Profil użytkownika


komentarze: 1039, w dziale opowiadań: 818, opowiadania: 326

Ostatnie sto komentarzy

Kolejka, kolego drogi, rzecz święta. Nawet po wielu, wielu miesiącach. Czasem latach.

Wybaczcie, że tak późno.

Koalo,  dziękuję, że warto było.

ale i doczekał się pozycji Głównego Inspektora

“i” zostaje. :-)

 

Ślimaku,  jestem bardzo wdzięczny za wizytę i pochylenie się nad tekstem.

Komentowałem już kiedyś coś Twojego?

Można przejrzeć, poszukać, można się cieszyć z każdej wizyty. Wybieram ostatnie.

 

Duch Hatszepsut uwolniony z sarkofagu mógł się po prostu wcielić w dowolny zarodek żeński na świecie?

Na tym opiera się… właściwie wszystko w tym opku.

 

Kobieta na czele delegacji kompanii stalowej w roku 1912? Nie potrafię stwierdzić kategorycznie, że to niemożliwe, ale wydaje mi się bardzo podejrzane.

Słaby punkt. Przyznaję. Po Twojej uwadze zacząłem szukać. 

Już w tym czasie kobiety były mocno aktywne. Przewodniczenie delegacji, to jeszcze nie kierownicze stanowisko w firmie. A poza tym była to Hathor we własnej osobie. 

 

Aż do decydującej sceny nie dajesz chyba żadnego sygnału, że to ktoś więcej niż zaprzyjaźniona przełożona klasztoru. I nie sądzę, aby Niemcy tak łatwo wypuścili Helenę, mogłaby im się jeszcze jakoś przydać (może właśnie ze względu na tę potencjalną przydatność doczekałaby potem wyzwolenia).

Wydawało mi się, że Hagar, która pojawia się już w drugiej scenie daje sobą sygnały, że jest kimś więcej.

Nie bez powodu umieściłem też postać Himmlera w zestawieniu z Kerstenem. Himmler był fanem czarnej magii, wszystkiego, co nadprzyrodzone. Bezgranicznie ufał Kerstenowi i mogę się założyć, że uwierzyłby, że rozmawia z egipskimi bogami.

Narzuca się pomysł na dodatkowy smaczek, bardzo drobną historię alternatywną: oto naziści mają do dyspozycji moce deifikowanego Totmesa, które może pozwalają im na przykład uderzać w wybrane miejsca na wielki dystans, choć z marną celnością.

Jedyną boską postacią jest Hagat/Hathor. Reszta to ludzie w innym wcieleniu.

 

Dziękuję za podzielenie się opowiadaniem i pozdrawiam!

Powtórzę. To ja jestem wdzięczny.

 

 

gravel, jeszcze raz bardzo dziękuję za pomoc. Twoje komentarze były i są dla mnie bardzo cenne.

ośmiornico, dziękuję, że zechciałaś przeczytać i bardzo się cieszę, że się nie zawiodłaś.

hrabiaxie, dziękuję za opinię. 

Usterki poprawiłem. 

Daty w zapisie liczbowym w śródtytułach pozostawię.

Przynajmniej na razie.

Ja po prostu patrzę gdzie są czytelnicy

I co? Działa?

Bruce, jeszcze raz dziękuję.

 

Finklo, jak mi miło, że zajrzałaś. :-)

 

Fajny tekst. Bogata i subtelna fabuła. Miota się po całym świecie. A przy tym powtarzalna. Prawie jak fraktal.

Łechce.

 

Pewnej satysfakcji dostarczyło mi, że kiedy tylko padła data 1912 (akurat czytam taką książkę, że wstyd byłoby nie skojarzyć), wiedziałam, jaki będzie następny krok. Nie użyłeś kluczowego słowa, to i ja go nie użyję, niech pozostali mają zagadkę.

:-)

 

Bohaterowie ciekawi. Podziwiałam babki, nie lubiłam faceta. Naprawdę był takim wrednym faraonem? Bo kojarzę tylko, że ktoś o takim imieniu był.

Totmes zapisał się bardzo nieźle w historii Epiptu, może nawet lepiej niż Hatszepsut. Natomiast bardzo niejasne są ich relacje. Z pewnością były dość trudne i Totmes, według skąpych źródeł, które odwiedziłem bardzo się upierał, by mit królowej – Faraon zniknął.

Dlaczego zakonnica upierała się przy imieniu Helena? Wydaje mi się, że Trojańskiej już nie ma co mieszać do tej historii.

…tak wyszło. Na początku zajęło mi to zbyt wiele czasu, by znaleźć niemieckie imię zbliżone do brzmienia Hatszepsut. I nawet znalazłem: Heidemarie. Na początku było ok. Ale potem wypadł mi Londyn, Stany, tłumaczenie, dlaczego w USA ktoś się uparł, żeby to było Heidemarie, skoro Merle/Meritre chciała ją chronić, etc. i kiedy byłem bliski stanu zawałowego, że nie zepnę tej historii, wpadła w głowę, do Twojego komentarza neutralna, Helena.

zakonny czarny kornet zastąpił złotego diadem rozwidlający się w górę, jak rogi.

Primo – coś się posypawszy przy złocie. Secundo – dwuznaczna konstrukcja – kornet zastąpił diadem. I co teraz ta kobieta ma na głowie?

