest w pewnym sensie zaletą, bo świadczy o twoim zainteresowaniu mroczną tematyką i o w miarę poprawnym oddaniu tego, co miałeś w głowie, siadając do pisania, ale z drugiej strony brakuje mi tutaj świeżego powiewu, mam wrażenie, że to wszystko już gdzieś kiedyś widziałem, czytałem (oczywiście w znacznie lepszym wykonaniu).

Zabrakło zapadających w pamięć dialogów, jakiejś ciekawie przedstawionej postaci, charakteru, którego można by się uchwycić i dzięki temu przebrnąć z większą satysfakcją przez tekst. Jednak nie można odmówić ci potencjału do tworzenia takich historii.

Z technicznych spraw: źle zapisujesz dialogi, często pojawiały się u ciebie powtórzenia, niektóre sąsiadujące ze sobą bezpośrednio. Sceny walki oceniłbym poprawnie z minusem; brakuje im tempa, trzeba by jeszcze popracować nad lepszym doborem słownictwa, albo więcej poucinać, by właśnie zyskać na tempie (choć raczej jedno i drugie). Pamiętaj na przyszłość, aby odkładać tekst na jakiś czas, by później znowu do niego przysiąść i nieco go oszlifować, bo u Ciebie, niestety, takich ostatnich szlifów nie dostrzegam. Na razie jest tylko poprawnie. Pozdrawiam

Sprawnie napisany tekst o dość przyjemnym odbiorze. Humor w nim zawarty być może zaoszczędził mi zrywania boków, ale na pewno pozwolił się uśmiechnąć i to kilkukrotnie :) Zatem miło i rzetelnie, a nawet nieco filozoficznie, bo okazało się, że martwe rzeczy, czy tam bajzel, potrafią się zbuntować, a sens owego buntu skutecznie wyjaśnił Mędrzec – zdecydowanie najciekawsza postać. Także chyba czas najwyższy zrobić porządki w szafach, a w nieużytki tchnąć nowe życie, zanim mi się zbuntują… 

Sympatyczny tekst z dobrym poczuciem humoru. Zawarłaś, autorko, wiele drobiazgów, które uprzyjemniły lekturę, choćby szczegół z wystawieniem płetwy(macki?) poza linię wody, by ocenić warunki atmosferyczne :) 

Bardzo sympatyczne, z humorem, ciekawy pomysł z tymi etykietami przenoszącymi do światów nań przedstawionych. To jedno z tych opowiadań przy których myślę sobie tak: „Kurczę, to ja się głowię i troję nad znalezieniem pomysłu do kolejnego opowiadania, a ludzie wyciągają pomysły z kieszeni, albo półki z alkoholem”. No ale szacun, bo wpaść na coś prostego jest paradoksalnie najtrudniej. Aa i gdzieś mi się skojarzył Wędrowycz, jakby podobny klimat, ale może się mylę, bo czytałem mało i dawno… :)

Jestem usatysfakcjonowany lekturą. Historia trzyma w napięciu. Bez trudu potrafiłem sobie wyobrazić, to co przeżywały dzieciaki na strychu podczas wsłuchiwania się w nocną audycję. Też bardzo dobrze oddałeś emocje, bohaterowie są autentyczni. Nawet starszy brat Kacpra wyszedł fajnie; mam starszego kuzyna i kiedy byłem szkolniakiem zdecydowanie nie traktował mnie poważnie i niejednokrotnie wywalał z pokoju za utrudnianie mu przechodzenia kolejnych misji w gta.

Kiedy prowadzący zapowiedział milczącego gościa bylem niezwykle ciekawy w jaki sposób go przedstawisz, ale pojawiły się także obawy, czy jako autor udźwigniesz wysoko postawioną poprzeczkę (Zaznaczam, że czytając tekst nie wiem, kto go napisał, mam taką metodę, że kopiuję wybrane teksty do worda i czytam po jakimś czasie, znając tylko jego tytuł, autora poznaję dopiero po napisaniu komentarza). To jednak się udało, opowiadanie utrzymało poziom, akcja jeszcze mocniej się rozwinęła, milczący pan wprowadził dodatkową wartość, nie był tandetny, nie obniżył jakości. Trzymałem kciuki, by nie zaczęła lać się zewsząd krew, a flaki nie były wypruwane z łatwością towarzyszącą obieraniu parówek z osłonek,  jak to ma miejsce w średnich horrorach. Ty zachowałeś umiar w opisie makabry, nie przedobrzyłeś, milczek nie rozszalał się zanadto, dzięki czemu pozostał wiarygodny. A więc horror zdecydowanie udany.

Bardzo spodobał mi się tekst. Szczególnie doceniam dialogi; konkretne, napisane z jajem, pozbawione sztuczności, zwiększające więź z bohaterami. Fajnie wypadli ruscy i jakoś od razu ich polubiłem. Historia ciekawa, działająca mocno na wyobraźnię. Mimo, że rzadko sięgam po opowiadania, których akcja dzieje się w kosmosie, tak tutaj poczyniłem wyjątek i nie żałuję.

Któregoś wieczoru, ojciec nie wrócił domu.

do domu

– Nie ma go w mieszkaniu. Ale nie wiem, kiedy sobie poszedł, bo chciałam wyjść przed babcię…

przed?

 

Na pewno technicznie jest w porządku. Gdzieś w tle historii czai się zło, które pojawia się i znika, by ponownie wrócić, co jest dobrym zabiegiem. Mimo to opowiadanie nie urzekło, momentami zaczęło nawet trochę nużyć. Dialogi według mnie można by jeszcze podrasować, bo chwilami lekko sztywne. Ogólnie jest ok, ale od horroru oczekuję znacznie więcej.

Pozdrawiam i życzę powodzenia :)

Opowiadanie wywarło na mnie pozytywne wrażenie. Pewnie nie zrozumiałem wielu tajemnic/znaczeń/tropów kryjących się w tekście, jednak w ogóle nie tego szukałem, czytając. Bardziej skupiłem się na emocjach, którymi częstujesz czytelnika, a serwujesz je w sposób iście mistrzowski. Zacząłem pochłaniać łapczywie słowo po słowie, nie zadając pytań, nie zatrzymując się nawet, by docenić smak, a zdarza mi się to wtedy, kiedy coś jest dobre. I pewnie mają wiele racji Ci, którym zabrakło odpowiedzi na tworzące się w trakcie lektury pytania, ale ja osobiście zasnę spokojnie nie dociekając. Dobra robota.

