Profil użytkownika

Zawodowo jestem kwantowy. W zależności od tego, w jakim stanie zostanę zaobserwowany, to tym się właśnie zajmuję. Najczęściej będą to prace związane z produkcją audiowizualną. Moim ulubionym klimatem jest s-f, ale dobrym fantasy nie pogardzę również. Marzy mi się umiejętność podróżowania w czasie.


komentarze: 182, w dziale opowiadań: 143, opowiadania: 67

Ostatnie sto komentarzy

feniks103

Pierwszy raz miałem okazję czytać Twój tekst, więc niektóre elementy stylu są dla mnie zaskakujące. 

Opowiadania ewidentnie wpisuje się w kategorię space opera i jego rozmach oraz nierzadko naiwność wpisują się w ten gatunek. Już sam pierwszy akapit brzmi, jakby w rytm muzyki londyńskiej orkiestry przez ekran przewijały się żółte literki ze wstępem do filmu. Dalej niestety masz wiele błędów i nieścisłości, a wspomniana wcześniej naiwność czasem aż boli. Większość tych elementów omówili już Krokus, Jim albo Regulatorzy, więc nie będę się powtarzał. Skupię się na konkretnym wątku, a mianowicie na światotwórstwie.

Masz tu, autorze, posklejane ze sobą elementy, które aż proszą o rozmontowanie i przemyślenie. Po pierwsze – piszesz, że jest 31 wiek. Na mój ułomny matematycznie rozum to będzie jakieś tysiąc lat naprzód. W związku z tym nie wykonałeś, autorze, podstawowej pracy, jaką powinno być zadanie sobie pytania – jacy mogą, Twoim zdaniem, być ludzie za tysiąc lat? Pomyśl o tym – tysiąc lat to szmat czasu. Zobacz, jak bardzo zmieniła się umysłowość i sposób postrzegania świata od roku 1023 do 2023. Biorąc pod uwagę obecne tempo rozwoju społecznego i technologii nie sądzisz, że ludzie z roku 3033 powinni od nas jakoś się różnić? W Twoim opowiadaniu są oni tacy sami, jak my. Zachowują się dokładnie tak samo, a nawet mówią dokładnie tak samo (pominąłeś również kwestię ewolucji języka). Oczywiście nie można nadmiernie udziwiać swoich wymysłów. Opowiadanie a w nim postępowanie bohaterów nadal muszą być dla czytelnika zrozumiałe. Mogłeś jednak pokusić się o wprowadzenie jakiś elementów kulturowych lub językowych odmiennych od dzisiejszej normy. Choćby jako ozdobnik, który pozwoliłby czytelnikowi bardziej odróżnić wiek obecny od tego futurystycznego.

To samo dotyczy kwestii technologii. Tutaj tego zadania nie wykonałeś również. Owszem, wprowadzenie Gwiazdy Śmierci, napędu na tachiony, kosmiczne wojny itd. To wszystko są elementy, które wstawiają opowiadanie na półkę ze space opera, ale nadal nie tworzą spójnego świata przyszłości. To trochę tak, jakbyś do opowiadania o średniowieczu wrzucił czołgi, którego załogi nadal mówiłyby starą, archaiczną polszczyzną. Już w pierwszej scenie, gdy pojawiło się określenie “radiowozy”, świat przestał mi się kleić. Oczywiście nie jest wykluczone, że za tysiąc lat ulicami będą jeździć radiowozy, ale ciężko mi w to uwierzyć, że będzie to funkcjonować tak samo, jak dzisiaj.

Dlatego mam dla Ciebie, autorze, zadanie ;) Pomyśl sobie wpierw, co oznacza istnienie w świecie opowiadania radiowozu? Jako radiowóz rozumiemy pojazd, być może kołowy, którego używają służby porządkowe. Samo to implikuje wiele elementów. Po pierwsze – w tym świecie istnieje przestępczość. To oznacza, że ludzkość nie zmieniła się nadmiernie, nadal nurza się w swojej małostkowości i oddaje hołd najniższym instynktom. Po drugie – ludzie potrzebują pojazdów, aby się przemieszczać. Czyli nie zdobyli super mocy, nie nauczyli się antygrawitacji itp. A zatem nie są aż tak zaawansowani, jak mogłoby się zdawać. I można by to rozkminiać dalej na milion sposobów. Zadanie polega na tym – weź sobie kilka innych elementów opowiadania i przeanalizuj w ten sposób z kartką i długopisem w ręku. Gwarantuję, że efekty światotwórcze zaskoczą Ciebie samego.

Ja osobiście uwielbiam takie łamigłówki. Za każdym razem, kiedy wymyślam jakiś nowy świat, szczególnie s-f, wpadam w pewnego rodzaju szał. Powstają sterty notatek, z półek wyfruwają książki w poszukiwaniu inspiracji i wiedzy, a internet nie nadąża z wypluwaniem bajtów ;)

Ale się rozpisałem. Wybacz, proszę, wodolejstwo. Chciałem tylko się podzielić przemyśleniami i poradą, które, mam nadzieję, pomogą Ci w pracy nad kolejnymi tekstami.

XXI century is a fucking failure!

Cześć Kedan!

Wpierw parę drobiazgów, na które od razu zwróciłem uwagę:

Czasem się gubiłem w tym, kto jest kim i kto w danej chwili wypowiada kwestię dialogową. Zajęło mi chwilę, zanim połapałem się, że to dziesiętnik cały czas prowadzi narrację. Samo w sobie to nie jest błędem, ale kiedy nagle pojawia się więcej mężczyzn, można się pogubić.

Z zewnątrz dobiegał jedynie szelest liści szumiących na wietrze.

Ten szelest … szumiący zaszeleścił mi za mocno.

SŁYSZYCIE, GÓWNOZJADY?

Kapitałki niepotrzebne.

Jego podbródek opadł na pierś, a oczy utkwiły spojrzenie w rękojeści chłopskiego noża sterczącego z piersi dziesiętnika, który tkwił w niej od dobrych kilku godzin jako zemsta za gwałt na czyjejś żonie lub córce.

To zdanie, jak dla mnie, jest zdecydowanie za długie. Może:

Jego podbródek opadł na pierś, a oczy utkwiły spojrzenie w rękojeści chłopskiego noża. Ostrze sterczało z piersi dziesiętnika od dobrych kilku godzin jako zemsta za gwałt na czyjejś żonie lub córce.

Albo cokolwiek innego. Byle krócej.

Generalnie jest to bardzo sprawnie i poprawnie napisane. Dobrze się czyta, opierdziel dziesiętnika jest fajny, nieco komiczny, w stylu sapko-fantasy, same plusy. Potem, kiedy nieco łagodzi swoje podejście, czytelnik zaczyna się zastanawiać, gdzie jest haczyk. No i tu właśnie mam największy zarzut do tekstu. Nie do końca się połapałem, o co chodziło. Czy ten nóż z piersi dziesiętnika sterczał na tyle długo, że on zmarł pod koniec swojej opowieści? Czy może jest jakimś zombiakiem? Czy faktycznie jego kompani wszyscy są już martwi? To wszystko wydało mi się za słabo zarysowane, a przecież miejsca masz dużo, opowiadanie to raptem 4K zzs.

Druga sprawa, której szukałem, a nie znalazłem, to fantastyka. Stąd zresztą było moje pytanie, czy dziesiętnik jeszcze żył, czy może był jakimś gadającym trupem? Całość jest tylko jedną scenką – ciekawą i dobrze napisaną, ale zabrakło mi tu elementu fantastyki. Chyba, że coś przegapiłem, to proszę mnie naprostować.

Ogólnie dobry tekst, sprawnie napisany, podobało mi się. Na Twoim miejscu, Autorze, jeszcze bym nad opowiadaniem popracował, bo może być bardzo dobre. I wtedy chętnie polecę do Biblioteki.

Dzięki za lekturę!

XXI century is a fucking failure!

Przeczytałem te opowiadanie z bólem serca. Sam przeszedłem podobny okres w życiu (który, trzymam kciuki, już niedługo się skończy) i jego treść oraz sposób wyrazu bardzo do mnie trafił.

We wcześniejszych komentarzach w zasadzie powiedziano wszystko, co trzeba było powiedzieć. Mogę napisać jedynie swoją subiektywną opinię.

Jeśli chodzi o formę i sposób budowy zdań, to bardzo mi odpowiadał. Krótkie zdania, wypowiadane niejako z bólem, tak jakby bohater nie był w stanie zebrać się na siłach i konstruować bardziej złożone zdania. Ciągła porażka, ciągły ból, wszystko szaro, bylejako, do dupy, a najbardziej do dupy jest liryczne “ja”. Taki głęboki stan depresyjny, w którym w zasadzie już wszystko człowiekowi zwisa i powiewa, skonfrontowany z absurdalnym zwidem zaczyna być nawet nieco śmieszny, choć pewnie lepiej byłoby napisać “żałosny”.

Żabol, takie nie wiadomo co i dlaczego, nawet jeśli faktycznie jest tylko zwidem, to, moim zdaniem, równie celnie oddaje stan psychiczny bohatera.

Ogólnie wszystko się składa w bardzo nieprzyjemny obrazek, który jest poruszający i daje do myślenia. Po takiej lekturze człowiek zaczyna się zastanawiać, czy z nim też jest aż tak źle i czy może warto byłoby się nad sobą zastanowić, żeby nie trafić na ten most i na tego żabola, jak to zrobił Konrad.

Muszę tylko wyrazić nadzieję, że sam autor nie ugrzązł w takim stanie, jak jego bohater, a tekst jest co najwyżej retrospekcją z własnego, przepracowanego doświadczenia albo własną interpretacją zasłyszanych opowieści.

Dzięki za ten dołujący tekst. Powiedzieć, że się podobał, to nieodpowiednia ocena. Napiszę więc, że dla mnie jest to świetne opowiadanie.

XXI century is a fucking failure!

Opowiadanie czytało się dobrze i płynnie. Było zabawnie i awanturniczo. Językowo nadziałem się parę razy na wysłużone szable, czyli po prostu czasami czułem nadmiar przymiotników i zaimków. Ogólnie tekst powinien mnie bardziej porwać, ponieważ uwielbiam fantasy magiczno-mieczowe w każdym wydaniu: na poważnie i na wesoło. Jednak są dwa elementy tekstu, które spowodowały, że nie do końca mnie kupił.

Po pierwsze fantasy w tym opowiadaniu wydało mi się tylko dekoracją. Owszem, są miecze, artefakty i elfy. Owszem, jest czarodziejka, teleportacja i cały ten fantasy entourage. A mimo wszystko odniosłem wrażenie, że równie dobrze mógłbym czytać opowiadanie o Gangu Olsena, tyle że w XXI wieku ze smartfonami i komputerami zamiast magii. Być może to kwestia języka i dialogów? Nie jestem pewien. Być może odniosłem takie wrażenie ze względu na drugą rzecz, która nie do końca mi zagrała. Czyli wspomniany Gang Olsena.

Wszystko poszło zbyt łatwo i gładko. Nawet jeśli bohaterowie są przekoksami, to tylko dlatego, że nie mieli przed sobą poważnych przeciwności. Dlatego posłużyłem się porównaniem do Gangu Olsena, bo takie miałem skojarzenie. Gdyby tu coś poważnego stanęło bohaterom na drodze, to w życiu by tego nie ogarnęli.

Mimo wszystko lekkość i humor są dużym plusem tego opowiadania, więc dziękuję za lekturę!

XXI century is a fucking failure!

Przepraszam, że odpowiadam po tak długim czasie, ale tak niestety działa moja praca, że czasami na całe tygodnie nie mam opcji skupić się na czymkolwiek innym. Dzisiaj mogę wreszcie na spokojnie odpowiedzieć na niektóre komentarze.

brakowało mi twistu w jej charakterze, jakiegoś mocniejszego akcentu, a tu wszystko przebiega bardzo liniowo i przewidywalnie.

Moim zamierzonym twistem był moment, w którym bohaterka decyduje się poświęcić swoje życie, bo wie, że publiczne przeciwstawienie się ojcu spowoduje gwałtowną reakcję. Zmiana, jak się dokonała w Rafaeli, pomogła jej zrozumieć, o jakim poświęceniu mówił Biała Puma.

Na minus zaliczam natomiast eksploatowanie stereotypu białego zbawcy oraz mocny patos końcówki. Nie zrozum mnie źle – zagadnienia poruszone w tekście nie są niczym śmiesznym ani radosnym, ale podejście do tematyki historycznej w sposób zbyt poważny też trochę przekłamuje rzeczywistość. Wiadomo, że to kwestia personalna, jednak dodanie nutki ironii czy odciążenie końcówki dodałoby wszystkiemu prawdopodobieństwa. Tak, wiem, to forum fantastyczne, ale realizm magiczny rządzi się swoimi prawami. 

To jest jedyny argument w całej rozmowie, który całkowicie odrzucam i którego dodatkowo kompletnie nie rozumiem. Rzadko zdarza mi się aż tak kategorycznie odpowiadać na argument czytelnika, ale w tym wypadku zupełnie on do mnie nie trafił. Naprawdę nie rozumiem, w czym tutaj przekłamuję rzeczywistość? I nawet nie chodzi o to, że obracamy się w uniwersum, które jest odmienne od historycznego, bo te różnice są tu bardzo subtelne i nie są głównym tematem tekstu. Jednak argument, że nadużywam stereotypu białego zbawcy jest moim zdaniem mocno nietrafiony. Dlaczego nadużywam? Czy gdyby Rafaela starała się pomagać mniej, to by nie było nadużycie? A może powinna wespół z ojcem wykorzystać swoja pozycję do poniżania Keczuan, zamiast im pomagać, to wtedy byłoby ok? Niestety, ale moim zdaniem z tego argumentu pobrzmiewa pragnienie zastosowania jakiejś poprawności politycznej, która jest kompletnie niewspółmierna do tego, co napisałem. Jest to argument, który w kategorii krytyki literackiej jest dla mnie absolutnie nieadekwatny. Nie umiem na ten argument odpowiedzieć w rzeczowy sposób, ponieważ go nie zrozumiałem.

Co nie przekonało do końca. Po pierwsze, język i styl, bo parę razy zacięłam się przy lekturze (ale są i miejsca świetne, pokazujące, że masz słuch językowy)

Cóż mogę powiedzieć? Chyba tylko tyle, że staram się z tekstu na tekst szlifować wszelkie “zaciętości” ;)

Po drugie, nie jestem w stu procentach przekonana zakończeniem – ono jest efektowne, owszem, ale wydało mi się też nieco przewidywalne.

Zawsze w takiej chwili zastanawia mnie, którym akapitem lub którym fragmentem tekstu za bardzo odsłoniłem karty i pozwoliłem czytelnikowi domyślić się rozwoju akcji przed jej zakończeniem. To ciężka sprawa. Zwykle staram się nie przesadzać z ukrywaniem faktów, ale jednocześnie dać na tyle informacji, żeby jednak czytelnik jakieś swoje przewidywania mógł mieć. No i też prawda, że każdy odbiorca jest inny, zwraca uwagę na inne elementy albo jest bardziej wnikliwy. W wypadku tego opowiadania liczyłem raczej na efekt zaskoczenia, a że jednak dla niektórych okazało się przewidywalne, to pozostaje mi powiedzieć tylko tyle, że sam jestem tym faktem zaskoczony. 

 

Ogólnie muszę na koniec podziękować wszystkim za wnikliwą analizę i za wszelkie opinie. Dzięki Waszym sugestiom udało mi się dopracować tekst i dzięki temu na pewno jest lepszy. A że nie trafił do końca w gusta Loży, to nic na to nie poradzę. Mogę tylko liczyć na to, że następnym razem uda mi się napisać lepiej.

XXI century is a fucking failure!

Serdecznie Wam dziękuję za nominację. Tekst niestety nie znalazł uznania Loży, ale i tak jest mi niezmiernie miło, że doceniliście te opowiadanie. ❤️

XXI century is a fucking failure!

Verus, odrin, kra85, ninedin

Dziękuję Wam za komentarze. Postaram się wkrótce odpisać więcej, ale muszę sobie to wszystko dobrze przemyśleć.

XXI century is a fucking failure!

Cóż, jestem boomerem i staram się to znosić z godnością ;)

Fajny wątek się tu przewinął na temat udzielania porad, bycia protekcjonalnym itp. Myślę, że każdy powinien w podobnych sytuacjach zadać sobie pytanie, czy warto wpychać komuś swoją wiedzę. Chyba, że ktoś faktycznie traktuje to jako sposób na podrasowanie sobie ego. No, ale to jest równie słabe, jak traktowanie osób z wiedzą z niechęcią.

Natomiast ja kompletnie nie mam nic przeciwko osobom, które mają mniejszą albo żadną wiedzę. Nie każdy miał w życiu tyle szczęścia, że był otoczony książkami, a w dzieciństwie nauczył się w domu kultury czytania. Czego jednak nie cierpię to ignorancji połączonej z arogancją. Jestem na to uczulony okrutnie. Kiedy słyszę wypowiedzi, w których ktoś podkreśla dumę ze swojej niewiedzy i ignorancji, to mi się scyzoryk w kieszeni otwiera. Takich ludzi staram się omijać szerokim łukiem i nie wdaję się nigdy z nimi w rozmowę.

