Profil użytkownika


komentarze: 148, w dziale opowiadań: 136, opowiadania: 80

Ostatnie sto komentarzy

Outta, może i tekst jest obojętny dla Ciebie, ale bardzo mi miło, że wpadłeś, poświęciłeś czas na lekturę i właśnie – na pozostawienie komentarza. Dzięki! Mimo braku zachwytów, żałuję, że mam niewiele czasu na forum, bo chce się pisać więcej i czytać więcej, by móc udoskonalić warsztat :). Odwiedziny zachęcają do działania.

Cześć Reg, jak zawsze jesteś niezawodna :). Bardzo Ci dziękuję za wskazane lapsusy językowe. Poprawiłam. 

Pozdrawiam serdecznie.

krar85, ogromnie mi miło :). Dzięki za podzielenie się wrażeniami i polecenie do biblio! 

Finklo, dziękuję za ciekawą wymianę. Piękna i adekwatna metafora z odkształconą rzeźbą.

Osobiście nie uważam, by cierpienie uszlachetniało z automatu, ale daje potencjał do rozwinięcia innej perspektywy, większej wrażliwości na otoczenie, a także na siebie i na swoje potrzeby. Może przyczynić się do koncentracji na tym, co jest najważniejsze. To jedna z dróg, nie zawsze dostępna.

Nie zgadzam się z powiedzeniem, co “mnie nie zabije, to mnie wzmocni”. Dlatego, że to, co się wydarza traumatycznego, trudnego do zniesienia, nawet jeśli nie uśmierca, to potrafi podważyć poczucie bezpieczeństwa, pogorszyć zdrowie czy spowodować ranę emocjonalną, która nawet po zabliźnieniu pobolewa przy zmianach pogody. Aczkolwiek w niektórych przypadkach przyczynia się do rozwoju i wzrostu dojrzałości osoby. Dzieje się tak, gdy ktoś jest na to gotowy i podejmuje świadomą decyzję. Co też nie znaczy, że to od razu wzmacnia. Wystarczy spojrzeć na weteranów. Raczej nie wracają z wojny “silniejsi”, częściej są obarczeni stresem bojowym i wycofują się społecznie.

Dlaczego nie ma chętnych na zabieg amputacji? Poza oczywistymi powodami, zazwyczaj człowiek nie dąży do wzrostu “szlachetności”, do bycia “lepszym” dla świata. Ewolucyjnie chcemy by żyło nam się łatwiej i przyjemniej. 

Chcę też podkreślić, że doświadczenia życiowe i pojemność na ból oraz nagłe zmiany to kwestia indywidualna. Trafią się osoby, które przeszły przez piekło i czują się mocniejsze. Albo odwrotnie, z boku wydaje się, iż ledwie dmuchnął wiatr, a ktoś się złamał. 

Żywy_Jaszczomp, ależ mi miło, że wpadłaś! Niezmiernie mnie cieszy, że tekst da się odczytać zgodnie z moimi intencjami. Serdecznie dziękuję za Twoją recenzję i za docenienie liryczności wplecionej w to opowiadanie :). Jednocześnie myślę sobie, że wszelkie interpretacje są na równi uprawnione. Chciałam napisać tekst “otwarty”. Jak widać, opinie o nim są sprzeczne.

BasementKey, fajnie, że wpadłeś! Dzięki za podzielenie się wrażeniami. Akurat nie do końca się zgodzę, jakby brakowało tutaj szeroko pojętej akcji i konfliktów. Nie o tym chciałam napisać. Przyjmuję, że nie trafiłam w Twój gust. 

Również ślę pozdrowienia!

Przeczytałam po raz pierwszy z niemałą przyjemnością. Wyjątkowo ciekawe zestawienie: Chorwacja, święci, rzeźby. W trakcie lektury miałam skojarzenia z ‘The Weeping song’ autorstwa Nicka Cave’a. Charakterystyczne sceny w łódce. Podobały mi się dialogi w wielu językach, brzmiały niezwykle realistycznie, słyszałam bohaterów, jak próbują się porozumieć.

Pozdrowienia :)

 

Finklo, serdecznie witam i dziękuję za poświęcenie czasu na lekturę mojego tekstu. Widzę, że Twoje odczucia są nieco zbliżone do oidrin. Zastanawiam się, czy może nie powinnam cofnąć tekstu na betę. 

Podobno lepiej nie tłumaczyć, co się miało na myśli… no, ale tym razem złamię ten zakaz. Chciałam pokazać żałobę, cierpienie w ujęciu przyziemnym, jednostkowym w zderzeniu z duchowością. Mamy tutaj postacie boskie, których doświadczenie jest znacznie szersze od ludzkiego. W cierpieniu dostrzegają drogę do doskonałości, wskazują jak istotne jest całkowite przebycie procesu żałoby. Chcą zainspirować kami do pójścia w tę stronę, lecz dla niej ból jest wciąż żywy, nawet po śmierci. Teraz jest na etapie złości, buntu, nie pojmuje boskiej perspektywy i nie ma wrażenia, by ból ją uszlachetniał. Dlatego nie rozumie przekazu Amaterasu i pozostaje zagubiona. To daleko idące porównanie, ale szłam tropem Kaczmarskiego, który ma pretensje do Boga za niezrozumiałe wyroki i wymagania wobec ludzi ;). To jest oczywiście moja interpretacja i zakładam otwarte podejście do odczytania tekstu.

Co do syfu i warzywek, to nawyki bywają odmienne. Jedni najpierw myją, a potem kroją. Inni odwrotnie. A już w ogóle inaczej zdarzyć się może, gdy ktoś niewyspany, półprzytomny…

Pozdrawiam!

Oidrin, kłaniam się w pas i pięknie dziękuję za odwiedziny – i to takie szybkie! :)) Pomyślę, jak rozbić tekst na mniejsze części. Nieproporcjonalna konstrukcja tekstów to moja zmora… jakoś nie umiem w proporcje. Jeśli masz dla mnie jakieś sugestie co do zmian/poprawek jestem oczywiście otwarta. Chętnie udoskonalę Hanę.

 

bruce, serce zabiło mi mocniej, gdy czytałam komentarz od Ciebie. Ogromne dzięki za odwiedziny i za podzielenie się swoimi odczuciami. Po polsku brzmi to nieco gorzej, ale naprawdę “zrobiłaś mi dzień” :)! Pomyślałam sobie, że warto było siedzieć nad tym tekstem (i wiele razy kręcić głową, wątpiąc w sens przedsięwzięcia), by później spotkać czytelnika, który go doceni <3.

Bardzo fajny szorcik! Zwróciłam uwagę na plastyczny opis tych niecodziennych bohaterów. Można było ich naprawdę zobaczyć :).

Aaa, taka zabawa! Teraz kumam. Ogromne dzięki, Naz. W następnym tekście spróbuję puścić samopas wymyślone ludki i podpatrzeć, co zrobią ;). 

Przeczytałam. Przełknęłam ;). No i cóż. Bardzo dziękuję za recenzję, mam nad czym pomyśleć na przyszłość. Warto było posiedzieć nad tekstem, żeby dostać informację zwrotną, nawet jeśli to gorzka pigułka. Zostanie ze mną uważność na schematy oraz bohaterowie – kukiełki. Chociaż przyznaję, że jeszcze nie wiem, jak w tym zakresie pisać lepiej. Jak ożywić tych biedaków?

Hej krarze, w końcu zapoznałam się z Twoją pracą! :) Tekst nie do końca przypadł mi do gustu, więc trochę ponarzekam.

Dla mnie momentami było za dużo opowiadania o nieistotnych szczegółach – np., co się dzieje z niemowlakiem i jak rodzice się nim zajmują; sceny z papierosem, z oponą.

Nie rozumiem głównego bohatera. Czemu odpuścił mszczenie się na patolu? Jakoś sobie nie wyobrażam, by mężczyzna, któremu najprawdopodobniej zgwałcono żonę ot tak dał spokój, bo oprawcę strzeże pies. Oczywiście, są różni faceci (i różne psy ;)), ale podczas lektury bardzo mnie to zdzwiło. Zważywszy na to, że postacie zwracają się do siebie czule, on stara się być wobec niej cierpliwy. Wydaje się być kochającym, troskliwym mężem.

Nie rozumiem też, na jakiej podstawie bohater zmienił zdanie o tym, co spotkało Monikę i zaczął wierzyć w głosy? Dopuszczam również hipotezę, że po prostu oszalał i większość opisu zdarzeń jest treścią jego chorej wyobraźni, ale ta wersja niezbyt pasuje ze względu na pierwsze sceny historii.

