Profil użytkownika


komentarze: 194, w dziale opowiadań: 158, opowiadania: 111

Ostatnie sto komentarzy

Podpiszę się pod Homarem - pomysł dobry, choć jak na Ciebie lajtowe ;)

(jeśli ten rok będzie do du...szy, to przynajmniej wiem na kogo będę mogła złorzeczyć :P)

Oooo, nie spodziewałam się już więcej komenatrzy, a tu proszę, niespodzianka :)

Cieszę się, że się podobało. Widzę, że wyraziste postacie to największy atut tego opowiadania... też je polubiłam, nawet Ma'balę ;)

Akapity były, ale coś je zjadło przy wklejaniu :/ Następnym razem, obiecuję, poprawię to ręcznie.

Ooooo, dobry temat i użyteczne rady :)
(Achiko, świetny poradnik!)

Jakoś nigdy wcześniej nie zastanawiałam się jak konstruuję opisy - moja "technika" przypomina trochę tą Syf.'a - mam przed oczami scenę i próbuję ją odmalować tak, żeby czytelnik widział mniej więcej to samo...

Od teraz będę zwracała dużo baczniejszą uwagę na opisywanie świata :)

A jeśli chodzi o szczegółowość opisów, to jest to rzecz, którą trzeba dobrze wyważyć - np. w "Grze o tron" strasznie wkurzały mnie opisy ubrań na całą stronę - na prawdę mało mnie obchodzi, ile guzików na kaftan i jakiego koloru były lamówki sukni jakiejś dwórki... <tak mi się przypomniało>

Całkiem sympatyczne opowiadanie :) Choć nie bardzo umiem sobie wyobrazić krwiożercze zające (myślę, że poprzestanie na brykajacych, szalejących i rozrabiających jak pijane byłoby lepsze, ale to w końcu Twój tekst :)), to i tak przeczytałam z duża przyjemnością :)

Hmmm, ciężko jest mi to ocenić. Chyba spodziewałam się czegoś innego - bardziej w typie horroru (jakoś czytajac to ciagle zadawałam sobie pytanie kto i kiedy w końcu zginie :P).
Dlatego garść luźnych skojarzeń:
1. Znam ten budynek :P (a przynajmniej tak mi się wydaje - Kraków, nieprawdaż?)

2. Też kusiło mnie, coby poznać go bliżej ;)

3. Coś w tym opowiadaniu jest, bo chociaż takie snucie się bez celu to nie moje klimaty, to dotarłam do końca, nawet bez większych przystanków (może dlatego, że cały czas miałam przed oczami tę konkretną budowlę i jakoś ciekawiło mnie co mogłabym tam spotkać).
4. Nie mogę powiedzieć, że mi sie podobało, ale stwierdzić, że klapa, gniot i do niczego to stanowczo też nie...

I tyle. Mało konstruktywne, ale zawsze jakaś opinia...

AdamieKB - widzę, że Terran już zdradził Ci większość swoich tajemnic, a z pewnościa tych botanicznych :P
(PS: więcej niż potrójną - tak między 8 a 10 razy więcej)

Ad. Knight Martius, Regulatorzy

Cieszę się, że wam się podobało i nie był to dla Was czas stracony :)
Zdaję sobie sprawę, że poczatek może być trudny, bo mało sie dzieje i co chwilę nasuwa się pytanie "Ale o co właściwie chodzi", ale miałam nadzieję, że te kawałki "tajemnic" + postaci zaintrygują czytelnika na tyle, żeby chciał czytać dalej. Widzę, że mi się udało :)

Błędy poprawiłam w "rękopisie", jakoże możliwość edycji tutaj już mi się skończyła.

Prawidłowa jest pisaownia Ma'bala, jeśli gdzieś jest inaczej, to mój błąd.

Nie wiem czemu akurat suchosz wszystkich zaintrygował, a gerissa z pierwszej części już nie :P
Suchosz to roślina, wyglądająca jak kłębek uschniętych łodyżek - chyba że spadnie deszcz, wtedy błyskawicznie chłonie wodę, wielokrotnie zwiększając swoje rozmiary. Przydatna rzecz dla wędrowców (można tę wodę przez kilka następnych dni odzyskać), dla rolników znienawidzony chwast.

Z przednimi nogami jest pewnien problem, bo rąk na pewno nie miał ;) Zasadniczo był czworonogiem - czyli miał cztery nogi (albo osiem - dwie przednie, dwie tylne, dwie lewe i dwie prawe :P). Oczywiście lepiej brzmią przednie/tylne łapy lub kończyny.

ad. Knight Martius:
Co do cierpliwości - masz rację, jeszcze nie zdarzyło mi się jej stracić na spokojnie i na wesoło.
Co do powtarzania - faktycznie, ze zdania wcześniej nie wynika, że było to mówione więcej niż raz, mój błąd (bo było ;) )
Co do niemniej jednak - dla mnie jest to konkretny zwrot, co znajduje potwierdzenie w słowniku:
"niemniej
«spójnik przyłączający zdanie lub inne wyrażenie, którego treść jest niezgodna z tym, co można wywnioskować z wcześniejszego kontekstu; też w wyrażeniach: niemniej jednak, niemniej przeto"

ad. Regulatorzy
Świadomość, że po tylu czytaniach wciąż uchowały sie jakieś literówki i zjedzone słowa, aż boli.
A z tym ciężkim, to generalnie trudno jest ;) Jakoś sam się pcha tam gdzie nie trzeba i przechodzi niezauważony... Powszechny błąd, aż głupio go popełniać :/

Dziękuję, mości Rycerzu, za przeczytanie i pokazanie błędów, choć co do większości to bym polemizowała...

"garniturem szeœćdziesięciu czterech zębów tekodontycznych"
Nie jestem przekonany, czy słowo "garnitur" pasuje do fantasy.

Nie pasuje tak samo jak tekodontyczny i parapsydalna. To zdanie miało być tak abstrakcyjne i niepojęte, żeby zatrzymać atakującego smoka - swoje zadanie spełniło ;)  Zastanawiałam się nawet nad podaniem rozpiętości skrzydeł w mertach, ale odpuściłam. Wracajac do garnituru - polonistką nie jestem i nie wiem, które znaczenie słowa "garnitur" było pierwsze - nazwa ubioru czy synonim kompletu, zbioru, zestawu takich samych/podobnych elementów. Coś mi mówi, że to drugie. Pozostawię tak jak jest.

"Ma’bala była poirytowana i kończyła jej się cierpliwoœć."
Być może się czepiam, ale mnie to zdanie brzmi jak masło maœlane.

Dla mnie irytacja i brak cierpliwości to nie to samo. Irytacja to rozdrażnienie, poddenerwowanie, najczęściej z powodu niemożności osiagnięcia celu. Często towarzyszy temu utrata cierpliwości, ale nie zawsze.

"Powtórzył jednak jeszcze raz."
To z kolei jest już ewidentny pleonazm.
No nie wiem. OK, z definicji "powtórzyć = powiedzieć jeszcze raz", ale można powtarzać coś bez końca, prawda? Czyli jeden raz, dwa razy, trzy i kolejne. W tym wypadku chodziło mi o to, że coś było mówione nie raz i nie dwa, ale widać trzeba to było powiedzieć np. po raz piąty czyli powtórzyć czwarty raz. Chyba, że logika mnie zawodzi...

"Teoretycznie było to możliwe, niemniej jednak…"
W domyśle: teoretycznie możliwe, w praktyce sie nie da. Doprecyzowałam, coby nikt nie miał wątpliwości.

