Profil użytkownika


komentarze: 37, w dziale opowiadań: 36, opowiadania: 16

Ostatnie sto komentarzy

Outta Sewer – bardzo dziękuję za ciepłe słowa! Też jak czytam rzeczy (szczególnie o postaciach, na których mi zależy) to mam nadzieję, że nic złego im się nie stanie. Sztampowa metafora, ale Hobbity czasem mogą zostać w Shire :) 

 

Pozdrawiam wszystkich z Hong Kongu!

 

Cześć krar85 – dziękuję za przeczytanie i głosowanie. Komentujesz szczegółowe elementy opowiadania i zadajesz bezpośrednio pytania o wymowę scen. Nie jestem pewien, na ile w dobrym guście jest opowiadanie o własnych intencjach. Raczej wykształciłem w sobie podejście, że tekst ma się bronić sam. Też jeśli miałem banalne założenie, a osoby czytające zobaczyły tam coś głębszego, obnażę się ze swoim brakiem wizji… Ale odniosę się, a co tam :) 

 

opko – jak się okazuje – dotyk również cięższej tematyki, do której – imho – fekalia nie najlepiej pasują.

Niepasujące elementy to podstawa tego opowiadania i źródło zabawy podczas pisania. Nie wiem co masz na myśli pisząc o pretensjonalności tematyki kanalizacji. Założenie było przeciwne, dotknąć przyziemnej pracy bez jej gloryfikacji i demonizacji. Być może wybór zawodu jest mało subtelny, ale dobrze mi kontrastował z bogami i z subtelnością akcji. 

 

O aspektach kulturowych, zwyczajach i ich oddaniu za wiele nie napiszę, bo na dalekim wschodzie nie byłem i się na tym nie wyznaję (sporo mogło mi tu umknąć). Jedyne, co mi się tu rzuciło, to relacje rodzinne, które wyszły nader „zachodnio”. Wolność słowa i wyboru. Nie widzę tu elementów konfucjańskich ani przesadnie feudalnych, ale może tylko Chińczycy i Koreańczycy, z którymi pracuję, tacy są.

Sam pracuję z osobami z Hong Kongu (ekspatami i żyjącymi na miejscu). Nie uważam się za eksperta. Miasto doświadczało zachodnich wpływów ze względu na kolonialną historię, a relacje rodzinne (na linii mąż-żona) zainspirowane są historią rodzinną współpracowniczki z Hong Kongu właśnie :) 

 

Nie mam spójnej wizji, co chciałeś pokazać poprzez relacje bohatera z gówniątkiem. Często nawiązywałeś do utknięcia w kiepskiej pracy i obgadywania przez ludzi. Czy wybrany bóg jest na to odpowiedzią? Sprzeciwem wobec postawionych oczekiwań?

W skrócie chodziło mi o wstyd i akceptację. Konflikty Kwong Minga (wewnętrzne i zewnętrzne) nie wynikają z pracy, ale z postawy. Po części postawa jest wynikiem presji społecznej, z drugiej strony niespełnionych ambicji. Kolejnym aspektem jest projekcyjność jego emocji. Na przykład przypisywanie synowi błędnych motywacji. Trochę po buddyjsku rozwiązaniem jest szczera akceptacja. Jeśli jest nieszczera (lub na pokaz, antagonistyczna wobec wrogiego świata, określasz to słowem “sprzeciw”), prowadzi do odwrotnych skutków. Poszczególne aspekty Gówniątka oddają tę wizję. 

 

Samych bogów dobrze pokazujesz w scenie z bogiem-motylem, natomiast nie kupuje dziejącej się w tle rozmowy. Bohater dostaje propozycję od członka rodziny, któremu się lepiej powodzi i odrzuca ją. Woli robić swoje, choć nie pokazujesz ani strachu przed nowym, ani braku kompetencji. Duma, zawiść? U sensownie rozumującego gościa, który ma rodzinę. Nie kupuję.

Ta scena dzieje się już po pierwszej interakcji z Gówniątkiem. W Kwong Mingu zaczyna tlić się nowa świadomość, rozpoczyna się proces samoaktualizacji (nie mam lepszego słowa). Sugeruję tu, że nie chodzi wprost o samą pracę.

Na wierzchu jest protekcjonalność szwagra i nietrafiona chęć pomocy od strony żony. Ogólnie zderzam tu zewnętrzną interwencję vs. faktyczną potrzebę Kwong Minga. 

 

W końcówce żona – w końcu – akceptuje „boga gówna”. Czy to bardziej forma żartu, czy też zahaczenia o kwestię akceptacji partnera z budzącą wątpliwości pracą? Nie jestem pewien.

Żona z otwartymi ramionami przyjmuje zmianę, jaka zadziała się w mężu. On zmienia się, przeformułowując własne położenie, dzięki czemu na nowo formułuje relację z synem, z nią, z Gówniątkiem. To rozegranie głównej osi opowiadania. Do tego pokazanie, że motywacją żony nie jest nakłonienie Kwong Minga do chęci zmiany, ale miłość i ulżenie w jego cierpieniu. Jest tam mini żart w kontekście tego, że żona wie więcej, niż wydaje się głównemu bohaterowi :)

Dzięki jeszcze raz za przeczytanie i głosowanie!

 

Serdecznie dziękuję ninedin za nominację!  Trudno… do trzech (lub więcej) razy sztuka. Cieszę się, że sporo osób przeczytało opowiadanie i podzieliło się wrażeniami, dla mnie to sporo cennych uwag do zastosowania w kolejnych tekstach. Bardzo dziękuję i polecam się na przyszłość :) 

Cześć, dobiły mnie obowiązki i nie miałem czasu porządnie przysiąść do komentarzy. Zależy mi, żeby odnieść się do każdego, a nie chcę pompować ich liczby, więc napiszę jeden wielki :) 

 

Cześć Zanais – dziękuję za przeczytanie (przy śniadaniu, pomimo groźby w opisie opowiadania). Twoja interpretacja obyczajowego wątku w opowiadaniu trochę różni się od wymowy, jaką chciałem przekazać. Ale tak jak pisałem wcześniej, nie upieram się, a to, że dzielisz się swoją perspektywą jest dla mnie bardzo bardzo wartościowe. 

