Profil użytkownika


komentarze: 1220, w dziale opowiadań: 815, opowiadania: 238

Ostatnie sto komentarzy

Taktyczna kropka.

Napisać nic nie dam rady, bo już idea stojąca za konkursem gryzie mnie rzyć. To tak jakby zmusić babcię, by pozwoliła Ci wyjść z domu bez zjedzenia obiadu.

Ale z chęcią poczytam.

Akurat morał jest zrozumiały, tylko wyświechtany jak stare gacie.

Jeśli celujesz w taki morał, to musisz brać pod uwagę, że taka mizerna nadbudówka jaką są zaledwie dwa tysiące znaków (z hakiem), nie da większego rezultatu. To tak, jakby na YT wrzucić kilkunastosekundowy filmik z psem na trzech łapach i klapniętym uchem. Z obowiązkową smutną muzyką w tle. Może to i smutny widok, owszem, ale po bardzo krótkiej chwili wzruszasz ramionami.

 

Podbijam komentarz feniksa:

I moja rada, nie pisz o sobie, że piszesz źle:) Jak sam siebie nie doceniasz, to inni raczej też tego nie zrobią:)

To dzisiaj, straciłem piętnaście procent majątku. – bez przecinka raczej.

 

Nie powiem nic ponadto, że fantastyka jest pretekstowa a zwieńczenie przesadnie ckliwe. W zasadzie to założenie tekstu jest nieco naiwne. Trzy tysiące znaków nie zmuszą mnie do współczucia postaci, którą znam przez maksymalnie kilkaset znaków – nie ważne jak dużą kliszą by była (samotna, biedna sierotka w parku po burzy). Jednakże, jeśli by traktować tekst jako wprawkę pisarską, to szorcik jest okej.

Pytanie z kategorii o formę: czy w dramacie antycznym, po ostatnim (piątym) epeisodionie musi nastąpić po nim stasimon, czy można przejść od razu do exodosa?

W zasadzie to stasimon powinen wystąpić zawsze po epeisodionie, ale w tym konkretnym wypadku nie mogę znaleźć konkretnego stwierdzenia, że nie można przed exodusem go pominąć (jako, że i tak zawiera w sobie zejściu chóru ze sceny).

W zasadzie to można by po złości Wotanowi powiedzieć, żeby sobie na mszę na amerykańskiej prowincji poszedł – na taką iście filmową, podczas której wierni mdleją z ekstazy bo “jesus loves me”. Zobaczyłby, jak należy kierować masą (bynajmniej mięśniową) ;)

W sumie może by zaciągnąć tu któregoś z użytkowników z medycznym zapleczem? Oczywiście w zależności od tego, czy autor jest na to gotowy/odważny ;)

Pierze i tak raczej dostaniesz, dlatego pomyślałem, że można dla odmiany trochę sobie pogawędzić o samej konstrukcji scenariusza czy fabuły. W zasadzie to nie mam zastrzeżenia co do samej logiki tekstu. Jak sam wspomniałeś, zapowiedziałeś w mniej lub bardziej oczywisty sposób. Mojego główne „szkoda, że” polega na fakcie, że głównymi kartami (klimat, brutalność, kanibalizm itp) grasz na samym początku i chyba – subiektywnie– zabrakło mi Jokera albo „makao bydlaku!” gdzieś pod koniec.

 

Z trudności – może nie robiłbym z Maquira takiego tępego osiłka? Może dać mu czas nabrać choć minimalnych wątpliwości? 

 

Mówiłem o początkowym brakuje akcji, potem się odpowiednio zagęszcza. To takie moje narzekanie z kategorii cichych pomruków ;)

 

Skoro już chcemy masturbować ifryty metalem, to pewnie znalazłoby się miejsce na jakiegoś skrzywionego sukkuba ;)

Skoro gada po niemiecku, to zapewne i święta obchodzi barbarzyńskie ;)

Mam wrażenie, dość paradoksalne, że najlepszy w opowiadaniu jest początek. Potem jest leciutka pochylnia w dół (pod niezbyt dużym skosem). Oceniam jednak, że to kwestia osobistych preferencji. Trochę dużo gadaniny – większość początkowych fragmentów stoi spacerami lub dialogami. To nie jest złe, bynajmniej, jednak przydałoby się nieco krwistej akcji. Wiem, że budowałeś klimat pod finałową woltę, no ale wszystkie przygotowania poszły jakoś tak… bezproblemowo. Nawet zakończenie było jakieś takie szczęśliwe. Mogłeś napomknąć o jakichś problemach lub niedociągnięciach, które faktycznie by wpłynęły na wynik akcji. Narracja była raczej reaktywna – bohaterowie reagowali na rzucane przez Ciebie trudności, ale niemal żadna z nich nie była zapowiedzenia wcześniej. Więc te trudności były tak naprawdę nieco iluzoryczne. Plot armor.

 

Wspomniany wcześniej delikatny zjazd wiązał się z brakiem większych zmian – nie wprowadziłeś niczego, co dramatycznie zmieniłoby narrację, w zasadzie uzależniając resztę tekstu od sukcesu dwóch pierwszych fragmentów. Potem wszystko się powtarzało, choć było odpowiednio pogłębione. Wiesz – jeśli w pierwszej scenie przyzwyczajasz czytelnika do smakowania się w ludzkim mięsie żywej jeszcze niewolnicy, to potem trudno to przebić. Nie uważaj, że jakoś wybitnie tu marudzę, ale miałem ochotę na dużo więcej. Opko jest bardzo mięsne, ale jego smak dość szybko staje się znany. Zabrakło mi dodania do niego dziwnych i egzotycznych przypraw.

Choćby skakanie między ciałami, czy zajadanie się ludzkim ciałem – żadne z nich nie miały poważniejszych negatywnych konsekwencji dla bohaterów. Przynajmniej tych dostrzegalnych.

 

Ciekawa stylizacja świata, ale poruszałeś się w bezpiecznych granicach. Realia opowieści to tak naprawdę quasi-arabska opowieść ze wszystkimi charakterystycznymi punktami czy odniesieniami. Dodanie dwóch zwrotów, choć dodających mnóstwo klimatu, tylko ten świat „przypudrowały” na inny odcień tego, co już znamy. Ale uznaje to za wykorzystanie dobrze znanego szkieletu, żebyś mógł pójść z opowieścią dalej. Opko z czasem faktycznie zapachniało Conanem i takim typowym fantasy sprzed kilku dekad. I bardzo mi się to spodobało. Wydaje mi się, że ostatnio mało w fantasy miejsca na przygody, a nieco za dużo na wewnętrzne rozterki bohaterów. Dzisiejsza fantastyka jest zbyt emo. Tutaj udało Ci się to wyważyć.

 

Zaś Ifryt jako detektor metalu na bramkach wejściowych zaiste ciekawy. Z drugiej strony, czy ifryty jako duchy z ogniem związane, zatem i kowalstwem, nie powinny takie stopy wyszukiwać jak psy policyjne szukają narkotyków? Byłyby dla nich narkotykiem. ;)

Za pomysłem Tarniny – można być też Wotana zestawić z innym pomniejszym bóstwem żarcia i pijaństwa. W końcu, to jemu się na koniec roku oddajemy. I pewnie sam Wotan ;)

 

mam podobnie jako dyżurny – czasem muszę. I trochę tak podchodziłem do tego tekstu ;)

Nie znam wcześniejszych tekstów, więc patrzę na ten raczej świeżo. A czytało się go dość dobrze. Początkowo podchodziłem do niego jak pies do jeża – no bo szpital i zapowiedź choroby psychicznej. Autorzy często traktują zwidy narratora jako pretekst do napisania tekstu, po czym w naburmuszeniu twierdzą, że fantastyka przecie jest, tylko w głowie bohatera ;) tu było inaczej, za co jestem wdzięczny. Firmy również się bałem, szczególnie po wstępie ostrzegającym o znacznej obecności żargonu medycznego, który jest mi obcy. Jednakże całość wyszła ciekawa, wyważona. Ba, po zakończeniu pozostaje pewien niedosyt związany z przypadkiem Roberta. No bo – dlaczego to się stało? Po co? Co dalej? Uznaję więc ten szorcik za udane, ale zaledwie wprowadzenie do historii Roberta jak i samego szpitala. Mogłaby z tego całkiem ciekawą seria wyjść. Lece polecić tekst do biblioteki.

Martwi mnie właśnie ta wysoka temperatura zapłonu. Gdyby przygotować przytulną trupiarnie z masą innego źródła smrodu, przykładowo liści, to nadal ciężko mi to (łatwo) rozpalić.

Nie chodzi mi nawet o palenie zwłok, ale zainicjowanie pożaru od nich. Się trochę zakiwałem w wymyślaniu opowiadania, ech.

Załóżmy sytuację podziemnego pożaru – stara kopalnia węgla,zebrał się gaz, doszło do zapłonu i złoża będą palić się przez dziesiątki lat. Pytanie, czy taka sytuacja jest możliwa w innej sytuacji, na przykład na nielegalnym cmentarzu lub wskutek nieprawidłowego przetrzymywania WIELU zwłok?