"Czuła się tak, jakby jakiœ nielitoœciwy bóg rzucił jš z powrotem w tamto miejsce, w tamten czas, żeby jeszcze raz przeżyła tamten koszmar."
Ja bym zastšpił to ostatnie "tamten" słowem "ten". Teraz bowiem to powtórzenie moim zdaniem nie najlepiej wyglšda.
Zgodzę się połowicznie - to powtórzenie nie leży najlepiej, niestety nie wymyśliłam na czas odpowiedniego zamiennika. "Ten" odpada, bo to zaimek bliższy (czy jak to się tam nazywa), więc raczej nie mogę go użyć w odniesieniu do odległej przeszłości - szczególnie, że wcześniej opisłam miejsce i czas używając zaimka dlaszego. Z drugiej strony wyznaję zasadę, ze dwa takie same słowa obok siebie to powtórzenie, ale trzy to już środek stylistyczny ;)

"Nie chce nic wiedzieć!"
poprawione

Dzięki AdamieKB za przeczytanie i komentarz - tym bardziej, że to nie Twoje klimaty, a jednak udało mi się wzbudzić Twoje zainteresowanie :)

Ile zawdzięczam betatesterom? Trudno powiedzieć. W warstwie fabularno-logicznej całkiem sporo, z aspektem językowo-stylistycznym musiałam radzić sobie prawie sama - na koniec dostałam kilka "wytknięć" od jednego z nich (pozostali notorycznie mówią "wziąść" i "pisało", więc nie bardzo mogę na nich w tym kontekście liczyć...)

A o tym, że i sto korekt nie wystarczy, to wiem doskonale - z każdym czytaniem zauważam nowe przecinki, literówki i słowa, które nie pasują najlepiej. Cieszę się, że to takie małe błędziki, a nie jakieś wielkie byki przeszły niezauważone :)

A Terran się rozrasta - na razie głównie w mojej głowie ;) Do tego stopnia, że mam już fabuły na trzytomową powieść :P I jeszcze jedną odrębną powieść. I opowiadanie :P Nic, tylko rzucić wszystko i siadać do pisania ;)

Mój najdłuższy (jak dotąd) twór. Powstawał na przestrzeni kilku lat, wielokrotnie wracając do szufladu na odleżenie, przeczytany przez kilka osób, wypieszczony... chyba czas, by ujrzał światło dzienne.

Terran to "mój świat", o którym siłą rzeczy wiem więcej niż zdradziłam w tekście, mam nadzieję, że nie spowodowało to jakiś niedomówień czy niejasności. Jakby co to mówić.

Co do zakończenia, to nie chciałam wywalać wszystkiego jak kawę na ławę, wolałam pozostawić Wam, czytelnikom, subtelne wskazówki i miejsce na domysły, mam nadzieję, że trafnie wszystko zinterpretowaliście i lektura dostarczyła Wam przyjemności.

Pozdrawiam.

Wybaczcie podział na części, ale te ponad 75 tys. znaków w jednym wyglądało jakoś tak... przerażająco :P Miałam problem ze znalezieniem beta-czytaczy na tak długi tekst. Tak sobie myślę, że w ta forma zwiększa szansę, że ktoś to przeczyta.

Do zobaczenia (mam nadzieję) pod ostatnią częścią.

ad. Agroeling - ja czytałam :) Do dziś pamiętam, jak się nazywały konie Winnetou i Old-Shatterhanda ;)

Kiedyś wiele książek wciągało mnie "na amen", ale ostatnimi czasy zapadłam się totalnie w "Grę Endera". Przeczytałam ją nawet nie wiem kiedy, a ostatnią stronę przewracałam z takim "Ale jak to już koniec?!"

A pierwszą książką, której nie mogłam odłożyć i czytałam do 5 nad ranem były "Przygody Robinsona Crusoe" :)

Ekhm, czy aby na pewno poprawiony?

 

Ad. mkmorgoth, AdamKB - Od tego wszystkiego już mi szumi w głowie :P Wyszło na to, że szumią nie drzewa, ani nawet nie liście, a wiatr...
Zgadzam się z Wami, że wasze przykłady brzmią lepiej, tylko wciąż zastanawiam się czy zwrot "szumiące drzewa" jest niepoprawny, czy tylko kiepsko wypada na tle innych opisów.

Ogólnie nieźle, choć do wielu rzeczy możnaby się przyczepić.

Pierwszy fragment prawie mnie odrzucił, potem nawet mnie wciagnęło, zakończenie takie sobie (pomijając fakt, że aż się prosi o ciąg dalszy). Język momentami całkiem zgrabny, w innych bije po oczach.

Żadna ze mnie polonistka, żeby błędy językowe wytykać, ale już w pierwszym akapicie zazgrzytały mi:
- zmina, drewniana podłoga - jakoś termin "zimna" bardziej pasuje mi do kamiennej posadzki, niż do parkietu, choć oczywiście wystarczy przejść boso po panelach, żeby odkryć, że do ciepłych nie należą. Po prostu jakoś mnie ten zwrot uderzył.
- zaschnięte łzy - nie wiem jak łzy mogą zaschnąć w oku, a nawet jakby im się udało, to raczej by nie uwierały.
- Zwisała tam z niego pleciona grubym sznurem szubienica. - o ile mi wiadomo, to szubienica jest całkiem sporą konstrukcją, najczęściej drewnianą. Pewnie chodziło Ci o stryczek lub pętlę wisielczą.

- w rozmyty i cichy parking osiedlowy - czemu parking był rozmyty? Albert okularów nie ubrał? Czy okan miał tak upaćkane? Nota bene, sam parking chyba nie może być rozmyty, tylko jego obraz.

itd. Może ktoś się pokusi o dlasze wyliczanie.
Acha, i popiół się strząsa, ewentualnie strzącha, a nie strząchiwuje.

Pozdrawiam.

Plastyka opisu to już zupełnie inna kwestia ;) Oczywiście, że zupełnie inaczej brzmi zdanie: "Rozłożyste korony drzew szumiały, przyginane do ziemi porywistym, burzowym wichrem." niż "Wiatr wył, drzewa szumiały, a krople deszczu waliły w dach."

Po prostu  "...ale samo drzewo nie może szumieć." zabrzmiało bardzo kategorycznie i się zdziwiłam.

Każdy z nas kiedyś zaczynał, więc zamiast powiedzieć: "Chłopie daj sobie spokój z pisaniem" mówimy: "Popracuj nad tym".
Uwagi RodgerRedeye'a są do wprowadzenia na JUŻ (od tego masz 24h na edycję opowiadania tu wrzuconego, tak TEGO, nie następnego rozdziału), wskazówki Mkmorgotha przydadzą Ci się i teraz, i w przyszłości. Popracuj nad konstrukcją zdań, pozastanawiaj się nad sensownościa niektórych zwrotów i sformułowań, podciagnij interpunkcję. W tak krótkim fragmencie cieżko oceniać treść, na pierwszy rzut oka nic oryginalnego, ale masz szerokie pole do popisu.

I nie zniechecaj się, nie odbieraj tego jako ataku na twoja osobę, ale zbiór życzliwych rad :)

do mkmorgoth: dlaczego drzewa nie mogą szumieć? Dla mnie drzewo=korzenie+pień+gałęzie+liście, więc jeśli jedna składowa całości jest odpowiedzialna za wydawanie danego dźwięku, to dlaczego nie można powiedzieć, że całość to robi? To jakby twierdzić, że morze nie może szumieć, bo szumią fale... Albo że to nie radio gra, tylko głośniki...

A ja poczułam się rozczarowana... Może dlatego, że widząc Twój nick kliknęłam tytuł bez wahania, oczekiwałam czegoś świetnego jak zawsze, a tu...

