Profil użytkownika


komentarze: 67, w dziale opowiadań: 53, opowiadania: 23

Ostatnie sto komentarzy

Wrzuciłem do betowania drugą część postapokaliptycznych przygód Józefa – zwie się to Wszystkie apokalipsy Józefa – Mięso. Na pewno jest bardziej post-apo niż pierwszy tekst. Jest też nieco dłuższe bo ma prawie 12k znaków ;-)

Nie jest to nic pilnego, ale z pewnością wymaga pracy. Moją zdecydowanie najsłabszą stroną są przecinki, ale nie tylko to wymaga jeszcze dopracowania.

Ach cieszę się jak małe dziecko. Jeszcze raz dziękuję betom – czyli Naz i Mytrixowi. To oni pomogli doprowadzić ten tekst do użytku. No oczywiście dziękuję też wszystkim komentujących za pozytywne i negatywne uwagi. Jeśli chodzi o pisarstwo fantastyczne stawiam pierwsze kroki więc staram się z waszych opinii wyciągnąć jak najwięcej. Co do samej katastrofy to znając karmę Józefa zabił go fragment asteroidy, która spowodowała apokalipsę. Reszta twoich uwag Cieniu pewnie zdecydowanie bardziej trafiona – jeszcze kilka lat temu coś by może się prześlizgneło – teraz musiał by to raczej być jakiś przedziwny zbieg okoliczności by walneło nas coś tak dużego bez ostrzeżenia – nawet jeśli nie mieli byśmy żadnego ratunku. Oczywiście poza Brucem Willisem. Odpaliłem sobie przy okazji Cara nad domem i kabum było naprawdę duże. Pewnie ktoś może mnie oświecić, ale przypuszczam, że eksplozja bomby przy tej samej ilości energii była by bardziej niszczycielska, choćby ze względu na optymalizację wysokości eksplozji i szersze spektrum środków rażenia. A na koniec tego przydlugiego komentarza pisanego na telefonie bije się w pierś i obiecuję poprawę w kwestii przecinków mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa.

Mistrzem ortografii nie jestem, ale 

Bo widzę z tond wieże ratusza

delikatnie mówiąc mnie rozwaliło.

Rozumiem, że akurat tego edytor tekstu nie podkreśli (sprawdziłem), ale jednak od autora wymaga się chyba w tej kwestii więcej.

Poza tym mnóstwo zagubionych przecinków i kilka innych ewidentnych ortów.

Fragment historii nie najgorszy, ale jakiejkolwiek przyjemności z czytania nie może być mowy.

Werweno dzięki za opinię, która jednak skreśla Cię z listy kandydatów do betowania drugiej części (się pisze). Rzeczywiście Twoje propozycje lepiej oddają to co chciałem powiedzieć – już poprawiam.

Dlaczego wołowy – wolno gotowana szynka z marsjańskiej owcy – dostępna w każdej Biedronce w czasie tygodnia marsjańskiej. Nie ma tak łatwo – nie będę spoilerował.

Dick (w lepszych momentach) był naprawdę plodnym pisarzem. A że miałem dość dobrze zaopatrzoną bibliotekę w czasach liceum i na początku studiów zaczytywałem się jego twórczością.

Otrzymał papierową tobę pełną cukierków

Poza tym naprawdę ciekawie się czyta, zakończenie zaskakuje. 

Nie znalazłem żadnego brakującego przecinka, ale w moim wypadku to jednak chyba nie jest jakaś poważna rekomendacja ;-)

A tak na serio to mnie akurat skojarzyło się najbardziej z twórczością Dicka – tak z głowy nie pamiętam tytułu, ale była taka książka gdzie grupa ludzi była uwięziona w kolejnych swoich wyobrażonych światach. dawno nie zaglądałem do jego twórczości, więc trudno mi powiedzieć dlaczego jeszcze, ale jakoś tak ogólnie Dickowo. Może te damsko-męskie relacje, może sposób prowadzenia narracji a może ktoś wie lepiej dlaczego mi się tak kojarzy…

A tak podsumowując – jesztem zdecydowanie na tak – dawno nie czytało mi się nic tutaj tak dobrze. Normalnie jak zacząłem na okienku w szkole miałem problem, żeby nie zaglądać w czasie lekcji ;-)

Bardzo mi się tekst spodobał – powiedział bym, że branżowy. Nie trzeba być chyba profesorem Langdonem, żeby przez niego przejść, ale całkiem przyjemny masaż mózgownicy.