Jeśli chodzi o język, to opowiadanie jest dla mnie małym eksperymentem z oszczędniejszą formą. Zauważyłem, że w części nawet uznanych książek rozbudowane zdania i skomplikowane formy utrudniały (mi) odbiór tekstu. Denerwowało mnie to podwójnie, bo zauważyłem, że sam tak (co prawda nieumiejętnie) pisałem. Więc w Gówniątku postawiłem na prostotę. Pisząc pomagałem sobie “Piknikiem na skraju drogi”, bo to dla mnie niedościgniony wzór prostego i jednocześnie wyrafinowanego języka. 

Przyznaję, że zaskakujący w tym opowiadaniu może być motyw centralny. Poza tym chciałem stworzyć coś spokojniejszego, subtelnego jak płatek wiśni na wietrze ;) 

 

Cześć odrin. Osoby, które znają się na temacie (chyba jakimkolwiek) są zazwyczaj najtrudniejszymi czytelnikami ;) Trochę zaczynam się zastanawiać nad zwrotem akcji – w opowiadaniu raczej rzeczy mielą się w środku, niż rozgrywają w fabule. Być może Gówniątko mogło bardziej namieszać, ale wybrałem inaczej – wybory, wybory. Chociaż przyznam, że świetnie pisało się bizarro, to moje drugie podejście do takiego ‘światotwórstwa’ (pierwsze jest w gatunku sci-fi). 

W kontekście czysto kulturowym – zgadzam się z Twoimi uwagami. Ogród miał być krzakami (przyznam, że nieco z lenistwa, bo nie chciałem rozwodzić się nad lokalizacją ołtarzyku). Być może coś pozmieniam i zrobię tam więcej klimatu. W kwestii nazwisk masz rację – jest to błąd, który wynika z niedopatrzenia. Na początku nazwałem małżeństwo Kwong Ming i Ai Ling (pisane jako imię i nazwisko). Dodałem Shoi Minga z nazwiskiem, żeby od razu wytłumaczyło się pokrewieństwo i “tak już zostało”. Więc jest to dziwna rodzina, która mówi do siebie po nazwisku. 

Doceniam bardzo insighty prosto z Hong Kongu :) W przyszłym miesiącu wybieram się osobiście (lipiec, masakra). Jeśli chciałabyś podzielić się miejscami/rekomendacjami/wskazówkami to jestem chętny! W każdym razie dziękuję za przeczytanie, jak coś napiszę w chińskich klimatach to zaproszę Cię do bety, hehe.

 

Cześć HollyHell91. Na początku dajesz konkretne uwagi – pozwól że się odniosę po jednej. 

 

Po pierwsze: Kwong Ming to imię i nazwisko? Jeśli tak, to żona mówiłaby do niego tak oficjalnie? Chyba że w Azji tak się mówi, nie wiem.

Po drugie: w dialogu jeśli po myślniku nie ma czasownika “paszczowego”, powinniśmy zaczynać zdanie z dużej litery.

Azja to spory kontynent, ja się nie nazwę ekspertem żadnego z jej krajów, ale masz rację – imię i nazwisko. Dziwna rodzina, która tak do siebie mówi. Może przechodzą kryzys małżeński i nazwisko to forma budowania dystansu? Jeśli chodzi o “paszczowość” – odgłos dobiegł zza ściany to nie paszczowo? (serio pytam)

Wiadomo, że w dłoniach, przecież nie zrobił tego stopami. Chyba że nie ma rąk i już się wprawił w tej sztuce, ale to już daleko idące i przesadzone wnioski.

Trafna uwaga. Chociaż mi się rytmicznie podobają tam te dłonie. Dorzucę jakiś przymiotnik, żeby uzasadnić dłonie.

 

Tautologia.

Tak, zamierzona. Celowałem w napisanie początku prostawo.

 

Chyba “zrzędzi”.

Chyba tak, poprawię :) 

 

Hm. Nie byłam jeszcze nigdy w żadnym azjatyckim kraju, ale oglądam mnóstwo vlogów podróżniczych i wielokrotnie spotkałam się ze stwierdzeniem, że rury kanalizacyjne w Azji są bardzo wąskie, do tego stopnia, że nie można za dużo wrzucać do nich papieru toaletowego, a co dopiero koszulki. Ale może nie wszędzie tak jest…

Nie chcę się wymądrzać, bo nie jestem specjalistą od kanalizacji. Robiąc research do opowiadania widziałem nagrania z takimi komorami. Są to pewnego rodzaju zbiorniki, które pozwalają na większe skupienie odpadów w danym obszarze. Więc nie jest to rura per se. Pomyślałem, że to sensowne, bo akurat ta scena rozgrywa się w zakładzie tekstylnym. A historia za tym jest taka (choć niewspomniana wprost), że zbuntowany pracownik zatkał odpływ ;) 

 

Brakujący przecinek.

Dodam!

 

Obawiam się, że nie ma takiego słowa.

 

Popełniłem świadomy neologizm. Zastanawiałem się między zślimaczył, a ześlimaczył. 

 

Dużo tych tyłów.

Pasuje do tematu opowiadania… a tak serio, to grzebałem w tej scenie po poprawkach od Asylum. Musiałem coś namieszać, dzięki za czujność. Dziękuję za przeczytanie podczas śniadania i ogólnie za poświęcony czas i trafne uwagi :) 

 

Cześć Golodh.