Zacznę od plusów: sposób prowadzenia akcji, język, styl - jak zawsze super. Opowiadanie wciąga bez dwóch zdań i przeczytałabym jednym tchem, gdyby nie... błędy. Głównie interpunkcyjne (których zwykle nie zauważam, a tu jakoś same rzucały mi się w oczy, np. przecinki przed "czy" lub "albo"). Na początku dwa razy zmieniasz narrację na czas teraźniejszy ("Szarak też już traci dech...", "Sama Lady Nath ze świtą dwórek przegląda drogocenne błyskotki.") Nie wiem czy to był specjalny zabieg, ale u mnie wywołał lekką konsternację...

Czy słowo "kontent" odmienia się przez rodzaje?

Też odgadłam o co chodzi, jak tylko zobaczyłam imię nekromanty i zastanawiałam się, jak to rozwiążesz, no bo:

kto widział pralkę w świecie fantasy?! Zastanawiałam się, z jakim kamieniem będzie sobie radził Khallgoon (może filozoficznym? ciekawie by było...), a tu takie coś! Rozczarowanie :( Już bardziej pasowałoby mi, że to trucizna, na zabicie potwora czającego się w rzece i zamieniającego praczki lady Nath w kamień (i podróżnych też, ale kto by się nimi przejmował :P).

Z uwag to jeszcze nasunęło mi się, że platynowy blond raczej nie złapie na zielone włosy ;) Aż strach pomyśleć o efekcie końcowym, chyba, że to jakaś super-hiper-wypaśna farba.

Przeczytałam. Bez większej przyjemności, ale i bez bólu, za to z dwoma przerwami (co świadczy o tym, że niezbyt mnie wciągnęło).

Pomysł i potencjał był, niestety niewykorzystany.

ad. Adam KB - mnie się z kolei spodobało zdanie o religii "Nie jestem pewna czy to czasy wszystkich religii, czy żadnej." Ogólnie fragment w Avalonie dobry i zajmujący. Jakby całość trzymała taki poziom...

Pozdrawiam

Dziękuję wszystkim za przeczytanie i pozostawienie kilku słów komentarza :)

ad. brajt
Niemożliwe o.O Wiem, że open office liczy jako słowa myślniki i wielokropki, dlatego usunęłam je przed liczeniem słów. Dogłębna analiza wykazała, że cudzysłów też jest liczony jak słowo <no to już przesada> Nauczka na przyszłość. Poprawione, dzięki.

ad. nieszczęsny Einstein
Początkowo drabble kończyło się westchnięciem "Albercie, gdybyś wiedział...", może wtedy związek był bardziej widoczny.
Panie, Panowie - mamy wojnę! Wszechoogarniającą, z partyzantką i wszystkimi brudnymi chwytami. Pewnie nie o takiej myślał Einstain wypowiadajac to zdanie i raczej co innego sobie wyobrażamy na hasło WWIII - i to właśnie była myśl przewodnia.
Dlatego teskst jest raczej refleksją niż czymś, co dąży do jakiejś super hiper zaskakujacej pointy, choć starałam się takową przemycić ;) Może po dodaniu słowa będzie bardziej wyrazista.

ad. RogerRedeye - stałoby się, stało, pewnie serwer by się zawiesił ze zdziwienia :P

ad. mkmorgoth - wg czasu pod tytułem - 6 minut, czyli tak zwana kupa czasu ;) Zdążyłabym trzy razy zmienić końcówkę :P Zdarzyło mi się już wrzucać pracę konkursową na mniej niż minutę przed północą ;)

ad. Bohdan - przypomniałeś mi taki jeden telewizor (nie wiem jakiej produkcji) - żeby się włączył, trzeba było przed nim trochę poskakać ;) A potem, oczywiście, poczekać na obraz.
A kask pewnie tego samego producenta, co mój laptop... :/

Przeczytałam całość - ogólenie rzecz biorąc, słabo. Błędy i niedociagnięcia zostały już wymienione - nie bedę sie powtarzać.
A, i zakończenie nr2 podobało mi się bardziej.

Ad. dlaczego wyruszył w przyszłość - może cena zegarka była stanowczo z kosmosu i postanowił zastosować sie do filozofii zakupów "Poczekam aż stanieje/może będzie przeceniony"? ;)

Ad. przepuszczanie kobiety w drzwiach - ostatnio usłyszałam, że mężczyzna powinien przepuścić kobietę w drzwiach, chyba że wchodzą do restauracji/pubu - wtedy wchodzi pierwszy, żeby wziąć na siebie ew. lecący kufel/ talerz/ krzesło czy inną rzecz jaka może znaleźć się w powietrzu w wyniku awantury, bójki itp :P

 

Pozdrawiam

Jak zobaczyła kolejne opowiadanie zaczynajace się od kaca, to już chciałam to zamknąć, ale się przemogłam. Potem tekst rozwija sie całkiem fajnie ("Żadnych przelotnych romansów. A już tym bardziej żadnego przelatywania." - dla mnie bomba ;) ). Podoba mi sie, jak przemycasz wskazówki co do tożsamości bohatera.

Ale końcówka skopana. Moja reakcja:  "Hę? Zaraz czy ja czegoś nie zrozumiałam? Co do tego ma 40 dni na pustyni?" Może ja mam zaćmienie albo czegoś tu brakuje... (logiki? wyjaśnienia?)

Ad. homar - może to nie technika, a moce nadprzyrodzone? Albo plemniki same Y były :P

Pozdrawiam

Bardzo przyjemny short, ciekawe podejście, puenta - miodzio (szczególnie, jak przecztałam jeszcze raz - dałeś dostatecznie wiele wskazówek, żeby się domyślić, a jednak zaskoczyłeś mnie ;) )

Jedno "ale": Herakles nie tylko zabił sępa, ale też UWOLNIŁ Prometeusza (ponieważ z moją pamiecią ostatnio różnie bywa, sprawdziłam - i w mitologii Markowskiej i w "Bogowie i Herosi starożytnej Grecji" tak stoi. Parandowski gdzieś mi zaginął, więc nie wiem co on ma do powiedzienia na ten temat).

Pozdrawiam

Ad. niezgoda.b: "podobało mi się" - cieszę się tym bardziej, że po komentarzu regulatorów spisałam to opowiadanie na straty (nooo, niezupełnie, bo miałam zamiar gruntownie je przerobić i wrzucić jeszcze raz - sam pomysł uważam za całkiem niezły :P)

Co do "jegomościa", to aż musiałam użyć opcji "znajdź", bo nie pamiętałam, żebym go użyła... Sama nie wiem, co on tam robi, wcześniej był "dżentelmen" (który, swoją drogą, też mi tam średnio leżał). Pomyślę nad jakimś sensownym zamiennikiem.
Dzięki za przeczytanie i komentarz :)

Ekhm, cykl "Jeźdźców smoków z Pern" to jest S-F ;)

Jak widnieje w notce biograficznej Anne McCaffrey: "Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zrobiła psikusa miłośnikom fantasy i nie uczyniła smoków głównym motywem powieści science fiction, a nie fantasy".

A co do Twojego pytania: może spróbuj dać komuś do przeczytania wersję beta bez objaśnień, a jak usłyszysz potem pytania: "No dobra, wszystko ładnie, pięknie, ale jak/dlaczego/jakim cudem...?", to będzie wiadomo, że opis jest niezbędny ;)

A tak poważniej, to osobiście nie mam nic przeciwko takim wyjaśniającym opisom - oczywiście z umiarem, nie trzeba od razu wykładać 101 praw rządzących magią i wyjątków od nich ;)

Dobre opowiadanie, nawet pomimo wspomnianych już wcześniej potknięć (np. drżący kopniak, drgające w agonii kapcie - też mnie to zatrzymało).