Pozostałam z poczucien niedosytu, dlaczego kobieta tak łatwo wpadła w łapy patola. Kim oni byli oraz to dziecko, które musiało błyskawicznie urosnąć w jej brzuchu.

Natomiast podobało mi się to, jak wprowadzasz do opowiadania zrujnowany dom, w którym powoli zapalają się światła. Moment, kiedy bohater odkrywa, iż rzekomo pomylił opony. Sytuacja, kiedy się zapomina, że ma papierosa w ustach. Dodaje to uszczypnięcie grozy.

Ogółem, wolałabym więcej akcji zawartej w mniejszej ilości znaków. Więcej wyjaśnienia, krótszy wstęp.

Hej Syfie, potrafisz trzymać w napięciu! Wartka akcja, wciągające, mroczne śledztwo, środek opowiadania pochłąnął mnie bez reszty. Ciekawe wprowadzenie realiów biednej, polskiej wsi, opieki społecznej i wynaturzonych potworów. Piękny styl, gładki, obrazowy, pełen metafor.

Jedynie nie do końca mi podszedł sam początek, było aż nazbyt kwieciście, niektóre zdania musiałam czytać dwa razy, by wyłapać ich sens.

Rozwiązanie na końcu, choć bardzo przykre dla bohaterki, mocne i dopasowane do całości. Jak dla mnie, tylko trochę zbyt skrótowo opisane.

Całość świetna. Zwykle unikam horrorów czy opowieści detektywistycznych, to opowiadanie jednak mocno mnie zachęciło do czytania również takich gatunków.

Hej Geki! Misie :). Ten klimat zapomnianej wioski, tak bardzo zapadniętej, że aż przerażającej. Wspomnienia bohatera i ciągła niepewność, o co w tym chodzi. Dosyć wcześnie podejrzewałam, że on faktycznie może być potworem.

Lubię Twoje narratorskie wtrącenia, budują opowieść. Takie prawidła, które składają się na unikalny świat, dzięki czemu można głębiej poczuć lekturę.

Zaskakujący zwrot akcji z żyjącą babcią, która postanowiła pozbyć się wnuka… Zgadzam się z Irką, że mamy tutaj pytania natury moralnej. Kto tu wyrządził gorsze zło? Dzięki temu tekst nie jest czarno-biały. Dużą wartość też stanowi poznawania monologu wewnętrznego bohatera. Nie wydaje się potworem, acz momentami reaguje podejrzenia neutralnie. Można go polubić nawet po wyjściu prawdy na jaw – ukazaniu się muszelki spod poduszki ;).

Natomiast były momenty, kiedy akcja wydawała się rozciągać i tak czekałam i czekałam aż coś się wreszcie wydarzy. Ale to były tylko chwile. Sama końcówka świetna, acz wolałabym bez epilogu na temat R’lyeh. 

Cześć drakaino, uważam, że Twój tekst to jeden z faworytów w konkursie. Przeczytałam z wypiekami na twarzy. Bardzo podobało mi się rozważanie bohatera, co też w tej oberży się zadziewa. Obserwowałam przedstawiony świat zza jego pleców wielce ciekawa, co wydarzy się za chwilę. Z początku kupiłam wersję gospodarzy-ludojadów, wyobraziłam sobie, że nocą zamieniają się w ogromne prosiaki, haha :).

Wyczuwalny klimat minionej epoki i dobrze rozłożone akcenty fabularne sprawiły, że weszłam w historię aż po czubek głowy.

Urzekająca, tajemnicza córka deszczu, do której bohater zapałał sympatią też podkręciła atmosferę. Aż chciało by się zapytać: wujku, wujku, co też ciebie spotkało? ;)

Żałowałam, że to już fin i kurtyna poleciała w dół. 

Verus, bardzo dobry tekst. Po chwytliwym tytule faktycznie spodziewałam się komedii, później w trakcie czytania, obawiałam się łzawego dramatu, ale wyszła piękna groteska.

Urzekło mnie, jak operujesz absurdem i motywami onirycznymi. Do końca nie wiedziałam, co dzieje się naprawdę, a co tylko w głowie sparaliżowanego chłopca. (A może to wcale nie dziecko, a Cthulhu o wnętrznościach składających się z jajecznicy!? )

Wzięłaś na warsztat trudny temat i świetnie go zrealizowaś. Gratki! :)

No to powiem szczerze, że nie wyłapałam, iż ostatecznym ratunkiem, był stary, dobry telefon z kabelkiem :)! Teraz widzę, zagadnienie pojawiło się też powyżej w komentarzu, ale miałam tylko chwilę czasu na forum i nie przeczytałam :c

Cześć, Kasjo, po ponownym zajrzeniu do Twojego tekstu nasuwa mi się taka refleksja, że te telefony komórkowe to jednak pomocne są. Nigdy, nie wiadomo, kiedy zadzwoni do nas ktoś ważny i wyratuje z opresji ;). Praistota, czyli Alan mógłby śmiało zagrać w reklamie najnowszego smartfona.

Przyjemny, tajemniczy tekst. Podoba mi się personifikacja, jaką tutaj stworzyłaś. 

Hej, ale ze mnie nygus z odpowiadaniem na komentarze! Już się poprawiam :).

 

Adamie, dzięki wielkie za wizytę i kliczka.

Z tym “zakuło” to zabawna sytuacja, bo znalazłam w jednym słowniku, że forma “zakłuło w oczy” będzie nieprawidłowa, więc niezadowolona z obrotu sprawy, zmieniłam. Po Twojej uwadze sprawdziłam ponownie w kilku źródkłach i jednak! Zakłuło jest jak najbardziej prawidłowe. Dzięki.

To ciekawe, że tak odebrałeś Wilcoxa. Dla mnie to nowa perspektywa spojrzenia na tą postać :). 

 

Olciatko, miło, że wpadłaś :).

Dziękuję, że dajesz znać, jak odbierałaś zmianę POV. Zaczynam lepiej rozumieć, jakie błędy popełniam przy pisaniu. I bardzo to cieszy! 

Faktycznie, z tym oddalaniem i trwaniem dłoni to sprawa jest niejasna. Przemyślę i poprawię :).

Pozdrawiam!

 

Edwardzie, kłaniam się nisko, dzięki za wizytę i jeszcze raz za wszystkie uwagi z bety :). Wiele na nich skorzystało to opowiadanie. 

Mam nadzieję, że z czasem upłynnię styl na tyle, aby można było spływać po nim kajakiem, haha :).

 

Petip, cześć, bardzo mi miło, dziękuję za opinię :).

 

Monique, fajnie, że odwiedziłaś opko ponownie. Jeszcze raz stokrotnie dziękuję za wsparcie przy betowaniu :)!

Hej, Finklo, dobrze się czytało!

Też lubię wrzutkę na głęboką wodę, więc start od dialogu i stopniowe wyjaśnianie tajemnicy trzymało w napięciu. Czułam się nieco jak detektyw, próbując odgadnąć, o co tutaj chodzi… kim albo czym jest główny bohater. Dość szybko obstawiałam, że to prawdopodobnie mózg odłączony od reszty ciała. No i nie zawiodłam się, więc zadziałała zasada: czytelnik uznał, że jest inteligentny, więc bardziej docenił autora :D.

…spoczywałem ja. Znaczy, głowa. 

Uśmiechnęło mi się tutaj i w paru innych miejscach. Widzę spory dystans do opisywanych zdarzeń w opku :).

Z małych uwag, to nie do końca przemawia do mnie niechęć rozczłonkowanej postaci do Niemców. Brakowało mi głębszego wyjaśnienia. Dla mnie gościu za szybko stwierdza, że jest wśród wrógów i postanawia uciekać. Ot tak, nagle.

Pozdrawiam!

Bolesławie, o kurczę, dowiedziałam się kilku rzeczy z zakresu medycyny, których wolałabym nie wiedzieć :o. Oczywiście, rozumiem, że nie uwzględniasz wszystkich uwag :). Na tym polega pewien urok betowania: czytający starają się wyłapać wszystkie możliwe błędy / zgrzyty, zaś autor decyduje, co zmienić, czym się tylko zainspirować, a co zostawić we wcześniejszej formie :). 

Hej, oidrin, jestem pod wrażeniem :). Opowiadanie nietypowe, bo pokazujące inną kulturę w sposób nader realistyczny oraz “trudne” środowisko naukowe. Z wielką uwagą przeczytałam opisy tubylców, całego rytuału, porażający pomysł, by połączyć łowców głów z Cthulu ;).

Momentami byłam nieco zagubiona. Nadal nie rozumiem decyzji Anny, by poddać się eksperymentowi dra Dyera. Niedocenienie i związana z tym frustracja, prztyczek i to śmiertelny w nos dla Bronka… no, ale. Być może czegoś nie rozumiem, może to kwestia naznaczenia przez mackę podczas wyprawy? Zakończenie wolałabym jedno, nie uwierzyłam, że to był tylko sen Malinowskiego. 