 

A to źle?:P Ostatnio chyba dość popularna staje się literatura cozy – z Becky Chambers jako główną przedstawicielką – czyli taka właśnie miła i przytulna. Choć głównie mówię, co słyszałem, sam jeszcze styczności nie miałem aż takiej, jak z klasyką;)

Chociaż przez Becky Chambers trudno mi przebrnąć, to trochę chodziło o zderzenie rodzinnej tematyki z obrzydliwym tematem (właściwie dla niektórych to tożsame, wow, ale robi się symbolika). Opisy są nieobrazowe, to prawda. Jest to kolejne małe ćwiczenie, bo pisząc wpadałem w rutynę skupiania się głównie na wzroku – więc świadomie starałem się unikać wzrokowych dokładnych opisów. Wrzucałem boga gówna pod koniec sceny, to też celowe, taki callback, niby z zamysłem humorystycznym, ale ocenę egzekucji zostawiam osobom czytającym. Z tym, żeby zakończyć mocniejszą myślą – wiem, do czego się odnosisz. Przyznam, że to narzędzie, którego uczę się używać, więc czasem macham nim trochę jak dziecko zabawką ;)

Dziękuję za przeczytanie i wartościowe wskazówki.

 

Cześć Finkla. Dziękuję za przeczytanie. Lubię pisać coś nietypowego (pod przynajmniej jednym względem w danym tekście), więc bardzo mi miło, że tak odbierasz opowiadanie. Pasywno-agresywny konflikt z teściami przekazywany ustami wnuczka mnie bardzo śmieszy. Kusiło, żeby wrzucić kilka takich interakcji (nawet była scena projekcyjna, gdzie Kwong Ming nie wytrzymuje i wydziera się staruszkę na plaży), ale ostatecznie zrezygnowałem. 

Cytryny. Hmmm. To wręcz symbol świeżości. Chyba większość środków czyszczących ma zapach cytrusowy. Pszipadek?

Nie sondze. 

 

Dziękuję za piórkowe TAK pomimo wahań :)

Cześć TheXX! Całkiem spodobał mi się Twój tekst. Napisałaś coś intymnego i (prawdopodobnie) nasyconego prywatnymi odniesieniami/wrażeniami. Osobiste momenty stanowią najmocniejszą stronę tekstu. Jego słabszą stroną są (moim zdaniem) podsumowania sytuacji społeczno-ekonomiczno-techonologicznej wczesnego XXI wieku. W takim delikatnym (?) tekście wystają jak gwóźdź przeznaczony do “finezyjnego” wbicia młotkiem, co też się poniekąd dzieje. 

Z rzeczy technicznych – coś mi spowalniało czytanie i po głębszej refleksji winę przypisuję słowom, które niepotrzebnie hamują tempo tekstu. Trudno mi to opisać, więc dla przykładu wrzucam modyfikację ostatniego akapitu [SPOILER]

 

Postanowiłam zrobić kolejny krok i spleść palce z osobą z naprzeciwka, złapać ją za dłoń. W tym samym czasie, Kiedy poruszyłam ręką, nagle poczułam silne szarpnięcie w przód. Zdążyłam przed tym tylko otworzyć usta, po czym wydobyło się ze mnie wrzaśnięcie wywołane szokiem. Krzyknęłam, ponieważ bo czułam, że upadam do przodu. O dziwo Odbicie w lustrze robiło to samo. Przez moment Pomyślałam, że uderzę głową w szkło lub zderzymy się głowami. Możliwości były tylko dwie. Tymczasem lecąc coraz bardziej ku przodowi, przeniknęłyśmy przez swoje ciała i wylądowałyśmy po przeciwnych stronach lustra.

Oczywiście wszystko co piszę uznaj za subiektywną opinię i przyjmij tylko to co zechcesz. Ogólnie podoba mi się Twój styl, jest zgrabny i nienachalny, chociaż do doszlifowania (jak u wszystkich). To dobrze, że pisanie było dla Ciebie terapeutyczne. Pisz więcej! :)

Cześć Krokusie :) Dzięki za przeczytanie i opisanie wrażeń. Cieszy mnie podwójnie, że opisujesz elementy, na które starałem się zwrócić uwagę przy pisaniu! Zależało mi na wpleceniu wątków fantastycznych naturalnie, bez większej ekspozycji (to umiejętność, którą chyba najbardziej cenię i podziwiam u innych autorów sci-fi/fantasy i której staram się uczyć). Postaci w moim tekście żyją wśród bogów na co dzień, a do tego opisuję zwykłych ludzi, więc sama treść ułatwia “zwyczajność” podejmowania tematów.

Bardzo, bardzo miło mi, że interpretujesz też istotę opowiadania. Zazwyczaj staram się ją kształtować świadomie (chociaż często sam zaczynam ją rozumieć dopiero w połowie pisania). Z drugiej strony nie mam w ogóle ciśnienia, żeby osoby czytające rozumiały ją zgodnie z moją intencją :) (Nie sugeruję, że odczytałeś inaczej niż planowałem. Ale też nie potwierdzam Twojej interpretacji. Śmierć autora)

…a że motyw można zepsuć – zdecydowanie. Koncepcja sama się nie broni, wręcz przeciwnie. Chyba nigdy nie otrzymałem tak negatywnych reakcji (wręcz zażenowania) od przyjaciół przy dzieleniu się pomysłem. Dlatego tym bardziej cieszę się, że czytało się przyjemnie! 

 

Asylum – dziękuję za przeczytanie i za zaproponowanie poprawek. Nie chcę się jakoś bronić, ale zauważasz sporo rzeczy, nad którymi zastanawiałem się przy pisaniu, więc chętnie się odniosę! 

W kontekście zbiorowości – zastanawiałem się, czy nie podejść do tematu szerzej, ale ostatecznie wygrała chęć opisania węższego, bardziej kameralnego kontekstu. Czasem próbuję w opowiadaniach zrobić coś z rozmachem, ale to (dla mnie) dużo trudniejsze i lepiej pasujące do dłuższych form. 

