Profil użytkownika


komentarze: 114, w dziale opowiadań: 55, opowiadania: 30

Ostatnie sto komentarzy

Trochę mnie przytłoczyło pierwsze jedenaście linijek. Za dużo tego: zomborgi, Tinyville, biowszeczepy, Spyydery, jeszcze do tego zakon. Pogrzebało mnie żywcem. Jak już się wygrzebałem, na powierzchni czekał niezły tasiemiec. Nie dokończyłem. Może jestem zbyt rozkojarzony, nie wiem. Póki co nie oceniam. Postaram się podejść do tego na spokojnie w przyszłości.

Widzę twarde słowa pod opowiadaniem. A mnie temat nie zraził. Powiem więcej, odebrałem to jako lekki i dość przyjemny tekst, humorystyczny tekst. Czasem potrzeba nam trochę dystansu. Nic wiekopomnego, ale do przeczytania jak najbardziej;)

Daje do myślenia i jak najbardziej przeraża. W jakiś nietypowy sposób, całkiem nie charakterystyczny dla horrorów. A może to tylko "empatyczny krzyk"? Grozę dodatkowo potęguje myśl, że w każdej chwili taki horror może rozgrywać się naprawdę. Brawo!

Podpisze się pod zastrzeżeniem co do rozmiarów opowiadania. Strasznie szybko się skończyło. Przyznam się, że taki "dalekowschodni typ straszenia" nie bardzo mi się podoba, ale to tylko osobista fanaberia. Hmm, te fioletowe włosy... trochę psują nastrój - śmieszą.  Nie powiem jednak, że mi się nie podobało, bo mimo wszystko czytało się dobrze.
P.S. czekam niecierpliwie na kontynuację Oddziałów;)

Znacznie bardziej mi się podobało niż Twoje pierwsze konkursowe opowiadanie. Widać, że jest bardziej dopracowane. No i "świąteczny klimat" robi swoje.

Nd 12-20 --> praca:/
Gdyby nie to, to bym się pojawił. Znalazł się w końcu ktoś do rozmowy?

Od przeszło siedmiu lat jestem na ścisłej diecie wysokobiałkowej z racji na konieczność utrzymania wysokiej formy. W myśleniu, zarówno w pracy jak i "pisaniu rekreacyjnym", wspomagam się  ogromnymi ilościami kawy i zielonej herbaty bez cukru, bo tego nie używam w ogóle od 10 lat. Jeśli chodzi o alkohol, też w zasadzie już nie piję, ale muszę przyznać, że piwko lub trochę winka czasem pomaga się skupić. Mam jedno uzależnienie. Pisząc, pochłaniam wręcz orzechy, migdały, pistacje itd.

Godny uwagi tekst. Czasem jeszcze coś  czytam w pośpiechu. Nie mam czasu na rozmyślani i dłuższy komentarz ale pomyślałem, że chociaż zasygnalizuję, że mi się podoba.

Wielkie gratulacje! Piórko jak najbardziej zasłużone.

Niestety muszę zniknąć na czas bliżej nieokreślony. Postaram się jeszcze wstawić, w najbliższych dniach, jedno opowiadanie, po czym znikam. Nie wiem jak szybko, ale wrócę na pewno.

Serginho, postulujesz o powołanie regularnego cenzora? Bo nie wiem na czym miałoby polegać to większe zainteresowanie komentarzami;)

"Pamiętasz jeszcze czasy, gdy polowaliśmy na Wendigo?" (Supernatural, któryś odcinek piątego sezonu) - obyśmy zaraz sobie ich nie przypomnieli:D

A tak poważnie, zgadzam się z przedmówcą. Na dobrą sprawę, w każdym tekście można dopatrzyć się czegoś co już wykorzystano w przeszłości. Tylko jeżeli coś jest dobre, po co szukać podobieństw?

Po przeczytaniu Glonojada... postanowiłem zajrzeć do innych Twoich prac i muszę przyznać, że ten tekst jest naprawdę dobry. Może i nic nowatorskiego, ale czytając niemal widzi się obrazy przed oczyma. Pobudza wyobraźnie. Przypomniał mi sie taki fragment:
" Miałem sen, wierzę, że też ci się to przyśni.
Jak oni wiszą na drzewach zamiast liści."

Pomysł może i ciekawy, ale jakoś sztucznie mi to wszystko wygląda.

Taka mała dygresja:
Człowiek, którego był własnością, bez wątpienia miał poważne problemy z psychiką.
Cofnę się w czasie i zapłodnię ją! - nie no, to już mnie rozbiło na atomy. Intryguje mnie wyrażenie zapłodnię ją. W jaki sposób zamierza to zrobić. Klasyczny, że tak powiem, odpada sądząc po stwierdzeniu: Zmodyfikuję własne plemniki tak, żeby zmienić podobieństwa genetyczne. In vivo takiej modyfikacji nie byłby w stanie przeprowadzić ze względu na niewątpliwie wystąpienie autoagrasji komórek (choć właściwie o auto- chyba nie byłoby już mowy, a raczej o normalnej reakcji immunologicznej). W takim razie pozostaje sztuczna inseminacja. Nie wnikając już czy bohater miał na myśli wewnątrz-, czy zewnątrzustrojowe zapłodnienie, pewne jest, że potrzebował na to sporo czasu. Wizja przeprowadzania takiego zabiegu na obcej (z jej punktu widzenia) kobiecie, także nie maluje się różowo. Poza tym jako naukowiec, musiał być świadomy, że nawet drobne zmiany kodu genetycznego, mogą nieść za sobą wiele niebezpiecznych, niespodziewanych skutków ubocznych. Dochodzi jeszcze kwestia zmian kazirodczych itd. Intelektualista, który stawia na szali swoje narzędzie pracy - mózg - w imię uznania jego nadzwyczajnego intelektu, którego wówczas by już nie posiadał? Trochę paradoksalne i naciągane. Gdyby zrealizował swój plan, wówczas można by było zrzucić jego niedorozwój umysłowy na karb niekorzystnych mutacji. Ponieważ się powiesił, pozostaje mi jedynie wizja jakiegoś stereotypowego, przesadnie SZALONEGO naukowca. Niespecjalnie mnie to ekscytuje.

Dodam jeszcze, że sam motyw glonojada mi się spodobał. Reszta jakby do niego nie pasuje, ale to moje subiektywne odczucie.

Co nie nijak nie zmienia faktu, że tekst potrafi rozbawić. Bez czarnego czy chamskiego dowcipu, ale humoru mu nie braknie.

