Profil użytkownika

Kiedyś pisałam tylko do szuflady, potem bloga, a teraz próbuję sił w czymś trochę innym.

https://lubimyczytac.pl/autor/216978/aleksandra-bednarska


komentarze: 2439, w dziale opowiadań: 2113, opowiadania: 785

Ostatnie sto komentarzy

Przychodzę z komentarzem piórkowym i wytłumaczeniem, czemu byłam na nie.

Zacznę jednak od pozytywów, bo brak piórka nie oznacza ich braku. W warstwie językowej tekst czytało mi się bardzo dobrze, stylowi nie mam nic do zarzucenia. Poza tym bohaterka, a właściwie jej kreacja też przypadła mi do gustu. Perspektywa obserwatorki w drugiej części tekstu współgra ładnie z klimatem chaosu i tego, jak bardzo czuje się ona w nim nie na miejscu. Wbrew tendencjom, że bohater ZAWSZE musi mieć siłę sprawczą, uważam, że to nie w każdej fabule to sensowne i możliwe.

Co zatem nie zagrało? Konwencje typu weird czy bizarro dają przyzwolenie na mniej tłumaczeń, prowadzenie akcji torem snu na jawie i tak dalej. Tu jednak mam wrażenie, że albo tekst został skrócony brutalnie pod limit z czegoś dużo dłużeszgo albo zbyt wiele zostało w głowie autorki. Szkoda, bo chciałam się tu odnaleźć, ale brakowało mi troszkę wytyczonego szlaku.

Dziękuję za dobrze oddany klimat wojennej katastrofy z perspektywy jednostki.

Hej, komentarz piórkowy, żeby nie było, że tak i już.

Dobrze, kiedy teksty w konwencji nieco lżejszej niż weird fiction czy klasyczna groza poruszają ważne tematy. Tutaj mamy nie tylko, ale i ciekawą zabawę formą, słowem, fabułą w ramach (nie)kontrolowanejgo szaleństwa bizarro. Logika snu bywa czymś ciężkim do przekłknięcia, tutaj jednak pasuje i broni całości. Co nie do końca mi podeszło to niektóre żarty, co jest kwestią średnio zależną od autora, więc się zdarza i najlepszym. Może nie mamy tu wszystkiego prosto, na tacy i od razu, mimo to czarujesz treścią i formą, co sprawia, że chce się zawsze doczytać do końca.

Dziękuję za wycieczkę do warzywnej nibylandii, była smaczna.

Przychodzę z komentarzem piórkowym, lepiej później niż wcale i tak dalej. A tak serio, po prostu ostatnio trudno mi zebrać sensownie myśli, ale uzasadnienie się należy. To i będzie.

Czemu byłam na tak? W skrócie lubię fabułę z zagadką skonstruowaną z sensem, co tutaj otrzymałam. Lubię też kiedy technologie czy inne światotwórstwa nie przyćmiewają aspektu związków międzyludzkich (chociaż czy tylko człowiek ma tu duszę, to ja nie wiem). Proporcje wspomnianych składników były jednak na moje oko jak się patrzy, a językowo nie dostrzegam mocnych zgrzytów. Jedyne, co nie przekonało mnie do końca to zakończenie bez wyraźnej kropki nad i, ale nie potrzebowałam jej, żeby zrozumieć morał czy tam główną myśl. Pokazanie, że zaślepienie ładnym opakowaniem może dotyczyć nie tylko istot ludzkich lub człekokształtnych, a nawet bytów chwilowo (długoterminowo?) bezcielesnych, uważam za ciekawy motyw. 

Dziękuję za przyjemną lekturę.

Hej, słuchajcie, nie wiem, czy mi się uda dotrzeć, bo trochę kręgosłup nawala. :( Jakby co, to jestem na targach dzisiaj po południu do 18 na pewno. Krążę, a pod koniec dnia mam dyżur na stoisku Mięty.

Cześć!

Opowiadanie ma dla mnie niewątpliwie dwa plusy: związki pomiędzy bohaterami, które nie opierają się na utartych schematach (bohaterka i szaman) oraz klimat południowoamerykański. Z jednej strony serwujesz dokładne opisy, z drugiej nie podajesz wszystkiego na tacy, co dla ludzi (jak ja) nie pałających miłością do infodumpu, jest sporą zaletą. 

Na minus zaliczam natomiast eksploatowanie stereotypu białego zbawcy oraz mocny patos końcówki. Nie zrozum mnie źle – zagadnienia poruszone w tekście nie są niczym śmiesznym ani radosnym, ale podejście do tematyki historycznej w sposób zbyt poważny też trochę przekłamuje rzeczywistość. Wiadomo, że to kwestia personalna, jednak dodanie nutki ironii czy odciążenie końcówki dodałoby wszystkiemu prawdopodobieństwa. Tak, wiem, to forum fantastyczne, ale realizm magiczny rządzi się swoimi prawami. 

Plusem, o którym wcześniej zapomniałam, jest użycie sztuki i obrazu jako klamry – bardzo dobry i trafny zabieg. 

Podsumowując, piórkowo będę na nie, niemniej tekst ciekawy i mający wiele dobrych momentów.

Pozdrawiam

Gimlosie, miło mi, że podeszło. U mnie pomysł wziął się z tego, że w kręgu kultury chińskiej często idea po wprowadzeniu w życie przerasta twórcę tak, że dosłownie unicestwia go skalą adaptacji albo pożera czyli staje się jedynym sensem życia. Rośliny wydawały się ciekawym tropem, bo niby nie można bez szkód jak w tekście robić terapii chlorofilowych, ale w kremach i balsamach to bardzo modny i skuteczny składnik, więc może kiedyś?

Co do kontekstu, fakt, nie sądzę, że grał tu pierwsze skrzypce. Zresztą, Hongkong to miasto typu miks kultur, więc klimat azjatycki czuje się tam tak samo jak ten typowy dla kosmopolitycznej metropolii. No, i jak zauważyłeś, dylematy bohaterów są takie, że niekoniecznie potrzebowały bardziej wyrazistego tła. Gdybyś chciał wejść głębiej w klimaty azjatyckie, to rzeczywiście warto zajrzeć do “Brudnych sprawek wujaszka Hana”, tam tych smaczków jest więcej. Dzięki za wnikliwą recenzję.

Cześć!