Postać boga była w oryginale opisana bardzo dokładnie. Im więcej czasu na to poświęcałem, tym mniejszą przyjemność czerpałem z pisania. Tekst robił się bardziej “mój” w złym sensie oraz “ciężki”. Ostatecznie wybrałem uniknięcie opisów i zdanie się na wyobraźnię osób czytających. Stąd Gówniątko ma “coś w rodzaju dłoni”, “coś w rodzaju uszu” itp.

Z tym motylem przypomniałaś mi, że zastanawiałem się nad ostatecznym ukazaniem niespodziewanego piękna Gówniątka. Czegoś w stylu brzydkiego kaczątka, metamorfozy. Powstrzymałem się, bo wydawało mi się to nieco zbyt oklepane, a poza tym piękno Gówniątka jest bardziej subtelne. 

Przyznaję, że tytuł nie należy do wyżyn marketingu. Chociaż gdyby tekst nie cieszył się zainteresowaniem, miałbym niegodzącego w samoocenę winowajcę :))

 

W kontekście poprawek: 

Po pierwsze, nie żadnego boga gówna, tylko (do) zwykłego, pospolitego boga jakich wielu.”

To zdanie łączy się z poprzednim, więc wciąż chodzi o “modlenie się do”. Więc dodałem słowo w nawiasie.

 

,Światło latarki zatańczyło jakby na szklanej powierzchni nieruchomych ślepiów. Tak jak zawsze, pojawiło się niepostrzeżenie i bez dźwięku. Wbijało wzrok w ludzi, wyglądając zza rogu lub znad brudnych rur. Czasem stało nieruchomo na środku kanału, czasem kiwało się jak zaspany człowiek w metrze. Mogło czaić się tam od dawna, na długo zanim zostało zauważone.

 

Jakie ono? Światło latarki czy ślepia?

… ono – Gówniątko. Chociaż to nieuprawnione, bo nie określiłem jeszcze wtedy imienia boga. Pomyślę jak to zmienić. 

 

,Nagle poczuł znacznie wyraźniejszy zapach, jak cuchnąca żyła otulona pospolitym swądem. Zwrócił się w jego kierunku. Dochodził z wąskiego korytarza, który kończył się rozwidleniem na prawo i lewo. Poszedł w tamtym kierunku. Światło tarło o szorstkie ściany i odbijało się od brudnej wody.  Swąd stawał się nie do zniesienia.

Pierwszą część nieco zmieniłem, chociaż światło trze i koniec :) Jak coś pada na szorstką powierzchnię to trze (wiem, że nie, ale niech to będzie metafora). 

 

,W pewnym momencie splątały

 

Racja, zmieniłem. 

 

,Tkanka znajdująca się pod nią była pękiem w pełni wykształconych i ruchomych ludzkich oczu, połączonych naczyniami (krwionośnymi) jak pęcherzyki płucne.

Tak, dokładnie. Dodałem “krwionośne” zamiast “włosowate”, bo to chyba zbyt specjalistyczne słowo jak na język narracji.

 

Dziękuję jeszcze raz za poświęcenie czasu na przeczytanie, skomentowanie i za poprawki! :)

 

Bardzo mi się spodobał Twój szort! Złapałem się na mimowolnym uśmiechu podczas czytania. Całkiem błyskotliwy pomysł. Jest siła (dialogu)!

Serdecznie dziękuję za chęć nominacji do piórka i za docenienie tekstu :))

Cześć Ninedin – niezmiernie miło zrobił mi Twój komentarz! Zależało mi żeby napisać coś, hm, uczuciowego, ale nie (jak to trafnie nazwałaś) czułostkowego :)) Cieszę się, że takie było Twoje doświadczenie. Osobiście lubię te teksty, w których emocje przekazywane są tym, co nie zostało ‘wypowiedziane’.

Tymi rzymskimi bóstwami zainspirowałaś mnie do poszukania w innych religiach – widzę, że jest Beereshwara Swamy w hinduizmie. Może zrobię kiedyś przegląd międzykulturowy ;) 

 

Bardjaskier – dzięki za propozycje! Pomyślę, chociaż przywiązuję się coraz bardziej do prostoty Gówniątka :))

Cześć Bardjaskier – dzięki za przeczytanie! Wiem, że z tym tytułem jest różnie, moi życiowi beta readerzy też nie byli zadowoleni ;))) Pomysł zaczął się od tytułu, więc czułem się do niego przywiązany. Zastanawiałem się na co go potencjalnie zmienić, ale nic nie przychodzi mi do głowy…

Ciekawy pomysł, wzbudzający smutek i tęsknotę. Jakbym miał się przyczepić, to średnio (mi) tu pasuje naśladowanie naturalnego języka (np. podczas tej wymiany 'byłeś – nie byłem'). Jako że zamysł jest całkiem poetycki, mogłabyś oddać go poetyckim językiem :)

Hm. Czytając odniosłem wrażenie, że skądś znam treść tekstu… bo boleśnie przypomina pospolite wpisy rozzłoszczonych graczy, oglądaczy i innych, komentujących różnorodność gier i netflixowych seriali. Tekst jest w założeniu żartobliwy, ale (dla mnie) jest to humor pozbawiony twórczości, takie średnio mądre powtarzanie internetowych klisz. Dodatkowo parę wstawek z komentarzem rasowym w stylu wujka co się wypowie na każdy temat przy obiedzie. Zamiast śmiechu tekst wzbudził we mnie second-hand embarrassment

Zamysł struktury tekstu całkiem mi się podobał, pomysł z bocianami i podmianą dzieci interesujący. Miał jednak większy potencjał niż konkluzja “Polacy – pijacy; (Czarni) Amerykanie – przestępcy”. 