Blackurn – przeczytaj jeszcze raz – sprawie postapo poświęciłem niemalże cały akapit, w innym wspomniałem o serialu Jerycho, zresztą preapo stanowi czasem ważny element postapo. A już tak najbardziej poważnie to tekst powstał jako meta postapokaliptyczny.

Wicked G – prawdziwym sprawdzianem pewnie będzie druga apokalipsa Józefa, której UWAGA SPOILER – także nie przeżyje – KONIEC SPOILERA.

No pracuje nad kolejnym tekstem pewnie trochę dłuższym od tego ale nie sądzę by ostatecznie był powyżej 10k. W głowie i na kartce są natomiast dwa kolejne pomysły.

Dzięki wielkie za komentarze – nie spodziewałem się, że ten akurat tekst może tak bardzo podzielić czytelników, ale to chyba dobrze. Pisząc go miałem świadomość wad tego Józefa jako bohatera czegokolwiek i właśnie dlatego takowego wybrałem. Tekst miał być i humorystyczny i z bardzo konkretnym przesłaniem/pytaniem na które chyba większość czytających tak czy inaczej odpowiedziała.

Dodam, że następny Józef będzie nieco inny, bo tekst też będzie podejmować inny temat. Starałem się dopasować tego Józefa do problemu jaki pojawił się w mojej głowie i który chciałem przelać na papier. Właśnie z tego powodu opis bohatera i dość szybka informacja o jego śmierci.

Ostrzegam najbardziej krytycznych, że będą pierwsi na mojej liście zaproszonych do betowania ;-)

Joseheim – ja całkowicie rozumiem Twoje zastrzeżenia, ale tak się głośno zastanawiam (stukając w klawiaturę) czy owo rozróżnienie na niebo niebieskie i Niebo niebiańskie powinno być powodem wprowadzania zapisu małą czy dużą literą? Bo kiedy znajduję w literaturze Niebo/Niebiosa to raczej jest ono wyróżnione z przyczyn religijnych w przeciwieństwie do dwóch pozostałych eschatycznych miejsc/stanów wyróżnianych w tradycji katolickiej czyli czyścca i piekła. No chyba, że potraktujemy tutaj je jako nazwę własną konkretnego miejsca. Jako osoba zajmująca się sprawami owych stanów niemalże na co dzień zwykłem pisać niebo z małej litery, ale wiem, że w tym wypadku oba zapisy są dopuszczalne.

Szczerze powiem, że odkąd o tym napisałaś mocno się zastanawiam co z tym fantem zrobić.

 

Dalej

Piotrze – no dla mnie ten tekst jest właśnie dokładnie o tym, o czym napisałeś. O tym co jest ciekawe, ważne dla nas i jak traktujemy to wszystko co nie wybija się poza ową zwyczajność. A chyba wciąż przesuwamy granice tego co jest wstanie nas zainteresować.

Dzięki za wszystkie opinie.

Szczerze KPiachu z różnicy między meteorem a meteorytem sprawę sobie zdaję – chodziło mi o to zjawisko acz nie sprawdziłem i w pierś się biję czy występuje ono w wypadku większych obiektów, które przynajmniej dla jakiegoś kawałka świata przyniosły by apokalipsę.

Finklo – przecinki powstawiane.

Joseheim – z niebem to bywa różnie w zapisie, według mojej elektronicznej wersji Biblii tysiąclecia zapisuje się je przynajmniej w kilku miejscach (całej nie przejrzałem) z małej litery.

Dzięki wielkie za wszystkie komentarze – nie było mnie trochę tutaj. Startuję jako mini-przetsiębiorca więc inne rzeczy miałem na głowie.