Wiem, że to zabrzmi trochę jak próba jakiegoś wywyższania się, ale tutejsza społeczność odznacza się większym głodem wiedzy, i rzeczywiście wiele można się dowiedzieć z tutejszych dyskusji, zazwyczaj merytorycznych, rzeczowych i pokazujących, że mamy tutaj ludzi z dużą wiedzą z różnych dziedzin. 

Osobiście nie widzę w tym wywyższania się, a raczej stwierdzenie faktu. Bo na naszym portalu naprawdę można się wiele nauczyć, znaleźć ciekawostki i wskazówki na różne tematy. I nie ma w tym nic wstydliwego. Zresztą ta cecha portalu jest czymś, co przede wszystkim tutaj lubię. Owszem, czasem czytanie komentarzy na temat własnych tekstów bywa bolesne, ale odbywa się to w atmosferze kooperacji. Ja, przynajmniej na razie, nie natrafiłem tu na jakąś specjalną dramę, ale może to dlatego, że nie jestem aż tak aktywny ;)

Ja niestety nie wiem zbyt wiele, ale podziwiam ludzi, którzy mają dużą wiedzę. Wiem, że zdobycie jej dużo kosztowało.

Osobiście czuję, że w kilku tematach mam dużą wiedzę, w wielu innych śladową, ale i tak cały czas mam poczucie, że jest taki ogrom tego wszystkiego, że czuję się maluczki przed tymi wszystkimi pytaniami, jakie pojawiają się w głowie, kiedy czegoś nowego się uczę. Natomiast to wbrew pozorom nie jest wielki wysiłek. Bardzo pomagają dwie rzeczy. Po pierwsze po prostu ciekawość świata. A po drugie pisarskie hobby. Bo często, żeby być wiarygodnym w swojej opowieści, trzeba się po prostu douczyć. A zatem rusza człowiek między regały, odkurza te woluminy. Bo w internetach specjalistycznej i zweryfikowanej wiedzy aż tak dużo nie ma. W sumie w tej drugiej kategorii zmieściłbym również gry fabularne (te analogowe, pen&paper). Bo i one wielokrotnie w życiu mnie motywowały, żeby czegoś się nauczyć albo czegoś spróbować na własnej skórze (np czy w pełnej zbroi płytowej da się wiosłować?*)

*) da się ;)

XXI century is a fucking failure!

Ale było by cudnie, gdyby było na androida. Czytanie na telefonie nie jest może najwygodniejszą formą, ale czasem w autobusie czy innym pociągu byłoby to w sam raz.

XXI century is a fucking failure!

Koala75

Dzięki serdeczne za Twoją opinię. Pisząc ten tekst liczyłem na emocjonalną reakcję czytelników i przyznam szczerze, nie byłem pewien, czy mi się uda. Tym bardziej bardzo się cieszę, że opowiadanie Cię poruszyło.

XXI century is a fucking failure!

Pozwolę sobie zgłosić:

 

GolodhWojny Prolków [z dwoma autorami: morteciusem i Golodhem]

 

Opowiadanie, moim zdaniem, ma bardzo ciekawą konstrukcję świata. Połączenie różnych wątków (romansowego z dystopijnym i rozrywkowym) dało czytelnikowi bardzo ciekawy miks. Ta mieszanina nie spowodowała zamieszania i dezorientacji, a wręcz przeciwnie – zachęciła do pójścia w historię dalej. Tekst jest bardzo zrównoważony konstrukcyjnie – ma świetne tempo i tyle informacji, ile potrzeba. Reasumując – jest to opowieść, którą chętnie bym czytał w wydaniu książkowym, gdyby autorzy ją rozbudowali.

XXI century is a fucking failure!

Fajny szorcik i dobrze się czytało. Tylko, że ja mam w ogóle problem z szortami. Po prostu nie przepadam za taką krótką w formą – ani w pisaniu, ani w czytaniu. Szczególnie w czytaniu, bo zaawsze mam takie niefajne uczucie, że ledwo się zdążyłem wciągnąć w litery, a tu już koniec. To samo było z Twoim opowiadaniem. Chętnie poczytałbym więcej o portalu, gościu, łazienkach i pijanych podróżnikach.

XXI century is a fucking failure!

Kuszący skarbczyk przed nami :)

XXI century is a fucking failure!

Krokus

W sumie do tej pory nie wszystko jest dla mnie jasne, ale nie uważam tego za zarzut – jestem słaby w historię Ameryk, więc po prostu chłonąłem opowieść taką jaka jest.

Większość z nas, Europejczyków, nie ma żadnej wiedzy na temat historii Ameryki Płd. Jest to nam świat na tyle daleki, że nawet w szkolnych podręcznikach do historii ledwo się to przewija. Ja sam, przed rozpoczęciem pracy nad tym tekstem, niewiele wiedziałem i musiałem mocno się douczyć. W pewnym sensie ułatwia to autorowi robotę, który chce uzyskać wrażenie odległości kulturowej.

Z drugiej strony poczuwam się do tego, by wskazać te aspekty, które w udanym tekście mi zgrzytnęły, bo przecież właśnie o to na portalu chodzi. Niestety wychodzi komentarz, który ma nieproporcjonalnie dużo krytyki względem jakości tekstu.

Czasem faktycznie wyrażenie swojej opinii lub wrażenia po przeczytaniu jednego zdania, wymaga wyrzucenia z siebie zdań piętnastu. Z tego, co napisałeś, wypłynęło wiele ciekawych wniosków, więc krytykę jak szczepionkę – kłuje, ale w dłuższej perspektywie pomaga ;)

No i właśnie. Dziękuję za istotny wgląd w mój tekst. Twój punkt widzenia na kilka aspektów jest zupełnie inny od mojego. I tak jak ze wszystkim nie muszę się zgodzić, tak w kilku momentach zdecydowanie mi pomogłeś.

Użyłeś też bardzo nielubianej przeze mnie narracji 3-osobowej, absolutnie wszechwiedzącej.

Przyznam się, że też, przynajmniej jako osoba pisząca, wolę narrację 1os. Ale nie zawsze ona pozwala napisać to, co się chciało. Natomiast to, na co zwróciłeś potem uwagę, te wchodzenie w głowę postaci albo wyskakiwanie z dodatkową informacją (jak w przypadku Pumy – wojownika), to jest taki mój mały problemik, z którym zmagam się, ćwicząc warsztat. Nie raz już przyłapałem się na tym, że pędzę z myślami, przelewam je na papier i czasem trochę za dużo mi na ten papier się wylewa. Najgorzej, kiedy zostaje w gąszczu liter i zdań jakaś myśl, która należała do którejś tam wcześniejszej wersji. Staram się z tym walczyć i sądzę, że jeszcze z 10 lat i się z tym problemem uporam ;)

[…] jest tu właśnie zbyt dużo opisów wszelakich, a za mało tworzenia postaci i napędzania fabuły

Wydaje mi się, że nie jest aż tak źle, ale tutaj nie mam innego argumentu, jak tylko taki, że tak sobie ten tekst wyobrażałem. Właśnie jak taki namalowany na płótnie pejzaż. Postawiłem w opowiadaniu na klimat, na powolne budowanie świata. Myślę, że jest to kwestia własnych preferencji, czy takie tempo oraz ilość podanych informacji pasuje czytelnikowi.

Ogólnie – Twoje uwagi dały mi do myślenia i bardzo mi się podobały. I nie piszę tego kurtuazyjnie. Dopracowałem parę elementów tekstu, szczególnie dwie ostatnie sceny. Skorzystałem z Twojego pomysłu, by domknąć wątek postaci Santino. Jeszcze raz – dzięki serdeczne.

XXI century is a fucking failure!

Golodh

Dzięki za podrzucenie linka do opowiadania adam_c4. Wrzuciłem do kolejki, którą staram się powoli odhaczać :) A gdyby kiedyś faktycznie wpadło Wam coś więcej do głowy i stworzycie kolejny tekst w tym settingu, to ja z pewnością chętnie się w nim zanurzę.

XXI century is a fucking failure!

regulatorzy

To w zasadzie zasługa użytkowników portalu i Twoja :) Zwykle staram się korzystać z uwag innych użytkowników. Jeśli więc ktoś zwraca mi uwagę na jakiś aspekt mojego tekstu, to znaczy, że rzeczywiście warto sprawę przemyśleć. W tym konkretnym wypadku była to rzecz bardzo istotna dla całości, więc warto było temat zgłębić. Zatem jeszcze raz dzięki za pomoc.

XXI century is a fucking failure!

Bardzo dobrze się to czytało. Pachnie mi to – bardzo zresztą przyjemnie – paskudnym cyberpunkiem.

Podobało mi się połączenie wątków romansowych, szołmeńskich a przy okazji dystopijnych, gdzie technologia jest niekoniecznie zbawieniem a raczej sposobem na budowanie opresyjnego systemu.

Były zaskoczenia i dobre tempo. Chętnie przeczytałbym więcej na temat świata, w którym funkcjonują bohaterowie. I chociaż świat wykreowany nie jest niezwykle odkrywczy, ponieważ podobne wątki przewijały się tu i ówdzie, to jednak jest to nadal ciekawa kreacja. Moim zdaniem na tyle ciekawa, że warto by o niej dowiedzieć się więcej.

Dzięki za lekturę!

XXI century is a fucking failure!

regulatorzy

Trochę czasu minęło, ale chciałbym wrócić na moment do wątku odmiany określenia “Keczuanie” versus “Indianie Keczua”. W końcu dostałem odpowiedź po konsultacji. W opinii koleżanki redaktorki i korektorki nie popełniłem w tym wypadku błędu i odmiana, która zastosowałem nie jest błędna. Skonsultowałem też sprawę ze znajomą z Meksyku, która co prawda bardziej zajmuje się historią a nie językoznawstwem, ale to zawsze opinia bliższa źródła problemu. Jej zdaniem przełożenie nazw własnych z południowoamerykańskiej odmiany hiszpańskiego na polski z zachowaniem odmiany przez osoby lepiej oddaje sposób rozumowania bohaterów, którzy pochodzą z uniwersum opowiadania. Min. dlatego, że stosowanie rzeczownika “Indianie” jest nieco passe, a na dodatek z punktu widzenia Ameryki Południowej jest bardzo nacechowane europejskim kolonializmem. I jak zwykle nie kocham się nadmiernie z polityczną poprawnością, tak tym razem – dla własnej wygody ;) – przytaknę takiemu podejściu. W efekcie postanowiłem zachować pisownię, którą zastosowałem.

Krokus

Dziękuję Ci bardzo za Twoją opinię. Pozwól, że odniosę się do Twojego komentarza za jakiś czas, bo chciałbym dobrze go przemyśleć.

XXI century is a fucking failure!

gravel

Dzięki za przeczytanie i za opinię. Po pierwsze – dobrze, że zwróciłaś mi uwagę na te kapucynki. Umknęło mi to kompletnie i już poprawiłem. Dokonałem również drobnej korekty w wieku Rafaeli. Faktycznie, ponad trzydzieści to za dużo, jak na jej realia. W początkowej wersji opowiadania uznałem, że nie może być zbyt młoda, by miała czas wypracować swój warsztat, żeby nie okazało się, że takim geniuszem plastycznym dysponuje nastolatka, co po prostu mi nie grało.

Ale z drugiej strony Rafaela to nikt inny, jak tylko żeńskie wydanie Wielkiego Białego Zbawcy inspirującego lokalsów do walki, której w przeciwnym razie by nie podjęli.

Dobrze odczytałaś moje zamierzenie, ale nie mogę się zgodzić z tym, że jest to coś negatywnego. Syndrom Wielkiego Białego Zbawcy to po pierwsze nie jest wymysł tylko i wyłącznie amerykańskich filmów o biednych, brudnych Indianach, których ratują światli biali. Takie postacie faktycznie pojawiały się w historii. Ale nawet gdyby tak nie było, to nie ma większego znaczenia. Rafaela miała być dokładnie taką postacią. Dokładnie taką białą damą z kompleksem zbawiciela. To niekoniecznie jest jej wada, tylko jedyny element, który może nadać jej życiu jakikolwiek sens. Przynajmniej jedyny, który ona wymyśliła. I na tym właśnie zasadza się jej motywacja do upartego odsyłania duchów. Jej się wydaje, że robi dobrą robotę, ale nawet sam Biały Puma jej pyta, czy aby na pewno ona dobrze robi?

Denerwowało mnie też jej podejście typu “Na złość tacie odmrożę sobie uszy i zostanę męczenniczką”.

To dobrze! Znowu odczytałaś mój zamiar celnie. No, może niekoniecznie chciałem, żeby jej infantylne zachowanie utrudniało pozytywny odbiór opowiadania ;) Natomiast faktycznie wyobrażałem sobie ją w sposób, o jakim piszesz. Rafaela miała czasami zachowywać się jak nastolatka, ponieważ była całe życie trzymana pod kloszem, więc tak naprawdę niewiele miała okazji, żeby doświadczyć życia i dorosnąć. Ten brak doświadczeń rekompensuje sobie współczuciem wobec Keczuan, a jej działalność ma wypełnić lukę w jej życiu.

Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas.

XXI century is a fucking failure!

Napisane to jest gawędziarsko, lekko i naprawdę strawnie. Natomiast mam z tym tekstem pewien problem, który jednak nie jest winą autora, a raczej moich przyzwyczajeń / preferencji. Gdybyśmy rozmawiali o filmach, to powiedziałbym, że jak na polski film, to było dobre, ale na tle reszty świata, to przeciętnie. W tym wypadku muszę powiedzieć, że jak na opowiadanie to nieźle, ale jak na horror, to nie porwało mnie. I to cały sens mojej opinii. Do tekstów, które są przez autorów mianowane do kategorii horroru zawsze podchodzę z dużym dystansem i mam wobec nich duże wymagania. No, bo jak horror, to musi być dreszcz emocji, nutka strachu, tajemnica, niebezpieczeństwo i zaskoczenie. I trochę mi tych elementów u Ciebie zabrakło.

Nie ma nic złego w tym, że posłużyłeś się dosyć standardowymi rozwiązaniami, a wręcz kalką z klasyków gatunku. Samo w sobie to nie deklasuje tekstu. Natomiast zabrakło mi tych zaskoczeń, tych bomb emocjonalnych, tych dreszczu i tajemnicy.

Najwyraźniej po prostu nie jestem odpowiednim odbiorcą tej opowieści. Najważniejsze jednak, że opowiadanie jest dobre i dobrze mi się je czytało.

Dzięki!

XXI century is a fucking failure!

Smutek straszny z tego bije i chyba każdy dorosły czytelnik jest w stanie się do tego tak czy inaczej odnieść. Ten wiersz celnie porusza wrażliwe struny, bo i można go rozumieć dwutorowo. Może przyjść na myśl odniesienie do zmagań z literaturą, ze stratą tej pierwszej świeżości, tego odkrywania – tutaj konkretnie fantastyki, pasji i niecierpliwości “a czym zaskoczą mnie tym razem?”. Druga płaszczyzna, ta bardziej bolesna, to po prostu życie. Ale więcej nie będę o tym pisał, bo mam akurat taki moment w życiu, że szkoda gadać. Tak czy siak, tekst bardzo do mnie dotarł.

XXI century is a fucking failure!

Golodh

Dzięki, że poświęciłeś czas na moje opowiadanie. Faktycznie jest ono częścią tego samego uniwersum, co "Nadchodzi czas pioruna”. Oba są szkicami, próbami, które podjąłem, żeby sobie nakreślić zarys tych realiów i sprawdzić, co można tam zrobić. I to też jest trochę klucz do tego, co napisałeś na temat liniowości fabuły. Rzeczywiście ona taka jest, ale w tym wypadku specjalnie nie szukałem zwrotów akcji. Chciałem, aby cały tekst był trochę jak szkic Rafaeli, żeby z plątaniny kresek powoli wyłaniał się obraz. Miałem nadzieję, że opowiadanie tak się właśnie ułoży dla czytelnika, że będę go powoli prowadził przez kolejne maźnięcia ołówkiem, aż zobaczy pełny obraz. Być może rzeczywiście ze stratą dla dramatyzmu, ale jest to coś, o czym nie pomyślałem.

XXI century is a fucking failure!

Ślimak Zagłady

Bardzo się cieszę, że dobrze Ci się czytało.

Zupełnie umknęła mi koncepcja Grandes Naciones de los Andes jako czegoś zbliżonego politycznie do naszych Stanów Zjednoczonych.

Faktycznie, moim zamysłem było funkcjonowanie czegoś w rodzaju Stanów Zjednoczonych Ameryki Południowej albo nawet Państw Andyjskich. Nie zagłębiałem się nadmiernie w opis sytuacji politycznej, ponieważ nie do końca było mi to potrzebne. Bardziej chodziło o wrażenie istnienia jakiegoś tworu lub umowy o zasięgu większym niż jedno państwo. Na dobrą sprawę nawet i Twoje tłumaczenie spełnia taką funkcję, więc w zasadzie nie ma nic złego w tej interpretacji. Z pewnością kiedyś, gdy wrócę do tego uniwersum, temat opiszę porządnie.