Sposób konstrukcji zdań w pierwszym akapicie prawie zniechęcił mnie do czytania dalej ("nikt nie robił już dzieci" uratowało sytuację ;) ), ale potem poszło dość gładko (może przyzwyczaiłam się do Twojego stylu).

Podobał mi się obraz Nieba - takiego kompletnie wypranego, spłowiałego, cichego, nieruchomego. Dzięki temu można Ci wybaczyć bezbarwność pierwszej części, od której powiewa z leksza nudą.

Postać Jezusa i pointa - duuuuuży plus :)

Czyli podsumowując: warte uwagi, pomimo niedociągnięć.

PS: nie zgodzę się z Berylem co do Ewangelii - tu może występować jako coś w rodzaju filmu dokumentalnego pt. "Przygody Jezusa na Ziemi" ;) Tak ja to odebrałam.

PS2: jak oni przemycili cokolwiek z Ziemi?

Pozdrowienia.

O proszę, nie spodziewałam się już więcej komentarzy pod tym tekstem... Szkoda, że nie bardzo wiem jak zinterpretować Twój, Niezgodo.B. Mam kilka hipotez (np. "Jak mogłaś wrzucić takiego gniota*, odstaje od innych twoich opowiadań**"), ale jakbyś mogła wyjaśnić obszerniej co miałaś na myśli, to byłabym wdzięczna.

A jeśli pytasz, co to jest, to... ukhm, każdy widzi. Daltego odpowiem, co to miało być: rozprawienie się z tradycyjnym schematem pt: "dziewczyna zakochuje się (koniecznie od pierwszego wejrzenia) w przystojniaku, który okazuje się wampirem/wilkołakiem,  przez złą wolę innych osób nie mogą być razem, ale ostatecznie udaje im się przezwyciężyć wszystkie przeciwności" poprzez wywrócenie go na lewą stronę. A przynajmniej taki był plan.

*zła odmiana umyślnie
** to chyba komplement dla reszty tekstów?

Świetne opowiadanie, czytałam z przyjemnością, spodobało mi się.
Co do ostatniego akapitu, to początkowo chciałam się podpisać pod wcześniejszymi opiniami, że bez niego zakończenie byłoby mocniejsze (gdy, czytajac, doszłam do wiadomego zdania <och i ach> i zobaczyłam ciag dalszy, zareagowałam "ale po co?"), ale po namyśle stwierdzam, że tak też jest dobrze. Zmienia to wydźwięk, ale czy na gorsze? Tak jest po prostu bardziej pozytywnie ;)

Co do poruszonej kwestii jedzenia - jeśli w tekście nie pojawi się żadna wzmianka o tym, że bohaterowie nie sikają/srają, to znaczy, że w ogóle nie wydalają? ;)

Jeszcze raz gratulacje :)

I jak każda matka kocha swoje dzieci :)
Także życzę jeszcze wielu czytelników :) Zadowolonych oczywiście!

Ad słowa i słówka - nie przejmuj się, jak już napisałam, to subiektywne odczucie czy jakieś porównanie mi pasuje czy nie.

Ad ucieczka - na drzewa mógł się wspinać, a na mur to już nie? ;) OK, wspinałam się i na jedno i na drugie, i też wolę drzewa, więc jestem w stanie zrozumieć. Choć z poparzonymi dłońmi wolałabym nie włazić na nic.

Ad. powrót - ja to bym na jego miejscu poszła w drugą, do najbliższej chaty, gdzie próbowałabym szukać pomocy, choć oczywiście z takim wyglądem mogłoby być ciężko. Ew. podrzuciłabym Viv na skraj jakieś wsi czy coś. 

Ad. Arr - dotarło. Nie wpadłam na to od razu, bo często gęsto ofiary przemocy w rodzinie wcale nie pałają nienawiścia do swoich oprawców, wręcz przeciwnie, usprawiedliwiają ich działania ("to na pewno moja wina") i kryją w momencie, gdy coś wychodzi na jaw. Dla innych to pewnie jasne i czytelne :)

Znam Twój ból jeśli chodzi o brak pre-czytelników - też już zrezygnowałam z zamęczania znajomych moimi tekstami. A Ci, których ewentualnie mogłabym namówić, notorycznie mówią "pisało gdzieśtam" i "ubierz sweter" więc w kwestii poprawnej polszczyzny to... no właśnie.

Powodzenia w snuciu dalszych opowieści o Robercie :) Nie zdziw się, jak jeszcze kiedyś zobaczysz mój nick pod swoim opowiadaniem :)
Pozdrawiam

Podobało się :)

ad. Prokris - Mi też od razu na myśl przyszedł kot. A przy Brygadzie do Zadań specjalnych miałam przed oczami szwadron myszek z zapałkami ;)

ad. Brajt - z ust (klawiatury) mi to wyjąłeś - też chciałam napisać, że tylko koty są zdolne do zemsty.

A, zapomniałabym - ropa nie wypływa ze świeżych ran i poparzeń. Neutroflie potrzebują trochę czasu, żeby przejść do uszkodzonych tkanek/miejsc stanu zapalnego, zebrać się w dostatecznie dużej ilości i obumrzeć. Z dopiero co zrobionych ran moze wypływać krew i limfa, wypływ surowiczy czy wysięk. Ale to tak na marginesie, po prostu rzuciło mi się w oczy.

Pozdrawiam serdecznie.

Przeczytałam. Całość.

Cóż mogę rzec? Całkiem niezłe. Na tyle wciągające, że sięgałam po następne części, ale nie porwało mnie aż tak, żebym połknęła wszystkie części naraz.

Generalnie nie przeszkadzają mi długie opisy ani kwiecisty język, choć u Ciebie sporo było zwrotów i słów, które wydały mi się nie na miejscu i/lub wciśnięte na siłę albo po prostu mi nie pasowały - jak ta ostrzeliwana deszczem polana czy kikuty świec - nie mogły być po prostu ogarki albo niedopałki? Kikut kojarzy mi się z czym, co zostaje po odcięciu dalszej części... Ale to takie subiektywne odczucia. Nie będę wypisywać moich zdaniem błędnych czy kulejących fragmentów, bo żaden ze mnie polonista, większości błędów (swoich i cudzych) nie zauważam. Ja mogę opisać swoje odczucia co do teksu.

Niektóre sceny wydały mi się niepotrzebne (ale zupełnie inne niż te, o których wspominał Julius), inne nieprawdopodobne - Na prawdę nie było innego sposobu na wydostanie się z ogrodów? I po cholerę on w ogóle wracał do Braciszków? Vivien zawsze robi lody pierwszym lepszym, którzy o to poproszą? Tak w ogóle, to udusiłabym tę dziewczynę jej włosami - strasznie działała mi na nerwy, ale to chyba dobrze, kiedy bohaterowie wywołują jakieś emocje w czytelniku ;) Najbardziej intrygująca wydała mi się... Arrowyn. Brakowało mi ujawnienia pobudek, jakie nią kierowały, a może to właśnie było w niej takie tajemnicze?

Zarzut Juliusa co do schematyczności nie był pozbawiony podstaw, ale nie przeszkadzało mi to - w końcu wszystko zostało już wymyślone, a główny bohater musi przeżyć, inaczej nie ma po co dalszych części pisać ;) Ale scena kiedy ścigający rozmawiają tuż obok ukrytego poszukiwanego - no litości! ;)

Co do końcówki - nie zaskoczyłeś mnie, spodziewałam się takiego obrotu spraw, odkąd pojawił się Starrus (wpisywało się we wspomniany już nurt schematyczności, po prostu nie mogło się inaczej skończyć, prawda?) Ale nie przejmuj się, zawsze trafi się taka osoba, co powie: "Łeee, przewidziałem to".

