Profil użytkownika


komentarze: 437, w dziale opowiadań: 133, opowiadania: 92

Ostatnie sto komentarzy

To się nazywa szybkie odpowiadanie na komentarz, trochę mnie nie było na stronie ;)

@Finkla, obrazek chyba zaginął przy zmianie strony, a przez zawieruchę dziejową także z komputera. Może gdzieś jeszcze jest fizyczna wersja, więc istnieje jakaś nadzieja na powrót tego gryzmoła. Z akapitami wydaje mi się, że starsza edycja nie miała problemów, sam nie wiem.

Hmm, w sumie tekst troszkę wyśmiewa białych Wszechpolaków, więc może jednak jest rasistowski :D

Dziękuję za komentarz :)

Może coś zrobić z logowaniem, tzn. gdy najedzie się na odpowiednie miejsce w prawym górnym rogu,  to pokazuje się okno rejestracji i logowania, które trochę zasłania tekst i uparcie pozostaje. Jakiś “świerzak” może  się tym zrazić, chciał sobie bez żadnych zobowiązań poczytać, a tu już każą mu się rejestrować :)

Wiem, że wystarczy odświeżyć, tak tylko wskazuję potencjalną niedogodność dla kogoś nowego na stronie.

Gwidonie, to może trochę inaczej, na przykładzie czysto hipotetycznej sytuacji:

Jest grupa X (krewni, przyjaciele, po prostu ludzie sobie bliscy), jest też druga grupa Y (podobna do X). Członek grupy X jest podejrzany o morderstwo osoby z Y. Według Y jest na 100% winny (tak ustaliło ich prywatne “śledztwo” i ich interpretacja skrawka informacji od policji i mediów), według X jest niewinny (znają go od dawna, muchy by nie skrzywdził, podczas morderstwa był ze swoją grupą). Policja z braku dowodów go puszcza wolno, X zapewniają mu alibi, ale Y jest innego zdania (ich zdaniem X kryją swojego) i dokonują samosądu (bo społeczeństwo na to przyzwala). Jak teraz powinni postąpić X?

Gwidonie, nie skrajny, tylko prawdopodobny przy powszechnych samosądach, bemik już wyjaśniła mój przykład.

Co poradzić, mówię tylko jak powinno być, nie jak jest. Po prostu prywatny samosąd to nie jest rozwiązanie idealne. Postaw się na miejscu człowieka niewinnego (nie nawiązuję tutaj do żadnej konkretnej sprawy), który został posądzony o zbrodnię i rodzina ofiary dokonuje na Tobie zemsty.

Tolkien napisał nawet zbiór wskazówek (chyba około 60 stron) odnośnie tłumaczenia. Władca Pierścieni to po prostu przykład, chodzi mi bardziej o współczesne tłumaczenia ogółu literatury zagranicznej. Dla przykładu (kolejnego) cykl demoniczny Petera V. Bretta, żadnych wskazówek odnośnie tłumaczeń autor chyba nie proponował. I co z tą Pustynną Włócznią albo Posłańcami?

Przykład z samolotem trochę specyficzny, tutaj w grę wchodzi sporo polityki. A ta ze sprawiedliwością ma niewiele wspólnego. Jeżeli chodzi o sprawę tego chłopaka, to od razu zaznaczę, że ze sprawą nie jestem na bieżąco, ostatnio miałem ograniczony dostęp do mediów (które też nie zawsze są najlepszym źródłem informacji, ale często brakuje alternatywy), mam nadzieję, że wszystko zostanie zrobione właściwie (żeby nie powiedzieć sprawiedliwie, trochę tu nadużywam tego słowa). Wiem, trochę to niestety naiwne.

Tłumacze to tacy cisi bohaterowie literatury ;)

Przy okazji tematu, co sądzicie o tłumaczeniu nazw własnych? Dla przykładu, czy na potrzeby WP albo Hobbita należy tłumaczyć Mirkwood na Mroczną Puszczę (oczywiście są nazwy, moim zdaniem, nietykalne, np. Minas Morgul)? Oba rozwiązania mają swoje racje, z jednej strony mogą być te zastanawiające angielskie słowa w świecie bez angielskiego (jeśli już się tłumaczy ten wspólny na polski), a nazwy z bywają przystępne (naturalne tłumaczenie White Harbor na Biały Port z PLiO), z drugiej strony to spora ingerencja w dzieło, która często ma dziwnie wyniki, np. tłumaczenie Jerzego Łozińskiego dzieł Tolkiena. Dobrym przykładem pewnych kontrowersji jest wcześniej wymieniony Kubuś Puchatek/Winnie the Pooh.

Pytam, poniewarz nadal mam w pamięci pewne kontrowersje językowe z jednego z wcześniejszych tematów, dotyczył realiów historycznych (w tym w światach fikcyjnych, czy taką zbrodnią jest tam tkanina z adamaszku, co zrobić z tłumaczeniem z języka, w którym ten termin nie nawiązuje do Damaszku?). Ileż potrafią namieszać te słowa :)

Już nasza fantastyka ukazuje wiele przypadków niewłaściwych samosądów, żeby daleko nie szukać, pogrom nieludzi w Rivii. Zdaniem ludzi całkowicie słuszny. Winowajca nie może być bezkarny, ale jeżeli sami ludzie zaczną się tym zajmować, to szybko będzie niesprawiedliwość i chaos. Działają pod wpływem emocji, często kierują się jedynie skrawkiem informacji. Po to jest wymiar sprawiedliwości, który ma wszystko dokładnie sprawdzić, działać właściwie. Inna sprawa, że nie zawsze dobrze  funkcjonuje.

Przy chorobach psychicznych bywa różnie, niektóre nie powinny łagodzić wyroku, nie kierują tak mocno zachowaniem i nie są tak trudne do przezwyciężenia, ale inne potrafią zrobić z człowiekiem straszne rzeczy. Dla zdrowych takie “głosy” mogą wydawać się śmieszne, ale choremu bardzo trudno ich nie słuchać. Wymiar sprawiedliwości nie jest wymiarem zemsty.

Przyznam, że waham się z odpowiedzią na pytanie “co byś zrobił w takiej sytuacji, wymierzyłbyś sprawiedliwość sam?”. Na szczęście nikt nie wyrządził jakiejś wielkiej krzywdy moim bliskim. Jeśli do czegoś takiego by doszło, to mam nadzieję, że system sprawiedliwości zadziałałby sprawnie, w innym wypadku… po prostu uważam, iż człowiek będzie miał pewność dopiero przy takiej sytuacji, wcześniejsze rozważania teoretyczne są niewiele warte.