Ewidentnie tak.

Z tym na głowie, to kiedy już nazwałem ją po imieniu, czyli Hathor, pomyślałem, że skojarzenia z jej przedstawianiem w egipskiej kulturze nasunie się jakoś .

Ale tak, coś tu nawet bardzo nie teges.

Ja bym odmieniała “nemes” normalnie, jak polskie słowo.

Ok. Dzięki.

 

Cieszę się, że nie był to zmarnowany czas. Miło mi… bardzo. :-)

 

bruce, serio muszę poczytać, co piszesz pod naprawdę dobrymi opowiadaniami. 

Astrid,  facetom też się to zdarza.

Nędzniku, to bardzo budujące, co napisałeś. Dziękuję.

A ja wyobraziłem sobie psy, choć rzeczywiście koty (okrągłe głowy) bardziej pasują. Przy czym kompletnie nie jest wtedy wiarygodna poddańczość na końcu. Zatem dalej obstawiam twory charakterologicznie bliższe psom, niż kotom.

Wilkowe limity mają plusy i minusy. Plus taki, że nie trzeba się “zabierać za czytanie”. Minus z kolei to, w mojej ocenie, nieuchronne/częste poczucie niedosytu. 

No dobrze… pewnie plusem jest też to, że autor musi przekazać to coś z głowy w miniaturze. I tutaj warto doceniać wysiłki autorów – jest to piekielne trudne. Im krótsza forma, tym mniej czytelnik wybacza.

 

Napisane bardzo zgrabnie i naprawdę dobrze się czytało. co do samej fabuły mam ten (spodziewany skądinąd) niedosyt, głównie mechaniki świata przedstawionego. 

Może przeżyliby, a potem obca opowiedziałaby swoją historię i zostałby bohaterem. Patrzono by na niego z uznaniem.

Tutaj, niestety moje wyobrażenie o fobii bohatera poległo i emocje opadły. 

Facet zdawał się być totalnie hermetyczny i nie zrozumiałem mechanizmu przemiany, która sprawiła, że dopuścił w myślach kogoś, kto mu wejdzie z butami w życie.

To nie była kwestia kalkulacji i wygody. To fobia, która włada umysłem.

[Rezerwacja miejsca na tysięczny komentarz. Tekstu jeszcze nie przeczytałem, ale tak mi się dyskusja w becie rozwinęła, że licznik komentarzy bije bardzo szybko]

Jeśli kogoś nie przeraża 34k zzs i spore niebezpieczeństwo zawieszenia między tym, co w tekście, a tym co w głowie autora, serdecznie zapraszam i będę bardzo długo wdzięczny.

Czy to już ten moment, by prosić o przedłużenie terminu?

Storm, to zły tekst. Nie wylatuje tylko z uwagi na szacunek dla tych, którzy poświęcili swój czas, przebrnęli i zdecydowali się skomentować.

reg,

co masz na myśli, mówiąc o Lustrze „taki tekst”,

Znam zdecydowanie lepsze, nawet we własnej kolekcji. :-)

 

mindenamifaj,

Zauroczyłeś mnie opisem strychu i dziecięcej fascynacji rupieciami :)

Przyznaję, że jedno zdanie mam udane. :-)

 

Wszelkie luki fabularne czy światotwórcze wystarczająco wypełnił mi nastrój i bardzo udana kreacja bohatera.

To miłe.

Dzięki, reg.

Jesteś niesamowita, że nie pomijasz milczeniem takich tekstów. Podziwiam.

Nie wkurzać budowlańców.

Czytając przypomniała mi się historia znajomego znajomego. Otóż wstawił on samochód do komisu. Po jakiś dwóch tygodniach dzwoni facet i mówi, żeby sobie zabrał to auto.

Okazało się, że w bagażniku był worek ze śmieciami, między innymi rozbite jajko.

Cześć. 

Na początku czytania zacząłem sobie wypisywać rzeczy, które moim zdaniem są usterkami. Jednak w miarę, gdy autorze wciągałeś mnie w opowieść.. przestałem zwracać uwagę na “a może by poprawić to, czy tamto”. Zająłem się tym, czym powinienem, czyli śledzeniem losów bohatera, którego autentycznie polubiłem i mocno trzymałem za niego kciuki.

Zrobiłeś Autorze to, co wyróżnia dobrą opowieść. Zaciekawiłeś i “wessałeś” czytelnika w głąb fabuły. 

Nie ma fajerwerków warsztatowych, są usterki, typu powtórzenia, niezręczności językowe. Mogłoby ich nie być, ale umówmy się, zdarza się to najlepszym autorom. I jesteśmy w stanie im to wybaczyć, jeśli w zamian dostaniemy satysfakcję ciekawej historii.

Tak jest tym razem.

Klikam do biblioteki i mam nadzieję, że mimo upływu czasu, znajdzie się jeszcze dwójka usatysfakcjonowanych czytelników, by opowiadanie przeskoczyło do biblioteki.

 Na początek bohater. W ogóle mu nie współczułem. Nie dlatego, że jestem pozbawionym emocji hejterem, ale dlatego, że mnie nie przekonał adekwatnością działań do sytuacji.

Oczywiście może mi się tylko tak wydawać, bo wbrew temu, co o sobie myślę, przez innych jednak jestem hejterem. :-)

Mam nadzieję, że w dalszej części komentarza uda mi się wyjaśnić w czym rzecz.