Bogini? Odniosłem wrażenie, że to zwyczajne "miejscowe" przekleństwo. Jak choćby nasza popularna kobieta lekkich obyczajów;)

Słuchać - NIGDY. Po prostu nie mój klimat. Same teksty, owszem, ale czytam i "przemyśliwuję";). Czy mają jakikolwiek wpływ na to co piszę. Nie wiem, być może.

Mi się wydaje, że te pieniądze miały brzmieć trochę egzotycznie. Może nie pasują mi do reszty słownictwa, ale do zabawnego stylu - jak najbardziej.
Naprawdę mi się podobało. W zasadzie nie mam zastrzeżeń. W zasadzie:
Choćby i taką, która do nam do głowy przyszła po długich latach ciężkiego życia: aby nigdy, przenigdy nie bić się za darmo.

ma znaczenie na końcowy produkt... czemu ja siebie nie czytam przed dodaniem... ehh

Wiek na pewno ma znaczenie na "końcowy produkt", ale czy to jedyny czynnik? Ujawnimy wiek, a w przyszłości ktoś powie: niech autor podaje ilość napisanych dotąd tekstów; niech autor podaje swe wykształcenie; niech autor podaje jak długo praktykuje  lub niech autor podaje... cokolwiek innego, co może mieć jakiś wpływ na jego twórczość.
Rozumiem, o co Ci chodzi Ajwenhoł, muszę jednak zgodzić się z Mortycjanem i resztą - nie ma to sensu.
Jeżeli ktoś ma ochotę, może przecież sam dodać taką informację, a każdy sam zadecyduje czy ma to dla niego znaczenie.

Teraz...
Kiedy przypominam sobie ten
Dzień
Wydaje mi się
Że to tylko zły sen

Może znowu wrócę do pisania wierszy. Pierwszą zwrotkę już mam;D

Dużo niewiadomych. Odbieram to jako wyrwany z kontekstu fragment. Myślę, że gdyby rozwinąć pomysł, wyszłoby coś ciekawego.

Napewno jest mniej błędów niż we wcześniejszym, ale...
Radziłbym nie spieszyć się z tym pisaniem. To nie jest żaden wyścig, nic się nie stanie jeżeli kolejny tekst wstawisz po tygodniu czy miesiącu, a nie jutro. Pomyśl. Napisz. Sprawdź, najlepiej kilka razy. Daj komuś do przejrzenia. Gdy uznasz, że jest gotowy - wstaw.

P.S. Ten kolos mnie zamordował:
Powiedziałem po czym trzasnąłem drzwiami wszedłem do pokoju w którym czekała na mnie moja zapewne zimna już herbata no ale nic siadam włączam telewizor biorę kubek do ręki i słucham co tam w kraju jak zwykle ktoś zginął jak zwykle jest brzydka pogoda normalnie nie ma to jak Polskie realia.

Ja nie potrafię napisać opowiadania, którebyłoby pozbawione motywu śmierci. Napisałem ostatnio coś takiego i wyszło komicznie. W ogóle trudno mi uwierzyć, że mogłem stworzyć coś tak nijakiego.
Co do eksperymentów, o których wspomniał jacek001 - U mnie jest identyczna sytuacja. Wciąż próbuję czegoś nowego, niestety, czasem dopiero po ukończeniu i przeczytaniu całości dostrzega się podobieństwo do poprzednich prac.

O właśnie, ta szafa po prawo  też mnie "zaintrygowała". Jakoś wyleciało mi z głowy podczas pisaniu komentarza. niezgoda.b - oddychaj głęboko. Szkoda zdrowia:D

Nic dodać, nic ująć. Katy  - ładny wykładzik;)

Ani nie jestem zachwycony, ani też zniesmaczony. Powiedzmy, że pozostaję nautralny w stosunku do utworu. Mam dla Ciebie Redil  takie dwie uwagi do przemyślenia . Czy są coś warte ocenisz sam.

1. Szukałem jakiegoś wzoru, schenatu, pomostu. Czegoś, czym mógłbym zespolić wszystkie postaci, ich tok rozumowania. określić źródła ich wiedzy, przeniknąć do ich świadomości. I nie udało się. Brzmi to dla mnie trochę jak bełkot. Taki był zamiar? Z początku miałem nadzieję na jakąś głęboką treść, chyba jednak tekst jest jedynie odzwierciedleniem nieskładnej myśli twórczej - jakiś kryzys? Wiem filozofuje, czasem odpowiedź jest prostrza niż bym chciał.
 
2. Cholera, kolejny pokój. O co w tym wszystkim chodzi?  - trochę mnie to zdziwiło. Bohater jest strasznie zaskoczony faktem, że za jednym pokojem może znajdować się drugi, co mi wydaje się niczym nadzwyczajnym. Rozumiem, że spowodowane jest to tym, że owym drugim pomieszczeniem jest jego własna sypialnia, która wzięła się znikąd. Dopowiedziane jest to jednak dopiero później. Akurat mi rzuciło się to w oczy, może jestem wyjątkiem.

Miał być komentarz... ale widzę, że już jest zbędny. Zwątpiłem już po pierwszym akapicie i muszę przyznać, żę bardzo dawno nie widziałem czegoś podobnego. Zastanów się Kamil czy aby na pewno chcesz kontynuować. Jeżeli tak, życzę powodzenia, bo przed Tobą ciężka droga. Pamiętaj tylko, że taki tekst jak ten, nie zyska uznania nikogo, my nie jesteśmy wyjątkiem. Od Ciebie samego tylko zależy jak przyjmiesz tą krytykę. Możesz zrezygnować z pisania, "bo to nie dla Ciebie", możesz też pracować, pracować i jeszcze raz pracować by w końcu udowodnić, że jak chcesz, to potrafisz. Tekst zawsze możena, a nawet trzeba dać komuś do sprawdzenia. Jeżeli będzie poprawnie napisany i znajdziesz ciekawy temat, kto wie może zyska uznanie.

,Przyznam, że mi także ten tekst nie przypadł do gustu. W zasadzie to coś w stylu Neandertalczyka. Jakoś ciężko się czyta. Jest momentami taki szarpany, brakuje mu płynności. Chcę Ci zwrócić uwagę Piotruś Pan  na jedno zdanie, a właściwe to nawet pół zdania:

Podejrzewał tutejsze powietrze o utratę wzroku...