 

Gravel – bardzo dziękuję za poświęcenie czasu na przeczytanie opowiadania :) Rzeczywiście zdarzają się niezręczne zdania. Poprawiłem te, które wskazałaś, później przeczeszę tekst w poszukiwaniu pozostałych. 

Zależało mi na ‘soft’ podejściu do świata przedstawionego, żeby główny nacisk położyć na atmosferze. Jak zauważyłaś, przy okazji cierpi na tym akcja (dziękuję za dotrwanie pomimo tego!), dla mnie to względnie świadoma kalkulacja i rozłożenie akcentów. O ile sam lubię dynamiczniejsze historie, to nie ukrywam, że bardzo miło pisało się coś spokojnego i wyciszonego – zainspirowanego moim doświadczeniem z literaturą Azji Wschodniej. 

Zygfryd89 – dzięki za przeczytanie! Właśnie taki był zamysł opowiadania, chciałem połączyć świętość z brudem w fabule, a u osoby czytającej obrzydzenie z miłym doświadczeniem. 

Bruce – uprzejmie dziękuję za przeczytanie opowiadania. Rzeczywiście powinienem był wspomnieć o wulgaryzmach. Dodałem do przedmowy, żeby inne osoby, które chcą ewentualnie przeczytać tekst, podjęły decyzję świadomie. Dziękuję też za wskazanie błędów :) Nie wiedziałem, że Bruce Lee zmarł w Hong Kongu, ale poczytałem i przypomniałem sobie o osiedlu Kowloon Walled City (na obszarze w pobliżu domu Bruce’a Lee) – miejsce z wyjątkowo ciekawą historią i potencjalnie interesujące miejsce akcji na opowiadanie.

Koala75 – bardzo dziękuję za przeczytanie oraz przetrwanie niemiłych obrazów i zapachów.

Ambush – bardzo dziękuję za przeczytanie i przebrnięcie przez obrzydliwosci :) Naniosłem poprawki, dzięki!

Persefona – serdecznie dziękuję za przeczytanie i zaproponowanie poprawek. Podczas pisania zastanawiałem nad tym bogiem, ale bardzo nie chciałem stosować synonimów – bóg to bóg, nie stworzenie i nie istota, przynajmniej w sposobie jaki o nim myślę i jaki projektuję na postaci opowiadania :) zgadzam się z Twoją uwagą od strony stylistycznej, koncepcyjnie miałem trochę inny cel. 

 

Jeszcze raz dzięki!

Tak dużo nowych komentarzy, bardzo miło jest je przeczytać! 

Silva, dziękuję za nominację, muszę więcej poczytać na czym polega, mimo to stanowi dla mnie motywujące zaskoczenie. Największą przyjemność przynosi mi, gdy komuś po prostu dobrze czytało się moją historię. 

Ninedin, co masz na myśli pisząc “fantastyczną klasyką”? Ostatnio trochę porzuciłem koncepcję high science na (jak zauważyłaś) korzyść większego skupienia na postaciach i zbierania inspiracji z literatury fantastycznej. Nawet z krótkiej perspektywy zauważam, że pierwszoosobowa narracja umożliwia dużo więcej, niż wykorzystałem w tekście. Uczę się jej stopniowo, bo przychodzi mi mniej naturalnie niż 3-osobowa. W każdym razie dziękuję za docenienie tekstu :) 

Edwardzie, bardzo cieszę się z Twojej pozytywnej opinii. Tak naprawdę większość mojej uwagi skupiły postaci i to właściwie od nich wyszedłem, a świat mi się “stworzył” przy okazji. Staram się pilnować, żeby świat ukazywany był przez postaci. Dziękuję za uwagi stylistyczne i nominowanie do biblioteki :) 

Drakaina, nie mam ambicji rozwijania świata, tym bardziej, że opowiadanie było dla mnie trochę odskocznią i prokrastynacją przy większych projektach :) Jednocześnie zupełnie nie mam pomysłu w jaki sposób je skrócić. Raczej należę do osób, które bez planu będą błądzić i wydłużać, w przypadku tworzenia tego opowiadania starałem się więc rygorystycznie podejść do tematu. Uważałem, że relacja chłopaków potrzebuje trochę stron. Dużo skracałem i przyznam, wyprułem się z dalszych pomysłów. Gdybyś chciała udzielić mi skonkretyzowanych rad to baaardzo chętnie z nich skorzystam. Ale… nie obrażaj stereotypowego, ślicznego chłopca! Ludzie czasem myślą stereotypami, chociaż tu mógł wyjść fakt, że nie jestem czytelnikiem romansów i to chyba pierwsza (odwzajemniona) romantyczna relacja w mojej pisaniu. 

Joseheim, dzięki za przeczytanie tekstu i opinię, jednak mam trudność z odniesieniem się do niej. Rzeczy, które Cię irytowały były osią wydarzeń w opowiadaniu. Wrzucanie mało ważnych wydarzeń w pojedyncze zdania i akapity wykorzystałem celowo. “Emocjonalny wątek homoseksualny” był dla mnie ważny. Jeśli chodzi o gwałt Cesarza przyznam Ci trochę racji, miałem wątpliwości czy to odpowiedni kierunek. Starałem się jednocześnie podkreślić bardziej jego znaczenie dla Liama i Audena, to nie było jakieś grimdarkowe wchodzenie w szczegóły. Moim celem było też pokazanie, że jeśli czci się kogoś jak boga, to zawsze znajdą się przegrani, zranieni. Dziękuję za uwagi interpunkcyjne i edytorskie, są bardzo cenne, bo ten aspekt czasem mi się wyślizguje :)

Ufff… ale napisałem. Przepraszam, jeśli etykieta nakazuje odpowiadać szybciej.  emocjonalny wątek homoseksualny”emocjonalny wątek homoseksualny

joseheimjoseheim

 

Ja generalnie nie uważam, że worldbuilding oznacza długie opisy. Charakterystyczne zachowanie postaci, drobne akcenty, nawet jednozdaniowe wrzutki potrafią zbudować charakterystyczny świat o własnej specyfice. Myślę, że w kontekście swojego opowiadania masz na to przestrzeń. Przykład – mieszkańcy Dżassy z jakiegoś powodu budzą nienawiść. Możesz pokazać to opisując obrzydzenie generała wobec czegoś charakterystycznego dla tej kultury. Może jakieś elementy sztuki lub religii? Charakterystyczne figurki, cokolwiek. Możliwości jest wiele i wyjście myśleniem poza podział opisy/akcja na pewno zwiększy wartość Twojej twórczości.