Mroczna i ciekawa wizja przyszłości oraz dylematy odwołujące się do uczuć rodzicielskich są mocnymi haczykami w tym tekście. Podoba mi się to, że nie tłumaczysz światotwórstwa krok po kroku, rozrzucając umiejętnie okruszki dystopii. Językowo jest sprawnie, mimo potknięć czyta się płynnie, chętnie podąża za rytmem narracji. Tekst ma dwa istotne minusy: kończy się w momencie, kiedy akcja mogłaby ruszyć z kopyta i wprowadzić nas w szczegóły świata przedstawionego oraz postaci dzieci nie różnią się od siebie na tyle, by zapadało to w pamięć. Bo na przykład różnią się wiekiem, ale mała siostrzyczka mówi i ma maniery zachowań do starszego rodzeństwa. O ile to drugie można tłumaczyć jakimś rodzajem dysfunkcji w rodzinie, pierwsze pozostawia znaczący niedosyt. Nie jest to jednak zwykła łzawa historia, grająca wyłącznie na emocjach, co bardzo mi się podoba.

Dziękuję za wizję dystopii w skali mikro.

Pozdrawiam

Się chwalę, bo będzie opko z mojego uniwersum. I oczywiście czekam na Wasze opinie :)

 

Cześć,

Mam trochę problem z tym tekstem. Opowiadanie z pewnością jest oparte na ciekawym pomyśle, a sceny konsekwentnie się zazębiają. Czyli kompozycja fabuły niby gra, ale są w niej pewne elementy, które IMHO średnio się sprawdzają. Przeskakiwanie pomiędzy perspektywami poszczególnych bohaterów w ich ostatnich chwilach nie jest tu problemem. Każdy ma wyraźnie zarysowaną osobowość i problem (na tyle, na ile da się to zrobić w krótkim tekście), więc przeskoki nie irytują, ani nie przyprawiają czytelnika o mały zawrót głowy. To, co wypada średnio, to fakt, że historie zamiast się uzupełniać w momencie przeskoku, powtarzają zbyt wiele elementów z wcześniej tylko z perspektywy kolejnego bohatera. Oczywiście jest w tym rodzaj wartości dodanej, jednak akcja zwalnia i niekoniecznie otrzymujemy coś, co nie wynikało wcześniej z kontekstu. Siada więc tempo narracji, a to nie do końca dobre w krótkim, wartkim w zamyśle tekście. Końcówka zdecydowanie jest najmocniejszą częścią tekstu, jednak już gdzieś w połowie można się domyślić dokąd to zmierza. To nie przytyk, po prostu tytuł i prowadzenie akcji prowadzi myślenie w pewnym kierunku. 

Językowo jest nieco chropowato, aczkolwiek spora ilość dialogów pomaga szybko przejść przez tekst. Ogólnie czytało się bez bólu, chociaż tekstowi przydałaby się lekka korekta najbardziej na poziomie fabularnym. Wtedy mógłby zdecydowanie zostać ze mną na dłużej.

Dziękuję za opowieść o śmierci z korpoperspektywy,

Pozdrawiam

Cześć, 

Przychodzę z pourlopowym komentarzem – niestety nie udało się wcześniej.

Opowiadania w pirackich klimatach zdecydowanie mają dla mnie plus na start za tematykę. Tutaj jednak, idąc w metafory okołowodne, było bardzo ciężko zanurzyć się w klimat i płynąć z historią. Dlaczego? Hm, kompozycja. Doceniam klasykę literatury, ale uważam, że czerpać z niej trzeba z rozsądkiem. Przydługie, mało angażujące i mocno opisowe wstępy to ryzyko, że czytelnik odpłynie nie w tym kierunku, gdzie chcemy. W przypadku tego tekstu problemem nie jest dla mnie tempo. Ba, ja piszę weirdy, więc żyję dla ciężkiej atmosfery i suspensu. Niestety, tutaj zabrakło paru istotnych elementów kompozycji, które usprawniają tego typu literaturę.

Tu wyliczę te moim zdaniem niezbędne. Numer jeden: hak na czytelnika. Jakaś tajemnica, zdradzona w półsłówkach dziwna dynamika między bohaterami, strzelba, która niby tam tylko jest, ale w którymś momencie strzeli i rozwali wszystko… Cokolwiek co wzbudza silniejsze emocje niż poprawny, dokładny opis. Numer dwa: za dużo tell, za mało show. Tak jak zauważył już wcześniej Golodh, lepiej pokazywać niż streszczać, chyba że to środkowy akt tuż po pierwszym istotnym trzęsieniu ziemi. Numer trzy: niewykorzystany potencjał folkloru haitańskiego. Tu może uznaniowo, ale świat przedstawiony zyskałby na podkręceniu tego konkretnego smaczku. Numer cztery: ilość bohaterów. Opowiadanie to nie powieść. Poboczne wątki, postaci warto scalić, wyrzucić, by ci, którzy są naprawdę modus operandi zyskali więcej należnego miejsca. Dlaczego? Krótka forma rządzi się innymi prawami, a zasypanie czytelnika zbyt dużą ilością szczegółów rozprasza. Numer pięć: powtórzenia, błędy. Co do pierwszego nie jestem purystką, bo powtórzenia czasami pomagają podkręcić rytm zdania, ale tutaj występowały niestety w zbyt dużym zagęszczeniu (patrz komentarz Zandary i Gravel). Co do drugiego, ćwiczenie czyni mistrza, więc sądzę, że z każdym tekstem będzie tylko lepiej.

Żeby nie było tekst miał też swoje momenty, głównie w sekwencjach akcji oraz paru ciekawych bohaterów. Niestety to jak dla mnie było za mało do piórka. Będę jednak śledzić Twoje dalsze poczynania z uwagą.

Dziękuję za piracką przygodę i pozdrawiam.

Rozumiem, natomiast wolałabym po prostu lepiej zrozumieć bohaterkę i jej myśli, perspektywę itd. A to, że niestety idziesz w stronę narracji obwiniania ofiary, nie ułatwia. Miłość potrafi zaślepić, jednak wyrzucanie tego bohaterce w świadomie wybranej formie narracji po prostu nie jest zgodne z moimi poglądami i sprawia, że “czuję” tekst mniej tak jak wspominałam. Coś napisanego gładko nie zawsze musi rezonować z odbiorcą na innych poziomach tekstu. Niemniej piszesz tak, że chętnie zajrzę do Twoich innych tekstów.