Rozumiem tych, którym pasuje i tych którym nie (no może trochę mnie). Rzeczywiście tekst można rozwinąć acz nie starczyło mi czasu. Poszukiwałem mocno pomysłu, było ich ostatecznie kilka łącznie ze smoczymi gazami w łupkach, ale ten był chyba pierwszym sensownym. Pojawił się jednak zbyt późno by kilka wątków w tym tekście rozwinąć.

Ze spraw najważniejszych – habitat to zamknięty ekosystem, zamiast słońca napędzany energią atomową, na zasadach podobnych jak planowane bazy księżycowe czy marsjańskie.

Co do wypraw to chciałem tylko zauważyć, że ludzie nie robią tylko rzeczy uzasadnionych racjonalnie. Właśnie dlatego chciałem przynajmniej zasugerować bardziej religijny niż badawczy charakter wypraw. Stąd choćby modlitwa przed wyjściem czy sama nazwa strażnika poranka.

Jeśli ktoś miałby ochotę zajrzeć do mojego szorta – około 3k. Czekam na opinie bo docelowo miałby być pierwszym z serii. Temat apokaliptyczny, bohater ginie. Zwie się to “Wszystkie apokalipsy Józefa – Meteor“.

Skąd wiedziałaś, że piszę moje teksty długopisem? Czuje się inwigilowany. Co do meritum trudno się czasem powstrzymać od małej edytki gdy ktoś wskazuje ci błędy. Czy przed "gdy" powinien być przecinek?

Dzięki Reg i Pierożku – poprawki naniesione. Brakujących przecinków nie znajdę i jestem zawsze pełen podziwu dla osób, które to potrafią. Dodam od razu, że nie traktuję tego jako uniwersalnego wytłumaczenia – staram się poprawić, jednak moje wysiłki nie przynoszą spodziewanych efektów.

Siedem dni odnosi się do historii Noego i ma potwierdzać religijny wymiar owego wychodzenia. Zresztą wynika też to z tego, że spodziewano się, przynajmniej na początku, rychłego ustąpienia pyłu.

Pogłębiony watek religijny planowałem, jednak nie starczyło mi czasu na jego rozwinięcie.

W pyle oczywiście można się zapadać – tak jak w kopnym śniegu. Są jednak sposoby by radzić sobie w takich sytuacjach.

Dzięki za opinie – co do mułu to wyobraziłem sobie, że na początku katastrofy było dużo wilgoci/opadów. Powstawał więc muł. Dopiero później gdy było coraz mniej wody pojawił się pył. Co do petryfikacji tychże rzeczywiście nie skorzystałem z porad geologa, ale też wyobraziłem sobie, że po jednej i drugiej katastrofie panowały rzeczywiście różne ekstremalne warunki.

A w kwestii niewykorzystania potencjału tego pomysłu to pewnie jest tu wiele racji – pisałem niestety na ostatnią chwilę ;-)

Dzięki – poprawki już naniesione.

Co do społeczeństwa to cóż – bywa rozumne i nie. Chciałem pokazać, być może trzeba było ten wątek rozszerzyć, że takie oczekiwanie jak w tym wypadku na słońce stać się może quasi-religią takiego zamkniętego społeczeństwa. Bohater natomiast uważa, że poszukiwanie słońca nie ma sensu. Skoncentrować się należy na tym by żyć w swoim życiem a nie marzeniami o ujrzeniu słońca.

Witam – mam mocno apokaliptyczne pytanie. Gdyby nastąpiła ogólnoświatowa katastrofa – np. upadek meteorytu czy wybuch supewulkanu pojawił by się w atmosferze pył, na naszej planecie zrobiło by się szaro.  Jednak kiedyś pewnie ten pył zaczął by opadać – jak długo by to trwało i gdzie najszybciej można by zobaczyć słońce – przy równiku czy na biegunach,  a może na wybrzeżach oceanów?

