Profil użytkownika


komentarze: 23, w dziale opowiadań: 19, opowiadania: 12

Ostatnie sto komentarzy

Język, fragmenty dotyczące natury, nawet zarys konfliktu – nie mogę narzekać. Wyjątkowo zainteresowało mnie połączenie z naturą, chciałbym poczytać na ten temat więcej. Zgrabnie, elegancko, interesująco. :)

Z drugiej strony, tekst wymagał ode mnie dużo zaufania, że zmierzamy do jakiegoś celu. A w międzyczasie – najlepiej nie zastanawiać się nad przyczynami, konsekwencjami i światem. Zamiast wsłuchiwania się w myśli/riposty bohaterki, wolałbym przeznaczyć drugie tyle czasu na poznanie świata, rozeznanie się w jej misji, zrozumienie motywacji. Póki co, jest raczej o emocjach, niż przyczynach.

Chętnie przeczytałbym tekst, który bardziej skupia się na mięsie tego świata i dobrze wyjaśnionej bohaterce. Póki co, wyszło baśniowo i bardzo smutno.

To ja zacznę od plusów! Pomysł z realistycznym wpływem ubioru na postać – pyszny. Trochę erpegowy, ale ja z podobnego świata, więc przyjąłem z szerokim uśmiechem. Językowo bez wielkich potknięć, ale chyba zabrakło szlifów (przecinki!) w kilku miejscach.

Chaos w dialogach, o czym już wspomniano. Czy to w ogóle ważne, żebym traktował bohaterów jako dwie osobne jednostki? Póki co, chciałbym traktować ich jako równoważne postaci z prawdziwymi motywacjami, ale nie potrafię. Zupełnie mnie nie interesują, więc są jakimś tam zlepkiem skojarzeń. A szkoda, bo paradoksalnie duża część tekstu opisuje tych mężczyzn. Szkoda, bo na koniec ważne jest tylko to, że się uzupełniają. Dla mnie to za mało, jak na wiarygodnego bohatera, o którego będę dbał.

Prawie odpadłem przez opisy rozrywanego mięcha. I nie dlatego, że taki ze mnie wrażliwiec. Humorystyczne fragmenty (bardzo trafne, swoją drogą) zupełnie nie kleiły mi się z tą “złą” otoczką. Zwłaszcza, że ostateczny wniosek (bohaterowie się uzupełniają) rozczarował.

Prawie przeczytałem. Zostawię komentarz, pomimo nieaktywności autora.

Zdania “Wyglądał tak, jak na rysunku.” totalnie się nie spodziewałem. Zwłaszcza, że konstrukcja jest okrutnie prosta, raczej nie wymagało to poglądowego schematu. Odebrało mi całą ochotę do dalszego czytania. Jeśli poruszamy się w medium tekstowym, to chciałbym trzymać się tej konwencji od deski do deski. Poza mapami drukowanymi na końcu książek. Mapy są piękne i dobre.

Ostatecznie pokonało mnie wyjaśnienie tożsamości/narodowości pasażerów. Z intrygi zeszło całe powietrze, w dwa czy trzy akapity. Sympatyczne łamanie czwartej ściany poszło w zapomnienie. A szkoda, bo pomysł z ogromnym potencjałem.

Jeśli chodzi o coś intrygującego, ale jednocześnie dość lekkiego, to zawsze myślę: “Bardzo tajne służby”. Szpiegowskie, absurdalne, z konwencją dostatecznie daleko od głównego nurtu. Jest trochę gier słownych, które gubią się w tłumaczeniu z francuskiego, ale to raczej norma na Netflixie.

Mniej zabawne, ale wciąż odjechane: “Maniac”. Przepyszne pomysły, gdzieś na granicy absurdu, humoru i psychologicznych wątków. Przypomina mi “The Lobster”, ale mniej dramatyczne.

Pozwolę sobie zostawić kilka słów. Całość czytało się dość dobrze, chociaż na początku miałem problem z płynnym wskoczeniem w realia uniwersum. Ale, o tym za chwilę.