 

Pozdrawiam

I tak wylądowałem w pięknym, modernistycznym, zapewne kosztem przekraczających ładnie milion dolarów „domu”.

Wydaje mi się, że powinno być: przekraczającym.

 

– Sam powiedziałeś, że nie wziąłbyś go nawet gdyby ci dopłacili – uśmiechnął się lekko – Nie znam się na tym, ale nie sądzę żeby był wiele wart.

Błąd w zapisie dialogu. Powinno być tak:

– Sam powiedziałeś, że nie wziąłbyś go nawet gdyby ci dopłacili. – Uśmiechnął się lekko. – Nie znam się na tym, ale nie sądzę żeby był wiele wart.

 

– Ale to rzeczywiście dość dziwne, że zostawia to przed czyjąś bramą – Molly włączyła się do dyskusji – Nie sądzisz?

Powtórzenie i błędny zapis dialogu: brakuje kropki po „dyskusji”.

 

Określiła to jako „skrobanie”, po którym chwilę później nastąpiło basowe, nieprzyjemne charczenie psa, przypominające kaszel człowieka chorującego na raka płuc.

Usunąłbym podkreślone. Raz, że nie mam pojęcia jak kaszle chory na raka, a dwa: skrócony opis spokojnie wystarczy.

 

Zbiegła na dół i za załomem oddzielającym kuchnię od salonu niemal wbiegła na pozbawione już życia ciało ukochanego zwierzęcia.

Ja bym dał, że wbiegła na martwe zwierzę, bo ciało bardziej do człowieka pasuje.

 

Uznaliśmy, że zapewne czymś się udławiła, choć na drewnianych panelach podłogi niczego nie znaleźliśmy.

Z podkreślonego zostawiłbym same panele.

 

Z drugiej strony, Liz nie była młodym zwierzęciem, w jej wieku ciało zaczyna czasami odmawiać posłuszeństwa. Molly dostała ją jeszcze jako nastolatka, jako wybłagany od rodziców prezent gwiazdkowy. Maleńki, uroczy szczeniaczek z czerwoną kokardką na szyi zapewne w niczym nie przypominał tego liniejącego, niezdarnie rozłożonego na ziemi ciała.

Jakoś mi to ciało nie pasuje do zwierzęcia, a w tym fragmencie pojawia się zbyt często.

 

Tak wyglądała pierwsza z dziwnych śmierci w tym domu.

Ja osobiście nie uprzedzałbym czytelnika o kolejnych trupach.

 

Na początku nie bardzo się tym przejąłem, dopóki nie zorientowałem się, że nie mam na sobie ubrania.

Za dużo „nie”. Podkreślone zamieniłbym na: „że jestem bez ubrania”.

 

Spanikowany, zacząłem uciekać poprzez szereg całkowicie pustych pokoi o beżowych ścianach, słysząc za sobą klikanie migawki.

„przez” jest krótsze, a nawet bardziej pasuje.

 

Z dołu patrzyło na mnie niewidzącymi oczyma ciało Liz, ułożone w eleganckiej trumience.

Czy ciało Liz mogło patrzeć niewidzącymi oczyma?

 

Przez chwilę miałem wrażenie, że dalej znajduje się między snem a jawą, bo jednocześnie leżałem w swoim łóżku i dalej słyszałem skrobanie i chichot. Po chwili wrażenie to minęło.

Powtórzenia i znajduję się.

 

Moja wiedza o na temat malarstwa jest dość ograniczona, ale tak jak już wspomniałem poznałem styl realistyczny.

Wkradło się o.

 

Dziesięć godzin później jej zapakowane w czarny worek ciało zabrała karetka.

To fajne, chociaż byłoby jeszcze większe zaskoczenie gdybyś wcześniej nie uprzedził o kolejnych trupach.

 

Miarowy, rytmiczny stukot wędrował korytarzem. Sądząc po coraz głośniejszym dźwięku, zmierzał w stronę mojego pokoju.

Czy miarowy, rytmiczny stukot może wędrować korytarzem?

 

Odgłos był już pod samymi drzwiami, gdy nagle zatrzymał się.

Tutaj jak wyżej.

 

Wpatrywałem się w drzwi w podszytym przerażeniem skupieniu.

Ja bym napisał prościej: Wpatrywałem się w drzwi z przerażeniem.

 

Zasłoniłem się kołdrą, nie myśląc o niczym innym, żeby to tylko przestało. Przecież to musiał być koszmar, to niemożliwe, niemożliwe…

Totoza.

 

W momencie, gdy myślałem że już dłużej tego nie wytrzymam, albo zwariuję albo umrę ze strachu, nagle wszystko odeszło

„Tego” bym wyrzucił, a „albo” zamienił na „że”.

 

Na szczęście sufitowa lampa działała bez zarzutu.

Sufitowa zbędna.

 

Sięgnąłem dłonią ku klamce, mimo wszystko obawiając się co za nimi zobaczę.

Podkreślone zamieniłbym na: „co zobaczę po drugiej stronie”.

 

Korytarz za drzwiami wydawał się całkowicie pusty.

Podkr. wyrzucić.

 

Zdawałem sobie sprawę, że prawdopodobnie zmierzam ku jakiejś pułapce, ale nie mogłem teraz się wycofać.

„Się teraz” brzmi lepiej.

 

Próbując wstać, podparłem się dłonią podłogi i błyskawicznie podniosłem ją z odrazą. Podłoga była umazana czymś lepkim.

Zbędne powtórzenie. Usunąłbym drugą podłogę.

 

Dlaczego nie powiedziałem prawdy policji? Już teraz prawdopodobnie podejrzewają mnie o zabójstwo Molly, gdybym zaczął wygadywać jakieś bajki o nawiedzonym obrazie trafiłbym w kaftan, zanim zdążyłbym powiedzieć „strach na wróble”.

Drugie zdanie zacząłbym inaczej: Pewnie już podejrzewają mnie… Po „Molly” kropka.

 

Nie, muszę to sobie zachować dla siebie.