Niemniej kłopot logiczny – względem tamtych yachaq, których bohaterka widziała na początku między drzewami – wciąż istnieje.

Masz rację, już wcześniej ten problem poruszył również ostam. Faktycznie było to niedopatrzenie z mojej strony, które dzięki Wam zmodyfikowałem. To jest pozostałość po work-in-progress, kiedy pewne elementy miały funkcjonować nieco inaczej. Mam nadzieję, że teraz już będzie to się układać logicznie.

A, jeszcze przy okazji – dzięki za wyłapanie jeszcze kilku potknięć.

XXI century is a fucking failure!

Pierwszy tysiąc pobrań przebity :-)

Rewelacja, gratuluję! Oby było dziesięć razy tyle.

A ja wreszcie w weekend będą miał czas, żeby zasiąść i spokojnie poczytać teksty współautorów.

XXI century is a fucking failure!

Komentarz, żeby nie zgubić wątku. Przyda się link, żeby czasem komuś początkującemu podrzucić.

XXI century is a fucking failure!

ostam

Dałem sobie chwilę na przemyślenie tego, co napisałeś i wprowadziłem kilka zmian.

– Wi­dzia­łam nie­któ­rych yachaq. Wi­dzia­łam ich obok cie­bie, w dżun­gli. Oni tylko cze­ka­ją na twój sy­gnał.

– Nic nie mogą zro­bić. Są po drugiej stronie. Ty ich tam odesłałaś, a przez to ja nie mogę skorzystać z ich energii. A nam po­trze­ba wiel­kiej siły. Wiel­kiej mocy.

czyli wychodzi na to, że Puma cały czas miał świadomość, że to były duchy, ale dopiero teraz czytelnik to może zrozumieć. Jednocześnie podkreśla, że to z winy Rafaeli yachaq znaleźli się poza jego zasięgiem. Scena nabiera nieco mocniejszego wydźwięku, moim zdaniem i dodatkowo motywuje końcową wycieczkę Rafaeli do drugiego świata, żeby przywrócić szamanów.

Keczuanie nie wracają do życia, tylko właśnie w jakiś sposób oddają tę energię?

Faktycznie, to była niespójność. Mój zamysł polegał na tym, że Rafaela w końcowej scenie zacznie odsyłać duchy do świata żywych, ale ich nie ożywia. Będąc w świecie żywych duchy szamanów oddają swoją moc żyjącym szamanom. Wcześniej nie mogą tego zrobić. Dlatego ze sceny 2 wyciąłem obecność szamanów duchów, bo oni tu po prostu nie mogą być.

Nie zmienia to wydźwięku opowiadania, jedynie naprawia “technikalia” mocy Rafaeli.

Uff… Dzięki za zwrócenie uwagi na ten problem.

XXI century is a fucking failure!

Bardjaskier

Bardzo się cieszę, że opowiadanie przypadło Ci do gustu.

To jest ryzykowny zabieg, bo wiele zależało od końcówki opowiadania, a ta wyszła w mojej ocenie znakomicie.

Przyznam się bez bicia, że miałem duże obawy, czy będę w stanie sensownie historię zakończyć, aby nie popaść w jakiś banał. Nad zakończeniem głowiłem się najdłużej, a i tak w efekcie nie jest ono idealne. Na pewno udało mi się zrealizować przynajmniej jedno z własnych założeń, czyli nie sprowadzić całości do jakiejś martyrologicznej masakry biednych Indian, a raczej skupić się na rozterkach i przy okazji niezwykłych możliwościach, jakie dają zdolności bohaterki.

XXI century is a fucking failure!

Agroeling

Mam nadzieję, że mimo wszystko nie czułeś straty czasu, czytają mój tekst.

Jeśli chodzi o pojęcie “dżungla” to owszem, według nazewnictwa ekologicznego masz rację. Jednak używanie nazw dżungla/lasy deszczowe i innych jest powszechne, szczególnie w opracowaniach publicystycznych, a nawet w naukowych. Polecam uwadze szczególnie serię artykułów o “Ludzie Tygrysa” autorstwa Adama Piore, które traktują o ukrytych plemionach, które do dziś żyją z dala od cywilizacji w Amazonii. W tych opracowaniach notorycznie używa się pojęcia dżungla, nawet w opisach okresów historycznych, kiedy swoją działalność uprawiali niesławni sertanistas (tacy półlegalni “promotorzy” kultury zachodu i religii chrześcijańskiej). Opierając się na różnych źródłach postanowiłem posłużyć się słowem “dżungla” jeszcze z jednego powodu. Po prostu czytelnikowi z naszej strefy klimatycznej łatwiej jest zobrazować sobie ekosystem, w jakim toczy się akcja opowiadania. Natomiast chciałbym jeszcze zauważyć, że czasami zamiennie posługuję się nawet pojęciem “las”. A przecież, naukowo rzecz biorąc, to jest jeszcze coś innego. Nazewnictwo naukowe wyewoluowało na bazie słownictwa potocznego, w którym las, dżungla, puszcza itp. są to te same miejsca, czyli dzikie ostępy, niezasiedlone przez ludzi, w których pośród drzew mieszkają zwierzęta. Dlatego dla ludów Keczua ich dom to po prostu las.

To wszystko semantyka i można na ten temat prowadzić długotrwałe rozważania, jednak jest jeszcze jeden element układanki, o którym warto pamiętać. Mówimy o opowiadaniu, a nie rozprawce naukowej. Zawsze staram się trzymać właściwej terminologii i nie tłumaczyć sobie lenistwa umysłowego “bo magia”, ale wszystko musi mieć swoje granice. Z tego również powodu nie rozdzielam konkretnych plemion na oddzielne byty, tylko wrzucam je do wspólnego worka pod nazwą Keczuanie.

Indianie nie byli niewolnikami, nie byliby nimi również w świecie alternatywnym, po prostu wynikało to z ich mentalności

Nie mogę się z tym zgodzić. W obu Amerykach istniało niewolnictwo i mam tu na myśli nie tylko znane z kultury popularnej czarne niewolnictwo w USA. Zanim ktokolwiek w ogóle pomyślał o Jankesach, na wszystkich lądach biały człowiek podporządkował sobie autochtonów na zasadach stricte feudalnych, choć owszem, czasem na zasadach niby rynkowych. Ale było to niewolnictwo i nie ma co do tego wątpliwości. A to, że osoba z ludów podbitych nie była nazywana formalnie niewolnikiem, to kwestia tylko i wyłącznie zabiegów marketingowych kolonozatorów. A co do mentalności Idnian z kategorii podniesionego czoła – to jest chyba wydźwięk jakiejś romantycznej legendy, pisanej przez nadmiernie rozmarzonych obrońców praw człowieka. Gdyby faktycznie ta mentalność Indian była tak twarda i niewzruszona, to na przełomie XIX i XX wieku nie doszłoby do wręcz epidemii alkoholizmu i prostytucji wśród ludów pierwotnych. Problem ten był tak wielki, że poprzez uzależnienie finansowe doprowadził pośrednio do upadku potężnej Komanczerii w Ameryce Północnej, o czym nawet wspominam w opowiadaniu.

I jeszcze ten dysonans czasowy, przypuszczalnie 19 wiek i nowoczesne maszyny do wyrębu lasu, zadziwiające

Będzie to jeden z niewielu przypadków, kiedy pozwolę sobie na tłumaczenie w stylu “bo fantastyka”. Ale nawet tutaj nie jest to zupełnie pozbawione podstaw. Wspominałem o tym już wcześniej w dyskusji. Koncepcję rozwoju technologicznego oparłem na własnej interpretacji rozwoju znanej z naszego świata technologii. Oparłem się w swoich rozważaniach na historii powstania broni maszynowej oraz maszyn parowych. Oba wynalazki funkcjonowały już w początkach XIX wieku (oczywiście nawet wcześniej, ale w postaci użytkowej to są początki XIX wieku). Jednak przeszkody w postaci braku odpowiedniej infrastruktury i koncepcji technologicznych spowodowały, że te wynalazki potrzebowały jeszcze około 40-50 lat, aby wejść do powszechnego użytku. W mojej luźnej interpretacji założyłem, że gdyby istniał organizm państwowy odpowiednio bogaty, jak na realia XIX wieku, wtedy, być może, historia potoczyłaby się inaczej. W czasach, o których mniej więcej piszę, Amazonia i Andy oferowały przebogate złoża naturalne, tylko że nie było tam spójnego organizmu państwowego, który mógłby je eksploatować. Stąd się wzięło Grandes Naciones de los Andes. A jak wpływa na potęgę państwa rewolucyjny wynalazek, to wszyscy wiemy, np. wprowadzenie karabinu ładowanego odtylcowo albo czołgów.

Na koniec przywołam wypowiedź bruce, która fajnie napisała

Fantastyka wymyka się z narzuconych przez historię reguł czasowo-przestrzennych i chwała jej za to.

A ponieważ zgadzam się z tym w pełni, więc nie poczułem potrzeby konkretnego umiejscowienia opowieści w czasie, a zamiast tego pozwoliłem sobie na, po prostu, pofantazjowanie.

XXI century is a fucking failure!

Sam myślałem, żeby wysłać tam opko, ale rzeczywistość uznała, że nie znajdę czasu. Tym bardziej gratuluję i cieszę się, że poczytam w Gmorku naszych portalowiczów! Jesteście najlepsi!!!

XXI century is a fucking failure!

ostam

Dzięki serdeczne za wnikliwe przeczytanie. Naprawdę bardzo się cieszę, że dobrze Ci się czytało i że doceniłeś moją pracę. Co do szczegółowych baboli, to dziękuję za czujność. Na niektóre z Twoich uwag chciałbym oddzielnie odpowiedzieć.

Zastanowiło mnie tylko poświęcenie całej sceny z kopalnią właściwie wyłącznie na zapewnienie czytelnika, że dziewczyna widzi duchy.

Faktycznie, ta scena jest przyklepaniem czegoś, co właściwie już wiadomo. I również o tym pomyślałem pod koniec pracy nad tekstem. Zostawiłem tę scenę z kilku powodów. Po pierwsze, chciałem dać sobie w tekście trochę więcej miejsca i czasu na zbudowanie atmosfery. Nie miałem limitu znaków, więc pozwoliłem sobie zaszaleć i zatrzymać czytelnika, żeby został w tym smutnym świecie nieco dłużej. Po drugie zaś, zależało mi na tym, aby bardziej podkreślić nie tylko fakt istnienia duchów, ale też skupić się na natręctwach Rafaeli. Jej upór w odsyłaniu duchów wydał mi się wcześniej za mało nabudowany. Poprzedni komentujący zwrócili uwagę na nieco dziecinny i nie do końca pozytywny charakter bohaterki. A mi o to właśnie chodziło. Chciałem, żeby nie była śliczną dziewczynką, pokrzywdzoną przez los, tylko właśnie nieco niepełnosprawną społecznie, czasem wręcz autystyczną osobą i niejednoznaczną postacią. Dlatego uznałem, że ta scena pozwoli mi zbudować charakter głównej bohaterki.

Rozumiem metaforę, ale fizyka działa dokładnie na odwrót devil W gęstszych ośrodkach prędkość dźwięku jest większa niż w powietrzu.

Oczywiście, masz rację, ale tu jednak będę się upierał przy swoim. Dokładnie chodzi o metaforę, gdzie “gęste i kleiste” powoduje, że wszystko jest powolne i leniwe.

 

Ja też o nich wcześniej czytałem i zdziwiła mnie wypowiedź szamana, mówiąca, że nie wie o innych ;)

To dlatego, że tylko Rafaela ich widziała w formie duchów.

Trochę sztucznie i naokoło, może lepiej np. “wlokąc się przy tym niemiłosiernie”, chociaż to tylko moja preferencja.

Fajne, to mi się podoba :)

Chętnie przeczytałbym chociaż wzmiankę o tym, jak to zrobił.

W pierwszej wersji tekstu pokusiłem się o krótki opis tego zwarcia, ale w końcu zrezygnowałem. Uznałem, że scena walki jest tu najmniej istotna, a ważniejsze jest to, co z jego akcji wynikło.

 

Jeśli chodzi o zakończenie, to moja myśl była taka, jak wskazała Finkla. Rafaela ma moc odsyłania duchów w obie strony, z jednego świat do drugiego. Dlatego, kiedy znalazła się w świecie duchów, szamani z Białą Puma na czele wręczyli jej szkicownik, aby teraz odesłać ich na powrót do świata żywych i by mogli rozpocząć rewolucję. Cały koncept zasadza się właśnie na niedopowiedzeniu, na niejasności. Specjalnie nie tłumaczę pochodzenia duchów, skąd się biorą i dlaczego. Natomiast zmęczenie i bezsiła Rafaeli miała właśnie wynikać z tego, że musi ona z obecnością duchów radzić sobie całe życie (choć tego nie mówię wprost) i stąd również bierze się jej motywacja do działania oraz zmęczenie życiem. Trochę to łopatologicznie wykładam i przyznam, że nie lubię tak się tłumaczyć, ale chciałbym rozwiać Twoje wątpliwości.

Jeśli chodzi o końcówkę, to bardzo mnie zmartwiło, że nie do końca była dla Ciebie zrozumiała. Starałem się unikać wymuszonych infodumpów i miałem nadzieję, że opis, który zbudowałem, będzie wystarczający. Jeśli znajdziesz jeszcze chwilę, to napisz, proszę, co Twoim zdaniem pomogłoby końcówce?

I na koniec jeszcze:

Klikam do biblioteki. Gdyby podrasować końcówkę, nominowałbym do piórka

Dziękuję bardzo za klika. W wypadku tego opowiadania uznanie czytelników cieszy mnie dwukrotnie, ponieważ faktycznie się przy tym napracowałem. Najwyraźniej jednak niewystarczająco, bo, cholera jasna, znaleźliście wszyscy sporo potknięć, które mnie samego zaskoczyły. Obawiam się więc, że potencjalne piórkowanie rozpędziła ilość błędów. Oj, nauka jeszcze przede mną.

 

XXI century is a fucking failure!

regulatorzy Finkla

Wreszcie zasiadłem do poprawienia baboli. Dziękuję Wam za pomoc serdecznie.

Jeszcze tylko słowo odnośnie uwagi regulatorzy na temat odmiany Keczuan / Indian Keczua. Na stronie sjp sprawa poddana jest w wątpliwość z jednoczesnym wskazaniem na wersję Indian Keczua. No i mam zagwozdkę. Pozwoliłem sobie to na razie zostawić w mojej wersji, a to ze względu na tłumaczenie. W j. hiszpańskim istnieje forma odróżniająca rodzaj żeński od męskiego, np. polaca (Polka) – polaco (Polak). W l.m. również wszelkie nazwy własne mają wersję odmienioną, np. polacos. W wersji południowoamerykańskiej różnica w odmianach osobowych pojawia się tylko w l.m. (brak europejskiej wersji vosotros, czyli “wy”) a wszystko inne jest takie same. Dlatego w przełożeniu na j. polski zostawiłem formy odmieniane. I to jest moje własne tłumaczenie/usprawiedliwienie (oprócz faktu, że tak mi się o wiele wygodniej pisało ;) ) Natomiast Twoja uwaga poruszyła procesy mózgowe i postanowiłem rzecz skonsultować dalej. Poczekam wiec jeszcze chwilę na wynik konsultacji i jeśli wyjdzie, żem głąb, to pozmieniam.

XXI century is a fucking failure!

regulatorzy

Aż sam jestem zaskoczony, ile błędów znalazłaś. Chyba ta amazońska wilgoć mnie przyćmiła. Jak zwykle dzięki za Twoją czujność i uważność. Siadam zaraz do tego.

XXI century is a fucking failure!

Atreju

Zobaczymy, jak się ułożą komentarz innych. Póki co dziękuję Ci bardzo za uwagi. To sporo do przemyślenia, szczególnie na kolejne próby pisania w tym uniwersum.

XXI century is a fucking failure!

Atreju

A więc jej ojciec jest psychopatą?

Funkcjonowanie w przemocowym środowisku jest doskonale poznanym procesem psychologicznym, ale i społecznym. W środowisku, w którym jest tak powszechna akceptacja dla zachowań przemocowych, ktoś, kto ma do nich predyspozycje, będzie czuł się jak ryba w wodzie. Pamiętajmy, że nawet dzisiaj trwa ożywiona dyskusja o czymś tak błahym, jak klaps. A teraz pomyślmy o środowisku społecznym, które w całości funkcjonuje dzięki pozycji siły i ciągłej groźbie zastosowania przemocy wobec słabszych. Jakby nie patrzeć, cała historia kolonizacji opiera się na przemocy, zabójstwach i upokorzeniach. Na stosowaniu siły, przemocy i na poczuciu wyższości. De Leon jest po prostu idealnym reprezentantem klasycznego granda, czyli posiadacza niewolników, autorytarnego władcy. Nic dziwnego, że przekłada te schematy zachowań na sprawy rodzinne. I to również jest dobrze opisany w psychologii mechanizm. ALE! Twoja sugestia wcale nie jest pozbawiona podstaw. Funkcjonując w takim, a nie innym środowisku kulturowym, Manuel miał idealne warunki do realizowania swoich sadystycznych zapędów, dlatego wcale nie będę się sprzeciwiał pomysłowi, że mógł być psychopatą. Tyle tylko, że w jego położeniu nie było to aż tak niezwykłe, ze względu na społeczne przyzwolenie na przemoc i to taką daleko posuniętą. To trochę jak z Supermanem na Kryptonie. Gdzie każdy ma supermoce, ten nikt nie jest superbohaterem.