– No, i kolejny się obraził – zauważyła zniesmaczona,

Tu chyba trzeba zamknąć zdanie i “zauważyć” z dużej litery – zauważyła to nie czynność gębowa (jak powiedziała, mruknęła itp).

W ogóle takie napakowane to zdanie, zastanów się, czy nie warto rozbić go na mniejsze, które nie sklejają dwóch zupełnie różnych treści. W jednym o tym, że powiedziała i zauważyła. W drugim wspomnieć możesz o inwestorze.

 

którego dostała w gratisie+, wykupując statek – przecinek(?)

 

No i ten kopniaktyłek.

 

Podzielam uwagę grzelulukas – może lepiej zakończyć to zwrotem “Sylwek”?

 

Faktycznie, to bardziej fragmencik wycięty z całości. Humor i stylizacja dość typowe – szort przypomina mi rozpisany skecz dla kabaretu. Generalnie to scenka jak scenka, ciężko się z niej cieszyć lub na nią narzekać.

pgujda – no tu jest akurat sporo niewiadomych. Nie wiemy, czym jest świadomość. Nie wiemy, jak w zasadzie ją “odtworzyć”. Czy jest jakaś korelacja między fizycznymi możliwościami mózgu, wspomnieniami a charakterem? Czy aby na pewno wczytanie tak zwanej kopii zapasowej człowieka w inny “hardware” pozwoli uzyskać jego/jej doskonałą kopię?

Bo zwróć uwagę, że nawet Ty, będąc w zupełnie innym środowisku, zmieniasz się (i przystosowujesz do niego). Czy więc bardziej prawdopodobnie nie będzie, że pomimo bycia takimi samymi… i tak się rozejdziemy, stając się innymi indywiduami? ;)

Nie będzie w Niebie ani Ziemi takiej zbieraniny jak ta przede mną. 

Grupa różnobarwnych aniołów stała w grupie i nad czymś debatowała.

– Tylko srebrni są coś warci! – krzyczała część ze srebrnymi skrzydłami.

– Każdy był brązowy! – wrzeszczała parka brązowoskrzydłych.

Z dala od reszty, na siódmej chmurze od nieba, rozmawiały ze soba trzy istoty, których pióra dumnie prezentowały swój złoty odcień.

– Załóżmy Lożę, do której wpuścimy tylko równych sobie. Będziemy sławić jego Słowo.

– Pomniejsze aniołki są zbyt niedojrzałe! Niech brązowe wezmą te strzały z sercami, a srebrni pomogą nam podczas pogrzebów.

– No dobra – odezwał sie w końcu trzeci i zapytał – ale jak ją nazwiemy?

Trójca pochłonęła się w rozmyślaniach. Nie chciałem im przeszkadzać, ale zanim się zorientowałem,  nadeszły święta! Rozgoniłem więc kolorowe towarzystwo na trzy wiatry , by zajęły się gotowaniem chmurek i strojeniem karpia. Nie przeszkodziło im to myśleć nad nazwą. Już podczas wieczerzy ich wysiłki skupiły się na mnie. Chciały mi się przypodobać, więc zaczęły adorować me cnoty i zalety.

– Twą piękność… – rozmyślał jeden ze złotych, przeżuwając pieroga z kapustą.

– Twa mądrość… – dukał srebrny, licząc oka w zalewie octowej.

Trzeci, brązowy i świeżo opierzony, celował we mnie ością z ryby.

– Twa elokwencja nas onieśmiela – mruczał. – Twa uroda… Twa…

Tego było już dosyć! Pstryknąłem palcami, aż gwiazdką na choince zatrzęsło. Wpadła w rezonans z moją wściekłością, aż słyszałem tylko ciągle powracające echo ich słów: twa, twaa, twaaa… 

Zamknąłem oczy, az mi pociemniało a później pojaśniało. Zaciskałem powieki mocniej niż polityk chwyta się teczki, a moje skrzydła drgnęły. Wyskoczyłem z gabinetu redakcji i przyjaciół , i poszybowałem w dół ku Ziemi. Ciągnęło mnie do ich błahostek, do prezentów pod choinką i tęskniłem nawet za wąsem mojego wujka, umoczonego w wódeczce. A te grupkę bałwochwalców zostawię samych sobie. Te grupę zafajdanych piórkowych ignorantów. Te towarzystwo wzajemnej adoracji.

Poczekam, aż im się znudzi, o tutaj, w poczekalni.

Faktycznie, ciężko trochę połapać się tutaj w narracji. Ciesze się jednak, że zaryzykowałeś. Czasem trzeba, a tu wyszło nawet ciekawie. Szkoda tylko, że to szort. Wydaje mi się, że pomysł jest na tyle nośny, że jeszcze co najmniej kilkaset znaków mógłbyś tu wcisnąć i nie straciłbyś nic na formie „widokówki”, jaką jest opko.

Kto miałby przyznać piórko za całokształt? Łoża, która normalnego nie przyznała? ;)

i na jakich zasadach miałoby to być? Jak chcielibyście wyłonić kandydatów – 3 lata aktywności i brak piórka?

E tam, to takie usilne szukanie laurki za cierpliwość. Plus nie ma w tym poczucia zwycięstwa ani spełnienia. To trochę jak ten wyproszony Oscar dla Di Caprio za walkę z niedźwiedziem.

Właśnie o to chodziło, że nawet jak zamysł brzmi zacnie, to najlepszy pomysł może w praktyce dać inne rezultaty niż oczekiwane. Chyba potrzeba po prostu pisać i z czasem „czuć” te dynamikę akcji. Ja jeszcze jej szukam w swoim warsztacie ;)

To, że w większości sci-fi z podróżami kosmicznymi w tle twórcy odwołują się do marynarki, przeżyję. Ma to nawet sens. Jednakże te ciągłe wstawki z kultury i języka angielskiego już mnie niesamowicie męczą. Nie tylko Brytyjczycy żyją na tej planecie. I nie tylko z nimi w roli głównej można pisać opowiadania sci-fi. Czy świat swoich języków, kultury i nazewnictwa nie ma? :|

 

Nie podoba mi się też rozmowa po krótkim urlopie pani kapitan. Chodzi mi o formę rozmowy: "coś zrobiliśmy, coś mega ważnego i tajemniczego, ale jako narrator(ka) nie mogę tego zdradzić". Zawsze opatrzone to jest ozdobnikami w stylu "wybraliśmy mniejsze zło". To takie sztuczne budowanie suspensu i usilne ukrywanie czegoś, co zaraz i tak się wydarzy/wyjawi, takie wymuszone budowanie narracji pod jeden oczekiwany i przez to niezaskakujący zwrot akcji. Przekonywanie czytelnika że zaraz się czegoś dowie, ale najpierw musi posłuchać nieco pompatycznej i przedramatyzowanej mowy-trawy dwóch bohaterów.

 

W zasadzie dopiero pod sam koniec opowiadania wychodzi ta cała straszliwa tajemnica. Niszczenie całej planety na pokaz, żeby zachować spokój i równowagę w Galaktyce jest raczej naiwnym pomysłem.

Jeśli dla kogoś jedyną alternatywą jest śmierć (i to dość brutalna), staje się raczej bardziej zdeterminowany. Zupełnie jak szczur zagoniony do rogu.

I tego mi też zabrakło, bo dylemat moralny wydał się tutaj czarno-biały. Zgadzam się więc z Jimem i Tarniną. Koniec końców bohaterka wydała się… płaska (moralnie).

 

Tekst po poprawkach całkiem nieźle się trzyma, ma nawet swój klimat. Całościowo jestem jednak niezadowolony.

Zerknę na inne Twoje opka. Może to mi po prostu nie siadło. :)

A moim gderaniem się możesz przejmować lub nie – czasami dwa różne teksty tego samego autora różnie trafiają do tego samego odbiorcy. :)

To nie do końca mój klimat po prostu.

Nie lubię tego typu narracji, bo jest trochę sztucznym utrzymywaniem tajemnicy – narrator wie, ale robi wszystko, żeby nie powiedzieć do samego końca i wymusić "zwrot akcji" w wybranym momencie.

Nie następuje to naturalnie i czuć, że ta cała otoczka "robimy coś tajemniczego" jest bardzo wymuszona. Dlatego wydaje mi się, że pierwsza część opowiadania jest zdecydowanie najsłabsza. Od drugiej, kiedy zaczyna się faktyczna akcja, jest ciekawiej i dynamiczniej – nie czuć też tej wymuszonej przez narratora tajemniczości.

Końcowy twist zdecydowanie jest najjaśniejszym momentem opka. Być może – moim zdaniem oczywiście – za późno wprowadziłeś kobietę do tekstu? Być może zamiast robić tej wydumanej, nudnej i przesadnie teatralnej(!) rozmowy z początku, mogłeś od razu wspomnieć o co chodzi i co jest przedmiotem umowy? Tylko tak gdybam. :)

W miarę czytanie moje zainteresowanie rosło, więc nie mogę narzekać.