Szalenie spodobał mi się wątek wszczepu i jego wpływu na człowieka. To chyba mój ulubiony około-cyberpunkowy motyw. Jeśli pojawią się kolejne opowiadania z uniwersum – z przyjemnością przeczytam! Mogę być w tym trochę stronniczy, ale nic nie poradzę, pochwała się należy :)

Motywacja bohatera zrozumiała, elegancko zapowiedziana i wyjaśniona wcześniej. Myślę, że to całkiem ciekawe zderzenie osobistych i imperialnych ambicji, zewnętrznych wpływów i ogólnej metodyki działania. Wszystko to zdecydowanie na plus; doceniam.

Przechodząc do marudzenia, było kilka momentów, które totalnie wybiły mnie z rytmu. Chociażby “Thomas coś mruknął pod nosem.” czy wracające określenie “szef Wolf”. Jeśli nie warto pisać co konkretnie mruczał, to kasowałbym to zdanie bez litości. Tak samo z powtarzaniem funkcji Wolfa – pierwsze dwa razy wystarczyły, żebym zapamiętał jego profesję.

Drugie i ostatnie zastrzeżenie: nazwy, nazwiska, miejsca. Struktura politycznych wpływów była dla mnie interesująca i wiarygodna, ale nazwy kolejnych cywilizacji wpadały jednym uchem, a wylatywały drugim. Pojawił się “Północny Kontynent” i “północny kontynent”. Nazwiska z kolei były zaskakująco zachodnie, w całym tym egzotycznym(?) terminarzu. Myślę, że większe ujednolicenie całej terminologii mogłoby tylko poprawić spójność świata.

Mimo wszystko, ciekawa wizja i dobre wykonanie. Gratuluję i cieszę się, że mogłem przeczytać kawałek solidnej, politycznej intrygi :)

Bardzo sprawnie, podoba mi się! Poszukiwanie składników lakoniczne, ale pasuje do formy. Zakończenie zrobiło chyba większość pozytywnego wrażenia.

Poprawiłbym tylko: “Kilka gramów anielskiego głosu na czarnym rynku, kilka gramów ukradła” na: “Kilka gramów anielskiego głosu na czarnym rynku, drugie tyle ukradła”. Sam walczę z podobnymi powtórzeniami w swoich tekstach, więc nie będę się przesadnie czepiał.

Nie odniosłem wrażenia, żebyśmy poruszali się tutaj w obszarze fanfiction. Z chęcią przeczytałbym więcej, o ustrukturyzowanej przepisami magii.

Francuską rzeczywistość próbowałbym przedstawić za pomocą zwyczajów, codzienności i przedmiotów, niż po prostu nazwiska. Charakterystyczna potrawa czy ciastko (Canelé!) mogą przenosić w bardzo konkretne rejony Francji. I nikt nie będzie miał wątpliwości, o którym kraju frankofońskim mowa. :)

Poprzednicy wymienili najważniejsze błędy. Chaos, dużo chaosu.

Ze swojej strony napiszę, że sam pomysł jest dużo lepszy, niż wykonanie. “Jak wygląda ewakuacja po katastrofie” to nie jest zły pomysł, naprawdę. Wcale nie trzeba tam żadnego monstrum i rakiet i akcji i zaskoczenia i kolejnej rakiety.

Na pewno warto czytać, czytać i jeszcze raz podglądać. Chociażby strukturę historii.

Jak na połączenie przeróżnych haseł, efekt zaskakująco sprawnie napisany. Tylko czy uniknięcie “wywrotki” wystarcza, żeby zachwycić?

Przede wszystkim, zabolała mnie ilość wątków. Naziści, czary, lustro, kwestia braci – to te najszerzej opisane. Starczyłoby tego na potężny tekst, może nawet powieść. Trudno za tym wszystkim nadążyć, nawet doczytując dodatkowe informacje z komentarzy. Trochę jak z nasionami – jeśli wrzucić ich za dużo w jedną doniczkę, to trochę nie wiadomo, które ma tam wieść prym. Wydaje mi się, że czytelnik miałby łatwiejszą robotę, gdyby prowadził go jeden temat. Wydaje mi się, że twórca też, bo nie trzeba by było wyjaśniać wszystkiego na raz (czyli łatwiej utrzymać limit znaków!).