Wyrzucić podkr.

 

Obie blade, piegowate buzie zastygły w wyrazie przerażenia.

Do wyrzucenia podkr.

 

Tym razem od razu zauważyłem zmiany. Strach przesunął się kolejne kilka metrów, stał już pod oknem pierwszej chaty.

No w tym momencie student powinien się ogarnąć, zabrać brata i uciekać w bezpieczniejsze miejsce, bo chyba są następni w kolejce do odstrzału…

 

Widząc ich twarze, od razu zorientowałem się że muszą być braćmi. Czy ma to jakieś znaczenie? Nie wiem.

Serio? Kolo studiuje dziennikarstwo, powinien pokojarzyć fakty hehe :D

 

– To niemożliwe.

 

– Wiem.

 

Na posadzce były brudne ślady, zostawione tam przez policjantów i sanitariuszy. Zaschnięte błoto zmieszane z krwią. Wpatrywałem się w nie, siedząc obok Dave’a w kuchni. Nie chciałem już rozmawiać w salonie.

 

– Jak zginęła Liz?

 

– Przecież wiesz.

 

– Odpowiedz.

 

– Zakrztusiła się.

 

– Czym?

Tutaj miałem problem, żeby zorientować się, kto co mówi.

 

Pochylając się głęboko, wyciągnęliśmy ciało na powierzchnię. Wyciągnąłem z kieszeni zabrany wcześniej z kuchni nóż.

Powtórzenia.

 

Obraz w grobowej ciszy przyglądał się nam ze ściany.

Ja bym powyższe zdanie przerobił: Panowała grobowa cisza, a obraz przyglądał nam się ze ściany.

 

Gniew popychał go do działania, gdyby minął, przypominałoby to zgaszenie świeczki. Po płomieniu nadejdzie pustka.

Tutaj przykład opisu, który nie bardzo mi siedzi – bardzo średnio to brzmi. W tekście masz więcej takich chwaścików.

 

Zresztą cała stacja (wyludniona) była czymś, co druidowie zapewne uznaliby za miejsce kultu obcej cywilizacji. Poniekąd słusznie.

Toś teraz czytelnika walnął młotem. Pamiętaj, że narrator jest raczej w nieciekawej sytuacji, więc wątpliwe, że przychodzą mu do głowy takie porównania. Wgl odnoszę wrażenie, że czasami narracja Ci się rozmywa, delikatnie mówiąc.

 

Obie te teorie teoretycznie, nomen omen, pasują, i pewnie dałoby się znaleźć jeszcze dużo więcej podobnych.

Podkr. wywalić

 

Dostrzegam w tekście pomysł, choć na pewno nie jest on pierwszej młodości. Elementy grozy się pojawiają i, jak na razie tylko poprawnie, ale jednak, zdołałeś jakiś mroczny/tajemniczy nastrój zbudować. Technicznie uważam, że się nie postarałeś. Być może jest to kwestia zbyt małej pracy nad tekstem. W opisach postawiłeś sobie zbyt wysoką poprzeczkę, a aktualny poziom pisarski nie pozwolił Ci do niej doskoczyć. Nadużywasz słowa „niczym” (osiem razy pada w tekście), źle zapisujesz dialogi, nie informujesz w nich, kto mówi daną kwestię, przez co czytelnik się gubi. Bohaterowie mało wiarygodni. Dyskusja detektywów pod koniec wypada blado; po prostu specjaliści w taki sposób nie rozmawiają; ew koledzy z gimnazjum próbujący naśladować policjantów. Jak dla mnie cała rozmowa detektywów do wyrzucenia. Jeśli miałbym ocenić tekst to dałbym 3+. Ale potencjał jest :)

Ciszę i szum pojazdów na autostradzie, znajdującej się idealnie za nimi, zagłuszył głośny pisk. Brzmiał jak ocieranie metalu o metal.

Zdanie, myślę, do przebudowy. Musisz się zdecydować, czy na autostradzie panowała jednak cisza, czy szum? Zresztą ciszę chyba ciężko zagłuszyć. No i kwestia pisku: czy może przypominać ocieranie metalu o metal? Można spokojnie usunąć też określenie: „głośny”.

Wszyscy zerwali się z jakby ze smyczy i oczekiwali, wielkiego, czarnego i dymiącego pociągu. Ku ich zdziwieniu, na stacji obok zajechał pojazd towarowy, który najprawdopodobniej był źródłem dźwięku. Wszyscy przysiedli.

Powtórzenia. Ogólnie zdanie to również szału nie robi, więcej komplikuje niż wyjaśnia. I czy porównanie do zrywania się ze smyczy nie jest przesadzone? Po co się tak zrywać, jeśli to ciężki, dymiący pociąg? Taki nie powinien szybko odjechać.

Kiedy dwustu stronicowa książka dobiegła końca, Alice zaczęła słuchać muzyki. Czas leciał jej strasznie szybko.

Informacja ile książka ma stron chyba nie jest istotna w tekście? I czy książka dobiegła końca, czy może Alice zakończyła ją czytać? Można spróbować tak: Kiedy Alice przeczytała całą książkę, zaczęła słuchać muzyki. Dzięki temu czas płynął jej znacznie szybciej.

W końcu na peron zajechał pociąg. Czarny i wielki. Wszyscy do niego wsiedli. Alice usiadła w jednym z trzech przedziałów, a koło niej przysiadł czarnoskóry student.

Nie powtarzałbym już, że pociąg czarny i wielki; gdzieś wyżej informowałeś jaki ma być. Może tak: W końcu na peron zajechał właściwy pociąg.

Drugie zdanie wyrzuciłbym, żeby nie powtarzać słowa wszyscy, ewentualnie: Podróżni weszli do środka.

– Dzień dobry – warknął.

Da się warknąć przy powitaniu? Może lepiej: powiedział niezbyt uprzejmie.

Alice czekała długa sześciogodzinna podróż. Jechała do swojej rodziny. W końcu zbliżał się dzień matki, głupio by było nie zrobić jej prezentu.

Można wyrzucić podkreślone, zwłaszcza „w końcu”, bo kilka linijek wyżej już jedno się pojawiło. Bardzo sztywne te zdania. Prowadzisz czytelnika przez tekst, który gdyby był pojazdem pewnie miałby kwadratowe koła, a ja wolałbym bardziej płynną jazdę.