Dla mnie “Grobowce Atuanu” należą właśnie do pewnego fenomenu. W tej książce nie dzieje się właściwie nic takiego szczególnie ciekawego (nie chodzi mi tutaj o żadne ratowanie świata albo pojedynki na kule ogniste), zaprezentowani bohaterowie nie są jakoś specjalnie urzekający, fabuła w sumie też. Książka ta jednak ma coś strasznie subiektywnego – klimat. Dzięki niemu właśnie po prostu ją “łyknąłem” i miło wspominam ten czas. Tak nawiasem mówiąc, okładka posiadanego przeze mnie egzemplarza (chyba najnowsze wydanie) wywołuje u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony ładnie przedstawiony smoczy jeździec (oczywiście ze smokiem) i dziewczyna na śniegu, ale mało to współgra z treścią. Najwyżej coś wspominane, lepsze wrażenie robiło starsze wydanie.

Czytałem jeszcze “Czarnoksiężnika…” oraz opowiadanie o Ogionie. Dobrze się czytało, podobały mi się te opowieści o magach, jednak rzeczywiście coś jest w zarzutach odnośnie świata. Mimo wszystko jeszcze sięgnę po resztę.

 

Co sądzicie o filmach (”Ziemiomorze” i anime “Opowieści z Ziemiomorza”)?

Gwidonie, gratulacje :)

Zamieszczanie tego typu informacji na LEMoniadzie wydaje się dobrym pomysłem, zwiększa szansę na nieprzegapienie literackich sukcesów zbiorowości z NF.

Łaskawie przyznałem Wam jakiś czas temu niezwykle cennego (bo mojego) lajka. Radujcie się, albowiem zainteresowaliście wybitną i skromną osobistość :P

Na tekst natrafiłem dzięki tagom, miałem ochotę przeczytać dobre opowiadanie ze szczyptą słówiańskiego klimatu. I to dostałem. Łatwo można dostrzec pewne podobieństwa do losów Geralta i Ciri, ale nie postrzegam tego jako wadę. Zastanawiają mnie jedynie poczynania bohaterów i zastosowanie niektórych słów, jednak to już chyba zostało omówione. Nie zmienia to faktu, że Twój styczniowy debiut jest dobrym opowiadaniem.

Pozdrawiam.

"Orki" odnosi się do orków, nie chodzi walenie? Może trochę głupie pytanie, ale ponoć takich nie ma.

Tekst ma w sobie "to coś", ale jest trochę za długi. Jakbyś odpowiednio skrócił, to może nawet załapałby się na piórko.

Zauważyłem, że polecano tutaj anime "Spirited Away", więc postanawiam dorzucić anime "Paprika". Tak bardziej dla poznania dziwnej i jednocześnie ciekawej historii, bo nie wiem jak w Twoim temacie maturalnym wygląda kwestia filmów (jak film o snach, to wciska się jeszcze przykładowo "Incepcja" i kilka innych tytułów).

Jak interesują Ciebie też opowiadania, to "A jeśli to ja jestem Bogiem" Ziemiańskiego.

Heroes of Might and Magic III to bardzo dobra gra, skuteczne udoskonalenie mechanizmów z II. Grałbym nadal, ale mój obecny system operacyjny niestety nie współpracuje z zacną III, jakoś nie szukałem usilnie rozwiązania problemów, bo na moje w sumie rzadkie granie w gry wystarcza Age of Wonders: Magia Cienia, która jest moją ulubioną strategią turową. Polecam serię Age of Wonders, która niestety pozostaje w cieniu "Hirołsów" (może trzecia odsłona to zmieni, trójki bywają szczęśliwe, np. Morrowind albo właśnie Heroes). Jeśli chodzi o późniejsze odsłony, to czwórka nie jest czymś, co Kalep lubi najbardziej, nie przypadła mi do gustu. Nie rozumiem tej wielkiej fali krytyki wobec piątki. Może kogoś razić oprawa wizualna, kwestia gustu, ale pod tą tapetą kryje się trójka (może brak oryginalności to jakiś mankament) z drobnymi zmianami, np. jednostki mają więcej zdolności, są dzięki temu bardziej różnorodne, co mi się bardziej odpowiada od 3, gdzie sporo stworzeń różniło się tylko statystykami. Z szóstką miałem niewiele do czynienia, nie wydawała się zła, ale nie tak dobra jak starsze (poza IV). Dwójkę trudno mi ocenić, bo najpierw zetknąłem się z trójką. Na zawsze pozostała ciekawostką, taką uboższą i starszą wersją swojej następczyni. Ciekawe bywają też gry pośrednio dotyczące serii, np. od niedawna grywam w darmowe duel of champions, jak na razie jest sympatycznie.

Planuję się w tym roku skusić.

Zagalopowałaś się z tymi spojlerami. W sumie umiejscowienie czasowe jest w miarę jasno pokazane, znaczna część akcji rozgrywa się po większości opowiadań z "Ostatniego życzenia", ale przed "Wiedźminem" i "Głosem rozsądku". Recenzja subiektywnie średnio mi się spodobała, nie potrafię wskazać konkretnych powodów, tak jakoś.

Nie wszędzie ginie, np. taką "Troję"przeżył, nieliczni mieli takie szczęście :P Dobra, w sumie zdarza mi się odczuwać złość na autorów za uśmiercanie, ale tylko za uśmiercanie durne.

Mi się chyba nigdy nie zdarzyło mieć ostrych pretensji do autora za śmierć bohatera, prędzej winiłbym postać, która doprowadziła do jego/jej śmierci. To nie tak, że za nikim z literackich znajomych nie tęsknię, ale cóż, takie jest życie (nawet te książkowe, podległe fabule). To miara kunsztu autora, że potrafi wywołać emocje po śmierci bohatera. Temat trochę pokrewny do "Śmierć bohaterów" ;)

ocha, a ktoś tu od razu wyjeżdżał z "oklepanym"? Swoją drogą z taką koncepcję już spotkałem (w jakimś opowiadaniu, może nawet moim :P, nie pamiętam), tylko jako wizję nieba. Przewrotnie, ale i tak wersja Unfalla ma w sobie "to coś".