Podoba mi się mrugnięcie okiem do czytelnika: 

 Jednakże podczas jego mszy żałobnej w kaplicy przy cmentarzu Evergreen trumnę trzymano zamkniętą.

Poza tym, nie wiedziałam, że pracujesz jako badaczka (etnolog, etnograf?). Widać to po jakości dziennika. Kolejny raz dodam, że jestem pod wrażeniem i chętnie poczytam więcej o Twoich podróżach :).

Oczywiście kilkam bibliotekę.

Trzymam kciuki za powodzenie opka w konkursie.

 

PS.: Skończyłam Mongolistykę i Tybetologię na wydziale Orientalistyki UW. 

CM-ie, bardzo dziękuję za wnikliwą analizę kompozycji opka! No i cóż, w większości się zgadzam. Znowu wyszło, że nie rozpisałam planu opowiadania, tylko pojechałam na żywioł ;). Tempo, tempo i jeszcze raz tempo. Często najpierw rozwklekam, a potem za bardzo pędzę. 

Chętnie zmieniłabym początek. Mam wrażenie, iż to kwestia opowiadania treści, zamiast opisywania. Przekazuję ustami bohatera, na przykład, że jest nieatrakcyjny, a może lepiej bym to jakoś pokazała w działaniu. Pomyślę.

 

krar, hej, dziękuję za komentarz i klika :). Oraz oczywiście jeszcze raz za betę. Bardzo się cieszę, że tekst jest jaśniejszy. Faktycznie, epilog mógłby być niezłym pomysłem, by uniknąć wrażenia, że urywam fabułę tuż po rozwiązaniu wszystkich zagadek.

 

Finklo, fajnie, że wpadłaś :). Dzięki wielkie za komentarz oraz klika. Poprawiłam “także”.

Szkoda, że zmiana bohatera nie siadła. Przywiązałam się do tego rozwiązania. Dla mnie to nieco ożywia tekst, pokazuje rozgrywającą się tragedię ze strony ofiary.

Bohater zostaje wciągnięty, właściwie bez swojej woli. Cieszę się, że to zauważyłaś. Chciałam pokazać niesprawiedliwość bogów.

Tak sobie jeszcze myślę, że nie wiem, czy mogłabym go nazwać protagonistą(?)

Cześć Adamie, ciekawa lektura za mną. Trochę czułam się jak podczas oglądania niezłego serialu ;).

Miałam silne skojarzenia z różnymi dziełami kultury. Końcówka to takie połączenie “Oczu szeroko zamkniętych” i “Dziecka Rosemery” ;). Początek zaś, skojarzył mi się z książką Marcina Wicha, “Rzeczy, których nie wyrzuciłem”.

Sam bohater, już nieżyjący, jest realistyczny, ogromnie smutny w tej pornograficznej samotności. Najlepszym plot twistem okazała się Magda, która taka skromna i uległa przy matce, a przyjacielska i lojalna w korespondencji z chłopakiem, okazała się być zupełnie inną osobą. Płaci za to słoną, a może raczej śliską cenę.

Chociaż tekst mi się podobał, nie mogę pozostawić bez komentarza, że paru mankamentów. Postaram się to wyjaśnić szczegółowo poniżej.

 

Faktycznie dokładny opis mieszkania nie jest jasny w kontekście całej historii. Rozumiem Twoje argumenty, które opisujesz w komentarzu do Łukasza, ale to ważne, byśmy takie rzeczy mogli odczytać z opowiadania. Być może warto to jakoś podkreślić?

 

Gdyby przed trzema dniami ktoś jej powiedział, że będzie musiała zaplanować i zrealizować to zadanie, odparłaby, że gdyby coś takiego faktycznie na nią spadło, zwyczajnie by zwariowała i nie musiała się tym kłopotać.

Polecam zmienić, brzmi nieskładnie.

 

Odwrócił(a) wzrok

A potem się z nim pogodzić.

Kobita mnie zadzwia swoim opanowaniem i tempem, w jakim jest w stanie pogodzić się z takimi odkryciami na temat latorośli.

 

6648 821 474 – dziesięciocyfrowy numer?

 

Magda nie mogła oderwać oczu od kobiety, którą bez wahania nazwałaby piękną…

Z początku odczytałam, że to matka ma na imię Magda. Warto doprecyzować podmiot.

 

Chłopak nie przepadał za swoimi korzeniami.

W tym momencie wyobraziłam sobie drzewo ;). Może lepiej po prostu za rodziną / familią / swoim pochodzeniem?

 

…przypominał potężną, bezwładną kukłę.

Felicja podeszła do niej i ujęła ją pod ramię.

Uwaga na podmiot domyślny – brzmi, jakby Felka wzięła kukłę pod rękę ;).

 

Ale ja dobrze wiedziałam, że nie pisał bajek.

Dobrze wiedziała, czy może raczej mocno to czuła, wierzyła, że nie pisał bajek? Podobnie jak jej babcia. Dziewczyna wszak nigdy wcześniej nie dostała niezbitych dowodów na istnienie księgi.

 

– Przepraszam! – powiedziała, wstając.

Zaskakujący kuraż, wręcz nierealny. Prędzej myślę, dziewczyna by zagaiła po cichu do Felicji.

Podobnież zachowanie kultystów, którzy ot tak przyjmują ją w szeregi.

 

– Przygotujcie jej pokój – rozkazał.

No, łatwo poszło!

 

– Pojedziesz do miasta i nim ktokolwiek się zorientuje, możesz…

Przydałaby się atrybucja do dialogu.

 

– Rób, co do ciebie należy, kapłanko – syknęła.

Podobnie tutaj, nie byłam pewna, kto syknął na kogo.

 

…stół. Bardzo twardy.

Czy stół może być miękki?

 

Przez ten czas rzadko myślała o babci.

Hmm, przydałby się nowy akapit i wprowadzenie tematu o babci. Akcja za szybko przechodzi w retrospekcję.

 

I takie dwa mini-żarciki na finisz.

 

Piotr i Paweł

Przyszli i przynieśli zakupy :D. Uśmiechnęło mi się w tym miejscu. 

 

Dziwne, Jaromir nie znosił telewizji.

Mamo, przecież jest Netflix! ;)

---

 

Idę kliknąć bibliotekę w nadziei, że jeszcze nad tekstem posiedzisz. Uważam, że warto.

 

Pozdrowienia!

Łosiocie, interesujące opko, klimatem kojarzy mi się z cyberpunkiem. Nietuzinkowe połączenie lovecrafta z technologią. Dziw bierze, że tak tutaj cicho, ale zapewne, jak zauważyła oidrin, spacery robią swoje ;).

Przez większość czasu trzymasz w napięciu, pozwalasz polubić główną bohaterkę. W oko mi wpadły dobrze zbudowane postacie drugoplanowe – Barbara Mayers, doktor i gruby komendant.

Momentami nie łapałam, co się dzieje, zrozumienie specyfiki działania Jeziora zajęło mi chwilę ;). Niemniej jednak bardzo ciekawy koncept i z biegiem wydarzeń, znacznie jaśniejszy.

 Idę poskarżyć do biblio :).

 

Poniżej kilka drobnych uwag do rozważenia:

– Soniu, malutka, jesteś słodka i być może kiedyś będziesz dobrą policjantką…

Hmm, malutka, słodka? Jakoś brzmi to nienaturalnie w ustach przesłuchiwanej.

– W kopterze Mayersa.

Brakuje mi wprowadzenia, cóż to za urządzenie :).

 

Zaczynali w powyciąganych koszulkach i dżinsach, uśmiechnięci. Na dużo późniejszych, oficjalnych portretach członków zarządu Eon Industries wszyscy są w garniturach. I nikt już się nie uśmiecha.

Ale to jest dobry opis!

 

Obok jej samotnych, myszkujących w czarnym świecie danych myśli pojawiły się nowe.

Proponuję zmienić szyk zdania: Obok jej samotnych, myszkujących myśli w czarnym świecie danych pojawiły się nowe (treści?).

 

…cienie niczym atramentowe szczyty starych gór w nocy…

Przepiękna metafora. Usunęłabym tylko “starych”.

 

– Pomyśli pani, że ze mnie stary pierdziel i gadam bzdury. – Stary pochylił się w przód…

Powtórzenie słowa “stary”.

 

Jeziora są dla ludzi. Dane, ich struktura, dostępy, wszystko – to dla ludzi. Młodych i dobrze wyszkolonych analityków. Jako asystent mogę zaglądać, ale nie mogę nic tam zrobić.