Jego zaś zachowanie odbiega od ideałów szlacheckich, do których go porównywałem.

Chyba tylko u Prusa, Sienkiewicza i u Jane Austen występują takie ideały. W rzeczywistości szlachta, również w XIX i XX wieku, szczególnie ta, która opierała swój sukces na niewolnictwie, zdecydowanie odbiegała od jakichkolwiek ideałów. Nawet po oficjalnym zniesieniu niewolnictwa, nawet dziś. Normą było odhumanizowanie ludności podległych, traktowanie ich jak zwierzęta albo przedmioty. To była ich norma społeczna i ich własny ideał.

[…] ja w ogóle nie wiem, czy oni mają możliwość zachowywać się inaczej. Jeśli żyją w takim darwinistycznym systemie, to tacy są i inni nie będą.

To bardzo odważne twierdzenie. Idąc tym torem myślenia można powiedzieć, że gdyby w latach 30tych Żydzi byli bardziej asertywni, to historia potoczyłaby się inaczej. I tak samo można powiedzieć o wszystkich podbitych ludach, nieważne, czy w Amerykach, Afryce czy Oceanii. Prawda jest taka, że w starciu z agresywną postawą Europejczyków, ich technologią oraz umiejętnością rozgrywania lokalnych konfliktów, żaden podbity naród nie miał najmniejszych szans. Ja w swoim opowiadaniu nieco tę sytuację przejaskrawiam, dając kulturze grandów więcej mocy politycznej i technologicznej. Akurat w historii Ameryki Płd. nigdy nie doszło do stworzenia ponadnarodowego organizmu w stylu USA. Narody latynoamerykańskie, hiszpańsko i portugalskojęzyczne były o wiele głębiej podzielone, niż ciągle wojujące ze sobą Anglia i Francja. Grandes Naciones de los Andes jest realizacją pewnych idei, które pojawiły się w XIX wieku, podobnie jak w Europie Wsch. funkcjonował panslawizm. I to jest element alternatywny, ale to tylko, powiedziałbym, kolorowa nakładka, żeby sobie pofantazjować na temat alternatywnego rozwoju polityki tamtego regionu. W rzeczywistości nie ma różnicy między tym, co ja opisałem, a faktyczną sytuacją narodów prekolumbijskich. Wszystkie poległy ze względu na własną słabość. Sprawa religii w tym wszystkim była tylko pewnego rodzaju nakładką, pretekstem. Europejczycy i tak by mordowali, bo taki był ich charakter. A czy robili to w imię Boga czy mamony, to już nie ma znaczenia.

Ogólnie mam wrażenie, że oceniasz bohaterów opowiadania z punktu widzenia współczesnej normy moralnej, gdzie ich zachowania są przynajmniej niestosowne, a nawet karygodne. I nie ma w tym nic złego. Ale zachowania bohaterów, moim zdaniem, kształtuje ich rzeczywistość i ich normy moralne. Wspomniała na ten temat, zdaje mi się, że bardzo celnie, bruce. No, bo w końcu popularną w Europie przez, hmmm, tysiące lat (?) karę chłosty traktujemy jako coś niezwykle brutalnego i niehumanitarnego. Ale przecież w czasach przykładowo średniowiecza, ocena systemu kar i wartości życia była zupełnie inna. Społeczeństwo niekoniecznie oburzało się na publiczną karę chłosty, bo dla nich był to standard prawny i moralny.

Dodam tylko, że nie usprawiedliwiam działań Manuela i reszty grandów. Staram się tylko tłumaczyć, dlaczego opisałem ich zachowania tak, a nie inaczej.

A jeszcze muszę przyznać, że taka rozmowa jest bardzo stymulująca. Biorąc pod uwagę, że chciałbym w przyszłości rozwinąć te uniwersum, to takie rozłożenie jego elementów na części pierwsze jest mi bardzo na rękę.

XXI century is a fucking failure!

Atreju

Muszę przyznać, że jest mi bardzo miło, że poświęciłeś tyle czasu i przemyślałeś mój tekst. Cieszę się bardzo, że dobrze Ci się czytało. Praca nad warsztatem pisarskim to długa i męcząca praca, więc każde słowo pochwały jest dla mnie niezwykle istotne.

Zwróciłeś uwagę na ciekawą rzecz, którą sam wcześniej odrzuciłem. Myślę tu o wątku chrześcijaństwa. W trakcie pracy nad opowiadaniem kwestia wiary grandów przewinęła się, a nawet pojawiła się postać wysłanego z Rzymu biskupa. Zrezygnowałem jednak z tego wątku, ponieważ ostatecznie uznałem go za zbędny, a samą kwestię światopoglądową sprowadziłem do spraw kulturowych. Oczywiście w przypadku Keczuan religia, magia i kultura są ściśle powiązane, tak w przypadku grandów pozwoliłem sobie na pominięcie chrześcijaństwa, zostawiając na widoku ich pęd ku władzy oraz kapitalistyczną zachłanność. Teraz, dzięki Twojej uwadze, myślę sobie, że trzeba było te grandowe chrześcijaństwo zostawić, bo dzięki temu mógłbym dodatkowo naświetlić dwulicowość kasty rządzącej, która pod przykrywką świętości lub boskiej misji, mordowała tysiące autochtonów. Czyli w sumie tak, jak zawsze i wszędzie działo się pod panowaniem zachodnich mocarstw, niosących na sztandarach znak krzyża.

Czasów opowieści specjalnie nie doprecyzowałem. Wątki z historii, które tutaj połączyłem mogą wskazywać koniec XIX lub przełom XIX i XX wieku, ale byłaby to luźna interpretacja. Pewnym tropem może być tutaj ostateczne zniszczenie Komanczerii, co w naszych realiach dokonało się rękami Amerykanów na początku XX wieku. Jednak tworząc alternatywna historię uznałem, że powstanie potężnego bytu państwowego w Ameryce Płd. mogło trochę przyspieszyć wydarzenia. I to samo odnosi się do kwestii technologii. Założyłem, że przy odpowiednim splocie zdarzeń i odpowiednim kapitale organizmu państwowego, opracowanie silnikowych maszyn bojowych mogło zdarzyć się wcześniej, niż w latach nastych XX wieku. Pewne wskazówki na ten temat można znaleźć w historii rozwoju broni maszynowej oraz silników parowych. Ale to już za daleko idąca rozprawa.

Jeśli chodzi o postać Rafaeli, to nie zgodzę się z Twoją oceną. Dobry trop podała tutaj Finkla. Mówimy o realiach bogatej kasy rządzącej, w której kobieta nie miała praw, służyła głównie za element rodzinnej polityki matrymonialnej. Historia całego XIX wieku pokazuje, że tylko w wyjątkowych sytuacjach kobieta mogła zdobyć konkretny zawód i niezależność finansową, a to i tak zdarzało się głównie w miastach. Tutaj mamy do czynienia ze społecznością głęboko konserwatywną, co zresztą pewnie mógłbym jeszcze lepiej naświetlić, gdybym podkreślił wątek religijny.

Co do charakteru bohaterki, to również nie mogę się zgodzić z Twoją oceną.

Ale swoim zachowaniem przypomina nastolatkę, […] wtedy niech mu wytyka błędy.

Nie jestem pewien, co tutaj dyskwalifikuje w Twojej opinii zachowanie Rafaeli. Przecież nawet i dzisiaj, w XXI wieku, mamy znaczny procent ludzi, którzy mieszkają z rodzicami z przyczyn nie tylko ekonomicznych, ale też i emocjonalnych. W opowiadaniu natomiast mamy do czynienia ze społeczeństwem, w którym kobieta ma bardzo ograniczone opcje zrobienia czegokolwiek, poza byciem ładną i posłuszną. Jej wyrazem buntu i nieposłuszeństwem jest właśnie działalność na rzecz duchów, odsyłanie ich w zaświaty. Nadto charakter Rafaeli starałem się zbudować na zasadzie osoby nieśmiałej i zmęczonej życiem, która dopiero w trakcie opowiadania zyskuje odrobinę odwagi, by wykonać ostateczną woltę.

A to, że jej zachowanie mogło Ci się skojarzyć z niedojrzałą i sfochowaną nastolatką, to w moim odczuciu nie jest problem. To również nie jest nic niezwykłego, by spotkać takich ludzi wśród 30latków. Niestety. No i weźmy pod uwagę jeszcze jedną rzecz – gdzie ona miała się nauczyć odpowiedzialności? Gdzie i kiedy miała wydorośleć, skoro całe życie spędziła w pałacu pod kloszem? Zamiast dojrzałości jest jej wrażliwość, przez którą cierpi, ale też dostrzega niesprawiedliwość tego świata.

Reakcja ojca na wybryk córki jest według mnie komiczna. […] Bez przesady.

Tutaj już nie mogę się zgodzić, że tak powiem, totalnie. Dokładnie w ten sposób działają ludzie przemocowi, szczególnie tacy, którzy posiadają władzę. Profil psychologiczny takiej osoby można łatwo spotkać nie tylko w więzieniach, ale również i w dobrych domach, z których potem wywodzą się smutne historie o samobójstwach dzieci. Każdy, kto zetknął się z osobami opętanymi manią władzy i własnej siły, wiedzą, że niektórym potrzeba o wiele mniej do wybuchu agresji niż to, co opisałem. A tu mamy do czynienia z kompromitacją na wielką skalę, w oczach całego społeczeństwa i przed samym presidente. No i bohaterowie żyją w realiach, w których istnieje przyzwolenie na przemoc, zapewne jest też metodą wychowawczą.

Jeszcze raz dzięki za uwagi i sugestie. Zdecydowanie dałeś mi do myślenia.

XXI century is a fucking failure!

Łomatko, jak mi się to podoba! Udało Ci się zmieścić w tym krótkim tekście tyle haseł i problemów literacko – fantastycznych, że czuję się wielokrotnie zaspokojony :)

Dzięki za to!

XXI century is a fucking failure!

Przyznam, że z początku czułem się zagubiony, bo pomyślałem, że jakiś w tej historii panuje bałagan. Ale było to fajne zamotanie czytelnikiem. Nie trwało to długo, szybko się zorientowałem, że zmieniasz perspektywę. Bardzo podoba mi się nastrój tekstu. Jest smutne i niezbyt pocieszające, ale też lubię to, że to historia w zasadzie obyczajowa z elementami fantastyki. To było dobre :)

No i dobrze, gładko się czytało, bez stylistycznych zgrzytów. Dzięki za ciekawą lekturę.

XXI century is a fucking failure!

Wpierw chciałbym lekko zamarudzić. Zabrakło mi trochę więcej doprecyzowania świata, szczególnie na początku. Przydałoby mi się kilka zdań, jakiś wtrętów, które bardzie zbudowałyby wizję świata. Nic wielkiego, ale nieco więcej niż to, co jest. Na początku czułem się trochę zdezorientowany. Nie byłem pewien, czy to XIX wiek, może belle epoque, może jakiś początek XXw? Niby nic wielkiego, ale czułbym się lepiej. No i trochę tam jest baboli do ogarnięcia, ale już inni pisali o tym wcześniej.

Generalnie czytało mi się bardzo dobrze. Zbudowałeś fajny, gęsty klimat. Trochę w tym beznadziei, trochę ludzkiej małostkowości i chciwości, która w efekcie została ukarana. Natomiast ta kara i w ogóle całe zakończenie było bardzo gorzką pigułką do przełknięcia. I to mi się również bardzo podobało.

Dzięki za ciekawą lekturę!

XXI century is a fucking failure!

bruceFinkla

I znowu mam czerwone wypieki na twarzy ze wstydu. Te niektóre błędy, to faktycznie obciach ;) Bardzo dziękuję za czujność.

Cieszę się bardzo, że opowiadanie przypadło Wam do gustu. Napisałem je w uniwersum, które rozpracowuję sobie krok po kroku z myślą, by kiedyś napisać w nim coś większego. I bardzo chciałbym wtedy się zmierzyć z tymi grzechami białego człowieka. Bo jako nieco naiwny entuzjasta zachodnich wartości, mam wielki zgrzyt z tym, że wykwitły one na gruncie naprawdę koszmarnych zbrodni. To oczywiście bardzo skomplikowany problem, jak również moje odczucia w tym temacie nie nadają się na opisanie w jednym zdaniu. Ale przekładając osobiste rozterki na litery, łatwiej mi o tym myśleć i być może wreszcie kiedyś dojdę sam ze sobą do porozumienia, co ja tak naprawdę o tym myślę. Natomiast przy okazji mam pretekst, by czytać o historii i kulturach Ameryki Płd, które wydają mi się fascynujące.

XXI century is a fucking failure!

drakaina

Nie ma zaskoczenia, że dobrze mi się czytało. Jak zwykle podoba mi się Twój styl i ujęcie tematu. A że umiesz tak szybko napisać opowiadanie takiej jakości, to nic, tylko zazdrościć.

W każdym razie, jeśli chodzi o opowiadanie, to naprawdę mi się podobało. Przygody durnowatego, ale i dobrodusznego Josefa, prostaka, ale i spryciarza były wyważone, nie durne, jak sam bohater, zabawne i lekkie, a kiedy trzeba to i zaskakujące. Koncepcja pomocnego ducha bardzo na miejscu. Ciekaw jestem, dlaczego Ferenc z czasem tak bardzo marniał? Owszem, wspomniał, że czas mu się kończy, ale przecież duchy tak nie robią ;)

A scena ze zmyślającym sukcesy duchem jest godna wszelkiej zmyślonej bzdury! Cesarscy dostali za swoje.

Dziękuję za super lekturę!

XXI century is a fucking failure!

Finkla

Gdyby się zagłębić w temat, to pewnie by się okazało, że obcy faktycznie ma pochodzenie raczej obce. Ale raczej nie z kosmosu. Bardziej coś w stylu Cthulhu ;)

W każdym razie cieszę się, że pomysł przypadł Ci do gustu.

XXI century is a fucking failure!

Trochę spóźniony chwalipost, ale zawsze :)

Się pochwalę, że moje opowiadanie pojawiło “Skandal na Jarotach” trafiło do najnowszego wydania magazynu “Biały Kruk”. Temat przewodni numeru to PRL w fantastyce.

LINK

XXI century is a fucking failure!

We wcześniejszych komentarzach powtórzyło się stwierdzenie, że jest to bardzo babskie opowiadanie. Nie jestem pewien, dlaczego, bo jakoś tego tak nie odczułem. Ale jeśli tak ma wyglądać “babska” proza, to ja jestem jej fanem :)

Jestem zachwycony koncepcją wykreowanego świata. Jest to dla mnie zaskakujące, bo zwykle klimaty antyczno-egipskie raczej mnie nie pociągały. A tu bawiłem się naprawdę świetnie. Koncepcja maga i jego przemiany była na tyle oślizgła i wynaturzona, że bardzo mi zbudowała fantazowatość opowiadania. I chociaż nie nazwałbym tego heroic fantasy, to jest to nadal fantasy, na dodatek bardzo fajne.

W temacie nazw własnych powiem, że cieszę się, że postawiłaś na słownictwo polskie. Tłumaczenia lub słowniczki zakłóciłyby odbiór opowiadania. Moim zdaniem tak wykreowane słownictwo zbudowało nieco frywolny i żartobliwy klimat tekstu oraz nadało lekkości czytaniu (oprócz oczywiście zawodowego warsztatu autorki – chylę czoła, jak zawsze).

Zastanawia mnie jedno. Skoro kapłanka tak często odprawiała rytuały dla Królicy, to czy to nie powinno grozić jej różnego rodzaju kłopotami? Nie ma to wielkiego znaczenia dla odbioru opowiadania. Tak mi się tylko pomyślało w momencie, gdy bohaterka musiała kupić większą sakiewkę, że przydałoby się słowo o jakiś sposobach na zabezpieczenie się przed chorobami, oparzeniami i całą paletą innych, poważniejszych schorzeń. Ale to drobiazg. Ogólnie – dziękuję za świetną lekturę!

XXI century is a fucking failure!

black_cape

Dziękuję serdecznie za opinię i za dobre słowo. Było mi z tym tekstem o tyle łatwiej, że wybraliście temat, który bardzo mi przypadł do gustu. Z drugiej strony trudność miałem wielką, ponieważ tak krótkie formy nigdy mi nie sprzyjały. Zdarza mi się cierpieć na przewlekłe wodolejstwo, więc to była doskonała okazja powalczyć ze swoim schorzeniem. Cieszę się bardzo, że Tobie i reszcie jurków tekst się spodobał. To było wyzwanie i dobra nauka na przyszłość.

XXI century is a fucking failure!

Faktycznie, Poul Anderson, właśnie sobie sprawdziłem :) Tak czy siak, polecajka potwierdzona.