 

– Przyrzeknij, że wrócisz – zażądała Melody.

Idziesz, drogi Autorze, na łatwiznę. Wypowiedziane słowa przez Melody są same w sobie oczekiwaniem/żądaniem. Uważam że korzystniejszy efekt osiągnąłbyś pokazując Melody w działaniu. By słowa wsparły gesty, mowa ciała.

 

 

posadzą go przed sądem wojskowym

Raczej postawią, posadzą później w więzieniu albo ustawią przed plutonem egzekucyjnym

 

Przyjrzyj się dwóm poniższym cytatom. Widzisz różnicę?

 

Miał ochotę paść na kolana i dziękować gospodarzowi, ale zabrakło mu sił. Opadł na ścianę, ciężko dysząc.

vs.

Dłoń gospodarza spoczęła na ramieniu gościa i pozostała tak przez chwilę, wędrując opuszkami palców po skórze. Edward złapał Hrabiego za kościste ręce.

 

W pierwszym przypadku opisałeś, w drugim pokazałeś. I ten drugi mówi znacznie więcej o emocjach, niż pierwszy.

 

To moi jedyni towarzysze w niedoli.

Nie sprawiał wrażenia pogrążonego w niedoli.

Słowa mają w sobie zarówno ładunek znaczeniowy, jak i emocjonalny. Przy czym jedno jest nierozerwalne z drugim.

 

nabił rybę na pogrzebacz i zaczął ją opiekać.

Warto taką rybkę wpierw wypatroszyć.

 

Cóż za chamstwo, arogancja, nieposkromiona buńczuczność. Nie po to uciekał z wojny, ryzykując życie swoje i całej rodziny, by teraz towarzyszyć samotnemu szaleńcowi w igraszkach. Nie czekając na dalsze słowa, powinien wyjść z zamczyska, trzasnąć za sobą drzwiami i krzyknąć, że nie jest żadną zabawką, że u progu wojna, ludzie tracą życie, a bogaci urządzają uczty.

 

A chwilę potem…

Wolał nie rozzłościć gospodarza, który zapewniał mu wszystkie wygody.

W tym miejscu całkowicie straciłem ufność w autentyczność bohatera.

W głębi serca wiedział, że nie ma usprawiedliwiania, gdyż powód ucieczki nie istniał. Uczynił to, gdyż tego pragnął.

Został natchniony Duchem Świętym. To możliwe, ale warto o tym powiedzieć czytelnikowi. Wydaje mi się jednak, że ducha tam nie było, a powód musiał istnieć. Skoszarowany żołnierz, który już sporo widział nie wychodzi z obozu po fajki i ot sobie nie wraca. Za tą decyzją musiały stać przemyślenia i emocje.

Schody ugięły się pod wolą pana i pozwoliły gościowi zwiedzić najskrytsze zakątki zamczyska.

A gdyby się nie ugięły, to co by się wydarzyło?

 

Edwarda zdoła okraść dzieło z resztek artyzmu.

Resztki sugerują, że coś już wcześniej brakowało rysunkowi, o czym nie wspominasz.

Przepiękna Melody o bezkształtnej twarzy

???

 

 

Z dużym prawdopodobieństwem poczułeś się skrzywdzony moją opinią. Ale niestety musisz przywyknąć i nauczyć się z tym żyć. Bo będzie ci to towarzyszyć nawet wówczas, gdy nadejdą sukcesy.

Wszystkim nie dogodzisz. Do wszystkich nie trafisz.

 

P.S.

Nie pamiętam dlaczego dodałem ten tekst do kolejki. Z dużym prawdopodobieństwem powodem była wizyta gravel i jej klik do biblioteki.

Wiedz zatem, że ona nie rozdaje łatwo klików.

(W tajemnicy napiszę Ci, że moich tekstów nie klikała do biblio laugh)

Głowa do góry i do boju!

 

Wiem, że po takim czasie to już trochę jakby późno, ale cieszę się, że się dobrze czytało :)

Czas, to ponoć, pojęcie względne. 

Cieszę się, że dotarłeś do PUT (portal universal time). 

I nie zapomnij podzielić się wrażeniami z lektury ;) Z góry dzięki!

Dobrze.

Zatrzymałem się w dwóch miejscach. Przy wirnikach drona, które zagłuszał wiatr i przy słowie pandemia.

W pierwszym przypadku zacząłem nawet grzebać w necie, by (co teraz wydaje mi się bezsensowną stratą czasu) udowodnić, że to niemożliwe. Współcześnie dron robi sporo hałasu. I bardzo nie lubi wiatru. 

Ale z szukania dowiedziałem się tyle, że system eVtol stosuje się już w większych maszynach. Jeśli więc przyjąć, że akcja dzieje się w jakiejś niekoniecznie odległej przyszłości, to tak, silny wiatr zagłuszał pracę łopat mielących powietrze.

Pandemia.

Z perspektywy schyłku 2021 wygląda to inaczej, niż teraz. W sumie nie doszło do jakiejś apokalipsy i ładunek grozy w tym słowie znacznie osłabł.

Ale przecież pisałeś to rok temu i z całą pewnością odebrałbym to inaczej. Wygląda na to, że myśląc o uniwersalności utworu trzeba chyba uśmiercić połowę ludzkości. Cóż.