Brakuje kursywy w wypowiedzi asystenta.

 

detektywka

Niezmiernie cieszy <3

 

– To komora imersyjna?

Chyba immersyjna?

 

Młoda detektywka klęka i schyla się nad Ambergrisem. 

Nagle wkracza czas teraźniejszy. Rozumiem, że to zabieg literacki, ale wolałabym jednolitą narrację :).

 

Pozdrowienia!

 

 

Cześć, Helmut. Dzięki wielkie za odwiedziny i zwrócenie uwagi na receptory smaku – faktycznie, oparłam sie na przestarzałaych danych. Cieszę się, że ogólnie masz wrażenia pozytywne. Ciekawa hipoteza z szefem, który chce ukarać niesubordynowanych pracowników :D. Pozdrowienia :).

 

Hej, oidrin, miło mi, że wpadłaś. Dziękuję za klika i podzielenie się wrażeniami oraz ponownie za betę :). Też mi tytuł nie leżał, więc wymyśliłam coś takiego. Mam nadzieję, że w miarę pasuje.

Mamy tutaj Adasia Miauczyńskiego w szponach Cthulhu…

Mistrzowska recenzja xD.

Cześć Łukasz, trafiłeś w mój gust :). Ucieszyła mnie lekkość tekstu, zabawne sytuacje (najbardziej ta, kiedy Syndey wrzuca kraboośmiornicę na patelnię) i jasne nawiązania do Lovecrafta.

Przeszłam przez całość gładko i z przyjemnością.

Mam tylko jedno zastrzeżenie, stryjek jest osobą toksyczną i z taką personą lepiej nie utrzymywać bliskich relacji rodzinnych. Raziło mnie, jak przezywa bratanka, przekręca rzeczywistość i nie docenia, że dzięki niemu ma dach nad głową. Uważam, że zasłużył na inny finał ;). Na przykład zjedzenie przez ukochanego potwora.

Hej, None, odwiedzam ponownie! Teskt nabrał kolorytu, końcówka szczególnie. 

Dla mnie wątek z Majami jest akurat bardzo ciekawy, być może warty rozbudowania, jak to proklamował CM.

Powodzenia w konkursie!

 

Hej Edwardzie, tak jak pisałam wcześniej, świetne opowiadanie :). Miło zobaczyć je w biblio. Jeszcze raz gratuluję oryginalnego pomysłu i dopracowanego stylu!

Wartka akcja, jeśli mogę tak powiedzieć o palcach w odbycie i gaszaniu peta. Opisujesz rzeczy ohydne w sposób nonszalancki i porywający. 

Od momentu zabicia żony jest już aż zbyt szybkie tempo. Emocjonalnie nie nadążam i utrudnia to poczucie klimatu. Od tego momentu tekst czytałam bardziej jak dobrą opowieść sensacyjną niż horror. Chociaż ilość robali i flaków gatunkowo wskazywała na to drugie.

Brakuje mi jakiegoś łagodniejszego przejścia między bohaterem, który widzi i słyszy makabryczne rzeczy, a bohaterem, który przechodzi do czynów.

Ogółem, świetny styl, interesujący pomysł, wezwanie robala ładnie nawiązuje do bóstw Lovecrafta. Doceniam, jak oddziaływujesz na zmysły czytelnika. Klikam do biblio!

 

Drobne uwagi:

A może zwyczajnie przerzucam złość na niczemu winnego truciciela?

Hmm, czy truciciel może być niewinny? 

 

A dobrze wiem, że Simon nie znosi wody. Chyba że jako popitka do mocnego burbona.

→ Chyba że jako popitkę do mocnego burbona. 

 

Tych, co się na zwierzętach znęcają.

→ Powinno być: znęcają “nad” zwierzętami.

Hej Edwardzie, dzięki za wizytację i skomentowanie :). Wiem, że to zdanie z ustami jest dziwaczne, ale jakoś je polubiłam ;). 

Irko, dziękuję pięknie za odwiedziny. Przyznaję, że nazewnictwo do poprawy. Za mocno popuściłam wodze fantazji ;).

Silvia, dzięki za nieco ironiczny komentarz, ubawiłam się :). Przyznaje, że zgadzam się w wielu punktach z Twoimi uwagami.

Olciatko, cześć, dzięki za wizytę i podzielenie się odczuciami na temat lektury :). 

Hej CM-ie! Bardzo dobry tekst. Atmosfera niepewności, poszukiwanie chłopca, a może też próba odkrycia tajemnicy szamana. Sprawnie opisałeś nawet dziwne zdarzenia, dzięki czemu łatwiej wczułam się w fabułę. 

Faktycznie był moment, kiedy historia mnie nieco nużyła. Pewnie dlatego, że spodziewałam się kolejnej emocji, wisielca oraz drzewa. Urok i zarazem przekleństwo powtarzalnych motywów.

Finisz nie pozostawił wątpliwości, że z lasu się nie wraca. I fajnie.

Ando, co do zakończenia, jak najbardziej widziałam logiczne powiązania z wcześniejszymi wydarzeniami. Od pierwszej jazdy na łyżwach pojawia się wyraźna sugestia, że król leci nie za tą siostrą, co trzeba ;). Zadziwiła mnie pewność faceta, że z Gerdą będzie dobrze. Niewiele się znali i zero zawahania. Kobieta wskakuje do sań na wiele miesięcy (a według sugestii na zawsze) i też zdaje się nie zastanawiać nad konsekwencjami czy życiem, jakie ją tam czeka. Ileż można jeździć po lodzie? ;)

Ale też rozumiem, że to bajka i stąd happy-end.

Od początku zauważyłam wyraźne nawiązania do H.P.L. – macki ośmiornicy. A jakże! Zastanawiałam się, czy tekst przygotowałeś z przymrużeniem oka, na śmieszno, czy może jednak miał za zadanie trochę przestraszyć czytelnika.

Uważam, że dobre są dialogi, realistyczne, momentami trzymające w napięciu. Sceneria (szczególnie ten monopolowy przy kościele) też w porządku. Nie pyk-ła mi niestety fabuła. Może, gdyby humor został mocniej zaznaczony… Nie rozumiem do końca motywacji bohatera, po jakiego grzyba on włazi w miejsca, które zapowiadają się niebezpiecznie? Po co chce szukać/utylizować nienazwaną grozę? Idzie tam z naiwnej ciekawości, a może to członek ekipy Scooby-Doo i bada kolejną sprawę?

Chłopak trafia na samotną ruderę w lesie i uznaje, że tam powinien trafić na kogoś normalniejszego, zaskakujące rozumowanie, haha.

Interesującym tropem był potwór-wagina oraz zainteresowanie staruszki bohaterem, który miał pozostać prawiczkiem. Wątek warty rozwinięcia.

Perrux, ależ się ucieszyłam z Twojego komentarza! Wiele mi wyjaśniłeś, bardzo dziękuję :). Odnosiłam wrażenie, że momentami opko wciąga, a chwilami coś się dzieje, że niekoniecznie ;). I to coś, stanowiło dla mnie nieodgadnioną tajemnicę. Po mału wychodzę z mroku niewiedzy :D.

oidrin, no, na takie inspiracje bym nie wpadła, po stoktoć dziękuję :)! Poszukałam Szkatułki i widzę, że to rzadki okaz, o Wortmanową łatwiej, więc od niej zacznę. Zaś o wschodnich pisarza w ogóle nie pomyślałam. Póki co siedziałam w polskich autorach (spodobał mi się Jabłoński i Baranowski), tak na początek. Opracowania o druidach wciąż nie wybrałam, jakiś czas temu znalazłam kilka zagranicznych pozycji i na razie czekają na krótkiej liście (która tak naprawdę jest bardzo długa) :). Ach, te trudne decyzje czytelnicze ;P! Dzięki jeszcze raz!

Adelajdo, wodołaz były super! Bardziej przypomina niedźwiedzia, bestię :), też niektóre odmiany wielgachnych owczarków (ale są rzadkie i niezbyt znane) lub po prostu klasyczny owczarek niemiecki. Dobry pies dla zobrazowania owłosionego człowieka :P.

Doprecyzuję w tekście, co tam pani domu miała w garze :).

Verus, dzięki za wizytę i recenzję tekstu! Miło mi, że doceniłaś pierwsze zdanie – dokładnie taki miałam zamysł ;).

A i zapomniałam, co do warzyw, to myślałam o np. o grochu, czosnku, rzepie czy marchewce (podobno rosła dziko, fioletowa, mniejsza i nieco gorzka). Czytałam, że były znane na ziemiach polskich w czasach wczesnego średniowiecza. Informacje podało Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie. 