Cześć,

Opowiadanie napisane bardzo zgrabnym językiem, wręcz takim, który przy pierwszym czytaniu może sprawić, że ignoruje się całą resztę dla podążania za historią. Za to jest klik, bo sztuka to niełatwa. Niemniej co do samej konstrukcji fabuły i sensu opowieści… Po pierwsze nie do końca rozumiem motywacje i punkt widzienia bohaterki (a powinnam, bo o niej był tekst), po drugie oj, tak bardzo orientalizm. Chciałabym nieco lepiej zrozumieć, skąd w dziewczynie pochodzącej z innego kręgu kulturowego taka fascynacja, że daje się regułom życia w nowym miejscu przerzuć i pożreć żywcem, dopóki nie zostanie ocalona przez dżina. Związki z obcokrajowcami to zawsze specyficzna dynamika kulturowa i charakterologiczna (mówię z doświadczenia), a tutaj bardzo mi jej zabrakło. Jest wiele ładnych opisów, impresji i zachwytów nad egzotyką, ale jak na fakt, że bohaterka przenika nią i zaczyna żyć wedle reguł miejscowej kultury pozostajemy na poziomie wysokiej powierzchowności. 

W dużym skrócie językowo mi siadło, fabularnie i ogólnie dość średnio. Niemniej jestem wymagającym czytelnikiem.

Dziękuję za sporą dawkę ładnych opisów,

Pozdrawiam.

Cześć,

Opowiadanie zdecydowanie ma swój niepowtażalny, gawędziarski klimat i dobrze wykorzystuje motywy biblijne. W sensie dla mnie jako osoby, która średnio je lubi i często niezbyt kojarzy wszystko było zrozumiałe, na miejscu i nieprzesadzone, a to już dobrze wróży na początek. Co do warstwy językowej zgrabnie uderzasz w ton, który bardzo lubię. Jest stylizacja na język mówiony, w miarę porządny rytm, gawędziarskie wstawki. Niestety momentami to siada, więc taka wskazówka na przyszłość: czytaj czasem tekst głośno samodzielnie lub za pomocą syntezatora mowy, to bardzo pomaga przy szlifowaniu tego typu stylizacji. 

Co do warstwy fabularnej nie ma tu większych fajerwerków, ale wszystko pasuje mi poza puentą. Zgodzę się ze Ślimakiem, że nie do końca widzę logikę w takiej a nie innej myśli przewodniej zakończenia. Niemniej czytało się przyjemnie i uważam ten tekst za dobry debiut na portalu.

Dziękuję za fajny realizm magiczny i pozdrawiam.

Hej, wracam z komentarzem widocznym dla wszystkich.

Tekst napisany lekko, z humorem i praktycznie już od pierwszego czytania wymagający wyłącznie szlifów językowo-drobnicowych. Podobał mi się pomysł na świat oraz nienachalne wplecenie w narracje jego mechaniki. Żeby nie było to pokręcę nosem nad dynamiką między bohaterami, bo momentami perspektywa narratora na relację z Dalią średnio mi się podobała, ale w sumie siedzieliśmy mu w głowie, więc nie było tu filtra. Niemniej jeśli chodzi o rolę obu postaci w akcji była ciekawa, znacząca, wykorzystująca potencjał i mimowolnie rzucane wskazówki. Zmiana perspektywy i narracji w zakończeniu nieco mną zakręciła, niemniej pasowała do koncepcji i domknęła nam parę istotnych szczegółów. Ogólnie uważam tekst za bardzo udany i chętnie przeczytałabym więcej z tego świata.

Dzięki za przyjemną lekturę i pozdrawiam.

Hej, Anonimie! Chciałabym nominować Twój tekst do piórka, ale żeby formalności stało się za dość, muszę poznać Twojego nicka. Zgodnie z regulaminem wystarczy, że odezwiesz się w wiadomości prywatnej, bo nie chcę odbierać Ci szans w konkursie. 

Pozdrawiam!

Szczerze nie wiem, o co chodzi :( Odniesienie do czego?

Chodzi o to: Bardzo wyraźnie informowaliśmy wszystkich zainteresowanych, że nie ma podstaw, by sądzić, że z takiej podróży można powrócić. Mimo to większość z nich wyrażała chęć zakupienia biletu lub nawet kilku.

Ale już widzę, że poprawione.

 

Co do reszty cieszę się, że coś mogło się przydać do podkręcenia realiów.

Pozdrawiam

Cześć,

Zacznę od łapanki.

 

Atahualpa wznosi się wysoko ponad szachownicą, gdy jego orszak wkracza do miasta.

 

Tu językowo jest ok, natomiast spodziewając się fantastyki, myślałam że on lewituje, dopóki nie wspomniałaś o lektyce. Uznaniowe, ale jeśli kogoś innego też zmyli, poprawka pod rozwagę.

 

Atahualpa jest spokojny; nie zna dobrze reguł tej egzotycznej rozgrywki, ale tak czy inaczej znajduje się na wygranej pozycji. Będzie to kolejne wielkie zwycięstwo w długim paśmie wielkich zwycięstw. Jego figury zajęły znaczną część planszy – pięć tysięcy przeciw stu sześćdziesięciu ośmiu. Pionów jest tak wiele, że stoją w kilku rzędach, tłocząc się po kilkadziesiąt na jednym polu. Nie dysponuje, co prawda, końmi (na ich miejscu umieszcza pospiesznie juczne lamy), ale po drugiej stronie planszy zestaw również nie jest kompletny – wśród figur brakuje króla.

 

Byłoza. Z jednej strony nie jestem tu purystką, bo lubię stylizację na język mówiony. Z drugiej zbyt duże nagromadzenie nie do końca mnie tu przekonuje.

 

Czy jest jeszcze królem, czy już tylko pionem? W murach więzienia, gdzie może poruszać się naraz o jedno pole, nie jest to wcale takie oczywiste.

 

Jak wyżej.

 

zaczyna sięgać po swoje figury

 

Sięga. Zaczynanie nie jest błędne, ale niewiele wnosi do treści, a bez tego słowa zdanie ma lepszy rytm.

 

Pojedynki szachowe to motyw znany z filmu i literatury, ale jakoś nigdy się nie nudzi. Niektóre gry mają wiele z życia, zwłaszcza jeśli jego clou jest walka niekoniecznie wręcz, a bohaterowie walczą o coś więcej niż bycie górą na szachownicy. Ładnie malujesz słowem tło: tak krajobraz, jak i kulturę oraz kontekst historyczny. Nie ma przesytu, ale wiemy dokładnie to, co potrzebne, żeby “poczuć” ten moment. Niby dostajemy trzy wycinki, jednak w każdym otrzymujemy coś, co ma smaczki i jednocześnie pcha akcję do przodu. Ładna i udana miniaturka.