Ad. Regulatorzy: "spodziewałam się próby odzyskania majątku i jakiejś zemsty na podpalaczach" - ja czytając odniosłam wrażenie, że to jednak Robert wywołał pożar domu...

regulatorzy - dzięki za przeczytanie i komentarz. Udowodniłeś mi tylko to, co już wiem, a mianowicie: "Nie wrzuca sie teksu zanim nie odleży, nie okrzepnie i nie zostanie przeczytany przez co najmniej dwie inne osoby". Dostałam nauczkę.

Większość wymienionych przez ciebie błędów wynika z pośpiechu i wprowadzanych na szybko poprawek. Kilka pozostałych - z tego, że u mnie po prostu tak się mówi i nie zwróciłam na to uwagi.
Jest jedna kafelka, są getry (i jako obcisłe, elastyczne spodnie, i jako "skarpety" bez stóp), pracować chodzi się na klinikę (tak jak pracuje się na kopalni - ktoś mi mówił, że to częsty zwrot używany na Śląsku), do kliniki przychodzi się jako klient/pacjent. I przy tym ostatnim zostanę.

Tytułowy kundel? Felicja (z może nieco pokrętnego rozumowania kundel=mieszaniec, wilkołak=mieszaniec wilka i człowieka. Po prostu brzmiało (w moim mniemaniu) lepiej niż zakochany wilkołak czy zakochany wilk).

Lekkie, łatwe i przyjemne (mam nadzieję). Z intrygą i nie pozbawione humoru (mam nadzieję).

Tych, którzy wysiądą przy połowie, (ahh, problemy zauroczonej szesnastolatki) zachęcam, żeby jednak doczytać do końca - myślę, że warto (a przynajmniej mam nadzieję).

Przymróżyć oko - w końcu to paranormal - i czerpać przyjemność z czytania. Tego życzę.

Dzięki za tak ogromny odzew, będzie miała w czym wybierać :D (ja też, jak tylko się z sesja rozprawię).

Ad. joseheim - po pewnym czasie przypomniałam sobie o "Ostatnim Jednorożcu" - zgadzam się z Tobą, ta książka (książeczka, biorąc pod uwagę grubość) ma w sobie magiczny klimat :) A żeby było bardziej urban, to poleciłam jej "Sonatę Jednorożców", tego samego autora.

Popieram JeRzego i Claymana - niesamowity cykl, jeden z moich ulubionych :) A to co w nim zachwyca najbardziej, to właśnie ten rozmach, skomplikowanie i ogrom świata, mnogość wątków i postaci - ja mam wrażenie, że czytam jakiś malutki fragment wielkiej, trochę niepojętej całości (i to mi się bardzo podoba - takie wrażenie, że ten świat wychodzi poza ograniczenie stron i okładki, nie wiem jak to opisać :P)

Co do pogmatwania - na tym forum ktoś wyraził opinię (przepraszam, nie chce mi się szukać wątku, dawno to było), że autor sam się w tym wszystkim pogubił. Ja tak nie uważam, ale samej czasami udało mi się zamotać.

A warsztat Eriksona? Wybitny nie jest, ale jego styl w żaden sposób mi nie przeszkadza (a zdarzało mi się czytać książki, gdzie automatycznie poprawiałam w myślach niektóre zdania czy fragmenty...).

Muszę przyznać, że mnie też wciągnęło. I podobało mi się, choć wykonanie, jak wspomnieli już inni, kuleje, i to mocno.

Wiem, że już za późno, na poprawianie błędów, ale tak na przyszłość:
- zapis dialogów. Polecam przeczytać słownik języka polskiego, albo poradnik Mortycjana [tu]
- sprawdzić dziesięc razy interpunkcję i literówki.
- unikać powtórzeń. Np. za dużo czarnego w opisie Śmierci. Znaczy nie czerni samej w sobie, ale słowa "czarny". Można to zastąpić na wiele sposobów, jak choćby: w kolorze włosów, o barwie obsydianu itp.

Pozdrawiam.

Dobre.

Motyw nieśmiertelnego monstrum ogarniętego bólem istnienia nowy nie jest, ale w Twoim wykonaniu jest niezły. Całoś przesycona jest ogromnymi pokładami smutku i melancholii, ale zabrakło mi mocnego akcentu na koniec, silnych, rozdzierajacych uczuć - u Ciebie, w moim odczuciu, emocje są jednostaje, cały czas na tym samym poziomie. Opowiadanie ma klimat jak przed burzą  - cisza, nieruchome powietrze, niepokój, tylko burzy brak ;).  Domyślam się, że jak się nacechuje utwór od samego początku, to ciężko jest wydobyć z niego jeszcze więcej, niemniej jednak...

Na początku drażniły mnie krótkie, urywane zdania i jednowyrazowe dopowiedzenia oraz nadmiar enterów, ale chyba się do nich przyzwyczaiłam, bo potem przestały mi przeszkadzać ;)

Czytając cały czas zastanawiałam się: "Kiedy to się wreszcie skończy?" ale jednocześnie też: "Jak to się skończy?", co sprawiło, że doczytałam do końca - nie zostałam powalona końcówką, ale też nie rozczarowałam się, więc suma sumarum, powtórzę: dobre opowiadanie.

No, nieźle! Podobało mi się :D

Nie ustrzegłeś się błędów (głównie interpunkcyjnych i literówek), ale nie chciało mi sie ich wypisywać, co oznacza, że:
a) było ich tak wiele
ale...
b) wciągnęło mnie na tyle, że nie zatrzymywały mnie na dłużej ;)

Początek czytałam z umiarkowanym zainteresowaniem, ale potem zaczęło się robić coraz ciekawiej, no i akcja nabrała rozpędu, drugą część już połknęłam (choć jest w niej więcej błędów). Po ostatnim zdaniu miałam w głowie pytanie: "A gdzie dalszy ciąg?!"

Barwne, żywe postaci to niewątpliwy atut tego opowiadania. osobiście strasznie polubiłam gargulce :D

Zastosowanie retrospekcje w pierwszej części ryzykowne, ale według mnie udało Ci się nie namieszać i nie spowalniać zbytnio akcji.

Niedopowiedzenia, napomknięcia, niewyjaśnione wątki - mogą denerwować lub pozostawiać czytelnika w niedosycie i chęci siegnięcia po więcej - u mnie to drugie :)

Możnaby sie poprzyczepiać do wielu rzeczy, ale nie chcę, bo przeczytałam z przyjemnością :)

Pozdrawiam i oby tak dalej (albo i lepiej ;) ).

PS: czemu niedźwiedziołak wyje do księżyca?

Po pierwszych pięciu zdaniach miałam już dość, ale przełamałam się i przeczytałam kilkanaście następnych. Podziwiam innych komentujących, bo ja nie dałam rady przez to przebrnąć.

Pozdrawiam

Niestety, tym razem nie wyszło.
Zaczęłam czytać z zainteresowaniem, tym bardziej, że miałam nazywać się Mercedes (na szczęście dla mnie stało się inaczej :D). Stopniowe odkrywanie "problemu" Mercedes nawet interesujące, ale cały czas dręczyło mnie pytanie - do czego to zmierza? A zmierza właściwie ku niczemu. Nie wiem jak ma się ten rozbudowany opis dnia do końcówki, która, powiedzmy to delikatnie, nie zachwyca.

Zastanawia mnie jeszcze: a) po co jej służąca i b) jak osobę, która dojeżdża do pracy autobusem i metrem przez pół miasta stać na utrzymanie służącej...