 

Widzę, że rzuciłam się chyba na zbyt trudny temat ;). No cóż, grunt to nauka na błędach.

 

krar85, dziękuję Ci serdecznie za wizytę i poświęcony czas na wnikliwą lekturę. Nawaliłam sporo baboli, już poprawiłam literówki oraz błędy merytoryczne. 

Większość wymienionych przez Ciebie zgrzytów też mi siedziała w głowie (szczególnie boska potencja i adrenalina), ale nie miałam wcześniej weny, żeby to zamienić. Starałam się zrobić, jak najdokładniejszy research i faktycznie platyna mi umknęła! 

Co do generała, to nie miałam pomysłu na zamianę. Akcja w moim zamyśle dzieje się jeszcze w X wieku. Nie znalazłam danych na temat struktury wojska z tego okresu. Kasztelanowie pojawili się dopiero w XII wieku i nie pasowali mi do koncepcji z powodu określonego zasięgu terytorialnego. Być może powinnam zamienić generała na dowódcę i tyle. Hmm.

Jeśli chodzi o porę dnia, to scena wkroczenia do lasu dzieje się za dnia. Ciemno jest z powodu liczby drzew. Dawniej m.in. nasza Puszcza Białowieska była tak gęsto porośnięta, że w środku panowała ciemność. 

Finklo, bardzo mi miło, że zajrzałaś! Dzięki za wszystkie uwagi. Adrenalinę, tętno oraz pierdolenie już zmieniłam. Widziałam podobne dyskusje pod innymi opowiadaniami, więc wrzucam jako ciekawostkę to opracowanie: https://polszczyzna.pl/wulgaryzmy-staropolskie/

Z tym rzuciem, to wstyd ogromny, tyle razy czytałam tekst, a nie zobaczyłam ortografa!

Miałam nadzieję, że "pierdolony" będzie mógł zostać, ale niestety. Faktycznie, słowo pojawiło się w PL dopiero ok XV-XVI wieku, i to bardziej na salonach niż nizinach społecznych . 

Krzyżowcami nie nazywam rycerzy z pierwszej wyprawy krzyżowej, bo faktycznie odbyła się później. Miałam na myśli pierwszych wojowników do przeprowadzania procesu chrystianizacji na ziemiach polskich. Być może lepiej, gdyby byli narodowości czeskiej lub niemieckiej i może nie mieli nadanej takiej nazwy. Pomyślałam jednak, że mogliby stanowić pierowzór krzyżowców, tych właściwych, którzy pojechali na krucjatę i później pozakładali zakony. 

oidrin, pięknie dziękuję za wizytę i słowa otuchy:). Pracowałam nad językiem w tym tekście długo i wiadać nie wystarczająco. Chyba temat mnie nieco przerósł.

Cieszę się, że pomysł uważasz za ciekawy. Mimo braków w moim wykonaniu dalej w niego wierzę. Po wskazówkach, które otrzymałam w komentarzach, mam ochotę spróbować się poprawić i napisać część drugą.

Skoro to Twoje klimaty, to może coś polecasz do przeczytania z tego gatunku? Będę bardzo wdzięczna, stale poszukuję, ale część pozycji, na które wpadłam odbiegała od mojego gustu (np. Szeptucha pióra Katarzyny Miszczuk ;)).

Po pierwsze, gratuluję srebra! Naprawdę świetne opowiadanie. Już lepiej rozumiem, co miałeś na myśli, pisząc o klimacie. Wspaniale uchwycone realia średniowiecza, widać, że sporo wiesz na ten temat. Obawiałam się, że będzie dużo naturalistycznych szczegółów, których nie przełknę, ale na szczęście niepotrzebnie. Tekst zjadłam w całości bez problemu.

Jedyne, co mi nie siadło, to początkowy opis budowli. Po prostu nie przepadam za zbyt dokładnymi opisami architektury.

Czy dobrze trafiam, że inspirowałeś się trochę “Katedrą” Dukaja(?)

Ogółem, dołączam do ukontentowych czytelników :).

Hej Bolesławie! Podoba mi się Twój styl. Ironiczny, z przymrużeniem oka, dobra, pierwszoosobowa narracja, krótkie, chwytliwe zdania.

Stanowczo zabrakło fantastyki. Czekałam aż do końca, że wyskoczysz z czymś ciekawym. Niestety, rozczarowałam się.

Przyznam, że w pewnym momencie środek był dla mnie przydługi. Kolejna i kolejna osoba w metrze, podobnie na siłowni. Za wiele opisów, za mało akcji.

Przez całość współczułam bohaterce, po finiszu, było mi jej szkoda jeszcze bardziej. Straszna choroba, ta anoreksja. 

No, fajne, nawet bardzo fajne! Wielowątkowa historia, różne baśnie utkane w jedną fabułę, nietuzinkowi bohaterowie! Ależ oryginalny pomysł, by kobiętę-bestię, pracującą jako patologa w szpitalu wysłać do Krainy Czarów :D.

Przyznaję, że był moment, kiedy miałam również uczucie przesytu nawiązaniami do innych dzieł kultury, ale to nie ograniczyło przyjemności z lektury. Szczególnie na początku nie mogłam się połapać w mnogości postaci i powiązań, ale z daszym biegiem wydarzeń wszystko się wyrównało.

Do mnie końcówka akurat trafiła. Bohaterka zaakceptowała w sobie Bestię, ale widać wściekłość na Andrzeja zwyciężyła (swoją drogą, pięknie to brzmi: “szarlatan Andrzej”, haha) i potrzeba wyrównania rachunków. 

To, co najmniej mi siadło to porównanie Bestii do golden retrivera. To rasa faktycznie kudłata, ale przecież o sierści (zazwyczaj) w kolorze złota, o delikatnych mordkach i subtelnym, przyjacielskim usposobieniu. Nijak mi to nie pasowało do Bestii ;).

Pozdrawiam! Kliknęłabym do biblio, ale jeśli dobrze liczę, to opko zebrało już potrzebą 5-tkę :).

syf. dziękuję za odwiedziny i recenzję, bardzo gorzką, ale przyjmuję i powoli wstaję z podłogi ;). Przykro mi, że nie znalazłeś tutaj niczego ciekawego czy dobrego.

Napisałeś, że nie ma klimatu, odpowiednich metafor, a fabuła jest sztampowa. Zatem, wnioskuję, że czytałeś wiele tekstów z tego gatunku na wysokim poziomie. Będę wdzięczna za polecenia :). Szczególnie, które książki i opowiadania uważasz za świetne właśnie pod względem klimatycznym i fabularnym. Zacznę od Twojego opowiadania “W cieniu katedry”, widzę, że średniowiecze i srebrne piórko. Być może, dzięki temu lepiej zrozumiem Twój punkt widzenia.

Błędy poprawiłam (dzięki wielkie!) poza kręglami i likwidacją, potrzebuję jeszcze to przemyśleć ;). 

Kelin, podziwiam Twój styl! Bogate słownictwo, piękne zdania. Tekst naprawdę świetnie przygotowany :). Chapeau bas za stylizację!

Końcówka wręcz magiczna, przywodząca na myśl Legendy z Allegro. 

Opowiadanie przeczytałam z przyjemnością, ale mimo to trochę ponarzekam ;).

Fabularnie miałam nadzieję na więcej emocji, lepsze poznanie i zrozumienie Twardowskiej. Podobnie jak Maciej, nie wzbudziła we mnie ani sympatii ani antypatii. Jakbym po przeczytaniu opowiadania wciąż niewiele o niej wiedziała. Nie kumałam jej motywacji, czy chciała za wszelką cenę żyć w luksusie; zachować urodę, to na pewno; czy pomagać ludziom; schować się czy też być sławną i rozpoznawaną(?) Skąd ten psikus sprawiony królowi?

Adamie, sympatyczna historia o gorzkim wydźwięku. Do końca liczyłam, że bohaterka wyciągnie jakieś sensowne wnioski, zmieni relację z kwiatem, szczególnie po podróżach na innych planetach. Czekałam, by wyciągnęła lekcje z doświadczeń. A tu none, nada. Żałowałam jej szczerze.

Szkoda mi również ostów. Nikomu nic nie zrobiły, a tak były rąbane sierpem. Tylko za to, że rosną. Niesprawiedliwy los. Dlatego, że robiła to Mała Księżniczka moja sympatia do niej była na umiarkowanym poziomie.

Doskonały wybór kwiatka, żaden nie pasowałby lepiej niż narcyz! Dobry portret tego typu zaburzenia osobowości. Zastanawiałam się, czy mieszkańcy innych planet również mają coś konkretnego symbolizować/pokazywać? Nie we wszystkich przypadkach byłam pewna, czy rozumiem. Podobał mi się Szachista i Astronom, nie do końca chwytałam Niewidomą Kobietę (być może stąd, że jako wolontariusz spotykam się z panią, która straciła wzrok i podobnie jak Twoja postać stara się nie narzekać ;)).