A nie dostałem, ale moje hasło ciężko mnie postrzeliło. To pewnie kara za głupi komentarz :-)

Wszyscy się zgłaszają to i ja się zgłoszę a przy okazji nominuję hasło 27 ze strony 1183

Zaczyna się od "w poszukiwaniu zaginionej kropki" ale dalej jest zdecydowanie lepiej. Być może łatwiej byłoby przebrnąć przez tekst gdyby niektóre opisy były krótsze. No chyba żeby był to tekst uznanego pisarza. Zakończenie moim zdaniem więcej niż dobre. Pasuje do klimatu tekstu.

Jak to – papieros to nawiązanie do spiskowych teorii Archiwum X. Przynajmniej ja to tak odebrałem.

Tekst moim zdanie całkiem przyjemny – sam nie jeden raz zastanawiałem się nad rzeczoną rasą i jej traktowaniem w literaturze. Jednak zwróciłem uwagę na kilka rzeczy. Pierwsze, czego zapewne nie zauważył bym w swoim tekście – to powtórzenia w pierwszym akapicie:

Krasnal ostrożnie pochylił się w progu, ale i tak zawadził czerwoną czapką o niską futrynę. Ośnieżoną brodę przytrzymywał dłonią, aby nie przytrzasnąć jej drzwiami. Pociągnął zsiniałym nosem, czując smakowity zapach kaszy ze śliwkami i klusek z makiem. Na niemrawe skinienie chłopa usiadł w godnym kącie, zdjął krasną czapeczkę i strzepnął nią mokry śnieg z brody.

No i zacząłem się zastanawiać czy kluski z makiem mają jakiś szczególny, intensywny zapach?

 

Nie pasują mi świąteczne choinki – albo choinki albo świąteczne drzewka, świerki czy co tam można jeszcze uchoinkować.

Jestem tu nowy i nie przeczytałem przedmiotowego tekstu, choć widziałem, że jest. Nie zdążyłem… Wypowiem się jednak w sprawie regulaminu. Zacytowany wyżej fragment wydaje mi się – o zgrozo – oczywisty, jasny i nie wymagający dodatkowych objaśnień.

Wydaje mi się, że wszelkie zabiegi graficzne – jak zastosowane w tym wypadku małe litery i braki w interpunkcji zdecydowanie lepiej sprawdzają się na papierze niż we wszelkich wersjach elektronicznych. A przekaz tekstu jest co najmniej niejasny.

No właśnie to imię ma słowiański charakter a pozostałe nie – dopasuj przynajmniej w wypadku rodziny królewskiej i części bohaterów z miasta bo w końcu jest kosmopolityczne.

Z jednej strony, mimo pewnej ilości językowych mankamentów czyta się to wszystko nie najgorzej i może być wstępem do całkiem interesującej opowieści, ale jednak moim zdaniem największym mankamentem są na tym etapie bohaterowie, którzy z wyjątkiem Mojmiry są płascy, tacy czarno-biali, jednowymiarowi. Składają się albo z zestawu zalet, albo zestawu wad. Całość jest jakaś taka idealna, sielankowa. Jeśli nie zamierzasz jej zaraz zburzyć to wieje nudą lub literaturą młodzieżową, która lubuje się w takich bohaterach

 

a teraz konkretnie co bym poprawił:

 

najpierw Nieradka – to imię jest jakby z innej bajki – oderwane od imion pozostałych bohaterów, być może jest ku temu jakiś powód, ale go nie poznajemy

 

Jedyną rzeczą, której nie lubiła to wstawanie, a także, – co nieco dziwi – kładzenie się spać.

jedynymi rzeczami – są w końcu dwie – były … chodzenie spać lub samo kładzenie się – brzmi chyba zgrabniej

 

Każda upły­wa­ją­ca go­dzi­na po ko­la­cji mi­ja­ła – we­dług niej – zde­cy­do­wa­nie za szyb­ko.

usunął bym upływająca lub ewentualnie przestawił szyk każda godzina upływająca po kolacji

 

Poranek upłynął Nieradce podobnie jak kilka wcześniejszych, z wyjątkiem panującej w tym dniu – wszechobecnej atmosfery podekscytowania.

może lepiej: wyróżniał się tylko wszechobecną atmosferą podekscytowania – a w ogóle najlepiej skontrastować w tym miejscu postawę Nieradki z “całą resztą”

 

a ojciec obrzucił – literówka – odrzucił

 

Żeby tylko było o czym, to chętnie bym ci opowiedziała, ale nie ma i nie będzie. – Gdyby zamiast żeby tylko – i chętnie wykreślić – bo zdanie wskazuje na chęci Nieradki, których jak widać nie ma.