Jedyna rada (choć nie jest to zbyt fortunne określenie), jaka przychodzi mi do głowy, to bardziej bezwzględne potraktowanie zadanych haseł. Obraz na ścianie mógł przedstawiać “lotopałankę” jedzącą “mango”. Dwa hasła z głowy, w jednym zdaniu; więcej słów na rozwijanie głównego wątku.

A żeby się niepotrzebnie nie rozpisywać – “Prometejada” już czeka w kolejce. :)

Przeczytałem, odczekałem, ale wątpliwości pozostały.

Przede wszystkim, świat mnie zainteresował, ale co dalej? Dlaczego tak mało konkretów? Dobrze wyjaśnia to thargone; pozostaje tu spory niedosyt. Nie sugeruję, żeby wrzucić tu nagle garść akapitów opisujących świat. Ale na dłuższą metę, niedopowiedzenia w nadmiarze drażniły, zamiast budować zainteresowanie. Jasne i konkretne przedstawienie motywacji księcia przyjąłbym ze szczerym uśmiechem.

Druga sprawa, to rdzeń historii. Zbiór scen ma wspólny i jasny motyw, kontrastującą (ale statyczną) główną postać, ale zabrakło mi w tym ruchu we wspólnym kierunku. Czy ten tragiczny pobyt w obcym świecie do czegoś doprowadził? O coś walczył, czegoś szukał? Póki co, wyszło na granicy moralizatorstwa, a tego nie lubię.

Tym bardziej szkoda, bo widać sporo potencjału. Chętnie przeczytam kolejne opowiadanie – bardziej fantastyczne i konkretne, a mniej tajemnicze i czarno-białe.

joseheim, a co Ci się do tej pory podobało, w podobnych klimatach? Mi humor poprawiają eleganckie kadry, ale mocno wątpię, żeby to było uniwersalne podejście do seriali. :D

Co najmniej jedno z opowiadań z “Amnezjaka” dzieje się w Lublinie. Konkretów nie podpowiem, bo aktualnie nie mam dostępu do swojego egzemplarza; nie chcę zmylić.

Wydaje mi się, że o Lublinie pisze też Marcin Wroński. Pasowałoby do kryminału, ale w wydaniu retro.

Nie do końca pamiętam, jak trafiłem na “Siedem Kelwinów”. Ale wciągnęło mnie na tyle, że przeczytałem; daję znać. Zostawię te kilka słów, nawet jeśli o kilkanaście miesięcy za późno. :)

Bardzo podobał mi się koncept świata, w którym kosmiczna karawana szuka swojego miejsca. Mam wręcz niedosyt, że tak mało tekstu mówiło o życiu w takich warunkach, przez tyle lat. Doceniam wiarygodne wyjaśnienie technologii; dlaczego powrót byłby tak ryzykowny. Ciekawe, jak mało autorytarny i decyzyjny był w tym wszystkim arcyksiążę!

Nie do końca przemówiło do mnie zakończenie. Rozumiem konflikt wartości i wagę decyzji, niczego innego nie proponuję. Ale spojrzenie admirała zostawiło niedosyt i masę wątpliwości. Chyba gdzieś zabrakło mi dookreślenia (albo wyobraźni), jaka to nić porozumienia się nawiązała.

Będę śledził, ale tym razem skomentuję trochę nowsze opowiadania :)

Cześć! NF czytam od kilkunastu lat, więc chyba najwyższa pora, żeby i tutaj się pojawić. Nie do wiary, jak długo można odkładać proces rejestracji.  Szalenie mi miło, że w końcu tu dotarłem.

Oczywiście, piszę własne teksty, to pewnie żadne zaskoczenie. Nie czekam na wenę, więc liter przybywa wprost proporcjonalnie do zużycia i spożycia kawy. Wyobraźnię budzę obrazami i jazzem, bo tak mi najwygodniej.

Nowa Fantastyka