Skromny Unfallu, czy ja wiem, małe piórko nie byłoby takie znowu strasznie nie na miejscu, właśnie za to, że tyle wycisnąłeś z krótkiej formy ;)

Może pomysł nie jest jakiś wielce odkrywcza albo opowiadanie nie jest zaskakujące, ale i tak to bardzo ciekawy tekst.

No i jeszcze w opcji bez happy endu są pewne kontrowersje i pewnie więcej by się o nim mówiło, więc jest lepsze. Najlepiej wybierać "pasujące" do opowieści, oczywiście może to być też happy end. Oczywiście do momentu gdy pod domem nie zbiera się tłum zdenerwowanych czytelników z widłami.

Też lubię pająki. Pierwszy tekst ciekawie się zaczynał, ale później mnie zawiódł. Tekst B jest natomiast pomysłowym, dowcipnym, lekkim i inteligentnym opowiadankiem, jak na razie najlepszym w całym konkursie. Oczywiście mój głos idzie na B "Darwin dał się zwieść pozorom"

Oba teksty ciekawe, ale B przegrywa lekkim przekombinowaniem języka oraz trochę podzielam zdanie Yossa. Gdyby nie te przekombinowanie, to bez większych problemów bym to przełknął. Pierwszy tekst wygrywa prostotą, pomysł jest też taki bardziej "urokliwy". Głosuję na A "Magiczne stworzenie".

Żaden tekst nie wywarł na mnie zbytniego wrażenia, w mojej opinii średniaki, niewiele wnoszące scenki (opcje A zdarzyło mi się nawet kiedyś usłyszeć w bardzo zbliżonej wersji jako kawał). Są to nieco podobne (kwestia życzeń) i poprawnie napisane teksty. Jeśli już musiałbym wybierać, to wytypowałbym tekst B, za pewną nutkę niepokoju i mroku. Wybieram tekst B "Renesans życia".

Tak, człowiek potrafi być bardzo zły. Nawet w którejś "Planecie Małp" u małp zamiast "nieludzki" funkcjonowało "ludzki". Nie zmienia to faktu, że człowiek woli się postrzegać jako kogoś dobrego, jest to czymś przerażającym, ale też normalnym. Taka jest już ludzka natura, i to jest właśnie przerażające. Bardziej się boję tego, co tkwi w człowieku niż duchów i potworów z horrorów. I znowu zacytuję Sapkowskiego, bo pasuje to do sytuacji (o abominacjach z horrorów): "Ludzie (…) lubią wymyślać potwory i potworności. Sami sobie wydają się wtedy mniej potworni (…) Wtedy jakoś lżej im się robi na sercu. I łatwiej im żyć"

StargateFan, masz rację. Dodam jeszcze, że zdanie Gedeona mogą popierać "ambitniejsze" dzieła post-apo (pierwsze do głowy przychodzi mi The Walking Dead), gdzie ukazano do czego zdolny jest przeciętny człowiek. Tylko może nie przesadzajmy, że każdy jest mordercą… choć z drugiej strony można przyjąć, że każdy, wszystko zależy od sytuacji. A w tym, że człowiek chce mieć poczucie, że nie jest zły nie ma nic dziwnego, bardziej dziwni są antagoniści, którzy uważają się za ucieleśnienie zła i dobrze im z tym. Człowiek lubi usprawiedliwienia, rozgrzeszenia, zrzucanie odpowiedzialności, bagatelizowania, itp. Może w tym tkwi klucz do zabijania "na luzie" u bohaterów.

Niezbyt przypadł mi ten fragment do gustu, miejscami sprawia wrażenie chaotycznego i niejasnego. Nie jest to kwestia "poetyckich" opisów, tylko dziwnego przekombinowania: "Kiedy ostrze sztyletu znalazło się na jej szyi, poczuła tylko metaliczny posmak krwi w ustach, a potem wszystko zaszyła bezgraniczna ciemność, wyjątkowo obca tej nocy" – zaszyła? "Każdy magiczny bowiem magazynował swą moc w małych pęcherzykach znajdujących się w skórze, mięśniach oraz krwi' – chodzi o osobę magiczną? Poszukałbym lepszego określenia. Niby może być, ale mi zgrzyta. Sam pomysł z pęcherzami jest ciekawy. Chyba inne tego typu zdania zostały już wcześniej wytknięte

Tylko wtedy ludzie wpadli na genialny pomysł – zabijanie w imię wiary/Boga. I z grzechu stało się cnotą.

Kear Morhen (Wiedźmin) starość, przemijanie, Warownia Starego Morza, wiedźmini, relikt przeszłości, muszle, trening, przezimowanie Mordor (Władca Pierścieni) ogień, pył, niegościnna kraina, wulkan, lawa, Oko Saurona, orkowie, koniec podróży Casterly Rock (Gra o Tron) zamek, pieniądze, port, lwy, Tywin, Tyrion Moria (WP) mrok, kopalnia, mithril, balrog, kolebka krasnoludów, śmierć, grobowiec, gobliny, otchłań, kolumny Dol Blathanna (W) sielanka, wieś, kwiaty, Słowianie, pola, elfy, zieleń, łąki, swojski klimat, silvan Brokilon (W) puszcza, zieleń, driady, dzicz, łuki, siły natury, strzały Rivendell (WP) elfy, smukłe budowle, piękno, bezpieczeństwo, dolina Nilfgaard (W) postęp, cesarstwo, technologia, armia, słońce, podbój, emisariusz, polityka Isengard (WP) przemysł, zmiany, armia, doskonalsi i posłuszni żołnierze, wieża, tajemnice, wiedza, zdrada Winterfell (GoT) zimno, honor, gaj, grobowiec, zamek, relikt przeszłości, upadek Czarny Zamek (GoT) Mur, twierdza, czerń, Nocna Straż, obrona, zimno, obowiązek Kraina Dzikich (GoT) dzikość, chaos, wolność, magia, nieznane niebezpieczeństwo, zimno Świątynia Melitele (W) szklarnia, religia, leczenie, bezpieczeństwo, pokój Orle Gniazdo (GoT) twierdza nie do zdobycia, góry, zimno, wiatr, samotność, piękno Shire (WP) dom, sielanka, spokojne życie, miejsce, o które warto walczyć, norki hobbitów, niziołki, swojskie klimaty, pola, lasy, łąki, rzeczki, młyn, zieleń, piękno, Gandalf, idylla, arkadia, fajkowe ziele, szczęście Mahakam (W) krasnoludy, góry, kopalnie, metalurgia, gnomy, kuźnie Cintra (W) morze, uczta na zamku, błękit, ogień, utracone dziedzictwo, królowa, jeż