 

Posłałbym tekst do biblioteki, ale nie poprawiłeś jeszcze wskazanych przez nasze Panie błędów. Biblioteka zatem poczeka ;)

 I ja przeczytałem i mam podobne uczucia jak przedmówcy. Tekst sam w sobie jest okej, ale wydaje się taki sztucznie pospieszony. Przez to zmiana głównego bohatera wydaje się nieco naciągana, pisana pod tekst (bo musiała zajść) i nie czuć, że miało stać się to naturalnie. Taka to trochę zmiana wymuszona przez pisarza. 

Ucięte zakończenie dziwne. Nie do końca je rozumiem.

Opowiadanie jest całkiem okej. Wybrałeś sobie dość ciekawy problem do opisania i ta mieszanka pesymizmu oraz ironii, o której wspomniała Ambush, nawet ze sobą zagrała. Jedyny mój problem z tekstem jest taki, że bohater nigdy tak naprawdę nie był do końca (śmiertelnie) zagrożony. Zawsze ktoś nad nim czuwał lub mógł przejąć nad statkiem kontrolę. No i wirtual łamany przez hibernację – bohater nawet nie zauważy, w jakim bagnie jest. Zbyt optymistycznie jak dla mnie. Ale klikam do biblioteki jak najbardziej.

Nie mam pojęcia, czym jest Bestiariusz. Wszedłem tu jako dyżurny i jako czytelnik całkowicie wyrwany z kontekstu powiem wprost – nie mam zielonego pojęcia, co było zamierzeniem autora/autorki. Tekst to jakaś notka,  brzmiąca trochę jak brudnopis/zlepek pomysłów na właściwe opowiadanie  i do tego napisana dziwnym pompatycznym i zbyt dramatycznym tonem.  Nie siadło, niestety.

Kolejny tekst bez cienia fantastyki. Nudna obyczajówka. Napisana okej, ale bez większego sensu, tła i przekazu – ot losowa myśl rozbudowana do długości szorta.

Nudny codzienny dziennik, brak fantastyki (po co mam czytać o trzeciej przeprowadzce, zapomnianych lub zaginionych gratach i ulubionej gruszy)? Dopiero w połowie tekstu zaczęło się „mięso” czyli plama na ścianie. Początek w zasadzie to biały szum (czarne plamki na ścianie;)) – nic ciekawego, wprowadzenie ale nudne. Ot obyczajówka. A całość opowiadania można skwitować zwrotem, że była to choroba psychiczna narratora. 

Mi również nie podeszło. Całkiem dynamicznie było, ale cały tekst to taka rozmyta popularnoamerykańska kalka z tysiąca innych podobnych tekstów. Dylemat moralny również dość typowy i wciśnięty na siłę, żeby „jeszcze więcej wybuchów było”. Tekst to taki typowy akcyjniak – strzelajmy z działek zanim czytelnik nie zaśnie albo nie zorientuje się, że to nie ma sensu.

Technologia też potraktowana trochę po macoszemu. Lasery i nielimitowany zapas rakiet? Naszpikowane elektroniką roboty bez broni EMP i co gorsza – z szybami? Taka nawet utwardzana szyba to zdecydowanie słaby pomysł projektantów, zwłaszcza, gdy można człowieka schować głębiej z metalowym kokonie i przekazywać mu obraz z kilkunastu kamer zamontowanych na korpusie i poza pancerzem użytkownika:)

Kraków? 10 lat tam mieszkałem o gdybym miał zrobić taki kawał na pieszo (na polu) co narrator, to bym podeszwy i łydki ze zmęczenia zgubił, szczególnie w tempie nieprzerwanego marszu 250 metrów na minutę (to jakieś 4 metry na sekundę). Czepiam się, bo nie lubię takich leniwych skrótów w fabule – przestaje ufać, że ma ona jakiś cel i sens. Bo i fantastyki tutaj nie ma, ot zwidy i wyobraźnia narratora, który najwyraźniej po prostu potrzebuje porządnej spowiedzi i szczerego żalu za grzechy, a potem zadumy nad sobą:)

Szczątkowa fantastyka, na pewno nie mająca uzasadnienia w fabule. Umiem odpowiedzieć na pytanie – kto? Ale – po co? Po co te wydarzenia miały miejsce? W jaki sposób fantastyka w ogóle byłaby tu potrzebna?

Zwidy czy początki choroby psychicznej to nie fantastyka. I nie nazywajmy tekstu z pewną tajemnicą czy niewiadomą w tle tekstem z gatunku fantastyki.

trzeci Twój tekst i bałem się że trzecia nudna i zbita w ścianę obyczajówka, ale motyw windy rozwinąłeś dość wcześnie i przez było ciekawiej. Ale później tekst przybrał formę takiego dziwnego ni to dziennika, ni to streszczenia. Takie gawędzenia dla ględzenia, gdzie nie dzieje się nic – paplanina. W sensie to mam wrażenie, że za późno wprowadziłeś Maksa. To on powinien poznawać tajemnicę windy, a my robić to samo, ale jego oczami i uszami. To postacie są nośnikiem historii, a nie narracja odklejona od wydarzeń. Jako czytelnik chce być uczestnikiem wydarzeń, a nie biernym słuchaczem. Bo wtedy cała historia przelatuje mi koło uszu. 

Jestem po telekomunikacji na AGH i z tym portalem w klatce Faradaya z windy mnie nie przekonałeś ;) 

W sumie podobało mi się, pomimo początkowego narzekania. Wydaje mi się, że sam pomysł jest o wiele bardziej nośny i zasługuje na więcej znaków. Być może nadać mu trochę ciemniejsze tony?

No to już odważna wizja. Krakowscy włodarze pozwalający na zabudowę powyżej linii starego miasta? Wieżowce? Jeszcze więcej przestrzeni biurowej? ;) ale zgodzę się z przedmówcami – to kopiuj wklej poprzednich tekstów, w których sednem jest – ide sobie żwawo przez Kraków, a potem się budzę. Tym bardziej, że przypomina to bardziej strumień myli (i ścianę tekstu) a nie pełnoprawne opowiadanie z postaciami i fabułą?

Co robią homoroboty?

@Ambush

Ejże, jakiej normy za wrzesień, jak ja od października jestem. Proszę o wytarcie mojego imienia z tablicy ;)

To ja zaklepuję:

Obraz – A Midwinter Night's Dream Painting, Adrian Borda

Hasło – biurowe przygody człowieka z żelaza

Możecie mnie wpisać na czwartek (ewentualnie piątek). Czas wrócić do aktywności na forum. :)

Kay Sage “The Fourteen Daggers” + teatr kruczych opowieści

a bo lista nieaktualna jest, to ja również poczekam na dosypanie do pieca

@ninedin – a coś bliższego ludziom, na przykładzie “Ludów Morza”? W efekcie magiczno-naturalnej katastrofy podziało się coś złego z lądem, ale problemy dopiero nadeszły z uciekinierami. Część starych osad/miast/wysepek stała się niezdatna do życia, więc ich mieszkańcy uciekli, ale spowodowało to załamanie się pozostałych centrów, które po prostu “zniknęły” w mrokach historii.

 

Ewentualnie zrób to, co odwalili Majowie – tak bardzo wyjałowili ziemie wokół swoich miast, że ich cywilizacja się po prostu zapadła, a ludzie z wielkich miast pouciekali w głuszę.

Oglądałem jakiś dokumentalny, gdzie historyk powiedział, że wiele lat później mieszkańcy wiosek próbowali wskrzesić kulturę swoich pradziadków… ale zapomnieli ich pisma. Więc jak wydobywali kamienie świątynne (kolumny, posągi itp.) i przenosili do swoich nowych miast, to zdarzało im się… ustawiać je do góry nogami :)

 

Ewentualnie pierdyknij tam meteorem i masz problem kilku trzęsień ziemi oraz kilku wybuchów wulkanów rozwiązany. ;)

Wystarczyłoby pewnie pierdyknięcie i spalenie w wyższych warstwach atmosfery, co by jednak dać szansę kilku nieszczęśnikom takie doświadczenie przeżyć i potem opowiedzieć następnym pokoleniom.

 

Zapominacie o jednym wybitnie ciekawym konspekcie – międzywymiarowość. Jeśli teorie zakładają istnienie Wieloświatu, wówczas może istnieć wokół nas wiele równoległych rzeczywistości. Wtedy możliwym jest, że cały czas żyjemy obok sąsiadów, ale (jeszcze) nie jesteśmy w stanie ich dostrzec.

 

Inny mniej ciekawy konspekt, to głębiny oceanów. Wiemy o nich mniej niż o otaczającej nas przestrzeni kosmicznej. Jak ktoś chce się przed nami schować, to zrobi to właśnie tam.