Podpisuję się pod Fasolettim - przewidywalne do bólu. Z rzeczy, które chce mi się wypunktować (bo wyszło dla mnie nawet zabawnie ;) :
zdzielając mnie butem w plecy. - dla mnie to brzmi, jakby go uderzono butem trzymanym w ręce :)

Z pochwał: na mój stan wiedzy i spostrzegawczości to brak jest błędów interpunkcyjnych i ortograficznych :) Chwali się :)

Może to jest obława?, pomyślałem z trwogą. - nie jestem pewna, ale myśli zapisujemy w cudzysłowie.

Hmmm, sama nie wiem, jak to skomentować.
Jak się doda Twardego do Romy, to w sumie tekst już niczym nie zaskakuje, taki sobie mazursko-dresiarski Mickiewicz. Miałam nadzieję, że może chociaż inaczej się skończy, ale cóż...
W całość wplecione nitki humoru, ale jakoś szczególnie mnie nie rozśmieszyły, może mam dziś kiepski dzień...

Z plusów, to nie zauważyłam żadnych błędów :)

"nie bardzo wiem co z tym zrobić" - no cóż, ja też nie, więc może niech się inni wypowiedzą ;)

Spacewarfare, Dreammy - cieszę się, że się podobało :)

Sympatyczne - to dobre słowo do opisania tego opowiadania. I spokojne - jak upalne sierpniowe popołudnie, kiedy nawet muchom odechciewa się latać... Ale postać śmiercia - znów użyję tego słowa - sympatyczna :)

Całość skojarzyła mi się z Pratchettowskim Śmiercią, który nota bene jest jednym z moich ulubionych bohaterów :)

Jeśli chodzi o zapis dialogów (wciąż nie poprawiony, jak widzę) to polecam poradnik Mortycjana: [tu].

Ale samo "h" jest nuuudne :P Poza tym tak jest ochydniej :P
Dobra, przyznaję się do błędu, biję się w piersi i obiecuję zaprzyjaźnić się z "h" <głaszcze samo "h", samo "h" mhruczy zadowolone> ;)

Zgrabne i klimatyczne, miło się czytało :) Chyba wolałabym usłyszeć każdą z tych historii jako osobne opowiadanie, ale to akurat pochwała ;)

Jedno co mi nie pasowało: przez cały czas świat typowo fantasy, magia itp, a na końcu wyskakujesz z biurowcem, garsonką i kamerami - zgrzyt, zgrzyt!

No i nie wyjaśniłeś, czym były niedokończone sprawy wołające kobiecym krzykiem, chętnie się dowiem ;)

Na koniec  parę błędów, które wpadły mi w oko:
Następnego dnia po Nese i taborze nie było już śladu. Pozwoliłem, by stado owiec się rozpierzchło, wiec utraciłem względy u rodziców Juliany, ale i coś wtedy zyskałem. Silną motywację, by wyruszyć dalej, niż za mur ostatniej, wiejskiej chaty. - zdublowany kawałek.

na końcu pierwszego akapitu: czuiki --> czujki

Bardzo dobre, przeczytałam z przyjemnością. Kilka scenek - miodzio. Jak natrafiłam na dziennik Ledowicza, to najpierw jakby mnie kto łopatą rąbnął, a potem zaczęłam się śmiać :D

Naprawdę fajny pomysł :)

ad. Dreammy - mi się skojarzyło z Tomb Rider ;)

Ignorancja interpunkcyjna + błędy + kiepska fabuła = u mnie dyskwalifikacja.
Być może jest w tym opowiadanku coś dobrego, nie wiem, zostałam zniechęcona do szukania tegoż.

Dzięki za komentarze :)
ad. Erreth: przeprosiny przyjęte :)
ad. Tullia: a mnie się wydawało, że jak na SF to jeszcze za mało techno-bełkotu ;)
ad. 6Orson6:
1) dlatego, że szedł, a nie biegł, dodatkowo szedł pewnym krokiem. A wysoka i chuda sylwetka była kolejnym elementem wyróżniającym go z tłumu - mi tam wszystko pasuje.
A tak z ciekawości, skąd Komentujący wziął słowo ucipuciać? Kojarzy mi się tylko z pociupciać, ale chyba niewiele mają wspólnego... ;)
2) wers wczesniej też pojawiają się dwa "każde", wiec wszystkie razem mogą już robić za środek stylistyczny ;) (a tak na poważnie, to po prostu ciężko to słowo zastąpić lub wyciąć...)
3) napisałam, że to miał być szort - rozrosło się do krótkiego opowiadanka, które u mnie figuruje w kategorii "sympatyczne". Jesli ktoś chciałby poczytać coś dłuższego, to zapraszam tu: Koty widzą więcej.

Całkiem nieźle... Choć ja tam lubię być zaskakiwana, a tu praktycznie od pierwszego akapitu znałam zakończenie, niestety. Za to ostatni akapit mi się podobał - za to masz u mnie plusa - za łaskotki :)

Dzięki za wytknięcie błędów, mam nadzieję, że odgadłam prawidłowo, o co chodziło... Nawet spodobał mi się ten sposób, jak się człowiek pozastanawia nad tym co zrobił źle, to może na dłużej w łepetynie zostanie ;)

"Przepraszam z góry za wszystkie błędy" - no cóż, strasznie ich dużo! Interpunkcja, ortografia (nie miły --> niemiły), zaimki (wykreślić większość tę), powtórzenia - jest ich zbyt, żeby wskazywać konkretnie.

Wszystkie razem stanowczo zakłócają odbiór tekstu, który fabułą i akcją rownież nie powala...

Czeka Cię jeszcze dużo pracy, ale nie poddawaj się :) Poczytaj poradniki, słownik interpunkcji, popracuj nad warsztatem i próbuj dalej :)

Miało być short hard SF, ale nie wyszło.

Jako że preferuję magię i fantasy, to mam nadzieję, że pewne rozwiązania nie są za bardzo "z kosmosu" ;) W końcu to nadal SF.

Ja wkleiłam adres ze stronki strefy (tu), zmieniając oczywiście [at] na "@" i poszło, choć wcześniej też miałam ten problem.

(nie wiem czym to się różni, bo sprawdziłam adres literkę po literce, nie ma literówki, więc ja nie wiem o co chodzi... Ważne, że działa ;P )

Świetne opowiadanie, co tylko utwierdza mnie w przeświadczeniu, że warto poszperać "dawniej" :) W pełni zasłużone pióko. Podpisuję się pod wszystkimi napisanymi tu już pochwałami :)
No i coś jeszcze nie wymienionego: mnie skłoniło do myślenia, może zacznę bardziej zwracać uwagę na wydarzenia na świecie, tak na wszelki wypadek ;) 

Pozdrawiam.

Opowiadanko dobre, choć jak dla mnie czegoś mu zabrakło. Może właśnie odkrycia całego przekrętu? Albo chociaż większego napięcia zwiazanego z udawaniem CAŁKIEM obcej osoby, o której nie wie się kompletnie nic -  zgadzam się z Dreammy, stanowczo za łatwo mu poszło.

Technicznie bez zarzutu, dobra narracja, naturalne dialogi - tu duży plus :) Czyta się szybko i łatwo.

