Profil użytkownika


komentarze: 25, w dziale opowiadań: 22, opowiadania: 4

Ostatnie sto komentarzy

@Sagitt

Dziękuję za uwagi do tekstu. Aczkolwiek czuję się w obowiązku choć minimalnie się do nich ustosunkować:

Jak rozumiem, kosmos i kosmiczne aspekty techniczne miały być tłem całej historii, jednak warto byłoby o to tło zadbać.

Bo moim zdaniem jest bardzo słabo. I logika w tekście też cierpi pod tym względem.

To jest dokładnie ten tekst, który można byłoby powiedzieć G. Lucasowi, ale on nie ma sensu. To nie o fizykę chodzi w “Gwiezdnych Wojnach” i choć śmieszy mnie tam gwizd silników statków kosmicznych oraz charakterystyczny wysoki ton ich broni pokładowej, to i tak oglądam te filmy dla zupełnie innych wrażeń. I nie przeszkadza mi, że na wszystkich planetach jest tlen i przyciąganie 1 g. Bo to tylko sztafaż.

Co zaś się tyczy sytuacji, bo widzę, że bardzo się nią przejąłeś:

Prędkości, z jakimi poruszają się obiekty po stabilnej orbicie są mierzone w km/s. Więc, jak rozumiem, wahadłowiec leciał x km/s w jedną stronę, ale w przeciągu kilku sekund zmienił tor lotu i prędkość o przynajmniej kilka km/s więcej?

Jednak nie zmienił prędkości o “przynajmniej kilka km/s”.

Wahadłowiec już miał zerową (bądź pomijalną prędkość) względem satelity. Celowo nie wbijam się w liczby i opisy, bo to nie zadanie szkolne z fizyki. Fascynaci tych książek muszą szukać ich na innej półce. Ale skoro już umówiliśmy się, że boja nie eksplodowała cała, to wahadłowiec amortyzuje tylko uderzenia fragmentów. Zgodnie z zasadą zachowania pędu, będąc wielokroć cięższy od boi, nie może dostać Bóg wie jakiego kopa, bo to dopiero byłoby sprzeczne z fizyką. Całe przyspieszenie, jakie mógł dostać, dostaje tylko z tej zasady. Boja nie wypaliła z niego salwą burtową o masie połowy swojej masy (też III zasada dynamiki osłabiłaby to dodatkowo), lecz trafiły go nieliczne fragmenty, więc jego przyspieszenie nie może być tak gigantyczne , by go zgniatać. I o co miałoby go zgniatać? Sztywność kadłuba i ekstremalnie rzadki ośrodek, zbliżony do próżni, powodują, że statek zachowa się jak bryła sztywna. Pamiętaj, że tu nie ma fali uderzeniowej, jest czysta dynamika newtonowska.

Ale powtarzam raz jeszcze, i to stanowczo: nie o fizykę tu chodzi. To nie jest SF. Tamtych opowiadań musisz szukać gdzie indziej.

 

@Iluzja

Dziękuję za dobre słowo :) Szczerze mówiąc, przecinki zawsze były moją piętą achillesową i mimo, że staram się szlifować formę, to chyba nigdy nie uda mi się napisać poprawnie bez profesjonalnego korektora/redaktora.

Cieszę się, że się dobrze bawiłaś. A co do tanatofobii, to – parafrazując zielonego klasyka – z dwojga złego lepiej w tę stronę ;-) To może oznaczać, że są w Twoim życiu rzeczy, dla których widzisz jego wartość.

Osobiście jednak uważam, że bohatera spotkał los gorszy od śmierci. Choć nigdy nie wiemy, co nas tam czeka…

@Irka_Luz

Kurczę, sorry, przeczytałam opko i parsknęłam śmiechem, bo dla mnie przesłanie jest proste: uważej czego sobie życzysz, bo może się spełnić.

No tak. Ale nie. To jest punkt wyjścia. A potem jest klasyczny problem wypowiadana życzeń i ich interpretacji. Czasami z ludźmi nie da się dogadać, a co dopiero z taką istotą… Ale to dobrze, że śmiechłaś – to też jest reakcja, na którą liczyłem. Dziękuję!