Na początku trochę przerysowane zdawały mi się reakcje Mikołaja, ponieważ nie bardzo rozumiałem, co go tak gniewa. Jednak to może być i moja czytelnicza ułomność, połączona na przykład z chwilowym spadkiem formy umysłowej.

Co do całości napisane bardzo starannie. Tekst dołącza do moich warsztatowych wzorców. Lubię, jak coś się dzieje, nawet, jak się nie dzieje (BTW, Lee Child “Czas przeszły” – mistrzostwo galaktyki w kategorii wciągająca powieść totalnie o niczym) i autor nie zrzuca mnie z klifu w objęcia bezmiaru opisów.,

 

 

Oczywiście, mogą być przypadki kogoś, kto nawet po dekadzie szlifowania warsztatu (albo wyobrażania sobie, że to robi, a w rzeczywistości kręcenia się w kółko) nie napisze tekstu wybitnego, oraz kogoś, kto z miejsca i bez żadnych przygotowań napisze arcydzieło. Z tym że w tym drugim przypadku dość często bywa tak, że za tym arcydziełem nie idą następne, podczas gdy przypadek pierwszy może być przez całe życie tym solidnym, poczytnym autorem, który nigdy nie dostanie żadnej nagrody, ale będzie sprzedawał sensowną liczbę egzemplarzy powieści.

Otóż to. Robić swoje, Drodzy Współpiścy i szukać drogi.

Więc na tym polega to znane “obracanie się w kręgach” :D

Każde obracanie się w portalowych kręgach swój początek (ale i koniec) bierze w pisaniu, publikowaniu i aktywnym komentowaniu. :-)

i osoba znana

Osoba znana nie miałaby problemu z wydaniem się.

Tym przykładam chciałem tylko zaznaczyć, że można wygrać duży konkurs złapać pana Boga za nogi i po chwili zderzyć się z rynkową rzeczywistością, niby niezrozumiałą, bo też jak coś, co jest dobre, niezłe, świetne może być od tak odrzucone. Otóż może. 

Może trochę pokrętną drogą, ale chcę powiedzieć, że moim zdaniem ilość nominacji do piórek, czy też ich całkowity brak nie jest decydującym wyznacznikiem wartości tekstu oraz szans w karierze pisarskiej.

Zrobiła to chyba publicznie, więc nie jest  to tajemnica?

I tak i nie. O ile wszystko co w internecie jest publiczne, to jednak ten post na FB miał oznaczenie “znajomi”. Całkiem ich sporo, ale jednak oznaczenie nie jest “publiczne’.

To prawda. To są bardzo ciekawe zjawiska, które zawsze warto badać :) .

Dodam do poprzedniego wpisu.

Pewna zdobywczyni głównej nagrody w prestiżowym konkursie literackim wyznała wczoraj, że zakończyła “proces wydawniczy” swojej powieści, bo absolutnie nikt nie chce jej wydać.

I teraz co? Jury konkursu pomyliło się, co do jej talentu?

Myślę że nie.

W mojej ocenie problem w tym, że jury reprezentowało określoną wrażliwość czytelniczą na treść i warsztat. Wydawcy zaś mają to policzone w złotówkach. 

Zmierzam do tego, o czym już wspomniałem wyżej, że wszystko jest i będzie oparte na subiektywnym wrażeniu i upodobaniach.

 

W świecie żywych ludzi jest tak, że coś im się podoba, albo nie. Kogoś lubią, albo nie. Na tej podstawie podejmują decyzję i albo ta decyzja ma znaczenie, albo nie.

Tak jest absolutnie ze wszystkim, z czym spotykamy się każdego dnia.

Jasne, dzięki. Ale to też nauczka, by teksty jednak betować. :-)

Dzięki za trud przebicia się przez ten tekst.

Tak, dużo pytań i szczerze mówiąc, kompletnie nie wiem, jak zabrać się za wdrożenie sugestii Twoich przedpiśców.

Zaczynam poważnie myśleć na skatiowaniem tego. :-)

 

Mam mieszane uczucia.

Pierwszy akapit mnie nie zachęcił i zwykle w tym momencie porzucam dalszą lekturę, ale nie tym razem. I co ciekawe przeczytałem do końca czując ciekawość. Myślę że zdecydowało coś, co nauczyciele w szkole nazywają “przejrzystością tekstu”. Śródtytuły, liczne wcięcia akapitowe. Kojące na oczy i umysł, który wie, że może przerwać, wrócić i się nie zgubić. Ale żeby nie było różowo, wzrok opadał co kilka linijek podczas czytania notatek z telefonu. Dużo, za dużo. 

Przejdźmy do tego pierwszego akapitu.

Para młodych kochanków leżała na dziewiczej rajskiej plaży i podziwiała zachód żółto-brązowego słońca, odbijającego się w krystalicznie czystej niebieskiej wodzie. Chłopak i dziewczyna długo nic nie mówili, czekając, aż zrobi się ciemno.

To jest absolutne czepialstwo z mojej strony, ale są tacy czytelnicy (ja), którzy nie trawią takich opisów. Żółto – brązowe słońce, krystalicznie czysta, niebieska woda. Dużo tego i IMO kompletnie niepotrzebne. Zaznaczam – IMO. Dla mnie para kochanków podziwiała zachód słońca w oceanie. :-) I tyle.