A na czym oparł swoje podejrzenia? Wpadło na coś? Nie zauważało czegoś? A może powiedziało coś, co by wskazywało na to, że ślepnie?
Wiesz już o co chodzi;)

A tak na marginesie, zapraszam Cię do zabawy. Widzę, że myślisz dość poetycko i zdaje mi się, że możesz dopatrzyć się czego interesującego;)

faktycznie jest mowa o mistycznej symbiozie, w takim razie nie mam tu nic do gadania:)
Jestem ponieką biologiem i to chyba takie zboczenie pseudozawodowe;)
ha ha... już chyba po raz czwarty czytam Twój wierszyk:D Naprawdę fajne rozpoczęcie.

Interesujące. Zastanawia mnie tylko jedna sprawa. Użyłaś dwa razy słowa symbioza, czego w obu przypadkach nie rozumiem. Może poprostu nieuważnie czytałem i czepiam się szczegółów, ale co ziemia dostaje od drzewieńców czy to "normalnych", czy tych Wiecznie śpiących?

Nie mam czasu, póki co, na opowiadanie, ale wierszowi nie mogłem się oprzeć bo sam ja pisałem dawno temu. Dobry jest, "równo prowadzony" i lekko rozbudza wyobraźnię. Dobry start dla opowiadania, taka gra wstępna dla mózgu;)

Oooo, widzę, że nie tylko mną wstrząsnęło To opowiadanie. Rzekłbym krótkie, ale treściwe. Tak, czas odwiedzić ubezpieczyciela. Idę od razu, może jeszcze nie śpi:P

A to, hm... Brzmi znajomo. Cytat z jakiegoś bestselleru? :)

beryl  to proste. Zombie nie śpią - czuwają ;)

... ???
Udam, że nie widziałem wcześniejszych postów i odpowiem.
Wprawdzie to nie moja osobista "przygoda" ale zawsze. Pół roku temu na sympozjum botanicznym, prezentowałem wraz  z panią doktor - która trzymała pieczę nad moimi badaniami - Wyniki eksperymentów. Odbębniłem już swoją część i czekałem aż ona skończy swoją. W pewnym momencie zamiast: "Struktury roślin uprawianych w warunkach nadmiaru światła czarakteryzują się nierównomiernym wzrostem trzonka."; powiedziała: "... nierównomiernym wzrostem członka". Zauważyła dopiero po reakcji słuchaczy. Trzeba było prezy tym być:D

U mnie w zasadzie przez pierwszy rok liceum, w ogóle nie wymagano czytania, choćby streszczeń, lektur. Mój polonista stwierdził kiedyś, że nie ma zamiaru marnować czasu na przekonanie nas do czegoś co mamy w głębokim poważaniu. Wyraził to nieco inaczej ale przekaz był jasny. Jedyne co każdy mósiał zrobić to "napisać" recenzję omawianej książki,  przy czym zawsze przechodziły te znalezione w internecie, nawet jeżeli powtarzały się kilka razy.Czasem zdarzało mu się też przepytać jedną, dwie osoby. Uzyskany w ten sposób czas poświęcał na filozoficzne wywody o naturze człowieka i sektach, a później kazał pisać wypracowania na ten temat. Do tej pory pamiętam jego niektóre mądrości w stylu: "Twoja interpretacja jest nic nie warta, póki ja jej nie wycenię. Choćbyś nawet cytował samego autora." Pokręcony człowiek. Po roku pracy wyleciał i dopiero wtedy dostaliśmy zwyczajną polonistkę, która z kolei nudziła niemiłosiernie ale przynajmniej przygotowała nas jako tako (istnieje w ogóle takie wyrażenie czy tylko używa się go potocznie?) do matury. Zastanawiam się teraz tylko czy rzeczywiście nie potrafiła w ciekawy sposób omawiać lektur, czy to my nie umieliśmy jej słuchać. Tyle się mówi o różnicy pokoleń, jak to się ma do relacji uczeń-nauczyciel? Uważam, że każda lektura jest dobrą książką, a dobry tekst zawsze się obroni. Każde pokolenie zainteresuje jednak czym innym. Zależnie od czasów w jakich przyszło mu dorastać, mentalności ludzi itp.
Tak mi się jakoś pomyślało.

Nastrojowe, nawet bardzo. Niby smutny tekst, ma w sobie jednak coś... kojącego?
Nieźle Ci wyszło to dziecięce myślenie.

Tutaj masz rację niezgoda.b, dlatego jeżeli coś mi się nie podoba - nie oceniam. Co najwyżej napiszę kilka uwag. Dość już się za młodu nasłuchałem jaki to ze mnie drań i nikczemnik;) Myślę, że tak jest uczciwie. Ty jesteś innego zdania więc chyba dyskusja jest bezcelowa. Znając życie i tak raczej do niczego nie doprowadzi.

No faktycznie, "trochę" się po Tobie przejechali. I co z tego? Ważne, że znajdują się tacy którym się podoba.
Z Twoich tekstów zdołałem przeczytać tylko ten z japonkami. Niestety jestem ograniczony przez zranione oko i nie mogłem sobie pozwolić na więcej, w każdym razie zdania nie zmieniam i będę czytał dalej.

niezgoda.b  naprawdę myślisz, że taka informacja zdziałałaby cokolwiek gdyby tekst nie zachwacał czy wręcz odpychał? Osobiście śmiem wątpić. Ja wychowałem się na "Psychodeli" K44, może mam przez to trochę nie pokolei w głowie ale cóż. Jestem od niedawna na nf i przyznam się, że nie czytałem jeszcze nic Kamahl'a, ale jeżeli poprzednie utwory faktycznie są utrzymane w podobnym stylu to z przyjemnością nadrobię zaległości;)

Wierzę, że "od chcenia".
Ogólnie to interesujący ciąg myślowy. Nieraz gładkie, sensowne przejście pomiędzy pozornie nie mającymi ze sobą nic wspólnego sytuacjamii. Poza tym dużo dyskretnie wplecionego pomiędzy słowa humoru. Tak to widzę ipodziwiam;)

Troche zginąłem w tym tekście. Mnie także raził ten "wierny warp". Zauważyłem też trochę rozbieżności pomiędzy Yago, a znanymi faktami na temat neandertalczyków, ale to akurat nie ma większego znaczenia. Bez dłuższego komentarza.

Przeczytałem większość lektur... ale dopiero po ukończeniu liceum. Dlaczego? Chyba sam nie potrafię sobie odpowiedzić. Może dlatego, że nikt ich nieczytał. Tymczasem "Dziady" Mickiewicza są dla mnie do tej pory, kto wie czy nie najlepszą książką jaką przeczytałem.