Pozdrawiam

 

No, hej. Science-fiction ma to do siebie, że się go boję i uciekam, bo technikalia i mała przystępność dla kogoś o moich upodobaniach. Na początek powiem jednak, że ten tekst czytałam nie dość, że bez bólu, to jeszcze do końca i w sumie z zainteresowaniem, co dalej.

 

Najpierw łapanka, bo parę rzeczy mi się mocno rzuciło.

 

Lot za orbitę Marsa, gdzie obecnie przebywała Kula, trwał kilka tygodni.

 

Jak obecnie, to za kilka tygodni może zmienić położenie. Niezgrabne plus zgrzyt czasów.

 

Mimo to większość wyrażała chęć zakupienia biletu lub nawet kilku.

 

Większość kogo? Brak dopełnienia, we wcześniejszych zdaniach nie pojawia się też odniesienie.

 

najlżejszy promyk światła

 

Najsłabszy, lekkość to mała waga, a światło jest falą. Ponoć, bo fizyka nie mój konik.

 

Ekran przemienił się

 

Przemienił się w co lub jak? Niezgrabne, proponuję podmiankę.

 

Co do konstrukcji fabularnej jako osi się nie przyczepię, bo uderzasz w odpowiednią nutę w oczekiwanym momencie, ale nie jest super przewidywalnie. Z drugiej strony od początku wiemy, że ta kula to nie jest coś zwykłego i zrozumiałego dla przeciętniaka, więc oczekujemy twista. Innymi słowy, dobra robota. 

Jest jednak parę szczegółów, które nie zepsuły mi całkowicie lektury, ale wymagają dopieszczenia. Są to tak zwane szczegóły kulturowo-relacyjne. Jak wiesz lub nie, Chiny to moja specjalność, więc jeśli akcja dzieje się tam, to zaproszenie do lekkiego czepialstwa. A tak poważnie, wyszło dobrze, są tylko słabsze momenty, które może podkręcić dosłownie dopisaniem paru słów czy zdania, więc wrzucę pod rozwagę. Dla mnie risercz i realia są ważne, nawet w fantastyce. 

Po pierwsze: Shilan jest za mało wewnętrznie skonfliktowany, że leci na misję nie-chińską i sprzeciwia się rządowi. Mentalność Azjatów to większy kolektywizm i strach przed aparatem władzy, zwłaszcza u ludzi “z pozycją”, a służby specjalne działają prężnie już przy obecnej technice, a co dopiero w 2080. Element strachu przed tym wypadłby realniej, plus możesz rozważyć, czy Shilan nie miał zagranicznych epizodów w karierze, to by tłumaczyło zupełnie niechińską buntowniczość. Po drugie: on jak na kogoś pracującego przy technologii strategicznej i chińskiej za szybko się asymiluje i zachwyca obcym poziomem zaawansowania. Przydałaby się na początek lekka arogancja, niedowierzanie, kwestionowanie. Pracuję z Chińczykami, którzy się zajmują podobnie strategiczną technologią i tak to wygląda. 

Co do reszty realiów jest naprawdę okej, więc te dwa punkty przemyśl, bo to bardziej wisienki na torcie niż dziury w całym, ale no… Realia są ważne.

Klikam, ale mam nadzieję, że wprowadzisz parę zmian.

Pozdrawiam

 

Asylum dzięki za źródła, potwierdzają to, co pisałam wyżej z większą ilością przykładów. :) Daj znać, kiedy będziesz mieć odpowiedź.

Pozdrawiam

Asylum w sumie nie spotkałam się z czymś takim ani w źródłach historycznych ani w życiu. W Chinach, i państwach, gdzie ten język jest jednym z dominujących, pełne imię i nazwisko pada tylko w sytuacjach formalnych, wręcz zwracanie się tak do kogoś z grupy znajomych to jak wołanie u nas po nazwisku kogoś, kto tego nie lubi. Ewentualnie w sytuacji, że się kogoś dyscyplinuje, ale to już kalka z angielskiego wołania obojgiem imion i nazwiskiem w podobnej sytuacji.

Z reguły imię zależy od kontekstu społecznego. Ma się tak zwane “mleczne imię” czyli przezwisko z dzieciństwa, którego potem używają rodzina i przyjaciele. W sytuacjach rodzinnych zwracamy się też do ludzi stopniem pokrewieństwa, w oficjalnych tytułem zawodowym. A kiedy kogoś nie znamy możemy również powiedzieć: bracie-siostro (jeśli są w naszym wieku), ciociu-wujku (jeśli na oko wiek naszych rodziców). Ciekawostka jest taka, że legalne zmienianie nazwisk i imion, bo źle brzmią czy przynoszą nieszczęście często się zdarza. Mam koleżankę, która do wieku 25 lat zrobiła to już 3 razy.

Ale podsumowując, zwracanie się po imieniu jest jak najbardziej tradycyjnie przyjęte w kręgu osób najbliższych i nie jest zapożyczeniem z Zachodu. 

Mocny szort, ale popracuj nad układem graficznym: odstępy pomiędzy rozdziałami powinny być bardziej widoczne. Poza taką kosmetyką, wyszło mrocznie, ciekawie i z twistem, który nie do końca jest jasny czyli tajemnica, ale brak kawy na ławę. Językowo: zastanów się, czy wszystkie te zaimki są potrzebne, czasem mniej znaczy więcej. Odróżnienie zapisu części w zależności od tego, kto mówi też mogłoby nieco rozjaśnić, ale w sumie mnie nie zakręciło na tyle, żebym się zgubiła. Ogólnie jest to dość udany tekst i ciekawy kierunek poszukiwań.

Pozdrawiam

Chyba pierwsze opowiadanie w tym konkursie, które tak do mnie przemawia warstwą językową. Historia może nie do końca ma tu takie znaczenie, jak pokazanie relacji bohaterów przez pryzmat tego, co czują podczas zbliżenia. Właściwie trudno powiedzieć, czy to zgrabna przenośnia czy po prostu reinterpretacja jakiejś legendy. Tak czy inaczej, w tej formie, mimo paru chropowatości, to kupuję. Romantyzm w konwencji erotyki i błyskotliwe porównania to jest to.

Pozdrawiam

Arq von Shell zdecydowanie wybierz się na wyspy, żeby zobaczyć cichsze i mniej skażone cywilizacją miejsca: Najlepsza Lamma i ta z osadą Tai O. I koniecznie dla równowagi przejdź się na jakiś targ nocny i do Chunking Mansion, żeby zobaczyć takie piekiełko ścisku i betonu, a przy okazji popróbować przekąsek z całej Azji i nie tylko. Mam nadzieję, że to będzie inspirująca podróż.