A co do świata - napisałeś, że to skończona całość, a ja właśnie odniosłam wrażenie, że to fragment jakiejś większej całości - pojawia się mnóstwo szczegółów, mnóstwo nawiązań do przeszłej/obecnej sytuacji/losów postaci, które nie są w pełni wyjaśnione, co sprawia, że tło jest niejednorodne - coś jak obraz, na którym są fragmenty pomalowane, są tylko naszkicowane i są białe plamy. Ale to właśnie te kolorowe miejsca przyciagają uwagę - motyw unikającego snu maga zaintrygował mnie chyba bardziej niż główny wątek ;)

Podsumowując:
Styl: 6 (bez zarzutu)
Fabuła: 3 (trochę mało wiarygodna)
Akcja: 4 (coś mało jej)
Świat: hmmm... 4,5
Suma: 4,37

ad. Ibastro: zawsze możemy założyć, że specjalnie wybrakowałam talię i pozastanawiać się, którą kartę "zgubiłam" :P A tak na serio, to po prostu zerknęłam na numer ostatniej karty, a zapomniałam, że Głupiec ma zero...
Pustelnik mi nie przeszkadza (choć przeszło mi przez myśl, żeby użyć nazwy eremita, ale ostatecznie zostałam przy tej pierwszej), za to Papieżyca strasznie mnie drażni...

ad. Ranferiel: śmiało, oceny są po to, żeby je stawiać :) To nie jedynka, o którą mogłabym się obrazić ;)

Uhh, mocne :) Zaintrygował mnie tytuł, a od pierwszego akapitu mnie wciagnęło.
Dobry, plastyczny język, miejscami wulgarny, ale nie odpychajaco.

Dobre, naprawdę dobre, tylko mam jedno pytanie: (uwaga, zdradzam zakończenie!)

Skoro mogła stworzyć parę muskularnych ramion, to dlaczego nie mogła wykształcić pary wiekich skrzydeł? Nie żeby motyw wyrywania ich vomitori mi się nie podobał, bo w tym miejscu zaskoczyłeś mnie kompletnie <pozytyw>, byłam pewna, że odleci na niej... Ale to moja jedyna uwaga :)

Pozdrawiam.

Dziękuję za komentarze i uwagi, cieszę się, że czyta się miło :)

ad. Piwak:
1. Ochy i achy poprawione, mam nadzieję, że wszystkie...
2. Jego - w domyśle Księżyca ;)

Pisałam na Harem coś innego (w zupełnie przeciwnym klimacie), ale rozrosło się ponad limit znaków, no i jeszcze nie skończyłam… Daję Wam więc ten bardzo stary tekst (Ile ja miałam wtedy lat? Siedemnaście, osiemnaście?), napisany dla mojego ówczesnego chłopaka.

Może wpasuje się jakość w założenia konkursu, może się spodoba…

Ja sama nie potrafię go ocenić, zbyt duży sentyment, nie bardzo też chciałam go zmieniać (choć „uaktualniłam” końcówkę i dodałam karty).

 

Zostawiam Wam życzenia miłego czytania, a sama uciekam w góry, żeby było zabawniej, na TĘ właśnie polanę… Ciekawe, jak wygląda latem…



Podziwiam. Napisanie opowieści w realiach XIX wiecznego Paryża, z realnie istniejącymi bohaterami, ze sprawdzonymi miejscami, faktami i tym wszystkim, opowieści, która wciąga i trzyma Cię aż do końca, która ma w sobie i trochę humoru, i kryminału, i magii - kawał dobrej roboty!

Ad. Mooncalled: Nie czytałam żadnej z przez Ciebie wymienionych, więc nie mam punktu odniesienia. Znaczy, żeby być dokładną, to z "Gry o tron" przeczytałam jakieś 60 stron, ale musiałam ją oddać, teraz pożyczyłam znów (leży sobie na wyciągnięcie ręki), ale nie wiem kiedy ja znajdę na nią czas :/

Ad. a.k.j: A myślałam, że to ja nie ogarniam, a nie autor ;)

"Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa.
Opisu chyba nie trzeba, bo to podobno lektura była (chyba ją w liceum ominęłam, to musiałam teraz wrócić ;) ) A jakby ktoś też przeoczył to tak w skrócie: Szatan ze swoją świtą zawitał do dwudziestowiecznej Moskwy, żeby narobić trochę szumu (nie silą się oni na subtelności, oj nie). Dodatkowo wątek miłości tytułowej pary oraz powieść w powieści (historia ukrzyżowania Jeszui opisana z punktu widzenia Poncjusza Piłata)

Cóż, klasyka, to coś co trzeba (i warto!) przeczytać.

Aha, i kot Behemot - moja ulubiona postać :D

Ad. Ogrody Księżyca
Erikson to jeden z moich ulubionych pisarzy. Malazańska Księga Poległych jest... brak mi słów. Monumentalna. Ogrom świata, jego wielo, wielo, wielotysięcznej historii, bogowie pradawni i ci młodsi, mnogość postaci, ras, wątków, historii, obrazów... Szczerze, zdawało mi się czasem pogubić, zwłaszcza jeśli musiałam odłożyć książkę na jakiś czas. Lektura nie najprostsza, ale wciąga jak wir i daje satysfakcję. Posiadane przeze mnie 5 tomów stoi na najwyższej półce, tuż pod sufitem. Polecam.

Całkiem sympatyczne opowiadanie, wieczór pełen przygód, nie ma co ;)

Akcja wartka, czyta się szybko i gładko, wszystko zgrabnie i ładnie opisane.

Może troszeczkę zaczęło mi się dłużyć w pewnym momencie i czekałam na jakąś większą drakę, a tu się skończyło... Ale nic to, podobało się :)

Tylko popraw szybko tę rzić demona (ew. rzyć, a może to miało być: "Na 7 żyć demona"?)

"Szeroka ulica, którą szedł. wyprowadziła go wreszcie na sam brzeg kanału portowego, wzdłuż którego, w rzędzie kamiennych domów. pełno było mniejszych i większych tawern." - coś Ci się kropki rozmnożyły, niesforne małe bestie!

Miłe, lekkie, przyjemne, czyta się gładko :)

W pełni spełnia swoją relaksującą funkcję.

"udoskonalone mięśnie podtrzymujące siedzenie" - dobre, przydałoby się coś takiego u koni (albo chociaż żeby siodła były wygodne...) I uchwyt na wiśniów... kawę ;P I przednie światła :) Chyba tylko radia zabrakło ;)

Cóż, konkurs bardzo trudny do oceny, no bo jak oceniać coś, co miało być z założenia złe?

Dodatkowo (patrząc po opowiadaniach i po komentarzach pod nimi) samo pojęcie kiczu również niejednoznaczne i przez każdego odbierane inaczej… Ciekawe jaką wizję konkursowych tekstów miało jury i czy trafiliśmy w jego gust ;)

 

Przeczytałam większość i najbardziej do mojej definicji kiczu pasowały następujące opowiadania:

1)      Misja ratunkowa – za porażający wątek miłosny, podniosłe mowy i fabułę dającą się opisać dwoma słowami.

2)      Heros Konfederacji – niepokonany, charyzmatyczny, uwielbiany przez całą żeńską część społeczeństwa (i połowę męskiej) heros + wielkie biusty pod obcisłymi mundurami. I odwieczny wróg, który został zabity, a wrócił. I malownicze wybuchy. Cóż więcej potrzeba?

3)      Ostrze i liceum nastoletnich wampirów – tytuł mówi sam za siebie. Chwilami skręcało raczej w stronę parodii niż kiczu, ale się nawróciło pod koniec. No i za QT - to był jeden z moich ulubionych seriali z czasów dzieciństwa ;)

 

Resztę niezłych (jak na ten konkurs) tekstów odrzuciłam za zbyt niskie stężenie kiczu – takie w górnej granicy akceptowanej przez społeczeństwo (np. „Proroctwo. Miecze Światła i Ciemności”, „Miecz Przeznaczenia”) lub za bycie bardziej parodią niż kiczem (np. "Katedralnie") albo za język („Przeznaczenie” – myślę, że stylizacja na piętnastolatka to jednak nie to).