Jak zauważyła drakaina potrafisz budować napięcie dialogami. Scena w elektromarkecie wyszła super. Inne dialogi… może warto następnym razem pomyśleć, czy wymiana zdań nie jest drewniana, sztywna. Ludzie rzadko rozmawiając odpowiadają sobie na pytania.

– Cześć kochanie, wróciłeś.

– Tak wróciłem, co dziś na obiad?

– Pulpety z Biedronki.

vs.

– Cześć kochanie, wróciłeś.

– O, widzę, że moja żona coś pichci.

– Jak minął dzień?

Ludzie na ogół nie myślą o tym samym w tym samym momencie. Koncentrują się na własnych potrzebach zaspokojenia ciekawości. O jeśli już myślą dokładnie o tym samym, to niekoniecznie w ten sam sposób i tak ścierać się powinny różne punkty widzenia.

Szczególnie nie spodobały mi się kwestie Ariel.

Kolejna rzecz. Ciąg zdarzeń. Troszkę się pogubiłem i to już na początku. Być może niesłusznie, ale się pogubiłem i przyznaję się do tego.

Kochankowie sobie leżą, wpadają koparki. Lufa karabinu.

Kolo w zakładzie produkcyjnym karze rozkopywać plaże i ok, ale zaraz dowiaduję się, że jeden z kochanków przewodzi protestom i zabili mu żonę. Zatem, jaka była kolejność? Na plaży byli kochankami, nie małżeństwem. Zatem w tej scenie nie mogli jej zabić. 

I przechodzimy do rozkazu kopania plaży. Jeśli minął jakiś czas od akcji pierwszej sceny, to kopanie nie jest nowością. Robili to więc wcześniej i tym samym braki w zaopatrzeniu to standard, z którym musieli sobie radzić w przeszłości.

Dalej.

Nie wiem skąd się wziął smartfon w rękach Ariel. Leżał na ziemi, położony na ołtarzu? Wrócę do dialogów. Nie przekonała mnie postawa czarownika, czy tam kapłana. Jakby miał rozdwojenie jaźni. Zabiera dziewczynie naszyjnik, ta protestuje, ale wykonuje rozkaz, a następnie kapłan oddaje. Na jego miejscu, będąc kapłanem nie oddałbym tajemnicy. 

Ale to znów IMO.

Jeśli Cię teraz zasmuciłem, wróć do początku mojego komentarza. I zapamiętaj, co spowodowało, że zostałem przy lekturze i przeczytałem do końca z zaciekawieniem.

 

Krokusie, jestem niezmiernie wdzięczny, że zechciałeś odwiedzić mój tekst i pochylić się nad nim.

Uwagi ze wszech miar słuszne. Dzięki raz jeszcze.

Czyli tak to jest jak się Dickensa daje w prezencie zamiast czytać ;). Muszę sobie odświeżyć oryginał (a może po prostu przeczytać).

Jest świetna kreskówka Disneya. :-)

Sito Sokratesa…

…a zresztą, kogo to obchodzi.

 

Emocje są fajne. Adrenalina, dopamina też.

Ale piwo jest znacznie lepsze. 

Polecam.

MTF

 

Pozdrawiam i życzę Szczęśliwego Nowego Roku dla nas Wszystkich!

I może doczekamy się narodzin portalowych miłości, czy chociaż przyjaźni, które jak znakomity twist wyłonią się z portalowych pól bitewnych.

To przypomnę, że masz dobre pióro. A jedyne co mi przeszkadzało w tym szorcie to to, że troszkę mi się to czytało, jak książkę telefoniczną. Dużo bohaterów w krótkim czasie.

No, ale limity potrafią zamordować najlepszy nawet pomysł.

Bez względu na to, kto zasiada/zasiądzie w Loży, ocena będzie subiektywna naznaczona tzw. czynnikiem ludzkim.

I tyle.

Zatem najlepiej jest robić swoje, zbierać punkty doświadczenia i kultywować tradycję forum.

Podejrzewam, że były momenty, kiedy przestawały myśleć. Ale czy z powodu pochylania się nad tajemnicą pandemii? 

I tym o to sposobem, sam się wpakowałem w potrzebę przeczytania opka sprzed roku. 

devil

Pytanie tylko czy te zabawki były w głowach dzieci czy dorosłych, którzy rozpaczliwie starali się jakąś radość dzieciom zapewnić. Zabawki to odskocznia od szarej rzeczywistości.

Nie potrafię się postawić ani na miejscu dziecka, ani rodzica w takiej sytuacji. Natomiast, gdyby dzieciom nie były w głowach zabawki i zabawy w przerwach między jedną strzelaniną a drugą, dziewczynki nie grałyby w klasy, chłopcy nie biegaliby z kijem i fajerką po ulicy, jak też wspólnie nie organizowaliby przedstawień z lalkami kukiełkowymi.

Jestem za to w stanie uwierzyć (odwiedziny takich miejsc jak Muzeum Powstania Warszawskiego, czy II WW potrafią dużo wnieść do postrzegania ludzkich zachowań), że ludzie w nawet najbardziej tragicznych okolicznościach szukają odrobiny normalności.