Eee, no... Dobra psychodele. Jak ja uwielbiam takie teksty. Tak naturalnie to brzmi, mam wrażenie, że tekst napisałeś na poczekaniu, wręcz od niechcenia, a efektjest piorunujący. Nie będę oryginalny i też wrzucę piąteczkę, bez najmniejszych wątpliwości.

Właściwie może i byłoby to możliwe. Będę musiał odkurzyć książki z zoologii i trochę poszperać;)

Też tak myślę. Ciężko byłoby spreparować te "dokonania" na taką skalę. Nie rozumiem tylko po co jakieś zwierzę miałoby wysysać krew, a zostawiać świeże mięso. Nie jest to oczywiście wykluczone ale jakoś mi nie pasuje, wątpię by tak duży ssak utrzymałby się na takiej diecie. 

Kluczem jest napewno ale jak nim odkluczyć drzwi do sedna?
Trochę to skomplikowane Rhei... nawet jak dla mnie.

Świat został uratowany bo została mu przywrócona równowaga, harmonia? Po to Wybrane zostały osoby o tak różnym charakterze?
Nadar jest kosmosem (urobos - ten wąż/smok symbolizuje nieskończoność i harmonię)?
Zgodnie z etymologią imienia można by pomyśleć, że jest podarunkiem tylko komu? Dla ludzkości? A może kombinować najprościej i jest symbolem świata czekającym na dar - ofiarę?

Chyba spasuję bo nie wiem w którym kierunku "patrzeć".

No i fajne jest te: "stać się powinno, a stać się nie stanie" ;)

La chupacabra  - macie jakieś opinie na ten temat? Zmutowane zwierzęta, nieznany gatunek, kosmici, urojenia, demon czy może jeszcze coś innego. Jakieś ciekawe teorie?
Osobiście nigdy nie zająłem się tym tematem ale może znajdzie się ktoś kto się nim zainteresował. Chętnie posłucham.

Ja nie jestem jak większość. Zawsze byłem nienormalny:D
Za dzieciaka marzyłem, żeby spotkać wampira mimo, że wszyscy uparcie  wmawiali mi, że te nie istnieją. Przeszło mi z wiekiem ale nadal jestem indywidualistą (to chyba brzmi lepiej niż nienormalny:)).

A jeżeli mowa o miejscach magicznych, znacie może jakieś tzw. miejsca mocy? W mojej okolicy np istnieje celtycki, energetyczny krąg kamienny. Coś w rodzaju stonehenge tylko o wiele mniejszy. Podobno kumuluje energię przyrody;) Miejscowość nazywa się Poczopek i prócz tego parku megalitów, w którym znajduje się krąg, oferuje dużo więcej atrakcji. Jeżeli kogoś oczywiście interesuje przyroda.

mi osobiści nie ale kiedyś kolega spanikował we wspominanym przeze mnie wcześniej dworku na białorusi. Niby słyszał jakieś głosy. W efekcie musiałem sam "zwiedzić zabytek". Po nocach nie krzyczałem nigdy i uwielbiam mieć koszmary. Wysypiem się wtedy jak nigdy;)

Muszę pomyśleć nim cokolwiek napiszę. Nie do końca rozumiem zaszłe wydarzenie, choć coś mi się kreuje w głowie. Czytało się jak pozostałe Twoje prace - przyjemnie.

Ja mam taki opuszczony dom z przeszłością dosłownie rzut kamieniem od rodzinnego domu (niespełna kiloometr). Nie jest zamieszkały już od conajmniej 30 lat. Wokół rozciąga się stary, rozległy sad. Ostatni właściciel (pijak) podobno dręczył rodzinę, aż pewnego dnia powiesił się na strychu. Później rodzina twierdziła, że nadal ich nawiedza i opuściła dom, wyprowadzając się do ciasnego mieszkania dziadków. Z tego co mi wiadomo Właściciele po wyprowadzce nigdy już nie powrócili do domu, nawet na chwilę (przynajmniej nikt ich tu nigdy nie widział). To ten dom rozbudził we mnie zainteresowanie metafizyką i był pierwszym takim miejscem które odwiedziłem. Mimo racjonalnego myślenia człowiek odczuwa dość spory niepokój.

Czytał ktoś może taką pozycję:
"I człowiek stworzył bogów... Jak powstała religia" (PASCAL BOYER) ???

Autor przeprowadza, zakrojone na szeroką skalę, badania nad ludzkim mózgiem (oczywiście nieinwazyjne;))
Stwierdza w pewnym momencie, że dzięki zdolności dostrzegania żywych istot tam, gdzie ich nie ma, istniejemy jako gatunek. Sugeruje, że człowiek na pewnym etapie ewolucyjnym wykształcił moduł umysłowy będący nadwrażliwym "wykrywaczem" żywych istot. Analizuje docierające z otoczenia bodźce i jeżeli którykolwiek może świedczyć o występowaniu obok jakiejś istoty (mimo zaprzeczeń innych zmysłów) - podświadomość ostrzega nas przed nią.

Wrócę do tematu zmyślonej historii. Ja ogólnie odnoszę się z dystansem do tych wszystkich osławionych, nawiedzonych miejsc. skłaniam się raczej ku cichym, nieznanym miejscówkom. człowiek jest zwierzęciem stadnym, łatwo ulega sugestiom tłumu. Pomyślcie: jeżeli coś jest sławne, nagłaśniane to znaczy, że ktoś chce by było znane. Jeśli komuś zależy na rozgłosie to znaczy, że czerpie z tego jakąś korzyść. Skoro czerpie profity nie wykluczone, że zaczyna "inwestować w interes". Odrębną sprawą jest, że ludzie z reguły przeinaczają fakty, lubią dodawać coś od siebie itp. Jakie więc są szanse, że - nawet jeżeli coś jest na rzeczy - poznamy choć część prawdy o danym zjawisku? Obawiam się, że niewielkie, wręcz nierealne.
Dlatego właśnie poważniej traktuje małe, mniej spektakularne, "kameralne" nawiedzenia (a przynajmniej podania o nich) niż takie "medialne potwory" jak nasz szpitalik chociażby. Co nie zmienia faktu, że nigdy nie doświadczyłem niczego prócz fantastycznego uczucia niepewności;)

Jeżeli Ktoś chciałby się podjąć to znalazłem coś co mogłoby się przydać;) Oficjalna historia szpitala w Oleśnie:

"Historia „Starego Szpitala" rozpoczyna się w latach 1858-1859, kiedy to na zachodnim końcu Wielkiego Przedmieścia w Oleśnie, został wybudowany szpital „św. Anny". Burmistrzem miasta był wtedy p. Czichon. Początku tej inicjatywy należy się doszukiwać w decyzji z 1854 r., kiedy to zarząd miasta przeznaczył budynek stojący przy ul.Opolskiej (wzniesiony na miejscu pięciu budynków spalonych w 1854 r.) na schronisko dla chorych, ubogich i starszych mieszkańców miasta. Do utworzonego przez siebie schroniska zarząd miasta 22 października 1863 r. zaprosił do opieki nad chorymi siostry boromeuszki.
W 1864 r. oleski właściciel majątku ziemskiego Schmakowsky podarował miastu budynek leżący również przy ul. Opolskiej tuż obok schroniska. Budynek ten stał się wtedy profesjonalnym szpitalem dla chorych. Pielęgnacją chorych zajmowały się siostry ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Szpitalnych z domu generała św. Maurycego z Münster. Dla dobra pacjentów, przez długie lata, stały ofiarnie przy boku lekarzy, wykonując swoją pracę bezinteresownie.
Pierwsza przebudowa szpitala nastąpiła w 1869 roku. Wtedy szpital jako darowizna przeszedł na własność miasta, jednakże pozostając pod administracją Sióstr Franciszkanek Szpitalnych. Oba budynki: sióstr i schroniska zostały połączone przejściem podziemnym. W tymże łączniku nad bramą wjazdową usytuowana został domowa mała kaplica sióstr pod wezwaniem św. Anny. Dalsze koleje losu oleskiego szpitala związane są z życiem i działalnością sióstr franciszkanek. One były inicjatorkami kolejnych remontów i gruntownych przebudowań kompleksu szpitalnego.

W latach 1909-1912 szpital został ponownie powiększony i zmodernizowany. Czynny udział w przebudowie brała siostra Liguoria, dzięki której, w ostatnim skrzydle wschodniej strony szpitala, powstała większa kaplica. W powstałej kaplicy odbywały się niedzielne msze św. w których brali udział uczniowie szkoły generała Hofera.
W znanej Oleśnianom i bardzo przez nich lubianej kaplicy szpitalnej mieściła się galeria, na której stała fisharmonia. Z galerii można było wyjść na pierwsze piętro szpitala, dzięki czemu mniej poważnie chorzy mogli brać udział w nabożeństwach. Na ołtarzu stał posąg Matki Boskiej, na lewo figura Serca Jezusowego a na prawo św. Anna z dziewicą Marią. Księdzem opiekującym się chorymi, przebywającymi w szpitalu, był O. Kołodziej, który w miejscowym gimnazjum uczył religii, muzyki i łaciny. W latach dwudziestych została dobudowana do kaplicy przestronna zakrystia.

W 1926 r. szpital wzbogacił się o „nowoczesną" pralnię, dyrektorem wtedy był doktor Chamrad.

Po zakończeniu działań wojennych i przejęciu władzy przez ludzi ówczesnego systemu szpital utracił swój katolicki charakter. Wraz z wydaleniem sióstr ze szpitala zaczęto również ograniczać dostęp do szpitalnej kaplicy mieszkańcom miasta. W 1956 r. kaplica została definitywnie zamknięta dla ludzi z miasta. Dostęp do niej był możliwy tylko od wewnątrz szpitala.

W latach 50-tych szpital posiadał tylko 74 łóżka. W wyniku kapitalnego remontu dokonano gruntownej przebudowy pomieszczeń, co pozwoliło w 1963 roku zwiększyć liczbę łóżek na 128. Rok 1966 to pierwsze wzmianki o planowanej budowie nowego szpitala na 260-280 łóżek.

W roku 1972 rozpoczyna się historia „Nowego Szpitala" w Oleśnie: Zespołu Opieki Zdrowotnej. Jednak przed tą datą istniały już placówki służby zdrowia, będące jednostkami niezależnymi, takie jak: Szpital Powiatowy, Powiatowa Przychodnia Obwodowa, Sanepid, Pogotowie Ratunkowe, które podlegały Wydziałowi Zdrowia i Opieki Społecznej. Kierownikiem tej instytucji był lekarz medycyny, dr Leopold Gołdziński, który szczególnie wpisał się w historię służby zdrowia. Był inicjatorem utworzenia Zespołu Opieki Zdrowotnej w Oleśnie w wyniku zintegrowania wszystkich czterech samodzielnych placówek.

1 październik.1972 roku jest datą powstania ZOZ w Oleśnie. Dyrekcja mieściła się wówczas przy ul. Pieloka, gdzie obecnie znajduje się POZ. Ośrodkiem wiodącym stał się Szpital Powiatowy zwany potem "Starym szpitalem".

Dyrektorem został dr Leopold Gołdziński. W trakcie jego kadencji szpital uzyskał trzykrotnie pierwsze miejsce w konkursie na najlepszy ZOZ w województwie, było to w roku 1974, 1976 i 1978. Był bardzo wymagającym szefem i dobrym organizatorem. Do końca pracował na stanowisku, zmarł 08.02.1984 r. To on był głównym inicjatorem i pomysłodawcą wybudowania nowego szpitala. Grupa inicjatywna w składzie: Leopold Gołdziński, Leszek Zawilski, Stanisław Hrywniak, przedstawiła swój wniosek o budowie szpitala w Ministerstwie Zdrowia oraz u Wojewody opolskiego, który został zatwierdzony po wielu miesiącach starań. Główną potrzebę budowy nowego szpitala dyktował: brak miejsc, brak łóżek, stary budynek. Po ostatecznym zatwierdzeniu planu, na teren budowy weszła ekipa budowlana - Kluczborskie Przedsiębiorstwo Budowlane - rozpoczynając prace. Tymczasem w 1975 roku następuje zmiana województw - Olesno przechodzi do województwa częstochowskiego - budowa zostaje wstrzymana. Dzięki determinacji i wytrwałości Dyrektorów budowę podejmuje: Wojewódzka Dyrekcja Rozbudowy Miast i Osiedli Wiejskich w Częstochowie. Budowa obiektu trwała 7 lat. Bezpośredni nadzór sprawował St. Hrywniak. Na inwestycję otrzymano środki z Ministerstwa Zdrowia, i częściowo ofiarowało je społeczeństwo Powiatu Olesno. Budowę zakończono w 1981 r. Uroczyste otwarcie odbyło się w nowo wybudowanym budynku, podczas którego wmurowano tablicę pamiątkową, która widnieje do dzisiaj w centralnym miejscu szpitala. Nowy szpital stał się nową osią ZOZ-u. Jak wspominają pracownicy, w organizacji i przygotowaniu do pracy uczestniczyli wszyscy, którzy poświęcili swój prywatny czas porządkując i przygotowując swoje przyszłe stanowiska pracy. W budowie nowego szpitala dużą rolę odegrała mgr Ewa Fladecka, która pełniła funkcję Naczelnej Pielęgniarki. Człowiekiem, który aktywnie uczestniczył w przemianach ZOZ-u i budowie nowego szpitala, był Stanisław Hrywniak. Zatrudniony był w szpitalu od 01.10.1958 r. Na początku pełnił funkcję kierownika Administracyjno - Gospodarczego, po utworzeniu ZOZ- u, od 1972 r. był zastępcą Dyrektora d/s Ekonomicznych. W zintegrowanym ZOZ-ie, od 01.04.1975r.z-cą Dyrektora d/s Lecznictwa, był lek. med. Wojciech Krzechki. Zatrudniony w szpitalu od 1963 r., po śmierci Dyrektora L. Gołdzińskiego, w 1984 r. objął stanowisko Dyrektora ZOZ-u. Pełnił tę funkcję do 1987 r. Kolejnym dyrektorem został lek. med. Jerzy Kuźniak- wcześniej pracujący na oddziale Chirurgii Ogólnej. Od roku 2002 funkcję Dyrektora Naczelnego ZOZ pełni Andrzej Prochota.