Może tak: Jechała do domu rodzinnego, ponieważ zbliżał się dzień matki, a głupio byłoby nie zrobić prezentu tak ważnej osobie.

Alice jak zwykle wpatrywała się z przezroczystą szybę, oglądając mijające szybko lasy, drzewa, budynki i ludzi, którzy albo jeździli na rowerach poboczem, albo biegali.

Podkreślone wyrzucić.

– Przepraszam że zawracam głowę, ale czy ma Pani chusteczkę? – zapytał strasznie nerwowo.

Przecinek przed że.

– Sprawdzę – odpowiedziała, jednak dokładnie wiedziała że ich nie posiada.

Może tak: – odpowiedziała. Wiedziała jednak, że ich nie posiada.

Złapała za torebkę, rozsunęła ją suwakiem i zajrzała do środka.

Podkreślone wyrzucić.

Walał się tam telefon, słuchawki, przeczytana książka w wydaniu kieszonkowym i (ku jej zdziwieniu) chusteczki.

Podkreślone do wyrzucenia. Zamiast nawiasów proponuję przecinki.

 

– Mam. – Podała mu paczkę. Zaskoczyło ją to trochę, wcześniej była stu procentowo pewna że ich nie posiada. Musiała zapomnieć.

Podkreślone zbędne. „Mam” brzmi sztucznie. Proponuję tak: – Proszę. – Podała mu paczkę.

Nastała długa, godzinna cisza.

„Godzinna” spokojnie wystarczy.

Pociąg wjechał w ciemny tunel, zasłaniając całą wewnętrzną część czernią. Po chwili już wyjechał. Światło słońca oślepiło oczy Alice.

Wyrzucić podkreślone. Lepiej byłoby tak: Pociąg wjechał w ciemny tunel, a gdy go opuścił światło słoneczne oślepiło oczy Alice.

W oknie odbijała się staruszka wraz ze swoim mężem, którzy czytali gazetę tygodniową.

Nie jestem przekonany, czy możliwe jest dostrzeżenie czyjegoś odbicia, gdy jest się oślepionym przez słońce.

 

Na tym etapie zakończę, pozostałą część tekstu doczytałem już bez wychwytywania błędów; jest ich zbyt dużo. Historia, którą chciałeś opisać na pewno aspiruje do rangi horroru, choć pomysł uznałbym za przeciętny. Technicznie jest bardzo źle, zdania są niedopracowane, nieprzemyślane, brakuje przecinków. Cieszy fakt, że w miarę poprawnie zapisujesz dialogi, czyli nie jesteś zupełnym nowicjuszem.

Bardzo zgrzytały mi w tekście sprawy techniczne, choćby takie jak swobodne wychodzenie pasażerów na dach pociągu; jest to możliwe, ale opis tych zdarzeń był aż nadto uproszczony.

Dużo czytaj, staraj się robić to świadomie, zwracając uwagę na elementy, które sprawiają ci trudność. Szczególnie dużo nauczysz się na portalu, analizując teksty innych użytkowników, czytając znajdujące się pod tekstami komentarze. Powodzenia!

Bardzo ciekawy tekst. Zawsze z lekkim wahaniem sięgam po opowiadania science-fiction, bo po prostu obawiam się, że ich nie zrozumiem. Tutaj jednak jakoś się przemogłem i nie żałuję. Co prawda wiele użytych przez ciebie terminów wleciało do mojej głowy i natychmiast z niej wyleciało, ba, te wszystkie planety, galaktyki i co tam jeszcze jakoś nie chcą wyobrażać się w mojej głowie, ale ogólny sens tekstu pojąłem i stwierdzam, że historia doprawdy urzekająca. Pozdrawiam

Interesująca wizja końca świata, uśmiechałem się podczas lektury. Dostrzegam w tekście dobry poziom pisarski. Obstawiam, że i sam diabeł już zaciera ręce i czeka, żeby zrobić Bogu takiego psikusa. W każdym razie podsunąłeś mu niezły pomysł :) Heh, teraz mnie olśniło. A może właśnie dlatego koniec świata jeszcze nie nastąpił? Bogu po prostu wie, co knuje diabełek i nawet nie zaczyna ostatniego starcia. Fajny tekst :D

Prosta historia z dość przewidywalnym zakończeniem. Napisane dobrze, choć nie wzbudziło u mnie większych emocji. 

 

Ja przyjaznych stosunków z opowiadaniem nie nawiązałem. Pisarsko jest ok, nigdzie się nie potknąłem, ale sama historia mnie nie wciągnęła. Bez wątpienia tekst aspiruje do rangi horroru, zwłaszcza dzięki obrzydliwościom, którymi bohater nas karmi. Mimo to stracha większego nie miałem, może dlatego, że czytane za dnia. Pozdro

Ciekawy tekst ze sporą dawką humoru. Fajny pomysł z tym wykorzystaniem postaci znanych z tv. Napisane zgrabnie. Czytając, miałem przed oczami Jakuba Wędrowycza. Zatem, autorze, masz także coś z Pilipiuka. 

Jest historia i nawet dosyć ciekawa, ale troszkę wykonanie nie siadło. Początek czytało się całkiem dobrze, ale im dalej w tekst tym odczuwałem coraz większy spadek poziomu w sensie pisarskim. Zresztą widać to po łapance wykonanej przez regulatorzy. 

Wiadomo o co chodzi w historii, ale nie wzbudza ona większych emocji i rzeczywiście warto nad tym popracować. Na plus sposób w jaki zemścił się mechanik. 

Mnie osobiście tematyka wszelakich katastrof w pewien sposób zaciekawia, więc doczytałem do końca. Jeśli chodzi o pisarstwo, to sam nie wiem. Nie jest źle, ale w pewnych momentach miałem poczucie jakbym czytał wycinki z gazety, a chyba nie o to chodzi w opowiadaniu. No i pełno drobnych usterek…

Długaśny tekst, ale dobrnąłem do końca bez problemu. Pomysł fajny, wykonanie bardzo dobre. Masz duży zasób słownictwa. Zresztą słowem operujesz dość zgrabnie, jak nie mistrzowsko. Widać w tekście dużą dojrzałość pisarską. Dobra kończę kadzenie; jestem na tak.