Ok, po pierwsze to brzmi jak fragment. Zakładam, że to część uniwersum, które budujesz. Proponuję, żeby to oznaczyć. 

Właściwie historia nie jest interesująca dla czytelnika, który nie zna kontekstu Twojego świata, ani postaci w nim występujących. Stary generał i jeszcze starszy mężczyzna-mag – raczej operowanie kliszami, co niekoniecznie musi być złe. Po prostu brakuje jakiegoś haczyka, który miałby sprawić, że jakkolwiek będą obchodzić mnie te postaci. Sama historia to już też raczej nijaka – jest generał i został zaskoczony. Emocji nie stwierdzono. 

Technicznie – jest trochę literówek, takich sobie sformułowań, ale pewnie odnajdą je osoby, które lubują się w takich łapankach. Ja zwrócę uwagę na początek: 

 

Generał Seburion w milczeniu przyglądał się otaczającemu go polu bitwy. Kolejne zwycięstwo. Nadal czuł pulsującą w żyłach krew, ale emocje pobudzone walką powoli opadały. Zewsząd słychać było krzyki i pojękiwania rannych i konających. W ogromnej większości byli to wojownicy kolejnej osady, która stała na ich drodze. Niektórzy byli właśnie dobijani. Jeńcy nie byli mu do niczego potrzebni. Przeprowadzali czystki , nie brali udziału w regularnej wojnie. 

Był już gotów wbić miecz w ziemię i odmówić modlitwę dziękczynną do Hebousa, boga wojny, kiedy mu przerwano.

– Generale?

Był to jeden z jego nieustraszonych gwardzistów. Zbroja żołnierza była poplamiona krwią…

Cały czas “było, byli, był”. Spróbuj może przeformułować zdania, żeby zwiększyć ich różnorodność. 

Nie chcę ostatecznie oceniać samego konceptu świata, bo w opowiadaniu znajduje się tylko jego wycinek. W tym krótkim fragmencie wykreowany świat jest generyczny i nie broni się sam. Potrzebuje ciekawych postaci lub dodatkowych elementów, których tu brakuje, ale mam nadzieję, że w przyszłości się pojawią :) 

Jasne, dla mnie takie uwagi są ważne, bo im bardziej skomplikowany pomysł, tym na więcej tego typu nieścisłości się nadziać. Twoja trochę nawiązywała do takiej mojej osobistej intelektualnej gry, która się rozgrywa za kulisami opowiadania, więc chciałem się nią podzielić :) Jeszcze raz dziękuję, myślę że w na pewno wypłynie z tego dla mnie jakaś nauka. 

Ha! Trafny komentarz! Rzeczywiście Auden nie wydaje się rozzłoszczony na Liama. Jako autor oczywiście mogę się tylko domyślać, ale mam dwie hipotezy dlaczego ;) 

Pierwsza – Auden jest w szoku, adrenalina buzuje w jego ciele, redukując skomplikowane poznawczo elementy na korzyść głębszych i przystosowanych emocji, takich jak miłość do Liama. 

Druga – Auden, doświadczając zagrożenia życia ze strony Cesarza, przekracza ostatnią barierę empatii i w pełni zaczyna rozumieć zachowanie Liama. Tak jak po prostu ludzie o skrajnie podobnych przeżyciach, wspólnych traumach. 

Czy Liam chciał poświęcić Audena? Nigdy nie poznaliśmy jego pierwotnego planu, ze względu na fortel Cesarza i przeniesienie na statek. Wiem natomiast, że Liam spodziewał się obecności wszystkich w Operze Astralej podczas Super-rozbłysku. BYĆ MOŻE wymyślił plan, dzięki któremu mogliby dokonać zabójstwa Cesarza i ujść z życiem. BYĆ MOŻE przygotował ten plan już wtedy, gdy pierwszy raz odwiedzili plac budowy na Księżycu :D

 

Dobry wieczór wszystkim :) Bardzo ciesza mnie nowe komentarze. Nie chcę słodzić, ale mimo to napiszę, że każdy ma dla mnie nieocenioną wartość i przynosi inspirację lub wiedzę. 

Regulatorko – dziękuję za wychwycenie usterek. Wszystkie wymienione zostały naprawione i odpowiednio zmodyfikowane, a przy okazji znalazłem kilka innych! Jestem pod niesamowitym wrażeniem, bo tak dogłębne zapisywanie błędów wydaje mi się tytaniczną pracą – tym bardziej dziękuję! Cieszę się, że opowiadanie dostarczyło przyjemności, pomimo wolnego startu.

Mr.Maras – cieszą mnie porównania tematyczne do Simmonsa, ponieważ stanowił dla mnie wielką inspirację i popchnął w pisanie, choć do dziś walczę z niektórymi narracyjnymi demonami rodem z Hyperiona :) 

Wilk-zimowy – Przykro mi, że sceneria była dla Ciebie nużąca. Jeśli chodzi o pacing to mógłbym z dumą nosić plakietkę “uczę się”. W tym opowiadaniu stawiałem na krótkie akapity i prosty język, ale cóż, widocznie dla Ciebie coś nie pasowało w strukturze. “Nie opowiadaj o swoich snach” było dla mnie wyzwaniem pod względem objętości tekstu, tu pozwoliłem sobie na trochę więcej. Szczerze nie czuję, że powinienem skracać opowiadanie, szczególnie ze względu na wątek romantyczny, który i tak rozgrywa się szybko. Dzięki za edycję i dorzucenie pozytywów :D Do opowiadania zainspirowała mnie praca w korpo i obserwacja wysoko postawionych osób. To one wyznaczają cele, misję. Nie muszą być w pełni określone, bo zadaniem osób niżej w hierarchii jest dookreślenie i urzeczywistnienie jej (prznajmniej w moim otoczeniu). Intuita jest takim podejściem podkręconym na skalę kosmiczną. 