exturio, w sumie dobrze prawisz odnośnie poruszanego tu tematu, ale wstrzymałbym się ze stwierdzeniem typu "Nie ma udokumentowanych przypadków zespołu stresu pourazowego w starożytności, więc na pewno ich nie było". Po pierwsze, między Rzymem a współczesnością była niezła dziejowa zawierucha, takie informacje mogły zwyczajnie nie przetrwać. Po drugie, zapiski tego typu źle pasowały do traktatów albo kronik. Po trzecie, zwyczajnie jeszcze nie sformułowali precyzyjnie tego pojęcia, ale nie oznacza to, że zjawisko nie występowało. Wyobraź sobie legionistów, którzy przeżyli bitwę (masakrę) w Lesie Teutoburskim i wojnę z plemionami germańskimi. Bardzo bym się zdziwił, gdyby wszyscy zachowali dawne zdrowie psychiczne.

Elanar, pod względem rozjechania nie jesteś wyjątkowy :P Wracając do zabijania, to ważny oczywiście jest powód. Dużo łatwiej zabijać, gdy masz za sobą odpowiednie zaplecze ideologiczne. Często bohaterowie mają jakiś ważny powód (przykładowo banalne ratowanie świata). @ocha, coś w tym jest. Jak już jesteśmy przy okładkach, to mnie na przykład denerwują nieadekwatne. Typu trzeciego tomu Achai, czwartego tomu Kłamcy, jednego z wydań Grobowców Atuanu (to ze smokiem) albo Władcy Pierścieni, w którym powklejano wycinki z jakiegoś starego malowidła (przykładowo Drużynie Pierścienia trafił się gruby grajek z kociołkiem na głowie). Jako okładki może same w sobie nawet fajnie się prezentują, ale brakuje im powiązania z treścią.

Cóż, w większości przypadków w tym quasi-średniowiecznym świecie głównymi bohaterami są jednak twardziele, ludzie o silnej psychice. Aragorn to twardziel, który potrafi przeżyć w dziczach Eriadoru, gdyby się wahał zabić orka, to byłby martwym twardzielem. Przy okazji WP można jednak zauważyć, że nawet ci silni bohaterowie nie zabijają sobie "od tak" (przykładowo mądre słowa Gandalfa). Cóż, pewnym zgrzytem są tu hobbity, ale im nieco upraszcza sytuację potworność wroga. Czasami do tego dochodzi jakaś forma znieczulicy albo szaleństwa (np. Achaja). No i quasi-średniowiecze hartuje. To trudne czasy, często pełne potworów, żołnierzy palących wsie oraz chorób dziesiątkujących całe wioski. A żyć jakoś trzeba. Bywa też jakieś "ułatwienie", nie walczysz z ludźmi, tylko jakimiś orkami, demonami, trollami albo innymi nieludzkimi hefalumpami. Zauważyłem, że jeśli chodzi o takie heroic fantasy (i inne wydania raczej czysto rozrywkowej fantastyki) jednak większość czytelników preferuje właśnie twardzieli, kogoś silnego psychicznie, kogoś kto nie użala się nad swoim losem, autorzy o tym dobrze wiedzą. No i ci wszyscy bohaterowie mogą mieć rozterki, ale zostawiają to dla siebie. Nie chcą okazywać słabości. Strzyg, wiwern, endriag i wilkołaków wkrótce nie będzie już na świecie. A skurwy… będą zawsze. @Pam., mnie osobiście kwestia ran trochę denerwowała. Rozumiem, bohater może być ulepiony z innej gliny, ale nie róbmy ze wszystkich jakiś wiedźminów. @ocha, mięśnie nie wykluczają mózgu, a bohater musi mieć przecież siłę do machania dwuręcznym toporem :P

@Hanzo, chyba jakoś ostatnio na TVP widziałem jakiś odcinek z trzeciego sezonu. Oczywiście pod tytułem "Żywe trupy". Moim zdaniem tłumaczenie fatalne, bo "żywych trupów" przy filmach z… no… żywymi trupami było bardzo dużo, mi osobiście kojarzy się z czymś kiczowatym. Raz mi się nawet zdarzyło przed regularnym oglądaniem TWD obejrzeć odcinek (z drugiego sezonu) w TV, bo nie skojarzyłem nazwy. A przecież "The Walking Dead" można było (jak już trzeba koniecznie tłumaczyć) przetłumaczyć na coś w stylu "Wędrująca Śmierć". Proszę, polscy tłumacze, możecie skorzystać ;) Czwarty sezon jest trochę gorszy od poprzednich. Są fajne epizody alby pomysły (np. działania Carol, swoją drogą jestem ciekaw reakcji Daryla), ale serial powoli pożera własny ogon. Trochę denerwowało namnożenie pobocznych bohaterów, którzy i tak po niedługim czasie umierali. Mam nadzieję, że powrót Gubernatora ożywi serial. Odcinek z nim bardzo mi się podobał, ciekawe jak długo będzie trwała opowieść z jego perspektywy. Klimatyczne wprowadzenie. Gubernator zrobił się niezłym koksem, on już załatwia sztywnych "na pięści" ;) Ja najbardziej nie lubiłem żony Ricka (ależ ona mnie potrafiła irytować), może nawet z tego tolerowałem Andree, bo w pewnym momencie między paniami był konflikt. Bo ważniejsze jest gotowanie i pranie od regularnych wart, zwłaszcza po sposobie zakończenia istnienia pierwszego obozu ;)

@Marcin Robert, ale w świętych księgach też się pojawiają obrzędy religijne albo cokolwiek na temat wiary (jest tam tylko o poglądach Gandalfa na śmierć), to są w końcu święte księgi ;). Podczas lektury "Władcy Pierścieni" nie ma nawet wzmianki o Iluvatarze albo Melkorze (choć za Morgotha nie ręczę, minęło już kilka wiosen od mojego czytania). Taka klasyfikacja jako święte księgi nie bardzo mi pasuje do "Władcy Pierścieni" (do "Niedokończonych opowieści" albo "Silmarillion" już prędzej) bo te "czasy mityczne/święte" już tam przemijają (Gandalf i elfy odpływają, moc pierścieni słabnie, smoków jak na lekarstwo, ostatni widziany w Śródziemiu jest gustowną ozdobą pewnego jeziora), nie ma informacji o Eru.