XXI century is a fucking failure!

Outta Sewer

Dziękuję Ci za opinię. Cieszę się bardzo, że mimo uwag mój tekst przypadł Ci do gustu.

zaserwowane przez Ciebie zakończenie nie tchnie dramatem

Dokładnie o to mi chodziło. Temat konkursu kojarzy mi się przede wszystkim z tęsknotą, wyobcowaniem i samotnością. I oczywiście, że każde z tych zjawisk mogą prowadzić do dramatu, to ja wolałem poszukać innego rozwiązania. Dzięki charakterowi bohaterki dramat został zażegnany, a jej osobiste odczucia tylko się pogłębiły.

Co do sposobu komunikacji między więźniem a Mártitą, to czuję się przyłapany. Chciałem się tutaj posłużyć pewnym skrótem fabularnym, ale niewystarczająco go opisałem. Chodziło o spójność emocji i odmienność w ich wyrażaniu, gdzie odosobnienie i tęsknota miały być tym, co połączyło obie postacie. Za mało uwagi poświęciłem samemu sposobowi, w jaki oni się porozumieli. Muszę to sobie przemyśleć, jak inaczej mógłbym to zrobić.

opowiadanie Harlana Ellisona “Nazywam się Joe”

Nie znam i teraz chętnie się zapoznam, dzięki za polecajkę :)

XXI century is a fucking failure!

Przede wszystkim podziękowania i gratulacje dla orgów i jurorów, bo wykonaliście kawał ciężkiej i niesamowitej roboty. Dzięki Wam projekt się toczy, ku uciesze czytelników, autorów i pomocy dla otwarteklatki.pl Z tego też powodu śledzę Zapomniane Sny, bo sam wspieram Otwarte Klatki również poza konkursem.

Gratuluję autorom i cieszę się, że ponownie dołączam do tego grona. Tym razem z dwoma tekstami z dwóch ścieżek :) Jest mi szczególnie miło, bo ze ścieżki B opowiadanie “Mój ulubiony czerwoniec” to marsjańskie s-f, czyli gatunkowy ulubieniec autora. Dziękuję za uznanie!

XXI century is a fucking failure!

Łomatko, wreszcie znalazłem ten wątek. Chciałem polecić linka, więc piszę komentarz, żeby już nigdy nie zgubić lokalizacji.

XXI century is a fucking failure!

Takie mi coś wpadło w oko:

 

Nabór tekstów – VariArt – numer 2/2023 – GIĘTKOŚĆ

 

Giętkość to zdolność materiału lub przedmiotu do uginania się, zginania lub przyjmowania różnych kształtów bez pęknięcia lub trwałej deformacji. Jest to cecha, która wynika z elastyczności materiału lub jego zdolności do kompresji i rozciągania. Giętkość jest istotna w wielu dziedzinach, takich jak inżynieria, rzemiosło czy biomechanika. W literaturze to zdolność tekstu lub gatunku literackiego do przyjmowania różnych form, stylów i tematów. Pozwala autorom na eksperymentowanie z narracją, strukturą i językiem, dostosowując się do różnych potrzeb i zamierzeń artystycznych.

Opiszcie swoją elastyczność. Naginanie granic, dostosowywanie się, otwierane na owe przestrzenie i żegnane ze starymi. Czekamy na Wasze teksty do 5czerwca!

Jakie wymagania należy spełnić? Tekst musi dotyczyć osób, miejsc, inicjatyw itp. z Warmii i Mazur lub musi to być miejsce pochodzenia/zamieszkania Autorki/Autora tekstu.

Objętość:

Poezja: min. 1 wiersz ll max. 5 wierszy

Proza: min. 1000 zzs ll max. 4 tys. zzs (dopuszcza się inne formy takie jak np. drabble)

Publicystyka: min. 2000 tys. zzs ll max. 8 tys. zzs

 

Link

https://www.facebook.com/events/983392146109755/?ref=newsfeed

XXI century is a fucking failure!

Dziękuję wszystkim za uwagi i spostrzeżenia.

 

Osvald

Dziękuję za Twoją analizę. Kwestia proporcji w opowiadaniu trochę mnie przerosła w trakcie pisania, a to głównie dlatego, że w tak krótkiej formie nigdy wcześniej jeszcze nie pisałem. To bardzo ciekawe doświadczenie, ale z pewnością z tego typu szortami nie polubię się.

 

Baska.Szczepanowska

Faktycznie, zastygłe skały wylewowe są twarde jak… no tak, jak skała ;) A zanim zastygną, są raczej kleiste i rozciągliwe. Sam jednak nigdy nie byłem w okolicy aktywnego wulkanu. Czytałem jednak, że przed czołem wylewu często pojawia się coś w rodzaju rumowiska wyrzuconego i przesuniętego materiału, zmieszanego z drobinami zaschniętej magmy. I to cholerstwo bywa kruche i chrzęści pod nogami.

 

vrchamps

To mnie załatwiłeś. Teraz się dziesięć razy zastanowię, zanim wrzucę na portal jakieś SF, żeby siary nie narobić ;) Ale to może być właśnie ta idealna motywacja.

Uwaga co do proporcji tekstu była celna i trochę nad tym popracowałem, a przynajmniej na tyle, na ile miałem pomysł.

 

ninedin

Słusznie zauważyłaś, że pomysł jest szerszy niż to krótkie opowiadanie. Niestety to pewnie będzie kolejny pomysł na bliżej nieokreślone “kiedyś”. Cieszę się jednak, że udało mi się wciągnąć Cię klimatem.

 

NaNa i regulatorzy

Łomatko, no nieeee… Tyle razy się w to zagląda a i tak się jakieś babole znajdą. Dziękuję za czujność.

 

Ermirie

Super, że Ci się podobało. Zobaczymy, jak pójdzie w konkursie.

XXI century is a fucking failure!

Ayashi_Shirogane

Widzę w tym tekście przede wszystkim brak wprawy. Wiele zdań nadmiernie rozbudowałeś, przez co są męczące. Występują sprzeczności w informacjach, masz dużo powtórzeń, błędów w interpunkcji i składni. Dużo trzykropków, co jest tabliczką znamionową początkujących ;) I kompletnie nie rozumiem, dlaczego angielskie słowo “chapter”.

Na plus muszę powiedzieć, że podoba mi się klimat. Z tekstu przebija beznadzieja i bezsens poświęcenia. Ciekawe :)

Dzięki za lekturę. Szlifuj warsztat i wrzucaj kolejne teksty!

XXI century is a fucking failure!

Dziękuję wszystkim za przeczytanie i komentarze. Cieszy mnie bardzo ogólnie pozytywny odbiór tekstu. Jego niedociągnięcia na pewno częściowo wynikają z tego, że z tak krótką formą nie znam się w ogóle. To jeden z dwóch, może trzech tak krótkich tekstów, jakie w życiu napisałem. I muszę przyznać, że nie przepadam za tak ograniczoną formą w pisaniu. Zdecydowanie wolę mieć więcej miejsca, móc bardziej rozpisać się o postaciach i motywacjach. Choć nie wątpię, że mając więcej wprawy w takiej formie, pewnie czułbym się w niej swobodniej.

Co do tematu, to w sumie długo zastanawiałem się nad okazją, do napisania czegoś w wulkanicznej scenografii. Wulkany, a szczególnie te z jeziorami lawy, zawsze kojarzył mi się z wrotami piekieł i zupełnie obcym światem. Chyba kiedyś spróbuję rozwinąć temat przy innej okazji.

XXI century is a fucking failure!

Fajny tekst. Owszem, temat opisany na milion sposobów, ale gdyby to było faktyczną przeszkodą w pisaniu nowych tekstów, to wszelkie pisarstwo skończyłoby się już dawno.

Podobał mi się wrażeniowy sposób narracji. Obcy są obcy dosłownie i w przenośni. Obcość dosłowna polega na tym, że istnieją w sposób odmienny od naszego, który utrudnia jakąkolwiek komunikację. A obcość w przenośni jest bardziej subtelna, nawiązuje do tematu konkursu.

XXI century is a fucking failure!

Ja bym tylko dodał od siebie, że te zapisy kursywą zwracały moją uwagę. Sam pewnie bym ich nie użył, ale może to jakaś forma fobii.

Tekst bardzo mi przypadł do gustu. Smutny, jak to wszyscy zauważyli, ale w sposób niewymuszony, a wręcz romantyczny. W sumie najbardziej przykro mi się zrobiło, kiedy Jaskinia przeniosła się do świata powierzchniowego. Od razu pomyślałem, że będzie z tego nieszczęście.

bruce – dzięki za lekturę.

XXI century is a fucking failure!

wilk-zimowy

Dokładnie tak. Wziąłem udział w edycji “Tu był las” i faktycznie znalazło się kilkoro moich znajomych, którzy po przeczytaniu zbioru wsparło fundację. Przyjemne z pożytecznym.

XXI century is a fucking failure!

Zabrałem się do czytania skuszony łamańcem słownym w tytule. Niestety, nie dotrwałem do końca. Pierwszy poważniejszy sygnał, że coś jest nie tak to sformułowanie:

Nasz godny naśladowania bohater

 Kojarzy mi się to z rodzajem pisania w szkolnych wypracowaniach. Dopiero po chwili zorientowałem się, że być może dobór słów wynika ze stylizacji języka narratora. Jeśli tak, to nie jest to wystarczająco wyraźne i moim zdaniem zupełnie niepotrzebne.

Idąc dalej czułem się coraz bardziej zdezorientowany. Nie mam nic przeciwko infodumpom, jeśli podane są sprawnie i nienachalnie. W Twoim przypadku nie jest tak źle, jednak odniosłem wrażenie, że starasz się zbyt dużo informacji przekazać za jednym zamachem, zamiast skupić się na rozwinięciu akcji. No i często budujesz tego typu zdania:

Ademar ocknął się z kontemplacji, którą spowodowały studia sprawozdań aprowizacyjnych oficerów służb zaopatrzeniowych Konwentu.

Jest to straszliwie niezgrabne. Używasz nietypowych połączeń różnych znaczeń, jak wyżej – kontemplację spowodowały studia sprawozdań? Ciężko mi uwierzyć, że te studia mogły świadomie cokolwiek spowodować, nadto kontemplacja to stan, w który wprowadzić można się tylko samemu, skupiając uwagę na czymś. Dlatego zdanie wydało mi się nielogiczne i niezgrabne stylistycznie. I takich kwiatków widziałem więcej.

Teodota nadzorowała pracę kuchennych, odebrała pocztę i przygotowała pisma wymagające uwagi Ademara, a gdy wydała już dyspozycje nowicjuszom na kolejne dni, skupiła się na zupełnie nieistotnych pracach porządkowych w atrium, byle by pozostać z Ademarem.

Tego typu potworki również zdarzają się u Ciebie nierzadko. Ilość informacji przytłacza i ogólnie zamula cały odbiór. No i dwukrotnie powtórzone imię w jednym zdaniu wywołało u mnie dreszcze. Takie konstrukcje po prostu źle się czyta.

Chciałbym również zwrócić Ci uwagę na formę zapisu niektórych elementów. Przykładowo:

– DAJCIE POSŁUCH! DAJCIE POSŁUCH! – wołał jeździec.

Kapitałki są tu zupełnie niepotrzebne. Wystarczą wykrzykniki i tyle. Często też podkreślasz niektóre rzeczowniki albo nazwy własne kursywą, co jest również niepotrzebne. Poprawnie byłoby posłużyć się cudzysłowem, jeśli już koniecznie chcesz na coś zwrócić uwagę. Natomiast ważny element zdania powinien się bronić sam, bez używania ozdobników graficznych.

Stylizacja języka na archaiczny sama w sobie nie jest zła, jednak nie czytało mi się tych dialogów dobrze. Był trochę za długie, czasem przerwane zbyt długimi dygresjami. Te dygresje zresztą, szczególnie te w nawiasach, są męczące. Pogłębiają efekt zagubienia i natłoku informacji.

Następny element narracji, na który chciałbym zwrócić uwagę, to drobiazgowe opisywanie czynności bohatera w scenie. Spojrzał, chrząknął, przeczesał włosy, wstał, poszedł, spojrzał, obrócił się i znowu spojrzał, pierdnął, drzwiami trzasnął… itd. Moim zdaniem w zdecydowanej większości akapitów było to zupełnie niepotrzebne i tylko wydłużało tekst. Masz tu trochę problem ze ścianą tekstu, więc ścięcie kilku kilogramów słów na pewno by nie zaszkodziło. Należałoby się zastanowić, które z opisanych przez ciebie czynności bohaterów są faktycznie potrzebne dla poprowadzenie fabuły? Które informacje są potrzebne czytelnikowi na tym etapie? Wcale nie jestem zwolennikiem skracania za wszelką cenę. Nie uważam, że im krócej tym lepiej. Jednak w wypadku Twojego tekstu nożyczki bardzo by tej opowieści pomogły.

Z plusów muszę zauważyć, że całkiem dobrze zapisałeś dialogi i przyzwoicie wygląda interpunkcja (choć mogę się mylić, bo sam w tej dziedzinie nie jestem mistrzem ;) 

Podsumowując muszę z przykrością powiedzieć, że całość mnie nie wciągnęła. Ot, kolejne fantasy, kolejny świat, który niczym się nie wyróżnia, oprócz dziwnie brzmiących nazw własnych. Początkowy zarys fabuły nie był na tyle interesujący, abym przebrnął przez pierwszy rozdział. Za dużo wątków pobocznych, za dużo dygresji, zbyt duże zamieszanie, przez co wątek główny po prostu rozmywa się w natłoku informacji. Stylizacja na quasi sienkiewiczowski język w tym wykonaniu nie pomogła, a wręcz utrudniła czytanie.

Mam wrażenie, że szykujesz się tu do napisania jakiegoś grubego tomiszcza. Jeśli tak jest, to poczekaj z tym chwilę. Spróbuj przez jakiś czas mierzyć się z krótszymi formami, ograniczonymi w czasie i przestrzeni a także w ilości znaków. Dzięki temu nabierzesz większej wprawy w prowadzeniu czytelnika przed swój świat i swoje pomysły.

Oczywiście cały mój komentarz powinien zostać opatrzony wielkim hasłem “moim zdaniem”. Była to ocena surowa, ale też szczera i przy okazji bardzo subiektywna.

XXI century is a fucking failure!

Ślimaku Zagłady

Bardzo dziękuję za poradę w sprawach patofizjologicznych. Ale tak łatwo Ci jeszcze nie odpuszczę i poproszę o odrobinę więcej pomocy. 

Przede wszystkim – założyłem, że Milena, mimo nieporadności w magii, na sprawach intymnych, również pod kątem fizjologii, zna się całkiem nieźle. Stąd zresztą była jej wiedza i porady w spółdzielni. Oczywiście domyślam się, że taka bazowa wiedza, nawet na poziomie lekarza z przychodni nie jest wystarczająca, aby przeprowadzić tak skomplikowany zabieg. Tutaj jednak traktuję to wszystko nieco z przymrużeniem oka, dlatego pozwoliłem sobie na pofantazjowanie.

Całe towarzystwo musiałoby mieć nieźle poprzestawiane priorytety, aby podjąć takie ryzyko jedynie dla uniknięcia ewentualnego “skandalu” w szpitalu.

W wypadku tego zdania pozwolę sobie nie do końca się zgodzić. Ludzie ze wstydu potrafią robić rzeczy nie tylko głupie, ale też makabryczne, łącznie z samobójstwem. I jak faktycznie moja wiedza na temat anatomii pozostawia wiele do życzenia, tak z zakresu psychologii mam nieco lepsze pojęcie (naprawdę tylko nieco większe, ale przynajmniej tyle). Dlatego opracowując sobie taką scenę uznałem, że lęk Końskiego przed ujawnieniem może być wystarczającym motywem, aby podjąć ryzyko operacji. Oczywiście nadal wszystko biorę z przymrużeniem oka, ze względu na charakter opowiadania.

 

Jeśli zaś chodzi o sprawę przekonstruowania fizjologii Końskiego, to faktycznie, magia zaszalała. Zwykle wytłumaczenie “bo magia” nie jest dla mnie wystarczające, ale tym razem sam się takim zabiegiem posłużyłem. Tłumaczę się konstrukcją świata, w której możliwa jest zamiana człowieka w żabę. Nawet bym nie śmiał podjąć próby wytłumaczenia tego z punktu widzenia biologii, fizyki i chemii.

 

Co do rozwinięcia sprawy odkażania pokoju oraz szczegółów, a także, jak napisałeś:

Bardzo proszę o w miarę prawidłowy opis patofizjologiczny!

Oprócz zabawy z pisaniem, zadałem sobie ćwiczenie w postaci utrzymania limitu 40K znaków, co jest standardem w większości konkursów, a dla mnie zwykle stanowi trudność, by nie rozhulać się w ilości znaków. Dlatego nie pozwoliłem sobie na głębsze studium “magicznej przemiany” z punktu widzenia anatomii. Natomiast w tym właśnie momencie chciałbym poprosić Cię o dodatkową pomoc. Jak sądzisz, jak powinienem poprawić scenę porodu, aby zbliżyć się do choćby minimalnego realizmu, o którym wspominasz? Co powinienem dopisać? Czy wystarczy, jeśli poprawię błąd i posłużę się takim zdaniem:

Chłopiec ułożył się w jamie otrzewnej, w której zagnieździło się łożysko.