 

 

edit: w ogóle koncept nieskończoności Wszechświata jest ciekawy. Oznacza on bowiem, że istnieje skończona możliwość kombinacji cząstek. Więc co jakiś skończony czas/okres/odległość niektóre rzeczy powinny się powtarzać. Zatem gdzieś tam daleko daleko być może żyjecie, ale w nieco innej formie ;)

Wychowałem się na starych SF i bazując na tych doświadczeniach powiem, że nawet jeśli coś zmieni w świadomości ludzi, to nie będą to zmiany przełomowe. O ile taka cywilizacja jest w stanie się z nami porozumieć (Lem), albo nie postrzega nas w formie upośledzonego kuzyna, z którym nie chcą mieć wiele wspólnego, albo jako mrowisko. Jak wielu z Was na co dzień roztrząsa problemy mrówek?

Pojawienie się takiej cywilizacji w naszej śniadaniowej TV zdecydowanie mało ich obejdzie :)

 

Dla antropocentrycznych religii też się wiele nie zmieni – Kościół Katolicki i jego spryciarze w ornatach już przecież oficjalnie uznali, że ewentualnie istniejący kosmici to też dzieci tego samego Boga. Abrahamowego. Ciekawe czy obcy o tym wiedzą.

 

 

Z drugiej strony, to czemu się mają nami interesować? Nadal “walczymy” intelektualnie pomiędzy sobą czy pustka kosmiczna jest fizycznym obiektem o trzech wymiarach (Newton), czy raczej tę “fizyczność” nadaje jej nasz mózg – żeby nadać jej pewne ramy istnienia – a pustka jest tak naprawdę interakcjami zachodzącymi pomiędzy cząstkami, więc pustka nie istnieje w sposób fizyczny (Leibniz). W skali kwantowej wiemy jedynie, że jednocześnie mieli rację… ale nie do końca.

Jako społeczeństwo też nie wykoncypowaliśmy nic nadzwyczaj nowego. To już kwestia wnoszenia posagu przez żonę (i przy okazji pewnego rodzaju intercyzy) czy uporządkowane prawnie rozwody były znane przez Sumerów już pięć tysięcy lat temu. Raczej kręcimy się w kółko. A patrząc na nas z perspektywy kosmosu i skali kosmicznych (np. wykorzystania energii), nie jesteśmy w żaden sposób ciekawi. :)

 

Zgadzam się zatem z krak85 – po kilku dniach (tygodniach) kurz opadnie, ludzie się przyzwyczają/znudzą i wrócą do codzienności. Bo jeść i spać trzeba. A no i czasem imprezka w piątek się przyda ;)

Początek to trochę taka paplanina. Gada, tłumaczy się, znowu gada – całkiem jakby wypił za dużo. Jak na początek opowiadania, wydaje mi się, że to zbyt takie “rozmemłane” wprowadzenie. Zastanów się nad czymś bardziej energetycznym, jak choćby i wrzuceniem bohaterów w środek akcji – przykładowo w środek włamu/kradzieży.

Pamiętaj, że podstawową zasadą jest “show, don’t tell”. Nie możesz wszystkiego mówić, bo wyjdzie paplanina. To czyny, wydarzenia i akcje bohaterów muszą przekazywać odpowiedni kontekst tak, żeby czytelnik go wyłapał.

Więc Twoim grzechem pierworodnym jest brak planu akcji (wnioskując po powyższej dyskusji). Są w zasadzie dwa typy osobowości pisarza – architekt (mający plan od A do Z) i ogrodnik (mający “nasiona” i pozwalający akcji rosnąć w miarę pisania). Skrajnym przypadkiem tego drugiego jest Martin, ten od Gry o Tron. Od dziesięciu lat nie napisał następnego tomu :) Mam wrażenie, że jesteś tym typem – w sensie dobrze Ci się pisało żmudne starania bohatera na pustyni, ale potem jakbyś stracił zainteresowanie?

Generalnie końcówka to taki strzał w twarz czytelnika. Pomyśl, że jesteś w teatrze. Trwa przedstawienie, w które się już nawet wkręciłeś, a tu nagle spada kotara, wchodzi ochroniarz i mówi “wszyscy żyli długo i szczęśliwie, woźny się upił, do widzenia, idźcie już sobie do domów”.

Nie rozumiem też tej złości bohatera na jego starego współpracownika… tym bardziej, że spluwa mu w twarz, a w późniejszej scenie “negocjacji” w piwnicy oddaje niemal całą możliwą nagrodę (i tytuł szlachecki). Wahania nastrojów?

Nie mówię, że opowiadanie było złe, fragment zaczynający rozgrywki z boginią mnie mocno wciągnął, ale nazwę ten tekst kolejką górką – zaczęliśmy w dole, wjechaliśmy na górę i oczekiwaliśmy szaleńczej jazdy (końcówka, tuż po czwartej konkurencji)… i zjechaliśmy na sam dół, bo się kolejka zepsuła.

Powodzenia z następnymi tekstami! No i witam na forum zawodowych marudów. ;)

Yep, wziąłem te widły i postaram się kłuć nimi w tyłki piszących – o ile Loża ruszy swoje rozlazłe zady i klepnie mi kandydaturę na dyżurnego ;)

 

I zgodę się z tym bizzaro. Dziwne czy trudne w zrozumieniu nie zawsze znaczy fantastyczne (w tym innym sensie niż “super”). Tak samo jak nie lubię się z łączeniem science-fiction i horroru. To trochę dwa odrębne byty, ale jest ostatnio moda na ich mieszankę (”kosmici i potwory w opuszczonej bazie arktycznej lub porzuconym statku kosmicznym”) – i to serwowaną tak często i topornie, że aż do wymiotów.

 

No i co do drugiego, to widzę, że jestem w mniejszości. Ale nie będę też oblężoną twierdzą – po prostu będę marudził pod tekstami. ;)

 

Wiesz, że “Poklatkowa” to tylko fragment całości? Watts tam się mocno zabawił i nawet poukrywał link do strony internetowej w pogrubionych fragmentach tekstu. Generalnie – jak masz ochotę, to polecam wskoczyć do tej króliczej dziury.

 

Co jest na dodatkowy plus, a o czym zapomniałem wspomnieć, to SI. W zasadzie nie była tu główną “postacią” czy też aktorem, ale nie miała też “charakteru”. Mam taką obserwację, której nie lubię, że w nowych tekstach musi być jakaś przemądra i obowiązkowo sarkastyczna maszyna. Najlepiej, by przedrzeźniała się z ludźmi.

Zawsze wtedy pytam – po kiego ciula mi komputer, który zamiast ratować mi zad i wykonywać polecenia, stwierdza z przekąsem, że “pański zad jest w ciemnej dupie”?

 

No i podrzuciłeś mi tym opkiem pomysł na inne opko, które zacząłem pisać. Nie wiem skąd, ale ten Endymion skojarzył mi się z grzybem. Całkiem niedawno badacze odkryli, że grzyby (w zasadzie to pleśń) bardzo dobrze radzą sobie w kosmosie – https://www.science.org/content/article/space-station-mold-survives-200-times-radiation-dose-would-kill-human.

I tak sobie wykoncypowałem grzyba hodowanego wokół habitatu statku kosmicznego, jako formę tarczy chroniącej przed promieniowaniem kosmicznym. :D

(Pomysły są za darmo, więc nie roszę sobie żadnych praw do powyższego)

bruce, dyżurować już dyżurowałem w przeszłości – znowu poczułem, że trzeba trochę reprezentację sci-fi wzmocnić w zgłoszeniach :)

 

Zanim odniosę się do dalszej dyskusji, to zaznaczam, że w ostatnim roku niczego nie publikowałem, więc nie ma w tym żadnego prywatnego interesu ;)

 

Właśnie dlatego zastanawiałem się, czy zaczynać dyskusję teraz i na tym konkretnym przykładzie – Ciebie, Marasie. Wolałbym przyjąć generalny przypadek, bo teraz będzie on oceniany przez Twój tekst (i Ciebie jako autora).

 

Z chęcią bym na Twój tekst zagłosował i mi się podobał (ba, jest zdecydowanie najbliższy mojemu gustowi). Tym bardziej, że jak wspominasz, sam uczciwie zaznaczyłeś, skąd tekst pochodzi (albo – kiedy i gdzie się urodził).

Jednak ta sprawa obudziła się we mnie pytanie – czy był inny tekst, znacznie młodszy i mniej znany, który urodził się tutaj, ale pod wpływem jakiejś dzikiej (zapewne konkursowej idei) i w związku z TWA/Masonami/Lożą/koniugacją planet nie przeszedł sita i nie dostał się do TOP10?

Dziękuję więc, że podrzuciłeś więcej przykładów, bo sam nie chciałem być takim wytykaczem.

Nie że jestem ogromnym przeciwnikiem recyklingu – tylko mam wrażenie, że może to bardzo łatwo uciec w złą stronę (jak pisałem wyżej). Choć termin "recykling" brzmi trochę zbyt sucho.

Tak jak wspominasz, beta mi nie przeszkadza i sam z niej korzystam. Dlatego też wspomniałem, że beta becie nierówna i ten sam tekst przeszedłby dwie różne ścieżki “odgrzybiania”, zależnie od tego kto i w jakim czasie usiadł do tekstu. Stąd wnioskuję, że redakcja przed antologią jest nieco mocniejsza niż ta na portalu (nie że “lepsza”).