Na swój specyficzny sposób światem bez religii jest Śródziemie. Oczywiście jest Iluvatar oraz Ainurowie (przykładowo Gandalf, Melkor lub Sauron), jest cała mitologia, artefakty, itp., ale mimo tego nie było w takim "Władcy Pierścieni" religii. Żadnych kapłanów, świątyń albo zwyczajów religijnych. Bóg jest, ale nie ma religii. Trudno też powiedzieć, czy przeciętny Kowalsk… Gamgee wiedział o istnieniu Eru, chyba nigdy nie zostało to doprecyzowane. Nie wiem czy o takie światy fantasy chodziło, ale w Harrym Potterze nie było religii u czarodziei, chociaż taka pani Weasley lubiła wymawiać Imienia Pana Boga nadaremno ;) @ ocha, ponoć ateiści już wtedy istnieli, ale liczni to oni nie byli. Temat ciekawy.

Raczej to nie będzie zbiór opowiadań (a szkoda). Świadczy o tym link od beryla oraz wcześniejsze wypowiedzi Sapkowskiego. Wielokrotnie wypowiadał się, że nie che wracać do opowiadań, bo pracy przy nich jak z powieścią, a pieniądze mniejsze. Mam nadzieję, że to nie kolejna fałszywa wiadomość, która ma za zadanie zwrócić na ASa uwagę. No i oczywiście jeśli "Sezon burz" pojawi się w księgarniach, to miło by było dostać co najmniej dobry produkt.

Kolejne pytanie (chyba trzeba było sobie ustawić nick "Pytający"): Nie obrazilibyście się gdyby do tekstu dołączona była mapa/ilustracja (właśnie od pewnego czasu mam ochotę napisać tekst z mapką)?

Dziękuję za odpowiedź, właśnie o taką mi chodziło. Wybór zrozumiały, proza rozrywkowa się sprzedaje (przykład "Kłamcy"), a nie zaszkodzi antologii żeby była "dla wszystkich odpowiednia" (bez progu +18). Ciekawe co z tego wyjdzie.

A jakby to było opowiadanie pełne strzelanin i pościgów o żołnierzu, który próbuje zapobiec pogromowi… no może to nie był najlepszy przykład. To w takim razie inne pytanie: czy "Trochę poświęcenia" (gdyby oczywiście nie zostało już opublikowane przez Sapkowskiego) przeszłoby?

Wiecie, tylko trochę głupio byłoby dopieszczać tekst do stycznia, a tu odpada, bo, przykładowo, tekst opowiadał o pogromach Żydów. Był rozrywkowy i lekko przyswajalny (przynajmniej według autora), ale odpadł z powodu trudnej tematyki ze "smutaniem". Jeszcze nie mam pojęcia w jakich klimatach będę pisał (i czy w ogóle będę), więc wolałem spytać.

Tak dla pewności (w myśl zasady, że nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi) to teksty konkursowe mają być tak bardziej w stylu opowiadań o Geralcie (rozrywkowe, ale też z domieszką powagi, trudnych tematów, jest też smutanie) czy może bardziej, no nie wiem, "Kłamcy" Ćwieka albo… "Eragona"? Bo przykładowo jeden mój znajomy zinterpretował, że szukacie do konkursu durnego heroic fantasy ;P

ocha, bywa tak, że fabuła jest u mnie wymyślana tak na bieżąco (idę wtedy trochę na żywioł, np. w trakcie pisania nie potrafię powiedzieć, co się wydarzy na następnej stronie) i jakoś wychodzi w trakcie. Bywa też tak, że to niepokorni bohaterowie tak wpływają na świat swoim zachowaniem (w tym realizowanymi przez siebie celami), że sami "robią mi fabułę". Jako przykład takiego manewru mógłbym podać sesję RPG, którą kiedyś prowadziłem. Postanowiłem sobie, że gracze nie będą żadnymi wybrańcami z proroctwa i żaden ich krewniak nie zostawił im w spadku Jedynego Pierścienia albo czegoś w tym stylu, że w jakiś główny wątek fabularny zaangażują się kiedy będą chcieli (sami go też wybiorą). Na stepach znaleźli koczowników (ich teren przyłączono do większego państwa, przypominali nieco Kozaków), u których panowały nieco rewolucyjne poglądy. Przekonali trzeciego w kolejce do tronu księcia do zawiązania z nimi sojuszu i przejęcia tronu. Zrobili sobie z wojny domowej (wywołanej przez nich) główny wątek fabularny. Osobiście średnio lubię tak pisać, bo trudno przewidzieć wynik pracy i te godziny/dni/tygodnie/miesiące pisania mogą pójść na marne bo tekst może stać się zlepkiem nieco chaotycznych scen. Bywa też, że łączę planowanie i spontanicznością, tak było przy "Skute lodem Lan Exeter" (moim wiedźmińskim fanficu na PRZE-TWORZENIE), gdzie miałem zaplanowany początek, koniec i kilka scen w trakcie (niekoniecznie ważnych dla fabuły), a reszta wychodziła "w praniu". Osobiście uważam, że z tych 3 elementów (fabuła, bohaterowie, świat) fabuła jest najtrudniejsza.

Zamieszkałe Lan Exeter to pięćdziesiąt kilometrów kwadratowych, po prostu nikt nie wyburzał niezamieszkałej części. Nie było też nic o zagęszczeniu ludności (i nieludności), może jest niskie. Trudno się jednak nie zgodzić, że czytelnik rozumie to po swojemu, a nie zawsze można wyjaśniać w komentarzach swoje pomysły.