 

Przykucnęła i oparła się o jedną z wielu znajdujących się tam kolumn – to sala kolumnowa więc zapewne jest tam wiele kolumn

 

stanowiła nieliczne miejsce w królestwie, – jedno z nielicznych miejsc

 

Wejście do Izby zdobiły dwie kolumny podtrzymujące spadzisty daszek, na którym widniał napis: Izba Chorych.z tą izbą chorych to lekka przesada – być może daj tu jakieś motto lub usuń i koniecznie usuń z kolejnego zdania izbę

 

Zawsze starannie dobierasz ozdoby, jak i leki dla swoich pacjentów Pani. – powinno być raczej “równie starannie”

 

Chorman zatrzymał się przy następnej Sali i spojrzał w oczy księżniczce. Miały duży pełny kształt. Chłopak był właściwie pewny, że słynny, niebieski, głęboki kamień – zawieszony na złotym łańcuszku – ma się nijak do głębi, jaką Nieradka kryje w niebieskich oczach. – powtórzenia, głęboki kamień? O oczach raczej nie powiem, że miały duży, pełny kształt -duże okragłe to już lepiej

 

Mimo to interesowali się życiem dworu na swój sposób. – na swój sposób interesowali się 

 

Często zajmowała się nimi w Izbie ChorychTo ja się staram was leczyć, a wy tak bezmyślnie mokniecie tutaj.

– Dziękujemy Pani – odpowiedziała kobieta trzymająca kosz z makowcami. – Nietaktem będzie, gdybyśmy stali na równi z tobą. Napiekłam ich sporo dla ciebie też starczy, jak się tutaj uwiniemy zaniosę ci pani do Izby trochę wypieków. Mizerna jesteś, mało śpisz i dużo nam czasu poświęcasz. Przyda ci się coś na wzmocnienie – w głosie kobiety pobrzmiewał ton zaniepokojenia.

– Masz rację Irido – powiedziała druga kobieta, stojąca tuż obok – jesteś taka szczupluśka dziecko, naniosę ci do izby wędlin i masła. – znowu powtórzenia no i izba z małej litery

 

jechało około 30 zbrojnych – ja tu już dostałem burę za liczby cyframi – trzydziestu

 

Plac Radomira był tak zaludniony – wypełniony ludźmi będzie lepsze

 

zatrzymały się bokiem w wzgłóż ustawionego baldachimu – wzdłuż, o baldachimie już wiemy więc wiemy też, że jest ustawiony

 

swojej starszej koleżanki Mojmiry – koleżanka w tym miejscu mnie razi, jakby chodziło o relację po fachu – obie są córkami ważnych gości i to je łączy – może znajoma, przyjaciółka

 

czy też ostatnią noc, – ostatnią wspólną noc, wiemy raczej, że ostatniej nocy się nie widziały

 

No ładnie. Ignorujesz mnie. Przed chwilą pokazałaś ignorancję wobec biednych ludzi. znowu powtórzenie a i pokazałeś być powinno a nie pokazałaś. Myśl Nieradki jest w tym miejscu moim zdaniem upokarzająca dla owych “biednych ludzi”, pokazuje, że mimo pozornej bliskości traktuje ich z góry.

 

Ostatni dialog wydaje mi się najsłabszy – jest sztuczny i przesadzony a wtrącona długa myśl Nieradki jeszcze go burzy.

 

że usłyszeli go ludzie znacznie oddaleni od baldachimu – zabrakło nawet

 

Wszystkie oczy skierowane były na nią. – skierowały się?