 

@regulatorzy

Gdyby wyraził takie życzenie, to nic ciekawego by się nie wydarzyło. Aczkolwiek czasem to może byłoby lepiej…

https://me.me/i/can-you-fly-a-tie-fighter-directed-by-jj-abrams-21770414

@BasementKey

Dziękuję za ocenę. Cieszę się, że się podobało!

Co do zarzutów – może jakiś wypasiony kombinezon dać temu serwisantowi, żeby czytelnicy nie czepiali się tak tego wybuchu.

No muszę to przerobić. Miał być to tylko punkt rozpoczęcia akcji, a wyszła z tego oś dyskusji. Napisałbym, że w tym sęk, ale boje się pytań o cenę tartaku ;-)

 

Pozdrawiam!

 

Lovecraft nie żyje, Tolkien nie żyje, Lem nie żyje…

… i ja też się jakoś słabo czuję…

wink

Przecież to nie ja go nazwałem idiotą, tylko jego Autor… cheeky

@ zolw17965

Wracając do wątku wybuchu, kupiłbym twoją obronę, ale jak duży musiałby być “fajerwerk, który będzie można zobaczyć na powierzchni planety nawet w środku dnia”? Jak daleko stał wahadłowiec i człowiek od boi, skoro człowiek nie zabrał nawet dodatkowego napędu? Ale to mało istotne czepialstwo, skoro całość jest bardzo fajna…

No tak. Racja. Zapomniałem, że przecież już wcześniej zasygnalizowałem wybuch ogniw paliwowych, a potem pomyślałem sobie niesprecyzowany inny wybuch o mniejszej sile i tak wyszło. Do przeredagowania.

Chociaż czytając samo opowiadanie ustawiłbym go gdzieś na poziomie porównywalnym z Bogami Greckimi, którzy siedzą sobie na Olimpie, czasem się pokłócą, czasem rzucą losem czy wygra Achilles czy Hektor, czasem odpowiedzą na jakąś prośbę

Bardzo dobre wyobrażenie. Unezumbar nie jest Bogiem Stworzycielem Dobrym i Wszechmocnym, jakiego znamy z  naszej judeochrześćijańskiej kultury, ale takim właśnie bóstwem w stylu olimpijskim. Pamiętacie jak Syrinx chciała, by bogowie ją uratowali przed koźlorogim Panem? Jak wyszło? Zamienili ją w trzcinę, a Pan uczynił sobie z niej fletnię. Ale ratunek!… Tu jest podobnie.

Chociaż bardzo mi się podobało, a to że dyskutujemy nad jego interpretacją i kształtem Boga, jakbyśmy co najmniej czytali Kartezjusza, to chyba dodatkowy plus…

Mnie się ta rozmowa podoba.

 

@ silvan

A Bog rozni sie od kolegi z pracy tym, ze ciut bardziej powinien myslec / domyslac sie? ;) Samo zalozenie shortu jest ok. Rozumiem przeslanie, ale ten bog przypomina glupią zlotą rybkę, a nie boga. To jedyne, co mi sie nie widzi.

Co do boga co się domyśla i w nawiązaniu do wspomnianych bogów olimpijskich, przypomina mi się biografia Zeusa: “Jeśli trochę uprościsz, biografia Zeusa wygląda jak życie zwykłego chłopa z wioski: walczył z żoną, chędożył wszystko, ukradł krowę.”

A jeśli mało Ci bogów cokolwiek niekumatych pozostaje mi ostatnia karta w tej talii: Azathoth laugh

 

 

 

 

Jak dla mnie short bierze w łeb poprzez… głupie bóstwo.

No kurde, Najwyższy Bóg, Pan i Władca wszechrzeczy, poczwórnie habilitowany profesor zwyczajny Uniwersytetu Kosmicznego i nie kuma (wraz ze swym pomagierem), czego dryfujący w kosmosie człek oczekuje? Nie rozumie konsekwencji swego “daru”?

No nie. Bóstwa i ich anioły to tylko figury. W dodatku Unezumbar nie jest Najwyższym Bogiem. To jest w tekście. Dlatego taka wredna przedmowa.

nie kuma (wraz ze swym pomagierem), czego dryfujący w kosmosie człek oczekuje?