 

Pozdrawiam

Tekst mnie nie zachwycił, chociaż historyjka lekka i da się ją przeczytać bez większych boleści. Co mnie raziło w oczy, to źle zapisane dialogi. Ogólne wrażenie pozytywne. 

Napisane dobrze, z tym że pogubiłem się nieco i nie wiem o czym jest tekst. Ale zdania składasz ładnie, na tyle, że chce się czytać. I już pierwszymi akapitami do mnie przemówiłeś i mimo, że nie wiem o co chodzi, to obwinię za to siebie samego.

Pozdrawiam

No mnie tekst nie przekonał, niestety. Raz, że akcja stoi w miejscu. Dwa, że tekst jest dość chaotyczny, a nie lubię kiedy opowiadanie staje się łamigłówką i co chwila muszę stopować czytanie, bądź analizować poszczególne zdania. Pół biedy gdy ta łamigłówka jest świadomym zamysłem autora i dotyczy treści. Tutaj jednak, obawiam się, że przyczyną są jeszcze braki warsztatowe.

Ale nie jest aż tak źle.

Te myśli i analizy bohatera nad pojawiającą się postacią kobiety jak dla mnie zbyt rozwlekłe. Myślę, że dla obecnego czytelnika walka bohatera ze sobą samym przez niemal cały tekst, to trochę jak spacer po zabłoconej, bagnistej ścieżce – łatwo może się poddać. Na szczęście mamy tutaj do czynienia z opowiadaniem, więc koniec nastąpił w ostatnim dopuszczalnym momencie. No i ładny koniec, wynagradzający trud brnięcia przez początkowe akapity. Tekst dużo nadrobił na finiszu, więc całość na plus.

Uważam, że zgrabnie napisane, odpowiednio dobrany do opowiadania język. Historia może i prosta, ale końcówki się nie spodziewałem. Ja tekst doceniam. 

Nie wiem do końca o czym był tekst. I czy to komedia, kryminał? Nie mam pojęcia. Na pewno akcja prędko gna do przodu. Mnóstwo literówek. Mimo to czytało się całkiem, całkiem.

Witam

 

Napisane zgrabnie. Podobało mi się. Ta rączka dziecka wyłażąca spod ziemi… no, no ciekawy obrazek. Na pewno wybiłeś mnie z rutyny, maćku :)

 

Pozdrawiam

Przez tekst brnąłem, jakbym miał nogi po kolana zanurzone w błocie, z trudem wypatrując twardego, suchego gruntu. Im dalej się zapuszczałem, tym bardziej wątpiłem, że w końcu wydostanę się z bagna, w które sam wlazłem, wybierając ten tekst na niedzielne, świąteczne popołudnie.

W końcu jednak dotarłem do miejsca, gdzie brunatna, gęsta, z trudem przechodząca przez palce ciecz, zamieniła się w suchą ziemię. Wtedy odetchnąłem z ulgą. To musi być pierwszy kwietnia, pomyślałem. Nie inaczej.

Ponad dwumetrowy olbrzym swoją posturą zasłaniał słońce.

Dwumetrowy olbrzym powiadasz? :D

 

Jego świdrujący wzrok przyszpilił mnie to fotela, siedziałem na nim jak szmaciana lalka bez krzty woli i siły

do fotela

 

…ubrany był w biały T-shirt z plamami wciąż nie skrzepniętą jeszcze krwią, niebieskie wycierusy, kowbojki.

Ja bym zapisał prościej: Ubrany był w biały T-shirt poplamiony krwią, niebieskie wycierusy i kowbojki.

 

Patrzyłem, jak wyciągał z kieszeni osełkę, spokojnym ruchem, nie spiesząc się, ostrzył swoją zabawkę.

Dużo przecinków i mało kropek w całym tekście. Czy dlatego, że to sen i wszystko dzieje się jakby w jednym momencie? Nawet jeśli, to nie przekonuje mnie taki sposób zapisu. A może tak: Patrzyłem, jak wyciągał z kieszeni osełkę. Później spokojnym ruchem, nie spiesząc się, ostrzył swoją zabawkę.

 

 

Na czworakach, zacząłem swoją dramatyczną wspinaczkę na piętro, gdy on usiadł na krześle. Wiem to dobrze, ten drań delektował się każdą chwilą, czułem, że to go bawi, gdy ogromny myśliwski nóż przybił do schodów moją prawą nogę. Z niecierpliwością wyczekiwał każdego krzyku, przekleństwa czy innego głosu, który wydobyłem z siebie.

 

Ależ chaos. Bohater ucieka, olbrzym siada na krześle, żeby się podelektować widokiem. Znikąd pojawia się nóż, który przybija nogę bohatera do schodów. Co ta musiał być za nóż? Aa, i jak olbrzym mógł oczekiwać krzyku, przekleństwa skoro bohater wydobył go z siebie? Tak przynajmniej wynika z zapisu.

 

Zapierając się rękami, kontynuowałem wspinaczkę, rozszarpałem lewą nogę gdy nuż został w schodach, znaczyłem drogę własną krwią, w końcu dotarłem na szczyt, wtedy ruszył i on.

 

Najpierw bohater musiał rozszarpać nogę przybitą do schodów, a dopiero po tym mógł kontynuować wspinaczkę. Nie odwrotnie.

 

Słyszałem a wręcz czułem jak się zbliża a wraz z nim moja śmierć.

Brakuje przecinków. Można prościej: Słyszałem jak olbrzym się zbliża, a wraz z nim moja śmierć.

 

Złapał lewą ręką i uniósł do góry niczym szmacianą lalką

lalkę

 

Całość napisana kiepsko, brak pomysłu. Mnóstwo błędów. Zakończenie nie sprawiło, że krzyknąłem „wow” na cały głos. To tyle. Więcej trenuj i pamiętaj o betaliście na przyszłość.