 

 

Ogólnie nie przepadam za narracją w pierwszej osobie, ale tu wychodzi naprawdę nieźle. Jeśli są jakieś błędy to na pewno są tu lepsi w tej kwestii ode mnie i ci je wypunktują.

Trochę nie przekonuje mnie jednak całość jako spisane świadectwo – nie wiem czy ktoś spisywał by swoje wspomnienie jako zestaw blizn/ran, które odniósł w wojnie. Bez tego zdania:

Spisuję te słowa z nadzieją, że ktoś je kiedyś odnajdzie.

całość wydaje mi się zdecydowanie bardziej przekonująca.

Tak jak wyżej zauważyła Finkla przydało by się popracować nad interpunkcją, zwłaszcza w graficznym odbiorze tekstu przeszkadzają mi właśnie te dywizy na początku dialogu bez spacji. Wydłużone opisy pasują mi idealnie do pierwszych scen – budują atmosferę, zwłaszcza w narracji w pierwszej osobie. Później gdy akcja się dynamizuje powinny być ograniczone. Być może przydała by się scena wprowadzająca np. katastrofa owego statku, która stanowiła by kontrast do rozbudowanego opisu spaceru po pustyni.

Zawsze (odkąd przynajmniej musiałem o takich sprawach myśleć) wydawało mi się, że myślnik występuje w tekście zapisany pauzą lub półpauzą, broń Boże dywizem. Dodałem brakujące słowo ;-)

Poprawię gdy tylko znajdę się bliżej komputera. A co do myslników to moim zdaniem są dwa, oczywiście zapisane półpauzą.

 

Piotr Tomlilicz – owa nieporadność jest często, przynajmniej u mnie, wynikiem działania stresu, jakiegoś napięcia, które nie pozwala skupić się nawet na najprostszych zadaniach.

 

Belhaj – nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie tylko to co zapisane jest zapamiętane – nawet jeśli to świetny pomysł. Fakt faktem, najlepsze przychodzą mi zazwyczaj tuż przed zaśnięciem. Rano budzę się z przekonaniem, że straciłem coś naprawdę ważnego.

 

Finkla – ja też nie, pomysł to dopiero początek. Później potrzebny jest wysoki poziom ołowiu, wiadomo gdzie.

 

Regulatorzy – sprawdzę, ale wychodziło mi sto (z dwoma wliczonymi myślnikami) więc dopisałem dwa. Zawsze byłem słaby z matematyki…

 

MR MAJONEZ – gdybym stosował to paliwo w porze o której pisze pewnie zdrzemnąłbym się do rana.

Czasem po prostu trzeba odciąć pępowinę…

Mnie razi język. Momentami jest lekki, tak jakby ktoś opowiadał o swoich przeżyciach (w tym wypadku to może niezbyt stosowne) a zaraz uderza ciężko tożsamością i apokaliptycznymi trąbami.

Nevaz – dzięki za uwagi – postaram się nie popełniać podobnych błędów. Piszę dalej, potworów na razie nie ma, ale w przyszłości na pewno będą. Tak naprawdę to czytam NF przez pół życia i mniej więcej od tego czasu gromadzę pomysły. Cieszę się, że w końcu dokończyłem jakiś tekst i to zapewne nie ostatni. Będę więc jeszcze katować was swoją twórczością, przynajmniej przez jakiś czas.

No zdecydowanie. Sprawdziłem specjalnie dla Ciebie – w tradycji judaistycznej pojawia się pod imieniem Nammah.

Żydzi też znają ją z imienia choć nie pojawia się w Biblii tylko innych pismach rozszerzających tradycje biblijne.

Fajne choć mnie akurat mi to zdanie z winem nie pasuje. Dlaczego – przecież Noe z tej przyjemności korzystać zaczął dopiero po potopie, zresztą jako pierwszy z ludzi. Ciekawi mnie natomiast wybór imienia żony Noego – zdecydowałeś się na imię z tradycji muzułmańskiej a nie żydowskiej (Biblia nie podaje jej imienia).