Golodh 

Cozy modne, a jakże, ale ta czytelniczka po prostu woli sięgać po coś, co nieco mocniej ryje łeb. Aczkolwiek podoba mi się ta interpretacja “Gówniątka”, znaczy że tekst prowokuje do przemyśleń i dyskusji lożowników. 

Cześć!

Niby sporo elementów, które mogły mnie kupić, bo Azja, nawiązania mitologiczne, lekkie skręcenie fabuły w stronę bizarro. Niby, a jednak fabuła jako całość nie miała w sobie powiewu świeżości i nie chodzi tu tylko o wiadomy, snujący się za bożkiem zapach. Jak to wypada całościowo? Ta moneta ma dwie strony, bo w sumie ile mogłaby mieć?

Pochwalę za kompozycję i styl, który łatwo wciąga, pozwala nadążyć za rytmem historii i wczuć się w realia opisane w tekście. Dialogi też nie dłużą się i nie pełnią wyłącznie roli infodumpu, a w wybranej konwencji to jednak sztuka. Nie pochwalę za stworzenie czegoś, co w założeniu ma zahaczać solidnie o dziwność i absurd, ale biegnie po mocno utartym torze. Nie ma w tym nic złego, po prostu element zwrotu akcji się nie pojawił, a był silnie wyczekiwany. Gówniątko miało potencjał jeszcze namieszać, a skończyło tylko na byciu nowym członkiem rodziny. Szkoda mi, że nie dostało na to szansy, więc niestety jestem na NIE.

Na koniec uwagi związane z kontekstem azjatyckim, które nie wpływają na moją ocenę całości, ale na odbiór realiów jednak tak. Innymi słowy czepiam się, bo jestem sinolożką i sporo czasu spędziłam w Hongkongu. Po pierwsze ogrody w tym mieście raczej występują tylko daleko na obrzeżach ze względu na brak przestrzeni miejskiej nawet na reklamy czy stoiska uliczne poza wyznaczonym terenem. Po drugie dość dziwne, że mąż zwraca się do żony per “Ai Ling”, gdyż zapisane w ten sposób to imię i nazwisko osoby. Chyba że jej imię to Ailing? W tym kręgu kulturowym po ślubie nie zmienia się nazwisk, stąd moja wątpliwość.

Dzięki za odrobinę dziwności i pozdrawiam.

Hm, tekst napisany sprawnie, aczkolwiek to bardziej scenka niż pełnoprawne opowiadanie. Szkoda, bo relacja bohaterów, której kulisy mamy ujawnione w końcówce, rzeczywiście wydaje się ciekawa i godna rozwinięcia w szerszej, bardziej wielowarstwowej fabule. Językowo skupiłabym się na zmniejszeniu liczby klisz, bo ich zagęszczenie jest naprawdę duże (dwie idealne półkule, wejście jednym, płynnym ruchem, zwiększanie doznań etc.). Z jednej strony to jak najbardziej na miejscu w konwencji erotyki, z drugiej szukanie własnych, mniej nadużywanych zwrotów i opisów często daje ciekawszy i bardziej wciągający efekt. Innymi słowy: jest tu coś, ale wymaga doszlifowania.

Tekst ładnie skomponowany i może nie stricte erotyczny, ale prezentujący relację bohaterów w żywy i ciekawy sposób. Tło i fantastyska grają rolę drugorzędną, ale wybrzmiewają tak, jak trzeba. Czytało się przyjemnie, chociaż zauważam parę zgrzytów, głównie lekką byłozę. Ale nie jest to nic, czego nie dałoby się wyklepać, więc doświadczenie ogólnie oceniam na plus.

No, to wstępnie jesteśmy umówieni na 20. Jakby co, jestem w Warszawie już od środy-wtorku tego tygodnia, bo mam parę spraw do załatwienia. 

Hej, chce się ktoś spotkać w tygodniu naokoło targów Vivelo (18-21)? To jedna z tych rzadkich okazji, kiedy akurat będę w Polsce na dłużej, więc może się uda z kimś z Was zobaczyć. :) Wiem, że czwartek 18 odpada tak wstępnie, ale pozostałe wieczory póki co wolne.

Hej, proszę wszystkich, którzy zostali zaakceptowani do tomu pierwszego i drugiego o usunięcie tekstów poza zajawką – może być kilka pierwszych akapitów lub jeden początkowy w zależności od stylu autora. W opisie należy dodać, że pełna wersja pojawi się w antologii “Nokturnalia”.

Dziękuję za uwagę.

Powtarzam ten sam komentarz, co w wątku wynikowym dla większej widoczności.

 

Hej, hej, dla wszystkich, którzy jeszcze nie odesłali nam plików, proszę o lekki pośpiech. Jeśli ktoś z jakichś powodów nie chce odesłać tekstu, również proszę o odpowiedź na moją wiadomość, żeby ewentualnie dać szansę innym osobom. Dzięki i pozdrawiam!

Hej, hej, dla wszystkich, którzy jeszcze nie odesłali nam plików, proszę o lekki pośpiech. Jeśli ktoś z jakichś powodów nie chce odesłać tekstu, również proszę o odpowiedź na moją wiadomość, żeby ewentualnie dać szansę innym osobom. Dzięki i pozdrawiam!

Przeczytawszy.

Tekst łączy zgrabną intrygę i ciekawe tło. Co prawda podobnie do gravel mam wątpliwości, czy nie skupiamy się aby na mniej ciekawym bohaterze (pani T. zdecydowanie powinna dostać więcej miejsca lub własny spin off)… Ale historia wciąga tak czy inaczej. I chociaż rozwiązanie intrygi potem wydaje się tak proste, że nie wierzymy, że musiała doprowadzić nas do niego tak pogmatwana historia… Cóż w życiu też tak bywa, nawet bez mędrców i magów.

Przeczytawszy.

Jest to dobre, wciągające dark fantasy z paroma mocniejszymi akcentami grozy, jednak nie ma tu horroru. Kreacja bohaterki podobnie jak wartka i sensownie skrojona pod limit fabuła są tutaj dużymi plusami. Językowo trochę widać, że były szybkie cięcia w tekście np. słowa te są zadziwiająco przewrotnie prawdziwe – czyli jakie właściwie? oba te przysłówki mocno rozmywają treść zdania. Niemniej, czytało się płynnie, a to w tego typu tekstach też duża zaleta.