Pozdrawiam

Niestety widać, że to pierwsze opowiadanie :/ Zdania niepotrzebnie rozwlekasz, zamiast pisać krótko, konkretnie. Zniszczył mnie moment, kiedy bohater rozważa kupno mrożonej pizzy, później orientuje się, że jednak nie może jej kupić, bo ma niesprawną zamrażarkę. Wątpię, aby czytelnik był zainteresowany każdą myślą bohatera, szczególnie tą głupią :P. A absurdalnych wywodów i zbędnych opisów pojawia się w tekście wiele. Mnóstwo powtórzeń, zdecydowanie za dużo, tak jakbyś nie czytał tekstu odpowiednio wiele razy przed publikacją. Masz takie swoje „powiedzonka”, które drażnią. Spróbuj się tego wyzbyć na przyszłość. Tekst nie wiadomo o czym. Brak pomysłu. Starasz się pisać o wzniosłych wartościach, ale brzmi to średnio, nieudolnie.

 

Dzisiaj słyszałem w wywiadzie z Wojciechem Chmielarzem, że nie zna autorów, których pierwsze teksty nie byłyby słabe. Więc głowa do góry! Trenuj, a będzie lepiej :D

 

Usiadłem do tekstu i po kilku zdaniach pomyślałem sobie, że już to kiedyś czytałem na portalu. Mimo to kontynuowałem lekturę, bo opowiadanie jest po prostu bardzo dobre. A więc przeczytałem dwa razy i nie żałuję poświęconego czasu :)

 

Pozdrawiam

zygfryd89

 

Niezmiernie miło słyszeć, że historia zaciekawia no i że ją nieźle odmalowałem :D Dziękuję.

Przy finale, wiem, wiem, lont niby wypalił się do końca, ale petarda nie wybuchła, po prostu niewypał. Ale tak szczerze, chyba nie wyobrażam sobie innego końca tego opowiadania. Jak jest, tak jest, trudno. Może w przyszłości będzie lepiej.

 

Pozdrawiam

Skoneczny

 

Dzięki za wyłapanie mniejszych i trochę większych absurdów.

Co z tym miłośnikiem złotego trunku jest nie tak? :P

To sztywne zdanie spróbuję przerobić.

Co do pulsu i oddechu, to jakiś związek jedno z drugim chyba ma, chociażby taki, że zazwyczaj jak nie ma jednego, to o drugie raczej też będzie ciężko XD Chociaż lekarzem nie jestem, od razu mówię. Ale masz rację, puls nie jest od sprawdzania oddechu, w ogóle idąc dalej, to studenciaki wykazali się nieumiejętnością udzielania pierwszej pomocy. Jakoś to przerobię, aby miało ręce i nogi.

Popielniczkę usunę ze zdania i powinno być ok.

Dziękuję za opinię, jest dla mnie bardzo cenna :)

 

Pozdrawiam

Bardzo ciekawy ten przeskok z komuny do czasu bogów, przede wszystkim zrobiłeś to na tyle delikatnie, że nie miałem reakcji obronnych przy czytaniu. Źle zapisujesz dialogi. 

Historia mnie nie urzekła, ale czytało się dobrze, co oznacza, że o pisaniu pojęcie jakieś masz :)

 

NoWhereMan

 

Dzięki za komentarz. Wniosek, że jeszcze sporo pracy przede mną.

 

Pozdrawiam

jganko

 

Przykro mi, że zawiodłem z końcówką. Natomiast cieszy mnie bardzo, że znalazło się w opowiadaniu tyle pozytywnych stron. Dzięki za Twój komentarz :)

 

Pozdrawiam

regulatorzy 

 

Wielkie dzięki za wypisanie usterek i ich poprawienie :D Wprowadziłem korekty.

Ok, obiecuję że przyłożę się do czytania również fantastyki, szczególnie tej portalowej. No i być może w przyszłości coś z tego wykiełkuje. Dziękuję za wiarę we mnie!

 

Pozdrawiam

Finkla

 

Dziękuję za opinię. No tej fantastyki, to tyle co kot napłakał, wiem. Z tym piwem zamarzającym w kuflach, spoko pomysł. Przemyślę.

Nie wiem czy będę w stanie w przyszłości zaspokoić portalowe wymagania, co do obecności fantastyki w tekstach, bo średnio się na tym znam. Moje teksty są raczej z pogranicza rzeczywistości, ewentualnie świata duchowego, przynajmniej te nad którymi pracuję obecnie. Jedyne co przeczytałem z fantastyki to wiedźmin i galeony wojny :) A tak to same kryminały, sensacje, ewentualnie trochę kinga się poczytało. Nawet na portalu sięgam tylko po te bardziej „przyziemne” opowiadania. No ale chyba będę musiał się zaangażować bardziej „fantastycznie”.

 

Pozdrawiam

Karol123

 

Dziękuję za tak obszerną opinię. Bardzo mnie cieszy, że znalazłeś w tekście tyle zalet. Szczególnie jeśli chodzi o budowanie napięcia. Podczas pisania strasznie ciężko jest określić, czy to napięcie budujesz, czy też nie. Dlatego tym bardziej cieszę się, że w jakiś sposób udało mi się to uczynić.

Jeśli chodzi o minusy, czyli przewidywalność tekstu, to pełna zgoda. Tutaj jednak wyszedł brak doświadczenia. Brakuje mi jeszcze wyczucia, co zaskoczy czytelnika, a co będzie zbyt proste i banalne. Postaram się nie zapomnieć o tym w kolejnych tekstach.

 

Pozdrawiam

Cerut

 

Miło słyszeć, że w trakcie czytania napięcie rosło :) Co do pozostałych uwag, to przyznam Ci rację. Jak teraz sobie myślę, to faktycznie, zakończenie bardzo proste, przewidywalne, a chyba nie tego oczekuje czytelnik, zwłaszcza fan fantastyki. Będę pracował w przyszłości nad tym, aby jednak trochę bardziej zaskakiwać w końcówkach. 

Cerut

 

Dziękuję serdecznie za Twoją opinię. Znawcą fantastyki nie jestem niestety, więc nawet ciężko mi samemu ocenić, czy jest ona w tekście, czy też nie :( Chociaż będę bronił tezy, że jednak jakieś minimalne ślady owej fantastyki są. Mianowicie, kulawiec w opowiadaniu jest „jakby duchem” pokutującym na ziemi za swoje dawne grzechy. Obroną młodzieńca w barze, naprawia dawne błędy i wtedy już może odejść ze świata na dobre. Czy łapie się to pod fantastykę? Może inni czytelnicy pomogą to ocenić…

 

Pozdrawiam

 

Nie zrozumiałem, trudny tekst. Będę musiał przeczytać jeszcze raz, dwukrotnie wolniej. Ale napisany świetnie, dialogi momentami wybitne, jakbym czytał „Króla” Twardocha.