Gdyby facet spytał o drogę to byłaby to już hard sf a tak głównym jeśli nie jedynym fantastycznym motywem jest potraktowanie wody jako żywej i inteligentnej istoty.

Mnie ten tekst zachwycił właśnie najbardziej przez niedopowiedzenia i możliwość rozmaitej interpretacji. Zawsze gdy autor oddaje dzieło musi się liczyć, że zinterpretowane zostanie ono w różny od jego intencji sposób. Teoretycznie istnieją języki jednoznaczne – np. język prawniczy, ale każdy, kto z nim się spotkał wie, że to jednak tylko teoria. Tutaj wieloznaczność i miejsce zakończenia akcji dają nam – czytelnikom – pole do popisu. Nadmierne wykładanie wszystkiego to traktowanie czytelnika jak półgłówka a literatury wyłącznie jako rozrywki. Zwłaszcza w wypadku fantastyki taki zarzut pojawia się często. Moim zdaniem autor idąc pod prąd takim tendencją traktuje zarówno literaturę jak i czytelnika z powagą.

Małe dopowiedzenie – związek Nimroda z wieżą Babel jest poza biblijny. Biblia daje nam tylko kilka o nim informacji – był wnukiem Chama (tak tego Chama od chamstwa) i prawnukiem Noego, był świetnym myśliwym i mocarzem. O związku tegoż z budowlą, która miała obronić go nawet przed nowym potopem mówią legendy żydowskie.

Tak z merytorycznego punktu widzenia teologa:

– po pierwsze lekką ręką przeszedłeś nad tematem dzieci zmarłych bez chrztu, wprowadzając automatyzm zbawienia

– po drugie aborcja nie oznacza ostatecznego potępienia człowieka, zawsze jest szansa na nawrócenie

Tak sobie myślałem o temacie lemowskich bogów i zastanawiam się, czy właśnie nie oderwać ich od instytucjonalnych religii. Owi bogowie bliżsi są chyba raczej absolutnym władcom w stylu Hitlera, Stalina a może bardziej Hajle Syllasje. Rodzący się wokół nich kult ma wiele wspólnego z religią i pewnie spełnia niektóre z definicji zjawiska religii. Tacy samozwańczy bogowie rodzą się co chwile i pewnie nie raz się jeszcze pojawią. To jest jeden z najciekawszych przejawów absolutyzacji dokonanej przez człowieka – różne rzeczywistości można bowiem absolutyzować, ale siebie samego…? Nowe pojęcie: autoabsolutyzacja – uczynienie się samego bogiem.

Najgorsze jest to, że wielu tych rzeczy wiem bądź jestem świadom do momentu gdy sam zaczynam pisać. Staram się walczyć z samym sobą i przypuszczam, że gdyby nie fakt, że po długiej przerwie zajrzałem ponownie do tekstu lista byłaby zdecydowanie dłuższa. Mea culpa, mea culpa, mea maxima…

Mam nadzieję, że kolejne teksty będą lepsze, przynajmniej warsztatowo.

Dziękuję bardzo za uwagi.

 

Co do pierwszej części – księża/pastorzy z różnym ustrojstwem teraz walczą – nie tylko z demonami. U Tarantino w od Zmierzchu do świtu choćby pojawiły się przecież wampiry.

Braki w wiedzy Reporsta na temat tego co dzieje się z wiedźminami z terenów zajętych przez Armię czerwoną wydawały mi się dość oczywiste – wiedźmini spotykają się rzadko a tu jeszcze oddzieliła ich wojna światowa. W domyśle jest to rok 1945 lub kolejny.

 

Uwagi techniczne przyjmuje na klatę – we własnych tekstach nie widzę niestety problemów interpunkcyjnych. Na usprawiedliwienie napiszę tylko, że tak naprawdę mój pierwszy tekst fabularny od szkoły średniej czyli mniej więcej od osiemnastu lat i niezwykle cieszę się, że w ogóle go ukończyłem. W między czasie popełniłem kilka pozycji, ale były to głównie pomoce dla katechetów i jedna biografia. 