U mnie często jest tak, że tekst zaczynam pisać od jakiejś sceny (zwykle początkowej), nie zawsze mając pomysł co dalej. Czasem dochodzi do tak strasznego stanu, w którym piszę tekst, ale nie mam pomysłu dokąd mógłby prowadzić (generalnie nie mam problemu z odgrywaniem osobowości bohaterów, przynajmniej w moim mniemaniu, więc mogę pociągnąć przez pewien czas tekst bez zaplanowanej fabuły). Takie coś mnie osobiście bardzo frustruje. Lubię mieć fabułę mniej więcej zaplanowaną. Jeszcze nigdy nie pisałem od końca, kusi mnie ta metoda

Nie widzę tutaj niczego nieodpowiedniego, po prostu Lan Exeter to bardzo duże miasto, takie Tokio (oczywiście współczesne) jest jakieś dwa razy większe. Natrafiłem kiedyś na informację, że Londyn w latach trzydziestych miał właśnie jakieś tysiąc kilometrów kwadratowych (wliczając w to obszary wodne i zielone). Moje Lan Exeter jest jeszcze o tyle specyficzne, że rozrastało się nadmiernie z powodu przemysłu (wiek pary zrobił swoje) i handlu (Kovir i Poviss u Sapkowskiego to największy eksporter kopalin), ten nadmierny rozrost połączony z oziębieniem klimatu mógł doprowadzić do stopniowego upadku miasta. No i po prostu chciałem wykreować miasto z rozmachem ;)

Byłbym wdzięczny za wyjaśnienie dotyczące kilometrowych rozmiarów. Zarzut dotyczy rozmiarów miasta, samego użycia wielokrotności metra czy może tekst jest po prostu przydługi? (może być pod opowiadaniem, po co zaśmiecać wyniki)

Niestety chroniczny brak czasu pozwolił mi dopiero teraz zapoznać się z uwagami, przepraszam. Na wstępie chciałbym wszystkim podziękować za komentarze. @AdamKB W sprawie tysiąca kilometrów chodzi o rozmiar tego miasta czy samo użycie wielokrotności metra? @regulatorzy: „Jakbym mógł pogadać po mojemu, to bez zbędnej gadaniny…” –– Powtórzenie. Tylko, że to wypowiedź jednego z bohaterów, więc chyba ktoś może w mowie potocznej stosować powtórzenia? „Niziołek chciał uskoczyć w bok, ale Czehl w tym momencie wyciągania rewolweru z kabury skręcił broń, ustawiając ją poziomo przy biodrze”. –– Chyba nie bardzo wiem, co Autor chciał powiedzieć. Bo chyba nie chodzi o to, że Czehl miał w kaburze broń rozłożoną na części i zaczął ją skręcać w momencie gdy uznał, że będzie z niej strzelać. I jeszcze ustawiał ją poziomo… ;-) Opisałem pewien manewr znany mi tylko z filmów i mangi (ciekawskich odsyłam do mangi Peace Maker, konkretniej do rozdziału piątego). Pozdrawiam i przepraszam za "nuż" oraz inne takie "babole" ;) Va fail!

dj Jajko, masz rację, nawet dialogi były prawie takie same. Po 30 stronach dałem sobie spokój, już wolę poznać fabułę poprzez komputerową wersję. Czytałem kilka takich książek, co najwyżej były średnie, szkoda, bo niektóre growe światy zasługują na dobrą powieść.

Dobrze, że jeszcze siedziałem przy komputerze, dziękuję za wyłapanie tego błędu (w moim przypadku jednak leżakowanie dłuższych tekstów jest konieczne). Chodzi oczywiście o kilometry kwadratowe. Literówek poszukam jeszcze później (chociaż dam radę dopiero po czasie przeznaczonym na edycję). Pozdrawiam.

Trochę się zastanawiałem nad wstawieniem tego opowiadania, miałem mniej czasu na pracę nad nim niż się spodziewałem i tekst nie miał czasu "leżakować" (wiem, marne wytłumaczenie), ale przez pewien czas będę odcięty od internetu (dlatego mogę przez kilka dni nie odpowiadać na komentarze, ale zachęcam do ich pisania, do soboty powinienem się ze wszystkimi zapoznać). Proszę o wyrozu… właściwie o to nie proszę, cenniejsze są dla mnie merytoryczny komentarze (nawet krytyczne). Jestem ciekaw, czy ktoś inny postanowił połączyć świat wiedźmina ze steampunkiem, może tylko ja jestem taki dziwny ;), byłbym wdzięczny za wszelkie tego typu informacje. Życzę przyjemnej lektury.

Takie pytanie, drogi Autorze, dlaczego Faye albo Spike zapisujesz z małej litery?

Kiwi, przepraszam, w obu przypadkach mamy powiązanie z prądem ;) W M II przegiętą trochę kawalerią jest też husaria (albo husarze) oraz słonie (to są dopiero monstra, bez wypracowanej taktyki nie podchodź, ale one przynajmniej nie są tanie). Z papieżem najlepiej się dogadywałem grając Hiszpanią, nawet udawało mi się 6 kandydatów ze swojej frakcji z rzędu mianować na biskupów Rzymu. Ale i tak najlepiej dogadywałem się z Maurami (oczywiście dopóki ich urokliwe tereny nie zostały wchłonięte przez moje imperium). Nie polecam dać upustu frustracji i podbijać Rzymu, bo cyklicznie może się pojawiać armia wyzwoleńcza (jak w I części). Moimi ulubionymi frakcjami jest Anglia (moja pierwsza frakcja, wiadomo, łucznicy + ciężkozbrojna piechota + trochę średniej ciężkiej kawalerii), Ruś (fajni i papież im problemów nie robi), Tatarzy (tutaj znam tylko z bitew, słonie i rakietnice, da się nimi bez kodów grać w kampanii?) no i może jeszcze Wenecja. Polska zawsze mi się wydawała taka średnia, a przy ostatni graniu (jakieś kilka miesięcy temu) tak niepatriotycznie ciągnęło mnie do krzyżaków.