Problemem jest pamięć ludzka, bo nawet Loża może nie pamiętać, że dany tekst już się pojawił. Autor też może taką informację zataić.

Może kwestią byłaby druga nagroda, np. dla tekstu roku "świeżaka" albo “opowiadania rodzimego”?

Poza tym, to są wybory i głosowanie; jeśli ktoś ma zdanie, podobne do Twojego, po prostu nie oddaje głosów na opka (…)

bruce, i wtedy wchodzi temat TWA i jojczenie, że “ta loża mnie nie lubi, a tamta by mi dała piórko” (złośliwa parafraza minionych dyskusji). ;)

 

Nie przyszedłem tu z widłami, żądając zmiany, ale właśnie chcę posłuchać, co inni o tym myślą. Być może jestem w tym temacie przewrażliwiony, ale z drugiej strony w codziennej pracy zajmuję się usuwaniem czynnika ludzkiego z procesu technologicznego – i temat recyklingu opek jest jeden z tych, w których widzę potencjalne zderzenia różnych opinii (a zatem problemy). I ta zawoalowana złośliwość o głosy TWA znalazła się tu specjalnie, bo to wspomniany czynnik ludzki. Jedni ocenią tak, inni inaczej – a koniec końców tekst, który ktoś mocno przepracował w innym miejscu, z innymi ludźmi, wepchnie się w krótką kolejkę różnych plebiscytów. Dystrybucja wiedzy i możliwości poprawek przez innych (beta) też nie jest równa, dlatego mam w tym miejscu pewien problem.

@Golodh

Nikt z batem Cię zaganiać do tematu nie będzie ;)

Dobrze zrozumiałeś moje intencje, ale moja odpowiedź będzie przepleciona też z odpowiedziami innych rozmówców – bo musiałbym każdemu to samo pisać.

 

W zasadzie wszyscy macie rację – pierwsza część postu to raczej dyskusja o gustach. Wiadomo, że tu każdy czyta to, co lubi (poza lożą ;)). I zgodzę się, że w tym roku punkt ciężkości tematycznej mógł się trochę przesunąć. Przyznam, że przemyślałem sprawę i chcę wrócić jako dyżurny – nie znam chyba innego sposobu na walkę, niż poprzez dorzucanie na stóg siana swoich kupek :)

 

@MrBrightside

Pytasz co jest "fantastyką" – chcesz mnie wyprowadzić na pole minowe, co? ;)

Zaczekam jeszcze z tym wątkiem. Poczekam, czy ktoś jeszcze o to zapyta. Jeśli nie, to kopnij mnie w przypomnienie.

 

@Outta

Nie lubię wskazywać palcem, kiedy autor jest obecny w kratkę albo rzadko – chciałem skupić się na fakcie, nie na personie (na którą różnie tu reagują). Jednakże, skoro pytasz, to chodzi o tekst Marasa, Dzieci Marii.

 

Jak tekst mi się podobał, jak w ogóle jego teksty lubię, tak mam z tym tekstem problem. Zastanawiałem się nad tym faktem już przy wcześniejszych przypadkach, ale tutaj opko trafiło do rocznego plebiscytu, więc tym razem postanowiłem o to zagaić.

Jak wspomniałem, nie mam problemu z recyklingiem na poziomie publikacji miesiąca. Tym bardziej, że sam nie wiedziałem o istnieniu antologii, o której Maras wspomniał w przedmowie – zatem fakt ponownej publikacji jest nawet dobrą rzeczą. Jednakże nie wiem, co wtedy myśleć, kiedy tak odświeżony tekst znajdzie się na świeczniku.

Przyznane piórko brzmi wtedy nieco ironicznie, bo loża przyznaje tytuł "opowiadania miesiąca opublikowanego Bóg i autor wiedzą kiedy i gdzie". Pojawia się więc pytanie, jak rozumieć piórko? – o co tez zapytał JasnaStrona. Czy jest nim wyróżnienie za publikację dowolnego tekstu w danym miesiącu, czy wyróżnienie za publikację nowych tekstów na forum fantastyki?

Boję się, że powroty, odświeżenia i "reworki" (jak to w filmach lubią ostatnio robić) zaczną przykrywać nowe prace. A sygnał do tego może dać autorom fakt wyróżniania już wcześniej redagowanych, sprawdzanych i często nagradzanych opowiadań.

Posłużę się swoim przypadkiem – trafiło mi się, że jurki dwóch konkursów (UFO i Retrowizje) dały mi możliwość publikacji w pokonkursowych antologiach Fantazmatów. Oba teksty zostały przed redaktorów bardzo mocno zaorane pod względem usuwania błędów, baboli czy innych gramatyczno-stylistycznych nieścisłości. A przyznam, że praca nad formą jest dla mnie trudna (polska jenzyk być ciężka!). Skoro ktoś mi w tym wybitnie pomógł i większość czytelników nie kojarzy tych tekstów – czy powinienem "przywrócić" po jakimś czasie te wyszlifowane opowiadania i czerpać z nich wszystkie możliwe korzyści?

 

Rozumiem – sam zaczynam każde opowiadanie od pomysłu na zakończenie. Potem mam problem znaleźć do tego rozwinięcie i (szczególnie) początek. ;)

To nasze polskie profanum bardzo ładnie tu zawarłeś. W zasadzie to czułem się podobnie jak dzieciak zaciągnięty na procesję Bożego Ciała, w czasie której nie słyszałem księdza, ale sąsiadki gadające o tym jak inne sąsiadki się ubrały i co też strasznego ze swojego życia uczyniły.

Sens zawsze jest. Choćby dla ćwiczenia formy. Pytanie – czy się zachce!

Będzie miejsce w czwartki w ramach zajęcia miejsca po silver_advencie?

Dodam przykład – to nie porno się sprzedaje, ale produkty wokół tych kobiet. Choćby woda po kąpieli. To jest prawdziwe bizzaro, a nie tam cięcie trupów brzytwą. :D

 

 

Bardzo fajnie prowadzona narracja. Forma też nie przesadzona – ślizgnąłem się po tekście (czy tam płynach wyciekłych z jednego z denatów). Z drugiej strony końcówka wydała się urwana, a sam tekst zaczynał przypominać streszczenie. Wydaje mi się, że to kwestia przyjętej formy i limitu konkursowego.

Czy opowiadanie obrzydza? Bo ja wiem? Może sprawiło, że dwa razy zmarszczyłem brwi, ale zdarzało mi się odwiedzać różne wystawy (w tym von Hagensa) i chyba – niestety – Ignacy w obecnych czasach wcale by tak dużo nie zarobił. Może na jakimś podrzędnym forum gore, ale takie już chyba też wyzdychały. Teraz są filmiki z wojen.

W trakcie czytania myślałem, że w prosektorium Ignacego pojawią się nagle jego była żona i córka. Miło, że nie – zrobiłoby się trochę sztampowo. Myślałem też, że może pokusisz się o motyw czarnej Perły, czyli tej najrzadszej – ale to już byłaby gruba przesada ;)

Ale za dużo tutaj szarej ludzkiej codzienności, w sensie obyczajówki. Fantastyka była jedynie posypką i to taką trochę zbyt delikatną. Nic w opowiadaniu nie przekonało mnie, że wizje Ignacego nie były wynikiem jego choroby, zmęczenia czy innego kaca.

Nie mam pojęcia, co się wyżej wydarzyło, ale mam to głęboko.

 

Hmm, kosmiczni Adam i Ewa. Oldschool.

Zagrałeś tu wszystkimi klasycznymi motywami, które uwielbiam i towarzyszą mi od dziecka. Katastrofa, która przewraca naszą rasę na kolana i ucieczka w zimny i niegościnny kosmos. Walka o uratowanie ludzkości. Samotność w kosmosie. Wszystko oblane podróżą kosmiczną i nowymi technologiami. Trochę uproszczeń (i tak musiałeś to wcisnąć w 50k), ale nadal multiwitamina.

 

Ech, te wiersze Keatsa. Tylko Dzierzby zabrakło ;)

 

Kiedy więc zażegnali pierwszy wewnętrzny konflikt, zwiększyła dawkę środków uspokajających rozpylonych w powietrzu i przedstawiła im szczegóły planu Langstroma,

Cholera. Po tym zdaniu miałem nadzieję, że opko skręci w stronę klimatu z "Poklatkowej rewolucji" Petera Wattsa. Nie narzekam, ale szarpnąłeś pewną strunę w mojej głowie i poczułem potrzebę ponownego powrotu w tę ciężką atmosferę SI sterującej życiem bohaterów. :)

 

Fragment o "cywilizacji genetycznych Łazarzy" trochę sztampowy. Po prostu gra na ateizm/neutralność vs mocna religijność jest trochę zbyt kliszowa. Rozumiem, że trzeba przybliżyć bohaterów i zrobić ich takimi, jakimi są niektórzy z nas, ale wrzucanie w to Boga to trochę taka kulturalno-społeczna deus ex machina. Pójście na łatwiznę – zawiązanie “konfliktu” między bohaterami w możliwie najbardziej oczywisty sposób (w sci-fi).