Zdaję sobie sprawę, że to może nie być wystarczające, tym bardziej, że moja wiedza w tym temacie jest dalece niewystarczająca. Natomiast bardzo się cieszę, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. Tym bardziej mam nadzieję, że znajdziesz chwilę, żeby mnie tu jeszcze wesprzeć :)

XXI century is a fucking failure!

krar85

Cieszę się, że klimat lat słusznie minionych jednak Cię nie zniechęcił. Co do Jarot, to na pewno przed ‘89 bloki były. Jedynie z tym kościołem nie mam pewności, ale w sumie pozwoliłem sobie na założenie, że był bez sprawdzenia faktów. Na szczęście w tym wypadku mam nadzieję, że to nie jest nadmierne nagięcie rzeczywistości. Ale wydaje mi się, że już był.

W sprawie biskupa zastosowałem mały skrót. Pod koniec sceny w mieszkaniu prezes Koński prosi Milenę, aby odczarowała biskupa. Potem w akapitach podsumowujących dalsze zdarzenia wspominam, że biskup poprowadził chrzciny małego Franka, więc zostawiam domysł, że Milena odczarowała ropuchę.

XXI century is a fucking failure!

Wielkie dzięki wszystkim za kolejne komentarze. Bardzo się cieszę, że opowiadanie sprawiło Wam przyjemność. 

bruce

Wypowiedź, którą zaznaczyłaś, należy do Mileny. Dialog w tym momencie odbywa się między nią a prezesem. Sądziłem, że to jasne, ale najwyraźniej powinienem sobie ten fragment ponownie przeczytać.

 

zygfryd89

Był taki moment w trakcie pisania, że miałem problem z proboszczem. Nie byłem do końca pewien, co do postawy, jaką powinien przyjąć, żeby wszystko ładnie się złożyło. Złapałem się na tym, że napisałem bohatera, który miota się na lewo i prawo i sam nie może dojść ze sobą do porozumienia. W efekcie postanowiłem zostawić właśnie tak. Pomyślałem, że przecież na świecie jest cała masa ludzi, którzy aż do śmierci mają własne zdanie, ale absolutnie się z nim nie zgadzają ;) Fajnie, że zwróciłeś uwagę na ten aspekt postaci.

I przy okazji – serdeczne dzięki za nominację! Bardzo doceniam i traktuję to, jako wielką zachętę do dalszego tłuczenia w klawisze.

 

Asylum

Faktycznie, jak na taką objętość to tekst zawiera mnóstwo dialogu. Takie miałem założenie, żeby opowiedzieć historię poprzez ludzkie interakcje, a jest mi najłatwiej opowiadać o nich za pomocą słów, które wypowiadają same postacie. No i postawiłem również na płynność czytania, a mam wrażenie, że w takim wykonaniu, z dialogiem na pierwszym miejscu, tekst będzie najłatwiejszy do przyswojenia. Zaskoczyła mnie więc Twoja opinia, wedle której nie dałem postaciom oddechu i przykrawałem je wygładzonym zapisem. Pracując nad tekstem miałem wrażenie, że właśnie ustami bohaterów będzie najlepiej pokazać ich punkt widzenia oraz emocje.

Kurczę, jestem w kropce. Dałaś mi do myślenia i to bardzo. Zdecydowanie będę musiał pochylić się nad tekstem i na spokojnie przeczytać go, mając w głowie Twoje uwagi. Być może rzeczywiście gdzieś tu przesadziłem? Muszę podziękować za nową perspektywę i świeże spojrzenie na tekst. Natomiast bardzo się cieszę, że koncept i bohaterowie przypadli Ci do gustu.

O kwestię nominacji proszę, nie martw się ;) Co prawda jak dotąd na piórko jeszcze nie zasłużyłem, ale sam fakt, że moje opowiadanie jest w tym kontekście dyskutowane to już dla mnie nowość i wielka radocha.

XXI century is a fucking failure!

Ech, kurczę, nastrój gotycki faktycznie podszczypuje, ale rzeczywistość zarzuca coraz cięższy całun przyziemności.

XXI century is a fucking failure!

Maldi -

dzięki za komentarz. Faktycznie chciałem się w opowiadaniu trochę pośmiać z ludzkiej naiwności i małostkowości, ale i nie oceniać nikogo, a raczej opierać się na zwykłych ludzkich słabościach, które przecież nie biorą się znikąd. Cieszę się bardzo, że zagrał Ci klimat PRL. Decydując się na taką scenografię opowiadania obawiałem się trochę, że zamiast śmiesznie, może wyjść paździerzowo albo, co gorsza, niezrozumiale dla młodszych czytelników. Klimaty peerelowskie pamiętam z dzieciństwa i musiałem się pilnować, żeby nie gloryfikować, ani też nadmiernie krytykować. 

Co do cesarskiego cięcia w salonie – cieszę się, że byłeś w stanie przymknąć oko. Nie jest to jednak całkiem z palca wyssane, ponieważ czytałem o takich zabiegach przeprowadzanych w jeszcze gorszych warunkach, czyli wojennych. Zwykle niestety z efektem, który łatwo przewidzieć. Tutaj postanowiłem pofantazjować i uznałem, że Milena ma szanse na uratowanie dziecka. I faktycznie – taki pacjent, jak prezes Koński, zdecydowanie byłby nie lada sensacją naukową ;)

XXI century is a fucking failure!

Opracowanie tego tekstu w wersji bez limitu to coś, z czym chętnie się zmierzę. Nie tylko dlatego, żeby napisać wszystko, co wymyśliłem. Drugą ważną motywacją – cholera, a może nawet ważniejszą? – byłoby sprawdzić, czy podołam. Bo rozwinięcie tego będzie trudne i ciekaw jestem, czy nadal potrafiłbym zrobić to w sposób ciekawy dla czytelników.

XXI century is a fucking failure!

Golodh

Cieszę się, że tekst Ci się podobał. Twoja ostatnia uwaga dotknęła największego bólu, jaki miałem podczas pracy nad tym opowiadaniem. Chodzi oczywiście o długość tekstu.

W końcowej fazie miałem do wyboru – zakończyć sensownie coś, co da się w pełni opisać w zadanym limicie albo spróbować się z głównym wątkiem. Nie miałem jednak złudzeń. Nie potrafiłbym opisać wystarczająco dobrze pomysłu, który mam na wątek cywilizacji w tak krótkim opowiadaniu. Dlatego postanowiłem pozostawić tajemnicę stworzenia obcej rasy otwartą, a skupić się na tym, co dałbym radę wiarygodnie napisać. Na pocieszenie wmawiam sobie, że wątek Bjørna, Amandy i załogi pozwolił przeprowadzić przez całość opowiastkę na temat ludzkiego charakteru i jego małostkowości. Przynajmniej tyle ;)

XXI century is a fucking failure!

Łomatko! Jak tu żyć/pisać, gdy dni tak szybko odchodzą?

XXI century is a fucking failure!

regulatorzy

Dzięki serdeczne za dobre słowo i za pomoc w walce z babolami. Właśnie je poprawiłem, ale dwa z błędów zostawiłem do przegadania, albowiem chciałbym o nie trochę pokruszyć kopię ;)

Pierwszy to ta obszerna wiedźma. Absolutnie masz rację, zwracając uwagę na te słowo i podając jego słownikowe znaczenie. Tak faktycznie jest. Ja jednak sądzę, że język, szczególnie literacki, daje pewną plastyczność i pozwala na niestandardowe użycie słów, których znaczenie jest bliskie lub w jakiś sposób kojarzy się z myślą. W tym wypadku ta “obszerność” może się odnosić nie tylko do tuszy, ale również do “obszernego” zachowania. Dodatkowo takie luźne i w kontekście sceny nieco żartobliwe określenie podkreśla też lekkość języka i całego tekstu.

Druga rzecz, to 

– Jak taki mądry jesteś od spraw kobiecych… → – Jak taki mądry jesteś w sprawach kobiecych

Moim zdaniem uwaga byłaby trafna w przypadku zdania opisowego. W tym wypadku użyłem takiego sformułowania jako fragment dialogu, ponieważ jest ono bardzo potoczne. W życiu codziennym to dość normalne, że się mówi “specjalista/tka od czegoś tam” i tak też wypowiedziała się bohaterka.

 

krar85

Na Jarotach były w czasach licealny dobre klimaty ;) Choć moja dzielnia to bardziej Dworcowa albo Zatorze. Tak czy siak, opowiadanie jest przy okazji hołdem dla miłych wspomnień.

 

ZigiNAdamKB

Cieszę się bardzo, że opowiadanie Was wciągnęło. Jest ono w pewnym sensie eksperymentem, zarówno pod względem tematu i sposobu prowadzenia narracji, dlatego pozytywny odbiór tekstu jest dla mnie bardzo ważny.

A zaklęcie “na dziecko” faktycznie miało na celu przyspieszenie całego procesu.

XXI century is a fucking failure!

Outta Sewer

Dzięki za tak fajną i rozwiniętą opinię. Od razu napiszę, że długość opowiadania była czymś, z czym gryzłem się najdłużej. W ostatecznej wersji, jak widać, postanowiłem dać sobie więcej miejsca, osiągając blisko 50K. Cieszę się, że to zrobiłem, ponieważ większość odbiorców uznała to za dobre wyjście i ja sam, pisząc, czułem, że tak mi będzie o wiele bardziej komfortowo. Jednocześnie 50K znaków to nadal ogranicznik, który wpłynął na konieczność dokonania pewnych wyborów. I dlatego muszę powiedzieć, że większość niedociągnięć, o których napisałeś, wynika właśnie z tego, że z części pomysłów postanowiłem zrezygnować. Wiem, że może to brzmieć trochę jak wymówka, ale jak sobie teraz przypominam proces pracy nad tekstem, to wszystko sprowadza się do właśnie do tego.

Na marginesie dodam, że cieszę się z Twojego skojarzenia z “Nagimi ludźmi”. Akurat proza Byłuczowa jest jedną z moich ulubionych w dziedzinie fantastyki i jestem przekonany, że echa jego twórczości musiały mieć wpływ na moją, również w trakcie pracy nad tym opowiadaniem.

Zastanawiam się, czy kiedyś nie poświęcić czasu i nie spróbować się z tym tekstem ponownie i tym razem w ogóle nie szczędzić sobie miejsca. Rozwinięcie wszystkich wątków zajęłoby pewnie drugie tyle literek a może i nawet zahaczyłbym objętością o minipowieść. Zobaczymy.

XXI century is a fucking failure!

Gratulacje dla wszystkich! Dla zwycięzców, dla wyróżnionych i dla pozostałych, którzy zgłosili teksty. Konkurencja była potężna. To był naprawdę świetny konkurs i sama przyjemność czytać zgłoszone opowiadania.

Wszystkich tekstów jeszcze nie zdążyłem przeczytać, a w tym – wstyd przyznać – ani zwycięskiego tekstu Chrościska i tekstu Emlisien. Nadrobię to szybko, aby pławić się w blasku Waszej chwały!

Dziękuję serdecznie jurkom za wyróżnienie. To naprawdę zaszczyt znaleźć się w pierwszej trójce w takim towarzystwie. I przy okazji bardzo miłe zakończenie wyjątkowo paskudnego dnia :)

XXI century is a fucking failure!

Racja. Do 50tki chyba tylko ja dojechałem :D

XXI century is a fucking failure!

Konkurs był fajny, powstało dużo fajnych tekstów to i nic dziwnego, że się autorzy niecierpliwią :) Ale też z tych samych przyczyn jurkom potrzeba dużo czasu, żeby wszystkie teksty przeanalizować i ocenić.

XXI century is a fucking failure!

To będzie ocena wybitnie subiektywna. Bardzo lubię styl, jakim piszesz. Lubię niespieszny rytm Twoich opowieści oraz ich zachowawczość w podawaniu informacji. Czytając Twoje teksty mam zawsze wrażenie, jakbym powoli sączył napój przez słomkę.

Co do samego opowiadania. Po jego lekturze niektóre z postaci musiałem sobie wyguglać, aby lepiej zrozumieć kontekst. Koniec XIX w to epoka, o której wiem bardzo mało i te opowiadanie doskonale mi to przypomniało. Co też jest jego wielkim plusem, że zachęciło mnie do dokształcenia się.

Pomysł na śmiały technologiczny skok w tej epoce jest mi bardzo miły, łatwo do mnie trafił, ponieważ wcale nie jest aż tak zupełnie fantastyczny, jak można by się spodziewać. Ta szczypta steampunka w historycznym sosie świetnie mi całość doprawiła. Świetnie przeplatają się losy bohaterów, ich wzajemne powiązania dopełniają historię. W tym miejscu jednak chciałbym zwrócić uwagę, że moim zdaniem w takiej objętości tekstu można się pogubić ze względu na mnogość postaci. Ich agendy i wzajemne powiązania są jasne, jednak, żeby dobrze się w nich zorientować, musiałem opowiadanie przeczytać ponownie (co akurat wcale problemem nie było ;) ).

Oddzielnie chciałbym powiedzieć o kolorze. Nie będę się rozwodzić nad rolą czerwieni w tekście i jak pięknie odmalowałaś obrazy i sceny za jej pomocą. Zwykle teksty literackie odbieram bardzo audiowizualnie, co jest pewnie pokłosiem mojej codziennej pracy. W tym wypadku widziałem opowiadanie w bardzo jaskrawych, wypalonych kolorach, niemalże w sepii, z której wyzierała tylko czerwień, jako jedyny, wyraźny kolor.

Dzięki za fantastyczną lekturę.

XXI century is a fucking failure!

Dzięki wszystkim za poświęcenie czasu na przeczytanie opowiadania. Przyznam się Wam, że po dłuższym czasie pracy nad nim straciłem dystans i obawiałem się, że może być faktycznie za długie. Tym bardziej cieszy mnie pozytywny odbiór tekstu.

Chciałbym napisać, co spowodowało, że zdecydowałem się na takie rozwiązanie a nie inne. Dwie kwestie, na które najczęściej zwróciliście uwagę, to sprawa kondycji załogi bazy oraz motywacje obcej cywilizacji.

Tworząc koncepcję opowiadania, inspirowałem się wynikami kilku różnych badań. Przede wszystkim podpierałem się rosyjskim eksperymentem Mars500. Kilka międzynarodowych załóg naukowców i kosmonautów symulowało pobyt w zamkniętej bazie marsjańskiej. Wyniki tego eksperymentu były raczej pozytywne, ale okazało się, że stan psychiczny i fizyczny większości uczestników na koniec długiego pobytu w zamknięciu bardzo się pogorszył. Pojawiły się problemu ze snem i stany depresyjne, a wyniki badań fizycznych wykazały pogorszenie pracy serca, spowolnienie czasu reakcji itp. Te negatywne wyniki miały miejsce nawet pomimo tego, że uczestnicy mieli świadomość, że są nadal na Ziemi, mają wsparcie kontrolerów a w razie kryzysu eksperyment zostałby zatrzymany. Kolejną inspiracją były wyniki sławnego eksperymentu stanfordzkiego, ale też badania przeprowadzone w latach 80tych i 90tych na pracownikach służby więziennej w USA. Nie wnikając w szczegóły, dość powiedzieć, że nawet pracownicy biurowi, nie mający bezpośredniego kontaktu z więźniami, doświadczyli pogorszenia stanu psychicznego i zdrowotnego. Zachowanie załogi Orange-1 wynikało w moim założeniu nie tylko z obserwacji hominidów na Hike-1, ale ze złożenia wielu czynników, min. długiego zamknięcia w ciasnej przestrzeni, długiego pobytu w stanie nieważkości i w efekcie pogorszenia stanu psychofizycznego.

Wszystko to złożyło mi się właśnie w taki obraz misji Orange. Oczywiście pewne elementy przejaskrawiłem i wyolbrzymiłem, ale był to świadomy zabieg, mający na celu zarysowanie ciężkiego klimatu opowiadania. To samo dotyczy określenia “Czarni”. Miało to być nie tylko niepoprawne politycznie, ale przede wszystkim służyło za podkreślenie cech ludzi w celu zbudowania ich negatywnego obrazu.

W jednej z pierwszych wersji tekstu kombinowałem z dodatkowym, pozazmysłowym wpływem obcych na ludzi, który dodatkowo pogłębiałby stany depresyjne. W końcu jednak uznałem, że będzie to trochę naciągane. Funkcjonowanie kosmicznych promieni alienów wydały mi się zbyt dużym ułatwieniem. Wybrałem wersję, w której wpływ obcych na psychikę załogi jest wynikiem procesu psychologicznego. Po lekturze niektórych z komentarzy zastanowiłem się, czy może rzeczywiście nie byłoby lepiej, gdybym trochę ten proces rozciągnął w czasie, dodał więcej elementów i może nowe sceny? Nie jestem pewien. 