No ja na pewno swoje wrzucę, zastosowawszy się przedtem do uwag jurora.

 

Nisza”W sumie jak wyżej: napisane poprawnie, postacie są, ale rozpędza się ta opowieść tempem zziajanego żółwia. Żeby taki tekst drukować, trzeba by całą pierwszą połowę przepisać, tnąc niemiłosiernie i podrasowując początek. Uwaga czytelnika to nie coś danego ot tak, o to trzeba zadbać.

 

Jak na pierwsze w życiu (przynajmniej tym dorosłym, pozaszkolnym) opowiadanie to spodziewałem się zdecydowanie bardziej miażdżącej krytyki. 

Ja chętnie zaczekam – panteizm po pierwsze całkiem średnio jest chrześcijański, choć na różnych marginesach chrześcijaństwa się pojawiał (np. u Jana Szkota Eriugeny) a po drugie wcale nie koniecznie zamazuje różnicę ontologiczną (neoplatonizm) czy problemy poznawcze, zwłaszcza w tych religijnych wydaniach. Znacznie bliższy chrześcijaństwu jest panenteizm czyli pogląd, że wszystko jest w Bogu.

Ten zapętlony bełkot (nie tylko w kwestii Boga) jest dla mnie jednym z decydujących o tym, że człowiek wyróżnia się od innych istot.

W kwestii natomiast niepoznawalności Boga to wynika ona z platońskiego a później neoplatońskiego pojęcia Boga. Jeśli ktoś owo pojęcie Boga przyjmiemy to trudno się obrażać na radykalny apofatyzm pociągnięty poza granicę pojęcia bytu przez Jean Luc Mariona. Ontologiczne rozdzielenie występuje w różnym poziomie w różnych chrześcijańskich tradycjach – także katafatycznej w zasadzie analogii bytu. Trudno zresztą znaleźć pojęcie Boga, które by przedstawiało Boga jako całkowicie dostępnego naszemu poznaniu.

Spór między apofatykami a katafatykami dzisiaj bardzo często oscyluje wokół tematu czy jest to postawa wygodna czy niewygodna. Moim zdaniem wcale nie jest ona wygodna i jeśli będziemy ja radykalnie stosować także na poziomie intelektualnym jest wymagająca.

Naz – wydaje mi się, że w zasadniczy sposób upraszczasz sprawę niepoznawalności Boga. W wydaniu lemowskim moim zdaniem niepoznawalność była by przede wszystkim brakiem porozumienia, wynikającym z nieprzystawania do siebie dwóch rzeczywistości. Obie strony starają się ze sobą porozumieć, doprowadzić choćby do najprostszej komunikacji, ale z zasady do porozumienia nie może dojść z powodu radykalnej odmienności np. człowieka i oceanu z Solaris.

Co zaś do samego agnostycyzmu religijnego to lekką ręką odrzucasz całą tradycję platońską, zwłaszcza neoplatońską, która wewnątrz myśli chrześcijańskiej wytworzyła specyficzny nurt zwany teologią apofatyczną. Maksymalnie skracając – niepoznawalność Boga wynika z założenia takiego jego pojęcia i to na poziomie założeń raczej stricte filozoficznych (wybieram Platona a nie Arystotelesa) niż religijnych.

Mnie przede wszystkim wydaje się, że Lem był absolutnym agnostykiem – odrzucającym jakąkolwiek możliwość poznania Boga, jeśli ten by istniał. W ten sposób przemawia do mnie zarówno Solaris, które pokazuje, że jakiekolwiek próby spotkania, porozumienia pomiędzy człowiekiem a oceanem spełzają na niczym jak i Głos Pana gdzie pozaziemski sygnał posiadający twórczą moc podlega różnym interpretacjom, a żadna z nich nie jest ostatecznie przekonująca a co więcej o wyborze jednej czy drugiej decydują pozananukowe, wręcz ideologiczne względy.

Nowa Fantastyka