 

W pewnym momencie, kiedy Maria nie została wybudzona ze względu na infekcję Endymionem, miałem nadzieję na dość ciekawego twista – że to technologia hibernacji była jakby katalizatorem infekcji. W końcu Endymion to z mitologii piękny, ale śpiący młodzieniec :)

 

Kolonizatorzy poddający się modyfikacją genetycznym – i o to mi chodzi! Nie mogę przetrawić sci-fi, w której rasa ludzka jest… wciąż jedna. Abstrahuję od podziału związanego z kolorem skóry czy pochodzeniem (i związanym z nim uwarunkowaniem genetycznym). Chodzi mi o to, że ile będzie planet, statków czy kolonii, zatem społeczności, tyle będzie kultur… i tyle powstanie pomysłów na "nowych nas". W mojej opinii przyszłość, w której ludzie opuszczą Ziemię, będzie jednocześnie ostatnią chwilą, gdzie będzie jedna ludzkość – a z czasem oddzielone od siebie społeczności zmienią się tak, że będą względem siebie całkowicie obce (fizycznie i mentalnie).

Dlatego też wydaje mi się, że postacie wypadły trochę… typowo. Te pojedyncze graty z prywatnych zbiorów nie dodały im charakteru. Byli zbyt… zwykli? Nie wiem do końca, czy to wada tekstu, czy zwykła moja obserwacja.

 

Może i mi się bardzo podobało, może i zagrałeś na nutach, które mnie zawsze ruszą. Nie mogę jednak oddać głosu na opowiadanie roku – bo opowiadanie było już wcześniej publikowane i to w nie byle jakim miejscu. Wolę by taką nagrodę dostało opowiadanie całkowicie nowe, powstałe pod wpływem iskry czy innego impulsu, a nie takie, które już swoją uwagę i oklaski zebrało. To nic osobistego, ale coś bardziej (z mojej perspektywy) formalnego. Miło jednak wrócić do Twojego tekstu – zahaczę na pewno o pozostałe, z którymi przez ostatni rok się rozminąłem. :)

Forma przednia, ale treść nie dla mnie. Zbyt ostentacyjne to i zbyt jednowymiarowe, przez co ja też muszę chyba odpaść. Chociaż przejście z formy normalnej na przećpaną wyszło Ci bardzo udanie. Opko typowo o problemach ludzkich, ale ta kropla fantastyki spuszczona kurwa między te pierdolone punkowe zjeby, to do chuja zdecydowanie za mało na mój spierdolony mózg. Być może to przez to, że czytam tekst poza kontekstem konkursowym i czasem z nim związanym (i tym samym pewną atmosferą). Jednak przyszedłem tu za polecajką na tekst roku, więc niestety muszę powiedzieć: pas. Z mojej pozaświątecznej perspektywy to niestety, może i ciekawe to kurwa czytadło, ale jak na opowiadanie roku za słaby ten towar. Taki trochę jednorazowy.

To i ja nominacją roczną przychodzę zaciekawiony.

Ciekawe "ględzenie", bo tak nazwę formę. Nie przepadam za takim ględzeniem, ale przyznam też, że w życiu nie będę umiał czegoś takiego napisać. W pewnym momencie nie wiedziałem, czy zahaczysz o socjalizm (i jego wynalazek – kolejkę), czy pójdziesz ostro w stronę surrealizmu. Początek był naprawdę ciekawy, klimat ględzenia też mi zaczął się podobać, ale zakończenie mi to wszystko nieco zepsuło. Fakt, że było zabawne i przewrotne, ale jakieś takie… odklejone od reszty. Bo widzisz: tajemniczy biznesmen Adam – bez sensu, A.I – bez sensu, kolejka – bez sensu. I być może w tym bezsensie jest pewna ironia (przyznaję), a całość jest bardzo przemyślana, to jednak – chyba po prostu nie jestem targetem. Szorta zapamiętam jako ciekawą, pełną takiej naszej – polskiej – groteski i ironii pocztówkę. Krótki obrazek. Zajmujący, ale na krótko.

Hej Wam,

 

@Monique.M

Założyłem, że dziewczynki będą dziewczynkami – niekoniecznie przewidzą następstwa swoich czynów. Nie można od ośmiolatek oczekiwać, że nie “popsują” niczego w domu, zwłaszcza, kiedy się ze sobą bawią ;)

Problemem dla mnie była liczba znaków. Musiałem kompresować miejsce dla każdej postaci oraz jakoś je wprowadzić i zakończyć ich wątki. Siedemdziesiąt kilo to sporo, ale nadal dużo za mało.

Dziękuję za przebrnięcie przez poplątane opko! ;)

 

@Irka_Luz

Czyli tym razem wyszło mi nieco czytelniej niż zazwyczaj :)

A problem skrótów myślowych – tak, zdecydowanie! Ja uwielbiam też bawić się w “ważną” dla opowieści kosmetykę. Cholera – nawet kolor oczu dziewczynek, Harpii i Ptasznika nie były przypadkowe. Sporo w samym opowiadaniu wyciągnąłem ze starej mitologii i historii (oczywiście poplątałem to później po swojemu). Być może przez takie wypruwanie nitek z innych źródeł i splatanie ich na nowo wychodzą mi takie poplątane formy.

A Marsjanin zmęczył mnie amerykańskim humorem. No nie mogłem go zdzierżyć! Trzy ciała byłby super, gdyby postacie nie były tak sztywne i płaskie (ale sam klimat komunistycznych i późniejszych Chin był mega urozmaiceniem!). Dziękuję za guzika! ;)

 

@avei

Witam w moich tekstach. Kilka lat próbuję już poprawiać formę i przejrzystość, ale idzie troszkę po grudzie. Ciężko zmienić niektóre podświadome przyzwyczajenia mózgu (i tym samym sposób formułowania myśli). Początek był zamierzony (choć może forma wyszła mało atrakcyjna) – musiałem jakoś wprowadzić postacie oraz świat, w którym żyły. Zauważ, że to dzieci – one też nie rozumieją tego świata. Z czasem musi się to rozjaśnić, kiedy postacie zaczynają więcej rozumieć i mają moc prowadzenia akcji. Na początku dziewczynki były w zasadzie statystkami. Do czasu, aż trafiły do sali tronowej.

Zazwyczaj lubię ryzykować w swoich tekstach, co wiąże się ze “zgubieniem” czytelnika – ale jak też pisałem u Ciebie na becie (i niedługo w dłuższym komentarzu pod tekstem konkursowym), bez ryzyka nie ma ani zabawy ani słodyczy. Jak to powiedział kiedyś Dukaj, to tworząc nowy świat “trzeba zdjąć cudzysłów z metafory” – i z tym niezmiennie się zgadzam.

Dzięki za klika!

 

@Anet

Zatem cieszymy się oboje ;)

Sporą wadą, które charakteryzują się takie fajne opowiastki, jest fakt, że głównemu bohaterowi zazwyczaj nic nie grozi. Może i Grot jakoś specjalnie uzbrojony nie był, to nosił bardzo mocny płot armor:) Opowiadanie jednak jest całkiem przyjemne i czytałem z lekkim uśmiechem – co jest na pewno fajną odmianą. Początkowo myślałem, że fabuła będzie trącić nieco historyjką dla dzieci, ale im dalej w las tym więcej cycków i żołędzi. Struktura i opowieść wydały się dość proste i typowe, ale nie uznawali tego za jakąś wielką wadę. Mam nawet wrażenie, że było to zamierzone – zatem udało Ci się, gnomie jeden, skręcić całkiem fajny czeladniczy produkt. Gdzie tylko jacyś skrzaci czarodzieje? Czarów zabrakło. Ale mapka nawet fajna – przypomniała mi stareeee gry RPG/fabularne;)

To nie jest tak, że wymaga to pracy – wydaje mi się, że za bardzo to skompresowałaś. Z drugiej strony mogłaś też oprzeć się na jednej walce/zadaniu. Ciężko powiedzieć, co dałoby oczekiwany efekt. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało – powiem raczej, że poczułem głód. To tylko przystawka, poczekam na główne danie ;)

A ja się tam lubię z absurdem. Zabrakło mi tylko, żeby w pewnym momencie Święci przeklinać za zaczęli. Myślę, że pchnął bym ten absurdem jeszcze dalej i samego papieża (czy też innego arcyświętego) obdarował synem :) jeśli jednak bohaterowie rozmnażają się przez pączkowanie (ślimakowanie?), to nie powinni być niemal identyczni? To mogło by dodać nieco suspensu w tekście – czy taki sam święty pomnożony razy X, będzie nadal święty, czy coś mu się w błyszczącej duszy popsuje? Generalnie – lekki i przyjemny tekst, początkowy fragment zbyt suchy i zbyt nachalnie uderzyłeś w czytelnika goleniem łoniaków (wydaje mi się, że było to zbyt kontrastujące do początku i nawet dalszej części opowiadania). Poczułem pewną absurdalną przyjemność – choć za mała i zbyt krótką, żebym klikał do biblioteki. Przekupisz mnie tylko w jeden sposób – wincyj ironii oraz absurdu.;)

Jak się złocistymi naramiennikami wywołuje burzę? :D Rozumiem, że musiałaś to wykorzystać, ale czynność, o której mówię, brzmi tak zdawkowo, że nieco komicznie. Bo jak to – Sebi potrząsnęła ramionami, czy ki diabeł w nich się schował i pioruny przyzywał? Drogi Pamiętniku. :) Bo tak odebrałem Twoj tekst – jak kartki z pamiętnika. Początek był dla mnie zbyt sprawozdawczy, brzmiał jak streszczenie. Wydaje mi się, że opowiadanie było mocno cięte i przez to nierówne – opis świata przeplatał się z krótkimi opisami wydarzeń. W mojej opinii, mając tak mało znaków, powinnaś skupić się na walce z jedną maszkarą i przez akcje pokazać wymyślony przez Ciebie świat. Nie było źle, było po prostu zbyt… przelotnie?