Nieproszony pozwolę sobie na jedno spostrzeżenie, gdyż…

Nawet były takie dwie światowe, podejrzewam, że w ich trakcie też dzieciom nie były w głowie zabawki. 

…skojarzyło mi się z wizytą w Muzeum Powstania Warszawskiego.

Zaraz za głównym wejściem, pierwsza z prawej sala poświęcona jest dzieciom z czasów powstania. Odwiedzające muzeum dzieciaki mogły nie tylko obejrzeć, ale też własnoręcznie wykonać zabawki, które wykonywano z dostępnych materiałów prawie osiemdziesiąt lat temu. Mogły też podpatrzeć jakie zabawy zajmowały wówczas dzieci. 

Otóż, zabawki w trakcie wojen były bardzo w głowach dzieci.

Mam jednak nadzieję, że ponury nastrój Cię jednak szybko opuścił. 

Nie. :-)

Hej.

Trochę za dorosły ten dzieciak. Być może wynika to z tego, że jako dorośli nie pamiętamy, jak logiczne może być myślenie 8-10 letniego dziecka, a nasze wyobrażenie koncentruje się na “gili gili, bobasku”.

Ale, jako że nasze wyobrażenie rzeczywistości oraz doświadczenie mają decydujący wpływ na odbiór dostarczanych treści, to dla mnie niestety, jak wspomniałem, dzieciak zbyt dorośle myśli i działa.

Tak to odbieram. Co wcale nie przesądza, że mam rację. 

Co do samego pomysłu – mogę go kupić. :-)

 

Takie mi się rzuciły w oczy rzeczy.

zza szklarskiej mgły.

Może szklanej? Szklarski to przymiotnik od szklarz.

 

i przez uchylone drzwiczki obserwowałem jak rodzice pakują w ślepą szafkę kolorowe paczki. Byłem pewien, że za drzwiczkami coś znajdę i tym razem.

Powtórzenie to raz (zresztą przejrzyj całość pod tym kątem), a dwa troszkę wprowadza w błąd. Można pomyśleć, że to te same drzwiczki.

 

ale rodzice w nocy byli zawsze tak głusi,

Czyli raczej nie była to drzemka.

Ależ lekko napisane. Aż odechciewa się… pisać.

 

Zawsze, ale to zawsze mam zapaloną lampkę ostrzegawczą, kiedy w pierwszych zdaniach dociera do mnie, że w narracji pierwszoosobowej autor i bohater reprezentują odmienne płci. Tutaj lampa zapaliła się, nie gasła, jednak na końcu nie mogłem sobie powiedzieć: ha, miałem rację. co kobieta może wiedzieć o odczuwaniu faceta (żeby była jasność, działa to też w drugą stronę).

Serio, jestem pod wrażeniem, głównie tej lekkości pióra, o której wspomniałem na wstępie.

Jest tu na portalu kilka opek z tego uniwersum.

Zatem, niewykluczone, że gdzieś tam w kolejce coś mam jeszcze.

 

być może wykorzystam go jeszcze w jednym z trwających konkursów.

Prawdopodobnie więc, wyląduje w kolejce. :-)

Heloł.

Trochę za dużo zbyt mądrych słów, jak na moją wiedzę, więc smaczków nie wychwyciłem.

Mam małe doświadczenie w pisaniu,

Wrzucam, bo nikt nie chciał betować :(

Można się uśmiechnąć po latach, prawda?

Ale że z happy endem?

Żartuję. :-)

Jednym z celów budowania świątecznego nastroju jest dodawanie innym otuchy i wlewanie w nich nadziei.

Tak. Przyłożyłaś się do stworzenia świątecznej atmosfery.

Czołem.

Pomysł ciekawy i spokojnie można na tej bazie zbudować coś większego. 

Co do uwag, myślę że najlepiej ujął to BK w swoim komentarzu. Podbiję jedynie zwrócenie uwagi na pełnokrwistość bohaterów. nie tylko wygląd, ale także sposób wypowiadania się bardzo dużo mówi nam o ich cechach charakteru, a nawet o tym kim są.

PS.

Jak wrzucisz coś do bety, napisz na priv, chętnie pogadam z Tobą.

Przesympatyczna historyjka.

 Jestem pod wrażeniem realizacji pomysłu, który przecież już wyeksploatowany na wszelkie chyba sposoby, jednak w Twoim wykonaniu otrzymał zupełnie nowe opakowanie. Antropomorfizacja jest starannie przemyślana, na przykład dobrze ograłeś inteligencję szczurów.

Zabawy językowe w nadawaniu nazw własnych wyszły przednio.

A obrazkiem kupiłeś resztę serducha.

Bardzo solidne wykonanie, choć też nie jestem fanem czasu teraźniejszego w narracji. 

Mam jednak pytanie.

Wszyscy którzy tam poszli wrócili bez rzęs. Wszyscy z wyjątkiem samej Eli.

John, jak rozumiem w jakiś sposób zamienił się w karaluchy i inne robactwo i pod tą postacią czekał na kolejną ofiarę.

To skąd zatem wzięły się te pierwsze karaluchy?

Raczej nie zaglądasz, ale zostawię ślad, że czytałem.

No, przednimi kończynami pisane, to przednio wyszło. ;-)

Prawidłowo. :-)

Serio, ciekawy pomysł i realizacja. Wszystko na miejscu. Takie w sam raz na pierwszy dzień świąt.