Elektryczne kiwi, a Ty masz? Mi chyba też M II najbardziej się podobał, poza kilkoma niedoróbkami (jednostki wroga miewają w zwyczaju nagle się zatrzymać i pozwolić zasypać się strzałami, kawaleria nie zawsze opuszcza kopie przy szarży, kilka średnio zbilansowanych jednostek itp.) to kawał solidnej i bardzo dobrej strategii. Dodatek mam, polecam wszystkim miłośnikom Wojny Totalnej (w Królestwach chyba tylko raz albo dwa spotkałem się z tym nieszczęsnym zatrzymaniem, plusem jest jeszcze to, że ten dodatek składa się właściwie z 4 dodatków, nie trzeba instalować wszystkich). Fajne jest to, że kampanie z dodatków (w tym wojna Polski z krzyżakami :D) mają dostępny tryb "gorących krzeseł" (którego niestety brakowało w podstawce). Z Shogunem jakoś nigdy nie miałem przyjemności, mnie na przykład średnio kręcą klimaty Azteckie/Majowe/…, dlatego w dodatek im poświęcony grałem najmniej. Bardzo ucieszyła mnie kampania Brytanii (była już w dodatku do Medieval I, więc wypadało ją zrobić) i oczywiście ta dotycząca naszej historii. Krucjata (bliska memu sercu dzięki Twierdzy) też fajna, zwłaszcza ogień grecki. No i takie standardowe pytanie, gdy rozmawia 2 graczy Medieval II: Total War: masz jakąś ulubioną/-e frakcję/-e i czy Ciebie też denerwował papież? ;)

Syf.ie, takie zagrywki jak z dworcem powinny być karane robotami na rzecz miasta. Gdzie wojna światowa nie dała rady, to tam Polacy sami załatwią sprawę :/

Jak już jesteśmy przy Rome, to czy tylko mnie dziwi ogrom porażki Hannibala pod Zamą? Rozumiem, że zwycięzca spod Kann mógł się poczuć zbyt pewnie, a Scypion (zbadał dokładnie manewry Kartagińczyka) wykorzystał dobrą taktykę na słonie i miał po swojej stronie numidyjską kawalerię. Ale żeby stracić aż 20000 ludzi (+15000 do niewoli), a wróg stracił zaledwie 1500. Dodam, że Kartagina przed bitwą miała 35 tys. piechoty, 4 tys. jazdy i 80 słoni (nie wykluczam, że dane mogą być błędne, ku chwale Rzymu byłoby pokonanie Hannibala przy mniej więcej równych siłach, więc mogli trochę nakłamać), a Rzym 30 tys. piechoty i 6 tys. jazdy (dla porównania Hannibal wygrał pod Kannami mając jakieś 50 tys. ludzi, a Rzym 85 tys., choć rzeczywiście wtedy potomkowie Romulusa taktycznie się nie popisali). Dodatkowo Scypion otoczył Hannibala dzięki swojej kawalerii, która wróciła na pole bitwy. Przypomina to sytuację, która miała miejsce pod Kannami, więc Hannibal w pewnym sensie wpadł we własną pułapkę. A pokazał wcześniej, że jest geniuszem dowodzenia, ponoć stawiał siebie na trzecim miejscu (po Aleksandrze Wielkim i Pyrrusie) w rankingu najlepszych dowódców (do skromnych nie należał), a potężny Rzym bał się go jeszcze przez wiele pokoleń. A tak "łatwo" dał się pokonać pod Zamą, może miał zły dzień jak Napoleon pod Waterloo albo podmienili go potężny kosmita/oszust, który podczas gry w galaktycznego Total War chciał za wszelką cenę wygrać, bo głupio byłoby mu przed kolegami.

Ja się zatrzymałem na etapie Medieval II :P Nowy Rome nie wymaga przypadkiem stałego podłączenia do internetu, nawet w trybie dla 1 gracza? Bo przyznam, że z zasady bojkotuję tego typu produkcje.

Ja tam zawsze miałem mały fabularny niedosyt, wszystkie odcinki (poza tym zabójczym z lodówką i wspaniałymi finałowymi) są materiałem na coś nieco dłuższego niż 25 minut. Jaka jest w takim razie ocena końcowa anime? I tak jest świetne, jeszcze kilka osób (ciekawe kiedy tu zajrzy beryl) pewnie to potwierdzi.

Minas Tirith to bardzo malownicze miasto, tylko kiepsko tam z komunikacją miejską ;P Zawsze mi się podobał Toruń, tak na chwałę zakonu krzyżackiego i pewnego radia ;) Gdańsk, Wrocław i Kraków (w tym ostatnim jadłem najlepsze zapiekanki kupione na mieście, było to niedaleko takiego znanego zamku ;) ) też niczego sobie, ale za to współczesna Warszawa nigdy nie była bliska memu sercu.

Nie ma nic niezrozumiałego w podtytule "Dziki Gon", wystarczyło przeczytać powieści (czego Ci nie polecam, jeśli nie przepadasz za stylem ASa, no chyba że się jakaś koleżanka pojawi) albo zagrać we wcześniejsze gry (ale tu chyba masz problem sprzętowy). Pozdrawiam wszystkich, pamiętajcie, że miecz przeznaczenia ma dwa ostrza…

Oj, ktoś tu się nie boi wygłaszać radykalnych poglądów ;) Jak na recenzje (jeśli w Twoim zamierzeniu miała to być recenzja) brakuje mi pewnych konkretów. Trudno wyłapać co w opowiadaniach uważasz za złe. Jedynie akapit drugi daje pewne poszlaki. Jeśli to jakiś felieton, to też moim zdaniem powinny się pojawić jakieś "konkrety". Jeśli chodzi o mój subiektywny odbiór, to pamiętam jak kiedyś myślałem, że jeżeli ktoś lubi fantasy quasi-średniowieczne, takie z magią i mieczem, bez jasnego podziału na dobro i zło, to można mu z czystym sumieniem polecić "Ostatnie życzenie" albo "Miecz przeznaczenia". Jednak pewnego dnia się dowiedziałem, że mój znajomy (czytający taki typ literatury) dotarł jedynie do połowy pierwszego zbioru i rzucił książkę w kąt. Co ciekawe, lubi trylogię husycką Sapkowskiego, gdzie moim zdaniem Narrenturm można bez żadnych spojlerów tak podsumować fabularnie: główny bohater wpada w tarapaty, ktoś go ratuje/sam się ratuje (to rzadziej), znowu wpada w tarapaty i tak w koło [Fantastyczny ;)] Macieju, a gdzieś tam w tle jest główny wątek. I tak runął mit co najmniej dobrych dla każdego czytelnika zbiorów opowiadań. I od niego też nie dowiedziałem się konkretów, widocznie głównym winowajcą jest nieuchwytne i niezdefiniowane "to coś". Albo w Twoim przypadku mógł winowajcą być przymus (sprawa koleżanki) lub nieprzyjemne otoczenie (często bagatelizuje się jego wpływ na lekturę, ale ma ono dla wielu spore znaczenie). Przyznam, że sam OŻ i MP bardzo lubię (są jednymi z moich ulubionych zbiorów opowiadań), a powieści wypadają nieco gorzej.