Ludzie, którzy szczególnie wpisali się w historię służby zdrowia w Oleśnie to min.: Państwo Wartenbergowie, ordynator Oddziału Dziecięcego Jadwiga Dec, ordynator Ginekologii i Położnictwa Zofia Zawilska i jej mąż ordynator Chirurgii Leszek Zawilski,
lek. med. Stanisław Cichowski, prekursorka oleskiej anestezjologii Ewa Pilarska oraz zasłużony do szpitalnej farmacji Marek Płuska. Należy pamiętać również o mgr Andrzeju Falińskim, szefie oleskiej rehabilitacji. Założycielem pracowni radiologicznej, w „Starym szpitalu" był lek. med. Maciej Adamczewski. Pracę kontynuował w nowym szpitalu, organizując ponownie nowoczesną pracownię. Szkolił i uczył pracowników, którzy obecnie pracują w ZOZ-ie.
W 1997 roku zamknięto "Stary szpital", personel został przeniesiony do nowego szpitala, gdzie otworzono nowy odział - Stacja Dializ."

Nie jestem do końca pewien co do tego oddziału ale chyba był. Pewne jest, że nie był nigdy szpitalem psychiatryczny jak się czasami podaje.

Nie chciałem abyście się bały w nocy:P

Pewnie zepsuję zabawę ale...
 Obecnie szpital jest totalną ruiną. Odbyłem dwa dni temu ciekawą  rozmowę z mieszkańcem Olesna, którego matka pracowała w starym szpitalu przeszło 15 lat. Podobno nagła nocna ewakuacja jest totalną bujdą. Personel informowany był wcześniej przenosinach do nowego budynku, a sama przeprowadzka trwała duuużo dłużej niż jedna noc.
 Ogromną ilość sprzętu pozostawiono - to prawda. Powodem jednak był fakt, że był on mocno przestarzały. Podobno wiele rzeczy już od długiego czasu nie nadawało się do użytku. Odnośnie tych osobistych rzeczy Rhei  szczerze wątpię, chyba że zwyczajnie nie były nikomu potrzebne i z tego powodu nadal leżą. Faktem jest, że budynek od długiego czasu był zamieszkiwany przez kloszardów, aż do czasu zdjęcia dachu. Wewnątrz do dziś pozostało już niewiele sprzętu. Złomiarze wynieśli co się da, po ustanowieniu wzmożonych patroli policyjnych wybili nawet kilka dziur w ścianie nie widocznej od strony ulicy. W znacznym stopniu rozkradziona i zdemolowana została także zabytkowa kaplica, która w przeciwieństwie do reszty budowli, została wpisana do rejestru zabytków. Uratowanych zostało jedynie kilka figur, które zostały przeniesione do pobliskiego kościoła.
W chwili obecnej w ruinach często można spotkać dzieciaki traktujące je jako swego rodzaju melinę. Dość niedawno jeden z nich nawet postanowił popełnić tam samobójstwo i rzucił się z poziomu dachu na jezdnię.
Obiekt jest postrzegany przez mieszkańców jako wizytówka miasta i od jakiegoś już czasu walczą o jego uratowanie co jednak nie przynosi efektów.



Tak myślisz? W nocy doszedłem do wniosku, że chyba napiszę opowiadanie na podstawie tego swojego tekstu i wstawię jako rozdział, coś mi już chodzi po głowie. Zobaczę co z tego wyjdzie.

Widziałem to nieco inaczej, chyba zinterpretowałem  według siebie ale to chyba tylko dobrze świadczy o tekście, że stwarza możliwość innych interpretacji. Dla mnie to duży plus. Może i napisałeś za dużo bo skończyła się zabawa i wyobraźnie mi zastrajkowała:) Trudno.
Co do ograniczenia - znam ten ból. Przypadkiem podczas pisania powieści zrodziła mi się w głowie mitologia oparta na przekazach biblijnych. Część z niej muszę umieścić w utworze by wrzucić w treść niezbędne wyjaśnienia, jednocześnie rażą mnie takie oderwane od reszty "wycinki". Spisałem już niemal całą legendę, a nie mogę jej wstawić bo biblijny styl chyba nazbyt kontrastowałby z formą opowiadania. W krótki rożdzialiku natomiast nie sposób przekazać wszystkiego w pełni. No i póki co jestem w d... kropce.

Każdy ma swój rozum. Ja swoim nie ogarniam możliwości powstania takiej pętli.

Znowu rozmywamy temat:/

logiczne byłoby, gdyby wszystko toczyło się swoim własnym, niepowtarzalnym torem.