 

Jeśli jednak chodziło o napisanie takiego kiczu, że publika skanduje „Więcej, więcej!” to tu absolutnie wygrywa  „Jack Hardy” – trzeba mieć talent, żeby oklepane motywy napisać tak, że czyta się z przyjemnością.


To tyle, jeśli chodzi o moją opinię :)

Bardzo zgrabne opowiadanie, ale (niestety) dla mnie to nie jest kicz, a parodia kiczu.
Humor lekki i przystępny, kilka zdań po prostu kładzie na łopatki (zostały już wspomniane).

Odpowiedziałeś na moje odwieczne pytanie, czemu nikt nie niszczy tych super potężnych, mogących zgładzić świat artefaktów ;)

Hehe, całkiem całkiem :)

Przypomniało mi się, dlaczego koleżanka cieszy sie, że mieszka w pokoju nr 333 - bełkocząc szy-szy-szy łatwo dostać klucz na portierni ;)

Faktycznie, ten lab brzmi dziwnie :P W moim słowniku (oraz PWNowskim) istnieje ta laba :) Mam labę, albo parę dni laby  albo, w wakacje, co by tu zrobić w dwumiesięczną labą? :)
Nie mówię, że liczba mnoga nie istnieje, po prostu wcześniej się z nią nie spotkałam, dlatego rzuciła mi się w oczy.

Cieszę się, że już wszystko działa.

Hmmm, fajny pomysł, tylko że ja prędkości światła nie osiagnę, nie ma szans, żebym skończyła moją powieść (na razie ma 5 rozdziałów) w miesiąc, skoro zalega od kilku lat... Ale może mnie to zmotywuje do podjęcia jej na nowo ;)

Dlatego bardziej podoba mi sie pomysł Uajkoniaka - stały post, w którym będziemy podawać tytuł i krótki opis powieści, i maila kontaktowego. Fajnie by było, jakby Zieloni podpieli go, to byłby zawsze aktualny. My zyskalibyśmy z jednej strony darmowe powieści, z drugiej strony grono recenzentów. Komentarze, uwagi i rady dla autora mailem zwrotnym, żeby "linki" do powieści nie utonęły pod stertą wypowiedzi czytelników. 

Pierwszy list podobał mi sie bardziej, ale drugi też jest niczego sobie :)
Chyba najbardziej rozbawiły mnie emerytury z bonusem i drugi cud nad Wisłą ;)

Co do edycji, to może napisz do admina, bo powinno się to odbywać tak, jak pisze mkmorgoth.
Znalazłam parę rzeczy do poprawienia, głupstwa, bo głupstwa, ale zawsze:
"każę sklonować swojego genitalia."
"Dlatego mamy laby" - nie jestem pewna, ale to słowo chyba nie ma liczby mnogiej...
chyba było coś jeszcze, ale nie mogę tego teraz znaleźć... Plus parę przecinków, ale zgubiłam je.

Świetny pomysł, też się zgłaszam, mail w profilu :)

Jestem za wrzuceniem pierwszej i ostatniej wersji oraz za ograniczeniem zmian zarówno objętościowych (czyli te x znaków +/-) i ilościowych tzn. jedna duża poprawka lub 2-5 małych (wiem, ciężko to ocenić, ale tak np. zamian płci głównego bohatera to dla mnie duża zmiana, dotycząca całości teksu, zmiana w jednym zdaniu/dialogu/akapicie to taka mała)

"Będzie zabawnie, kiedy po kilku zmianach totalnych wrócimy do punktu wyjścia i tekst finalny nie będzie zbytnio różnił się od początkowego." - to może niech każdy zaznaczy (np. kursywą) miejsce, w którym coś zmienił, bez wskazywania co i jak. Będzie to trudne w przypadku dużych zmian i może trochę popsuć zabawę, ale z drugiej strony może sprawić, że następne osoby zainteresują sie innym fragmentem i unikniemy sytuacji, gdzie wszyscy zmieniają to samo... Ale to taki luźny pomysł, do skreślenia lub dopracowania ;)

Bardzo dobre opowiadanie.
Zgrabny opis narastajacego, destrukcyjnego wku**a (przepraszam za słownictwo, ale frustracja zawodowa to trochę za słabe określenie ;) )
Wizja idealnego świata - przerażająca, ciarki przechodzą, jak sobie wyobrażam siebie wtłoczoną w tę machinę spokoju i szczęśliwości.
Świetna kreacja bohaterów, opisy obcych ras super :)

Pomimo wymienionych zalet, nie czytałam tego z przyjemnością - odetchnęłam z ulgą, że nareszcie koniec. Nie dlatego, że sam tekst źle się czyta, bo przeciwnie - połyka się go gładko i szybko. Chyba napisałeś to zbyt plastycznie i udzieliły mi się negatywne odczucia bohaterki, ok czwartego dnia stwierdziałm, że jeszcze trochę i sama coś rozwalę ;)

Znalazło się parę literówek i przecinków nie tam gdzie trzeba, ale nie zaznaczałam ich sobie na bieżąco, zresztą nie wpływają one zancząco na odbiór całości, a i elvicka wypisała większość.

PS: czemu piątek jest dniem 6?

Niezłe.
Ja też przez cały czas myślałam, że chodzi o wilki/wilkołaki i nawet zastanawiałam się, dlaczego "zamruczał" i "syk" ;)
Koty żywiące się aurą - ciekawe.

"zabija 10 x więcej innych zwierząt niż inne domowe pupile" - mówisz o ilości ofiar czy liczbie gatunków? Wliczasz w to owady? ;)
Aha, i mitem jest, że koty zagryzają noworodki w kołyskach.

PS: podejrzewalibyście myszoskoczki o krwiożerczość? Moja samiczka świetnie polowałą na pająki, ugryzła  kota w ucho, a kiedy samiec zdechł, nigdzie nie znaleźliśmy jego nogi i mam pewne podejrzenia co do tego, co sie z nią stało...

Bardzo interesująca propozycja, już jestem ciekawa efektów ;) Też się zgałaszam wstępnie.

Dobre. Wciągające. Zaskakujące.
Podobało mi się to, jak zmianiasz "pozycję" bohaterów: ofiara - zwycięzca - ofiara - zwycięzca.
Zgrabna klamra z potem.

Jedyne do czego mogłebym się przyczepić, to:
"Dominika o wiele lepiej przygotowała się do użycia kuli. Okazała się sprytniejsza." - jak mógł się lepiej przygotować, skoro nie wiedział, jak kula zadziała? Bo rozumiem, że Dominice wróżka wyjaśniła więcej?

PS: Czy Nyks to od onyksu? Fajne imię dla czarnego kota ;)

ad. Diriad: właśnie o tym mówiłam w moim pierwszym komentarzu - ktoś, kto nigdy nie miał kota, nie zna ich tak dobrze i nie czyta tego z myślą "No, dokładnie tak jest!" W sumie czytelnik-kociarz bardziej śmieje się z siebie i ze swojej pobłażliwości, niż z samego tekstu.

A pointa? Nie, nie oczekiwałam, że ktokolwiek nie zorientuje się w międzyczasie o kogo chodzi (choć miałam nadzieję, że nie w pierwszym zdaniu). Chodziło o podkreślenie prawdziwej natury i tego, jak koty widzą siebie + kontrast po upadku (chwilowym) boskości. A pointa właściwa jest w ostatnim zdaniu (mściwe bestyje, nie ma co ;P).

Zatkało mnie, zapowietrzyło, zaparło i nie wiem co jeszcze, jak zobaczyłam wskazany przez Ciebie fragment. Nie wiem jak się z tego wytłumaczyć ( i czy w ogóle się tłumaczyć ). Ale się porobiło :P

Tak to jest, jak się robi poprawki na ostatnią chwilę...

Nowa Fantastyka