To wyłapałem:

Boże, co za ma być?

gdyż po chwili później wrócili do własnych krewnych. 

 

 

witam

 

Hmm, mnie nie ujęło niestety :( Chyba chodzi o pomysł, nie zaskoczył. Ale czyta się sprawnie ;)

 

Wyłapałem zdanie z literówkami:

“Do istnienia Stwórcy pochodził dość sceptycznie, ale jej nie negował.”

 

 

Witaj

 

Kurczę, niby przeczytałem całość, ale coś z tym opowiadaniem mi nie gra. Napisane całkiem sprawnie, ale są momenty, chodzi mi tu o dialogi, które brzmią dość nienaturalnie.

Nie bardzo rozumiem, czemu w opowiadaniu pojawiają się wiedźmy. Według mnie próba wepchnięcia fantastyki do tekstu na siłę. A niepotrzebnie, bo wypada to sztucznie i nieprofesjonalnie.

Aa i jeszcze jakieś dziwne podchody Uli i jej próba nawiązania relacji z Weroniką. I przy tym, wydaje mi się mało prawdopodobne, aby Weronika chciała się spotykać z jakąkolwiek atrakcyjną kobietą z pracy męża (zwłaszcza po zdradzie). Raczej od razu wyczułaby, że to kochanka i potraktowała ją zupełnie inaczej.

 

Jeszcze na koniec moment przy którym się zawiesiłem:

 

Na oddział onkologii Akademii Medycznej

 

Tu już może się czepię za bardzo, ale ta “Akademia Medyczna” zbędna. Każdy czytelnik powinien się domyślić, że chodzi o szpital, więc można śmiało wykreślić, bo to nie wpływa na fabułę.

 

Ogólnie z pisaniem, tak jak mówię, nie jest źle, ale pomysł nie rozwala. Pomieszanie świata realnego z fantastyką, akurat tutaj, nie wypada korzystnie.

 

Pozdrawiam i rozwijaj się dalej :)

Mi tekst przypadł do gustu. Szczerze przyznam, że końcówka mnie zaskoczyła, choć jak mniemam nie powinienem się tym chwalić :D Jeden moment mi zgrzyta, pogrubiłem go poniżej. Nie brzmi to zbyt dobrze.

– Dokładnie. Takie grube, szare. Czasem są mokre. Znaczy… te skarpety, we śnie. Kiedy pada deszcz. Albo kiedy idę w śniegu. Kiedy indziej suche.

 

Witam 

 

Przeczytałem, szoku większego nie doznając. Przyznać muszę, że czytało się miło. Dobra robota :)

 

Pozdrawiam

mirekson 11

 

Wydarzenia oparte na faktach.

Jasnowłosa dziewczynka to obecnie kobieta, zmagająca się z zespołem stresu pourazowego (PTSD). U matki zdiagnozowano Alzhaimera. Dzięki staraniom w/w córki ma zapewnioną najlepszą opiekę w domu prowadzonym przez siostry zakonne. Ojciec zmarł na zatrucie alkoholowe, kiedy “jasnowłosa dziewczynka” miała dwadzieścia cztery lata. Rodzina, przez otoczenie uważana była za wzorową, a matka za symbol doskonałej opiekunki.

Kobieta rzadko odwiedza chorą matkę. Przed wizytami zawsze towarzyszą jej silne bóle brzucha i napięcie, którego nie potrafi zneutralizować. 

Spoko. O wiele lepiej byłoby gdybyś zawarł to wyjaśnienie w tekście :) 

 

– Coś ty narobiła, dziecko?! – wrzasnęła, z niedowierzaniem patrząc na zaplamioną, świeżo malowaną ścianę, potem prosto w puste oczy córki.

– Matko Święta, żeby tylko ojciec tego nie widział! – dodała, opuszkami palców przecierając plamki krwi z czoła i ze skroni dziecka.

W porywie furii zacisnęła pięści i uniosła rękę nad ramieniem dziewczynki, zupełnie, jakby chciała zadać cios, ale…

– Głupia jesteś? Masz już sześć lat! Powinnaś wiedzieć, że takich rzeczy się nie robi! Po prostu nie robi się. Tyle! Za nic masz pracę ojca, za nic! Wczoraj malowaliśmy ścianę! Wiesz ile tatuś wydał na malarza?…. Czy ty… Boże drogi!

Z oczu dziecka napływały krople łez, jednak nie polał się z nich strumień, kiedy matka schyliła ją i dłońmi, celując prosto w pośladki z całych sił wymierzała sprawiedliwość.

Cały powyższy fragment mi jakoś zgrzyta. Najpierw matka zwraca się do dziecka całkiem normalnie, jak na matkę przystało. Następnie martwi się potencjalną reakcją ojca, sprawiając wrażenie jakby obawiała się, że ten zrobi dziecku krzywdę, po czym sama brutalnie bije dziewczynkę.

Za nic masz pracę ojca, za nic! Wczoraj malowaliśmy ścianę! Wiesz ile tatuś wydał na malarza?

Tu może się czepiam bez powodu. Ostatecznie ze zdania wynika, że ścianę malował pracownik. Czyjej więc pracy nie szanowała dziewczynka? Tutaj wypadałoby to jakoś przeredagować. 

 

– Nie. Wczoraj byłam u spowiedzi. Wyznałam grzechy. Wzięłam komunię.

Ciekawe jakie grzechy wyznała? Bicie dziecka z całej siły, następnie poprawka ze strony ojca, oddanie dziecka na wychowanie ciotce. To chyba są sprawy zbyt poważne, aby otrzymać rozgrzeszenie. No, ale powiedzmy, że to co najgorsze ukryła przed spowiednikiem i udało się jej przyjąć (nie wziąć) komunię świętą.

Poza tym czy rodzice mogą oddać dziecko komuś tak bez powodu, bo te wali głową w ścianę, nie je, nie śpi? To prędzej jakaś instytucja odebrałaby dziecko rodzicom, tak myślę.