Zgadzam się z Tobą beryl. Jakbym nie kombinował, to nie potrafię znaleźć choćby cienia wytłumaczenia sobie takiej repety. Moim zdaniem (pomijając kwestię wiary i tym podobne) fakt, że dyskutujemy czy, że w ogóle istniejemy musiał być efektem niazliczonych, przypadkowych zajść: powstanie Ziemi, następnie komórki potrafiącej funkcjonować w warunkach na niej panujących, dalej podziały owej komórki i specjalizacja... jesteśmy ogniwem jakiego łańcucha spontanicznych procesów mogących się już nigdy nie powtórzyć. Jeżeli nasz świat uległby destrukcji w skutek takiego skurczenia się kosmosu, bądź rozproszenia (rozszerzanie), wydaje mi się mało prawdopodobne aby kiedykolwiek powstał podobny. Chociarz wieczność kieruje się swoimi prawami i może nie jesteśmy tacy wyjątkowi.

Nie będę pisał na forum miejscowości. Mogę powiedzieć tyle, że znajduje się na Podlasiu.

Dokładnie ten... Taki wywód spisany kóregoś ranka po bezsennej nocy;)

Moje zdanie, czy raczej rozważania na ten temat można już znależć w publicystyce. Może więc daruje sobie pisanie i poczytam wasze posty:)

Wrażenie po przeczytaniu jak po jakimś eposie. Cały tekst zdaje mi się być jednym, wielkim, barwnym opisem... czegoś. Jakiegoś przedziwnego świata. Aż mi zaczęły po głowie latać płonące ważki.
Fabuła jakoś umyka, jakby ginie w formie. Chociaż z drugiej strony skłania to tym bardziej do rozmyślań, przynajmniej jeśli chodzi o mnie.
Zastanawia mnie pewna rzecz. Postać Henocha ma tu jakieś szczególne znaczenie, czy zwyczajnie pasowało Ci to imię?
Podobno miał on być wzięty do nieba i zasiadać w obecności Boga. Niektórzy głoszą nawet teorie, że po wniebowzięciu stał się aniołem - przyjacielem Boga, określanym jako Metatron. Poszukiwania Pana przez taką personę w konfrontacji z teorią, że Pan umarł  stają się naprawdę intrygujące.

Miałem na myśli, że: ...także takie jest.

W mojej okolicy znajduje się taka niewielka wioska licząca może około 300 mieszkańców. Wedle historii w XVw. cała miejscowość ofiarowana została dominikanom, którzy wznieśli tam mały, drewniany kościółek. Z biegiem czasu kościół był rozbudowywany, za car zamieniony na cerkiew prawosławną, później dominikanie powrócili do klasztoru i na powrót zamienili cerkiew na kościół. dość niedawno znajomy ksiądz (dobry znajomy) zaprowadził mnie do tego kościoła i pokazał coś czego w życiu bym się nie spodziewał. Otóż w piwnicy kościoła znajdują się drzwi za którymi ciągnie się sieć tuneli łączących świątynię z oddalonym ponad kilometr klasztorem i kilkoma innymi miejscami do których wyjścia są jednak zamórowane. Podobno kościół nie chce ujawniać tego faktu z obawy o zniszczenia i utrudnienia, jakie mogą spowodować badania tego miejsca. Wprawdzie nie są to katakumby ale zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Mało gdzie można poczuć taką atmosferę. Tajemnica jaką jest otoczone to miejsce dodaje mu swego rodzaju magii.

Racja, pytanie nie jest odpowiedzią. właściwie to nie wiem czy jakakolwiek istnieje. Z ogólnodostępnych informacji można wywnioskować, że cuda zdarzają się głównie ludziom czy w obecności ludzi grzeszących, zagubionych, schodzących na złą drogę, tak jakby były głosem nawołującym do zmiany na lepsze. Można w takim razie zapytać, dlaczego każdy grzesznik, czyli prawdopodobnie każdy z nas, nie doświadcza cudu? Przecież wówczas świat byłby lepszy. Jednak, jeżeli byłyby one tak powszechne, czy ktokolwiek by się z nimi liczył, lub choćby zauważał. Sądzę, że nie.
Z drugiej strony może właśnie są częste (jak mówi Maxencius) tylko nie potrafimy ich dostrzec, postrzegając jako szarą rzeczywistość. Cud z naszego punktu widzenia jest czymś niewytłumaczalnym, zauważcie jednak, że życie każdego człowieka także takie. To ciąg nieprzewidywalnych zdarzeń. Idąc jeszcze głębiej... chociaż nie, lepiej zostenę w tym miejscu bo chyba już za bardzo wnikam;)

Marsylka, gdyby cuda były powszechne to znaczy dotyczyły wszystkich jak to określiłaś, czy byłyby wówczas cudami?

A zapytam tak z czystej ciekawości, choć to troochę odbiega od tematu: Słyszał ktoś o "cudzie w Sokółce". Pytam bo pochodzę z Sokółki, a do, rzekomo, cudownego kościoła chodzę od dzieciaka. Ostatnimi czasy zrobiło się tu trochę tłoczno. Ludzie z najdalszych zakątków kraju przyjeżdżają w nadziei, że zostaną uleczeni mimo, że nawet sam kościół jeszcze nie potwierdził autentyczności zjawiska, nie wspominając już nawet o nauce.

yyy... ojciec bierzmowany. Mała pomyłka:)

Proste nie jest ale ma jakiś sens:) Mój sąsiad, a zarazem ojciec chrzestny jest księdzem. Przyjeżdża czasem z Rzymu i wtedy zdarza się nam dyskutować o podobnych sprawach, przy winku:)

Ikumi, potrafisz podnieść człowieka na duchu. Zgadzam się w zupełności;)

Cofnę się trochę w czasie. A propos: "Dusza to nie duch" (beryl ). Ściśle rzecz ujmując to masz rację. Pod kątem religii (nie tylko chrześcijańskiej ale też islamie, judaiźmie, hinduiźmie i kilku innych) istnieja dwa rodzaje duchów: czyste i nieczyste, czyli anioły i demony, devy i asury. Już w zaratusztrianiźmie mianem duchów określano: jaza (słudzy dobrego bóstwa) i devów (duchy demoniczne). Dusze natomiast są ważone i trafiają w odpowiednie miejsce z którego mają juz nigdy nie powrócić.... Indiańskie duchy przodków także oznaczają raczej pradawne, potężne istoty, które czcili niż dusze zmarłych przodków.
 Z tego co wiem nawet voo-doo rozdziela kult przodków (dusz  z naszego punktu widzenia) od wiary w loa (duchy lasu tożsame z naszymi aniołami lub też, jak się czasem podaje, świętymi). Samo słowo Voodoo tłumaczy się jako duch.
Gdyby przyjąć takie pojęcie ducha wówczas okazało by się, że jesteśmy nękani przez jakieś pomniejsze demony (szału, czy jakoś tak je nazywano, nie pamiętam) nie zaś przez dusze zmarłych.