Przeczytawszy.

Opowiadanie z pomysłem i niezłym zakrętasem bizarro w końcówce. Groza niestety jest dość wzmiankowa i raczej pastiszowa, co powoduje lekki niedosyt gotyku. Ale pogrywanie z klasyką ma swój urok. Poczucie humoru też przednie, bo dobrze bawiłam się przy lekturze. 

Przeczytawszy.

Niestety, warsztatowo nie jest tu najlepiej, ale mam nadzieję, że skorzystasz z sugestii powyżej i popracujesz nad tym. Co do historii z pewnością odwołuje się do gotyckiego romantyzmu, uderzając z rozmysłem w wiele odcieni purpury. Podsumowując, liczę na to, że w kolejnych tekstach poświęcisz równie dużo uwagi stronie technicznej co fabularnej.

Przeczytawszy.

Opowiadanie stoi klimatem, który ładnie łączy gotyckie nawiązania z weirdem i gęstym wojennym tłem. Historia sam w sobie wciąga mimo licznych niedopowiedzeń. Problemem jest fakt, że tekst językowo wymagałby większego dopieszczenia. Są liczne powtórzenia (patrz łapanki wyżej) oraz spora ilość mało szczęśliwych sformułowań jak np. Ciemna szpara wiała chłodem. – proponowałabym: Z ciemnej szpary wiało chłodem. Ogólnie jeśli chodzi o warstwę pomysłu i odwołań jest solidnie, niestety wykonanie pozostawia trochę do życzenia.

Przeczytawszy.

Historia bardzo klasyczna, wręcz podręcznikowa. Ma jednak wszystkie elementy na właściwym miejscu i odpowiedni klimat. Językowo niestety jest tu trochę potknięć, zwłaszcza dość mocna zaimkoza, której wypadałoby się przyjrzeć z uwagą. Niemniej, nie zepsuła mi ona dość dobrych wrażeń z lektury.

Przeczytawszy.

Mam z tym tekstem problem, bo jest naprawdę wciągający, ciekawie skomponowany, a jednocześnie niezbyt gotycki. Skupię się jednak na pozytywach, których jest tu zdecydowanie więcej. Subtelna groza i tworzenie od początku klimatu opowieści szkatułkowej opłaciło się. Aż chciałoby się podsumować tekst: spełnianie marzeń bywa niebezpieczne, zwłaszcza dla tych, którzy mają dar. Językowo jest dobrze, a motyw muzyczny spina wszystko w całość.

Przeczytawszy.

Mamy tu niestety językowo-fabularny chaos. Niestety, bo sądzę, że wstępne założenia pomysłu były bardzo dobre. Doceniam ciekawe nawiązania do mitologii azteckiej i pomysł na osadzenie większości akcji na cmentarzu. Wydaje mi się jednak, że chciałeś zmieścić w dość zwięzłej formie opowieść, której potrzeba znacznie więcej miejsca, żeby wybrzmieć. Wrażenie strumienia świadomości to zdecydowanie trafne porównanie, więc jak przedpiścy zachęcam do bet. 

Przeczytawszy.

Kaszubski gotyk to dość ciekawe podejście do tematu, bo interesująco miesza motywy ludowe z klasyczną grozą. Opisy przyrody współgrają z tym, co dzieje się w głowie bohatera i są niebanalnym otoczeniem dla klasycznej opowieści o przemianie z chłopca w mężczyznę. Efekt psuje trochę kryptyczność zakończenia, w którym brakuje wyraźniejszej puenty. Mimo to czytało się przyjemnie i był to powiew świeżości w konkursie.

Przeczytawszy.

Ciekawy retelling, bo mamy tu gotycką wersję klasycznej baśni. Zgodzę się z przedpiścami, że nad stylem warto popracować, tak samo jak nad kompozycją, bo dysproporcja długości pomiędzy wstępem a zakończeniem jest dość uderzająca. Podobała mi się natomiast bohaterka i użycie motywu wilka w nieoczywisty sposób.

Przeczytawszy.

Zacznę od stylizacji, bo chociaż miała swój niepowtarzalny klimat, to podwyższyła mi próg wejścia tak, że straciłam nieco przyjemności z lektury. Brawo jednak za konsekwencję w jej stworzeniu. 

Jak zwykle u Ciebie mieliśmy gęsty klimat i niebanalne nawiązania, co zdecydowanie dodaje tekstowi waloru w warstwie pomysłu. Niestety, niejasności motywów, które doprowadziły bohatera do korony (przekleństwo brata? knucie żony? radosna mieszanka obu?) burzą mi tę staranną kompozycję. Lubię, gdy w fabule, nawet tej celowo przeładowanej suspensem, klocki wskakują na miejsce w okolicach końca, a tu to się nie zdarzyło. Niemniej, zdecydowanie stowrzyłeś tu ciekawe spojrzenie na gotyk, któremu dość blisko do dark fantasy.

Konkurs został oficjalnie zakończony. Czytanie potrwa, więc prosimy o cierpliwość w sprawie wyników. Każdy dostanie komentarze jurorskie, żeby było sprawiedliwie, bo chcemy, żeby nasze decyzje były wyraźnie uzasadnione.

Co do tych, którzy z jakiegoś ważnego powodu nie skończyli, mogą wrzucić tekst z tagiem wyłącznie w ramach naboru. Nieodwołany i nieprzesuwalny termin jest do piątku wieczór włącznie. Proszę jednak o wyraźne uprzedzenie w tym wątku, zanim tekst zostanie wrzucony. 

Przeczytawszy.

Dobra klasyka nie jest zła, jednak czy tym razem wystarczy? Pochwalę najpierw przemyślaną konstrukcję, bo od początku budujesz to, co wybrzmiewa w ostatniej linijce. Językowo niestety pojawiają się kwiatki, głównie lekkie niezręczności i słowa mało pasujące do epoki (wypunktowane wyżej, więc nie będę powtarzać po przedpiścach, jednak polecam gorąco Twojej uwadze ich komentarze). W rozwinięciu akcji zabrakło mi też jakiegoś nowatorskiego, przewrotnego akcentu. Czy psuje mi to odbiór całości? Odrobinę, więc zwróć uwagę na to jak konstruujesz fabułę między drugim a trzecim aktem – czytelnik chce być w tedy odrobinkę wiedziony za nos, aż do kulminacji. Klimat klasyczny, gęsty, w punkt.

Przeczytawszy.