Dodatkowo – naniosłem sporo poprawek stylistycznych. Pozbyłem się częstej konstrucji “On coś, a ja”, idąc za radą bliskiej osoby usunąłem “a”, by zwiększyć dynamikę zdań. Dodałem też mały detal z pałacem Audena, by lepiej przedstawić jego postać. Złapałem się też na wielkim błędzie – napisałem historię, która czasem rozgrywa się na dworze, a nie padły prawie żadne tytuły! Tylko “Cesarzu i Cesarzu”, jakby ktoś chciał spowoodować kryzys dyplomatyczny. Pozwoliłem sobie to naprawić, wprowadzając nieco lepszą charakterystykę wysławiania się Cesarza oraz ogólnie jego osoby :) 

Jeszcze raz dziękuję wszyskim! 

Silva, bardzo dziękuję za przeczytanie opowiadania i miłe słowa! Chciałem ostrzec potencjalnych czytelników i wykorzystać tag “soft sci-fi”, ale niestety takiego nie znalazłem. 

Dziękuję za wychwycenie błędów, to pokłosie edycji opowiadania, która jak na moje standardy była dość szeroka. Z perspektywy czasu widzę jeszcze wiele kwestii stylistycznych do poprawy. 

Trochę było mi smutno, bo miałem wrażenie, że moje opowiadanie już nie zdobędzie nowych komentarzy, a tu taka niespodzianka :) Bardzo mi poprawiłaś humor w ten grudniowy wieczór. 

Dzięki Folan za zaangażowanie w temat ;) Oczywiście wziąłem pod uwagę część stwierdzeń Sagitta, co zresztą już urzeczywistniło się w tekście. Natomiast po prostu w tym przypadku byłem zainspirowany w większym stopniu “soft” podejściem do sci-fi. Idąc za Edith Piaf – niczego nie żałuję. 

Hejka, Amadeus! Cieszę się, że opowiadanie się podobało. Ciekawe, czy skojarzenie z Diuną wzbudzała kosmiczna arystokracja…

Sagitt – przykro mi, że “dobrnąłeś” do połowy, bo starałem się, by opowiadanie jednak nie było brnięciem. No ale trudno. Jeśli chodzi o ten błąd z przeniesieniem – przejrzałem, bo rzeczywiście to moja bolączka. Po prostu musiałem przeoczyć, ogarnę jeszcze raz. 

Woda – tak, nie ma nieważkości. Tutaj wchodzi moje osobiste podejście do opowiadań z pierwszej osoby, gdy pozwalam narratorowi na metaforeczne, czasem nieprecyzyjne opisywanie doświadczanej rzeczywistości. Ciekawe, bo jest pewna grupa osób, których to totalnie nie bierze. Myślę, że fix, który zaproponował Folan będzie dobrym kompromisem :) Pozwolę sobie zastosować. Dziękuję! 

Nieważkość – sposób poruszania się osób na statku zależy od aktywacji odpowiedniego mechanizmu, który domyślnie jest uruchomiony. Dlatego jest nawet scena, w której Liam ją dezaktywuje dla żartu :P

Neptun – tak, jest oczywiście gazowym olbrzymem, natomiast Uran i Neptun czasem potocznie nazwane są lodowymi gigantami i ta nazwa pasuje mi, by odróżnić je od pozostałych planet. Znowu – piszę z pierwszej osoby, człowiek widzący niebieską planetę o czarnych plamach burz przynajmniej dla mnie skojarzy jej z lodem. 

Tryton – masz oczywiście rację. W pierwszej wersji po ataku przy tym nienazwanym (przeze mnie :P), nieregularnym ksieżycu następuje ucieczka, a potem rozbicie na Trytonie. Pozbyłem się tego, ale może warto zwrócić uwagę na zmianę scenerii. 

Generalnie dziękuję za komentarz, jest dla mnie bardzo wartościowy, choć szczerze – w przypadku tego opowiadania kwestie, które poruszasz nie były w moim centrum zainteresowania. 

Folan, bardzo dziękuję za miłe słowa. Staram się ciągle rozwijać swoje pomysły, postaci i strukturę opowiadań. Bardzo cieszę się z takiej pozytywnej opinii. Poprawiłem błąd, który wskazałeś. Dziękuję za czujność!

No hej. Moja reakcja na opowiadanie – “dzięki za info”. Trochę poczułem się przez Ciebie, Autorze “wychrumkany”, bo poświęcam tu poniedziałkowy wieczór, czytam opowiadanie i co? I miazga. Z głównej postaci. No i jeszcze tag sci-fi taki… hmm… dyskusyjny.

Piszesz ciekawym językiem, który kojarzy mi się z opowieściami przy ognisku. Miejscami historia ma zabawny, swobodny klimat. Ja nie z tych, co odnoszą się do technikaliów – ogólnie czytało mi się swobodnie jak na dzieło pozbawione dialogów. 

Szkoda Marka. Zginął, jak żył. Tak jak napisałeś opowiadanie. Bez morału. 

Chętnie przeczytam jak wrzucisz coś nowego. 

No hej. Opowiadanie baaardzo przypadło mi do gustu. Jestem coraz większym fanem szortów, bo wymagają precyzyjnego języka i wpasowują się w moje krótkie skupienie uwagi. 