Chyba jednak stoi i czeka na samoistne zawalenie się. Podobno nie można go ani rozebrać ani wyremontować (aktualny właściciel miał zamiar zrobić tam jakiś dom opieki czy coś podobnego ale nie otrzymał pozwoleń). Jakiś tam status zabytku widać zyskał.

Ha ha... moje oznacza po arabsku doskonały. Jak to się ma do moich dziwactw? chyba nijak;)
Za to mój brat nosi imię po jedny z pierwszych, upadłych anniołów (oczywiście czysty przypadek) - to by się nawet zgadzało :D

Słuchajcie, nie wiecie jak mają się sprawy z tym naszym osławionym szpitalem w Oleśnie? Jakiś czas temu sporo nasłuchałem się na temat planów wyburzania tegoż obiektu. A ile przy tym było płaczu i zgrzytania zębów;) Szukano szans na ocalenie szpitala u konserwatora zabytków, lokalnych władz nawet były plany odwoływania się do jakichś wyższych instancji, ale nie wznam szczegółów bo mało mnie interesował ten temat. Teraz nie wiem czy w końcu udało się uratować budynek, czy został zburzony? A może nadal oczekuje na rozbiórkę? Zna ktoś jakieś fakty?

Ja osobiście zawsze wymyślam imiona pod bohaterów. kieruje się przy tym w większym stopniu  rolą i charakterempostaci oraz znaczeniem imienia lub użytego wyrazu itp., w mniejszym natomiast subiektywnymi odczuciami. Często nazwanie jednego bohatera zajmuje mi nawet kilka dni.
Łatwiejszy przykład: generał Konrad Krezus: Konrad - Wywodzi się od staroniemieckiego słowa kuoni oznaczającego "odważny", "śmiały","silny" oraz staroniemieckiego rath oznaczającego "radę". Oznacza więc kogoś dającego dobre rady, dobrego doradcę. Imię rycerzy i książąt (generał także reprezentuje pewną władzę); Krezus - bogacz, milioner. Pełne imię oznaczało by zatem kogoś "bogatego w siłę, śmiałość, odwagę". Taki jest właśnie bohater: postawny, mężczyzna, obdarzony ogromną siłą, budzący wśród innych szacunek i respekt, nie lękający się śmierci... Gdybym wymyślił coś równie dobrze pasującego, raczej bym nie miał problemów z przechrzczeniem postaci.

Nefilim:) kiedyś zauważyłem pewną zależność odnoścnie gigantów właśnie i człowieka. Zestawiając ze sobą informacje biblijne, przy uwzględnieniu apokryfów oraz teorie i mechanizmy ewolucyjne, zauważyłem, że na pewnym odcinku ładnie się zazębiają. Jak się trochę ogarnę i sięgne do źródeł to może napiszę wkrótce jakąś publikację na ten temat.
Opowiadanie zaczyna coraz bardziej wciągać. Muszę przyznać, że jakoś szczególnie podoba mi się Twój styl.

Ha ha... Taki mały przykład z mojego życia. Rozpisałem sobie kiedyś dokładne wydarzenia. Zaczęłem pisać. Już na drugiej stronie zaczął mi umykać jeden bohater, odbiegać od wcześniej wyznaczonego mu schematu, ale przywołałem go do porządku. Pisałem dalej. około piątej, może dziesiątej strony, doszedłem do wniosku, że znowu coś jest nie tak. Ni z tego ni z owego, bohater który miał popełnić samobójstwo stał się, niepoprawnym wręcz, optymistą. Jakoś nie miałem sumienia:D
W końcowym efekcie opowiadanie o nieszczęściu ludzkim, stało się opkiem a la historia Rockefellera. To był mój ostatni plan wydarzeń.

Ale ja jestem nienormalnyxD Napisał bym coś ale zachowam to lepiej dla siebie;)
Co do samego tekstu, Tak jak powiedział beryl lekki  i przyjemny. Lubię czytać podobne książki choć sam nie potrafię czegoś takiego napisać. Nie oceniam od strony technicznej bo sam mam słaby warsztat, ale za treść i ogólne wrażenie (plus jeszcze temat zakresu moich zainteresowań), tak powyżej 4. Myślę, że będę spał spokojnie jeżeli dam ci za to 5.

U mnie jest totalny freestyle. Określam jedynie dość dokładne profile kilku bohaterów, skupiam się nad otulinką wydarzeń (wygląd świata, miejsca i takie tam), określam główne wymagania względem tekstu i zaczynam pisać. Zdarzyło mi się po gorszym dniu "uśmiercić" czterech z sześciu główniejszych bohaterów, pozornie bez większej szkody dla opowiadania, po kilku dniach jednak doszedłem do wniosku, że to zbyt radykalne rozwiązanie i darowałem dwa żywota. Po prostu zbyt często wymyślam nowe rozwiązania by iść spokajnie z dawna utartym szlakiem;)

Nie tylko fakt. Mówiąc o inwokatorach nie miałam na myśli samego faktu ich wykorzystania, a całą tą otoczkę wokół nich i sam moment przywołania: "runie na podłogę", "nie chciało się dokładnie wyrysować znaków", "kogucia krew" itd...
Świątynia handlu... A czytałaś może opowiadanie: Schizma zamieszczone w Więzach Krwi? W konteście poprzednich skojarzeń odruchowo mi się przypomniało gdy zauważyłem wspomnianą świątynię;)

Podkreślę może, że mi to nie przeszkadza. Nie chcę się czepiać (choć pewnie tak to wygląda) bo nie widzę powodu. Zwyczajnie mam parę skojarzeń i tyle.

Znowu deja vu:) Kamael,  motyw z inwokatorami, nawet "świątynia handlu" - brzmią jakoś znajomo. Mimo to nie narzekam. Narazie przyjemnie się zapowiada. Gdyby nie brak czasu,z chęcią przeczytałbym kolejne części, niestety muszę poczekać.

No tak. Czytałem cały temat naraz, w trybie przyspieszonym. Wiele mogło mi umknąć;) Według moich OSOBISTYCH teorii wszystkie duchy, czy cokolwiek by to nie było żyją (choć może to nieodpowiednie słowo) wśród nas. Jedynie odizolowane są materialnie i mentalnie od naszej rzeczywistości. W takim układzie nawiedzenia byłyby sprawką właśnie takich, nieuświadomionych/nieodizolowanych bytów.

Nowa Fantastyka