Powiem, że tekst tak pokręcony jak lubię i niepozbawiony pomysłu oraz klimatu. Problem w tym, że czy to przez cięcie pod limit czy niedopowiedzenia mamy do czynienia z zaburzeniem przekazu na linii czytelnik-autor. Sama akcja z przebierankami i fałszywym synem, który okazuje sie jednak tym prawdziwym podoba się, ale nie rozumiem motywacji tych, którzy wprawiają ją w ruch. Podobnie syn pomagający ojcu mimo porzucenia ot tak, bez refleksji… Czuję, że tu jest większa historia i mam niedosyt. Klimat przekonał mnie jednak swoją grą z konwencją. 

Przeczytawszy.

Jest to bardzo smaczny sernik, ale niestety robiliśmy konkurs na szarlotkę. Niemniej pochwalę za kreację bohaterki – starsze osoby często są wykluczane lub traktowane sztampowo i zgodnie ze sztywnym archetypem, a tu miła niespodzianka. Czarny humor oczywiście też na plus, dziwność także… Szkoda, że gotyk pojawia się wzmiankowo, chociaż są to całkiem zgrabne odwołania do klasyków gatunku i znanych powszechnie motywów. Finał z egzorcystą bardzo satysfakcjonujący.

Przeczytawszy.

Mam z tym tekstem duży problem, bo wiele się tu dzieje, elementy grozy są na miejscu, ale nie czuć gotyckiej atmosfery. Brak opisów i budowanie akcji na dialogach sprawdza się bardziej w konwencji slashera lub horroru opartego na akcji i dynamicznej, nieprzemyślanej reakcji. Tutaj zabrakło oddechu, budowania świata, momentu zwolnienia, który jest niezbędny dla stworzenia lekkiego suspensu. Niemniej poza konkursem jest to tekst, który czyta się wartko i nieźle.

Przeczytawszy.

Opowiadanie miało to coś, co wciągnęło mnie w historię od początku. Niestety w miarę rozwoju historia z zagadkowej, nieoczywistej grozy staje się dark fantasy. To, co muszę pochwalić, to fajne pokazanie związków między Audrey a jej porywaczką (niezły syndrom sztokholmski) i potem matką. Zdecydowanie przeskoczenie z perspektywy dziewczynki na tę jej prawdziwej matki nie wyszło tu na dobre. W dłuższym tekście byłoby więcej czasu na rozwinięcie tej realcji i taki przeskok wyszedłby bardziej naturalnie. Pochwalę jednak język i klimat, bo są imho bardzo dobre.

Hm, sprawa ma się tak: jeśli zależy Ci, by opowiadanie było rozpatrywane w ramach podium – prosimy o dotrzymanie termiu. Jeśli ma być wyłącznie rozpatrzone w ramach naboru, może wpaść z tagiem do piątku wieczór włącznie. Jury chce być fair wobec tych, którzy dotrzymali terminu i ma pod koniec roku trochę napięty grafik. Mam nadzieję, że to w jakiś sposób pomoże, bo liczę na Twój tekst.

Przeczytawszy.

Zacznę od plusów, bo jest ich więcej. Rytm narracji w czasie teraźniejszym sprawdził się, podobnie jak odmalowanie problematycznej relacji między powierzchownym artystą, a jego nową muzą. Motyw rzęs też świetny, ale o tym już sporo padło. Erotyka i turpizm to też są motywy, którymi łatwo mnie przekupić i tu się udało.

Ale, żeby nie było tak kolorowo… Mam problem z zakończeniem. Mimo przyjętej konwencji zastanawiające jest to, że bohaterka niby kocha Johna, ale koniec końców traktuje jak wszystkich przed nim. Brakuje mi jakiegoś nakierowania, a może kawałek układanki zgubił mi się w czytaniu? Twist oczywiście jest ważny i poniekąd “robi” nam drugą przemianę bohaterki. Ale jakaś jaskółka na horyzoncie puszczona mimochodem byłaby dobrym smaczkiem. 

Przeczytawszy.

Motyw tytułowy zdecydowanie mnie kupił, a przywołanie go w tekście w paru różnych kontekstach też było wartością dodaną, jeśli chodzi o kompozycję. Narracja ma lżejszy ton, ale nie przeszkadza to poruszeniu poważnych kwestii i pokazaniu motywów gotyckich. Rytm też bardzo dobry, przez większość tekstu się płynie. Żeby nie było tak różowo, polecam jednak Twojej uwadze łapanki powyżej, bo parę baboli i powtórzeń. Czy brak twistu bardzo mi doskwiera? Muszę powiedzieć, że nie. Czasem prostsze historie łatwiej skroić pod limit i tu z pewnością się to udało.

Przeczytawszy.

Tekst ma wiele dobrych cech: fajnie oddaną kobiecą przyjaźń, nie mówiąc o perspektywie, pomysł na dziwny, nawiązujący do przeszłych tradycji rytuał, końcowe przejście z pacjentki na terapeutę… Całościowo jednak mam wrażenie, że panuje tu lekki chaos pojęciowy (hrabiowie, lordowie, kniahinie… za dużo tych różnorodnych tytułów; akcja pokazana tak, że nie wiemy, jaki to właściwie okres historyczny). Opowiadaniu przydałoby się też zmniejszenie liczby bohaterów tak, by mógł zginąć ktoś, z kim już jesteśmy zżyci i mocniejsze zaznaczenie kulminacji, która niestety nie wybrzmiewa.

Klimat i nawiązania za to bardzo mi podeszły, więc za to wielkie brawo.

Przeczytawszy.

Początek niby zapowiadał, co tu się zdarzy, ale w toku akcji udało Ci się zakręcić czytelnikiem tak, że dalsza część nie była całkiem oczywista. To dobrze, bo rzeczy powinny wynikać z ciągu wydarzeń, ale nie walić łopatą w twarz. Językowo solidnie, chociaż w kwestii interpunkcji chyba mamy inny ulubiony zapis wtrąceń.XD Kompozycja w porządku, ale pochyliłabym się nad nieco jaśniejszym zakończeniem. Nagła zmiana perspektywy w narracji trzecioosobowej to niby nie problem, ale zabrakło mi odpowiedniej przygrywki na wejście, więc trochę się zgubiłam. Gotyk oczywiście występuje na całej długości tekstu czyli ogółem jest na plus.

Przeczytawszy.