Nie uważam, że dialogi służą głównie do wstawiania truizmów, ale obserwuję, że są do tego głównie wykorzystywane.

Poza “Problemem trzech ciał” miałem też problem z innym “klasykiem” gatunku, to jest “Marsjaninem”. No nie mogłem przetrawić i jako jedną z niewielu książek porzuciłem jakoś po kilkudziesięciu stronach. Podobnie było z “Chórem zapomnianych głosów” Mroza – jakiś diabeł mnie tym skusił i teraz się ze mnie śmieje. :|

Generalnie – jeśli sci-fi poleca jakis eks-prezydent czy inny eks-szef korporacji IT, to możesz być czytelniku pewien, że będzie to chłam, pulpa i badziew. Być może strawne i nawet z pozorami smaku, ale tak samo strawne są kanapki z McDonaldsa.

Ja dodam jeszcze tylko – dekonstrukcja może i coś pomoże. Jednak walka z przyzwyczajeniami mózgu (np. styl pisania, sposób formułowania myśli oraz konstrukcji zdania) to… syzyfowa robota. Może nigdy nie przynieść rezultatów.

I co do gimbazy – to chyba każdy musi przejść tę drogę wstydu. Też mam gdzieś taki kajecik z odręcznie narysowaną mapą fantastycznego świata. Takie coś a’la Eragon. Trzymam jako przypomnienie i osobiste ostrzeżenie, gdyby mnie kiedyś demencja chciała dopaść ;)

 

Potwiedzam potwierdzenie bruce. Gdzieś z rok nie pisałem nic jak powyżej (poda kodem w pracy) i jakoś tak… ciężko szło to składanie zdań.

@Darcon

Ech, pisałem z telefonu i cholerstwo mi zmieniło, moja droga smoczyco :)

Z tego co pamiętam, to “c” jest od imienia?

 

@MetronomeArthritis

A dzięki za wizytę. Nie nazwałbym tego ostrą (czy nawet zbyt ostrą) krytyką – no nie siadło. Część uwag nie mogę uznać za konieczne do wprowadzenia w tekście, po prostu związane są z osobistym odbiorem i stylem. Jak z czasem zauważysz na tym portalu, sporo uwag dotyczy tak naprawdę faktu, że inny autor/czytelnik napisałby takie samo zdanie w inny sposób – ot, preferencje i styl :)

W zasadzie nie lubię się z fantasy i ze sposobem myślenia dzieci, więc pierwsze fragmenty były dla mnie eksperymentem.

Nie zgodzę się z faktem, że “zabrakło istotnych dialogów w scenie”. Dialogi – według mnie – najczęściej wykorzystywane są do wciskania truizmów i faktów na temat świata. Choćby i o tym, że bohater/ka jest zły/zła i chce kogoś zabić etc. Nie ważne, że pół fabuły rozwija się wokół konfliktu dwóch postaci, bo w dialogach czytelnik zawsze musi dostać w twarz podsumowaniem ostatnich N akapitów, gdzie N to duża liczba naturalna.

Zauważyłem, że w fantasy dotyczy to zawsze opisywania buzujących w gorącym sercu uczuć. W sci-fi to postacie przyjmują najczęściej formę profesorów nauk tajemniczych i wyjaśniają czytelnikowi, niczym dziecku, że “obca rasa wiele tysięcy lat temu odkryła, że woda pitna nie jest mokra i składa się z mikrocząstek, które oni nazywali dwuwodorium i tlenium. Dzięki zrozumieniu działania kosmicznego filtra do oczyszczania kranówki, rasa ludzka dokonała przeskoku 1000 lat w rozwoju i zrozumieliśmy, że nawet woda składa się z małych i suchych okruchów materii” – i podobne pierdoletto. W “Problemie trzech ciał” autor pod koniec zaserwował czytelnikowi potężny dump informacyjny. Taki, że tam nawet akcji nie było – rozwiązanie tajemnicy książki to w zasadzie strumień myśli w formie streszczenia. Paskudztwo. No ale książka się przyjęła – miała kilka ciekawych ale starych pomysłów, była banalnie napisana, miała postacie płaskie jak denko słoika a ich dialogi nijakie. To nawet specjalnie naukowe nie było – bardziej science-fantasy. Jednak z jakiegoś powodu recenzje ma wysokie a i autor stał się rozpoznawalny. Ot, “łatwo się czytająca” pulpa. :)

Od moich Starych Wilków w heroic fantasty to się odklej – taka specyfika podgatunku. Musi być kilka fantasytyczno-krindżowych elementów ;)

Nie zmienia to faktu, że zgadzam się, że mój warsztat to nadal zagracony stół. Jest co poprawiać. I jako, że jesteś tu raczej nowy to podpowiem – “pisz więcej’ nic tutaj nie da. :) Trzeba rozwalić swoje teksty na czynniki pierwsze i zrozumieć, gdzie jest problem. Wtedy zacznij pisać. Ja jestem tu ze 3-4 lata i nadal jestem na etapie dekonstrukcji swoich problemów ;)

@bruce

jeszcze raz dziękuję za opinię oraz pomoc – szczególnie z przecinkami :)

 

@Dracon

Akurat tym razem bruce nie była wcale tak delikatna ;)

I rozumiem o co Ci chodzi. O to, żeby wszystkie dodatkowe informacje przekazywać kontekstem tego, co bohater doświadcza (żeby w głowie czytelnika indukować niektóre myśli czy spostrzeżenia, bez podawania ich wprost). To zdecydowanie najwyższa forma umiejętności “show, don’t tell”. To opowiadanie dokładnie rozplanowałem – w zasadzie pierwszy miesiąc rozpisywałem schemat i zależności na oddzielnych kartkach, zanim zacząłem pisać właściwą treść. Jak to bywa na produkcji – od schematu do końcowego produktu droga jest dłuuuuuuuga i nie zawsze skończy się oczekiwaną jakością tego produktu.

Nie czuję Twoich opinii jako negatywnych. W ogóle staram się nie brać opinii, szczególnie pisanych, zbyt emocjonalnie – to strasznie “płaskie” medium i bardzo łatwo coś źle przekazać albo zostać zrozumianym. Jeśli się nie podoba, to się nie podoba. Nie jestem panem lekkich obyczajów, żebym umiał zadowolić każdego. A i same komentarze są albo pomocne albo nie (te drugie się ignoruje lub zapomina). Im więcej “iskier” poleci czasem w takim wskazywaniu z czym jako czytelnik się nie zgadzasz, tym ciekawsza dyskusja – te są często ciekawsze od naszych opowiadań :)

W zasadzie to nie było tekstu, który by mi się osobiście podobał. Zazwyczaj miałem każdego dość i klikając na “Publikuj”, myślałem – “żyj swoim życiem i daj mi święty spokój”.

 

@Koala75

Zatem dziękuję za podjęcie próby! Przymiotnik “poplątane” jest towarzyszem każdego mojego tekstu, więc tylko tak mogę zareklamować inne opowiadania ;)

Ten tag jest trochę nieszczęsny – bo (spoiler) to nie do końca zamknięta pętla. Bardziej zawrotka na rondzie. Nie było jednak w tagach nic bliższego temu, czego szukałem.

Pewnie, że to jest jakiś znak. Mnie bardziej bawi plątanie fabuły przez ukrywanie jej okruchów, niż faktyczne jej pisanie :D Początek ma tę i nie inną formę ("prostacko dziecięcą") właśnie z pewnego powodu. Tutaj nawet liczba sióstr ma znaczenie;) No i z tego wróżenia babki, to żyję na tym forum. Każde opko to dla mnie rosyjska ruletka. Próbuję pisać inaczej, ale co zrobisz człowieku – mózg ma swoje schematy myślenia i nie lubi zmian ;)

Na razie, to najlepsze nawet modele odpowiadają "najczęstszą odpowiedzią", popełniając przy tym wiele błędów. Najczęściej przy złożonych pytaniach, np. dotyczących wzorów matematycznych (czasami opisuje zmienne w taki sposób, że wzajemnie się wykluczają albo nie mają sensu). Dodatkowo, wieść gminna niesie, że multimodalny (obraz, film, tekst) GPT-4 ma 1 TRYLION parametrów. Zakłada się, że mózg człowieka składa się od 80 do 100 milionów neuronów (zależnie od badań), które pracującą nad równoległymi zadaniami w tym samym czasie – GPT wszystkie zadania procesuje szeregowo. Bardzo daleko nam nawet do przybliżonego AGI :)

Nie pisałem jakieś pół roku, więc rzuciłem na betę swój tekst 70 kilo. Co udało mi się wyszorować, to zrobiłem.