– Ostatnie…

…może nie będzie tak źle.

Lata dwudzieste zaczęły się tradycyjnie, jak mi to ktoś powiedział dwa lata temu.

Niemniej, świat odradza się raz po raz. Nawet sam, może podświadomie, to czujesz. Wszak druga żona sknery rozpoczęła nowe życie i jest jej lepiej.

Będzie git.

Sorry, ludzie, nie było mnie stać na nic lepszego i na cokolwiek optymistycznego.

Nie dramatyzuj. Wyszło dobrze.

gravel, po pierwsze bardzo dziękuję za determinację w zaglądaniu do moich tekstów. Mam tylko nadzieję, że właśnie teraz nie przerodziło się to w zwątpienie co do zasadności ich czytania.

Dziękuję też, że mimo prośby o pobłażliwość, zdecydowałaś się poświęcić czas i uwagę, by wskazać co nieco.

 

Sporo błędów, fabularnie też tak sobie.

Na dnie szuflady jest sporo kurzu, pajęczyn. Miałem przeczucie, że nie wychwycę wszystkiego, czytając go po latach (chyba ich z dziesięć minęło). Między innymi dlatego, że był taki „nie mój”. Jestem pewien co do autorstwa :-), jednak jest to jeden z tych tekstów, które powstały pod wpływem emocji, której już nie pamiętam.

 

Skoro takie elementy kultury pozostały, to czemu Krzyś nie ma pojęcia czym jest słońce? Tworzy mi to pewien dysonans.

Po co drążyć. ;-)

 

Do poprawek oczywiście zasiądę, jak to się mówi współcześnie, asap.

 

Umknęło mi to przy pierwszej lekturze. Przepraszam.

Nie masz za co przepraszać. Nie weszło, nie przykuło uwagi.

 

bruce,

jest mi przykro, że otworzyłem rany, akurat w świątecznej atmosferze. Nie zamierzałem, choć powinienem się domyślić, że gdzieś, ktoś może mieć osobiste skojarzenia. Przepraszam.

 

Tłukąc lustro, jak rozumiem, uniemożliwił powrót do domu i kochającej mamy. Po stracie najbliższej osoby tylko rodzina może wesprzeć, tylko razem można pokonać ból, w pojedynkę to niemożliwe.

Dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Intencja opiera się na subiektywnych przesłankach. Siedzi w naszej głowie i podpowiada, co dobre wyłącznie z naszej perspektywy. Czynienie dobra komuś bywa samolubne.

Zdrowia i spokoju.

Reszta, jeśli się nie ułożyła, to znaczy, że właśnie się układa.

To też nie wina polskiej kinematografii. Czasem ludzie widząc te same rzeczy, dochodzą do podobnych wniosków. A popkultura ma moc.

Na usprawiedliwienie dodam, że “Listów do M.” nie oglądałem. 

Jedyny “List do M.” jaki znam, to Ryśka Riedla.

Wyobraziłem to sobie i poczułem. 

Dobrze, że nie czytałem przed snem, choć pewnie atmosfera będzie mi towarzyszyć cały dzień.

Dodaj jakieś tagi, bo zdaje się za moment szorciak wyląduje w biblio i szkoda, by nie wszedł na główną.

Tylko ja naprawdę chcę poprawić zjechany tekst. 

Zapewne jesteś po lekturze Dżumy, więc masz świadomość, że poprawianie może skończyć się różnie.

 

Przyznam, że dopiero dziś przeczytałem tekst. Komentarze pobieżnie od góry i uważniej od dołu.

Najpierw to, co mi się rzuciło „w oko”:

 

Kapelusz był przerażająco zimny. Do tego, wbrew logice, panująca w nim ciasnota przytłaczała mnie.

Dlaczego wbrew logice coś, co jest ciasne przytłacza?

 

Ulryk bezceremonialnie wepchnął mnie do środka i postawił odwrócony cylinder na stole, uniemożliwiając wyjście. Wiedziałam, że jeśli nie pójdę posłusznie dalej, wciągnie mnie tam sam. 

Na tym etapie nie wiem, że w kapeluszu jest inny świat. Więc myślę, gdzie ma pójść, skoro jest zamknięta w kapeluszu? Od razu wyjaśniam, że nie wiem, jak z tego wybrnąć.

 

Jakże się pomyliłam!

Akapit. Potrzebny oddech po poprzednim zdaniu.

 

Pomagała w szpitalu, jak i ja przed laty.

Raptem rok wcześniej poznała pisarza.

 

A teraz punkt widzenia na całość.

Początek zapowiada wciągającą historię. I to naprawdę zachęcająco. Później jest już „nie po mojemu”. Wolałbym, by zanurzała się w ten mrok, dotykając oślizgłych kamieni. Chciałbym zobaczyć skrwawione od kajdan kostki, połamane paznokcie i że już się tak nie boi, jak za pierwszym razem. Przypomina sobie ślub, ale idzie dalej. Wspomnienia przeplatają się z tym, co się właśnie dzieje.

Gdybym był betą właśnie to bym Ci napisał.

Ale dobrze, że nim nie byłem. Bo okazuje się, że mam odmienny punkt widzenia, niż Ty i z dużym prawdopodobieństwem tych, którzy betowali.

Różne style, różne upodobania.