Bo short jest o komunikacji/kontakcie z Obcym, a nie o przenikaniu ludzkich umysłów. Głupio mi się to tłumaczy…

Ok. Nie pasowało. Dziękuję za recenzję.

 

To właśnie byłoby piękno uniwersalnego języka – możliwość rozmowy z każdym, wszędzie.

Chyba Wittgenstein zapytał kiedyś, dlaczego nie możemy rozmawiać z lwem po angielsku. I zaraz odpowiedział: “bo nie ma o czym”. Nie chodzi tu o deprecjonowanie lwów, ale o uświadomienie sobie, że język idzie za środowiskiem-światem, w którym żyjesz. Taki wspólny język byłby nieprzystającym do rzeczywistości gwałtem na ludziach.

Po co Pigmejowi słowo “śnieg” – to pojęcie jest tym plemionom obce. Trzeba byłoby ich tego uczyć jak studentów uczy się algebry zespolonej – wpaja się pojęcia i uczy na nich operować, ale wyobrazić sobie liczbę, której kwadrat wynosi -1 jest okropnie trudno. Tymczasem dla Inuitów taki język, w którym jest jedno słowo “śnieg” byłby całkowicie nieprzydatny, gdy oni znają śniegu setki odmian i dlatego mają tyle słów na ich określanie, bo są im potrzebne.

Ale obecny system – język angielski pozwalający na zrozumiałą komunikację niemal na całym globie jako dodatek do języków lokalnych – uważam za świetny.

To naturalny proces. Greka antycznego Śródziemnomorza, łacina średniowiecznej Europy, teraz angielski.

z pewnością jest lepszy niż alternatywa w postaci chaosu po wieży Babel. 

To zabawne, bo właśnie chaos nowej wieży Babel zaczyna się, gdy języki prywatne przestają się pokrywać z językiem społecznym. I nie mówię tu o slangach i żargonach, ale o tym, co jest rzekomą ewolucją języka. O tym, gdy zaczynamy akceptować używanie słowa bynajmniej w funkcji słowa przynajmniej. Używanie słowa totalny w funkcji zbioru słów {zupełny, duży, najbardziej (jakiś)}, lub epicki jako {wielki, wspaniały, dobry}. Ja już mam czasem problem ze zrozumieniem o czym do mnie mówią ludzie posługujący się taką polszczyzną. A zastanawiam się, czy oni się rozumieją nawzajem.

 

 

 

 

Outta Sewer

Pozwól, że Ci się zrewanżuję jednym autorem. S. Lem: “Solaris”, “Głos Pana”, “Fiasko”. Nikt lepiej nie pokazał, dlaczego kontakt będzie niemożliwy (choć w “Solaris” w jakiejś formie do niego dochodzi…)

Może dwoma: “Imperium chmur” Dukaja też fajnie mówi o tym, co dzieje się między słowami. W tłumaczeniu języków, w zapisywaniu myśli do pisma.

“Ślepowidzenie” Wattsa znam – jedna z moich ulubionych lektur :)

A Mieville’a muszę wreszcie spróbować. Dzięki!

zolw17965 – dziękuję za miłe słowa.

Co zaś tyczy się eksplozji. Co rozumiesz pod pojęciem “eksplozja”. Czemu miał jej koniecznie nie przeżyć?

W atmosferze (i w hydrosferze tym bardziej) głównym problemem eksplozji jest fala uderzeniowa. Podłużna fala ciśnienia i gradientu ciśnienia ośrodka, w którym się rozchodzi. W próżni (nieidealnej, ale jednak) tego nie ma. Pozostaje kwestia ekspozycji na wyrzuconą materię i ewentualne promieniowanie, jeśli się pojawiło. Nie opisuję (celowo) konfiguracji ciał w czasie wybuchu, bo jest to zwyczajnie nieistotne. Ale możemy sobie wyobrazić, że Solunga znajdował się “w cieniu” wahadłowca, który został zniszczony w wyniku uderzenia szczątków satelity. Ale coś dużego (może fragment wahadłowca) wyrzuciło go w przestrzeń, z nadaniem mu lekkiej rotacji.