W zamierzeniu ma iść na “Magię i miecz”, ale spodziewam się problemów przez dość krótki termin publikacji. Tytuł to “InnanannanI”.

Odwdzięczę się oczywiście tym samym :)

OpenAI sprzedało już papkę do mediów, jakoby ich nowy model “próbował przedostać się do sieci, podczas testów, czy potrafi samodzielnie pisać i poprawiać kod źródłowy programu” :)

 

A Ty myślisz o kręgu życia:

Circle of AI Life CIRCLE OF Al LIFE MONKEYUSER COM HUMANITY RESEARCHES …

Dla zainteresowanych – GPT-4 został upubliczniony. Poza marketingowym bełkotem, sporą liczbą buzzwordów i tak zwanym “cherry-pickingiem” metryk efektywności modelu (żeby zrobić go bardziej efektownym), firma zmieniła nazwę ;)

Teraz nazywa się OpenAI. Postanowili nie dzielić się architekturą modelu, sposobem trenowania i wykorzystanym zbiorem danych. W oficjalnym papierze “GPT-4 technical report” – https://cdn.openai.com/papers/gpt-4.pdf – stwierdzili, że a) taka wiedza byłaby niebezpieczna dla społeczeństwa (czyli mamy już samozwańczych strażników moralności) oraz b) wpłynęło by to na konkurencyjność firmy (czyt. pecunia non olet).

Dodatkowo OpenAI wprost domaga się nałożenia restrykcji na branżę, w celu uniknięcia problemów z “rogue AI” (moja parafraza). Czyli – my doszliśmy tu pierwsi, więc resztę trzeba zablokować, najlepiej prawnie (i ewentualnie karnie) :)

Bawcie się tymi API póki można, bo bardzo niedługo staną za paywallem.

ED: A, no tak – skoro spamboty będą teraz na poziomie intelektualnym przeciętnego użytkownika Internetu, spodziewajcie się łączenia do sieci po swoich danych biometrycznych, czy to dowodem osobistym przypisanym do routeru/karty SIM czy innym odciskiem palca ;)

Mało coś wpłynęło:(. Czy większość na drogę krętą się zgłosiła?

Droga jest kręta, bo wymaga więcej do poprawy przed publikacją. Teksty pewnie pojawią się na godzinę przed końcem terminu :)

Podziałka czernastomiesięczna w kalendarzu z dwunastoma miesiącami, to jak używać w Polsce galonów do miary piwa w barze – można, ale troszkę to nieintuicyjne :)

 

Ciekawe, że średnia aktywność twórcza użytkowników jest średnio (na oko) na poziomie 80 opek i szortów. Są momenty większej i mniejszej aktywności, ale krzywa średniej jest raczej pozioma.

ED: w sensie – dramaty przychodzą i odchodzą, kolejne gorące dyskusje o atmosferze na portalu rosną jak grzybki na deszczu, a portal jak żyje tak żyje :)

 

 

O, to już całkiem widoczny tren pokazuje w aktywności (w tym nowych) użytkowników.

Przyczepię się tylko o podziałkę OX – są “dziwne” zakresy (np. Listopad 2014 do Styczeń 2016), nie da się tego ustalić do podziałki jakieś bardziej przyjaznej ludziom, przykładowo 6 albo 12 miesięcy? W obecnej chwili kratka kratce (pozornie) nierówna, bo dotyczy 14(?) miesięcy :)

No właśnie przydałoby się raczej linie trendu wyznaczyć, niż rzucać surowe i absolutne wartości – jak widać to strasznie skacze (baaardzo duża dewiacja miesiąc do miesiąca):

Mógłbys dodać interpolację? Dokładne dane miesiąc do miesiąca nie są potrzebne na tych wykresach – chodzi raczej o trend,. Będzie go lepiej widać :)

W heroic fantasy to siadła by pewnie jakaś wielka bitwa, co nie?

Rzucając tekstem to ryzykowałem, że mnie zjedzą za (nawet ironicznie rzucony) seksizm. A tu mam wrażenie, że to kobieca część grupy rozochocona jakaś taka mocniej jest ;)

W sumie nikt chyba nie zakazał takiego paskudnie pryszczatego i “starego” fantasy, gdzie wściekłe barbarianki rozwalają czaszki uderzeniami swych wielkich cyców a muskularne chłopy ujeżdżają smoki nacierając się przy tym oliwą?

Eeee tak się bawię i widzę, ze jak na razie model jest całkiem dobry jako wyszukiwarka informacji, no i przy generowaniu podsumowania (wyszukiwarka + opisanie wyniku w krótkiej formie). Kiedy zacząłem kombinować "twórczo", zacząłem dostawać time-outy (model myślał dłużej niż założono). Plus fakt, że odpowiedzi modelu są strasznie zapętlone i ciężko wyjść z pewnego "optimum lokalnego", w który wlazł model (ergo, te powtarzające się fragmenty odpowiedzi). Generalnie to fajna wyszukiwarka informacji z możliwością łączenia wyników wyszukiwania w spójną odpowiedź. Szału jednak nie ma (jeszcze).

Atoma to w Retrowizjach na Fantazmaty czeka, UFO niedawno się pokazało – dlatego są “ukryte”. Może i tu co wskoczy – tym razem (co dla mnie jest dość dziwne) mam pomysł na początek opowiadania, ale nie na koniec ;)

Nie no, napisać coś miałem ochotę od dawna. W tym konkursie dostałem właściwie temat opowiadania. Nie znaczy to też, że zdążę cokolwiek napisać :D

Może trochę nieszczęśliwie rozciągnąłem swoją obserwację z ogółu ludzi na uczestników tego wątku. Myślałem bardziej generalnie:) ja w zasadzie przychylam się bardziej do pomysłu "baniek", w których połączą się owe świadomości. Zresztą już tak jest, tylko nie ma na razie lepszego nośnika naszego sposobu myślenia, niż nasze ciała.

Zauważyłem, że wszyscy uważają za obecną formę fizyczną za jedyną i dopuszczalną formę fizyczną (i psychiczną) człowieka. W zasadzie to jest chyba domena człowieka – “najlepiej niech nic się nie zmienia”. Podczas gdy jedyną pewną jest ciągła zmiana (aż do śmierci cieplnej Wszechświata).

Zwróćcie uwagę, jak bardzo poglądy człowieka zależną są od – a) środowiska naturalnego w którym się wychował i b) kultury swojej społeczności. Dla jednych “myśląca maszyna” będzie kumplem do piwa, dla innych grup diabłem wcielonym i (metalowym) ucieleśnieniem Apokalipsy. Za kilka tysięcy lat nas – jako ludzi, w tej formie fizycznej – nie będzie, albo bardzo się zmienimy (zależnie od zmian w środowisku).

Co jeśli uda Nam się wylecieć z tej fajnej ale ciasnej planety? Toż to prawie wszyscy twórcy sci-fi (niezależnie jakiej klasy i warsztatu)  zauważają wspólnie, że co planeta/kolonia/statek, to inna kultura, a z czasem i wygląd fizyczny. To już teraz postępuje – “jesteś kim chcesz, możesz wyglądać jak chcesz, możesz czuć się kim chcesz”. Jeśli ktoś teraz obraża albo dziwi się na wszystkie tęcze, zmiany płci, przebierania się w “nienormatywne” ciuchy, to albo nie uważał na historii (choćby jak podstawy demokracji powstały w czułych ramionach greckiej miłości ;)) albo nie czytał/oglądał/grał w co ciekawsze tytuły sci-fi/fantasy.

Sztuczna inteligencja to dla mnie coś jak silnik spalinowy dla konia – i fajne to, i pomoże nam, i da nam czas zająć się innymi (mniej repetytywnymi) rzeczami. I zmieni cały nasz świat. Przeca to zmiana to właśnie jedyna pewna rzecz ;)

Świat kwantowy jest intrygujący choć w pewien sposób złośliwy. Choćby przez zasadę nieoznaczoności – choć i to ma swoje plusy. Jeśli faktycznie "myślimy kwantowo" (na bardzo podstawowyw poziomie), wówczas takich myśli nie da się podsłuchać bez informowania o tym samego mózgu (obserwacja ustala pewien stan kubitu). Ed: z drugiej strony myślenie o sobie per "suma stanów nieokreślonych" jest i piękne (poetycko) i jednocześnie okrutne :D

Nowa Fantastyka