Ogólnie fajne, do uśmiechnięcia i do przemyślenia.

Olciatko, Twoje opowiadanie nakłania do gorzkich refleksji. Długie włosy pojawiają się u lalki w wyniku mówienia prawdy, która dotyczy zachowań odważnych, buntowniczych, eksploracyjnych czyli de facto niedozwolonych przez matkę. Kiedy włóczka urośnie, kobieta brutalnie ją ścina. Włosy muszą być odpowiedniej, krótkiej długości, jak u pozostałych dorosłych. Inne są nie do zaakceptowania.

Myślę, że to trafna metafora tego, co nieraz spotyka dzieci. Rodzice w dobrej wierze, acz w sposób wyzuty z empatii, chcą za wszelką ceną nauczyć posłuszeństwa swe pociechy i wtłoczyć w ramy społeczeństwa. Zamiast wspierać w rozwoju cudowne, indywidualne istoty, przycinają ich ambicje zakazami i krytyką. Później dobre intencje przemieniają się w nieszczęśliwe życie latorośli. Podobnie u Ciebie, Capellia, kończy jako pracownica fabryki u podłego Wróża. Brr.

Szczególnie smutny jest koniec, gdy to właśnie włosy, czyli bunt, szczerość, autentyczność, ratują matkę, zaś ona mimo to, każe je obciąć. I tym razem robi to już własnoręcznie córka. Czyli schemat wdrukowany przez rodzica, działa. Już jako kobieta, być może do końca swoich dni, będzie się korygować, krytykować, udawać przed innymi… Straszny jest moment, gdy mówi do mamy, że ją kocha, i to również powoduje przyrost włosów.

Eh. Ogólnie bardzo mi się podobało. Było kilka potknięć, szczególnie na początku, ale potem czytało się gładko.

PS Mam wrażenie, że ta historia zostanie ze mną na dłużej.

PPS Dawno się tak nie cieszyłam ze swoich hippisowskich kudełków :DD.

Hej Ando, przyjemna historia. Zacnie ułożyłaś fabułę, zaczynamy od zaciekawienia, co też ta Gerda wymyśliła, by uratować malca i kończymy, szczęśliwie, na jego odratowaniu. Klamerka otwarta, klamerka zamknięta.

Wspaniale odmalowałaś krajobrazy przedstawione w opowiadaniu. Zwróciłam uwagę na barwne opisy przyrody oraz zamku Króla. Mogłam się zatopić w tym świecie, niemalże jak w śniegu :).

Sam pomysł również godny docenienia, mamy tutaj nie lodowatą władczynię, a pana i to w dodatku wcale nie aż tak zimnego ;). Jest niespodziewane dziecko (chyba działo się w tej Krainie Lodu ;)), a Kaja to płomiennoruda, nieco kapryśna, kobieta.

Mam kilka drobnych uwag:

hatowany kożuch 

 → domyślam się, że miał być haftowany(?)

 Uśmiechnął się lekko, po czym spojrzał w stronę Kai, zajętą smartfonem.

→ tutaj chyba powinno być: w stronę Kai, zajęTEJ smartfonem (sama nie jestem pewna)

 Kilka słów, zamieniających radość w śniegową breję.

→ dla mnie ten fragment brzmi niejasno; jako czytelnik nie wiedziałam, o które słowa chodzi

Poza dużą sympatią do Twojego tekstu, niestety nie przekonało mnie zakończenie. Było aż zbyt różowo. Gerda ot tak wskoczyła do sań, zostawiając życie pośród ludzi na długi okres, a Król tak nagle uznał, że odtąd happily ever after i nie jest już sam ;).

Pozdrawiam!

Twoja wersja kaczątka przypomniała mi tragedie dziejące się w wielu szkołach w USA, a później na świecie. Dla mnie smok to alegoria poniżanego ucznia szkoły podstawowej czy też średniej, który potem pragnie zemsty. Mógłby się nazywać, na przykład Władisław Roslakow, który również po dokonanej masakrze popełnił samobójstwo.

Ogólnie, dobrze mi się czytało. Nie spodziewałam się smoka. Szkoda, że spotkał go taki parszywy los. Przez chwilę miałam nadzieję, że poleci sobie gdzieś daleko i nie będzie musiał aż tyle żreć. Osiądzie w spokojnym kraju i będzie się “stołował” rozsądnie, jak przystało na dzikie zwierze. No, niestety.

Anet, w pełni mogłam zobaczyć i poczuć zatrzymany świat. Jak to napisali wcześniejsi komentatorzy: “powiało grozą”! 

Uśmiechnęłam się przy zatrzymanym dymie połączonym z religijnym przerażeniem bohaterki. Tekst jest plastyczny. Niby wiele się nie dzieje, przecież wszystko stanęło w miejscu, a jednak opko daje po garach.

Gratuluję wyróżnienia :)!

Doprawdy oryginalny pomysł i świetne wykonanie. Pozostało we mnie kilka pytań odnośnie Innany. Technika, ale owiana mityczną tajemnicą.

Wpadłam na tekst, dzięki jednej z dyskusji w hyde parku :). Bardzo spodobały mi się opisy codzienności, krótkie, ładnie zaplatane zdania. Bohater nieco zdystansowany do innych, przygaszony, ale nie bezradny, czy do reszty pogrążony w żałobie. 

Mnie także nieco zmęczyły powtórki z kawą i drożdżówkami.

Na końcu oczekiwałam czegoś więcej. Pies jako Odyn. Co to znaczy? Miałam nadzieję na wyjaśnienie.

Poza tymi, jak dla mnie drobnostkami, wciągające opowiadanie, przeczytałam jednym tchem. Co również istotne, bohater wzbudził sympatię, podobnie jak pani naukowiec w złotych oprawkach. Tylko ten narzeczony, brr, na przeszkodzie ;). Relacje opisane bardzo realistycznie, podobnie jak zachowanie otoczenia i rutyna korpo-życia w XXI wieku. Bogactwo niuansów.

“Za mało samotności, za dużo samotności.” Trafia w sedno.

Chcę się upewnić, jak działają piórkowe nominacje dla przeciętnego użytkownika, np. dla takiej cytryny jak ja ;). Zrozumiałam, że mogę zgłosić dany tekst, ale już nie głosować, czy tak? 

Gekikara, mnie akurat Twoje opko zaskoczyło – na plus :). 

Opowiadanie jest proste, zgadzam się, że w tym jego urok i siła, niemniej jednak na początku nie dostajemy jasnej odpowiedzi, kim są bohaterowie. 

Przeczytałam pozostałe komentarze i widzę, jak wiele refleksji, wniosków (Indian, a nawet wilkołaków ;)) oraz kontrowersji wzbudził tekst. To też świadczy o jego wartości.

Czyli ojciec wydawał inne elfy, by uratować dziecko, jak długo się da… Tragiczne starania rodzica, które nie mogły odnieść skutku (jakim by było ocalenie chłopca) i potem gorzkie konsekwencje: rozdzielenie z ukochanym synem. Ciekawe, czy ojciec wierzył w elfie zaświaty i mimo to chciał uniknąć śmierci dziecka. Wydają się przyjemne i bezpieczne, lecz jakby nudne, wyprute z emocji? A dla malca przede wszystkim są miejscem bez ukochanego rodzica, który go nie opuścił aż do końca ziemskiej egzystencji.

Przyznam, że moje zrozumienie i sympatia wobec dorosłego elfa nieco zmalały, ale z drugiej strony myślę: “nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” i “tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”.

Na pewno ta historia zapadnie mi w pamięć.

Trzymam kciuki za piórko dla Ciebie!

Wzruszyłam się. Bardzo piękna, smutna historia. 

Najpierw wątek zabawny. Zastanawiałam się, kim są bohaterowie i miałam różne typy: zombie /wampiry (pobicia, leki na zgniliznę, woda – nie do picia, więc święcona?), może chorzy na trąd (chłopiec w gorszym stanie), uciekinierzy wojenni, bestie czy wilkołaki (lub przynajmniej ojciec, który jest mniej pobity, kiedy wcześniej kogoś spotkał – może kogoś zjadł i dzięki temu przy spotkaniach zachowywał ludzką postać?), o elfach, ludziach lasu również myślałam, szczególnie od połowy tekstu ;). Ale miałam dochodzenie, haha :).