Co do motywacji obcych, to tutaj moim założeniem było postawienie tajemniczego czarnego, błyszczącego monolitu przed małpami i niech się zastanawiają ;) Owszem, miałem kilka pomysłów na wytłumaczenie tego eksperymentu (?). W końcu jednak postanowiłem nie iść w wyjaśnienie, a zostawić tylko pytania. Uznałem, że nie będę w stanie wiarygodnie opracować motywacji rasy, która nie tylko potrafi stworzyć istoty biologiczne od zera, ale nawet zmienić i kontrolować tor “lotu” planety. Czy to był eksperyment naukowy, czy park rozrywki, czy próba odtworzenia ewolucji ludzi z Ziemi? Wystarczyło mi podobieństwo do pracy naukowców ziemskich, którzy często badając jakieś zjawisko odtwarzają albo symulują środowisko, w którym zjawisko ma miejsce. A z punktu widzenia bohaterów szansą na uzyskanie odpowiedzi miało być dalsze badanie reliktów pozostawionych przez obcych. Tylko, że nie wziąłem pod uwagę jednej rzeczy. Bo faktycznie żaden z bohaterów nie zadał fundamentalnego pytania “po co?”. Po co kosmici – jeśli to faktycznie byli kosmici – zbudowali taki lunapark? Gdyby takie pytania padły, być może czytelnik zostałby lepiej naprowadzony na potencjalne rozwiązanie zagadki motywacji obcych? Teraz staje mi przed oczami kwestia techniczna – opublikowałem opowiadanie na konkurs w takiej właśnie formie. Czy tego typu ingerencja w tekst nie byłaby zbyt duża? Nie chciałbym pogwałcić zasad regulaminowych.

Tak czy siak – dzięki wszystkim za analizę tekstu. Daliście mi dużo do myślenia.

XXI century is a fucking failure!

Nic nie zrozumiałem. Przepraszam, że tak wypalam, ale naprawdę nic nie zrozumiałem. Może to po prostu nie mój rodzaj literatury? Jak dla mnie było tu zbyt dużo abstrakcji. Wszystko jest tu tak bardzo pokręcone, że nawet nie wiem, jak się do tego odnieść. Czy jest to napisane źle, czy to zamierzony styl? Czy to żart, czy poważnie poprowadzona fabuła? A może to nawiązanie do jakiegoś klasyka, którego nie znam, a powinienem? Serio, kompletnie nic nie zrozumiałem.

Konstrukcja świata jest dla mnie niejasna. Nie rozumiem roli, jaką odegrały klony, nie rozumiem skąd tak naprawdę się wzięły i dlaczego na Wenus? Dlaczego w kontekście Wenus pojawia się kwas siarkowy, skoro atmosfera tej planety składa się z innych związków chemicznych? Co to za technologia i dlaczego obok kompletnie abstrakcyjnych i niezrozumiałych urządzeń, pojawiają się współczesne, np. powerbank?O co tu chodzi? Mam nadzieję, że dałem się wpuścić w jakiś kosmiczno – fantastyczno – literacki prank.

Bardzo trudno było mi przebrnąć przez te opowiadanie. Już po kilku akapitach miałem dość, ale uparłem się, że dotrwam do końca, licząc na to, że może z czasem coś się rozjaśni. Niestety im dalej, tym mniej rozumiałem. Zbyt to dla mnie abstrakcyjne. Łamańce językowe nie pomogły. Te szczeko-szirszo-kukuryki i inne temu podobne zabiegi powodowały, że czułem się, jakbym jeździł sankami po żwirze.

Olgierd Glista wybacz, że tak mocno krytykuję tekst, ale kompletnie on do mnie nie trafił. Tak jakbym natrafił na ślad obcej cywilizacji i próbował ją rozszyfrować za pomocą ludzkiego systemu pojęć. Jeśli takie było autorskie zamierzenie, to się udało, jednak bez przyjemności czytania. Najpewniej po prostu nie jestem odpowiednim targetem.

XXI century is a fucking failure!

Fantastyczne opowiadanie! Jak to się miło czytało, akurat tuż przed snem, więc idealnie. Ten bojowo nastawiony Mars bardzo mnie ujął. Całość jest przyjemnie lekka i poplątana mnóstwem rewelacyjnych skojarzeń i żarcików. Już się spodziewałem, że Uran będzie leżał na boku, a Pluton wyciągnie wycięte z kartonu serduszko ;)

Super, dzięki za przyjemną lekturę.

XXI century is a fucking failure!

No i wrzuciła na sam koniec. A już się zdążyłem ucieszyć, że mam szansę w konkursie. A tu proszę, przyszła i pozamiatała.

XXI century is a fucking failure!

Jeremia

Nad koncepcją psychologii obcych spędziłem sporo czasu, trochę studiując literaturę na temat psychologii naczelnych, dlatego głupie skojarzenia wcale głupie nie są ;)

A po tej literówce nawet się zawstydziłem. Sam początek tekstu, nazwisko głównego bohatera. Jak zwykle zaskakuje mnie, jakie babole można czasem przepuścić.

mindenamifaj

Aktywującą aktywność z chęcią zlikwiduję, dzięki za czujność.

Co do tego akapitu, to gdy zwróciłaś na to uwagę, faktycznie zorientowałem się, że zrobiłem za duży skrót myślowy albo przekombinowałem. Dopracuję.

Ramshiri

Przyznam, że w jednej z pierwszych wersji tekstu żarcików było kilka sztuk więcej, ale z nich zrezygnowałem. Właśnie z powodu, o którym sam wspomniałeś. Pomyślałem, że w środowisku, w którym bohaterowie funkcjonują, nadmiar rozluźniaczy zepsułby klimat. I tak się zastanawiam, czy nie za dużo zostawiłem.

Dzięki wszystkim za komentarze i za pozytywne opinie. 

XXI century is a fucking failure!

adanbareth

Przeczytałem sobie spokojnie. Napisałem “spokojnie” tak celowo, ponieważ z tekstu bije właśnie spokój. To było całkiem fajne. Pomysł z dekolonizacją jest też bardzo ciekawy. No i fajnie, że skorzystałaś z oryginalnego nazewnictwa marsjańskiej geografii. Niestety, poza tymi elementami tekst ma moim zdaniem trochę braków.

Przede wszystkim zabrakło mi tu akcji. Owszem, są tu zdarzenia, punkty wycieczki, ale ogólnie można je scharakteryzować tak – przyjechali, pooglądali i pojechali. Nie zawiązała się tu żadna akcja. Nie pojawił się żaden problem, w bohaterach nie zaszła żadna zmiana, nie wpadli w kłopoty ani nie zrobili nic konkretnego. Łączy się z tym również drugi element, który wydał mi się niedopracowany. Czuję, że bohaterowie są nijacy. Owszem, jakieś cechy charakteru mają, ale kompletnie nie wiemy nic o ich motywacjach, pochodzeniu i zamierzeniach. Jeden jest marudnym staruchem, druga natchnioną marzycielką, a trzeci miał być łobuziakiem, ale w zasadzie ta cecha nie trzyma się do końca, a nawet nie zdarzyło się nic, co mogło by spowodować realną zmianę. Nie poznaliśmy ich wcale. Ostatnia rzecz, której bardzo mi zabrakło, to wytłumaczenia powodów, dla których ludzie opuszczają Marsa. Z tekstu to nie wynika. Nie mógłby Gnaeus cokolwiek na ten temat powiedzieć? Może i to nie byłoby konieczne, gdyby bohaterowie spowodowaliby jakiś ruch w fabule i czytelnik zająłby głowę myśleniem o akcji. Niestety przy braku takowej, zaczyna się szukać dziur również w wykreowanym przez autorkę świecie. Nigdy od tekstu nie wymagam, żeby były wybuchy, pościgi i bzyczące promienie laserów. Wolę jednak, żeby fabuła miała jakieś punkty zwrotne, nawet jeśli tylko na poziomie emocjonalnym bohaterów. Żeby takowe jednak były, to faktycznie coś musi się wydarzyć.

Ogólnie nie czytało się źle i lektura tego opowiadania nie była czasem straconym. Niestety nie pozostawiło ono po sobie specjalnych wrażeń.

XXI century is a fucking failure!

To bardzo fajna fantastyka. Bardzo mi się podobało to, że napisałeś ją bez zadęcia i patosu, który w mojej opinii kompletnie by ten tekst rozwalił. Oczywiście temat jest podniosły, cała ta mitologia w kosmosie, Ogień Centralny i dwugłowy lew itp dają poczucie dryfu w wielkiej przygodzie, o której przyszłe pokolenia będą przy kominku opowiadały. Nie jest to jednak patos napompowany, od którego zwykle rzyg się zbiera. Dodatkowo wątki humorystyczne ułatwiają przyjęcie wielkiej historii, więc wszystko jest, moim zdaniem, perfekcyjnie zbalansowane.

Napisałeś to tak fajnie, że wciągnęło mnie od razu, co w sumie trochę mnie zaskoczyło, bo zwykle nie lubię się specjalnie z mitologiami mniej lub bardziej antycznymi. Dziękuję za super lekturę!

XXI century is a fucking failure!

Dobry tekst, zainteresował mnie i wciągnął. Klimat i kolejność fabularnych zwrotów akcji przypomina mi trochę klasyki filmowe thrillera s-f typu “Event Horizon”. Językowo bardzo zgrabnie, choć mam wrażenie, że czasami zbyt skrótowo. Jakby czasem zostawało zbyt dużo dla domysłów. Na szczęście to nie przeszkadzało w odbiorze, tak mi się tylko pomyślało po lekturze tekstu. Te czasoprzestrzenne fikołki, spotykanie samego siebie, zmyłki w perspektywie mogły być karkołomną pułapką, ale w tym wypadku poszło bardzo sprawnie. Koncepcja i opis obcego też im się podobała, szczególnie w scenie z pianinem.

Ogólnie – całość bardzo fajna. Dziękuję za taką lekturę!

XXI century is a fucking failure!

Przeczytanie tego tekstu pewnie wymagało wytrwałości i niestety nie udało mi się dotrwać do końca. Opowiadanie było męczące, o czym pisali już wcześniej inni komentujący, więc nie będę się rozpisywał. Język jest niezgrabny, miejscami nadmiernie patetyczny, a myśli zawarte w tekście często niespójne. Nadto na przyszłość sugerowałbym zastosować jakiś podział na rozdziały. Tutaj mamy do czynienia ze ścianą tekstu, co jest bardzo nieprzyjemne w czytaniu.

Sprawy językowe rozbiła na atomy Tarnina, więc nie będę się powtarzał. Zwróciłbym jednak uwagę na parę kwestii merytorycznych.

Pierwsze, co mnie uderzyło już na samym początku to wątek terraformacji. Z wyjustowanego zdania wynika, że nie powiodły się wcześniej terraformacje Ceres, Tytana i Trytona. I tu od razu mam zgrzyt. Problem z tymi księżycami jest taki, że mają one zbyt małą masę, aby utrzymać atmosferę o gęstości odpowiedniej nie tylko dla człowieka, ale nawet dla roślin. A w końcu terraformacja ma na celu dostosowanie ciała niebieskiego do warunków odpowiednich dla ludzi (żeby nie musieli chodzić w skafandrze). Czytałem o koncepcjach uzupełniania atmosfery (pewnie na zasadzie odkurzacza ze Space Balls ;) ), ale wymagałoby to niesamowicie wysokiego rozwoju technicznego ludzkiej cywilizacji, a z opowiadania nie wynika, aby ten poziom faktycznie był aż tak daleko posunięty. Poza tym niska grawitacja powoduje, że człowiek żyjący na powierzchni takiej planety szybko by podupadł na zdrowiu.

Ojciec przywoził trochę monet z rajchu? To mi kompletnie nie pasuje. Moim zdaniem to bardzo niezręczne przeniesienie potocznej terminologii XX w. na grunt kosmicznego osadnictwa. Podejrzewam, że za sto, czy dwieście lat nikt już nie będzie używał pojęcia “jeżdżenia do rajchu”. (przy okazji zapis rajch chyba powinien być potraktowany z dużej litery i wyglądać jak Reich – jeżeli masz oczywiście na myśli jeżdżenie do Niemiec na zbieranie truskawek ;) )

Akapit zaczynający się od zdania “Pierwszą katastrofą było skażenie Marsa” moim zdaniem zawiera dwa poważne błędy. Jeden polityczny, drugi merytoryczny, wynikający chyba z niedoczytania. Z tym Marsem i bombardowaniem go bronią nuklearną to jest niedorzeczny pomysł. Niby jakim cudem miałoby to wytworzyć atmosferę? (Która zresztą już tam istnieje, tylko ma inny niż ziemska skład i o wiele niższą gęstość). Przede wszystkim bombardowanie Marsa bronią atomową spowodowałoby wyrzut materiału radioaktywnego daleko w kosmos (bo mniejsza grawitacja). Po drugie ze względu na brak wody w stanie ciekłym i wiele innych czynników, na Marsie nie ma gleby, tylko jest regolit. Regolit poddany tak gwałtownemu promieniowaniu wytworzyłby tak potężny opad atomowy (tzw. fallout), że Mars byłby nie do zamieszkania pewnie przez wieki. Fallout to napromieniowane drobiny materii, poderwane z powierzchni przez wybuch, rozgrzane, zmielone i napromieniowane. Na Ziemi to zjawisko jest wielkim problemem stref, na których testowano bomby. A Ziemia ma większą grawitację, gęstszą atmosferę i jednostkowo cięższy i bardziej zbity w kupę podkład pod wybuch. Te same czynniki (szczególnie cieńsza atmosfera) spowodowałyby, że fala uderzeniowa po tylu bombach pewnie obiegłaby Marsa dookoła. Może przesadzam ;) W każdym razie na pewno promień zniszczeń byłby o wiele większy, niż na Ziemi i w zasadzie to wystarczy, bo widzę, że się nadto rozpisałem. A jeszcze nie skończyłem z tym akapitem. Ogólnie pomysł takiego potraktowania Marsa skutecznie pozbawiłby go opcji terraformowania na nie mam pojęcia, ile lat (wieków? tysiącleci?) Ja rozumiem, że fantastyka, naprawdę, ale mam wrażenie, że powinniśmy choć trochę trzymać się faktów. Albo przynajmniej zawczasu o nich poczytać.

Druga rzecz, która mnie dotknęła w tym akapicie, to ta część, która zaczyna się od zdania “mocarstwa nuklearne otrzymały niepowtarzalną szansę pozbycia się swoich głowic i zachowania przy tym twarzy”. No i nie wiem, jak to skomentować. Przede wszystkim to bardzo naiwne i nierealistyczne założenie (nie tylko to zdanie, ale cała reszta akapitu). Wynika z niego, że tyle się już na tej Ziemi nawalczyli, że już nie było o co, więc skorzystali okazji, żeby się pozbyć głowic, bo tak naprawdę wcale już ich nie chcieli. Tak to zrozumiałem. I jeśli dobrze zrozumiałem, to muszę kategorycznie się z tym nie zgodzić. A ja naprawdę rzadko, bardzo rzadko stawiam tak kategoryczne opinie. Zwykle dodaję “moim zdaniem”, “sądzę, że” itp. Nie tym razem. Na pewno tak nie było, nie jest i nie będzie. Koniec i kropka. Cała historia ludzkości dowodzi, że zawsze jest o co walczyć, jeśli tylko znajdą się ludzie odpowiednio zdeterminowani. Walka pomiędzy ludzkimi plemionami nie zawsze ma odniesienie do materialnej wartości. Owszem, zwykle od tego się zaczyna, ale w efekcie stery przejmują emocje – uprzedzenia, duma, egoizm i megalomania. Co do samych bomb – Traktat o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej z 1968 r. był cudem ziemskiej polityki, ale i tak nie spowodował permanentnego rozbrojenia. Obecnie mamy na świecie kilkanaście tysięcy sztuk broni nuklearnej i nie widać, aby ten arsenał miał się prędko zmniejszyć. Wydarzenia ostatnich miesięcy dowodzą, że możemy spodziewać się raczej wzrostu tej liczby.

I na tym skończę. Podobnych kwiatków spotkałem po drodze więcej. Dotarłem mniej więcej do połowy. Natknąłem się na zdanie “jako dobrowolną, ale obowiązkową składkę” (to w końcu dobrowolna czy obowiązkowa? Bo to są wykluczające się przeciwieństwa). I po tym zdaniu odpuściłem.

Teraz sobie myślę, że poświęciłem więcej czasu na napisanie komentarza niż samo czytanie. Dlatego na zakończenie dodam, że nie pisałem, żeby cię zdołować autorko, a wytknąć błędy, które w przyszłości ponownie mogą utrudnić odbiór Twoich tekstów. Uwierz mi, że kiedyś moje pierwsze opowiadania były naprawdę równie albo i nawet bardziej nieprzemyślane, więc nie masz się czym martwić, tylko pisać dalej.

XXI century is a fucking failure!

Dobrze mi się to czytało. Ilość faktów wcale mnie nie przytłoczyła, a nawet ucieszyła, bo na temat astronomii wiem wręcz wstydliwie za mało. Niestety na początku czytania nie spojrzałem na ilość znaków, stąd nie widziałem, że będzie tak krótko. To akurat żaden zarzut. Po prostu czytając, cały czas czekałem, aż coś zacznie się dziać. I się nie zaczęło. Brak mi tu fabuły, bohaterów, zawiązania jakiegoś problemu, zmiany u bohatera, miejsca akcji, czegokolwiek.