Wykorzystanie motywu wampirycznego w niebanalny to zdecydowanie jeden z mocniejszych elementów opowiadania. Językowo jest jednak sporo niezręczności, które częściowo wypunktowano, więc ogólnie polecam Twojej uwadze komentarze powyżej. Sam tok akcji jest poprawny i dobrze wpasowany w poetykę gotyku, jednak proporcje są nieco zaburzone. Przydługi początek i końcówka, urwana praktycznie zaraz po kulminacji nie daje czytelnikowi czasu na spokojne wyjście z tej historii. Inaczej mówiąc, są najsłabszymi punktami konstrukcji. Nielogiczne zachowanie Gorta też sprawia wrażenie, że czegoś tu zabrakło. Chodzi oczywiście o jakiś konkretny motyw, bo jak wiemy nie każdy zawsze analizuje wszystko co robi i mówi. Ogólnie to ciekawe opowiadanie, ale w paru istotnych kwestiach pozostawia lekki niedosyt.

Przeczytawszy.

Co do fabuły udało się, jest z dreszczykiem, klimatycznie, baśniowo… No, właśnie mam trochę uczucia podobne do fanthomasa w tej kwestii, chociaż groza jest, to muszę się zastanowić czy taka, która pasuje do koncepcji tego naboru. Niemniej, my z folkiem po baźniach definitywnie się nie pożegnaliśmy.

Jeśli chodzi o język, przyznam, że jest tu sporo chropowatości, które ładnie wypunktowała gravel. Ponadto lubisz tę stylizację, a momentami staje się przyciężkawa. Ogólnie pracowałabym nadal nad jej rytmem, chociaż, ponieważ spotkaliśmy się już na betach w podobnym klimacie, widzę spore kroki naprzód. 

Ogólnie tekst wypada na plus, wypada jednak pochylić się nad szczegółami i go dopieścić.

 

Cóż mogę powiedzieć, CMie? Czytało się jak zwykle dobrze, było wciągająco, a niedociągnięcia z poprzedniej wersji zostały ładnie wyprasowane. Masz łatwość łączenia na pozór sprzecznych tonów tak, że to się nie gryzie jak w dobrej czarnej komedii. Tutaj uderzasz w nieco poważniejsze tony, ale nadal nie serwujesz nam czystego patosu. Dla mnie fantasy premuim to takie, które poza kreacją świata i postaci, daje jakieś głębsze przesłanie. I tu zdecydowanie coś takiego dostałam. Jedyną wadą, która może być też zaletą, w zależności od punktu widzenia, jest to, że ewidentnie stanowi to część cyklu. Jednym to nie przeszkadza, innym trochę, kolejni mogą się zrazić. Jednak ja plasuję się tak pomiędzy dwoma pierwszymi grupami, więć jest w porządku. 

Innymi słowy, polecam, gdzie trzeba i rozważam coś więcej. :)

Pozdrawiam

Bruce, szkoda bardzo, bo nie widzę powodu.  Konkurs trwa, nie ma co wycofywać się, kiedy wszyscy wciąż biegną do mety. Ale mogę tylko szanować Twoją decyzję.

Zanaisie, nie mówiłam, że nie ma znaczenia, więc rozwinę, bo nie lubię niedomówień. :) Czasem sztuka wyboru jest trudna, a tu trzeba było inaczej rozłożyć akcenty czyli na przykład to, z kim i w jaki sposób bohaterka musi się skonfrontować w sprawie swojej ucieczki i jej powodów. Być może wtedy w końcówka wybrzmiałyby mocniej i jednoznaczniej.

Przeczytawszy.

Pomysł southern gothicu zdecydowanie jest ciekawy, ale w moim przypadku sporo detali tutaj nie zagrało. W jakich szczegółach siedział diabeł? Ilość dziur fabularnych (zamierzona?) sugerowałaby, że to weird a nie klasyczna groza. Nie ma w tym nic złego, ale proporcje i akcenty w fabule sugerują raczej, że nie o to chodziło. Podobnie do Chalbarczyk nie zrozumiałam przesłania i ubolewam nad tym, że postaci matki było tak niewiele, a ojciec mignął mi wręcz w przelocie. Co do reprezentacji rasizmu i orientacji bohaterki nie wiem, czy nie było tu za dużo grzybków w barszcz. W tak krótkim tekście trzeba dokonywać wyborów, a opinia policjanta wniosła mi do fabuły znacznie mniej niż na przykład jakiś mocniejszy rodzaj konfrontacji z rodzicami lub opiekunką matki. Problemem nie jest więc sam fakt wspomnienia o tym czy tamtym a proporcje w fabule. Niemniej klimat i nietuzinkowe nawiązanie do poetyki są na plus.

Przeczytawszy.

Hm, mam problem z tym szorciakiem. Z jednej strony podoba mi się oś fabuły i to jak to się rozwija, bo amnezja narratora robi niezłą historię. Z drugiej to dzieje się za szybko, bym mogła wsiąknąć w klimat. W sumie jest to na moje oko bardziej dokładny szkic niż pełnoprawna historia, więc mam nadzieję, że kiedyś rozwiniesz to w coś większego objętościowo. Rzeczy warsztatowe wypunktowali przedpiścy, więc też warto z tego skorzystać. Niemniej to, co w tym szorcie sie udało, to zamknięcie w minimum znaków zgrabnej fabuły, a to naprawdę sztuka.

Przeczytawszy.

Tekst z gatunku tych z pomysłem, gdzie groza jest subtelna, ale istotna dla całości. Podoba mi się, że prowadzisz narrację z kobiecej perspektywy, ale nie przesadzasz z ckliwością. Co do mentalności ofiary są momenty dobre i zgrzytu, tu jednak raczej trudno się wypowiedzieć jednoznacznie, bo trauma i walka z nią to jest bardzo prywatne doświadczenie. Motyw cylindra też bardzo na plus i oryginalny. Chropowatości języka zostały wytknięte powyżej, więc proszę tylko, żebyś zwróciła na to uwagę.

 

Widzę, że nokturnowy klimat się rozkręca. ;)

Co do tekstów, które nie były w zamierzeniu konkursowe, ale Waszym zdaniem mogłyby pasować (oczywiśćie chodzi o teksty publikowane w czasie trwania konkursu wyłącznie) to hm… Czemu nie? Ale proszę, żeby jakiś element grozy i nawiązania gotyku był tam zawsze obecny.

No, jest to ciekawy, choć trochę smutny obrazek. Szkoda, że nic więcej, bo inspirację miałeś zacną.

Może rozwniesz to w pełnoprawny szorciak? Czytałabym.

Nowa Fantastyka