Napisałeś, że tekst będzie bez plot twistu. Dla mnie jak najbardziej występuje tutaj zaskoczenie. Najpierw, tęga rozkmina, kim oni są, potem okazuje się, że po śmierci tata trafił gdzieś indziej. Nie spodziewałam się. Przykre i niesprawiedliwe, ale przy tym “życiowe”. Trochę taki prztyczek w nos, że nawet w raju nie może być idealnie.

Czytało się gładko, właściwie mogę powiedzieć, że płynęłam przez tekst :).

Mocno trafił w serduszko!

Hej Oluta! Sympatyczna bajka :). Cieszę się, że Kopciuch odleciał ku wolności. Ciekawi mnie, jakie były jego dalsze plany zarobkowe w tym obcisłym kostiumie. Sam pomysł, żeby z Kopciuszka zrobić faceta, który pali fajki, wyśmienity!

Z przykrością czytałam, jak jest poniżany w pracy, szkoda mi było chłopaka i zastanawiałam się, gdzie był dział HR albo instynkt samozachowawczy bohatera. Zwróciłam uwagę, że mobbingowały go same panie. Zrobiły z niego kozła ofiarnego, traktowały na tyle brutalnie, aż dziwne, że nikt nie zareagował.

 

Koimeodo, bardzo dziękuję za odwiedziny i podzielenie się wrażeniami! :) No, końcówka jest nieco roztapiająca i już dostawałam zażalenia, że jak, że co, że o co cho ;).

 

NoWhereMan, miło, że uznałeś scenkę za ciekawą! Kwiknęłam z radości, tyle cennych linków! Z częścią miałam już przyjemność się zaznajomić, ale dodałeś też i takie, które widzę pierwszy raz na oczy. I do tego wszystkie zebrane w jednym miejscu :). Dziękować!

 

rrybaku, dziękuję serdecznie za wizytę i interesujące rozważania. Scalziego nie czytałam, ale mam nadzieję w przyszłości nadrobić :).

No, nareszcie tutaj dotarłam! :) Z mojego punktu widzenia szczegółowo opracowany tekst. Zwróciłam uwagę na realistyczny, obrazowy opis planu zaludnienia jałowej planety, a także tragedii statku. Sam pomysł, opisania Robinsona w kosmosie, świetny. Doceniam również wybór drugoosobowej narracji, myślę, że najtrudniejszej do prowadzenia akcji w tekście. Ciekawy, enigmatyczny wątek z wiatrem i radarem. Kto lub co go włączało? :o

O dziwo, mniej mi leży warstwa emocjonalna opowiadania. Nie wiem czemu, nie wzruszyłam się wątkiem miłości rodzicielskiej i “wskrzeszaniem” córki przez główną postać. Natomiast odczułam spokój, zadowolenie, że ów człowiek zbzikował właśnie w ten sposób. Samotność w kosmosie to przerażająca wizja, lecz wyobrażenie sobie, że córka wciąż żyje, dodawało mu otuchy, przywracało poczucie sensu egzystencji. Dlatego przy zakończeniu cieszyłam się, że pilot żył ze szkieletem (a może i duchem) dziewczynki. 

To tragedia, ale mnie pociesza. Szaleństwo, które pozwala przetrwać, działa jak dobry narkotyk lub lek psychoaktywny. 

Seener, dzięki za wrzucenie innej końcówki. Faktycznie ta, którą wybrałeś jest znacznie lepsza! Pozostawia czytelnika w niepewności, pobudza wyobraźnię i daje możliwość rozstrzygnięcia losu bohaterów we własnej głowie ;).

Ciekawy wątek, momentami przypomina nieco czytelniczo-komentarzową terapię grupową :D.

 

Łosiot, ubawiłam się przy Twoich typach! Tutaj również wjechała psychologia, bo kucyki pony żartobliwie odzwierciedlają role grupowe, jakie zwykle wyłaniają się podczas takich spotkań. 

 

Jestem nowym uczestnikiem i bardzo chcę podziękować za wszystkie komentarze, mocno doceniam i wiele się od Was uczę :). Straszono mnie wcześniej, że forum NF to po prostu zgroza, że zostanę poćwiartowana przez krytykę i zrównana z ziemią, ale nic takiego się nie stało. Nie rozumiem, skąd taka zła sława.

 

rrybaku, pomyślałam, że jeśli coś Ciebie uwiera, to może lepiej walić wprost? Nie było mnie jeszcze pod Twoim opowiadaniem, ale zajrzę niebawem, bo już wiem, że warto :).

Katia, bardzo Ci dziękuję za miłe słowa i klika do biblio :)! Cieszę się, że wpadłaś z wizytą!

 

Tarnino, powiem szczerze, że w pierwszej chwili ugięły się pode mną kolana, a właściwie łokcie, bo siedziałam przy biurku ;). Nie spodziewałam się, że jest jeszcze aż tyyyyyyyyle do poprawy w tak krótkim teście. Ogromnie dziękuję, że miałaś ochotę wskazać mi błędy i potencjalnie mniej strawne kawałki. Już raz siadłam nad edytką, będę siadać kolejny albo i jeszcze trzeci, żeby poprawić opko wedle wskazówek i przemyśleć kilka kwestii. Kłaniam się nisko za dodanie kilku słów otuchy na końcu :). No, wiele jeszcze pracy przede mną.

 

RogerRedeye, dzięki wielkie za odwiedziny! Przyznam, że większość westernowych klasyków wciąż przede mną ;). Ostatnio zapoznawałam się z klimatem przy okazji serialu Westworld. 

Rozumiem Twoje odczucia, że na biblio może być za wcześnie, mam nadzieję na dniach wyczyścić tekst możliwie jak najlepiejangel.

Przeczytałam z przyjemnością. Lekki, dowcipny tekst. Zwróciłam uwagę, jak dobrze przedstawiasz zachowania bohaterów, pokazujesz niuanse w relacjach, a także szczegółowo opisujesz mimikę. Wiele się tutaj dzieje na warstwie emocjonalnej, chociaż nie mamy erupcji wulkanicznych, no chyba, że w domu pani minister ;). Podoba mi się taka stonowana melodia. 

Sam pomysł również zasługuję na uwagę. Klinika Twardowskiej, grube kosmetyczne biznesy powiązane z polityką. Piekielni durnie. Moc seksu. Naprawdę fajnie pomyślane, subtelnie nawiązujące do legendy i realiów, jakie znamy.

W końcówce zirytowałam się maksymowym stwierdzeniem: “to tylko kobieta”. Nie widzę go w roli kochanka dla madame, gościa, który najchętniej ogląda jeden i ten sam serial przez dziesięć lat. Nie! Nieeee! <krzyczy z przerażeniem>

Acha, zapomniałam dodać, że opisane przez Ciebie powstanie świata kojarzy mi się z tolkienowskim opisem w Silmarilionie. Muzyka stawarza.

Natomiast przenikanie się bytu żeńskiego z męskim już od początku przywodzi na myśl koncepcję ying i yang. 

Jak feministycznie! Nie spodziewałam się, że Lucyfer była kobietą (trochę jak Kopernik, haha) ;). Ogółem ciekawa, przyjemna lektura.

Nie do końca rozumiem, dlaczego Lucyna jest zwykłą ziemianką, o przeciętnych, ludzkich problemach, a potem zostaje “fałszywym prorokiem”. Czyżby coś na kształt Jezusa na ziemi?

Najbardziej podobały mi się kawałki o dalekiej przeszłości, o powstawaniu świata (nazwane przez Ciebie dowcipnie “nieco wcześniej”) oraz wyobrażenie niebiańskich relacji.

adam_c4, również nigdy nie dotarłam na koncert Kultu, a bardzo bym chciała (o ile Staszewski dałby radę śpiewać ;)). Dziękuję bardzo za wizytę, cieszę się, że nieco odjechana konwencja przypadła Ci do gustu.

oidrin, ogromnie miło Cię widzieć pod moim skromnym debiutem! Piękne dzięki za klika i dobre słowo :).

BasementKey, jestem wdzięczna za odwiedziny i komentarz tak obfitujący w uwagi! :) Potrzebuję chwili czasu, by wszystko przemyśleć. Rozbawiło mnie Twoje podsumowanie krótkiej historii mojego bohatera, haha :). Coś w tym jest. Zastanowię się nad spójnością Przemka.

Co do trenowania na matach – u siebie w klubie mieliśmy specjalną podłogę wyłożoną grubymi matami. Zaś jeśli chodzi o mistrzów, to podobnie jak uczniowie, są tylko ludźmi i bywają różni. Poznałam dotychczas czterech i jeden z nich miał kłopoty z agresją i przekraczaniem granic na treningach – w dużym skrócie.

Fajny miks, podoba mi się połączenie legendy, która jak dla mnie nigdy nie była zbyt “sexy” mocno posuniętą technologią. I w tym wszystkim biedny, naiwny bohater, który chciałby dostawać podpowiedzi od sztucznej inteligencji na każdym kroku. Nietypowy smok, chętnie dowiedziałabym się o nim nieco więcej ;).