Ten tekst to jakaś forma pośrednia między opowiadaniem a, no nie wiem, esejem? Sama w sobie wcale nie jest zła. Powiedziałbym, że to ciekawa forma – ciekawy sposób na przekazanie czytelnikom informacji na dany temat. Niestety moim zdaniem zupełnie to nie pasuje do formatu konkursu, gdzie zadaniem jest napisanie opowiadania.

 

XXI century is a fucking failure!

vrchamps

Bardzo fajne opowiadanie. Wciągnęło mnie od razu, gładko przeczytałem całe za jednym podejściem.

Wpierw załatwię szybko to, co mi nie do końca podpasowało. Chodzi mi o wykład na temat powstawania zorzy. Pomyślało mi się, że to taki infodump dla czytelników niezorientowanych w temacie. Może i nie zwróciłbym na to uwagi, gdyby ten miniwykład o cząstkach miał potem jakąś konkretną kontynuację, jakieś bliższe odniesienie, ale tego mi zabrakło. Natomiast to tylko pierdoła. Ogólnie reszta bardzo mi się podobała. Fajne jest te pomieszanie wątków prywatnych z zagubieniem bohatera w różnych rzeczywistościach. No i ta tajemnicza brokatowa forma dodaje wszystkiemu blasku tajemniczości.

Podoba mi się również umiejscowienie opowiadania. Uran jest na tyle tajemniczą planetą, że bez najmniejszego zgrzytu można na jego temat wymyślać różne, kosmiczne hipotezy. Na szczęście w przypadku tego opowiadania wymyślone rzeczy ładnie przeplatały się z tym, co faktycznie o Uranie wiadomo.

Super. Dzięki za fajną lekturę!

XXI century is a fucking failure!

Anonimowa autorko – 

– napisałaś opowiadanie dla mnie. Dziękuję. Jestem wzruszony, zachwycony i zakochany. Wszystko, co zawarłaś w tym tekście złożyło mi się w idealną kompozycję. Czuję tęsknotę, żal i niepewność jutra. Rozumiem namiętność, którą Agata ma sobie i chęć dzielenia się swym ciałem w sposób, w jaki opisałaś. Słyszę ból po stracie nie tylko miłości, ale też domu, przyszłości i marzeń. A najbardziej dojmujące i bolesne uczucie, jakie tu promieniuje, to chyba brak władzy nad własnym życiem.

Nie napiszę nic więcej, bo nie ma sensu.

 

XXI century is a fucking failure!

Nova

Na pewno powinnaś przejrzeć tekst ponownie, ponieważ widziałem trochę wpadek stylistycznych i gramatycznych, np:

 

transporterów podróżnych (-,) i polecimy na Ceresa – bez przecinka

 

udogodnienia jak na Wenus (+,) ale wtedy – brak przecinka

 

Mark zdążył już widzieć rozpad wielu małżeństw – raczej zdążył już zobaczyć

 

itp.

 

Przede wszystkim trzeba jednak powiedzieć, że dało się – fajnie i lekko się czytało. Większość tekstu bazuje na dialogu, co nadaje całości fajnego tempa. Na co bym ewentualnie zwrócił uwagę, to że ten prezes jakiś taki trochę zbyt sympatyczny i, jak na mój gust, coś za łatwo zgodził się na umowę i zbyt lekką ręką oddał kasę. To tylko drobiazg, który wcale nie wpłynął na odbiór opowiadania.

Dzięki za przyjemną lekturę!

Aha, jeszcze jedno. Wypalacz silnej woli – fantastyczna sprawa!

 

XXI century is a fucking failure!

dawidiq150

Bardzo nie lubię tak pisać, ale muszę. Mam wrażenie, że opowiadanie zostało napisane niestarannie, na szybko, przez głębszego przemyślenia konstrukcji świata i bohaterów. Dodatkowo niektóre z błędów, które nadal widnieją w tekście, odebrały mi wiele z przyjemności czytania.

 

Na kartce pisało, (…)

 

Liczebniki powinny zostać zapisane słownie. Jest ich w opowiadaniu dużo.

 

zdziwienie na twarzy Błażeja, dodała: – brak przecinka

 

rozkład całej kolonii, wraz z cenami dosłownie wszystkiego – niepotrzebny przecinek

 

będzie pan zadowolony. – powiedziała – bez kropki

 

Dźwigając plecak i dzierżąc w dłoni reklamówkę z elektroniczną mapą, Błażej był jeszcze bardziej podekscytowany niż gdy opuszczał statek. – brak przecinka

 

górował olbrzymi powietrzny okrętraczej statek, jeśli masz na myśli pojazd kosmiczny

 

To tylko kilka przykładów z jednego fragmentu opowiadania. Jest tego niestety dużo więcej.

 

Ogólnie cała koncepcja inwazji przypomina mi nieco stare filmy s-f klasy c. Bombardowanie rakietowe powierzchni planety przez cywilizację rozwiniętą na tyle, żeby przebyć dziesiątki (setki, tysiące?) lat świetlnych jest moim zdaniem kompletnie nielogiczne. Gdyby jeszcze opowiadanie miało charakter satyryczny, było pastiszem albo wpisywało się w konwencję space opera, czy cokolwiek w tej okolicy, to nie zwróciłbym na to uwagi. No i dlaczego ci obcy łażą nago? Kosmiczni ekshibicjoniści albo mamy do czynienia z kalką najbardziej powierzchownych i oklepanych stereotypów rodem z lat 50tych. A konwencja tekstu nie usprawiedliwia tego typu rozwiązania.

 

Na plus muszę oddać wartko prowadzoną akcję i w sumie ciekawego bohatera. Przypomina mi to trochę ekranizację Wojny Światów z Tomem Cruisem, gdzie bohaterem jest zwykły robotnik. W tym opowiadaniu bohater to po prostu turysta, który spełnił swe marzenie o locie na Marsa, ale pech sprawił, że trafił w zły moment (to oczywiście mało powiedziane). Dzięki tym dwóm plusom tekst przeczytałem w zasadzie jednym tchem. Czasem się krzywiąc, ale jednak.

XXI century is a fucking failure!

Bar­ba­rian­Ca­ta­ph­ract

 

Moja opinia jest bardzo obciążona osobistymi doświadczeniami, więc nie powinieneś nadto się nią przejmować. Kiedyś głęboko siedziałem w mistycyzmie, angelologii i w temu podobnych tematach. Z biegiem lat poczułem płytkość tego wszystkiego, bezsens i wielką nieprawdziwość. Nabrałem wręcz niechęci do wszelkich biblijno pochodnych zajawek. Z tego powodu klimat opowiadania bardzo mi nie podpasował. Szczególnie, że tekst aż kipi od inspiracji starotestamentowych, nie tylko w formie imion.

Napisane jest sprawnie i chwała ci za to. Wcześniejsi komentatorzy wyciągnęli już niektóre potknięcia, na które zwróciłem uwagę, więc nie będę się powtarzał. Jednak narracja prowadzona jest w sposób równie natchniony i mistyczny, co realia opowiadania, a to też kompletnie do mnie nie trafia. Natomiast to wszystko są odczucia bardzo subiektywne, niemające nic wspólnego z warsztatem ani konstrukcją opowiadania. Starając się zachować obiektywizm, muszę przyznać, że tekst jest dobry.

Mam jednak dużą wątpliwość co do umiejscowienia akcji. Dlaczego akurat Mars? Być może coś przegapiłem albo czegoś nie zrozumiałem, ale nie umiem tego wyboru uzasadnić. Dlaczego nie inna planeta albo jakieś zaświaty czy cokolwiek? Odezwał mi się czujnik napędzany brzytwą Lema. Wybór Marsa nie jest moim zdaniem błędem, ale mam wrażenie, że trochę zostało to zrobione na siłę i odrobinę mnie to zaskoczyło.

XXI century is a fucking failure!

Wczoraj w świecie pojawił się nowy numer magazynu “Biały Kruk” a w nim moje opowiadanie pt. “Heaven”. Fajnie jest znowu zameldować się czytelnikom :)

Ale powiem Wam, że przeglądając nowy numer, miałem wrażenie, że redakcja szykowała wydanie naprawdę bardzo po godzinach. Dużo jest drobnych błędów, które zwykle się robi, kiedy człowiek jest niewyspany.

Cóż, tak to jest, jak ludzie muszą robić fajne rzeczy na zasadzie non-profit, bo wtedy zwykle zostają na to tylko te legendarne pogodziny.

XXI century is a fucking failure!

Realuc

Mam dwie rzeczy, które przychodzą mi na myśl po przeczytaniu Twojego tekstu.

Po pierwsze – opowiadanie przypomina mi najlepsze – moim zdaniem – czasy epickiego SF, które eksplorowało nowe światy, nowe technologie i śmiałe wizje ludzkiej przyszłości. To coś, czego często mi we współczesnym SF brakuje. Odwaga w budowaniu świata przyszłości jest dla mnie esencją gatunku i to u ciebie znalazłem.

Po drugie – niedosyt. Nie wnikając zanadto w ten “zarzut”, powiem tylko tyle, że masz tu mnóstwo pomysłów, które można by rozwinąć. I pewnie gdybyś nawet napisał 30K znaków, też bym poczuł niedosyt. To zupełnie subiektywne odczucie wynika z tego, że po prostu dobrze im się to czytało i wsiąkłem w opowieść.

Z pozytywów dodam jeszcze, że bardzo podobała mi się relacja Jerry’ego i Klary. Bardzo w stylu robotów Asimova, z dodatkowym plusem za gładkie wplecenie tej cyber historii w wątek kosmicznej eksploracji wszechświata.

Dzięki za fajny tekst.

XXI century is a fucking failure!

Jeremia

Po przeczytaniu pierwsze wrażenie, jakie odniosłem to bałagan. Kilkakrotnie musiałem się wracać, żeby się upewnić, czy w danym momencie myślałem o właściwej osobie. Wtrącenia kursywą przez większą część tekstu powodowały dysonans poznawczy. Wracałem do nich kilkakrotnie, żeby wszystko zrozumieć. Inne elementy też powodowały zamęt, np. nie do końca zrozumiałem, dlaczego barman czasami był zapisany w cudzysłowie a czasami nie.

Kolejny element, który mnie nie przekonał, to świat przedstawiony. Wysłanie misji załogowej na Wenus to nie lada przedsięwzięcie, o którym obecnie nawet się nie marzy. Mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi, ale na pewno nieprędko. Może za 100? Może 150 lat? Diabli wiedzą, a wróżyć z fusów nie chcę. Ale piszę o tym, ponieważ miałem wrażenie, że czytałem opowiadanie, którego akcja toczyła się w latach 20tych XXI wieku. Nie czuję w tym wszystkim postępu technicznego, nie czuję żadnej zmiany w funkcjonowaniu społeczeństwa, które jest na tyle rozwinięte technologicznie, że potrafiło wysłać ludzi na najgorętszą planetę w Układzie Słonecznym. A wrażenie takie odniosłem głównie przez sposób wypowiedzi bohaterów. Howard wypowiada się bardziej, jak zblazowany chandlerowski detektyw niż astronauta ery podboju kosmosu. To jest pewnie najmniej merytoryczna uwaga z całej mojej wypowiedzi, ale po prostu okrutnie mi to nie zagrało.

Na koniec czepialstwa dodam, że zgadzam się z poprzednikami – zabrakło mi wytłumaczenia, dlaczego SI zrobiła się podła, a wątek Katarzyny i jej przemiany w momencie rozpoznania jednej tylko twarzy również wydał mi się za cienki, jak na tak poważną kraksę psychologiczną.

Mimo wszystko opowiadanie mnie zainteresowało. Przywołanie koncepcji spontanicznie powstającej SI bardzo mi się spodobał, a szczególnie spodobał mi się wątek wykorzystania czegoś w rodzaju niezamierzonej sieci neuronowej w poczyciu statku. Opowieść o śledztwie i rozterki Howarda dały ciekawy miks, który zachęcił mnie do przeczytania całości. 

Dzięki za lekturę!

XXI century is a fucking failure!

Łomatko, temat jakby idealnie dla mnie. Dawno nie pisałem na portalowy konkurs, więc zdecydowanie się skuszę (pod warunkiem, że zdążę).

Mam tez pytanie dla uściślenia zasad – gdybym chciał sobie zwiększyć objętość opowiadania, to mogę je wrzucić wcześniej w zwiększonej objętości, a potem pilnować, aby doczytać i skomentować opowiadania innych? Czy też muszę wcześniej skomentować 50% i dopiero potem opublikować swoje?

XXI century is a fucking failure!

wilk-zimowy – ale żeście robotę odwalili. Jestem pod wrażeniem. Gratuluję Wam, gratuluję autorom.

Mój tekst Jedynka widzę na liście ze ścieżki B, więc cieszę się podwójnie. Dziękuję za docenienie mojej pracy.

XXI century is a fucking failure!

Finkla dzięki za komentarz. Przyznam się, że rozważam rozbudowanie tego opowiadania do nieco dłuższej formy. Mam więcej pomysłów na uniwersum, a także na samą bohaterkę, która faktycznie wyszła mi trochę superbohatersko.

XXI century is a fucking failure!

Golodh

 

Dzięki za komentarz. Jeśli chodzi o proporcje, to faktycznie rozwinięcie fabuły i dojście do punktu, w którym akcja się rozkręca, zajęło mi dość długo. Powody tego są dwa.

Pierwszy jest taki, że potrzebowałem więcej miejsca na opisanie zarówno bohaterki, jak i świata. Pierwszy i drugi rozdział służą właśnie temu. Pierwszy mówi głównie o Marinie, drugi daje więcej info o świecie. Kolejne dwa też w zasadzie opisuję inne elementy świata, ale już wprowadzają relację z innymi bohaterami.

Drugi powód jest taki, że opowiadanie jest kolejnym podejściem w ćwiczeniu się w krótszej formie, szczególnie w formacie do 40K znaków, tak popularnym w różnego rodzaju konkursach. Po zbudowaniu tych opisowych rozdziałów na akcję zostało mi mniej miejsca niż sądziłem. W efekcie powstał tekst taki, a nie inny i przyznam, że sam również czułem pewien niedosyt. Uznałem jednak, że tyle mi wystarczy, a jednocześnie ponownie się przekonałem, że nie czuję się komfortowo w tak ograniczonej ilości znaków. No, ale cóż, trening czyni mistrzem, a przynajmniej taką mam nadzieję.

XXI century is a fucking failure!

Irka_Luz

Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu. Jeśli chodzi o dzisiejszą technologię, to ja ją naprawdę lubię, daje mi dużo różnych możliwości w pracy i prywatnie. Tylko, kurczę, tempo z jakim to wszystko zasuwa trochę mnie przeraża.

A co do Mariny – myślę, że nie umie gotować ;)

XXI century is a fucking failure!

regulatorzy

Dzięki za czujność. Umknęło mi tu sporo oczywistości. Parę razy nawet się uśmiałem sam z siebie.

Z jednym tylko się nie zgodziłem, ale i tak zmieniłem. Mam na myśli ten “palnik” z początku. Jestem przyzwyczajony ze swojej okolicy (a nawet ze swojego podwórka) do określenia “dostać w palnik”, jako do określenia otrzymania ciosu w głowę. To było istotne rozróżnienie – “dać w palnik” oznaczało faktycznie dużo wypić, ale “dostać w palnik” to był strzał w twarz. A zmieniłem dlatego, że skoro te znaczenia tak się różnią, to nie ma sensu się przy tym sformułowaniu upierać.

A co do Mariny to ja po prostu lubię taki nieco superbohaterski sznyt, a w tej opowieści nie znalazłem miejsca, żeby bohaterkę bardziej zmaltretować. Obiecuję, że jeśli kiedyś znowu coś napiszę o Marinie, to tak dostanie w palnik (wink), że pożałuje.

XXI century is a fucking failure!

Starycjusz

Cuaron miał właśnie być takim kapryśnym, ekscentrycznym szlachcicem, który dla własnej przyjemności mógłby smarować się w zaciszu domowym masłem orzechowym.

I dzięki za dobre słowo. Bardzo się cieszę, ze mimo wszystko opowiadanie przypadło Ci do gustu.

XXI century is a fucking failure!

Ambush

Owszem, Marina jest trochę komiksowa i pewnie nie tylko leczy trąd, ale i znacznie więcej ;)

Co do zakazu korzystania z cargas, Cuaron wspomniał o tym w rozmowie, że po prostu ekonomia GNA opiera się na węglu. Ale po Twoim poście widzę, że powinienem rzecz jeszcze przemyśleć i może to doprecyzować

Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało.

XXI century is a fucking failure!

drakaina  – muszę jedynie zaznaczyć, że odczułem niedosyt na końcu, czyli chciałbym, żeby opowiadanie było dłuższe. Choć biorąc pod uwagę tempo, w jakim to zrobiłaś, to może i faktycznie tyle znaków wystarczy. Poza tym nie mam co komentować. Uwielbiam Twoje pisanie.

XXI century is a fucking failure!

Nowa Fantastyka