 

W drugiej części wcale nie jest lepiej. Ta rozmowa ojca z matką pozostawia wiele do życzenia. Niby prowadzą normalną, rodzinną rozmowę, ale czytelnik wie, że przecież normalni to ci rodzice nie są. Już lepiej byłoby gdyby rozważali promocję na alkohol w lidlu, bo z pierwszego fragmentu wynika, że to raczej patologiczni ludzie.

 

Gdybym przeczytał tekst szybko, to pewnie nie zwróciłbym uwagi na większość mankamentów, ale pamiętaj że są czytelnicy bardzo uważni i tekst musi być dopracowany perfekt.

 

Wybacz, że z mojego komentarza (być może) bije przemądrzały ton. Sam jestem początkujący i wiem jak to jest, brakuje cierpliwości na wielokrotne czytanie tekstu, wnikliwą analizę każdego zdania, wszystko chciałoby się szybko :) 

Nie poddawaj się mireksonie i rozwijaj dalej :)

 

Pozdrawiam

 

Witam

 

To wszystko wydaje się zbyt banalne. Przez chwilę myślałem, że ojciec wleje tym pasem żonie, a tu takie zaskoczenie :) Piszesz ok, ale pomysł raczej kiepski.

Witam

 

Tekst zaciekawił. Czytało się dobrze. Podobało się :)

 

Pozdrawiam

Witam

 

W pełni popieram powyższe komentarze. Odnoszę wrażenie, że wrzuciłeś tekst zaraz po napisaniu, nie czytając go choćby raz. Rozumiem, że będąc początkującym można mieć problemy z przecinkami, ale z postawieniem kropki na końcu zdania? To lekka przesada, totalne lenistwo. Peganminie, bierz się porządnie do roboty! Inaczej będą nici z pisania. 

Pozdrawiam :)

Witam belhaj

 

Chłopak był bokserkach i zmiętej koszulce, wodził błędnym spojrzeniem po pomieszczeniu, nie mogąc zogniskować wzroku.

brakuje „w” przed „bokserkach

 

Część, syneczku – powiedziałem, widząc uśmiechniętą twarz mojego pięcioletniego syna, Miguela.

wkradło się „ę” przez pomyłkę.

 

Z opowiadania płynie przykry wniosek, że praktycznie nie mamy wpływu na naszą przyszłość. Chodzi mi o te, że ojciec powinien dostać szansę, aby choćby odizolować syna od społeczeństwa, poświęcić mu więcej czasu, co być może zmieniłoby bieg zdarzeń w przyszłości. Czemu od razu zabijać?

Dobrze się czytało, ciekawa ta opcja z przewidywaniem przyszłości, przydałoby się to w krajach zachodniej Europy :D

Witam

 

Czytało się bardzo dobrze. Wciągnęło.

Drobnostki, które dostrzegłem:

 

– Zgodziłbym się na wszystko, byłe ta zrzęda przestała mnie ciągle męczyć o sterty czasopism.

 

Ale nie myśl sobie: za dawnych czasów, kiedy wasz gatunek ledwie się rodził, doścignęłabym cię w ułamku sekundy i wchłonęła, żeby twoje kończyny służył mi jako dodatkowa para rąk i nóg.

Witam

Komentarz napisany bez czytania innych, aby nie był sformułowany w oparciu o pozostałe. Więc jeśli coś powtórzyłem to z góry sorki. Resztę komentarzy oczywiście przeczytam później.

 

 

„…była światłość i ciemność jej nie ogarnęła”, pomyślał o wspólnym, rodzinnym czytaniu Biblii.

 

Rzadko się słyszy o wspólnym czytaniu Biblii, nawet w dość religijnych rodzinach. Tym bardziej  nie gra mi żeby w takiej atmosferze ojciec aż tak zaniedbywał swoje rodzicielskie obowiązki wobec syna czy córki. No chyba, że te kręgi biblijne prowadziła matka, a ojciec w tym czasie oglądał tv.

 

– Synu, synu. – Ojciec zaśmiał się. – Jeszcze tylko… ile? – spojrzał w prawo. – Jeszcze trzy sztachetki i…

 

– Obiad! – Krzyknął młodzieniec.

 

– Mama zaraz nas zawoła – dodał ojciec.

 

– Albo już nas szuka.

 

– Jak zawsze, jak zawsze…

 

Ten powyższy dialog jakiś taki mało prawdopodobny, bardzo dziwna wymiana zdań między ojcem i synem.

 

Ojciec widział tylko ekran, a kiedy on, kiedy młody człowiek podchodził doń z prośbą, musiał powtarzać zdanie przynajmniej trzy razy, czasem cztery, aby tata zbudził się z drętwoty.

 

To drugie kiedy wydaje się zbędne.

 

Scena rozgrywała w salonie przed dziesięcioma laty. – brakuje „się” po rozgrywała

 

Chciał powtórzyć jeszcze raz, lecz jest usta zamarły. – powinno być „jego”.

 

Opowiadanie czytało mi się dobrze, styl nie kłuje w oczy. Widać, że chcesz pisać o czymś, a to dobrze wróży. Odniosłem wrażenie, że tematyka błędów wychowawczych popełnianych przez ojców stała się tematem opowiadania, co mi osobiście nie przeszkadza, ale poszukiwacze grozy mogą mieć większy niedosyt. Pojawienie się zjawy i kolejne wydarzenia troszkę mi zgrzytały. Uważam, że ta zjawa to zbyt proste rozwiązanie. Być może lepiej byłoby wyjaśnić obecność zjawy jako skutku działania narkotyków w połączeniu z alkoholem i wtedy dialog ze zjawą w rzeczywistości mógłby okazać się rozmową z ojcem, który odnalazł syna w kiepskim stanie.

Często powtarzasz zwroty „nań” i „doń”, zbyt często jak dla mnie.

Przyznaję się, że jestem początkujący, a to mój pierwszy poważniejszy komentarz na tym portalu, więc nie musisz go traktować jakoś mega. Mam nadzieję, że trochę pomogłem :)

 

Nieźle się uśmiałem na początku :D Końcówkę czytałem już z obrzydzeniem. Liczyłem, że tylko grubej się dostanie. Biedny Roman.  

Całość na plus.

Nowa Fantastyka