Kilkoma zdaniami zbudowałeś wrażenie trochę zabawnego chłopa, który nie chce być “frajerem” i wpada przez to w głupie sytuacje. Kiedyś próbowałem pójść w tym kierunku, ale napisałem 40 stron, a tu tak szybko byłeś w stanie osiągnąć ten efekt. Szacun. 

Miałem cichą nadzieję, że telefon od abolicjonistów/związku zawodowego wepchnie główną postać w sieci innych manipulacji. Wykorzystywania słusznego gniewu ludzi wykorzystanych ;) Uciąłeś, ale wybaczam. 

Pomysł przypomina mi nieco pracę w korpo – w sumie niekoniecznie dająca poczucie sensu (tutaj utrata świadomości, więc pamięci, czyli czegoś, na czym ten sens można budować), ale przynosząca kasę. Tylko w korpo otrzymasz depresję, a nie przypadkową amputację. Czasem trudno powiedzieć co gorsze. 

Generalnie super, chętnie przeczytam coś więcej od Ciebie autorze. 

No hej. Opowiadanie zdecydowanie wymaga pracy – technicznej nad formatowaniem, żeby ułatwić czytanie i koncepcyjnej nad fabułą (która jest szczątkowa i właściwie trudno się do niej odnieść). Fragment wydaje się posklejany z mało pasujących do siebie scen.

Na początku mamy opis świata i jego historii. Jest średnio interesujący, bo funkcjonuje w fabularnej próżni, tym bardziej, że składa się raczej ze standardowych elementów. Wstęp w takiej formie może być pomocny dla Ciebie na etapie koncepcji, jednak zadaj sobie pytanie – czy czytelnik go potrzebuje? Może warto pokazać niektóre aspekty świata poprzez rozgrywające się sceny? Dialogi? Osobliwe zachowanie postaci? Co prowadzi mnie do…

Scen i długości poszczególnych akapitów. Wydaje mi się, że zbyt szczegółowo opisujesz poszczególne aktywności. Żeby nie być gołosłownym – wstęp do świata to 277 słów. Opis kombinezonu, motoru i grzebania w “czymś” – 716 słów. Masz tu przestrzeń na zainteresowanie czytelnika. Piszę w swoim imieniu, ale trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś będzie zaangażowany dłuuugim opisem czterokołowego motocyklu ;) 

Generalnie mam taką hipotezę – myślisz o scenach “filmowo” i starasz się opisać wszystko to, co widzisz. Nie jest to najlepsze podejście, jeśli chcesz utrzymywać dobre tempo historii i zainteresować czytelnika. 

Ale się naprodukowałem… ale jeszcze jedna rzecz! Dyscyplina języka – myślę, że Twój styl dużo zyskałby na bardziej różnorodnych, ale krótszych zdaniach. Mam wrażenie, że czasem próbujesz coś opisać, ale nie wykorzystujesz precyzyjnych słów, co niepotrzebnie wydłuża zdanie i “osłabia” je. 

Wszystkie komentarze z miłości i chęci pomocy dla pisarza sci-fi. Powodzenia przy kolejnych opowiadaniach! :) 

Interesujący koncept. Przypuszczam, że zainspirowała Cię jakaś teoria i starałeś się przekuć ją w fabularną formę. Fajnie, że przekazałeś “Thermanna” prostymi słowami, przez to nie brzmiał pretensjonalnie. Myśl sci-fi dość standardowa, tzn. przez naukowe poznanie szukamy wyższego bytu lub poziomu egzystencji i dla mnie to super. Zdaję sobie sprawę, że opowiadanie jest bardziej impresją, niż próbą przekazania konkretnej opowieści. Nie czytałem Twoich innych rzeczy, ale zastanawiam się, czy dałbyś radę połączyć takie interesujące wizje z wciągającą fabułą i dobrze nakreślonymi postaciami. Żeby w mniejszym stopniu były info-dumpem, a w większym historią. 

Generalnie bardzo mi się podobało :) 

Dziękuję za komentarz! Jako że jestem nowy na forum, to zapytam – czy po otrzymaniu uwag językowych wskazana/dozwolona jest naprawa błędów i edycja opowiadania? 

Dzięki Perrux za przeczytanie i poświęcony czas. Rzeczywiście widzę u siebie tendencję przedkładania wordlbuildingu nad opowieść i akcję i czasem wychodzi w moich tekstach. Staram się jednak doskonalić i względnie balansować obie perspektywy :) 

Tak sobie czytam i się zastanawiam kim jest ten tajemniczy obrońca – a tu batman :D Zaśmiałem się pod nosem, fajny szort (mam nadzieję, że dobrze odczytałem delikatny komediowy zamiar autora?) 

Dziękuję za wszystkie komentarze, te mniej lub bardziej przychylne. Rzeczywiście widzę przestrzeń do poprawy i dziękuję za drobiazgowe ujęcie tematu. Chociaż nie ze wszystkimi uwagami się zgadzam (szczególnie merytorycznymi – to do Ciebie Asylum ;)) to dały mi do myślenia. A i przepraszam za opóźnienie w odpowiedziach! :)

Cześć, moja pierwsza informacja zwrotna na forum, hehe. Pozdrawiam Ciebie :) Jeśli chodzi o tekst – nie kupiły mnie stylizowane zdania. Domyślam się, dlaczego mogłyby być fabularnie uzasadnione (osoba stała się "śmiercią" w dawnych czasach lub utraciła stopniowo swoje człowieczeństwo), ale nie ułatwiało to odbioru. Spodobało mi się za to zakończenie – mam dużą odporność na niedopowiedzenia i takie dziecko, które postanawia zostać śmiercią jest całkiem fun, zwizualizowałem to sobie i pasuje. Większość tekstu miała formę ekspozycji – może istnienie jako śmierć ma inne, bardziej fabularnie interesujące aspekty? A to już pytanie do autorki:)

Nowa Fantastyka