To taki był mój luźny pomysł :)

Czy to naprawdę bardzo zgrzyta? Może to jeszcze przeredaguję..

dawidiq150 – dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że się spodobało.

Outta Sewer

“Wywal z tej przedmowy drugie zdanie, bo jakiś taki nauczycielski protekcjonalizm z niego bije i zniechęca, a nie powinien, bo tekst jest całkiem niezły.”

Zdanie wrzuciłem z rozmysłem. Ale je przebuduję. Nie chodzi o protekcjonalizm, ale o takie zastanowienie: co nadawca chciał powiedzieć, a co odbiorca zrozumiał? O co chodziło Hastowi, a co Meleparion zrozumiał? Chciałem wrzucić tu zdanie, które będzie zaczynem pewnego zastanowienia, nim szort zostanie połknięty w czasie jazdy autobusem lub w poczekalni u dentysty (choć poczekalnie chyba teraz puste). Poprzedni mój tekst spotkał taki los: “a, to wszystko było snem – banał”. Problem był zasadzony w tym, czyj był sen. Bo nie narratora.

“Serwujesz jakiegoś bożka, którego przedstawiasz w cthulhowy sposób. Sa macki, dziwne oczy, jakiś ostrosłup – to wszystko pasowałoby do HPLa. Ale nadajesz mu pewne cechy chrześcijańskie – ostrosłup jest głosem boga, jak w tradycji chrześcijańskiej Metatron.”

Gratulacje za prawidłowe odczytanie. Ale to tylko figury w tej grze.

“Bo o tym chyba chciałeś powiedzieć? Spełnia życzenie i nasz bohater zostaje skazany na nieśmiertelność w samotności kosmicznej pustki. Wizja nie jest jakoś specjalnie świeża, ale na tyle ciekawa, że powoduje u mnie pewien mentalny dyskomfort w momencie, kiedy próbuję postawić się w sytuacji bohatera.”

Dziękuję za te słowa. O to mi chodziło. O ten efekt, który Neil Geiman nazwał “Drażliwymi tematami” w tytule swojego zbioru opowiadań (”Trigger Warning: Short Fictions and Disturbances”). To miało sprawiać dyskomfort (jeśli dobrze odczytuję Twoje intencje :)

“Pokazujesz tutaj, że nie możemy żyć wiecznie, a śmierć można w tym kontekście rozumieć jako akt łaski dla umysłu. Czy o to Ci chodziło? Czy nadinterpretuję?”

Tak. I oto, że gdy coś komunikujemy (”Nie chcę tu umierać!” ), to możemy zostać zrozumieni inaczej, niż się nam wydawało (”A gdzie, w takim razie, chciałbyś umrzeć?”). No to jaką mamy szansę w nawiązaniu kontaktu z Obcymi? ;-)

 

Dziękuję za rzobudowaną recenzję. Pozdrawiam!

Pozdrawiam,

 

Anet: dziękuję za dobre słowo :) i za przecinek (zawsze się te robaczki gdzieś rozbiegną i zawieruszą…)

Geeogrraaf: dziękuję za wskazówki i miłe słowa. Może faktycznie poprawię to zdanie, bo trochę zgrzyta :)

rosebelle – dziękuję bardzo za poprawki :) naniosłem

“Niestety, jak dla mnie wyjaśnienie, że wszystko było jedynie snem sprawia, że opowiadanie nie jest ani weirdowe ani fantastyczne. Po snach spodziewamy się wszystkiego, wszystko jest w nich możliwe, bo są snami.” – coś faktycznie nie poszło zgodnie z planem, bo jeszcze chyba żaden z czytelników nie zastanowił się, czyim jest snem… wink

Dobre. Naprawdę dobre. Człowiek jako żachwa, która, budując strefę komfortu zmienia się w gumowaty worek niezdolny do niczego poza zaspokajaniem najbardziej podstawowych potrzeb. Degeneracja funkcji umysłowych… i na koniec pożarcie w dorocznym rytuale, jak fetyszowi władcy w “Złotej Gałęzi” Frazera. Bardzo dobre, choć zrobiłbym inaczej ;-)

No i ta finałowa transformacja tytułu książki Sacksa “Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem” – śmiechłem głośno :)

Nowa Fantastyka