Zazgrzytał mi trochę ten wódz, za bardzo kojarzy się z przeszłością niźli z przyszłością ;). Na zakończenie też wolałabym więcej, może po prostu dwa-trzy zdania opisu ostatniej sceny, brakuje takiej wisienki na torcie.

Ogółem, podobało się :).

Przeczytałam z zainteresowaniem, acz uczciwie przyznam, że to nie moje klimaty.

Nie podeszła mi zdradzona, mordercza bohaterka, może za mało o niej wiem? Nie rozumiem, czemu Bell u niej pozostał i czego chciał? Co się między nimi wydarzyło? Nie jestem również pewna, jakie to są realia, jak wygląda otoczenie bohaterów, brakowało mi więcej detali, punktów odniesienia. Chyba przez to nie poczułam w pełni opisanej przez Ciebie historii.

Wciągnęło mnie bardzo mocno! Widzę tutaj materiał na powieść – z chęcią bym poznawała występujących bohaterów oraz ich zaplatające się wątki w nieco rozrzedzonej formie. Bo tekst jest naprawdę gęsty, od drugiej połowy ciutkę za bardzo. Momentami się gubiłam, też nie skumałam motywu z pasem. No, ale ogólnie to będę chwalić!

Słowiańskie klimaty oddane realistycznie, pełnowymiarowe postacie bez podziału na białych i czarnych, różne intrygi i miłosne historie, w tym podejrzane, z rogami w tle. Dla mnie ekstra!

Uśmiechnęłam się z kilku żartów, zdecydowanie moim faworytem jest Mamucz. Złośliwy i sprytny wodnik, który wie więcej od pozostałych, nietuzinkowy pomysł na postać. Również relacja Koren i Erila podbiła moje serce. Zaciekawiłam się, czy oni tak na poważnie, czy może jednak przelotny romans albo no niestety chłopak ją chapnie i po znajomości ;).

Powiem jeszcze raz, z chęcią przeczytałabym perypetie tej ferajny w pełnometrażowej wersji :)!

Irko, pięknie dziękuję za klika :). W sumie mi też go szkoda, los bywa niesprawiedliwy i nieprzewidywalny. A czy tylko on pochodził z piosenki? Nie wiem.

Zmieniam na szorta. Zastanawiam się, od jakiej liczby znaków zaczyna się opowiadanie?

Fajne opowiadanie, wielu bohaterów, wartka akcja. Wciągnęło mnie bez reszty. Cieszyłam się, że Aleksander zniszczył dane nowych magów. Bardzo realistycznie pokazujesz rzeczywistość, w której starzy wyjadacze rywalizują z innowatorami, którzy korzystają ze zdobyczy technologicznych. 

Jedyne do czego bym się przyczepiła to rzucanie kamieniami w zbiega. Czemu nowo magijni mają takie bajery, a używają zwykłych kamyków?

Przyznaję, na początku nie byłam przekonana, gość leży na ziemi i nie chce zemdleć, potem miasto w Polsce… Jednak chwila po chwila podobało mi się coraz bardziej. Fabuła pięknie zapleciona relacyjnie, tu była żona, tutaj kolega – rebeliant. No ogólnie, szkoda, że to koniec! Może napiszesz kontynuację? ;)

 

Seener, to podziel się, proszę, alternatywną końcówką :).

CM, pięknie dziękuję za lekturę i wskazówki! Jestem wdzięczna za objaśnienie, kiedy warto wytłumaczyć czytelnikowi nieco więcej – miałam zagwozdkę przy tym tekście, jak to wyjdzie. Obcasy już stukają bez nadmiarowego przymiotnika :).

 

Olciatko, ogromnie się cieszę, że tekst przypadł Ci do gustu! Kłaniam się za polecenie do biblio.

 

Regulatorzy, miałam cichą nadzieję, że tutaj zajrzysz! Widzę, że jednak nawaliłam sporo baboli. No cóż, człowiek uczy się całe życie. Stare powiedzenie, a niezmiennie aktualne. Dziękuję za wnikliwą analizę i wykazanie błędów, poprawiłam.

Co do agresji bohatera, to jak najbardziej odbiega to od koncepcji karate. Natomiast adepci sztuki walki nie są doskonali, a tym bardziej emocje, których doświadczają. Najważniejsze są czyny. Tutaj bohater powstrzymał się przed atakiem. Zaś jego nauczyciel wytykał mu “słaby charakter”, w moim rozumieniu, myślał właśnie o wybuchowym temperamencie ucznia… Chociaż może powinnam napisać o tym wprost, hmm.

 

A i zapomniałam dodać, że tutaj jest literówka: 

"…bo stworzenia ją zamieszkujące zgubił własny rozwój" – > zgubiły

Intrygująca wizja, pomieszanie Never Ending Story (wszystko, co jest wielkie, włochate i lata kojarzy mi się z Falkorem) z podróżami w kosmosie. Fajne. Filozoficzna opowiastka z gorzką puentą, że pomaganie innym może skończyć się tragicznie. Przeczytałam z przyjemnością. 

Wilku, rozumiem Twoje obiekcje. Przez rok trenowałam karate kyokushin i poznałam bardzo różne charaktery. Większość z wyższych pasów zgadzała się z moimi wyobrażeniami spokoju i opanowania. Kiedy jednak wyjechałam z nimi na obóz jeden z brązowych pasów wyznał mi, że ze swoim bratem (też brązowym pasem) są chętni do ulicznych bójek. Bo wiedzą jak, bo ludzie ich drażnią. Unikają walki, lecz zdarzyło im się kogoś walnąć. Dało mi to do myślenia, że drzemią w nich spore pokłady agresji, które zazwyczaj przekuwają na ostre treningi i koncentracje. Co nie znaczy, że od czasu do czasu nie budzi się w nich chęć wykorzystania energii w bardziej “praktyczny” sposób. Pytanie, co z tą chęcią zrobią.

Co ciekawsze, mam znajomych, którzy uprawiali inne sztuki walki, m.in taekwondo, i tam było więcej jawnych agresorów.

Pozdrawiam!

Finklo, bardzo mi miło, serdeczne dzięki za odwiedziny. Za literówki zaraz się zabiorę. Tekst odleżał ponad dwa tygodnie, a czytały go trzy osoby, także widocznie w toku ewolucji coś musiało umknąć. 

 

Geeogrraafie, ogromnie się cieszę, że tekst przypasował. Dziękuję za wyłapanie błędów!

 

Wilku, bardzo dziękuję za wizytę i Twoje sugestie. Obawiam się, że jeszcze nie umiem w weirdo ;). Błędy już spieszę poprawić! Co do kyu, stosowałam pasy wg karate tradycyjnego: http://www.karate.pl/stopnie_i_ich_zasadnicze_kryteria.php 

 

 

 

Tsole, poczułam klimat podróży w kosmos! Zaciekawiła mnie hipoteza, że jeśli rakieta osiągałaby prędkość świata, a nawet szybszą, człowiek dosięgnął by do wyższych bytów. Do poznania tajemnic kosmosu. Rozbawiła mnie nieznośna lepkość bytu, wyobraziłam sobie, że pilot musiał się okropnie spocić ;). Miałam chwilę zwątpienia, w środku, kiedy poetycki opis trwał już długo dla mojego niecierpliwego umysłu, ale potem przyszło zakończenie: nagroda. Piękne, łagodne zejście na ziemię.

Mam mieszane uczucia. Motyw kury i jajka (czyli jednak jajko było pierwsze!) bardzo udany. Ciekawe wstawki związane z fizyką. Powstała tutaj swoista mitofizyka. Z drugiej strony tekst jest dla mnie zbyt niekonkretny, o czymś opowiadasz, ale bez szczegółów, stąd zastanawiam się, co możesz mieć na myśli. Lubię teksty, które skłaniają do refleksji i otwierają się na mnogość interpretacji, aczkolwiek tutaj ta otwartość jest dla mnie zbyt szeroka ;).

Gratuluję wyróżnienia w konkursie!!!

Rosso, wpadłam jeszcze raz, żeby Ci serdecznie pogratulować piórka! :)

serpent, bardzo udany tekst! Śmierć zaskoczyła swoim zachowaniem, podobnie jak refleksjami i konfliktem wewnętrznym. Cwana, najpierw zrobiła przeszpiegi, gdzie znaleźć resztę rodzeństwa, a potem przystąpiła do działania. 

Początek ciut niezgrabny, ale dalej nie mam zarzutów jako ukontentowana czytelniczka :). 

Nowa Fantastyka