Ktoś lubi wartką akcję i podczas lektury czuć się jakby biegł na szczyt wieżowca. A ktoś spokojną nastrojową narrację pełną barwnych opisów. Ktoś lubi się domyślać, rozwiązywać zagadki i jest wściekły na autora, że za dużo podpowiada. A inny woli, kiedy autor cierpliwie wszystko tłumaczy.

 

I teraz najważniejsza konkluzja.

Mnie, jako czytelnika nie zadowolisz, bo musiałabyś to napisać „pode mnie”. Skup się na tych, którzy są usatysfakcjonowani lekturą. I jeśli wpadnie Ci do głowy pomysł, by jednak spróbować puścić oko do takich, jak ja – stracisz tych zadowolonych. :-) Poza tym, opowiadanie już nie będzie „Twoje”.

 

Jeśli masz czas, zrób eksperyment. Napisz szorta w zupełnie innym stylu.

 

Na koniec.

Udało Ci się stworzyć przekonującą bohaterkę z krwi i kości. A to jest sine qua non każdego opowiadania, bez względu na gatunek i upodobania stylu.

No dobrze, Gekikaro. Nie czytasz komentarzy przed. Jednak jakoś dokonujesz selekcji, który tekst czytasz, a który nie. Nie czytasz przecież wszystkich tekstów każdego z autorów. Chyba, że czytasz. :-)

Bo nie ma złotego środka, bruce.

Przytoczę tylko pewną poradę z podręcznika, który na początku mej drogi zawodowej wręczył mi starszy kolega. To podręcznik dla dziennikarzy, jeszcze chyba z lat siedemdziesiątych. 

Nie będzie to dokładny cytat, ale myśl główną zapewne uda mi się przekazać.

– Dla kogo piszesz? 

– Dla ludzi.

– Ale jakich konkretnych ludzi.

– No, dla robotników…

– A znasz jakiegoś konkretnego?

– Mam jednego takiego sąsiada.

– To idź z nim pogadaj, zaprzyjaźnij się, zrozum go i pisz dla niego.

 

Pierwszym beta czytelnikiem Kinga jest jego żona. Ujęła mnie jego wypowiedz, że kiedy ona się uśmiecha, doskonale wie, który fragment właśnie czyta.

 

Kolejny przykład z wczoraj. Teraz będzie osobiście. 

Mam problem z jednym opowiadaniem, bo czytelnicy nie bardzo odkryli, co im chciałem opowiedzieć. 

Niczego nie będę zmieniał, dlatego że moja córka przeczytawszy, dokładnie odkryła wszystko, co w tekście zostawiłem.

I tyle. 

A to zależy, czy Reg twierdzi, że tekst jest żle napisany pod wzgledem technicznym (ufam Jej pod tym względem bezkrytycznie), czy że Jej się bardzo nie podoba.

W tym drugim wypadku – daję szansę, bo akurat mimo ogromnego szacunku do Reg (i wielu innych uczestników forum) mam po prostu inny gust i to co nie podoba się innym, często podoba się mnie, a bywa też odwrotnie. 

I to mi chodziło. Często dokonujemy wyborów biorąc pod uwagę opinie innych osób, które już poznaliśmy.  Nie ma i nie będzie obiektywizmu na tym i każdym innym forum. 

Będzie też “po znajomości”, jak również “na złość”.

Mechanizm jest tak złożony, jak ludzka natura. Ludzie mają swoje upodobania i dlatego mamy do czynienia z różnorodnością w literaturze, jak również różnorodnością opinii. Tu dotykamy emocji, wrażliwości, wiedzy i doświadczenia. W każdej społeczności zachodzi zjawisko relacji. Pojawiają się sympatie, a nawet przyjaźnie. Są antypatie, czy wrogość. Znów wracamy do emocji i charakteru człowieka. 

Napiszę o własnych doświadczeniach, które na razie ukształtowały moją aktywność (prędzej brak) na forum. Przyczyna obiektywna: życie ostatnimi czasy upomniało się o skoncentrowanie uwagi. Druga, subiektywna: funkcja dyżurnego. W czasie dyżurów “musiałem” przeczytać teksty, które niekoniecznie sprawiały mi przyjemność i nierzadko były zwyczajnie bolesne dla oczu i mózgu. Z coraz większą niechęcia podchodziłem do zaglądania na forum. Kluczowym czynnikiem był brak czasu. Brakowało go na dobre teksty. 

No właśnie, a które to te dobre, skoro ich nie czytałem. Te w bibliotece? Fragment reprezentatywny niewiele mówi o tekście. Te piórkowe? Owszem, ale niekoniecznie akurat tematyka, czy gatunek musi odpowiadać mojemu gustowi.

Zatem, jakie jeszcze?

Ano te, które ktoś o podobnym guście do mojego przeczytał i skomentował. Jeśli forumowicz X napisał, że niestety nie tym razem, to mu ufam. Jeśli poleca, wbijam do kolejki.

Prosty przykład:

Czy jeśli nasza niestrudzona reg napisze pod tekstem, że się tego nie da czytać, czytacie mimo to, czy odpuszczacie?

A skoro tak, to zakładam, że nie zamierzasz w rzeczonej walce polec. ;)

Dobra, dobra. Jestem trochę jak karaluch. Kapciem nie ubijesz.

Nowa Fantastyka