Trzeba mieć w życiu jakieś priorytety… na co czekasz, filmy same się nie obejrzą ;)

Może się skuszę, tylko bym prosił o podanie linku do sesji (albo wskazaniu jej), od której polecałbyś zacząć znajomość ze światem Spętanych. Z góry dziękuję.

Trochę późno, ale jednak przypomniałem sobie o jeszcze jednym filmie (dzięki pewnej telewizji nazwą nawiązującą do tętna, która postanowiła mi wczoraj przypomnieć ten film): "Pierścień Nibelungów". Dzieło o tyle ciekawe, że jest ekranizacją średniowiecznej opowieści, która zainspirowała Tolkiena do stworzenia "Władcy Pierścieni". "Pierścień Nibelungów" zaczyna się nieco standardowo i to może zrazić, ale warto poznać losy filmowego Zygfryda. Jak już jesteśmy przy filmach związanych z dawnymi opowieściami i legendami, to polecałbym "Merlina" z 1998. Film doczekał się kontynuacji (choć fabularnie są ze sobą niespójne) "Uczeń Merlina", który jest… no… słaby, łagodnie mówiąc. "Pierścień Nibelungów" i "Merlin" są w pewnym sensie podobne. W obu filmach efekty specjalne nie dominują, ważniejsza jest opowieść oraz niezapomniany klimat.

Wczoraj doszło, dziękuję. Czas wsiąknąć w komiksowe wczesne średniowiecze.

Na swoje usprawiedliwienie dodam, że żywiołaki nie były wielkim zagrożeniem (losowałem niezwiązane z fabułą spotkania podczas podróży wrogów, kupców, itp., dodam jeszcze, że gracze zgodzili się na taką losowość), a skrytobójca zginął na własne (dziwne) życzenie. A gdzieś (chyba któryś podręcznik do D&D) było napisane, że jeżeli gracze chcą zaatakować czerwonego smoka, z którym nie mają szans (i oni o tym wiedzą), to nie należy ich traktować ulgowo. Oszczędnie z motywami w stylu Deus ex machina. Cóż, jak sam mówiłeś, rzecz gustu. A ten system jest Twojego autorstwa? Przyznam, że wydaje się ciekawy.

Tak sobie czytam, Szeptunie, i chyba zauważyłem pewnego "babola". Grupa potężniejszych wendoli dzierżyła w łapach długie ostrza, a mimo to mogli biec na czterech łapach. Musiało im być trochę niewygodnie, choć mogę się mylić, nie znam ich budowy. To Ty prowadzisz tą sesję? Mi w pamięci utkwiła kiedyś taka sesja (ja ją prowadziłem), w której drużyna (minotaur półsmok, kapłan i skrytobójca) oraz stary żebrak lecieli nad niebezpiecznym lasem (jakiś kilometr na ziemią, tylko minotaur potrafił długo latać, więc reszta siedziała w wozie, który trzymał owoc związku smoka z samicą minotaura, przeprawa wyglądała trochę jak taka jedna scena z mangi Berserk). Pech (kostki) chciał, że zaatakowały ich żywiołaki powietrza. Doszło do walki, żebrak spanikował i wypadł z wozu. Skrytobójca skoczył za nim, wszyscy myśleli, że chce go ratować (a to nie pasowało do jego charakteru). Skoczek "dogonił" żebraka i niespodziewanie zabił starca. A potem uderzył o ziemię, została z niego mokra plama. To było zabójcze.

Jak już mamy o tym temat, to czy w najbliższym czasie będzie też na tym kanale HP 7 2/2?

A już myślałem, że wokół mojego miejsca zamieszkania powstała anomalia czasoprzestrzeni, która odcięła mnie od reszty Polski. Albo przesyłka się zawieruszyła po drodze, ale to już mniej ciekawe.

"Wielu spośród żyjących zasługuje na śmierć. A niejeden z tych, którzy umierają, zasługuje na życie. Czy możesz ich nim obdarzyć? Nie bądź, więc tak pochopny w ferowaniu wyroków śmierci, nawet bowiem najmądrzejszy nie wszystko wie" ;) To był Christopher.

Autor ma ciekawy sposób na reklamę :) Przyznam, że mapka mnie zachęca (bo ja w tekstach quasi-średniowiecznych mapy generalnie lubię).

GandalfBielecki, przecież krytycy (i poloniści) wiedzą lepiej od Tolkiena ;) Jeśli Tolkien twierdził, że nie wzorował Wojny o Pierścień na wojnie światowej, to mu wierzę. Tyle w temacie… Albo jeszcze coś. Tolkien mógł wzorować się na doświadczeniach wojennych w sposób pośredni albo nieświadomy (bo wojna niewątpliwie ma wielki wpływ na człowieka). Spotkałem się z opinią (podajże we Władcy Pierścieni – kulisy filmu, chętni mogą znaleźć film na youtube), że Tolkien przeniósł swoje relacje z towarzyszami broni na Froda i Sama.

Dobre, Dreammy :D Tak dla pewności, w tej dyskusji mówimy o świecie wymyślonym, a nie historiach alternatywnych albo naszych realiach z dodatkiem fantasy (typu trylogia husycka)?

Przyznam, że bardzo ciekawy tekst, dałeś radę, Jan Janek. Mnie osobiście fascynuje psychologiczny aspekt w dziełach post-apo (nie tylko z naszymi ukochanymi umarlakami), który daje naprawdę duże pole do popisu i aż mi się czasem trochę smutno robi, gdy widzę dzieła, które tego wcale nie poruszają i skupiają się tylko na akcji oraz masowej eksterminacji zombiaków.

Gedeonie, tutaj chodzi o innowacje typu halabardy u rycerstwa. Wypadałoby wyjaśnić, dlaczego się ich używa albo chociaż zasugerować, dać jakieś poszlaki. Inną sprawą jest zgrzyt wynikający z braku czegoś. Jak wyjaśnić, że w tekście stylizowanym na późne średniowiecze (ale nierozgrywającym się w naszym świecie) nie ma wiatraków? Proste, nie wynaleziono. Zgadzam się z Twoim przykładem o Islamie. Zgadzam się też z przykładem o broni palnej.

Nowa Fantastyka